• Nie Znaleziono Wyników

O intertekstualności

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O intertekstualności"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

Michał Głowiński

O intertekstualności

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 77/4, 75-100

(2)

M IC H A Ł G Ł O W IŃ SK I

O INTERTEKSTUALNOŚCI

1

Intertekstualność należy do tych term inów teoretycznoliterackich, któ­ re m ają swoich autorów i dokładnie są umieszczone w kalendarzu. Sło­ wo „intertextu a lité” utw orzyła Ju lia K risteva w swej pierwszej książce, wydanej w 1969 roku 1. Z pewnością stanowiło ono odpowiedź na jakąś istotną potrzebę, skoro szybko weszło w obieg, stając się powszechną własnością. Musimy być wdzięczni tej uczonej za tak udaną inicjatyw ę term inologiczną, choć nie sposób od razu nie stwierdzić, że to, co o sa­ m ym zjawisku mówi, już takiego entuzjazm u nie budzi, skłania do róż­ nego rodzaju zasadniczych wątpliwości — zwłaszcza jeśli się uwzględ­ ni prace, jakie od tego czasu na ów tem at napisano. Entuzjazm u nie budzi nie tylko ze względu na dość rażącą nieprzejrzystość w ykładu, pew ne założenia K ristevej w ydają się ta k oczywiste, że już niew arte rozważania; chodzi tu przede wszystkim o stwierdzenie, że nie można analizować stru k tu ry tekstu, jeśli nie sytuuje się jej w taki czy inny spo­ sób wobec innych tekstów, a rozważania o intertekstualności w ynikały w łaśnie z tej niepodważalnej tezy. Jej następstw em stały się, co pod­ k reślają autorzy późniejszych prac dotyczących tej problem atyki, z jed­ nej strony nadm ierna ogólność, z drugiej — zaawansowana schematycz- ność 2. Toteż nie jest przypadkiem, że badania intertekstualności szybko wyszły poza ustalone przez K ristevą ram y, porzuciły ogólnikowość, by się kierować w strony przez tę badaczkę nie przewidziane. Rychło bo­ wiem zdano sobie sprawę, że nie każdą relację, jaka zachodzi między danym tekstem a tekstem innym (bądź tekstam i innymi), można zakwa­ lifikować jako intertekstualną. I choć nadal pojaw iają się niekiedy u ję­

1 J. K r i s t e v a , S e m e i o tï k è . R e c h e r c h e s p o u r u n e s é m a n a ly s e . P a ris 1969. 2 Zob. np. p o lem ik i z K ristev ą w stu d iach : J. C u l l e r , P r e s u p o z y c j e i i n t e r ­

t e k s tu a l n o ś ć . P rzeło ży ła K. R o s n e r . „ P a m iętn ik L ite r a c k i” 1980, z. 3. — L. J e n -

n y , L a S t r a t é g i e d e la fo r m e . „ P o étiq u e” 1976, nr 27. Zob. ta k że k sią żk ę L. H u t ­ c h e o n A T h e o r y of P a r o d y . T h e T ea c h in g s of T w e n t i e t h - c e n t u r y A r t F o r m (N ew

(3)

cia o charakterze bardzo ogólnym, dominuje tendencja, by przez in ter­ tekstualność rozumieć tylko pewnego typu związki łączące dany tekst z innym.

Zanim omówimy tę kw estię szerzej, musimy sobie wszakże zdać spra­ wę z pewnej osobliwości, jaka towarzyszyła pojawieniu się tej problem a­ tyki. Traktowano ją jako nową, wręcz nowatorską, co w ynikało — być może — z faktu, że pod koniec lat sześćdziesiątych, zwłaszcza we Francji, ukształtow ała się swoista ortodoksja strukturalistyczna, nie m ająca zresz­ tą uzasadnień w dziełach klasyków kierunku; w obręb tej ortodoksji wchodziło mniemanie, że należy analizować dzieło (czy też — jak chęt­ niej mówiono — tekst) wyłączywszy je z wszelkich związków zew nętrz­ nych. Jednak gdy spojrzeć na rzecz z innej strony, powiedzieć by można, iż to, co uczenie nazwane zostało intertekstualnością, to nihil novi sub sole, tradycyjna problem atyka, którą zajmował się każdy szanujący się historyk literatu ry. Cóż bowiem robił on innego, niż pracowicie ustalał wpływy, pokazywał zależności, tropił zapożyczenia. Byłby to więc po­ śm iertny trium f wpływologii, tylko że w trochę innym przebraniu? Czyż­ by przeto solidny pozytywistyczny historyk lite ra tu ry zajmował się in­ tertekstualnością, jednakże w swej metodologicznej naiwności nie był tego świadom? Trzeba przyznać, iż rozpiętość spraw związanych z in te r­ tekstualnością może być, przynajm niej z pozoru, ogromna: od odkryw a­ nia nowych rejonów dociekań do podejmowania zagadnień, które już. przed dziesięcioleciami w ydaw ały się czymś na wieki odesłanym do la­ musa, należącym do archaiki, nie mającej jakichkolwiek szans na re ­ nesans.

Z tej osobliwej rozpiętości zdawali sobie spraw ę autorzy pierwszych, prac o intertekstualności, z K ristevą włącznie. I zajmowanie się proble­ m atyką, której wagę dostrzegali, traktow ali konsekw entnie jako przejaw metodologicznego i teoretycznego nowatorstwa, w żadnym razie — na­ wiązanie do tradycyjnej kom paratystyki, dla niej bowiem sym patii nie żywili. Toteż podkreślali ze szczególną dobitnością: intertekstualność nie ma nic wspólnego z badaniem źródeł, znajduje się na jego antypodach 3_ Źródła interesow ały dawniejszych historyków literatu ry , dla badacza in­ tertekstualności — twierdzono — nie m ają one w ogóle żadnego znacze­ nia. Oczywiście, łatwo zrozumieć, z jakich powodów problem ujm owano tak ostro i radykalnie. I choć sformułowanie w ydaje się dzisiaj zbyt mało zniuansowane, łatwo na to przeciwstawienie przystać. Łatwo z tej przyczyny, że badacz intertekstualności patrzy na swoiste, właściwe li­ teratu rze od początków jej istnienia, tekstów obcowanie z innej perspek­ tyw y niż historyk literatu ry w dawnym stylu i zadaje całkiem inne p y­ tania. Nie pyta mianowicie, skąd zaczerpnięte zostały dane elem enty w ystępujące w analizowanym utworze, interesuje go coś całkiem innego:

(4)

•со one znaczą, jakie miejsce zajm ują w stru k tu rze dzieła, jaką grają rolę w jego sem antycznym wyposażeniu. Tam zaś, gdzie pytania nie do­ tyczą genezy, trudno mówić o badaniu źródeł. Owa różność podejścia nie uległa zmianie, samo przeciwstawienie w nowszych pracach dotyczących intertekstualności traci jednak nieco swą ostrość. Sięgnijmy po przykład:

— M ó g łb y rzec ten, k tó ry p o w ia d a o sobie: ja jestem rozum , ja jestem k o n ieczn o ść, n ie czas m i b ratem , a le sio strą w ieczn ość... Za ry m y przepraszam ; z w y k łe m p rzem a w ia ć do m łod zieży, m u szę te d y cy to w a ć w ieszczó w ; in aczej n ie jestem d osyć p r z e k o n y w a ją c y 4.

Mamy tu pewność, że w tekst powieści przeniknęły słowa z jakiegoś innego utw oru, najogólniej naw et zasygnalizowano — czyjego. W zasa­

dzie trad y cy jn y historyk mógłby się zadowolić lokalizacją cytatu — i po­ informować, że jest to przytoczenie ze stosunkowo mało znanego poema­ tu Krasińskiego Dzień dzisiejszy. Mógłby przeto uznać, że swoje zadanie wykonał. W tym miejscu właśnie zaczynają się pytania, które gotów był­ by postawić badacz intertekstualności, a więc: w jaki sposób B erent w prowadził w tekst swej powieści fragm ent z Krasińskiego? czy um oty­ wował ów cytat za pomocą jakichś szczególnych środków? jaką funkcję on pełni i jak współbrzmi z innym i przytoczeniami, odwołaniami, aluzja­ mi, tak licznymi w tej powieści? co wnosi do jej ogólnego znaczenia? Jednakże by na te pytania odpowiedzieć, trzeba w pierw stwierdzić, z cze­ go przytaczane słowa pochodzą, a więc ustalić „źródło”. Sprawę, jak się xdaje, trafnie ujęła Anne Chevalier:

W szelk a k on k retn a p raca nad rela c ja m i in te r te k stu a ln y m i w rzeczy w isto ści p rzech od zi przez etap bad an ia źródeł; to, co się zm ien iło, to cel, do ja k ieg o s ię zm ierza 5.

Jednakże owo „badanie źródeł”, dodać należy, rozumiane jest tu zde­ cydow anie węziej niż w pozytywistycznej historii literatury. Ją bowiem interesow ały wszelkie możliwe zależności, wiążące analizowany utw ór z wcześniejszą literatu rą. Sfera intertekstualności zarysowuje się inaczej: w jej obręb wchodzą wyłącznie te relacje z innym i utworam i, które sta­ ły się elem entem strukturalnym , lub — jeśli kto woli — znaczeniowym (czy semantycznym ), relacje zamierzone 6 i w tak i czy inny sposób wi­ doczne, można by powiedzieć: przeznaczone dla czytelnika. Faktem in

ter-4 W . B e r e n t , O zim in a . O pracow ał M. G ł o w i ń s k i . W rocław 197ter-4, s. 255. B N I 213.

5 A. C h e v a l i e r , D u d é t o u r n e m e n t des so urces. „R evue des S cien ces H u ­ m a in e s” 1984, nr 4, s. 66.

e K. G ó r s k i w sw y m zn an ym stu d iu m o a lu zji litera ck iej (A l u z j a l i te r a c k a <1961). P rzed ru k w : R o z w a ż a n ia t e o r e t y c z n e . L i t e r a t u r a — m u z y k a — te a t r . L u b ­ lin 1984) p o d k reśla te w ła śn ie jej cech y, k tó re stan ą s ię p o d sta w o w y m i w y z n a c z ­ n ik a m i in te r te k stu a ln o śc i (aluzja jest tu rozu m ian a bardzo szeroko). P raca ta m a n ie w ą tp liw ie p io n iersk i charakter.

(5)

tekstualnym nie jest więc np. oddziaływanie ballad Niemcewicza na balla­ dy Mickiewicza, skoro nie ma w nich znaczeniowo nacechowanych od­ wołań do utworów poprzednika.

Z pewnego p u n k tu widzenia jednak sfera intertekstualności może być szersza, gdyż w jej obrębie znajdują się także różnego ty p u odwołania do ustabilizowanych i skonwencjonalizowanych stylów, tak literackich jak społecznych, pod w arunkiem wszakże, iż ich odrębność, a w jakiś sposób także — proweniencja, jest w yraźnie na tle utw oru zaznaczona. Innym i słowy, w obręb intertekstualności wchodzą te zjawiska, które M aria Re­ nata Mayenowa określiła jako w yrażenia cudzysłowowe 7. Podsum ow ując tę część rozważań powiedzieć możemy, że to, co w danych badaniach nad w pływ am i i zależnościami (ale także w nowszej kom paratystyce) traktow ane było jako „źródło”, stało się swoistym sem antycznym p a rt­ nerem tekstu, któ ry naw iązuje takie czy inne relacje z innym tekstem . Osobnym problem em jest stosunek teorii intertekstualności do kon­ cepcji Bachtina, przede wszystkim zaś do wprowadzonej przez niego k a­ tegorii dialogiczności. W ydaje się niewątpliwe, że to on właśnie skierow ał uwagę badaczy w tę stronę — i jako teoretyk form powieściowych, i jako filozof języka. To dzięki niem u dostrzeżono ważność problem atyki, k tó ra w klasycznych w ersjach strukturalizm u, choć nigdy nie była całkiem pomijana, zajmowała pozycję marginesową. Niekwestionowalną zasługą Bachtina jest to, że w ytyczył drogę, nie można jednak dociekań in te r- tekstualnych traktow ać po prostu jako jedną z realizacji jego program u badawczego, zarysow ują się bowiem w yraźne różnice. Bachtin w w ielu swych pracach, przede wszystkim w rozdziale 5 książki o Dostojewskim i w podstawowej rozprawie Słowo w powieści, analizował problemy, któ­ re stały się przedm iotem rozważań badaczy intertekstualności, ale ich w sposób jasny nie w yo dręb n iał8. Nie wprowadzał mianowicie rozróżnień między dialogicznością w ew nętrzną, właściwą danej wypowiedzi, w ynika­ jącą z jej struk tu ry , a tą dialogicznością, która łączyła tę wypowiedź z wypowiedziami innymi, nie wyodrębniał więc różnych poziomów budo­ wy tekstu, na których zasada dialogiczności się realizuje 9. W tym u ję­ ciu zjawiskam i jakby z n a tu ry jednorodnym i są: nakładanie się głosów

7 M. R. M a y e n o w a , E x p r e s s io n s g u il le m e té e s : c o n t r i b u t i o n à l’é t u d e d e la

s é m a n t i q u e du t e x t e p o é ti q u e . W zbiorze: To H on or R o m a n J a k o b so n . E s s a y s on the O cca sio n о / His S e w e n t i e t h B ir t h d a y . T he H a g u e—P a ris 1967. To ś w ie tn e

stu d iu m n ie jest n ie s te ty d ostęp n e po polsku, a ty lk o część jego p ro b lem a ty k i p rzen ik n ęła do P o e t y k i t e o r e t y c z n e j (W rocław 1974).

8 M. B a c h t i n : P r o b l e m y p o e t y k i D o s to j e w s k ie g o . P rzeło ży ła N . M o d z e l e w ­ s k a . W arszaw a 1970, rozdz. 5: S ł o w o w d z i e le D o s to j e w s k ie g o ; S ł o w o w p o w i e ś c i . W: P r o b l e m y l i t e r a t u r y г e s t e t y k i . P rzeło ży ł W. G r a j e w s k i . W arszaw a 1982. 9 Zob. ciek a w e u w a g i P h. d e L a j a r t e ’ a w ro zp ra w ie M o d e s d e d is c o u rs e t

fo r m e d ’a lt é r i té dans les „N o u v e l l e s ” d e M a r g u e r it e de N a v a r r e („L ittérature” 1984,

(6)

na linii bohater—bohater czy też bohater—n arrato r oraz parodia, pastisz, stylizacja.

Zrównanie takie miało swoje uzasadnienie w przyjętej przez B achti- na perspektywie, w tym , że interesow ały go gry językowe, w ykraczają­ ce poza referencjalność, a więc poza to, co nazywał przedmiotowością sło­ wa, nie daje się ono jednak z wielu względów kontynuować. Nie są to zjawiska tego samego rzędu, łączą się też — zwłaszcza dzisiaj, kiedy w ie­ dza o strukturze tekstu jest większa niż wówczas, gdy Bachtin pisał swoje dzieła — z całkowicie różną problem atyką. W obręb intertekstualności wchodzi przede wszystkim ten zespół spraw, które określa on m ianem stylizacji, czyli naśladowanie języka innego środkam i języka własnego 10. Dialogiczność jest pojęciem szerszym niż intertekstualność, teorię in ter­ tekstualności trudno jednak traktow ać tylko jako swoiste uszczegółowie­ nie koncepcji Bachtinowskich, uzyskała ona bowiem samodzielność i roz­ w inęła w łasną problem atykę.

Zdarza się jednak, że intertekstualność rozumiana jest tak szeroko, iż staje się w pewien sposób synonimem dialogiczności. Tak właśnie się dzieje np. w książce am erykańskiej folklorystki, Susan Stew art, o poe­ tyce nonsensu n . Według tej autorki relacje intertekstualne zawiązują się już na poziomie uniwersów wypowiedzi i stanowią ich konieczny skład­ nik. Wypowiedź nonsensowna odwołuje się do uniwersów wypowiedzi opartych na zdrowym rozsądku i bez tego odwołania nie mogłaby istnieć. M amy tu do czynienia z ujęciem radykalnie generalizującym ; w tym sen­ sie zjawiskiem intertekstualnym jest np. wszelka rozmowa, w której z ko­ nieczności poszczególne kwestie wchodzą ze sobą w różnego rodzaju związki. O ile jednak dialogiczność, jak się zdaje, takim generalizacjom może z uzasadnieniem podlegać, o tyle intertekstualność tak uogólniona traci kontury, rozmywa się. Nie może ona przyjmować takiej postaci, skoro nie jest prostą reakcją (,,dialogową”) jednego tekstu na drugi czy jednej wypowiedzi na drugą, stanowi natom iast sprawę szczególnego związku znaczeniowego, jaki krystalizuje się pomiędzy dwoma elem en­ tami. Nie przeczy to jednak faktowi, że intertekstualność we właściwym tego słowa znaczeniu ma zawsze charakter dialogowy (w sensie Bachti- nowskim).

Krytycznego zastanowienia wymaga nie tylko szerokie rozumienie intertekstualności, także jej ujęcie wąskie. Spotykam y się z nim, przy ­ najm niej z pozoru, w książce G érarda G enette’a Palimpsestes 12. To ob­ szerne dzieło, świadczące o wielkiej inw encji terminologicznej autora,

10 O sty liz a c ji p isze B a c h t i n w różn ych m iejscach : zob. np. S ł o w o w p o ­

w ieści, s. 206— 209.

u S. S t e w a r t , N onsense. A s p e c t s of I n t e r t e x t u a l i t y in F olk lore a n d L i t e r a ­

tu r e . B altim ore and L on d on 1979.

(7)

błyskotliwie erudycyjne i zawierające wiele ciekawych analiz, stara się opisać różnego rodzaju relacje zachodzące między te k sta m i13. K ategorią naczelną jest transtekstualność („transtextualité”). Istnieje 5 podstawo­ wych typów relacji transtekstualnych. Pierw sza z nich to właśnie in ter­ tekstualność, rozumiana nader wąsko jako rzeczywiste występowanie teks­ tu w tekście; wchodzi tu więc w grę cytat, aluzja, naw et plagiat (co w y­ daje się wątpliwe, skoro w tym właśnie przypadku tekst „cudzy” ma zataić swoją obcość, ma udawać, że jest tekstem własnym). Typ drugi określa G enette słowem „paratekstualność” („paratextualité”); w jego obręb wchodzą wszelkie kom entarze do utw oru zaw arte w nim samym, a więc przedmowy, posłowia, tytuły, epigrafy itp. Typ trzeci to m eta- tekstualność („m éta textua lité”); w ystępuje on wówczas, gdy w jednym tekście pojawiają się kom entarze dotyczące tekstu innego, jest to więc relacja ze swej stru k tu ry krytyczna. Typ czw arty to hipertekstualność (,,hyp ertextu alité”); m am y z nią do czynienia wówczas, gdy zachodzi relacja jednocząca tekst В (zwany przez G enette’a hipertekstem ) z wcześ­ niejszym tekstem A (określonym w tej książce m ianem hipotekstu). Typ piąty to architekstualność („architextualité”). Polega ona na tym, że te k st odsyła zawsze do ogólnych reguł, według których został zbudowa­ ny, co czasem bywa w sposób paratekstow y zaznaczone („powieść”, „sie­ lan k a”, „esej”), czasem zaś przemilczane. Głównym przedm iotem książki G enette’a jest typ czwarty, a więc hipertekstualność, pozostałe tw orzą tylko sferę odniesienia.

Typologia G enette’a budzi wątpliwości, w ydaje się bowiem w pewien sposób przeciążona i nierozłączna. Przeciążona, gdyż znalazł się w niej jeden element, który trudno traktow ać tak jak inne ty p y relacji między tekstam i. Myślę o paratekstualności. W prowadzanie do utw oru wskaźni­ ków inform ujących o jego charakterze nie jest zjawiskiem paralelnym wobec tych, które umieszczone zostały w punktach pozostałych, trudno tu bowiem mówić o jakichkolwiek relacjach między tekstam i. W ydaje się, że jedynym nasuw ającym się wnioskiem jest usunięcie tak rozumianej pa­ ratekstualności poza nawias problem atyki międzytekstowej (choć można ją w zasadzie traktow ać jako jeden z przejawów metatekstualności).

Wątpliwość druga ma charakter poważniejszy. Nieuzasadnione wydaje się bowiem rozróżnienie intertekstualności i hipertekstualności. Nie są w stanie do niego przekonać obfite i bardzo dociekliwe analizy, świadczą­ ce zresztą o m aestrii G enette’a. Nie przekonuje także przywołany w za­ kończeniu książki argum ent, że w przypadku hipertekstualności można czytać ze zrozumieniem tek st odwołujący się do tekstu poprzedniego nie

18 Jed n ą z p ostaci in tertek stu a ln o ści jest a u to in tertek stu a ln o ść, czy li o d w o ły w a ­ n ie s ię do dzieł w ła sn y ch , np. w form ie a u to cy ta tu . L. D ä l l e n b a c h w in te r e ­ s u ją c y m arty k u le I n t e r t e x t e et a u t o t e x t e („P oétiq u e” 1976, nr 27) o k reślił ją jako

(8)

dostrzegając tego związku, podczas gdy w przypadku relacji in tertek stu ­ alnych jest to niemożliwe, gdyż bez zdania sobie spraw y z tego ty p u re­ lacji staje się on na swój sposób „agram atyczny” 14. Jest to dla stosun­ ków międzytekstowych kwestia o podstawowym znaczeniu; jeszcze do niej wrócę, tutaj tylko chciałbym podkreślić, że sprawa rozpoznania bądź nierozpoznania odwołań do innego tekstu zarysow uje się analogicznie w obydwu przypadkach. I nie ma żadnego powodu, by działo się inaczej. W ydaje się także, iż przeprowadzanie takiego podziału, który po jednej stronie umieszczałby cytat i aluzję jako swoiście „m aterialne” dowody odniesień do innego tekstu, a po drugiej wszelkie odwołania, które tej „m aterialności” są pozbawione, jest również nieuzasadnione. Nie ma bo­ wiem ustalonej linii granicznej, która by te zjawiska rozdzielała, kształ­ tu je się zaś ogromna sfera zjawisk pośrednich, niezbyt określonych, z opo­ rem poddających się jednoznacznemu zakwalifikowaniu. W obręb hiper- tekstualności wchodziłoby więc to, co D anuta Danek nazwała cytatam i s tru k tu r 1S, bo w ten sposób można określić część omawianych przez Ge- n e tte ’a zjawisk, takich jak transform acja czy burleska. Są one jednak nierozdzielne od cytatów i aluzji, hipertekstualność i intertekstualność są więc zawsze ze sobą sprzęgnięte i niemal z reguły w ystępują łącznie. W konsekw encji należy je traktow ać jako jedną obszerną i w ew nętrz­ nie zróżnicowaną klasę, w której jednak więcej jest czynników wspól­ nych niż różnicujących. Proponuję, by mówić tu — także z tej racji, że term in wszedł w powszechne użycie — o intertekstualności, zachowując jednak dwa poręczne term iny ukute przez G enette’a: „hipertekst” i „hi- potekst”.

Tak więc po wyeliminowaniu paratekstualności oraz połączeniu in­ tertekstualności z hipertekstualnością z 5-punktowej klasyfikacji G enet­ te ’a pozostały 3 pozycje: intertekstualność, m etatekstualność i architeks- tualność. W arto zwrócić uwagę na łączące je relacje. Intertekstualność л1е ma ch arak teru dyskursywnego; m etatekstualność zaś nie musi w ża­ den sposób bezpośrednio uwzględniać właściwości stru k turalny ch oma­ wianego tekstu. Pierw sza cechuje przede wszystkim literatu rę, druga w niej się pojawia, stanowi iednak zjawisko incydentalne. Mimo to wszakże te dwie form y transtekstualności mogą wchodzić w jakieś ze sobą związki, występować obok siebie (do spraw y tej powrócę).

Architekstualność, G enette podkreśla to i w Palimpsestes, i w książce poprzedniej l6, stanowi właściwość wszelkiego utw oru literackiego, odwo­ łanie do reguł jest bowiem w arunkiem jego zrozumiałości. In tertek stu al­ ność jest zawsze tak czy inaczej związana z architekstualnością, nigdy

14 G e n e t t e , op. cit., s. 450.

15 D. D a n e k , O c y t a t a c h s t r u k t u r (q u a s i-c y ta ta c h ). W: O p o le m ic e li te r a c k i e j

w p o w ie ś c i . W arszaw a 1972.

ie G. G e n e t t e , I n t r o d u c ti o n à l’a r c h i te x t e . P aris 1979. ■6 — P a m ię tn ik L it e r a c k i 1986, z. 4

(9)

jednak do niej się nie sprowadza. A rchitekstualność stanowi sferę swo­ istej gram atyki literatury, intertekstualność nigdy takiego „gram atycz­ nego” charakteru nie ma, nie jest obligatoryjna. Gdy się ją rozpatruje z pu nk tu widzenia ogólnej budowy tekstu, ujaw nia się jej charakter fa­ kultatyw ny.

Na zakończenie tych wstępnych uwag chciałbym się jeszcze zastano­ wić nad stosunkiem intertekstualności do tego, co przed la ty nazwałem mimetyzmem form alnym 17. Są to zjawiska innorodne, choć mimetyzmu formalnego nie można, jak sądzę, całkowicie umieścić w sferze architeks- tualności. Nawiązuje on do pewnych reguł budowy wypowiedzi, ale w tym w ypadku nawiązanie nie ma charakteru prym arnego, gdyż czyn­ nikiem najważniejszym jest tu taj gra między regułam i danego gatunku literackiego (np. noweli czy powieści) a regułam i wypowiedzi nie m ają­ cej charakteru literackiego lub mającej go jedynie w pew nej mierze. M imetyzm form alny polega więc na podjęciu reguł wypowiedzi nieli- terackiej lub paraliterackiej, na ogół o w yraźnie zaznaczonych cechach i w yraźnym zakotwiczeniu społecznym, przez wypowiedź literacką, dys­ ponującą swoją własną architekstualnością. Mimetyzm form alny nie spro­ wadza się więc do przejęcia elementów konkretnego utw oru, odnosi się do pewnych reguł — i w konsekwencji tw orzy swoiste ram y dla relacji intertekstualnych. Rozpatrywane jako przykład m im etyzm u formalnego opowiadanie Iwaszkiewicza Wzlot naw iązuje do jednej z odm ian mono­ logu potocznego, rozpatryw ane zaś w kategoriach intertekstualnych —

ujaw nia całą sieć odniesień do Upadku Camusa 18.

2

O intertekstualności, podkreślmy, mówić można tylko wtedy, gdy od­ wołanie do tekstu wcześniejszego jest elem entem budowy znaczeniowej tekstu, w którym ono się dokonuje, czy też — sięgam po term inologię Zivy B e n -P o ra t19 — gdy dokonuje się semantyczna aktyw izacja dwóch tekstów, jednakże czynnikiem przewodnim jest tekst odwołujący się, ak­ tyw izacja zaś tekstu będącego przedm iotem nawiązania — zjawiskiem w tórnym . Oczywiście najłatw iejszym do uchwycenia przykładem działa­ nia intertekstualności są te typy wypowiedzi literackich, w których

od-17 O m im ety zm ie fo rm a ln y m p isa łem w dw u k siążk ach , P o w i e ś ć m ł o d o p o l s k a (W rocław 1969) i G r y p o w i e ś c i o w e (W arszaw a 1973). K w e stii tej p o św ię c ił osob n y a r ty k u ł J. L a 1 e w i с z: M i m e t y z m f o r m a l n y i p r o b l e m n a ś l a d o w a n i a w k o m u n i ­

k a c j i lite r a c k ie j . W zbiorze: T e k s t i fabuła. S tu d ia . W rocław 1979.

18 Szerzej piszę o ty m w p racy N a r r a c j a ja k o m o n o lo g w y p o w i e d z i a n y w to m ie

G r y p o w ie ś c i o w e .

19 Z. B e n - P o r a t , T h e P o e ti c s of L i t e r a r y A llu sion . „PTL. A Jo u rn a l fo r D e sc r ip tiv e P o etic s and T h eory o f L itera tu re” 1976, nr 1.

(10)

wołania do innych tekstów stały się głównym czynnikiem w yróżniają­ cym, a więc parodia, pastisz, traw estacja, parafraza, burleska itp. Można zapewne w takich w ypadkach mówić o gatunkach intertekstualnych, in­ tertekstualność została tu na swój sposób literacko zinstytucjonalizowa­ na. Nie sposób jednak do nich jej ograniczać. Ta sui generis instytucjo­ nalizacja objęła bowiem jedynie część zjawisk, nie zawsze zresztą n aj­ ważniejszych. Tę część zwłaszcza, w której zaznaczenie stosunku do in ­ nego tekstu stanowi wyraźny, nieukryw any cel.

U jaw nia się to szczególnie dobitnie, gdy bierze się pod uwagę paro­ dię. W utw orach takich jak parodie A rtu ra M arii Swinarskiego chodzi przede wszystkim o skarykaturow anie literackiego wzoru, ujawnienie jego właściwości 20; nad ty m ludycznym zamierzeniem nic już się nie nadbu­ dowuje. Parodia jest parodią, niczym więcej. A staje się ona zjawiskiem ciekawym i w artym analizy głównie wówczas, gdy nie stanowi celu sa­ mego w sobie, a więc właśnie w przypadkach, gdy jest czymś więcej. Fakt to bowiem bezdyskusyjny, że parodia, tak jak ją prak ty k u je Swi- narski, jest całkiem czym innym niż parodia w ystępująca np. w dzie­ łach Thomasa Manna czy Gombrowicza. W nich nie jest nigdy celem, stanow i środek służący budowaniu nowego oryginalnego tekstu, w k tó ­ rym odwołania do wzorów są faktem o pierwszorzędnym znaczeniu, współczynnikiem sensu, ale nigdy punktem dojścia. W ydaje się, że pa­ rodia w ystępująca w tego rodzaju uwikłaniach, o w yraźnie konstruk­ tyw nym charakterze 21, w arta jest przede wszystkim analizy. I w takich przypadkach ujaw niają się jej intertekstualne właściwości, wykraczające poza ludyczne naśladownictwo. Traktow ana w ten sposób parodia prze­ staje być swojego rodzaju gatunkiem , pozostaje zaś pewną praktyką in- tertekstualną.

Te uwagi o parodii możemy uogólnić twierdząc, że podobnie się dzieje we wszystkich pozostałych przypadkach. Badania właściwości interteks­ tualnych nie polegają na w yodrębnieniu tych typów wypowiedzi, w któ­ rych są one nie tyle środkiem, ile celem (gdyby tak było, badania owe stałyby się zdumiewająco mało kłopotliwe, wręcz łatwe), polegają zaś na ich ujaw nianiu, pokazaniu funkcji, zanalizowaniu znaczenia w tekstach złożonych i skomplikowanych, których bezpośrednim celem nie jest lu­

dyczne „naśladowanie”.

Oczywiście tylko niektóre z relacji intertekstualnych mogą przyjm o­ wać postać swego rodzaju „gatunków ”, parodia stanowi tu przykład nie­ w ątpliw ie najciekawszy i najdonioślejszy. Ale i ona gatunkiem bywa ty l­

20 A. M. S w i n a r s k i , Pa ro d ie. W arszaw a 1955.

21 Zob. o ty m m ój a rty k u ł P a ro d ia k o n s t r u k t y w n a . (O „P o r n o g r a f ii” G o m b r o ­

w ic z a ) (w to m ie G r y p o w ie ś c i o w e ) oraz lic z n e u w a g i Z. Ł a p i ń s k i e g o w k sią ż c e Ja, F e r d y d u r k e (L ublin 1985). T ego ty p u p arodię a n a lizu je H u tch eon w p r z y w o ły ­

(11)

ko w poszczególnych przypadkach. Choć intertekstualność nie jest kate­ gorią gatunkową, w pewnych gatunkach jest zjawiskiem bądź niemal obligatoryjnym, bądź często spotykanym . Chodzi tu przy ty m nie o te jedynie gatunki, które — jak poem at heroikomiczny — są odwzorowa­ niem gatunków innych, lecz także o takie, które jako całość nie powie­ lają wcześniejszego wzoru. Myślę tu przede wszystkim o poemacie dy­ gresyjnym , w którym parodystyczne igranie cudzymi stylam i bądź też cytatam i stało się jednym z elementów konstytutyw nych. W tym przy­ padku intertekstualność implikowana jest jakby przez samo usytuow a­ nie narratora, który może swobodnie przechodzić od w ątku do w ątku i — przede wszystkim — od stylu do stylu, a także nie ty le opowiada, co opowiadając polemizuje. Jak się zdaje, intertekstualności sprzyjają form y wypowiedzi o charakterze otw artym , nie dążące do budow ania cią­ głego, przejrzystego i konsekwentnego świata przedstawionego, uw ydat­ niające raczej nie ów świat, ale fak t opowiadania o nim.

Formą otw artą są też częste w literaturze najnowszej kolaże czy mon­ taże złożone z cytatów z rozmaitych tekstów, literackich i nieliterackich; to z ich okazji właśnie Elisabeth Bruss mówi o „radykalnej in tertek stu al­ ności post-m odernizm u” 22. W takich przypadkach, budow any na zasadach zbliżonych do centonu, tekst upodabnia się do bricolage’u 23. Dodajmy, że świadczy to dobitnie, iż intertekstualność nie ma nic wspólnego ze sprawą oryginalności, ani jej z góry nie zapewnia, ani też z góry jej nie wyklucza, pod tym względem niczym się nie różni od innych ujęć lite­ rackich. Nie dziwi przeto, że dzisiaj jako form y literatu ry now atorskiej są traktow ane teksty tworzone z prefabrykatów .

Owe teksty kolażow e24 znajdowałyby się więc na jednym krańcu możliwości intertekstualnych, na drugim plasow ałyby się takie, które ope­ ru ją delikatnym i aluzjam i czy napom knieniami i nie przyznają odwoła­ niom do poszczególnych utw orów bądź wzorców stylistycznych tak po­ czesnego miejsca. I w tej przestrzeni istnieją najróżniejsze odmiany in ter­ tekstualności, przy czym — co w ydaje się zrozumiałe — największą uw a­ gę przyciągają te, które zostały w dziejach literatu ry wyodrębnione, n a­ zwane, terminologicznie oswojone. Nie obejm ują one iednak całego rep er­ tu a ru zjawisk, które mogłyby wchodzić tu taj w grę, i dzieje się tak n a­ w et po analizach G enette’a, k tó ry starał się opisać i nazwać owe od­ miany w małym stopniu literacko zinstytucjonalizowane lub niekiedy

nie zinstytucjonalizowane w ogóle.

22 E. B r u s s , B e a u tifu l T heorie s. The S p e c ta c le of D iscourse in C o n t e m p o r a r y

C r itic is m . B altim ore and L ondon 1982, s. 73.

28 Zob. np. F. C o r n i l l i a t et G. M a t h i e u - C a s t e l l a n i , I n t e r t e x t e P h é ­

nix? „ L ittératu re” 1984, nr 55, s. 6. — G e n e t t e , P a l i m p s e s t e s , s. 451.

24 Do tej sfery n ależą te w ła śn ie zjaw isk a, k tóre R. N y c z n a z w a ł sy lw a fn i w sp ó łczesn y m i (zob. S y l w y w s p ó łc z e s n e . P r o b l e m k o n s t r u k c j i t e k s t u . W ro cła w 1984).

(12)

Omawiając zjawiska intertekstualne m usim y uznać jedną z ich właś­ ciwości za konstytutyw ną. Aby uw ydatnić jej wagę, skłonni jesteśm y popełnić błąd, który przed laty nazw any został przez W ismatta i Beards- leya „intentional fallacy” 25. Odwołanie intertekstualne jest zawsze od­ w ołaniem zamierzonym, a więc w prowadzonym świadomie (choć stopień owego uświadomienia może być różny), adresow anym do czytelnika, któ­ r y w inien zdać sobie sprawę, że z takich czy innych powodów autor mó­ wi w danym fragmencie swojego dzieła cudzymi słowami (już Górski w yraźnie rozróżniał aluzję, czyli postępowanie założone i celowe, od przy­ padkowej ze swej n a tu ry rem iniscencji)2G. A dzieje się tak dlatego, że odwołanie intertekstualne jest stru k tu raln y m elem entem tekstu, rem ini­ scencja zaś jedynie spraw ą jego genezy, świadczącą o zakresie lek tu r pi­ sarza, jego literackiej kulturze czy wreszcie o sile oddziaływania utwo­ rów, z których zapożyczenia pochodzą. W pewnych sytuacjach można dys­ kutować, jak zakwalifikować dany przypadek, a więc pytać, czy tzw. bluszczowatość Słowackiego w ynikała z n atu ry jego talentu, czy też sta­ nowiła elem ent pewnego ty pu działania literackiego, które dla stru k tu ­ ry, a następnie zrozumienia utw orów poety ma znaczenie podstawowe. Nie tu miejsce, by odpowiadać na to pytanie, można jednak stwierdzić, że wówczas, gdy się przyjm ie, iż owa bluszczowatość stanowi wynik właściwości talen tu poety, pozostaje się w sferze psychologii twórczości, w przypadku zaś, gdy się utrzym uje, że jest to współczynnik pewnego postępowania literackiego o w yraźnej funkcji, pozostaje się w sferze poe­ tyki. U jaw nia się tu osobliwy paradoks: o fakcie z zakresu poetyki mó­ w im y wówczas, gdy uznajemy, że odwołanie jest świadome (i nazywam y je wówczas odwołaniem intertekstualnym ); gdy zaś jest nieświadome, uznajem y je za przypadek z zakresu psychologii twórczości czy też — najogólniej — jedno z tych w ydarzeń, które mogą zajmować wyłącznie wówczas, gdy przedm iotem zainteresow ań jest geneza utw oru, proces jego powstawania. Owo uświadomienie nie musi jednak znaczyć za każ­ dym razem, że chodzi o jasną w pełni, poddaną racjonalizacji decyzję. Nie musi zwłaszcza w przypadku literatu r dawniejszych, kiedy przywo­ ływanie wzorów i tekstów uznaw anych za wielkie stanowiło elem ent konwencji literackiej. Odwołania do starożytnych w epoce renesansu były zakładane przez ówczesną kultu rę literacką, zyskały rangę współczynnika poetyki, a więc w tym sensie były świadome, naw et gdy w jakimś kon­ k retnym przypadku stanowiły tylko reminiscencję. Błąd intencyjności

25 M. B e a r d s l e y , W. K. W i m s a t t , Jr., T h e In te n ti o n a l F a lla cy (1946). Zob. przedruk w k sią ż c e W. K. W i m s a t t a T h e V e r b a l Icon (L exin gton 1954). H u t ­ c h e o η (op. cit., s. 55) stw ierd za, że rozw ażając k w e stie in tertek stu a ln o ści na tle p ełn eg o a k tu k o m u n ik a cy jn eg o trzeba u w zg lęd n ia ć tak zak ład an ą in ten cy jn o ść, jak k o m p eten cję sem io ty czn ą .

(13)

nie jest tutaj błędem, założenie intencji stanowi nieunikniony, wręcz konieczny elem ent postępowania 27.

Fakt, że odwołanie intertekstualne stanowi składnik stru k tu ry zna­ czeniowej tekstu, nie przesądza jeszcze z góry o jego funkcji, nie określa też stosunku do tego, co zostało przejęte. Element zapożyczony może w nowym dla siebie otoczeniu pełnić role najrozmaitsze, czasem przeciw­ staw ne tym, w jakie został wyposażony w swym otoczeniu m acierzy­ stym. Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem dekontekstualizacji i rekon- tekstu alizacji28. Dekontekstualizacji, bo jakiś elem ent w y jęty został z tekstu lub pewnego typu tekstów, odłączony od tego, co nadaw ało mu znaczenie; rekontekstualizacji, ponieważ w prowadzony został w kontekst nowy, i to w nim właśnie ma funkcjonować, nie tracąc zresztą tego, co nazwać by można świadectwem pochodzenia. W drugiej scenie Zwolona

Norwida kwestia chóru brzmi (w. 75—76):

Z em sta, zem sta na w roga,

Z B ogiem , a ch oćb y m im o B o g a !...2·

Rozpoznanie cytatu już w czasach Norwida nie mogło spraw ić tru d ­ ności czytelnikowi, znającem u choć trochę literatu rę polską. Ale czy Nor­ wid przejął ten fragm ent pieśni K onrada (z nielicznymi zm ianam i teksto­ wymi) solidaryzując się z zaw artym w niej wezwaniem? Samo przytocze­ nie (a naw et jego powtórzenie w lekko zmienionej w ersji w zakończe­ niu tej sceny) nie mówi jeszcze niczego ani o stosunku do pierwowzoru, ani o funkcji dwuwiersza z Dziadów 30. W tekście Norwida nie m a ja­ kiegokolwiek wskaźnika, który by bezpośrednio narzucał rozum ienie cy­ towanego fragm entu. Jest jednak pewne, że nie chodziło tu tylko o pros­ te posłużenie się cudzymi słowami; rozpatryw ana pod tym kątem inter- tekstualność nie stanowi domeny neutralności. A więc do zrozumienia cytatu, a także ustalenia jego funkcji, trzeba dążyć poprzez analizę całego kontekstu.

27 Zob. św ie tn ą a n a liz ę m etod ologiczną p rob lem u in te n c y jn o śc i w stu d iu m G. H e r m e r é n a I n t e n c j a a in t e r p r e t a c j a w b a d a n ia c h l i te r a c k ic h (przełożyła B. F e d e w i c z . „P am iętn ik L itera c k i” 1977, z. 4).

28 K ateg o ria m i ty m i p osłu gu je się w za sto so w a n iu do in te r te k stu a ln o śc i S t e ­ w a r t (op. cit., s. 27, passim ).

29 C yt. za: C. N o r w i d , P is m a w s z y s t k i e . Z ebrał, te k s t u sta lił, w stę p e m i u w a­ gam i k ry ty c z n y m i op atrzył J. W. G o m u l i c k i . T. 4. W arszaw a 1971, s. 43.

20 P ro f. M arian T a t a r a zw ró cił m i u w agę, że ta p ieśń zem sty jest w D zia-

da ch cy ta tem z p ieśn i p ow stań czej, w Z tcolonie m ie lib y śm y w ię c do czyn ien ia

z p rzy to czen iem drugiego stopnia. W ydaje s ię jednak, że tek st te n fu n k cjo n o w a ł (i fu n k cjo n u je) jako M ick iew iczo w sk i, tak też go p o tra k to w a ł N orw id , zd ając sobie zresztą sp ra w ę ze sk o m p lik o w a n ia zjaw isk a, o czym św ia d czy d ołączon a do dram atu n ota D o c z y t e ln i k a . Zob. c iek a w e u w a g i M. J a n i o n (R e d u t a . K ra k ó w 1979, s. 483— 485) o „ jed n o g ło so w ej” in terp reta cji tej p ie śn i zem sty, d o k o n y w a n e j p rzez w ielu

(14)

I tu odwołać się należy do kategorii, którą w swych rozważaniach 0 intertekstualności wprowadził Michael R iffaterre, a mianowicie do

kategorii in terp reta n tu (term in przejęty został od Peirce’a ) 31. Najprościej rzecz ujm ując powiedzieć można, że in terp rétan t to zespół czynników, k tó ry określa w nowym kontekście stosunek do tekstu przejętego czy — w terminologii, jaką posługuje się R iffaterre, a także wielu badaczy fran ­ cuskich — in tertek stu . Element przejęty z jakiegoś tekstu wcześniejszego należy do sfery tego, co „już zostało powiedziane”, ale właśnie to „już powiedziane” staje się elementem czegoś nowego („dopiero mówionego”) 1 przybierać może rozmaite postacie. In terp rétan t to zaw arty w tekście wskaźnik, w pew ien sposób instruujący, jak ów elem ent należy trak to ­ wać, wyznaczający perspektyw ę, z jakiej ma być postrzegany. Sam tekst przejęty nie jest jeszcze w nowym kontekście w yraźnie znaczeniowo wyposażony. O wyposażeniu tym decyduje właśnie in terprétant. Oczy­ wiście, nie podlega on tematyzacji, w tekście brak z reguły bezpośred­ nich wskazań, jak powinno się traktow ać cytat czy aluzję, należy je w trakcie le k tu ry zrekonstruować. Tak rozum iany in terp rétan t jest, we­ dług R iffaterre’a — a nie ma powodu, by się z nim w tym przedmiocie nie godzić — im m anentnym elementem wszelkich relacji in tertek stu al­ nych. Stopnie jego ujaw nienia byw ają rozmaite; zrekonstruow anie go stanow i jednak w arunek w stępny zrozumienia wszelkiej intertek stu al­ ności. Sam tekst wskazuje bowiem, czy mamy do czynienia np. z paro­ dią, z przytoczeniem, którem u przypisuje się autorytatyw ność, z polemi­ ką itp. W skazuje czasem w tedy dopiero, gdy uwzględni się nie tylko to, co odwołanie intertekstualne bezpośrednio otacza, ale duże fragm enty

te k stu bądź — niekiedy — jego całość.

Kwestia in terp retan tu wiąże się bezpośrednio ze spraw ą odbioru kon­ stru k cji intertekstualnych, zanim jednak do tej problem atyki przejdzie­ my, zatrzym ać się musimy jeszcze nad kilkoma zagadnieniami. N aj­ pierw — powrócić do sygnalizowanej już spraw y stosunku intertekstu al­ ności do m etatekstualności. Że są zjawiskami odrębnymi, to wątpliwości nie ulega. Jest jednak również niewątpliwe, że w tekstach wchodzą one ze sobą w różnorakie związki. W utworze literackim m etatekstualność może się ujawniać bezpośrednio, choćby w dyskusjach bohaterów powieś­ ci na tem aty literackie bądź w tak czy inaczej wprowadzanych rozważa­ niach o tych kwestiach („jeśli w literaturze niewątpliwie, mówiąc po­ tocznie, mówi się o rzeczywistości, to równie niewtąpliw ie mówi się o li­ te ra tu rz e ” 32), nie takie jednak przypadki m am y tu na myśli. A to z tej racji, że na ogół takiem u „mówieniu o literatu rze” nie towarzyszą bez­ pośrednie odwołania tekstowe. Jednakże gdy dany tek st nawiązuje z

ja-91 M. R i f f a t e r r e , S é m io tiq u e in t e r t e x tu e l le : l’in t e r p r é t a n t. „Revue d’Esthé- tiq u e ” 1979, nr 1/2.

(15)

kimiś innym i tekstam i relacje o charakterze intertekstualnym , mogą w y­ łonić się składniki każące zapytać, czy nie interw eniuje tu taj także m eta­ tekstualność. Jak w tym powszechnie znanym wierszu:

Jubiluje dzicz pogańska, M egafony ryczą z m ieszkań. Mnie sarenka Horacjańska Za różowe wzgórze pierzcha. Ja za tobą, wdzięczna Chloe, W lubą pogoń, z niepokojem... Ach, polotne! ach, w esołe Rozmajowe m yśli moje! 88

W wierszu w ystępują wyraźne odwołania do Horacego, dokładnie — do ody 23 z I księgi. Tak podjęcie motywu sarenki, jak i nadanie bo­ haterce imienia Chloe nie budzą w tej m aterii żadnej wątpliwości. Od­ czytanie relacji intertekstualnej byłoby możliwe, gdyby związek ogra­ niczał się tylko do tych wskaźników. Mamy jednak więcej danych, sa­ renka jest przecież „H oracjańska” (w ostatniej strofie — także Chloe). W ystępuje tu więc intertekstualność nazwana, ujawniona, jakby z doda­ ną atrybucją. Czytelnik nie musi się domyślać, skąd się wywodzą saren­ ka i Chloe, zostało mu to zakomunikowane. Tego rodzaju ujaw nienia w ykraczają poza granice intertekstualności, trudno jednak traktow ać je jako zwykłe form uły m etatekstowe. Trudno, bo w istocie poza wskaza­ niem nazwiska poety nie mówi się tu bezpośrednio niczego o drugim tekście. Tego rodzaju ujaw nienia towarzyszące relacjom in tertek stu al­ nym nazwę sygnałam i m etatekstualnym i. I takie sygnały często aluzjom, przywołaniom, a przede wszystkim cytatom towarzyszą. Doskonałym przykładem sygnału m etatekstualnego jest zidentyfikowanie w nawiasie cytatu, powszechnie znanego zresztą, z Kandyda W oltera w Biesach Do­

stojewskiego 34.

Osobna spraw a to swoiste umotywowanie relacji intertekstualnych. Wagę tego zagadnienia podkreśla szczególnie J e n n y 3S, twierdząc, że np. w Ulissesie Joyce’a relacje tego typu nie są motywowane, tzn. funkcjo­ nu ją w tekście nie mając w większości przypadków uzasadnień w prze­ biegu fabuły, podczas gdy np. w powieści Claude Simona Bataille de Pharsalie są one z reguły motywowane narracyjnie: cytaty z komiksów, ćwiczeń łacińskich, Prousta, Apulejusza, Historii sztu ki F au re’a uzasad­ niane są m.in. przez lek tu ry bohaterów. Rozróżnienie takie wydaje się ważne, ma ono też szersze im plikacje od tych, na jakie wskazał Jenny. Doskonałym przykładem cytatu umotywowanego jest przywołane już

88 J. T u w i m , Wiersze w y b r a n e . Wyd. 2, zm ienione. Opracował M. G ł o w i ń ­ s k i . W rocław 1969, s. 199. BN I 184.

84 F. D o s t o j e w s k i , B ie sy . P o w ie ś ć w tr ze c h częścia ch. Tłum aczył T. Z a - g ó r s k i . W arszawa 1958, s. 423.

(16)

słynne zdanie Panglossa, pojawiające się w Biesach. Zdenerwow any gu­ bernator Lem bke pragnie się dowiedzieć, co go czeka w najbliższym

czasie.

Odruchowo otworzył grubą książkę, która leżała na biurku. N ieraz tak w różył z książki, otwierając na chybił trafił i odczytując na prawej stronie trzy w iersze od góry. W ypadło m u tym razem: „Tout est p o u r le m i e u x dans

le m e i l l e u r d es m o n d e s poss ib le s". V o lta ire. C a n d i d ese.

Poirytow any gubernator mógł się uspokoić, rzadko się bowiem zdarza trafić na w różebny cytat, k tó ry byłby tak krzepiący i tak jednoznacznie mówił, że wszystko zm ierza ku lepszemu. Owo przytoczone w takim kontekście fabularnym zdanie W oltera traktow ane jest jednak w Biesach ironicznie, w mieście bowiem w ypadki prowadzą do katastrofy, a także przyszłość gubernatora nie przedstaw ia się różowo. Jest to ironia wielo­ stronna, kierow ana zarówno k u bohaterowi, jak też idei w yrażonej w przytoczonym zdaniu. F unkcja cytatu nie daje się więc sprowadzić do tego, że jego pojawienie się zostało fabularnie umotywowane, że odgry­ wa pewną rolę w przebiegu zdarzeń. W takich w ypadkach z reguły, lub niem al z reguły, znaczenie relacji intertekstualnej wykracza poza to, co w ynika z jej fabularnego umotywowania.

Jak się zdaje, problem uzasadniania owych relacji (zwłaszcza cyta­ tów) wiąże się ze zróżnicowaniami gatunkowym i. W liryce są one na ogół niemotywowane, w dram acie — na ogół motywowane. Tłumaczy się to przede wszystkim ogólną stru k tu rą tekstu, w pierwszym przypadku — dominacją jednego podmiotu, w drugim — występowaniem wielu pod­ miotów, zawsze uw ikłanych w pew ną mniej lub bardziej w yraźnie za­ rysow aną sytuację. W liryce jakby brak czynników (poza tematycznymi, oczywiście), które mogłyby bezpośrednio wskazywać funkcję elem entu przywołanego, w dram acie zaś brak owej konstrukcji nadrzędnej, któ ra mogłaby służyć w prowadzaniu odwołań bez względu na to, jak się kształ­ tu ją wypowiedzi bohaterów. Pozycję uprzyw ilejow aną zajm ują tu bez w ątpienia form y narracyjne, które z racji swej hierarchiczności i w e­ wnętrznego zróżnicowania otw ierają równe możliwości dla in tertek stu al­ ności motywowanej i niem oty wo w ane j, częściowo w zależności od tego, na jakim poziomie stru k tu ry narracyjnej w ystępują. Ten zespół spraw wiąże się z tym , co nazwać by można narratologicznym aspektem in ­ tertekstualności.

Wiąże się jednak także z kw estią dużo szerszą i bardziej skompliko­ waną. W jakim stosunku pozostaje intertekstualność do całego zespołu zagadnień, któ ry określa się jako spójność tekstu — w ogólnym języko­ znawczym sensie, jak też w znaczeniu węższym, kiedy przedm iotem

(17)

uwagi jest swoista spójność tekstu literackiego 37. Kwestia ta w ym agała­ by osobnych analiz, na tym miejscu jedynie ją sygnalizuję. Jak się zdaje, narracyjno-fabularne umotywowanie odwołania intertekstualnego pełni w yraźną funkcję spójnościową, jest to bowiem uzasadnienie obecności obcego tekstu, a także — wskazanie jego funkcji i miejsca w nowej strukturze. Nie znaczy to jednak, że czynniki intertekstualne niem oty- wowane rozbijają czy przynajm niej kw estionują spójność tekstu. Nie dzieje się tak choćby z tej racji, że w swoisty sposób rozumiane um oty­ wowanie nie jest jedyną form ą uzasadnienia elem entu przejętego w no­ wym kontekście. Kwestia ta staje się szczególnie aktualna i interesująca, jeśli się zważy na praktyki literatu ry najnowszej, w której tak w ielką rolę gra to, co Bruss nazwała „radykalną intertekstualnością”, Nycz zaś — sylwami współczesnymi. Niewykluczone zresztą, że te właśnie do­ świadczenia oddziałały w jakiejś mierze na samo zainteresowanie się w tak wielkim zakresie tą problem atyką.

Na zakończenie tej części chciałbym wprowadzić jeszcze jedno roz­ różnienie. O intertekstualności mówimy wtedy, gdy między hipertekstem a hipotekstem (by posłużyć się term inam i G enette’a) zachodzą omówio­ ne wyżej relacje, gdy przysw ojeniu czy naśladowaniu tow arzyszy ele­ m ent różnicujący, gdy zawiązuje się między nim i pew na gra, a więc zawsze w ystępuje żywioł dialogiczności. Nie wszystkie jednak odwoła­ nia do cudzych tekstów w arunki te spełniają. Istnieje ogromna sfera zja­ wisk, w których w ystępują aluzje, cytaty, naśladowania itp., nie sposób jednak mówić o jakiejkolwiek grze między tekstam i. Otóż przypadków takich nie można włączać w obręb intertekstualności, gdyż przy pozor­ nych podobieństwach są one jej przeciwstawne.

Giselle M athieu-Castellani, pisząc o specyficznych właściwościach in­ tertekstualności renesansowej, wprowadziła term in „allégation” 38. Okreś­ liła w ten sposób te przypadki, w których przyw ołanem u tekstowi przy­ znaje się swoistą autorytatyw ność (w czasach renesansu chodziło przede wszystkim o odwołania do dzieł antycznych i zaakcentowanie w ten spo­ sób uczestnictwa w wielkiej tradycji). Przejm uję od M athieu-Castellani ten term in, nadam mu jednak trochę inne znaczenie (nie jest to zresztą prosta kalka z francuskiego, słowo „alegacja” w ystępuje w słownikach języka polskiego). Alegacjami będę przeto nazywać wszelkie odwołania tekstowe nie łączące się z żywiołem dialogiczności, takie, w których cy­ ta t czy aluzja nie tylko nie staje się czynnikiem wielogłosowości, ale —

87 Wprowadzam to rozróżnienie za W. B o l e c k i m (S p ó jn o ś ć te k s t u { liter a ck ie­

g o ) je s t k o n w e n c ją . W zbiorze: T e o r e ty c z n o li te r a c k i e t e m a t y i p r o b l e m y . Wrocław 1986), polem izującym z pracami M. R. M ayenowej na tem at spójności tekstu.

88 G. M a t h i e u - C a s t e l l a n i , I n t e r t e x t u a l i t é et allusion. L e ré g i m e allusif

(18)

przeciw nie — utw ierdza jednogłosowość. Dzieje się tak wówczas, gdy przyw ołany tek st trak to w an y jest jako autorytatyw ny, obowiązujący, a priori słuszny i wartościowy; w konsekwencji tekst cytujący zostaje podporządkow any tekstow i cytowanemu. Pierw szy ma się stać au to ry ta­ ty w n y za spraw ą au torytatyw ności drugiego. Doskonale do tego przy­ padku przylegają rozważania Bachtina:

Słow o autorytatyw ne wym aga, byśm y je uznali i przyjęli, narzuca się nam niezależnie od stopnia wzbudzanego w nas w ew nętrznego przekonania; od po­ czątku łączy się dla nas z autorytetem . Słowo autorytatyw ne dociera do nas z daleka organicznie zw iązane z ważniejszą od naszego czasu przeszłością. To, by tak rzec, słow o ojców . W przeszłości już u z n a n e . To słowo z a s t a n e . [...] Słow o autorytatyw ne domaga się od nas bezwarunkowego uznania, a nie swobodnego opanowania i zbliżenia z naszym w łasnym słowem . Toteż nie po­ zw ala ono na żadną grę m iędzy sobą a ram ow ym kontekstem , na grę z jego granicam i, na stopniow e i płynne przejścia, na twórczą swobodę w stylizacyj- nych w ariacjach. [...] dystans wobec słowa autorytatywnego pozostaje zawsze ten sam: w ykluczona jest gra dystansów — nakładania się rozchodzenia, zbli­ żania i oddalania 89.

I to właśnie jest domeną alegacji. Stanowi ona ważne zjawisko w k u l­ turze, można by powiedzieć, że alegacja to cytowane czy przyw oływ ane słowo nauczające, z góry uznane za obligatoryjne i wyłączone spod dzia­ łania refleksji krytycznej. Toteż przejaw em alegacji, nie zaś in tertek stu ­ alności, są np. odwołania do M arksa lub Engelsa w pismach m arksisty, uznającego bezwzględną autorytatyw ność twórców doktryny; podobnie zresztą przypadek alegacji stanowią cytaty z tekstów świętych w ystępu­ jące w wypowiedziach głosiciela zasad danej religii. W ogromnej w ięk­ szości przypadków alegacia to przywołanie instytucjonalnie uw arunkow a­ ne. Nie będzie zapewne przesadą, gdy się powie, że współcześnie jest ona przede wszystkim domeną wypowiedzi doktrynalnych i propagandowych, jeśli nie wszelkich, to przynajm niej pewnego typu. Tekst propagando­ w y chcąc dotrzeć do odbiorcy i przedstawić mu jedyne racje, nie może sobie pozwolić na swobodną grę z tym , co czerpane z innych tekstów, m usi albo elem ent przyw oływ any jednoznacznie odrzucić (w przypadku polemiki), albo też uznać za obowiązujący — i podporządkować m u się. Oczywiście alegacje występować mogą także w literaturze; dzieje się tak wówczas, gdy podejm uje ona zadania propagandowe, a więc np. we wszelkiego rodzaju pisarstw ie tendencyjnym . Nie są jednak jej właściwą domeną, tę bowiem stanow i intertekstualność. Także wówczas, gdy roz­ patryw ana ze względu na stosunek do innych tekstów propaganda znaj­ duje się na antypodach literatu ry . Podobieństwa między alegacją i in ter- tekstualnością m ają charakter jedynie zewnętrzny, w istocie różnią się one pod każdym względem.

(19)

3

Linda Hutcheon stw ierdziła w swej książce o parodii, że dotychczaso­ we, przede wszystkim francuskie, prace o intertekstualności kon cen tru ją się na jej aspekcie strukturalnym , pomijając aspekt pragm atyczny lub poświęcając m u jedynie niewiele u w a g i40. Trudno się z tym nie zgodzić, choć pojaw iają się w nich także kwestie, o których podejmowanie au to r­ ka się upomina. Należy tu przede wszystkim pytanie o to, czy i ew en­ tualnie w jaki sposób intertekstualność wpływa na zmianę toku le k tu ry , to jest, czy i w jaki sposób kw estionuje jej linearność; fragm ent, w któ­ ry m dom inują relacje intertekstualne, przyciągając uwagę czytelnika, jakby k ieruje ją w inną stronę, nie ku kolejnem u segmentowi tekstu, ale ku innym tekstom 41. R iffaterre zaś w jednym ze swych artykułów poświęconych tej problem atyce stwierdza wręcz, że intertekstualność jest swoistym sposobem czy ta n ia42. Intertekstualność rozpatryw ana w p er­ spektyw ie kom unikacyjnej przynosi cały szereg kwestii.

N ajpierw należałoby na nią spojrzeć z socjolingwistycznego p u n k tu widzenia i zapytać, jaki jest jej stosunek do społecznych p rak ty k mówie­ nia. Odwoływanie się do innych tekstów, wprowadzanie w takiej czy innej postaci ich elementów do własnej wypowiedzi nie musi być w y­ różnikiem dzieła literackiego, może stanowić właściwość pewnej k u ltu ­ ry, a więc sposobów mówienia tej grupy społecznej czy tych grup spo­ łecznych, któ re ją reprezentują. Gdy tak się rzeczywiście dzieje, in ter­ tekstualność właściwa tekstom literackim jest tylko częścią szerszego zja­ wiska, w innych zaś momentach, gdy dążenia intertekstualne nie ogar­ niają mówienia potocznego (czy przynajm niej mówienia w specyficznych, ale społecznie określonych położeniach), stanow iłaby swoisty wyróżnik literackości. Zastanawiać się można np., czy intertekstualność barokowa łączyła się bezpośrednio ze stylam i eleganckiego dworskiego wysłowie­ nia. N iestety, nie sposób powiedzieć niczego konkretnego na tem at sto­ sunku intertekstualności do stylów społecznych i p raktyk mówienia, gdyż ta problem atyka nigdy jeszcze przez nikogo nie została podjęta. W ydaje się jednak, że w arto podnosić jej znaczenie także teraz, choć nic dokład­ niejszego na te n tem at nie wiadomo.

Najważniejsze pytanie dotyczy jednak czego innego: czy relacje in ­ tertekstu aln e zawsze są rozpoznawalne? Czy rozpoznanie ich jest w arun ­ kiem koniecznym zrozumienia tekstu, w którym w ystępują? Co się dzie­ je wówczas, gdy pozostaną one nie zauważone, a więc czytelnik p o trak­ tuje je tak, jakby niczym nie różniły się od pozostałych segmentów

40 H u t c h e o n , op. cit., s. 23, 37.

41 Zob. np. J e n n y , op. cit., s. 266. — A. T o p i ą , C o n tr e p o in ts joycien . „Poé­ tique” 1976, nr 27, s. 351. — G e n e t t e (P a li m p s e s te s , s. 452) przejm uje od Ph. L e- jeu ne’a term in „lektura palim psestow a”.

(20)

tekstu? W pracach o intertekstualności, naw et wykazujących orientację pragmatyczną, jak studia R iffaterre’a, pytania tego rodzaju zwykle nie są formułowane, gdyż odbiorca, jakiego się w nich uwzględnia, jest wy­ łącznie odbiorcą idealnym , projektow anym przez tekst. Jedno przynaj­ mniej wydaje się niewątpliwe: na kw estie te nie ma (i być nie może) odpowiedzi jednoznacznej, rzeczy bowiem kształtują się rozmaicie, zależ­ nie od przypadku. Jakiś elem ent tekstu wcześniejszego wprowadzony w dany tekst, czyli — by odwołać się do term inologii G enette’a — to, co zachodzi między hipertekstem a hipotekstem , stanowi składnik stru k­ tu ry dzieła, jednakże składnik pod względem stosunku do odbiorcy spe­ cyficzny, różniący się od innych. Stanowi on współczynnik semantycznej s tru k tu ry tekstu i — co oczywiste — ma być przez czytelnika zauwa­ żony, zrozumiany, w jakiś sposób zinterpretow any.

I tu taj jeszcze zasadnicze różnice się nie ujaw niają. Wychodzą one n a jaw wówczas, gdy od postulowanego „m a”, a więc od sfery żądań w ysuw anych przez tek st wobec odbiorcy, przechodzi się do „jest”, czyli do tego, jak owo żądanie byw a w toku le k tu ry realizowane. Słusznie stw ierdziła przed laty A leksandra Okopień-Sławińska, że z p u n k tu wi­ dzenia odbioru wszystko w tekście jest potencjalne 43. Otóż w przypadku relacji intertekstualnych stopień tej potencjalności, a w jakiejś mierze również jej charakter, radykalnie się zmienia. Dzieje się tak z tej racji, że wchodzą tu w grę literackie kom petencje odbiorcy, które ujaw niają się w trochę innym aspekcie niż wówczas, gdy ma się na uwadze pozo­ stałe elem enty stru k tu raln e wypowiedzi. Nie wystarcza bowiem umie­ jętność obchodzenia się z danym typem tekstu, a więc znajomość reguł, według których został zbudowany. W obręb owej kompetencji wchodzi także to, co w innych sytuacjach może być nieważne, a mianowicie zna­ jomość konkretnych utworów, które stały się partneram i in tertekstual- nej ё гУ> lub też — w pewnych okolicznościach — zdolność określenia typu tekstu (gdy np. ważne jest odwołanie nie do tej konkretnej balla­ dy rom antycznej, ale do takich czy innych właściwości jako gatunku). K iedy czytam Zwolona, muszę wiedzieć, że kw estia chóru w drugiej scenie stanowi cytat z Dziadów. W tym przypadku łatwo mi to przycho­ dzi, skoro Norwid odwołuje się do tekstu powszechnie w Polsce znanego, można by więc powiedzieć, że tę relację intertekstualną jest w stanie rozszyfrować każdy polski czytelnik czy widz m ający m aturę. Rozszyfro­ wanie niewątpliwie ułatw i zrozumienie Norwidowskiego dram atu. Ale nie jest przecież regułą, że cytat, aluzja, parafraza, traw estacja odnoszą się do tekstów, które w danej kulturze należą do kanonu.

Przedm iotem odwołania bywa w równej mierze to, co znane, jak i to,

43 A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , R e la c j e o so b o w e w li te r a c k ie j k o m u n i k a c ji (1971). Przedruk w: S e m a n t y k a w y p o w i e d z i p o e ty c k ie j. (P relim in a rza). W rocław 1985.

(21)

co nieznane, a więc szansa jego dostrzeżenia jest w każdym z tych przy­ padków różna. Nie znaczy to, że odwołania do tekstów mniej znanych są mniej ważne, czy też że stanowią jedynie przykład działania darem ­ nego, nie liczącego się z rzeczywistym funkcjonow aniem dzieła. Takich zróżnicowań wprowadzać nie można, tym bardziej, że k ry teria tego, co „znane” i „nieznane”, nie byłyby do ustalenia, nasuw ałoby się bowiem od razy pytanie: „znane” — ale komu? a odpowiedzieć na nie można by­ łoby jedynie wtedy, gdyby się uwzględniło empiryczne badania sposo­ bów i stylów lektury. Bez obawy można powiedzieć to jedynie, że w pew­ nych kontekstach odwołania intertekstualne ułatw iają proces czytania, a więc i zrozumienia dzieła, w innych zaś — utrudniają. Gdy pozostaje się w sferze analizy tekstu, trudno od razu zakwalifikować, jak się rze­ czy m ają w danym typie przypadków; konieczne są tu taj odwołania do badań nad k u ltu rą literacką (danej społeczności, epoki, grupy społecznej itp.), a więc uwzględnienie współczynnika socjologicznoliterackiego. Na

ty m jednak problem y się nie wyczerpują.

Tymczasem powiedzieć możemy, iż wzmożona potencjalność relacji intertekstualnych sprawia, że m ają one jakby charakter ruchomy, że mogą niekiedy w danym typie odbioru wysuwać się na pierwszy plan tekstu, przy innym zaś sposobie lektury czy w toku czytania w innej sytuacji — jakby zanikać (choć oczywiście nadal w tekście istnieją). W pew nych uw ikłaniach więc realna intertekstualność staje się zgoła nierealna. A dzieje się tak tym bardziej, że czytelnik musi się zorien­ tować nie tylko w tym , że żywioł in tertekstualny w tekście w ystę­ puje, i określić jego sferę odniesienia, musi także zrekonstruow ać to, co R iffaterre nazwał in terpretantem , a więc swoistą ramę, w którą przy­ w ołany elem ent został ujęty. Można przypuścić, że w żadnej sytuacji nie spraw ia kłopotów rozróżnienie intertekstualności i alegacji (tak jak się je w tej pracy rozumie), a więc dostrzeżenie różnicy o charakterze n aj­ bardziej zasadniczym. Właściwe uchwycenie in terp retan tu może już jed­ nak być dużo bardziej kłopotliwe, gdyż ten tak w ażny współczynnik re­ lacji intertekstualnej nie jest czytelnikowi bezpośrednio dany, choć jest wskaźnikiem o podstawowej wadze. Owa konieczność rekonstruow ania in terp reta n tu też wpływa na ruchomość intertekstualności, in terp rétan t ów może bowiem ulegać zatarciu, a więc np. tekst będący parodią od­ bierany jest jako wypowiedź pozbawiona wszelkich parody stycznych ele­ m entów (doskonały przykład, nie literacki, ale muzyczny: pieśń M ozarta Die A lte jest parodią archaicznych już pod koniec XVIII w. m anier kompozytorskich, ale w dzisiejszym odbiorze żywioł parodii już się za­ ciera i muzyki tej można słuchać i w praktyce się słucha jak każdej innej pieśni Mozarta).

Ową swoistą ruchomość intertekstualności potęguje jeszcze fakt, że w pew nych przypadkach pojawiają się w utw orach odwołania, które w zasadzie w ogóle nie mogą być dostrzeżone, a więc pomyślane tak,

(22)

że właściwie sam autor jest ich głównym adresatem . L iteratura świa­ tow a zna jeden co najm niej przykład tego rodzaju kształtow ania in ter­ tekstualności — twórczość Joyce’a 44. Był on chyba na j konsekw entniej - szym pisarzem XX w. w form owaniu relacji intertekstualnych i chciało­ by się powiedzieć — najbardziej w tym nieobliczalnym. Chodzi o coś więcej niż o zbudowanie wielkiego dzieła na wzorcu Odysei, chodzi o nie­ zliczone odwołania np. do piosenek irlandzkich śpiewanych w Dublinie w czasach młodości pisarza; doszukano się ich podobno kilkuset. Jest oczywiste, że Joyce nie mógł liczyć na to, że odwołania zostaną rozszy­ frow ane przez czytelników Ulissesa, tym bardziej że nie adresował po­ wieści do dublińczyków swojego pokolenia, w dodatku interesujących się miejskim folklorem, przeznaczał swoje dzieło dla czytelnika uniw ersal­ nego. I tu taj ze szczególną dobitnością ujaw nia się swoisty paradoks in ­ tertekstualności: nie sposób powiedzieć, że w takich przypadkach nie sta­ nowi ona elem entu strukturalnego dzieła i jest tylko składnikiem p ry ­ watnego języka pisarza, ale też nie sposób jej w trakcie lektu ry respek­ tować, w każdym razie w takiej rozciągłości (nie sposób także w tedy, gdyby się czytało kom entowane w ydanie Ulissesa, w którym w szystkie tego rodzaju odwołania byłyby skrupulatnie odnotowane i wyjaśnione). Paradoksalność polega tu na tym, że intertekstualność nie będąc tylko faktem pryw atnego języka pisarza, nie jest także komponentem lektury.

Przypadek Joyce’a jest szczególnie w yrazisty, nie jest jednak odosob­ niony. To reguła, że intertekstualność, ściśle określona jako składnik tekstu, z pun ktu widzenia odbioru stanowi zjawisko ruchome, o nie w y­ znaczonych ściśle granicach. We wszelkich rozważaniach o tej kw estii problem em podstawowym nie jest wyrysow anie tych granic (byłoby to zresztą zadanie niemożliwe do spełnienia), ale zdanie spraw y z tego, kie­ dy i w jakich w arunkach niedostrzeżenie relacji intertekstualnej powo­ duje niezrozumienie tekstu lub rozumienie jawnie fałszywe, wchodzące w konflikt z jego charakterem i zawartością. Nie sposób ogólnie w a­ runków tych sprecyzować, nie można stwierdzić, że takie elem enty in ­ tertekstualne bez zasadniczej szkody mogą pozostać zapoznane, inne zaś muszą być dostrzeżone, można to jednak czynić w poszczególnych p rzy ­ padkach. W ydaje się niewątpliwe, że czytelnik, k tó ry nie jest w staniei rozszyfrować odwołań do piosenek irlandzkich w Ulissesie (czyli w isto­ cie każdy czytelnik nie będący egzegetą powieści), może w pełni go zro­ zumieć i odnieść satysfakcję z lektury, nie jest zaś w stanie go pojąć, jeśli nie zdaje sobie spraw y z tego, co go łączy z poematem Homera. Przypadku tego nie sposób podnieść do rangi reguły, a więc powiedzieć,

44 W łaściw ościom poczynań intertekstualnych Joyce’a pośw ięcił doskonałe stu ­ dium T o p i ą (op. cit.); w Polsce podjął tę problem atykę, nie posługując się zresztą kategorią intertekstualności, J. P a s z e k w książce S z t u k a a lu z ji lite r a c k ie j: Ż e ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przytoczony i omówiony został dekret o ochronie państwa z 30 października 1944 roku, który pomimo że został ogłoszony 3 listopada 1944 roku, to jednak obowiązywał

Temu, kto do lenistwa skory, a pracy się nie chwyta (o tych bowiem nie mówię, co postępują przeciwnie niż nakazuje im wiedza, bo jasne jest, że ci gorsi od cierpiących z

(Effects of present day deglaciation on melt production rates beneath Iceland, submitted to Journal of Geophysical Research, 2013) demonstrates that lateral variation in the

Modlitwa Eucharystyczna V wielokrotnie podkreśla fakt wybrania Kościoła przez Ojca: „Przez swojego Syna, który jest blaskiem wiecznej chwały i który dla nas stał się

W ielce charakterystyczny, a niezaw odnie typow y fakt tego rodzaju miał miejsce w roku 1669 2). P rzeo r klasztoru, ojciec Adeo- dat Malinowski, doszedł do

dzających dzieła sztuki i literatury z wpływu innych dzieł i żyć każących literaturze i twórczości jakiemś upiornem życiem, z książek czerpiącem swą

0 Na liście posłów i senatorów-sygnatariu- szy Ruchu Obywatelskiego - Akcja Demo­ kratyczna, figuruje również adw. senator Ed­ ward Wende z Warszawy... 0

obrony, ochrona własności intelektualnej, mię­ dzynarodowe prawo biznesu, przyszłość zawo­ du adwokackiego, prawo rodzinne, procedura cywilna, prawo podatkowe, arbitraż