Zofia Stefanowska
Legenda słowiańska w prelekcjach
paryskich Mickiewicza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/2, 41-55
LEG EN D A SŁO W IA Ń SK A W PR E L E K C JA C H PA R Y SK IC H M IC K IEW IC ZA
To nie p rzyp ad ek , że w y k ład y o lite ra tu rz e słow iańskiej są n ajm n iej z b adan ym , n a jm n ie j w y zy sk an ym dziełem M ickiewicza. W głębie tego w ielusetstron ico w eg o te k stu sp oradycznie zapuszczają się badacze, aby pow rócić z łu p em w postaci jakiegoś przenikliw ego osądu literackiego, jakiegoś olśniew ającego pom ysłu, jakiegoś św ietnego cytatu . N iektóre p a rtie w y k ład ó w — przede w szystkim te pośw ięcone N ie-B o skiej komedii — zy skały naw et popularność. Cały jed n a k k o rp us p relekcji p ary sk ich nie jest opracow any m onograficznie, a ilość rozpraw o ch arak terze sy n te ty c zn y m jest znikom a. W arto dodać, że tego s ta n u ' rzeczy nie zm ien iła p u b lik a c ja pierw szego k ry ty czneg o p rzek ład u polskiego, p rzy gotow anego przez Leona Płoszew skiego. Od zakończenia ed y cji L i te
r a tu r y słow iańskiej w W ydaniu N arodow ym m inęło piętnaście lat (kursy
III i IV w yszły w r. 1953), od popraw ionego w znow ienia w W ydaniu J u b ile u s z o w y m 1 — trzy n aście. Z daw ać by się mogło, że dostępność popraw nego te k stu otw orzy now y okres w b ad an iach n ad Literaturą
słowiańską. T ak się jed n ak nie stało. Pom im o k ilk u ro zp raw (o k tó ry c h
pow iem potem ) p rele k cje p ary sk ie są nad al dziełem p ełn ym tajem n ic. N ie tru d n o w skazać p rzy czy n y tak ie j sy tu acji. P re le k c je p aryskie są do dziś tek ste m drażliw y m , m. in. dlatego, że źle p a su ją do schem atów , p rzy pom ocy k tó ry c h zw ykliśm y porządkow ać naszą w iedzę o w ieku X IX . Je śli dla w ielu badaczy d aw n iejszy ch k am ien iem obrazy było odstępstw o a u to ra od kato lick iej praw ow ierności, to dziś u n iek tó ry ch zażenow anie m oże budzić apostolska religijność M ickiewicza. N a pod staw ie frag m en tó w te k stu budow ać m ożna fo rm u ły o rew olucyjności M ickiew icza, p rzy pom ocy in n y ch cy tató w charak tery zo w ać go jako
1 W edług tego w ydania — A. M i c k i e w i c z , Dzieła. T. 1— 16. Warszawa 1955 — cytow ana jest tu Literatura słowiańska (t. 8— 11) i inne pisma M ickiew i cza. Cyfra rzymska w naw iasie oznacza tom, arabska stronicę.
k o n se rw aty stę — całość jed n o znaczn ym term in e m nazw ać się nie da. K łopoty stw arza i sam a te m a ty k a w ykładów , do dziś n ab rzm iała zn a czeniem politycznym . A p am ię ta jm y , że w śród ów czesnych słuchaczy M ickiew icza b yli R osjanie, k tó rz y d o p atrzy li się w w y k ład ach obrazy sw ojego n aro d u , i Polacy, k tó rz y oskarży li poetę o rusofilstw o.
Nie b ra k i przy czy n zw iązanych z osobistą sy tu a c ją badaczy. Są nim i przecież zw ykle profesorow ie, n iejak o w ięc .»koledzy po fa c h u ” M ickie wicza, k tó ry o b jął k a te d rę w Collège de France. Jak o profesorow ie m ają sw oje zaw odow e naw y k i i w y o b rażenia o tym , jak należy prow adzić w y k ład , ja k zbierać m a te ria ły i lite ra tu rę przedm iotu, ja k przestrzegać zasad naukow ości. Otóż te k s t M ickiew icza — trz e b a pow iedzieć jasno — zasadom ty m urąga. P rz erz u c ają c ko m en tarz Płoszew skiego raz po raz czyta się uw agi w ro dzaju : „uogólnienie n iesłuszn e” , „szczegóły nie- histo ry czn e” , „w ym aga sp ro stosow an ia” , „pom yłka M ickiew icza lub skoropisa” , „są pew ne niedokładności i lu k i” . A przecież tem u p rec y zy jn em u kom entarzow i, w ynikow i długiej żm udnej pracy, zarzucano, że zaw iera zb yt m ało sprostow ań. P łoszew ski odpow iadał:
należy tu zachować umiar, aby kom entarz nie za często w ytyk ał poecie b łę dy; spraw iedliwość w ym agałaby, aby w takim razie podkreślać również sądy nowe i tr a fn e 2.
Rzecz jest, jak w idać, a m b a rasu ją ca n aw et edytorsko.
G dybyż to jeszcze chodziło o p rostow anie sądów b łędny ch czy spo r nych w ów czesnej slaw istyce. J e s t gorzej: badaczom przychodzi stw ierdzić, że w y k ła d y M ickiew icza w ty m czy ow ym punkcie nie sta ły na poziom ie w spółczesnego m u sta n u badań. W spom nę choćby, jak K rzyżanow ski w y ty k a M ickiew iczow i b rak jak iejk olw iek w zm ianki o by lin ach rosy jsk ich, k tó ry c h w y d an ie m iał poeta w sw ojej bibliotece, czy in fo rm ację, że „zaginęły pieśni Finów północnych” (VIII 315), podaną w sześć la t po p u b lik a c ji Kalew ali s; jak dziw i się W ein trau b , że M ic kiew icz nie p rzeczy tał późniejszych dzieł P u szk in a i w y k ład ał o nim na p od staw ie utw orów , k tó re poznał za p o b y tu w Rosji, do roku 1829 4. M ają się czym gorszyć zaw odow i h isto ry cy lite ra tu ry .
Uczucie to pogłębia nie form uło w an e m oże w y raźn ie przekonanie, że oto M ickiew icz z zaszczytu i obow iązku nałożonego na P olaka przez rząd fra n c u sk i nie w y w iązał się w łaściw ie, nie sta n ą ł na w ysokości
2 L. P ł o s z e w s k i , O W ydaniu N a ro d o w y m „Dzieł” Mickiewicza. „Pa m iętnik L iteracki” 1956, z. 2, s. 330—331.
3 J. K r z y ż a n o w s k i , Literatu ra ludowa w prelekcjach paryskich. W zbio rze: Ludowość u Mickiewicza. Warszawa 1958, s. 471, 472, 486. Przedruk w: J. K r z y ż a n o w s k i , W świecie rom anty cznym . Kraków 1961.
placów ki n aukow ej ta k eksponow anej, skom prom itow ał się w oczach opinii eu ro p ejsk iej, on, n ajw ięk szy z Polaków i jed y n y , k tó ry mógł w ów czas do E u ropy przem aw iać w prost i swobodnie. Że, m ów iąc krótko, zm arn o w an a została polska szansa k u ltu ra ln a : zam iast w yk ład u lite ra tu ry słuchacze o trzy m ali prop ag an dę tow ianizm u, a k u rs zakończył się sk an dalem .
Cóż, b y ł M ickiew icz w ielkim sk an d alistą. N ijak nie u kładało m u się życie spokojne, ustabilizow ane. Zaciszną Lozannę opuścił dla k a te d ry słow iańskiej, a cokolw iek by z niej głosił, zawsze obróciłby przeciw sobie część opinii, bo całej publiczności zadowolić nie mógł, ta k sprzeczne rep re z en to w a ła in te re sy narodow e i polityczne. Ale M ickiewicz poszedł d a le j, godną p ro fesu rę zm ienił w m isję propagandow ą, w prorokow anie, i o b u rzy ł na siebie całą praw ie opinię. Św iadom ie, z rozm ysłem p arł do sk an d alu . Czyż nie o sobie m yślał, k ied y „rodzaj o fiary w łaściw y n aszej epoce” ch ara k te ry z o w a ł w ty ch słow ach:
To, Panow ie, ofiara naszego j a duchowego; to w ystaw ien ie naszego j a duchowego na napaści rozumów i namiętności, na nienaw iść pychy i na urągow isko pospólstw a. [XI 401]
I potem , gdy los zgotow ał m u zasłużoną posadę b ib liotek arza i cichą e m e ry tu rę p a ry sk ą byłego poety, byłego p o lity k a i byłego proroka, odw rócił przeznaczenie i przed śm iercią sta n ą ł znow u jako człow iek n iecierp liw ie w alczący o w yp ełn ienie czasów, działacz i przyw ódca.
N iek tó re z dzisiejszych „napaści rozum ów ” n a M ickiew icza-profesora odeprzeć b y m ożna odw ołując się do h istorii. W skazać by m ożna np., że sla w isty k a ów czesna w ychodziła dopiero ze sta n u prenaukow ego i pom ie szanie fa n ta z ji z rze teln ą in form acją c h a ra k te ry sty c z n e jest dla b ad ań słow iańskich w tej epoce. Ja k ąż m ia rą m ierzyć naukow ość w y k ład u M ickiew icza, skoro w jego latach Rękopis królodw orski i Rękopis z ie
lonogórski pospolicie uchodziły za p raw dziw e zabytki, a do dziś a u te n
tyczność S łow a o w y p r a w ie Igora b yw a przedm iotem sporów? Zasadzki cz y h ały w ięc n a h isto ry k ó w n ajle p ie j n aw et z ówczesną lite ra tu rą n a u kow ą obznajm ionych. I oni skazani byli na nieu ch ro n n ą k o rek tu rę ze s tro n y czytelników m ąd rzejszy ch o dziesięciolecia rozw oju wiedzy.
P ew n e, szczególnie dziś drażniące pseudonaukow ości tłum aczą się dobrze na tle epoki; do tak ich zaliczam a rg u m e n ty czerpane z fan ta sty c z n y ch etym ologii w ro d zaju ty lo k ro tn ie już ośm ieszanego w y k ła d u im ienia N abuchodonozor (u M ickiewicza: N abukatlnezar) jako słów „N e-buh- -o d n o -c a r” , „Nie m asz Boga jeno c a r” (XI 228). Pow iedzieć w reszcie trzeb a, że s ty l ówczesnego w y k ład u uniw ersy teck iego różnił się od dzisiejszej p ra k ty k i; M ichelet nie reagow ał z iry ta c ją na przem ów ienia znakom itego kolegi, bo i sam jako w ykładow ca b y w ał n atchn ion ym w ieszczem . M ożna by się n aw et zastanaw iać nad tym , co zyskała, a co
stra c iła pedagogika u n iw ersy teck a przez to, że ideał w y k ła d u bliższy dziś je st m ów ionem u podręcznikow i.
W iększość ty c h badaczy, k tó rz y o d c z y tu ją Litera turę słowiańską z am b iw alen tn y m i uczuciam i, zgodziłaby się zapew ne, że a rg u m e n ty tu w ytoczone sto su ją się do dw óch p ierw szy ch ku rsó w M ickiew icza, że m ianow icie w dw óch p ierw szych lata ch akadem ickich p oeta b y ł n a ów czesne stosun k i p rofesorem dobrym , a chw ilam i św ietn y m . Inaczej jed n a k m a się sp raw a z k u rsa m i III i IV. Z ubolew aniem m ówi się, że M ickiewicz zw ichnął koncepcję L ite r a tu r y słow iańskiej, odstąpił od przedm io tu i obrócił swój w y k ła d w p ro p ag an d ę tow ianizm u. D w a o sta t nie k u rsy , „zapraw ione m isty cy zm em ” (w edług w y rażen ia jednego z b a daczy), uchodzą za d o k u m en t um ysłow ego upadk u , w każdym zaś razie za tek st z historyczno literack iego p u n k tu w idzenia pośledniejszy. P o gląd tak i p odzielają ci badacze z w iększością w spółcześników M ickie wicza, dla k tó ry ch dw a końcow e lata p rele k cji by ły p rzedm iotem ubolew ania, zgorszenia, oburzenia. Jeśli jed n a k m ożna zrozum ieć s ta now isko ów czesnych słuchaczy, u w ażający ch te w y k ła d y za źródło in form acji o Słow ianach, to tru d n ie j pojąć postaw ę badaczy dzisiejszych. Czy nap raw d ę ceniliby w yżej z konieczności ko m p ilacy jn y i z ko nieczności dziś już p rze starz ały zary s lite ra tu ry słow iańskiej od tej „su m m y” ro m an ty zm u polskiego, jak ą w m iarę u p ływ u la t staw ał się w y k ład M ickiewicza? Czy n a p raw d ę sk ło n n i są cenić w nim w yżej slaw istę-am ato ra niż historiozofa, p o lity k a i najw iększego polskiego m o ralistę X IX w ieku? Im bliższe ów czesnej slaw isty ce naukow ej b y ły b y p relek cje M ickiewicza, ty m bard ziej dla czyteln ik ó w dzisiejszych s ta now iłyby tek st m artw y .
Ale w rzeczy sam ej — czy u zasadnione jest m niem anie o w ew nę trzn y m pęknięciu Lite r a tu ry słow iańskiej, o rad y k a ln y m przeobrażeniu jej koncepcji, jakie dokonać się m iało pod w pływ em Tow iańskiego? Zm ienia się sty l w ykładów , to pew na, zm ien iają się n iek tó re sądy szcze gółowe. Całość m a jed n a k w spólny szk ielet historiozoficzny i w spólne ognisko tem atyczne. I nie przy p ad k iem ro zp ra w y oparte na założeniu podstaw ow ej jedności dzieła należą do n ajw ażn iejszy ch w lite ra tu rz e o prelek cjach p ary sk ich 5.
P rzy jęcie takiego założenia rów noznaczne jest, oczywiście, z p o m n iej szeniem znaczenia Tow iańskiego dla ro zw o ju p rzekon ań M ickiewicza.
5 W e i n t r a u b , op. cit. — A. W a l i c k i , P relekcje paryskie Mickiewicza a słowianofilstwo rosyjskie. „Przegląd H um anistyczny” 1964, nr 1. — Z prac dawniejszych: S. P i g o ń , D ramat d z ie jo w y p o lsk o-rosy jski w ujęciu Mickiewicza. W: Na w y żyn a ch romantyzm u. Kraków 1936. Por. też J. K l e i n e r , Ideologia w y k ła d ó w w Collège de France. [Fragment zamierzonego tomu 3 monografii o M ickiewiczu]. W: Studia inedita. Opracował J. S t a r n a w s k i . Lublin 1964.
Skoro p rzy jęcie n a u k i T ow iańskiego nie zm ieniło w sposób isto tn y kon cepcji L ite r a tu ry słow iańskiej, to sy stem poglądów poety w y praco w any został w zasadniczych zary sach już przed poznaniem M istrza. P re le k c je pa ry sk ie nie b y ły p ro p ag an d ą tow ianizm u, ale M ickiewiczowskiego m esjanizm u. Tezy te j m ożna b y dowieść także m etodą dokładnego po ró w n a n ia obu system ó w 6.
K a te d rę p a ry sk ą p rzy jm o w ał M ickiewicz pod naciskiem obow iązku patriotycznego. T e m aty k a słow iańska nie b y ła jed n a k dla niego okolicz nościow ym try b u te m , p rete k ste m do podniesienia sp raw y polskiej. Nie dlatego może, iż — ja k pisał do m in istra Cousina — chciałby „podjąć na nowo stu d ia, k tó ry m pośw ięcił część życia i k tó re nigdy nie p rze sta ły go zajm ow ać” (XV 348). S p raw a jego e d u k acji słow iańskiej, s to sunkow o dobrze zn an a (przede w szy stk im dzięki studiom H en ry k a Batow skiego), nie m iała tu znaczenia pierw szorzędnego.
W M ickiew iczu zaw sze n ad histo ry k iem górow ał historiozof, i to historiozof ro m an ty czn y : fa k ty dziejow e m iały dla niego znaczenie o tyle, o ile u k ład a ły się w praw idłow ości wyższe, idea zawsze p ełniła nad w y p adk am i fu n k c ję n ad rzędn ą.
N ajb ard ziej jask ra w y m i p rzy k ład am i ta k ie j organizacji m ate ria łu historycznego są W idzen ie ks. Piotra i Księgi narodu, a więc dzieło poetyckie, czy, w w y p ad k u Ksiąg, z pogranicza (jak się to mówi) lite r a tu r y i p u b licy sty k i. Nie należy jed n ak sądzić, że zaprezen to w any tam sposób w id zenia h isto rii był ty lk o czym ś w ro d zaju św iadom ej poetyzacji dziejów , licen cją p rzy słu g u ją c ą tw órcy. Przeciw nie, dzieła te są d o k u m en tem sto su n k u M ickiew icza do histo rii, w łaściw ego m u sposobu ro zu m ienia dziejów . P odstaw ow e w yznaczniki m esjan isty czn ej w izji histo rii w III cz. Dziadów i w Księgach obecne są i w in n y ch pism ach M ickie wicza, tak że ty ch „czysto” publicystycznych, tak że epistolarnych.
Rzecz oczyw ista, że p rzy stę p u ją c do tem atu : piśm iennictw o Słow ian, M ickiewicz nie od k ład ał na bok sw ojej m esjan isty czn ej w izji, nie prze staw ał postrzegać m ate ria łu jako historiozof, nie zaś kro nik arz, filolog, e ru d y ta . P iśm ien n ictw o słow iańskie stało się dla niego w sposób żyw io łow y i n ieu c h ro n n y m ate ria łe m do filozofii dziejów . S tąd w y n ik a ją zasadnicze cechy jego in te rp re ta c ji: dzieło literack ie jest przede w szy st kim w y razem sy tu a c ji h isto ry czn ej, efek tem zderzenia m om entu dziejo wego z trw a ły m i dyspozycjam i duchow ym i narod u, którego p rze d sta
6 W takim postaw ieniu k w estii nie chodzi o „w ybronienie” M ickiewicza przed w pływ am i Towiańskiego. Rola Tow iańskiego w biografii duchowej M ickiewicza jest doniosła, ale Mistrz m ógł ją odegrać dlatego w łaśnie, że apelował do przeko nań już ugruntowanych. Ostatnio relacjom M ickiewicza z Towiańskim w iele u w a gi poświęcił A. S i k o r a w cennej dla historyków literatury książce Posłan- nicy Sło wa (Warszawa 1967).
w icielem je s t au to r. Z byteczne dodaw ać, że p rzy tak im tra k to w a n iu lite ra tu ry k ateg o rie in dy w id u aln o ści i oryginalności, ta k zdaw ałoby się ro m an ty czn e, znikom ą o d g ry w a ją rolę. Co w ięcej, nie m a te ria ł literack i k sz ta łtu je w izję, ale w izja u rab ia m ate ria ł, w izja h isto rii je st sposobem postrzegania i u k ład u m a te ria łu . A zatem nadrzędność postaw y historio- zofa p rze jaw ia się w selekcji, n a dzisiejsze rozum ienie często osobliw ej, f a k tó w 7 i w trw a łe j te n d e n c ji do ich sym bolicznego w y k ładu . O bser w u ją c te cechy L ite r a tu ry sło w ia ń sk iej, ta k odległe od naszego pojęcia b a d a n ia naukow ego, p am iętać w a rto , że tak i sto sun ek do fa k tu nie był w ów czas czym ś odosobnionym — podzielał go M ickiewicz z historiozofią ro m anty czn ą. D odajm y, że p rz y ję ta obecnie zasada podziału n a historio - zofię i h isto rio g rafię nie zawsze da się do ro m an ty zm u zastosow ać — większość ro m a n ty cz n e j h isto rio g rafii nau k o w ej to dla n as historiozofią.
T em aty k a słow iańska zm obilizow ała więc w M ickiew iczu czujnego zawsze filozofa dziejów , stw o rz y ła m ożliw ość w ciągnięcia w obręb m esja- nizm u now ych obszarów historii.
N ie b y ły to jednakow oż obszary ta k zupełnie nowe. Nie m am na m yśli k u ltu ry litera c k ie j i e ru d y c ji p rofesora Collège de France. Idzie o to, że w jego sy stem ie h istoriozoficznym k w estia słow iańska p ojaw iała się ju ż uprzednio. P re le k c je p a ry sk ie sta ły się bodźcem do w yrazistego jej sk ry stalizo w ania. Rolę bodźca odegrać m ogły dlatego, że k ateg o ria słow iańskości b y ła w system ie m esjan izm u M ickiew iczow skiego po trzebna, że m iała spełnić w n im w ażną fu n k cję, rozw iązać jed en z p o d sta w ow ych dylem ató w tej w izji histo rii.
„D ram atem po lsk o -ro sy jsk im ” nazw ał S tan isław Pigoń sw oją ro zp ra w ę o rozw oju p ro blem aty k i ro sy jsk ie j w poglądach M ickiew icza od lat filom ackich do p ro fe su ry w Collège de Fran ce. Nie ulega w ątpliw ości, że w system ie p rzeko n ań M ickiew icza — pisarza, p olity ka, filozofa, człow ieka — b y ła to k w estia c e n traln a . Czym jest Rosja? — próbą odpow iedzi n a to p y tan ie, dla P olaków n ajży w otn iejsze, był Dziadów
części I II Ustęp. W Księgach narodu w alk a despotyzm u z w olnością
k u lm in ow ała w sta rc iu Rosji i P olski, n a jp e łn ie j w y rażający ch te dwie siły rozw oju dziejow ego. W a rty k u le O partii polskiej odw oływ ał się M ickiewicz do p rześw iadczenia ludów , dla k tó ry c h „P olak jest n a tu raln y m d em o k ratą i re p u b lik a n in e m ” , k tó re „w szystkich nieprzy jació ł wolności u w ażają za M oskałów ” (VI 97, 98). I w p relek cjach p a ry sk ich przew ija się m otyw analogiczny. O „dw óch zapaśnikach, osłoniętych tajem n iczą zbro ją, k tó rz y b io rą ud ział w w alce, choć nie d o b ija ją się o nagrodę zw y cięstw a” , m ówi M ickiew icz w w ykładzie in au g u ra cy jn y m (VIII 21). Ten sam obraz p ow raca w o statn im w ykładzie k u rsu I:
Te dwa ludy ukazują się pośród w alki europejskiej [...] jak dwaj rycerze ze spuszczonym i przyłbicam i, a nikt jeszcze nie odgadnął ich godła ani nie przeniknął tajem nicy. [IX 235]
Ma w ięc M ickiew icz trw a łą te n d e n c ję do organizow ania w izji historii w okół antag o nizm u polsko-rosyjskiego jak o głównego w y d arzen ia dzie jów . Rzecz zrozum iała, że w tak im dychotom icznym układzie oba narody, ja k b iegu n y m agnetyczne, przy ciąg ają do siebie przeciw staw n ie nacecho w ane sy stem y w artości: po jed n ej stro n ie ze znakiem dodatnim , po d ru g ie j ze zn akiem u je m n y m (despotyzm , m aterializm , racjo n alizm itd.). Założenie tak ie szło w p arze ze skłonnością do paralelicznego i k o n tra stow ego p rze d staw ia n ia dziejów obu narodów .
D om inacja an tagon izm u p o lsko-rosyjskiego w historiozofii M ickie w icza, zrozum iała jako re a k c ja na klęskę pow stania, tra c i jed n ak z u p ły w em lat w szech o rgan izu jącą moc. W latach w ykładów paryskich u ja w n ia ją się w y raziście jej n ied o sta tk i jako przew odniej idei h isto ry czn ej.
Ju ż przecież w tek sta ch po przednich sp ra w y nie u k ład a ły się zupełnie prosto. P rzy p o m n ę, że odpowiedź na p y ta n ie .,czym jest R osja?” nie w ypad a w III cz. Dziadów jednoznacznie. D espotyczny system , szlachetni „p rzy jaciele M oskale” , uśpiona m asa lu d u . Co będzie, gdy niew olnicy przebudzą się? „ Jak iż z pow łoki tej ow ad w yleci?” (III 270) „On jeden po praw i się, i Bóg m u p rzeb aczy ” — m ów i ks. P io tr o „żołdaku Mos k a lu ” (III 191). A nalogiczne, choć w w aru n k o w y m try b ie sform ułow ane, proroctw o z aw ierają K s ię g i: słow a o p ow ołaniu „obrońców W olności z kam ien i, to je st z M oskałów i z A z ja tó w ” (VI 53). I w a rty k u le O partii
p olskiej, n a jo strz e j p rzeciw staw iając Polaków , ry ce rz y wolności, sługom
despotyzm u, M oskalom , dodaw ał M ickiewicz: „Z ostaw m y im ten ty tu ł, chociaż praw dziw iej ochrzcić by ich należało »carystam i«” (VI 98). B rzm i to tak , ja k b y i w ty m z a ja d ły m a ta k u na Rosję odczuw ał potrzebę rozróżnienia m iędzy R osjanam i „d o b ry m i” i „złym i” . Nie w idział snadź konieczności tak ic h d y sty n k c ji, gdy szło o inne n aro d y zaborcze. „Choć b y m został złodziejem , szpiegiem , rozb ójn ik iem — zaklina się Jan kow sk i w III cz. Dziadów — A u stry ja k ie m , P ru sak ie m , carskim u rzęd nik iem ...”
(III 148).
J a k w ytłu m aczy ć tę sum ienność w nienaw iści narodow ej, tę w iarę w m ożliwość w ielkich przeo brażeń najgroźniejszego u jarzm iciela Polski? Przecież nie se n ty m e n te m do p rzy jació ł z lat ro sy jsk iej młodości. Może w ięc realizm em politycznym ? Św iadom ością, że ta k czy ow ak przyszła w olna P olska ułożyć sobie m usi sto su nk i ze w schodnim sąsiadem . Sądzę, że takie przypuszczenie m ożna spokojnie odrzucić. O dzyskanie wolności było w M ickiew iczow skiej w izji rów noznaczne z a k tem to ta ln e j p rze
m iany politycznej, w przyszłej E uropie p o eta nie w idział m iejsca na ko n ty n u ac ję antagonizm ów n arodow ych przeszłości. Od realizm u politycznego przekonaniom M ickiew icza bliższy b y ł zapew ne żarto bliw y obraz ro k u 1899 z a rty k u łu w „P ielg rzy m ie P o lsk im ” : m ow a ta m o polskim wodzu, k tó ry „św ieżym zw ycięstw em n a d Oką zapew nił wolność Rzeczypospo litej S y b e ry js k ie j” (VI 159).
Sądzę więc, że dla w y ja śn ie n ia w e w n ętrzn y c h sprzeczności w poglą dzie M ickiew icza n a R osję w prow adzić trz e b a pojęcie w łaściw e św iadom ości ów czesnej, dziś ju ż zu p ełnie m artw e ideowo: pojęcie sło w iańskiego p atrio ty z m u , poczucia przy n ależno ści do w spólnoty plem ien nej n ad rzęd n ej w obec w spólnoty naro do w ej. Dziś poczucie tak ie, jeśli istn ieje jeszcze, p ełn i fu n k cje zupełnie in n e (np. k u ltu ra ln e ); słow iański p atrio ty zm p rze stał być p roblem em h istoriozoficznym i m oralnym . M ożna jed n a k w skazać zjaw isk a analogiczne w obrębie dzisiejszego trzeciego św iata: nad n aro d o w ą czy n ad p ań stw o w ą solidarność ludów a fry k ań sk ich , azjaty ckich, p ołudniow oam erykańskich. W czasach M ickiew icza Sło w ianie byli trzecim św iatem E uropy.
Poczucie słow iańskiej w spólnoty p lem ien n ej n azb y t jed n ak często w chodziło w k o n flik t z p atrio ty zm em polskim , aby m ogło w yrazić się inaczej niż w nadziei, że kiedyś, w przyszłości, i R osja może się p rz e o brazi. W yrazem tej w łaśn ie nadziei są przytoczone słow a W idzenia ks.
Piotra i Ksiąg pielgrzym stw a . Św iadom ość słow iańskiego pokrew ieństw a
nie m ogła n ato m iast stać się p o d staw ą słow iańskiego m esjanizm u, nie m ogła p rzekształcić się w koncepcję historiozoficznie akty w n ą. P rz y jęcie idei w spólnego p o słan n ictw a S łow ian w ym agałoby bow iem zało żenia istotnego p o k rew ieństw a duchow ego R osjan i Polaków , u znan ia w spólnoty ju ż nie tylko etn iczn ej, ale także ideow ej. T ylko na tak im założeniu m ożna było budow ać w iarę w p rzy szłą m isję dziejow ą Słow ian. D latego też w pierw szych latach po p o w stan iu k atego ria po słannictw a słow iańskiego nie odgryw a w jego h istoriozofii żadnej roli.
Nie o dgryw a żadnej roli, ale bez tru d u odkryć m ożna jej potrzebę. R osja z Ustępu III cz. Dziadów to R osja o gląd ana oczam i cyw ilizow anego E uropejczy k a i eu ro p ejsk ą m ia rą m ierzona. Jeszcze m artw a, jeszcze oczekująca na historię, jeszcze podobna do nie zapisanej k a rty . N astąpi jed n a k dzień w ielkiej k o n fro n ta cji, n a lodow e p rzestrzen ie w ta rg n ie „w ia tr zachodni” . Los P o lsk i zaw isł od te j próby, k tó ra zm ieni m apę polityczn ą św iata. J a k ą w y p ad n ie odegrać jej rolę? Czy spełni wobec Rosji m isję odnow icielską? Nie w iadom o. P y ta n ia tak ie w Ustępie nie p ad ają. S p raw a polska nie jest w łączona w w ielką k w estię przyszłości Słow ian. Solidarność plem ienn a, jeśli dochodzi do głosu, to chyba tylko w apostrofie zam yk ającej opow iadanie o żołnierzu, k tó ry zam arzł p il
n u ją c szuby sw ojego pana, o żołnierzu — bo haterze niew oli: „żal mi ciebie, b ied n y S ło w ian in ie” (III 300).
K a te g o ria p o słan nictw a słow iańskiego nie pojaw ia się także w K s ię
gach p ielg rzym stw a , choć słow a o M oskalach, k tó ry ch Bóg powołać
m oże na „obrońców W olności” , w y ty c z ają m iejsce, jakie zająć by m ogła. K ry ty k a zm aterializo w any ch , ro zd a rty c h w ew nętrzn ie społeczeństw za chodnich ciążyła n iejak o do k o n k lu zji słow ianofilskiej. W spom nieć w arto, że g w ałtow na polem ika z cyw ilizacją zachodnią jest naczelnym m otyw em tem a ty c z n y m przypow ieści Ksiąg p ielg rzym stw a, odgłosy k o n flik tu pol sko-rosyjsk ieg o z rza d k a ty lk o jej w tó ru ją . Idealizacja polskiej rodzi mości zm ierza ja k b y do apoteozy Słow iańszczyzny, nie tknięteg o w p ły w am i zachodnim i re z e rw a tu w artości auten ty czn y ch . W ydaje się, że
Księgi bliskie są w y p ełn ien ia rozpow szechnionego wówczas schem atu
ideologii słow ianofilskiej. M ickiewicz rozbija jed n a k ten schem at, tra d y cy jn e słow iańskie w arto ści m oraln e p rzy p isu je tylk o narodow i polskiem u. R osję w łącza do sfe ry zachodniego zepsucia, łączącego, ponad Polską, despotyzm zachodni i w schodni m ostem porozum ienia. R osja jest więc o b jęta d e g rad acją polityczną Zachodu, sprzym ierzona z zachodnim rac jo nalizm em i cynizm em m oraln y m , a m otyw y an ty o k c y d e n ta ln e nie p ro w adzą do rozbicia obrazu E uropy na zgrzy b iały Zachód i m łody, pełen nadziei W schód. P rzeciw n ie, polem ice z Zachodem tow arzyszy przeko n an ie, że P olska b y ła a k ty w n y m u czestnikiem jego histo rii, że obecność P olski jest Zachodow i p otrzeb n a i że sojuszem n a tu ra ln y m — któ rem u cy w ilizacja zachodnia sp rzen iew ierzy ła się — b y ł sojusz polsko-zachodni (polsko-fran cu sk i n ad e w szystko) przeciw ko despotyzm ow i rosyjskiem u.
W ygląda więc ta k , jak b y M ickiewicz św iadom ie odrzucał ideę w spól nego po słan nictw a Słow ian, w y łam y w ał się z po pu larn y ch w te d y i sk ąd inąd bliskich m u stereo ty p ó w słow ianofilskiego m yślenia o historii, u n ik a ł staw ian ia p y ta ń o przyszłość Słow iańszczyzny. U ryw kow o ty lko w Odezwie do Rosjan przew inie się w spom nienie „daw n ej w olności sła w ia ń sk ie j” , apel do w rodzonej R osjanom „szlachetności i h o n o ru ” , przestroga, że carow ie p osług u ją się cudzoziem cam i „dla ukucia k a jd a n dla całej S ław iań szczy zn y ” (VI 165— 166). Ten apel do w spólnych uczuć i w spólnych in teresó w słow iańskich pośw iadczyć może, że M ickiewicz doceniał w arto ść polity czną idei słow iańskiej, że w idział m ożliwość obró cenia jej przeciw carato w i. H istoriozoficzne w y zy skanie w spólnoty słow iańskiej n asu w ało jed n a k tru d n o ść, zdaw ałoby się, nie do p rzezw y ciężenia.
A przecież w m iarę, ja k p rzesu w ały się w skazów ki zegara d y k tu ją c e go czas M ickiew iczow skiej w izji histo rii, p y tan ie o p rzyszłą rolę dziejow ą S łow ian staw ało się coraz b ard ziej n atarczy w e. M esjanizm M ickiewicza zaraz po u p ad k u p o w stan ia był ostro polonocentryczny, zdom inow any
przez poczucie narodow ej w yłączności. P rzyw ództw o P olski w przyszłej w alce o wolność m iało być m isją niepodzielną. System historiozoficzny zorganizow any b y ł w okół u p ad k u Polski, „w ojna pow szechna za wolność ludów ” m iała być tego u p ad k u b ezpośrednim i koniecznym n astępstw em . U p ływ ały jed n a k lata, słabło poczucie zw iązku przyczynow ego m iędzy polską klęską a eu ro p ejsk ą w o jn ą w yzw oleńczą, k tó ra nie nadchodziła. S to sunek zapow iedzi i w y p ełn ienia, k tó ry łączył u p ad ek Polski ze zw y cięstw em w olności, w y p ełn ił się m ate rią h istory czn ą a k tu aln ą. W ielka odm iana europejska, zbliżająca się, p rzeczuw ana W iosna Ludów , m iała się stać realizacją sta le tej sam ej w ia ry w try u m f spraw iedliw ości. P o jaw ienie się Tow iańskiego było znakiem , że odm iany trzeb a spodziew ać się n a dniach. Z m ienił się jed n ak p u n k t sta rto w y tej odm iany. F u n k c ję elem en tu zapow iadającego, perigeum dziejów , najniższego upadku, k tó ry g w a ra n tu je rychłość podniesienia, tę fu n k c ję p rzejęła a k tu a ln a s y tu a c ja ludów E uropy: pow szechny k ry zy s ideow y, pow szechne oczekiw anie. „Ś w iat w m ilczeniu oczekuje h asła z góry. T ak byw ało zawsze w p rze dedniu k ażdej w ielkiej epoki” (XI 422).
P ow szechna św iadom ość k ry zy su , to b ra te rstw o w upad ku , p rze k ształci się w b ra te rstw o w odrodzeniu. N aród polski nie u tra c ił sw ojej m isji osobnej, ale a re n a jego d ziałan ia poszerzyła się, a m isja stra c iła c h a ra k te r w yłączności. M isję do spełnienia m ają i inne narody. W ielka p rzem ian a nie będzie zniszczeniem cy w ilizacji zachodniej, ani też p ie r w o tn ej rodzim ości W schodu, lecz przezw yciężeniem ich sprzeczności i sy n tezą p ierw iastk ó w w artościow ych. Słow ianie w niosą k u ltu rę d u chow ą zw iązaną z rolniczy m try b e m życia (XI 280— 281), ale i osiągnię cia cyw ilizacji tech niczn ej Zachodu złożą się na tę syntezę.
Nikt bardziej od nas — m ów ił M ickiew icz — nie podziwia cudów prze m ysłu i jego niezmiernej potęgi, która opanuje na koniec cały św iat; ale tu chodzi o sprawę w yższą, chodzi o to, jaki to duch posłuży się tym i w szystk im i niezm iernym i środkami przem ysłow ym i, jaki to duch obejmie rządy św iata. [XI 338]
J e śli przy szła cyw ilizacja m a być sy ntezą W schodu i Zachodu, to i m isja narodow a m usi m ieć c h a ra k te r sy m etryczn y. Uczestniczyć w n iej m uszą n a ro d y obojej E uropy. C yw ilizację zachodnią rep rezentow ać b ę dzie F ra n cja , n aró d obdarzony geniuszem realizacji. Ideę w ielk iej od m iany, now e objaw ienie, poda naró d polski, „k tó ry w śród p lem ien ia słow iańskiego jest ty m , czym F ra n c ja w śród rom ańskiego, lud w iecznie niepokojący, w iecznie n iep o k o jo ny ” (XI 452). W w ielkiej k o n fro n ta cji dw óch cyw ilizacji eu ro p ejsk ich P olska w y stąp i jako p rzedstaw iciel W schodu, w y b ra n y do m isji n ajd o n io ślejszej, ale przecież u cieleśniający w sobie ideę całej Słow iańszczyzny, w y ra ż ają cy isto tę jej duchow ego c h a ra k te ru .
A w ięc, skoro sta n ę ła przed M ickiew iczem kw estia przyszłej E uropy p o ję te j jako sy n teza Zachodu i W schodu, to k ateg o ria Słow iańszczyzny, w łaściw ego jej ty lk o p o słan n ictw a dziejowego, okazała się niezbędna.
J a k w obec tego przezw yciężył M ickiewicz tę podstaw ow a trudność, jak ą b y ła niem ożność połączenia Polaków i R osjan w jed nej w spólnej m isji słow iańskiej? J a k m ógł zbudow ać tak ie pojęcie odrębności słow iań skiej, w k tó ry m z a w a rły b y się cechy polskie i rosyjsk ie, ujm o w an e do tą d jako u k ład po lary czny ch przeciw ieństw ?
P ojęcie w sp ó ln oty słow iańskiej zostało przez M ickiew icza rozbite, w e w n ętrzn ie zróżnicow ane. Obok elem entów łączących: pochodzenia, rolniczego try b u życia, pierw o tn ej rodzim ości, u w y d atn io n e zostały ele m e n ty in d y w id u alizu jące n a ro d y słow iańskie. Zasadniczym uk ład em odniesienia jest tu n ad al a n ty n o m ia polsko-rosyjska. W ew nętrzne dzieje Słow iańszczyzny w y pełnione są w alk ą p ierw iastk a polskiego z p ierw ia st k iem ro sy jsk im . C h a ra k te ry sty k a obu ty ch żywiołów h isto ry czny ch nadal podlega p raw u sk rajn eg o zróżnicow ania, cechy obu narodów grupow ane są k ontrastow o. Ale wobec tego — zap y ta jm y — co u trz y m u je jedność idei Słow iańszczyzny, co sp raw ia, że pozostaje ona w yodrębnioną całoś cią, że nie rozpada się w edług linii dzielącej dw a w rogie narody?
R osjanie re p re z e n tu ją w Słow iańszczyźnie despotyzm , m aterializm , b ru ta ln ą siłę. Są to w łaściw ości sprzeczne z c h a ra k te re m Słow ian, w szczepione R osjanom przez m ongolskich i no rm andzk ich najeźdźców . Ale w łaśn ie dlatego, że nie są rez u lta te m słow iańskich dyspozycji d u chow ych, pozostałe n a ro d y słow iańskie cierpią na ich brak . A siła, choć b ru ta ln a , jest p ierw iastk iem historiotw órczym . U strój państw ow y, choć despotyczny, jest p rzejaw em zdolności organ izacyjn ych. M aterializm jest sym pto m em u m iejętno ści realizacji. W ten sposób R osja — u jem n y biegun Słow iańszczyzny — w nosi do niej w artości h istorycznie cenne, choć d o tąd obracan e n a zło. P olska znow uż dla R osji jest źródłem w a r tości m oraln ych: „R osja nas p o trzeb u je, Rosja nigdy nie zdoła zrzucić z siebie jarz m a bez P o lsk i” (XI 433). W ciągłych starciach ducha r o s y j skiego z polskim k ształto w ała się w spólnota słow iańska. W zajem ne p rze ciw ieństw a pow o d ują w niej w ym ianę w artości, ciągły ru ch . S łow iań szczyzna jest w ięc całością u trz y m y w a n ą dzięki w ew n ętrzn em u napięciu, dzięki antagonizm ow i p olsko-rosyjskiem u. Sam a z siebie nie może tego antagonizm u rozw iązać: P olakom jako Słow ianom b ra k siły, ab y p rze zw yciężyć d u ch a rosyjskiego. S ynteza słow iańska w yłoni się dopiero w kontakcie z d u ch em od rosyjskiego silniejszym , obdarzonym w iększą potęgą realizacji — z duchem fran cuskim , napoleońskim geniuszem czynu. Pod jego dopiero w p ływ em przezw yciężone zostaną rozdzierające S łow iańszczyznę sprzeczności i w ted y dopiero, zjednoczona, w ejdzie ona na drogi ogólnoludzkiego posłan nictw a dziejowego.
W te n sposób zachow ana zo stała idea polskiej in ic ja ty w y w yzw oli- cielskiej, a zarazem — rzecz zdaw ało b y się nie do pogodzenia — kon cepcja Słow ian jako lu d u d o tąd na aren ie dziejow ej n ieaktyw n eg o, a przez to, w edług rozpow szechnionego od czasów H e rd e ra m niem ania, ludu, k tó ry nie w y czerp ał jeszcze sw ojej energii h isto rio tw ó rczej i po w ołany jest do o degrania w przyszłości w ielkiej roli.
Lud ten posiada szczególne znamię, znam ię o c z e k i w a n i a : jest to lud, który jeszcze nie rozwinął w pełni sw ego życia. [...] znam ię bierności zostało na nim w yciśn ięte w kolebce przez Boga. Lud ten pozostał dotychczas bier nym; zajm uje niezmierzony obszar na m apie świata, a nie znaczy nic w hi storii literackiej, artystycznej i politycznej, w historii takiej, jak się ją poj m uje dzisiaj, w historii znaczonej budowlam i i spisanej. [XI 279— 280]
O czekiw anie now ej epoki jest pow szechne, u S łow ian je d n a k „jest ono silniejsze niż gdziekolw iek, bo dom aga się niezw łocznego czy n u ” (XI 428). Słow ianie to n a jb a rd z ie j czek ający pośród czekających. Z na stan iem now ej epoki w kroczą do h isto rii eu ro p ejsk iej.
Z dania o b ra k u Słow ian w dotychczasow ej h isto rii nie n ależy rozu mieć dosłow nie. B rakow ało S łow ian w tej h isto rii, k tó ra b y ła h isto rią zachodniej E uropy. W ta k p o jęte j h isto rii b y li d o tąd nieobecni, bo nie odegrali roli odpow iadającej ich liczebności i m ożliw ościom duchow ym . H istoria Słow ian b y ła o drębna od h isto rii in n y ch narodów , w yizolow ana i bez n a stę p stw ogólnoludzkich. A teraz, w p rze d e d n iu now ej epoki, w y czerpali już siły autonom icznego rozw oju, d o tk n ęła ich atro fia działania:
Czesi i m ieszkańcy krajów naddunajskich są od dawna zatrzymani w swym rozwoju; zachowują w iern ie cnoty dom ow e i pryw atne i tylko oczekują lepszego porządku rzeczy.
W dwóch państwach w alczących z sobą od tak dawna duch, który je ożywiał, zaczyna słabnąć; ów straszliw y duch, ów sam owładny duch Rosji nie ma już dawnej mocy; w duszę rosyjską w nikn ął już duch Czechów i Po laków. [...]
Z drugiej strony jałową i zbyteczną rzeczą byłoby sądzić, że dawna P ol ska może być odbudowana z owym szlacheckim tronem królewskim , który upadł z w łasn ej w in y, i z ow ą szlachtą, która się sam a zabiła.
Tak, Panow ie, w ielka w alka m iędzy trzema legendarnym i braćmi, m iędzy Rusem, Lechem i Czechem, jest m oralnie skończona; w szyscy trzej pomarli! [XI 209—210]
„W szyscy trz e j p o m arli” , zam k nęła się jed n a epoka Słow iańszczyzny. Bez tak ostrego cięcia w p oprzek dziejów nie m ógłby M ickiew icz przepo w iadać przyszłego zjednoczenia Słow ian. Nie chciał przecież łączyć pol skiej an arch ii szlacheckiej z carsk im a p a ra te m w ładzy. Nie o takie szło pojednanie. B ra te rstw o S łow ian m ogło zrealizow ać się w epoce całkiem now ej, w k tó re j uczestniczyć b ęd ą n a ro d y przem ienione, zredukow ane do isto tn y ch w artości duchow ych. Słow ianie
to plem ię religijne, plem ię proste, plem ię dobre i silne. Duch nowy, który uczyni w y ży w do jego skłonności, m usi wyobrażać w szystk ie jego domowe, gm inne i polityczne przym ioty; w owym duchu Czech, Polak i Rosjanin muszą ujrzeć, że są braćmi. [XI 211]
4dea w spólnego p o słan n ictw a słow iańskiego nie m ogła w ejść w skład m esjaniczn ego credo M ickiew icza ta k długo, póki k o n ty n u a c ja tra d y c ji by ła dla niego isto tn y m prob lem em historiozoficznym , ta k długo, póki P olskę p rzy sz łą w idział jako idealn e, udoskonalone odbicie d aw nej Rze czypospolitej. D opiero energ iczn e p rzełam an ie ciągu dziejów , którego w yrazem je s t p o stu lat rad y k a ln eg o odrzucenia przeszłości, z w ielką mocą p o w ta rz a n y w o sta tn ic h latach w y k ład ó w paryskich, dopiero to od erw an ie przyszłości od tra d y c ji stało się p odstaw ą w izji św iata zup eł nie now ego, natch nio n ego now ym objaw ieniem . I w ted y dopiero dzie dzictw o przeszłości polskiej i ro sy jsk ie j p rzestało cień rzucać na now ą epokę. T en d y lem a t historiozofii M ickiew icza został rozw iązany.
W szystko, co zw iastuje przyszłość, oddziela nas od przeszłości; dlatego to w szelka prawda jest córą bolu, w szelka prawda rodzi ból [...]. [XI 336]
O fiara z przeszłości, jak k o lw iek straszn a, bolesna, jest aktem dla pojed n an ia S łow ian koniecznym . K onieczne jest cierpienie, któ re do po jed n an ia prow adzi. K lęsk a narodow a, p rześladow ania, w ygnanie — to
bodźce przeo b rażen ia w ew n ętrzn eg o Polaków .
[...] Sybir zbliżył w szystk ie stany narodu, [...] począł zacierać po raz pierw szy różnice społeczne. W idziano, jak pan możny, szlachcic i w łościanin razem polow ali lub pracow ali, zm uszeni żyć pod jednym dachem. Duma, w yw yższan ie się ponad w szystkich, ten grzech polskiej szlachty, został szcze gólnie d otkliw ie ukarany w osobach zesłańców. Szlachcic, będący podług Reja najdoskonalszym tworem na ziemi, traci na Sybirze nie tylko w szystkie p rzyw ileje, ale nawet sw oje nazwisko; staje się tylko „num erem ”. [...]
N ieszczęścia w ygnania zbliżyły również naród polski z innym i narodami słow iańskim i. Nie byłoby inaczej sposobu zbliżenia Polaków do Rosjan. N a ród niepodległy, w olny, dum ny ze sw ych swobód, cóż mógł m ieć wspólnego z narodem nieszczęśliw ym , uciśnionym , naw ykłym od w iek ów do posłuchu sw ojem u panu? Jednych i drugich przywiodła Opatrzność do szukania Pana w yższego ponad pana ziem skiego, do zespolenia się w jednym pragnieniu opieki Opatrzności. Od tej doby w spólne uczucie łączy w ygnańca rosyjskiego z w ygnańcem polskim. Można powiedzieć, że na zesłaniu sybirskim w y tw a rzają się, w uścisku nieszczęścia, pierwsze w ęzły jedności rozleglejszej. [X 303—304]
T en fra g m e n t, n a jp ię k n ie jsz y chyba hołd, jak i lite ra tu ra polska zło żyła’ s y b e ry jsk im w ygnańcom , posłużyć też może za p u n k t w yjścia do reflek sji n a d z a w a rtą w L ite ra tu rze słow iańskiej propozycją w y jaśn ien ia i zm iany św iata.
P rzed staw io n y tu zary s historiozofii M ickiewicza w ydać się może czym ś ciem nym , sztucznym , o d erw an y m od rzeczyw istości, w ytw orem k o n c ep tu aln y m w ro d zaju ty c h system ów , w któ ry ch bu d o w an iu lubo w ali się p om niejsi m yśliciele epoki, K rasiń sk i, Cieszkow ski, Trentow ski. Te k rzy żu jące się po słan n ictw a narodow e, zw alczające się „ to n y ” •du chów, geniusze in d y w id u aln e i zbiorowe, ko m binacje F ra n c ji z Polską, Słow iańszczyzny z Zachodem , E uropy z A zją, w szystko to zakraw ać .może n a jałow ą sp ek ulację in te le k tu a ln ą . Rzecz w ty m jed n ak , że histo- riozofia M ickiew icza przy leg a do rzeczyw istości, że nasycona jest k o n k re tn y m i sensam i m oraln y m i, społecznym i, politycznym i. W przytoczo nej c h a ra k te ry sty c e S y b iru frazes o przeistoczeniu w ew n ętrzn y m Polaków rozw iązuje się jak o p o stu lat dem o k ratyzacji, w yrzeczenia się p rzy w ileju , złam ania pychy szlacheckiej. In n y przykład:
Ród słow iański, a szczególniej naród polski, pierwszy został przymuszony do poznania, że religia taka, jaką praktykowano w pierwotnych czasach Koś cioła i później w w iekach średnich, nie zaspokaja już uprawnionych potrzeb człowieka dzisiejszego. A oto w jaki sposób poznał.
Lud słow iański przyjął religię chrześcijańską gromadnie; został do niej przygotowany długimi nieszczęściam i. Pojął on m iłość, rezygnację, p ośw ięce nie, cały stał się m nichem z zakonów żebraczych. Posiada w szystk ie cnoty w łaściw e m nichow i, a przecież nie uratowały go one ani od podboju obcego, ani od jarzma domowego. W ładcy barbarzyńcy i w łaśni panowie ciągną korzyści z tych m niszych cnót, odmawiają zaś ludowi tego, co dawniej od dawano mnichom: poszanowania i jałmużny. Lud m usi albo zginąć, albo po jąć i pełnić religię inaczej, niż to czynił dotąd. Musi w niej znaleźć nie tylko siłę znoszenia niespraw iedliw ości, ale także moc bronienia sprawiedliwości. [XI 462]
H asła „now ej relig ii” i „nowego o b jaw ien ia” nie należą do tych, k tó re by u fnie n a s tra ja ły w spółczesnego czytelnika do m yślicieli ro m a n ty cz nych. U M ickiew icza jed n ak now a religia — nie p rzestając być relig ia — znaczy: now a p olityka; now e objaw ienie — nie tracąc nadprzyrodzonego c h a ra k te ru — znaczy: now a siła m o raln a i społeczna.
P o trzeb a k o n ta k tu z p ra k ty k ą a k tu a ln e j h istorii określa c h a ra k te r w szystkich elem entów m esjan izm u w L iteraturze słowiańskiej. K iedy M ickiewicz zw raca się do F ra n c ji z apelem o now e w cielenie napo leoń skiego geniusza, w y stę p u je nie ty lk o jako historiozof, ale i jako s tra te g rew olucji eu ro p ejsk iej, k tó ry liczy żołnierzy i woła: „Siły zbrojne, floty, a rse n a ły F ra n c ji są w łasnością całej ludzkości” (XI 409).
D opraw dy, nie o logiczne zam knięcie sy stem u szło poecie, gdy z m o raln ym i in te le k tu a ln y m w y siłkiem rozw iązyw ał dy lem aty m ęąja- nizm u słow iańskiego. W języ k u natchnionego m isty k a odpow iadał na p y tan ia głęboko zahaczone o g ru n t ów czesnej Europy. R ew elator now ych idei głosił stale potrzebę ich prak ty czneg o w y p ełn iania, realizacji, w p ro
w adzania w czyn. G ardził ideam i oderw an y m i od życia, w alczył z ro m an ty c zn ą a n ty n o m ią idei i rzeczyw istości, dążył do syntezy.
W szelkie działanie jest syntezą; działanie to duch, m ateria i skutek; to teoria, praktyka i w ynik. [XI 486]
P ra k ty k a , urzeczy w istn ienie idei, to jed y n a sy nteza praw dziw a:
W ieża gofycka wychodząca nagle z drzwi salonu francuskiego byłaby m niejszym cudem niż synteza w ykluta w gabinecie literata. [XI 484]
M esjanizm w yk ład ów p ary sk ich jest nie ty lk o proroczą w izją w n ie bow stąpienia narodów , jest także pro gram em ściągnięcia nieba na ziemię, m iędzy zw y k ły ch ludzi. A także pró b ą przezw yciężenia grzechów ro m an ty zm u , scalenia tego, co było w ew n ętrzn ie rozerw ane, spojenia idei z rzeczyw istością. J e st ak tem pokory w izjo nera wobec bezim iennego tłu m u ów czesnej E uropy.
Stanow isko w ykład o w cy lite ra tu ry słow iańskiej tak oto c h a ra k te ry zował poeta:
Uznałem je naprzód za sym boliczną arkę przyszłego zjednoczenia plemion słow iańskich; później stało się trybuną, skąd mogła rozbrzmiewać prawda dziejowa; od dziś staje się placówką wojskow ą, staje się bastionem... [XI 333]
Są w ięc w y k ła d y p a ry sk ie M ickiew icza n ajd alszy m k resem ro m a n tyzm u polskiego, ty m p u n k tem , w k tó ry m m esjanizm osiągnął najw iększą filozoficzną ogólność, a zarazem p rzełam yw ał się w p rog ram prak ty czn ej akcji po litycznej. P o d ją ł go M ickiewicz, gdy w dniach W iosny L udów s ta n ą ł jako działacz sp raw y polskiej, sp raw y słow iańskiej, sp raw y eu ro pejskiej.