• Nie Znaleziono Wyników

Zagadka memoriału politycznego Aleksandra Fredry z roku 1846

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zagadka memoriału politycznego Aleksandra Fredry z roku 1846"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Pigoń

Zagadka memoriału politycznego

Aleksandra Fredry z roku 1846

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 58/4, 515-537

(2)

ZAGADKA M EM ORIA ŁU PO LIT Y C Z N EG O A LEKSA ND RA FREDRY Z R O K U 1846

1

Zagadek je s t w łaściw ie kilka. K ażd a w sobie tru d n a , a w szystkie razem sk ład ają się n a zagadkę g en e ra ln ą , k tó ra nam zastęp u je drogę, gdy chcem y w yrozum ieć w łaściw y se n s i w y m ia ry tego osobliwego utw o ru . A nie m a co taić, że n a ta rc z y w y sfinks tego czy owego z zain­ tereso w any ch przechodniów p o trą c ił ju ż w przepaść zw odniczych b ała- m uctw i nieporozum ień.

Z agadka je d n a czeka n a s u sam ego progu. B rzm i ona: J a k i je st n a ­ leżyty te k st Uwag nad stan em s o c ja ln y m Galicji, m em oriału, którego a u to r sam n ig d y przez d ru k nie przep ro w ad ził. P ierw si jego w ydaw cy poskąpili n am n a ten te m a t w iadom ości, bodaj czy w ogóle orientow ali się naw et, że p roblem tak i m oże istnieć, i tek stó w sw ych dostatecznie nie w ylegitym ow ali. P olsk ą w e rsję m em o ria łu ogłoszono d ru k ie m po raz pierw szy fra g m en ta ry c z n ie w r. 1892 w lw ow skim czasopiśm ie „ T ry b u ­ n a ” h N ota re d a k c ji podaje ty lk o ty le, że p o d staw ą d ru k u b y ł odpis użyczony przez „m ecenasa P .” , ale k to to b y ł ów m ecenas, skąd on go m iał, ja k i b y ł w y g ląd przek azu — nie w iem y. W ydaw ca następ n y , S ta ­ nisław S chniir-P ep ło w ski, ogłosił całość w r. 189 9 2, zaznaczając p rz y ­ n a jm n ie j ty le, że m a ją w odpisie A lek san d ra Czajkow skiego, d y rek to ra tab u li k rajo w e j, a otrzy m ał ten te k s t z arc h iw u m dom ow ego Szeptyckich w P rzyłbicach.

A liści tu ju ż w y stę p u ją kłopoty. O kazuje się, że m iędzy obom a ty ­ mi tek sta m i zachodzą różnice, d ro b n e w p raw d zie, w yrazow e, z rzad k a

1 „Trybuna” 1892, z. 1. O publikowano tylk o część początkową tekstu, ciąg dalszy nie ukazał się w skutek zam knięcia pism a.

2 S. S c h n i i r - P e p ł o w s k i , Z papierów po Fredrze. Przyczynek do Ыо- grafii poety. „Przegląd P olsk i” 1899. Odbitka (określona jako „wydanie drugie”): Kraków 1900.

(3)

516 S T A N IS Ł A W P IG O Ń

zdaniow e, niem niej zachodzą. K tó ry z n ich je st po praw n iejszy ? P o n ad to kłopot d ru g i w in n iśm y córce pisarza. Zofia S zep tyck a zapisała w e W sp o ­

mnieniach, że w Przyłbicach, gdzie się p rze c h o w y w a ło .a rc h iw u m dom o­

w e F re d ry , długi czas nie było żadnego eg zem plarza Uwag i „dopiero przed k ilk u n a sty la ty dw a rów nocześnie w ró ciły do rą k n a szy c h ” 3. W ro ­ ku 1899 b yły więc w edług tego w P rzy łb icach dw a egzem plarze. D la­ czego S ch n ü r-P ep low ski o tym nie w spom niał, dlaczego nie sk o rzystał z obu tekstów , nie opisał ich ani nie zestaw ił? — Znow u n ie w ia ­ domo.

Żebyż to był koniec k ło p o tó w . . . Ale nie. U w ażniejsze p rzeszu k an ie in w e n ta rzy naszych zbiorów pozw ala stw ierdzić, że ta k ic h odpisów m e ­ m o riału dochow ało się w ięcej: jeden w B ibliotece Narodowej', dw a w zbiorach Ossolineum , jeden w obecnej P ub liczn ej B ibliotece N aukow ej M iasta Lwowa. Ł atw o spraw dzić, że i one nie są m iędzy sobą id en ­ tyczne. K tóryż ted y z tekstów wziąć za podstaw ę d ru k u w w yd an iu defin ity w ny m ?

Tych kłopotów nie będziem y tu ta j rozp lątyw ać; je s t to sp raw a tek sto - loga-w ydaw cy, k tó ry w swoim zakresie będzie m u siał się jakoś z n ią uporać. T ru d zresztą n ie będzie znow u ta k i w ielki. N a razie jedno jest najw ażniejsze. Z takim i czy ow akim i w a ria n ta m i — te k s t u tw o ru do­ chow ał się w całości i jest dostępny. T eraz on sam w sobie, w zięty pod baczną uw agę, z aatak u je n a s w ew n ętrzn ym i w ątpliw o ściam i, k tó re nie pousuw ane ta ra s u ją dostęp do rozeznania całego w yp adk u, do zrozu­ m ienia sensu u tw o ru i w yznaczonej m u roli.

2

P ierw sza i zasadnicza z zagadek brzm i: K ied y i po co F re d ro n apisał ten m em oriał? Przecież dopiero wiedząc to, będziem y m ogli orzec, czy go n apisał stosownie.

P y ta n ia tego nie zostaw iono u n a s bez odpowiedzi. Z nan a jest jedna,

k tó ra jakoś nie w yw ołała sprzeciw u i obow iązuje ■ d o tąd jednozgodnie.

W ysunął ją chyba pierw szy S chniir-P epłow ski. Zw iązał on m ianow icie u tw ó r z osobą R udolfa Stadiona, k tó ry zaraz po d y m isji g u b ern ato ra

3 Z. z F r e d r ó w S z e p t у с к a, Wspomnienia z lat ubiegłych. Przygotował do druku, w stępem i przypisam i opatrzył B. Z a k r z e w s k i . W rocław 1967, s. 114.

Informacja córki zapewne ścisła, ale niewystarczająca. Zofia już nie pam ię­ tała, że oryginał memoriału — wraz z w iększością archiwum ojcowego — prze­ wiózł brat jej Jan A leksander do Siem ianic, gdzie też przez długi czas pozosta­ w ało owo pismo w ukryciu. W ten sposób stało się, że p ierw si w ydaw cy tekstu, korzystający ze zbiorów czy to przyłbickich, czy pryw atnych, m ieli do dyspo­

zycji tylko kopie, i to nie całkow icie dokładne. Tekst autentyczny w ejdzie dopiero do tomu 14 Pism wszystkich.

(4)

G alicji arcyksięcia F e rd y n a n d a m ian o w an y został (3 VII 1846) kom isa­ rzem n a G alicję, z zadaniem zaprow adzenia ładu rozprzężonego w y p a d ­ kam i lu to w y m i i u reg u lo w an ia stosunków m iędzy dw orem a w sią. W e­ dług tego S tadion, b y się zorientow ać w sytuacji, jechał rzem ien n ym dyszlem przez p rzydzieloną m u prow incję, w drodze „słuchał skarg i zażaleń szlachty i p rz y ją ł też z rą k A. F re d ry znany już m em o riał o stanie sm u tn y m ” k ra ju 4.

Tenże a u to r po p a ru latach , z okazji ogłoszenia d ru k iem m em oriału, pow tórzył tęż w iadom ość w odm iennym ujęciu, a m ianow icie w uw adze w stępn ej, w k tó re j — pow iedzm y — apodyktyczność idzie o lepsze z dom ysłam i, jak nie m niej z u ste rk a m i i niejasnościam i. Oto te k s t owej inform acji:

Rudolf Stadion, który w początku sierpnia t.r. zjechał do Lwowa, był już prawdopodobnie uprzedzony w stolicy, gdzie i od kogo zaczerpnąć m oże auten­ tycznych inform acji o w ypadkach roku poprzedniego [!]. Na jego to prośbę skreślił Fredro m emoriał, który, przełożony na język niem iecki przez m ece­ nasa Rodakowskiego, odesłany został do W ied n ia5.

W całej tej re la c ji tru d n o się w szelako pozbierać. W ynikałoby stąd n ajp ierw , że F re d ro p isał swe Uwagi nie sam orzutnie, ale z in ic ja ty w y , „na p ro śbę” — S tadiona, w ręczył je zaś ju ż p rzejeżdżającem u przez k ra j w sierp niu jakoby, nie czekając n a w e t na jego przy jazd do Lw ow a. Rów­ nocześnie jed n a k słyszym y, że S tadion o trzy m ał je znacznie później, już po w izytacji, i nie w k ra ju , ale dopiero w W iedniu, dokąd po jech ał z rap o rtem w izy tacy jn y m . N a d o b itk ę powiedzieć trzeba, że żadne z ty ch sprzecznych tw ierd zeń nie zostało p op arte dow odem b y n a j­ m niejszym . S to ją obok siebie zgodnie i niefrasobliw ie.

J a k w spom niałem , orzeczenie to, choć tak gołosłowne, p rzy jęło się pow szechnie. D aje m u w iarę B ronisław Łoziński, po nim Eugeniusz K u ­ charski, a ostatnio tak że S tefan K ie n ie w ic z 6. Co w ięcej, zdaje się je

utw ierdzać n a w e t Zofia Szeptycka.

Po rzezi — pisze ona — mój ojciec podał bardzo silny memoriał do rządu o opłakanych stosunkach w kraju na ręce S ta d io n a 7.

4 S. S c h n t i r - P e . p ł o w s k i , Z p r z e s z ło ś c i Galicji. Lwów 1895, s. 460. — Memoriał „znany” z pierwodruku w „Trybunie”.

5 S c h n i i r - P e p ł o w s k i , Z p a p i e r ó w po F redrze, s. 71. — „Poprzedniego” to oczyw isty lapsus cala m i, zamiast: bieżącego. Zwraca uwagę, że autor w r. 1895 o „prośbie” Stadiona nic jeszcze nie wspom inał.

6 Zob. B. Ł o z i ń s k i , S z k ic e z h is to r ii G a licji w X I X w ie k u . L w ów 1913, s. 65, 69, 329, 333. — E. K u c h a r s k i , A le k s a n d e r Fredro. Ż y c io r y s litera ck i. Odbitka ze zbiorowego w ydania K o m e d y j F r e d r y . Lwów 1926, s. 45. — S. K i e ­ n i e w i c z , Ruch c h ło p s k i w G a lic j i w 1846 r. Wrocław 1951, s. 325.

7 S z e p t y c k a , op. cit., s. 114. 13 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i 1967, z. 4

(5)

518 S T A N IS Ł A W P IG O Ń

Do tego w szczególności św iadectw a nie m usim y jed n a k przy k ład ać w agi zbyt w ielkiej. G dy F red ro pisał m em oriał, córk a m iała la t d zie­ więć, w ówczesnych więc w y p ad k ach dom ow ych, a cóż dopiero w d z ia ­ łaniach politycznych ojca — nie m ogła się w ogóle orientow ać. S pisując zaś swe w spom nienia u schyłku życia, około г. 19Э0, p rzy ję ła z d o b ro ­ dziejstw em in w en tarza in fo rm ację S chnür-P eplow skiego, osadzającą się już szerzej jako com m unis opinio. Tak w ięc w szystko, co w iem y, da się sprow adzić do jednego źródła, do ujęcia sp raw y przez pierw szego w ydaw cę. Tem u też p ilnie p rzy jrzeć się należy.

W olno m niem ać, że orzeczeniem Schniir-P epłow skiego, chociaż pod­ trz y m an y m a u to ry te ta m i ty lu jego dłużników , rów nież przejm ow ać się zbytnio nie m usim y. Żadna pow aga nie zasłoni fak tu , że ów pierw szy spraw ca n a poparcie swego kategorycznego tw ierd zen ia nie podał żad­ nego dow odu i ty m niedopow iedzeniem swoim zbytnio się n a w e t nie m artw ił. Toteż w olno je uw ażać za nie w y m o ty w ow aną ko m binację a u to ­ ra. N iem niej udało się. Łatw o i pow szechnie uw ierzono m u na słowo. T aki stan rzeczy trw a do dzisiaj.

Czy m a p rzetrw ać nadal? A pel do w ia ry w zbudza czasem p rzeko rn ą pokusę niew iary . K ażde tak ie a u to ry ta ty w n e tw ierd zen ie dobrze jest skąpać w o stry m roztw orze k ry ty cy zm u , by n ie rzec: sceptycyzm u. Istn e j praw dzie zawsze to w ychodzi n a zdrow ie.

3

O drzuciw szy więc trad y cję, trz e b a będzie rozw ażyć sp raw ę na w łasną rękę. K o n tro lę zaczniem y od dom niem anego ad re sa ta . M em oriał m iał być pisany jak o b y „na p ro śbę”, w każdym zaś razie n a u ży te k R udolfa Stadiona; do niego m iał być skierow any. Tak nam m ów ią. Ale tu a ta k u je n a s cały rój w ątpliw ości.

P rzed e w szystkim czy m em o riały takie, zaw ierające opinie i po­ s tu la ty poszczególnych członków stan u szlacheckiego, b y ły Stadionow i w ogóle potrzebne? Nie m am y żadnego dow odu n a to, żeby on do ko­ gokolw iek w podobnej p otrzebie zw racał się o zdanie. Nie m iał zapew ne tak ic h d y rek ty w od rządu. W ręcz przeciw nie. G dy n a wieść o zam ierzo­ nej no m in acji grono 107 ziem ian galicyjskich zw róciło się do niego ż przedstaw ien iam i i prośbam i, nie p rzy ją ł ich pism a i zgorszony ode­ słał je autoro m „mit einem sta rken V e rw e is” , nie szczędząc adm onicji. Jeśli m u mogło zależeć na o św ietleniu sy tu a c ji ze stro n y pierw szej in sta n c ji krajo w ej, tzn. p rzed staw icielstw a sejm u stanow ego, zdołał je poznać jeszcze w W iedniu. S tanow isko swe otrzy m ał on w sk u te k zabie­ gów m arszałk a Leona S apiehy u szefa N ajw yższego U rzędu S p raw ied li­ wości, hrabiego L. Taaffego, p o p a rty c h tak im w łaśn ie szczegółow ym me­

(6)

m orandum . T ek st jego opracow ał d la S ap iehy M au ry cy K r a iń s k i8. Że go S tadion poznał, zanim jeszcze p o d jął się zadania, nie może ulegać żadnej w ątpliw ości. Nie jech ał w nieznane.

M niem anie Schniir-P epłow skiego, że to A lfred P otock i zw rócił S ta ­ dionowi uw agę na F re d rę jako najw łaściw szego w tych sp raw ach rzeczo­ znawcę, rów nież nie zostało niczym p o p a rte i jest czczym w ym ysłem , na dobitkę m ający m pow ód w tekście, ja k się w n et okaże, extra sp rep aro ­ w anym ; je st dom ysłem i skąd in ąd z resztą w ręcz niepraw dopodobnym . W m aju 1846 stanow isko F re d ry w obec p roblem u galicyjskiego było P otockiem u dobrze już znane; w iedział on — ja k się tu niebaw em w yjaśni — że nie daw ało żadnych w idoków , iż się Stadionow i n a co może przydać. Owszem, d o rad y jego b y ły b y jak najb ard ziej niew czesne.

To są w zględy postro n ne. N ie b ra k w szelako bliższych i bard ziej m ery to ry czn y ch .

T ekst m em o riału je s t polski. Ja k że to? S tadion m iał w praw dzie w G a­ licji jak ieś dobra, ale n iew ą tp liw ie z oficjalistam i sw ym i po polsku rozm ówić się nie p o tra fił. Po p o lsku n ie um iał, albo ta k jak nie u m ia ł; czytanie w ty m języ k u długich w yw odów tra k ta tu rozw ijającego sp raw y palące spraw iłob y m u d o p raw d y kłopot. Zresztą, um iał czy nie um iał, 0 to m niejsza. D ecyduje w zgląd, że naów czas w G alicji, gdzie język p o l­ ski nie był dopuszczony an i do szkół, an i do sądow nictw a, cóż dopiero m ówić o a d m in istra c ji — zw rócenie się z pism em polskim do w ysokiego d y g n itarza au striack ieg o w p o trzeb ie urzędow ej było nie do pom yślenia, byłoby przez niego uw ażane co n a jm n ie j za niew łaściw ość.

P ierw szy spraw ca tra d y c ji w y w o dy swe p odpiera dalszą legendą; m em oriał został jako b y sp ecjalnie na u ż y te k K om isarza przetłu m aczo ny n a język niem iecki i w y słan y do W iednia. P raw dziw ie kłopot i m aru d a zupełnie zbyteczne. Po co do W iednia, k ied y ad re sa t urzędow ał w gm a­ chu gu b ern iu m we Lw ow ie. Po co tłum aczony? Może F red ro zbyt biegle po niem iecku nie pisał, ale nie stanow iło to w cale trudności. I piszący, 1 ad re sa t n a pew no sw obodnie w ład ali językiem francuskim , k tó ry — zwłaszcza w śród w yższych sfer to w arzy sk ich — był w A u strii w p ełni rów nou praw nio n y. W iedział o ty m F re d ro i przed dw om a la ty w zu­ pełnie analogicznej sy tu a c ji w ypracow aw szy fran cu sk i m em oriał A p e r ­

çus sur les progrès de la démoralisation en Gallicie, de sa cause et de m o yens d’y rem édier 9, n a d a ł m u bieg w łaściw y. A przecież i tam ch o

-8 W iemy o tym od sam ego Kraińskiego. Podaje on ponadto, że ów m em oriał bez w iedzy w spółautorów dostał się do druku; został ogłoszony w spółcześnie w osobnej broszurze (zob. S. I n g 1 o t, R e g e s t y M a u r yceg o K ra iń s k ie g o . „Archi­ wum K om isji H istorycznej PA U ” 1943, odb. s. 11). Broszura wspom niana uszła uwagi bibliografów i jest dziś nieznana.

9 Zob. S. P i g o ń , A l e k s a n d r a F r e d r y m e m o r i a l p o l i t y c z n y z roku 1S44. „Archiwum Literackie” t. 1: M iscella n ea z o k r e s u r o m a n ty z m u . W rocław 1956.

(7)

520 S T A N IS Ł A W P IG O Ń

dziło o p rzedstaw ien ie racji, k tó re nie m iały ugrzęznąć w e Lw ow ie, ale poprzez gub ern iu m w in n y tra fić „do T ro n u ” , do k a n c ela rii n a d w o r­ n e j. T eraz więc m ożna by było tę sztukę pow tórzyć. Dlaczego a u to r w ponow nej potrzebie nie poszedł tą w yp rób ow aną drogą, n ie posłużył się francuszczyzną — tru d n o zrozum ieć.

A d alej. „Proszone” czy nie proszone pism o F re d ry , jeżeli było skie­ ro w an e w prost do w ysokiego dostojnika, a n ie było jak im ś alegatem do a k tu innego, to w form ie ujęcia m usiałoby przecież w y rażać wobec d y g n ita rz a jak ąś postaw ę subm isji, przynależnego szacunku. W d w o r- sko-urzędow ej etykiecie obowiązywało to podw ójnie. K iedy w czesnym late m tegoż ro k u 107 ziem ian galicyjskich zw róciło się z podobnym pism em 10 do tegoż d yg n itarza, tek st jego przesiali oni n ależy ty m i apo­ stro fam i ad personam i ty tu łam i: ,,Euer D urchla uch t”, „Erlauchster Herr

G r a j” itp. W w ystosow anym piśm ie F re d ry nie zn ajdziem y ani ślad u

czegoś podobnego. Nie m a o bligatoryjnej w stęp n ej apostrofy, b ra k ró w ­ nież tak ic h odniesień się w toku wyw odów. Nie m a też żadnej w zm ianki osobistej au tora, np. że tak oto w yw iązuje się z poruczonego zadania; m em o riał nie nosi śladu „n ajp od d ańszej” supliki, niczym swego p o w sta­ nia nie uzasadnia. A u to r wchodzi od razu in m édias res i d aje m e ry ­ to ry czn ą rozpraw ę, sam oistne przedstaw ienie problem u, a nie suplikę czy usłużną odpowiedź z w ym aganym i info rm acjam i.

Na ty m nie koniec. Dalszy wzgląd jest jeszcze w ażniejszy. M em oriał m a c h a ra k te r zasadniczego, historyczno-politycznego w yw odu. Zaczyna się od przedstaw ien ia decyzji, k tó rą rząd a u stria c k i pow ziął by ł jeszcze w r. 1772, zaraz po przejęciu swego zagarniętego n a b y tk u , o rzekając za­ sadniczo o sposobie zw iązania ziem uzyskanych z organizm em p a ń stw o ­ w ym , w szczególności o ujęciu ich w sieć ad m in istra c ji przez a u stria c k i a p a ra t b iu ro k raty czn y . A u to r w ykazuje, jak ie ta zasadnicza decyzja rz ą ­ d u spow odow ała zgubne konsekw encje w późniejszym u k ład a n iu się w e w n ętrzn y c h stosunków ustrojow ych. Szczególniejszą uw agę zw rócił na złow rogie rozpanoszenie się b iu ro k ra cji i n a stosow any przez nią sy ste ­ m aty c zn y ucisk germ an izatorsk i. Nie om ieszkał n a d to zaznaczyć, że n ie- h a m o w an y rozrost system u b iurokratycznego niesie zło nie ty lk o k ró ­ lestw u G alicji i Lodom erii, ale — jak złośliw y now otw ór — przerzuca się i niszczy w ew n ętrzn e tk an k i łączności i ład u rozw ojow ego w całym p ań stw ie. „B iuro k racja — pow iedziano tam — je st n iep rz y ja z n ą nie ty lk o

obcej, ale i w łasnej narodow ości” .

Z apędy a u to ra n a te ścieżki wyw odów w ydać się m uszą co n ajm n iej dziw ne, jeżeli nie ew id en tnie niestosow ne. Czyż piszący nie w iedział,

10 Zob. Memoiren und Actenstücke aus Galizien im Jah re 1846. Gesam m elt von einem Mähren. Leipzig 1847, ss. 328 + 4 tablice statystyczne. Zob. s. 203—225.

(8)

że system n arzu co n y G alicji m a za sobą sankcję cesarską, że dążność do w chłonięcia zaboru, do organicznego zespolenia go z resztą p ań stw a, i to w łaśnie p rzy pom ocy obcego, narzuconego a p a ra tu b iu ro k ra ty c z n e ­ go, leży w ram ach podstaw ow ej ra c ji stan u rządów austriack ich ? Czyż więc sobie nie u p rzy to m n iał, że w yw ody jego są w ogóle niew czesne, zasadniczo nicpotem , a ju ż zwłaszcza, że takie są, jeśli je kierow ać pod adresem tym czasow ego, ad hoc w yznaczonego w ielkorządcy k raju , o o g ra­ niczonej zresztą k o m peten cji. A cóż to w szystko obchodziło Stadiona? Nie był on w y n alazcą system u, zam ysł o jak iejk olw iek tu ta j refo rm ie nie w chodził w zak res jego zadań. Przeciw nie, przysłano go, a b y w ła ­ śnie ową a p a ra tu rą zaborczą sp raw n ie pokierow ał, ty m sam ym ją um oc­ nił; poruczono m u, aby b y ł tego system u z daw n a usankcjonow anego gospodarzem i stern ik iem ; w ty m był sens jego przyd ziału służbow ego, taki zakres jego w ładzy. Aż tu przychodzi Filip, nie ty le z K onopi, ile z Beńkow ej W iszni, i trą b i m u w uszy tak ie niew czesne, zupełnie dlań niedorzeczne i niestosow ne d o rad y . Chce podcinać gałąź, n a k tó re j po­

te n ta t co dopiero usiadł; m ało tego, chce go zjednać, aby m u w te j p rac y pom agał. Ale F red ro, ja k go znam y, nie m iał w sobie w iele z takiego Filipa. Z niestosow ności podobnego adresow ania swego m em o riału zdałby sobie doskonale spraw ę.

N iestosow ność ta k a m iałab y ponadto jeszcze jeden aspekt. A u to r m em oriału, poddając k o n k re tn y p ro je k t n ajp iln iejszy ch pożądanych r e ­ form i zarządzeń, u k ład a je w d w ie kondygnacje. P ierw sze m ają c h a ra k ­ te r perspek ty w iczn y, d ru g ie d o raźn y ; jedne m ierzą w jak ą ś przyszłość, drug ie m ają zaradzić kłopotom chw ili. Otóż do pierw szej k ateg o rii liczy on p o stu la ty takie: 1) rozszerzenie ko m p etencji S ejm u i W ydziału S ta ­ nowego; 2) zaprow adzenie języka polskiego w szkołach i urzędach, p rze ­ de w szystkim zaś w sądow nictw ie; 3) zelżenie nacisku cenzu ry i d o ­ puszczenie w olności słow a; 4) u a k ty w n ie n ie i u sp raw n ienie prac kom isji w y branej przez S ejm d la u rząd zenia stosunków z poddanym i.

Otóż ani jeden z ty ch p o stu lató w nie był naów czas now ością, w szy st­ kie one m ieściły się w przedstaw ien iach i prośbach skierow y w any ch przez Sejm u p arcie ro k po ro k u do w ysokiej łaski m onarszej, zarazem w łaśnie system aty cznie odrzucanych, odraczanych lub igno row anych przez k an celarię n ad w o rn ą. Nie w ty m rzecz, że się je tu raz jeszcze pow tarza, ale w tym , że się to czyni pod niew łaściw ym adresem . S p ra w y tam te oddane zostały do decyzji m onarchy. Cóż m iałby do nich w ysoki, ale bądź co bądź p row izoryczny i upodrzędniony w h iera rc h ii w ielk o ­ rządca galicyjski? W yraźnie przecie w ychodziły poza jego ko m p etencje. I znow u F redro, jeż e li.n ie w y traw n y , to n iew ątp liw ie rozw ażny d zia­ łacz polityczny, m iałb y się w ty m nie orientow ać, m iałby w sposób n a ­ trę tn y pukać do w ró t zam kniętych nie przez tym czasow ego m ieszkańca

(9)

522 S T A N IS L A W P IG O Ń

gm achu? I to m ieszkańca, k tó ry był ta m p rz y sła n y przez M e tte rn ich a dlaczego jak dlaczego, ale z pew nością nie d la fo ry to w an ia u p rz y k rz o ­ n y c h i upokorzonych nareszcie oportentów, nie d la poszerzania i u g ru n ­ tow yw an ia autonom ii narodow cściow ej sta n u szlacheckiego. N ie byłoby to u h isto ry k a lo ja ln ą m o ty w acją czyjegoś k ro k u : przyjm o w ać, że czy­ n ią c y go je s t głupszy, niż je st n im w istocie. W idzim y, że p rzy jęcie h ipo tezy S chniir-P epłow skiego p row adzi do absu rd u . N ikt nie zaprzeczy, że p r z y bliższym w e jrz e n iu — w sposób w cale oczyw isty rw ą się n am je j w iązania.

W ty m układzie rzeczy n a rz u c a się n ieo dp arcie p y tan ie: Jeżeli m e­ m o ria ł F re d ry nie b y ł p rzeznaczony dla R udolfa S tadio n a — to dla kogo? Bo że b y ł pism em okolicznościow ym , obliczonym n a przeko nan ie kogoś k o n k retneg o — nie ulega przecież w ątpliw ości. M iał jak ieś do­ raź n e przeznaczenie, k tó re sobie piszący jasno u p rzy to m n ia ł i k tó re w sposób decy d u jący zaw ażyć m usiało n a s tru k tu rz e jego w y stąp ien ia.

4

Zanim jednakow oż p o k u sim y się o odpow iedź na tam to p y tan ie, m u ­ sim y sporządzić sobie je d n ą p rzesłan kę pom ocniczą. Pism o F re d ry b y ­ ło okolicznościowe. W yjaśnić zatem trzeba, ja k ie to w yw o łały je oko­ liczności. To zaś n as w iedzie do zagadki dalszej: z jakiego m om entu w y w ija ły się owe okoliczności? P o p ro stu m ów iąc, m usim y zapytać: k ie d y m em oriał pow stał? Że w ro k u 1846, to n ie ulega w ątpliw ości. Ale czy nie m ożna by uściślić te j d a ty , osadzić sp raw y w g ran icach p rz y ­ n a jm n ie j m iesięcznych?

Może się w ydać, że wobec takiego p y ta n ia sta je m y całkow icie bez­ rad n i. Pow iedzieć trz e b a w y raźn ie, że an i au to r, ani n ik t z jego w sp ół­ czesnych w kłopocie ty m nie b ęd ą nam pom ocni. P u n k t oparcia m am y ty lk o jeden: w m a te rii sam ego u tw o ru i n ird z ie poza ty m . W naszej po trzeb ie sposób n asuw a się więc ty lko tak i: trz e b a pochw ycić i m oż­ liw ie sprecyzow ać w szystkie a k tu a ln e aluzje, jak ie w odniesieniu do bieżących w ydarzeń, m im o w oli piszącego, w p lo tły się w tok jego w y ­ w odów . T ak po jęte zadanie nie w y d a się m oże beznadziejnym .

Zacznijm y od w n ę trz a i p o szukajm y jak ich ś w skazów ek w s tru k tu rz e a rg u m e n ta c ji au to ra. W yw ody F re d ry w ychodzą w du żym stopniu jako uzasadnione, spokojne i pow ściągliw e persw azje, ale w g ru n cie rzeczy n ie są one pozbaw ione elem en tó w polem icznych. P isarz w tej szerm ierce n ie tylk o przed staw ia i p ro stu je, ale tak że broni, na odlew odbija ciosy, a w a ta k u sięga k ry ty m i, sztycham i w sedno pozycji przeciw nika. To n am pozwoli uszczegółowić przebieg w alki, a p rzy sposobności m oże zde­ term in o w ać ją czasowo.

(10)

Ze stro n y p rzeciw nej — pow iada a u to r — narzu ca się szerokiej opi­ nii społecznej m niem anie, że do rozru ch ó w tarno w skich przyszło n a tle k o n flik tu nacjonalistycznego, że m ianow icie proau striack o usposobiony lud w iejsk i w y stą p ił w rogo przeciw żyw iołom polskim , przeciw ko od­ rażającem u d lań polonizm ow i. T en cios odbija a u to r k o n trp u n k te m sze­ rzej w y m o ty w ow an y m i w yciąga k o n k lu zję w ręcz przeciw ną.

Z głębokim przekonaniem — pisze — powtórzyć m ożemy, że w strząśnienie stanu socjalnego nie działaniu narodowości przypisać należy, ale w łaśn ie brakowi d zia ła n ia . . . [. . . ] Pow stanie chłopów nie było austriackopatriotycz- nym.

I w n e t ponow nie: przyczyną w y stąp ien ia chłopów nie był „ p a trio ­ tyzm [austriacki], ale długo pielęgnow ana, ciągle drażn ion a nienaw iść do p anu jący ch sto su n k ów ” społecznych.

K em u tu przeczy a u to r i w kogo w ym ierzona by ła ta riposta? W y­ m ierzona b ardzo wysoko. F re d ro zbija tu, jako m ylne i przew ro tn e, ośw ietlenia w ychodzące ze s fe r rządow ych. Cesarz F e rd y n an d I w n e t po rzezi, 12 m arca, w y d ał orędzie „do m oich w iern y ch G alicjanów ” i pisał tam :

Memu czułem u sercu stało się potrzebą uznanie moim ukochanym G ali- cjanom ich poczciwości i niezachwianej w ierności ku swem u monarsze uro­ czyście objawić.

W uzasad n ien iu tego ośw ietlenia uprzed ził go zresztą M etternich, spiesząc ju ż dnia 7 m arca ze sw ym okólnikiem do placów ek dyp lom a­ tycznych, gdzie o stro u d erzy ł w szlachtę polską, „k tó ra się niczego nie nauczyła i n ie zapom niała niczego” , a ru ch chłopski w G alicji nazw ał k o n trre w o lu cy jn y m , zw róconym przeciw „kom unizm ow i i polonizm o­ w i” u.

J e s t jasne, że to stanow isko i to „n ajw y ższe” określenie, w y k rę tn e a szeroko ro zp o w sze c h n ian e 12, w p ro st i śm iało odbija w łaśnie F red ro .

II K i e n i e w i c z , op. cit., s. 274. — Co w ustach M etternicha znaczyło okre­ ślen ie „polonizm”, w yłożył on w liście do ambasadora austriackiego w Paryżu: „Der P o lo n is m u s is t nu r eine F orm el, ein W o r tla u t , h in te r d e m die R e v o lu t io n in

ih r e r c r a s s e s t e n F o r m s te h t; e r is t d ie R e v o l u t i o n s e l b s t u n d n ic h t ein e A b te i lu n g d e r s e l b e n ”. Fragm enty notat i korespondencji w ybrane z dzieła: A u s M e tte rn ic h s

n a c h g e la s s e n e n P a p ie r e n . H erausgegeben von dem Sohne des Staatskanzlers. Wien 1883. Cyt. za: K. O s t a s z e w s k i - B a r a ń s k i , K r w a w y rok. Złoczów 1897, s. 263.

12 Aparat propagandy zadbał, żeby te kanclerskie opinie rozchodziły się żwawo i jak najszerzej. Zorganizowano szeroką kam panię antypolską, działającą przez dzienniki i broszury. Z pism niem ieckich brutalnością i niesum iennością ataków celow ała „Augsburger A llgem eine Z eitung”, która dochodziła do Fredry. Można tam było w yczytać, że szlachta polska przygotow yw ała się do trucia armii austriac­ kiej arszenikiem , itp. brednie.

(11)

524 S T A N IS Ł A W P IG O Ń

Nie tylk o to. Jego k o n trp u n k te m d ru g im są dłuższe w yw ody o słania­ jące szlachtę przed zarzutem , że nie zdołała skutecznie przeciw działać dążnościom przew rotow ym rew olucjonistów polskich, ba, że nim i k ie ­ row ała. Jak że m ogła przeciw działać — re p lik u je a u to r — skoro jej zakneblow ano usta, skoro w w olnej w y m ian ie zdań nie m ogła oddziały­ wać n a opinię publiczną, prostow ać i dezaw uow ać błędne m niem ania i przekonania, skoro — co w ięcej — k rzew iciele ro zstro ju znajdow ali ciche a podstępne i zdradzieckie poparcie w łaśnie w śród czynników biurokraty czn ych .

Żyw iołu zatem, który potrącił w rozprzężenie socjalne, stronnictwo na­ rodowości powściągnąć nie mogło, tym w ięcej że go stronnictwo biurokracji w części na swoją korzyść obrócić chciało, nie w yrachow aw szy wcale, czy jest dość silne, by zostać nadal jego panem.

C ały ten k o n tra ta k F re d ry w yw o łany został rów nież przyczyną cał­ kow icie jasną. To pro paganda rządow a a u stria c k a zaraz od początku k o n sek w en tn ie usiłow ała ta k rzecz p rzed staw ić, żeby odpow iedzialność za k rw aw e ro zruch y przerzucić n ą b a rk i szlach ty galicyjskiej: Z apła­ ciła oto za p opieranie dążeń przew rotow ych. P isał M e tte rn ich 27 lu teg o do am basadora austriackiego w P ary żu , h rab ieg o A ppony, poddając m u oręż, jak im m a szerm ow ać z w rogą opinią fra n c u sk ą:

• Ruch ten, raz poczęty, gdzie się zatrzyma i w jakim kierunku rozszerzać się będzie? Początek odsłonił niebezpieczeństwo grożące obyw atelstw u [a w ięc szlachcie], które stanęło na czele partii kom unistycznej, a lud galicyjski p o­ w staje przeciwko podżegaczom, bo nie chce przyjąć doktryn, których nie rozumie.

P rzed tygodniem zaś pisał jeszcze w y ra ź n ie j:

Co jednak m oże dziwić, to to, że przywódcy partii arystokratycznej przy­ kładają rękę do działań komunistów. Idee dem okratyczne nie dały się zasto­ sować do ludu słowiańskiego takiego, jakim są P o la c y13.

Tu w łaśnie wolno szukać w skazów ki chronologicznej. Te i ty m po­ dobne a ta k i rządow e w ystęp ow ały ze szczególnym n atężen iem w p ierw ­ szych tygodniach w ydarzeń, w lu ty m i w m arcu . O dpór F re d ry m usiał być oczywiście nieco późniejszy. To pozw ala w nosić o przed n iej granicy chronologicznej. M em oriał m ógł być pisany w m arcu lub tro chę później. To w y d aje się pew ne, ale nie dość jeszcze ściśle sprecyzow ane. Szu­ k a m y w skazów ek dalszych, może tro ch ę w y raźniejszy ch.

W iele u ty sk u je F re d ro w sw ym piśm ie n a odgórne starościńskie roz­ w iązan ie spraw y tzw. zapomóg. U staliła się od d aw n a m iędzy dw orem a w sią w zajem n a rów now ażność św iadczeń. Chłopom pańszczyźnianym ,

(12)

zwłaszcza tym , co skorzy b y li do pom ocy n a pańskim ,w jakichś p o trze­ bach nagłych, tzw . gw ałtach, w yd aw ał dziedzic ze spichrza dw orskiego zapomogę w zbożu. Była ona pom ocą praw ie no rm aln ą. O statnio, w lu ­ tym , spichrze pańskie zostały rozgrabione, a nadchodziła pora w iosennego obsiewu; pomoc staw ała się sp raw ą pilną. U regulow anie jej w zięły na siebie sta ro stw a; F re d ro p o w sta je n a to, że kom isarze cy rk u ło w i siłą otw ierali spichrze, rozdzielali zboże bez w iększych ograniczeń, a gdzie brakło zapasów, zak u p y w ali je, obciążając kosztam i hipoteki d w orskie.

S praw a jasna. P o trz e b a ty ch zapomóg w ystąpiła szczególnie ostro w czasie w iosennego zasiew u zbóż jary ch , a więc w kw ietniu . A u to r pisze o ty ch dokuczliw ych p ra k ty k a c h jako o fakcie dopiero co doko­ nanym , pisze zatem po zasiew ach, co najm niej z końcem k w ietn ia. Ta da ta m oże uchodzić za ściślejszą, w y starczająco dow iedzioną. W olno ją przyjąć w łaśnie jako m ożliw ie n ajw cześniejszy term in a quo.

D rugą granicę, te rm in ad q u e m , zdołam y może oznaczyć szukając w m em oriale uw ażnie d alszy ch jeszcze aluzji. Są do znalezienia. Chłopi po ro zruch ach zasiali, ile zdołali, pola w łasne, ale odm aw iali opornie pracy na pańskich. G dyby la ty fu n d ia dw orskie m iały zostać nie zasiane, zaw isłaby nad k ra je m e le m e n ta rn a klęska głodu. To skłoniło w ładze państw ow e do p rzełam y w an ia oporu. Skoro nie pomógł apel cesarski i chłopi nadal od robocizny się uch y lali, zdecydow ano się na k ro k ja s­ kraw o b ru ta ln y , na przep ro w ad zen ie pacyfikacji siłą. Sprow adzono duże oddziały w ojska i n a tzw . ren iten tó w , do wsi opornych, w ysy łan o sy stem atycznie ekspedycje k a rn e . O ddziały w ojsk, złożone zasadniczo z szeregowców obcej narodow ości, w y p ełn iały zadanie aż nadgorliw ie, z dzikim o krucieństw em . K ije i kolb y b y ły narzędziem poręcznym , a skóry i k rw i chłopskiej n ie szczędzono. To niepom iarkow ane, bez­ w zględne o krucieństw o w yw ołało pow szechną zgrozę i odrazę także po dw orach. F re d ro dzieli ją z innym i.

Nie jest on oczywiście za bezkarnością, niem niej p rzy jm u je w jak ie jś m ierze w yjście łagodzące: częściow ą am nestię. W ystęp uje n a to m ia st zde­ cydow anie przeciw ko stosow aniu okrucieństw .

Chłosta — pisze — za ociąganie się w pańszczyźnie oburza uczucie ludzkie i na długo rozdrażnia um ysły. U w ięzienie buntowników i oddalenie od do­ mów na czas jakiś byłoby, jak się zdaje, skuteczniejszym środkiem.

Czasowe uw ięzienie w ięc i ro zu m n a persw azja ze stro n y w ładz w y ­ d a ją m u się stosow niejsze. F re d ro i tu w yk azuje um iar. Inni w spółzie- m ianie posuw ali się d alej: b y li za w yzuciem opornych z ich w zględnego stan u posiadania i za p rzeg n aniem ze wsi. Ale nie o to w tej chw ili toczy się spraw a. Szukam y oparcia d la dochodzeń chronologicznych.

P acy fik ację zarządzono ju ż w k w ietn iu , od połow y tego m iesiąca roz­ legać się zaczęły k lą tw y opraw ców , płacze kobiet i dzieci. C iągnęły się

(13)

526 S T A N IS Ł A W P IG O Ń

te pogrom y przez m aj i część czerw ca. W połow ie czerw ca n aw et w ła ­ dze w ojskow e m iały dość tej obrzydliw ej posługi i ściągnęły oddziały do koszar. P acy fik acja się skończyła 14. K iedy F re d ro pisał swe słowa, jesz­ cze ona trw ała ; płacze i jęk i jeszcze się rozlegały, ale do głosu przycho­ dziła już reflek sja.

P ły n ą stąd d la nas w yznaczniki czasu dość w y raźn e. M em oriał F re ­ d ry mógł pow stać późną wiosną, w m a ju lub w czerw cu 1846, raczej

z końcem m aja lub z początkiem czerw ca. Dla n aszych dochodzeń te r ­ m in to w y starczający , pozw ala n a w niosek o d użym znaczeniu. A dresa­ tem m em oriału ta k datow anego, choćby i przem ilczonym , nie mógł być zatem R udolf Stadion. W ch arak terze urzęd o w ym p rzy b y ł on bow iem do G alicji w pierw szym tygodniu lipca, a w e Lw ow ie znalazł się dopiero w połowie m iesiąca. F red ro do owego czasu już się był u p o rał ze swoim tra k ta te m . Pow ód do niego nie stał w ięc w zw iązku z przyjazdem S ta - diona; m usiał być jak iś inny.

W ten sposób w olno b y powiedzieć, że część k ry ty czn a, n eg atyw na niniejszych w yw odów została ukończona. W dalszym ciągu będzie m oż­ na przeprow adzoną tu re fu ta c ję poprzeć jed n ą jeszcze rac ją, b y n ajm n iej nie bagatelną. P rzeprow adzenie n ato m iast części pozy tyw n ej przyjdzie nam z w iększą nieco trudnością.

5

Badacze dotychczasow i, jak w idzieliśm y, w eszli n a b łęd ną drogę. W yzwoliw szy się spod sugestii zwodniczego d o m y słu o S tadionie, zw róć­ m y więc oczy w stro n ę zupełnie inną.

W iadomo, że w iosną 1846 naw iązał b ył F re d ro k o respon d encję z da­ w nym kom ilitonem , A lfredem Potockim . B yła to w ow ym czasie osobi­ stość znaczna. W łaściciel w ielkiego la ty fu n d iu m ze w span iałą rezydencją w Łańcucie, członek S ejm u ze stan u m agnatów , przejściow o prezes św ie­

żo założonego T o w arzystw a K redytow ego, czyn ny członek K om isji S ej­ m ow ej dla u reg u low an ia sp ra w w łościańskich, m iał w iele powodów, by się spraw am i w ew n ętrzn y m i G alicji przejm o w ać żywo i głęboko. P rze­ by w ał w te d y w W iedniu, gdzie był zw iązany p o k rew ieństw em z moż­ n y m rodem książąt L ichtensteinów , a przez nich zap rzy jaźn io n y z do­ m am i w pływ ow ej a ry sto k ra c ji au striack iej.

Z naw iązanej naów czas k orespondencji w zajem n ej F re d ry z Potoc­ kim zachow ało się niew iele, choć n iew ątp liw ie m usiało jej być więcej. Schniir-P epłow ski, k tó ry w P rzy łb icach — chyba p ierw szy z h isto ry ­ ków — przebadał arch iw u m dom owe F re d ry , n iew iele podał z tej ko­ respondencji, bo ty lk o strzęp jednego i p arę słów o treści drugiego listu

(14)

Potockiego 15. Do listów F re d ry zaś, k tó ry ceniąc w agę d o k u m en tu za­ chow yw ał je sobie w b ru lio nach , P epłow ski jakoś nie d o tarł; m oże ich tam już nie było. Dzisiaj zn am y te k s ty w y słan ych jego listów, trzech. W ejdą n ieb aw em w p rzy g o to w y w an y tom 14 Pism, zebranych F re d ry . Nie ulega w szelako w ątpliw ości, że to nie w szystko. Na obwolucie, k tó ra te b ru lio n y obejm ow ała, zanotow ano w yraźnie, że początkow o b yło ich tam razem sześć 16.

N iew iele w ięc ocalało, ale to, co jest, rzuca d o stateczne św iatło na owoczesną w y m ian ę m y śli m iędzy dw om a byłym i napoleończykam i. R ozm owę n a odległość, nie bez pow odu zapew ne prow adzoną po fra n ­ cusku, rozpoczął F re d ro , pisząc jak o ś w pierw szych d n iach m a ja 1846 list obszerny, spow odow any w łaśnie k a ta stro fą galicyjską. P rz ed sta w ił w nim ogrom klęski i rozpaczliw e położenie szlachty ziem iańskiej po ro zruch ach. J e s t to głos p rzerażen ia i zgrozy. Było czym się przerazić. Z aw ichrzenie trw a , a n a rc h ia w z ra sta , chłopi m arzą tylko o dalszej g ra ­ bieży i o podziale g ru n tó w dw orskich. Z d ru g iej stro n y trw a p rze p ro w a ­ d zana przez rząd pacy fik acja po w siach opornych i przeradza się w orgię dzikich re p re sji. U rzęd nicy c y rk u ło w i p a trz ą przez palce n a całe to w rzenie i u d ają, że n ie słyszą n a le g a ń chłopów dom agających się znie­ sienia pańszczyzny. Chłopi pustoszą spichlerze dw orskie, tn ą lasy, roz­ m aw iać chcą ty lk o kłonicą. S zlach ta pozbaw iona w szelkiej w ładzy, egze­ k u ty w y i szacunku, d a ła się ponieść popłochow i, p ró b u je się w y sp rzed a­ w ać i uciekać z k ra ju .

P iszący a p e lu je w ięc do m ożnego ad resata, by u p rzy to m n iał czy n n i­ kom decy d u jącym , że przyw ró cen ie porządku, opanow anie i zlikw idow a­ n ie bezp raw ia, skończenie z bezk arno ścią jest tu spraw ą najw ażniejszą. P ańszczyzna w in n a być zniesiona, ale stać się to m oże ty lko w atm osferze p orząd ku i praw orządności.

Na te a la rm u ją c e sp raw y P o to ck i jednakże p a trz y ł z odległości, znał w y p a d k i w opacznym o św ietlen iu inspirow anej opinii niem ieckiej i nie b ra ł ich aż ta k tragicznie. Z a p a m ię ta ły k o n serw aty sta był n a jw y ra ź n ie j zdaniu, że lib e raliz u ją ca szlachta g alicy jsk a przesadziła w sw ych zapę­ d ach re fo rm a to rsk ic h i w pew nej m ierze sam a w yw ołała tego w ilka z la­ su. Sam a też m usi te ra z zabiegać szkodom. O d etn ijm y się od bu rzliw ej m niejszości, „stw ó rzm y — pisał — k o n tro lę społeczną w d u chu zacho­ w aw czym , w y tw ó rzm y silną opinię publiczną, a będziem y m ogli w yzw o­ lić się z niedoli, w ja k ą p o p ad liśm y ” . Tłum ów nie n ależy rozdrażniać,

15 S c h n i i r - P e p ł o w s k i , Z papierów po Fredrze, s. 70 n.

16 Teczka znajduje się dziś w Lw ow skim Archiwum Historycznym, zespół 201, nr 1438. Zapiska: „listów sześć” m ieści się na 4 stronicy listu z 27 VII 1846. Wnosić stąd w olno, że b ył to list najpóźniejszy, ostatni.

(15)

528 S T A N IS Ł A W P IG O Ń

dążyć zaś jak n ajk o n sek w en tn iej do u trz y m an ia się n a stan o w isk u lo ja l­ ności.

Ja k w idzim y, Potocki zbagatelizow ał w y raźn ie a la rm u ją ce wieści s ą ­ siada, pom ieścił ted y w swej odpowiedzi sporo m ity g u jącej persw azji, m oże i trochę m onitów . F re d rę więc odpowiedź ta obeszła bardzo, w ręcz naw et uraziła. P rz y k ro m u było, że się go posądza o n ieopanow aną zapal- czywość i o nierozw ażną przesadę. List o deb ran y odczuł jako do pew nego stopnia skarcenie.

O dpisał więc n a ń (16 V) dość cierpko, p o d trzy m u jąc całkow icie sw e daw ne ośw ietlenie. Cała w ina m o ja — d o daw ał — w tym , że sądziłem , iż H rabia m i uw ierzysz i że nie m uszę dołączać do swej opinii osobnej obrony („en parlant des malheurs qui v ie n n ien t de fondre sur notre

pays, je n ’avais pas besoin de faire l’apologie de m e s opinions”). P ro p o ­

zycję co do utw o rzen ia w śród szlachty ośrodka żywiołów zachow aw czych odw raca nie bez złośliwości. Zorganizow ać zaw iązek stro n n ictw a k o n ser­ w atystów ? Ileżkroć stosow niej pow ołany je st do tego sam Potocki: Proszę, przyjeżdżaj, H rabio, i zrób to sam . Zobaczysz, co m ożna zyskać w tym w irow isku nienaw iści, złej w oli i rozzuchw alonego bezpraw ia. Lepiej idź i powiedz, gdzie należy: — Ja m z tego k ra ju , znam go, znam ludzi i stosunki; m ówię wam , że idziecie drogą fałszyw ą! — A gdy zo­ baczysz, że nie chcą ci w ierzyć, że odrzuca się tw ą lojalność i dobrą wolę, że tw ą troskę o dobro publiczne zbagatelizow ano — zobaczysz, ja k to sm akuje!

W ym ów ka ze stro n y tow arzysza broni oraz k ra jo w y a u to ry te t k o res­ pondenta zreflekto w ały Potockiego, spow odow ały, że przeczytał raz jesz­ cze list poprzedni i rzeczyw iście odczuł jego wagę. Z rozum iał grozę sy­ tuacji, p rzejął się n ią i uznał zaw arte tam racje. U znał do tego stopnia, że listu nie schow ał do szuflady, ale zrobił z niego użytek: zakom uniko­ w ał go jak ie jś w yższej instan cji.

La votre [lettre] — pisał do Fredry 25 V 1846 — m’a paru si remplie de faits et de bonnes raisons, que j ’ai cru de mon devoir de la communiquer à qui de droit. Il me parait qu’elle a été prise en consideration.

P rz y tej w iadom ości m usim y się chw ilę zatrzym ać. S chniir-P epło w - ski, k tó ry znał tek st listu, p rzy ją ł sam ow olnie, że ową w spom nianą in ­ stan cją wyższą był w łaśnie R udolf Stadion. Stosow nie do tego urobił cy tat. Potocki m iałby więc przekazać o trzy m an e od F re d ry wiadom ości i uw agi „osobom pow ołanym do zajęcia się spraw am i g alicyjsk im i” 17. Ale to jest tylko doszyw ka rozpędzonego h isto ry k a. T ru dno zataić, do- szyw ka n a podszew ce drobnego falsy fik atu . W oryginale listu m am y tu

(16)

przecież inaczej: „c o m m u n iq u e r à qui de d roit”, a w ięc: przekazać kom u należy.

K om u zaś w te d y w W iedniu zależało na n ap raw ie porządku w p ro ­ w incjach państw a, a m oże n a w e t n a zm ianie całego system u rządów ? W iele m ów i za tym , że tą in sta n c ją mógł być bliski k rew n iak cesarza, arcyksiążę L udw ik, osobistość naów czas w rządzie w iele znacząca. B y to w yjaśnić, trzeb a się tro ch ę zorientow ać w tam te j sytuacji.

P a n u ją c y n aten czas cesarz F e rd y n a n d I, człow iek chory, zm ożony epilepsją, popadł w abu lię i był ju ż raczej m anekinem . P odpisyw ał, co m u podsunięto. P o dsu w ał zaś s ta ry c h y try m akiaw elczyk, kan clerz M ettern ich , o słan iający swe p rzew ro tn e m atactw a a u to ry te te m c e sa r­ skim . Rządził jednakow oż nie on sam . Przez czas choroby cesarza sp ra ­ w ow ała w ładzę w p ań stw ie tzw. K o n feren cja S tanu, k tó rą — poza M et- tern ich em — tw o rzy ła tró jk a m ożnow ładców : m ało już liczący się a rc y ­ książę F ran ciszek K aro l, ojciec n astęp cy tro n u , dalej m in iste r stan u , m ag n at w ęgiersk i h rab ia K olow rath , w reszcie arcyksiążę Józef L u d w ik H absburg.

Nie był to zespół zgodny. D w aj pierw si po ten taci zajm ow ali w obec M ettern ich a stanow isko raczej n iech ętn e. W ty m stanie rzeczy o sta tn i z k w adru m w irów , arcyksiążę Ludw ik, liczył się najw ięcej. Do M e tte r­ nich a i on sym p atii nie żywił, a jak o człow iek nie bez am bicji, o te m ­ peram encie energicznym , z k o n serw atyzm em sw ym łączył jakoś św ia­ tły liberalizm . Rozum ny, ludzki, u m iał sobie szeroko zjednać sym patię, cieszył się u znaniem i poparciem sfer ary sto k raty czn y ch . N a w y p ad k i lutow e m iał swój pogląd, nie akcep to w ał m achinacyj M ettern ich a i ga­ licyjskiej góry b iu ro k ra ty c z n ej. P rzy jm o w ał m em oriały od poinform o­ w anych w tej spraw ie i udzielił parogodzinnej aud ien cji baronow i F e r ­ d y n andow i Hoschowi, w łaścicielow i ziem skiem u w G alicji, o sk arżające­ m u śm iało i ostro tam tejsze n arzędzia M etternichow skie: K riega, B reinla i cały a p a ra t ad m in istra c y jn y , o w y raźne złoczyństw a, szerze­ nie i p opieranie bezpraw ia 18.

Może być w ysoce praw dopodobne, że w łaśnie na przy ch yln e zain­ tereso w an ie arcyksięcia L udw ika liczył Potocki, i może to jem u lub kom uś z bliższego jego o to c z e n ia 19 zdołał przekazać a la rm u ją cy list F re d ry .

18 Zob. Ł o z i ń s k i , op. cit., s. 3C0 n.

19 Mógłby tu wchodzić w rachubę jeden z członków Konferencji, W ęgier hrabia Kolowrath, o którego życzliw ości dla spraw galicyjskich m iał możność przekonać się sam Fredro podczas zabiegów w W iedniu o budowę kolei. Mógł to być również kanclerz nadworny hrabia Inzaghi, w którego resort w chodziły spraw y Galicji, czy też książę Edward Lichtenstein, pow inow aty Potockiego. Jeżeli w ierzyć bajędom L. J a b ł o n o w s k i e g o (Pamiętniki. Opracował oraz w stępem

(17)

530 S T A N IS Ł A W P IG O Ń

M om ent b y ł do pew nego sto p nia stosow ny. A ry sto k ra c ja a u stria c k a m iała powody, żeby zaniepokoić się a n ty fe u d a ln y m i ro zru ch am i c h ło p ­ skim i w G alicji. In te re s jej b y ł p ro sty . T am ten p rzy k ład głębokiego ro zstro ju i buntow niczego oporu m ógł łatw o okazać się zaraźliw y i p rze­ rzucić się na Cis- i T ran slitaw ię, o g arnąć tam tejsze, na pańszczyźnie przecież op arte laty fu n d ia. N ie b rak ło po tem u znaków a la rm u ją c y c h na W ęgrzech, w Czechach, a n a w e t w K aryntii.*B yło się czego obaw iać.

Nie obchodzi nas w tej chw ili, czy w yn ik nęło co z zabiegów P o to c ­ kiego. S praw a to osobna i n a razie m niej w ażna. W ażne je st to, że k tó ry ś z d y g n ita rzy w ied eń skich d o sta ł w ręce w spo m n iany list F re d ry , m oże go n a w e t przeczytał i „w ziął pod ro zw agę” . N ajw ażn iejsze zaś to, że a u to r listu dow iedział się o ty m p o m iern y m sw oim sukcesie: oto przykłoniono w ysokiego ucha jego uw agom . Mogło to starczyć, b y go oswoić z m yślą, że cały ten p ro b lem w a rto u jąć i p rzedstaw ić zasadn i­ czo i w całości — od jego zaw iązku, przez koleje rozrostu, odsłonić zarazem u k ry w a ją c e się w n im niebezpieczeństw o, k tó re zagraża spoistości i rów nom iernem u rozw ojow i po rząd k u państw ow ego — ty m sam ym zaś otw orzyć p e rsp e k ty w y m arzo n ej, oczekiw anej w ielkiej p rze­ budow y im p eriu m austriack iego . Może ta k u ję te m em o ran d u m nie pójdzie n a m arne? Dość by tego było, żeby zachęcić F re d rę do stoso­ wnego i niezw łocznego w y stąp ienia.

Z adanie w ytyczył sobie p rz y ty m d w ojakie: P o stano w ił u jaw n ić m oż­ liw ie szczegółowo stan rozprzężenia społecznego, praw n ego i m o ra ln e ­ go, w jak im się znalazł k ra j po k a ta stro fie lu tow ej, w skazać śm iało w inow ajców w system ie a d m in istra c y jn y m i w jego niecnych w yko ­ naw cach, zarazem zestaw ić p o trzeb n e zarządzenia, k tó re b y m ogły tem u stano w i zaradzić, zapew nić n o rm a ln y rozw ój stosunków .

Nie zdziwi n as zatem , gd y stw ierd zim y , że w pierw szej części zada­ nia, p rzy odsłanianiu rozm iaró w klęski, F re d ro pow tarzać będzie szczegóły obrazu zużytkow ane ju ż w p ierw szych zaraz listach do P o­ tockiego, ty le że ujm ie je b ard ziej sy stem aty czn ie i szerzej rozp ro w a­ dzi. Bez tru d u dadzą się w skazać p u n k ty zbieżności faktyczne, a n aw et frazeologiczne, zachodzące m iędzy obom a ujęciam i: tam ty c h w listach i tych tu w m em oriale. D odajm y, że ten fa k t m a d ecy d ujące znaczenie w p odjęty ch dociekaniach chronologicznych. M em oriał F re d ry w takim razie je s t niew iele co późniejszy od listu Potockiego z 25 m aja, pow stał więc najpraw d op od o b niej w ciągu najb liższych tygodni. Ten m om ent

opatrzył K. L e w i c k i . Kraków 1963, s. 267), L ichtenstein był w r. 1846 w e L w o­ w ie z jakąś m isją w związku z w ypadkam i lutow ym i, „by zacierać ślady zbrodni”. N iem niej w iem y, że — choć w m łodości zw iązany ponoć z w ęglarstw em — on to w 1848 pacyfikow ał Pragę.

(18)

tłum aczyłby całkow icie w szy stk ie u w y d atn io n e pow yżej aluzje ak tu aln e, p rzep latające te k st.

Można by się w reszcie odw ażyć n a pew ne uzupełnienie hipotezy. Z w y rażenia a u to ra w m em oriale: „Z apew nieni jesteśm y, że śm iałe w yjaw ienie naszego zdania za przychylność, a żądania za n a jp o k o r­ niejszą prośbę p rz y ję te b ę d ą ” — m ożna by słusznie wnosić, że Uw a­

gi były rzeczyw iście w jak im ś sto p n iu insp iro w ane z góry. K to się zaś

0 nie zw racał, te n zachęcał zarazem a u to ra do pełnej otw artości, „za­ pew niał” , że o n ią w łaśn ie chodzi. Je że li zapew niał, że propozycje będą w zięte „za n a jp o k o rn iejszą p ro śb ę ” , m u siał zapew niać upow ażniony

przez jak ą ś w ysoką in stan cję, k tó re j one zostaną przedstaw ione

1 w odniesieniu do k tó re j tak a uniżona postaw a po kory była przyzw oita. Nie chodzi przecież o Stadiona, k tó ry jeżelib y prosił którego z ziem ian, to chyba o in fo rm acje potrzeb ne m u w k ra ju nie znanym . M owa raczej o kim ś w W iedniu, o k tó ry m ś m oże z członków K o n ferencji S tanu, czy może o sam ym arcy k sięciu L u dw iku. Jeżeli tak a w ysoka sugestia doszła

do F re d ry za pośredn ictw em A lfred a Potockiego, m usiał ktoś z tam tej instancji p ro je k t zw rócenia się zaakceptow ać, a po średnikow i dać sto­

sowne zapew nienie.

Nie m a co taić, że o bracam y się tu ju ż w gran icach dom ysłów , któ­ rych hic et n u n c nie m ożna jeszcze poprzeć d o k u m en talny m dowodem .

6

Czy ta k obm yślony i sfo rm o w an y m em oriał polityczny F re d ry do­ szedł do rą k Potockiego, czy ten go zakom unikow ał „à qui de droit” , jak ie w ogóle b y ły jego losy i sk u tk i, na to w szystko nie p o tra fim y odpowiedzieć w sposób dow odny. W dochow anej korespondencji w za­ jem nej zdaje się zachodzić luka. N ajbliższy znany list F re d ry nosi d a tę dopiero 27 lipca. W zm ianki o m em o riale nie m a w nim żadnej i nie m a co jej tam szukać. M em oriał, jeżeli odszedł sk iero w an y n a ręce a d re ­ sata, odejść m u siał jeszcze w czerw cu.

Zaznaczyć tak że w arto , że F re d ro w ten swój późny k o lejn y list w p la ta p arę słów o Stadionie. N ie m ożna powiedzieć, żeby p rzetk an e b y ły adm iracją. O jego poczynaniach, o pierw szych w yd any ch jego zarządzeniach m ów i się ta m pow ściągliw ie, piszący nie k ry je zbytnio sceptycyzm u co do ich celowości i w ogóle co do należytego rozgarnienia um ysłow ego now ego rządcy. Da on się zapew ne om otać żarłocznym pająkom b iu ro k raty czn y m .

Ale w róćm y do m em oriału. J a k ie b y ły jego dalsze koleje? W y ra­ ziłem się w yżej: „jeżeli doszedł do P o tockiego” . O strożność uzasadnio­ na, ale m oże n ie trzeb a z n ią przesadzać. Jed en ze w spom nianych na w stępie rękopisów Uwag, ten, co z a rc h iw u m rodzinnego przeszedł przez

(19)

532 S T A N IS Ł A W P IG O Ń

Siem ianice do zbiorów O ssolineum (rkps 7157), je st a u to g ra fe m 20. E gzem plarz godzien uw agi. Czystopis w y k o n an y bardzo sta ra n n ie n a p iękn y m papierze czerpanym . Dla kogoż sporządzono go w p ostaci tak w y tw o rn ej? Przecież nie do szuflady a u to ra m iędzy te k s ty arch iw alne.

O glądając rękopis m ożna by m niem ać, że to m oże ten w łaśnie, k tó ­ ry był przeznaczony dla pierw szego ad resata. K im kolw iek b y ł ad resat, o ry g in ału tego zatem albo nie otrzym ał, albo też go odesłał. P ierw sza ew entualność m ało praw dopodobna, raczej ju ż d ruga. W tak im razie należałoby p rzyjąć, że Potocki przestudiow aw szy pism o F re d ry uznał, iż podane tam propozycje i p o stu la ty są n ierealn e, sk u tk u spodziew a­ nego nie osiągną. W sferach kierow niczych nie m a co go przedstaw iać. Ja k o ś to autorow i zdołał chyba w ypersw adow ać i egzem plarz odesłał.

Przypuszczeniu takiem u nie m ożna by odm ówić zasadności. Bliżej rozpatrzo ne w yw ody F re d ry w y d ają się rzeczyw iście bardzo śm iałe, żeby nie powiedzieć: zuchw ałe, a co w ięcej — nie liczą się z ow oczesnym sta ­ n em rzeczy i z układem stosunków politycznych w państw ie. Dość w ska­ zać p arę punktów .

A u to r m em oriału stoi na stanow isku, że stosu nki m iędzy A u strią a Ro­ sją u k ład a ją się niedobrze i w nieodległej n a w e t przyszłości m ogą grozić o stry m konfliktem . Oczywiście F red ro nie dopow iada do k ropki, ale alu ­ zje jego są jednoznaczne. Tak np. w skazując na początku, że w g ra n i­ cach pań stw a austriackiego nie m a zasadniczych kolizji m iędzy n aro d o ­ w ością polską a niem iecką, dodaje, że owszem zachodzi tu w ięcej w ęzłów w spólnoty, zarów no w n a tu rz e obu narodow ości jak i w państw ow ych in te resa c h żyw otnych: „w spólne cyw ilizacyjne d ążen ia”, zgodne usposo­ bienie, „położenie geograficzne” i w y n ikające stąd stosunki gospodarcze, handlow e. Jako o statn i a tu t dorzuca a u to r: „a m oże i w spólne niebez­ pieczeństw o grożące”. Rozum iało się samo przez się, że chodzi o niebez­ pieczeństw o rosyjskie.

Toteż nie w y da się dziw acznym i niespodzianym w yskokiem au to ra u d erzające zakończenie m em oriału. F red ro w sk azu je tam , że G alicja, k ra j bądź co bądź duży, o pięciu m ilionach Sław ian, stanow i pozycję chw iejną, nęconą zaś to w tę, to w ow ą stro nę. N adanie jej i poparcie w niej przez rząd au striack i zdecydow anego c h a ra k te ru polskiego stw o­ rzy stan rzeczy n a przyszłość wysoce dla p a ń stw a pożądany. Polska G a­ lic ja „stanie się w Sław iańszczyźnie o d porną i przyciąg ającą potęgą, 20 Z eszyt op raw n y w tek tu rę, zap ew n e dopiero w o k resie m ięd zy w o jen n y m . S k ła d a się z p ółark u szy zg ięty ch w ćw iartk i, fo rm a tu 25,5X20,5 cm. P a p ier czer­ p a n y , z w y tw ó rn i h o len d ersk iej, koloru m ig d ałow oszarego, w znaku w odnym p rążk i p oprzeczne g ęste, w środku p ostać n ie w ie śc ia : F ortuna (?), i n apis: V A N DER LEY. P odobny w d ziele W. C h u r c h i l , W a t e r m a r k s in P a p e r in Holland,

(20)

stanie zarazem przed m u rzem i p u n k te m oparcia dla w ielu sław iańskich pokoleń” . Oczyw iście p rzed m u rzem znow u p rzed caratem .

P rzy zn ać jednakow oż się m usi, że były to a tu ty a u to ra n a owe czasy jeszcze bez znaczenia. A u stria i R osja zw iązane b y ły sojuszem n ad al rzeteln y m . Może tam u jego p o dstaw d rzem ał już em brion późniejszego k o n flik tu n a tle e k sp an sji n a B ałkany, ale tera z było o nim jeszcze cicho. Owszem , u p ły n ą trz y lata, a sojusznik północny przez przełęcze k arp ack ie podąży n a W ęgry z pom ocą do ciśniętem u sąsiadow i. D opiero zaw ód d o zn an y w r. 1855, gdy A u stria nie przyszła z pom ocą sfatygo­ w an y m zastępom M ikołaja n a K ry m ie, s ta ł się decydującym p u n k tem zw rotn y m w e w zajem n y ch stosunkach. F re d ro ze sw ym i p rzy n ętam i

pospieszył się zatem co n a jm n ie j o dziesięć lat.

P odobnież było z jego d ru g im atu tem . N aw ołując rząd au stria c k i do n a p ra w ie n ia b łęd u z r. 1772 i do uznania zab ranych ziem polskich za o d ręb n ą p ro w in cję, k tó re j n ie należy w chłaniać w organizm n ie ­ m iecki, ale uszanow ać jej narodow ość i obdarzyć szeroką autonom ią, zm ierzał F re d ro do zapoczątkow ania jednego z n a jb a rd zie j zasadniczych przew rotów , jakie m ożna było p rzed A u strią postaw ić. P a ń stw o to za­ g a rn ia ją c przez stu lecia k ra je sąsiedpie, w w ysokiej m ierze różnona- rodow e, trzy m ało się ja k n a ju p a rc ie j zasady, że je st p ań stw em jedno- narodow ym , rządzonym cen tralisty czn ie, p rz y bezspornym zw ierzchnic­ tw ie żyw iołu niem ieckiego.

U pór uporem , ale w ow oczesnych w arun k ach , licząc się z podeszłym w iekiem M ettern ich a (73 lata) i w y raźn ie p o suw ającą się chorobą cesa­ rza, m ożna by w yrozum ieć zuchw alstw o śm iałka uwodzącego się nad zie­ ją, że ze zm ianą osób w olno b y czekać n a z m ia n ę 'd u c h a rządu, a n a w e t na jak ie ś zm iany w u stro ju m onarchii.

N iem niej było to rów nież złudzenie. Dopiero dw a la ta później, po w strząsie rew olu cyjn ym , p rzebłyskiw ać zaczną pew ne w idoki realizacji ta k ic h nadziei. Ale w ro k u 1846 p ro je k t F re d ry , m ieszczący w sobie p e rsp e k ty w ę przeistoczenia p ań stw a narodow ego w narodow ościow e, p rzetw o rzen ia go z czasem n a bazie jakiegoś austro slaw izm u w rodzaj S tan ó w Z jednoczonych E u ro p y Środkow ej, p ro je k t owszem lan su jący ta k ie w y jście — b y łb y w oczach rządu, w oczach c e n tralistó w w ie­ d eńskich, p ro je k tem ja k n a jb a rd z ie j rew o lu cyjny m , p rzew rotow ym , pod­ w ażający m od g ru n tu w ielow iekow y porządek u s tr o jo w y 21. Było jak n ajd zik szy m złudzeniem przypuszczenie, że ta k i pom ysł zdoła zjednać n aów czas kogokolw iek spośród n a jb a rd zie j n aw et lib eraln y ch a u stria c ­

kich m ężów stanu.

21 K i e n i e w i c z (o p . cit., s. 325) w y r a z ił się o w y stą p ie n iu Fredry, że w lo - ja liz m ie szło ono dalej n iż p ety cja 107 ziem ian z czerw ca 1846 (pióra A. S ta d n ic ­ k iego). C zy słu szn ie?

(21)

534 S T A N IS Ł A W P IG O Ń

Nie w y n ik a z tego, żeby sam p ro je k t był dziki. P ro b le m u k ład u narodow ościow ego w e w n ą trz p a ń stw a b y ł pro blem em rzeczyw istym , choć n iep rz y je m n y m i w y ją tk o w o tru d n y m . U p ły n ą dziesięciolecia, a A u stria siłam i ró żn y ch sw ych gabinetów będzie próbow ała rozgryźć ten orzech, jed e n z n a jtw a rd szy c h , ja k i jej zgotow ały dzieje. Aż w re sz ­ cie nie podoła i w y p u ści go ze sw ych w y łam an y ch szczęk.

T ak czy ow ak, w oczach Potockiego m em o riał p o lity czn y F re d ry jak na ta m te m roczne czasy m u siał się w ydaw ać zbudow anym na czczych przew id y w an iach, m ożna b y n a w e t pow iedzieć: n a zu chw ałych utopiach, i n ie m ia ł szan s oddziałania n a kogokolw iek spośród rz ą ­ dzących czy w spółrządzących, m u siał w ięc chybić celu. W ydał się n ie ­ realn y , nie do pokazania. W konsekw encji m u siał w ięc w rócić do au to ra. Z ganionem u sta ty ście galicyjskiem u jedn a ty lk o zostaw ała saty sfak cja: był zdania, że św ia tła tego n ie n ależy chow ać pod korzec. N ie bez jego chyba p rzy czy n ien ia się te k s t m em o riału rozszedł się szeroko w śród w spółczesnych, i to — ja k pow iedzieć trzeb a — nie ty lk o w śród ro ­ daków .

7

Rękopis n ie uleżał spokojnie zbyt długo w szufladzie au to ra. W y­ dob yto go ry ch ło n a k o n k re tn y użytek. U żytek nie b y le jaki, w a r t ró w ­ nież dokładniejszego p rzed staw ien ia.

L atem 1846 sy tu a c ja sta ła się jasna: rząd i b iu ro k ra cja galicyjska otręb y w ali try u m f n a d „polonizm em ” . N a zw ycięskich k o m batan tó w posypały się pochw ały, odznaczenia, aw anse i g raty fik a c je : p rezy d en t K rieg o trzy m ał W ielki K rzy ż O rd e ru Leopolda; takiż K rzyż d la p u ł­ kow nika B enedeka, późniejszego w o d za-niedojdy spod K öniggraetz; s ta ­ rostow ie B reinl, B e rn d t, C zetsch i inni — K rzy że R y cerskie (!) tegoż

O rderu, k o m isarze c y rk u ło w i złote m edale, zasłużeni u rzęd nicy g u b er- n ialn i — po ch w ały i aw anse; g ro m ady w iejsk ie i poszczególni sp ra w ­ cy — n a g ro d y pieniężne, te ju ż obliczane raczej oszczędnie. S tro n ie rozgrom ionej p rz y p a d ły szubienice, k r a ty w ięzienne, sm u te k i żal. P o ­ konanym została w szelako jeszcze jed n a in sta n c ja — apel do uczciw ej opinii m iędzy naro d o w ej, odw ołanie się do przyszłości, schron ienie się pod opiekuńcze sk rz y d łą m u zy K lio. M uzie tej i jej zaciężnym sługom, historykom , n ależało zebrać, zachow ać i p rzekazać d o k u m enty.

M iędzy ta k im i w y d a w n ic tw a m i źródłow ym i jedno z fro ntow ych m iejsc z a jm u je tom w y d a n y po niem iecku, n a gorąco, zaraz w ro k u 1847, jak o pokaźne dzieło zbiorow e. J u ż tu o nim była m ow a. Nosi on ty tu ł:

Memoiren und A ctenstücke aus Galizien im Jahre 1846 22. 22 T ytu ł p e łn y — zob. p rzy p is 10. M em oriał F r e d r y na s. 65— 104.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kościół ten po wojnie zamieniono na magazyn arty­ kułów spożywczych. W latach pięćdziesią­ tych metalowe trumny, w których pocho­ wani byli członkowie rodziny

In Fig. 1a we depict emission spectra of the passivated samples and in Fig. 1b the average NC sizes before and after passivation, as a function of annealing temperature, for

Figure 1.2: Micro/nano fabrication technology is employed to create different high aspect ratio micropillars for interconnect applications: a thick film photo-resist pillar,

Production of isobutanol as sole catabolic product, with a maximum theoretical yield of 1 mol/mol glucose, requires several genetic modi fications ( Fig. In this study, design of

The German stance became more rigid in 2006 when Chancellor Merkel agreed with her Christian Democratic al- lies, saying that the EU was a “Christian club.” A

tów, a sięga aż starożytności, mając tam swój początek. Później zaś pojawiają się nazwiska m.in. Kochanowskiego i jego choćby pieśń Dzbanie mój pisany,

Nie udało się ustalić, czy antreprenerzy korzystali z tych możliwości7. Może polskie komedie po rosyjsku były wystawiane na ziemiach polskich przez teatry szkolne,

Udowodnij, że komedia Fredry realizuje motto utworu: „Nie masz nic tak złego, żeby się na dobre nie przydało.. Bywa z węża dryjakiew, złe często dobremu