□ □ W lR S S H W Ji KRHKÓW PG 2N RŃ □ □
M !ESIĘC£N!K SWIHSKU SOBHLICUJ MHRJRN.
CHUeSWÓW S2tfÓł/śREBNłeH W POŁS€S. HZ3
R D R E S RED.I RDMI N1 S T R.
K S . 3 0 3 E F WINKOWSKI
2 R K 0 P H M E X M A Ł O P O L S K A X Ł U K R S S Ó W K f l .
CZERWIEC 1930
Warunki prenumeraty miesięcznika „Pod znakiem Marji" (9 numerów rocznie) na rok szkolny 1929/30
z przesyłką pocztową niezmienione
Całorocznie :
I.K 3 S 775 j| 11571 js
* ” * *1 1 Zl
kategorii w Polsce: LI. w p 0|j M: J 1J 11. ł JU LI.
Pojedynczy numer: (pół dolara)
l s T S . B i , Ł " " “ 50or.
Nr. konta P. K. 0 . 406.680* Kraków. $
TREŚĆ NUMERU: str.
Na przyjęcie Jezusa ■ Hostjl — A. R u s z k o w s k i...233
Święty Boże — L. B a id a ...235
Do stóp Jasnogórskiej K ió lo w e j... . 236
Nasze hasło VI. — X J W in k o w sk i... 236
Niemen — 5 . Z a w a d z k i ... 238
Ku wybrzeżom błękitnego Jadranu VIII... 238
Wiadomości katolickie — z Polski — ze ś w ia ta ...243
Jedno „ Z d r o w a ś " ... 245
Z niwy misyjne) — X Z. M a s ło w sk i. . . ...247
Ś. p. X. Biskup L i s i e c k i ... 248
Inni o n a i ...248
Nieco ro z m a ito ś c i... 249
Nowe książki i wydawnictwa (Sapieha — Torres — S iw ek — C iesz kow ski — Staich — Libiński — Wąsowicz- - Z ie rh o fftr — P a c h u c k i...251
Przegląd c z a s o p i s m ... 252
Część urzędow a i organizacyjna : Komunikat nadzwyczajny Prezydium Z w i ą z k u ...252
Komunikat prezydjum Związku Nr. 8 ... 251
W sprawie Kongresu jasnogórskiego... 254
XVII. Posiedzenie Wydziału W ykonawczego... 255
Od W y d a w n ic tw a ... .... . 255
Dla sodalisów • ir a tu r z y s tó w ... 255
N e k r o lo g ja ... .... 2ó6 Sprawy K o lo n ji... • ...256
Nasze sprawozdania (Jarosław II. - Leżajsk — Pabjanice — Siedlce II — Śrem — Wąbrzeźno - Wolsztyn — Z a k o p a n e )... 257
Jeszcze w sprawie K o n g r e s u ...2f9 Z srdalicyj akademickich (Gdańsk — Wilno) ...250
IX. Wykaz darów i w kładek... 260
O k ła d k ę p ro je k to w a ł prof. K. K ło in o w sk i, Z ak o p an o .
Następny numer w yjdzie dnia 1 października 1930.
We wrześniu m iesięcznik nie wychodzi.
A N D RZEJ RUSZKOW SKI S. M.
stud. uniw. W arszawa.
Jezusa - Hostji
po K om unji św.
Rozsłoneczniła się dziś du
sza moja i ciasno w niej bardzo, bo Jezus w nią zstąpił — pizeo- gromny i przedobry.
Rozszerzyło się serce, by Pana nad Pany w ramiona na krańce świata rozpostarte o gar
nąć; choć O n nieogarniony, lecz zmieści Go dobroć boska w te ludzkie kręgi.
Rozśpiewały się myśli stru
ny tysiączne, każda Go wielbi, każda hołd Mu składa — miło
ścią dźwięczy każda.
. O harfo myśli, co Boga uw ielbasz 1 któż dźwięk twój wspólny nadludzkiego brzmienia, nieziemskiej słodyczy i harmonji pełen nietutejszej w słowa zaklnie?
W szystko woła we m nie:
„Jezu, — Jezu, — J e z u !“
A w słowie tem jednem — wszystkich uczuć gama — na jaką człowiek zwykły potrafi się zd o być.
Śpiewaj duszo moja! Śpiewaj to słowo jedyne, a będzie w ntem ogrom boskiej powagi, będzie wszechmocy potęga, będzie miłości moc niezwyciężona, poświęceń ból i radość, cierpienia hvmn zwycięski, po kory chwała i wspaniałość, nadziei wiara pełna 1
To dzień dla ciebie przecudow ny! Boga członkiem jesteś w mi- stycznem Jeg o ciele! Jego dzielisz bóle, Jego i triumfy! Potężnaś, bo w Nim stoisz, i w Nim jesteś , a O n w tobie!
Czujesz bliskość Jego bezpośrednią, fizycznie niemal twarz twą ukrywa w dobrj ch, kcchsnych fałdach łagodnych suknia święta, o którą żoldactwo los haniebny rzuci.
Na przyjęcie
myśli i uczucia
234 P O D ZNAKIEM MARJ1 N r 9 1 oczy mgłą ci szczęścia zachodzą, a w mgle tej widzisz uśmiech
nięte je g o oczy ! Oczy Boga-Człowieka ! To księgi największej ze sztuk — miłości do stworzenia 1
Tak jasno... To łzy perliste światła promienie łamią, tęcze w nich cudne promień zapala: a w tęczach cała Jego głowa, w koronę cier
niową spow ita! Ból twarzy wykrzywić nie zdoła, bo Duch czuwa nad nią, uśmiechem dobroci w najstraszniejszej z mąk ją barwi.
P otęgo cierpienia! — Zwą cię niedołęstwem, a niechże człowiek najdzielniejszy taką w sobie znajdzie moc ponadherkulesową, by znieść cię własnowolnie ze słodkim oddania i zaparcia się siebie uśmiechem.
W szyslko woła we mnie: „Jezu! — Jez u ! — Jezu!...(<
Duszy trzewia najtajniejsze przed ludzi pragnę rzucić, poruszyć ich szczęścia mego widokiem i pytać: „Dlaczego pozbawiacie się G o sam i? Tyleż na ziemi doczesnych znajdujecie słodyczy, że o wiecznych pam iętać wam nie trz e b a ? Pocóż wy, moi biedni, kochani, najdrożsi bracia na tym żyjecie glo b ie? Zakosztujcież największego dobra, jakie tu może znaleźć człowiek utrudzony, zawierzcie Sercu, co was ponad siebie m iłuje; wróćcie do życia pełnego."
W mieście gwar, — stolica wiruje w opętańczy krag, ludzie osta
tnie tchnienie dla grdsza wydusić gotowi. — wrzask, ścisk, zamieszanie.
Lecz tuż obok rozpędzonych, śmiesznie tańczących pojazdów i fali kroków nieskończonej, stoi ciche, bezpieczne u stro n ie : — ś //iątynia!
Tam każda prośba nasza wysłuchaną zostanie bezstronnie, tam w kornej modlitwie najtajniejsze zgryzoty przed trybunał kochający stawiajmy, tam z Bogiem twarzą w twarz mówmy, a On rad nam i łask nie poskąpi.
W śród morza burzliwego miasta, na kościelnych samotnych wy
sepkach czeka nas O n, Zbawca, rękę do nas wyciąga, nie pasy ratun
kowe, lecz Siebie samego na pomoc nam rzuca w walce z żywiołem i rzecze: Pójdźcie do mnie w szyscy, którzyście spracowani, a ja was ochłodzę.!
Pójdźmy za N im !
W szystko woła we mnie: Jezu! — Jezu! — J e z u !..
Na chwałę Swoją, Panie, słowa mi te dyktujesz Haniebnem sa- mtolubstweu z mojej strony byłoby zazdrosne krycie szczęścia mego przed innymi, więc chciałbym z ninai dniem tym się podzielić, jak przy
jaciele diielą się opłatkiem wigilijnym.
Kto z T obą w ciągłej pozostaje łączności, zrozumie te wiersze, bo sam wszystko odczuwa i wiedzieć będzie, że najlepszą obrał cząstkę.
A ten, współczucia godzien, co odszedł od C iebie i chleb ż y wota od ust swych oderwał, niech wie, że takiego szczęścia i spokoju nic mu innego nie da.
O szczęście! Co za szczęście! Za wiele szczęścia!
Nr 9 P O D ZNAKIEM MARJ1 235 Dusza moja pławi się w niem, pog-raża, sama już szczęściem się staje. Tonę w tej słodkiej otchłani, — w niej gfinę, dla świata nowym się zjawiam.
Teraz nic ranie nie zwalczy! Chrystus jest we mnie! O n mnie w olbrzyma przemienia, a olbrzym ducha z pokorą innych b ł a g a :
„Czyńcie to saroo“ !...
To przecie tak łatwo, tak cudnie i miło! — To każdy chyba po
trafi, g-dy mu Pan pomoże!
W szystko woła we m nie: „Jezu! — Jezu! — Je z u ł“
L U D W IK BAŁ D A S. M.
R zeszów II.
Św ięty Boże...
„Ś w ięty Boże... św ięty, mocny.:." „Od pow ietrza, ognia, g ło d u ...' P łynie prastara, grom ka pieśń
Z u st rozmodlonego ludu...
O trząsa z siebie wieków pleśń, P oryw a serca czarem cudu...
N a d u sz niezgojone rany B alsam kojący, pomocny, Lek cudowny, n iezb a d a n y:
»Ś w ięty Boże... św ięty mocny..."
„Św ięty Boże... nieśmiertelny..."
D rżą ju ż prośbą p ieśn i tony P ełnej ufności i w ia ry : W. m iłosierdziu niezm ierzony
P ow strzym a — choć słu szn e — k a ry I oddali klęsk pow odzie
Od lu d z i — Adam a płodu..., D a żyć bez rozterek, w zgodzie, W olnym „od pow iełrza, głodu..."
„Nam g rzeszn ym przepuść, o Panie!..."
Chylą się ludzie w zachwycie, W znoszą spracowane dłonie..
D u sza chw ilę w rajskim bycie R o zko sz pije, rozkosz chłonie...
W ekstalycznem półuśpieniu M om ent szczęścia niepodzielny
Przeżywa w cudownem p ie n iu : , Ś w ię ty Boże... nieśmiertelny..."
W pierś głucho uderza ręka W poczuciu śm iertelnej winy...
Z chw ilą, g d y się skończy męka, Kiedy ciało bryłą g lin y
Spocznie, a t je trąba zbudzi, O każ w tedy zm iłow anie
D la biednych, w ygnańczych ludzi,
„Nam g rzeszn ym przepuść, o Panie !...“
,J e zu , z m iłu j się nad nami..."
B rzm i w gęstych św ią tyn i m rokach Prośba brzem ienna tęsknotą . W w onnych kadzideł obłokach Z am knięty w m onstrancję złotą C h rystus króluje w kościele N ad barw nem i głów łanam i Ludu, co się z pieniem ściele.
„Jezu z m iłu j się nad n a m i.."
236 P O D ZNAKIEM MARJ1 Nr 9
D o stóp Jasnogórskiej K rólow ej!
M iesiąc niespełna dzieli nas od wielkiej chwili Kongresu.
U roczystość naszego dziesięciolecia chcem y, jak dobrzy synowie, święcić w dom u naszej M atki. Do Jej progów, do stóp Jej tronu m a
my się zbiec ze wszystkich ziem i zakątków naszej polskiej Ojczyzny...
Z wielkopolskiej kolebki Narodu, z nadbałtyckiego brzegu, zpod T atr sinych, i z m azowieckich równin i rozłożystych krain kresowych., zgrom adzić się m am y w naszem najdroźszem sanktuarjum i pokłon złożyć Przenajśw iętszej Zbaw iciela Matce.
Trzeba nam pokrzepienia sił do szarej codziennej pracy nad sobą, trzeba nam w zm ocnienia do waiki, trzeba wytrwałości do służby na każdy dzień i na każdą godzinę. A przeto idziem y na Jasną Górę, gdzie od tylu wieków N aród nasz zawsze znajdow ał otw artą na oścież stolicę Królowej, od której... od wieków nie słyszano, aby m iał być odrzucony, kto się do N iej uciekał, Jej pomocy w zyw ał, Ją o p rzy czynę prosił....
A nie przychodzim do Niej z pustem i rękam i!
Dziesięć zgórą lat pracy rzetelnej i uczciwej na sodalicyjnej niwie m arjańskiej przynosim Jej z gniazd i drużyn naszych! Tyle wy
siłków w pracy, tyle zwycięstw w walce, tyle ofiar, modlitw, nabo-, żeństw, tyle eucharystycznych Komunij i w ślad za tem wszystkiem
— tyle uratow anych m łodych dusz, tyle ustrzeżonych serc młodzień, czych i już na zawsze m oże oddanych Jezusowi i Marji...
Idąc ku strzelistej, jasnogórskiej wieżycy radośni, mocni, zwycię
scy, pełną piersią śpiew ać Jej możem pieśń ojczystych, serdecznych żniwiarzy:
Płon niesiem, plon.
Przyjmijże dary nasze ochotne M atko N ajm ilsza! Otwórz nam serce Twoje i podaj dłoń pom ocną, matczyną. Gdy nam ciężko — racz ulżyć, gdy słabniem — um ocnić, gdy cierpimy — ukoić, gdy się chwie- jem — upewnić. I zawsze, zawsze okaż nam się M atką najlepszą, um iłow aną, najdroższą. . O łaskawa, o litościwa, o słodka!
Ks. JÓ Z E F WINKOWSKI
Nasze hasło.
VI.
Niem a chyba w ciągu całego roku bardziej wym arzonego okresu d o wykazania stałości zasad życiowych i konsekwencji we w prow a
dzaniu ich w czyn i praktykę, jak wakacje.
Jeśli gdzie, to tutaj sodalis może okazać się trzciną chwiejącą się od wiatru — albo — albo dębem nieugiętym , który wszystkiemi
N r 9 P O D ZNAKIEM MARJ1 237 korzeniam i zagłębił się w podłoże ducha sodalicyjnego, a bujną nie
ugiętą koroną dum nie strzelił ku niebu, czerpiąc zeń blask słońca i strum ień oży wczej ulewy, a opierając się wichrom i piorunom n a
wałnic .
Czy jesteś konsekw entnym , czy będziesz konsekw entnym na w akacjach ?
Przyjmij już dziś założenie, że według odpowiedzi na to pytanie ocenisz twą wartość m oralną, twój charakter i tw oją „sodalicyjność"- Konieczność stalowej konsekwencji nasunie ci twój wakacyjny stosunek do Boga i Kościoła. C hoćby nie wiem jaka zjawiła się prze
szkoda — ty musisz odm ówić codziennie ranny i wieczorny pacierz, tak ci bowiem każe tw oja wiara i ustaw a sodalicyjna. C hoćby nie wiem co zaszło, ty musisz w niedzielę i święto uczestniczyć w całej Mszy św. i według mszy układać projekty podróży, wycieczek czy rozrywek — a nie odwrotnie... Posłuchaj!
Po całodniowej w pew ną sobotę, od świtu do późnej nocy trw a
jącej i męczącej wycieczce Janka w Tatry, całe ciało, każda kość, wszystko gw ałtem krzyczało o wypoczynek... W wiosce podhalańskiej m ały kościółek drewniany, przepełniony ludem ... na dworze lipcowy upał... A przecież — a przecież zwlókł się chłopiec z łóżka, poszedł na długą, wiejską sum ę do kościoła. Stal — słaniając się poprostu ze zmęczenia, z książeczką do nabożeństw a na skwarze słonecznym przez calutką sumę, calutkie kazanie... A.le w y trw a ł! Obowiązek spełnił do końca. M ęską, wspaniałą okazał konsekwencję, o której nikt prócz B oga i rodziców nie wiedział!
Cóż chcesz? był przecież sodalisem !
Tak i ty i z niedzielnym obowiązkiem i z m iesięczną, w akacyjną kom unją świętą, sodalicyjną. Musisz być konsekw entny!
A stosunek do rodziców, rodzeństw a?
Przez cały rok szkolny brałeś z dom u, może z uszczerbkiem wszystkich twoich, może z odjęciem od ust! Przyszły wakacje — jeśli masz poczucie honoru, jeśli masz odrobinę konsekw encji — oddaj, oddaj coś w inien! Miłość za miłość, dar za dar, serce za serce. P o
m agaj, ulżyj, pracuj, słuchaj, opiekuj się młodszem rodzeństwem . Bądź dobrym sodalisem -synem , sodalisem -bratem ! Sposobności nigdy nie b ra k n ie.
Bądź konsekw entnym w tow arzystw ie! Ileż tu trzeba odwagi, stałości. Uważaj z kim się poznajesz, do kogo się zbliżasz. Uważaj na treść i ton rozmowy. To są rozmowy sodalisa! Uważaj na skrom ność i wstyd! Bądź żywym protestem przeciw bezwstydowi dnia i nie lękaj się słowa ludzi słabych, może już zbłąkanych nieszczęśnie. W oczy będą drwić z ciebie, w głębi duszy podziwiać tw ą odw agę cywilną i konsekwencję.
I jeszcze uważaj na pism a i książki, które sam brać będziesz do ręki, albo które ci będą usiłowali wsunąć, zachwalić. U ra ż a j na p o ziom zabaw i rozrywek, uważaj na dobre imię bliźniego i twej sodalicji...
Pam iętaj, drogi mój, że z wakacyj możesz wrócić, jak mocarz,
238 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 9 co zwyciężał albo. . albo jak niewolnik, poraniony i skrępowany, który znów długi czas now ego roku szkolnego i mnóstwo wysiłku stracić m usi na leczenie ran i zrywanie niebacznie zaciśniętych pętli i węzłów.
Co wybierzesz? Czyżbyś w ątpił choć na chw ilę?
Wierzę i ufam, że będziesz konsekw entny i z jasnem czołem i radosnem sercem wrócisz w wrześniowe dni do um iłowanej soda- licji twojej — wrócisz zwycięzcą!
S T A N IS Ł A W Z A W A D Z K I S. M.
pref. sod. Pabianice
Z teki pośmiertnej_
Niemen.
0 N iem nie, najpiękniejsza naszej ziem i rzeko,
W śród w zgórz lesistych w stęgą toczysz n u rt sw ó j szary:
U brzegów tw oich drzem ią zarosłe czahary, Lub biały pia sek w słońcu złoci stę daleko.
l y brzegi chłodem wód sw ych pozbaw iasz gorąca I, ruchem f a l p rzybrzeżnych w ciąż ko łyszesz traw ę, Z ostaw iasz na łodygach krople w ody krw aw e, K iedy w nich się przeglądają słońca.
N iem nie, słońce nad tobą pochyla tw a rz złotą, W głębi w ód tw ych tłu m rybek sreb n o -łu skich p ływ a 1 biała m ewa m uska tw e fa le pieszczotą!
N iem nie! C zem uż m yśl moja, ja k o toń tw a żyw a Płynie w dal nieskończoną, niesiona tęsknotą?!
I, czem uż, ja k tw e fa le, nigdy nie spoczywa?...
Grodno, sierpień 1928r.
Ku wybrzeżom błękitnego Jadranu...
K artki z dziennika podróży.
VIII.
„Teologja m orza' — D alm atyńskie Lourdes — Niemiła przygoda — Jeszcze o na
bożeństwach — Polacy zagranicą — Prasa jugosłowiańska o Polsce — Wyjazd — Burza — Wszystko przemija.
Brzegiem morskim, po żwirze lekko chrzęszczącym, pieszczonym nieustannie m odrą falą idę w potokaoh słońca... wpatrzony w błękit nieba i wód... dalej i dalej... tam — gdzie już nie dochodzi gwar ludzi i ludzkiego życia...
Cisza... Jasność... Pokój...
U stóp mych kładzie się cicho fala za falą... taka senna, n a
Nr 9 P O D ZNAKIEM MARJI 239 brzmiała srebrem i lazurem... W dali mglistej toną wyspy zielone..*
Za mną poszarpane, wysokie szczyty gór, a potem brzeg bram ow any zielenią winnic i sadów rozkosznych...
Płyną godziny niewstrzymanym prądem , by wraz z tarczą słoneczną zapaść w morze wieczności... Znika św iadom ość czasu... cierpienia...
walki... Z głębin wodnych zda się wynurzać jakiś nieuchw ytny, a przecie odczuty wiew wiekuistości... W duszy zjawia się obecność Boga, -zro zum ianego tu, jak może nigdzie.,.
Tak! Nie napróżno natchnione księgi Pism a św iętego tyle i tyle m ówią o morzu, widzą w niem przejaw potęgi i mądrości Stw órcy i wzywają je do oddaw ania chw ały i uwielbień bez końca... Szczęśliwy*
kto zdoła pojąć i odczuć tę przedziwną teologję oceanu...
Dochodzi południe... Tam daleko — w połowie m orskiego hory
zontu m ijają się — jak codzień, jak zawsze dwa białe parowce...
W zburzona ich śrubą fala niecierpliwie uderza mi o stopy... Jeszcze chwila, a dzwony miasteczka ozwą się na Anioł Pański... Przełam ie się słodki, cichy dzień i gwiazda słońca przechyli się na drugą nieba połowę...
W racamy.,.
P o niebiańskiej ciszy sierpniow ego przedpołudnia trzeba iść m ię
dzy ludzi i pom yśleć nieco o przyziemnych życia potrzebach i spocząć na chwilę skwaru w przyćmionem świetle izdebki, by potem raźno i krzepko wspiąć się na podgórskie wyżyny i obejm ow ać znów w cudo- wnem świetle zachodu tęczowe drgania wód i opalowe firm am entu obłoki...
W sklepowej witrynie widzę raz kartę widokową z obrazem groty lurdskiej w okolicy naszego m iasteczka. Niechże więc do niej powiedzie mię dziś zwykła wieczorna przechadzka.
Gdzież ona? Ponoś na zachód — bajecznym, splitskim gościńcem . D aleko? Nie wiem i nie pytam ! Czyż mało czasu przedem ną, by dojść i wyszukać to m arjańskie ustronie?
O parę kilometrów drogi za skalnym zakrętem , na dość znacznej już wysoczyźnie błyskają nagle trzy białe krzyże... To pewno ta m ! P odw a
jam kroku i wkrótce staję nad rozkosznym, niezbyt głębokim parowem , którym sączy się strum yk maleńki wśród brzegów pełnych kwitnących oleandrów... Całe morze kwiecia białego i różowego. Gościniec prze
rzuca się m ostem kam iennym na drugą stronę wąwozu, a tuż obok widać w skale ciągle bijącą wodę studzienki, nad nią przeróżne napisy dla spieszących tu stale pielgrzymów, a w głębi, nieco wyżej, prze
śliczną grotę Niepokalanej z Lourdes... z ołtarzykiem, am boną, konfesjo
nałem i nieodzowhem źródełkiem...
Któż pojmie, jak przesłodko uklęknąć w tem Lourdes dalm a- tyńskiem i uczcić Najświętszą Dziewicę...
Tuż obok groty zaczyna się droga krzyżowa, rzucona swemi stacjam i pc stromych ścieżkach, to w miłym chłodzie zieleni, to po nagiej, wapiennej skale. Dochodzę już do prześlicznej, rzeźbionej stacji
240 PO D ZNAKIEM M A R ji Nr 9 Ukrzyżowania, a obok zaraz Złożenia do grobu i tuż, tuż na końcn ścieżyny przy grobie P ana Jezusa widzę z głębokiem wzruszeniem prawdziwy g r ó b .. Leży w nim założyciel i fundator tego cudow nego zakątka Marji Niepokalanej ś. p. X. Biskup Dr. Juraj Carić... Czytam prosty, skrom ny nag ro b ek : Ovdje poćLva pastir, biskup spliisko - ma- karski... Urodzony (głosi dalej tablica) na wyspie Hvar, um arł w Spli
cie 17 m aja 1921, na własne życzenie tu pochow any, spogląda po- pjzez morze na swą rodzinną wyspę, w ynurzającą się w dali z wodnych błękitów...
Cudnie tu !
W idok na Jadran zachwycający, cisza i spokój — jak nie na tej ziemi...
Czyż będzież się dziwił Drogi Czytelniku, że mimo dość dalekiej drogi i pyłu ruchliw ego gościńca kilkakroć pod zachód słońca przychodziłem tu odm ówić różańcowe swoje paciorki?
Mówił mi ks. proboszcz makarski, że w w igilję W niebowzięcia wieczorem, z jego kościoła w mieście wychodzi do owego Veprić (tak a nazwa wąwozu) olbrzym ia procesja ludu z całej okolicy... G dy się już zmierzchnie, wszyscy zapalają świece i śpiew ają pieśń lurdską, idąc do groty... P rocesja ta wysoko, nad morzem zdążająca robi po dobno wspaniałe, niezapom niane wrażenie i ściąga tysiące pielgrzymów...
Ale czasem — byw ają więcej prozaiczne przechadzki. Raz n. p.
nad m iasteczkiem w górę do kaplicy filjalnej św. Rocha, gdzie w ła ściw ie pow stała niegdyś, przed laty stara M akarska. N iedobre chłopaki wiejskie, widząc obcego, poczęły gw ałtow nie dom agać się dynarów, jakoby haraczu od turysty. Zaw iedzeni oczywiście, p jrw a li się do n a
w e t do kamyków. Nie było to wcale m iłem. Ale pom yślcie tylko, co się działo w mieście, gdy o tem wieczorem w spom niałem m ojem u gospodarzow i. W najbliższą niedzielę z am bony napiętnow ał ten fakt sam ks. prałat, na posiedzeniu rady gm innej wniesiono interpelację, policja wysłała do owej osady agentów śledczych. Rodziców i dzieci pociągnięto do surowej odpowiedzialności. Nie spodziew ałem się tego zupełnie, ani zamierzałem, niem niej jednak owa niebyw ała troskliwość o obcego człowieka, o opinję m iasta, godną mi się wydała podziwu i...
naśladow ania
M niejbym już do naśladow ania zalecił tu i w Splicie zaobserw o
wany sposób odpraw iania nabożeństw , a raczej — ich stronę wokalną.
W prow adzenie wyłączne śpiewu gregorjańskiego, wykonyw anego w do
datku przez znikom ą garstkę duchow nych oduczyło najzupełniej lud o d śpiew ania pieśni kościelnych. Jest tu zwyczaj, że codziennie, wieczo
rem zbierają się pobożni w świątyni, przychodzi kapłan i przed o łta rzem M atki Bożej wszyscy w spólnie odm aw iają różaniec, przyczem śpiew ają dwie zwrotki jakiejś m arjańskiej pieśni, o prostej zresztą i łatw ej melodji. Zaszedłszy raz na to nabożeństw o, literalnie wytrzy
m ać nie m ogłem w kościele. Nieduża grom adka wiernych śpiew ała ow ą pieśń równocześnie w jakichś 6 —.8 tonacjach. A w rażen ie? — Najzupełniej im itujące wycie wichru w kom inie. Gdy dziś i w P olsce słyszy się i czyta ciągle o koniecznem zaprowadzeniu śpiewu g re g o r
jańskiego w kościołach, dobrze zwrócić uwagę na mizerne skutki tej reform y na jadrańskiem wybrzeżu...
N r 9 P O D ZNAKIEM M A Rjl 241 X. Proboszcz m akarski w długiej i serdecznej rozmowie kreślił mi raz stan kościelny swej parafji i diecezji. Uskarżał się przy tem bardzo na wielki brak duchowieństwa. Istotnie w takiej parafji ma- karskiej, rozrzuconej po górach i wybrzeżu przy kilku tysiącach dusz, jest sam z jednym wikarym, będąc równocześnie dziekanem i w dodatku obowiązanym do oficjum chórowego w swej byłej katedrze. Z rozmo
wy tej pam iętam jeszcze jeden dość zabawny szczegół. Gdy zapyta
łem zacnego kapłana o kwestję żydowską w Dalmacji, zwierzył mi się z ogrom nym sm utkiem, że niestety i on ma żydów< w parafji.
A gdy zapytałem , ilu -— wyznał, że aż... pięciu. Nie omieszkałem go pocieszyć naszemi w tej dziedzinie stosunkami, których absolutnie nie m ógł zrozumieć. *)
I jeszcze jeden szczegół pragnę zanotow ać z mego pobytu w Makarskiej, Spotkałem w moim hotelu dość liczną rodzinę polską, której głowa zajmowała wcale poważne stanowisko urzędowe za g ra
nicą naszej Rzeczypospolitej. Niestety zachowanie się tych osób by
najm niej nie zachęcało mnie, mimo całego osam otnienia, do zawarcia znajom ości, co niemało dziwiło innych mieszkańców naszego domu.
Przykre to trochę wspom nienie, ale prawdziwe. I jeszcze jeden „pol
ski zgrzyt" z tych dni nadjadrańskich. Pozbaw iony naszych dzienników, pochłaniałem gazety niem ieckie ze Słowenji (Lubiana) i wprawiałem się, jak m ogłem , w czytanie chorwackich, a naw et serbskich. Z osta- tniem i drukowanem i „grażdanką“ szło już najtrudniej. Tu i ówdzie znajdow ałem wzmianki, a naw et korespondencje z Polski. I zawsze musiałem się palić od wstydu. Bo oto sążnisty artykuł stwierdza, że niem a narodu na świecie, któryby bardziej nam iętnie się zakładał, jak Polacy. W Warszawie dochodzi na tem polu do olbrzymich nadużyć, które tępi policja polska, ale to nic nie pom aga, gdyż na ulicach stolicy setki przechodniów zakładają się przynajmniej o to, jaki będzie num er nadjeżdżającego zdaleka tramwaju, płyną na to mimo cięż
kich czasów setki i tysiące złotych... A lbo: jakiś pom ysłowy P olak ogłosił wynalazek, jak drogą loterji — los po 2 złote — zbierać p o sag i wydawać zamąż zbyt liczne w Polsce „stare panny“... Jak my w yglądam y w świetle takich i tylko takich wiadom ości i kto nas tak stale i system atycznie ośmiesza w zagranicznej p rasie? W artoby od kryć rękę, która nam się w ten zdradziecki sposób „przysługuje",
Czas jednak płynął i trzeba było powoli myśleć o pożegnaniu Jadranu i miłym powrocie do ojczyzny. Jeszcze jedna pielgrzymka do uroczego Veprić, jeszcze ostatnia, rozkoszna kąpiel w morzu, pożegnal
na wizyta u ks. prałata, z którym odprowadzam y Się owego wieczora bez końca, nie m ogąc przerwać łacińskiej rozmowy i rankiem - pe
wnego dnia sierpniowego wyjazd do Splitu.
Dzień ów był lekko pochm urny i wietrzny. Zatoka makarska, osłonięta ze wszech stron marszczyła sie wcale poważnie, ale w tem wszystkiem nie było nic groźnego. Statek ruszył, wypłynął z portu,
*) Cała Dalmacja liczy około 650.000 mieszkańców, w tem 350 żydów ! Szczęśli
wy kraj 1 W Polsce na tę ilość głów przypadałoby ich proporcjonalnie z 60 000! !
242 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 9 a już w obszernym kanale między lądem a odległą wyspą, Brać począł zlekka tańczyć na fali. Zdaw ało mi się, że na tym stosunkow o nieszerokim pasie morskim, po którego brzegach, w odległości kilku kilom etrów widać wcale wyraźnie ludzkie siedziby, nie m ożna zaznać przecież „burzy na m orzu".
Jakże się pom yliłem .
W iatr przygnał chm urę jedną i drugą. Ściem niło się gw ałtow nie.
Błyskawica przecięła obłoki, poczęło grzmieć, wicher dął coraz silniej...
zim ny, przejm ujący i... zaczęło s i ę ! Siedziałem sobie na pokładzie na ławeczce zwróconej ku przodowi okrętu. Dokoła m nie spora grom ada podróżnych. Przeważały kobiety z dziećmi, żołnierze wśród których pam iętam wcale groźnego kadeta z lufami arm at haftow anem i na k o ł
nierzu, zresztą — wieśniacy, robotnicy... P om aleńku wszystko to zaczę
ło gdzieś znikać... ukrywać się, w miarę, jak burza potężniała, a statek wycinał hołubce. Zostałem sam . N agle błysk oślepiający i w tej samej chwili huk piorunu w alącego w morze, tuż obok statku. Trzeba zmy
kać — m yślę sobie, bo i ulewa zacinała potężnie, m imo płóciennego dachu nad pokładem . Schodzę więc do kajuty, z trudem otwieram drzwi i staję na progu, jak wryty. Kajuta przepełniona tłoczącem i się na siebie ludźmi i... cała z;mieniona w szpital. W szyscy leżą i chorują...
Patrzę, jak mój wojowniczy kadet toczy błędnym wzrokiem, zielono- siny na twarzy... niew iasty jęczą, dzieci drą Się w niebogłosy... Myślę, że sam widok tej kajuty niejednego m ógł przyprawić o mdłości. W olę moknąć i ziębnąć na pokładzie. T ak też zrobiłem, pam iętam jednak, jak strasznie dłużyła się ta pam iętna droga, gdy statek, warcząc śru
bam i, zdawał się przecież stać w m iejscu i w dodatku kołysał się m oc
no na wszystkie strony..,
A le wicher jakoś szybko przegnał burzliwą chm urę, a gdy z jej zwałów wyjrzało słońce, ze „szpitalnych" drzwi, jedna za drugą wyglą- dnęła głow a i gdyśm y nareszcie skręcali do portu w Splicie, niem al u wszystkich m inęły gwałto vne, m orskie ataki.; Nie było to wszystko razem zbyt miłe, ale jako nowość zupełna w mej podróży wcale in te
re s u ją c e .. W szak przeżyłem prawdziwą „burzę na m orzu"... i przeżyłem
— zupełnie zw y cięsk o !
W Splicie m iałem pół dnia czasu. Kurjer nocny do Zagrzebia odchodził dość późno. Z niem ałą dum ą w biurze „Putnika" (putnik —
nasze „pątn ik 11 — podróżny) z polskim także napisem na wywieszce kupi- ( łem bilet do sam ego Krakowa z nadzwyczaj uprzejm em uwzględnieniem
wszystkich mvch życzeń i zniżek (66% do granicy jugosłow iańskiej). Zw ie
dziłem wszystko, co tylko się dało jeszcze oglądnąć w mieście, a naw et poza
niem (przecudne wzgórze „M ariana11) i zm ordow any do ostateczności, zla- * ny znów potem , jak wodą, um ieściłem się w wygodnym Pulm anie. Jeszcze
chwilę z okien żegnałem uroczy, błękitny Jadran, by zaraz zapaść w głęboki, silny sen i przebyć w nim uciążliwą, długą drogę do Za
grzebia. Zbudziło m nie słońce koło 6-tej. Pędziliśm y już w dół urodzajną niziną chorwacką. I znów Msza św. w jezuickiej świątyni, zaraz potem wyjazd w dalszą drogę P o całodziennej podróży, nad wieczorem granica
5
Nr 9 P O D ZNAKfEM MARJI 243 maleńkiej Austrji, pięknie położony Graz, cudow na droga do Semme- ringu i koło jedenastej wjazd do Wiednia. I znowu jedna noc w wa
gonie, który w schodzące słońce powitało już na polskiej granicy...
W stolicy Dalm acji o zachodniej porze znalazłem się onego o sta
tniego dnia na cichym, przepięknym cmentarzu. W ysoko nad Jadranem wzniesiony, mały półwysep, zdała od gwaru m iasta przyjął na spoczy
nek jego um arłych. W śród gaju żałobnych, m ajestatycznych cyprysów nieskalana biel m arm urowych, cudnych pom ników, a na niej w złotych literach im iona tych, co odeszli....
P od im ieniem zasię — jak zawsze — dzień, w którym się rodzi
li i ten, w którym żegnali tę ziemię... Z dawnych czasów w idnieją dość liczne włoskie napisy... nowsze, wszystkie —* bez w yjątku — ch o r
wackie, a w tym bratnim , słowiańskim języku nigdzie inaczej nie określa się śmierci, jak onem dziwnem w swej treści słow em : „pre- m in u o “... przem inął!
Jakie to piękne i jakie głębokie!
Jest w tem słowie cala filozofja życia, które przemija, jak prze
m ija wszystko, co stworzone... A u stóp tych grobów i pom ników szemrze ojczysty Jadran swoją pieśń wieczności... W obec wieku morza
— czemże wiek człow ieczy? A morze — i ono także jeno cdbiciem W iekuistego...
Preminuo !
Przem inęły ci wędrowcze, jak sen, złote dni u błękitnych w y
brzeży Jadranu... przem inie nowej pracy rok... przem inie życia czas i wiek, przem inie sm utek i radość i ból... Jeden jest nad w ędrowną ludzi i czasów i zdarzeń g ro m a d ą — Jeden, który nie przemija... odw ie
czny, nieskończony Bóg....
X. J. W inkowski.
W IADOM OŚCI KATO LICKIE
(Komunikaty Katolickiej Ag-encji Prasowej w Warszawie) Z POLSKI.
P rezy d en t Rzeczypospolitej n a Jasn ej Górze. W niedzielę 27 kwietnia wybrał:
się Najwyższy Zwierzchnik naszego państwa sam o:hodem ze Spały do Częstochowy, ) aby złożyć hołd Najświętszej Królowej Korony Polskiej. W kaplicy cudownego obrazu
uczestniczył we Mszy św. J. E. Biskupa częstochowskiego X. Kubiny, poczem zwie dzał zabytki kościoła i klasztoru. Dla kościoła katedralnego w Częstochowie ufrmdował witraż za 10.000 zł. .
P ielgrzym ka polska na m iędzynarodow y K ongres E ucharystyczny w K a rta g in ie wyruszyła z końcem kwietnia z Warszawy pod przewodnictwem J. Em X. Kar
dynała Prymasa Hlonda i pięciu innych arcypasterzy. W Rzymie przyjął pielgrzymkę najserdeczniej Ojciec św. Pius XI., wygłaszając do niej mowę pełną gorących zwrotów.
Na drugi dzień, uroczystość 3 go maja święcili pielgrzymi niezwykle podniośle w pol
skim kościele św. Stanisława i w ambasadzie Rzeczypospolitej.
Na Kongres Eucharystyczny w Poznaniu otrzymali od Prymasa Polski zapro
szenie wszyscy biskupi katoliccy w krajach słowiańskich. Podobno około 20 książąt Kościoła z Czechosłowacji, Jugosławji i Bułgarji ma zamiar przybyć do Poznania.
i i
244 P O D ZNAKIEM MARJ1 N r 9 Rekolekcje dla cudzoziemców w Warszawie. W dniu 16. kwietnia w kościele PP. Kanoniczek zakończyły się wspólną Komunją św. rekolekcje dla cuzdoziemców, orga
nizow ane corocznie od lat dziesięciu przez Katolicki Związek Polek. Rekolekcje pro
w adził O. Albert Delforge, redemptorysta. Konferencje były bardzo licznie uczęszczane przez przedstawicieli zagranicznych placówek dyplomatycznych oraz przez członków kolonji cudzoziemców w Warszawie.
W ielkie misje w Częstochowie. Za przykładem niektórych wielkich miast za
chodniej Europy z inicjatywy JE. ks. Biskupa Dr. Kubiny odbyły się jednocześnie we wszystkich (4 ch) parafjach Częstochowy misje w czasie od 30 marca do 13 kw ie
tnia rb. a to w pierwszym tygodniu dla niewiast, w drugim dla mężczyzn. Misje wy
warły ogromny wpływ na religijne życie Częstochowy. W szystkie kościoły były zapeł
nione podczas kazań misyjnych, naw et olbrzymia katedra wypełniona była po brzegi, również jak i inne kościoły, które nie mogły pomieścić wszystkich uczestników, którzy pozostawali w skutek tego na placach i ulicach. Imponujące zwłaszcza i wzruszające wrażenie sprawiały nabożeństwa dla mężczyzn, podczas których olbrzymie rzesze męż
czyzn, jakich Częstochowa jeszcze nie widziała w swych świątyniach, w skupieniu słuchały natchnionych słów misjonarzy. Olbrzymie rzesze, przystępowały do Sakram entów św. W czwartki, piątki i soboty prócz 0 0 . Misjonarzy całe duchowieństwo często
chowskie oraz liczni księża z bliższych i dalszych stron słuchali spowiedzi do późnego wieczora, a w soboty naw et do 1 ej i 2-ej godziny w nocy. Rozdano Komunji świętej 71.000. Między uczestnikami byli tacy, którzy już od szeregu lat nie przystępowali do Sakramentów św. i w kościele dawno już nie byli.
ZE ŚWIATA
Modlitwa Mac Donalda. Francuska gazeta „La Croix“ umieściła fotografję, przedstawiającą, jak prem jer rządu angielskiego, Mac Donald, przed rozpoczęciem po
siłku na urzędowym bankiecie ze złożonemi rękami poświęca chwilę skupieniu i mo
dlitwie. Proszę sobie przedstawić — dodaje inne pismo francuskie — że prem jer rządu francuskiego tak publicznie manifestuje swe przekonanie, co zasługiwałoby zresztą na najgłębszy szacunek. Takiego premjera rządu posądzonoby, że pragnie Republikę cofnąć do czasów starożytnej inkwizycji. A jednak Mac Donald jest labourzystą naj- czytszej wody, należy do najpostępowszej partji angielskiej.
Nawrócenie się szeregu wybitnych osobistości wyznania anglikańskiego.
„Osservatore Romano" donosi o nawróceniu się kilku w ybitnych osobistości wyznania anglikańskiego. O rgan w atykański cytuje doniesienie dziennika z Boiubaju, stw ierdza
jącą konw ersję pani Mayne, córki zmarłego biskupa anglikańskiego z Madras, dra Calweli’a.W edług „The U niverse“, w Liverpoolu wyznanie wiary katolickiej złożyli dwaj duchowni anglikańscy: pastor z Padington, Vernon Angus Dean, i pastor z Battensea, Francis C. Fenn. Po dokonaniu tego aktu obaj konwertyci złożyli wizytę arcybiskupowi z Llverpoolu. W końcu lutego rb. w katedrze w estm istersterskiej przyjęci zostali do Kościoła katolickiego lekarz, dr Georg Melville - Smith z miejscowości Buntingford, oraz śpiewak Aleksander Hasler.
Watykańskie telefony. W W atykanie wre praca nad całkowitą zmianą i powięk
szeniem w ewnętrznej sieci telefonicznej. Nową instalację zakłada firma „Standard Electric Company" z Medjolanu. Firma ta jest zrzeszona z „International Telephone and Telegraph Corporation towarzystwem światowego znaczenia, kierowanem przez braci Hernand i Sosten Behn’ów, gorliwych katolików, którzy bezpośrednio po pod
pisaniu traktatów laterańskich postanowili ofiarować Miastu W atykańskiemu najdosko
nalsze i najodpow iedniejsze urządzenia telefoniczne, by okazać w ten sposób hołd Ojcu św. i radość z powodu rozwiązania kwestji rzymskiej. Instalacja zostanie w yko
nana według sposobów najpraktyczniejszych i będzie posiadała wszystko, co dziś jest najdoskonalszym wyrazem techniki telefonicznej. Sieć obejm ie wszystkei urządzenia Miasta W atykańskiego i będzie miała połączenia z pałacami pontyfikalnemi w Rzymie, które korzystają z przywileju eksterytorialności. Osobisty aparat Papieża będzie miał własna niezależną linję urządzoną w ten sposób, że Ojciec św. będzie mógł uzyskiwać wszelkie połączenia, nie uciekając się do pomocy żadnej stacji centralnej.
Osobisty odbiorczy aparat Papieża sporządzony zostanie z masywnego złota, z cyzelo wanemi" herbam i Plusa XI. i z ozdobami z perłowej masy,
Odrodzenie religijne inteligencji francuskiej. Katoliccy wychowankowie w yż
Nr 9 r‘G D ZNAKIEM MArtJI 245 szych szkól we Francji wysyłają do swych kolegów - katolików zaproszenia do udziału w uroczystościach kościelnych. W tym roku liczba zarejestrowanych „podpisów" na takich zaproszeniach z 26 szkół i fakultetów w związku ze świętami Wielkanocy wy
niosła 13.800 i w porównaniu z rokiem ubiegłym wykazała przyrost 1.300. Na czele kroczy politechnika z 2 849 podpisami, następnie id ą : Centrale z 2 749, Saint Cyr 1.955, Ars et Metiers 1.179, Mines de Paris 625, Centrale Lyon 607, Mines de Saint Etienne 314 i td. Cyfry te są dowodem pięknego odrodzenia religijnego intelektualnej elity francuskiej. Gwarantują cne większą ścisłość od prostych sprawozdań z zebrań posądzanych często o przesadę w obliczeniach liczby uczestników. Te 13.800 osób, zapraszających kolegów na nabożeństwa, przypominają wiele jeszcze innych zebrań i zgromadzeń, które są organizowane w 150 miejscowościach Francji i kolonij, Zda
niem dziennika La Croix liczba uczestników tych zebrań wynosi co najmniej 15.000.
Potężne znaczenie encyklik papieskich lepiej od niejednego katolika ocenia na w et niekatolicka prasa. Oto wielki dziennik amerykański „New York Times" polecił, by mu zakomunikowano telegraficznie cały tekst papieskiej encykliki o chrześcijańskiem wychowaniu młodzieży. Nadawanie tej olbrzymiej depeszy o dwunastu tysiącach słów trwało 14>/2 godziny i kosztowało 10.000 zł. Świadczy to niewątpliwie o wielkiem znaczeniu, j.ikie wspomniany dziennik nowojorski przypisuje tej encyklice.
Życie katolickie w Stanach Zjednoczonych. Interesujące uwagi o życiu kato- lickiem w Stanach Zjednoczonych kreśli na łamach „Catholic Times’a “ jezuita angielski, ks. Francis Wcodlock. Dwadzieścia mlljonów katolików Unji amerykańkiej żyje prze w ainie w wielkich miastach; okoliczności tej życie katolickie zawdzięcza swoją silną strukturę organizacyjną. Bardzo liczne są kooperatywy katolickie różnych zawodów;
d o ty czy ło przedewszystkiem New Yorku. Spostrzeżenie europejskie, że kobiety są pobo- żniejsze od mężczyzn, nie znajduje tu potwierdzenia. W kościołach amerykańskich widuje się mni&j więcej tylu mężczyzn, co i kobiet. Katolik w Ameryce jest czło
wiekiem praktykującym. Liczba katolickich szkół początkowych wynosi przeszło 7.000, ilość szkół średnich religijnych i świeckich dosięga tysiąca; szpitali katolickich jest około 600. Wszystkie te instytucje są utrzymywane z dobrowolnych składek katolików amerykańskich. Około 100.000 chłopców i dziewcząt wychowuje się obecnie w kato
lickich szkołach średnich i wyższych. Nowojorscy jezuici w uniwersytecie Fordham i w szeregu zakładów filjałnych mają nie mniej, niż 10 000 studentów, z których nie wszyscy są katolikami. Sam tylko wydział nauk prawnych i społeczno-ekonom icznych ma więcej studentów, niż uniwersytet oksfordzki. Zadziwiający jest zapał, z*jaklm młodzież studjuje fiiozofję katolicką i apologetykę. Studja te są ważnym czynnikiem wychowawczym, dla którego uniw ersytety protestanckie i bezwyznaniowe nie mają odpowiedniego przeciwważnika. Wysoki poziom nauczania w szkołach katolickich w ostatnich latach podniósł się jeszcze bardziej. Należy oczekiwać wzrostu liczby na
wróceń. Taką nadzieją nie może się poszczycić żadne z wyznań niekatolickich w A m e
ryce.
Budowa największej świątyni katolickiej w Anglji. W edług „U niverse“, kate
dra metropolitalna w Liyerpoolu, będzie naj większą świątynią w państwie brytyjskiem.
Pomieści ona 12 000 osób, które będą mogły równocześnie słuchać Mszy św. Nad wielkim ołtarzem wzniesiona zostanie kopuła, dorównująca wielkością kopule bazyliki św. Piotra w Rzymie Katedra będzie miała 27 ołtarzy. Wielki ołtarz o 12 metrowej wysokości, zgodnie z panującemi dziś w budownictwie, kierunkami będzie widoczny ze wszystkich części kościoła. Nad fasadą umieszczony zostanie olbrzymi posąg Chry
stusa Króla, który w nocy będzie oświetlony Wielki przedsionek świątyni, ogrzewany w zimie, będzie otwarty w dzień i w nocy, by biedacy Liverpoolu w czasie długich nocy zimowych mogli w nim znaleźć miejsce schronienia.
Jedno „Zdrowaś".
W roku 1877. w jednem z większych miast środkowej Francji umarł zacny człowiek, który przed laty udzielał lekcji rysunków w szko
le żeńskiej, prowadzonej przez siostry Najświętszego Serca Bożego (S acre Coeur).
246 P O D ZNAKIEM MARJ1 N r 9 O to, co opow iadać lubił ze swej przeszło ści:
„Sześć lat już mijało, jak uczyłem w Sacre C oeur, pozostsjąc w najzupełniejszej obojętności religijnej, a nic, ale to nic, nie zapowia
dało w mem życiu najmniejszej zmiany.
Czy byłem szczęśliwy? Nikomuby naw et na myśl nie przyszło są
dzić inaczej... A jednak...
W roku 1856 w czerwcu, w chwili, gdy wychodziłem ze szkoły, zatrzymała mnie w korytarzu jedna z sióstr i wręczyła mi w imieniu Matki Przełożonej maleńki medalik Niepokalanej Dziewicy, z prośbą, abym go zechciał nosić na szyi. Nie był on ani ciężki, ani <?ruby, więc cóż mi szkodziło przyjąć. Przecież odmówić byłoby wysoką niegrzeczno- ścią. W dąłem więc uprzejmie medalik z rąk zakonnicy i tegoż wieczora zawiesiłem na piersiach, pamiętam, że postać Marji w sam raz spoczęła mi na wysokości serca.
Minęły ze trzy tygodnie i oto raz ta sama siostra spytała mnie z jakimś tajonym niepokojem , czy też noszę medalik. G dy przytakną
łem, twarz jej rozświecił błysk radości i ja poczułem się jakiś wzruszo
ny, chcć miałem ochotę do śmiechu.
— Dziękuję panu — wyrzekła i bardzo przepraszam , że w to wątpiłam. M atka Przełożona poleciła mi pozatem poprosić Pana o ...
pew ną usługę...
— Ależ n ajch ętn iej!
— Czy pan przyrzeka?
— No — ale w ypadałoby wprzód wiedzieć, do czego się mam zobowiązać.
,— Niechże pan nie odmawia.
— W ięc zgoda. Przyrzekam.
— O tóż nie idzie o nic wielkiego. Niech pan rano i wieczór o d mawia jedno Zdrow aś Marjo.
Skłoniłem się na znak zgody, równocześnie jednak obiecywałem sobie w głębi duszy, że nic z tego nie będzie. T ego dnia wychodziłem po raz pierwszy z wielkiem niezadowoleniem i niechęcią z tego domu zakonnego, którem u tak wiele w mem życiu zawdzięczałem.
Przeszły dwa tygodnie i zupełnie nie zwróciłem uwagi na daną obietnicę, ale pew nego wieczora przypomniałem sobie nagle, że bądź co bądź przyrzekłem i nie dotrzymałem. Było mnie napraw dę w styd...
Na drugi dzień o tej samej porze wróciło to samo uczucie, naw et już nie wstydu, ale w prost wyrzutów sumienia, których nawet noc nie uciszyła.
Paktow ałem ze sobą coś trzy czy cztery wieczory. Nareszcie, nie próbując kom promisów i pragnąc odzyskać spokój, przed udaniem się na spoczynek, nakreśliłem znak krzyża i zacząłem swoje Zdrowaś, k tóre ku memu zdziwieniu, słcwo za słowem, jakby samo przez się jawiło się na mych w argach .. Nie potrafię naw et wyrazić, jakie mi się to wszyst
ko zdaw ało głupie... niedorzeczne... Przysięgałem sobie, że pierwszy i ostatni raz zmusiłem się do tej śmiesznej komedji. A le gdy nazajutrz przyszła znów godzina, napróżno sobie groziłem i używałem gw ałtu...
Nr 9 PO D ZNAKIEM MARJI 247 Musiałem ulec, pochylić głowę, ujarzmić serce... i-., znów się pomodlić...
I tak było przez parę wieczorów, aż pewnego dnia w chwili, gdy wy
mawiałem słowa: „Módl się za nami grzesznymi" sam nie wiem, jak znalazłem się na kolanach, cały w gorących, serdecznych łzach, okry
wając pocałunkami mój mały medalik i bez końca powtarzając Zdro- waśki... W stałem z klęczek innym człowiekiem.
Za tydzień zbliżałem się... po tylu, tylu latach do świętej Komunji, a wiara moja paliła się jasnym płomieniem... już na zawsze, na zawsze..."
Z niwy misyjnej
T ru d n e zadanie misyj katolickich.
W czerwcu i lipcu winniśmy szczególnie żarliwie zanosić do Boga gorące modły i chętne ofiary, żeby rychło wybiła godzina łaski i dla tych ludów, które dotychczas jeszcze nie słyszały Wesołej Nowiny, przyniesionej skołatanemu światu przez Zbawiciela.
Olbrzymie obszary górskich krain Azji, mianowicie Afganistan (w górach Hindukkusz), Nepal i Tybet (w Himalajach), w których mieszka około 14 miljonów ludzi, nie mają wśród siebie ani jednego misjonarza i ani jednego chrześcijanina. Napróżno szukalibyście ołtarzy katolickich, na których odnawia się Najśw. Ofiara Krzyża, złożona przez Zbawicieia i za te nieszczęśliwe ludy. Natomiast mahometanizm i przedewszystkiem w Tybecie lamaizm (rodzaj buddyzmu) święri w tych krajach swoje triumfy. W Tybecie szóstą częłć ludności stanowią lamowie, mieszkający w bogatych i bardzo licznych klasztorach. Niejednokrotnie już próbowali misjonarze katoliccy prze
być Himslaje i od południa wtargnąć do Tybetu. Mimo początkowych sukcesów musie
li jednak to nieurodzajne pole pracy opuścić. Dzisiaj zapuszczają się do Tybetu misjo- nąrze z Chin; na stałe jednak w tym kraju pracować nie mcgą, bo wstęp surowo wzbroniony. Musimy więc wymodlić i przez ofiary wyjednać łaskę światła Bożego dla tych nieszczęśliwych krain. Profmy Jezusa Eucharystycznego, który w czerwcu w trium
falnych procesjach błogosławić będzie naszej krainie, żeby miłościwie wejrzał na „tych, co w krainie śmierci siedzą."
Misje w Oceanji. Praca misjonarzy na tem polu wydała piękne owoce, ale po ■ chłonęła dużo ofiar i trudów. Pcrozrzucani na niezliczonych wyspach i wysepkach misjo' narze żyją w bardzo trudnych warunkach. Ludność b. biedna; odległości poszczególnych stacyj i wysepek ogromne; częste cyklony i trzęsienia ziemi niszczą w jednej chwili kościoły i szkoły, wysiłek długoletniej nieraz pracy. Mimo tych trudności misjonarze dużo zdziałali, nawet prześcignęli protestantów, chociaż ci mają więcej pracowników i więcej środków materjalnych. W roku 1923 było w Oceanji 407 kapłanów misjonarzy, którzy pracowali w 19 okręgach misyjnych. Liczba wiernych wynosiła 262 000
W czasie wakacyj mamy więcej czasu, więc też gorliwiej możemy oddać się pracy dla misyj !
Stypendjura dla katechibtów. Dziwne są losy tego stypendjum. Drugi rok szkol
ny już się kończy, a stypendjum jeszcze nie zebrane. W ostatniem Sprawozdaniu (str. 24) czytam, że sekcje misyjne zebrały 3.353 50 zł. Bardzo chwalebnie 1 Ale na stypendjum przesiały sekcje do kwietnia 1930 r. około M) dosłow nie: pięćdziesiąt złotych. Tego zupełnie nie rozumiem. Niektóre sodalicje widocznie nic o stypendjum nie czytały. Bar
dzo więc proszę, niechaj przed końcem roku każda sodalicja, która jeszcze tego nie uczyniła, prześle choćby tylko trzy złote, a stypendjum już będzie gotowe. Roczne utrzy
manie kat«chisty w mieście w Polskiej Misji w Afryce (Prefektura Apostolska Broken- hill) wynosi 500 zł. Gdy stypendjum będzie gotowe, przekażemy je polskim O. O. Je
zuitom, pracującym w Prefekturze Brokenhjll.
Bardzo o to proszę ! Bądźmy konsekw entni!!
Wolsztyn I. X. Zygmunt Masłowski.
248 P O D ZNAKIEM MARJI
Komunikaty misyjne
N r 9
1. Intencje m isyjne:
a) na czerwiec: Żeby Tybet, N epal i A fganistan otw orzyły granice dla
■Ewangelji.
b) na lipiec : M isje Oceanji.
c) na sierpień: O zakonnice m isjonarki.
d) na w rzesień: 0 rozszerzenie A postolstw a M odlitw y w krajach m isyjnych.
e) na październik: O w zro s t o fia r na m isje.
2. Polecić można naszym sekcjom rmsyjcym dramacik misyjny : H. Gheon : „Trzy mądrości stare o-o W anga“, dram at chiński, w 4 odsłon. W ydawnictwo: „O stoja“, Po
znań; cena 1,60 zł. Proszą przeczytać recenzją w „Pod znakiem Marji" 1928/9 (IX ro
cznik str. 127.)
Ś. p. &Cs. Biskup MrkadjMsz Lisiecki
Dnia 12 maja zmarł w czasie wizytacji kanonicznej w Cieszynie na atak sercowy drugi biskup śląski, X. dr. Lisiecki, okrywając głęboką żałobą dieceiję śląską i cały Kościół katolicki w Polsce
Urodzony w roku 1880, w 1904 wyświęcony na kapłana, pracował niezwykle intensywnie na polu naukowcm (monografja „Konstantyn Wielki", wyd. kilku tomów pism Ojców Kościoła) politycznem (mandat do sejmu pruskiego w 1917) oraz spolecz- nem. W r. 1926 po objęciu przez pierwszego biskupa śląskiego, X. Kard. Hlonda sto
licy prymasów polskich, Ojciec św. mianował X. Lisieckiego biskupem diecezji katowic
kiej. Na tej stolicy rozwinął z niezmożoną energją szeroką działalność, prącując w nie
zwykle trudnych warunkach wyznaniowych i politycznych. To też śmierć Jego w pełni wieku i sil odbiła się bolesnem echem na całym Śląsku
Zmarły Dostojnik Kościoła okazywał zawsze szczególaą troskliwość dla spraw szkolnictwa i młodzieży. Byl również głęboko przekonanym o doniosłości ruchu soda- licyjnego w polskich szkołach średnich, o którym — przyjmując w r. 1927 na dłuższej audjencji prezesa Związku — wyrażał się z s-rdecznem uznaniem i najchętniej zarówno zatwierdził Ustawę Związku, jak mianował dlań m oderatora diecezjalnego, wypytując łaskawie o wszelkie nasze życzenia i dezyderaty. Ostatnim też aktem jego ziemskiego pasterstw a była wieczorna konferencja z XX Prefektami szkół cieszyńskich, po której bezpośrednio odwołał Go Najwyższy Boski Pasterz po wiekuistą nagrodę
Dzieląc calem sercem żałobę bratnich sodalicyj naszych na Śląsku, wznosimy modły o spokój i odpocznienie wieczne dla Jego duszy.
Inni o nas.
Od czasu do czasu podajemy na tem miejscu Drogim Sodalisom naszym kilka wzmianek o sądach i zdaniach, jakie w odniesieniu do naszej pracy znajdujem y w poważnych organach katolickich Polski czy zagranicy. Z jednej bowiem strony wie
my doskonale, że to je naprawdę interesuje 1 cieszy, z drugiej zaś sądzimy, że zb a
w ienną jest rzeczą przez ten także czynnik budzić głębsze poszanowanie i ocenę war
tości sodalicji i pracy Związku, bo mato jest może ludzi, którzyby tak już z przyzwy
czajenia mieli na ustach słowo krytyki dla spraw i działań rodzimych, własnych — jak Polacy.
W 2-gim numerze „Moderatora” redaktor X. Jan Rostworowski zamieszcza wspaniały artykuł o naszym Związku p. t. „Chlubna rocznica*. Słowa Jego niezmier
nie gorące, życzliwe i pełne najczystszej radości z owoców naszej 10-letniej pracy.