• Nie Znaleziono Wyników

Determinizm w "Lalce" Bolesława Prusa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Determinizm w "Lalce" Bolesława Prusa"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

Maciej Gloger

Determinizm w "Lalce" Bolesława

Prusa

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 91/2, 19-44

(2)

P am iętnik Literacki X CI, 2000, z. 2 PL ISSN 0031-0514

MACIEJ GLOGER

D ETER M IN IZM W „LA LC E” BOLESŁAW A PRU SA

Cezary Jellenta - jeden z aktywistów duchow ych okresu prem odem izm u i M ło­ dej Polski - w znacząco zatytułow anym artykule Epidem ia rozpaczy z 1887 r. pi­ sał:

Pesym izm w całej swojej nagocie zawitał do nas [...]. Przebiegł on cyw ilizację europej­ ską, którą niby cyklon spodziew ał się spustoszyć, rozsypać w gruzy, jeśli nie rozwiać w ni­ co ść, lecz już ucieka stamtąd, zostaw iw szy zaledw ie strzępki, którymi się zabawiają um ysły czujniejsze i nie łapiące się na filozoficzne bałamuctwa Hartmannów; dziś [...] przybył nad szarą W isłę i brzegi bredniami sw ym i chce kolonizow ać. N ie oparły się mu pióra najdzielniej­ sze i nie om ieszkały należytego haraczu złożyć. Prus, zazwyczaj tak pogodny i w esoły, nie um iejący tragedii przedstawić bez humorystycznej scenerii - sposępniał na chw ilę i popatrzyw­ szy z w ysok ości orlego lotu na ów padół nędzy, dojrzał w nim tylko pleśń, która się rusza, roz­ rasta, zabarwia, ożyw ia i... w końcu znika

B ardzo to przew rotna sytuacja, kiedy m łodopolski publicysta, oponent natu- ralistycznych założeń nauk o człow ieku, zarzuca reprezentantow i tak optym istycz­ nie nacechow anej doktryny, ja k ą był pozytyw izm , tem u, który w szak w tym sa­ m ym roku w jednej z kronik kpił sobie z filozofii H a rtm a n n a2, przyłączenie się do całej fali pow szechnego zw ątpienia, bezradności i kw ietystycznej gnuśności, ja k a ogarnęła ów czesną kulturę. Była to cokolw iek niespodziew ana, ale za to bar­

dzo trafna diagnoza.

Począw szy od 1884 r. obserw ujem y w twórczości Prusa stopniow e narastanie akcentów pesym istycznych, a w końcu załam anie się wiary w człow ieka jako istotę uduchow ioną, zdolną do altruistycznych i idealistycznych odruchów, św iadom ych dążeń i działań. Rośnie przekonanie, że nie istnieje realna m ożliw ość przem iany człow ieka i napraw y stosunków spo łeczn y ch 3.

Co spow odow ało zw ątpienie w potęgę m etody pozytyw nej, jej em pirycznych podstaw ? D laczego filozofię, która roztaczała przecież św ietlane perspektyw y dla rozw oju, postępu, budow ania dobrobytu i społecznej harm onii, zinterpretow a­

1 Cyt. z antologii: P rogram y i dyskusje literackie okresu p o zytyw izm u . Opracowała J. Ku l - c z y c k a - S a l o n i . Wrocław 1985, s. 5 7 7 -5 7 8 . BN I 249.

2 Z ob . B. P r u s , K ro n ik i. O p ra co w a ł Z. S z w e y k o w s k i . T. 10. W arszaw a 1960, s. 2 4 3 -2 4 4 .

3 Z ob . Z. S z w e y k o w s k i , T w ó rc zo ść B o le s ła w a P ru s a . W yd. 2. W arszaw a 1972, s. 1 5 2 -1 5 3 .

(3)

no jak o doktrynę pesym istyczną, nie pozw alającą z nadzieją spoglądać na św iat i czło w iek a?4

Wynikło to z fundowania pozytywizmu na niepewnych, fideistyczno-idealistycz- nych podstawach, które przysłoniły niekonsekw encje m etodologiczne i w efekcie osłabiły spójność systemu. Filozofia m ająca za swój cel uczynienie z nauki uni­ w ersalnego i jed y n ie pew nego środka oglądu i rozum ienia św iata, a zw łaszcza, co m iało o w iele dalej idące następstw a - narzędzia napraw y i tw orzenia postę­ pu, została utw orzona na bardzo kruchych przesłankach logicznych, bo po prostu z oczekiw ań pozytyw nego umysłu, że rzeczyw istość okaże się taka, ja k ą chcia­ no j ą w idzieć, a więc jed n o lita, uporządkow ana, poznaw czo w pełni dostępna. Ścisły em piryzm , antyspekulatyw ność, m inim alizm epistem ologiczny w chodziły w tej teorii w ostry konflikt z m aksym alistycznym i uroszczeniam i ludzkich pra­ gnień 5. Zalążki tego konfliktu i w szystkie niekonsekw encje m etody zarysow ują się w pism ach twórców filozofii: M illa, B uckle’a, Spencera, Bernarda, a w yjaskra­ w iają się, gdy teorię próbują zastosow ać w praktyce różni neofici pozytyw izm u. N ajw ażniejszym praw odaw cą system u był John Stuart Mili - filozof, które­ go pism a fascynowały Bolesława Prusa od wczesnej m łodości6. A utor L alki szcze­ gólnie sobie cenił najw iększe dzieło angielskiego utylitarysty, które było zarazem głów ną podw aliną pozytyw istycznego gm achu: System logiki dedukcyjnej i induk­

cyjnej z 1843 roku.

Główna niekonsekwencja doktryny, później mająca rozsadzić cały gm ach, tkwi­ ła w logicznie niespójnym rozumieniu prawa powszechnej przyczynowości - fun­ damentu dla metody systemu. Prawo to, które Mili uczynił podstaw ą i osią postępo­ wania pozytywistycznego, starano się traktować tylko jako zasadę poznawczą, na­ rzędzie oglądu świata, a n ie ja k o twierdzenie o jego isto cie7. Sztucznie oddzielano w teorii aspekt metodologiczny, epistemologiczny od konsekwencji, jakie miał on w odniesieniu wprost do rzeczywistości. Prawo powszechnej przyczynowości rozu­ miane jako zasada epistem ologiczna, aprioryczne założenie badawcze było jednak w swej istocie także, a może przede wszystkim, twierdzeniem m etafizycznym . Je­ śli pow iadało się, iż trzeba bezwzględnie zakładać, że każde zjaw isko jest ściśle wyznaczone przez określone czynniki, że ma stałe i niezm ienne przyczyny, co mia­ ło się potwierdzić w praktyce, oznaczało to, iż nie tylko metoda opiera się na deter- minizmie, ale i sam świat zjawisk jest zdeterminowany. Było tak m imo usiłowań pozytywistów, aby oddzielić ten nowy sposób rozumienia determ inizm u od daw­

4 Zob. H. M a r k i e w i c z , D ialektyka pozytyw izm u po lskiego. W: P rzekroje i zbliżen ia. R oz­

p r a w y i szkice h istorycznoliterackie. Warszawa 1967.

5 J . O c h o r o w i c z ( W stęp i p o g lą d ogólny na f d o z o jię po zytyw n ą . Cyt. z antologii: F ilozo­

fia i m yśl społeczn a w latach 1 8 6 5 -1 8 9 5 . Wybrały, opracowały, wstępam i i przypisam i opatrzyły

A. H o c h f e l d o w a , B. S k a r g a . Cz. 1. Warszawa 1980, s. 150) pisał w r. 1872: „um ysł ludzki rad by [...] obok drobiazgowej w iedzy faktów zdobyć sobie ogólny rozum owy na rzeczy pogląd - sys­ tem obejm ujący w szystko i jednoczący w szystko” . Zob. też B. S k a r g a , P o rządek św ia ta i p o rz ą ­

dek w iedzy. W zb.: Z historii filo z o jii p o zytyw istyczn ej w Polsce. C iągłość i przem iany. Red. A. Hoch­

feldowa, B. Skarga. Wrocław 1972, s. 21 n.

6 Zob. B olesław Prus. 1 8 47-1912. K alen darz życia i tw órczości. Opracowali K. T o k a r z ó w- n a i S. F i t a . Pod redakcją Z. S z w e y k o w s k i e g o . Warszawa 1969, s. 55, 9 4 -9 8 .

7 Zob. L. K o ł a k o w s k i , Filozofia pozytyw istyczn a. (O d H u m e ’a do K o ła Wiedeńskiego). Warszawa 1966, s. 65, 83.

(4)

D E T E R M IN IZ M W „ L A L C E ” B O L E S L A W A P R U S A 21

nych, ośw ieceniow o-m echanicystycznych i teologiczno-fatalistycznych koncep­ cji konieczności8.

N auka pozytyw istyczna m iała ju ż we w czesnym stadium sw ego pow staw a­ nia sym ptom y schizofrenii. Pozytyw iści, zm ęczeni scholastyczno-rom antyczny- mi sposobam i tłum aczenia św iata, nie dostrzegali tego rozdw ojenia, cieszyli się dodatnim i aspektam i teorii, która potw ierdzała porządek, pew ność i jasność praw, rządzących zarówno rytm em życia przyrody, społeczeństw, jak i samego człowieka. W łaśnie w tej jedn ości i pow szechnej w ażności m etody tkw iła następna pułap­ ka i błąd w teorii. Przyczyną ujaw niania się schizofrenii był bow iem ów uniw er­ salizm m etodologiczny X IX -w iecznego scjentyzm u, chcący w jednakow o prosty sposób traktow ać zjaw iska fizyczne, przyrodnicze, społeczno-historyczne oraz - co budziło najw iększe w ątpliw ości - fenom eny psychiczne, m oralność, sztukę, których podstaw ą, ja k się dotąd zdaw ało, była n ieskrępow ana, sp ontaniczna działalność ludzkiego ducha i intelektu. P ozytyw izm nie chciał jed n ozn aczn ie likw idow ać tego przekonania, a rów nocześnie nie m ógł sobie pozw alać na ja k ie ­ kolw iek luki w swej poukładanej, przyczynow o-determ inistycznej wizji świata. Było to pow odem pow staw ania dość pokrętnych w yw odów w pism ach w yznaw ­ ców doktryny9, którzy z jednej strony nie chcieli likw idow ać pojęcia „w oli”, ale z drugiej strony uznaw ali tę w ładzę um ysłu ludzkiego za m etafizyczny dogm at oparty na w ew nętrznym , subiektyw nym złudzeniu człow ieka l0.

Całe nieporozum ienie i w szystkie niekonsekw encje takich rozpraw polegały na tym , że pozytyw iści, nie chcąc przecież odbierać człow iekow i w ładzy nad j e ­ go w łasnym postępow aniem i możliwości w pływ ania na świat zewnętrzny, a chcąc w pełni i konsekw entnie uznaw ać praw o pow szechnej przyczynow ości za - ja k sam a nazw a m ów iła - pow szechne i uniwersalne, nie mogli traktować woli jako niezależnego, sam oistnego organu ludzkiego um ysłu, rozpoczynającego d ziała­ nia w sposób arbitralny, zatem niejako kapryśny, przypadkowy. Było to nie do za­ akceptow ania w stworzonym przez pozytyw istów m odelu uporządkow anego i ści­ śle przew idyw alnego świata. W olna w ola uspraw iedliw iała przypadek, czego „de­ term inistycznie usposobiony” um ysł nie m ógł znieść “ . Traktow ano więc w olę jak o w ypadkow ą oddziaływań czynników zewnętrznych, pewien przekaźnik, trans­

form ator bodźców (różnej zresztą natury: duchow o-em ocjonalnej, ale i typow o fi­ zjologicznej) na umysł, który dopiero w w yniku tych sygnałów podejm ow ał j a ­

8 Zob. J. S. M i l i , System logiki dedukcyjnej i indukcyjnej. Przełożył Cz. Z n a m i e r o w s k i . W stępem poprzedził K. S z a n i a w s k i . T. 2. Warszawa 1962, ks. VI: O logice nauk m oralnych

i społecznych , s. 537 n. Bardzo zw ięźle w tej sprawie wyraził się C. B e r n a r d (cyt. za: B. S k a r ­

g a, C laude B ernard. Warszawa 1970, s. 178-179): „W ciałach żyw ych , jak w ciałach n ieo ży w io ­ nych, prawa są niezm ienne, a zjawiska rządzone przez te prawa są pow iązane z warunkami ich ist­ nienia przez konieczny i absolutny determinizm. U żyw am tu słow a »determ inizm « jako bardziej odp ow iedniego niż słow o »fatalizm «, z którego korzysta się niekiedy, by w yp ow ied zieć tę sam ą m yśl” .

9 J. O c h o r o w i c z (O w olności woli. Warszawa 1871, s. 52) tłumaczył: „Ściśle m ów iąc, nie w o l a p o ż ą d a , lecz samo p o ż ą d a n i e p o ż ą d a ”.

10 Zob. H. T. B u c k i e , H istoria cyw iliza cji w Anglii. T. 1. Przełożył W. Z a w a d z k i . Lw ów 1862, s. 8 n.

11 Zob. ibidem , s. 9: „doktryna przypadkowości w św iecie zewnętrznym stoi w związku z dok­ tryną wolnej w oli w św iecie duchowym [...]”.

(5)

kieś postanow ienie. U trzym yw ano zarazem uparcie, że taki m echanizm w niczym nie ogranicza ludzkiej sw obody d z ia ła n ia 12.

Te sprzeczne i trudne do pogodzenia dążności prowadziły do powstania tak dys­ kusyjnej teorii determ inizm u m iękkiego, który ju ż niebaw em zo stał p o d d a ­ ny ostrej krytyce i wykpiony przez woluntarystycznie nastawionych pragm atystów 13. Ten konstrukt um ysłowy stw orzony przez M illa i jeg o kontynuatorów nazwać m ożem y pozytyw izm em fideistycznym. O pierał się on w swych najgłębszych za­ łożeniach na em ocjonalnych tęsknotach człow ieka 14 i łączył w sobie pierw iastki antytetyczne, logicznie sprzeczne: m etafizykę i m inim alizm epistem ologiczny, em- piryzm z irracjonalizmem oraz wiarę, że ścisły detenninizm tej nauki nie tylko w ni­ czym nie ogranicza ludzkiej wolności, ale w ręcz przeciw nie - w zm acnia preroga­ tywy człow ieka w zględem rzeczyw istości. Sam i pozytyw iści nie d ostrzegali, ja k często w ich w yw odach pojaw iało się tak nienaukow e słow o, ja k „w iara” l5.

Prus od wczesnej m łodości staje się stronnikiem tak skonstruow anego po glą­ du, a oficjalnym jeg o w yznaw cą ogłasza się w r. 1872 publikując rozpraw kę O elek-

ttyczności. W artykule tym odtw arza w iernie m entalność epoki:

Jakkolwiek znajom ość koniecznych zw iązków ma niezm ierną w agę w życiu praktycz­ nym , jakkolw iek ludzie od dawna znali pojedyncze tego rodzaju związki i umieli się nimi p o­

12 M i l i (o p . cit., s. 539) objaśniał: „M ożem y być w olni, a przecież ktoś inny m oże m ieć podstaw ę, żeby m ieć zupełną pew n ość co do tego, jaki użytek uczynim y z naszej w oln ości. Tej koncepcji zaś, że nasze akty w oli i działania są niezm iennym i następnikami naszych uprzednich stanów um ysłu, ani św iadom ość nasza nie przeczy, ani się też nie czuje przez nią upośledzona” . Podobnie wyrażał się B u c k i e (op. cit., s. 15). O c h o r o w i c z zaś w końcow ych partiach swej rozprawy O w o ln o ści w o li (s. 1 3 9 -1 4 0 ) nie m ógł ukryć entuzjazm u ogłaszając: „W ykryw anie praw rządzących naszą w olą nie tylko nie osłabia wiary w jej siłę, ale przeciw nie, daje nam jedyną realną podstawę, na której wsparłszy się m ożem y moralne nasze idee zm ienić w czyn”; „Tak w ięc postęp moralny jest w naszej m ocy [...]”.

13 Termin „determinizm m iękki” wprow adził do słownika filozoficzn ego kanadyjski filo z o f K. N i e l s e n (W prow adzenie d o filo zo fii. Przełożył Z. S z a w a r s k i . Warszawa 1988, s. 21 n.), wykorzystując frazeologię W. J a m e s a z jeg o wykładu-eseju D ylem at determ inizm u (1906). W tym w ykładzie James niedw uznacznie skrytykował M illow skie koncepcje przyczynow ości (D ylem at de-

term inizm u. O d c zy t w y g ło szo n y dla słu ch a c zy te o lo g ii na U n iw ersytecie H arva rd a w B ostonie.

W: P ragm atyzm . Tłum aczył W. M. K o z ł o w s k i . P osłow ie A. S i k o r a . Warszawa 1957, s. 167): „Determ inizm daw niejszy [tzn. przed M illem - M. G.] był twardy. N ie cofał się przed wyrazami: przeznaczenie, zw iązanie w oli, konieczność i podobnymi do nich. D ziś m amy do czynienia z m i ę k- k i m determ inizm em , który obaw ia się surowych wyrazów, a zapierając się fatalizmu, konieczności, a nawet przeznaczenia, twierdzi, że istotnąjego nazw ąjest w olność, w olność jest bow iem tylko zro­ zumianą koniecznością, a niewola doprowadzona do najw yższego stopnia jest identyczna z prawdzi­ w ą w oln ością”; „W szystko to jest trzęsawiskiem w ykrętów ”.

14 Fideistyczne, subiektyw no-em ocjonalne podstawy filozofii pozytyw istycznej dostrzegł ju ż Jellenta. W sw ych artykułach rozprawił się m.in. z organicznikowskimi teoriami socjologicznym i i po­ zy tyw istyczn ą historiozofią. Zob. C. J e l l e n t a : H isto rio zo fia w n ajn ow szym oświetleniu', C zy

sp o łeczeń stw o j e s t organizm em ? W: Studia i szkice filo zo ficzn e. Warszawa 1891.

15 Oto w yp ow ied ź M i l l a (op. cit., t. 1, ks. III: O indukcji, s. 506): „Po pew nych faktach za­ chodzą zaw sze i, jak wierzym y, będą nadal zachodziły zaw sze pew ne inne fakty”. 1 je szc z e p a ssu s z pism B e r n a r d a (op. cit., s. 179): „Zdeterminowanie zjawisk życiow ych winno być jednym z pew ­ ników lekarza eksperymentatora. Jeśli jest on głęboko przekonany o prawdziwości tej zasady, w y ­ elim inuje ze sw ych tłumaczeń w szelką m yśl o interwencji czynnika nadprzyrodzonego, będzie ż y ­ w ił niew zruszoną wiarę, że nauką biologiczną rządzą niezm ienne prawa, to zarazem zdobędzie pew ­ ne kryterium osądzania [...]. Detenninizm staje się tedy podstawą w szelk iego postępu [...]”.

(6)

D E T E R M IN IZ M W „ L A L C E ” B O L E S Ł A W A P R U S A 23 sługiw ać, jednakże epoka uznania zależności zjawisk, jako jedno z najw yższych praw natury i w życiu um ysłow ym jednostek, i całej ludzkości, nastaje bardzo późno. Poznawanie bow iem zw iązk ów koniecznych jest trudne [...].

A jednak bez wiary w pow yższe prawo niem ożliw ym jest prawidłowy rozwój wiedzy; więcej pow iem , nie tylko uw ierzyć trzeba w to, że k a ż d e zjaw isko musi m ieć sw oje przy­ czyny i skutki, lecz i w to, że każde zjawisko winno być pod tymi w zględam i badane, choćby­ śm y zeń dla życia praktycznego najm niejszych nie w yciągnęli korzyści '6.

Przekonanie o skuteczności nauki pozytyw istycznej, o m ożliw ości pogodze­ nia determ inizm u z w olnością woli pisarz żywi aż do początku lat osiem dziesią­ tych 17. D atą graniczną je s t tu rok 1883 i upadek kierow anych przez Prusa „N o­ w in” - przedsięw zięcia, w które zaangażow ał ogrom ny zasób osobistych aspi­ racji i dążeń, cały swój idealizm i altruizm , swe nadzieje co do m ożliw ości refor­ mowania życia społecznego i gospodarczego k ra ju 1S. W tedy to zostaje bardzo m oc­ no podkopana w iara Prusa w wartość ogółu. R ozpoczyna się w tw órczości pisa­ rza kult wybitnych indywidualności zm agających się z bezm yślnym m otłochem , którem u zarazem ... pośw ięcają się w swej beznadziejnej walce.

W „N ow inach” drukow any je st cykl artykułów dający Prusow ską w izję na­ prawy i harmonii społecznej: Szkic program u w warunkach obecnego rozwoju spo­

łeczeństw a - najpełniejszy i zarazem jed en z ostatnich przejaw ów pozytyw izm u

fideistycznego w Polsce. Tekst ten w zasadzie zam yka okres m łodzieńczej fascy­ nacji Prusa pozytyw istyczną m eto d o lo g ią19. Utrata w iary w doktrynę, w m ądrość

A. G ł o w a c k i, O elektryczności. „N iw a” 1872, nr 11, s. 264.

17 Zob. J. S p y t k o w s k i , B olesław Prus w kręgu em piryzm u. „Z eszyty N aukowe U niw ersy­ tetu Jagiellońskiego” 1963, nr 59, s. 187-193. Znamiennym dow odem tej wiary jest jedna z kronik z r. 1877, poświadczająca fascynację statystyką - metodą badawczą, która robiła w ów czas furorę wśród naukow ców zajmujących się problemami życia sp ołeczn ego. Konstatowała ona istnienie sta­ łych praw idłow ości w św iecie ludzkich zachowań, budząc nadzieję, że dzięki jej wykorzystaniu bę­ dzie można w pływ ać na funkcjonowanie organizm ów społecznych i likw idow ać w szelkie patolo­ giczne objawy. Tekst Prusa, wykazujący dużą zależność od B uckle’a, jest zarazem gorącym prote­ stem przeciw ko takim interpretacjom metody statystycznej, które traktują ją jako potw ierdzenie determinizmu w życiu moralnym człow ieka (zob. P r u s , Kroniki, t. 3 (1954), s. 376). To zafascyno­ w anie statystyką zaprowadzi jednak Prusa w ślepy zaułek. Gdy w r. 1882 na łamach „N ow in”, pow o­ łując się na dane statystyczne zawarte w rozprawach zachodnich socjologów , stwierdzi, że oświata nie ma żadnego w pływ u na moralność, rozpocznie falę protestów i polemik, które bezpośrednio przyczy­ nią się do upadku pisma (zob. B olesław Prus. 1847-1912. K alen darz życia i tw órczości, s. 2 7 8 -3 0 7 ).

IX Zob. S z w e y k o w s k i , op. cit., s. 4 0 -5 5 .

19 Prus nigdy całk ow icie nie odżegna się od tej rozprawy i będzie się do niej niejednokrotnie odw oływ ał, ale będą to odw ołania dotyczące ogólnych wskazań natury etyczno-utylitarnej i postu­ latów społeczno-gospodarczych, które w ciąż nie traciły na aktualności. Odpada natomiast całe me­ todologiczne zaplecze, jakim był spenceryzm . W swej sum m ie filozoficznej życia autor przedrukuje fragmenty Szkicu, uznając je w ręcz za profetyczne, ale jednocześn ie napisze (B. Pr u s , N ajogól­

n iejsze ideały życio w e. Warszawa 1905, s. 278): „Była to praca niedojrzała i zapewne przepełnio­

na błędam i”. Być m oże, miał na m yśli ow e naiwne, organicystyczne założenia rozprawy. Teraz bo­ w iem uważał, że postęp, zdrowie organizmu społeczn ego nie zależy od obiektyw nych praw natury, do których trzeba się dostosow ać, ale od sam ego człow iek a, jeg o m oralności, pracowitości i chę­ ci do doskonalenia się. Spencer spada do poziom u jednego z w ielu m yślicieli, których teorie mają poczesne m iejsce w historii etyki, ale za to bardzo mały w p ływ na życie praktyczne (zob. ibidem , s. VIII—X). Światopogląd Prusa po r. 1890 zasługuje na miano etyzmu, którego filarami są filozofia idealistyczna i etyka chrześcijańska. Pisarza nadal w iele łączy z pozytyw izm em , ale raczej na grun­ cie porządku sp ołeczno-polityczn ego niż filozoficzn ego (zob. J. T o m k o w s k i , P ozytyw izm X X

wieku ? W: M ój p o zytyw izm . Warszawa 1993). Zatem w tw órczości i biografii ideowej Prusa rysują

(7)

inte-ogółu, w istnienie stałego porządku w świecie ludzkich zachow ań, która nałożyła się na niepowodzenia w życiu osobistym (upadek „N owin”), wyzwoli w je g o w y­ pow iedziach falę pesym izm u i irracjonalizm u.

Twórczość Prusa lat 1884-1889 w yraziście wpisuje się w m echanizm przeło ­ mu antypozytyw istycznego20, a jej zaw artość ideologiczna, zabarw ienie u czucio­ we daje się zestaw ić z utworam i, przem yśleniam i, atm osferą um ysłow ą m oderni­ zmu. M odernizm u jak o prądu nie w pełni tożsam ego z okresem M łodej Polski, ale potraktow anego jak o faza w stępna, przygotow ująca tę e p o k ę 21.

W zainteresow aniach tw órcy Lalki głów ny akcent przesuw a się z p ozytyw i­ zm u w stronę innych koncepcji św iatopoglądow ych, spośród których w ażne m iej­ sce zajm uje naturalizm , pojęty ju ż teraz szerzej: nie tylko jak o prąd literacki, ale także jak o sposób rozum ienia człow ieka, jego zachow ań i m otywacji. G runt pod to przejście ku naturalizm ow i przygotow ał M ili, zrów nując m etody badania ży ­ cia duchow ego człow ieka z m etodam i nauki w o g ó le 22. Teraz oprócz prac Milla, T aine’a, D arw ina i B ernarda (którego Prus chyba w ogóle nie znał) furorę robią takie dzieła, jak Prospera Lucasa Filozoficzny i fizjo lo g iczn y traktat o dziedzicz­

ności naturalnej czy ostrożniejsza ju ż w swych propozycjach książka C h arles’a

Letoum eau: Physiologie des passions (1878), którą Prus studiuje ze szczególną uwagą. O znaczeniu tego dzieła dla pisarza św iadczy duża ilość podkreśleń i no­ tatek znajdujących się na egzem plarzu do niego należącym . Feliks A raszkiew icz na podstawie analizy Prusowskich adnotacji wnioskuje, że czytelnikowi książki za­ leżało na poznaniu fizjologicznego podkładu ludzkich w zruszeń, nam iętności, po ­ żądań. Interesow ała go także istota wolnej woli: „w olna w ola = pragnienie um y­ słow e” - skom entow ał na m arginesie przy stw ierdzeniu Letourneau, że w ola jest uw alniającym się im p u lsem 23.

Twórczość artystyczna Prusa tego okresu znakomicie się wpisuje w dynam ikę przemian pozytywizmu w naturalizm, a tego ostatniego w świadomość modernistycz­ n ą 24. Utwory zaś takie, jak Pleśń świata, Z legend dawnego Egiptu czy - zw łasz­ cza - Lalka, są niewątpliwym przykładem zjawiska, które Kazimierz W yka nazy­ wa „załam aniem determ inistycznym ” 25. Pesymizm przenika nawet do optym istycz­

resujące lata 1 8 8 4 -1 8 8 9 to epoka „załamania determ inistycznego”, czas utraty wiary w dotychcza­ sow e ideały i gorączkow ego poszukiwania now ych, często irracjonalnych rozwiązań, w końcu rok 1890 to początek religijnego poglądu na świat. Skom plikowany problem stosunku Prusa do progra­ mu pozytyw istyczn ego om awia H. M a r k i e w i c z w rozprawie: B o lesła w Prus a p o zytyw izm w a r­

szaw ski. „Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. M ickiew icza” t. 16 (1981). Zob. też S p y t -

k o w s k i, op. c it., s. 201.

20 Zob. T. W e i s s , P rzełom antypozytyw istyczn y w P o lsce w ia ta c h 1 8 8 0 -1 8 9 0 . (P rzem ian y

p o sta w św iatopoglądow ych i teo rii artystycznych). Kraków 1966, s. 1 7-21.

21 Zob. K. W y k a , M odernizm p olski. Wyd. 2, zm ienione i pow iększone. Kraków 1968. 22 M i 11 w uwagach wstępnych do księgi O logice nauk m oralnych i społecznych (s. 536) stwier­ dzał: „Do tych ksiąg obecna m oże być jed yn ie pew n ego rodzaju dodatkiem czy uzupełnieniem , jako że metody badania, które m ogą być stosow ane w nauce o moralności i sp ołeczeństw ie, musiały ju ż były zostać opisane, jeśli mi się udało w yliczyć i scharakteryzować metody nauki w o g ó le ”.

23 F. A r a s z k i e w i c z , Prus w św ietle w łasnej biblioteki. „Pamiętnik Literacki” 1951, z. 3/4, s. 1 0 7 8 -1 0 8 3 . Zob. też J. B a c h ó r z , W stęp w: B. P r u s , Lalka. O pracował ... T. 1. Wrocław 1991, s. X L IV -L . BN I 262. - A . S u c h o m s k a - C h a b i o r , Ź ródła w iedzy p sych o lo g iczn ej Prusa. W zb.: N ow e stu lecie tró jcy p o w ieścio p isa rzy. Red. A. Z. M akowiecki. Warszawa 1992.

24 Zob. T. W a l a s , Ku otchłani. (D ekadentyzm w lite r a tw z e p o lsk iej 1890-1 9 0 5 ). K raków - Wrocław 1986, s. 3 2 -4 4 .

(8)

D E T E R M IN IZ M W „ L A L C E ” B O L E S L A W A P R U S A 25

nych zazwyczaj artykułów prasow ych 26. Kroniki w tedy pisane cechuje swoisty dwugłos: publicysty załam anego naturą człow ieka - oraz niestrudzonego m ento­ ra, społecznika w alczącego z „hartm anizm am i” e p o k i27. W roku 1885 w jednej z kronik, pisząc o m nożącej się pladze podrzuceń i dzieciobójstw , autor zapytuje:

D laczego ciągle powtarzają się podobne w ystępki, a nawet liczba ich wzrasta? C zy może z pow odu braku w p ływ ów idealnych? C zyliżbyśm y nigdy nie sły szeli, co przeciw podrzuce­ niom i dzieciobójstw om m ówi religia, filozofia i prawodawstwo?

[...] M im o cały ten aparat klęska trwa, m noży się i rośn ie2*.

Obserw acja patologicznych tendencji w społeczeństwie m usiała Prusa skłaniać do w ielce negatyw nej oceny rodzaju ludzkiego.

Pierw szym płodem artystycznym takich przem yśleń je s t m iniatura literac­ ka P leśń św ia ta (1884) - u tw ór niepokojący i n iejed no znaczny w w ym ow ie. Scjentystyczna św iadom ość zespala się tutaj z m etafizyką, poszukiw aniem głęb­ szej podstaw y istnienia niż ta, ja k ą m oże dać nauka. Głód transcendencji, pow sta­ ły z przejęcia się naturalistycznym dziedzictw em epoki, charakterystyczny dla li­ ryki m odernistycznej29, jest widoczny w utworze Prusa. Egzystencja ludzkich spo­ łeczeństw zostaje tu zrów nana z w egetacją porostów na parkow ym kamieniu:

tworzą one jakby społeczeństw a, które tu w idzisz w postaci różnobarwnych plam - uprawiają pod sobą grunta dla następnych pokoleń - rozrastają się, kolonizują nie zajęte m iejscow ości, nawet toczą m iędzy sobą walki 30.

Bohaterowi wydaje się, że kamień z porostami przem ienia się w globus sym ­ bolizujący Ziemię, na której powierzchni dokonują się podobne procesy, jakie w cze­ śniej obserw ow ał na kamieniu. Drobniutkie pyłki nie m ają w historii poszczegól­ nych kolonii żadnego znaczenia. Zupełnie tak jak żadnego znaczenia nie mieli po­ jedynczy ludzie w historii pisanej przez B uckle’a i Drapera. W obliczu zm agań ślepych sił ludzkie namiętności, uczucia, wzniosłe pragnienia są śmieszne, złudne i nic nie znaczące. Jednak taki radykalny wydźwięk niweluje fantastyczne w kon­ wencji zakończenie utworu. Cała wizja okazuje się złudzeniem , diabelską sztuczką. Prus zw raca uw agę na w ieloznaczną naturę świata, z której zna się tylko jej zew nętrzną, złud ną formę. A przecież zm ysłow a rzeczyw istość m oże być zasłoną odgradzającą nas od prawdziwej jego istoty. Istoty niepoznaw alnej i niedocieczo- nej - jej dow odów istnienia, przejaw ów działania żadna nauka nie odkryje. Świat m oże być przecież w idow iskiem , które urządziły sobie nieznane M oce, aby m a­ mić i łudzić, baw ić się człow iekiem . Takim teatrem staje się Ziem ia w ręku diabo- licznego biologa. W iedza pozytyw na m iała człow iekow i zapew nić pew ność po­ znania i w ładzę nad światem. Jak na ironię, pokazała tylko, jak mało tej władzy człow iek posiada. Ogląd rzeczyw istości coraz bardziej pozw alał przypuszczać, że istota bytu nigdy nie podda się analizie ograniczonego rozum u człowieka.

26 R ozdźw ięk m iędzy programowym optym izm em głoszonym w tekstach publicystycznych a pesym izm em bijącym z tekstów literackich od dawna intryguje badaczy twórczości pisarza. Zob. np. E. P i e ś c i k o w s k i , „E m ancypan tki” B olesław a Prusa. Warszawa 1970, s. 178.

27 Zob. S z w e y k o w s k i , op. cit., s. 152, 2 1 4 -2 1 5 . 2S P r u s, K roniki, t. 8 (1959), s. 93.

2*' Zob. W y k a , s. 3 8 -5 6 .

30 B. P r u s , Wybór pism . Wydanie w d ziesięciu tomach. Ze w stępem M. D ą b r o w s k i e j . T. 3. Warszawa 1966, s. 15.

(9)

Światem zdaw ał się ju ż nie rządzić rozum iany deistycznie Bóg, stw arzający logiczną, uporządkow aną rzeczyw istość 31. Przeciw nie, w ydarzenia zaczęły się przedstaw iać jak o coraz bardziej splątane i dziwne, nie poddające się porządkują­ cym tendencjom rozumu, choć odznaczające się przecież jak ąś logiką. W ydawa­ ło się, że Fatalność zabaw ia się człow iekiem , by ukazać mu jeg o nikłość i małość. W ynikiem takich przem yśleń jest inny paraboliczny utw ór Prusa: Z legend

daw nego Egiptu (1888), przy zastosow aniu alegoryczno-historycznego kostium u

m ający sw ą genezę, jak to udow odnił Zygm unt Szw eykow ski, w realiach w spół­ czesn o ści32. Irracjonalny przebieg wydarzeń opisanych w now eli, a będących od­ biciem autentycznych wypadków, jak ie rozegrały się w dynastii rządzącej R zeszą N iem iecką w okresie, kiedy Prus pisał L alkę, prow adzi do m orału:

Patrzcie, jak marne są ludzkie nadzieje w obec porządku świata; patrzcie, jak marne są w obec wyroków , które ognistym i znakami w ypisał na niebie P rzed w ieczn y!...33

K lęska pełnych dobroci i ludzkiego w spółczucia zam iarów m łodego następcy tronu, który przygotow uje się do objęcia władzy w czasie choroby stuletniego fa­ raona, staje się gorzką, pełną pokory refleksją nad sensem ludzkich dążeń. Pozor­ na gra przypadków, które układają się w jednoznaczne przesłanie, jest próbą zary­ sow ania nowej interpretacji św iata, kierow anego ju ż nie tylko przez ślepe pra­ wa przyrody, odkrywalne i uwidoczniające się dzięki nauce, ale i przez równie ślepe (w odczuciu człow ieka) zrządzenia tajem niczego Fatum , o którego istnieniu po­ ucza nas intuicyjna, subiektyw na ocena zd a rze ń 34.

N a tw órczości Prusa drugiej połow y lat osiem dziesiątych w yw arły swe pięt­ no dwie odm iany skrajnego determ inizm u: przyczynow a i fatalistyczna. Oba ro­ dzaje nie pozostaw iały człow iekow i żadnej perspektyw y, m ożliw ości zm iany i w pływ ania nie tylko na świat, społeczeństw o, ale naw et na w łasne życie. Z tym, że irracjonalna odm iana determ inizm u daw ała odrobinę nadziei; w swym najgłęb­ szym sensie im plikow ała m ożliw ość istnienia Boga, być m oże kapryśnego i nie­ przew idyw alnego, ale nie pozbaw iała człow ieka w szelkich m oralnych podstaw, jak czynił to naturalizm .

Te dw a rodzaje determ inizm u: naukowy, który uw idocznił się w P leśni św ia­

ta, i fatal i styczny, który był dom inantą kom pozycyjną noweli Z legend daw'№- g o E g i p tu 2S - splotły się w Lalce. Silne akcentow anie tych odm ian konieczno­

31 Jeszcze rok przedtem Prus pisał (A. G ł o w a c k i , Szkic p rogram u w warunkach o becn e­

g o rozw oju społeczeń stw a. Warszawa 1883, s. 3 9 -4 0 ): „Trzeba być barbarzyńcą, ażeby sądzić i ogła­

szać, że dzisiejsza nauka, która na każdym kroku odkrywa w naturze plan, życie, mądrość, nieskoń­ czon ość, nieśm iertelność, że ona uwłacza majestatowi Boga. Przeciwnie, ona go coraz lepiej poj­ muje, o ile to m ożliw e dla człow iek a”.

32 Zob. Z. S z w e y k o w s k i , G en eza n o w e li „ Z le g e n d d a w n e g o E g ip tu ”. W: N ie tylko

o Prusie. Szkice. Poznań 1967.

33 P r u s , Wybór p ism , t. 3, s. 185.

34 Zob. S p y t k o w s k i , o p . c i t.,s . 198-201.

35 Egipska przypowieść nie jest jedynym przejawem fatal i stycznej interpretacji świata w twór­ czości nowelistycznej Prusa tych lat. Oprócz wielu pesymistycznych opowiadań należy tu zwrócić uwagę na powiastkę P rzy księżycu (1884). Bohater utworu, którego życie ułożyło się w pasmo nieprawdopo­ dobnych, pechowych zdarzeń, m ówi (Prus, Wybór pism, t. 3, s. 69-70): „Wiem, że moje przesądy co do księżyca wyglądająna obłęd albo dzieciństwo. Ale [...] przesąd jest zielskiem, które wyrasta z nie­ szczęścia. Czy nawet m oże nie być przesądnym człow iek, który trzy razy w tak straszny sposób do­ św iadczył na sobie potęgi losow ych wypadków?... A czym jest każde prawo, jeżeli nie ciągłym po­ wtarzaniem się faktów w gruncie rzeczy niezrozumiałych?...”; „Kto mi zaręczy, że ja nie jestem igrasz­ ką jakiejś niezbadanej siły odśrodkowej? W szakże jej potęgi doświadczam od lat trzydziestu” .

(10)

D E T E R M IN IZ M W „ L A L C E ” B O L E S Ł A W A P R U S A 27

ści w pow ieści spraw ia, że L alka staje się traktatem determ inistycznym , filo­ zoficznym . M oc, napór refleksji po tw ierdzających zdeterm inow anie kondycji człow ieka, w ypływ ających, z jednej strony, ze scjentyzm u i naturalistycznych za­ łożeń konstrukcji utw oru, a z drugiej - z parareligijnych, irracjonalno-fatalistycz- nych przem yśleń bohaterów, zadecydow ał nie tylko o dram atyczności, tragizm ie przesłania, ale także o nowatorskiej konstrukcji utw oru, która bardzo zbliżyła się do m odelu powieści polifonicznej. N aturalizm nie jest tutaj bow iem tylko regułą konstrukcyjną, zew nętrznym założeniem tw órczym , jak było to w w ypadku utw o­ rów szkoły eksperym entalnej, ale koncepcją św iatopoglądow ą, autonom icznym głosem ideowym tem atyzow anym w obrębie pow ieści. Poglądem , ideą, którą bo­ haterow ie noszą w sobie, z którą się zm agają, polem izują, starają się j ą przełam ać, ale której też często ulegają. Z kolei fatalistyczno-irracjonalne przem yślenia bo­ haterów znajdą swe odbicie i autorską sankcję w kom pozycji Lalki.

Jak zauw ażył Stanisław Eile, stanow iska opow iadaczy w L alce oscylują m ię­ dzy pozycją narratora-spraw ozdaw cy a rolą interpretatora-m oralisty (nie rezone- r a ) 36. Dzięki temu m ogą oni posuw ać akcję do przodu i jednocześnie nasycać ją bogactw em przem yśleń. O pow iadaczy je st w Lalce dwóch: autorski narrator trze- cioosobow y i narrator pierw szoosobow y, w yw odzący się ze św iata przedstaw io­ nego utworu; tę drugą funkcję otrzym ał Ignacy Rzecki jak o autor w łasnego pa­ miętnika. Ich stanowiska narratorskie wzajem nie się przeplatają, tworząc całą siatkę informacji, ocen dotyczących zdarzeń i postaci powieści. Nie w nikając ju ż w szcze­ góły strukturalne narracji Lalki dodajm y jeszcze, że drugi opow iadacz m a silniej rozwinięty zmysł interpretatacji; narrator autorski zaś, z racji swego stanowiska po­ w ołany do zachow yw ania m aksym alnej obiektyw ności (szczególnie w p ow ie­ ści polifonicznej), swój punkt w idzenia pozostaw ia kom petencji postaci przez sie­ bie prow adzonych, zw łaszcza W okulskiego i Szum ana. A utonom ię ideow ą posta­ ci gwarantuje szerokie zastosow anie w powieści narracji personalnej. Ta dwoistość perspektyw narracyjnych, przeplatanie się w nich funkcji opow iadacza i ideolo­ ga, m oralisty dającego ocenę zdarzeń nie w eryfikow aną przez żaden nadrzędny autorytet, decyduje o polifonii utw oru. M ożem y więc um ow nie przypisać tym dwóm perspektyw om narracyjnym , jednej reprezentow anej przez W okulskiego, Szum ana, O chockiego oraz drugiej, reprezentow anej zw łaszcza przez Rzeckiego, prowadzenie, lansowanie dwóch odrębnych koncepcji determ inizm u. Wokulski ja ­ ko eks-naukowiec, sejentysta preferuje wersję jego n atu ra listy cz n ą-o n wraz z Szu- m anem i O chockim interpretuje rzeczyw istość w kategoriach naukow ych, opar­ tych głów nie na teoriach Darwina. N atom iast Rzecki, jak o rom antyk o prowiden- ejalistycznych po glądach, skłania się bardziej ku O patrznościow ej w ery fik a­ cji rzeczyw istości. Fatalizm w idoczny w losach zarów no R zeckiego, jak i W okul­ skiego jest również dwojakiego pochodzenia. U W okulskiego wynika z dogłębne­ go przejęcia się m aterialistycznym i w nioskam i, do których prow adził naturalizm ; u Rzeckiego - z pesymistycznej oceny roli Opatrzności w życiu człowieka. Prze­ śledźm y te dwie drogi, zatem i dwa sposoby interpretacji św iata w Lalce.

Podstawową siłą w yznaczającą działania i losy Wokulskiego stanowi jego uczu­ cie do Izabeli Łęckiej.

36 S. E i l e , D ialektyka „L alki" B olesław a Prusa. „Pamiętnik Literacki” 1973, z. 1, s. 3. Zob. też B a c h ó r z , op. cit., s. X X V I-X X X IX .

(11)

M iłość je st w Lalce interpretow ana jako zjaw isko przyrodnicze, fizjologicz­ ne. Prawo doboru płciow ego to elem entarny składnik natury, od którego zależy przetrw anie i rozwój gatunku, dlatego żadna jed nostka nie jest w stanie w yłam ać się spod jeg o działania. W tak pojętej sile nie m a m iejsca na idealizm , uczucia pla- toniczne, bo - ja k pow iada Szuman - „Jest to jed n a z m asek, w którą lubi prze­ bierać się instynkt utrw alenia gatunku” (1 145) 37. W dośw iadczenia, problem y natury erotycznej zostali w m niejszym czy w iększym stopniu w yposażeni w szy­ scy w ażniejsi bohaterow ie powieści: Rzecki (1 213), Szuman (1 145), Ochocki (1 306), a zw łaszcza baron Dalski (2 227-228, 2 33 -2 3 4 , 263-264).

Z pozoru w ydaje się, że uczucie W okulskiego to także popęd płciowy, ale skry­ w ający się pod w arstw ą rom antycznego idealizm u. M iłość ta nie m oże znaleźć sposobu spełnienia, gdyż została zatam ow ana przez zw yrodniały obyczaj i kultu­ rę arystokracji. Proste praw o doboru naturalnego zostało przeniesione w środo­ wisko patologicznie zdeform ow ane przez cywilizację. N ajzagorzalszym krytykiem takiego stanu rzeczy je st Szuman:

M iłość jest rzeczą zw yczajną w obec natury [...]. A le wasza głupia cyw ilizacja, opar­ ta na poglądach rzymskich, dawno już zmarłych i pogrzebanych, na interesach papiestwa, na tru­ badurach, ascetyzm ie, kastowości i tym podobnych bredniach, z naturalnego uczucia zrobiła [...] nerw ow ą chorobę!... [...]

W całej naturze sam iec należy do tej samicy, która mu się podoba i której on się podoba. Toteż u bydląt nie ma idiotów. A le u nas!... [2 12-13]

W ybranka W okulskiego jest wytworem tak uform ow anego środow iska. A ry­ stokratyczne wychowanie całkowicie wypaczyło jej zachowania seksualne w stronę perw ersji i duchow ej prostytucji. Łęcka sublim uje swe potrzeby erotyczne, ogrze­ w ając pocałunkam i m arm urow y posąg (1 90), a w m arzeniach i snach oddając się niem al każdem u m ężczyźnie, który j ą w jakiś sposób zaintrygow ał. Jej oziębłość seksualna je st tylko m aską narzuconą przez konw enans epoki. W istocie Łęcka to sam ica w abiąca stada sam ców i w tym zyskująca najw iększą satysfakcję. O choc­ ki tak tłum aczy Rzeckiem u genezę takiego postępow ania:

Wyobraź pan sobie klasę ludzi majętnych lub zam ożnych, którzy dobrze jedzą, a n iew ie­ le robią. Człow iek musi w jakiś sposób zużywać siły; w ięc jeżeli nie pracuje, musi wpaść w roz­ pustę, a przynajmniej drażnić nerwy... 1 do rozpusty zaś, i do drażnienia nerwów potrzebne są kobiety piękne, eleganckie, dow cipne, św ietnie w ychow ane, a raczej wytresow ane w tym w ła­ śnie kierunku... [2 5 7 8 ]3K

N iepojętą konsekw encję i siłę uczucia do kobiety tak próżnej i bezw artościo­ wej m oralnie, którego nie są w stanie przezw yciężyć rozsądek i logika faktów, Wokulski w yjaśnia sobie stłum ieniem w m łodości instynktów seksualnych:

37 Lalkę cytuję w edług wydania przyw ołanego w przypisie 23. Pierwsza liczba skrótowej lo­ kalizacji wskazuje tom, następne zaś stronice.

3* Poglądy Szumana i O chockiego są odbiciem teorii R. K r a f f t a - E b i n g a zawartych w j e ­ go książce: N asz w iek nerwowy. (N asze zdrow e i chore nerwy). Warszawa 1886. Zob. też K. K ł o ­ s i ń s k a , P o w ieści o „ wieku nerw ow ym ". Katowice 1988, s. 1 0-39. Zachowania Łęckiej doskonale objaśnia now oczesna psychoanaliza, co pośw iadcza w n ik liw ość i naukową w ręcz wartość Prusow- skich ujęć psychologicznych . Zob. K. H o r n e y , N eurotyczna oso b o w o ść naszych czasów . Poznań 1993, s. 164: „Epoka wiktoriańska nakazywała kobiecie uważać kontakty seksualne za coś poniża­ jącego. Poczucie to słabło, jeżeli zw iązek miał charakter legalny i w miarę oziębły. [...] Kobieta m o­ że być oziębła lub unikać zupełnie m ężczyzn, a mimo to pragnie kontaktu z nimi. M oże znaleźć wtórną satysfakcję [...] oddając się m asochistycznym fantazjom bądź perwersjom, ale w takim przypadku antycypacja upokorzenia doprowadzi do wytw orzenia się silnej w rogości w obec m ężczyzn”.

(12)

D E T E R M IN IZ M W „ L A L C E ” B O L E S L A W A P R U S A 29 oto jak m ści się natura za pogw ałcenie jej praw. Za młodu lek cew ażyłeś serce, drwiłeś z m iło­ ści, sprzedałeś się na męża starej kobiecie, a teraz m asz!... Przez długie lata oszczędzany kapi­ tał uczuć zwraca ci się dziś z procentem... [1 341]

Podobnie siłę zauroczenia Wokulskiego tłumaczy Szuman (2 15). Jednak gdyby bohaterem L alki w ładał w yłącznie popęd płciowy, to - ja k sam pow iada - pow i­ nien „zostać rozpustnikiem ” (1 341). Tak jedn ak nie jest, nie potrafi go zaintere­ sować erotycznie żadna inna kobieta (jeśli zlekcew ażym y w zm iankę o paryskich rozryw kach bohatera, 2 131).

M iłość zaczyna się jaw ić jako nieokiełznana siła fatalna, tajemniczy, pierwotny instynkt, którego sensu, źródła pochodzenia nie m ożna pojąć. Przyczyną cierpień zatem nie m oże być zw ykła samica, stanowiąca tylko bierne, ślepe narzędzie natu­ ry: „K obieta jest podłym zwierzęciem: bawi się tym, czego nawet nie może zrozu­ m ieć...” (1 372). Wokulski zaczyna przeczuwać, że jest zabaw ką nie Łęckiej, ale siły o w iele potężniejszej: „Jeżeli zadał mi kto ciosy, to bynajmniej nie płeć piękna, ale... c z y ja wiem co?... może fatalność” (2 553). Prosty instynkt utrwalania gatunku zaczyna ukazywać sw ą m etafizyczną wszechwładzę. W yzwala w człowieku niespo­ tykaną energię, potęguje życie duchowe, pcha do wielkich celów i idei, wyznacza człow iekow i i ludzkości nowe drogi rozwoju i w ten sposób zbliża do Absolutu.

Takie niezwykle szerokie, eksponujące wielkie bogactw o pierw iastków natury duchow ej, ja k też - i nade wszystko - biologicznej, potraktowanie zjaw iska m iło­ ści w Lalce zbliża tę powieść do świadom ości m odernistycznej. Popęd seksualny jako wszechmocną, m otorycznąsiłę, w której zjednoczyły się sfera irracjonalna czło­

w ieka (dusza) i m aterialna (ciało), opiew ał w swej tw órczości Stanisław Przyby­ szewski. M iłość była celem i spełnieniem , dzięki którem u m ożna było osiągnąć w ieczną harm onię i spokój duszy, spełnieniem jed nak w praktyce niem ożliwym .

Z aw arta w L alce koncepcja uczucia kieru jącego człow iekiem w sferze j e ­ go podśw iadom ości, instynktów i biologicznych popędów, o całe lata w yprzedzi­ ła teorie Freuda, które m odernizm w yraził w całej p e łn i39. G eneza tych poglą­ dów pozytyw izm u i m odernizm u na m iłość je st w spólna i w yw odzi się od D arw i­ na oraz innych ewolucjonistów, czyli ma rodowód scjentystyczny40. Potraktowanie fenom enu m iłości w L alce pozw ala ju ż przeczuw ać epokę nadchodzącą.

Lecz nie tylko m iłość je st siłą determ inującą w Lalce. Wokulski w zjaw iskach historyczno-społecznych zauw aża działanie tych sam ych ślepych prawideł, jakie w yznaczają jeg o stosunek do Łęckiej. W społeczeństw ie panuje ścisłe prawo do­ boru naturalnego i walki o byt, co widać choćby na przykładzie pozycji, ja k ą w y­ pracow ali sobie Żydzi w Polsce:

W antyżydow skich prześladowaniach zgin ęły najszlachetniejsze jednostki, a zostały tyl­ ko takie, które m ogły uchronić się od zagłady. I oto jakich mamy dziś Żydów: wytrwałych.

39 Prekursorstwo psychologicznych ujęć w twórczości Prusa, antycypujące prozę Prousta i Joy- c e ’a oraz teorie psychoanalizy Freuda, falowań psychicznych Kretschmera, psychologii indywidu­ alnej Adlera, dostrzegła już dawno K. T u r e y (B olesław Prus a w spółczesność. „Ruch Literacki”

1933, nr 1/2).

40 Instruktażowy w ręcz charakter ma tu list Przybyszew skiego do P. Pajzderskiej z roku 1889. Autor D z ie c i szatan a, podobnie jak Prus w L alce, ujmuje fenom en m iłości w kategoriach w y w ie­ dzionych z pism Darwina, Lombrosa i Kraffta-Ebinga. Zob. S. P r z y b y s z e w s k i , Listy. Zebrał, życiorysem , w stępem i przypisam i opatrzył S. H e l s z t y ń s k i . T. 1. G dańsk-W arszaw a 1937, s. 4 5 -5 0 . Zob. też G. M a t u s z e k , M iędzy p u stką transcendencji a szaleństw em zmysłów. O w cze­

sn ej e se isty ce P rzybyszew skiego. Wstęp w: S. P r z y b y s z e w s k i , Synagoga szatan a i inne eseje.

(13)

cierpliw ych, podstępnych, solidarnych, sprytnych i po m istrzowsku władających jed yn ą bro­ nią, jaka im pozostała - pieniędzm i. Tępiąc w szystko, co lepsze, zrobiliśm y dobór sztuczny i w yp ielęgn ow aliśm y najgorszych. [2 349]

W yrazistym przykładem tak wyselekcjonowanego typu człow ieka je st młody Szlangbaum . Pow olną i upartą pracą, um iejętnością dostosow yw ania się do oko­ liczności, trzym aniem z silniejszymi, wyzbyciem się w szelkich skrupułów etycz­ nych potrafi z subiekta stać się właścicielem sklepu.

Życiem społecznym, jego przem ianam i rządzą twarde reguły. W zasadzie po­ stęp, dobrobyt czy też odwrotność tych pojęć: zastój, rozkład i nędza, są wynikiem tych sam ych ślepych, sam onapędzających się procesów, których skutków, kierun­ ków działania nie jest w stanie zmienić jedno pokolenie, nie m ów iąc ju ż o jednym człowieku. Rozwojem narodów, państw, wielkich aglom eracji kierują m echani­ zmy, które człowiek - i to tylko ten wybitniejszy - jest w stanie objąć jedynie myślą. Jego w ola, wysiłek nie m ają tu najm niejszego znaczenia, dlatego ten proces dzie­ jo w y nazyw a się w powieści w prost fatalizm em (1 133, 2 126). O grom cyw iliza­ cyjnego zapóżnienia Polski uśw iadam ia sobie W okulski w Paryżu. Z bólem je d ­ nak zauw aża, że postęp Francji nie jest wynikiem idealistycznych dążeń, św iado­ m ych w pływ ów myśli ludzkiej, ale prostych m echanizm ów przyrodniczych, tych sam ych, które pozw oliły dojść Żydom do znaczenia i m ajątku w Polsce:

A cóż oni robią?... Przede wszystkim - nadzw yczajnie pracują, po szesn aście godzin na dobę, bez w zględu na niedziele i święta. Dzięki czem u spełnia się tu prawo doboru, w edle któ­ rego: tylko najsilniejsi mają prawo do życia. [2 129]

Spacerując po Paryżu Wokulski dostrzega tutaj naprzód chaos i bezład, osą­ dza: „W ielkie m iasto [...] nie m oże m ieć logiki” (2 121). Po dokładnej analizie struktury urbanistycznej Paryża, która narastała przez setki lat i dzięki pracy dzie­ siątków pokoleń, ze zdziw ieniem jedn ak zauw aża tu niezw ykły porządek, prze­ m yślany plan, który nie m ógł w szak być dziełem jednej osoby, dziełem jakiejś św iadom ej siły kierującej procesem w zrostu i rozw oju aglom eracji.

Obserwacje te zbudziły w duszy Wokulskiego now e prądy, o których pierwej nie myślał albo m yślał niedokładnie. Zatem w ielkie miasto, jak roślina i zwierzę, ma w łaściw ą sobie ana­ tomię i fizjologię. Zatem - praca m ilionów ludzi, którzy tak głośno krzyczą o swojej wolnej w o ­ li, w ydaje te same skutki, co praca p szczół, budujących regularne plastry, m rówek, w znoszą­ cych ostrokrężne kopce, albo zw iązków chem icznych, układających się w regularne kryształy. N ie ma w ięc w społeczeństw ie przypadku, ale nieugięte prawo, które jakby na ironię z ludz­ kiej pychy, tak wyraźnie objawia się w życiu najkapryśniejszego narodu - Francuzów! [2 125]

D obrobyt, cyw ilizacyjny rozwój nie niesie jed nak tylko pozytyw nych skut­ ków, prow adzi zarazem do zw yrodnienia i degeneracji społecznej. Paryż roi się od złodziei, dziwaków, wydrw igroszy, cyników, a pokolenia paryskich rzem ieślni­ ków ciężko pracowały po to, aby ich „córki mogły chorować na nerw y” (2 126)4I. O bserw acja ślepych m echanizm ów, które pokierow ały Francję ku dobrobyto­ wi, doprow adza W okulskiego do poczucia bezradności i bezsiły. W idzi, że zm ar­ now ał sw e życie i dokonał tak niew iele dla ludzkości, mimo że posiadał siły i zdol­ ności, jak ich nie posiadali ludzie, których spotykał w Paryżu. W szystko, do cze­

41 Zob. K r a f f t - E b i n g , op. cit., s. 7 -1 0 . Wydaje się, że Prusowska w izja Paryża w ięcej zaw dzięcza diagnozom tego austriackiego psychiatry niż teoriom ekonom icznym J. Supińskiego, których rolę podkreślał B a c h ó r z (op. cit., s. X C V -X C IX ).

(14)

D E T E R M IN IZ M W „ L A L C E ” B O L E S Ł A W A P R U S A 31

go doszedł, dał m u przypadek. Od niego sam ego nie zależało nic (zob. 2 131). Te same nieugięte praw a przyrody, które prow adzą Francję ku rozw ojow i, Polskę pchają ku p rz ep aśc i42.

O glądając nędzę Pow iśla W okulski snuje takie refleksje:

Oto miniatura kraju [...], w którym w szystko dąży do spodlenia i wytępienia rasy. Jedni g i­ ną z niedostatku, drudzy z rozpusty. Praca odejmuje sobie od ust, ażeby karmić niedołęgów ; m iłosierdzie hoduje bezczelnych próżniaków. [...]

Tu nie poradzi jednostka z inicjatywą, bo w szystko sprzysięgło się, ażeby ją spętać i zu­ żyć w pustej w alce - o nic. [1 137]

Polska od setek lat zatrzym ała swój rozwój na etapie feudalizm u, z jeg o roz­ warstwieniem społecznym i przywilejami dla klas posiadających. Arystokracja bez­ w zględnie w ykorzystuje chłopstw o, nie chce w spółpracow ać z m ieszczaństw em , co pow oduje, że na tych zw aśnionych w arstw ach żerują inne narodow ości z Ż y ­ dami na czele. S w oim system em w artości, hierarch iczn o ścią i konw enansem , dla swych zestarzałych, zdezaktualizow anych w realiach gospodarki kapitalistycz­ nej ideałów pogrąża kraj w stagnacji i rozkładzie. Jako jedyn a w kraju klasa p o ­ siadająca jak ieś znaczniejsze środki, zam iast przeznaczać je na inw estycje i przed­ sięw zięcia gospodarcze, trwoni je na snobistyczne zachcianki. Taką sytuację k ra­ ju uśw iadam ia sobie Wokulski z całą ostrością w Paryżu (zob. 2 166).

Diagnoza rzeczywistości, kształtowanej przez wielkie procesy historyczne i przy- rodniczo-socjologiczne, nad którym i człow iek m oże się tylko zastanaw iać, bier­ nie je obserwować, wprow adza jednostkę w poczucie kompletnej bezradności, zw ąt­ pienia we własne siły. Prus w postaci W okulskiego utrw alił z w nikliw ością godną m onografii naukow ej cały proces, jaki prow adzi jedn ostkę „nadśw iadom ą”, w y­ posażoną w analityczny, autorefleksyjny um ysł, ku bezradności, apatii, depresji i fatalizm ow i. „E gzystencjalna nadśw iadom ość” W okulskiego, w ytrzym ująca po­ rów nanie z p sychiką bohaterów dzieł D ostojew skiego, M anna czy C am usa, nie pozw ala mu w konsekw encji na racjonalne ujm ow anie rzeczyw istości - jaw i się ona jak o złow roga m achina, w której trybach giną naw et najsilniejsze i najw ybit­ niejsze osobow ości.

A gnostycyzm czy wręcz ateizm Wokulskiego - nieodrodnego dziecka epoki - stawia go w bardzo trudnej sytuacji życiowej. Uświadam ia on sobie małość czło­ wieka, który nie jest podmiotem zdolnym do zapoczątkow yw ania pewnych proce­ sów, działań, ale jest przedm iotem podległym oddziaływaniom zewnętrznych mocy.

Do kogo ja m ów ię?... Kto mnie w ysłucha w tym m echanizm ie ślepych sił, których sta­ łem się igraszką? C óż to za okrutna dola nie być do niczego przywiązanym , niczego nie pra­ gnąć, a tak w iele rozum ieć... [2 156]

42 P rześw iadczenie o ślepym , nielogicznym determ inizm ie, am biwalentnych skutkach rozw o­ ju cyw ilizacyjn ego P ais utwierdzał w sobie na podstawie różnych opracowań naukowych. Jednym z nich była praca H. G e o r g e ’ a Postąp i nędza. B adanie przyczy n sprow adzających p rzesilen ie

p rzem y sło w e o ra z w zro st nędzy jed n o cześn ie z w zrostem bo g a ctw a (cz. 1. Poznań 1885). K siąż­

ka ta zrobiła duże wrażenie na w spółczesnych. W P olsce pow oływ ał się na ustalenia am erykańskie­ go ekonom isty np. ks. W. M. D ę b i c k i w swej do przesady pesym istycznej diagnozie w sp ółcze­ sności (P o stęp , s z c z ę ś c ie i p rz e w r o ty społeczn e. C hłodn e u w agi o p a lą cy ch kw estiach. Warsza­ wa 1885, s. 30). Prus w sw oim egzemplarzu książki G eorge’a zakreślił taki m.in. fragment (cyt. za: A r a s z k i e w i c z , op. cit., s. 1095): „Gdzie warunki najwięcej sprzyjają postępow i materialnemu, tj. gdzie zaludnienie jest najgęstsze, bogactwa najwięcej, a mechanizm w ytw órczości i wym iany stoi u szczytu rozwoju, tam w łaśnie w idzim y najw iększe ubóstwo, najzaciętszą w alkę o byt i najwięcej istot skazanych na przym usow e próżniactw o”.

(15)

A kum ulacja osobistych dośw iadczeń, ocena zdarzeń z w łasnego życia, do­ prow adza do w niosku, że człow iek nie jest w stanie podjąć walki z m echanizm a­ mi kierującym i rzeczyw istością, p otw ierdza znikom y w pływ jed n o stk i na bieg w ypadków, dysproporcją m iędzy dążeniam i, planam i, ideałam i a m ożliw ościa­ mi ich realizacji. A naliza przeszłości, z której wynika, że oczekiw ania i nadzieje człow ieka, próby ich w cielenia w życie nie m ają żadnego znaczenia w strum ieniu w ydarzeń, pow oduje „chorobę w oli”, tak pow szechne zjaw isko tego „w ieku ner­ w ow ego” (2 490). Zw rócenie aktyw ności um ysłu ku przeszłości unicestw ia w ła­ dzę chcenia, gdyż jak podkreśla monografistka zagadnienia Hannah Arendt: „wola, jeśli w ogóle istnieje [...], jest w oczyw isty sposób organem um ysłu przeznaczo­

nym do obcow ania z przyszłością [...]” 43. Tak oto w W okulskim rozpada się w ła­ dza um ysłu św iadcząca o niezależności, pewnej m inim alnej chociaż sam odziel­ ności. Silnie rozw inięta w ładza m yślenia w yparła i tak w ątłą w ładzę woli, co Prus podkreślał ju ż w swych Notatkach o kom pozycji, pisząc, że pośród w ładz duszy „najszczuplejsza je st w ola”, najbardziej rozw inięte zaś m y ślen ie44 - czyli ta w ła­ dza um ysłu, która stanowi najw iększe obciążenie W okulskiego, nie pozw alające mu zaznać spokoju.

W w ypadku głów nego bohatera Lalki trudno naw et m ów ić o w ładzach duszy, gdyż jeg o psychika ukazana jest jak o czysta jaźń, biernie obserw ująca i analizu­ ją c a w łasne postępow anie, decyzje, odruchy, które zachodzą w brew niem u sam e­ mu. Scjentystyczna m entalność prow adzi go nie tylko ku now ożytnej odm ianie fatalizm u, który w ynika z determ inistycznej wizji świata, opierającej się na na­ ukowym przekonaniu o im manentnej konieczności procesów przyrodniczych, hi­ storycznych, ew olucjonistycznych i psychospołecznych, a w nich na w olę ludzką nie m a m iejsca; ale prow adzi go także na skraj choroby u m y sło w e j45. Mimo że pragnienia i dążenia niby to w ypływ ają z wnętrza świadom ości - jednocześnie na­ paw ają zdziwieniem i obrzydzeniem , niechęcią do samego siebie. Wokulski odczu­ w a swe czyny jako obce sobie i chce się od nich uwolnić. W końcu ogrom ne natęże­ nie tego odczucia rozdźw ięku m iędzy w łasną św iadom ością a w ładzam i duszy, którymi r z ą d z i c o ś i n n e g o i które szarpią niezależnie od przekonań zaw ar­ tych w obszarze elementarnej, głębokiej świadom ości, pow oduje rozdwojenie jaźni.

przywidziało mu się, że jakiś cień zagląda do jeg o okna, a później - że po długim kurytarzu ktoś chodzi [...], puka i pyta:

„Czy nie ma go tu?...”

Istotnie ktoś chodził, pukał i nawet zapukał do jeg o drzwi; lecz nic odebraw szy odpow ie­ dzi, poszedł dalej.

„N ie znajdzie m nie!... nie znajdzie...” - m yślał Wokulski.

43 H. A r e n d t , Wola. Przełożył R. P i ł a t . Przedmową opatrzyła H. B u c z y ń s k a - G a r e - w i c z . Warszawa 1996, s. 34. W innym m iejscu, komentując poglądy Bergsona, autorka zauważa, że każdy w olny akt oglądany retrospektywnie „traci odium przygodności” i „pojawia się [...] w sza­ cie k on ieczn ości” (s. 56), albowiem : „Gdy patrzymy z perspektyw y ch cącego ego, wydaje się, że to nie w olność, ale konieczność jest złudzeniem św iad om ości” (s. 57). Tak zarysow any m e­ chanizm dochodzenia do postawy fatalistycznej jest udziałem W okulskiego. W dalszej części książ­ ki czytamy: „teoria ta [tj. fatalizm], skuteczniej niż inne, potrafi stłum ić w szelk ą chęć działania, m o­ tyw ację do czyn ienia projektów na przyszłość, krótko m ów iąc, zlik w id ow ać w szelk ie przejawy ja-ch cę” (s. 62).

44 B. P r u s , N o ta tk i o k o m p o zycji. Cyt. z an tologii: F ilo zo fia i m y ś l s p o łe c z n a w la ta ch

1 8 6 5 -1 8 9 5 , s. 221.

45 Zob. T u r e y , op. cit., s. 5 -7 . - B a c h ó r z , op. c i t s. L-LVIII. - K ł o s i ń s k a , op. cit., s. 2 0 2 -2 2 0 oraz 247, przypis 63.

(16)

D E T E R M IN IZ M W „ L A L C E ” B O L E S Ł A W A P R U S A 33 Wtem otw orzył oczy i w łosy pow stały mu na głow ie. N aprzeciw siebie zobaczył taki sam pokój jak jeg o , takie samo łóżko z baldachimem, a na nim... siebie!... B yło to jedno z najsil­ niejszych wstrząśnień, jakich doznał w życiu, spraw dziw szy w łasnym i oczym a, że tu, gdzie uw ażał się za zupełnie sam otnego, tow arzyszy mu nieodstępny świadek... on sam!... [2 8 9 -9 0 ]

Wola W okulskiego zostaje całkow icie pochłonięta i odebrana mu przez z e ­ w n ę t r z n e s i ł y. Jem u sam em u pozostaje tylko owa elem entarna świadom ość w łasnego ograniczenia i uprzedm iotow ienia. U w ięziona jaźń pragnie w yrw ać się z narzuconej roli, uw olnić się od pragnień i celów, nie m ogących się ziścić, co jest źródłem nieopisanych cierpień, których sensu i potrzeby nie m ożna p o ją ć 46.

W tym m om encie do dialogu ideow ego w łączają się z coraz w iększą siłą inne głosy. M aterializm , scjentyzm , biologizm , jakie dom inują w opisie dziejów Wo­ kulskiego, równow ażone są fideistyczno-prowidencjalistyczną w ersją komentarzy ferow anych przez R zeckiego, a czasam i i przez sam ego narratora auktorialnego.

Stary rom antyk dopatruje się w św iecie oddziaływ ań O patrzności i po sw oje­ mu je tłumaczy. D ostrzega w świecie chaos, nielogiczność, ironię losu, ale zaw ­ sze je przypisuje w yrokom Boga, Jego nieprzeniknionym decyzjom .

Los!... Los!... on dziw nie zbliża ludzi. Gdybym przed laty nie zeszed ł do piw nicy Hopfe- ra, do M achalskiego, nie poznałbym się z Wokulskim. Gdybym jeg o znow u nie wypraw ił do teatru, on m oże nie spotkałby się z panną Łęcką. Raz mim o w oli nawarzyłem mu piwa i już nie chcę powtarzać tego po raz drugi. Niech sam B óg radzi o swej czeladzi... [2 7 2 -7 3 ]

- rozm yśla Rzecki, gdy do głowy mu przyjdzie plan zesw atania W okulskiego ze Stawską. N aiw nie przypuszcza, że człow iek m oże swoim i decyzjam i, św iadom y­ mi lub przypadkow ym i, wpływ ać na w ydarzenia. To łączenie w olności człow ie­ ka z doniosłą rolą O patrzności w życiu ludzi zbliża jeg o m entalność do epoki bie­ d e rm e ie ru 47. C zęste rozm yślania nad rolą przypadku, zbiegów okoliczności pro­ w ad zą go czasam i ku zw ątpieniu: „N a św iecie je s t dużo niedow iarków i ja sam byw am czasam i niedow iarkiem i w ątpię o O patrzności B oskiej” (2 337). Są to je d ­ nak stany przejściow e. Rzecki jest w istocie niepopraw nym optym istą i wierzy, że w końcu spraw iedliw ość zwycięży. Jest głęboko przekonany, że Opatrzność sprzy­ ja dobrym i szlachetnym i że pom oże mu w realizacji jego zam iarów, które m uszą

być przecież zgodne z intencjami Boga. Sądzi, że dzięki Boskiej opiece uda mu się zesw atać W okulskiego ze Stawską, a Napoleonidzi zaprow adzą sprawiedliwość na świecie. Rzecki podejm uje się przew idyw ania zdarzeń na podstaw ie fideistycz- nego poczucia porządku w świecie (2 338). Ten prow idencjalizm zawodzi go na w szystkich frontach. Książę Ludwik N apoleon ginie przypadkiem gdzieś w A fry­ ce. W okulski w yjeżdża i Rzecki nic pew nego o jeg o losach nie m oże się dow ie­ dzieć. W końcu Stawska wychodzi za M raczewskiego. Dopiero wtedy, gdy zaw ie­ dzie Bóg, a otoczenie, w którym stary subiekt się znajdzie, zacznie być mu coraz bardziej obce, popadnie on w defetyzm i zwątpienie:

46 O barokowych i romantycznych antecedencjach doświadczenia dwoistości ludzkiej natury, któ­ ra to dw oistość wynika ze swoistej sym biozy determinizmu i wolności w ludzkiej egzystencji, jedno­ czesn ego poczucia uzależnienia od zewnętrznych m ocy (Losu, Boga) i dążenia do dystansu wobec narzuconej roli, tragicznego poszukiwania owej granicy, gdy człow iek z teatru fikcji przechodzi do teatru prawdy - zob. J. M. R y m k i e w i c z, Ludzie dw oiści. (Barokowa struktura p o sta c i Słow ackie­

go). W zb.: P roblem y p o lsk ieg o romantyzmu. Seria 3. Red. M. Żmigrodzka. W rocław 1981.

47 O epoce biedermeieru zob. M . Ż m i g r o d z k a , P olska p o w ie ś ć biederm eierow ska. „Pamięt­ nik Literacki” 1966, z. 2.

(17)

I nieraz m yślę sobie: czy naprawdę jest jaki plan, w edle którego cała ludzkość posuwa się ku lepszem u, czyli też w szystko jest dziełem przypadku, a ludzkość czy nie idzie tam, gdzie ją popchnie w iększa siła?... [2 567]

Jednak swej w iary w spraw iedliw ość i porządek św iata Rzecki nie w yzbędzie się nigdy. Pana Ignacego zabije nie brak wiary, nie ow e zw ątpienia, które go cią­ gle naw iedzają, ale napór zła, podłości i skrajnej interesow ności, które dosięgły go w jeg o najbardziej intymnej przestrzeni. Sklep - sym bol stałości, pracow ito­ ści, uczciwości, rów ności rasowej i św iatopoglądow ej (bo pracow ali w nim i so­ cjalista Klejn, i Żyd Schlangbaum i byli traktow ani bez żadnych uprzedzeń), zo­ staje odebrany Rzeckiem u i sprofanow any przez ludzi o całkow icie obcych mu dążeniach i m oralności (zob. 2 4 9 7-498, 568, 586-587). Przestrzeń sklepu, orga­ nicznie zrośnięta z m ieszkaniem starego subiekta, je st oazą w zniosłych złudzeń, przew idyw ań, wspom nień. Gdy integralność tego m iejsca zostanie zakłócona, jej lokator będzie m usiał zginąć. Zycie R zeckiego jest kolejnym przykładem , przeja­ wem działania bezlitosnego i ślepego m echanizm u świata, który nie odróżnia je d ­ nostek szlachetnych od podłych. Ale czy rzeczyw iście świat jest grą ślepych i m a­ terialnych sił przyrody? Sklep, w którym pracuje Rzecki, jest m iejscem dziwnym i niejednoznacznym . Jest to miejsce święte, w którym dokonuje się rytuał kosm icz­ ny; sklep staje się m ikrokosm osem , a jego m ieszkaniec figurą Boga.

Niekiedy, podczas [...] samotnych zajęć, w starym subiekcie budziło się dziecko. W ydo­ byw ał wtedy i ustawiał na stole w szystkie m echaniczne cacka. Był tam niedźw iedź wdrapują­ cy się na słup [...], cyrkow y pajac [...] i kilka par, które tańczyły walca [...]. W szystkie te figury pan Ignacy nakręcał i jednocześn ie puszczał w ruch. A gdy kogut zaczął piać [...], gdy tańczyły martwe pary [...], gdy ołow iani pasażerowie pociągu, jadącego bez celu, zaczęli przypatrywać mu się ze zdziw ieniem i gdy cały ten świat lalek, przy drgającym św ietle gazu, nabrał jakiegoś fantastycznego życia, stary subiekt, podparłszy się łokciem , śmiał się cicho i mruczał:

- Hi! hi! hi! dokąd w y jed ziecie, podróżni?... [...] Co wam po uściskach, tancerze?... Wykręcą się sprężyny i pójdziecie na powrót do szafy. Głupstwo, w szystko głupstw o!... [...]

[...] G dzież prawda?... [1 3 1 -3 2 ]

Ta scena to jed na z najpiękniejszych i najbardziej w zruszających realizacji to­ posu J h e a tru m m u n d r w polskiej literaturze, którego w ym ow a ma ogrom ne zna­ czenie dla przesłania pow ieści, stanowi jej kluczow y sy m b o l48.

W Lalce m otyw pojaw ia się kilkakrotnie i jest szczególnym sygnałem , uw i­ doczniającym , że determ inizm je st sw oistą idée fix e utworu i epoki, która go w y­ d a ła 49. Poszczególne jeg o realizacje m ożem y przydzielić określonym koncepcjom św iatopoglądow ym w ystępującym w obrębie utw oru. Ideow ą polaryzację gło­ sów w L alce podtrzym uje bow iem nie tylko kom pozycyjno-narracyjna organiza­ cja tekstu, ale i jej zróżnicow anie m etaforyczne, stylistyczne. Ta ograniczona po­ lisem ia toposu w ynika z jego w łaściw ości m orfologicznych. Idąc za propozycja­ mi znaw cy zagadnienia przyjm ujem y, że topos m a strukturę dw uw arstw ow ą:

48 Z problematyką tą próbowali się zmierzyć: E. C z a p 1 e j e w i c z, Lalki Prusa i Platona. „M ie­ sięcznik Literacki” 1987, nr 1. - Z. P r z y b y ł a , „Lalka " B olesław a Prusa. Sem antyka - kom pozy­

cja -k o n tek sty. R zeszów 1 9 9 5 ,s. 107-146. W ysiłek autorów podsum owuje H. M a r k i e w i c z w ar­

tykule Co się s ta ło z „ L a lk ą ”? (w: L iteratu ra i historia. Kraków 1994, s. 3 5 3 -3 5 9 ). Przyczyną niepow odzenia interpretacyjnego tych prac jest m.in. uprawianie prymitywnej „ w p ływ ologii” i lek­ cew ażenie zjawiska toposu jako narzędzia badawczego. Zob. też J. A b r a m o w s k a , Topos i nie­

które m iejsca w spóln e badań literackich. W: P ow tórzen ia i wybory. Studia z tem atołogii i po etyk i historycznej. Poznań 1995, s. 6, 2 3 -2 7 .

49 Zob. A b r a m o w s k a , ibidem, s. 25: „istnieją [...] toposy-klucze odsłaniające najistotniej­ szy elem ent, a nawet zasadę św iatopoglądow ą twórczości danego pisarza”.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dynamika życia mieszkańców stolicy ponownie podkreślana jest przez Prusa, staje się jego cechą dominującą. W drodze pani Latter była milcząca, Helenka uspokojona

Prus nie opisuje wnętrz budowli (oprócz zdawkowych informacji na temat wnętrza hotelu), nawet tych najbardziej znanych, których zwiedzanie zapewne należało do

Choć zdarzają się i tacy, którzy roz- chorowują się jeszcze gorzej albo nawet um ierają.... N astępca tronu wszedł do sali, w której na m atach siedziało

Niezmienna jednak wydaje się przy tym zapisana nieco wcześniej uwaga, jakoby „uczucie winno być tłem każdego opisu przedmiotów”, kładąca podwaliny pod nastroje obecne

W Warszawie tego okresu dużą popularnością cieszyły się kurierki, do których za- liczano „Kurier Warszawski”, „Kurier Codzienny” i „Kurier Poranny”.. Na ich łamach

Na całą ekspozycję składają się pam iątki po pisarzu, dokum enty d oty­ czące jego życia, portret, rzeźby, fotografie pisarza i osób z jego kręgu, często

Jak niezwy ­ kłym bohaterem w polskiej powieści jest Wokulski, można się przekonać zbierając fakty z jego biografii, rozrzucone w Pamięt­.. nikach Rzeckiego i w

X V III pojaw iają się, chociaż niezbyt licznie, tłum aczenia pseudorycer- skich rom ansów francuskich.12 Znaczną popularnością w ątki mediewistyczne cieszyły się