ŚWIĘTOKRZYŻCY
P I E R W S Z E T A J N E , T O W A R Z Y S T W O
D E M O K R A T Y C Z N E W W A R S Z A W I E .
(Kartka archiw alna z roku 1838).
Znane i w ybitne w śród in telig en cji warszawskiej przed ósmym dziesiątkiem ubiegłego stulecia osobistości: ś. p. A leksandra K ra jew skiego, tłómacza Fausta G oetego i w spółpracow nika Gazety
P olskiej za redaktorstw a E dw arda Lea, oraz ś. p. Mieczysława W y
rzykowskiego, mecenasa, otaczała zawsze w opinii ogółu jakaś nieo kreślona przedm iotow o legenda o ich udziale czynnym w wykry- tem ongi w W arszaw ie za czasów Paskiew icza tow arzystw ie taj- nem i o długotrw ałym ich pobycie w kopalniach Zabajkalskich.
Stosunki zaw odu obrończego zbliżyły mnie do Mieczysława W yrzykow skiego, przed reorganizacyą sądow ą z roku 1876. A le ksandra K rajew skiego rów nież znałem osobiście, spotykając się z nim stale w siódmym i ósmym dziesiątkach ubiegłego wieku na w ie czorkach w torkow ych u ś. p. Marjd Unickiej, poetki i redaktorki
Bluszczu. Bywali na tych zebraniach tow arzyskich epigonowie sę
dziwi czasów burzliwych 1863 roku, zestosunkow ani bliżej z nie- żyjącym już panem Tomaszem, mężem Unickiej, na wygnaniu zm ar łym. Bywali tam również ludzie młodzi, ze Stanisław em K rzem iń skim i Henrykiem W ohlem eks-syTirakiem na czele, wszyscy^, p o mimo ciężkjch doświadczeń losowych, z ufnością w yglądający dni lepszych i snujący pasmo wspom nień o przebytej doli, bez skargi i bez rozczarowania.
W spólność ideałów, żywe interesow anie się sprawami literatury, sztuki i polityki narodowej, kojarzyły ze sobą owe grono ludzi sędziwego i młodzieńczego wieku nicią wzajemnej sympatyi, i sta now iły dla otoczenia nigdy nie w ysychające źródło tradysyi cza
sów odległych i bliższych, zawsze bolesnych, a zawsze z jedna- kiem um iłowaniem i poszanow aniem przez świadków ich naocznych wspom inanych.
Co jednak — ciekawego i życzliwego słuchacza luźnych roz mów i uw ag owych niedobitków armii zesłańców z rozmaitych epok burzliwych dziejów krajow ych — zastanaw iało, to ow a bez względna, systematyczna niemal, wstrzemięźliwość od poruszania spraw , w których oni o s o b i ś c i e czynną grali rolę; unikanie opo wieści o przebytych na w ygnaniu dolegliw ościach, tak, jakb y owe w ydarzenia nie stanow iły czegoś w yjątkowego, nie należały do rzędu katastrof życiowych, które częstokroć stanowiąc przełom, w ytrącają jego ofiarę z orbity potocznego bytu i doli jej nadają nieoczekiw any kierunek.
Odbiciem tej w łaśnie charakterystycznej cechy osłaniania przy gód osobistych nieprzenikalną gazą tajemniczości, je st znam ienne w literaturze naszej ubóstw o pam iętników zesłańców syberyjskich, brak źródeł autentycznych do dziejów nietylko epok dawniejszych polistopadow ych, lecz naw et do epoki nam bliższej, postyczniowej 1863 roku.
L iteratu ra z tej dziedziny stała się w prawdzie w ostatnich czasach obfitszą, a naw et w ytw orzyła we Lwowie i W ilnie w yda wnictwa, specyalnie poświęcone wspomnieniom tej ostatniej epoki. W stosunku wszakże do dosyć znacznej większości inteligencyi w śród ofiar politycznego przew rotu, która na zesłaniu długie spę dziła lata, należałoby mniemać, iż w łaśnie owe sfery towarzyskie, jako władające językiem literackim, winne byty pozostaw ić poto mności echa przeżytych w ydarzeń i ułatwić tą drogą przyszłym historykom możność źródłow ego w yjaśnienia udziału w ybitniej szych jednostek w zawierusze politycznej, tak znamiennemi n a stępstw am i w losach narodu zaznaczonej.
S tało się jed n ak inaczej, a stało się to, nietyle z pow odu nie chęci do pisania pam iętników —stanowiącej poniekąd cechę chara kterystyczną czasów naszych, odmienną od dawniejszej, gdy pisa nie takich pam iętników należało, rzec można, do dobrego tonu i uważało się niemal za obowiązek obyw atelski,—lecz stało się to przew ażnie z racyi pewnej zasady, przez zesłańców syberyjskich czasów nowszych ściśle obserw ow anej—aby nie wysuwać swej oso
bistości na plan widoczniejszy, nie starać się o zw racanie na siebie uwagi ogółu.
Związani koniecznością i węzłem solidarności wspólnej doli w liczniejsze grupy, poddane dobrow olnie autorytetow i jakiejś wybitniejszej jednostki, tow arzysze wygnania uważali los swój za
zupełnie do losu ogółu podobny, nie w yróżniający bynajmniej k o gokolwiek bądź z nich silniejszem brzm ieniem doznanej klęski, nie zasługujący utrw aleniem go w pam iętniku na w yjątkow ą potom no ści pamięć.
Zbyt mało dotychczas poświęcono uwagi charakterystyce, nie mal typow ej, zesłańców syberyjskich. W zestaw ieniu z charakte- rystj^ką em igracyi polskiej dawniejszej i nowszej em ig racy i— owi niedobrow olni emigranci z kraju — cechowali się pew nem zrów no ważeniem umysłowem, pew ną pow agą i spokojem, a nadew szystko pew ną nicią braterstw a, która ich kojarzyła ściśle, w doli i niedoli,
Takiego objawu nie spotykano między em igrantam i na Za chodzie i za Oceanem, gdzie,’ pomimo w ytw orzonych grup związ kowych, panow ała wzajemna ku sobie nieufność, brak uczuć bra terstw a i pew na krzykliwość haseł, stanow iąca niem al ogólną owych związków cechę.
Pow racający z zesłania do kraju w ygnańcy utrzym ywali n a dal życzliwe między sobą stosunki. Nie oddzielały ich od siebie ani tytuły rodow e, ani też różnice mąjątkowe. A rystokrata z rodu i umysłu nie czuł się bynajmniej wyższym od szaraczka, którego był tow arzyszem na w ygnaniu. Cechow ała ich wszystkich skrom ność i powaga, jako odbicie w pływ u ciężkiej doświadczenia szkoły, której nauki uważali za przew odnią w życiu wskazówkę.
Przypom inam sobie pew ien fakt charakterystyczny, którego byłem świadkiem naocznym. Chodziło o postaw ienie pomnika skład kowego zm arłem u towarzyszowi w ygnania. Zaproponow ano, by pod nazwiskiem ofiary, dać napis: „towarzysze sm utnej d o li zm ar
łego“ , i podznaczyć go nazwiskami składkodawców. Sprzeciw ił się
temu jeden z sędziwych w ygnańców , tw ierdząc, że nie chodzi tu o utrw alenie w kamieniu nazwisk tow arzyszów wygnania, lecz je dynie i w yłącznie o uczczenie p a m ię c i— Z m a rłe g o ...
Nie szkoła wygnania w yrobiła między jej wychowańcami ową wysoce etyczną zasadę — unikania wszelkich pokus do reklam o w ania poniesionej dla w spólnego ideału ofiary. Z taką zasadą przybyli już na wygnanie. W imię pielęgnow anego w sercu ideału, owe setki t3^sięcy ludzi pośw ięciły to wszystko, co w życiu ludz- kiem stanowi, skarb najwyższy: rodzinę, stosunki najbliższe, stano wisko społeczne, dające możność pracy i utrzym ania. Gdzieindziej, przew roty polityczne i rozmachy, podejm ow ane dla zmiany istnie jącego stanu rzeczy, stanow ią pole do odznaczenia się, do w ysu nięcia się na w ybitniejsze w hierarchii społecznej stanow isko, i, nie rzadko, stanow ią podstaw ę do wywalczenia sobie karyery osobi stej. Tego rodzaju pobudek nie mieli i mieć nie mogli ci, którzy,
staw iając wszystko na kartę losu: dobrobyt, zdrowie i życie w ła sne, wiedzieli dobrze, że będą zmuszeni działać w ukryciu, że ich nazw isk i zasług szeroki ogół znać nie będzie, a jeśli się o nich dowie, to jedynie z listy ofiar expiacyi.
T a więc wyłącznie cecha idealna skromności i rezygnacyi, w spólna wszj-stkim wygnańcom syberyjskim i przeważnie niew i dzialna, a silna kontrola moralna, stosow ana do ich konduity na w ygnaniu i po jego odcierpieniu, była źródłem wstrzemięźliwości ich w odsłanianiu przed otoczeniem szczegółów osobistych, skoja rzonych z wydarzeniami doniosłości historycznej i tłóm aczy po niekąd brak w historyografii czasów now ożytnych należytych in form acji o istocie i przebiegu wielu pierw szorzędnego znaczenia epizodów dziejowych doby polistopadow ej i późniejszej.
Do takich właśnie epizodów należało utw orzenie w czwartym dziesiątku ubiegłego stulecia w W arszaw ie tow arzystw a tajnego, zwanego demokratycznem, do którego składu, między kilkunastu innymi członkami, należeli Mieczj^sław Wj^rzykowski i A leksander
Krajewski.
*
* *
W czasach naszych pojęcie demokratyzmu—w przeciw staw ie niu do pojęcia konserw atyzm u—zmieniło doszczętnie pierw iastkow e swoje znaczenie. Demokracjm daw niejsza oznaczała — panow anie ludu, miała przew ażnie charakter polityczny, rewolucyjny. Tego po jęcia „szczątkow ego“ nie można stosow ać do dem okracyi now o
czesnej, która je st par excellence — socyalną.
T ow arzystw o dem okratyczne w arszaw skie było niew yraźnem echem utw orzonego w P aryżu 17 m arca 1832 r. tow arzystw a tej nazwy7, ktpre, rów nież w przeciw staw ieniu do prądów dem okra tycznych, zapoczątkow anych przez Sejm czteroletni w znaczeniu
reformacyjnem, starało się rozkrzew iać w społeczeństw ie polskiem
zasady rew olucyjne klubów nadsekwariskich, jako objaw reakcjd przeciw dążnościom Św iętego Przym ierza. W tem znaczeniu T o w arzystw o dem okratyczne, utw orzone w łonie emigracyi polskiej w Paryżu, starało się połączyć „spraw ę p olską“ ze spraw ą „wol ności ludó w “ w duchu dem okratyczno-republikańskim , by tą drogą „wznieść się do harmonijnej jedności z kosmopolitycznym zastę pem rew olucyonistów , co mieli odmienić postać E u ro p y “.
Echa owych prądów przew rotow ych nie przeniknęły do P o l ski kongresow ej, lecz załamawszy się w swem odbiciu o skaliste przeszkody w arunków politycznych, w których się ow a dzielnica znalazła po upadku pow stania listopadow ego, w ydały brzmienie
zupełnie odmienne od pierwowzoru. I T ow arzystw o dem okratyczne w arszaw skie nie miało na celu przygotow ania narodu do nowego pow stania, lecz głów ną jego dążnością była propaganda idei uw łasz czenia i uobyw atelenia ludu wiejskiego; rów noupraw nienia wszel kich stanów i wyznań, stopienia wszystkich w arstw społeczeństw a polskiego w jed en naród.
Ś. p. Stanisław Krzemiński, autor artykułu bijograficznego o A leksandrze Krajewskim, zamieszczonego w Encyklopedyi wiel
kiej il lustrowanej, niezbyt dokładnie określa źródło i rozwój to w a
rzystw a dem okratycznego w arszawskiego. Niewątpliwie, dobrze charakteryzuje jego dążność, lecz nie mogąc korzystać ze źródeł urzędowych, spraw ę tę szczegółowo wyjaśniających, poprzestał na ogólnikach. M ateryał wszakże, jaki do życiorysu K rajew skiego ze brał, cennym je s t i obfitym, gdyż został osnutym na. bardzo inte- resującem wspomnieniu pozgonnem, poświęconem przez prof T a deusza Korzona, w Tom ie I (z Lutego) B iblioteki W arszaw skiej z roku 1903, pamięci A leksandra K rajew skiego, oraz na nekrologu, poświęconym temuż w Gazecie P olskiej z 5 Stycznia 1903 r. przez Dyonizego Henkiela.
W pracy K orzona mieści się ustęp, widocznie z pow odów cenzuralnych, w yjaśniający w lakonicznych jedynie wyrazach sto sunek K rajew skiego do tajnego związku.
„Przybył do W arszaw y (w r. 1838)—pisze Korzon — G ustaw E hrenberg, ognisty poeta, rów ieśnik co do wieku, marzący o uw łasz czeniu, ośw ieceniu włościan', członek stow arzyszenia Ludu Pol skiego. Młody K rajew ski uległ jego wpływ owi i dał się zaliczyć jako jeden z pięciu członków do organizowanej przez niego taje mnie Gminy (tak mi powiedział sam K rajew ski na kilka miesięcy przed zgonem, dnia 10 Lutego 1902 r.) przez co podpadł pod okre ślenie groźnjmh artykułów praw a k arn eg o “.
Zanim zużytkuję w tem miejscu m ateryał archiwalny, zaw ie rający w sobie genezę, przebieg i n astępstw a w ykrytego w roku
1838 tow arzystw a tajnego dem okratycznego w arszaw skiego, m ate ryał, do którego znalazłem przed kilkoma laty dostęp, przytoczę tutaj relacyę Krzemińskiego, szerzej nieco, choć, jak się okaże n a stępnie, niezbyt dokładnie, spraw ę tę omawiającą.
„W arszaw a zaledwie w cztery lata po nieszczęsnych w y p ra wach, obejmowanych nazwiskiem Zaliwskiego, była polem do no wego sprzysiężenia. Podnietę dało mu Stowarzyszenie L udu P ol
skiego, które załoź5d był Goszczyński w Galicyi w r. 1835. W rok
później, po w targnięciu A ustryaków do Krakowa, z koła młodzieży» uniw ersyteckiej krakow skiej, zorganizow anego w o so b n ą całostkę
przybyło do grodu nad W isłą kilku młodzieńców pod duchow ym sterem G ustaw a E hrenberga, m łodego poety, wówczas ju ż autora pieśni mocno dem okratycznych. Rozpoczęła się propaganda idei, a w śród ic h —-uwłaszczenia i uobyw atelnienia ludu, ró w n o u p raw nienia i stopienia wszystkich w jed en naród. O w ybuchu wcale nie myślano. Młodzi szerzyli w tow arzystw ach, głów nie między młodzieżą, pojęcia w spólne ówczesnej dem okracyi europejskiej, przejmowali je tylko własną, gorącą w iarą w lepszą przyszłość O j czyzny. Schodzili się stale na posiedzenia, które były raczej umy- słowemi biesiadami. Od Stowarzyszenia L udu Polskiego zostaw ali w formalnej tylko zależności, kordon bowiem uniemożliwiał stale stosunki, a od kiedy A ustryacy rozbili organizacyę krakow ską, za rząd prow incyonalny znajdował się aż we Lwowie. Zabiegliwa propaganda przysparzała, pomimo całej grozy, wciąż nowych zw o lenników , już nietylko z samej W arszaw y, ale z prowincyi. Zw łasz cza z Płockiem, na Podlasiu i w K rakowskiem w stępow ali do związku i ludzie starsi, ja k np. urzędnik rządu G ubernialnego, Mi chał Olszewski, człowiek poważny, poza biurem oddający się pracy naukow ej. Krajewski, jed en z pierwszych przystał do S tow arzy szenia. W jego to m ieszkaniu, bądź przy ulicy S-to Krzyzkiej, bądź w domu przy kościele, już od Krakowskiego Przedmieścia, zgro madzano się tak często, że cała filia w arszaw ska otrzym ała ztąd nazw ę w spółczesną Swiątokrzyżców (Swiętokrzyżczaków).
„Dwa lata tylko płonęło dem okratyczne ognisko. Pod koniec 1838 roku nieostrożność jednego ze stowarzyszonych, później, po wielu latach patrona Trybunału cywilnego w W arszaw ie, Mieczy sław a W yrzykow skiego, którego pochw ycono na roznoszeniu ode zwy do żydów (napisanej przez Olszewskiego), sprowadziła niesz częście. S padły na W arszaw ę, na kraj cały, aresztow ania. Aż z W ilna przywieziono A ntoniego W ałeckiego, w ybitnego później przyrodoznaw cę. D ostał się i Krajewski do cytadeli pod księcia G alicyna i słynnego z kunsztu prow adzenia badań urzędnika są dow ego, Tańskiego. W śród kilkudziesięciu ofiar zaliczony w raz z Olszewskim, W ałeckim i Ehrenbergiem i dwoma jego tow arzy szami krakowskimi: Podlew skim i W ężykiem do kategoryi najgor szej, skazany n a ciężkie roboty w kopalniach, d. 5 Czerw ca 1839 r. ujrzał się w kibitce, która go pow iozła w stronę Uralu. Przez Sy- b ery ę skazańców takich pędzono pieszo“.
*
Po takim szkicu, rzuconym przez Krzemińskiego na tło opo w ieści, w yszeptanej praw dopodobnie przez Krajewskiego, lecz nie zaw ierającej w sobie konkretnych danych o celach związku dem o kratycznego, o jego składzie, źródle, przebiegu i tragicznem zakoń czeniu, w stosunku do wszystkich jego członków, można teraz przejść do spraw ozdania rzeczowego w tej spraw ie, a to na pod staw ie dokum entów autentycznych z owej epoki, przechow yw anych w b. A rchiw um b. G enerałgubernatorstw a w arszawskiego.
W Maju roku 1838 trzej bankierzy żydowscy w W arszaw ie otrzym ali zaw iadom ienie bezimienne, iż nadejdzie do nich nieba wem z B erlina odezwa, naw ołująca do oddziaływ ania na ich w spół w yznaw ców w duchu ogólnego b raterstw a i zsolidaryzow ania się z losem naro d u w usiłow aniach do w ywalczenia dla wszystkich lepszej doli. G dy odezw ę taką w ręczył m łody uczeń szkoły pow ia towej, Jan Krzywicki, jednem u z owych bankierów, ten, przerażony, przytrzym ał K rzywickiego i oddał w ręce policyi.
P o doraźnem zbadaniu aresztow anego dopełniono w jego mieszkaniu rewizyi. Okazało się, że mieszkał z bratem swoim H i politem, oraz z m łodym nauczycielem pryw atnym , Mieczysławem W yrzykow skim , którzy również odezwy, w powyższym duchu na pisane, posiadali i wręczali.
A resztow ani z rozkazu Paskiew icza, przyznali się do takiej czynności, a chociaż, ja k stw ierdza protokół, nie okazało się iżby należeli do jakiegobądź tow arzystw a tajnego, jednakże nie zaprze czyli, iż „wiadome im były zasady dem okratyczne, ogłaszane w p i smach peryodycznych, w ydaw anych przez em igrantów polskich we Francyi i rozkrzew iające socyalizm, dążący do obalenia rządu praw ego, w yobrażenia o równości, oraz przygotow yw ania się na wszelkie pośw ięcenia ku ogólnej w olności“.
„Niepodobna było p o p u ś c i ć — są to słowa protokołu śledz tw a —ażeby takie usposobienie um ysłów mogło wylądz się między nimi samymi, bez w pływ u takiej osoby, którabjr już działała w du chu propagandy. Jakoż, w dalszym toku śledztwa, w ykryło się, że w roku 1836, w róciw szy do W arszaw y z K rakowa, po ukończeniu w tamtejszym uniw ersytecie nauk, G ustaw E hrenberg w ykładał im powyższe zasady i, że w związku z nimi i z takim że samym duchem i< sposobem myślenia było jeszcze trzynaście osób, które następnie przyaresztow ane, w szystko toż samo, co i powyższe osoby, przyznały“.
Nie poprzestając na tem, Komisya śledcza rozw inęła badanie ściślejsze, którego rezultatem było w ykrycie jeszcze dw udziestu
siedm iu osób, podejrzanych o udział w propagandzie. T e rów nież uległy aresztowaniu.
Okazało się, że już w roku 1836 tworzyć się zaczęło w W ar szawie tow arzystw o tajne, pod nazw ą „Stowarzyszenie Ludu Pol
skiego11 a to pod kierunkiem G ustaw a Ehrenberga. W roku zaś
1837 po przybyciu do W arszaw y studenta krakowkiego, A leksan dra W ężyka, stow arzyszenie pow yższe ustaliło się i przybrało okre śloną formę.
O bok założycieli głów nych w osobach: G ustaw a E hrenberga i A leksandra W ężyka, członkami czynnymi stow arzyszenia dem o kratycznego byli: K azim ierz Podlewski b. uczeń uniw ersytetu kra kow skiego, Konstanty Sawiczewski rodem z K rakowa, po ukończe niu tam nauk przyjęty na aplikacyę w komisyi rządowej przy chodów i skarbu, K arol Bogdaszew ski, b. student uniw ersytetu kra kowskiego, Stanisław Morozewicz, aplikant Prokuratoryi generalnej w W arszaw ie, M ichał Olszewski, aplikant S ądu krym inalnego w ar szawskiego, Eugeniusz Ż m ijew ski, kancelista rządu gubernialnego w arszaw skiego, Marceli Brochowski, aplikant T rybunału Mazowie ckiego, Aleksander Krajewski, kancelista D yrekcyi G eneralnej Poczt.,
W ładysław Rabcewicz, tłómacz w biurze kom endanta m. W arszawy, A n to n i Wałecki, uczeń Akademii medyko-chirurgicznej w W ilnie.
W charakterze dopuszczonych do związku figurowali: A le
ksander Ambrożewicz, aplikant T rybunału Mazowieckiego, L u cy an Szaniawski, nauczyciel pryw atny, A leksander Bieliński, apli
kant T rybunału Mazowieckiego, Gracy an Luboradzki, rachmistrz Rządu G ubernialnego płockiego, O nufry Świerczewski, rachm istrz R ządu G ubern. A ugustow skiego, Alexander Ratuld, lekarz wolno- praktykujący, K arol B aliński, aplikant przy P rokuratorze G en eral nym, K arol Czerniawski, aplikant Banku Polskiego, L udw ik Kol-
narski, aplikant Banku Polskiego, Roman Cichowski, uczeń ginma-
zyum warszaw skiego, A d o lf Sziitz, aplikant Kommisyi rząd. spraw w ewnętrznych.
W reszcie, przygotowanym i, lecz jeszcze do T ow arzystw a nie przyjętymi, byli:
M ichał Kam iński, aplikant S ąd u A pelacyjnego, Bonawentura Daniszewski, b. aplikant sądu policyi poprawczej obwodu w arsza
w skiego, Aleksander Baykowski, aplikant T rybunału Podlaskiego,
Mieczysław Prawdymów W yrzykowski, nauczyciel pryw atny, H ip o lit Krzywicki, aplikant Sądu Policyi Popraw czej obw odu w arszaw skiego
i J a n Krzywicki, b. uczeń szkoły pow iatowej w W arszaw ie. Pom ienione Tow arzystw o zawiązało się, urządziło, przyjęło w7szelkie im podobne form y i zaczęło działać w duchu dem okra
tycznej propagandy w początkach kw ietnia 1838 r. Było ono ga łęzią T ow arzystw a, istniejącego podów czas pod nazwą M łodej P ol
ski, a założonego w roku 1834 w Szwajcaryi przez em igrantów
polskich, którzy, przybyw szy do K rakowa, uformowali tam w gro nie uczniów uniw ersytetu w roku 1835 tow arzystw o tajne pod n a zwą: Stowarzyszenie L udu Polskiego.
K iedy em igranci z K rakow a w ydaleni zostali, utw orzono w G a licyi now e tajne T ow arzystw o pod nazwą: Powszechna Konfedera
cya N arodu Polskiego, które rozszerzyło sw ą działalność na Litwę,.
W ołyń i Ukrainę. Głównym celem i dążnością owego T o w arzy stw a było obalenie rządów autokratycznych i połączenie całej d a wnej Polski w jedno ciało.
Polska, w dawnych swoich granicach, podzieloną została przez nie na siedm Ziem stw , czyli Okrągów. Każde Ziemstwo na Obwody, każdy O bw ód na Gminy. Pierw sze Ziemstwo, czyli Okrąg, stano wił K raków ze swoim Okręgiem. D rugie — Zachodnia Galicya. Trzecie — G alicya W schodnia. C zw arte — K sięstw o Poznańskie. Piąte — K rólestw o Polskie. Szóste — Litwa. Siódme — Podole. W każdem Ziem stw ie miał być Zbór Ziemski, złożony z pięciu członków. W każdym Obwodzie — Zbór O bw odow y z trzech człon ków, a w każdej gminie — sołtys.
N aczelna R ada G łów na, calem Stow arzyszeniem zarządzająca, m iała mieć swoje zbieranie się i posiedzenia w Galicyi. Ziem stw a i obw ody pow inny były mieć oddzielne swoje miejscowe posie dzenia, a gminami zarządzać sołtysi. Każdy podobny Zbór, czyli posiedzenie, składało się z Sekretarza i Członków. Przyjęci przez Członka G łów nego Zboru, czyli Rady, składali Zbory ziemskie. Przyjęci przez Członków Zboru Ziemskiego składali Zbory O bw o dowe. Zbory O bw odow e obowiązane były w ybierać i mianować sołtysów, Sołtysi zaś — przyjm ować Stow arzyszonych i przysięgi od nich odbierać. Obowiązkiem prostych Stow arzyszonych bjdo rozkrzewiać zasady dem okratyczne i, w tym celu, tworzyć, ile mo żna, tak nazw ane Koła bezformalne.
G łów ny Z bór w całym komplecie w ydaw ał stosow ne do p o trzeby rozporządzenia, z których rozsyłane były wyciągi tylko cząstkowe dla stowarzyszonych.
O prócz organizacyi T ow arzystw a była jeszcze ogólna Ustawa, obejmująca w 30 artykułach główne zasady demokratyczne, które każdy z Członków obowiązany był w yznaw ać i rozszerzać.
Zborom służyło praw o sądzić i śm iercią naw et karać prze stępnych członków.
-sobami o rozszerzanie zasad dem okratycznych i o kierow anie um y słów ogółu do tego stopnia ośw iaty politycznej, aby Naród cały mógł poznać praw a swoje i aby w edług własnych pojęć i w yboru był w stanie zaprowadzić w Polsce — rząd demokratyczny.
K orespondencya między związkowymi odbyw ała się za p o mocą sym patycznego atram entu, to jest: listy pisane były atram en tem zwyczajnym w przedmiocie jakow ym obojętnym, a między w ier szami to, co dla związkowych było potrzebnem —pisano krochm a lem. Przez pociągnięcie jodyną, niewidzialne pismo krochmalowe staw ało się czytelnem.
Przez oddzielny manifest Tow arzystw o miało w łożony na sie bie obow iązek starać się zmienić sposób myślenia, a naw et wszel kie uczucia całego Narodu. Manifest ten zaw ierał w sobie 48, albo
50 artykułów o wolności, równości i braterstwie, widzenie Polski od O dry do Czarnego morza, w olność zupełną wszelkich wyznań, w olność druku i nakoniec projekt usam ow olnienia włościan, czyli zniesienia pańszczyzny, dla otw orzenia im drogi do oświaty, aby tym sposobem odwieść ich od zwykłych im w ad i nałogów , a za
chęcić do przem ysłu; nadto, projekt rozdziału dóbr kościelnych i pow rócenia skonfiskowanych tym wychodźcom, którzyby do kon
federacyi przystąpili. Manifest obejmował jeszcze postanow ienie
konfederatów o podziale Polski na Ziemstwa, Okręgi i O bw ody. P odpisany był przez dw unastu członków: Stanisław a M alinow skiego (Behma), który go sam głównie ułożył, Leona Zalewskiego, S tanisław a M ałkowskiego, L udw ika K em pińskiego, Marcelego Kro- piwnickiego, Michała Kosickiego, S tanisław a M arynowskiego, F o r tunata Stadnickiego, Marcelego Kisiakiewicza, Jacka G udrayczyka, A leksandra W ężyka i K arola Podlew skiego.
Celem głównym Manifestu było podburzenie całej masy lud- nbści do zbrojnego pow stapia i osw obodzenia Polski z pod pano w ania Rosyi, A ustryi i Prus.
U staw a Konfederacyi od U staw y Stowarzyszenia L udu Pol
skiego różniła się nietylko formą, lecz i duchem. Konfederaci za
mierzali oswobodzić i połączyć Polskę przez pow stanie siłą zbrojną.
Stowarzyszenie L udu Polskiego zmierzać miało do tego samego
c e lu — jedynie usposabianiem um ysłów, przekonywaniem i rozsze rzaniem zasad dem okratycznych, za pomocą książek, przez em i grantów polskich we F rancyi w ydaw anych i w tenczas dopiero, kiedy owoc ten będzie dojrzałym, przystąpić do działania.
Stowarzyszenie L udu Polskiego, w Polsce zawiązane, połączyło
stróżów postępu Narodowego, mających czuwać nad całością i po
stępem spraw y dem okratycznej.
* *
3-Z przeprow adzonego z cytadeli warszawskiej śledztwa, kierow a nego przez osław ionego renegata Poklękow skiego, wyjaśnił się udział każdego z poszczególnych członków T ow arzystw a, jak następuje:
1. Gustaw Ehrenberg. Dla uw ydatnienia charakterystyki owej
niezwykłej postaci poety, publicysty i pedagoga, urodzonego 14 Lutego 1818 r. zmarłego 28 W rześnia 1895 r., posłużyć mogą szczegół}', podane przez ś. p. P io tra Chmielowskiego w arty kule biograficznym o E hrenbergu w W ielkiej Encyklopedyi ilustro
wanej. O dsyłając do nich ciekawego czytelnika, ograniczę się w tem
miejscu jedynie faktami, ustalonem i przez samego E hrenberga w ze znaniach przed sądem śledczym.
W roku 1833 na podstaw ie paszportu emigracyjnego wy siany był G ustaw E hrenberg przez swego opiekuna, dyrektora w y działu w Komisyi rządowej spraw w ew nętrznych i duchow nych i oświecenia publicznego, radcę stanu Kozłowskiego, do Krakowa, gdzie w tam ecznym U niw ersytecie uczęszczał na kurs filozoficzny. W pierwszej połow ie roku 1836 E hrenberg w tajemniczony został przez studenta krakowskiego, Jana Szczepanowskiego, w zasady dem okratyczne, a następnie przyjęty był przez tegoż do istnieją cego tamże T ow arzystw a pod nazw ą „Stowarzyszenie Ludu Pol
skiego'1, gdzie przybrał przydom ek „W iara".
W e W rześniu 1836 r. Ehrenberg, ukończywszy studya kra kowskie, przybył do W arszaw y, gdzie w Październiku tegoż roku zabrał znajomość ze Stanisław em Morozewiczem, aplikantem Pro- kuratoryi G eneralnej i odsłonił przed nim wszelkie zasady T ow a rzystw a dem okratycznego i jego cele. Morozewicz pojął je i za akceptow ał, w skutek czego, E hrenberg przyjął go do T ow arzystw a jako członka i n adał mu przydomek „Bojomir". O dtąd obaj w spól
nie zajmowali się rozkrzewianiem zasad dem okratycznych i pom na żaniem ich zwolenników. Jakoż, przez takie w spólne usiłow ania iuż w początku 1837 r. E hrenberg miał przysposobionych, jako wyznawców: aplikantów T rybunału gubernii mazowieckiej: Ambro- żewicza, Olszewskiego, Michała G ruszeckiego, A leksandra K rajew skiego, kancelistę Dyrekcyi G eneralnej Poczt, Józefa G ruszeckiego, K arola Balińskiego, Kamiriskiego, H ipolita K rzywickiego—aplikan- kantów sądów miejscowych, studenta M ieczysława W yrzykow skie go, którzy, przejąw szy się zasadami demokratycznemi, stali się n a
stępnie ich wyznawcami i Członkami Tow arzystw a, z wyjątkiem W yrzykow skiego, Kamińskiego i Krzywickiego, którzy do grona członków przyjęci nie zostali.
Spotyka! się również E hrenberg z Ratuldem , który był w K ra kowie członkiem Stow arzyszenia Ludu Polskiego i bawił czasowo w W arszaw ie, wszelako znalazł go nieco ostrożnym i jedynie uzy skał od niego pomoc, iż mu jako doktór zapisał receptę na jodynę, do tajnej korespondencyi używaną.
Przyznał Ehrenberg, iż w G rudniu 1836 r. widział się w W arT szawie z Eugeniuszem Żmijewskim, kancelistą Rządu G ubernial nego A ugustowskiego, który podów czas wracając z Galicyi, w rę czy7! mu list od M alinowskiego (Behma), polecający7 go jako przy jęteg o we wsi Szczepanowicach w Galicyi na Członka Tow arzy stwa. Żmijewski, ujawniwszy7 swoje o T ow arzystw ie inform acye, jak również, że w tem T ow arzystw ie przybrał nazwę „Rembayło“, przyrzekł E hrenbergow i propagow ać zasady dem okratyczne w g u bernii A ugustow skiej i o skutku mu donosić. W ręczył nadto Ehren bergow i broszurę „o praw ach i obowiązkach republikanina“ i w y jątek z historyi La Pommerey7’a „O rew olucyi francuzkiej“. P a piery te, Ehrenberg, Żmijewskiemu do Suw ałk podów czas w yjeż dżającemu, do jego użytku oddał, lecz Żmijewski, pisząc następnie do niego dw ukrotnie z Suw ałk, małoznaczące uczynił doniesienia.
O prócz tych wszystkich zabiegów, E hrenberg był w listow nych stosunkach nietylko ze związkowymii w kraju, lecz nadto z przebywającymi za granicą przywódzcami ruchu, jak o to: ze Szczepanowskim w Krakowie, który imieniem całego Tow arzystw a upow ażnił E hrenberga do przyjęcia za członka Morozewicza, n ad e słał mu w yjątek z ustaw y o obowiązkach sohysów , członków T o w arzystw a i punkta wiary7, nadto dwie broszurki przez em igran tów polskich ogłoszone: Katechizm polityczny Janowskiego i M ani
fe st grom ady H um ań i Grudziąż.
Był również E hrenberg w listow nych stosunkach z Malinow skim (Behmem) i Stefanem Mułkowskim, głównymi związkowymi galicyjskimi, od których otrzymał różne broszury7 i ustaw y dla T o warzystw a, które następnie, po aresztow aniu Ehrenberga, Morozo wi cz spalił.
Z pow odu podejrzenia o przestępstw o polityczne, E hrenberg w dniu 10 Marca 1837 był aresztow any i badany, lecz do niczego się nie przyznał, a ponieważ nie było przeciw niemu dowodów, iżby w K rakow ie do Tow arzystw a tajnego należał, po pięciu przeto miesiącach więzienia, odzyskaw szy wolność, znów zamieszkał przy7 Morozewiczu. Dowiedział się od niego, że Malinowski (Behm) b a
wił w W arszaw ie przez dni parę w chęci widzenia się z E h ren bergiem, że się z Morozowiczem poznał i zachęcał go do energi cznego działania, w skutek czego, tenże, zabiegając gorliwie za siebie i za E hrenberga, przyjął do Tow arzystw a: Rabcewicza, Kolnar- skiego, Bielińskiego, Cichowskiego i Bujalskiego.
W edług późniejszych zeznań E hrenberga, zabiegi M orozewi- cza i bytność w W arszaw ie M alinowskiego, obudziły w nim na now o chęć pośw ięcenia się widokom Towmrzystwa, tak, iż gdy w Sierp- piu 1837 r. Morozewicz w yjechał w Lubelskie, w parę tygodni później zgłosił się do niego student akademii wileńskiej medycznej. W ałecki, oświadczając, iż był na w akacyacb w lubelskiem, że się tam z Morozewiczem poznał i że przyw ozi mu od niego kartkę, w edług której E h renberg miał mu dać szczegółowe objaśnienie zasad dem okratycznych i przyjąć go do Tow arzystw a. E hrenberg mówił z W ałeckim o tem obszernie, lecz gdy ten ostatni śpieszył się z wyjazdem, nie mógł go formalnie przyjąć. Skończyło się na zapewnieniu, że to później nastąpi.
Niezadługo potem , w m. Październiku 1837 r. przybył z K ra kow a tam eczny akademik, A leksander W ężyk, widział się bezzwło cznie z Ehrenbergiem i objaśnił tegoż, że przez Malinowskiego był przysłany, aby oznajmić, że utw orzony został w K rakowie now y związek pod nazw ą „Konfederacya“ i że on, W ężyk, je st upow aż niony do w prow adzenia tutaj jej ustaw y, którą wraz z Manife stem tejże K onfederacyi ze sobą przywiózł i Ehrenbergow i okazał. Był przytem obecny i Morozewdcz, więc razem papiery te odczy tali. Po ich zrozumieniu, Ehrenberg, znajdując, iż gdy celem K on federacyi i głów nem jej dążeniem było przyśpieszenie odrodzenia Polski i przedsięwzięcie w tym celu środków gw ałtow nych, u w a żał to za rzecz rów nie nierozsądną ja k i niebezpieczną. Oświadczył zatem Wężykowa, iż chce działać dla T ow arzystw a przezornie, by mu być użytecznym, a chociaż inną drogą usiłow ania sw7e p o p ro wadzi, zawsze jed n ak do jednego z nim celu trafi- Gdy wszakże W ężyk nie przestaw ał uporczywie obstawiać przy lepszości swych zasad, E hrenberg uległ jego rozum ow aniom i przystąpił do związku
Konfederacyi z tytułem: stróża postępu narodowego, którego obo
wiązkiem być miało — czuwanie nad istotą spraw y dem okracyi w ogólności, w szczególności zaś — nad propagandą. Uznał nad sobą zwierzchnictwo W ężyka, pozostaw iając jego piecz}7 w szelką k o respondencyę z konfederacyą.
E hrenberg, staw szy się ze zw ierzchnika niejako podw ładnym W ężykowi, przyznał się w śledztwie, że działał ozięble, ściągając za to dotkliwe na siebie ze strony W ężyka w yrzuty, w skutek czego
ponow nie zaczął być czynnym. Jakoż, w mm. Listopadzie i G ru d niu 1837 r. zajmował się w yborem osób do Tow arzystw a, znalazł zwolennika w młodszym W ałeckim, uczniu Instytutu agronomicznego i'/ M arymoncie pod W arszaw ą, nim jednak zdążył przyjąć go do Związku, W ałecki, śledzony z pow odu posiadania dzieł zakazanych, zbiegł.
Przyznał Ehrenberg, iż miał sobie udzielone przez W ężyka zakazane pism a i książki, jakoto: Nową Polskę, M anifest Towarzy
stwa Demokratycznego, Słowa wieszcze ks. de Lamm enais, Aposta- zye i inne, które w stancyi A leksandra K rajew skiego obecnej tam
młodzieży do czytania dawał, aby ją skłonić do w stąpienia do T o warzystwa.
Prócz tego otrzym ał E hrenberg od W ężyka list z K rakow a, od M ułkowskiego, czego dobrze nie zapamiętał, przy którym był dołączony drugi list od K urzewskiego, obyw atela wsi Czerw onka, w obwodzie Rawskim zamieszkałego, z poleceniem, by pismo to K urzew skiem u odesłać i postarać się, by Kurzewski, jako przyja ciel ukryw ającego się w Galicyi em igranta Zaleskiego, przyjął go do siebie za ekonom a lub pisarza, albowiem Zaleski wielce m ógłby być pom ocnym spraw ie dem okratycznej przez rozkrzew ianie jej zasad pomiędzy włościanami. List ten dowiózł do K urzew skiego Michał G ruszecki, lecz K urzew ski słyszeć naw et o Zaleskim nie chciał.
Po niejakim czasie przybyli do W arszaw y z K rakow a tam e czni akademicy, do związku należący: Podlew ski i Sawiczewski. W ten sposób, według zeznań E hrenberga, utw orzyło się w W ar szawie grono siedm iu stróżów postępu narodowego, w osobach: W ę żyka, Ehrenberga, Podlew skiego, Saw iczewskiego, Morozewicza, Michała G ruszeckiego i Michała Olszewskiego. W G rudniu 1837 r. zebrali się oni i uchwalili: że stróżow ie połączą się w jedno ze
Stowarzyszeniem ludu, bez względu na piastow ane stopnie, w je-
dnem lub drugiem. Związek ich miał być dla stow arzyszonych ta jem nicą. K rólestw o podzielonem być miało na 9 obwodów, to je s t
8 gubernii, a 9 — W arszaw a.
Zbory obw odow e miały mieć sekretarzy, za swe czynności odpowiedzialnych. Sekretarze Zborów O bw odow ych stanow ić mieli kolegialnie Zbór Ziem ski, z oddzielnym Sekretarzem .
Przystąpiono niezwłocznie do w yborów. Sekretarzem Zboru Ziemskiego mianowano W ężyka, sekretarzam i Zborów obw odow ych zostali: w arszawskiego — Michał Olszewski, lubelskiego—S tanisław Morozewicz, podlaskiego — Michał Gruszecki, augustow skiego —
Eugeniusz Żmijewski. O resztę brakujących miał się W ężyk p o starać.
Obowiązkiem S ekretarza obw odowego było przybranie dwóch lub trzech członków, którzy z nim stanow ili Zbór obwodowy, tw o rzyć nadto sołtysów , by ci przyjm owali stowarzyszonych. Jakoż, Olszewski pierw szy przystąpił do dzieła i skompletowali sobie Zbór
obwodowy warszawski., przybraw szy za członków: Ehrenberga, A le
ksandra K rajew skiego, a następnie innych. W ten sposób E h ren berg przybrał tytuł sołtysa, i był na pięciu posiedzeniach T ow a rzystw a, które odbywało się w m ieszkaniu jego i Olszewskiego.
Na rzecz Tow arzystw a zbierane były składki do rąk W ężyka. P rzyznał wreszcie Ehrenberg, iż w iedział o tem, że Olszewski na pisał Odezwą do Żydów, w czem mu jednak pomocnym nie był. Poszukiw anie owej odezwy w ykryło nietylko jej autora, lecz i całe Tow arzystw o.
* *
A leksander W ężyk, 19-to letni b. student uniw ersytetu kra
kow skiego, rodem krakow ianin i tam miał rodziców. Brat jego L eonard przebyw ał na uniw ersytecie wrocławskim, W ojciech— w krakowskim.
W Maju 1837 r. przyjętym był A leksander W ężyk przez F o r tunata Stadnickiego, b. studenta uniw ersytetu krakow skiego, do
Stowarzyszenia Ludu Polskiego na członka pod nazwą „T uz“ i przed
nim w ykonał przysięgę na w ierne oddanie się zasadom Towarzy?- stw a D em okratycznego i na ścisłe dochow yw anie tajemnicy. Był objaśniony o wszystkich dążnościach Tow arzystw a w spraw ie oba lenia rządu, które to zasady byłyr podstaw ą licznych związków, nietylko w prow incyach dawnej Polski, lecz i za ich obrębem.
P odjął się W ężyk rozkrzew iania tych zasad i jednania człon ków, lecz gdy w Lipcu 1837 r. w rócił z Galicyi Stadnicki i za wiadom ił go, iż Stow arzyszenie poprzednie nową przybrało n a zwę „K onfederacya“, a to w skutek uchwały głównego Zboru w Galicyi, pod przew odnictw em Malinowskiego (Behma) i Muł- kow skiego istniejącego i z tego pow odu wynikły? zmiany?, mia nowicie, iż skutki działania rychlej m iały nastąpić, niż to było prze- widy?wanem w Stowarzyszeniu L u d u Polskiego: uznał to Węży?k za odpowiedniejsze, w skutek czego Stadnicki, w Październiku 1837 r. przyjął go n a członka K onfederacyi z tytułem stróża postępu na
rodowego.
O kazał Stadnicki W ężykow i dw a egzemplarze Manifestu, z których jeden W ężyk podpisaw szy, zwrócił Stadnickiem u, drugi
zaś przy sobie zachował, przyczem znowu na w ierność w ykonał przysięgę, pozostawszy przy nazwie Tuz. O dtąd z całą gorliw o ścią oddał się przyjętym obowiązkom, przysposobił: Michniewskiego, Bogdaszewskiego, Saw iczewskiego i Podlew skiego do wyznaw'ania zasad dem okratycznych i konfederacyjnych, przedstaw ił ich S ta dnickiemu, a ten ich do związku przyjął.
P od pozorem w7ystarania się o jakąś posadę biurow ą, zamie rzył W ężyk wyjechać do W arszaw y, właściwie zaś, w celu roz- krzew ienia w K rólestw ie zasad Tow arzystw a. Skłonili go do tego kroku: Stadnicki, Malinowski i Mułkowski. Stadnicki dał mu po lecające pismo do G ustaw a E hrenberga i W łodzimierza Bierna ckiego.
Nadmienić w tem miejscu należ}7, iż pom ieniony Biernacki uczęszczał na kursa uniw ersytetu krakow skiego i po pow rocie do rodziców w kaliskiem, w ekonomii Ciążeń zamieszkałych, sprow a dzony został do W arszaw7y, jako podejrzany o związki zakazane w7 Krakowie. Osadzony był z Ehrenbergiem w7 cytadeli, badany przez Komisyę śledczą i z mocy decyzyi księcia Paskiewicza z d. 9 Sierpnia 1837 uw olniony z w ięzienia z poddaniem pod dozór po licyjny. Udał się do Rodziców w kaliskie, lecz gdy z pow odu no wych podejrzeń polecono go aresztow ać, zbiegł z miejsca swego pobytu i odnałezionym nie został.
W ężyk, w charakterze stróża postępu narodow ego, opatrzony instrukcyą, przybył w m. Listopadzie 1837 r. do W arszaw y, a m a jąc nadto listy rekom endacyjne od ojca sw7ego do hr. Lubieńskiego, vice-prezesa Banku Polskiego, do doktora Rudnickiego, do urzęd nika Banku W entzla, do sędziego Paschalskiego od M atakiewicza (?), R ektora U niw ersytetu K rakow skiego i do M ecenasa Jana K antego
Wołow7skiego od obyw atela Pisarzew skiego, rozpoczął agitacyę. D la upozorow ania swego pobytu, listy polecające adresatom wręczył, lecz nie mogąc się umieścić w Banku, czasu swego uży wał na zaw ieranie stosunków. Poznał E hrenberga i Morozewicza i im cel swego przybycia do W arszaw y ujawnił. O kazał im M a
nifest Konfederacyi Narodu Polskiego, utworzonej w Galicyi. Po
wielorakich naradach E hrenberg i Morozewicz uznali konfedera- cyjną zasadę j przyjęci zostali na Członków z poddaniem się jego zwierzchnictwu. O n sam pozostaw ił przy sobie praw o wyłącznej korespondencyi z konfederacyą galicyjską i ze wszelkimi zbora mi, gdziekolwiek by takow e istniały. Ułożył sam now ą U staw ę dla Stowarzyszenia L udu polskiego, czerpiąc jej zasady z konfede racyi i z dawniejszego stow arzyszenia Ludu Polskiego.
szeckim, Rabcewiczem, Ambrozewiczem i A leksandrem Krajewskim, którzy już przez E hrenberga i Morozewicza do Tow arzystw a wcią gnięci byli, zachęcał ich do gorliw ego działania, zapoznał się także z Michałem Olszewskim, przyjął go do związku i przysięgę od niego odebrał; zajmował się zbieraniem składek pieniężnych.
W roku 1837 w Listopadzie przybył również z K rakow a K on stanty Sawiczewski, tamże do związku przyjęty, zgłosił się do W ę żyka, otrzym ał od niego instrukcyę i stopień stróża postępu naro
dowego, z obowiązkiem skutecznego działania.
W ężyk, chcąc rozwinąć propagandę, udał się do Kielc, aby ze związkowym Bogdaszewskim odbyć naradę, lecz go tam nie za stał; miał naw et zamiar sprowadzić z K rakow a książki em igracyjne za pieniądze składkowe, lecz nie znalazł pewnej okazyi. Za p o w rotem do W arszaw y zastał W ężyk Podlew skiego, który świeżo z K rakowa, w takim jak i on celu przybył i otrzymał od niego nadesłane przez Stadnickiego książki, mianowicie: Nowa Polska,
M anifest Towarzystwa Demokratycznego, w ydany przez em igrantów
w Poitiers, Słowa wieszcze Lam m enais’go, Pism o grom ady H um ań
i Grudziąż, książkę pod tyt. Apostazya i dzieło T oquevilla o De- mokracy i w Ameryce. Książki te okazyw ał stróżom P ostępu N aro
dow ego, których już było siedmiu: on, W ężyk, E hrenberg, Pod- lewski, Sawiczewski, Morozewicz, Gruszecki i Michał Olszewski. O dtąd W ężyk zbierał zgromadzenia. Na jednem z nich podzielił K rólestw o Polskie na 9 obwodów, t. j. 8 gubernii i 9 — W arszaw a. Zostawił przy sobie tytuł sekretarza ziemskiego zboru, a na sekre tarzy obw odow ych przeznaczył:, dla W arszaw y—O lszew skiego, na gub. lubelską — Morozewicza, na gub. p o d la sk ą — Michała G rusze ckiego, na gub. augustow ską—Żmijewskiego. Reszta później miała być wyznaczoną.
Przyznał W ężyk, że przew odniczył na pięciu posiedzeniach, które odbyw ały się w mieszkaniu jego, Ehrenberga i Olszewskiego, że sam przyjął do Tow arzystw a: Brochockiego, Łem pickiego i Lu- boradzkiego, że gdy pomimo najusilniejszych starań, nie mógł tak wielkiej znaleźć liczby związkowych, jak sobie tego życzył i, z dzia łania innych członków mały widział rezultat—zagroził im, że użyje przeciw nim gwałtu, jeżeli czynniejszymi nie będą. Chciał, by wciągnąć w te zasady rzemieślników' i instytuta naukow e, a n a w et w pajał te w yobrażenia w uczniów szkół: Paschalskiego, Do- bieckiego, Dzwonkowskiego, Rostkow skiego i innych, w czem po mocnym mu był Olszewski, lecz pojęcia owych „dzieciaków “ nie odpow iadały życzeniom W ężyka.
staw ił wniosek, iżby nader było korzystnem dla spraw y dem okra tycznej, gdyby niektórzy z członków wstąpili do wojska, w celu rozszerzania między wojskowymi zasad Towarzystwm. W tym za miarze nietylko oświadczył się z zam iarem w stąpienia do wojska rosyjskiego, lecz nadto nakłaniał do takiego kroku K onstantego Saw iczewskiego. Jeździł również do Płocka, gdzie miał zw iązko wego Luboradzkiego, chcąc tam zwiększyć liczbę zwolenników, lecz, jak zeznał, chęci te pozostały bez skutku.
O swoich czynnościach w K rólestw ie donosił Zborow i G łów nemu w Galicyi atramentem sympatycznym pod adresem: „Pani Stróżkiewiczow a, w S tró ży “. Listy te przesyłał pocztą.
A by się skomunikować z Litwą, W ężyk za pośrednictw em Rabcewicza napisał list atram entem sym patycznym do Rodziewi cza związkowego (aresztowanego następnie w W ilnie), objaśniając go o zasadach dem okratycznych. Odpowiedź na to pismo przy
wiózł obyw atel z Litw y Kossakowski, w której Rodziewicz zarzu cał Rabcewiczowi nieczynność. W ężyk, przez Kossakowskiego uprzedzony, iż na Litwie znajdują się książki w duchu liberalnym, pisał do Rodziewicza o ich nadesłanie, lecz ich nie otrzymał.
Przyznał W ężyk, że pieniędzy składkow ych przez cały czas swego pobytu w K rólestwie otrzym ał do rąk złp. 117.
Przyznał wreszcie, że w Maju 1838 r. zlecił O lszewskiemu napisanie Odezwy do Żydów, aby ich spropagować, co też Olszew’- ski spełnił, sam zaś dodatki poczynił, Podlew skiem u przepisać ka zał i zaadresow aw szy do Lew ensztejna, przez Podlew skiego temuż
odesłał. Nieostrożność, jak ą przy tem zachowano, spow odow ała jego i związkowych przytrzym anie, a następnie w ykrycie T ow a
rzystw a.
* *
K arol Podlewski, 24 letni, rodem z Krakowa, student tam tej
szego uniw ersytetu, brat F eliksa i A leksandra Podlew skich, z któ rych pierw szy przebyw ał w Berlinie, jako nauczyciel pryw atny, drugi zaś w Krakowie, jak o chirurg.
Pierwsze pojęcia dem okratyczne, w edług zeznań Podlew skiego, zaszczepił w nim Malinowski (Behm), w początkach roku 1836, kiedy po w ydaleniu emigrantów^ z K rakowa, potajemnie tamże prze byw ając, w stancyi tegoż Podlew skiego ukryw ał się. Bliższe obe znanie się z temi pojęciami wdnien był stosunkom z uczniami kra kow skiego uniw ersytetu: Szczepanowskim, Ehrenbergiem , S tad ni ckim i innymi. W reszcie, A leksander W ężyk, utw ierdziw szy go w zasadach demokratycznych, przyjął go do istniejącego już w K ra
kowie T ow arzystw a pod nazwą: Stowarzyszenie L udu Polskiego, nadał mu przydom ek M iłosza i odebrał od niego przysięgę. T a kim sposobem, zostawszy członkiem T ow arzystw a, Podlew ski sam zaczął propagow ać i mieć udział w posiedzeniach, które się w jego stancyi odbyw ały i z chwilą, gdy w Galicyi zawiązało się now e Tow arzystw o: Konfederacya, do którego przystąpili: W ężyk i S ta dnicki, Podlew ski niebawem dopuszczony został do niego przez W ężyka.
W celu obeznania się ze wszelkiemi nowemi szczegółami tejże
Konfederacyi, Podlewski pojechał ze Stadnickim do wsi Pierzcho-
wice w Galicyi, gdzie podówczas znajdował się głów ny zbór kon federatów . Tam Malinowski (Behm) wyłuszczył mu obowiązki kon federata, potw ierdził przyjęcie go przez W ężyka do konfederacyi, odebrał od niego podpis przystąpienia do tegoż T ow arzystw a i n a dał mu godność Stró ża postąpu Narodowego. Po pow rocie Pod- lewskiego do Krakowa, poprzednie T ow arzystw o pod nazwą S to
warzyszenie L udu Polskiego przeistoczone zostało na Konfederacyą,
do której, pomiędzy innymi, przyjęci zostali: Karol Bogdaszewski i K onstanty Sawiczewski, byli studenci tamecznego uniw ersytetu. Saw iczew skiego, z przydomkiem „Bój“, przyjął Podlew ski z pole cenia W ężyka, już po wjq’ezdzie tegoż do W arszaw y i wspólnie obaj, mianowicie: Podlew ski i Sawiczewski, przepisali M anifest i Ustawą Konfederacyi, które Stadnicki przyw iózł do Malinowskiego z Galicyi. Postanow iw szy udać się do W arszawy7, dla objęcia tutaj zaw odu nauczycielskiego i dla działania jednocześnie w duchu i sto sownie do obowiązków Stróża postąpu Narodowego, wyjechał P o d lewski 4 lutego 1838 r. z Krakowa, zabrał ze sobą w kopii pomie- niony, przez Stadnickiego przyw ieziony, M anifest, dla doręczenia go W ężykowi, oraz książki em igracyjne: około 60 num erów Nowej
Polski, Słow a wieszcze Lam ennais’go, M anifest Polskiego Demokra tycznego Towarzystwa we Francyi, broszury pod tytułem: Gromada H um ań i Grudziąż, książeczkę pod tjTt. Apostazya i dzieło Toque-
villa: O demokracyi w Ameryce. W przejeździe do W arszaw y, P o d lewski w stąpił do wsi Sielc do krew nego swego, K arola Bogda- szewskiego, bawił u niego dwa tygodnie i rozpraw iał o dem okracja.
N astępnie był w Kielcach za interesam i familijnemi, a w po czątku Marca 1838 r. przybył do W arszaw y, gdzie natychm iast zetknął się z W ężykiem, żył z nim wspólnie, jego kosztem, oddał mu przyw ieziony Manifest i książki i w prow adzony przezeń został do Towarzystwa Ludu Polskiego, z zachowaniem charakteru Stróża
postąpu Narodowego. Należał do W arszaw skiego Zboru Obwodo wego, bj^wał na posiedzeniach T ow arzystw a wspólnie z W ężykiem,
Ehrenbergiem , Olszewskim, Gruszeckim i Sawiczewskim, wnosił składki po dw a złote miesięcznie, które za niego W ężyk opłacał. Prócz tego, z zalecenia W ężyka zajmował się przepisyw aniem róż nych papierów , dotyczących Związku, a w liczbie tych, przepisa niem wiadomej Odezwy do tutejszych Żydów, którą też odniósł
sam do bankiera Loew ensteina. O dniósł również do Rabcewicza, członka Tow arzystw a, list przez W ężyka sym patycznym atram en tem do Radziewicza, stow arzyszonego na Litwie pisany, w celu odesłania takow ego do miejsca przeznaczenia na Litwie, w którym to liście W ężyk wzywał Rodziewicza o nadesłanie książek rew o lucyjnych, jakie tameczni stow arzyszeni posiadać mieli i o zaw ią zanie między tutejszem a tamecznemi Tow arzystw am i ściślejszych stosunków. Kiedy zaś otrzymali z Galicyi wiadomość od Malinow skiego, pod adresem Sawiczewskiego nadesłaną, w której, mię dzy innemi, doniósł Malinowski, iż w Galicjd zawiązuje się now e Tow arzystw o, w formie konstytucyjnej, w celu oddziaływ ania na umysły drogą nauki religii, moralności i polityki i zażądał opinii o tem tutejszego Tow arzystw a, W ężyk polecił Podlew skiem u uło żyć odpow iednie w tej spraw ie w arunki i praw idła, w edług któ rych, tutejsze T ow arzystw o m ogłoby się z tamtem połączyć, co też uskutecznił i dołączywszy do tego zdanie spraw y o postępie tutejszego Tow arzystw a, oddał to wszystko W ężykowi, dla ode słania Malinowskiemu do Galicyi.
Oprócz osób, które na posiedzeniach Zboru bywały, Podlew- ski za pośrednictw em Olszewskiego poznał się z Balińskim, Czer niawskim, Krzywickim, Ambroziewiczem, Kamińskim i Daniszew skim, w rozmowie z nimi rozwijał dem okratyczne zasady i pojęcia, lecz żadnego z nich do T ow arzystw a nie przyjął.
Pow ziąw szy wiadomość o aresztow aniu niektórych osób do T ow arzystw a należących, i sam obawiając się podobnego losu, Podlew ski oddał W ężykowi pugilares, w którym była U staw a S to w arzyszenia Ludu Polskiego i składkow e pieniądze, około stu zło tych poi. wynoszące, broszury zaś Gromada, H um ań i Grudziąż, jakie miał u siebie — spalił na krótko przed swem aresztowaniem.
* *
Konstanty Sawiczewski, ośm nastoletni syn aptekarza krakow
skiego, nieżyjącego, nauki pobierał w tamecznym U niwersytecie. Braćmi jego byli: Julian, F loryan i Ignacy, z których dwaj pierwsi mieszkali w Krakowie, Julian był doktorem , F loryan—profesorem .
114
Ś W I Ę T O K R Z Y Ż C Y .T en, dostaw szy się w czasie rew olucyi listopadow ej do niewoli, oddany został do wojska rosyjskiego.
W K w ietniu 1837 r. A leksander W ężyk, poznawszy się z Sa- wiczewskim, usiłow ał zaszczepić w nim pojęcia demokratyczne, na stępnie objaśnił go, że w Krakowie istnieje związek pod nazwą:
Stowarzyszenie Ludu Polskiego, pytał, czy zechce doń przystać,
a gdy przychylną otrzym ał odpow iedź, wprowadził go do T o w a rzystw a, gdzie, zgodnie ze zdaniem Członków: Łukaszewicza, Mi chniewskiego, Bogdaszewskiego, A leksandra i Leona W ężyków, przyjęty został na członka, w ykonał przed Podlewskim przysięgę, przyjął na siebie obowiązek rozkrzew iania zasad demokratycznych m iędzy młodzieżą do szkół i U niw ersytetu nie uczęszczającą i by w ał na posiedzeniach Tow arzystw a. W t3un samym czasie A le ksander W ężyk, bywając u Saw iczewskiego, przyniósł mu jedną żołnierską i dwie myśliwskie bronie i tak jego, jako też A ntoniego i Józefa M ielniewskiego uczył m ustry, by w razie potrzeby byli już przysposobieni. Uczeń farmacyi, Grygorowicz, przyniósł również w tym celu szablę Sawiczewskiemu.
O zawiązaniu i istnieniu T ow arzystw a „K onfederacyi“ p o w ziął Sawiczewski wiadomość od W ężyka w Czerwcu 1837 r. przyjętym zaś został na członka tegoż T ow arzystw a przez Pod lewskiego w końcu Listopada 1837 roku pod nazwą „Bóg“, w y konał now ą przysięgę i razem z Podlew skim przepisyw ał Manifest Konfederacyi. Przedtem jeszcze na jednem z posiedzeń T ow arzy stw a oświadczył się z zamiarem w stąpienia do U niw ersytetu kra kowskiego, lecz wszyscy Członkowie, a głów nie W ężyk sprzeci wili się temu, oświadczając, iż żaden z Członków nie może i nie pow inien w ydalać się za granicę; radzili mu natomiast, by raczej pojechał do W arszawy, gdzie, umieściwszy się na jakiejś posadzie, mógłby się zajmować rozszerzaniem zasad dem okratycznych. Zgo dził się na to Sawiczewski i, w wjdronaniu owego projektu przy był do W arszaw y w ostatnich dniach Listopada 1837 roku. Mając list polecający od brata, Floryana, do krew nego, Sędziego apella- cyjnego Super sona. w jego się domu ulokow ał i w krótce spotkał się z W ężykiem, który nadaw szy mu tytuł i charakter Stróża po
stąpił Narodowego w Konfederacyi, przedstaw ił go miejscowemu T o
w arzystw u tajnemu. O dtąd byw ał Sawiczewski na naradach i po siedzeniach T ow arzystw a u E hrenberga, W ężyka i Olszewskiego, w nosił składki miesięczne po złp. 10 i miał sobie udzielone przez Podlew skiego książki i Manifest Konfederacyi, które następnie od dał Olszewskiemu.
zasad dem okratycznych, Saw iczewski zapoznał z niemi aplikanta Komisjo rządowej spraw w ew nętrznych i oświecenia publicznego, A dolfa Schiitza, którego też przyjął na Członka Stowarzyszenia
L udu Polskiego pod imieniem Bogdana, odebrał od niego przy
sięgę i wskazał obowiązek rozkrzew iania zasad dem okratycznych. Przyznał Sawiczewski, iż przed przyjazdem do W arszaw y Podlew skiego, otrzym ał z K rakow a dwa listy od Członka tamecz nego Tow arzystw a, H oszowskiego. Do pierwszego z owych listów dołączone było pismo Podlew skiego, sympatycznym atram entem do tutejszego Zboru w ystosow ane, lecz nie znał jego treści, gdyż jakkolw iek odczynionem zostało w mieszkaniu Ehrenberga, nie mo
gło być z powodu jego niewyraźności odczytane. Do drugiego listu dołączone było pismo M alinowskiego, również do tutejszego Tow arzystw a sympatycznym nakreślone atram entem , w którem Malinowski, donosząc o przyaresztow aniu w Galicyi niektórych Członków Konfederacyi, zalecał tutejszym najw iększą ostrożność, radził, by jaknajrychlejsze i pew ne obmyśleć i ustanow ić sposoby znoszenia się z Tow arzystw em galicyjskiem, i w reszcie zaw iado mił o zawiązaniu się w Galicyi nowego T ow arzystw a w formie konstytucyjnej. Pismo to Sawiczewski oddał W ężykowi, a ten za lecił Podlew skiem u, by stosow ną dla M alinowskiego w ygotow ał odpowiedź, czego tenże dopełnił.
*
* *
K arol Bogdaszewski. O działalności owego podsądnego otrzy
mała Komisya śledcza od Rezydenta rosyjskiego w Krakowie i od D yrektora policyi warszawskiej informacyę, iż tenże należał do T ow arzystw a tajnego krakow skiego. W roku 1838 w ysiany był przez toż Tow arzystw o do różnych miejscowości krakow skich z odezwami rew olucyjnem i w celach propagandy. Przebył p o ta jem nie granicę i zjednał wielu zw olenników między młodzieżą.
Potajem nie rów nież jeździł do K rakowa i do Kielc, gdzie go are sztow ano. Przed Komisyą śledczą Bogdaszewski upornie zaprze czył wszelkim czynionym mu zarzutom, pomimo przedstaw ionych mu zeznań towarzyszów.
Po licznych badaniach ścisłych zdecydował się zeznać, że w Czerwcu 1837 r. za pośrednictw em szkolnego swego kolegi, L eonarda W ężyka, w stąpił w K rakow ie do tow arzystw a młodych ludzi pod nazw ą Kółko, wyznającego zasady dem okratyczne. Składali je wówczas Lukasiewicz, Michniewski, A leksander i Leo nard W ężykowie, Saw iczew ski i Podlewski. N astępnie przez F or
tu n ata Stadnickiego, obeznawszy się z zasadami i prawidłami de mokratycznem i, przyjęty został w r. 1837 do Tow arzystw a K on
federacyi i wraz ze Stadnickim i Michniewskim jeździł do Pierz-
chowic,—jako do miejsca zebrań swego Tow arzystw a. S potkał się tam z M alinowskim (Behmem), Kempińskim, Gierszem, Mułkow- skim i Zalewskim, a gdy mu Malinowski odczytał M anifest Kon
federacyi, podpisał się pod nim, przybrał imię „Czesław a“, i otrzy
mał tytuł i charakter Stróża postępu Narodowego. Po pow rocie z Pierzchowic do Krakowa, we dwa tygodnie później, Stadnicki przyniósł mu pom ieniony Manifest K onfederacyi do przepisania. Jakoż, odczytaw szy go uważnie, przepisał go w kilku egzem pla rzach wraz z Kalinowskim, Hoszowskim i Kamieńskim, poczem Manifest ów z kopiami w ręczył Stadnickiem u, a ten odwiózł go do Galicyi. W krótce potem przybył do K rakowa Malinowski, spe- cyalnie do Bogdaszewski ego i przyw iózł ze sobą nietylko Mani fest, lecz nadto przysięgę i O rganizacyę Tow arzystw a, w celu, by po naradzeniu się z Bogdaszewskim, który mniemał, że nie w szystko było w nim jasnem i dokladnem, popraw ić co się potrzebnem okaże. Jakoż, odbyw szy takow ą naradę, Malinowski poczynił w Manife ście popraw ki i dodatki, stosow nie do uw ag Bogdaszew skiego, wziął to w szystko napow rót do Galicyi, dla ostatecznego w ykoń czenia tam Manifestu, jakoteż przysięgi i O rganizacyi Tow arzystw a, i tak w ykończone obiecał przysłać Bogdaszewskiemu. O bietnicy tej niebawem dotrzymał, gdyż Stadnicki przywiózł i oddał Bogda szewskiemu od Malinowskiego popraw iony Manifest, a ten, kaza wszy takow y przepisać Kalinowskiem u, zwrócić go miał na ręce Stadnickiego.
Jako stróż postępu Narodowego, w ykonyw ał Bogdaszewski obowiązki swoje gorliwie i wraz ze Stadnickim kierow ał czynno ściami Kalinowskiego, Matuszewicza, H oszowskiego i Sw iderskiego, którzy gromadzili około siebie rzem ieślników, uczyli ich robić bro nią, zalecając, aby dokładali starań, by to przed władzami było tajemnicą. Na Kalinowskiego zaś oddzielnie jeszcze włożył obo wiązek w ykładów rzemieślnikom zasad dem okratycznych, słowem, Bogdaszewski był tam jednym z naj czynniej szych i najgorliwszych Członków i działaczy w spraw ie Konfederacyi, aż do wyjazdu swego w K rakowie, co w Styczniu 1838 r. nastąpiło. W yjaśnił Bogda szewski przed Komisyą śledczą, iż do K rólestw a pow rócił jedynie z rozkazu Matki i że przez nikogo ze stow arzyszonych nie był do Kielc w spraw ach T ow arzystw a w ysłany, nie zaprzeczył wszakże, iż nie zaniechał zamiaru rozszerzenia i tutaj, w kraju, nauk i zasad dem okratycznych i dlatego tylko nie był tu czynnym, iż w tak
krótkim czasie nie spotkał się z nikim, ktoby zdolnym był po dzielać zasad\^ Konfederacyi, a chociaż w wielu byw ał miejscach, to jedjm ie dla własnej rozryw ki, lub też z polecenia matki, albo ojczyma. Zdarzyła mu się, jak twierdził, lecz raz jed en tylko i to w domu rodziców sposobność, iż godząc kłócących się ze sobą w łościan, w trącił w uczjmionych im przedstawieniach niektóre po jęcia demokratyczne. Ponadto, twierdził, nie miał okazyi, by w K ró lestw ie z czemś podobnem kiedykolw iek się odezwał.
*
* *
Stanisław Morozewicz, dw udziestoletni aplikant Prokuratoryi
G eneralnej, rodem ze wsi Jakubow ne, gub. Lubelskiej, syn K aje tana i B arbary Morozewiczów.
W miesiącu W rześniu 1836 r. Morozewicz poznał się z G u staw em Ehrenbergiem , podów czas z K rakow a przybyłym, który następnie, mieszkając z nim, w ykładał mu zasady dem okratyczne i przyjął go jako przysposobionego na Członka Tow arzj/stw a.
W G rudniu t. r., gdy zw iązkowy Eugeniusz Żmijewski z G a licyi do W arszaw y przybył i w obecności Morozewicza list Mali now skiego Ehrenbergow i wręczył,' z upoważnieniem do przyjęcia Morozewicza do Tow arzystw a, tenże już formalnie przez E h ren berga przyjęty został, jako członek „Stowarzyszenia L udu P ol
skiego“, pod przybraną nazw ą „Bojomir“, czytywał wszelkie b ro
szury i książki zakazane w ogólności, był pow iernikiem działań E hrenberga i zwolennikiem jego dążności. G dy w Marcu 1837 r. E hrenberga aresztowano, Morozewicz spalił listy i broszurki do E hrenberga należące.
W trakcie pozostaw ania E hrenberga w więzieniu, Morozewicz 'zajm ow ał się rozkrzewianiem zasad dem okratycznych, a zabraw szy znajomość z Rabcewiczem, wciągnął do Tow arzystw a Ludw ika K olnarskiego, praw ie że w brew woli tegoż, nadał mu nazwę „Pio- ru n e k “ i przysięgę od niego odebrał.
W Czerwcu 1837 r. Żmijewski z S uw ałk zapytyw ał M oroze wicza, czy można przyjąć do T ow arzystw a Onufrego Św ierczew skiego, na co Morozewicz się zgodził.
W Lipcu 1837 r. przybył do Morozewicza w ubiorze lokaja S tanisław Malinowski (Behm), wTysłany przez G łów ny Zbór w G a licyi i porozum iał się z nim w spraw ie rozszerzenia zasad i pom na żania członków — co Morozewicz na siebie przyjął, dał mu kilka naście złotych i wskazał mu Rabcewicza, przez którego
Malinow-ski w ysiał list do „Janusza“ — pod tem imieniem ukryw ał się n a Litw ie K onarski — treści niewiadomej.
Prócz tego, Morozewicz otrzym ał od niego broszurę Jan o w skiego, pod tytułem „Powinność Człowieka i Obywatela“.
W tym w łaśnie czasie objaśnił Morozewicz S ew eryna G ołę biow skiego, jadącego na U niw ersytet ^do Petersburga, o zasadach dem okratycznych, zachęcając go do ich rozkrzewiania. Nadto, ta kież w yobrażenia w pajał w H ipolita K rzywickiego i Praw dom ow a
W yrzykow skiego, lecz nie znalazłszy w nich podatnego m ateryału, do T ow arzystw a ich nie przyjął.
G dy Morozewicz we W rześniu 1837 r. był u rodziców sw o ich w Lublinie, widział się tam z A ntonim Wałeckim, uczniem wileńskiej akademii medycznej, zaw iadom ił go o istniejącem w W a r szawie Towarzystwie Ludu Polskiego i przyjął go do tegoż, pod nazwą Poczosa.
W tym że czasie, rów nież w Lublinie, wciągnął do T ow arzy stw a A leksandra Bielińskiego, aplikanta sądow ego i nadał mu na zwę Gunia.
Przyznał Morozewicz, że w Listopadzie 1837 r. poznał się z W ężykiem i w skutek jego nam owy został Stróżem Postępu N a
rodowego, a, jako taki, przyjął znów do Tow arzystw a A leksandra
Ambrożewicza, Romana Cichowskiego i A leksandra K rajew skiego. W reszcie przyznał Morozewicz, że gdy na jednem z posie dzeń związkowych w r. 1838 podzielono K rólestw o Polskie na 9 obwodów, on, jako sekretarz obw odow y w' gub. Lubelskiej, przy jął nominacyę.
*
* •*
M ichał Olszewski, 20 letni, aplikant S ądu Kryminalnego w ar
szawskiego, rodem ze wsi Borowe w gub. podlaskiej, syn F ra n ciszka i B arbary.
Na schyłku 1836 r. Olszewski byw ał u Morozewicza, gdzie się zapoznał z Ehrenbergiem . Obaj oni zawiadomili go o istnieniu Tow arzystw a D em okratycznego pod nazwą Stowarzyszenie L udu
Polskiego, objaśnili o celu tegoż i utwierdzili w zasadach demo
kratycznych. G dy w początku r. 1837 Ehrenberg aresztow any został, Morozewicz podtrzym yw ał chwiejnego ducha Olszewskiego, udzielał mu rozmaitych broszur i pism liberalnych i, aby innych w tychże zasadach utwierdzić, zbierał w mieszkaniu A m brożew i cza przysposobionych wyznaw ców tej nauki: Olszewskiego, Mi chała G ruszeckiego i W yrzykow skiego, co trw ało przez całe lato