Ludwik Bernacki
"Dyalog na Wielki Piątek"
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 7/1/4, 170-187
MATERYAŁY.
„ Э н а1ой na IVïelki ffiątek“ .
W jednym z rękopisów B iblioteki Paw likow skich we Lwowie, pochodzącym z samego początku X V III wieku, znalazłem, poniżej o g ło szony, „ D y a l o g n a W i e l k i P i ą t e k “ .
A utor dyalogu niewiadom y ; przypisałbym go z w ielu w zglę dów Stanisław ow i H . L u b o m i r s k i e m u , którego utw ory w zna cznej liczbie przechow uje rę k o p is^ .
N iniejszy dyalog porównać należy z kaliskim „Dialogus pro M agna feria S e x ta “ z r. 1724, ogłoszonym w całości przez W iktora Gom ulickiego2).
Ludivik Bernacki.
P E R S O N A E :
Prologus, Iu stiłia , Peccatores du o , Desperatio, Spes, Charitas,
A ng eli 8, Sol et Luna, M ortui duo , Epilogus.
Prologus.
Dzień żałości i sm utku, dzień płaczu i łkania, D zień boleści, lamentów, łez i narzekania, Dzień, na k tó ry b y samo słońce nie patrzyło, Lecz ciemnym zew sządby sie obłokiem zaćmiło —
*) Rękopisu nie opisuję ; w rócić mi do niego w ypadnie przy planowanem w ydaniu dzieł Lubom irskiego.
2) D yalog w ielkopostny z r. 1724. (W ędrowiec. R . X X X IX . W arszawa, 1901, n r. 12— 18, s. 226, 246, 26 5 — 6, 292 — 3, 3 0 9 — 1 2 , 3 3 8 , 349 — 60). Por. W indakiew icz Stanisław , T eatr ludow y w dawnej Polsce. K raków , 1902, s. 50 — 51.
M iesiąc z gw iazdam i czarne poki-yły obłoki, A od żalu tw arde sie k ra ja ły opoki,
Dzień, w k tó ry swej ozdoby niebo postradało, W któ ry stw orzenie w szystko smęcić sie musiało, D zień zelżywości Pańskiej, g d y żydow ska siła Swojego dobroczyńcę na krzyż srogi w biła — T ego dnia my p am iątkę dzisia uczyniem y, P rz y krzyżu sie króciucłmo P ań sk im zabawiemy. O baczym y miecz, gniewem Boskim zaostrzony, M iłosiernego P an a śm iercią przytępiony.
U jrzem — a Rozpacz w piekło g rzeszn ik a prow adzi, A le mu zaś Nadzieja do pokuty radzi.
T ryum fująca Miłość w tym prędko pospieszy, Źe Boga zwyciężyła, G rzesznika pocieszy; Pokaże mu na krzyżu Boga rozpiętego, Żeby on żył, jako Bóg um iera za niego. Do tegożeś przyw iodła Boga, o Miłości,
Źe k rw ią w łasną omywa człowieka brzydkości? Nie tylko niebo, ziemia wiadome dzieł twoich, W iadomi i pod ziemią : w stają z grobów swoich U m arli i dzień śm ierci P a n a B oga znają,
D rży piekło, piekielne sie m ocarstw a lękają ;
A w tym a k t koniec weźmie. Ty, przy P ańskim grobie, Proszę, duszo pobożna, nie chciej tęsk n ić sobie : W iele sobie u P ana pociech zyskać możesz, K iedy nam dziś żałosnym płaczu dopomożesz.
Scena prima.
Iustitia cum libra, arcu, sagittis.
Zabij, zabij grzesznika, Boże spraw iedliw y ! N iechaj cie nie obraża więcej człek złośliwy. Złość Judzka jako powódź gw ałtow na zebrała, Jak o gw ałtow na woda z brzegów sw ych w ylała ! Jak o szeroka ziemia — niem asz m iejsca kędy, Pełno, pełno p lu g astw a grzechowego wszędy. I niedosyć św iat doznał Twojej cierpliw ości? Niechajźe też doznaje i spraw iedliw ości !
Czyli ju ż zelżywości T w ych wiecznie zabędziesz I ju ź sie Swoich zniew ag mścić n ig d y nie będziesz ? Czyli głos utrapionych nieba nie dochodzi
I po g łu ch y ch sie ty lk o p u sty n iach rozchodzi? Czy nie chcesz wiedzieć jak o sie źli nasadzili, A by dobrych na ziemi z g ru n tu w yniszczyli ? W y tra ć , w y trać złe ludzie, Boże spraw iedliw y ! N iechaj Cie nieobraża więcej człek złośliw y.
W szakeś długo nie cierpiał anioła pysznego,
5
1015
2025
8035
40
45
N ie cierpiałeś przeklętych adherentów jego, Z g u b iłeś je w înomeacie, spraw iedliw y Boże,
Bo z stw órcą swym stw orzenie ja k sie rów nać (P)1) może! 60 A ludzie ta k szczęśliw i, i że im folgujesz
I sw ym nieprzyjaciołom ta k długo borgujesz ; B orgujesz im ta k długo, a oni szaleni R ozum ieją, że Boga ju ż niema na ziemi :
Co sie komu podoba, to w szystko sie godzi, 55 I w szelki bez karania w ystępek uchodzi ;
Ale też ju ż czas przyszedł, g d y ze w szy stk ich swoich B ędą zbrodni sądzeni, a od ręku Twoich
Ja k o wosk topnieć będą, i w podziemne stro n y
P rze p ad n ą niezliczone ludzi miliony. 60 J a m z nieba L ucypera hardego strąc iła ,
Ja m splugaw ioną ziemię potopem czyściła, Ja m zatopiła w morzu z wojskiem Faraona, Ja m sw aw olnego z św iata zniosła Absalona,
J a m w E gipcie pobiła pierworodne syny, 65 Obróciłam Sodomę z Gomorą w perzyny,
I teraz na try b u n a ł z grzesznikiem zasiędę,
A w iecznie zniew ag B oskich mścić sie nad nim będę.
Scena secunda.
Peccatores duo w kajdanach i w łańcuchach, Desperatio z powrozem, Spes z kotwicą.
Peccator p rim u s.
O dni, d n i życia mego, o dni opłakane,
O ja k ą śc ie zadały sercu memu ranę. 70 P rędkoście, prędko, o dni moje, przym inęły,
A jak o cień znikom y takeście zg in ęły . Z g in ęłaś, o młodości ! Nieszczęsna młodości, K tó raś mie pobudziła do w szelakich złości,
C ieszyłaś mie lichem i św iata m arnościam i, 75 A ja, ja k g łu p ia ryba, wędę z rozkoszami
N a k ry tą smakowałem ; ju ż teraz na wędzie Um ieram , i um ierać będę, póki będzie
Nieskończonej wieczności staw ać, póki B oga —
N ig d y sie nie uśm ierzy w sercu moim trw o g a. 80
Peccator secundus.
P rzek lęte tow arzystw o, ty ś mie zagubiło, T y ś mie w moje nieszczęście i zgubę wpraw iło. *) W rkpisie: jakozrować (?).
Gwoli tobie pełniłem nieprzystojne spraw y, A Boskie lekkom sobie pow ażał ustaw y.
T eraz nędznik um ierać co godzina muszę, 85 Pod nieznośnym ciężarem z m iejsca sie nie ruszę.
0 grzechy, ciężkie grzechy, toż bardzo ciśniecie, A na jeden momencik sfolgować nie chcecie. W yście mi moją czerstw ość i krasę odjęły,
Ciało i duszę moję srodze poranieły, 90 Ścisnęliście srogiem i szyję łańcucham i,
A tw ardem i na opak ręce powrozami, Je ste m jak o złoczyńca na g ard ło skazany, N ogi moje do kości obdarły k ajdany.
L eniw a śm ierci, że Cie płacze me nie ru sz ą ? 95 Czem nędznego tułobu nie rozłączysz z duszą ?
Z nośniejby mi ju ż umrzeć, aniźli żyć było, A żeby sie za śm iercią m ąk srogich ulżyło.
Peccator prim us.
Mówiłem : będzie czasu dość za grzech żałować,
D osyć nam na staro ść będzie pokutow ać. 100 A Boska spraw iedliw ość na grzesznego czuje,
Obosieczny na jego k a rk i miecz gotuje.
Desperatio
in sordido amictu cum fune.Gotowa zawsze je s t kaźń na złego : ta k byw a, Źle kto robi, niech się złej zap łaty spodziewa.
1 wam ta zguba p rz y sz ła ; być pewni możecie, 105 Źe w krótce spraw ek w aszych zapłatę weźmiecie.
Bóg płaćca spraw iedliw y ; sowicie nagrodzi Dobremu, a za złemi licha pom sta chodzi.
Peccator p rim u s.
D obryć Bóg, może jeszcze swej spraw iedliw ości
Gniew ująć, a człowiecze przebaczyć krew kości. 110
Desperatio.
Jeszcze nie z g in ął, g d y kto upadnie z krew kości ; Może ten prędko pow etać ; ale z szczerej złości W grzechach leżeć, to zła ; Bóg tak ich nienaw idzi, A ja k ścierwem śm ierdzącym , ta k się niemi brzydzi.
Peccator p rim u s.
Desperatio.
T erazbyś pokutow ał, a k iedy po woli Było, to było w tenczas lepiej biesiadować, N iźli za popełnione g rzechy pokutować.
T eraz nie wczas. Złoczyńca trudno um knie szyję,
G dy go sędzia dekretem śm iertelnym n ak ry je, 120 A każdy chce być dobrym , g d y ju ż g in ąć przydzie,
Lecz złość złem u na dobre n ig d y nie w ynidzie.
Peceator secundus.
J u ż nam zg in ąć przydzie? to sie już przebrało M iłosierdzia Bożego ?
Desperatio.
P rzebrało, przebrało. 125
Peccator secundus.
Ach, ach to nam ju ż B oga w yrzec sie i nieba?
Desperatio.
Nieba? nie ta k na niebo robić było trzeba. Nie pom niałeś na Boga, g d y ś w rozkoszy pływ ał, A terazb y ś rad jego ra tu n k u używ ał.
Niebo Bóg trzym a ; z swemi tam m ieszka św iętem i ; 130 G rzeszny tam miejsca nie ma.
Peccator secundus.
Gdzież te d y przydziem y ?
Desperatio.
Darmo sie p y tasz o to. Kogo Bóg z opieki Swej w ypuścił, w piekle mu zostaw ać na wieki.
Peccator secundus.
Ju źże sie Bóg na grzeszne ludzie nie obaczy? 135
Desperatio.
N ie obaczy.
Spes.
Przepadnij, przek lęta R ozpaczy !
Twojaź to jednym żywot, drugim opowiadać
W ieczną zg u b ę? 140
Desperatio.
N a toś sie widzę nasadziła,
A byś mie od g rzeszn ik a jako odpędziła.
Niebem w ładać nie moja rzecz, przyznam , dobremu Bóg daje niebo, ale piekłem grozić złemu
R zecz moja, bo tak ich zw ykł spraw iedliw y tracić 145 Sędzia. Czyli m iał jeszcze grzechy niebem płacić ?
Do tego g d y ja jeszcze kogo panuję,
Pew nie mu w piekle miejsce prędko nagotuję.
Spes.
Z g iń , piekielna poczwaro, bo Bóg m iłościw y
Nie je s t upadku człeka m izernego chciw y. 150 A ty tu miejsca nie masz, Rozpaczy p rzek lęta !
Desperatio zginie. Peccator p rim u s.
O zaw itajże do nas, o panienko św ięta !
Spes.
Miej grzeszn ik u nadzieję, patrz na tę kotw icę : Nie m ogą sie odmienić Boskie obietnice.
W iele Bóg m iłościw y czynił dla człowieka, 155 K ied y go sobie jeszcze przejźraw szy od w ieka
W czasie stw orzył, a tak go teraz uszanow ał, Źe mu ciało sw ą ręk ą w łasn ą uformował. Stw orzyw szy go na Boskie swe wyobrażenie,
D aw szy ciału rozum ną duszę, i stw orzenie 160 W szy stk o pod moc poddaw szy do szafunku jego,
Po stan o w ił go panem i rządcą w szystkiego. Co g d y ta k je s t : ju ż b y to dla ludzkiej złości Bóg dobry m iał zapomnieć swej dobroczynności ?
A lubo w szystkim , k tó rzy jego przykazanie 166 Gwałcą, naznaczył w ogniach piekielnych karanie,
G rzesznika przecię p rzyjąć zawsze je s t gotow y Do łask i swej, i śm ierci kasow ać surow y D ekret, byle sie tylko praw dziw ie do niego
U dał, a do grzechu sie nie w racał swojego. 170
Peccator prim u s.
Panno, o św ięta panno, kto cie do nas sm utnych, K to cie tu do nas zesłał złoczyńców w ieru tn y ch ?
P ocieszyłaś niem ało w ięźnie utrapione, O trzeźw iłaś, śm iertelną ju ź praw ie uśpione
Bojaźnią, w yschłe członki. A bodaj ta k było, 176 Z da mi sie jak o b y mi ciężaru ubyło.
Spes.
N ie fra su j sie, ubędzieć ciężaru, ubędzie, I tobie w k rótkim czasie Bóg m iłościw będzie, Choć teraz zagniew any. T ylko się do niego
TJprzejmem udaj sercem a więcej do sw ego 180 N ałogu sie nie w racaj.
Peccator secundus.
O Panienko Św ięta,
Cóż m ów isz? to Bóg naszych zbrodni zapam ięta.
Spes.
T a k je st, byś liczbę p iask u i cokolwiek morze K ropel wody głębokiej w sobie strzym ać może
Z łością przew yższył, jeszcze zostaje nadzieja, 185 Możesz łaskę u swego znaleźć dobrodzieja.
J a ju ż odchodzę, a w y rozpaczać nie chciejcie, Ale sie nieodwłocznie do p okuty miejcie, Bo do nadzieje żalu potrzeba koniecznie,
K to ty lk o z Bogiem swoim p rag n ie m ieszkać wiecznie. 190
Odejdzie.
Peccator p rim u s.
Boże mój, k tó ry siedzisz na wysokim niebie, L am en ty u trapionych więźniów doszły ciebie. P rz y ją łe ś nasz skw ierk w uszy twoje m iłosierne, P rzyw iodłeś do nadzieje grzeszniki mizerne,
K tó ry c h p rzeklęta Rozpacz ju ź u sid łać chciała, 195 I ju ż n a dnie piekielnym m iejsce gotow ała,
A byś nam, dobry Boże, ra tu n k u Swojego D odał i od upadku b ro n ił ostatniego.
Peccator secundus.
P rzebacz przestęp stw a nasze, Boże dobrotliw y.
Nie pomnij na mój płochy wiek i popędliw y. 200 K aż wymazać z k siąg czarnych b rzy d k ie grzechy moje, W szak ty najw ierutniejszym pokazujesz swoje
Złoczyńcom m iłosierdzie, często opłakanych
I ja , lubo sumienie stę k a zawiedzione, 205 I sto ją m i na g arle g rzech y popełnione,
Nie tra c ę serca, ale ufam w łasce twojej, Że zechcesz być m iłościw nędznej duszy mojej.
N a tym miejscu mają siedzieć incarcerati i , siedząc, mają mówić.
Scena tertia.
Charitas
cum arcu, sagittis et cum accensa lucerna exibit.Ogniem w ładam i łukiem , i ogniem wojuję,
S trzałam i, a tym w szystkim wiele dokazuję. 210 W momencie ja , i rychlej, św ia t w szystek oblecę,
1 albo ognie kładę, albo s trz a ły miecę. K rólestw a, prowincye, m iasta i klasztory, I ubogie lepianki, i budowne dw ory
Nie m ogą być swobodne1) od mojego ognia ; 215 H ojnie sie ma każdem u użycza pochodnia,
Gore zaw sze i teraz, a to moje d ary : Nowe sie po In d y ach zajęły pożary.
Lubo słusznie narzekać n a nieszczęście swoje
Mogę, że ludzie lekce d a ry w ażą moje; 220 Inne ognie szeroko po świecie goreją
A moje, nie wiem czemu, prędziuchno niszczeją. A jeszcze tam ty ch ogniów sk u te k je s t odm ienny : O gnie tam te szkodliwe, ogień mój zbaw ienny.
N ajlepiej tego w niebie doznaw ają święci, 225 D oznaw ają i ludzie częstokroć przeklęci,
Sami ty lk o postrzałów moich są niegodni, N a w ieki nie obaczą zbawiennej pochodni. Ziem ia mój cel i niebo, tam ja niechybnem i
W ym ierzam i uderzam strzała m i swojemi. 280 Serce Boskie niedawno takem w ym ierzyła,
Takein niedaw no serce B oskie zapaliła B oskiego je d y n a k a : przez w ielką tęsknicę, N iebieską ojca swego opuścił stolicę
I, w stą p iw szy na ziemię, cirpiętliw e ciało 235 W z ią ł na s ie ; ta k sie Bóstwo w człeku zakochało.
Lecz jeszcze dzisia m iłość co więcej spraw iła : Boskiegom jed y n ak a do k rzy ża przybiła, U m arł Bóg, a um arł dla ludu swego złości.
I godzien człowiek k ied y takow ej m iłości? 240
T u odkryć krucyfiks, który dotychczas był zasłoniony.
P rzypatrzcież sie, p rzypatrzcie, ja k św iat um iłow ał. U m arł sam, aby was p rz y żywocie zachow ał.
*) W rkpisie przekreślono: św iadkam i.
Takes sie rozm iłow ał człowieka, mój Boże. Ze też tw a miłość więcej dokonać nie może.
Byleć tylko tę m iłość n a g ra d z a ł miłością, 245 Chociaż nierównie, ale rychlej niewdzięcznością.
A ja ponieważ z placu zw ycięstw a odnoszę, Boskiemi się ku niebu skrzydłam i podnoszę A twoi aniołowde ku tobie przybędą,
Rów nie z tobą um ierać od żałości będą. 250
I odejdzie a wtyrn anioł przydzie i potym drugich zawoła.
Scena quarta.
Angeli octo lamentantes.
A n io ł pierw szy.
P an na krzyżu, spieszcie się, niebiescy duchowie. P rzybyw ajcie co prędzej, św ięci aniołowie. Zadziw ujcie sie męce srogiej P ana swego, K tó rą okrutnie cierpiał dla człeka grzesznego.
Przydą drudzy aniołowie i rzecze
A n io ł drugi.
Św ięty zastępów, nieśm iertelny Panie, 255 Jed y n e Ojca wiecznego kochanie,
Ozdobo nieba, anielska słodkości I do takiejżeś przyszła żelżyw ości? W czym ci sie niebo nie upodobało,
K tóreć dziedzicznym prawem należało? 260 A je śli miłość sercem Twym w ładała,
I straconego człowieka szukała,
Nie mógł cie człowiek lepiej uszanować, Żeś m usiał śm ierci okrutnej skosztow ać ;
Ozdobo nieba, anielska św iatłości, 265 I do takiejżeś p rzy szła żelżywości ?
A n io ł trzeci.
Od jadow itych bestyj gorsza, synagogo, Ja k ż e ś sie z dobrodziejem sw ym obeszła srogo. J a k srogoś sie obeszła; aboć w czym przew inił
Ten, k tó ry grzechu złego n ig d y nie uczynił 270 I uczynić nie może? Albo nieskończona
Dobroć m iała być śm iercią srom otną zelżona ? Głowo, o św ięta głowo, k tó raś pracow ała
W stw orzeniu św iata tego, przez k tó rą sie s ta ła
Obfita w sw ych pożytkach ziemia w szytkorodna, 275 O ja k sie sta ła tw oich dobrodziejstw niegodna !
Onać ten ostry w ieniec cierniow y uwiła, Onać te w szystkie bodźce w m ózgu utopiła. 0 św ięta głowo, sk arb ie przedw iecznej mądrości, J a k ci ziemia oddaje tw e dobroczynności ?
A n io ł czwarty.
Z aw arłeś oczy swoje, J e z u ukochany.
J u ż cie uśpił tw ardym snem ten to lud w ybrany. Czyliś mu nie pokazał oka łaskaw ego
K ied y ? czyliś nie dojrzał niedostatków jego? Lecześ ty, P anie, n ig d y od ludzi m izernych Nie odw racał tw ych oczu m iłosiernych. D ojrzały pociech ludzkich oczy twe, dojrzały, 1 nad ich nieszczęśliw ą ślepotą płak ały . J u ź teraz powierzchnemi zaw arte cieniami Słońca, o jasn e słońca·, zaszłyście chm uram i.
A n io ł p ią ty .
R ozciągnąłeś Twe sk rzy d ła, pelikanie drogi. Nie m ogłeś pod nie zw abić dzikiej synagogi. W abiłeś, przytulałeś, co więc kokosz małym P isklętom swoim czyni. Ale zakam iałym Ile sercom niew dzięcznym , co, proszę, pomoże? T y darem nieś pracował, dobroczynny Boże, T y o ich wczasie m yślisz, ty sie pieczołujesz, Odpoczynek u Ojca wiecznego gotujesz : Onić za to srom otny krzyż nagotow ali, T w arde łoże, srom otnyć odpoczynek dali.
A n io ł szósty.
P ojrzyj na krzyż, człowiecze, obacz co sie dzieje, J a k z ręk i Jezusow ei krew sie hojnie leje.
A niem asz, niem asz kto b y sk arb ta k drogi chował, Albo z ciała P ańskiego krew zsiad łą ocierał. Szczęśliw sze po E gipcie nilowe w ytoki, Bo krw i pańskiej ulice pełne i ry n szto k i Pełne, jerozolim skie. L udzie, toż błądzicie A tak w ielkiego szczęścia swego nie widzicie. Z niebieskiejci to stru m ień w ypływ a fontany, Godzien, by go zbierano w złote roztruhany. Poznawajcież w y kiedy, źe w as Bóg m iłuje, Że z najśw iętszej krw i swojej w annę wam gotuje A ty, żeś na nędznego człow ieka łaskaw a,
Bądź przez mię pozdrowiona, P ańskaręko praw a.
280
285
290
295
300
305
3 1 0A n io ł siódm y.
Nowy zdrój z Jezusow ej ręk i lewej płynie, P rzym ta k kosztow ny klejnot, o moje naczynie, Bo teraz ludzkie m yśli gdzieindziej lata ją A do P a n a sie czemuś swojego nie znają. Prędko, co prawda, prędko pozapominali, Ja k ic h ła sk od tych ręku św iętych doznawali. Te ręce przenaśw iętsze ubogim słu ży ły ,
Głodem zmorzonych chlebem cudow nie karm iły, Te z ciał ludzkich czartow stw a srogie w y ganiały, Te zdrowie chorym, żyw ot um arłym daw ały, I teraz z ręku św iętych krw aw e p ły n ą zdroje. Człowiecze, k rw ią Bóg zmywa niepraw ości twoje, Ześ srodze p rzy b ita do krzyżow ego drzewa, Bądź przez mię pozdrowiona, P a ń sk a ręko lewa.
A n io ł ósmy.
O strem w bok P a ń sk i lewy u derzyła zbrojna Zelezcem, krew n aty ch m iast w y p ły n ęła hojna. H ojna z Jezusow ego krew się boku toczy, Tak, jako gd y więc swoje ju ż dojrzałe tłoczy Jag o d y w inogradnik i ciśnie prasam i,
Słodki likw or g ęsty m i spływ a strum ieniam i. Żadne szum y wód m nogich B oskiej nie zalały Miłości, nowe coraz źródła w y b ijały
Z ciała przenaśw iętszego, że cokolwiek było Skarbów w szystko człow ieczy na okup wydało, A, żeś o k ru tn ą w łócznią srodze przebodziony, Bądź przez mię, boku św ięty P a ń sk i, pozdrowiony.
P rim us angelus
concludet. W isisz ma pociecho, ta k żydow ska siłaDo woli sie nad św iętym ciałem Twym pastw iła, P a stw iła sie, niew inny baranku, do woli,
Ojcze niebieski, czy ju ż krzyw da cie nie boli Jed y n a k a Twojego? K tó ry aniołam i
W ładał, sromotnie dzisia um arł z złoczyńcami. Nogi jego, okrutnie do k rzy ża przybite, W y p u ściły strum ienie krw i drogiej obfite. Te nogi przenajśw iętsze gdziekolw iek stąp iły , Zawsze wiele dobrego ludziom przynosiły,
Te wczora na m odlitwie w ogrojcu klęczały, I pod drzewem krzyżow ym często upadały. Szczęśliwy po tysiąckroć, człowiecze, i więcej, Czemu swych niepraw ości nie zmywasz co prędzej ?
D la ciebieć to Bóg um arł, dla ciebie krzyżow ą 855 Śm ierć podjął, że z Jeg o k rw i masz w annę gotową.
B ądźże w dzięczny, bądź w dzięczny ta k wielkiej miłości A ju ż kiedy zapomnij tw oich niepraw ości.
Tw ojeć to niepraw ości do k rzy ża p rzy b iły
I o śm ierć ta k zelżyw ą B oga p rzy p raw iły , 360 Żeście dla m izernego człow ieka zranione,
Ś w ięte nogi, bądźcie dziś przez mię pozdrowione.
Zaśpiewają : „ 0 Jezu jakoś Cię szkosztowanyu aż do końca a potym odejdą.
Scena quinta.
Sol et Luna za znakami będą mówić.
Słońce.
Słońce, zarównie z św iatem , od B oga stworzone, I nad inne p łan ety w iększą obdarzone
Ś w iatłością, osadzone na wysokiem niebie, 365 D latego, abym ludzkiej służyło potrzebie.
Zaczym , jako św iat stan ął, jestem n a usłudze Z aw sze jego, chociaż sie ustaw icznie trudzę, N ig d y sobie nie w ytchnę, n ig d y wesołego
Na odpoczynek oka nie zmrużę swojego. 370 G dzie kiedy staw ać trzeb a mam ja rozmierzone
G odziny, a do tego gościńce wiadome.
N iechaj św iat powie kiedym zw yczajnego wschodu, Albo kiedym swojego chybiło zachodu.
Ja , cokolwiek sie rusza i żyje na ziemi, 375 O grzew am i ożywiam promieniami swemi.
J a z g ó r w ysokich śniegi, z wód spędziw szy brody I gw ałtow ne w sw ych brzegach uśm ierzyw szy wody, Zam knioną ziemię ciepłym promieniem wotwieram,
I onej nagość w barw y rozliczne ubieram . 880 K wieciem napełniam łą k i i pola szerokie,
Zbożem role, zw ierzęty p u sty n ie głębokie, Ale że słowem rzekę : i z m ieszkańcy swemi Cokolwiek ma, przez mię ma nieobeszla ziemi.
A nie tylko samemu ja świecę dobrem u, 385 Ś w ia tła mego zarów nie użyczam i złemu,
Że zaś często zaćm ienia n a mie przypadają, Samiź ludzie do tego przyczynę mi dają, I że na ich postępki i spraw y brzydliw e,
Nie może często patrzeć oko me w stydliw e, 390 I bodajem ju ż m iejsca na niebie nie miało,
Bodajem ju ż też k iedy i świecić przestało, Bo ja k św iatła niebieskie ludziom słu ży ć mają
A oni ju ż i Boga za Boga nie znają.
Ach nieszczęście, czego sie dzisia dopuściła, 895 Czego sie dziś okrutna złość ludzka w ażyła ?
Bóg srogiem i do k rz y ż a przykow an gwoździami. Słońce spraw iedliw ości, zapadłoś chm uram i. I ja zaćmię żałobą tw arz swoję rum ianą,
J u ż zachodzę okropną czarnej nocy ścianą. 400 Tu ma zakryć znak albo zagasić światło. L u n a takie za znakiem ma
mówić, może i czytać. Zakryłeś, piękny Febe, tw arz sw oją różową, Nie mogłeś znać patrzeć na śm ierć stworzycielową. I ja już dłużej nie mam co robić n a niebie, Sam księżyc, jako dłużej ma świecić bez ciebie ?
I bodajeś dziś było słońce nie świeciło, 40 5 Bobyś było na ta k i żal swój nie patrzyło.
Gasnę i ja juź, gasnę, ju ź me jasn e oczy Z apadają mrokami ciemnej straszn ej nocy.
Zagasi także światło, albo zasłoni znak.
Scena sexta.
Duo mortui resurgent separatim; 'pierwszy, wychodząc, ma uczynić łoskot trumną albo jaką deszczką.
P rim us cadaver.
Przebóg, przebóg, i cóż je s t, że ta k ziemia drżała,
Iż sie między zm arłym i w ielka trw oga s ta ła 4 1 0 Czyli sie odpraw uje gdzie w alna potrzeba?
Z dział, czy pioruny b iją ? czyli same nieba U p ad ają? a ziemia, d otąd zawieszona
N a słowie wszechmocnego, będzie w ywrócona ?
Dzieńźe to, czy noc? nie znać, nie w idać jasn eg o 4 1 5 Słońca ani księżyca na niebie pełnego
W szy stk ie sie elem enta jakoś pomieszały, S trach na w szystko stw orzenie u derzył niem ały.
Drugi także wychodzi z wielkim trzaskiem.
Secu n d u s1 j cadaver.
P rze Bóg, dla Boga, co je s t ; kto um arłe budzi ?
Co za trzęsienie ziemie? alboć ju ż i ludzi 4 2 0 Na świecie niem asz? i ju ż głosu ogromnego,
S traszna trą b a poryw a z um arłych każdego, A by staw ał n a w alny try b u n a ł stra sz liw y ,
Gdzie w szystkim płacić będzie sędzia sp raw ied liw y ?
Niedarmo pewnie z nam i srodze ziemia drżała, Jak o b y z fundam entów sw oich upaść m iała, A czego j a nie pomnię, źe z ludzkiem i ciały Groby ciemne i tru m n y sie pootw ierały.
P rim us cadaver.
Nie pomnię i ja tego, a ju ż to la t wiele Ja k o ja odpoczywam tu , przy tym kościele, A nigdym sie nie ocknął ze snu śm iertelnego, Nie tylko bym m iał z grobu w ychodzić swojego. Teraz wiedzieć nie mogę co nas pobudziło,
Co mieszkańców podziemnych z m iejsc swoich ruszyło. R zekłbym i źe ju ż na sąd um arli w stajem y
Lecz jeszcze strasznej trą b y głosu nie słyszem y. Wtym drugi pojrzy na k rzy i jakoby znienacka i, zdziwiwszy sie,
Cadaver secundus.
S łusznie sie smęcisz, niebo, słusznie stękasz, ziemi, A słusznie sie pospołu trw ożysz z um arłem i. Słusznie narzekasz w szystko i płaczesz stw orzenie, Z g a sły niebieskie lam py, tłu k ły sie kamienie. K ogo nie ma śm ierć Stwórcę swojego poruszyć? J a k sie tw ard a opoka z żalu nie ma k ru szy ć ? U m arłeś nasz żywocie, T y ś żyw ot położył,
U y ja, w skrzeszony, Twoją śm iercią z m artw ych ożył. Dziękujem yć, P an ie nasz, za to dziękujem y.
Im ię Twoje najśw iętsze pod ziem ią w sław iem y. T eraz, z któregom w yszedł, w racam sie do mego G robu, i czekam trą b y archanioła Twego.
I znowu do grobu wnidzie, z kołataniem zamykając grób albo za sobą.
Prim us cadaver.
U m arłeś, nasz żywocie, tak m iędzy żywemi M iejscaś nie m iał, ju ż teraz m iędzy um arłem i. I ja żyć dłużej nie chcę, śm ierć sobie obieram I znowu się w mą trum nę ochotnie zawieram , Składam śm iertelne ciało, dokąd zm arłych ludzi T rą b a strasznego głosu na sąd swój nie wzbudzi.
425
480
435
rzecze :440
445
trumnę450
Tu światła skryć i jakoby ciemno uczynić, a tak ja k pierw szy wlezie w grób swój z kołataniem.
Scena septima.
iterum veniet ad peccatores, qui in locis suis sedebunt hoc tempore.
Spes.
Idę ja znowu do was, stra p ie n i więźniowie, 455 A jakom obiecała, staw iam sie wam w słowie
upatrując, obaczywszy1 rzecze : Pomnicie, żem ja od w as Rozpacz odegnała A w Boskim m iłosierdziu ufność mieć kazała, Mówiłam, źe wam w krótce ciężaru ubędzie,
I wkrótce Bóg m iłościw ludziom grzesznym będzie. 460 Stało się jakom rzekła, za co ja dziękuję
P an u m iłosiernem u. A p rzy ty m w inszuję W am , grzesznicy, w inszuję szczęścia wysokiego. Juźeście doczekali w ybaw ienia swego,
O szczęśliwi, iźeście dotąd nie ustali, 465 Dusze swe przez nadzieję B ogu pozyskali.
P rzy szed ł koniec m ąk w aszych ; w staw ajcie, opadną Te powrozy z rą k w aszych, i z nóg pęta spadną, W ychodźcież ju ż , wychodźcie, Bóg w as dobry z tego
W ybaw ia i uw olnią w ięzienia ciężkiego. 470 Przyprow adzi ich do krzyża.
Podźcież za mną, obaczcie czego narobieły G rzechy ludzkie, że B oga o śmierć p rzypraw iły. O Panie, m ajestatu nieogarnionego,
Do tego Cie niezbożność stw orzenia Twojego
P rzy w io d ła? o miłości nieograniczona, 475 O dobroci praw dziw a, boska, nieskończona,
W ięc ja dzisia przy Twoim św iętym krzyżu staw am , Stawam i winowajców Tw oich ci oddawam :
P rzym i do łask i ojcowskiej sy n y m arnotraw ne
A nie chciej pam iętać na ich przestępstw a dawne. 480 W as upominam, żalem zm yw ajcie codziennym
Zm azy serca waszego, p rz y krzyżu zbaw iennym O strą czyniąc pokutę, w B ogu sw ym ufajcie, A do złych sie nałogów więcej nie w racajcie.
A ja zaś obiecuję wam i nie zawiodę, 485 Ze w tym k rzy żu zbaw iennym najdziecie ochłodę,
O chłodę1) duszom w aszym , ju żże B ogu swemu D zięki w inne oddajcie, dla w as um arłem u.
Odejdzie od nich a peccatores będą rozważać pod krzyżem.
P rim us peccator.
Tenże je s t a nie in n y obraz Pana mego ?
I na tak iż h ak p rzy szed ł sy n B oga żyw ego? 490 M ógł ta k wiele śm ierteln y człowiek dokazować,
B oga sądzić, krępować, biczować, krzyżow ać? W ięcej sie nad złoczyńcą pastw ić nie możono, A ni ta k n ig d y łotrów jaw n y ch nie karano,
I ta k srodze, ta k okrutnie, ta k . jako sie siła 495 N ad niew innością B oską złość ludzka p astw iła.
Coś uczynił niew inny, coś niepokalany
Z grzeszył, b aran k u ? W czym eś został przekonany ? Dobroci boska, czymeś na sie rozgniew ała,
Czymeś ludziom do gniew u okazyę dała, 500 Żeś mieć m iędzy ludzkiem i m iejsca nie mógł sy n y ?
Lecz wiem, że swoją śm iercią płacisz nasze w iny I jam ci, i ja, przez mój w ystępek brzydliw y, Pom ógł do tego krzyża, człowiek nieszczęśliwy,
0 bodajem b y ł pierw ej poległ w ciemnym grobie, 505 Niżem kiedy m ąk srogich m iał przyczyniać tobie.
Obym był pierw ej zg in ą ł piorunem zrażony 1 do grobu z żyw ota m atk i przeniesiony ! Teraz czego mie młodość moja moja domieściła,
K tó ra tobie przyczyną m ąk katow skich b y ła? 510 Ale coż ju ż mam czynić próżne narzekanie,
Co sie raz stało, ju ż sie n ig d y nie rozstanie. Do ciebie tylko wołać, o krutnie zabity, I za me niepraw ości do krzy ża p rz y b ity :
Nie moje te są dzieła, twojej wszechmocności, 515 Nieskończone granice tw ej dobroczynności,
Poniewaźeś człowieka ta k sie zamiłował, Żeś zbrodnie jego sro g ą śm iercią pieczętował ;
W ięc i ja g rzeszn ik d zisia к Tobie sie uciekam,
Od k rzyża twego duszy mej chłody czekam. 520 Przym źe mie już ku sobie, niech z zbawieniem moim
W szystek mój wiek stra w ię przy św iętym k rzy żu twoim. Uklęknie pod krzyżem aż drugi przepraw i swoję rzecz.
Secundus peccator.
Jad o w ity m postrzałem ja n ędznik zraniony, I tru cizn ą piekielnej jędze zarażony,
Jużem b y ł o zdrow iu mej duszy zdesperow ał, 525 Juźem lek arstw chorobie mojej nie znajdował,
N ig d y sie uspokoić nie m ógł zwyczajem swoim, Zaw sze ogień piekielny gorzał w sercu moim, A co dalej, tym bardziej moc swoję w yw ierał,
I jużem, ta k od. w szy stk ic h będąc opuszczony, Grób swój na dnie piekielnym w idział otworzony. K toby mnie b y ł natenczas śm iał cieszyć nędznego, A żebym m iał jeszcze przyść do zdrow ia pierwszego,
K to m yśl w skrzesić m ógł w sercu moim ta k bezpieczną, 535 Żebym b y ł jeszcze nie m iał um rzeć śm iercią w ieczną ?
Ale, o ja k szkodliw ie g łu p i rozum b łą d z i: Człowiek inaczej, dobry Bóg inaczej sądzi, G dy ta k nieszczęsny Ł azarz, zew sząd opuszczony,
W rzodm i grzechów na łoże śm iertelne złożony, 540 Czekam o statn iej zguby, n ik t mie nie ratuje,
U rą g a ją sie drudzy, rzad k i k to żałuje, Mnie ta k Bóg m iłościw y, z nieba wysokiego, O baczyw szy grzesznika rozpaczającego,
W net nadzieję żyw ota w sercu mym rozm nożył 545 I ciemne oczy moje ła sk ą sw ą otw orzył.
Jakoż ci za to godnie dziękować, mój Boże? K tó ry języ k dobroci tw e w ysław ić może?
Kto sie może m iłości twojej w ydziw ow ać,
K tó rą zawsze zw ykł ludziom grzesznym pokazować. 550 Cóż rzeką u sta moje, u s ta me zmazane,
Co pomyśli grzecham i serce pokalane?
W iedząc jednak, że sie tym m ałym kontentujesz A ducha skruszonego sobie ulubujesz,
Żem cie kiedy obraził serdecznie żałuję 555 I poprawę żyw ota mego obiecuję.
Bądźźe przez mie pochwalon, Boże miłościwy, Żeś raczył mój w y stęp ek odpuścić brzydliw y, B ądź pochwalon ty siąck ro ć, źe zdrowiem darujesz
I swego winowajcę do ła sk i przym ujesz. 560 Będę sław ił św iętego moc im ienia twego,
P rz y krzyżu tw ym , czekając zbaw ienia mojego. Uklęknie pod krzyżem do końca.
Epilogus.
Skończyliśm y rzecz swoję, pobożny słuchaczu, W której mało śmiechu więcej było płaczu.
W iem y też, żeście sobie nie obiecyw ali 565 I wesołych komedyj od nas nie czekali,
Bo trudno dobre dzieci wesołe być m ają, G dy na śm ierć srogą ojca m iłego patrzają. O, d ałb y to dobry Bóg, aby z nas każdego
Jeg o śm ierć w zru szy ła do żalu praw dziw ego. 570 Śm ierci jego żyw ioły w szystkie żałow ały
I same jego śm ierci niebiosa p ła k a ły ; L udzieby stęk ać m ieli, k tó rzy sw oją w iną
B y li panu ta k srogich katow ni przyczyną.
W idzieliście jako grzech człowieka szk arad ził 575 I pew ną pomstę Bożą za sobą prow adził,
W idzieliście, że B oska spraw iedliw ość była Miecz swej zapalczyw ości na grzeszne dobyła. O, jak o wiele braci naszej ten miecz pobił,
Czasów naszych ja k wiele w ojczyźnie narobił ! 580 J a k wiele cnych Polaków, ludzi chrześcijańskich,
J ę c z y w ciężkiej niew oli i w łyk ach pogańskich. A że się ten miecz jeszcze dotąd na nas sroży I ludziom pozostałym sro g ą śm iercią grozi :
G rzechy to nasze w inny, grzechy to spraw iły, 585 Że nam nieprzyjacielskie straszn e dotąd siły ;
Co, że ta k je s t i sami często przyznaw am y
A przecie, ach nieszczęście, w grzechach sie kochamy. I tru d n o chory ciężkiej choroby pozbędzie,
J e ś li danych okazyi chronić sie nie będzie. 590 I ty m m y dziś umysłem, zgodnie sie zebrali,
A byśm y wam w łaśnie b yli pokazali.
W idzieliście, jeżeli snadź w tej krótkiej chwili Czym innym a nie śmiechem m yśli sie baw iły.
Niechajże będzie na cześć ukrzyżow anego, 595 Żeście nam użyczyli ucha łaskaw ego.
Z baw icielu, przez hojne krw ie św iętej wylanie, N agrodź słuchaczom twoim to k rótkie słuchanie.
Finis.
Z
pamiętnika Feliksa JMiemojewskiego.
Podaję poniżej z r ę k o p i ś m i e n n e g o pam iętnika F eliksa Nie- m ojewskiego (ojca A ndrzeja) nieznaną dotąd im prowizacyę Sew eryna G oszczyńskiego na cześć K arola Różyckiego oraz wiadomości, tyczące się sto su n k u Towańczyków do sek ty P ie rre Michel’a.
Dr. Przemysław Mączewski. I.
D n ia 1 października 1845 przem ówił S. G oszczyński do K . Różyckiego mową w iązaną podczas biesiady u A ndrzeja Tow iań skiego w Z urychu. W dniu tym oznajm ił Tow iański swym p rz y ja ciołom i wyznawcom wolę Bożą , k tó ra naznaczyła R óżyckiego na wodza „ S p raw y “ .
W dniu tym wielkim, w d n iu tym św iętym , K iedyś panie w nowem praw ie