• Nie Znaleziono Wyników

"Retoryka. - Poetyka.", Arystoteles, przełożył, wstępem i komentarzem opatrzył Henryk Podbielski, Warszawa 1988 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Retoryka. - Poetyka.", Arystoteles, przełożył, wstępem i komentarzem opatrzył Henryk Podbielski, Warszawa 1988 : [recenzja]"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Ziomek

"Retoryka. - Poetyka.", Arystoteles,

przełożył, wstępem i komentarzem

opatrzył Henryk Podbielski,

Warszawa 1988 : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 81/2, 343-352

(2)

IV.

R E C E N Z J E

I

P R Z E G L Ą D Y

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X I, 1990, z. 2 P L I S S N 0021-0514

A r y s t o t e l e s , RETORYKA. — POETYKA. Przełożył, w stępem i kom enta­ rzem opatrzył H e n r y k P o d b i e l s k i . W arszawa 1988. Państw ow e W ydaw ­ nictw o Naukowe, ss. XII, 508, 8 nlb. + errata na luźnej kartce. „Biblioteka K la­ syków F ilozofii”.

Nowy, kom pletny, kom petentny przekład R e to ry k i i Poetyki Arystotelesa jest w ydarzeniem naukow ym na m iarę dziesięcioleci. H enryk Podbielski, tłumacz i au­

tor w stępu, kom entarzy i indeksów , poważył się na dzieło, za które w in n i mu w dzięczność zarówno doświadczeni badacze, jak i m łodzi adepci. M ówię „poważył się”, poniew aż przekładanie A rystotelesa jest rzeczą nadzwyczaj trudną, zwłaszcza przekładanie R e to ry k i i P oetyki (tudzież Topik), których lakoniczny styl, nieraz przypom inający konspekt, staw ia tłum acza w roli kom entatora: m usi nim w ięc być hellenista, historyk literatury i kultury greckiej, a zarazem historyk tego w ie l­ kiego obszaru, który nazyw am y kulturą europejską; na domiar dobrego m usi to być także teoretyk literatury. H enryk Podbielski nad w szystkim i tu w ym ienionym i d ziedzinam i panuje znakom icie.

A cóż m ieliśm y dotychczas? P o etyk ę w przekładzie i opracowaniu Tadeusza Sinki w tom iku T rzy poetyki klasyczne. A r ystotele s — Horacy — Pseudo-Longinos w serii „Biblioteka N arodow a” (II 57) oraz k sięgę III R etoryki (najw ażniejszą w prawdzie, ale zaledw ie jedną) w przekładzie W ładysław a Madydy w tom iku

T rzy s ty lis ty k i greckie. Arystoteles — Demetriusz — Dionizjusz) w tejże serii (II

75). Obie książeczki, bardziej w ysłużone niż zasłużone, możem y teraz odłożyć na daleką półkę.

Tom „Biblioteki K lasyków F ilozofii” jest w pew nym sensie „klockiem ” b iblio­ tecznym, co znaczy, że w jednej opraw ie um ieszczone zostały dwie książki: W stę p tłum acza do Retoryki, Retoryka, W stęp tłumacza do Poetyki, Poetyka, Przypisy,

W y bór bibliografii, Indeks im ion i n a zw oraz Indeks rze c zo w y do Retoryki, In deks im ion i n a zw oraz Indeks te rm in ó w te oretycznoli terackic h do Poetyki. Niezbyt to

szczęśliw y układ — tym bardziej że Poetykę w ydał Podbielski w cześniej w „Bi­ bliotece N arodow ej” (II 209 (W rocław 1983); dalej skrót: BN) z obszernym, obszer­ niejszym niż w „Bibliotece K lasyków F ilozofii” (dalej: BKF), bardzo pięknym i w n ik liw ym W stępem , doskonale przybliżającym czytelnikow i nie tylko zaw iłości samej Poetyki, ale w ogóle estetykę antyczną, zw łaszcza A rystotelesowską. W w y ­ daniu BKF takiż W stęp n ie tylko został oddzielony od Retoryki, ale też i znacznie skrócony (dla porównania, mimo odm ienności form atu: BN — s. III—CV, natom iast BK F — s. 299—313) ; a szkoda, bo w BN autor w yraźnie i obszernie w yw iód ł p odstaw ow e pojęcia aktualnej do dnia dzisiejszego A rystotelesow skiej doktryny literackiej — takie jak „katharsis”, „mim esis”, „anagnorisis”, „hamartia”, które w BKF na kilkunastu stronicach przestają być przejrzyste. Za to edycja P ań ­ stw ow ego W ydawnictw a Naukowego ma indeksy rzeczowe, które stanow ią n ie ­ ocenioną pomoc. Więcej — są niezbędne! Ale skutkiem tego, że poszczególne serie przyjęły rozm aite konw encje, czytelnik m usi m ieć na półce dwa tożsam e tłum a­ czenia P o e t y k i : jedno — BN, żeby skorzystać z zalet W stępu i przypisów pod tekstem , i drugie — BKF, z krótszym i w stępam i i m niej wygodnym i przypisam i, a le za to z indeksam i nazw isk i term inów .

(3)

N ie pow inien czytelnik przeoczyć w BKF jeszcze jednej zalety tłum aczenia, a m ianow icie um ieszczonych na marginesach num erów tzw. notacji B ekkerow - skiej. W yjaśnijmy, o co chodzi: odnalezienie i porównanie odpow iedniego m iejsca

R eto ryki bądź P oetyki w edług Sinki czy w edług Madydy z jakim kolw iek innym

wydaniem , czy to zawierającym oryginał, czy też przekład na któryś z języków kongresowych, było dla użytkownika utrudnione w obec oczyw istej niezgodności paginacji. Znam (niestety) badaczy, którzy odwołując się do części I lub II R e to ­

ry ki albo i do części III, podają numery stronic wydania — dajm y na to — Du-

foura (Paris 1932—1938 i 1973) n ie troszcząc się o to, że edycja ta niek oniecznie jest powszechnie dostępna i że niełatw o odnaleźć wskazane m iejsce. Tym czasem dawno temu, bo w ubiegłym w ieku, mądrzy ludzie w ynaleźli prosty sposób n a to, by poszczególne w ydania, zwłaszcza różnojęzyczne, były bez względu na form at w zajem nie porównywalne. Między r. 1831 a 1870 ukazało się „ex recensione Im-

manueli B e kkeri” w ydanie: A ristotelis Opera. Bekker opatrzył je wzorcową pa­

ginacją: cyfry rzym skie oznaczały stronice, litery łacińskie (a oraz b) — łamy, a n a­ stępujące po nich cyfry arabskie (36 na każdym łamie) numer wiersza. W ydanie to, staranne i krytyczne jak przystało na sponsora, którym była Academ ia Regia Borussica, przedrukowano („Nachdruck”) w roku 1960. Reto ryka zaczyna się tam na stronicy i szpalcie 1354a, kończy się na 1420b, Poetyka zaś m ieści się m iędzy 1447a oraz 1462b. Jak widać, oba dzieła zajmują mniej niż 100 stronic, tak zatem można przy cytowaniu opuszczać dw ie pierw sze cyfry bez obawy popełnienia po­ m yłki i pisać np. 54a, 20b, 47a, 62b. Gorzej, a raczej trudniej, z num erami w ier­ szy — tylko w ydanie fototypiczne lub w yjątkowo precyzyjny typograficznie prze­ druk tekstu greckiego pozwoliłby na oddanie wersu w ersem ; w przekładzie jest to niem ożliw e, w obec czego Podbielski umieszcza na m arginesie numer co piąty, ułatw iając w miarę ścisłą lokalizację cytatu; indeksy w ięc odsyłają nie tylko do· niniejszej edycji, ale do A rystotelesa w ogóle.

Ani w ydanie Sinki, ani Madydy tej num eracji Bekkerowskiej nie stosowało — dlaczego, nie wiadomo. Mała rzecz, a wstyd. Oczywiście gdy chodzi o dłuższy ustęp, n ie ma potrzeby używać tej notacji, bo wystarczą num er księgi i num er rozdziału — tudzież jego tytuł.

Tylko że tytułów takich w oryginale nie było, ale poniew aż ułatw iają on e lekturę, w ielu tłum aczy je wprowadza; Podbielski też, ale (tu mała przygana) nie umieszcza tych tytułów w naw iasie kwadratowym na znak, że pochodzą od w ydaw cy. W tym w zględzie Madyda postąpił ostrożniej — i tak np. rozdział VI księgi III ma tytuł tak ujęty: [Ś rodki stylu okazałego]; odpow iedni 6 u Podbiel- skiego nazywa się (bez nawiasu): Wzniosłość stylu. Darujmy jednak to uchybie­ nie, bo wraz z tym przykładem w chodzim y w obszar znacznie ważniejszych roz­ strzygnięć, w obszar, na którym Podbielski bije na głow ę swoich poprzedników. Trudność przekładu dzieł takich jak R eto ryka i Poetyka tkw i w sztuce roz­ poznawania i porządkowania terminologii. W przywołanym m iejscu gr. „onkos” 1 trafniej oddał Podbielski przez „wzniosłość”, „styl w zn iosły”, bo takie brzm ienie lepiej jest historycznie uzasadnione w polszczyźnie niż „styl okazały”. Obaj tłu ­ m acze mają przy tym pew ne w ątpliw ości. Madyda w przypisie proponuje w a ­ riant „styl patetyczny”, całkiem nietrafnie, zważywszy na złożoną wieloznaczność rzeczownika „pathos” w greckiej estetyce. Podbielski też um ieszcza przypis (s. 417, nr 72), w którym obszernie w yjaśnia sens tego pojęcia w starożytnej teorii reto­ rycznej, przytacza nazwy łacińskie („dignitas”, „exornatio”), powołuje się na A d

Herennium i na K wintyliana.

1 Ze w zględów technicznych w yrazy greckie przytacza się tu w uproszczonej transkrypcji wydawniczej.

(4)

Trudność rozpoznawania i porządkowania term inologii przez tłumacza na tym polega, że podręczniki greckie, rzym skie i nowożytne łacińskie starając się o mo­ żliw ie ścisłe nazew nictw o, zarazem inaczej nakładają siatkę nazw na siatkę po­ jęć; trzeba zatem w greckim hom onim ie odkryć w ieloznaczność i na odwrót — synonim ię oryginału sprowadzić do jednej polskiej nazwy. I tak np. „leksis” raz trzeba oddać przez „język”, innym razem przez „styl”. N ie ma przekładów dosko­ nałych i nie jest takim przekład Podbielskiego. Bez przesady jednak możemy po­ w iedzieć, że jest to w obec stanu w iedzy sprzed lat kilkunastu skok zaiste milowy. Miło stwierdzić, że w filologii klasycznej zaszły i zachodzą zmiany, którym trzeba gośno przyklasnąć. Badacze pokolenia młodszego czy średniego mają zro­ zum ienie doniosłości problem atyki teoretycznoliterackiej, której, niestety, brako­ w ało skądinąd zasłużonym , a naw et — śm iem powiedzieć — w ielkim polihistorom i filologom , dobrze, zbyt dobrze w ychow anym na pozytywistycznej m etodologii.

Podbielski w słow ie Od tłumacza przypominając, że oddaje w ręce czytelni­ ków pierwsze w całości tłum aczenie R etoryki na język polski, pisze zarazem z god­ ną uznania rew erencją o sw oich poprzednikach:

„Doceniając niedoścignione walory literackie przekładu W. Madydy i celność jego sform ułowań, dla zachowania jedności stylistycznej przełożonego dzieła do­ konałem w łasnego przekładu rów nież księgi trzeciej” (BKF, s. X).

P oniew aż przekłady w cześniejsze to już historia, a w historii nie obowiązuje zasada „De mortuis aut bene...", recenzent nie jest zobowiązany do zachowania tej elegancji, która poniekąd krępowała tłumacza. Gdyby zestaw ić księgę III R e ­

to ry k i oraz całą Poetykę w przekładach starych i nowym , słowo po słow ie, zdanie

po zdaniu, można by z rozpaczy osiw ieć: tyle lat rozprawiam y o A rystotelesie albo go n ie znając, albo źle rozumiejąc.

Wobec tego tylko jedno m ałe porów nanie z początku księgi III, rozdziału 7

Retoryki.

Madyda: „Język będzie stosowny, jeśli będzie wyrażał w zruszenie i charakter i jeśli będzie odpow iedni do sw ego przedm iotu”.

Podbielski: „Styl osiągnie stosowność, jeśli pozw oli wyrazić uczucia i charak­ tery i jeśli będzie odpow iedni do sw ego przedm iotu” (1408a 10).

O tym, że nie „język” m oże być stosow ny albo nie, lecz „styl” w łaśnie, była już mowa. Użycie przym iotnika „stosow ny” jest w tym m iejscu o tyle niezbyt trafne, że w oryginale mamy „to p re pon ”, co jest terminem oddawanym po łacinie przez „decorum” (nieraz „a p tu m ”). Że n ie chodzi o potoczne rozum ienie „stosow-· n ości”, Podbielski dodatkowo inform uje przypisem oraz um ieszczeniem w indeksie rzeczowym terminu „stosowność” w raz z greckim odpowiednikiem i ze w skaza­ niem w szystkich m iejsc, w których w ystępuje.

„Uczucia i charaktery” — to lepszy przekład oryginału („p a th etike” i „ethik e”) niż „wzruszenie i charakter” ; „path os” i „ethos” nie są w estetyce i antropologii Stagiryty term inam i ostrymi, ale z pew nością „pathos” nie oznacza 'patosu i w zru­ szenia’. Na trudności translatorskie w relacji „greka — języki nowożytne” skła­ dają się przede w szystkim tzw. pożyczki, czyli słowa o identycznym praw ie brzm ie­ niu, lecz o zm ienionym już przez w ieki znaczeniu, nie pozbawione jednak pewnej w spólnoty etym ologicznej. Jak w iadom o, tragedie dzielą się na „etyczne” i „pa­ tetyczne”, ale to w cale nie znaczy, że są albo „m oralne”, albo „w zniosłe”, lecz że są to dramaty „charakterów” lub „uczuć” (to samo zresztą dotyczy epopei).

Podbielski jest tłum aczem nie tylko starannym, ale i czujnym, co znaczy po­ niekąd — podejrzliwym . Wie, że to samo słowo może m ieć w odmiennym kon­ tekście in ne znaczenie i że polska hom onim ia m oże zawodnie narzucać znaczenia spokrewnione, a niepożądane. Pom yłki są nieuniknione — żeby jednak zm niejszyć ich ryzyko, Podbielski stosuje dwa zabiegi prew encyjne. Jeden to podaw anie w m iejscach w ątpliw ych i dwuznacznych ujętego w naw ias brzm ienia

(5)

oryginał-nego. Drugi to obujęzyczność w spom nianego indeksu rzeczowego, w którym każde hasło zostało rozbite na polskie synonim y oraz konteksty dodatkowo rzecz w y ­ jaśniające. Gdyby jeszcze odwrotnie! Gdyby dołączyć indeks term inów greckich! A le to piszę już nie na mocy zarzutu, lecz prawem marzenia, n atychm iast po­ w ściągniętego uzasadnionym lękiem przed akrybią.

Za przykład użyteczności takiego indeksu niech posłuży hasło „Epopeja”, które na pozór nie przysparza w iększych trudności, bo n ie jest hom onim iczne i n ie ma też spowinowaconych synonim ów. A jednak! Podbielski pisze w naw iasie po grecku

„he epopoiia”, po czym w ylicza kolejno: „Epopeja [...] a tragedia” ; „e. krótka” ;

„e. prosta, zawikłana, etyczna i patetyczna”; „przedmiot e -p ji”; „składniki e -p ji”; „ = poezja epicka”. Po każdym z tych „podhaseł” następuje odsyłacz w edług n u ­ meracji Bekkerowskiej. Podobnie „Epejsodion”, „Dramat”, „Tragedia” (tu na pół łamu). Ale bywają i przypadki bardziej skomplikowane: gr. „ham artia” może zna­

czyć po prostu „błąd”, ale częściej znaczy (jako termin) „w ina” (tragiczna) i— i tak zostało to znaczenie rozdzielone i rozróżnione w indeksie.

Przekład Podbielskiego osiągnął taki poziom, że skończyły się biadania, a za­ czyna się poważna dyskusja. Przede w szystkim pojawia się pytanie, o ile i kiedy należy przestrzegać repartycji term inów greckich oraz o ile i kiedy należy uży­ w ać term inologii zapożyczonej, a kiedy ją tłum aczyć na polski.

Kłopotem dla w szystkich tłumaczy, kom entatorów i czytelników A rystotelesa, nie tylko jako autora R etoryki i Poetyki, jest stosunek pojęć „genos” i „eidos”. Język polski czy też polska tradycja nazew nicza, zw iązana zresztą z naukam i przyrodniczymi, dość dobrze rozróżnia nadrzędny „rodzaj” od podrzędnego „ga­ tunku”, co nie znaczy, że w teorii literatury um iem y (powinniśm y umieć?) dzielić

rodzaje literackie na gatunki. Język grecki n ie jest w tym w zględzie konsekw entny. Na pozór „genos” ma zakres szerszy niż „eidos”, ale z kolei „eidos” ma jeszcze inne znaczenia, co rzecz nadzwyczaj kom plikuje. Podbielski stara się z tym upo­ rać i w iele razy udaje mu się to lepiej niż jego poprzednikom.

Słynna definicja m etafory brzmi w przekładzie najnow szym (Poetyka, 1457b) tak oto: „Metafora jest to przeniesienie nazw y jednej rzeczy na inną: z rodzaju na gatunek, z gatunku na rodzaj, z jednego gatunku na inny, lub też przeniesienie nazw y z jakiejś rzeczy na inną na zasadzie an alogii”.

Ten sam fragm ent w przekładzie S inki (rozdz. X XI, 4) ma taką redakcję: „Metafora (przenośnia) polega na przeniesieniu na im ię obcego znaczenia, na ro­ dzaj z gatunku, na gatunek z rodzaju, na jeden gatunek z drugiego, lub na prze­ niesieniu na podstaw ie pewnej proporcji”.

A w ięc w brew tradycji i powszechnej świadom ości językow ej Sinko tłumaczy na odwrót — w oryginale bowiem w tym m iejscu jest: „e apo tou genous epi

eidos e apo tou eidous epi to genos”. Ew entualne w ątpliw ości co do relacji nad­

rzędności i podrzędności rozstrzyga przykład: jeśli o okręcie powiem y, że stoi, a on stoi na kotwicy, to przeniesienie nastąpiło z rodzaju na gatunek. Z kolei „tysięczne czyny Odysa” w znaczeniu 'w iele czynów’ są przeniesieniem wyrażenia o m niejszym zakresie na m iejsce wyrażenia o zakresie szerszym.

Tłumacz, który w dał się rzetelnie w problem atykę term inologiczną i przez in ­ deksy ułatw ił czytanie trudnego A rystotelesa, odsłonił — że tak się w yrażę — gardę i w ystaw ił się na sztych krytyki. Bo oto w indeksie do P oetyki (s. 504) jest hasło „Rodzaj” w znaczeniu („to genos”) przeciwstaw nym „gatunkowi”, ale i w zna­ czeniu „to eidos” (57a 31, gdzie chodzi o „rodzaje im ion”) i pod hasłem „Gatu­ n ek” („to eidos”) z odesłaniem do 1447a, czyli do samego początku Poetyki, gdzie m owa o takich gatunkach, jak epos, tragedia, komedia i dytyramb. Tłumacz daje w tym m iejscu obszerny przypis — i słusznie, bo sprawa n ie jest w cale prosta. A rystoteles nie m iał w tym m iejscu na m yśli gatunków upodrzędnionych w obec rodzaju w takim sensie, w jakim o rodzajach i gatunkach m ów ił w Topikach ( l i l a 8 n.). W iadomo, że A rystoteles tak różnicow ał sztukę poetycką, że pod jed ­

(6)

nym w zględem epopeja była bliska tragedii, pod innym zaś komedia stykała się z tragedią. Jeden w zgląd to wysokość przedm iotu naśladowania, drugi zaś to róż­ nica między opowiadaniem a przedstaw ianiem bohaterów „w bezpośrednim dzia­ łaniu” (1448a 25—30). N ie twierdzę bynajm niej, że więcej racji m iał Sinko, gdy tenże ustęp przekładał używając słow a „rodzaj”, chcę tylko zwrócić uwagę na konieczność uw zględnienia zw iązków P o etyk i z Retoryką, w której termin „genos” (i u w szelkich łacińskich kontynuatorów: „genus”) występuje w różnych znacze­ niach. Już Platon rozróżniał „genos m im e tik o n ”, czyli „dramatikon”, od „genos

diegem atikon ” i te dwa od „genos m ik to n ”. Chodzi o to, że „genus m im eticu m ”

dlatego się tak nazywa, że polega na kształtow aniu w ypow iedzi jakby nie od sie­ bie, nie od m ówcy czy poety, lecz sposobem naśladującym zachow anie językowe postaci (bohaterów). Stąd nazwa „dramatikon'’, niekoniecznie w znaczeniu teatral­ nym, choć oczyw iście tragedia i kom edia najpełniej realizują zasady tak zrazu pojętej „dram atyczności”. „Genos diegematik on", a po łacinie „genus enarrativum", polega na „opowiadaniu” od siebie. O przykład czystego „genus enarrativum" dość trudno, w epice bowiem poeta i opowiada, i naśladuje słow a swoich bohaterów, tak że epika tworzy rodzaj mieszany — „genos m ikton ”.

O tym rozróżnieniu Podbielski pisze co nieco, ale w e W stępie do P oetyki w BN; w BKF ta problem atyka wyblakła. Rzecz jest nader istotna, bo trudna. Arystoteles zarówno twórczość epicką, jak „tragediow ą” i „komediową” nazyw ał sztuką m i- metyczną, przywracając naśladow aniu sens kluczowy i niezbyw alną wartość, w brew Platonow i, który za „m im etyczność” chciał poetów i innych naśladujących arty­ stów w ygnać ze sw ojej Republiki.

Ale Stagiryta używ a terminu „genos” także w znaczeniu, które łacińska reto­ ryka nazywa „status causaru m” albo „genera causarum”, czyli rodzaje spraw, a przez to i rodzaje m ów: rodzaj doradczy („symbouleutikon", czyli „genus deli­

b erativum ”), sądowy („dikanikon”, „genus iudiciale”) i „popisowy” („epideikti- k o n ”, „genus dem o n stra tiv u m ”).

Ten podział utrzym ał się przez stulecia (w w iekach średnich doszło jeszcze kaznodziejstwo) i nie ma w ątpliw ości, że należy m ówić o trzech rodzajach, a nie gatunkach, chociaż w oryginale w ystępuje najpierw „rhetorikes eide” (1358a 37;

nb. w wydaniu Spengela w zięte w n aw ias k w ad ratow y2), ale parę wierszy da­

lej — „tria gene”. Nie jest w ięc rzeczą pewną, czy i jak A rystoteles porządkował rodzaje i gatunki. Pretensji w ięc do tłum acza o pew ną chybotliwość m ieć nie można; można mu jednak w ytknąć co innego, a m ianow icie niekonsekw encje i przeoczenia w tak pożytecznym i już tu chw alonym indeksie rzeczowym.

W indeksie do P o etyk i jest hasło „Rodzaj” i hasło „Gatunek”. Nie ma ich n a ­ tom iast w ogóle w indeksie do Retoryki'. Owszem, jest „Doradczy (sy mbouleutikós) rodzaj m ów ” — i dobrze, choć kto będzie szukał pod „D”? gorzej jednak, że nie ma ani „sądowego rodzaju”, ani „popisowego rodzaju”!! Przy okazji: czy rodzaj „popisowy” to trafny przekład rodzaju „epideiktycznego”, czyli z łaciny biorąc — „dem onstratyw nego”? Rzecz do dyskusji, bo brak zgody w tej spraw ie między komentatorami. Niektórzy nazywają ten rodzaj „okolicznościowym ”, ponieważ był uprawiany z okazji określonych wydarzeń — narodzin, ślubów, zw ycięstw , pogrze­ bów etc., a dwie odmiany tego rodzaju — to „laus” 'pochwała’ i „vituperatio” 'na­ gana’ (rzadsza w praktyce i mniej skodyfikow ana w teorii). Z tego rodzaju mów w zięła się poezja okolicznościowa, ale nazw a ta jako tłum aczenie gr. „epideiktikon

[genos]” oraz łac. „dem onstrativum [genus]” nie jest trafna. Ten rodzaj (w odróż­

nieniu od sądowego, na który składają się oskarżenie i obrona, oraz od doradcze­ go, na który składają się doradzanie i odradzanie) czegoś dowodzi, coś wykazuje, pokazuje, utwierdza w czymś, np. w przekonaniu, że przedmiot czy osoba są

god-2 A r i s t o t e l i s A rs rhetorica. Cum adnotatione L. S p e n g e 1. Accidit v e ­ tusta translatio Latina. Lipsiae MDCCCLXVI.

(7)

ne pochwały lub nagany, potwierdza. N ie ma tu w ięc m owy o popisie. Co m iałoby tu być „popisow e”? Przedmiot, rozumiany jako wzór, czy sama mowa? R ecenzent proponuje ten rodzaj nazywać po polsku „pokazowym”.

Narzekanie na indeksy, zwłaszcza rzeczowe, jest n iew ątpliw ie czarną n iew d zię­ cznością, bo lepsze skorowidze z błędami niż żadne. W ydawnictw a na ogół m ają swoich speców od indeksów osobowych; nie w iem natom iast, kto potrafiłby — poza samym autorem W stępu i tłum aczem — zrobić indeks term inów retorycznych i teoretycznoliterackich. Kom petentny znawca problemu nie zaw sze jednak u w aż­ n ie gospodaruje w pudełku z fiszkam i. Niczym innym bowiem n ie m ogę w ytłu ­ maczyć braku w obu indeksach takiego term inu jak „m im esis”! W in deksie do

R etoryki jest tylko hasło „N aśladowanie”, ale jako odpowiednik gr. „m im eis th a i”

oraz „naśladowczy (mimetikos)”. W indeksie do P oetyki jest osobno „Naśladować” i „Naśladowanie” jako tłum aczenie „m im esis”. „Naśladowanie” jest istotnie po­ prawnym tłum aczeniem , ale czytelnik rozpoczyna poszukiwania raczej od „m im e­ sis” i „m im etyczny” jako od term inów pow szechnie przyjętych. A najsłuszniej by było dać w ersję polską i grecką, przy jednej um ieścić kom plet num erów stronic i szpalt, przy drugiej — odsyłacz do pierwszej.

To n ie jest zresztą tylko problem indeksu, lecz szersze i nadzwyczaj trudne zadanie translatorskie. Była już o tym mowa, że słowa greckie w eszły do leksy­ konów w spółczesnych języków zm ieniając znaczenie przez zw ężenie lub rozsze­ rzenie zakresu. „Erotyczny” to nie to samo co „m iłosny” (1398a), a „strategos” to raczej „wódz” niż „strateg”. „Anagnorisis” znaczy tyle co „rozpoznanie” i nie ma problemu, gdy czytamy odpowiedni fragm ent P oetyki (1454b), bo tłum acz p isze najpierw po polsku „rozpoznanie”, a potem dodaje w n aw iasie brzm ienie orygi­ nału. Sam jednak ma tu pew ne w ątpliw ości i w tytule rozdziału 16 pisze od sie b ie w cudzysłowie (niestety, n ie w n aw iasie kwadratowym, chociaż kursywą) : Form&

„rozpoznania”, ich klasyfikacja i ocena. W indeksie w szakże powinno być hasło

„Anagnoryzm”, a n ie ma; „Rozpoznanie” jest tylko znaczeniem hasła, a nie jest term inem przyjętym.

Nie istnieje w tym w zględzie żadna twarda reguła: i np. „Rozwiązanie [...] akcji utworu”, które figuruje obok, jest term inem i tylko dla uważnego i kry­ tycznego czytelnika Podbielski podaje grecki odpowiednik: „lysis”. Ale n ie masz już zgody, aby „katharsis” um ieścić tylko pod „Oczyszczenie”! Jest to pożyczka i należy ją zachować, podobnie jak „homoioteleuton”, którego n ie trzeba pisać po grecku i którego nikt n ie będzie szukał pod hasłem „Upodobnienie końcow e”, bo to jest jedynie deskrypcja, niedokładna zresztą.

O czyw iście najw ięcej kłopotów jest z „toposem”. Sam problem został przez Podbielskiego kom petentnie opisany w e W stępie i, w m iarę potrzeby, w licznych przypisach, zarówno w związku z Topikami, jak i w perspektyw ie retorycznej. Podbielski n ie próbuje — i słusznie — z pism Stagiryty w yprow adzić zaktualizo­ wanej definicji toposu, choć odwołuje się do najnowszej europejskiej literatury przedmiotu z lat osiem dziesiątych. Czytamy:

„Tradycyjną koncepcję toposu, jako sam odzielnego treściow ego bądź form al­ nego środka, ułatw iającego ułożenie m owy i argum entację, podporządkowuje przy tym A rystoteles w sw ym teoretycznym założeniu sylogistycznem u dowodzeniu za pośrednictwem entymemu. Brak definicji toposu, niezbyt ostre określenie jego odmian gatunkowych i brak bliższego określenia form alnego związku między to­ posem i jego odmianam i a entym em em, a zwłaszcza w ielka różnorodność zjaw isk, które wprowadza w Retoryce jako przykłady toposów, stw arzają n iezw ykle złożo­ ny i trudny do interpretacji problem ” (s. 49).

N awiasem m ówiąc, w logice przyjęta jest raczej forma „entymem at”, a n ie „entym em ”, ale o to m niejsza. Istotny w tym w yw odzie jest związek toposu z en- tymatem, czyli w nioskow aniem z opuszczoną przesłanką, która m oże uchodzić za

(8)

■oczywistą, a w każdym razie zgodną z powszechnym m niem aniem , skutkiem czego łatw o ulega petryfikacji. Są to tzw. toposy ogólne (właściw e retoryce i dialekty- ce) — te należy odróżniać od szczegółowych (a w ięc specyficznych dla poszcze­

gólnych gałęzi w iedzy). Z tych toposów ogólnych można czerpać najróżniejsze ar­ gum enty, które — jak za stanem badań powtarza Podbielski — m ają raczej „cha­ rakter asylogistyczny” (s. 51), co znaczy, że n ie mogą być użyte w rzetelnym do­ chodzeniu do prawdy. Czyżby w ięc służyły zwodzeniu? Nie, poniew aż argum en­ tacja retoryczna — należy to bardzo w yraźnie powiedzieć — służy pozyskiwaniu przychylności („captatio benevolentiae”). I dla sprawy niekoniecznie słusznej! Bo jeśli rację ma oskarżyciel, to nie ma jej obrońca; jeśli słuszna jest pochwała, to n iesłuszna nagana i jeśli pożyteczne doradzanie, to szkodliw e odradzanie. Innymi słow y: retoryka jest z istoty swojej agonistyczna, a tym samym podległa określo­ nym regułom gry, jawnym i unormowanym, przez to uczciwym, naw et w tedy gdy dopuszczają argum entacyjne fortele. Ich zbiór został po w iekach przez K w inty- lian a nazw any „sedes argumentorum”, co najlepiej przełożyć przez „zasób” lub „skład argum entów ” — chodzi o to, że toposy stanow ią pew ną w spólnotę prze­ konań czy mniemań, z których czerpie się argumenty, aby używać ich jak chw y­ tów w w alce. Oczywiście to dotyczy tylko toposów ogólnych, a nie specyficznych. Te ogólne nazyw ają się po grecku „topoi koinoi”, po łacinie „loci communes”, a po polsku „m iejsca w spólne”. Mają one nieraz postać obrazu i narracji, żyją jakby w łasnym życiem, ale zachowują zw iązek z macierzystym kontekstem argumen- tacyjnym , bez którego mogą być opacznie rozumiane.

Tyle uzupełnień. Uważna lektura tekstu, w stępu i komentarza naprowadza na w łaściw y, choć niełatw y trop pojęcia toposu; w każdym razie wytrąca z mod­ nego od kilkunastu lat nawyku tak szerokiego rozum ienia słowa „topos”, że prze­ staje ono już cokolwiek znaczyć lub najzupełniej błędnie zaczyna być pretensjo­ nalnym synonim em „m otywu”.

Przy tej okazji pojawia się nader trudny problem translatologiczny, na tyle typow y, że warto mu poświęcić ch w ilę uwagi. Po grecku „topos” znaczy „m iejsce”, każde m iejsce, w którym się przebywa, ale jako termin — także składnik, czyli elem ent system u rozumowania i w ypow iadania, składnik kategorialny procesu dowodzenia. Gdy w ięc w oryginale pojawia się słowo „topos”, to nie wiem y, czy m amy je przełożyć jako „m iejsce”, czy użyć powszechnej w językach europejskich pożyczki „topos”. Prostsza, ale niecałkiem prosta jest sprawa terminu „topoi koi­

noi”, który należy oddawać przez „miejsca w spólne”.

Tłum acz nie zawsze dość ostrożnie w tym względzie postępuje. Bo kiedy sam form ułuje tytu ł rozdziału 18 księgi II: Toposy wspólne w s z y s tk im trz em rodzajom

w y m o w y , to wprowadza w błąd czytelnika, jako że w tym fragm encie w ystępuje

w praw dzie przymiotnik „wspólny”, ale nie ma rzeczownika „topos” (1392a 5). Sie- v ek e to w yrażenie przełożył jako „allgemeine G esichtspunkte ” 8 — i trafnie, bo chodzi o to, że istnieją argumenty, sposoby dowodzenia, chw yty różne dla każ­ dego z trzech rodzajów (sądowego, doradczego, pokazowego) i że istnieją takie, które można stosować dla wszystkich trzech jednakowo. Są w ięc im „wspólne”, tylko że należy unikać tego przym iotnika przy rzeczowniku „m iejsce”, jeżeli nie tw orzą one terminologicznej jukstapozycji.

Nieraz słow o „topos” jest w domyśle, jak np. na początku rozdziału 15 księgi III („W przypadku oskarżenia pierwszy topos polega na znalezieniu argumentów {...j”, 1416 a 4—5), uzasadnionym następnym akapitem , ale należałoby je w ówczas

* A r i s t o t e l e s , Rhetorik. Übersetzt, m it einer Bibliographie, Erläuterungen und einem Nachwort von F. G. S i e v e к e. München 1980. „Uni-Taschenbücher” 159.

(9)

wziąć w nawias kwadratowy. Podbielski takie nawiasy stosuje, ale niekonsekw ent­ nie, o czym za chwilę. Natom iast — z zasady słusznie — w razie w ątpliw ości po­ daje w zw ykłym nawiasie brzmienie oryginału: i gdyby nie pewna drażliwość pro­ blemu topiki, nikt by nie zauważył następującego fragmentu (1416a przed 15) :

„Inny sposób argum entow ania (topos) polega na wykazaniu, że popełniony czyn był dziełem pomyłki, przypadku lub konieczności”.

Wydał mi się ten naw ias zbyteczny. Porównałem z przekładem Sievekego i zwątpiłem , ten bowiem jeszcze inaczej gospodaruje słowam i i nawiasam i:

„3. Ein w e ite rer Topos [besteht darin], dass man [verharmlosend] es als Irrtum

oder unglücklichen Zufall oder als etwas Erzwungenes darstellt [...]”.

Z kolei w w ydaniu Spengela zdanie to zaczyna się od słów : „alios tropos estin

[...]”. A może to zw ykły błąd korektorski? N ie sądzę, tym bardziej że „tropos” ma

sens, znaczy bowiem tyle co 'sposób, tryb, zwyczaj, charakter’ (w l.mn.: tropoi

toioide 'takim sposobem ’ 4). Podbielski zatem zaczął zdanie przekładać jakby w zgo­

dzie z w ydaniem krytycznym („Inny sposób [...]”), ale po co w takim razie dodał w naw iasie „topos”?

Podbielski z godną uznania starannością stara się uzupełniać w szelkie luki tekstu, których przyczyny tkw ią w lakonicznym stylu Stagiryty lub w aluzyjności, oczywistej dla starożytnych, a już niejasnej dla potomnych. Np. w rozdziale 23 księgi II (1398b 15—20) punkt XI zaczyna tłumacz tak oto: „Kolejny [sposób ar­ gumentowania] opiera się na istniejącym już rozstrzygnięciu [...]”. N awias kw adra­ tow y był niezbędny, poniew aż oryginał w yliczając sposoby argum entowania (ew en­ tualnie toposy) nie powtarza słowa „argument”, bez uzupełnienia w ięc zdanie by­ łoby wręcz niegramatyczne.

Nie zaw sze jednak gospodarowanie naw iasam i jest trafne i jasne. Zw łaszcza rozdział 23 księgi II R etoryki nastręcza w ie le w ątpliw ości:

„XXII. Inny topos, w łaściw y dla entym em u obalającego, polega na wykazaniu sp rzeczn ości196, osobno w postaw ie samego przeciwnika /./ sprzeczności dotyczących m iejsca 19β, czasów, czynów i słów / / 197. M ówi on np. że kocha was, a tym czasem zw iązał się przysięgą z rządami T rzyd ziestu 198; osobno dotyczących naszej osoby, np.: »twierdzi on o mnie, że jestem skłonnym do sporów [pieniaczem], a jednak nie potrafi mi udowodnić uczestnictwa w żadnym procesie«, i wreszcie dotyczą­ cych nas i osoby przeciwnika: »nie pożyczał on nigdy nikom u ani grosza, ja tym ­ czasem w ykupiłem w ielu z w as«” (1400a 15 n.).

Ten przydługi może cytat przypadkiem gromadzi kilka naraz problemów trans- latologicznych i komentatorskich, dlatego też skrupulatnie powtórzyłem numerki odsyłaczy.

Przypis do pierwszego z tych odsyłaczy (195) uzupełnia tekst główny i W stęp użyteczną inform acją na tem at „entym em ów ” tzw. obalających — dodaje przy tym term iny łacińskie ze wskazaniem m iejsca u Cycerona i Kwintyliana. Przypis 196 wprowadza dyskretnie w spór na tem at lekcji jednego wyrazu: Podbielski pisze „dotyczących m iejsca”, ponieważ odstąpił „w tym m iejscu od lekcji przy­ jętej przez K assela” i przyjął „poprawkę Thurct”. Trudno tu wchodzić w szcze­ góły, wystarczy podkreślić skrupulatność w ydaw cy. Z kolei przypis 198 to typow y komentarz rzeczowy informujący o sytuacji w Atenach po w ojn ie peloponeskiej.

Gorzej natom iast z tymi podwójnym i ukośnymi kreskam i-naw iasam i, których zastosow anie w yjaśnia przypis 197: um ieszczone w nich fragm enty m iał K assel uważać za uzupełnienia pochodzące od sam ego Arystotelesa.

Otóż sprawa nie jest tak prosta. K assel bowiem odróżnia w łasne uzupełnienia 4 W razie w ątpliw ości sprawdzam w: Z. W ę c l e w s k i , Sło wnik grecko-polski, Wyd. 5. Warszawa 1905.

(10)

Stagiryty, biorąc je w podwójny naw ias kwadratowy, od w trętów obcej ręki, uję­ tych w naw ias kw adratow y pojedynczy. Podbielski tego rozróżnienia nie uw zględ­ nia kształtem naw iasów , nieraz tylko rzecz w yjaśnia w przypisie. Zastosowanie podwójnych kresek n ie daje w yrazistego obrazu: są um ieszczone w odstępach od tekstu poprzedzającego i od tekstu następującego, ponieważ zaś mają zawsze jed ­ nakowy kształt, nie wiadomo, gdzie początek nawiasu, a gdzie koniec. Na dom iar złego w ydaw ca nadużywa naw iasów kwadratowych: w cytowanym fragm encie np. całkiem zbytecznie po słowach „skłonnym do sporów” dodaje „[pieniaczem]”.

I jeszcze jeden przykład n iekonsekw encji w tym względzie, która prowadzić może do nieporozum ień poważniejszych, bo m erytorycznych (mowa o interpunkcji u Heraklita) :

„Trudno jest bow iem w jego tekstach staw iać znaki przestankowe, bo nie jest jasne, czy dane słow o połączyć z poprzednim, czy też z następnym członem. W pierwszym zdaniu sw ego dzieła m ów i on np. : »Chociaż logos (rozum) istnieje zaw sze ludzie [tego] nie rozumieją«. N ie w iadom o tu przecież, z którym ze zdań połączyć za pomocą znaku przestankowego słowo »zawsze«. Popełnia się poza tym błąd językow y (solecyzm ), jeśli do dwu rów noległych term inów nie dostosuje s ię odpow iedniego dla nich obydwu term inu trzeciego, np.: »widzieć« nie pasuje jed­ nocześnie do term inów : barwa i głos, odpow iednie dla nich obydwu jest zaś słowo »postrzegać«” (R e t o r y k a III 5, 1407b 10—20).

Jeśli w ziąłem za przykład ten fragm ent w łaśnie, to dlatego, że przypadkiem na n iew ielkim obszarze zgromadziły się dość typowe dla tej edycji pomyłki. Bo oto brakło tu choćby tych niejasnych podw ójnych ukośnych kresek. W edle Sievekego słow a „za pomocą znaku przestankowego” K assel uważa za dopisek obcej ręki. Podobnie brakuje jakoby w oryginalnym przekazie niezbędnego „nie” w zdaniur „jeśli do dwu rów noległych term inów nie dostosuje się”, ale n ie wiem , jak da­ leko ma sięgać akrybia przekładu. Z innych znów powodów niejasne i zm yłkowe jest zdanie, w którym po słowach „błąd językow y” następuje uzupełnienie: „(so­ lecyzm )”. N iejasne, bo nie wiadomo, czy to powtórzenie oryginału, czy komentarz

tłumacza. Zm yłkowe, poniew aż sugeruje, że „błąd językow y” i „solecyzm ” to to sa­ mo. Tym czasem jest prawdą, że solecyzm jest błędem językowym (ale pod pew ­ nym i warunkam i przestaje nim być), natom iast tylko niektóre błędy językow e są solecyzmam i. N ajpoprawniej by brzm iał przekład, w którym ten termin (w ory­ ginale w form ie czasownikowej: „ so lo ik id ze in ”) zostałby użyty w tekście głównym w form ie rzeczow nikowej i objaśniony potem w przypisie. U Arystotelesa w y ­ stępuje on w praw dzie raz (jeśli w ierzyć indeksow i, gdzie mamy niezbyt zręczne „solecyzm popełnić”), ale jest dla całej w yw iedzionej z retoryki teorii elokucyj- nej (stylistycznej) niezm iernie ciekaw y i ważny. Solecyzm jest odmianą barba- ryzmu, która polega na odstępstw ie od normy — by użyć późniejszego określenia łacińskiego — in v e r b i s coniunctis, czyli w związkach słów, w odróżnieniu od bar- baryzm ów w słowach pojedynczych.

Może trochę przesadzam z tym solecyzm em , ponieważ nie ukrywam tu m a­ łego osobistego rozczarowania jako ten, który problem atykę dew iacji licencjono­ w anej, a tym samym solecyzmu nie jako błędu, lecz jako figury, uważa za bar­ dzo produktywną w e w spółczesnych badaniach stylistycznych 8.

Rozważało się tu dotychczas spraw y przekładu — i n ie bez powodu, bo na tym orzechu już pokolenia tłum aczy łam ały sobie zęby. Byłoby jednak jawną n ie­ spraw iedliw ością zapomnieć o W s tę p ie .

Są dwa W s tę p y . O jednym już m ów iłem : szkoda, że nie została tu powtórzo­ na w ersja BN. O W s tę p ie do R e t o r y k i można bez przesady powiedzieć, że niczego 5 Nieskromnie odwołam się do w łasnego artykułu: S o l e c y z m y w „ F e r d y d u r k e ”.. W zbiorze: S tu d ia o tropach. I. W rocław 1987, s. 67—77.

(11)

lepszego na ten tem at po polsku nie napisano. Jest to w ykład zwarty, oszczędny i w ieloadresow y, przez co rozumiem sposób naw iązyw ania kontaktu z czyteln i­ kami o rozmaitym stopniu przygotowania fachowego. Jest to w ykład historyczny, rozpoczynający rzecz od retoryki sycylijskiej poprzez sofistów, Platona aż do Li­ ceum i A rystotelesa. Retorykę rozpatruje Podbielski na tle pozostałych pism Sta- giryty, a zwłaszcza T o p ik oraz F izyki, M e ta fiz y k i, E ty k i — i słusznie, ponieważ w obec Arystotelesa obowiązuje zasada wzajem ności, czy — dokładniej m ówiąc — kom plem entarności i „summ y”. Te odwołania dzieła do dzieła są w każdym ko­ m entowanym wydaniu o tyle ważne, o ile „summa” owa nie zachowała się do naszych czasów w komplecie.

Podbielski panuje św ietnie zarówno nad klasyczną, jak i najnowszą literaturą przedmiotu. Starannie kw ituje cudze koncepcje, ale i podejm uje trafne polem iki. I tak np. odrzuca pogląd Düringa, który twierdził, że R e t o r y k a jest tylko „usyste­ m atyzowaniem m yśli Platona i rozszerzonym F a jd r o s e m ” (cyt. na s. 26). Prawdą jest, że A rystoteles naw iązyw ał do Platona, ale Podbielski raczej podkreśla anta­ gonizm między uczniem a mistrzem. Sprawa ważna, poniew aż dotyczy nie jed ­ nego utworu, lecz dwu szkół, dwu w ielkich tradycji, dwu nurtów w estetyce, które w ciągu w ieków to płynęły koło siebie, to przecinały się konfliktowo.

Ostatni podrozdział W s t ę p u poświęcony jest „problematyce księgi trzeciej” (s. 54 n.), co zrozumiałe, bo ta jest najważniejsza dla dziejów teorii literatury. A le czy tak było zawsze? Z pewnym zdziwieniem czytamy u Podbielskiego :

„Mimo tak w ielkiego bogactwa myśli, tak wielostronnego i zwartego system u, jaki przedstawia R e to r y k a Arystotelesa, nie odegrała ona większej roli w rozwoju antycznej teorii w ym owy. i[...]. Jak przypuszcza I. Düring, o braku popularności

R e t o r y k i A rystotelesa zadecydował przede w szystkim fakt, że oparty na psycho­ logicznych podstawach sposób argum entacji nie wzbudził żadnego zainteresow ania Teofrasta, podobnie jak nie wzbudziła go A rystotelesow ska nauka o bycie. [...]. Zainteresowanie Teofrasta, jak można w nioskow ać na podstawie zachowanych frag­ m entów jego dzieła O s tylu , obudziła w yłącznie księga III [...]” (s. 58—59).

To wszystko prawda, jednakże pam iętać trzeba, że pism a Teofrasta też nie dochowały się w całości, nie powinniśm y zatem przeceniać jego fragm entarycznie nam znanej opinii; ponadto skutkiem różnych zaburzeń politycznych kodeks Ary- stotelesow ski długo n ie był znany — dopiero w I w. p.n.e. zabrany przez Sullę do Rzymu po ograbieniu Aten w szedł w obieg kultury rzymskiej. Trafniejsza prze­ to wydaje się ta druga przyczyna „braku popularności R e t o r y k i ”, co zresztą n a­ leży odnieść nie do całego antyku, lecz do „epoki hellenistycznej” (s. 59).

Na Hermagorasie i Cyceronie kończy się W s t ę p Podbielskiego do R e to ry k i. Wstęp do P o e t y k i także skąpo zajm uje się dalszym i dziejam i. Trochę szkoda, bo dla całego naszego europejskiego dziedzictwa niezw ykle w ażny jest problem re­ cepcji arabskiej, która pośrednicząc między A rystotelesem a filozofią średniow iecz­ ną, z jednej strony ogrom nie się zasłużyła w ocaleniu dzieła greckiego filozofa, z drugiej jednakże, nie rozumiejąc obcego kulturze sem ickiej pojęcia naśladow a­ nia, opóźniła w kulturze nowołacińskiej przyswojenie starożytnej estetyki, odbu­ dowanej dopiero w ysiłkiem humanistów.

Do topiki laudacyjnej recenzji naukowych należy zapew nienie o wartości d zie­ ła, które mimo pewnych błędów, potknięć czy niedociągnięć stanowi istotną w ar­ tość. Chciałbym uniknąć tego stereotypu: przede w szystkim słowo „mimo” byłoby tu nie na m iejscu, poniew aż wszystko, z czego można tej znakomitej edycji uczy­ nić jakiś zarzut, pochodzi z rozmachu. N ie chciałbym zgrzeszyć komplem entem grzecznościowym , ale śm iem twierdzić, że data wydania R e t o r y k i w opracowaniu Podbielskiego będzie w dziejach recepcji Arystotelesa w Polsce datą przełomową.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Especially the severe reduction of manual integration steps for wiring externally located components (solar cells, sun sensors, antenna, etcetera) to internal units as

• Jaki jest rozkład uczestnictwa politycznego (wybory do sejmu i sena- tu, do parlamentu europejskiego, do samorządu terytorialnego, do rady sołeckiej, dzielnicy) pozapolitycznego

Poddano weryfikacji wartość dwóch wskaźników: jakości transakcji ponadprogowych oraz jakości kar finansowych nakładanych na banki z tytułu niedostosowania się do

Wymienione okoliczności wskazują jednoznacznie, że system finansowy miast w Polsce, analizowany od strony dochodów własnych jednostek samorządu terytorialnego, jest zróżnicowany

Istota koncepcji event marketingu sprowadza się do wszelkich form aktywności w zakresie organizacji różnego rodzaju imprez i akcji, które zacieśniają relacje

Zachowania, model, aplikacje, Difin, Warszawa 2005, Konsument i jego zachowania na rynku europejskim, red.. Bogalska-Martin, Konsumenci epoki postnowoczesności w analizach

Nadanie wolności przez właściciela, głównie w testamencie, było jedną z nich — jednak prawodawstwo obowiązujące w Brazylii dążyło do ograniczania takich aktów, obawiano

The experimental setup was characterized by an initial streamwise fining pattern, follow- ing a previous laboratory study on armor formation in which a reach characterized by