Juliusz Kleiner
Rekonstrukcja dalszego ciągu
"Konfederatów barskich"
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 47/Zeszyt specjalny, 183-198
R EK O N STR U K C JA DALSZEGO CIĄGU „KO NFED ERA TÓ W BA R SK IC H “
D ram at zachow any ty lk o jako fragm en t, ale przez au to ra w y kończony, w jed n y m przede w szystkim k ieru n k u pobudza cieka wość: czy dałby się zrek o n stru ow ać ciąg dalszy? U m ożliw ią reko n stru k c ję w yzyskane dokładnie zapow iedzi zaw arte w aktach początkow ych, zgodne ze znaną od w ieków techn iką opow iadania i d ram atu, p rzy go to w u jące słuchacza i w idza lu b czytelnika n a w y padki późniejsze, dalej — zdanie sobie sp raw y z c h a ra k te ru dzieła, k tó ry zapew ne trw a łb y w kształto w an iu całości, i uprzy tom n ien ie ty p u utw orów , do jakiego tw órca usiłow ał się stosować. Te dw a ostatnie czynniki zaznaczyć się w in n y ze szczególną w yrazistością w utw orze, k tó ry był ro b o tą celowo opracow aną. Dopom ogą an a logie z in n y m i dziełam i p o ety i w iadom ości historyczne, z jak ich mógł korzystać. To w szystko będzie p odstaw ą zam ierzonej rek o n stru k cji.
K onfederaci barscy, u tw ó r pisany, ja k wiadom o, w celu p ra k
tycznym , zarobkow ym , ale zgodny z postaw ą ideow ą tw órcy, jest to skonstru ow an y u m ie ję tn ie d ra m a t dla te a tru b u lw a ro w e g o 1, d ra m at o p ię tn ie rom antycznym , o ry sach historyczno-batalistycznych, z elem en tam i egzotyzm u i sensacji, spokrew niony z m elodram atem w ro dzaju P ix é ré c o u rta i z d ram a te m D um asa-ojca, a także Hugo — p rzy ty m d ra m a t propagandystyczny. O statn ia cecha m u siała silnie w płynąć na poprow adzenie akcji i na finał, co w reko n
stru k c ji trz e b a będzie uw zględnić. **
Dla celu p atrio ty czn ej p ro p ag an d y M ickiewicz nie sięgnął jak b y to się w ydaw ało najw łaściw szym , do św ieżych jeszcze w p a m ięci bojów polskich o niepodległość. Z Epilogu Pana Tadeusza wiadomo, że cofał się p rze d ty m tem atem . Zw rócił się w przeszłość,
1 D o k ła d n e u za sa d n ien ie tej tezy zam ierzam dać w to m ie 3 m onografii o M ick iew iczu .
184 J U L I U S Z K L E I N E R
ale taką, k tó ra nasycona była ak tu a ln ą p ro b lem aty ką dążeń n a ro dow o-w yzw oleńczych i k tó ra stała na granicy historii niedaw nej i k rystalizu jącej się już legendy, a ty m sam ym daw ała te re n pożą dany poezji.
O seniorze zaścianka D obrzyńskich pisał poeta:
S ied em d ziesią t dw a la t lic z y ł M aciej, starzec dziarski, N isk ieg o w zrostu, d aw n y k on fed erat barski.
A ureolą m a nazw a ta obdarzyć M aćka nad M aćkami, tak ja k nią obdarza H orsztyńskiego, tak ja k w yw yższa w akcie IV Z e m s ty p rz e ciętną personę Cześnika Raptusiew icza. M ickiewicz na rów ni z k re sowcem Słow ackim i kresow cem Rzew uskim żyw ił k u lt dla tej k onfederacji barskiej, co jaśn iała jako in icjato rk a w alki przeciw c a r skiem u ciemięzcy. Duch jej relig ijn y odpow iadał ideologii K sią g ; jej sarm atyzm , n ap raw d ę nadający piętno w stecznictw a, budził sym patię tw órcy Pana Tadeusza, dalekiego od propagow ania re n e sansu m roków , ale rozkochanego w daw nej polskości.
P rz eto chcąc d ram a t o Polsce napisać dla sceny francusk iej, akcję zw iązał z w alkam i barskim i. U znał widocznie, że m ożna przy ich pom ocy uprzytom nić heroizm i ciągłość polskiego boju o n ie podległość, że przed staw iając udział m ieszczan i ludu (raczej za pew ne z m yślą o czasach kościuszkow skich niż o szlacheckim obozie barszczan) m ożna uw yd atn ić so lidarną obronę wolności przez cały naród, że m ożna ukazać w yżyny polskości bez zatajenia trw a ją cych w ad stary ch , że osobistość Księdza M arka, którego p relek cje p ary sk ie nazw ą najznakom itszym człow iekiem jego czasów, pozwoli w prow adzić atm osferę duchow ą Księdza P io tra i rzucić na dalsze dzieje św iatło prorocze, że n ad to znajdzie się sposobność, by oży wić ideę pom ocy francuskiej dla zgnębionego narodu.
W ybrał tedy epizod w ysuw ający na plan pierw szy F rancuza o lafay etto w sk im pokroju: opanow anie zam ku w aw elskiego (2 lu tego 1772) przez konfederatów pod wodzą Choisy’ego (właściwie: Choisi’ego), k tó re to zw ycięstw o przypom niał ru ch liw y i n ie s tru dzony w sta ra n ia c h o propagandę spraw y polskiej (chociaż n iezbyt kry ty czn y i nie bardzo utalen to w any ) Leonard Chodźko w a rty k u łach swego w ydaw nictw a La Pologne h isto r iq u e 2. T rudno p
rzy-8 N a a rty k u ły Leonarda C h o d ź k i u w a g ę zw rócił J ózef K a l l e n b a c h
(A d a m M ic k ie w ic z . T. 2. K raków 1897, s. 220 i n.; pow tórzone w dalszych w y
daniach. W w y d . 4 — L w ów 1926 — s. 262— 263). P o n o w n ie zajęła się zw ią z k iem z La Polo gne h is to rique A n n a C h o r o w i c z o w a (O „ K o n fe d e ra ta c h
puścić, by M ickiewicz zdecydow aw szy się na przed staw ienie czynu C hoisy’ego m yślał o pom niejszeniu jego roli w oczach Francuzów . Z tego w szakże w ynikła pew na trudność. P oeta p rag n ą ł ukazać także tego b oh atera konfederacji, k tó ry zdobył pam ięć n ajtrw alszą: K azim ierza P u ła sk ie g o 3. Zachow any akt II dowodzi, że podkreślał jego wyższość nad F rancuzem i że jem u przy znaw ał głów ną inicja ty w ę w planie zajęcia K rakow a. Jeśli więc Choisy m iał ostatecznie być zdobywcą zam ku w aw elskiego, należało chyba skonstruow ać tok w ypadków , k tó ry w decydującym m om encie odbierałby bohaterow i polskiem u rolę naczelną. O ty m w a rto pam iętać przy analizie scen — i o ile się znajdą wskazówki, że P ułask iem u mógł przeszko dzić fak t jakiś, nie będzie ich w olno lekceważyć.
Czyniąc zw ycięstw o krakow skie m om entem istotnym akcji, Mic kiew icz pozbaw ił się tak w ażnego d lań k o n tak tu z ciaśniej szym sw ym k raje m rodzinnym ; za to zyskiw ał spotęgow anie w aloru na rodowego zdarzeń przez tra d y c je K rakow a. Ponadto — kto wie, czy nie pobudzony skojarzeniem , k tó re n arzu cała znana m u dobrze sztuka Bogusław skiego K rakow ia cy i górale — postanow ił skorzystać z po nętnej dla ówczesnego widza francuskiego ro m an ty k i gór rozsze rzając tere n na T atry, czyli w edług jego term inologii na góry K rę- paku 4. D em okratyzm zaś w łączał do ideologii politycznej dram atu,
zasadnicze, w y d a n e w r. 1808 listy V i o m é n i l a (L e t t r e s p a r t ic u l iè r e s du b a
ron d e V io m é n il [...] sur les affaires de Pologn e. P aris 1808) i w y ra ziła p rzy
p uszczenie, że M ick iew icz zn ał ty lk o Chodźkę; ten b o w iem obok p isow n i w ła ś ciw ej n a zw isk a C h o i s i u ży ł tak że form y C h o i s y . Z aznaczyć w szakże trzeba, ż e i C h o d ź k o ty lk o w arty k u le L e M o n a s tè r e de T y n ie c (La Pologne
his to rique, littéra ire, m o n u m e n t a l e e t p it to r e s q u e . T. 1. P aris 1835— 1836, s. 105)
w p row ad ził n a zw isk o C h o i s y , g d y Le C h â tea u r o y a l à K r a k o v i e (tamże, s. 249— 258) sta le m a form ę d e C h o i s i .
3 N a chęć zesp olen ia osoby K azim ierza P u ła sk ieg o z w yp ad k am i m a ją cym i się rozgryw ać na teren ie gór i K rak ow a m ógł w p ły n ą ć a rtyk u ł Le C h â
teau de Sucha a u x p ie d s d es K a r p a t h e s (La Polo gne historique..., t. 1, s. 422),
opow iadający, że P u ła sk i siły sw e sk o n cen tro w a ł w B ia łej i w przebraniu ż e braka p rzyb ył do zam ku w Su ch ej, oraz fakt, że po w a lk a ch na Podkarpaciu w r. 1770 zajął on część K rakow a.
4 W tek ście fran cu sk im — C r a p a c k . Że poeta, pisząc po polsku, T a t r y n a zy w a ł K r ę p a k i e m , św ia d czy w stęp opisu w P ierw szy ch W iekach H istorii P olsk iej: „Tu, n ied alek o źródeł W agu, w y try sk a rzeka Poprad i zbiega K arpa tam i ku stron ie p ółnocnej. [...] Tu, na w y so k ich K arpatach, w o k o licy K rępaku (p óźniejsze h rab stw o sp isk ie) L ech o w ie [...] zn a leźli gniazdo orłów [...]. Stąd rozszerzali się po obu stronach K rępaku [..,] z K ręp ak u [...] sp u szczali się w dolin y brzegam i Popradu, obu D un ajców , W isłoki i W isłok a“ (A. M i c k i e w i c z , Dzieła. W ydanie N arodow e. T. 7. W arszaw a 1950, s. 29— 30).
186 J U L I U S Z K L E I N E R
przenosząc na górali rolę kosynierów kościuszkow skich 5. Co do gór K rępaku, um ieścił je — w sąsiedztw ie K rakow a.
To ułatw iło pożądane dla tea tró w p a ry sk ich efek ty kostium ow e: obok kontuszów i m u n d u ró w w ojskow ych scenę m iały zapełnić po staci w stro jac h góralskich.
Idąc w b rew tw órczym , now atorskim inten cjom D ziadów torem u tarty m , m ogącym zapew nić powodzenie* te a tra ln e, tw orzył akcję niezw ykłą w ro d zaju m elo d ram atów i k o n ty n u u jący ch ich tra d y cję d ram ató w rom antycznych: w prow adzał w ątek spisku, m om en tem zasadniczym czynił postanow ienie straszne, potw orne i budzące grozę jego w ykonanie; u zasadniał je psychik ą nam iętnego, nie liczą cego się z niczym człow ieka, k tó ry należał do ulubionych typów rom an ty ki; daw ał m u zespolenie pew nego do stojeństw a m oralnego z b ru ta ln y m dążeniem do w łasnego celu,^ co nie odbiegało ani od sty lu koryfeuszów rom antycznych, ani od sty lu lite ra tu ry i d ram a tu rg ii p o p u larn ej.
Pisząc d ram a t h istoryczny — w m yśl żyw ionych od daw na p rze konań jed y n ie zgodny z p o stu latam i epoki — z a k cją historyczną łączył w ątek rom ansow y, w edług konw encji ówczesnego te a tru nie odzowny, i daw ał oryginalne, n iek onw encjonalne ujęcie tego w ątku. Znany, płodny m otyw dw ojga kochających, któ rzy należą do p rze ciw nych obozów, pozbaw ił poetyczności i zam iast m iłości serc go rących dał w yzyw ający opinię zw iązek Polki z jen erałem rosyjskim , stosunek faw o ry ty do starzejącego się człow ieka, w ładzę m ającego w ręku.
Stosunek tak i praw dopodobny był n a tle m oralności w. XV III, kiedy to Izabela C zartoryska była kochanką R e p n in a 6. Ale Mic kiew icz w ziął go z dziejów w łasnych, z przeżyć epoki odeskiej. Przeniósł w lata barsk ie sto su nek K arolin y Sobańskiej i jen e rała W itta. S k u tkiem tego w eszła do d ram a tu postać do W itta podobna i w raz z nią jeszcze jedna, podobna do entom ologisty-szpiega Bosz- niaka, którego sc h ara k te ry zu je jed en z w ykładów paryskich; że zaś ta p a ra w rogów Polski uk ształto w an a została jako p endant do No wosilcow a i jego zausznika, p rzy ro d n ik na usługach policji tajn e j zm ienił się w doktora.
5 P raw dopodobnie M ick iew icz sły sza ł o u d ziale górali w w a lk a ch k o n fe- derackich. К i t o w i с z p isze o n ich w to m ie 2 P a m i ę tn i k ó w , ż e „dali się n a m ów ić do broni p rzeciw R osji“ (por. С - h o r o w i e ż o w a , op. cit., s. 22).
6 N a zn aczen ie tego stosu n k u d la k on cep cji dram atu zw róciła u w agę C h o - r o w i c z o w a (op. cit., s. 28— 30); bardzo jed n ak p rzecen iła jego w agę.
Ale H ra b in a daleka je s t n ap raw d ę od swego pro toty pu, z k tó rego roli i fizjonom ii psychicznej zdrow y m oralnie M ickiewicz nie zdaw ał sobie spraw y. Nie były m u znane sprzeczności psychiczne owej a ry sto k ra tk i, k tó ra u m iała łączyć rozw iązłość z w iern ą m i łością dla p rzy stojn eg o a nikczem nego lowelasa, a p ełn a n ien a wiści i pogardy w zględem ojczyzny w łasnej — rolę ag en tki tajnego w yw iadu rosyjskiego z m isty k ą w sty lu pani K rü d en er. Nie wie dział M ickiewicz o jej działalności szpiegow skiej, k tó rą dopiero w sto la t później u jaw n i w y dobyty z archiw ów 7 list do szefa i w łaś ciwego tw ó rcy carskiej policji tajn e j. P odejrzenia przeciw niej k ierow ane uw ażał za bezzasadne. W iedział, że gdy po klęsce po w stania W itt przez czas jak iś rządził w W arszaw ie, pan i K arolina niejednego z P olaków u rato w a ła sw ym w pływ em ; nie p rzypusz czał, że tak ie dopom aganie rodakom czyniła m aską d en u n cjato r- skiej akcji i carofilskiej agitacji. Nie czując do niej żalu za spraw y odeskie 8 — im ienniczkę jej b roni w K onfederatach przed zarzutem szpiegostw a, każe Jen erało w i odrzucić sugestie D oktora, k tó ry chciałby ją w ciągnąć do w yw iadu.
P oeta m a dla H rab in y p ew ną sy m p atię —- i w jej im ię do b rzy d kiej prozy zw iązku z jen e rałe m m oskiew skim dodał poezję m iłości K azim ierza Pułaskiego. P rzeniesiony je st ten rom ans w przeszłość niby szczęście m iłosne W altera i A ldony, ale rzuca na postać H ra biny św iatło jasn e w e w spom nieniach a k tu II — i niew ątpliw ie ciąg dalszy m iał sy m p atię dla niej wzmocnić. Nie w olno zapom nieć o ty m p rzy rek o n stru k cji.
Ogólne w yty czn e uzyskane dla niej z koncepcji całego dzieła wzbogacą się przez w ydobycie w szelkich zapow iedzi ze scen aktu I i II.
Scena w stęp n a — zbiorow a scena tra k to w a n a grupow o, tak że tylko kilka osób z sobą rozm aw ia, ale w pew nym m om encie w p ra w iająca cały tłu m w ru ch tea tra ln y , gdy w szyscy z prośbam i na piśm ie tłoczą się dokoła lo k aja — dobrze w yzyskuje dla ekspozycji pom ysł ukazan ia su p lik an tó w w przedpokoju nieobecnej H rabiny, w prow adza w sy tu a c ję polityczną i w stosunki osobiste, w ciąga w k rąg zain tereso w an ia konfederatów , Puław skiego (tak pisze n a zwisko to M ickiewicz), W ojewodę, którego się określa jako tajnego
7 Por. J. K l e i n e r , M i c k ie w ic z . W yd. 2. T. 1. L u b lin 1948, s. 475 i 475— 477, przypis.
8 S tw ierd ził to p o la ta ch w liśc ie do M ałgorzaty F u ller ( M i c k i e w i c z ,
188 J U L I U S Z K L E I N E R
agenta konfederatów . Z apow iedziane zostają przez M iecznika w ażne w ypadki, a u w y d atn ien ie szczególne tej postaci, w idocznie osobi stości w ybitnej w obozie k onfederacji, każe oczekiwać, iż ten p rze d staw iciel bezw zględności i aktyw ności p atrio ty czn ej pojaw i się jeszcze w aktach późniejszych.
Że autorow i idzie o ekspozycję, że słow a p ad ają nie po to, by w nich się w yżyły i za ich pośred nictw em działały postaci, lecz dla inform ow ania publiczności, to jask ra w iej Jeszcze uw idocznia się w scenie n astęp n ej. W praw dzie dialog H ra b in y i jej b ra ta ważny jest dla akcji, w praw dzie p ierw szym kro kiem istotnego dziania się d ram atycznego są zabiegi A dolfa o uw olnienie uw ięzionego księdza M arka, ale rozm ow a tak je st ułożona, by udzielić w iadom ości o fa k tach m inionych, uzasadniona zaś tym , że A dolf (należący do licznej rodziny pow ierników dram atycznych) p rze b y w ał z W ojew odą w P a ryżu, a w ich nieobecności H rab ina rozw iodła się z m ężem , pijakiem i bru talem , i zw iązała z Jen erałem . Scena ta w reszcie inform uje nie tylko o przeszłości niedaw nej i zupełn ie św ieżej (o afroncie w yrządzonym H rab inie i dającym pojęcie przepaści, k tó ra ją dzieli od polskiego społeczeństw a), lecz tak że o przyszłości. H rab in a mówi 0 swoim śnie: w idziała w nim Pułaskiego, wiodącego ją ku ukw ie conej górze, i groźnego W ojewodę, k tó ry oboje chw yta, rzuca w rów i krzyczy: „Pogrzebać, pogrzebać!“ J u ż finał II a k tu okaże, że co do H rabin y w różba m a się spełnić; ale m ożna oczekiwać, że 1 P u łask i zagrożony będzie śm iercią. To, że nie sam o spotkanie obojga przeczute zostało we śnie, lecz także w spólne pogrzebanie, nie jest w tak celow ym opracow yw aniu scen czymś obojętnym , cho ciaż tra d y c ja snów i poetyckiego ich w yzyskiw ania pozw ala na różne m odyfikacje w realizow aniu rzeczy śnionych.
Scena trzecia — zbliżająca do pom yślnego w yniku ak cję w sp ra wie K siędza M arka, daw nego spow iednika dom u W ojew ody — sło w am i podstarzałego Je n era ła , u k tó rego H rab in a w szystko zdoła w y jednać, uprzy to m n ia w agę chw ili dziejow ej; w ypow iedź zaś jego o zw ycięstw ie ostatecznym nad k o n fed eratam i stw arza efektow ną ironię faktów , gdyż w iadom o już, że g o tu je się stanow cza akcja konfederacka. Typ zaś tej akcji R osjanin c h a ra k te ry z u je sądem ogólnym o Polakach: „lei to u t ce qui respire conspire“ .
Tchnienie zagrażających jej niebezpieczeństw przynosi scena czw arta — rozm ow a J e n e ra ła z D oktorem . Inform acje, k tó ry ch udziela szpieg, śm ieszący chwilowo, lecz groźny, trochę m ącą łatw ow ierną, niem ądrą pew ność siebie, jak ą czuje w ielkorządca carski. Jeśli J e
n e ra ł w y d aje się bledszą kopią Nowosilcowa, pom ocnik przew yższa kolegę z D ziadów , jest przecież w zorow any na owym Boszniaku, k tórego M ickiewicz w w ykładzie X X V III k u rsu II nazw ie „zdrajcą, szpiegiem , daleko przebieglejszym od w szystkich znanych b o h ate rów tego p o k ro ju “ 9. J e s t on w dram acie znaw cą fizjonom ii, spe cjalistą rysopisów — i ta jego spraw ność m a się zwrócić zabójczo przeciw P ułask iem u . Nie przeszkodzi D oktor uw olnieniu zakonnika, chociaż b y stro dom yśla się w nim K siędza M arka. „Idź zająć się Pułaskim , nim sam ym je d y n ie “ — w zyw a go J e n e ra ł — „Masz jego rysopis, [...] obserw uj, trop, węsz, w ypuść sw ych ag entó w “.
Zapow iedziane efektow nie zjaw ienie się W ojewody, którem u efektu teatraln eg o m a dodać dw u nieodstępnych hajd u k ó w -T ata- rów, zaczyna scenę o istotn y m napięciu dram aty czny m i o d y n a m ice m ającej dalszą akcję rozpętać, gdy głów ną treść dram atyczną, w yznaczoną specjalnie aktow i I, w yczerpuje podpisany w obecności dostojnika polskiego rozkaz, by uw olnić zakonnika. W pozornie przy jazn y m zetknięciu w rogów Polak, poprzednio już aluzją w y raźn ą p rzy ró w n an y do K asjusza, spiskow ca o postaci posępnej, góru je u tajo n ą siłą chłodnego słowa nad dość ograniczonym Mo skalem . Z arysow uje się zam ierzone działanie W ojew ody, co w y biera się w góry K rę p a k u na polow anie i oświadcza, że dołoży starań, ażeby dać się poznać takim , jak im je st napraw dę. Na razie — za znacza on — „nie będzie to w łaściw ie polow anie. [...] Za k ilk a dni urządzę polow anie godne p an a i godne w ojew ody. [...] M am n a dzieję, że pan nie odm ówi mi zaszczytu w ypróbow ania strzelb n a szych“ .
W yelim inow any zupełnie poza tok dialogu (co ze stanow iska technik i dram aty cznej m usi budzić zastrzeżenia) św iadek rozm owy, D oktor, zaczyna uplan o w an ej akcji przeciw działać. Pod w pływ em jego uw ag i J e n e ra ł s ta je się p odejrzliw y i — decyduje się ucze stniczyć ju ż zaraz w rzekom ych łowach. D oktora oczywiście nie m yśli w ykluczyć od udziału. „P o d p atrzy m y liczbę, tw a rz e “ — m ówi zausznik. Je n e ra ł każe m u po balu, k tó ry odbyć m a się tego dnia, przyjść i pomówić. A z lęku, by w niełaskę nie popaść, jeśli m u Polacy popsują szyki, płynie w m onologu końcow ym groźba zbu rzenia K rakow a.
Isto tn y ch b o h ateró w d ram a tu w prow adza na scenę a k t II. D arzy widzów typowo ro m anty czn ą deko racją górską o zachodzie słońca.
190 J U L I U S Z K L E I N E R
I góry, i p rom ienie słoneczne b y ły dla przed rom antycznego i ro m antycznego te a tru pożądane; S chiller a k t I W ilhelm a Telia zakoń czył sym boliczną sceną pejzażow ą bez aktorów , w schodem słońca w śród Alp. G dy scena p rzedstaw ia p ięk n ą n a tu rę , u w y d atn ić może jej w alor en tu zjasty czn a apostrofa. T ypow y p rzy k ład daje S chille- row ska M aria S tu a rt, kiedy z w ięzienia do staje się w w olną p rze strzeń p a rk u i nieba. Więc w racający rzekom o w stro n y rodzinne K azim ierz P u łask i k o n w encjonalnym sty lem sen ty m en taln o -ro m an - tycznym przem aw ia do szczytów i w ic h ró w 10. P rzeciw staw iając niepokonalnem u optym izm ow i w odza polskiego m elancholię F ra n cuza de Choisy’ego po poniesionej klęsce, M ickiewicz sk o rzy stał ze sposobności (nie troszcząc się o anach ro n izm y powiedzeń), by p u bliczności francuskiej uprzyto m n ić rolę P olski i obowiązki F ran cji. S konfrontow ał zaś — co dla akcji dalszej nieobojętne — nie sam e n astro je obu przyjaciół, lecz ich strateg ię. P u łask i to im pro w izujący w ojnę p a rty z an t, Choisy to oficer ze szkoły w ojskow ej; sy m p atia i uznan ie poety są po stro n ie p a rty z an tk i. W scenie tej d an a też zostaje przepow iednia sięgająca poza ram y dram atu : „K siądz M arek przepow iedział nam , że p adniem y w w alce o tę sam ą spraw ę, spraw ę zw ycięską“ . Żeby dla F rancuzów jasn a była przepow iednia udziału w am ery k ańskiej w ojnie o niepodległość, de Choisy po chw ili w y raźn ie w zyw a: „Jed źm y do A m ery k i“ — i w ym ienia dw a nazw iska-sym bole: L a fa y e tte ’a i Kościuszki.
Nowy teren , na k tó ry w akcie II przenosi zm iana dekoracji (będąca, ja k często w d ram atach, także zm ianą środow iska), ognisko działań konfederackich, złączone zostaje z tere n em a k tu I przez osobę W ojew ody. Znow u w ejście jego poprzedzone je st u w y d a t nieniem roli i c h a ra k te ru m agnata. On to um ożliw ia now ą akcję w ojenną; on bow iem w ciąga do w alki narodow ej lu d tatrzań sk i, a p oeta stw ierdzić każe, iż w ładający toporem górale w arci są ko synierów (cenne to dla celów propagandow ych u tw o ru m ającego gloryfikow ać ogólnonarodow e, dem okratyczne dążenie w yzw
oleń-10 B rzm i m oże w tej p rzem ow ie, jak za u w a ży ła C h o r o w i c z o w a (op. cit., s. 83), od d źw ięk N ie s z p o r ó w s y c y l i j s k i c h (V ê p r e s Sic ilien n es) K azim ierza D e l a - v i g n e ’ a, autora W a r s z a w ia n k i . W scen ie p oczątk ow ej aktu I w ód z sp isk o w ców , Procida, zw raca s ię z ap ostrofą do m u rów Palerm a:
„Salut, m u r s d e P a le r m e \ J ’en j u r e p a r ce D ie u q u i nous d o it p ro té g e r, Vous se r e z aff ra n c h is du jou g d e l’étran ger!“
cze; m niejsza więc o anachronizm , jak im jest w ym ienianie kosy nieró w w łączności z kon fed eracją barską). P otężny sprzym ierzeniec m oże być je d n a k niebezpieczny; lęka się de Choisy jęgo samowoli. J a k zaś dialog z A dolfem w akcie I odsłonił niew ygasłe uczucie H rab in y dla Pułaskiego, tak w rozm ow ie z C hoisy’m uboczna uw aga u jaw n ia m iłość m łodzieńczą tajo n ą w sercu b ohatera.
Niepokój co do planów W ojew ody w zm aga scena 2: pro ro k kon- federacki, K siądz M arek (w edług błędnej info rm acji d ram a tu — sędziw y kapucyn) pow iada: „Z nam W ojewodę. J e st p atrio tą, lecz in te res dum y sw ojej staw ia wyżej niż in teresy ojczyzny. Nie ufam m u “ . Rozm owa P ułaskiego z K siędzem w tajem n icza w plan, k tó ry ju ż a k t p oprzedni kazał przeczuw ać: idzie o w targn ięcie do K ra kowa. Ale rzecz dziw na: prorok nie pochw ala tego p lan u i raczej s ta ra się od niego odwodzić; sądzi bowiem, że ty lko bezinteresow na miłość ojczyzny i Boga zapew nia powodzenie, a podejrzew a, że źródłem dążenia do zw ycięskiej w alki o K raków jest m iłość ku' H rabinie. I w b rew p ro testo w i b ohatera, p rzekonyw ającem u K się dza, w rozm ow ie ze sta ry m leśniczym lasów królew skich, Zbrój em n , w racają z siłą n ieo d p a rtą w spom nienia i p rag n ien ia dawne.
W n astęp u jącej potem efektow nej scenie zbiorow ej p rzestrzeń zapełnia się K ozakam i i T a tara m i W ojewody, strzelcam i i góralam i i oddziałem piechoty fran cu sk iej. In icjaty w ę m a w ręk u W ojewoda. A m im o że P ułaskiego u zn aje za syna („Je Vadopte pour m o n fils
en R ep u b liq u e“) i przenosi na niego swe p raw a wobec poddanych
górali, m im o że w szystkich zapala w ia rą w zw ycięstw o n ad Rosją, bo przecież M oskale m niej są lo tn i od krogulca, którego każe za strzelić, i nie tak tw ard zi ja k dąb, k tó ry ściąć każe (przem aw ianie ta k ie czynam i obrazow ym i b ardziej odpow iada stylow i Ind ian Coopera niż Polaków , ale zgodne je s t z efektam i m elodram atów paryskich), m im o b ijącej z jego postępow ania atm osfery p a trio tyzm u — m o torem głów nym je st p ry w a ta : chęć pom szczenia się na Je n e ra le i u k a ra n ia córki, co h a ń b ą o kryła s ta ry ród m agnacki. K siądz M arek znow u m a odczucie czegoś złego i o dtrąca kielich, k tó ry m górale chcą pić jego zdrow ie; ale gdy łączą się z nim w m o d litw ie do N ajśw iętszej P an ny , przem aw ia jak o ich wódz duchowy, w iodący w im ię Boga. W ojew oda w y d aje rozkazy:
11 L e ś n i c z y , i n s p e c te u r des forêts, ni e g a j o w y , jak go ty tu łu ją p rze k ład y; i Z b r ó j l ub Z b r ó j (w o ry g in a le Z b r o y), n ie Z b r o j a , chociaż
192 J U L I U S Z K L E I N E R
R uszcie ty m parow em na p raw o [poleca P u ła sk iem u i C h oisy’em u ]. L u dzi tych zo sta w icie w przejściu podziem nym łączącym się z klasztorem oo. karm elitów ,. Z ejd ziem y się w p iw n icach karm elick ich . M ieszczanie n a s tam oczekują. P orozu m iem y się.
P lan zostaje nagle zm odyfikow any. W iadom ość o przybyciu ro syjskiego w ielkorządcy zm usza do przyśpieszenia działań. W ojew oda w olałby w praw dzie nie skorzystać z tego, że w róg m u w pada w ręce — „Z niknięcie jego zaalarm ow ałoby załogę“ — ale jeżeli J e n e ra ł okaże, iż dom yśla się praw dy, zginie ze sw ą św itą. Po trzech ludzi z orszaku m ag n ata m a być przy każdej osobie nowo p rzyb yłej i w m ilczeniu oka z niej nie spuszczać. Taki rozkaz o trzy m u je Zbrój i dw aj T atarzy, Ju ssu f i Seid.
WOJEWODA
B ęd ziecie na m n ie patrzeć, na m nie. J e śli dam znak czapką i w y p o w iem te słow a: W ojew oda idzie do Baru... te słow a, rozum iecie?
ZBRÓJ, JU SSU F I SEID
Tak, jaśn ie w ielm o żn y panie.
WOJEWODA
W tedy się rzu cicie każd y na sw ojego. Z ab ijecie w szy stk ich m ężczyzn, kob iety, sługi. S trą cicie ich do w ąw ozu. N iech śladu n ie b ęd zie po nich.
JU SSU F I SEID
Tak, ja śn ie w ielm o żn y panie.
ZBRÓJ
Jak to? K obiety?
WOJEWODA
W szystkich.
ZBRÓJ
A leż, panie... A le pani hrabina? córka pańska? H rabia A d o lf m ów i, że i ona także...
WOJEWODA
P ow ied ziałem : w szystk ich .
P ełne trw ogi słow a Z broja kończą akt: „Boże mój! Co to znaczy? Co z nam i będzie?“
F in ał a k tu II u trz y m an y je st w sty lu pow ieści w altersk o tto w - skich i d ram ató w ro m an ty k i fran cuskiej: p lan taje m n y i straszny, znak i słow a m ające być hasłem w ykonania planu. W ystarczy p rzy
pom nieć rozdział Q uentina D urw arda, w któ ry m król L u dw ik XI m ając p rzy ją ć u siebie w rogów swych, F ilipa C revecoeura, posła księcia B u rg u nd ii, i k ard y n ała, poleca u k ry te m u zbrojnem u K w en- tynow i: „G dy pow iem : Szkocja n ap rzód — zabij w y strzałem C re v e c o eu ra “ — i rozdział inny tej powieści, w któ ry m L udw ik X I oczekuje astro log a G aleottiego i pow iernikow i sw em u T ristanow i, stojącem u na stra ż y p rzy w ejściu, d aje w skazów kę: jeśli powie: „ Je st n ad nam i n iebo “ — T ristan m a wychodzącego zabić (obydwa plany nie dochodzą do urzeczyw istnienia). Tkw i w pam ięci każdego słuchacza i czy teln ik a hasło rogu w H ernanim . W dram acie D u- m asa-ojca L a M aréchale d ’A ncre 12 L eonora każe uw ięzić księcia, gdy znak da upuszczając rękaw iczkę.
I n ad ak tem I, i n a d II, i nad p ersp ek ty w ą dalszej akcji góruje postać W ojew ody. J e d y n a to w dram acie k rea c ja istotna, jed y n a osobistość dużej m iary. N akreślona je s t ciekaw iej w akcie I niż w efekciarsk ich ry sach a k tu II, k tó ry w ogóle w ypadł znacznie słabiej. G dy H rab in a, D oktor i J e n e ra ł m ają tętn o życia, P u łaski i Choisy są k onw encjonalni, papierow i, a K siądz M arek — po m im o rysów K siędza P io tra, O leszkiewicza i R obaka — n ajb ardziej chyba św iadczy o b ra k u n a tc h n ien ia u poety.
W akcie II a u to r p rzy w iązu je w agę do stro n y w idow iskow ej i pew ne się w ydaje, że m ożliw ości w idow iskow e w yzyskał rów nież w trzech następnych. A k t III zapew ne zachow a d ekorację górską, ale odm ienną od poprzedniej. A ktow i IV m ogą dać tło nastrojow e podziem ia k laszto ru karm elitó w ; podziem ne lochy czy krużganki częste były w m elo d ram atach i przeszły rów nież do d ram a tu ro m antycznego; p oeta polski nie zrezygnow ał chyba z tego efektu, skoro m ówić każe o przejściu tajem n y m i o podziem iach klasztor nych. Jeszcze jed n ą m ożliw ość daw ał K raków , ukazany w słow ach Pułaskiego. Może więc W aw el użyczył deko racji scenom ostatnim .
R ek o n stru k cja akcji, k tó ra się m iała rozegrać na tle ty ch deko racji, sporo w yty czn ych otrzym ała w zapow iedziach scen zanalizo w anych. Ale będzie ona m iała m im o to sporo lu k i sporo rzeczy w ątpliw ych. Przecież n a w e t w n ajk o n sek w entn iej budow anym d ram acie — u klasyków francuskich, u L essinga — dw a ak ty po czątkow e nie d e te rm in u ją całkow icie następny ch ; zawsze znacze nie w y b itn e m ają niespodzianki, zw ro ty nieoczekiw ane.
12 N a dram at ten u w a g ę zw raca C h o r o w i c z o w a , op. cit., s. 84.
194 J U L I U S Z K L E I N E R
W ątkiem h istorycznym je s t opanow anie zam ku w aw elskiego dzięki tajem n em u przejściu — opanow anie, przedstaw ione w spo sób bardzo d aleki od relacji h isto ry c z n y c h 13. W podziem iach k la sztoru k arm elitó w m a n astąp ić — jak polecił W ojew oda — sp o t kanie z m ieszczanam i k rakow skim i. M ieszczan prow adzi zapew ne M iecznik, tak dobrze zoriento w any w plan ach konfederackich.
Ale zw ycięstw o nie będzie całkow ite i niezm ącone. K ażą tego oczekiwać złe przeczucia K siędza M arka, k tó ry sceptycznie odniósł się do m yśli o zajęciu K rakow a. Szkodliw ie w p łyn ie pokrzyżow anie zam iarów W ojew ody przez D oktora, co skłonił J e n e ra ła do w y b ra nia się w góry na zw iady. N astąpi to, czego się obaw iał in ic ja to r w łaściw y krakow skiego planu: przedw czesne zaalarm ow anie załogi rosyjskiej. W praw dzie k onfederaci znajd ą się niespodziew anie w środku m iasta, bo tajem n ica przejścia podziem nego nie jest znana wrogom , ale żołnierze J e n e ra ła będ ą przygotow ani do w alki. Może to powód, że zajęty będzie zam ek, nie m iasto całe.
A zdobycie W aw elu nie będzie try u m fe m Pułaskiego. Znow u za pow iada to sw ą pow ściągliw ością K siądz M arek, dom yślający się, że dążenia b o h atera nie są zu pełnie b ezinteresow ne i że wobec tego nie m ają ręk o jm i pow odzenia. S tan ie się coś, co pow strzym a P u łaskiego i zgodnie z p raw d ą h istoryczn ą uczyni zw ycięzcą Choi- sy ’ego.
Rozm owa D oktora z Je n e ra łe m w akcie II dała poznać, że n ie bezpieczeństw o sk ra jn e zaw isło n a d K azim ierzem . Szpieg w ysiłki sw e m a skierow ać przeciw ko P ułaskiem u, opierając się n a swej zna jom ości rysopisów . N am ów iw szy w ielkorządcę m oskiew skiego do w y p ra w y w góry, nie pozostaw i go n iew ątp liw ie sam ego z jego św itą; w ślad za Je n e ra łe m podążać będzie taje m n ie z ag entam i sw ym i, zapew ne i z żołnierzam i. On lub ag en t k tó ry ś pozna P u ła s kiego i p o sta ra się go unieszkodliw ić. Może ja k P łu t kazał podstępnie m ierzyć do Tadeusza, p ad nie p odstępny strzał w stro n ę w odza kon fed eratów i jakk o lw iek go nie zabije, zada m u ciężką ranę.
D oktor w te n sposób okazałby się najgroźn iejszym p rzeciw n i kiem ; on to je st in try g a n te m , czarny m ch arak terem , ta k w ażną ro lę g rający m w pow ieści sensacyjnej i w dram acie p rzed ro m an ty cz- n ym i rom antycznym . Don S allu ste w R uy-B lasie, Hom odei w A n g elu
13 P e w n e ty lk o szczegóły m o g ły b y ć dla M ick iew icza podnietą: p od su n ięcie się d e C hoisy’ego pod m ur za m y k a ją cy ogród k arm elitów , p rzed ostan ie się przez otw ór w m urze, d o ta rcie do za m k n iętej b ram y pod ziem n ej. S p otk an ie w p od ziem iach jest w y m y słe m p oety.
Hugo — to jego krew niacy. J a k p o p rzednik z Dziadów, zostanie on n iew ątp liw ie u k a ra n y śm iercią i to zapew ne w sposób niezw ykły; może dow ódca tow arzyszących m u R osjan pow eźm ie podejrzenie, że w łaśnie D oktor w ciągnął Je n e ra ła w p u łapkę śm iertelną, i w y m ierzy m u karę.
Los J e n e ra ła zapow iedziany je st w rozkazach W ojew ody z końca ostatniej zachow anej sceny. A zem sta W ojew ody to zasadniczy mo ty w d ram atu . Je j dokonanie w y n ik a i z poleceń danych, i z ch arak te ru m agnata, przyró w nan eg o do posępnego K asjusza-spiskow ca. P ostępow anie jego będzie i b arb arzy ń sk ie — i rzym skie.
W rozm ow ie z C hoisym odw raca się on od cyw ilizacji eu ro p ej skiej żałując, że dzieci chow ał w jej duchu, i pow iada: „ S taję się na nowo jed n y m z przodków m oich, b a rb a rz y ń cą “ („Je redeviens
u n de m es ancêtres, u n barbare“). P oprzednio m ieniąc ironicznie
J e n e ra ła T ytu sem zaznaczył, że lu b i histo rię staro żytn ą. D la w ieku X V III i dla Polaków h isto rią staro ży tn ą b y ły przede w szystkim czyny R zym ian b roniących rep u b liki. W ojew oda m iał w pam ięci B ru tu sa zabijającego synów...
W poezji polskiej zw iązała się ju ż pew na tra d y c ja z ty tu łem W ojew ody. W M arii M alczew skiego kierow ał w yp adk am i dum ny W ojew oda każący zam ordow ać synow ą w im ię h o no ru rodowego. B ru ta ln y m ściciel czci splam ionej w ystępow ał rów nież w Czatach, tylko że tam udarem nio n e zostały jego plany.
W ojew oda z K o n federa tó w czynu dokona, choć m oże z pew nym zaham ow aniem . Czy bow iem bezcelowo podkreślone było p rzyw ią zanie Z b ro ja do H rabiny? Czy nie było to planow o uw ydatnione, że gdy trzem ludziom m ściw y m ag n at daje rozkaz krw aw y, T atarzy J u s su f i Seid bez sk ru p ułów i w ah an ia m ów ią: „Tak, p an ie“ , ale nie w tó ru je im Zbrój i p rag n ie od H ra b in y odwrócić niebezpieczeń stwo? Ju ssu f i Seid są pom yślani jak o m ordercy, Zbrój jako ten, co przeciw staw ić się zechce m orderczym zam ysłom . Ale chyba nie przeszkodzi zadaniu ran y — chyba ty lk o nie pozw oli H rab in y do bić ani strącić do w ąw ozu.
Zgodnie ze snem w różebnym ak cja m usi zm ierzać ku śm ierci H rabiny. P rzypuścić należy, że także ku śm ierci W ojew ody. Z byt odrażający byłb y w idok ojca wychodzącego cało po zam ordow aniu córki. Śm ierć tylko pogodzić m oże z postacią tw ardeg o m ściciela czci zhańbionej i do sto jn ika R zeczypospolitej, co n a d sp raw ę n a rodu w yniósł p ry w atę. Może szukać będzie śm ierci w w alce — może rzym skość ukaże w śm ierci sam obójczej. Bo przecież m yśl
196 J U L I U S Z K L E I N E R
0 śm ierci była m u bliska, gdy praw o swe odstępow ał P u łask iem u . Sen w różebny nie sam ą śm ierć zw iastow ał, lecz i p o w ro tn ą falę miłości, spotkanie ukochanego przed k a ta stro fą. I w ątpić nie m ożna, że w śród gór n a stęp u je spotkanie ponow ne P ułaskiego i K a ro lin y — 1 chw ila szczęścia. Może w m yśl um iłow ania k o n tra stó w sk ra jn y c h przez te a tr ro m an ty k ów fran cu skich spo tkan ie p rze rw a n e m iało być strzałem ran iący m Pułaskiego. I m oże strz a ł te n spraw ia, że W ojew oda d aje znak czapką i słow am i: „W ojew oda idzie do B a ru “ — znak zaczęcia pogrom u.
Jeżeli nie m ożna uw ierzyć, że rola D oktora kończy się w a k cie I, ty m b ardziej k on ty n u o w an a być m usi rola K siędza M arka. Nie n a próżno zrobił go M ickiewicz i prorokiem konfederackim , i daw nym spow iednikiem H rabiny. Od niego zapew ne ta k o b ieta — w inna, lecz nieszczęśliw a i kochająca — o trzym ałaby rozgrzeszenie p rzed zgonem. On też jako d rugi K siądz P io tr uk azałb y proroczo dalsze dzieje Polski.
Proroctw o i cud — to w edług p rele k cji p ary sk ich in te g ra ln e sk ład n ik i d ram a tu słow iańskiego. Nie zab rak n ie więc p ro ro c tw a w sztuce fran cu sk iej. Czy i cud się znajdzie? Nie zary zy ko w ałb y go w pełnej realizacji a u to r m yślący o tea trz e parysk im . A le m oże p ew n e podobieństw o łączyło u k a ra n ie D oktora ze śm iercią zausz nik a Nowosilcowa; może i teraz niezw ykła śm ierć szpiega zyskała p iętno k a ry Bożej.
J a k przed staw iało się rozdzielenie owych praw do p odo b nych m o m en tó w dalszego ciągu m iędzy trz y akty? Z apew ne w akcie III ro zegrałoby się spotkanie H rab in y z daw nym ukochanym , z ran ien ie Pułaskiego, m ordow anie Je n e ra ła i jego św ity, zadanie ciosu H ra binie, pró b a rato w an ia przez Z broja, a potem potyczka z n ad b ie gającym i żołnierzam i carskim i, zakończona oczywiście ich klęsk ą wobec przew agi sił polskich, ale pozw alająca chyba u jść jed n e m u z nich, by zaalarm ow ać załogę — i k a ra dosięgająca D oktora.
A kt IV był zapew ne aktem złączenia się sił polskich w podzie m iach, śm ierci H rabiny, k tó rą na rów ni z ciężko ran n y m P u ła sk im przeniesiono w klaszto rne p o tajem n e przejście, przed śm iertn eg o po żegnania jej z K azim ierzem , odpuszczenia jej w in przez spow ied nika, może rów nież przez tw ardego p a trio tę M iecznika; m oże do chodziło też po śm ierci córki do sam obójstw a W ojew ody.
A k t V to praw dopodobnie a k t zdobycia zam ku królew sk iego — n ie bez starcia z załogą. P u łask i nie bierze udziału czynnego, ale je s t zapew ne św iadkiem try u m fu . M ickiewicz jednak, co n a w e t w sło
necznej księdze ostatniej Pana Tadeusza kazał sta re m u M aćkowi p rzew idyw ać kieskę, pew nie i tu ta j up rzy to m n ił niepełność zw y cięstw a, grożące oblężenie 14 i grom adzące się w ogóle n ad P olską c h m u ry złow rogie. Może dołączał się ponow nie m otyw przyszłego udziału dw u b o h aterów k o n fed eracji w obcej w alce o niepodle głość. M roki zaś w szelkie rozjaśniało zapew ne m esjanistyczne p ro roctw o K siędza M ark a 15.
Ze sp raw ą ciągu dalszego łączy się inne jeszcze pytanie: czy przypuścić wolno, że ek sp resja poetycka, k rępo w an a użyciem fra n cuszczyzny, zy sk ałaby m im o to w iększą siłę w tragicznych i lirycz n ych m om entach? O dpow iedzi dać nie podobna. A kty zachow ane sto ją poniżej poziom u tw órczości M ick iew icza16, i w przeciw ień
14 P om im o b o h a terstw a oblężon ych sk oń czyło się ono 23 IV 1772 k a p itu lacją.
15 C h o r o w i c z o w a w w a rto ścio w ej sw ej k sią żce O „ K o n f e d e r a t a c h
barskic h" (s. 47— 49) zajęła się rów n ież próbą rekonstrukcji. A le rek on stru k cja
to dow olna, czasem niezgod n a ze w sk azów k am i, które w yd ob yć m ożna z tek stu . W edług przyp u szczeń w sp om n ian ego studium , w ak cie III w śród gór, po roz m o w ie J en erała z D ok torem zw racającym u w a g ę na sym p tom ata b lisk o ści k o n fed eratów , napad u k ry ty ch ludzi W ojew od y kończy się tym , że „po krótk iej w a lc e D októr za b ity lub u ciek a; J en era ł dostaje się do n iew o li. H rabina, w o statn iej c h w ili u ratow an a przez Z broję i A d olfa, ranna; czując zb liżającą się śm ierć p ragn ie po raz ostatn i ujrzeć P u łask iego. W ojew oda żału je sw e g o czyn u “.
T reść dw u d alszych ak tó w m ia ła b y się p rzed staw iać następująco: „ A k t c z w a r t y — [...] obóz k o n fed era tó w [...]. N arada nad d alszym i p lan am i w o jen n ym i [...]. W chodzi W ojew od a z p ojm an ym Jen erałem i ranną H rabiną. O. M arek sp ow iad a H rabinę. P o jed n a n ie H rabiny z P u łask im . W ezw an ie ze stron y H rab in y do o fiarow an ia sw eg o bólu na ołtarzu m iło ści ojczyzny. Ś m ierć H rabiny. O. M arek b udzi w P u ła sk im boh atersk iego ducha, a m oże też p rzeko n u je znęk an ego Jen erała, aby n ie przeszk ad zał kon fed eratom w zdobyciu K ra k o w a “. (Z daniem C h o r o w i c z o w e j (op. cit., s. 24—25) M i c k i e w i c z , k tóry w ogóle n ie liczy ł się z tym , że P u ła sk i n ie b rał u d ziału w w a lc e o zam ek k ra k o w sk i i że n ie b y ł też pod K rak ow em O. M arek ■— c h w a łę zdobycia K rakow a p rzen iósł z C h oisy’eg o na P u łask iego.)
„ A k t p i ą t y — [...]. W alka pod m uram i K rakow a. [...] Śm ierć W ojew od y i rozpacz Zbroi. Z d ob ycie K rakow a. E n tu zjastyczn a scena. O. M arek i P u ła sk i p od k reślają zn aczen ie te g o z w y cięstw a . M esjan iczn o-rad osn y w y d źw ięk na p rzy szło ść“.
16 S ąd y co do tego są pod zielon e. W ielk ość n a zw isk a M ick iew icza zagłu szyła k ry ty cy zm T a r n o w s k i e g o , tak w ra żliw eg o na w a lo ry a rtystyczn e — i u zn aw ał on K o n f e d e r a t ó w za d zieło b lisk ie G oethem u i S h a k esp ea re’ow i, a za g in ięcie ich trzech a k tó w za n a jw ięk szą stratę litera tu r y p olsk iej. S u g e sty w n e d zia ła n ie i au torstw a M i c k i e w i c z a , i n a zw isk a P u ła sk ieg o k azało C h m i e
-198 J U L I U S Z K L E I N E R
stw ie do o ryginalnej i głębokiej koncepcji drugiego d ra m a tu f ra n cuskiego, k ilk u scen d ram a tu o Ja k u b ie Jasiń sk im 17, nie w znoszą się ponad przeciętność ów czesnych sztuk te a tra ln y c h P aryża. Na publiczność p a ry sk ą działać m ogły egzotyką te m a tu i budzeniem sym p atii dla Polski. W ow ym czasie je d n a k Polacy nie byli tak m odni ja k w r. 1831 — i fachow cy pary scy widocznie m ieli w ą t pliw ości co do sukcesu dzieła 18.
P ra k ty c y tea tra ln i, k tó rzy nie dopuścili K o nfed erató w barskich na scenę, skrzyw dzili M ickiewicza, boć gry w ano d ram a ty znacznie słabsze. Ale jego w ielkości poetyckiej i pow adze lite ra tu ry pol skiej oddali przysługę. Nie było rzeczą pożądaną, by w opinii fra n cuskiej u trw a liła się pam ięć o n ajw iększym poecie polskim jako o autorze K onfederatów .
l o w s k i e m u (A d a m M ic k ie w ic z . W yd. 3 popraw ione. T. 2. W arszaw a 1901, s. 225) p ow ied zieć o tym bohaterze: „M im o [...] lek k ich skaz jest to n a jsy m p a tyczn iejsza postać, jaką k ied y k o lw iek stw orzył M ick iew icz, jest to jedno z n a j g en ia ln iejszy ch odtw orzeń n aszego ch a rak teru “. K a l l e n b a c h za ją ł sta n o w isk o k rytycyzm u i u m iark ow an ego szacunku; z u zn an iem m ów i o K sięd zu M arku (op. cit., w yd . 4, t. 2, s. 260—261). N a ocen ę zd ecy d o w a n ie u jem n ą p o staci P u ła sk ieg o od w a ży ł się A dam B e ł c i k o w s k i (D r a m a t M i c k ie w ic z a
„ K o n fe d e r a c i b a r s c y “. P a m i ę t n i k T o w a r z y s t w a L i t e r a c k i e g o i m.
A. M i c k i e w i c z a , II, 1888, s. 35— 67), p rzyznając za to duże w a lo ry i m o ż li w ości tragizm u W ojew odzie, H rab in ie i Jen erałow i; od m ów ił jednak u tw o ro w i dram atyczności istotn ej. Ś w ieżo sąd n eg a ty w n y w y p o w ied zia ł W iktor W e i n - t r a u b w a n g ielsk iej k sią żce o M ick iew iczu (The P o e t r y of A d a m M i c k i e
w icz. ’s G raven h age 1954, s. 272—273).
17 G łęb ię k on cep cji p olityczn ej w sc e n ie 3 u w y d a tn ił S ta n isła w S m o l k a
(P o l i t y k a L u b e c k ie g o p r z e d p o w s t a n i e m li s t o p a d o w y m . T. 2. K rak ów 1907, s. 57—
60). J ó zef K a l l e n b a c h zaś (op. cit., w yd . 4, t. 2, s. 266) o k reślił d ialog ten jako h isto ry czn ie i sp o łeczn ie n a jw a żn iejszy w śród n ap isa n y ch przez M ick ie w icza.
18 W ich p osiadaniu ręk op is pozostaw ał przez szereg lat. C h o p i n p isze w r. 1845 do K rystyn a O strow skiego: „D ram at M ick iew icza w ręku P. F ran çois“ .