102 S P R A W O Z D A N I A .
kancelaryi, bądź moment spisa nia“ . Szkoda, że autor nie rozważył s t o sunku dokumentów z datami regularnymi w zestawionej przez siebie
tabeli om ówionych dokum entów na str. 82 ■—
6
. T a k ich dokumentów,w których je d e n lub dw a elem enty ch rono lo gic zne nie są zgo dne z p o zostałymi, jest 19 (względnie 24) na 48, a zatem 4O°/0. T o nasuw a p rzy
puszczenie, że mimo obowiązującej normy datowania w edłu g akcyi
prawnej, d o s y ć często nie starano się o pedanty czną ścisłość w dato waniu. Nie wiadomo, w jakim stosunku liczbowym pozostają omawiane przez D ra K. dokumenty do do kumentó w z datowaniem wadliwym; przypuszczam, że omówił prawie wszystkie, które zauważył, ale musimy mieć na względzie, że musi być je s zc z e zna czn y procent dokum entów z datami wadliwymi, k tó ry ch wadliwość jednak nie kłóci się ze zna nymi, dobrze zadatowanymi dokumentami, i dlatego nie da się wykazać. M a jąc na wzg lędzie, że możność wykazania wadliwości w datowaniu zawdzięczamy tylko przypadkowemu zachowaniu się dokumentów ina czej datowanych, powinniśmy mówić p o zy ty w n ie tylko, że w nielicz
ny ch wypadkach m o g l i b y ś m y s t w i e r d z i ć wadliwość w dato
waniu.
W końco wym ustępie w y stępuje D-r K. przeciw sumarycznemu braniu wszystkich wadliw ych dat za błędy i uważa swoją pracę za re- a kcyę przeciw temu prądowi. Niewątpliw ie ma w tem dużo słuszności, ale zdaje mi się, że w ten sposób sprawa ta zasadnicza nietylko dla dyplomatyki, ale dla całej historyi nie da się załatwić. Mojem zdaniem potrzebaby się zabrać do niej pozytyw nie , mianowicie przez studyum staty sty czne i p sychologic zne błędów popełnianych przez pisarzy i auto r ó w średniowiecznych, aby móc ocenić, jakich kategorju ludzie ó w c z e śni byli wrażliwi na błędy i o ile byli wrażliwi. Stojąc na stanowisku D-ra K. uniewinniamy u w a g ę ludzi średniowiecznych, lecz za to obwiniamy ich l o g i k ę . Ratując, z zasady datowania w^edług akcyi prawnej, wszystko, co się tylko da, przyjmuje D-r K. często rozszczepienie daty, t. j. rok akcyi, a dzień spisania dokumentu, lub odwrotnie. Z d aje mi się, że św ia
domie popełnić taką nielogiczność i nieprawdę nietylko dzisiejszemu
urzędnikowi, ale i średniowiecznemu „biurokracie" było daleko trudniej,
niż popełnić j e przez nieuwagę. Kto zmieniał rok, to musiał rozumieć
potrzebę kon sekw en tn ego zmienienia i mniej ważnej daty dziennej.
•Kto znał datę dzienną akcyi, to tembardziej mógł znać i rok.
W końcu zazna czy ć muszę brak jak iego ko lw iek materyału poró w n a w c ze g o z krajów sąsiednich, zwłaszcza z C zech i niemieckich tery- t oryó w, których ówczesne kan celarye zostały już d osyć dobrze opra
cowane, ja k to widać z bibliografii, przyto czonej przez O. Red lieha
w III części Urkundenlehre (w Handbuch der mittelalterlichen und n eu eren G e s c h i c h t e — 1 9 * 1 ) . W skazanie analogii i różnic z tymi kancela- ryami, zwłaszcza z czeską (Lindner) b y ło b y bardzo pożądane.
P r o f . D-r F R . B U JA K .
O dpow iedź D -ra S t. K ętrzyń sk iego.
Z pow odu recen zja d-га F. Bujaka o mojej książce p. t. O e le mentach chronologicznjmh dokumentów Kazimierza W ie lk ie go , czuję się zmuszo nym do dania kilku wyjaśnień.
S P R A W O Z D A N I A . 1 0 3
Najrozmaitsze są p o w o d y , które kazały mi rozłożyć mą pracę nad kancelarjrą' Kazimierza W ie lk ie g o na lat tyle. Pomijając w z g lę d y o so biste, kolej m o jego życia w ciągu ostatnich lat dziesięciu, co zmuszało mię niejednokrotnie przerywać robotę, lub zwracać mą działalność nau kow ą na inne pola pracy, jedną z g łó w n y c h przeszkód b y ły i są w tego rodzaju pracy trudności techniczne, które p r ze zw y cięży ć na le ży. Z tru dności tego rodzaju mało kto sobie zdaje ja sn o i wywaźnie sprawę, zwłaszcza jeżeli nigdy tego rodzaju pracą się nie zajmował, i jeśli s o bie nie uprzytomni, ile na ty ch polach zrobiono w Niemczech lub Fran- cyd, ja k tam badania są ułatwione i p rzygotow ane, a ile u nas jeszcze pozostaje do zrobienia, i to nie ty lko na polu pracy czy'sto dyplom a tycznej, ale na polu archiwalnyeh, in w entary za cy jnych poszukiwań.
Jednem z ważniejszych k r y t e r y ó w dy plom atycznych je st i p o z o
stanie badanie oryginałów. P o d tym w zględ em dyplomatyk polski nie
znajduje się wr położeniu korzystnem . U nas, j e d y n ie dzięki od wielu
lat prowadzonym system atycznie studyom, jeżeli chodzi o wiek XIII, b a dania są ułatwione i znacznie zaawansow ane. Inaczej z w. X I V . Mniej
sze archiw a i biblioteki, prow incyon alne i prywatne, są po większej
części niedostępne, lub trudno dostępne, a prawie w s z y stk ie nieupo rządkowane. P om ocy, jakie j dostarczają w p orów ny w aniu pisma repro- dukcye i fotografie, brak zupełny'. Starsze k o d ek s y dyplom atyczne nie zaw sze podają miejsce przechowania ory gin ałó w przez siebie z u ż y tk o w a n y ch ,— niejednokrotnie zaś informacy'e z przed pól wieku nie odpo wiadają dzisiejszemu stanowi, g d y ż od te g o czasu wiele zbiorów nie tylko pryw atn ych ale i publicznych uległo zatracie lub rozproszeniu, tak, iż nieraz mamy wiadomość o istniejącym ory'ginale, ale nie w iem y gdzie
go szukać.
2
tek Naruszewicza znamy dużo kopii, zdjętych z o r y g in a łów, po któ rych dziś wszelki ślad zaginął, niejednokrotnie zaś zdarza się, że poszukując w e d łu g w s k a zó w e k da wnie jszych wy'dawnictw o r y ginału, nie znajdujemy go, lecz tylko późnie jszy transsumpt, który mia nem oryginału zapewne oznaczono. Stąd faktycznie z około 85-ciu o r y ginałów, któ rych (na 350 o któ rych mam wiadomość), nie widziałem, ze 40 trzeba zaliczyć do takich, które są bądź nie do odszukania, bądź też niedostępne. T o zmienia też nieco stosunek niew idzianych przeze- mnie ory gin a łów do tych, o któ rych istnieniu mam wiadomość, — ze stosunku 1 : 4 otrzymujemy stosunek 1 : 7 .
Jeżeli je d n a k dotąd nie widziałem ok. 45 orygin ałów, to muszę podnieść, iż cyfra ta, stosunkowo niewielka do ogółu zachowanymh o r y ginałów Ł), j e s t po części z ró w no w ażo na innemi mojemi poszukiwaniami, któremi pozyskałem znaczną ilość zupełnie nieznairych o r y g i n a ł ó w 2). Jeżeli w w. XIII n o w e nieznane dokumenty', zwłaszcza w oryginałach, należą zaw sze do rzadkości, to w X I V w. zmienia się ta sp rawa
cał-‘) D r. St. K rzyżanow ski: D yplom y i k a n c e la ry a P rz e m y sła w a II, na 106 o ry g in a łó w nie m ó g ł zobaczyć 6. T e n p ro c e n t u czy n iłb y 20 na 350. A le p ro d ukty kancelaryi P rz e m y ś la II są z g ro m a d zo n e w kilku m iejsco w o ściach i nie są tak ro z sia n e i ro zrzu c o n e, ja k K azim ierza W ielk ieg o , co b ard z o p ra c ę u tru d n ia.
2) L iczę tu tylko z u p e łn ie n ie z n a n e o ry g in a ły ,—n ie uw zględniam d o k u m e n tó w d ru k o w a n y c h z kopii, k tó ry ch o ry g in a ły udało mi się odszukać.
1 0 4 S P R A W O Z D A N I A .
leiem zasadniczo. D a le c y jesteśm y jeszcze od w y zy sk a n ia zupełnego
m a teryałó w archiwalnych tych czasów. Nietylko je s zc z e drobne archiwa prowinc3'onalne, miejskie i kościelne, drobne z b i o n r prywatn e k ty ją w sobie dużo nieznanych aktów X I V w., ale i w wielkich zbiorach pu blic zkach ciągle spotykam y się ze zjawiskiem, iż nie zostały one jeszcze, o ile chodzi o wiek X I V , wyczerpane J). I to niet3dko znajdujemy w nich liczne kopie w transumptach i wpisach, lecz dużo oryginałów , które
też i na rynku antykwarskim nie należą do rzadkości. O d roku 1887,
kie dy ukazał się III tom kodeksu dyplomat3'cznego małopolskiego, osta tniego wielkiego zbioru do kumentó w X I V w., w rozmaitych publika- cyach ogłoszono (w całości lub streszczeniu) 46 nieznanych dokumen
tów Kazimierza W ie lk ie go . W ciągu mej pracy nad kancelaryą K a z i
mierza W i e lk ie g o zdołałem zgromadzić 58 nieznanych dokumentów K a zimierza W ie lk ie go, to zna czy od r. 1887 zasób dokumentów tego króla
powiększył się o całą setkę. O r y g in a łó w nieznanych znalazłem dotąd
30, a znalazły się on e nietylko w zbiorach p r yw a tn ych Diehla, R u s ie ckiego, C zo łow sk iego i in., ale i w wielkich, rzekomo już dobrze zba danych bibliotekach i archiwach, jak w Archiw um głównem w W a r s z a wie lub Archiw um państw ow em w Poznaniu 2), w Bibliotekach xx. C z a r toryskich, Ossolińskich, hr. Krasińskich, hr. Z a m oy skic h i in, W ciągu lat ostatnich biblioteki xx. Czartoryskich, i hr. Krasińskich, A r c h iw a miejskie i krajow e w Krakow ie, zbiory d-ra A . C zoło w sk iego , na były
lub otrzymały kilkanaście nieznanych dot3mhczas o r y gin a łó w tegoż
króla. W y k a z u j e to, że na wet po zbadaniu wszystkic h dostępnych o r y
ginałów, pozostanie ich znaczna liczba w ukryciu, a to może mieć
w pew nej mierze w p ły w na nasze wnioski i badania. A w yczerpanie
pełne istniejącego m a t e ^ a i u dyplomat3mznego do t3mh czasów, który, sądząc z p o w yższy ch danych, łatwo m oże. obejmować je szc z e kilkaset nieznanych do kum entó w Kazimierza W7ielkie go (częścią w o ^ g i n a ł a c h częścią w kopiach) zapewne nie prędko będzie mogło bjm uskutecznione. Nie p o w in n o to nas zb3'tnim pessymizmem napełniać, — niewątpliwie sprosto wania na ich podstawie będą się zdarzać, wątpić je d n a k na le ży, c z y n o w e te akta, stanowią ce drob ny ułamek ogólnej produkcyi kan celaryjnej, Ьз^з'Ьу w stanie zmienić zasadniczo zapatrywania, osiągnięte na podstawie tak bogatego jak doty chczas materyału.
Nie potrzebuję dodawać, że i n o w e a nieznane m a teryały d y p lo maty czne również w p ły w a ły na to, b y ham ow ać postęp mej ргаез'.
Badania oryginałów , rozróżnianie rąk pisarz}^ k ancelaryjnych, nie
j e s t b3majmniej u nas rzeczą ułatwioną. W Niemczech, o ile chodzi
np. o kan celaiyę cesarską, rozporządza badacz odpowie dnią ilością c e l o w o sporządzo nych r e pro d u k cji, d o s t ę p a c h mu w każdej bibliotece
c z y archiwum. Jeżeli musi się uciekać do fotografowania, je st to r ó
') P o r. a rty k u ł A. L ew ickiego: S ta ra n ia K azim ierza W . o p o zy sk a n ie b i s k u p s tw a k am ińskiego i ch ełm ińskiego dla arch id y ec. g n ie źn ie ń sk ie j. K w art, hist. III, p. 449 i nast., gd zie m ów i o n ie zn a n y ch i n ie w y c z e rp a n y c h dok u m en tach do X IV w.
2) S am o arc h iw u m p o zn a ń sk ie p ań stw o w e , m im o p o szu k iw ań Z a k rz e w skiego i U lanow skiego, z a w iera 5 nieznanjm h o ry g in a łó w K azim ierza W ie lk ie g o , k o ro n o w sk ich i strze ln e ń sk ich .
S P R A W O Z D A N I A . 1 0 5
wnież rzeczą zupełnie łatwą. U nas jedynie , jeżeli chodzi o wiek XIII, dzięki pracy prof. St. Krzy żano w skiego mamy zgro m adzony bogaty z a sób materyału paleograficznego, bądź to w reprodukcyach, bądź foto
grafiach t. zw. gabinetu paleograficznego. Dla wieku X I V i X V brak
jednak już zupełnie aparatu pomocniczego paleograficznego. W chwili
rozpoczęcia mej prac}*·, z pośród istniejących reprodukcyi dokumentów Kazimierza W i e lk ie g o znalazłem tylko jedn ą (St. Krzyżanowski: P o s e l stwo do Awin ion u i pierwsze uniwersyteckie przywileje), która do c e
lów naukowych się nadawała. A że kan celarya Kazimierza W ielk iego
liczyła ogółem przeszło 40 notaryuszy, że wielu z nich używało kilku t y p ó w pisma, że należało fotografować i falsyfikaty i akta, które z roz maitych p ow odó w przedstawiały s p e c y a ln y interes pod w zglę d em d y plomatycznym, zatem łatwo zrozumieć, że praca taka, wy m agają ca i licz ny ch podróży i bardzo znacznych środków na fotografie, nie mogła p o stępować dość szybko. K i e d y zaś w y k r y łem istnienie t. zw. pieczątek s y g n e to w y c h kanclerskich, zm uszony byłem pracę moją archiw alną roz
począć od początku, i, zamiast zwiedzać n o w e archiwa, dotąd mi n i e znane, przeprowadziłem powtórne badanie poprzednio już zwiedzonjmh
archiw alnych zbiorów, rozrzuconych w kilkunastu miejscowościach.
W ten sposób możem wddział około 45 o ry gin ałów mniej, ale za to w y kryłem 30 oryginałów nieznanych, nadto mogłem sprawdzić wynik i p o
przednich moich badań w tym kierunku. Badania te i dziś i w p r zy
szłości m ogą być podane tylko na moją dobrą wiarę, każdy zaś kompeten tny badacz będzie mógł następnie sprawdzić moje rezultaty. Jeżeli w kan celary i Kazimierza W ie lk ie go mamy przeszło 40 pisarzy, to w y pa dłob y
podać przynajmniej 60 repro dukcyi dla zillustrowania wszystkich ty
pów pisma. C z y takie „pium desiderium“ da się urzeczywistnić, nie
wiem i nie chcę przesądzać,— kto je d n a k kie dykolw iek dotknął się tej
kwestyi, wie dobrze, jakie to za sobą pociąga koszta i trudności. A l e
n a w e t g d y b y tym wymagan iom d-ra Bujaka stało się zadość, b yłoby rzeczą niemożliwą dać choćby próbkę pióra z każdego zachow an ego oryginału, b y unaocznić drowi Bujakowa słuszność mej klasjdikacyi rąk. Jest to Wtymaganie, które nie b y w a w żadnej tego rodzaju pracy uw zglę
dniane, ani w Niemczech, ani w e F r a n cy i,— prace dy^plomatyczne w y
c h o d zą tam przeważnie wprost bez aparatu paleograficznego, który, na le ż y tu zaznaczyć, znajduje sw'e miejsce w odpowiednich wryd awnic tw ach specyaln ych ty
P o w y ż s z a moja praca jest, jak to w niej zaznaczyłem, fragmentem większej całości. Jako fragment musi mieć swe słabe strony,— nie w s z y stko może b y ć w^e fragmencie wyjaśnione, napoty kają się l w e s t y e , na które autor na właściwem dopiero miejscu może dać obszerną i umo
ty w o w a n ą odpowiedź. Z tych braków zdawałem sobie sprawę,— a
je-') T u m u szę zauw ażyć, iż i w N iem czech często p rac e d y p lo m aty czn e o k an c e la ry a c h dalek ie są od z u p e łn e g o w y cz e rp a n ia m a te ry a łu p aleo g raficzn e go. Np. ceniona p rac a j . S ch u ltz e’go p. t. Die U rk u n d e n L o th a rs III. In n sb ru c k 1905, o p ie ra się tylko na m a te ry a le n iem ieckim , w łoski z o stał w niej zu p e łn ie p om inięty. P o d o b n ie i P. K ehr: Die U rk u n d e n O tto III, In n sb ru c k 1890, p. V III, P h ilip p i: Z u r G eschichte d e r R eichskanzlei u n te r den le tz te n S ta u fe rn (M ün ste r 1885).
106
S P R A W O Z D A N I A .żeli mimo to pracę o elementach chronolo gic znych ogłosiłem jako oso bną całość, to kierowałem się przedew szystk iem dwom a motywami: w samej monografii nie mógłbym tej jednej kwestyi, jakkolwiek bar dzo ważnej, poświęcić tyle miejsca, jak opracowując j ą osobno, przez co mogłem obszerniej omówić pew ne k w e s ty e ważne i ciekawe, jak ge n e za statutu dla sądu w y ż s z e g o prawa niem ieckie go na zamku kra kowskim i inne, — następnie, w rozpatrzeniu spraw y ele m entó w chro no lo gic zny ch mogliby się ze mną podzielić swemi uwagami i spostrze żeniami specyaliści dj'plomatycy i niespecyaliści,— a stąd może urosnąć
korzyść dla mej dalszej pracy. Ż e nadzieja pod tym w zglę d em mię
nie zawiodła, dowodzi r e ce n z y a d-ra Bujaka, — któ ry — choć nie spe- cyalista -— poświęcił mej pracy uwagę.
Dr. Bujak twierdzi, że treść niniejszej pracy podałem w referacie Akadem ii Umięjętności w K rakow ie w r. 1 9 0 3 , — w t e n c z a s — jak to ła tw o sprawdzić według drukow any ch „ S p r a w o z d a ń “ z posiedzeń A k a demii, przedstawiłem w y nik i m y ch badań odnośnie do początku roku w kancelaryi, jako też uwagi, tyczą ce się itineraryum. Z badań ó w c z e snych tylko te o początku roku w kancelaryi, w e s z ły prawie w cąłości do obecnej pracy !), z badań nad itineraryum tylko niektóre ustępy, mia nowicie uwagi o szybkości marszu. N a podstawie m ego referatu w S p ra wozdaniach Akademii k ażdy może sprawdzić bez trudu, iż treść komu nikatu z r. 1903 nie dotyka zupełnie tych k w estyi i zagadnień, które są przedmiotem omawianej przez dra Bujaka książki,
Inne zastrzeżenia, które muszę zrobić, odnoszą się do zakresu mej pracy. Dr. Bujak twierdzi, że zajmowałem się przywilejami Kazimierza W ie lk ie go i dokumentami prawno- ρ r y w a t n y m i. K a ż d y dyplomatyk, c z y tając te słowa, musiałby wj^wnioskować, że opracowałem w mej książce również dział dokumentów praw no-pryw atnych (Privaturkunden), o k tó rych w mej pracy nie znajdzie ani słowa. Przypuszczam, że taką n o menklaturą określono rozgatunkowanie produktó w k ancelaryi Kazimierza W ielk iego wedłu g ic h treści prawnej, użjdo jedn ak w tym wypadku wyrażenia zupełnie niew ła ściw ego , w pro wad zającego zamieszanie w usta lonych pojęciach, c ze g o przy ścisłych i powszechnie przy jętych termi nach dyplom atycznych na le ż y unikać.
Dr. Bujak w swej r e ce n z ja oświadcza, że w badaniach moich k i e rowałem się „rozumowaniem więcej, niż dy plom atycznym i środkami, k tó
*) U zn aję uw agi d ra B ujaka, co się ty czy d o k u m e n tu z r. 1220, — nie m o g ę się je d n a k zgodzić, by lu źn e i p o w ie rz c h o w n e sp o strz e ż e n ia G ro tefen d a s p ra w ę początku ro k u u n a s w w. X IV ro z strz y g a ły . D r. B u jak nie p rz y to czył żad n y ch d o w odów n a zdanie, iż n ie w y c z e rp a łe m k w esty i p o cz ątk u ro k u w k an c elary i K azim ierza W ie lk ie g o . B adanie k w estyi początku ro k u dla całej P olski n ie było z u p e łn ie m ym celem i za m iarem . W iad o m o , że n o rm a ob o w iązująca w k an c elary i m o n a rsz ej nie w p ły w a ła w niczem n a ro zm a ite zw y czaje lokalne. W P o lsce o b o k p o cz ątk u ro k u od 1 stycznia tr w a ciągle w ko śc iele i w m ia sta ch u żyw any styl B ożego N aro d ze n ia, — czy polscy C y stersi p oczynali ro k od 25 m a rc a zw y c za jem zak o n u cy stersk ie g o , nie je s t u n a s to dostateczn ie w yjaśnione. B adanie ty c h k w e sty i m usi być osobno p ro w a d zo n e dla każdej g ru p y d o k u m e n tó w , z te g o też po w o d u , zajm ując się w y łąc zn ie k an c elary ą K azim ierza W ielkiego, sp ra w ą , ja k ie b y ły zw y c za je poczynania ro k u w ró żn y c h stro n a c h P olski, nie zajm ow ałem się zupełnie.
S P R A W O Z D A N I A . 1 0 7
rych brak, wnioski autora są słuszne, ale może dojść do nich każdy, kto bez badania d3^plomatycznego sobie zdaje sprawę z natury kwitu, rozporządzenia administracyjnego i listu“ . W ten sposób daje entre pa- rantbćse dr. Bujak do zrozumienia, iż praca moja pozbawiona jest pier
wiastku, niezbędnego w badaniach dyplom atycznj'ch. Na czem opiera
się ten sąd, nie wiem, chyba nie na spostrzeżeniu logiczności mych w y wodów, która w dy plom atyce jest również obowiązująca,— przypuszczam, iż polega to na nieporozumieniu, często się zdarzającem tym, którzy*·,
nie będąc dostatecznie z dyplom atyką obeznani, poszukują specyalnej
m e to d y dy^plomatycznej, różnej i przeciwstawionej metodzie history cz nej. Jednak „die Methode der Urkundenlehre ist in ihrem W e s e n von der allgemeinen geschichtlichen nicht verschieden, aber indem die a llge meine historische Methode auf eine bestimmte und besondere Gruppe
des historischen Quellenmaterials an ge w an d t wird, erhält sie selbst
eine entsprechende eigentümliche Ausgestaltung. Daraus folgt, dass nie mand Diplomaticker sein kann ohne zugleich Historiker zu sein, während das Umgekehrte wohl möglich i s t “ 2). R óżnic a leży nie w metodzie, ale w znacznie obszerniejszych i bardziej p rec y z y jn y c h środkach badania, którymii djrplomatyk w porównaniu z historykiem rozporządza. A środki badania dy plom atycznego nietylko odnoszą się do kry*teryów zew n ętrz nych, którym w mej pracy w miarę potrzeby sporo poświęciłem miej sca, ale i do k r y t e r y c w w e w n ę trzn y ch , które w pew n y m zakresie, lubo zw y kle mniej świadomie i celowo, byw ają używane i w badaniach hi storycznych. A właśnie temat mej pracy, elem en ty chronologiczne i ich wartość, jest jednem z tych kryteryńw, nad którem niejednokrotnie za stanowić się musi i historyk; lubo w tym w zglę dzie niedostateczna zna jo m o ś ć nauk pomocn iczych nie pozwala mu często na przezwyciężenie trudności. D ow ód najlepszy w tem, co o elementach chronologicznych,
a stąd o genezie statutu dla sądu wy*ższego prawa niemieckiego na
zamku krakowskim napisali: taki znakomity uczo n y jak M . Bobrzyński, lub nawet taki krytyk i z naw ca średniowiecznych dyplomatów, ja k Fr. Piekosiński. A l e dla dra Bujaka studycim dyplom atyczne zdaje się ogra niczać przeważnie do badania pisma, t. j. na badaniu je d n e g o z kryte- r y ó w zewnętrznych. Nie ulega wątpliwości, że je st to je dn o z na jw a żniejszych badań, doprowadzone do w ysokie j doskonałości,— ale byrnaj-
mniej nie jedyne, lub je d y n ie ważne. P raca moja powyższa, zajmując
się elementami chronologicznymi, t. j. jednem z k r y ter y ó w w ew nętrznych, mogła tylko -w pewnej, ograniczonej mierze opierać się na badaniu kry*- te r y ó w zewnętrznych, i to o t3de, o ile to bydo niezbędnie potrzebne,— bądź to badając pismo kilku notarymszy, o ile w chronologii ich dzia łalności dawaty się jakieś nieprawidłowości zauważy*ć, — bądź też zaj mując się przygodnie pieczęciami Kazimierza W ielk iego , sposobem ich przywieszenia, liniowaniem pargaminu i t. p., tak jak musiałem się zaj mować niejednokrotnie i różnemi kryteryami wewnętrznemi, choć tylko jedno z nich, elem enty chronologiczne, było przedmiotem mej pracy. Badania nad pismem, któ rego żąda przedewszystkiem dr. Bujak, dać nie mogę inaczej, jak w łączności z całokształtem organizacyi
1 0 8 S P R A W O Z D A N I A .
laryi; że zaś ta część jest wynik ie m nietylko badania rąk i oryginałów , ale i summą s tud yów zarówno w zakresie kryderyów zewn ętrzny ch jak i wewnętrznych, zatem z natury rzeczy jest dopiero ostatniem stadyum pracy, jej koroną. Nie mógłbym np. przedstawić obrazu kan celaryi i jej składu, jej rozwoju i jej działalności, nie usunąwszy wpierw trudności chronologicznych, nie zastanowiw szy się nad wartością ele m entó w chro no lo gicznych, podobnie, jak nie mógłbym tego uczynić bez rozważenia zagadnie ń z zakresu k ry tery ó w wewnętrznych, podziału produktów k an celaryjnych schem atycznego i rzeczow ego , rozpatrzenia k w estyi dyktatu, części składowych, stanowiska świadków, rozważenia wszelkich stadyów powstawania i całego szeregu in nych objawów, które dopiero w swej su mie, przy pom ocy badania oryginałów, dać mogą nam obraz organizacyi
kancelaryi. Samo studyum rąk pisarzy byłoby tylko materyałem suro
wym, k tó r y b y się nie nadawał do ogłoszenia inaczej, jak w związku z całością. Przeciwnie zaś ustęp o elementach chrono lo gic znych przed stawiał, jako osobna całość, ż y w s z y interes naukow y, i mógł być bez szkody, owszem z zyskiem, ogło szony oddzielnie, służąc jako punkt w y j ścia dla dalszych studyów.
R ó w n ie ż nie zrozumiał dr. Bujak moich w y w o d ó w , tyczą cy ch się się „actum“ , „actum et datum“ i „datum“. O ścisłem pojmowaniu i in
terpretowaniu tych terminów nie mówiłem, owszem, niejednokrotnie
powoływałem się na to, iż według badań ob cych jak i własnych, nie można do terminów tych p r zy w ią zy w a ć znaczenia b e zw zględn ego *).
Jest rzeczą jasną, że ogłaszając część roboty osobno, nie całość,
musiałem niektóre, na wet nasuwające się kw estye, pominąć, innych
z umysłu nie dotykać. Nikt mi jedn ak nie może zarzucić, bym w w y padkach gdzie studya moje nie są kompletne, nie postępow ał ze w sk a zaną ostrożnością. Po wołując się na kryteryum pisma, wobec -tego, że je s zc z e części orygin ałów nie widziałem, opatrywałem me wnioski i spo
strzeżenia na nich oparte w łatwo zrozumiałe zastrzeżenia, na które
jednak dr. Bujak nie zwrócił uwagi. Dr. Bujak pisał sw ą r e cen zyę wi docznie po nieuważnem przeczytaniu mej pracy, czy też na podstawie wprzód porobionych, a następnie niesprawdzonych notât, tak iż p r z y pisuje mi k a tego ry czn e twierdzenia, których nigdzie nie w y po w ied zia
łem. T e n brak dyplomatycznej skrupulatności w cytowaniu widzę np.
w ocenie dra Bujaka moich wniosków , odnoszących się do elementów
chronologicznych dokumentu d. d. W iś lica 134 1, 6 maja (Kod. dypl.
małop. I. 214). „N a str. 22 przyjmuje autor,— pisze dr. Bujak— że p rzy wilej Kazimierza W ie lk ie go , w y d a n y w Wiślicy' 1341. 6 maja w sprawie da row iz ny części Brzezia, spisany został dopiero około 1345 r., ponie waż obfitsze ślady działalności kan celaryjnej pisarza JN, któ ry ten do
kument pisał, zac zynają się dopiero w tym roku. Mojem zdaniem nie
je s t to dostateczna podstawa do takiego sądu etc.“ , i tu podaje dr. B u ja k s zereg słusznych uwag, dlaczego takiego ka te go ry cz n eg o twierdze nia jako pew nika przyjąć nie można. A l e muszę stwierdzić, że w pracy mej tego nie wypowiedziałem tak stanowczo, jak mi to dr. Bujak przypi suje. O to moje słowa: „Jednakże możnaby się d o m y ś l a ć , że sprawa
S P R A W O Z D A N I E . 1 0 9
ta jeszcze w r. 1341 nie zakończyła się natychmiastowem spisaniem potwierdzenia królewskie go. Oto oryginał ninie jszego aktu pisany jest ręką pisarza, nie dającego się bliżej z imienia zidentyfikować, ozn aczo n e g o przezemnie znakiem JN. Pisarz ten z wyjątkiem p o w y ż s ze g o j e d y n e g o wypadku z r. 1341 działał w kancelaryi królewskiej od r. 1345 do 1353. C z y ż b y z j e g o działalności od r. 1341 do 1345 nie przecho wał się najmniejszy ślad pracy, с z у ż b у z pom ię dzy dwudziestu pięciu od maja 1341 do maja 1345 zachow anych orygin ałów żaden nie miał je g o pisma? Nie mamy najmniejszego z tych c za s ó w dowodu j e g o dzia
łalności, c z y ż b y to dowodziło, że akt sam został spisany znacznie
później, koło r. 1345, od kiedy notaryusz ten zaczyna często w y s tę p o wać? J e s t t o m o ż e b n e ; jak zo b aczym y poniżej w y pa dk i takie nie należały do rzadkich“ . Jak widzimy, twierdzenie przypis ywane mi przez dra Bujaka je s t dalekie od tego, co w mej książce napisałem.
Dr. Bujak w k westyi o c e n y tych spraw, o które mi chodzi w mej pracy, stoi na stanowisku przeważnie krańcowo rożnem z mojem. K ie dy j a staram się różnice i rozbieżności w określeniach ge ograficznych lub chronolo gicznych tłumaczyć, dr. Bujak woli je poprawiać, i tym sp o
sobem sprowadzić je do wsp óln ego mianownika. K ied y ja staram się
tłumaczyć datę dokumentu Kazimierza W ie lk ie go z r. 13 3 1 zdziałaną za życia W ła d y s ła w a Łokie tk a akcyę prawną, dr. Bujak woli o p o
no wać takiemu tłumaczeniu, chociaż wobec nieposzlakow anego o r y
ginału, w którym trudno do patrywać się pomyłki w dacie, nie śmie
proponować poprawki. Ż a d n eg o tłómaczenia tego z j a w i s k a 1), które
w y m a g a wyjaśnienia, dr. B ujak nie p o d a j e 2). Niejednokrotnie np.
nic nie usprawiedliwia poprawki z Sa ndomie rza lub S a n o ka na K r a ków , mimo to dr. Bujak taką popraw kę proponuje, jako najmniej sztu czne w edłu g niego rozwiązanie trudności. Pozw alam sobie zwrócić tu
uwagę, że to rozwiązanie metod yczn ie musi b y ć uznane za w y ższe
i właściwsze, które nam tłumaczy trudność lub rozwiązuje zagadkę, bez operac}d tekstu, bez poprawek, których należ)*· unikać, o ile nie są ko niecznie i niezbędnie potrzebne, i o ile względam i słusznymi te g o ro dzaju chirurgia nie da się usprawiedliwić. Z tego pow odu muszę u w a żać opinię dra Bujaka o dokumencie d. d. K r a k ó w 13 47· 22 lipca (Kod.
‘) Na s tr. 141(65), uw . 4, m ej p ra c y podałem je szc ze je d e n p rz y k ła d analogiczny, z z a k re su ak tó w sądow ych. Cf. Kod. dypl. w ielkop. III. 1489, gdzie je s t ju ż w y m ie n io n y sęd zia kaliski T o m isław , i ib. N. 1476, 1485, 1504, w k tó ry ch w y m ie n io n y j e s t je sz c z e je g o p o p rz e d n ik D obiesław .
2) Dr. B ujak tw ie rd z i, że p o d an ie jako daty d o kum entu roku, kied y j e szcze w y staw ca nie p an o w a ł, n a ra ż a ło b y do k u m en t zb y t oczyw iście na z a rz u t fałszyw ości. B e z sp rz ecz n ie tak, o ile tylk o k an c elary a zn a ła ch ro n o lo g ię . A ja k ją znała, nie p o tr z e b a p rzy k ła d ó w , i n a sz e i ob ce kodeksy d y p lo m aty czn e do
w odzą, ja k m ało kto w tych rzeczach się o ry en to w a ł. T a k np. bez tru d n o ści p o tw ie rd z o n o dokum enty K azim ierza W ielk ieg o , je d e n z r. 1311 (kod. dypl. m ałop. II, 658), d rugi z 11 list. 1370 (kod. dypl. m ałop. III. 967), za te m ju ż po śm ierci króla, oba falsyfikaty. Na n iezg o d n o ść d aty d okum entu K azim ierza W ielkiego z r. 1331 nikt z zain te re so w an y c h , a w sp ó łczesn y ch przecie, nie z w ró cił uw agi. D okum ent W ła d y sła w a Ł o k ie tk a z r. 1314 (kod. dypl. w ielkop. II. 964.) z intytulacyą k ró łe w sk ą ró w n ież n ikogo nie ra z ił Nie sięgam ju ż do licz nych p rzy k ła d ó w z w. X III i do d o k u m e n tó w drobniejsz\*ch książąt, k tó ry c h ch ro n o lo g ia p rze d staw ia ła trudności.
110
S P R A W O Z D A N I A .dypl. małop. III. 683.) za je g o osobiste zdanie, nie usprawiedliwione
żadnymi względami, a już najmniej paleografią. T o ż samo t y c z y się
dokumentu d. d. K r a k ó w 1352. 25. stjmz. (Kod. dypl. małop. III. 696).
T u dr. Bujak niedocenil znaczenia odmiennej formy eschotokołu
i stosunku św iad k ó w do formuły korroboracyjnej, w czem tkwi rozwią zanie zagadki, łączącej się z elementem geograficznym tego dokumentu, Tłumaczenie dra Bujaka (za F. Piekosińskim), że kopista pomylił tu Sa n o k (tak brzmi zaw sze ta nazwa w dokumentach Kazimierza W i e l kie go) na K ra k ó w (Cracovie), nie wydaje mi się mniej sztucznem, niż to,
które podałem, a za czem kilka poważnjmh argumentów dyplom aty
cznych przemawia,— pomyłki takiej nie popierają w z g lę d y paleograficzne, owszem, krytyka pałeograficzna świa dczy przeciw drowi Bujakowi, a j e g o tłumaczenie musi być uznane za sztuczne i okolicznościami nieuspra wiedliwione,
C o się t y c zy dokumentu d. d. K rak ó w 1354. 17 maja (Kod. dypl. kat. krak. I. 198.) to nie wciągnąłem go w obręb mych poszukiwań z tego względu, że w danym wypadku łatwo o tłumaczenie podwójne: takie, jakie proponuje dr. Bujak, a któremu nie mam nic do zarzucenia, lub też, że rozkaz doręczenia (Aushändigungsbefehl) został w y d a n y dopiero po wypłacie 500 gr zy w ie n dnia 4 października, ale sam dokument był przedtem g o tó w i oczekiw ał w kancelaryi tylko dopełnienia w y p ła ty ze stro ny biskupa, b y b y ć odbiorcy doręczony.
Równie ż co się tyczy ak tów pokoju kaliskiego w ogólności, a aktów gw a r a n c y jn y c h z 15 lipca 1343 w szczególności, nie m ogę się zgodzić z wywodami dra Bujaka. A k tó w pokoju kaliskiego n i e b y ł o 7, jak dr. Bujak sądzi, ale 18 ze strony polskiej, z czego 11 nosi datę 8 lipca, reszta zaś była wj^stawiona w dniach 1 1 , 13, 15 i 23 lipca. Z aktów, przechowanych w ory ginale, je d y n ie g w a r a n c y a B o gu sław a ks. szcz ecińskie go b yła pisana poza kan celaryą królewską, za p e w n e przez notaryusza książęcego, lubo d y ktat jej z g o d n y je s t z kancełaryą królewską i w niej koncept te g o doku
mentu musiał być sporząd zo ny. W s z y s tk ie inne zachow ane oryginały,
a j e s t ich ośm, pisane są ręką Mikołaja, kan onika gn ie źnie ńskie go, re szta zaś nosi na sobie tak wybitne piętno stylu kancelaryjnego, że nie tylko w k ancelaryi królewskiej powstała, ale w edłu g w szelkie go p raw dopodobieństw a przez tegoż Mikołaja, kanonika gnieźnieńskiego, została napisana. Właśnie ta znaczna liczba dokumentów pokoju w ogóle, a z dnia 8 lipca w szczególności, skłania mię do przyjęcia hipotezy, że nie zo stały one zdziałane dnia 8 lipca, a spisane po tej dacie, lecz raczej a k c y a i spisanie miało miejsce przed tą datą, a dopiero t e g o ż dnia 8 lipca zostały one uwierzytelnione. Z teg o też pow odu przypuszczałem, iż rozkaz królewski, w y s t o s o w a n y do dygnitarzy małopolskich, musiał być w y d a n y przed 8 lipca, je żeli w s z y s c y dygnitarze na 15 lipca zje chać się mieli w K rakow ie . D la d-ra Bujaka je st w tej sprawie rzeczą decydującą fakt, iż na podstavpie układów w Toruniu 18 kwietnia 1333 r„ już 25 kwietnia Kazimierz W ie lk i wysta wia w K rakow ie akt rozej-
mu z Zakonem . Jeżeli zatem go nie c mógł przeb yć w sześciu dniach
od le gło ść 340 km. w prostej linii między T orunie m i Krakow em , t. j. przeszło 5 7 km. dziennie, to mógł i Mikołaj kanonik gnieźnieński prze
b y ć w ciągu dni czterech 240 km. dzielących Kalisz od K rakow a, b y
S P R A W O Z D A N I E .
I l l
żliwości przebycia dystansu 340 km. w dniach sześciu, ow szem p o twierdza to inny przykład, mianowicie że 23 lipca 1343 wręczono w Mu- r zyn o w ie m iędzy Inowrocławiem a Toruniem W . Mistrzowi zakonu akta pokoju kalis kiego, mię dzy którymi b yły dwa akty g w ar a n c y jn e mało polskie, d. d. 15 lipca b. r. P r z e b y c ie w ięc drogi identycznej, w takim
samym czasie, jest pow tórn ie stwierdzone. Inna rzecz je dn a k o ce nie
nie tego, co mógł w y k o na ć um yślny go niec lub gońcy', a co w y k o n a ć mógł notaryusz Mikołaj, człowiek już podeszłeg o wieku, jak można są dzić. A l e nietylko w tem widzę wątpliwości, na które dr. Bujak zwró cił uwagę, — opierałem się bowiem na innem głó w nie spostrzeżeniu, na które dr. Bujak uwagi nie zwrócił, upatryw ałem bowiem największą trudność nie w niemożności przebycia dla Mikołaja drogi z Kalisza do K r a k o w a w czterech dniach, lecz w zgromadzeniu w tak krótkim cza sie w K rakow ie d y gn ita rzy z Sandomierza, W iślicy , W ojnicza i S ą cza . D ystans Kalisz-Sandomierz-Kra ków w y n o si 430 km., Kalisz-Sącz-Kra- ków 380 km., t. j. przebycie tej dro gi w y m a g a ło nietylk o n iez w y k łe g o wysiłku, ale nadto możność zgromadzenia gwnrantów w K r a k o w ie za leżała w tych warunkach od tego, c z y posłańcy z mandatami królew
skimi zastaną gwarantów w miejscach ich urzędowania. Jeżelib y ich
trzeba było szukać, można było uchybić ułożonym terminom. Z tego powodu przypuszczałem, iż w tak ważnej sprawie musiano się z g ó r y liczyć z trudnościami zgromadzenia gw a ra ntó w w Krakowie, i że z tego pow odu musiały b y ć im wcześnie j, przed 8 lipca, wy sła ne odpowdednie polecenia stawienia się na 15 lipca w K rakow ie . Spraw a ta łączy się z dwiema innymi, a mianowicie: czy ak ty g w ar a n c y jn e małopolskie m o gły być spisane już w Kaliszu, czyli c zy imiona gw a ra ntó w b y ł y z g ó r y ułożo ne i znane, i c z y układy kaliskie miały miejsce 8 lipca, c z y te ż o d b y ły się wcześniej, a data aktów p okojowych oznacza nie moment akcyi, lecz
moment dokonania dokumentów. Nie przypuszczam, b y zapatrywanie
dra Bujaka bydo słuszne, ja k o b y nie można bydo z gó r y napisać tych aktów g w a r a n c y jn y c h małopolskich w Kaliszu z tego powodu, iż nie było wiadome, którzy pan owie się stawią i swe pieczęcie przywieszą. B o czyż Z a konow i mogło zależeć na gwarancyd tylko takich, któ rzy ze chcą się stawić, by swą pieczęcią gw ara nto w ać pokój? Przeciwnie, nie byle kto, p ierw szy lepszy, ale właśnie najwybitniejsi dygnitarze mało polscy są gwarantam i pokoju, z cze g o wynik a, że nie było to rzeczą dowolną, zdaną na łaskę losu i przypadku, lecz że ci dygnitarze w pun- kta cyach p ok o jo w y c h kaliskich, odbytych, jak rozumiem, przed 8 lipca z pełnomocnikami Zakonu, do tej roli gw ara ntów zostali powołani, oczy'- wiście na żądanie K rzy ża ków , g d y ż g w a r a n c y e te nie byty dla władzy królewskiej z korzyścią. Ż e w podobnych wypadkach nie brano na g w a
rantów kogobądź, lecz najpierwszych dygnitarzy, choćbym n a w e t nie
o becnych, czyli z g ó r y naznaczonych, wskazuje nam przykład z ukła d ó w Kazimierza W ielk iego o rozejm z r. 1334 (Kod. dypl. wielkop. II 112 9 ), gdzie gw arantami rozejmu z Z a konem są najwybitniejsi d y gn i tarze Wielk opolski i Małopolski, z pośród któ ry ch jeden przymajmniej, Jarosław kasztelan poznański, nie był przy układach obecny' i pieczęci
do aktu rozejmu nie przywiesił. W kilka tygodni później zaręcza raz
jeszcze Kazimierz, że Jarosław będzie szanował układ króla z Zakonem i że swą pieczęć przywiesi, g d y król pojedzie do W ie lk o po lsk i (ib. II
112 S P R A W O Z D A N I A .
1 133). Znaczjr to, że nie szukano byle kogo na gwarantą, lecz Jarosła w a z g ó r y do tej roli przeznaczono, nie mając względu na to, że d o konanie przywieszenia pieczęci przez Jarosława może opóźnić moment w ym ia ny aktów rozejmu. Ż e tak było i w Kaliszu, nie mamy najmniej szej p r z y c z y n y wątpić. U kła dy kaliskie w y z n a c z y ły gw ara ntów , a króla rzeczą było rozkazać im przywie sić pieczęcie do aktu gw a ra n c y jn eg o . T o zaś pow inno pozwolić nam zrozumieć uczynione przezemnie rozróż nienie wartości elementów chro nologicznych dokumentów królewskich
a gwarantów. K ról zawierał układ z Zakonem, w dokumentach przez
niego w y sta wio nych mogła w w y b orze elem en tów chronologicznych de c y d o w a ć bądź akcjm, bądź spisanie, bądź też, ja k ja przypuszczam, mo
ment uwierzytelnienia. D la gw a ra ntów małopolskich, przy akcyi kró
lewskiej w Kaliszu nieo becny ch, akcyą prawną nie mógł być moment d e c y z y i króla, lecz ten moment, kie dy dokonali gw ara ncyi pokoju, t. j. kiedy przywiesili s w e pieczęcie. C o się t y c z y krytyk i pisma dokumen tów traktatu kaliskiego, którą przeprowadza dr. Bujak na podstawie widzianych przez siebie sześciu o iy g in a łó w Bibliotoki X X . C z a r to r y skich w Krakowie, to rezultaty od mienne od moich, do których do szedł dr. Bujak, zupełnie mię nie dziwią. T r z e b a »mieć bardzo duże do św ia dczenie i wprawę, wiele do kumentó w p e w n e g o okresu widzieć i zbadać, wiele rodzajów rąk i pism poznać, by módz w y daw ać sąd w tej mierze, trzeba sobie wyrobić sp ecya ln ie oko i pamięć, przez długą pracę i wytę żoną, b y czuć się dostatecznie p ew n y m na tem polu k r y
tyki dyplom atyczno-paleograficznej. Zd arzało się nawet bardzo nako-
mitym znawcom i specyalistom, jak w y k az u ją to studya Siekła, Miihl- bachera, Kehra, Bresslau ’a i in. że w p e w n y ch w y pa dk ach tej k r y t y k i b y w a ły wypowiedziane zdania rozbieżne i sprzeczne. S ą w kan celaryi Kazimierza W ie lk ie g o nota ry usze ja k P rzybysław , jak Mikołaj z W o l borza, Mikołaj Czech, kanonik wiślicki, t. z w. Pisarz III i in., któ rzy zaw sze i stale używają je d n e g o rodzaju pisma, tak iż rozpoznanie ich pióra nie przedstawia żadnych trudności, są tacy jak Wilczko, którego dukt je s t zawsze, zarówno w dużych i ozdobnych, jak d robnych i pro stych wy pra co w aniach tak re gu la rny i jedn akow y, że wy da je się, j a k b yśm y mieli przed oczym a nie dzieła ręki ludzkiej, ale reprodukcyi mechanicznej. S ą wreszcie tacy, którzy bądź posiadają w swym zapa sie kilka różnych odmian pisma, bądź też charakter ich pióra zmienia się często, tak jak dziś zmienia się u ludzi n e r w o w y c h i wrażliw ych,
lub chorych i starych. Mikołaj kanonik gnieźnieński, któ ry w e d łu g
mych badań pisał dokum enty traktatu kaliskiego, należy do tych, któ rzy posiadali b o g a ty zasób rodzajów i odmian pisma, bardzo zmien n e g o w swem charakterze, tak iż niejedn okrotnie wyróżnienie je go
ręki przedstawia pow ażne trudności. B y ł to notaryusz niezw ykle pra
cowity, który sam jeden napisał prawie szóstą część zna nych mi or y ginałów Kazimierza W ie lk ie g o , — znakomity kaligraf, u ży w ają cy kilku bardzo odmiennych i m ię dzy sobą różnych gatu nków pisma, lubo oka zujący ku końcowi swej kancelaryjnej k a r y e r y widoczną dek ad encyę, może pod wpływ em wieku. Z pod j e g o ręki wyszło dużo znanych mi oryginałów, od przepysznych, ozdobnych, kaligraficznych wypracowali, do śpiesznych i niedbałych, od w y k w in tn y c h rodzajów pisma, do p o bieżnej kursywy, od prac pis anych pewną pióra ręką, do liter krzyw y ch ,
S P R A W O Z D A N I A . И З
koszlawj'ch, drżącą ręką kreślonych i nie jednokrotnie, mając produkty j e g o pióra przed oczyma, nie chciało by się wierzyć, iż ma się do czar
nienia z dziełami jednej ręki tego samego pisarza. Stąd też sąd d-ra
Bujaka zupełnie mię nie dziwi: ja sam przed laty, w samym początku mych studyów nad pismem notaryuszy Kazimierza W ie lk ie g o , które od zbio rów krakow skich zacząłem, g d y m badał do kum enty pokoju kali skiego, byłem mniemania, iż mam do czy nien ia z produktami dwu róż-
żny ch pisarzy. W dalszym ciągu jedn ak mych badań zmieniłem swe
pierwotne zapatryw anie. D o aktów traktatu kaliskiego wracałem ze
szczególnymi interesem wiele razy, badałem je szczegó ło wo nie j e d e n
raz i w różnych odstępach czasu. T y m c z a s e m poznałem różne chara
ktery rąk pisarzy tej kancelaryi, poznałem też różnolitość typów pisma om aw ianego Mikołaja kan onika gnieźnieńskiego. Na podstaw ie też tego długoletniego studyum, nie d o r y w c z e g o badania, na podstawie zbada nych paruset ory ginałów, nie sześciu, na podstaw ie przeprow ad zonej
klasyfikacyi rąk prawie czterdziestu no ta ryuszy tej kancelaryi, nie
p r zy p a d k o w e g o wejrzenia w małą grupkę oryginałów , wyraziłem me zdanie o piśmie i pisarzu o r y gin a łó w traktatu kaliskiego
Nie wiem dobrze jaką myśl miał dr. Bujak, stwierdzając, że na 48 om ów io ny ch przezemnie w y p a d k ó w ok. 40°/,, posiada ele m enty c h r o n o logiczn e łub geograficzne mniej lub więcej wadliwe, z cze g o wnioskuje, że „mimo obowiązującej normy datowania wed łu g akcyi prawnej, dość często niestarano się o pedanty czną ścisłość w dato waniu .“ Nie można w y ciąga ć jakichkolwie k wniosków' s taty sty czn ych na tej podstawie, nie
uwzględniając ogółu dokumentów. N a 700 znanych nam produktów'
kancelaryi Kazimierza W ie lk ie g o , mamy 19 (w zględnie 24) w których datow'anie je s t nieprawidłowe. Czj' to ma świa dczyć o znacznej liczbie
takich wypadków ? C h y b a nie. D a je to w stosunku procentowym ok.
3 —
3
·5
% ι С ζ η · bardzo niewiele. Skąd dr. Bujak wie, iż „musi b y ć je szc z e z n a c z n y p r o c e n t dokumentów z datami wadliwemi, któ rych jednak wadliwość nie kłóci się ze znanymi, dobrze zadatowanymi doku mentami i dla tego nie da się wy'kazac“ , nie wiem,— nie sądzę jednak b y było w'olno w y ciąga ć jakiekolw iek wnioski z tego co się wj'k azac nie da. Jest tylko je de n rezultat do skonstatowania, a mianowicie, że nieprawidłowości w elementach są zjawdskiem rządkiem w kancelaryi Kazimierza W ie lk ie go .C z y zjawiska, złączone z nieprawidłowościami w datowaniu, obja
J) N adm ienić m uszę, że w p ie rw sz y ch dw udziestu latach rzą d ó w K azi m ierza W ielkiego ilość pracujących w k an c elary i n o ta ry u sz ó w , k tó ra n a s tę p nie b a rd z o się zw iększa, je s t niska, w ynosi trzy lub c z te ry osoby. S tąd też ro zró żn ie n ie tej niew ielkiej ilości rą k nie p rz e d sta w ia takich tru d n o ści i ew entualności, ja k później, kiedy m ożna się ośmiu do dziesięciu pisarzy r ó w n o cześn ie p rac u jąc y ch doliczyć. W r. 1343 p raco w ali w kancelaryi ja k o no- tary u sze: Mikołaj kanonik gnieźnieński, P rz y b y sła w i P isarz I, k tóry tego roku w y stę p u je p o ra ź ostam i w kancelary i. P is a rz JN zajaw ia się p o raź p ie rw szy w r. 1341, je d n a k ż e do r. 134b nie mamy' śładu jego działalności w k an ce laryi, o czem zob. w yżej, i str. 98 om aw ianej m ej pracy. W ilczko zaś już od 1341 nie w y stę p u je w d o k u m en tach k ró lew sk ic h jako p isa rz . Ja k w idzim y, w y b ó r pisa rz y je s t m ały, co z je d n ej stro n y tłum aczyłoby, czem u Mikołaj pisał w szystkie akty p o k o ju , z d rugiej zaś u łatw ia to zn aczn ie ro zg a tu n k o w an ie rąk tego czasu.
114
S P R A W O Z D A N I E .śnią się przez porów nanie z kancelaryami obcymi, wątpię, a to z te g o wzglę du, źe nie chodzi tu o r e c e p c y e cudzych zw y czajó w , r egu ł lub zasad kan celaryjnych, lecz o mniej lub więcej św ia dome błędy, tejże
zasady pozbawione. Doświadczenie poucza, że tego rodzaju nieprawi
dłowości zmniejszają się i znikają w miarę rozwoju kancelaryi, w y r o bienia się biurowości, sp o tęg ow an ia się środków kontroli k ancelaryjnej. Możnaby powiedzieć, że maszyna kancelaryjna ulepsza się przez sam, coraz bardziej w zm agający się ruch, doskonali się zwo ln a ale stale, a udo skonalenia w niej w p row ad zone odbijają się i na poprawności wszelkich funkcyi k ancelaryjnych. B łę d y i nieprawidłowości znikają zw oln a w ciągu wieku X V ; — od czasów podkanclerstwa Z b ig nie w a O le ś n ick ie g o (14 72)
już ich nie spotykam y. W każdym razie już kancelaryę Kazimierza
W ielk iego z powodu małej wzglę dnie ilości z b o c z e ń i b łę d ó w uznać musimy za znacznie wyrobioną i wy doskonalo ną, co i inne spostrzeże nia potwierdzają.
Zdanie dra Bujaka, że potrzeba się zabrać do badania kwestyi błę dów „ p o z y t y w n i e “, przez stud)mm statystyczne i psychologic zne błędów, popełnionych przez pis arzy i autorów średniowiecznych, jest w części może słuszne, lubo nie łatwe do wykonania. Z d a je mi się, że i w Nie m czech, gd zie Juliusz Ficker poświęcił tej k w e sty i dw a grube tomy (Bei träge zur Urkundenlehre), i gd zie poza tem dużo o tem w specyal- n y ch rozmaitych pracach d y plom atycznych pisano, daleko je szcze do takiego studyum psych ologiczno -statystycznego , tem więcej, że dyplo m atyka do s w y ch p o z y ty w n y c h badań nie wcią gnęła jak dotąd ani sta tystyki ani psychologii. Pozw alam sobie wątpić, c z y badania takie m o g ł y b y być w o gó le przeprow adzone bez poprzednich obszernych stu- dy ó w dyplom atycznych , któ re je d y n ie mogą pozorn e błędy objaśnić, a nieraz ich źródło odszukać. T e o r y i błędów i ich stronie p s y c h o lo gi cznej poświęcił J. Fick er g łę b o k o przemyślane uwagi w sw y ch B eiträge zur Urkundenlehre t. I, p. 35 i nast. p. t. Erklärung durch Schreibfehler, a w sw ej k rytyce datowań nieprawidłowych szedł tak daleko, że p e wien szereg dat tłumaczył już nie pomieszaniem elem en tów różnej w a r tości, ale wprost świadomą sam owolą kan celaryi (ib. t. I, p. 2 1 9 i nast. Willkürliche Datirung). T a masa, liczona na tysiące, zebranych w y p a d k ó w dato wań niepraw idłowych c z y sam owolnych, objaśnia nas też nieco o braku wrażliwości ludzi średniow iecznych na określenia chronologi czne, do czego u nas z „ L ite s" m ożnaby zebrać dużo pięknych i cie-
kawjmh przykładów. W rażliw o ść ludzi średniow iecznych na s zczegó ły
chronologiczne dokumentów była w zględ nie bardzo niewielka, skoro tak często u nas i gdzieindziej trafiają się je s zc z e i w XIII w. do kum enty bez żad nego określenia ch ronolo gic znego, lub z określeniami niekom- pletnemi, a niektóre kan ce lary e, np. angielska X I I w., w o g ó le nie umie szczały żad nego określenia c h r o n o lo g i c z n e g o l), skoro tyle kancelaryi
np. nie podawało elemen tów ro czny ch naszej ery, lecz lata rządów
władców, co w wielu wj'padkach dziś je szcze nastręcza trudności w
zsze->) Zob.: prześliczną p ra c ę L eo p o ld a D elisle: M ém oire su r la c h ro n o lo g ie d e s c h a rte s de H e n ri II ro i d ’A n g le te rre e t duc d e N orm andie, B ib lio th è qu e de l’È cole d es ch a rtes, t. L X V II, p. 361—401.
S P R A W O Z D A N I A .
115
regowaniu tych dokumentów chronologicznie, a cóż dopiero dla ludzi średniowiecza, skoro tak często zastępowano lata e r y naszej bądź in- nemi obrachowaniami, bądź też najrozmaitszemi określeniami komputy- stycznemi, mającemi z w y k le wartość względną, oznaczającemi tylko rok p ew nego zam kniętego cyklu. Przecież tylokrotnie w wielu kancelaryach istniała zasada, że je d n a część elem en tów po „actum“ (zwykle element geograficzny) odnosiła się do akcyi prawnej, druga (elementy chrono logiczne) po datum do momentu spisania, co i u nas, z pew nym i zmia nami (element geografic zny i roc z n y po „actum “ , element dnia po „da tum“) miało częste zastosowanie w końcu XIII i początku X I V w .1). A wiadomo, że elemen ty dwu tych momentów często ze sobą nie były
w zgodzie, a niejednokrotnie wykluczały się wzajemnie. A mimo to
wszystkie te defekty nie stanowiły dla ludzi o w oczesnych przeszkód, ani p oda wa ły dokumentu w p odejrzenie ,— przecież tak często przyjmo wano z dobrą wiarą akty, które swą stroną zewnętrzną dziś dla ludzi mało doświa dczonych na pierwszy rzut oka przedstawiają się jako fal
syfikaty. C ó ż mówić dopiero o krytery ach wewnętrzn ych, zwłaszcza
tak trudnych do sprawdzenia, jak elemen ty chronologiczne. Jak widzimy i logika i wrażliwość ludzi średniow iecznych w tym kierunku musiały b y ć zgoła inne od naszej, co łączy się ściśle z kwestyą, iż wartość do w o do w a dokumentu nie leżała w je g o dacie, lecz w j e g o znakach wierzytelności. A wartość do w o do w ą przywilejów, do kum entó w o walo rze wieczystym , pragnie zachwiać dr. Bujak, twierdząc, iż „teoretycznie nadania poprzednika nie obowiązują następcy, o ile ich nie zatwierd zi“ . I z tem zdaniem trudno się zgodzić. P r z e ciw n ie (chociaż mó głby ktoś twierdzić, że to spór o słowa), nadany przywilej obowiązywał teorety cznie wszystkich nastę pców (dignum et honestum est, ut quod princi- pum fieri decrevit auctoritas, ratum ac irretractabile perpetuo obser vetur,— i tyle in nych p odobnych areng, tyle korroboracyi o podobnych zwrotach), — praktycznie zapewne· mógł władca nie uznać woli s w e g o poprzednika, ale zaw sze był to gw ałt, było to obalenie istniejącego
praw nego porządku, był to w y p ły w siły, idącej n iera z przed prawem.
·) Z w łaszcza w k a n c e la ry i W ła d y s ła w a Ł o k ie tk a p rz e d r. 1300. W k a n ce la ry i W ła d y sła w a Ł o k ie tk a pó źn iejszej ju ż rzad k o p rz e b ija ją się p o p rz e d n ie zw y czaje k a n c elary jn e w ro zró żn ie n ia ch „actum “ i „datum “. O prócz p rz y k ła dów , k tó re podałem w m ej p rac y na str. 94(18) d o d aję tu jeszcze: Kod. dypl. m ałop. II. 393: A ctum C racovie in die p urificacionis virg. glor. 1327“ i „datum p e r m an u s m agistri F ra n cisc i p re p o s iti W islicien sis et cancellarii C racoviensis q u a rto nonas F e b r u a r ii“, t. j. oba 2 lutego. T u tylko w y ra ź n e ro z ró ż n ie n ie dow odzi, iż elem e n ty m ogły na ro zm aite m o m e n ty przy p ad ać. Inny p rzy k ła d p rze d staw ia nam d o k u m e n t d. d. P o zn ań 1329. 1. I (Kod. dypl. w ielkop. II 1095), gdzie czytam y: A ctum in P o z n a n ia in C ircum cisione Dom ini etc.“ „Datum C ra covie p e r m anus S big n ei cancellarii e t p re p o siti C rac o v ie n sis“. T u pod „da tu m “ m am y w ym ieniony tylko elem e n t g eo g raficzn y , któ reg o w y m ie n ien ie sp o w o d o w an e b y ło n ie w ą tp liw ie zasadą, p rz e z p ro f. S t. K u trz e b ę : U rz ęd y k o ro n n e i n a d w o rn e p. 15 i nast. w y k ry tą , lubo w danym w y p ad k u p rze z tegoż n iew łaściw ie zasto so w an ą (p. 16 uw. 1). Z innych ciekaw ych ro z ró ż n ie ń czasu akcyi p ra w n e j i czynności k a n c e la ry jn e j zob.: Kod. dypl. w ielkop. II, 1131, A kta grodz, i ziem sk. III. 77, Kod. dypl. kat. krak. II. 347, i ciek a w e uw agi, tyczące się tego aktu, F. P iek o siń sk ieg o . P o ró w n aj też sz ereg w y p ad k ó w z XV w., p rzy to c zo n y c h w m ej p ra c y p. t. „ F o rm u ła „ad rela c io n e m “ w kan celary i polskiej 1393—1492“. (P rz e g lą d H isto ry czn y t. XVIII).
1 1 6 S P R A W O Z D A N I A .
O d n aw ian ie przy w ilejów i potwierdzanie ich przez władców nie p ły nęły
z poczucia, by przywilej nieżyjącego w ła d c y nie miał już żadnej w a r
tości dla właściciela, lecz stąd, że obu stronom, przedew szystkiem o c z y wiście uprzywilejowanemu, musiało zależeć na tem, b y przywileje b}dy znane władzy i administracyi, która tylekroć wdzierała się w interesy obd arow anych, g w a łc ą c świadomie lub nieświadomie prawa uprzywile
jowanych. O bda row a ni a pokrzywdzen i udają się ze swymi p r zy w ile
jami do władcy, by uzyskać nietylko no w e przywileje lub potwierdzenie starych, ale rów nocześnie (u nas już w XIII w. da się to skonstatować) otrzymać mandaty, do władz administracyjnych skierowane, zaw ia da miające o prawach, któremi się cieszą, i wzbraniające czynić im krzywdy. W z g l ę d y praktyczne, jak troska o zachowanie przywilejów, potrzeba pro dukowania ich w kilku miejscach równocześnie, trudność przedkładania administracyi przywilejów starych, wreszcie możność pom nożenia przy tej sposobności p rzy wilejów i uzyskania n o w y c h korzyści, to były p o w o d y odnawiania przywilejów, nie zaś teoretyczne ch o ćb y zapatrywanie, że wieczyste przywileje nie mają innej wartości, ja k doczesną, ty lko tak długo, jak długo żyje w}'Stawca.
T a k ie są głów niejsze punkty sporne między mną a drem B uja
kiem. D o ty c z ą one różnych i różnorakich spraw, lubo nie dotykają
prawie tej zasadniczej kwestyi, o którą mi w mej pracy p rze d ew szy st kiem chodziło, t. j. kwest3'i wartości ele m entó w chronolo gic znych w d o kumentach Kazimierza W ie lk ie go . P rzygodnie tylko wyraził k r y ty k swą opinię o grupie dokumentów, odnoszących się do pokoju kaliskiego i ich elementów. O ile chodzi o najczęściej w kancelarjd Kazimierza uży w an e datowanie w e d łu g akcyi prawnej, to stanowisko dra Bujaka ogranicza się faktycznie tjdko do określenia, iż w w y w o da ch mych „ratow ałem “ co można z zasady datowania według akcyi prawnej. C z y ostatecznie z z a sadą tą się zgadza, czy też w jej miejsce inną zasadę wo la łb y posta wić, trudno wywnioskować.
Zn am bardzo dobrze braki mej pracy, płyną one, jak już wy żej powiedziałem, głów nie stąd, iż praca moja, fragment większej całości, nie m o gła zajmować się wielu kwestyami, które na właściwem miejscu d o piero będę m ógł wyjaśnić. Zw racam uwagę, iż chodziło mi tylko o w y j a śnienie wartości elementów chrono lo giczny ch ,— nie miałem zamiaru zu pełnie poruszać wielu zagadnień, łączących się tą drogą z organiz acyą pracy kancelaryjnej. Mam nadzieję jednak, że praca moja na tem nie straciła, uważam, że w wielu wypadkach lepiej wstrzymać się z przed wczesnym sądem, niż w y rzec go, dla pogłębienia rzekomo pracy, w sposób zbyt do ryw czy, zbyt apod yktyczny, niedostatecznie umotywowanjr z braku
bądź miejsca, bądź naw et nieu kończonych badań. R a c y ę istnienia mej
książki, jako całości samej dla siebie, starałem się już wy żej u m o ty wo wa ć !).
STANISLAW KĘTRZYŃSKI.