• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1968, nr 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1968, nr 2"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N

EW ANGELIA

ŻYCIE I M YŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEOK0ŚĆ

P Ł M Ó R i E PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Warszawa,

Nr 2., luty 1968 r.

TREŚĆ NUMERU:

PO ŚWIĘTACH

FIGOWE DRZEWO I WINNICA JERZY WHITEFIELD

JEZUS SAM

MIESZKAJ W JEZUSIE (26) NOWE NACZYNIE

„GŁOS EWANGELII” — AUDYCJE 46, 50 I 51

WYDAWNICTWA KOŚCIELNE KRONIKA

Miesięcznik „Chrześcijanin” -wysyłany Jest bezpłatnie; wydawanie czasopisma umożliwia wyłącznie ofiarność Czytel­

ników. Wszelkie ofiary na czasopismo w kraju, prosimy kierować na konto:

Zjednoczony Kościół Ewangeliczny: PKO Warszawa, Nr 1-14-147.252, zaznaczając cel wpłaty na odwrocie blankietu. Ofia­

ry wpłacane za granicą należy k iero­

wać przez oddziały zagraniczne Banku Polska Kasa Opieki, na adres P rezy­

dium Rady Zjednoczonego Kościoła E w a n g e lic z n e g o w W a rs z a w ie , u l. Z:i- górna 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego.

Redagiuje K olegium w następującym składzie: Józef Mrózek (Red nacz.), M ieczysław K w iecień (sekr.), Zdzi­

sław Repsz i Edward Czajko. Adres Redakcji i Adm inistracji: W arsza­

wa, ul. Zagórna 10. T elefon Redak­

cji: 29-52-61 (wewn. 9). M ateriałów nadesłanych nie zwraca się.

RSW „ P ra sa ” , W arszaw a, S m olna 10/12. N akł. 4500 egz. O bj. 2 ark.

Zara. 38. N-60.

PO ŚWIĘTACH

K oniec g ru d n ia i początek sty c zn ia każdego ro k u p rzynosi n a m w p re ­ zencie dosyć d łu g ie p asm o św ią t w y rw a n y c h z naszej zw ykłej co­

dzienności. Z aw sze z ra d o śc ią p o w ra c a m y do E w angelii n aro d z en ia P ań sk ie g o z a p a m ię ta n y c h jeszcze w dzieciństw ie (M ateusz, Łukasz), lu b do w ielkiego p ro lo g u E w an g e lii Janowej), za w ierająceg o n ajd o n io ś­

lejsze z o b ja w ie ń B ożych „O P o c z ą tk u ” .

Ja k ż e ra d o sn ą św iadom ość w zb u d z a w n a s je d n o ze zdań tego św ia­

dectw a: „S łow o ciałem się stało, i m ieszkało m iędzy nam i (i w idzie­

liśm y ch w ałę jego, ch w a łę ja k o Jednorodzonego od Ojca), pełne łaski i p ra w d y ” . W reszcie w zasadzie ju ż klasyczna, te m a ty k a n abożeństw z k o ń c a sta re g o i p o cz ątk u Nowego R oku: o b rach u n ek , b ila n s w łasnego życia i w ia ry ; ja k re fre n p o w ta rz a ją c y się p ra w ie co ro k u Psalm :

„N aucz n a s liczyć dni nasze, abyśm y zy sk ali m ą d re se rc e”, a także ch rz e śc ija ń sk a n a d z ie ja u g ru n to w a n a n a p ro ro c k im Słow ie Izajasza:

„N ie bój się, bo je ste m z tobą, n ie lę k a j się bom ja B ogiem tw oim , ...dam ci pom oc”, w k tó re j spoczyw a g w a ra n c ja obecności Boga w N o­

w ym R oku. N ad to tegoroczny dzień 1 sty c zn ia p rz y p o m in a nam , jeszcze b ard z iej w y ra ź n ie niż k ie d y k o lw iek dotąd, g orący pro b lem naszych czasów — s p ra w ę p o k o ju św iatow ego. Pokój św ia ta — to n ie tylko p ra w d z iw e i u siln e d ziałan ie w szystkich tzw . ludzi dobrej woli, ale ta k ż e m o d l i t w a ; i nie ty lk o u siln a m o d litw a lecz rów nież w y trw a łe d z i a ł a n i e . N ie bez pow odu w ięc, sp ra w a p o k o ju św ia ta sta ła się p rze d m io te m tro s k i rn.in. obecnego p ap ież a P a w ła VI, k tó ry przed N ow ym R okiem ogłosił dzień 1 stycznia — m ięd zy n aro d o w y m dniem poko ju , m a ją c y m in sp iro w ać zarów no do u silnych s ta ra ń o zacho­

w an ie p o k o ju ja k i do w y trw a łe j m o d litw y o pokój w szy stk ich tych, k tó rz y tę sp ra w ę ro zu m ieją . A m o d litw a o pokój i życie w pokoju je st w olą sam ego C h ry stu sa P a n a w obec całego K ościoła: „Pokój w am ...Pokój za ch o w ajcie m iędzy sobą”.

P rzedłużeniem , n ie jak o , tego pierw szego cyklu św ią t są styczniow e d w a ty g o d n ie m o d litw y — je d e n o c h a ra k te rz e w ew n ętrz n o -k o ście ln y m w naszych Z b o ra c h i d ru g i o jed n o ść w szystkich chrześcijan.

A w ięc w iele św ią t, a n a w e t sw ego ro d z a ju „św iąteczny cy k l” . Ale w ła ś n ie w zw iązk u z ty m i św ię ta m i za d ajm y sobie jedno p y ta n ie i sp ró b u jm y n a n ie udzielić sobie odpow iedzi: ja k dalece w szystkie te te m a ty , n a b o ż e ń stw a i Słow o Boże o ży w ia ją n a s w codziennym życiu N ow ego R oku? S ą n a m pom ocą i p o d n ie tą w naszy ch rozm y ślan iach i p rac y ? Po ty m „św iąte cz n y m c y k lu ” zw łaszcza zaś z r a c ji d ł u ż ­ s z y c h i b a r d z o d ł u g i c h n ab o ż e ń stw (n aw et ja k dla naszego środow iska), b a rd z ie j niż zazw yczaj grozi n a m niebezpieczeństw o p o ­ g rąż en ia się w codzienności stu d zącej w szelki za p ał ta k , ja k i po w ielk ich fe stiw a la c h zw y k łą k o le ją rzeczy przy ch o d zi zm ęczenie, a po zm ęczeniu zap o m n ien ie tego, co w d n ia ch w ielk ich przeżyw aliśm y ja k o w arto ścio w e, p raw d ziw e , k rz e p ią c e i rad o sn e . T a „pośw iąteczna”

re a k c ja sta n o w i groźbę dla każdego ch rz e śc ija n in a , je śli n ie w y trw a w żyw ej w ierze. R ów nież C h ry stu s P a n pow ied ział kiedyś, że kto w y trw a aż do końca, te n będzie zbaw iony (Mt 24,13; por. J a n 8,31.51).

C hodzi w ięc o to, żeby n ap ięc ie tej w ia ry , k tó ra je s t w n as, n ie słabło i u trzy m y w a ło m ożliw ie w y ró w n a n y poziom . A n ap ięc ie w ia ry —■ to przecież nic innego ja k w y t r w a ł o ś ć , ja k p rz e trw a n ie szarej co­

dzienności i zw ycięstw o n a d n ią .

W alczm y o n ią, ty m b ard z iej, że m a m y o bietnicę pom ocy od P a n a ; Bóg zaś nie je s t p rze ciw k o nam , lecz z n a m i i za nam i.

M. Kw.

(3)

F I G O W E D R Z E W O I W I N N I C A

„I p ow iedział to podobieństw o: P e ­ w ien człow iek m ia ł figow e drzew o, zasadzone w w in n ic y sw ojej i p rz y ­ szedł, by szukać n a nim owocu, lecz nie znalazł. I rze k ł do w in o - g ro d n ik a: Oto od trz e c h la t p rz y ­ chodzę, by szukać n a ty m figow ym drzew ie ow ocu, a nie zn a jd u ję . W y tn ij je, po cóż jeszcze ziem ię próżno z a jm u je ? A ta m te n odpo­

w ia d a ją c rzecze: P an ie, pozostaw je jeszcze te n ro k aż je obłożę n a w o ­ zem , m oże w y d a owoc w p rzy sz ło ­ ści; je śli zaś nie, to w y tn ie sz je ” (Łuk. 13,6—9).

Oto tyle. Słyszeliśmy bardzo dużo, bardzo wiele nauk, bardzo wiele napomnień. Zacyto­

wałem taką przypowieść, takie podobieństwo, które Pan Jezus pewnego razu -opowiedział swoim uczniom, którzy Go otaczali, flak rów ­ nież znajdującym się tam faryzeuszom.

Jako ludzie bardzo- lubimy drzewa, lubi­

my ogródki. Jesteśm y krajem , który zajm uje pierwsze miejsce na świeci©, jeśli chodzi o ilość ogródków pracowniczych, przypadaj ącyh na jednego mieszkańca. Swój wolny czas po> pracy w kopalni, hucie, czy w innym jakimś zakła­

dzie, bardzo lubim y spędzać w ogródku, po­

grzebać tam trochę w ziemi, lub też po prostu odpocząć.

W przytoczonej przypowieści Pana Jezusa mamy inną sytuację. Był pew ien człowiek, któ­

ry założył sobie sad, (na innym miejscu czyta­

my o- tym, że go ogrodził) i posadził w tym sadzie drzewo figowe. To nie był typow y sad.

To była winnica. Posadził właściciel to drzewo figowe, aby z niego mieć owoc. Drzewo figowe jest mało znane u nas. Nieduże1 to jest drzewo, ale owocujące ciągle. To drzew o je st naw et zimą zielone, bez przerw y kwitnie, bez p rzer­

wy owocuje. To jest drzewo- pod którym moż­

na siedzieć, i jak mówi sta re przysłowie arab­

skie: zawsze być pożywionym: „Arab może całe życie spędzić pod figowym drzewem, a nie umrze z głodu”, bo co chwila jakaś słodka figa spadnie z drzewa. Bardzo ciekawe drzewo; u nas takiego drzew a nie ma. Drzewa rosnące u nas kwitną, owocują, zbieramy te owoce, a potem drzewa odpoczywają i czekamy znów owocu z nich na przyszły rok. A figa zacho­

wuje się całkiem odmiennie. Mam w zakładzie, w którym pracuję, parę takich małych zielo­

nych fig, które owocują.

Każdy człowiek ... jest stworzeniem Bożym i ma przynieść owoc. Jeszcze raz zwróćmy uw a­

gę na słowa właściciela winnicy, który przy­

szedłszy do swojego winogrodnika rzekł: „Już od trzech lat przychodzę do tego drzewa, aby szukać na nim owocu, a ono nie owocuje. Zie­

mię próżno zajm uje — trzeba je wyciąć, wy­

kopać je!” Przynoszenie owocu jest wynikiem działania wielu czynników. Nie w ystarczy tyl­

ko drzew ko posadzić i czekać, aż ono- będzie owocować. Ten w spaniały ogrodnik Boży robi to wszystko1, co potrzeba najdoskonalej. Jeżeli chcemy w naszych sadach mieć dobre owoce, to na pew no czytaliśmy albo słyszeliśmy, a mo­

że sami to praktykowaliśmy, że te dziczki, któ­

re posadzi się w sadzie — trzeba pewnego- razu ściąć. J a na przykład noszę przy sobie mały nóż, który służy d-0' takich celów, nazywa się okulizak, jak ta dziczka trochę podrośnie i jest dość 'duża, to ją ścianamy, t-o jest wszczepia­

m y jej nowy szczep, czyli jak się to fachowo- mówi — zakładam y jej now y zraz. Jeżeli tę dziczkę pozostawimy w sadzie, to ją możemy okładać nawozem, możemy chuchać i dmuchać na nią, a naw et możemy dziesięć opryskiwaczy postawić koło niej, aby żadna mucha czy inny owad nie siadła n a niej, to- gdy będzie owo­

cować, a może mieć naw et z pozoru ładne owoce, ale będą one tak kwaśne, tak niesmacz­

ne, że n ie można ich jeść. Można wszystko- ro ­ bić co się chce, ni-c nie pomoże — owoce są niejadalne! Jest inna rada: te drzewka zasa­

dzone trzeba ściąć! To- jest jeden jedyny spo­

sób. Słynny Miczurin próbował to- i owo-, w y­

hodował naw et bardzo duże, ładne jabłka, wiel­

kie jak dynie, owo-ce po- półtora kilograma, ale ni-e- da się ich jeść. Nie- da się tej dziczki nakłonić, aby rodziła smaczne jabłka. Trzeba ją uciąć i trzeba ją na nowo zaszczepić.

1 tak jest z życiem każdego człowieka;

jeżeli chcemy coś dobrego przynosić z siebie samych, nie dam y rady. Mimo- najlepszej opie­

ki, mimo- najstaranniejszej opieki, owoce nasze­

go życia będą zawsze niesmaczne. Ale jeśli znaj­

dziemy się w rękach Bożych, [jeżeli Pan Bóg to nasze życie zimieni, jeżeli On tę dziczkę utnie, a to musi się stać, (to jest mom ent n a­

szego- nawrócenia, moment naszego narodzenia), jeżeli na nowo się nie narodzimy, jeżeli nie znajdziemy się w rękach Pana Jezusa, to- owocu nie będzie. To- darem ny trud, darem ne te nasze zgromadzenia i nauki. Choć byśmy to wszystko szczegółowo spisali, a od jutra, czy od dzisiaj wieczorem zaczęli to praktykować po- kolei i p u n k t za punktem , to będziemy doskonałymi artystam i, będziemy dziczkami, które przynoszą piękne czerwone albo żółte jabłka, albo inne piękne z pozoru owoce — ale jakże niesmacz­

ne, niejadalne! W naszym życiu musi stać się coś n-owego, w nasze życie musi wejść jakaś nowa siła, musi przyjść jakaś nowa moc, która zaszczepi nowe życie. A to jest Pan Jezus, i On tylko zaszczepić ci może nowe życie! Inaczej bowiem pozostaniesz nadal dziczką; i biada ta­

kiemu zborowi, który nasadzi sobie takich dzi­

czek! Są takie zbory, gdzie rosną takie dziczki, i rośnie ta to dziczka nieraz przez trzydzieści naw et lat; a co je st typowe dla takiego- dzi­

kiego- drzewa? Ono jest mocne! Jakże ono jest 3

(4)

silne! To te wszystkie szezepki szlachetne daw ­ no w iatr połamie1, ale jego nie ruszy; sięga ono swymi korzeniami przynajm niej ze sto razy dalej jak jego korona, a korzenie jego zapusz­

czone jjuż głęboko na osiemnaście lub dwadzie­

ścia m etrów zależnie od grubości, i dlatego po­

trafi stać. Otóż biada takiem u zborowi, bo jak takie dziczki zaczną owocować, to wszyscy po­

łam ią sobie n a nich zęby, pow staną kwasy i kłótnie, i nic z: tego sadu nie będzie. Nie bę­

dzie pożytku.

Ale jest taki Ogrodnik, który może zrobić porządek. Tto jest Pan Jezus! On to robi. I kie­

dy Pan Jezus się światu objawił, to te n n a j­

większy prorok wszystkich czasów powiedział:

,,A już i siekiera do korzenia drzew jest przy­

łożona; wszelkie więc drzewo, które nie w yda­

je owocu dobrego zostanie wycięte i w ogień w rzucone”.

My naszą pobożnością chcielibyśmy wiele zrobić, bardzo duż» chcielibyśmy dokonać;

chcielibyśmy żeby nasze drzewio było piękne wspaniałe. Zawieszalibyśmy na nim, jak na choince świątecznej cukierki i świecidełka, jak­

by się dało, to je st wszystko jedynie zewnętrz­

ne. Owoc musi pochodzić od wewnątrz. Darem­

ne ćwiczenie, darem ne próby, jjeżeli tam nie jest dokonana zmiana życia; jeżeli to nie po­

chodzi od Boga, jeżeli człowiek nie znajdzie się w rękach Bożych, bo wówczas w szystko to usiłowanie stanie się daremne; możemy sobie ręce upracować i nic z tej pracy nie będzie.

Żeby to nasze drzewo-, nasze życie owocowało, potrzeba —■ już wspomniałem, na początku — wielu czynników. Po pierwsze — drzewko m u ­ si być posadzone, po drugie — musi być uszla­

chetnione, musi przyjść ten dzień, w którym zostanie wszystko ścięte, a to' co się wydaje najmocniejsze, musi być ścięte, a to, co zdaje się, że nie można niczym innym zamienić — musi być złamane. Apostoł Paweł powiada, że musimy być wkorzenieni, że musimy poznać głębokość i szerokość miłości Jezusowej. To drzewko musi wkorzenić się, ono musi sięgnąć głęboko w ziemię, aiby wydać owoc. Bywają suche lata, a drzew a mimo to doskonale sobie radzą, chyba że je st gdzieś w yjątkow y grunt, gdzie woda ucieka. Drzewa radzą sobie, ponie­

waż daleko i głęboko sięgają swymi korzenia­

mi. Jest naw et ruch korzeni, jak to się określa fachowym językiem, drzewa bowiem niejako doskonale „wiedzą”, że w odległości dwudziestu lub trzydziestu m etrów znajduje się trochę wapnia, z którego należy skorzystać, i taki ko­

rzeń przez dziesięć la t albo i dłużej będzie szedł w tam tym kierunku, aż dojdzie. To drzew ­ ko doskonale wie, gdzie jest woda, i taki ko­

rzonek, który nazyw a się hydrotropik, ten tro­

pi tę wodę, aż do niej dojdzie.

Obyśmy też potrafili cierpliwie, długo, i po­

woli ale dokładnie dochodzić ido- źródła, do sed­

na miłości Pana Jezusa, abyśmy poznali jak wielki Jego trud, który On w nas wkłada. Pan Jezus chce, abyśmy owocowali; On: chce, abyś­

my przynieśli dobry owoc, aby ten owoc był smaczny i obfity!

Jak ju ż wspomniałem, mamy w moim za­

kładzie pracy drzewo figowe. Ono u nas kw it­

nie, zawiązują się naw et owoce, ale nie dojrze­

w ają! Kiedyś udałem się do kolegi, do War­

szawy. On pracuje tam naukowo na Uczelni, na której razem studiowaliśmy, i mówię mu:

Słuchaj, mam u siebie drzewko figi, ale ono mi nie owocuje. Ilekroć owoc by już m iał doj­

rzewać, spada z drzewa i dojrzeć nie może.

A on mówi: Wiesz, to jest taka tajemnica. Na południu są takie małe muszki, mniejsze od naszych cotówek (gdybyś kompot zostawił, to się zaraz takie m ałe muszki pojawią — to są właśnie octówki) i te właśnie mniejsze muszki wchodzą w kw iat figi i zapylają go. W kwiecie tym bowiem jest takie małe gardziołko, takie ciasne wyjście, że tylko* taka m aleńka muszka tam wejdzie. A gdy ona go zapyli, to owoc, k tó ry się zawiąże w ten sposób, może dojrzeć całkowicie.

Podobnie jest i w naszym życiu, w nim bo­

wiem bardzo drobne rzeczy są istotne. My chrześcijanie chcielibyśmy, aby w naszym ży­

ciu w szystko było wielkie, wszystkie duże. To je st błąd. Bardzo m ałe spraw y są ważne; wiel­

kie domy składają się z m ałych cegieł i małych kamieni. Nie m a w ielkich hodowli, które by się nie składały z m ałych elementów. Duże m a­

szyny m ają m aleńkie śrubki, m ają również m a­

leńkie podkładki; tak jest i w naszym życiu.

Zwracajm y uwagę na drobiazgi, bo one są istot­

ne, bo bez takiego drobiazgu nie będzie owoco­

w ania w naszym życiu!

A jak bardzo potrzebne nam jest słońce!

O detnijm y roślinom słońce — czy będą owo­

cować? Jest cały szereg roślin uprawianych u nas w ogrodnictwie, którym wystarczy, aby ktoś przechodząc przez pomyłkę obrócił je —■

i koniec. Cała dotychczasowa praca — darem ­ na. Tak też bywa z; ludźmi. Jeśli raz: się na­

staw ili w e właściwym kierunku i poznali mi­

łość Pana Jezusa, to nie odwracajmy ich! Je­

steśm y bardzo1 skorzy do tego, aby roibić po­

rządki, oj bardzo skorzy! Jak to łatwo przyje­

chać doi pięknego lasu z mechanicznymi piła­

mi, przyłożyć piłę do potężnego buka, urucho­

mić głośny motor —• już leci — powalony!

I tak za kilka m inut można go ładować na wa­

gony! Taki buk, który rósł 150 lat!

Jak łatw o jest zniszczyć to nad czym pra­

cuje się wiele lat, jak szybko można zniszczyć to, nad czym pracowały pokolenia! Nauczy się najpierw pracować, nauczmy się najpierw podlewać, nauczmy się najpierw zasilać, a po­

tem dopiero przycinajm y. Nie tnijm y drzewek, które nie owocują — taka jest zasada w.ogrod­

nictwie. Bo nie będą owocować. Bądźmy tak samo ostrożni w naszym zborowym życiu. Jest w iele pięknych spraw, jest wiele do zrobienia.

Bardzo się cieszę, że nie jestem starszym bra­

tem.. Wiele kłopotów jest w zborach do zała­

twienia. Jak ja się cieszę, że nie jestem star­

szym bratem w zborze ... Są starsi bracia, to oni już sobie z tym poradzą. Ale nie bądźmy pochopni, nie bądźmy zbyt prędcy, żebyśmy nie chybili.

(5)

Roślinie ta k 'bardzo jest potrzeba słońca.

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę na to, że gdybyśmy niejednej roślinie zmienili jej pozy­

cję, to po pew nym czasie i tak odwróciłaby swe liście ku słońcu. Jeżeli patrzym y się na akację, która ma drobne paciorkowate liście, zobaczy­

my, że one z rana w ychylają się w kierunku słońca.

Nie ma owocowania bez słońca! Jeżeli i my nie w ystaw im y się na działanie Bożych p ro ­ mieni, jeżeli nie poddamy się działaniu tego cudownego Bożego słońca, nie pomoże podle­

wanie, nie pomoże okopywanie, nie pomoże przycinanie1, nie pomoże nic. Dzięki tem u cu­

downemu źródłu, tem u cudownemu Bożemu Słońcu, tej cudownej energii, dzieją się olbrzy­

mie przemiany. Jeżeli m ielibyśm y możliwość, aby w te j chwili zajrzeć w jeden choćby kw a­

dratowy m ilim etr rośliny, zobaczylibyśmy tam potężne zakłady. Całe1 nasze słynne zakłady w Kędzierzynie lub Jaworznie, nie są w stanie wyprodukować tam takich związków, jakie tworzą się i działają w tej roślinie. A takie same wielkie spraw y dzieją się w duszy ludz­

kie)], takie same przem iany dokonują się w każ­

dym człowieku. I to bez względu na to, czy je znamy, czy też ne, czy potrafim y je do­

strzec, czy nie. Dlatego i obróćmy się ku tem u cudownemu Bożemu słońcu! Bez słońca ■— owo­

ce będą kwaśne!

Jeżeli za wcześnie zrywamy pomidory, zauważymy, że są one kwaśne. Jeżeli lata są deszczowe, jak to nieraz bywało1, to praw ie wszystkie jabłka były kwaśne. Dlatego że nie miały dość słońca. Dzięki słońcu w ytw arzają oine cukier. W ytwarzają słodycz, bez: której owo­

ce nie ibędą smaczne. Podobnie i m y bez Pana Jezusa nie możemy przynieść dobrych, słod­

kich owoców.

Bardzo nam jest potrzebne Słowo Boże, abyśmy się w nie wkorzenili i przez nie urośli.

Ale bardzo potrzebne nam jest słońce, to Boże słońce, abyśmy nabrali siły. abyśmy mogli unieść swój w łasny ciężar. Gdy mało- jest tego słońca, jakże jesteśmy anemiczni. Jakżeż bar­

dzo chorujem y!

Gdy na wiosnę wchodzimy do piwnicy, to możemy tam nieraz zobaczyć takie długie, c ra ­ wle dwu m etrowe wędy kartofli. Ale spróbuj­

cie ruszyć taką łodygę, zaraz się ona złamie:

jest krucha, bo nie ma światła! Tak też jest z tymi, których serca i dusze nie są w ystaw io­

ne na działanie Bożego- słońca, tych Bożych promieni. A kiedyż to tak się dzieje? Dzieje się tak, gdy brakuje nam bardzo potrzebnej cis?v, odosobnienia i społeczności z Bogiem w modli­

twie. A tego ciągle tak mało!

Jak 'bardzo ootrzebuiem y tych spokojnych i cichutkich chwil. Jakżeż bardzo- potrzebuiem y tych komór, o których Pan Jezus mówi: ..Zaw­

rzyj drzwi, gdy wchodzisz do kom ory”, abyśmy tam poddali nasze serca działaniu tego Bożeno słońca, tego cudownego ciepła, które pochodź1' od Boga. Przyjdzie dzień, kiedy Właściciel

wszystkich drzew, każe drżew© w yrąbać ...

Czytaliśmy, że mówił: „Trzy lata czekam cierp­

liwie, a (drzewo) nie owocuje, darem nie zaj­

muje miejsce Jeśli nie przynosisz owocu, Pan Bóg n a tw oje miejsce posadzi inne drze­

wo, coś nowego. Może trzydzieści lat siedzisz na tym miejscu, i n ie owocujesz. Wspomnij­

my: „Przyłożona jest siekiera do korzenia ...”, i to drzewa, które owocu nie przyniesie, to drzewo, k tó re nie zmieni się, musi być wycięte.

Jeżeli jesteś dziczką w twoim zborze, jeżeli nie jesteś w stanie przynieść dobrych owoców, może w końcu uczynić to- Pan. Jezus, że cię w ytnie; musisz się na nowo narodzić! Nie przytaczam tego całego miejsca Słowa Bożego, ale tylko początek; gdybyśmy cały ten urywek przeczytali, zobaczylibyśmy dlaczego Pan Jezus tę przypowieść powiedział. Musimy bowiem n a­

wrócić się, mulsimy zmienić nasz; sposób myśle­

nia. Musimy znaleźć nasze myśli w Jezusie. Mu­

simy znaleźć czas na rozmyślania, napisano bo­

wiem: „... 01 ty m ico' jest w górze myślcie ...” (Kol.

3,12). Jakie nasze myśli, takie nasze czyny, takie nasze całe życie, dlatego', że m yśli nasze kształ­

tu ją nasze życie.

Chciejmy jak najwięcej myśleć o Panu J e ­ zusie. Chciejmy jak najwięcej rozmawiać o cu­

downej Jegoi miłości, a w tedy dożyjemy więcej Jego łaski, w tedy dożyjemy więcej Jego błogo­

sławieństwa, będziemy błogosławieństwem dla innych. Na: pewno* znajdą oni w nas słodki owoc, i będziemy mogli im usłużyć. Na pewno znajdą pokrzepienie i na pewno znajdą posilenie.

A pam iętajm y o tym , że drzewo figowe to ijest takie drzewo, które zawsze rodzi owoce, zawsze znajdziesz na nim owoc, chyba że jest za młode; a figi zbierają w Palestynie bodaj, że1 4 razy w roku.

Było kiedyś tak, że Pan Jezus przecho­

dził i podszedł pod jakieś drzewo figowe, a czy­

tamy, że nie był to czas zbierania fig. Ale Pan Jezus przeklął to drzewo dlatego, że wiedział, iż na nim niic się nie urodzi. I każde takie bez­

owocne drzew o jest przeklęte, zostanie wycięte i zniszczone'. .

W II Liście Ap. Piotra (w 3 rozdz., 15 w ier­

szu) czytamy, że: „A cierpliwość P ana naszego miejm y za ra tu n e k ”.

Tak jest, to w spaniała Boża cierpliwość jest naszym ratunkiem , jest naszym zbawieniem. Pan jeszcze je st cierpliwy, ale może to dla ciebie jest ostatni rok Jego cierpliwości, a może dzisiejszy dzień jest ostatnim, dniem, w którym On jeszcze cierpliwie mówi ci, że chce, abyś zmienił swoje życie, abyś przyszedł pod Jego promienie. On dzisiaj chce cię zmienić. On dzisiaj chce ci po­

móc. On, chce jeszcze jeden rok cię otoczyć opie­

ką, Om chce jeszcze pielęgnować cię przez p e­

w ien czas, i czeka na twój owoc.

Dałby Pan Bóg, aby się to spełniło w na­

szym życiu, aby się to spełniło w naszych zbo­

rach, w naszych domach, abyśmy Mu przynieśli obfity owoic.

M a ria n G ie rtle r

5

(6)

JERZY WHITEFIELD

pionier przebudzenia ewangelicznego XVIII wieku

Na początku X V III w ieku w idzim y w Anglii zupełny upa­

dek ducha religijnego. Panujący kościół anglikański był racjo­

nalistyczny i zeświecczały, by mógł wpłynąć dodatnio na zmianę sytuacji. T ym bardziej, że wśród duchownych było niewielu praw dziw ych wierzących, reszta prowadziła życie bezbożne i światowe. Panowało powszechne w ielkie rozluź­

nienie obyczajów, arystokracja była pogrążona w rozpuście, lud oddawał się pijaństwu. W miastach, głównie w Londynie, zdarzały się częste napady. W iększość narodu była nieoświe- cona i żyła w nędzy. Można więc śmiało powiedzieć, że na po­

czątku X V III w ieku Anglia potrzebowała szybkiej i gruntow ­ nej reform y. Potrzeboiodła ludzi gotowych zwalczać niepra­

wość i zepsucie obyczajów, natchnionych głosicieli Ewangelii.

T ym i ludźm i byli czołowi reprezentanci ruchu przebudzenio- wego zwanego m etodyzm em , a wśród nich może na pierw szym m iejscu Jerzy W hitefield, z którego nazw iskiem jest związane przebudzenie ewangeliczne nie tylko w Anglii.

I ER.ZY WHITEFIELD uro- dził się w 1714 roku w Gloucester, w Anglii, w rodzi­

nie niezamożnej. Jakże często tak bywa, że Bóg do w ykony­

wania Swego 'wielkiego dzieła powołuje mężów nieraz z n a j­

niższych sfer społecznych.

Ojciec W hitefielda był właści­

cielem gospody przy Southgate Street w Gloucester. Upodoba­

ło się Bogu, by właśnie tam, w tej gospodzie urodził się ten

„wielki przebudzeniowiec”, jak nazwano W hitefielda, który po swoim nawróceniu m iał głosić Tego, -dla którego „nie było miejsca w gospodzie”. Chociaż rodzice jego pochodzili z nizin społecznych, jednakże w żyłach W hitefielda płynęła, jeśli tak wolno powiedzieć, krew pastor­

ska. Jego pradziad, Samuel W hitefield, był duchownym, proboszeziem w Liddiard, a na­

stępnie w Rockhampton (hrab­

stwo Gloucester).

W okolicznościach tow arzy­

szących swemu urodzeniu i przedwczesnej śmierci ojca roz­

poznawał W hitefield szczególną ingerencję Bożą. „Mój ojciec i m atka utrzym ywali gospodę.

Ojciec um arł, gdy m iałem za­

ledwie dwa lata. M atka żyje i często opowiada, że po urodze­

niu mnie zachorowała na czter­

naście tygodni. (Opowiadała także, że już wtedy, gdy byłem

jeszcze niemowlęciem, oczeki­

wała pociechy ode mnie w ię­

cej niż od innych swych dzie­

ci”.

O dzieciństwie W hitefielda wiemy niewiele. Jedynie tylko to, co sam podał w przejaskra­

wiony raczej sposób opisując swoje żyeie. Mówi, mianowicie, że dobrze pam ięta „wczesne ze­

psucie mego serca, co doskona­

le przekonuje mnie, że byłem poczęty i urodziłem się w grze­

chu, że nie mieszka we mnie z n atu ry nic dobrego, i że gdv- by Bóg nie zachował mnie w Swej ła‘sce, byłbym na zawsze odrzucony od Jego oblicza”.

Następnie dodaje: „Mogę n a ­ praw dę powiedzieć, że byłem up arty z żywota m atki m oiei”, podając dalej listę grzechów swojej młodości — nieczystość, złe usposobienie, kłamstwo, przekleństwo, kradzież, gwał­

cenie dnia Pańśldego, gra w karty, czytanie nieodpowied­

niej lektury. Niektórzy biogra­

fowie W hitefielda powiadają, że jest rzeczą możliwą, iż po­

dobnie jak A ugustyn w W y ­ znaniach i John Bunyan w Grace Abounding, W hitefield również przedstaw ił siebie w gorszym świetle niż było to w rzeczywistości, z błędnego założenia, że w ten sposób chwała Boża zostanie powięk­

szona. Z drugiej znów strony

inni, a w śród nich S tuart C.

H enry przypomina, że dziecko znajdujące się w tym podat­

nym na wpływy okresie życia w środowisku osiemnastowiecz­

nej gospody, mogło zostać rze­

czywiście zdeprawowane. Je d ­ nakże Bóg już w najwcześniej­

szych latach jego życia zaczął prowadzić tego młodzieńca ku Sobie, ponieważ był on Jego w ybranym naczyniem. „Taka była wolna łaska Boża wzglę­

dem m nie” — mówi Whitefield

— „że chociaż zepsucie działało potężnie w mojej duszy i wy­

dało takie wczesne i gorzkie owoce, jednak mogę przypom­

nieć bardzo wczesny powiew błogosławionego Ducha na mo­

je serce, powiew pozwalający mi zrozumieć, że Bóg umiłował mnie miłością wieczną i odłą­

czył mnie z żywota m atki mo­

jej dla pracy, do której póź­

niej upodobało się Mu mnie powołać”. W ydaje się, że w nie­

zwykle młodym wieku miał on przeczucie w sprawie swego przyszłego powołania. „Zawsze lubiłem być duchow nym ”, w y­

znawał, „i często m iałem zwy­

czaj naśladować pastora w czy­

taniu m odlitw itp. Część pie­

niędzy, które kradłem rodzi­

com, dawałem ubogim, a pew ­ ne książki, które zabierałem innym (co w tej chw ili jest w y­

nagrodzone w czwórnasób) by­

ły, pamiętam, książkami po- bożnościowymi’ ’.

Dość wcześnie, bo już w p ięt­

nastym roku życia był zmuszo­

ny przerw ać naukę, gdyż m at­

ka nie była w stanie nadal mu pomagać. Zaczął więc pomagać m atce w prowadzeniu gospo­

dy. M atka w końcu wyszła po­

w tórnie zamąż i opuściła go­

spodę, k tó rą przejął jeden z jej synów. Jerzy wkrótce rów­

nież wyjechał do Bristolu, skąd po powrocie do rodzinnego mia­

sta wiódł beztroski i bezużyte­

czny tryb życia,

(7)

Ale w łaśnie w tedy, kiedy szatan nad nim tak potężnie panował, Bóg ze Swojej stro­

ny zaczął coraz bardziej sta­

nowczo wieść go w kierunku jego duchowego przeznaczenia.

..Bóg ma jakiś zam iar w zglę­

dem mnie, o którym ja nie wiem” — mówił. Jak doszedł do takiego wniosku pozostaje dla niego tajem nicą aż do chwi­

li, kiedy w św ietle później­

szych w ydarzeń, zrozum iał Bo­

ży plan odnośnie do swego życia.

Nieoczekiwanie zostały mu na nowo otw arte drzwi do na­

uki. Pewnego razu znajomy student z Oxfordu odwiedził m atkę W hitefielda, której opo­

wiedział, jak może m aturzysta zarobić na pokrycie kosztów pobytu w szkole. „To będzie właściwie dla mego syna” — zawołała pani W hitefield i zwracając się do syna rzekła:

„Chciałbyś pójść do Oxfordu, George?” „Z całego serca” — odpowiedział W hitefield. W ten sposób spraw a została zała­

twiona. Po upływ ie tygodnia W hitefield znowu znalazł się w szkole, a po roku w stąpił na uniw ersytet w Oxfordzie.

W 1732 roku w stąpił więc W hitefield na uniw ersytet w Oxfordzie, w ybierając Pem - broke College. Spędził tu ta j cztery lata. Tu już nie m iał wątpliwości, że Bóg powołuje go do jakiejś szczególnej służ­

by, ale na czym ona ma pole­

gać na razie nie m iał pojęcia.

Te wątpliwości miało rozwiać dopiero jego nawrócenie. Tym ­

czasem widzimy W hitefielda jako szczerego poszukiwacza prawdy.

Dzięki m ądrem u zrządzeniu Boga, W hitefield znalazł się w Oxfordzie w tym samym cza­

sie, kiedy bracia Ja n i Karol Wesleyowie wraz z kilkoma swymi przyjaciółm i założyli tzw. „Klub Św iętych” i sta ra­

li się gorliwie dostosować się do ideału chrześcijańskiego.

Wiele o nich w tym czasie w Oxfordzie mówiono i stąd wkrótce również W hitefield o nich usłyszał. Bronił ich, gdy byli atakowani. Jednakże do­

piero po roku czasu mógł się z nimi skontaktować. To spotka­

nie miało miejsce w następują­

cych okolicznościach. Pew na nieszczęśliwa kobieta z domu pracy (dla ubogich) usiłowała przeciąć sobie gardło. Na szczę­

ście została odratow ana, ale o- czywiście potrzebowała pomocy i opieki duchowej. W hitefield gdy usłyszał o tym w ypadku, był przekonany, że tym i oso­

bami, które mogą jej pomóc, mogą być Wesleyowie. Dlatego też przesłał do K arola Wesleya anonimowy list za pośredni­

ctw em pewnej kobiety, która jednak w ydała nazwisko W hi­

tefielda jako autora tego listu.

W rezultacie, W esley zaprosił W hitefielda na śniadanie w dniu następnym . Tak doszło do spotkania W hitefielda z człon­

kami „K lubu św ięty ch ” . K a­

rol W esley zajął się rolą dorad­

cy w doborze odpowiedniej lek­

tu ry pobożnościowej dla W hi­

tefielda. Dał mu najpierw do czytania „Bo jaźń człowieka”

A. H. Francke, pietysty niemie­

ckiego. N ajw iększy w pływ w y ­ w arła jednakże książka H enry Scougala „The Life of God the Soul otf M an” (Życie Boże w duszy człowieka). „Nie wiedzia­

łem czym jest praw dziw a reli- gia”, pisał „dopóki Bóg nie po­

słał mi tej książki przez ręce mego niezapomnianego p rzyja­

ciela” . Dowiedział się, że praw ­ dziwa religia jest żywą społecz­

nością duszy z Bogiem przez Chrystusa ukształtow anego w sercu. W czasie czytania tej książki, jak powiedział, „pro­

mień Bożego św iatła przedostał się do mej duszy i od tej chwi­

li, nie przedtem , wiedziałem, że muszę stać się nowym stw o­

rzeniem ”. Jako pierwszy wśród członków „K lubu Św iętych”, W hitefield posiadł w yraźne zro­

zumienie Ewangelii. Napisał w krótce kilka listów do swoich krew nych i przyjaciół zawiada­

m iając ich, że istnieje taka rzecz jak narodzenie na nowo.

Był więc już Jerzy W hitefield niedaleko od Królestw a Boże­

go: widział potrzebę naw róce­

nia i uznaw ał jego realność.

Brakowało mu tylko osobiste­

go przeżycia nawrócenia.

P rzeżycie to stało się jego udziałem w 1735 roku, ,,o- koło siedmiu tygodni po Wiel­

kanocy” . Odtąd naw et miejsce, gdzie się nawrócił było m u b ar­

dzo drogie. „Znam to miejsce.

Być może jest to przesąd, ale

zawsze, gdy byw am w Oxfor- dzie, nie mogę nie pobiec na to miejsce, gdzie Jezus Chrystus pierw szy raz objawił mi Siebie samego i dał mi nowe narodze­

nie”.

Na dwie natychm iastowe konsekw encje tego przeżycia W hitefielda należy zwrócić u- wagę. Po pierwsze, w jego lek­

turze czytanie Pism a Świętego zajęło teraz pierwsze miejsce.

Biblia stała się dla niego księ­

gą żywą, codziennym pokar­

mem jego duszy; czytał ją na kolanach. „Zdobyłem więcej prawdziwego poznania w w yni­

ku czytania Księgi Bożej w ciągu jednego miesiąca niż w ciągu całego dotychczasowego życia przez lek tu rę tego, co lu ­ dzie napisali” — tw ierdził W hi­

tefield. Drugą konsekw encją jego naw rócenia był fakt, że modlitwa stała się praw dziw ym oddechem jego życia.

Na skutek nadzwyczajnych postępów w dziele głoszenia Słowa Bożego został ordyno­

w any na diakona w w ieku lat 21 w katedrze w Gloucester w 1736 roku. Ordynacja w tak młodym w ieku była w yjątkiem w praktyce stosowanej przez biskupa tej diecezji, k tó ry or­

dynow ał duchow nych dopiero po ukończeniu przez kandydata 23 roku życia.

Niedługo po ordynacji zaczął W hitefield głosić na tem at od- drodzenia duchowego, a tym samym przeciwko doktrynie o regeneracji przy, chrzcie (oczy­

wiście niemowląt), przez co wywołał, rzecz jasna, opozycję w łonie hierarchii kościelnej.

Szczególnie po powrocie z Ame­

ryki, dokąd udał się na prośbę braci Wesleyów, zastał w Anglii całkowicie nieprzychylną dla siebie sytuację. Kazalnice Lon­

dynu i Bristolu okazały się już niedostępne dla tego wybitnego kaznodziei. Nie przeszkodziło to jednak jeszcze, by W hite­

field otrzym ał ordynację na p rezbitera w styczniu 1739 ro­

ku w Oxfordzie.

Gdy świątynie anglikańskie zostały przed nim zamknięte, W hitefield znalazł inne pole pracy głoszenia Ewangelii ła­

ski. Gdy nie pozwolono mu przemawiać w żadnej ze świą­

ty ń Bristolu, znalazł wdzięcz-

(8)

nych słuchaczy w więźniach N ewgate Prison, a gdy i stam ­ tąd m usiał odejść, zaczął prze­

mawiać pod gołym niebiem do górników na wzgórzu Kings- wood w B ristolu (Kingswood Hill). Jego praca tu taj została obficie przez Boga pobłogosła­

wiona. W ciągu jednego m ie­

siąca liczba jego słuchaczy wzrosła od dw ustu do dw u­

dziestu tysięcy, co przekonało go, że ta nowa m etoda dotarcia do mas ludzkich z Ewangelią żywota spotkała się z Bożą

aprobatą.

Z nazwiskiem Jerzego W hi- tefielda związane jest przebu­

dzenie ewangeliczne nie tylko w Anglii, ale również w Ame­

ryce (Georgia, Południowa K a­

rolina, a szczególnie Nowa Anglia) i w Szkocji, dokąd b a r­

dzo często przybywał.

\ A / ciągu 36 lat życia po

" ' swoim naw róceniu wygło­

sił W hitefield ponad osiemna­

ście tysięcy (18.000) kazań, re ­ gularnie przem aw iając od czterdziestu do sześćdziesięciu godzin tygodniowo. Był więc W hitefield, obok Jan a Wesleya, głównym narzędziem w pow­

staniu i rozwoju przebudzenia ewangelicznego w XVIII w ie­

ku. A naw et J. C. Ryle, później­

szy biskup Liyerpoolu (połowa XIX w.) postawił bez zastrze­

żeń W hitefiełda — jeśli chodzi o zasługi — na pierw szym miejscu (przed Wesleyem) w gronie mężów Bożych tego o- kresu. Możemy więc śmiało po­

wiedzieć, że Jerzy W hitefield był pionierem przebudzenia ewangelicznego w XVIII wieku.

W hitefield zm arł w 1770 roku. Kazanie nad jego gro­

bem wygłosił Jan Wesley. Cie­

szył się Karol Wesley, poeta przebudzenia, że mógł ujrzeć, po okresie pewnych nieporozu­

mień ze względów doktrynal­

nych, te dwa filary przebudze­

nia, tych dwóch przyjaciół zno­

wu razem; że ci „przyjaciele na początku, zostali1 przy końcu przyjaciółmi na nowo”.

Edward Czajko

Jezus sam

Czy my chrześcijanie zrodzeni na nowo posiadamy jakąś szczególną wartość? Czy posiadamy więcej aniżeli ci, którzy są chrześcijanami z nazwy? Czy mamy coś, Co jest dobrem pew ­ ny mi szczególnego rodzaju? Czy posiadamy coś, cx> odgrywa decydującą rolę w naszym życiu? Wiele jest religii na świecie, głoszących wzniosłe i cenne ideały, posiadających bogatsze świą­

tynie i większe od naszych domów modlitwy. W świątyniach tych odbywają s;ię nabożeństwa bardziej uroczyste od naszych w raz z ich piękną i bogatą liturgią. Odbywają się tam modli­

tw y,a ich święte księgi pełne są głębokich myśli o Bogu, czło­

wieku i świecie. Czy m y chrześcijanie — dzieci Boże — m a­

my coś lepszego', „osobliwszego", coś cenniejszego-? Tak, mamy Pana Jezusa Chrystusa i to1 jest najcenniejsze, najważniejsze i najpiękniejsze, wskazujące nam jednoczenśie najlepszy cel życia.

Jezus Chrystus jest wszystkim, we wszystkim. Chlebem dla głodnych, wodą dla pragnących, mocą dla słabych, świa­

tłem dla ślepych, balsamem dla pragnących i złamanych serc, radością dla zmęczonych, ożywieniem d la utrudzonych i obcią­

żonych. Jezus jest przebaczeniem dla pokutujących, mądrością dla niewiedzących, skarbem dla biednych, światłością dla błą­

dzących, pociechą dla strapionych, praw dą dla szukających, drogą dla zgubionych, ojczyzną dla będących bez ojczyzny i przyjacielem dla opuszczonych. W Chrystusie mamy wszyst­

ko. bez, Niego* jesteśmy biedrni i bezradni, z Nim uspraw iedli­

wieni, bez Niego na wieki zgubieni. Współczesny człowiek, po­

szukujący prawdy, sprawiedliwości i pokoju nie osiągnie ich bez Jezusa. Chęć posiadania i pragnienie wiedzy jest odwiecz­

nym. pragnieniem człowieka. To- co* człowiek chce wiedzieć i po­

siąść, często przekracza naw et jego możliwości życia. Poszu­

kując praw dy ileż to głębokich i trafnych myśli wypowiedzieli pisarze i myśliciele, zapewne i niejeden z, nas był pełen po­

dziwu dla ich głębokiej treści.

Z chwilą poznania eezusa — w Nim i przez Niego dowia­

dujemy się, kim jest człowiek na praw dę. Co< jest praw dą i co jest życiem. Nasze dotychczasowe rozumowanie i postępowa- nie zmieniło się odkąd staliśm y się dziećmi Bożymi, W Jezusie widzimy wszsytko na nowo, nowymi oczyma spoglądamy na świat, życie i ludzkość. W Jezusie jest pełnia życia doskonałego'.

Czy wzięliśmy od Niego to, co nowe i doskonałe? Czy posiada­

m y pewność i radość zbawienia? Czy naszą w iarą i uświęconym życiem potrafim y przeciwstawić się złu? Czy jesteśmy bardziej uczciwi aniżeli chrześcijanie nominalni, chrześcijanie dla któ­

rych Pan Jezus Chrystus nie jest osobistym Zbawicielem?

A więc dla chrześcijan bez Chrystusa? A może poznajemy i stw ierdzam y nasze ubóstwo, k tó re nie staw ia nas wyżej od tych, co C hrystusa nie wyznają. Pam iętaj — gdy posiadasz Chrystusa masz to, czego świat,( czego' nauka, ani żadna reli- gia dać ci nie jest w stanie. Jezusa, O' którym tak wiele słyszysz i mówisz, sam musisz się uchwycić. Nie traktu j Jezusa tylko jako jakiegoś pięknego obrazu lecz jakodawcę życia wiecznego, Ducha Świętego, dawcę praw dy i miłości. Jezus jest początkiem, środkiem i końcem i dlatego On nie może pozistać na m argine­

sie Twego życia. Jezus jest rzeczywistością. K. M -ty

(9)

26. MIESZKAJ W JEZUSIE

i w m i ł o ś c i d o b r a c i

„Toć jest przykazanie Moje, ab yś­

cie się społecznie m iłow ali, jakom i Ja w as um iłował" (Jan 15,12)

„Jako Mię um iłował Ojciec i Ja umiło­

wałem was; m iłujcie się społecznie, jakom i Ja was um iłow ał” . Bóg stał się człowiekiem;

Boża miłość zamieszkała w ludzkim sercu i sta­

ła się miłością człowieka do człowieka. Miłość w ypełniająca niebo i wieczność może codzien­

nie być widziana w naszym doczesnym życiu.

„Toć jest przykazanie Moje, abyście się społecznie miłowali, jakom i Ja was umiło­

w ał”. Ja n Jezus mówił od czasu do czasu 0 przykazaniach, ale miłość, k tó ra jest w ypeł­

nieniem Zakonu, wszystkie je obejm uje i dla­

tego jest nazw ana Jego przykazaniem , nowym przykazaniem. Miłość m a być właściwym do­

wodem praw dy nowego przym ierza, i jest mo­

cą nowego żywota, objawionego w Jezusie Chrystusie. Ona m a być przekonyw ującym 1 bezspornym znam ieniem uczniów Jezusa:

„Stądci poznają wszyscy, żeście uczniami Moi­

mi, jeśli miłość mieć będziecie jedni przeciwko drugim ” (Jan 13,35); „aby oni jedno byli, aby świat uw ierzył” (Jan 17,21); „aby byli dosko­

nałym i w jedno, a iżby świat poznał... żeś je umiłował, jakoś i Mnie um iłow ał” (Jan 17,23).

Dla wierzącego, k tó ry szuka doskonałej spo­

łeczności z Jezusem, jest zachowanie tego przykazania dowodem, że w Nim pozostaje, a równocześnie drogą do pełniejszego i ściślej­

szego połączenia z Jezusem.

Spróbujm y zrozumieć lepiej powód tego.

Wiemy, że Bóg jest miłością i że Jezus przy­

szedł, aby nam to obawić tak w Swej nauce, jak i w Swym życiu. Jego życie największego poniżenia i poświęcenia, było przede w szystkim ucieleśnieniem Bożej miłości, w yrażeniem w sposób najbardziej zrozum iały dla człowieka tego, iak go Bóg m iłuje. W Jego miłości do niegodnych i niewdzięcznych, w Jego uniżeniu jako sługi, gdy chodził między ludźmi, w po­

świeceniu Siebie samego aż do śmierci, w y­

raził po prostu tę miłość, któ ra mieszkała w sercu Ojca. Żył i um arł, aby objawić miłość Ojca.

Jezus m iał za zadanie objawić miłość Ojca, a w ierzący są powołani, aby objawić światu miłość Jezusa. Mają udowodnić światu, że J e ­ zus ich m iłuje i napełnia Swoją miłością, która ne jest z tego świata. Powinni żyjąc jak On żył, i m iłując iak On miłował, być stale świad­

kami Jego miłości, k tóra sama się ofiarowała, aż na śmierć. Jego uczniowie m ają tak żyć,

żeby ludzie byli zmuszeni stwierdzić: „Patrzcie jak chrześcijanie m iłują się między sobą” . W swym codziennym życiu i w stosunkach w zajem nych są chrześcijanie dziwowiskiem Bożym dla aniołów i ludzi; w miłości między sobą, podobnej do miłości Jezusa, m ają w y­

kazać, że są dziećmi Bożymi. Przy całej róż­

nicy charakterów i w yznań religijnych, języ­

ków i stanowisk w życiu, m ają dać dowód, że miłość czyni ich członkami jednego ciała, i że ich uczy poświęcenia się dla innych i zapomi­

nania o sobie. Ich życie w miłości jest n a j­

lepszym świadectwem praw dy chrześcijaństw a i dowodem dla świata, że Bóg posłał Jezusa, aby w lał do ich serc tę miłość, którą ich Sam umiłował.

Ta w zajem na miłość uczniów jest w ścis­

łym stosunku z ich miłością do Boga i ich m i­

łością do wszystkich ludzi. Ona jest widomym znakiem ich miłości do Boga niewidzialnego.

Miłość do Niewidzialnego może zbyt łatwo — niestety —■ być zastępowana uczuciami i grą wyobraźni, ale w stosunkach z dziećmi Bożymi ma ta miłość znaleść realny w yraz i objawić się w uczynkach. Tylko taka miłość może się ostać. Miłość do braci pochodzi z miłości do Boga, jest jej kw iatem i owocem. Z tego owo­

cu pow staje nasienie miłości do wszsytkich lu ­ dzi. Współżycie jest szkołą, w której wierzący są w ychow ywani do miłości wobec bliźnich, którzy jeszcze nie znają Chrystusa. Do tego należy miłość, nie tylko ta która polega na w zajem nym zrozum ieniu się, ale ta święta miłość, która — dla Im ienia Jezus —• obejm u­

je i tego najm niej godnego, umie mieć cierpli­

wość i da tego najbardziej odrażającego. Mi­

łość w zajm na uczniów jest zawsze staw iana na pierwszym miejscu, jako ta która łączy miłość do Boga z miłością do w szystkich ludzi.

W stosunku Jezusa do uczniów mamy wzór praw dziw ej miłości braterskiej. P atrzm y więc na Niego, jak przebacza Swoim uczniom, nosi ich w cierpliwości, uczy siedemdziesiąt siedem razy^ w ciągu dnia przebaczać b ratu ; patrzm y na Jego niestrudzoną cierpliwość i nieskoń­

czoną pokorę, uprzejm ość i uniżenie z jakim czyni się ich sługą i szuka ich korzyści, a po­

tem w ypełnijm y z radością Jego przykazanie:

„abyście, jakom i Ja wam czynił, i wy czynili”

(Jan 13,15). Idąc za Jego przykładem, przesta­

9

Cytaty

Powiązane dokumenty

Szczęście mają te osoby w wieku 40+, które mogą włączyć się w takie działania – widać jak rozkwitają, ile mają pomysłów, energii, jak chętnie uczą się różnych

Warto jednak pamiętać, że pojawie- nie się troponin sercowych w surowicy wskazuje wprawdzie na uszkodzenie kardiomiocytów, jednak nie wyjaśnia jego przyczyny, którą może

W czwartej wybranej przeze mnie do omówienia pracy autorzy powracają do przypomnianego w ar- tykule, dziś już rutynowego, wskazania do stosowa- nia iwabradyny, choć będącego

W mieszance insulin — czy to ludzkich, czy analogowych — zawarta jest stała proporcja insuliny krótko- lub szybkodziałają- cej w stosunku do insuliny o przedłużonym działaniu,

ogłosił nowe, wypracowane w drodze porozumień rozporządzenie w sprawie medycznych czynności ratunkowych i świad- czeń zdrowotnych innych niż medyczne czynności ra- tunkowe,

Prob- lemem nie jest, że nie ma już centrum; nieszczęście polega na tym, że ono nadal jest przyjemne (zob. poprzednio), ale niebezpieczne, ogłupiające. Opuszczone

W mieniącej się demokratyczną Unii Europejskiej na razie wiadomo tyle: chrześcijanin może być politykiem, ale jeśli będzie bronił swej wiary religijnej - do czego zgodnie

Są szkoły mające już nowoczesne sale gimnastyczne lub świetlice ze sceną wyposażoną w kulisy, kurtynę, a nawet reflektory, w jeszcze innych szkołach