Leszek Kuc
Wspólnota i osoba
Studia Theologica Varsaviensia 12/1, 228-230
Zauważmy, że każda koncepcja w sp óln oty jest podstaw ą kształ tow ania się proporcjonalnej pedagogiki, dydaktyki, psychologii, a naw et teorii kultury.
2 2 8 SESJA ANTROPOLOGICZNA [3 6 }
LESZEK KUC
W SPÓLNOTA I OSOBA
Chcę m ów ić o problem ach kom unikacji m iędzyludzkiej z perspek ty w y przekazu słow a Bożego. I o tym najpierw, żeb y kilka uw ag na tury m etafizycznej dorzucić na końcu. Pani R e k ł a j t i s o w a w sw ojej w yp ow ied zi w spom ina m im ochodem o sytuacji, w której człow iek kom unikuje się z tą częścią rzeczyw istości, którą jest on sam. N ie w chodzę w dyskusję z tą w yp ow ied zią ze w zględu na inny kontekst w jakim padło to sform ułowanie, ale z m ojego punktu w i dzenia — jest ono nie do przyjęcia. Jestem zdania, że nie ma takiej sytuacji w naszym życiu świadom ym , w której kom unikow alibyśm y się w yłączn ie ze sobą samym, lub też w yłączn ie ze światem , w sen sie św iata przyrody. Już kom unikow anie się ze św iatem przyrody, a cóż dopiero ze św iatem kultury, jest zaszyfrow aną formą kom uni kow ania się z innym i ludźmi. Tak zw ane kom unikow anie się z sa mym sobą, czyli augustyńskie soliloquia są nie czym innym, jak zno w u zaszyfrow aną formą kom unikow ania się z innym i ludźmi. Druga teza brzmi: człow iek p oszczególn y — rozpatryw any z punktu w id ze nia jego egzysten cji św iadom ej —■ jest kimś niezrozum iałym , jeśliby go rozważać poza system em kom unikacyjnym . C złow iek staje się kimś zrozum iałym w ów czas jedynie, g d y go rozważać w system ie kom unikacyjnym , to znaczy bądź jako tzw. nadaw cę, bądź jako od biorcę, bądź z punktu w idzenia struktury sam ego komunikatu.
W w ykładzie ks. doc. Stachow iaka padło sform ułow anie — zresztą też m arginesow o — o „ciele ludzkim", które jest „sposobem porozu mienia" z innym i ludźmi. C złow iek w sw ej całości m oże być rozpa tryw any rów nież jako komunikat. C ały czas z punktu w idzenia św ia domej egzysten cji. To n ie jest jeszcze m etafizyczn y punkt widzenia, to jest punkt w idzenia, który w skrócie nazyw am egzystencjalnym (nie znaczy, że chodzi tu o egzystencjalizm ). Z tego punktu w idzenia trzeba by zakonkludow ać pierw szą część w yp ow ied zi tak: niezależ n ie od tego czym jest w spólnota osób rozpatryw ana w jej całości, a w ięc niezależnie od tego czym jest proces kom unikacyjny rozpa
tryw an y w pełnym system ie i w pełnej realizacji, człow iek poszcze g ó ln y w jego egzysten cji św iadom ej jest, przez to, że przynależność do system u kom unikacyjnego go w spółstanow i, znakiem w spólnoty, jest szyfrem w spólnoty. Innymi słow y: im bardziej zajm ujem y się człow iek iem poszczególnym , o tyle głębiej w nikam y w strukturę w spólnoty, rozpatrywaną z tych pozycji, o których w spom inał dzi siaj p. P o m i a n i o których w spom inała dzisiaj p. R ekłajtisow a, a w ięc z punktu w idzenia system u kom unikacyjnego i w ogóle sy stem u relacji poznaw czych, system u relacji św iadom ych, uśw iad o m ionych.
Druga część m ojej w yp ow ied zi dotyczy m etafizyczn ego punktu w i dzenia. C zy człow iek rozpatryw any w sw ojej ontycznej strukturze jako osoba jest rów nież w tym przypadku już n ie znakiem w sp óln o ty ale po prostu wspólnotą? Bo, że zespół osób pow iązanych m iędzy sobą relacjam i, zw anym i w języku tom istycznym przypadłościam i, jest w spólnotą, to n ie ulega w ątpliw ości. Ja bym pow iedział, że czło w iek p oszczególn y jako osoba, rów nież jest w spólnotą. M ianow icie: w jeg o osobow ej strukturze, to co w m etafizyce Tom aszow ej n azy w a się transcendentaliam i, a m ianow icie co się nazyw a jego jed nością, jego praw dziw ością, jego dobrocią, nie jest niczym innym jak, przy bliższej analizie, odniesieniem do innych osób. O d n iesie niem n iek on ieczn ie uśw iadom ionym —■ bo kw estia uśw iadom ienia to jest dalsza sprawa —· to już j e s t , inny plan rozpatrywania tej sprawy. A le z samej struktury człow ieka, z samej podstaw ow ej, isto tnej struktury człow iek a —· pow iedzm y lepiej ·—· osobow ej struktury człow ieka jest on odniesiony do tego, co w łaśn ie trzeba by nazw ać prawdą ludzką, dobrocią ludzką. Krótko m ów iąc, człow iek p oszcze gó ln y sprawdza się m etafizycznie, tzn. jest człow iekiem ze w zględu na przynależność do w sp óln oty ludzkiej. Prawdą człow ieka są inni ludzie. Podobnie: dobrocią człow ieka są inni ludzie. Można doskona le przedłużyć ten sposób m yślenia w kierunku Boga. Można i należy, ale w tej chw ili zajm ujem y się raczej m iędzyludzką perspektyw ą antropologiczną.
W ostatnich m iesiącach próbow aliśm y jeszcze dalej rozm awiać na ten tem at i poszukiw ać uzasadnienia dla tezy, którą tutaj proponuję w dziedzinie analizy przyczynow ości. M ianow icie: czy przez głęb szą analizę tak zw anych przyczyn w ew nętrznych, tzw. przyczyny m aterialnej i formalnej, nie doszło by się do w niosku, że to, co przy w yk liśm y n azyw ać ludzką cielesn ością — a pan G o g a c z to na zyw a chętnie ludzką szczegółow ością ■—■ jesteśm y rów nież podstawo- w o, osobow o odniesieni do innych ludzi, jak rów nież gdy idzie o to, co by się nazyw ało przyczyną formalną — a w ięc o duchow ość ludz ką — i w reszcie gdybyśm y jeszcze rozpatryw ali zagadnienie tzw.
2 3 0 SESJA ANTROPOLOGICZNA [3 8 ]
p rzyczyny celow ej. W sum ie trzeba to tak ująć że: każdy człow iek jest chodzącą w spólnotą ludzką. Jeśli o tym w ie i na to się zgadza, to można przypuszczać, że rozwój człow iek a odbyć się m oże w sp o sób w ła ściw y , natom iast gdyby na płaszczyźnie życia św iadom ego nie doszło do zaakceptow ania tego faktu, można by się obaw iać takich czy innych dew iacji, ale to już — co pow iedziałem w tej chw ili — jest poza perspektyw ą m etafizyczną.
DANIEL OLSZEWSKI
ŚW IADOMOŚĆ W SPÓLNOTY RELIGIJNEJ I JEJ SPOŁECZNE U W AR UN K O W AN IA W KOŚCIELE POLSKIM XIX WIEKU
Problem, do którego sprowadzam m oją w yp ow ied ź formułuję na stępująco: jak realizow ała się w spólnota kościelna na terenie Kró lestw a P olskiego w XIX w iek u i jakie m iejsce m iała ona w św iad o m ości religijnej. W yp ow ied ź moja d otyczy w yłączn ie K ościoła rzym sko-katolickiego, przy czym uw zględnia głów n ie te elem en ty kon stytu cyjn e w sp óln oty kościelnej, które realizują się w ramach orga nizacji diecezjalnej. W iadom o, że p odstaw ow ą komórką organizacji diecezjalnej jest parafia, zatem funkcjonalność religijna parafii w XIX w iek u w yznacza kierunęk i określa charakter m ojej w y p o w iedzi.
Zwracam uw agę, że m ateriał źródłow y, stan ow iący podstaw ę ana liz w ogrom nej w ięk szo ści został w ytw orzon y w kancelariach kon systorskich diecezji polskich. Informuje on o życiu społeczności k o ścielnej, jak ono przedstaw iało się w oczach i w opinii duchow ień stw a d iecezjalnego. Ta jednoaspektow ość i jednostronność źródeł rzutuje w sposób istotn y na form ułowanie i ocenę w niosków . Po zostaje stale aktualny postulat ich w eryfikacji i konfrontacji z ca łokształtem problem atyki społecznej. N a leży podkreślić niekom plet n ość źródeł w chodzących w skład akt konsystorskich XIX w ieku, zw łaszcza w izy t dziekańskich i generalnych oraz raportów rocznych tyczących się życia religijn ego p oszczególn ych parafii i dekanatów. Tym się tłum aczy, że w n iosk i dotyczące procesów społecznych w y stępujących w skali m asow ej niejednokrotnie są form ułowane na podstaw ie opinii i w yp ow ied zi biskupa lub dziekana, sprowadzają się one często do ukazania problemu i sform ułow ania postulatu ba daw czego.