• Nie Znaleziono Wyników

Nowy realizm polityczny : dlaczego tzw. realizm polityczny jest najgorszą perspektywą polityczną, jaką kiedykolwiek wymyślono?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nowy realizm polityczny : dlaczego tzw. realizm polityczny jest najgorszą perspektywą polityczną, jaką kiedykolwiek wymyślono?"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Nowy realizm polityczny. Dlaczego tzw. realizm polityczny jest najgorszą perspektywą polityczną, jaką kiedykolwiek wymyślono?

Artykuł ten jest częścią manifestu nowego realizmu politycznego, napisanego jako przyczynek do poważnej dyskusji nad nowoczesną demoliberalną rzeczywistością i kierunkiem rozwoju liberalnej cywilizacji Zachodu, która miała się odbyć w kra- kowskim środowisku akademickim. Treść tej dyskusji miała znaleźć odbicie na łamach czasopisma o podobnym tytule „Nowy realizm polityczny”, będącym pró- bą wykrystalizowania podejścia metodologicznego adekwatnego do współczesnej skomplikowanej rzeczywistości społecznej krajów zachodnich. Inicjatywa ta, z róż- nych powodów, w  przeważającej mierze niezależnych od nas, do dziś nie doszła do skutku. Czasopismo nie zostało założone, a manifest nie został opublikowany.

W artykule tym zostanie zatem zaprezentowany jego krótki fragment, ilustrujący re- lacje panujące pomiędzy „nowym” postulowanym podejściem (które – rzecz jasna − z nowością nie ma nic wspólnego), a tym, co w literaturze określa się takim mianem.

Nowy realizm polityczny to próba wypracowania nowej perspektywy politycz- nej, dla której podstawowym horyzontem filozoficznym stał się właśnie tomistyczny realizm, jego nowością zaś − próba wyjścia poza tradycyjne ramy interpretacyjne, w ogromnej mierze traktujące tomizm jako zamknięty system o znaczeniu histo- rycznym.

W artykule tym prezentujemy jedynie jeden aspekt nowego podejścia. Aspekt ten zostanie ukazany za pomocą kontrastu z podejściem tradycyjnie noszącym miano re- alizmu, jednocześnie pokazując – mamy nadzieję – zarówno jego głębię, większy za- sięg, jak i większą moc eksplanacyjną wielu współczesnych problemów społecznych.

Należy wskazać tutaj także pewną bezpośrednią motywację kierującą refleksją przy jego pisaniu już jako samodzielnego głosu w dyskusji i filozoficznej, i historycz- nej – odnoszącej się do intelektualnego dorobku Polski i świata ostatnich lat, jako zagadnienia przyświecającego tytułowej konferencji. Jest nią ostatnio opublikowana rozprawa habilitacyjna Piotra Kimli Historycy-politycy jako źródło realizmu politycz- nego, w której autor nie tylko syntetycznie zbiera dorobek teoretyczny klasyków tego podejścia, ale także uogólnia go i przekonuje do jego aktualności.

(2)

Tak zwany realizm polityczny jest tu jednym z dominujących obecnie podejść do polityki1. Podejście to można streścić jako empirię bez empirii lub empiryzm dru- giego rzędu, bowiem pomimo nieustannych deklaracji empirycznej adekwatności Kimla nie prowadzi żadnych badań nad rzeczywistością, pracując jedynie na mate- riale już opracowanym, w przeważającej mierze historycznym2. Są to więc badania ufundowane na poważnym nieporozumieniu: z jednej strony próbuje się wydobyć uniwersalne prawa rządzące polityką, z drugiej jednak autor przekonuje, że państwo nie jest żadną uniwersalną wartością czy zasadą, lecz ze względu na zmieniające się warunki stale podlega historycznym przekształceniom.

Gdy więc czytamy tego typu opracowania, popadamy w  poważną epistemo- logiczną konfuzję: cóż więc ciekawego może mi powiedzieć szesnastowieczny myśli- ciel o rzeczywistości XXI wieku?

I

Jeśli zatem odpowiemy pozytywnie na zadane pytanie – a  tak zwani realiści nas do tego usilnie przekonują – to jednocześnie musimy przyznać, że rzeczywistością polityczną rządzą uniwersalne, ponadosobowe prawa, które należy wydobyć, a któ- rych my nie jesteśmy świadomi. Jednak ani my, ani realiści nie wydobywają takich praw (a nawet nie wskazują ich potencjalnego charakteru i umocowania), zatrzy- mują się raczej w pół drogi, na tyle bezpiecznie z jednej strony, by nie musieć się parać trudnymi empirycznymi badaniami, z  drugiej zaś strony – by nie ponosić odpowiedzialności za roszczenia do uniwersalności. Jest to więc stanowisko nie-

1 Ciekawą, choć w gruncie rzeczy krótką listę „intelektualnych uczniów” Machiavellego pre- zentuje Konstanty Grzybowski we Wprowadzeniu do Księcia (zob. K. Grzybowski, Wprowadzenie, w: N. Machiavelli, Książę, tłum. W. Rzymowski, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1979, s. LXXIV−XCIV). Dość powiedzieć, że kończy na Hitlerze, Mussolinim i Kamieniewie. Ciekawszą jednak, z punktu widzenia tego artykułu, analizę historyczną przenikających do nowożytnej praktyki politycznej pomysłów i paralogizmów zaczerpniętych z Machiavellego przedstawia Victoria Khan (eadem, Machiavellian Rhetoric. From the Counter Reformation to Milton, Princeton 1994, passim).

Swoją książkę zaczyna od cytatu z hrabiego Clarendon, który uznaje Cromwella za pierwszego, który zrozumiał i wcielił w życie nauki Machiavellego (ibidem, s. 3). Z innych ważnych należy wskazać Henryka VIII i tytułowego Miltona, który jako pierwszy z purytanów tak umiejętnie zaczął operować (antypurytańską z natury) zasadą autonomii religijnej pewnych sfer społecznych (kwestia indifferent things), którą z taką łatwością zaabsorbował do swych nauk John Locke, mimo iż były one niezgod- ne z nauczaniem jego mistrza, na którego tak chętnie się powoływał (por. J. Locke, Two Tracts on Government, w: M. Goldie [red.], John Locke. Political Essays, Cambridge 1997, s. 3−79). Z kolei J.G.A.  Pocock czyni z Machiavellego jednego z najbardziej wpływowych myślicieli nowożytności (zob. idem, The Machiavellian Moment. Florentine Political Thought and the Atlantic Republican Tra- dition, Princeton 1975, s. v−viii), a A. Riklin wskazuje na niezwykle niebezpieczne upowszechnianie się go jako postawy etycznej.

2 Stanowisko takie w swojej książce Historycy-politycy jako źródło realizmu politycznego będącej rozprawą habilitacyjną prezentuje np. Piotr Kimla.

(3)

uczciwe. Z pamiętnika Talleyranda ani nie dowiemy się nic o istocie polityki, ani też nie wychowamy na nim żadnego męża stanu. Jest to zarzut o tyle poważny, że uka- zuje realizm historyczny jako niejasny melanż czystych opisów praxis oraz pewnych roszczeń teoretycznych.

Nowy realizm polityczny, jako alternatywa dla tego niewystarczającego podej- ścia, zgadza się z twierdzeniem, iż teoria (poznanie) jest czymś ontologicznie róż- nym od praktyki (działania), lecz jednocześnie zauważa niewiarygodnie ciekawe wzajemne warunkowanie się tych dwóch sfer. I właśnie to wzajemne oddziaływanie czynię właściwym przedmiotem namysłu. Nie tylko w tym sensie, że przestrzega on przed etycznymi konsekwencjami „chorych idei”, w tym bowiem sensie za realistów można by uznać już takich myślicieli jak Leo Strauss3 czy Hannah Arendt4, lecz na tym, że z wielkim zatroskaniem, nie tylko intelektualnym, ale także praktycznym, pochyla się nad wychowaniem młodych pokoleń w duchu mądrości i szerokiego widzenia spraw publicznych.

II

Jest rzeczą znaczącą, iż nominalizm w odniesieniu do prawa przyjmuje w tak zwa- nym podejściu realistycznym specyficzną formę, a mianowicie traktowania prawa ludzkiego na modłę deterministycznego prawa przyrodniczego5. Widać więc, jak ujawniają się tu idealistyczne skłonności tego sposobu myślenia: państwo przestaje być wspólnotą istot moralnych, a przybiera postać pewnej całości, która podlega niewidzialnym fatalistycznym prawom. Za przykład może posłużyć opis mechani- zmu stałego wzrostu zagrożenia pomiędzy Atenami a Spartą, który prowadził do eskalacji konfliktu, a w konsekwencji do wojny peloponeskiej – to mechanizm opi- sywany przez klasyka tego gatunku Tukidydesa6. Głoszą więc niektórzy dość dziwne twierdzenie, iż często zło powodują nie ludzie, lecz okoliczności7.

3 Por. szczególnie: L. Strauss, The Philosophy of Hobbes, Chicago 1963; idem, On Locke’s Doctrine of Natural Right, „The Philosophical Review” 1952, vol. 61, nr 4, s. 478−482; także idem, Prawo natu- ralne w świetle historii, tłum. P. Górski, Warszawa 1969.

4 Szczególnie H. Arendt, Korzenie totalitaryzmu, tłum. D. Grinberg, M. Szawiel, Warszawa 2008;

eadem, Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła, tłum. A. Szostkiewicz, Warszawa 1987.

5 Przeważająca większość autorów zwraca na to uwagę (por. K. Grzybowski, Wprowadzenie, op. cit., s. XLVI−XLIX). Alois Riklin o necessità pisze tak: „necessità ma wymiar wybitnie historyczny.

Machiavelli rozumie historii jako nauczycielkę polityki. Nie trzeba nawet przyjmować jego hipote- zy o cyklicznym charakterze rozwoju, by mimo to wykorzystać dla politycznej gry trendy historii, wartość historycznych wzorców, ostrzeżenia historycznych niepowodzeń, w ogóle doświadczenia przeszłości” (za: A. Riklin, Niccolò Machiavelli. Nauka o rządzeniu, tłum. H. Olszewski, Poznań 2000, s. 38), a tej konieczności historycznej o oczywistej pogańskiej proweniencji towarzyszy jeszcze ko- nieczność okoliczności instytucjonalnych (ibidem, s. 39).

6 Tukidydes, Wojna peloponeska, tłum. K. Kumaniecki, Wrocław 2004, t. I, ks. I, s. 23, 72−73.

7 Por. szczególnie P. Kimla, Historycy-politycy jako źródło realizmu politycznego, Kraków 2009, s. 49−54.

(4)

Dla „nowego” realisty politycznego jest to twierdzenie zdecydowanie fałszywe, każde bowiem okoliczności polityczne są dziełem ludzkim i ktoś za nie ponosi od- powiedzialność, zło zaś w ogóle jest kategorią sensu stricto moralną. W tym miejscu dokładnie widać, w jaką pułapkę wpadają realiści−historycy, podtrzymując tego ro- dzaju twierdzenia. W istocie bowiem są oni niewolnikami indywidualizmu: jeśli nie jednostka jest odpowiedzialna za dany stan rzeczy, to – wnioskują – muszą to być jakieś fatalistyczne siły. Rzeczywistość demokratyczna nie jest wytworem żadnego człowieka, co nie zmienia faktu, że można wskazać bardzo wielu za ten stan odpo- wiedzialnych, poczynając od teoretyków i filozofów, kończąc na tych, którzy bez- myślnie gloryfikują ten system. Widać więc, jak kierunek mieniący się realizmem na skutek posługiwania się zredukowanym aparatem poznawczym może potencjalnie osunąć się w idealizm, przejawiający się w jakimś dziwnym determinizmie, zaczerp- niętym, podobnie jak ujęcie prawa, z języka przyrodniczego8.

Doskonale tę błędność podejścia do rzeczywistości ludzkiej ilustrują przykłady kilku dwudziestowiecznych mężów stanu – którymi prawdopodobnie zachwyciliby się „realiści”, tak chętnie powielający indywidualistyczny błąd także na szczytach władzy (jakby co najmniej de Gaulle, stając na czele Wybrzeża Kości Słoniowej, był w stanie uczynić z tego państwa jednego z członków rady bezpieczeństwa z prawem do weta) – przeformułowując twierdzenie o instytucjonalnych i historycznych ko- niecznościach na twierdzenie o instytucjonalnych i historycznych „trudnościach”, komplikacjach i oporach, które mimo to zostają przezwyciężone nie dzięki fortunie czy okazji, lecz przeciwnie − dzięki niezwykle pragmatycznej i heroicznej pracy bar- dzo wielu; choć prawdą jest, że prawie zawsze zgrupowanych wokół charyzmatycz- nego przywódcy9.

Nie jest tu naszym celem dokładna semantyczna analiza pojęć myśli politycznej Machiavellego, ale niezwykle zajmującym powinna się okazać szczegółowa analiza

8 W dość powierzchowną opozycję woluntaryzm–determinizm wpada także Kimla w momen- tach ekstrapolacji niektórych prawidłowości na współczesne stosunki demokratyczne (por. ibidem, s. 49).

9 „Polityczny przywódca nie powinien się w sytuacji przymusu gubić; musi on w ramach swojej koncepcji to, co na krótka metę niemożliwe, w dalszej perspektywie uczynić możliwym. W roku 1940 de Gaulle ośmieszył się samowładnym wyniesieniem się na szefa rządu emigracyjnego. W końcu dokonał jednak tego co wydawało się niepodobieństwem, a mianowicie wkroczył do Paryża jako wyzwoliciel i podniósł i podniósł podbitą Francję do rangi pełnoprawnego zwycięzcy, mocarstwa okupacyjnego i stałego członka rady bezpieczeństwa z prawem weta” (A. Riklin, Niccolò Machiavel- li..., op. cit., s. 41). Wskazywany natomiast niniejszym społeczny nominalizm realizmu-historyzmu nie jest jedynie cechą przygodną, lecz poważnym idealistycznym błędem, niedającym się od niego oddzielić. Prawdą jest, że realizm jest zbudowany na typowej nominalistycznej opozycji koniecz- ność–działanie (na której w istocie oparte są wszystkie inne), lecz kategorie te są tak mętne, że można pod nie podstawić absolutnie wszystko, co – o ironio – zrobili właśnie idealiści (Marks, Hegel, Le- nin), których w tym kontekście „realista” winien zaakceptować jako swoich, obnażając tym samym pozory obiektywizmu, którymi przykrywa tysiące absurdalnych twierdzeń. Wspominam o tym bo- wiem z punktu widzenia prawdziwego realisty; marksizm i realizm niczym istotnym się nie różnią, oba nurty przesycone są quasi-noramtywnością, mimo że i jeden, i drugi jawią się jako zdecydowanie antymoralne.

(5)

semantyczna i logiczna retoryki pozoru powołanej do życia w wywodach słynnego Florentczyka. Dość wskazać tutaj obszerną wspomnianą monografię na temat reto- ryki Machiavellego. Autorka, której dzieło mam na myśli, niezwykle przekonująco wskazuje ponowoczesne cechy dyskursu realistycznego: (1) jego metaforyczność10, (2) ironiczność11 i – co najważniejsze – (3) instrumentalizację i manipulację12.

III

Podejście to ma jednak znacznie więcej poważnych teoretycznych problemów. Wy- chodzi ono od twierdzenia, iż polityka to sfera praxis, i dlatego błędnym jest zamy- kanie jej w sztywnym „ideologicznym gorsecie”. Jest to ze wszech miar prawdziwe, z tym że chyba nie sposób znaleźć konkurencyjnego wobec tego twierdzenia stano- wiska. Problem polega na tym, że myśliciele ci na ogół mylą samą politykę z refleksją o niej. Filozofia polityki zajmuje się polityką, nie jest jednak polityką13. Jest to o tyle

10 „Z jednej strony przykłady wielkich mężów są hiperboliczne, by ekscytować – będąc jedno- cześnie poza zasięgiem – potencjalnie imitujących. Z drugiej Machiavelli argumentuje, iż mają one retoryczną i pedagogiczną funkcję. Jeśli wrócimy do przykładu z rozdziału 6 o łucznikach, których cel był poza ich rzeczywistym zasięgiem, to zauważymy, że przykłady Machiavellego nie korespon- dują z rzeczami, odzwierciedlając ich rzeczywistość, lecz jedynie ich potencjalność; są one figurami wyrażającymi ruch raczej niż postrzeżenie, pożądanie raczej niż poznanie czy reprezentację” (za:

V. Khan, Machiavellian Rhetoric…, op. cit., s. 25). Dalej autorka pisze, że metaforyzacja jest tylko literackim zabiegiem, będącym odpowiedzią na inny upiększający zabieg jakim jest nagminnie sto- sowana przez autora ironia.

11 Ibidem, s. 39.

12 „Językowa gra tego paragrafu, jak i poprzedniego, poświęconego cnocie, jest częścią retorycz- nej strategii, by zaangażować czytelnika do krytycznej aktywności, która umożliwi mu odkrycie nie jaka »powinna być zawartość«, lecz normalności, »co może się zdarzyć« w każdej konkretnej sytuacji.

Jeśli naturalne inklinacje moralne czytelnika mogą być porównane do siły rzeki, która służy za meta- forę fortuny w rozdziale 24, proza Machiavellego jest przeciwdziałaniem, które próbuje skanalizować lub nadać inny kierunek tej sile poprzez element refleksyjny. Ponieważ chce on zmusić czytelnika do refleksji, zreduplikuje on na płaszczyźnie retorycznej problem sądu, któremu będzie musiał stawić czoła książę – polegającego na wprowadzeniu w życie w konkretnej sytuacji mirtu. Można ująć to także inaczej – podążając za interpretacją Rolanda Barthes’a, który pisał o Machiavellim, »struk- tura dyskursu umożliwia reprodukcję struktury problemu, któremu próbują sprostać protagoniści.

W tym kontekście racjonalny argument przeważa i historia (dyskurs) ma charakter strategii, lub ina- czej rzecz ujmując jest jedynie stylem myślenia«” (ibidem, s. 33). W innym miejscu autorka także nie pozostawia wątpliwości: „To w konsekwencji ukazuje fakt, iż tekst ma służyć udramatyzowaniu i wpojeniu czytelnikowi pewnych twierdzeń, jest więc tekstem, którego retoryka nie jest ornamen- tem, lecz strategią” (ibidem, s. 20).

13 To, co być może w naszym wywodzie nie jest wystarczająco podkreślone w innych miejscach, należy wydobyć tutaj: nominalistyczne podejście do świata polityki zawsze prowadzi do zatarcia się granicy pomiędzy obiektywnym badaczem polityki (pod tym względem w opozycji do realisty- -historyka byłby to zarówno pozytywista, jak i tomista) a politykiem. To drugi moment, w którym Hobbes, Machiavelli, Nietzsche i Foucault się do siebie teoretycznie zbliżają. Gdy zredukujemy sąd do konwencji, zredukujemy także prawdę do opinii. W konsekwencji naukę sprowadzimy do ideologii,

(6)

kluczowe, że pod osłoną tego twierdzenia mogą oni nieustannie odwoływać się do dowolnego materiału historycznego, zupełnie pomijając kwestie jego interpretacji, unikając w  ten sposób argumentacji (swoista forma argumentu z  oczywistości).

Szkicują oni tym samym typowo nominalistyczny dualizm: świat zdarzeń kontra świat myśli, który jest niczym innym jak podniesieniem Hume’owskiej schizofrenii do rangi zasady polityki.

Nowy realizm polityczny stara się bardziej skrupulatnie rozdzielać sferę refleksji od sfery działań politycznych, ale zawsze próbuje uchwycić je w powiązaniu. Zarów- no na poziomie wiedzy (mądrość, wiedza), jak i dyspozycji na poziomie indywidu- alnym (rozsądek, męstwo, sprawiedliwość) winny je wyrabiać wychowanie i szkoła politycznego myślenia. Są one dla nowego realisty politycznego czymś niezwykle istotnym, gdyż wie on, że to właśnie sfera refleksji jest kluczem do sfery działań w  świecie polityki. Ich zaś geometryczne rozdzielanie może prowadzić tylko do uwiądu życia politycznego w drodze upowszechniania się postaw egoistycznych, in- teresownych i nihilistycznych, uwiądu, którego świadkiem i ofiarą był zresztą sam Machiavelli, w swym osobistym życiu doskonały kontrprzykład postaw przez siebie gloryfikowanych14.

Dlatego kandydatów na prawdziwych realistów łatwo rozpoznać po dwóch pod- stawowych postulatach: przywrócenia powagi prawu naturalnemu, a także prawu boskiemu, oraz właściwej praktyce wychowania do cnoty, a te kryteria prawdopo- dobnie – o zgrozo – spełniałyby współcześnie jedynie – jak na ironię − instytucje chyba najdalsze obecnemu życiu politycznemu, a mianowicie seminaria duchowne czy też nieliczne elitarne szkoły, kładące na dyspozycje (nie mylić z praktyką) istotny nacisk.

IV

Tak zwany realizm polityczny myli przede wszystkim sferę powinności ze sferą faktów, co jest konsekwencją typowo nominalistycznego mylenia opisu z uzasad- nieniem. Z opisu wielu bowiem politycznych niegodziwości, sukcesów i porażek niepodobna wydestylować nawet jednej najmniejszej rady na przyszłość. Nie jest to kwestia woli, ale problem logicznych niedomogów indukcji. Machiavelli tworzy no- wożytny pozór rozumu, gdy jednostkowe działania ubiera w retorykę powinności15.

a państwo do stanu natury. Staniemy się wtedy „epistemologicznymi biedakami”, którzy niezależnie od tego, co badają, widzą jedynie „władzę”. Pod tym względem wymienieni myśliciele są bardzo po- dobni. Każdy zatem chcący powołać „nieideologiczną filozofię polityki” winien mieć w pamięci te uwagi. Por. P. Kimla, Historycy-politycy…, op. cit., s. 149.

14 K. Grzybowski, Wprowadzenie…, op. cit., s. I−XX; A. Riklin, Niccolò Machiavelli…, op. cit., s. 1−30.

15 To słowo w ogóle nie należy do tego języka. Nic w nim nie może znaczyć. Pochodzi ono ze słownika praw i obowiązków człowieka i możemy powiązać go albo z ludzką racjonalnością, albo z boskim przesłaniem, które człowiek posiada wprost od Boga. Jedno wyjaśnienie jest niejasne i nie-

(7)

Jest to po prostu błąd logiczny, dokładnie taki sam, jakiego dopuścił się Ockham, Kalwin, Locke, Hobbes, Kartezjusz czy Hume. Nic absolutnie nie wynika dla mnie z faktu, że ktoś, wsadziwszy sześć milionów ludzi do obozu, mógł się mienić wo- dzem − jest to dla mnie opis faktu. Nie da się od niego za pomocą analogii przejść tak po prostu do twierdzenia: „jeśli ty będziesz tak czynił, to także będziesz wielkim wodzem”. Jeśli powołuję się na analogię, to muszę to uzasadnić. Można więc argu- mentować, że w podobnym wielkością królestwie, położonym w podobny warun- kach klimatycznych, w podobnym czasie itd., osoba o podobnych dyspozycjach, po- dejmując podobne działania, uzyska podobny wynik. Co, jak widzimy, drastycznie ogranicza uniwersalność głoszonych w ten sposób „twierdzeń”. Nie jest to jednak żadne twierdzenie, a co najwyżej przypuszczenie, w niczym nie gwarantujące, że tak faktycznie się stanie. Jak daleko jednak jeszcze do nadania temu statusu rady, która wymaga powołania się na uniwersalne prawa? Co najważniejsze jednak, nawet taka próba przeformułowania tego dyskursu w ogóle nie może się dokonać w per- spektywie historycznej jako tej, która jest warunkowana przez zmieniające się oko- liczności. W tym sensie tworzenie z zawsze niejasnego, niedomkniętego i nieskoń- czonego zbioru faktów uniwersum dla uzasadnień jakiegoś politycznego działania stoi w najgłębszej sprzeczności z istotą filozofii polityki, dla której zawsze o owym uniwersum stanowi rozum i logicznie ustrukturyzowany konglomerat prawdziwych sądów o rzeczywistości.

Nowy realizm polityczny świat polityki niejako definicyjnie postrzega jako po- wiązanie (być może problematyczne) sfery zasad ze sferą działań, to znaczy działa- nia polityczne to takie, które urzeczywistniają pewne zasady, w przeciwnym razie – co ważne − tracą także walor polityczności. Dlatego każda refleksja „dramaty- zująca napięcie pomiędzy tym, co techniczne, a tym, co etyczne” jest z gruntu an- tyfilozoficzna16. Dla nowego realisty politycznego nie istnieje „naga skuteczność”.

Jest to po prostu absurd, którego odpowiedzialny człowiek winien unikać w mowie i piśmie. Skuteczność może być rozpatrywana jedynie w powiązaniu z celem. Jeśli zaś do dziedziny celów politycznych wchodzą jedynie te, które nie są egoistyczne – sfera polityczna z definicji jest tu rozumiana jako zbiór celów dążących do zapew- nienia dobra wspólnego − to tym samym realistyczne twierdzenia o prymarności zachowania porządku przed jego celowością stają się jedynie agitacją polityczną.

czytelne, drugie, niestety, kontrowersyjne. W obu jednak przypadkach zmuszeni jesteśmy do zaak- ceptowania naprawdę bogatej antropologii, która niewiele ma wspólnego z prymitywną popantropo- logią à la Machiavelli. Problem indukcji jest oczywistym i podstawowym w gruncie rzeczy zarzutem wobec tzw. realistów, nabiera on jednak wagi w połączeniu z powyższymi. Grzybowski ujmuje to tak:

„Fakty to historia i tylko historia. Można, ograniczając się do faktów, przedstawić proces powstawa- nia, trwania i upadku władzy jednostki w tym państwie. Można, pisząc historię, wyciągnąć wnioski tylko z faktów. To nie było niespodzianką dla czytelnika Machiavellego w wieku XVI. Znał przecież Tacyta – i Istorie Fiorentini Machiavellego, najbardziej z Tacyta zrodzone z jego dzieł. Ale czy można, opierając się na faktach, tworzyć teorię? Czy można, opierając się na faktach, tworzyć teorię będącą jednocześnie programem, teorię i receptę na dojście do władzy, utrzymanie się przy władzy, teorię – diagnozę przyczyn utraty władzy?” (K. Grzybowski, Wprowadzenie…, op. cit., s. LXV−LXVI).

16 Por. V. Khan, Machiavellian Rhetoric…, op. cit., s. 9.

(8)

By podać przykład: o ile dla realisty politycznego – mieniące się moralnie neutral- nym – zdanie: „Stalin był dobrym politykiem” byłoby prawdziwe, o tyle dla nowego realisty politycznego stwierdzenie to byłoby bezwzględnie fałszywe, gdyż nie dbał on o dobro wspólne, ani zresztą o dobro narodu, a nawet wąskiej elity; być może nie dbał wreszcie – mógłby potencjalnie argumentować nowy realista – nawet o swoje dobro.

V

Zarzucamy więc tak zwanym realistom mieszanie faktów z normami. Historyk, jeśli jest historykiem, zawsze będzie mógł dostarczyć nam jedynie opisów faktów, jeśli natomiast za pomocą indukcji będzie próbował sformułować jakieś uniwersalne prawa, to nie będą one miały żadnej wartości. Tak zwani realiści mogą się niezdrowo podniecać sformułowaniami Machiavellego, iż przykładowo

zdobywca, opanowawszy rządy, powinien przygotować i popełnić na raz wszystkie nie- odzowne okrucieństwa, aby nie wracając do nich codziennie i nie powtarzając ich, mógł dodać ludziom otuchy i pozyskać ich dobrodziejstwa17.

Jednakże utrzymywanie, że coś z tego wynika dla prezydenta Republiki Francji na początku XXI wieku, jest niedorzecznością. A jeśli przypadkiem rzeczywiście trafią się w takich rozważaniach jakieś wartościowe twierdzenia, to i tak powoły- wanie się na nie będzie wymagało argumentacji, czyniąc tym samym ich właściwe źródła zupełnie zbędnymi. Godny podkreślenia jest fakt, że tak zwani realiści nie tylko mieszają powinność z faktycznością, lecz podchodzą do tej kwestii zupełnie dowolnie − tak by uzyskać założony skutek, w innych bowiem miejscach, gdy ktoś inny powoła się na „powinność”, zupełnie to zbywają, stosując tym razem zasadę nominalistyczną (zob. podrozdział III niniejszego artykułu).

Nowy realizm polityczny (NRP) jest więc znacznie doskonalszą metodą, ponie- waż od początku jest skupiony na powiązaniu sfery działań ze sferą celów, a więc na tym, czego realizm-historyzm nie tylko nie dostrzega, ale co konsekwentnie neguje.

Nowy realizm jednakże profilaktycznie dba, by ze sfery faktów – służącej na ogół jego oponentom do formułowania zarzutów o  „nierealistyczny idealizm” − zasa- dy nie przenikały do sfery quasi-zasad. Wspomniany zarzut przebiega następująco:

„Popatrzcie, mówicie, że trzeba dbać o dobro wspólne, tymczasem politycy zajmują się jedynie rozdawaniem stanowisk. Wasze zasady nie działają”. Oczywiście, że nie działają. Dla realisty jest to jasne, ponieważ jedyną siłą sprawczą w świecie polityki jest człowiek lub instytucja. Dopóki nie wychowa się ludzi w taki sposób, by zasad przestrzegali, i nie wykształci się instytucji w taki sposób, by minimalizowały ludzkie grzechy w społeczeństwie, a maksymalizowały ludzkie dobre czyny, będzie „działo się źle”. W tym ujęciu Nowy realizm ukazuje swoją doskonałość, ponieważ od razu koncentruje się na problemie, nie zaś jątrzy bez celu.

17 N. Machiavelli, Książę, tłum. Cz. Nanke, Warszawa 1987, s. 61.

(9)

VI

Moralność bowiem czynu to nie jest jakiś naddatek bądź pozytywna jego ocena przez „moralizatora”, lecz immanentny składnik ludzkiego działania. Każde ludzkie działanie jest działaniem moralnym, ponieważ człowiek jest istotą moralną. Kry- terium czynu ludzkiego nie jest mechaniczne robienie czegoś (to bowiem charak- teryzuje wszystkie zwierzęta), lecz nakierowanie na cel i wyodrębnienie środków do niego prowadzących. Doskonale tu widzimy, jak na początku XXI wieku wciąż pokutuje w nas protestanckie myślenie w kategoriach utopii18 i obrazkowości. Praw- dziwy realista bowiem w przeciwieństwie do ideologa nie mówi ludziom, co mają robić, lecz naucza ich o samym czynie oraz wpaja zasady. Sprawiedliwość, męstwo, rozwaga, umiarkowanie, miłość, wiara, mądrość to zasady, a nie „nalepki na czyny”!

Twierdzenie, że moralność jest rozłączna z polityką, to jakaś filozoficzna aberracja19; tak długo jak zwierzęta nie zakładają państw, pozostająca po prostu nieprawdą.

Państwa istnieją, ponieważ ludzie są istotami moralnymi − jest to warunek ko- nieczny do ich zaistnienia. Differentia specifica zaś państwa spośród innych moral- nych wspólnot jest urzeczywistnianie przez wspólnotę sprawiedliwości. Rozumność to nie jest jakiś naddatek w działaniu, lecz jego warunek, podobnie jak sprawiedli- wość nie jest przygodną cechą państwa, lecz jego warunkiem. W ten sposób dzia- łanie ludzkie zostaje starannie oddzielone od innych ludzkich aktywności; tylko w przypadku działania mówi się o doskonaleniu za pomocą cnót. Na skutek jed- nak ockhamistyczno-kalwińsko-hume’owskiego drenażu20 w dyskursie politycznym nieustannie powiela się te błędy. Błędy, które – dodajmy – NRP obiera sobie za cel bezwzględnie tępić i naznaczać.

VII

Realizm historyczny cierpi jednak na znacznie poważniejszą bolączkę, co dyskurs realistyczny czyni w gruncie rzeczy „wrogiem numer jeden” dla tomistycznej trady- cji, z której czerpie NRP. Jest to coś, co Piotr Kimla w swoim opracowaniu dość eu-

18 Kwestia utopii, rzecz jasna, także jest obecna w dyskursie Machiavellego (zob. K. Grzybowski, Wprowadzenie, op. cit., s. LXII−LXIV). W tym kontekście należy dodać, że nie tylko powiela pro- testancki utopizm, ale także nominalistyczny dualizm polityczny Ockhama, agnostycyzm Kalwina, indywidualizm Locke’a czy naturalizm Hobbesa.

19 Oczywiście wersji tego twierdzenia jest wiele. Por. H.J. Morgenthau, The Evil of the Politics and the Politics of Evil, „Ethics” 1945, vol. 56, nr 1, październik.

20 Dobrze drenaż ten ilustruje Alasdair MacIntyre (zob. idem, Czyja sprawiedliwość? Jaka racjo- nalność?, red. nauk. A. Chmielewski, Warszawa 2007). Szkoda jednak, że nie poświęca wykładu ani Ockhamowi, ani Kalwinowi. Temu pierwszemu za to dedykowany jest wyczerpujący artykuł Bogda- na Szlachty (por. idem, Monarchia prawa. Szkice z historii angielskiej myśli politycznej do końca epoki Plantagenetów, Kraków 2001, s. 190−230).

(10)

femistycznie nazywa „konsekwentnym przyjmowaniem perspektywy politycznej”21. Dopiero kontekst wyjawia nam, o co właściwie chodzi. A chodzi o nic innego, jak o uznanie prymarności woli i władzy w ludzkim świecie. A więc twierdzenie, które stało się początkiem nowożytności, przenicowującej tradycję realistyczną. Tak zwa- ni realiści polityczni bowiem jako podstawową przesłankę ludzkiego rozumienia (a w konsekwencji – motywację działania) uznają zreifikowane ludzkie preferencje i powiązane z nimi konflikty, cała reszta dla nich – jak specyficznie określa to Kimla – to „absolutystyczne moralizatorstwo”22. Widzimy więc, że wszystkie niedomogi realizmu historycznego nie są przygodne, lecz tkwią w jego fundamentach. Jest on od początku do końca budowany podobnie do liberalnej tradycji, na prymarności konfliktu, antropologiczną zaś zasadę można streścić w haśle „ja chcę”23. Konsekwen- cją jest uznanie pierwszeństwa siły politycznej wobec argumentu. Cała subtelność tego stanowiska znika, gdy tylko uświadomimy sobie, że jest ono z gruntu niefilozo- ficzne, a człowiek jest tu traktowany niczym wektor o sile, kierunku i zwrocie. Nic specyficznego nie różni więc konfliktów wewnętrznych od zewnętrznych; są one traktowane podobnie – jak dodawanie wektorów i obliczanie wypadkowej. Nie spo- sób nawet nie zauważyć, że w dyskursie tym władza zupełnie zatraca swoje właściwe polityczne konotacje i przyobleka się w siłę. Siły nie ogranicza jednak nic specyficz- nego, jak choćby rozum, lecz jedynie inna siła. W ten sposób realizm odsłania swoje faktyczne geometryczne ugruntowanie skryte za gąszczem „zdroworozsądkowych”

twierdzeń. Można tu jedynie powtórzyć za Popperem, iż o ile zdrowy rozsądek w ży- ciu jest czymś ważnym, o tyle nie ma bardziej błędnych naukowych teorii niż teorie zdroworozsądkowe. Po raz kolejny przenicowana metafizyka mści się, gdy z katego- rii moralnej próbuje się zrobić episteme.

Ontologia zarówno Machiavellego, Nietzschego, Hobbesa, jak i Foucaulta jest niezwykle skąpa: mieszczą się w niej jedynie kolektywy (niezależnie czy nazywane państwem, „motłochem”, „ludem”, czy zbiorem moralnych i egzystencjalnych gra- nic) i wyróżnione indywiduum („suweren”, nadczłowiek”, „książę” bądź konkretna praktyka transgresji).

W odróżnieniu od starego NRP dba, by każda relacja nie zatracała własnej spe- cyfiki. Nie wolno nam unifikować władzy politycznej jedynie dlatego, że używamy tego samego słowa na oznaczenie tysięcy różnych ludzkich relacji. Relacje władcze w liberalnym państwie demokratycznym i relacje władcze w monarchii absolutnej są jakościowo różne. I raczej ze względu na ową różnicę podlegają one analizie. To – trzeba przyznać – nieustannie ginie z oczu realistom-historykom, którzy z nadrzęd- nym schematem władający–władany–skuteczność analizują każdą sytuację.

21 P. Kimla, Historycy-politycy…, op. cit., s. 112.

22 Ibidem.

23 Mimo że autor tak zdecydowanie odżegnuje się od woluntaryzmu. Nic dziwnego jednak, skoro utożsamia go jedynie z jego dość barwną i miłą Polakom wersją, jaką był mesjanistyczny romantyzm (ibidem, s. 90). To jednak naprawdę zbyt wąska perspektywa, by uciec woluntaryzmowi, który na dobre zagościł już w naszym umyśle i stał się składnikiem politycznej percepcji.

(11)

VIII

Większość tak zwanych realistów nie rozumie lub nie chce zrozumieć, że uznanie kategorii władzy (preferencji, chęci bądź woli) jako pierwotnej w stosunkach ludz- kich prowadzi do niebezpieczeństwa redukcji każdego prawa, twierdzenia czy re- guły do jedynie jednostkowych preferencji narzucanych jednym przez innych, lub w wersji historycznej − do uznania kolejnych ludzkich politycznych osiągnięć je- dynie za przejawy dominacji nad innymi lub, co najwyżej, narzędzia osiągnięcia

„spokoju”. Realista będzie jednak pytał, czy spokój ten jest ostatecznym celem? Nie, ponieważ w ten sposób nie dałoby się w ogóle wytłumaczyć zróżnicowanej aktyw- ności ludzkiej, w tym aktywności większości badaczy, którzy takie sądy formułu- ją. Dlatego okaże się, że przeważająca część ludzkich działań nie jest celem samym w sobie, lecz musi być podporządkowana jakiemuś celowi nadrzędnemu, za który uznamy doskonałość. Doskonałość to jednak zasada, a nie materialnie wyznaczony cel, do którego wszyscy „muszą” dążyć. Problem ten uwidacznia się, gdy realista- -historyk podejmuje polemikę z klasykami filozofii polityki. Jest to tak klarowne w książce Piotra Kimli, że przytoczymy cytat:

Zarówno Platon, jak i Arystoteles mają na uwadze cle państwa jako sprawiedliwego życia.

Realizm Polibiusza nie pozwala na takie ujmowanie sprawy. W teoriach Platona i Arysto- telesa nastąpiło pomieszanie porządków. Potrzeba sprawiedliwości i szczęśliwego życia jest potrzebą sekundarną. Pojawia się dopiero po zaspokojeniu potrzeby pierwotnej jaką jest bezpieczeństwo24.

Wszystko w tym zdaniu jest prawdziwe, poza jego interpretacją nadaną przez autora. Wynika bowiem z niego nie to, iż – co sugeruje autor – klasycy pomylili porządki – lecz że są nieustannie źle odczytywani. Podstawowym kryterium oceny państwa jest sprawiedliwość, nie zaś bezpieczeństwo, ponieważ tę zapewniają ty- siące innych wspólnot w zakresie często przekraczającym ten, w jakim może zrobić to państwo. W zależności od rozumienia, jakie nadamy temu słowu, bezpieczeń- stwo mogą lepiej zapewnić: siła fizyczna, sojusze, rodzina, klan, mafia (ta wydaje mi się jest najbardziej klasycznym i przekonującym przykładem), inna organizacja przestępcza, grupa społeczna itd. Słusznie bowiem zauważa Piotr Kimla, że Platon i Arystoteles piszą o celu, a nie o genezie państwa. Nie wiadomo jednak, dlaczego w dziwny, darwinowski sposób to genezę Kimla chce uczynić kryterium oceny, tak jakby na egzaminie dostawało się piątkę za to, że się do niego przystąpiło lub podając powód przystąpienia, nie zaś za to, że się go zdało.

Jeśli jednak kogoś nie przekonuje tradycyjna realistyczna argumentacja, to mo- żemy przytoczyć znacznie bardziej prozaiczny powód. Prymarność władzy-siły, a więc także bezpieczeństwa jako ich negatywnego korelatu, w ogóle uniemożliwia jakiekolwiek badania prawno-polityczne. Zgodnie z  tą definicją bowiem analizie winny podlegać właściwie wszystkie organizacje społeczne: rodziny, klany, grupy

24 Ibidem, s. 96.

(12)

przyjaciół czy jednostki paramilitarne, co czyni politologię jako dziedzinę naukową zupełnie zbędną, mogącą zostać zastąpioną każdą formą socjologicznego podejścia.

Jest to zagrożenie metodologiczne. Istnieje jednak dużo poważniejsze zagrożenie, a  mianowicie poważny relatywizm w  stosowanych środkach politycznych zapro- wadzenia pokoju. Dla tego podejścia bowiem chrystianizacja jest tylko narzędziem zaprowadzania pokoju, podobnym do krwawego najazdu; strach – uczuciem mo- gącym być przyrównanym do miłosierdzia, broń – do poważnej debaty publicznej.

Jak widzimy więc, podejście takie drastycznie zawęża społeczną perspektywę, a na poparcie tych słów przytoczmy cytat pochodzący od badacza, który w praktyce za- czął go stosować:

Idea konstytucji, która pojawia się w literaturze historycznej wokół szlacheckiej reakcji, jest jakby jednocześnie ideą medyczną i wojskową: oznacza stosunek sił między dobrem i złem, a zarazem stosunek sił między przeciwnikami. Do tego momentu konstytucyjnego, o którego odkrycie chodzi, trzeba dotrzeć przez poznanie i przywrócenie zasadniczego sto- sunku sił. Trzeba wprowadzić w życie konstytucje nie przez przywrócenie dawnych praw, ale przez coś takiego jak rewolucja sił – rewolucja w ścisłym sensie, jaką rewolucją jest przejście od punktu nocy do punktu dnia, od najwyższego do najniższego punktu25. Widzimy więc, że tego typu refleksję można uprawiać, lecz jest ona naprawdę mało ciekawa. Zwieńczeniem zaś takich podejść są właśnie współczesne badania femini- styczne, które nieskończone bogactwo relacji damsko-męskich próbują badać przy użyciu banalnych marksistowskich (a może w genezie raczej Heglowskich) narzędzi dominujący−dominowany.

IX

Ostatnim kluczowym problemem jest zauważenie, jak w  tak zwanym realistycz- nym dyskursie funkcjonuje kategoria stanu natury i związanego z nią kontraktu.

W perfekcyjny sposób widzimy, jak ten czysto „racjonalny koncept”26 służy do prze- formułowania podstawowych celów państwa. Argumentacja jest identyczna jak u Locke’a i Hobbesa: przedstawia się zdroworozsądkowy pomysł, iż ludzie najpierw musieli się zejść, by to zejście w ogóle mogło czemuś służyć, a następnie dokonuje się kluczowego przewartościowania. „Potrzeba sprawiedliwości i szczęśliwości jest

25 M. Foucault, Trzeba bronić społeczeństwa. Wykłady w Collège de France, tłum. M. Kowalska, Warszawa 1998, s. 192. Do tego należałoby dodać analizy relacji assujettissemant i ogólnie podejścia do władzy w Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, tłum. i posłowie T. Komendant, Warszawa 1993. Analizy „maszyny wojennej” por. G. Deleuze, F. Guattari, A Thousand Plateaus, tłum. B. Mes- suni, Paris 1980, s. 407−418. Ogólnie zaś całą tradycję ponietzscheańską i marksistowską.

26 Podkreślamy to właśnie w kontekście rzekomych „realistycznych” uroszczeń tego podejścia.

Będąc bowiem konsekwentnym, wydaje się, że to realizm-historyzm winien być najzagorzalszym przeciwnikiem tego typu „abstrakcyjnych” ujęć; co ciekawe, rzecz ma się zupełnie odwrotnie.

(13)

potrzebą sekundarną. Pojawia się dopiero po zaspokojeniu potrzeby pierwotnej, jaką jest bezpieczeństwo”27. Widać jak naturalistyczna wizja człowieka zbiera swoje żniwo, jakże oczywistym jest przecież wyobrażenie bezmyślnych indywiduów, które urzeczywistniają po prostu bezpieczeństwo, nie trwoniąc czasu na takie zbytki jak sprawiedliwość. Jeśli jednak przyjmiemy, że owe „zbytki” są potrzebne do samej tej czynności, to nie za bardzo, w ogóle, będziemy mogli zrozumieć, jak rozdzielą one między siebie obowiązki i  rozstrzygną kwestie przywództwa, nawet w  okrutnym stanie natury. Zasada sprawiedliwości będzie im potrzebna choćby po to, by rów- no rozdzielić obciążenia, obowiązki obronne, sprawowanie wart, ustalenie jakiejś hierarchii w armii. A jeśli tylko zgodzimy się, że nawet biedne „ludzkie zwierzęta”

nie cały czas się zagryzają, to przecież idea szczęśliwości będzie regulowała ich czas wolny, na choćby tańcach i hulankach, aniżeli trwonieniu czasu na dzieła Platona.

Nie ma w gruncie rzeczy skuteczniejszej intelektualnej broni niż przedstawie- nie własnej intelektualnej konstrukcji jako „oczywistości” historycznej (rzecz jasna, wynika to z zarzutów z podrozdziałów I i IV niniejszego artykułu). A taką jest stan natury, który nie jest faktem, lecz pomysłem. A jeśli dziś wielu przywołuje umo- wy jako fakty, to właśnie w domniemaniu pierwotności tych pierwszych28. Nawet jednak i faktyczna pierwotność nie jest żadnym argumentem, jeśli tylko dokładnie przyjrzymy się mechanizmowi uchwalania tego typu aktów, zawsze bowiem powo- łują się one właśnie na pierwotne i uniwersalne zasady ludzkiego Rozumu lub zasa- dy wprost dane od Boga. Hobbes zapomniał, że nawet pustce instytucjonalnej nie towarzyszy jeszcze pustka epistemologiczna.

Pomijając jednak nawet to, należy podkreślić, że realizm historyczny myli w ta- kich ujęciach genezę z celem. Nikt nie twierdzi, że sprawiedliwość była genezą pań- stwa, lecz jedynie, iż jest jego celem; to twierdzenie realista zgodnie z teleologiczną teorią ludzkiego czynu może łatwo ekstrapolować także na przyczynę jako przy- czynę celową. W przeciwieństwie do niego, ujęcia redukcyjne zawsze idą w parze jedynie z teorią prostego oddziaływania, co tłumaczyć będzie nieustanne mylenie przez nie genezy z celem.

Tak zwany realizm, jak zauważyliśmy, ulega naczelnej zasadzie nominalistycz- nego ruchu, i podobnie jak inne ujęcia uprawia jedynie polityczną geometrię. Gdy Piotr Kimla pisze, iż tak zwany realizm polityczny

dzięki świadomemu dążeniu do wszechstronności zyskuje przewagę nad każdą poszcze- gólną doktryną polityczną. Socjaldemokrata czy liberał, konserwatysta, czy feministka, li- bertarianin czy anarchista chcą dotrzymać wierności doktrynie, skazani są na uproszczenie rzeczywistości. By zachować myślową spójność, muszą przymknąć oczy na pewne, czasem znaczne obszary życia albo, co gorsza, przeinaczać realia29,

27 P. Kimla, Historycy-politycy…, op. cit., s. 96.

28 Por. Z. Rau, M. Chmieliński, Wprowadzenie, w: Z. Rau, M. Chmieliński (red.), Umowa społecz- na i jej krytycy w myśli politycznej i prawnej, Warszawa 2010, s. 7−33.

29 P. Kimla, Historycy-politycy…, op. cit., s. 149.

(14)

to ma on na pewno rację, lecz nie zauważa, że w symetrycznym stosunku pozostaje on do NRP, dla którego tak zwany realizm będzie zawsze jedynie ideologicznym (redukcyjnym) ujęciem. Dla NRP tak zwany realizm polityczny to właśnie „ciasny gorset ideowy”, który wygodniej byłoby zdjąć, jako że jest nie tylko niemodny, lecz i niezwykle wysłużony.

Czy zatem wskazane w tym artykule argumenty – zarówno ich waga, jak i liczba – nie są wystarczające, by potwierdzić wygłoszoną w tytule tego artykułu tezę?

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zgodnie z zasadami programu ochrony w stadach zachowawczych kur nie prowadzi się selekcji w kierunku poprawy wyników użytkowości, a o wyborze ptaków do rotacji

Czapiewskiego dotyczącą podróży lądem, autor zgodził się z jego założeniem, że musiała się odbywać wzdłuż utartych szlaków komunikacyjnych, ale w kwestii

These combinations of solid and void elements - positive and negative volumes - enable the architect to use the computer already in an early design stage for conceptual

w ilości uniemożliwiającej dokładne zliczenie kolonii oraz dwadzieścia cztery kolonie grzyba pleśniowego z rodzaju Cladosporium sp.; na podłożu Czapek-Dox bez cukru

Przyjmując wolę polityczną krajowych i europejskich decydentów jako pod- stawową przesłankę zapewnienia powszechnej dostępności komunikacyjnych usług pocztowych, jak

Technologie mobilne pozwalają kształtować globalne zasoby informacji niezależnie od miejsca i czasu, umożliwiając aktualiza­ cję w czasie rzeczywistym tworzącej się

Pozostaje jeszcze spraw a drugiego domu starego K opernika, do którego przeniósł się

Organizatorzy pokrywają koszty związane z ogranizacją Biegów, nato­ miast koszt dojazdów i pobytu w Grzegorzewicach ponoszą sami uczestnicy.. Uczestnicy Biegów