• Nie Znaleziono Wyników

"Podstawy sakramentologii", ks. Ignacy Różycki, Kraków 1970 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Podstawy sakramentologii", ks. Ignacy Różycki, Kraków 1970 : [recenzja]"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

Ignacy Bieda

"Podstawy sakramentologii", ks.

Ignacy Różycki, Kraków 1970 :

[recenzja]

Collectanea Theologica 41/4, 195-198

(2)

R E C E N Z J E

1 9 5

P e w n e za strzeżen ia n a tu ry bardziej zasad n iczej budzą in n e w y w o d y a u to ­ ra. D laczego czło w ie k n ie m oże osią g n ą ć św ia d o m o ści sam ego sie b ie jako osoby jak ty lk o w rela c ji do drugich ludzi? R zecz m a się ch yb a odw rotnie: n ie d latego je ste śm y św ia d o m y m i sam ych sieb ie osobam i, że za jm u jem y sta ­ n o w isk o w ob ec in n ych , ale d latego je s te śm y w sta n ie tego rodzaju sta n o w isk o zająć, p o n iew a ż je ste śm y osobam i. T rochę szokująco brzm i tw ierd zen ie a u ­ tora, że p o w sta w a n ie św ia d o m o ści sam ego sieb ie (B e w u ssw e rd u n g se in e r

se lb st) m oże się u rzeczy w istn ić ty lk o w ram ach stosu n k u p łcio w eg o (im R a h - m e n e in e r g e sc h le c h tlic h e n B ezieh u n g , s. 103).

A u tor p rzyjm u jąc teorię e w o lu c ji w o d n iesien iu do czło w ie k a odrzuca is t­ n ien ie przed up ad k iem ja k ieg o ś stan u p ierw o tn ej sp ra w ied liw o ści w d o ty ch ­ czasow ym u jęciu. J e st on b o w iem n a jp ierw n ie do p rzyjęcia z p u n k tu n a u ­ ko w eg o (s. 113): czło w iek je s t ow ocem ew o lu cji, zatem jeg o som atyczn a stro ­ na m u si zach ow ać cią g ło ść ze św ia tem zw ierzęcym , z k tórego w y szed ł; nadto dary p ierw o tn ej sp ra w ied liw o ści w y m a g a ły b y jak iejś „cu d o w n ej” in te r w e n ­ cji B ożej, czego przyjąć n ie m ożna. Z resztą rela cja K sięgi R odzaju je s t o p i­ sem k o n w en cjo n a ln y m , a sy m b o lik a „raju n osi charakter m ityczn y. Z tej też racji zdrow a k rytyk a n ie zezw a la na p rzyob lek an ie go w k szta łty h isto ­ ryczne. M im o w szy stk o posiad a on p ew n e zn aczenie, o ile jest „proroczym o b ra zem ” (s. 127) p ro jek tu ją cy m w p rzeszłość to, co m a dopiero nastąpić w p rzyszłości, k ied y B óg u czyn i „now e niebo i now ą z ie m ię ”. N ieśm ierteln o ść, jaką m ia ł się cieszyć p ierw szy czło w ie k , n ie p o leg a ła na n iep od p ad an iu pod p raw o śm ierci biologiczn ej, ale je d y n ie na in n ym jej sp osob ie — b yłab y to śm ierć w o ln a od lęk u i udręk, ja k ie jej teraz w sk u tek grzech u tow arzyszą. Czy tego rodzaju p o jm o w a n ie p ierw otn ej sp ra w ied liw o ści zgodne je s t z tra­ dycją ch rześcijań sk ą i z nau k ą K ościoła? Czy m ożna sp ra w ied liw o ść tę ogra­ niczyć w y łą c z n ie do tego, że p ierw szą sw ą d ecy zję p od ejm ow ał czło w ie k bez żadnych dzied ziczn ych obciążeń?

W szyscy p rzyjm u ją zgodnie, że egzegeza p oczątk ow ych rozd ziałów K sięg i R odzaju je st nader trudna. D latego też poza a rsen ałem n iezbędnej eru d ycji trzeba się do n iej zab ierać z u w zg lęd n ia n iem d epozytu o b ja w ien ia , do k tó ­ rego n a leży ta k że trad ycja (O jców K ościoła trak tu je autor p o b ła żliw ie w sp ó ł­ czując ich naiw n ości). Trzeba m ieć sta le przed oczym a k ryteria n iezaw od n e p opraw nej egzegezy, do k tórych n ależą ró w n ież d ok tryn aln e orzeczen ia K o ś­ cioła, k tórem u Z b aw iciel p o w ierzy ł sw ą E w a n g elię i którem u z a p ew n ił ch a ­ ryzm at n ieom yln ości. A u tor w p ra w d zie p odaje sw oją op in ię jako d ysk u syjn ą h ip otezę (w tym w yp ad k u n ależało zach ow ać w ięk szą skrom ność w sta w ia n iu sw oich tw ierd zeń , gdyż zb yt często m ają on e ch arakter ap od yk tyczn y), nie łudząc się, że zaw iera ona w ie le sp rzeczn ości i słabych p u n k tó w (s. 130). Czy nie b y ło b y rzeczą w sk azan ą p rzed sta w ić tak sw o je w y w o d y , by przyn ajm n iej w o ln e b yły od ow ych sprzeczności?

K s. Ig n a cy B ied a SJ, W a r sza w a

Ks. Ig n a cy RÓŻYCKI, P o d s ta w y s a k r a m e n to lo g ii, K ra k ó w 1970, P o lsk ie T o­ w a rzy stw o T eologiczn e, s. 260.

Z adaniem k sią żk i je st p rzed sta w ić p o d sta w o w e zagad n ien ia k a to lick iej sa ­ k ram en tologii, którą au tor o k reśla jako „naukow e o p racow an ie treści k a to ­ lick iej w iary, której p rzed m iotem je s t istn ien ie, poch od zen ie, sk ład n ik i, d zia­ ła n ie i sk u tk i sa k ra m en tó w ” (s. 9). W ykład ow ych p o d sta w poprzedza w stęp , w k tórym autor w y ja śn ia n iek tó re p ojęcia p osiad ające n iem ałą w a g ę nie t y l­ ko w sak ra m en to lo g ii, a le w og ó le w teo lo g ii, jak p o jęcie i rodzaje d o w o ­ dzenia teologiczn ego, sposób za w iera n ia się praw d w ia ry w d ep ozycie ob ja ­ w ien ia i różne rodzaje p ew n o ści, ja k ie w teo lo g ii m ożem y uzyskać. D w a p ierw sze rozd ziały m ają ch arak ter stu d iu m h istoryczn ego. W ychodząc od d a­ nych P ism a św . tak Starego, jak i N o w eg o T esta m en tu (czy N o w y T estam en t nie został zb yt krótko potrak tow an y?), śled zi autor p o w o ln e k sz ta łto w a n ie

(3)

się p ojęcia i d efin icji sak ram en tów , począw szy od D id a ch e aż po Sobór T ry­ dencki. C ały ten okres d zieli na trzy stadia: 1. do w . V, w k tórym n ie było żadnej d e fin ic ji sak ram en tów ; 2. do H u g o n a od św . W iktora, k ied y p a­ n o w a ła d efin icja sak ram en tów przez cech ę rodzajow ą; 3. od P io tra L o m ­ b a r d a, k ied y sa k ra m en ty o k reślan o przez rodzaj i różn icę gatu n k o w ą . Od­ n o si się w rażen ie, że je s t to pod ział n ieco d ow oln y, bo p o czyn ając od O r y - g e n e s a w y stęp u je już dość jasno k on cep cja sak ram en tu jako sy m b o licz­ nego i sk u teczn ego obrzędu u św ięcen ia . J a k k o lw iek je st p raw dą, że przed w. X II n ie stw orzono tak iego o k reślen ia sak ram en tów , k tóre by p rzy słu g i­ w ało w y łą czn ie sakram entom śc iśle w ziętym . P rzyczyn ą b y ł ch oćb y ten fakt, że tak g reck ie słow o m y s te r io n jak ła ciń sk ie sa c r a m e n tu m z a c h o w y w a ły cią ­ g le dość szeroką sk alę zn aczen iow ą.

W rozdziale III i IV, k tóre są chyba n a jw a żn iejszy m i w k sią żce, pyta się au tor, czym są sa k ra m en ty w sw ej istocie. P o św ię c iw sz y k ilk a u w a g sam em u p o jęciu isto ty czegoś, ok reśla sa k ra m en ty przez ich rod zajow ą i gatu n k ow ą cechę, op ow iad ając się za tzw . „m ocn ą” d efin icją sa k ra m en tó w jak o św ięty ch zn a k ó w , k tóre sp raw iają to, co oznaczają (s. 145). W r. V m a m y p oruszone za g a d n ien ie ob ecn ości C h rystu sa P an a w sak ram en tach i p rzy tej ok azji o ce­ nia autor k rytyczn ie w y w o d y O dona C a s e 1 a i E d w ard a S c h i 11 e - b e e c k x a. W r. VI om aw ia au tor z ja w isk o w e sk ła d n ik i sa k ra m en tó w czyli tzw . rzeczy i słow a, u w y d a tn ia ją c p lu sy i m in u sy za sto so w a n ia do nich te r ­ m in o lo g ii h y lem o rficzn ej. R. V II i ostatn i p o św ięca au tor k rótk iem u tylko zrefero w a n iu sa k ra m en to lo g ii ch rześcija ń sk ich w sp ó ln o t od łączon ych . K siążka zaop atrzon a jest w in d ek s im ien n y i bardzo d ok ład n y in d ek s rzeczow y. S zk o ­ da, że p om in ięto prob lem u sta n o w ien ia sa k ra m en tó w przez C hrystusa P ana, m im o że tej k w e stii p o św ięca ją te o lo g o w ie n ieco w ię c e j u w agi.

A utor sta w ia na ogół za g a d n ien ia bardzo p recy zy jn ie, p odchodzi do nich z d ok ład n ością, d a je ja sn e od p ow ied zi, u n ik ając p rzy tym n iep otrzeb n ych słów . J est to p ew n a za leta k sią żk i, która jed n a k n ie je s t lek tu rą łatw ą.

M im o w szy stk o n a su w a ją się c zy teln ik o w i p e w n e u w a g i. Oto n iektóre z nich: Czy rzeczy w iście w n io sk i teo lo g iczn e, k tóre w y p ro w a d za m y z d ep o­ zy tu w ia ry za pom ocą p rzesła n ek n ieo b ja w io n y ch , m ogą b yć dogm atam i w ia ­ ry (s. 35)? C hyba w ięk szo ść te o lo g ó w je s t o d m ien n ego zdania, a p rzyk ład y p od an e przez M a r i n - S o l a dotyczą praw d o b ja w io n y ch fo rm a ln ie (isto - tow o), a le n iew y ra źn ie (im p lic ite ). K on ieczn ość n a leży tej in te n c ji u szafarza do w a żn o ści sak ram en tu , którą au tor przytacza, je s t w p ra w d zie dogm atem w iary, a le dogm at ten w y p ro w a d za m y z B ożego o b ja w ien ia przy p om ocy ro ­ zu m ow an ia w y ja śn ia ją ceg o (r a tio c in iu m e x p lic a tiv u m ), a n ie śc iśle d ed u k ­ cy jn eg o (ra tio cin iu m d e d u c tiv u m ).

A u tor m ó w ią c o „tw ierd zen iach k a to lick iej n au k i w ia r y ”, zaznacza, że p e w ­ n ość tych tw ierd zeń je st teo lo g iczn a i że „ta teo lo g iczn a p ew n o ść m a trzy sto p n ie” (s. 38). N a leża ło b y ch yb a w y ja śn ić, co n a leży rozu m ieć przez „kato­ lick ą n au k ę w ia r y ”, p o n iew a ż „k atolick a w ia r a ” oznacza p otoczn ie tak ie p raw dy, k tó re trzeba p rzyjąć ak tem w ia ry (u t fid e s n o stra c a th o lic a , sine

q u a im p o ssib ile e s t p la c e r e D eo, D S 1510) i tu m o w y n ie m a o ja k ich ś róż­

nych stop n iach p ew n o ści. M oże b y ło b y rzeczą b ardziej sto so w n ą użyć np. w y ra żen ia k a to lic k a n a u k a alb o n a u k a K o śc io ła ; nadto czy w o ln o m ów ić o „różnych stop n iach p e w n o śc i”? P e w n o ść je s t alb o jej n ie m a (c e r titu d o

s ta t in in d iv is ib ili); istn ieją n a to m ia st różne rod zaje p ew n o ści, za leżn ie od

tego, czy b ędzie się ona opierać b ezpośrednio na B o ży m a u to r y te c ie (c e r titu d o

ra tio n e d iv in a e te s ti f ic a t io n s ) 9 czy na a u to ry tecie K o ścio ła (ra tio n e d iv in a e a s s is te n tia e non a u te m te s tific a tio n is), czy też na o cz y w isto śc i w y n ik a n ia .

T rochę zask ak u jąco brzm i tw ierd zen ie autora, że „n au k ow a p ew n o ść te o ­ logiczn a je s t p ew n o ścią om yln ą i dopuszcza m o żliw o ść oraz p raw d op od ob ień ­ stw o b łę d u ” (s. 40), ch ociaż ju ż na stron ie n astęp n ej czytam y, że „naukow ą p ew n o ść teologiczn ą posiad ają tw ierd zen ia , k tóre w sposób o c z y w isty i w p e ł­ ni k o n ieczn y w y n ik a ją z p rzesła n ek o b ja w io n y ch ...” P e w n o ść dopuszczająca

(4)

R E C E N Z J E

1 9 7

m ożliw ość i p ra w d o p o d o b ień stw o b łęd u nie jest już nau k ow ą p ew n o ścią , ale zw y cza jn ą opinią. J e ż e li n a stęp n ie ja k iś w n io sek w y n ik a ze sw y ch p rzesła ­ nek „w sposób o czy w isty i w p e łn i k o n ie c z n y ”, to czy m oże on n ie być pew n y? C hyba n ecessa ria e v id e n tia c o n se q u e n tia e jest dla naszego um ysłu kryteriu m p op raw n ości naszego rozum ow ania?

N a s. 112 zarzuca autor d e fin ic ji sa k ram en tu podanej przez św . T o m a s z a

(S. Th. III, 60,2) — k tórej zresztą n ie cy tu je w ie r n ie — że n ie u w y d a tn ia ona

św ię to śc i znaku. Św . T o m a s z n ie ok reśla sak ram en tu jako sig n u m re i

sa cra e sa n c tific a n tis nos (w p rzeciw n y m razie — jak to zau w aża autor —

ta k że d efin icja ła sk i b y ła b y sak ram en tem ), a le m ów i, że sak ram en t e s t sig n u m

re i sa cra e i n q u a n t u m e s t sa n c tific a n s h o m in e s. Ow o in q u a n tu m , które

autor op u ścił, je s t w ielk iej w agi, bo oznacza a k tu a ln e u św ię c e n ie n as rzeczą św iętą , k tórej sak ram en t je st zn ak iem . S a k ram en t dla św . T o m a s z a je s t za w sze sk u teczn ym zn ak iem p rak tyczn ym , który sp raw ia to co oznacza. Ileż to razy p od k reśla św . T o m a s z , że sak ram en t jest sig n u m d e m o n s tr a tiv u m

e iu s, q u o d in n o b is e ff ic tu r (S. Th. III, 60,3)! N atom iast d efin icja ła sk i jest

jej zn ak iem teo rety czn y m , m ó w ią cy m nam czym łask a jest, a n ie w sk a zu ­ ją cy m na a k tu a ln e d o stą p ien ie n aszego u św ięcen ia przez nią.

N a stron ie 120 autor tw ierd zi, że „sak ram en ty dlatego że są św ię te , ozna­ czają ró w n ież rzeczy ś w ię t e ” i że „oznaczenie rzeczy św ię ty c h w y n ik a do­ piero z k o n sek ra cji sa k ra m en tó w ”. N a stron ie zaś 149 czytam y, że „są on e św ię te przede w szy stk im dlatego że służą... u św ięcen iu c zło w ie k a — przez ła sk ę którą sp ra w u ją ”. Jak to w ła śc iw ie jest? Czy d latego sak ram en ty są św ię te , że n a tu ra p riu s p o św ięco n e, sta ły się zdatne oznaczać rzeczy św ięte, czy też d latego są św ię te , że oznaczają rzeczy św ięte? C hyba to ostatn ie: S a k ra m en ty są zn ak am i i — p om ijając już ich u sta n o w ie n ie przez C h ry stu ­ sa — d zięk i sw em u zn aczen iu są św ięty m i. Z tej też r a cji szafarz, chcąc d o­ konać w a żn ie sak ram en tu , m u si przyn ajm n iej im p lic ite m ieć zam iar nadać ob rzęd ow i sa k ra m en ta ln em u to zn aczen ie, ja k ie m u n ad aje K ościół, a czyn i to, gd y chce sp raw ow ać obrzęd jako obrzęd relig ijn y . Ś w . T o m a s z nie p o m y lił się tak bardzo, k ied y d efin iu ją c sak ram en t p o w ied zia ł po prostu, że jest on sig n u m , a nie sa c ru m sig n u m .

N a stron ie 141 autor tw ierd zi, że z ja w isk o w e sk ła d n ik i o n to lo g iczn e sak ra­ m en tu m ogą u leg a ć zm ian ie, a m im o to p ozostan ie on tym sam ym sak ra­ m en tem , b y leb y za ch o w a ł tę sam ą spraw czość. T rzeba raczej p o w ied zieć, b y ­ le b y zach ow ał to sam o zn aczenie: sak ram en ty b ow iem dok on u ją tego, co ozn aczają (sig n ijic a n d o e ffc iu n t, D S 3315); je ż e li zatem z ja w is k o w e sk ła d n ik i ja k ieg o ś sak ram en tu u leg n ą tak iej m o d y fik a cji, że już tracą zd oln ość o zn a ­ czan ia tej łask i, jaką oznaczać p o w in n y , w ó w cza s p rzestają być danym sak ra­ m en tem , k o n sek w en tn ie n ie m ają ta k że żadnej sp raw czości.

N a su w a się rów n ież w ą tp liw o ść, czy św ię to ść sa k ra m en tó w m ożna nazw ać św ię to śc ią b ytow ą (sa n c tita s e n tita tiv a ) , gd yż św ięto ść ta p olega na obdaro­ w a n iu stw orzen ia rozum nego ja k im ś nadprzyrodzonym darem , d ok on u jącym w nim w ew n ętrzn ej p rzem ian y, co n ie m oże m ieć z a sto so w a n ia do tak ich rzeczy, ja k im i są np. sa k ra m en ty , obrzędy relig ijn e, p rzed m ioty k u ltu . W tym w y p a d k u m oże lep iej jest m ó w ić o św ię to śc i p rzed m iotow ej, która ab strah u je od tego, czy p o św ięcen ie B ogu d o k on u je się m ocą ja k ieg o ś w ew n ętrzn eg o daru (np. charakter), czy p olega na przezn aczen iu czegoś do fu n k cji w y łą c z ­ n ie k u ltyczn ych . Przez p o św ię c e n ie w od a n ie u leg a żadnej zm ia n ie b y to w ej, chociaż p rzed m iotow o stała się czym ś św ięty m .

Trudno przyjąć tw ierd zen ie au tora, że „m etafizyczn ą isto tą każd ego sak ra­ m en tu je st ak tu aln a — d ok on an a w czasie sp ra w o w a n ia sak ram en tów — czyn n ość m o cy B ożej p o w o d u ją ca d u ch o w e sk u tk i za p o śred n ictw em zn ak ów w id z ia ln y c h ” (s. 151, 153). M etafizyczn ą isto tą czegoś je s t to, czym coś je s t i bez czego nie da się ono a n i p o m y śleć, ani istn ieć, a n a jd osk on alszym u rzeczy w istn ien iem d e fin ic ji isto tn ej, jak to sam au tor zaznacza, jest „ d efi­ nicja przez rodzaj i różn icę g a tu n k o w ą ” (s. 104). S a k ra m en ty w sw ej m e ta ­

(5)

fizyczn ej isto cie są w id z ia ln y m i i sk u teczn y m i zn ak am i u św ięcen ia . T ym cza­ sem m oc Boża, w zg lęd n ie d zia ła n ie tej m ocy, n ie je s t w id zia ln a i w żaden sposób nie orzeka o sak ram en tach przez tożsam ość. M oc B oża p o słu g u je się sa k ra m en ta m i i d zięki niej sp ra w ia ją sa k ra m en ty d u ch o w e sk u tk i, a le nigdy n ie m oże sta n o w ić ich „m etafizyczn ej is to ty ” ! Z resztą B oże d zia ła n ie nie m oże być m eta fizy czn ą istotą czeg o k o lw iek . C zy z fa k tu , że bez B ożego w sp ó łd zia ła n ia nie m ogę ru szyć p alcem , w y n ik a że m eta fizy czn ą istotą m ego p a lca je st B oże d ziałanie? Z tym w ią że się za g a d n ien ie k u ltu la trii, k tóry a u ­ tor przyzn aje w szy stk im sak ram en tom , a k tórego u za sa d n ien ie m oże w zb u ­ dzać p ow ażn e zastrzeżen ia.

P od ob n ie n ie dość jasn o w yraża się autor o sa k ra m en cie E u ch arystii, tw ie r ­ dząc, że jej m eta fizy czn ą isto tą je s t C iało P a ń sk ie. E u ch a ry stia je s t bardzo b ogatą ta jem n icą i m ożna ją rozw ażać bądź to jak o sa k ra m en t in fie r i, bądź

in fa c to esse. Jeżeli patrzym y na nią jako na sak ram en t in fa c to esse, to je s z ­

cze m ożna ją brać jako s a c r a m e n tu m ta n tu m , jak o r e s sim u l e t sa c r a m e n tu m i jako re s ta n tu m . M ożna p o w ied zieć, że m eta fizy czn ą istotą sak ram en tu E u ch a ry stii jest C iało P a ń sk ie, pod w a ru n k iem jed n ak , że p y ta m y się o tzw.

r e s sim u l e t sa c r a m e n tu m i że dod am y ja k o o b ecn e p o d p o s ta c ia m i ch leb a —

a le słow o „sak ram en t” posiada w tym w yp ad k u n ieco o d m ien n e zn aczenie. N a to m ia st trudno je s t tw ierd zić, że m eta fizy czn ą isto tą sak ram en tu E u ch a­ r y stii je s t C iało P a ń sk ie (s. 152), p o n iew a ż bez p o sta ci eu ch a ry sty czn y ch sa ­ k ra m en t E u ch arystii n ie da się pom yśleć: C o m m u n e hoc ą u id e m e s t sa n c tis-

sim a e E u ch a ristia e cu m c e te r is sa c r a m e n tis, sy m b o lu m esse r e i sa cra e e t in - v is ib ilis g ra tia e fo r m a m v is ib ile m (DS 1639).

N a stron ie 219 m ó w i autor, że an i K o ściół, an i teo lo g ia k a to lick a n ie tw ie r ­ d ziły nigdy, że sło w a rozgrzeszen ia d eterm in u ją zn a czen ie a k tó w p en iten ta, g d y ż to b yłob y sprzeczne z ich naturą. P raw d ą jest, że rozgrzeszen ie nie m o że sp raw ić, by ak ty p en iten ta b y ły ak tam i żalu, w y zn a n ia grzech ó w i za ­ d o śću czyn ien ia, bo to za leż y w y łą c z n ie od in ten cji p en iten ta . N ie to jednak m a ją na m y ś li teo lo g o w ie, u trzym u jąc, że ro zgrzeszen ie d eterm in u je ak ty p e ­ n iten ta: zak ład ając istn ie n ie ty ch a k tó w rozgrzeszen ie d eterm in u je je in o r d i-

n e a d e ffo rm a n d u m u n u m sig n u m sa c r a m e n ta le i d la teg o m ożn a p ow ied zieć,

że rozgrzeszen ie je st n iejak o form ą sak ram en tu p ok u ty, a a k ty p en iten ta będą n iejak o jego m aterią. O dnosi się ró w n ież w ra żen ie, że p o jęcie sp ra w - czości sak ram en tów zw ią za ł autor z jed n ą ty lk o próbą jej w y ja śn ie n ia i siłą fa k tu cała p rob lem atyk a zw ią za n a z tą teorią b ęd zie o sła b ia ją co rzu tow ać na w y w o d y autora.

K s. Ig n a c y B ied a S J, W a r sza w a

K lau s B E IN H A R D T , D er d o g m a tisc h e S c h riftg e b r a u c h in d e r k a th o lisc h e n

u n d p r o te s ta n tis c h e n C h ris to lo g ie v o n d e r A u fk lä r u n g b is z u r G e g e n w a r t,

M ü n ch en -P a d erb o rn -W ien 1970, V erlag F erd in an d S ch ön in gh , s. 534.

D zieło om aw ia p o słu g iw a n ie się P ism em św . przez te o lo g ię k a to lick ą i p ro­ testan ck ą na p rzestrzen i o sta tn ich dw óch w iek ó w . A u tor ogran icza sw e b a ­ dania do ch ry sto lo g ii i za jm u je się w y łą czn ie teo lo g ią n iem ieck ą . C elow o w y b iera sło w o „p o słu g iw a n ie się P ism em ś w .”, a n ie „dow ody z P ism a ś w .”, p o n iew a ż d ow od y z a w ęża ły b y zb y tn io zagad n ien ie. In te r e su je go nadto p o ­ słu g iw a n ie się P ism em św . ty lk o przez d ogm atyk ów , a n ie przez eg zeg etó w czy historyk ów ; n ie chodzi m u zatem o k w e stie eg zeg ety czn e, o b ib lijn ą ch ry sto lo g ię ani o zw ią za n e z nią p rob lem y h erm en eu ty czn e, a le jed y n ie o system a ty czn ą dogm atyk ę, z jak ą sp o ty k a m y się w podręczn ik ach , a rty ­ k u łach czy m on ograficzn ych op racow an iach . W arto jeszcze i to p od k reślić, że autor zw raca u w a g ę n ie ty le na zasad y p o słu g iw a n ia się P ism em św ., ile raczej na sam o p o słu g iw a n ie się. W ybór ch ry sto lo g ii n ie je s t p rzyp ad k o­ w y. C h rystologia za jm u je cen tra ln e m ie jsc e w teo lo g ii, a k o n tro w ersje na tem at sto so w a n ia P ism a św . rozp oczęły się w ła śn ie w ch rystologii. S tu d iu m

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kwestia prawomocności poszczególnych zróżnicowań sprowadza się wówczas w dużym stopniu do badania poczucia sprawiedliwości konkretnych mechaniz ­ mów

Example 2, variation of head with time in the aquifer at the river bank after a step change in the stream stage for three types of aquifers... Note that the ratio of the

The arguments do not make the case for the strong claim that similarity between vehicles and targets is neither necessary nor sufficient for scientific representation.. Especially,

Na początku książki przedstawiona jest tradycyjna koncepcja użytkowania za­ warta zarówno w wielkich ustawtodawsitwach iburżuazyjnych, jak i w nalszym pirawlie

Urzędowe wyjaśnienia w sprawie stosowania niektórych przepisów o zaopatrzeniu emerytalnymM. Palestra

domości przebieg rozmowy sprawozdawcy parlam entarnego Polskiej Agencji P ra ­ sow ej (PAP) z posłem Rudolfem Szurą, który został powołany przez Sejmową K om isję

Nie umniejszając znaczenia wychowawczego sali sądowej, stwier­ dzić należy, że społeczeństwo musi dostrzegać adwokata nie tylko na sali sądowej, ale widzieć go

Ponieważ jest tylko kilka zespołów do prowadzenia spraw dew izow ych mających siedzibę w miastach wojewódzkich i w najbliższym czasie nie przewiduje się