Dyskusja w KNF
151 zmusiły
ludzido życia
wbrewwłasnym chęciom, ale zgodnie z ideałem głoszo
nym
przez
moralnegoprzywódcę?
Bywało już
tak w historii,że
chimeryzrodzone w głowach
intelektualistów służyłydo usprawiedliwiania
reżimówprzemocy. Niekażdaoczywiście chimera
tak się kończy.Ale
dojej naturynależy to, że brak
jej mocyintelektualnej, by realnie
oddziaływać na świat.Stąd pokusa sprzymierzenia
sięz
siłąfizyczną. Agdy ta
przerodzisięwprzemoc,
sprawdzająsięsłowamottaotwierającetenesej.Andrzej Grzegorczyk
Odpowiedź dyskutantom
Cieszę
się,że kilka
osób podchwyciłotemat przeze mnie
poruszony. Usto
sunkuję sięteż, nawet
najpierw, dowypowiedzi, które pamiętam,
aktóre
nie zo stały przez
ichautorównadesłane na piśmie.
Profesor Tadeusz Tomaszewski
podkreślił,że
możliwości, które rysują się w sytuacjiwolności
mogą, w świadomościosoby działającej,
przybieraćróżną
postać.Przede wszystkim,
zdaniem Tomaszewskiego, przedstawiają się dla niej, zewzględu
na niąsamą,
jakozagrożenielub szansa.
Taksięistotnie
dzieje.Ale zadaniem edukacji
filozoficznej powinnobyć,
ażebyuczyć ludzi, że sytuację na
leży
percypować nietylko ze względu na to,
codaje jednostce
działającej (czy grozi,czystwarzaosobistąszansę),
aleze
względuna obiektywne wartości,
awięcze względu na pewne jakby
obiektywnedzianie
sięw świecie.
Wtymdzianiu się wświecie,
człowiek ma nietyle
szukaćwłasnych korzyści lub
unikaćzagrożeń, co
maszukać wyzwań z
punktu widzenia obiektywnych wartości. Edukacjafi lozoficzna
makształcićwyższy stopień„dojrzałości”
, wsensie stopni wizji
mo ralnych,
opisywanychprzez
L.Kohlberga.
Profesor
Janusz Reykowski przypomniał swoją podstawową klasyfikacjęmechanizmów powstawania przeżycia wartości.
Są nimi:bądź mechanizmy
orga- nizmalne,bądź mechanizmy
oddziaływaniamiędzyosobniczego, bądź teżmental
ne
(intelektualne) przekształcaniedanych.
Zgadzając sięz tą
klasyfikacjąpo prostu
podkreślam,że na różnych poziomach dojrzałości owe
mechanizmypracy umysłu, zwłaszcza
mentalne przekształceniadanych, służą różnym wartościom.
Obserwowalny w
historii
wysiłek kulturowywydaje
siękształtować
umysły do realizacji wartości duchowychwspomnianych przezemnie
jako „wyższe”1
.1 Dokładniejsze wyjaśnienia znajdują się w mojej książce: Życie jako wyzwanie, Wyd.
IFiS PAN, Warszawa 1995.
Profesor
JerzyChmurzyński, mimo
pewnej„literackości
”swojej wypowiedzi izwiązanej z
tym, wmoim odczuciu, dużej niejasności
jegosformułowań, wyda-
152
O społecznej roli filozofiije
sięzasadniczo aprobować
kierunekmoich poszukiwań.
Nie będęanalizował
tego, cowydaje
mi sięniedostatkiem sformułowań, azwrócę uwagęna
niedosta
tek treścitego, co proponujeChmurzyńskijako wartości.
Wymieniaon trzy war
tości:
homeostazę,
dobrostaniprzetrwanie
gatunku.Moim
zdaniemjest tozesta
wienie
przez swoją skrótowość
bardzoteoretycznie
niezadowalające.Pojęcie
„homeostazy”,
możedla filozofa,ale też
dla logika, nie jestjasne samo przez
się.Możnapowiedzieć,
że
nicniemówi,
pókisię nie opisze,o
jakąhomeostazę (rów nowagę?)
iwjakim
systemiechodzi.
Równowaga zwyklebywa
taksformułowa
na, żemożna wykazać, żezawsze ma
miejsce.
Gdy człowiek straci nogę w wy padku i rana
się zagoi, to równowagawewnętrzna organizmu
(systemu krążeniaitp.)
jestzachowana, ale równowaga
chodzeniamoże być zaburzona.
Niewiem, czy jak
ludziewytępiąwszystkie pluskwy,
tojakaśhomeostaza
będziezachowa
na, czy
nie?Można
uważać,że homeostaza
zawszejest zachowana.Dobra
ma
terialnena ogól
wspołeczeństwieteż
nieginą, tylko
zmieniają właściciela.Prze
trwanie
gatunku
teżtrzeba opisać bliżej jako
przetrwaniew jakimś
stanie?Pozy tywna
próba opisuokreślonych
preferencjiw
terminachbardzo
ogólnych i bliżej niewyjaśnionych zawsze jest wątpliwa. My (filozofowie)
łamiemysobie nadtymgłowy od dawna. Ja,
wopisiemojego
własnegoujęciaproblemu wartości
w cyto wanej
książce,jestem
wsytuacji nieco
wygodniejszej odChmurzyńskiego,
bo
wiemograniczam
siędowyraźnie
jednolitejdziedzinyodczućpsychicznych.Z prof. Jackiem Hołówką
przede wszystkim
niezgadzam się, gdy pisze, że:
„Nie
mapowodu namawiać
ludzido
wytrwałości i dyscyplinyprzez odwoływa
nie siędohasełmoralnych”
. Otóż
przeciwnie:powód
jest, zwłaszczadlanasfilo
zofów, bo
jesteśmypowołani niedomanipulowania
czyuwarunkowywania ludzi, ale do
szerzeniawłaściwej motywacji. Właściwą motywacją
jestsłużba społecz
na.
Uważam, że
Hołówka,jako
profesoretyki, powinien głosić:
wytrwałe staniena
posterunkumotywowane
hasłem moralnym służbyspołecznej.
Samastruk
tura
społeczeństwa
nie wymuszasłużby społecznej.
A człowiek ma żyćwartoś
ciami,
a
nie samymi uwarunkowaniami. Podtrzymuję, że odchodzenie od wartości uniwersalnychjestpoczątkiem dewiacji
ialienacji. Ten, kto
nie żyjewartościami,
będzie się starał uwarunkowania obejść izawsze
znajdzie sposób, coprawnicy dobrze
wiedzą.Nikogo
nieda się
zmusićdo konkurencji, awspólne podnoszenie
cenyteżjestnie douniknięcia. Kto
niemamotywacji moralnej, zawsze na
jakiś szwindeleksobie pozwoli,
dosypie trocin do mąki czyzdobędzie
monopol ibę
dzie
wyzyskiwał.
Teżwiadomo, że bardziej
twórczo, awięc lepiej,
realizujewar
tości ten,
kto ma motywacjęmoralną,
a nie tylkojest uwarunkowany. Podtrzy
muję, że
ten,kto
nie ma w świadomości właściwegouporządkowania
wartości, tenwartościomniesłuży w
sposóbtaki, jakichciałbym, żebybył realizowany
w spo-Dyskusja w KNF
153 leczeństwie
2. Ostatnie
zdanieHołówki: „Może
trzebaczekać,aż
zachłanni sięna sycą, a leniwi znudzą gnuśnością
”, traktujęjakoszczyt permisywizmu i
nawet nieprzypuszczam,żebymogło
byćono
przez filozofawypowiedzianepoważnie.
2 Do podstaw właściwego, w moim przekonaniu, uporządkowania wartości znowu od
syłam do wymienionej wyżej książki, bo wydaje mi się, że Hołówka przypisuje mi poglądy, których nie wypowiedziałem.
Prof.
Witolda
Marciszewskiegoteż
wsprawiepodziału wartościna początek odsyłam do
wymienionejksiążki. (To, że
żaden zdyskutantówdoniej
niezajrzałprzy
okazji tejdyskusji,
trochęmnie
dziwi). Następniemam inne niż Marciszew-ski
wyobrażeniesocjalizmu. Nie uważam,
że:„Istotą socjalizmu
jesttotalna nie
wiaraw samoorganizację
”.A
poza tym nie ma wogóle tegoprzeciwstawienia, bo samoorganizacja,
jakkażda
organizacja, wymaga kontroli. Wszędzie ludziemuszą
sięwzajemnie
wspomagaćprzez
wzajemnekontrolowanie.Tu
Marciszew-ski wydaje
się głosićjakieśrzeczywiste
Chimery.W
końcu stawiateż klasyczny problem
„zyskugodziwego
”. Otóż moja
odpowiedźjest
równieklasyczna,której on
niewziąłpod uwagę.
Aniwkład,
anipożytek nie powiniendecydować.
Najpo
żyteczniejsispołecznie
są zapewne nauczyciele,niektórzy lekarze,
misjonarze, wolontariuszespołecznicy itp.,
którzy nicnie zarabiają.A wkładu
ichniemożna
zmierzyć. Pieniądze powinnyiść na
potrzebne społecznie akcje, a dla ich wyko
nawców—na
ichminimum
egzystencjiigodziwe
potrzeby. (Dlakrajów
ubogich więcej zasłużeni sątacy ludzie,jak
wyżej wymienieni, niżBank Światowy).Wszystkich