Ignacy Bieda
"Podstawy sakramentologii", ks.
Ignacy Różycki, Kraków 1970 :
[recenzja]
Collectanea Theologica 41/4, 195-198
R E C E N Z J E
1 9 5
P e w n e za strzeżen ia n a tu ry bardziej zasad n iczej budzą in n e w y w o d y a u to ra. D laczego czło w ie k n ie m oże osią g n ą ć św ia d o m o ści sam ego sie b ie jako osoby jak ty lk o w rela c ji do drugich ludzi? R zecz m a się ch yb a odw rotnie: n ie d latego je ste śm y św ia d o m y m i sam ych sieb ie osobam i, że za jm u jem y sta n o w isk o w ob ec in n ych , ale d latego je s te śm y w sta n ie tego rodzaju sta n o w isk o zająć, p o n iew a ż je ste śm y osobam i. T rochę szokująco brzm i tw ierd zen ie a u tora, że p o w sta w a n ie św ia d o m o ści sam ego sieb ie (B e w u ssw e rd u n g se in e r
se lb st) m oże się u rzeczy w istn ić ty lk o w ram ach stosu n k u p łcio w eg o (im R a h - m e n e in e r g e sc h le c h tlic h e n B ezieh u n g , s. 103).
A u tor p rzyjm u jąc teorię e w o lu c ji w o d n iesien iu do czło w ie k a odrzuca is t n ien ie przed up ad k iem ja k ieg o ś stan u p ierw o tn ej sp ra w ied liw o ści w d o ty ch czasow ym u jęciu. J e st on b o w iem n a jp ierw n ie do p rzyjęcia z p u n k tu n a u ko w eg o (s. 113): czło w iek je s t ow ocem ew o lu cji, zatem jeg o som atyczn a stro na m u si zach ow ać cią g ło ść ze św ia tem zw ierzęcym , z k tórego w y szed ł; nadto dary p ierw o tn ej sp ra w ied liw o ści w y m a g a ły b y jak iejś „cu d o w n ej” in te r w e n cji B ożej, czego przyjąć n ie m ożna. Z resztą rela cja K sięgi R odzaju je s t o p i sem k o n w en cjo n a ln y m , a sy m b o lik a „raju n osi charakter m ityczn y. Z tej też racji zdrow a k rytyk a n ie zezw a la na p rzyob lek an ie go w k szta łty h isto ryczne. M im o w szy stk o posiad a on p ew n e zn aczenie, o ile jest „proroczym o b ra zem ” (s. 127) p ro jek tu ją cy m w p rzeszłość to, co m a dopiero nastąpić w p rzyszłości, k ied y B óg u czyn i „now e niebo i now ą z ie m ię ”. N ieśm ierteln o ść, jaką m ia ł się cieszyć p ierw szy czło w ie k , n ie p o leg a ła na n iep od p ad an iu pod p raw o śm ierci biologiczn ej, ale je d y n ie na in n ym jej sp osob ie — b yłab y to śm ierć w o ln a od lęk u i udręk, ja k ie jej teraz w sk u tek grzech u tow arzyszą. Czy tego rodzaju p o jm o w a n ie p ierw otn ej sp ra w ied liw o ści zgodne je s t z tra dycją ch rześcijań sk ą i z nau k ą K ościoła? Czy m ożna sp ra w ied liw o ść tę ogra niczyć w y łą c z n ie do tego, że p ierw szą sw ą d ecy zję p od ejm ow ał czło w ie k bez żadnych dzied ziczn ych obciążeń?
W szyscy p rzyjm u ją zgodnie, że egzegeza p oczątk ow ych rozd ziałów K sięg i R odzaju je st nader trudna. D latego też poza a rsen ałem n iezbędnej eru d ycji trzeba się do n iej zab ierać z u w zg lęd n ia n iem d epozytu o b ja w ien ia , do k tó rego n a leży ta k że trad ycja (O jców K ościoła trak tu je autor p o b ła żliw ie w sp ó ł czując ich naiw n ości). Trzeba m ieć sta le przed oczym a k ryteria n iezaw od n e p opraw nej egzegezy, do k tórych n ależą ró w n ież d ok tryn aln e orzeczen ia K o ś cioła, k tórem u Z b aw iciel p o w ierzy ł sw ą E w a n g elię i którem u z a p ew n ił ch a ryzm at n ieom yln ości. A u tor w p ra w d zie p odaje sw oją op in ię jako d ysk u syjn ą h ip otezę (w tym w yp ad k u n ależało zach ow ać w ięk szą skrom ność w sta w ia n iu sw oich tw ierd zeń , gdyż zb yt często m ają on e ch arakter ap od yk tyczn y), nie łudząc się, że zaw iera ona w ie le sp rzeczn ości i słabych p u n k tó w (s. 130). Czy nie b y ło b y rzeczą w sk azan ą p rzed sta w ić tak sw o je w y w o d y , by przyn ajm n iej w o ln e b yły od ow ych sprzeczności?
K s. Ig n a cy B ied a SJ, W a r sza w a
Ks. Ig n a cy RÓŻYCKI, P o d s ta w y s a k r a m e n to lo g ii, K ra k ó w 1970, P o lsk ie T o w a rzy stw o T eologiczn e, s. 260.
Z adaniem k sią żk i je st p rzed sta w ić p o d sta w o w e zagad n ien ia k a to lick iej sa k ram en tologii, którą au tor o k reśla jako „naukow e o p racow an ie treści k a to lick iej w iary, której p rzed m iotem je s t istn ien ie, poch od zen ie, sk ład n ik i, d zia ła n ie i sk u tk i sa k ra m en tó w ” (s. 9). W ykład ow ych p o d sta w poprzedza w stęp , w k tórym autor w y ja śn ia n iek tó re p ojęcia p osiad ające n iem ałą w a g ę nie t y l ko w sak ra m en to lo g ii, a le w og ó le w teo lo g ii, jak p o jęcie i rodzaje d o w o dzenia teologiczn ego, sposób za w iera n ia się praw d w ia ry w d ep ozycie ob ja w ien ia i różne rodzaje p ew n o ści, ja k ie w teo lo g ii m ożem y uzyskać. D w a p ierw sze rozd ziały m ają ch arak ter stu d iu m h istoryczn ego. W ychodząc od d a nych P ism a św . tak Starego, jak i N o w eg o T esta m en tu (czy N o w y T estam en t nie został zb yt krótko potrak tow an y?), śled zi autor p o w o ln e k sz ta łto w a n ie
się p ojęcia i d efin icji sak ram en tów , począw szy od D id a ch e aż po Sobór T ry dencki. C ały ten okres d zieli na trzy stadia: 1. do w . V, w k tórym n ie było żadnej d e fin ic ji sak ram en tów ; 2. do H u g o n a od św . W iktora, k ied y p a n o w a ła d efin icja sak ram en tów przez cech ę rodzajow ą; 3. od P io tra L o m b a r d a, k ied y sa k ra m en ty o k reślan o przez rodzaj i różn icę gatu n k o w ą . Od n o si się w rażen ie, że je s t to pod ział n ieco d ow oln y, bo p o czyn ając od O r y - g e n e s a w y stęp u je już dość jasno k on cep cja sak ram en tu jako sy m b o licz nego i sk u teczn ego obrzędu u św ięcen ia . J a k k o lw iek je st p raw dą, że przed w. X II n ie stw orzono tak iego o k reślen ia sak ram en tów , k tóre by p rzy słu g i w ało w y łą czn ie sakram entom śc iśle w ziętym . P rzyczyn ą b y ł ch oćb y ten fakt, że tak g reck ie słow o m y s te r io n jak ła ciń sk ie sa c r a m e n tu m z a c h o w y w a ły cią g le dość szeroką sk alę zn aczen iow ą.
W rozdziale III i IV, k tóre są chyba n a jw a żn iejszy m i w k sią żce, pyta się au tor, czym są sa k ra m en ty w sw ej istocie. P o św ię c iw sz y k ilk a u w a g sam em u p o jęciu isto ty czegoś, ok reśla sa k ra m en ty przez ich rod zajow ą i gatu n k ow ą cechę, op ow iad ając się za tzw . „m ocn ą” d efin icją sa k ra m en tó w jak o św ięty ch zn a k ó w , k tóre sp raw iają to, co oznaczają (s. 145). W r. V m a m y p oruszone za g a d n ien ie ob ecn ości C h rystu sa P an a w sak ram en tach i p rzy tej ok azji o ce nia autor k rytyczn ie w y w o d y O dona C a s e 1 a i E d w ard a S c h i 11 e - b e e c k x a. W r. VI om aw ia au tor z ja w isk o w e sk ła d n ik i sa k ra m en tó w czyli tzw . rzeczy i słow a, u w y d a tn ia ją c p lu sy i m in u sy za sto so w a n ia do nich te r m in o lo g ii h y lem o rficzn ej. R. V II i ostatn i p o św ięca au tor k rótk iem u tylko zrefero w a n iu sa k ra m en to lo g ii ch rześcija ń sk ich w sp ó ln o t od łączon ych . K siążka zaop atrzon a jest w in d ek s im ien n y i bardzo d ok ład n y in d ek s rzeczow y. S zk o da, że p om in ięto prob lem u sta n o w ien ia sa k ra m en tó w przez C hrystusa P ana, m im o że tej k w e stii p o św ięca ją te o lo g o w ie n ieco w ię c e j u w agi.
A utor sta w ia na ogół za g a d n ien ia bardzo p recy zy jn ie, p odchodzi do nich z d ok ład n ością, d a je ja sn e od p ow ied zi, u n ik ając p rzy tym n iep otrzeb n ych słów . J est to p ew n a za leta k sią żk i, która jed n a k n ie je s t lek tu rą łatw ą.
M im o w szy stk o n a su w a ją się c zy teln ik o w i p e w n e u w a g i. Oto n iektóre z nich: Czy rzeczy w iście w n io sk i teo lo g iczn e, k tóre w y p ro w a d za m y z d ep o zy tu w ia ry za pom ocą p rzesła n ek n ieo b ja w io n y ch , m ogą b yć dogm atam i w ia ry (s. 35)? C hyba w ięk szo ść te o lo g ó w je s t o d m ien n ego zdania, a p rzyk ład y p od an e przez M a r i n - S o l a dotyczą praw d o b ja w io n y ch fo rm a ln ie (isto - tow o), a le n iew y ra źn ie (im p lic ite ). K on ieczn ość n a leży tej in te n c ji u szafarza do w a żn o ści sak ram en tu , którą au tor przytacza, je s t w p ra w d zie dogm atem w iary, a le dogm at ten w y p ro w a d za m y z B ożego o b ja w ien ia przy p om ocy ro zu m ow an ia w y ja śn ia ją ceg o (r a tio c in iu m e x p lic a tiv u m ), a n ie śc iśle d ed u k cy jn eg o (ra tio cin iu m d e d u c tiv u m ).
A u tor m ó w ią c o „tw ierd zen iach k a to lick iej n au k i w ia r y ”, zaznacza, że p e w n ość tych tw ierd zeń je st teo lo g iczn a i że „ta teo lo g iczn a p ew n o ść m a trzy sto p n ie” (s. 38). N a leża ło b y ch yb a w y ja śn ić, co n a leży rozu m ieć przez „kato lick ą n au k ę w ia r y ”, p o n iew a ż „k atolick a w ia r a ” oznacza p otoczn ie tak ie p raw dy, k tó re trzeba p rzyjąć ak tem w ia ry (u t fid e s n o stra c a th o lic a , sine
q u a im p o ssib ile e s t p la c e r e D eo, D S 1510) i tu m o w y n ie m a o ja k ich ś róż
nych stop n iach p ew n o ści. M oże b y ło b y rzeczą b ardziej sto so w n ą użyć np. w y ra żen ia k a to lic k a n a u k a alb o n a u k a K o śc io ła ; nadto czy w o ln o m ów ić o „różnych stop n iach p e w n o śc i”? P e w n o ść je s t alb o jej n ie m a (c e r titu d o
s ta t in in d iv is ib ili); istn ieją n a to m ia st różne rod zaje p ew n o ści, za leżn ie od
tego, czy b ędzie się ona opierać b ezpośrednio na B o ży m a u to r y te c ie (c e r titu d o
ra tio n e d iv in a e te s ti f ic a t io n s ) 9 czy na a u to ry tecie K o ścio ła (ra tio n e d iv in a e a s s is te n tia e non a u te m te s tific a tio n is), czy też na o cz y w isto śc i w y n ik a n ia .
T rochę zask ak u jąco brzm i tw ierd zen ie autora, że „n au k ow a p ew n o ść te o logiczn a je s t p ew n o ścią om yln ą i dopuszcza m o żliw o ść oraz p raw d op od ob ień stw o b łę d u ” (s. 40), ch ociaż ju ż na stron ie n astęp n ej czytam y, że „naukow ą p ew n o ść teologiczn ą posiad ają tw ierd zen ia , k tóre w sposób o c z y w isty i w p e ł ni k o n ieczn y w y n ik a ją z p rzesła n ek o b ja w io n y ch ...” P e w n o ść dopuszczająca
R E C E N Z J E
1 9 7
m ożliw ość i p ra w d o p o d o b ień stw o b łęd u nie jest już nau k ow ą p ew n o ścią , ale zw y cza jn ą opinią. J e ż e li n a stęp n ie ja k iś w n io sek w y n ik a ze sw y ch p rzesła nek „w sposób o czy w isty i w p e łn i k o n ie c z n y ”, to czy m oże on n ie być pew n y? C hyba n ecessa ria e v id e n tia c o n se q u e n tia e jest dla naszego um ysłu kryteriu m p op raw n ości naszego rozum ow ania?
N a s. 112 zarzuca autor d e fin ic ji sa k ram en tu podanej przez św . T o m a s z a
(S. Th. III, 60,2) — k tórej zresztą n ie cy tu je w ie r n ie — że n ie u w y d a tn ia ona
św ię to śc i znaku. Św . T o m a s z n ie ok reśla sak ram en tu jako sig n u m re i
sa cra e sa n c tific a n tis nos (w p rzeciw n y m razie — jak to zau w aża autor —
ta k że d efin icja ła sk i b y ła b y sak ram en tem ), a le m ów i, że sak ram en t e s t sig n u m
re i sa cra e i n q u a n t u m e s t sa n c tific a n s h o m in e s. Ow o in q u a n tu m , które
autor op u ścił, je s t w ielk iej w agi, bo oznacza a k tu a ln e u św ię c e n ie n as rzeczą św iętą , k tórej sak ram en t je st zn ak iem . S a k ram en t dla św . T o m a s z a je s t za w sze sk u teczn ym zn ak iem p rak tyczn ym , który sp raw ia to co oznacza. Ileż to razy p od k reśla św . T o m a s z , że sak ram en t jest sig n u m d e m o n s tr a tiv u m
e iu s, q u o d in n o b is e ff ic tu r (S. Th. III, 60,3)! N atom iast d efin icja ła sk i jest
jej zn ak iem teo rety czn y m , m ó w ią cy m nam czym łask a jest, a n ie w sk a zu ją cy m na a k tu a ln e d o stą p ien ie n aszego u św ięcen ia przez nią.
N a stron ie 120 autor tw ierd zi, że „sak ram en ty dlatego że są św ię te , ozna czają ró w n ież rzeczy ś w ię t e ” i że „oznaczenie rzeczy św ię ty c h w y n ik a do piero z k o n sek ra cji sa k ra m en tó w ”. N a stron ie zaś 149 czytam y, że „są on e św ię te przede w szy stk im dlatego że służą... u św ięcen iu c zło w ie k a — przez ła sk ę którą sp ra w u ją ”. Jak to w ła śc iw ie jest? Czy d latego sak ram en ty są św ię te , że n a tu ra p riu s p o św ięco n e, sta ły się zdatne oznaczać rzeczy św ięte, czy też d latego są św ię te , że oznaczają rzeczy św ięte? C hyba to ostatn ie: S a k ra m en ty są zn ak am i i — p om ijając już ich u sta n o w ie n ie przez C h ry stu sa — d zięk i sw em u zn aczen iu są św ięty m i. Z tej też r a cji szafarz, chcąc d o konać w a żn ie sak ram en tu , m u si przyn ajm n iej im p lic ite m ieć zam iar nadać ob rzęd ow i sa k ra m en ta ln em u to zn aczen ie, ja k ie m u n ad aje K ościół, a czyn i to, gd y chce sp raw ow ać obrzęd jako obrzęd relig ijn y . Ś w . T o m a s z nie p o m y lił się tak bardzo, k ied y d efin iu ją c sak ram en t p o w ied zia ł po prostu, że jest on sig n u m , a nie sa c ru m sig n u m .
N a stron ie 141 autor tw ierd zi, że z ja w isk o w e sk ła d n ik i o n to lo g iczn e sak ra m en tu m ogą u leg a ć zm ian ie, a m im o to p ozostan ie on tym sam ym sak ra m en tem , b y leb y za ch o w a ł tę sam ą spraw czość. T rzeba raczej p o w ied zieć, b y le b y zach ow ał to sam o zn aczenie: sak ram en ty b ow iem dok on u ją tego, co ozn aczają (sig n ijic a n d o e ffc iu n t, D S 3315); je ż e li zatem z ja w is k o w e sk ła d n ik i ja k ieg o ś sak ram en tu u leg n ą tak iej m o d y fik a cji, że już tracą zd oln ość o zn a czan ia tej łask i, jaką oznaczać p o w in n y , w ó w cza s p rzestają być danym sak ra m en tem , k o n sek w en tn ie n ie m ają ta k że żadnej sp raw czości.
N a su w a się rów n ież w ą tp liw o ść, czy św ię to ść sa k ra m en tó w m ożna nazw ać św ię to śc ią b ytow ą (sa n c tita s e n tita tiv a ) , gd yż św ięto ść ta p olega na obdaro w a n iu stw orzen ia rozum nego ja k im ś nadprzyrodzonym darem , d ok on u jącym w nim w ew n ętrzn ej p rzem ian y, co n ie m oże m ieć z a sto so w a n ia do tak ich rzeczy, ja k im i są np. sa k ra m en ty , obrzędy relig ijn e, p rzed m ioty k u ltu . W tym w y p a d k u m oże lep iej jest m ó w ić o św ię to śc i p rzed m iotow ej, która ab strah u je od tego, czy p o św ięcen ie B ogu d o k on u je się m ocą ja k ieg o ś w ew n ętrzn eg o daru (np. charakter), czy p olega na przezn aczen iu czegoś do fu n k cji w y łą c z n ie k u ltyczn ych . Przez p o św ię c e n ie w od a n ie u leg a żadnej zm ia n ie b y to w ej, chociaż p rzed m iotow o stała się czym ś św ięty m .
Trudno przyjąć tw ierd zen ie au tora, że „m etafizyczn ą isto tą każd ego sak ra m en tu je st ak tu aln a — d ok on an a w czasie sp ra w o w a n ia sak ram en tów — czyn n ość m o cy B ożej p o w o d u ją ca d u ch o w e sk u tk i za p o śred n ictw em zn ak ów w id z ia ln y c h ” (s. 151, 153). M etafizyczn ą isto tą czegoś je s t to, czym coś je s t i bez czego nie da się ono a n i p o m y śleć, ani istn ieć, a n a jd osk on alszym u rzeczy w istn ien iem d e fin ic ji isto tn ej, jak to sam au tor zaznacza, jest „ d efi nicja przez rodzaj i różn icę g a tu n k o w ą ” (s. 104). S a k ra m en ty w sw ej m e ta
fizyczn ej isto cie są w id z ia ln y m i i sk u teczn y m i zn ak am i u św ięcen ia . T ym cza sem m oc Boża, w zg lęd n ie d zia ła n ie tej m ocy, n ie je s t w id zia ln a i w żaden sposób nie orzeka o sak ram en tach przez tożsam ość. M oc B oża p o słu g u je się sa k ra m en ta m i i d zięki niej sp ra w ia ją sa k ra m en ty d u ch o w e sk u tk i, a le nigdy n ie m oże sta n o w ić ich „m etafizyczn ej is to ty ” ! Z resztą B oże d zia ła n ie nie m oże być m eta fizy czn ą istotą czeg o k o lw iek . C zy z fa k tu , że bez B ożego w sp ó łd zia ła n ia nie m ogę ru szyć p alcem , w y n ik a że m eta fizy czn ą istotą m ego p a lca je st B oże d ziałanie? Z tym w ią że się za g a d n ien ie k u ltu la trii, k tóry a u tor przyzn aje w szy stk im sak ram en tom , a k tórego u za sa d n ien ie m oże w zb u dzać p ow ażn e zastrzeżen ia.
P od ob n ie n ie dość jasn o w yraża się autor o sa k ra m en cie E u ch arystii, tw ie r dząc, że jej m eta fizy czn ą isto tą je s t C iało P a ń sk ie. E u ch a ry stia je s t bardzo b ogatą ta jem n icą i m ożna ją rozw ażać bądź to jak o sa k ra m en t in fie r i, bądź
in fa c to esse. Jeżeli patrzym y na nią jako na sak ram en t in fa c to esse, to je s z
cze m ożna ją brać jako s a c r a m e n tu m ta n tu m , jak o r e s sim u l e t sa c r a m e n tu m i jako re s ta n tu m . M ożna p o w ied zieć, że m eta fizy czn ą istotą sak ram en tu E u ch a ry stii jest C iało P a ń sk ie, pod w a ru n k iem jed n ak , że p y ta m y się o tzw.
r e s sim u l e t sa c r a m e n tu m i że dod am y ja k o o b ecn e p o d p o s ta c ia m i ch leb a —
a le słow o „sak ram en t” posiada w tym w yp ad k u n ieco o d m ien n e zn aczenie. N a to m ia st trudno je s t tw ierd zić, że m eta fizy czn ą isto tą sak ram en tu E u ch a r y stii je s t C iało P a ń sk ie (s. 152), p o n iew a ż bez p o sta ci eu ch a ry sty czn y ch sa k ra m en t E u ch arystii n ie da się pom yśleć: C o m m u n e hoc ą u id e m e s t sa n c tis-
sim a e E u ch a ristia e cu m c e te r is sa c r a m e n tis, sy m b o lu m esse r e i sa cra e e t in - v is ib ilis g ra tia e fo r m a m v is ib ile m (DS 1639).
N a stron ie 219 m ó w i autor, że an i K o ściół, an i teo lo g ia k a to lick a n ie tw ie r d ziły nigdy, że sło w a rozgrzeszen ia d eterm in u ją zn a czen ie a k tó w p en iten ta, g d y ż to b yłob y sprzeczne z ich naturą. P raw d ą jest, że rozgrzeszen ie nie m o że sp raw ić, by ak ty p en iten ta b y ły ak tam i żalu, w y zn a n ia grzech ó w i za d o śću czyn ien ia, bo to za leż y w y łą c z n ie od in ten cji p en iten ta . N ie to jednak m a ją na m y ś li teo lo g o w ie, u trzym u jąc, że ro zgrzeszen ie d eterm in u je ak ty p e n iten ta: zak ład ając istn ie n ie ty ch a k tó w rozgrzeszen ie d eterm in u je je in o r d i-
n e a d e ffo rm a n d u m u n u m sig n u m sa c r a m e n ta le i d la teg o m ożn a p ow ied zieć,
że rozgrzeszen ie je st n iejak o form ą sak ram en tu p ok u ty, a a k ty p en iten ta będą n iejak o jego m aterią. O dnosi się ró w n ież w ra żen ie, że p o jęcie sp ra w - czości sak ram en tów zw ią za ł autor z jed n ą ty lk o próbą jej w y ja śn ie n ia i siłą fa k tu cała p rob lem atyk a zw ią za n a z tą teorią b ęd zie o sła b ia ją co rzu tow ać na w y w o d y autora.
K s. Ig n a c y B ied a S J, W a r sza w a
K lau s B E IN H A R D T , D er d o g m a tisc h e S c h riftg e b r a u c h in d e r k a th o lisc h e n
u n d p r o te s ta n tis c h e n C h ris to lo g ie v o n d e r A u fk lä r u n g b is z u r G e g e n w a r t,
M ü n ch en -P a d erb o rn -W ien 1970, V erlag F erd in an d S ch ön in gh , s. 534.
D zieło om aw ia p o słu g iw a n ie się P ism em św . przez te o lo g ię k a to lick ą i p ro testan ck ą na p rzestrzen i o sta tn ich dw óch w iek ó w . A u tor ogran icza sw e b a dania do ch ry sto lo g ii i za jm u je się w y łą czn ie teo lo g ią n iem ieck ą . C elow o w y b iera sło w o „p o słu g iw a n ie się P ism em ś w .”, a n ie „dow ody z P ism a ś w .”, p o n iew a ż d ow od y z a w ęża ły b y zb y tn io zagad n ien ie. In te r e su je go nadto p o słu g iw a n ie się P ism em św . ty lk o przez d ogm atyk ów , a n ie przez eg zeg etó w czy historyk ów ; n ie chodzi m u zatem o k w e stie eg zeg ety czn e, o b ib lijn ą ch ry sto lo g ię ani o zw ią za n e z nią p rob lem y h erm en eu ty czn e, a le jed y n ie o system a ty czn ą dogm atyk ę, z jak ą sp o ty k a m y się w podręczn ik ach , a rty k u łach czy m on ograficzn ych op racow an iach . W arto jeszcze i to p od k reślić, że autor zw raca u w a g ę n ie ty le na zasad y p o słu g iw a n ia się P ism em św ., ile raczej na sam o p o słu g iw a n ie się. W ybór ch ry sto lo g ii n ie je s t p rzyp ad k o w y. C h rystologia za jm u je cen tra ln e m ie jsc e w teo lo g ii, a k o n tro w ersje na tem at sto so w a n ia P ism a św . rozp oczęły się w ła śn ie w ch rystologii. S tu d iu m