Roman Rudziński
Nowe formy w witkacologii :
antyrecenzja z appendixem
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (11), 174-180
rzu co n e a priori i k r y ty k za w szelką cenę dąży do ich u p raw o m o c nienia, i stąd w łaśn ie w P o ls k im carm en jig u r a tu m m a m ie jsc e ów słynny, sło w n o-ry su n k o w y k alam b u r.
A nalizując m etodę k ry ty c z n ą S an d au era, dostrzec m ożna w fin a le zadziw iający sposób a rg u m e n ta c ji p rzed staw io n y ch tez. O to bo w iem a u to r M atecznika chce p rzek o nać nas sw ym w łasn y m a u to ry te te m . N ie sposób odm ówić m u n iew ą tp liw y ch zasług, lecz pod p ie ra n ie p ropozycji in te rp re ta c y jn y c h d okonaniam i z przeszłości jest już przesadzone. F ak t, że S a n d a u e r w prow adził now e pojęcia, now e m eto d y badaw cze i p rzeciw staw iał się fałszy w ym ro zw iąza niom, p rzy sp a rza m u po la ta c h n iezap rzeczaln ej chw ały. Czy trz e b a jed n ak ciągle o ty m przypom inać... „ p rz y o k azji” ? S a n d a u e r w y k azu je, że problem y, k tó ry m i z a jm u je się w M a teczniku, k o n ty n u u ją jego dotychczasow e p race (vide: obfitość przypisów do w ła s n y c h tekstów ); trafn o ść d aw n y ch rozpoznań m a tu ja k g dy by b ron ić trafn o ści n ow ych propozycji. Oto logika S a n d a u e ra : sko ro badania jego spraw dziły się „h isto ry czn ie” jako słuszne, a now e są s ta ry c h p ro stą k o n sek w en cją — wobec tego i now y m n ie po w inno niczego brakow ać. S a n d a u e r (w tak im ujęciu) to już nie k r y ty k — to A u to ry te t. P o św iad czają te do m niem ania w łączone do k siążki listy Przybosia, k tó re nie bardzo w iadom o kom u m a ją w ystaw iać św iadectw o — ich nadaw cy, czy raczej odbiorcy? A u to r
M atecznika literackiego z a p atrz o n y jest w e w łasne dokonania n ib y
N arcyz w e w łasne odbicie. Odnoszę w rażen ie, że S a n d a u e r w sw ej now ej książce podsum ow uje n ie zjaw isk a lite ra c k ie j rzeczyw istości, lecz swój w łasn y dorobek tw órczy. „W spom nijm y tu n a m a rg in e sie — pisze S ch o p en h au er — że b u d o w an ie kom uś pom nika za życia rów na się ośw iadczeniu, że gdy idzie o niego, n ie m ożna dow ierzać potom ności” .
R y szard K. P r z y b y ls k i
Nowe formy w witkacologii
Antyrecenzja z appendixem
Je śli szukać p rzy k ła d u zjaw isk a k u ltu ro w e go, n ie poddającego się żadnej k o n tro li a n i św iadom em u ste ro w a niu, to jest n im na pew no w spółczesna w itkacologia. N ie pom yślano w porę o sporządzeniu cen traln eg o czy też w ojew ó dzk ich rozdziel ników tem ató w w itkacologicznych, a objętość essejów, a rty k u łó w i d y se rta c ji daw no przek ro czy ła, i to w ielo k ro tn ie, objętościow ą zaw arto ść dzieła sam ego W itkiew icza, zaprzeczając m im ochodem jed n em u z p o d staw ow ych p ra w d iale k ty k i, w edle którego ilość przechodzi w jakość.
S y tu a cja s ta w a ła się p o niekąd niezręczna, m ożna b y ło bow iem obaw iać się, że a u to r Nienasycenia p a d n ie o fia rą tego, co M eyerson nazyw ał p a ra d o k se m epistem ologicznym , p oleg ającym na sto pn io w ej red u k c ji k o n k re tu do w ielości d eterm in acji, w sk u te k czego poznanie k o n su m u je d e fin ity w n ie swój przedm iot. Godzi się zau w ażyć naw iasem , że jak dotąd przedm iot ów opiera się dzielnie próbom sp ełn ien ia paradoksu: w p raw d zie sam em u W itkacem u nie obca b yła m yśl, że jego d o k try n a sta n ie się kiedyś „ro zb ab ra- tio n sfah ig ” i m oże być n a w e t społeczeństw u p rzym usow o w p ajan a, jed nakże sam też położył n a drodze do tak ieg o sta n u rzeczy n ie m ałe przeszkody, k tó re o k azu ją sig nie do przeb rn ięcia z ra c ji pożałow ania godnej sp ecjalizacji n auk. M ianow icie rzecz w ygląda tak, że dla znaw cy, np. jego d ram ató w , n ie do stra w ie n ia jest jego głów ne dzieło filozoficzne, podobnie jak dla badacza h istoriozofii jego teo ria i p ra k ty k a m alarstw a. Toteż potężny w y siłek in te r p re tato ró w nie zaow ocow ał ja k dotąd jed n ą bodaj m onografią.
W te j sy tu a c ji in ic ja ty w a zw ołania rzesz w itkacologów n a k o n fere n c ję n auk ow ą, p o d jęta p rzez IBL PAN, m iała szanse spełn ienia fu n k cji tera p eu ty c z n y ch . I w pew nej m ierze sp ełn iła je — n a w ielu m iłośników i b adaczy zadziałał bow iem efek t m asy: sp ojrzenie oko w oko często nieoczekiw any m w spólnikom chociażby przez snobizm sk łon iło n ie k tó ry c h m n iej zap am iętały ch do zw ro tu ideo wego w stro n ę K onopnickiej bądź K aczkow skiego. N ovum isto tn e wnosi też p u b lik a c ja m ateriałó w , zebran y ch po k o n fe re n c ji1. Z n a jd u je m y w n iej bilans dotychczaso w y ch sukcesów badaw czych, zary so w an ie now ych, n ad zw y czaj p o n ętn y ch p e rsp e k ty w poznaw czych, jak też okazję do re je s tra c ji p ew n y ch osobliwości sam ego fenom enu w itkacologii. W poniższym om ów ieniu chcem y czytel nika uw rażliw ić n a n ie k tó re z asp ek tó w książki jako całościowego fa k tu h u m an isty czneg o .
Z au w ażm y n a jp ie rw , że w książce z n a jd u je m y w ie le sugestii bądź n a w e t rzeczow ych in fo rm acji, rzu c a ją c y c h całkiem now e św iatło na postać sam ą „gów niarza z K ru p o w ej R ów ni” i podw a żający ch zb an alizow an e ste re o ty p y . W ty m z ak resie szczególnie godny p o d k reślen ia jest o d k ry ty fa k t upośledzenia in te le k tu a ln e g o W itkiew icza, p o d k reśla n y w k ilk u ro zp raw ach . W zam y k ający m p u b lik a c ję a rty k u le n a tem a t: P olska w tw órczości S. I. W itkiew i cza u k a z u je się n am n a jstra sz liw sz e oblicze p raw d y o a u to rz e
S ze w c ó w , staw iając nas p rzed n iep rz y je m n y m p y tan iem : p otw ór
był to czy idiota? D ow iad u jem y się ta m o ró żn y ch jego pom ysłach, szo k u jący ch dla h isto ry k a a tak że dla zdrow ego rozsądku. Oto o k azu je się, że nie tylko a p ro b o w ał on ro zb io ry Polski, ale też i dow odził, że słusznie n a m się niew ola n ależała. P olska bow iem
275 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y
1 Studia o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu. Pod redakcją M. Głowińskiego i J. Sław ińskiego. Wrocław 1972 Ossolineum, ®s. 320. IBL PAN.
jego zdaniem była n aro d em gorszego rodzaju. P o n a d to W itk a cy był zagorzałym piłsudczykiem , w spółtw orzył jego legendę k re u ją c postać K ocm ołuchow icza w Nienasyceniu. S p raw a jest tro c h ę kło potliw a, gdyż w iadom o skądinąd, że w ośw ietleniu a u to ra N iena
sycenia K ocm ołuchow icz był raczej potężnym zerem an iżeli id ea
łem, ale niew ielki to kłopot dla in te rp re ta to ra spraw nego: cień na herosa rzucało to, że b ył n a p ię tn o w a n y polskością. R ozw ijał też W itk acy p ełną pokus w izję m ożliw ych dziejów Polski, g dyb y była ona p rzy ję ła ch rzest nie z Rzym u, lecz z B izancjum , a id eał swój, zakorzeniony w podziw ie dla Rosji, następ ująco uzasadniał:
„Jak sobie pomyślę, co to za cudny byłby typ bizantyjskiego polaczyszki, to mi się płakać chce, że to już nigdy nie nastąpi” (Nienasycenie).
P e rw e rsja n ajczy stsza w y ra ż ała się też w jego p ro p o zy cjach n a p raw y losów Polski: ni m n iej ni w ięcej, sugerow ał rew o lu c ję na w iększą znacznie skalę niż fran cu sk a, a se tk i ty sięcy zgilo tyn o- w an y ch i zam ordow anych zaśw iadczyłyby w ted y o doskonałości chociażby w gilotynow aniu, z k tó re j m ogłoby coś w yniknąć.
W a rty k u le ty m z n a jd u jem y jednakże w y jaśn ien ie, w sk azu jące na to, że W itk acy nie był jed n ak potw orem . Z ajął się on bow iem Polską, kied y zaw iodły n ark o ty k i, p igułki M u rti B inga oraz ko pulacja, ro z p a try w a n e jako drogi do absolutu. Ś w iadczy to o tym , że zajął in te le k tu a ln ą p e rsp e k ty w ę dziecka, opętanego abso lutem (s. 314). Nic dziw nego, że a u to ra ro zp ra w y zdum iew a „niski poziom in te le k tu a ln y ty c h ro zstrz y g n ięć ” (s. 313) chociaż w łaściw ie m ógłby nie zdum iew ać, skoro w y ro sły one z n ierzeteln o ści u m ysłow ej, in te le k tu a ln e j pychy, dziecin n ej nieśw iadom ości siebie sam ego i z in y ch ograniczeń.
P odk reślić w arto, że u jaw n ie n ie ty ch now ych fak tó w nie w iąże się w cale z od kryciem jakich ś now ych źródeł czy m ate ria łó w a rc h i w alnych. J e s t n a to m ia st re z u lta te m tw órczego zastosow ania m e tody, k tó rą nazw alib y śm y m etodą rea liz m u naiw nego: w jej św ie t le m iędzy postrzeżeniem a znaczeniem nie m usi pośredniczyć m y ślenie i nie m a zróżnicow anych poziom ów inform acji. J e j sze rok ie zastosow anie um ożliw ia fak t, że nie p rz y każd ym z n a pisan y ch przez siebie zdań i n ie p rzy k ażdej w ypow iedzi b o h a te rów pow ieści W itk acy zaznaczył w n aw iasie czy też przypisie: „nie to m am n a m yśli, co to b ie się k o jarzy , k o ch an ie g łu p aw e” . D ruga w a rstw a książki, szczególnie p rzy ciąg ająca uw agę, dotyczy w łaśnie różnych zagadnień m etodologicznych. Zbiór ro zp raw do w odzi przede w szy stk im wyższości n arzęd zia poznaw czego, jakim je s t m etoda dialektyczna, m im o że p rzez autorów , k tó ry c h m am y tu na m yśli, stosow ana żywiołow o, nie zaś św iadom ie i planow o. J a k w iadom o, jed n y m z fu n d a m e n ta ln y c h ogran iczeń m eto d y m e tafizy czn ej (przeciw ieństw a d ialekty czn ej) jest ro z p a try w a n ie z ja w is k a ze w zględu na jego tożsam ość i pew na obojętność wobec tego,
czym dany feno m en nie jest. N atom iast m etoda dialek ty czn a z za łożenia ro z p a tru je negatyw ność. Tw órcze jej zastosow anie w a r ty k u le S y s te m ortitologii ogólnej... (pełnego brzm ienia ty tu łu nie podaję ze w zględu n a ograniczoną pojem ność czasopism a) pozwo liło m.in. u zasad n ić odkryw cze stw ierd zenie, że W itkacy nie był k antystą! B rzm i to może ban aln ie, przytoczone jako goły re z u lta t z pom inięciem reflek sy jn eg o uzasadnienia, ale jego głębia i w a r tość tkw i nie ty le w n im sam ym , co w m etodzie: jeśli wziąć pod uwagę, ile p ięk n y ch d y se rta c ji m ożna napisać jeszcze o tym , że W itkacy nie b y ł platonikiem , ep iku rejczy k iem , heglistą, S kam an - d ry tą itd. — to jest rzeczą oczyw istą, że m etoda ta o tw iera szanse nieograniczonego p raw ie rozw oju w itkacologii. Je j zastosow ania o d n ajd u jem y jeszcze w k ilk u a rty k u ła c h bądź w ich częściach istotnych. A le b y lib y śm y n iesp raw ied liw i, odm aw iając w szelkich w alorów tra d y c y jn e m u m yśleniu m etafizycznem u, k tó re n ie stroni przecież od p o ró w n yw an ia tego, co sk ąd inąd różne. Św ięci ono try u m fy w ro zp ra w a c h o su rrealizm ie, w izjach rew olucji, teo rii groteski.
Pom yślnie z a ry so w u jący się obraz zakłóca nieco n a d m ie rn a skrom ność n ie k tó ry c h autorów . Je d e n z nich np. w yznaje, że choć dys ponow ał m eto d ą sk ład ającą się z czterech w arstw , n ie zrozum iał in te n c ji W itkacego, i jak b y nie chcąc odróżniać się od in n y ch n a pisał te k s t ta k ja k b y zrozum iał. F ak tyczn ie, w finale jego roz w ażań tak dalece m ieszają się n a rra to rz y , że nie sposób poznać, czy to W itk acy in te r p re tu je Leszczyńskiego, czy L eszczyński W it kacego, czy też może jest w ty m jakiś sens głębszy. Ale przecież sam pow iada, że uchw ycił in tu ic je p reeg zy sten cjaln e, co jak dotąd nikom u w łaściw ie się nie udaw ało.
In n y powód fascy n acji stro n ą m etodologiczną p u b lik a c ji m a od m ien n e nieco źródło. W k ilk u m ery to ry c z n ie w artościow ych a r ty kułach, n a p isa n y c h p rze z h u m an isty czn e znakom itości, uderza z jed n ej s tro n y isto tn y rozziew m iędzy potęgą i b ły sk o tliw y m i sp raw n o ściam i a p a ra tu badaw czego a skrom nością u zy sk an y ch re zultatów , z d ru g ie j stro n y zaś jak b y rozm inięcie się z całością prze d m io tu badanego — czyli dziełem W itkacego. Tak więc w roz p ra w ie o W itkacym -pantagruetliście b ły sk o tliw y w yw ód k u lm in u jący stw ierd zen iem , że W itk acy p a n ta g ru e listą był, tra c i na w a r tości poznaw czej w sk u te k b ra k u o k reślen ia k u ltu ro w e g o znaczenia
czy też fu n k c ji p a n ta g ru elizm u w te j fo rm acji k u ltu ro w e j, do k tó re j należał a u to r Szew ców . D ostarcza w ięc arg u m en tó w za ok reś loną k w a lifik a c ją teo rety czn o -literack ą, zaś w sw ych p a rtia c h n a j cen n iejszy ch w ięcej m ów i o p an tag ru elizm ie niż o W itkacym . Szczególne m iejsce w zbiorze p rzy słu g u je a rty k u ło w i o pow ieści jako w y pow ied zi filozoficznej. P re z e n tu je on bow iem przy stęp n ie sposób poznaw czego spoży tk o w an ia m eto d y stru k tu ra lis ty c z n e j, oszczędzić w ięc może rzeszom filologów m ozołu w n ik an ia w dzieła
L ev i-S trau ssa, M. F o u cau lt czy B arth esa. A le siłą in erc ji n ie ja k o u p raw o m acnia p o d ejrzen ia, jak ie z“w ykło się m ieć co do w y d a j ności te j w łaśn ie m etody. O k azu je się m iano w icie z jed n e j s tro n y , że aby w ydobyć z m a te ria łu k laro w n e sc h em a ty opozycji, trz e b a mocno „naciągnąć” przed m io t b ad an y (tak np. p rzy p isu je się k a lectw o lu b im p o ten cję in te le k tu a listo m w y stę p u ją c y m w N ie n a s y
ceniu, gdyż św iadom ość i doskonałość cielesna m ają się w yk lu czać;
a le jest to w niosek głęboko n iesp raw ied liw y w o d n iesie n iu do A bnola czy B enza — p rzy k ład ó w tak ich m ożna b y podać znacznie więcej). Z d ru g ie j s tro n y zaś re z u lta t rozw ażań — w y ło nien ie pod staw o w y ch opozycji — okazałby się nad zw yczaj ubogi, gdyż m oż na by go odnaleźć w p ercep cji św iata n ajp ro stszeg o górala n a w e t w stan ie lekko n ietrzeźw y m , g dyby n ie k ońcow y o d a u to rsk i k o m en ta rz uogólniający, in sp iru ją c y , choć nie w y n ik a ją c y z w y w o dów uprzednich.
Z w racam y n a to uw agę, gdyż w in n e j rozpraw ie, pośw ięconej pojęciu C zystej Form y, w nikliw e rozw ażania jednego z n a jz n a m ien itszy ch w itkacologów k u lm in u ją ta k im oto opisaniem pod - stw ow ej opozycji „ ja — nie ja ” :
„Tę opozycję «ja — nie ja» trzeba nosić w sobie jako podstaw owe rozdarcie, by tak jak W itkacy trw ać całe życie w zaw ieszeniu m iędzy obiem a kon cepcjami, nie ew oluując ni w jedną, ni w drugą stronę” (s. 264).
R eflek sja tego ty p u o ty le jest szokująca, że psychologow ie pow szechnie dowodzą, iż o d k ry cie ow ej opozycji d o k o n u je się w o k re sie dość w czesnego dzieciństw a i u trz y m u je się p rze z całe życie u każdego człow ieka psychicznie norm alnego, a sk ą d in ą d w iadom o, że nie każd y przecież p o tra fi n apisać Nienasycenie.
Ogólnie rzecz biorąc, le k tu ra dzieła u p raw n ia do stw ie rd z en ia , że do m in u jąca w naszej h e rm e n eu ty c e od w ielu la t m eto da e k sp li- k a c ji an ty n o m ii, gładko zespolona o statn io ze s tru k tu ra lis ty c z n y m i k a te g o ria m i opozycji, w y staw io n a jest n a ciągłe pok usy w sz y stk o - żerności, gdyż potocznie dośw iadczane istn ien ie z sam ych n iem al opozycji się składa: lew ica i praw ica, przo dek i zadek, dno i szczyt, n acjo n alizm i in te rn ac jo n alizm itd., ale przecież w iadom o, że d a leko im w szy stk im do uzyskan ia znaczenia k u ltu ro tw ó rczeg o .
* * *
Do sk reślen ia pow yższej a n ty re c e n z ji sk ła n ia nie ty lk o pokaźne nag ro m ad zen ie b an ialu k ó w a n i też obfitość d y s k u rs u pozornego pozbaw ionego nośności znaczeniow ej, pod ty m w zględem bow iem w iele p u b lik acji o sta tn ic h la t o m aw ian ą przew yższa. Chodziło raczej o n ieu d o ln e o pisan ie b ezradności w o bec p y tan ia , jak ie m ógłby sobie czy teln ik postaw ić: o ile w zbo gaciła się nasza postaw a w obec dzieła W itkacego w w y n ik u m o
zolnego tru d u zap alczy w ych h erm en eu ty k ó w ? A może b ardziej jeszcze wobec p y tan ia: czego w łaściw ie od k siążk i tego ty p u n a leżałoby oczekiwać? W edle sta ry c h d o k try n h u m an isty k i niem iec k iej w a ru n k ie m au ten ty czn eg o obcow ania z tra d y c ją k u ltu r y było naukow e poznanie genezy osobowości tw ó rcy i genezy dzieła, jego więzi z epoką m u w spółczesną na różnych poziom ach, więzi m ię- dzyosobniczej, w reszcie p oznanie sk ładn ik ó w znaczeniow ych dzieła. J a k w iadom o, na tle an ty p sy ch o lo g isty czn y ch te n d e n c ji w h u m a n isty ce XX w. zaniechano tego sposobu org an izacji całościow ej postaw y w obec tra d y c ji k u ltu ra ln e j, m .in. z te j rac ji, że zakładała ona, iż n a jfu n d a m e n ta ln ie jsz e w ięzi znaczeniotw órcze re a liz u ją się w nieo pisy w aln y m w ęźle k o m u n ik a c ji m iędzy osobowością te ra ź niejszą i dziełem z przeszłości. J a k i zaś m am y re z u lta t? S ta n obec n y m ożna n a jd e lik a tn ie j o k reślić m ian em d ezin teg racji g ru n to w nej. M am y bow iem w sp an iałe m etodologie, k tó re cechu ją się a u to - telicznością, a m ate ria ł, na k tó ry m się sp raw d zają, m a d ostarczyć im tylk o o k azjo n aln ej pożyw ki. U k ry te tu ta j m niem anie, iż istn ie nie o b iektyw n e dzieła nie jest w cale isto tn e, sp otyka się z a fir- m acją o tw a rtą p rzy d ru g ie j postaw ie, szczególnie upow szechnionej w śród k ry ty k ó w litera c k ic h , p rzy k tó re j h e rm e n e u ta p o d ejm u je tru d w y rażen ia stan ó w du szy w łasn ej, spo żytkow ując dzieło czy te ta a t b ad an y jako n ęd zn y p re te k st. S k u te k zaś jest tak i, że roz legła w iedza h u m an isty c z n a nie jest w sta n ie uobecnić n am sk ła d ników tra d y c ji k u ltu ro w e j an i jak o całościow ych fak tó w znaczą cych, p rzy sw aja ln y c h in te le k tu a ln ie , an i też wspom óc w uobec n ien iu dośw iadczeń d aw n y c h tw órców k u ltu ry w te j w arstw ie, k tó ra i dla nas m a c h a ra k te r obligujący. L e k tu ra om aw ianego dzieła uśw iadam ia n am m im ow olnie to, czego zasadniczo b rak u pod staw działalności h u m an isty c z n e j:
— b rak całościow ej teorii ro zw o ju k u ltu ry polskiej bądź też teorii k o n k u ren cy jn y ch , k tó re m o gły b y w ieść zasadny spór. J e s t to raczej nieobecność absolutna.
— b rak m eto d y całościow ej in te rp re ta c ji fak tó w hum anistyczny ch czy też m etod k o n k u ren c y jn y ch . iMetody zaprezentow ane nie m ają ze sobą żadnych p u n k tó w stycznych, d lateg o re z u lta ty ich zastoso w ań nie pozw alają się k u m ulow ać.
S. I. W itkiew icz, a k ty w n y w ta k w ielu dziedzinach k u ltu ry , jako o biekt b a d a n ia bezlitośnie obnaża te n s ta n rzeczy.
A p p e n d i x
P rz y stę p n o ść m eto d y stru k tu ra lis ty c z n e j, za p re z en to w a n e j w a rty k u le o pow ieści jak o w ypow iedzi filozo ficznej, p ro w o k u je n a w e t la ik a do jej sp oży tk ow ania chociażby dla a n a liz y sam ej w itkacologii jak o zjaw isk a społecznego.
P a ra fra z u ją c n iek tó re stw ierd zen ia a rty k u łu , m ożna by skonstruo^- wać n a stę p u ją c e rozum ow anie: w itkacologia stanow i jedność w wielości. K o n s ty tu u ją ją p o dstaw ow e opozycje p ie rw ia stk ó w d u chow ych i an im aln y ch oraz w ielości i jedności w edle form uły : ty m , co łączy w ielość (arty k u ły ) w jedność (książkę) jest taje m n ic a, znana być może tylk o re d a k to ro m , a o jej n ieprzenikliw ości dla zw ykłego um y słu stan o w i d y sta n s m iędzy p ie rw ia stk a m i ducho w ym i i an im aln y m i. D uchow y c h a ra k te r m ają ro zp ra w y i cała książka, zaś sam i w itkacologow ie i ich p otrzeba e k sp re sji c h a ra k te ry z u ją się anim alnością. N iedostępność ta je m n ic y w y ra ż a się w tym , że środow isko społeczne w itkacologów (wielość) k o n ta k tu je się ze sobą ty lk o na płaszczyźnie an im aln ej (jedność), p rze to je d ność n ad rzęd n a m ogła p ow stać ty lk o p rzy in te rw e n c ji św iadom ości re d a k to ra . K o n ty n u u jąc te rozw ażania m ożna zauw ażyć, że z b ra k u jed n o stk i pow szechnie u zn an ej za w y b itn ą, k tó ra m ogłaby jednoczyć środow iska w itkacologów po stro n ie św iadom ości w spo sób trw ały , re a liz u je się trw a ła w ięź po stro n ie a n im a ln e j — m ia now icie k o n s ty tu u je ją W itk acy jako obiekt ero ty czn ej f ik s a c ji 1. Zgodnie ze s tr u k tu rą fo rm a ln ą w y z n a c z ają cą ’fab u łę Nienasycenia, gdy po u n icestw ien iu św iadom ości anim alność zy sk u je na jurności, obiek t ero ty czn y zo staje zam ordow any; analogicznie d zieje się i w zbiorze a rty k u łó w — W itk acy ginie pod piórem a u to ra o sta t niej rozp raw y . W ywód ten streszcza tab e lk a 2:
W itkacologia
Duchowe Animalne W ielość Artykuły W itkacologowie Jedność Książka Potrzeba ekspresji Zasada syntezy Tajemnica L ib id o 3
Roman Rudziński
1 Dla pewnej interpretacji należałoby przyjąć perspektyw ę psychoanailityczną w odniesieniu do d ziejów naszej ikuiltury: w jej św ietle okazałoby się, że na rodziny dzieła wybitnego stanowią wstrząs, napełniający następne generacje lękiem przed m yśleniem samodzielnym. Zgodnie z w ykładnią E. Fromma lęk ów wyraża się patologicznie w kazirodczej fiksacji, stym ulującej ciągły powrót do dzieła w ielkiego i chęć zjednoczenia z nim.
2 Opracowując appendix korzystałem z konsultacji naukowych dr Kamili R u dzińskiej; która (o wstydzie!) należy osobiście do spóźnionego posiew u epidemii witkacologiczne j.
3 Używ ając term inu „libido” zachowujem y z racji niekom petencji neutralność oo do tego, czy posuwa się ono naprzód, czy w stecz, czy może w obie strony; problem ten został w nikliw ie rozważony w rozprawie W itkacy — te oretyk gro te ski, s. 271.