• Nie Znaleziono Wyników

Uwagi o genezie i zakroju "Kościeliska" S. Goszczyńskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Uwagi o genezie i zakroju "Kościeliska" S. Goszczyńskiego"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Pigoń

Uwagi o genezie i zakroju

"Kościeliska" S. Goszczyńskiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 26/1/4, 23-43

(2)

STA NISŁAW PIGOŃ.

UW AGI O GENEZIE I ZAKROJU „KOŚCIELISKA“ S. GOSZCZYŃSKIEGO.

To, co posiadam y z poem atu G oszczyńskiego p. t. „Ko­ ścielisko“, przedstaw ia się jak budow la niedokończona: jedna izba gotow a i m ieszkalna, n a drugą zaledw ie założona przycieś, i to na jakiś odm ienny w ym iar, nieopodal zaś trochę budulca, częściowo surow ego, częściowo obrobionego, i to znowu w spo­ sób niejednolity. P o eta ogłosiwszy „S o b ó tk ę“, t. j. m ianowicie pieśń I niew ykończonego jeszcze utw oru, — resz tę: frag m enty poetyckie, tudzież n o taty prozaiczne, zaw ierające szkic planu, przechow yw ał pilnie, w nadziei, że wróci kiedyś do dzieła i że zdoła je wykończyć. Nadziei tej nie zrzekł się do ostatnich lat życia. Jeszcze w grud n iu 1873 r. pisał do K. Wł. Wójcic­ kiego o tym poem acie : „W łaśnie pracuję n a d . . . w ykończeniem i zrobieniem całości, której „ S o b ó tk a“ je s t tylko w stęp em “ (rkp). Nie w ykończył jednakow oż n ig d y ; kto wie, czy naw et w ow ym r. 1873 w yszedł poza zam iary pow rotu do pracy po­ etyckiej. Raz przerw any, czy w yczerpany, zapał tw órczy nie buchn ął ponow nie płom ieniem ; budow la pozostała nieukoń- czona.

Kiedy i jak przy stęp ow ał do niej p o e ta ? Nie zostało to jeszcze ustalone z zupełną ścisłością. M ożna się spotkać ze zdaniem г), że stało się to w r. 1833, w ro k po wyjeździe z Tatr. Tw ierdzenie to jed n ak je s t m ylne. Czas pow stania utw o ru p rzesunąć należy o rok w stecz. P ierw szą inform ację o pracy G oszczyńskiego nad poem atem z m otyw ów tatrzań sk ich czer­ piem y z jego „D ziennika Podróży do T atró w “. M ógłby w praw ­ dzie mieć ktoś w ątpliw ość, czy „D ziennik“ ten , w ydany, jak wiadom o, dopiero w r. 1853 i do tego w ydania niew ątpliw ie osobno opracow yw any, może być au tenty czn em źródłem

wia-’) Z d z i a r s k i St . : „Pierw iastek ludow y w poezji pol. XIX w .“. War­ szaw a 1901, str. 172.

(3)

24 I. ROZPRAW Y. — S ta n isła w Pigoń.

dom ości o r. 1832. Bliższe atoli porów nanie jego te k stu ostatecznego z uryw kam i drukow anem i po czasopism ach z r. 1 8 3 5 x) dowodzi, że do w ydania książkow ego rozszerzał w praw dzie a u to r redakcję pierw otną (z r. 1832) ustępam i re- fleksyjnem i zwłaszcza, że w ten sposób podnosił poziom i zm ie­ niał ośw ietlenie daw nych swoich w rażeń, — jednakow oż danych faktycznych „D ziennika“ nie zmieniał. Nam zaś tu taj chodzi w łaśnie o tak ie dane faktyczne. O pierając się więc o „Dziennik P o d ró ży “ przyjm ujem y, że p oeta zaczął pracow ać n a d „Koście­ lisk iem “ w Łopusznej, w czerw cu 1832 r. Rozw iódłszy się tam w dn. 29 czerwca szeroko o wielkich sk arb ach poetyczności, przechow ujących się w przyrodzie i w śród ludu tatrzańskiego, u tysk u jąc, że „dotąd poezja nasza nie d o tk nęła tych okolic, nie położyła na nich tego urok u widom ego, jaki np. w now szych czasach rozlał W. Scott na góry swojej ojczyzny“, d odaje: „W iele na tem traci nasza sztuka, nasza litera tu ra . — „Zaczynaj pierw szy pracę, do której innych pędzisz“, — może mi ktoś powiedzieć, i słusznie. Był to mój głos w ew nętrzny, poszedłem za jego nakazem . Z a c z y n a m , a l e w i e m n a p r z ó d , ż e n i e z d o b ę d ę si<£ n a w i ę c e j , j a k n a p r ó b k ę n i e d o s k o ­ n a ł ą “ 2).

Pisząc te słow a, m usiał był poeta rzeczyw iście stać za­ ledw ie u początku sw ego now ego u tw o ru ; z samem jego tw o­ rzyw em nie był jeszcze zbyt ściśle obznajom iony. Przecież dopiero dn. 26 m aja t. r. z opowieści starej góralki Plew iny objaw ił m u się w swem urocznem pięknie bajeczny św iat T atr, daw ne i rozległe pokłady w ierzeń ludow ych w dziw a fan ta ­ styczne, zaludniające p rzy ro d ę okoliczną. Przez d alszy ciąg p obytu na Podhalu p racow ał G oszczyński dalej nad poem atem , zb ierał do niego szczegóły, a co w ażniejsza, — trw ał w jego atm osferze, poddany urokow i, ogarnięty entuzjazm em tw órczym . Dn. 1 w rześn ia t. r., przew idując, że mu przyjdzie w n et roz­ stać się z Tatram i, zapisuje w „D zienniku“ : „Nie tracę ani jednego dnia, ani jednej chwili. Oglądam, czegom jeszcze nie w idział, odwiedzam , com już p oznał; zw racam na w szystkie stro n y oko, ucho i uw agę. Dusza moja nie zam yka się; wciąż daje się, lub p rzy jm u je; grom adzę do jej skarbca w szystko,

*) Zwłaszcza przekonyw ujące jest zestaw ien ie z ustępam i drukow anem i w „Muzeum D om ow em “ (Warszawa, 1835), gdzie przedrukowano ustępy „D ziennika“ z „Z iew onji“, oraz z „Powsz. Pam iętnika Nauk i U m iej.“, atoli w redakcji odm iennej nieco, bliższej znacznie w ydaniu z r. 1853, ponadto zaś podano ustępy now e. W ydawca „Muzeum“ (F. S. D m ochow ski) rozpo­ rządzał najwyraźniej tekstem oryginalnym , dostarczonym przez autora z rę­ kopisu. Jeżeli nie dla całości, to przynajmniej dla przeważnej w iększości „D ziennika“ trzeba w ięc przyjąć, że pow stał on w r. 1832; bałam utne jest tw ierdzenie (Zdziarski St., 1. c. str. 171), że „został on napisany w okresie tow ianizm u“.

2) „Dziennik Podróży do Tatrów“, w „Dziełach Zbiorow ych“ (D. Z.), III, str. 96.

(4)

I. ROZPRAW Y. — U w agi o genezie i zak ro ju „K ościeliska“ S. G oszczyńskiego. 2 t>

co mi się n a s tr ę c z a ... P rag n ę zatrzym ać, utrw alić tę chwilę, tak w ażną dla m n ie ; ...p ra g n ą łb y m zdobyć się na jak ąś p a ­ m iątkę po niej, po tych m iejscach, po życiu, którem tu p rze­ pędził, — n a owoce z tylu uczuć, w zruszeń, n atchnień, przez które tu przeszedłem , k tó re tu odebrałem . Z a c z ą ł e m j u ż t o d z i e ł o , p r a c o w a ł e m n a d n i e m c o k o l w i e k ; m am id eę główną, m am głów ną osnowę, zbieram szczegóły, a im dalej zapuszczam się w pracę, tem więcej odkryw am bogactw, tem bardziej b lask m ię ich olśniew a. Do niektórych dostałem się, inne dopiero przeczuw am : leżą przed okiem ducha, jak te skarby w pow ieściach góralskich. U j ą ł e m j u ż w s ł o w a , c o m o g ł e m u j ą ć . Ale to na później; jest to mój sk arb w e­ w nętrzny, dla m nie n ajcenn iejszy “ *)·

P raca ta nie tajn a by ła przyjaciołom p o e ty ; wiedzieli oni, — czego a u to r w „D zienniku“ nie powiedział w yraźnie, — że to p raca nad „K ościeliskiem “. Dn. 3 października 1832 r. donosił A. Bielow ski L. N abielakow i: „Muszę Cię też w tem m iejscu zawiadom ić, że Sew er pisze teraz powieść w ierszem pod ty tułem „K ościelisko“ z podań, k tó re tego lata dały m u się zebrać w K a rp a ta c h “ 2). Po tej wzm iance cichną na kilka m iesięcy w ieści o „K ościelisku“. G oszczyński, oderw any od gór obowiązkiem pracy k onspiracyjnej (w yjechał do Lwowa w p ierw ­ szych dniach listopada t. r.), najpraw dopodobniaj przerw ał na czas niejaki tw órczość poetycką. Brakło na nią czasu i swo­ body myśli. Dość przypom nieć, że jest to czas form ow ania Związku D w udziestu jeden. Aż dopiero z początkiem 1833 r., w lutym czy m arcu, chcąc przygotow ać coś do u k ładan ego w spólnie z Bielowskim I tom u „Ziew onji“, w raca do poem atu, ale — w nosząc ze w zm ianki w „Podróży Mojego Życia“, — zajm uje się tylko częścią jego, p rzysposabia do dru ku „So­ b ó tk ę “ 3). Jak o ż isto tn ie pieśń ta u k azała się w I tom ie „Zie­ w onji“, w ydanym w r. 1834.

A teraz, cóż pozostało z tej pracy parom iesięcznej ? Poza drukow aną „S o b ó tk ą“ (t. j. pieśnią I „K ościeliska“, jak to sam poeta zaznaczył w „Ziew onji“) zachow ał się w spuściźnie ręk o ­ piśm iennej poety pokaźny frag m en t (raczej szereg fragm entów ) pieśni dalszej, której, — idąc za n o tatk ą bibjograficzną sam ego poety, — dam y ty tu ł „Grota Dziwożon“ ; pozatem posiadam y sporo notât prozaicznych, odnoszących się do u tw o ru 4). Bliższe

x) D. Z., III, str. 141.

2) Wł. Z a w a d z k i . „Ludwik N abielak, Lwów 1886, str, 48. 3) „Podróż Mojego Ż ycia“, W ilno 1924, str. 76.

4) Rękopis (w archiwum rappersw.) przedstawia się jako fascykulik, złożony z jedenastu kartek, z których k. 1 i 11 stanow ią całość i tworzą okładkę, k. 7—10 tworzą osobny zeszycik, złożony z dw óch półarkusików zgiętych; pozostaje karty luźne. Karty 2 — 6 zawierają notaty prozaiczne, przyczem treść ciągła pieśni drugiej i nast. zaczyna się od k. 4-ej. Karty 7— 10 i część 11 r. mieszczą tekst poetycki. Całość jest odpisem , zrobionym sum arycznie z jakiegoś bruljonu, niezupełnie uporządkowanego. Odpis

(5)

do-26 I. ROZPRAW Y. - S tan islaw Pig o ń .

w ejrzenie w ów rękopis przekonyw a, że zaw iera on rzeczy niezupełnie jednorodne, ani jednoczesne. W rażenie g m atw an iny spotęgow ane jest jeszcze tem , że m aterjał cały p rzep isan y tu został bez należytego poprzedniego uporządkow ania. „Miałem w ręku, — pisze pierw szy w ydaw ca fragm entów , Z. W asilew ­ ski, — narzucony na kilku k a r tk a c h ... p lan p o em atu „Koście­ lisk o “, plan niew ykończony, p rzery w an y luźnem i notatkam i, pom ysłam i do scen, zdaje się, p aro k ro tn ie zm ieniany w robo ­ cie, przyczem a u to r nie w ykreślał pom ysłów zarzucanych. W idać, że poeta siedząc nad temi k artk am i, szu k ał kształtów dla zarysow ującego się w w yobraźni poem atu i próbow ał po­ m ysłów na p ap ierze: jak się to zw iąże? T rudno się w tym planie p o ła p a ć ...“ 1).

Mimo w szystko — spróbujm y.

Jeżeli o fragm ent poetycki chodzi, to poza drobnem i, luźno stojącem i uryw kam i, m ożna tam łatw o odróżnić trzy, z sobą jeszcze nie zw iązane bezpośrednio ustęp y. Pierw szy, najdłuższy (w ierszy 195), podaje najprzód opis g roty i zgrom adzenia dzi- wożon, n aradzających się, co czynić w obec w targnięcia w oko­ lice tatrza ń sk ie w ojsk najezdniczych, poczem n a stę p u je tam 2) scena rozm ow y m iędzy dziw ożoną Kasią, a d aw nym jej ziem ­ skim kochankiem , zbójnikiem , k tó ry się był schronił n a noc do tejże g ro ty ; dziw ożoną w yrzutam i i prośbą sk łan ia zbójnika, by z grom adą sw ą wziął udział w walce górali z w dzierającym się wrogiem . Ustęp drugi (w. 27) zaw iera przem ów ienie i auto­ ch a ra k te ry sty k ę m nicha, trzeci w reszcie je st rodzajem dialogu dwóch niew ym ienionych osób, z których jed n a pokazuje drugiej i opisuje rozciągające się widać przed ich oczym a szczyty T atr.

W śród n o tât prozaicznych zaś łatw o m ożem y odróżnić dwie grupy. P ierw szą stanow ią zapiski różne, p rzepisan e, a za­ pew ne i pisane, bez ładu i składu, zaw ierające szczegóły już to heraldyczne, już też etnologiczne, przew ażnie zaś luźne rzuty pom ysłów, tyczące treści planow anego poem atu. W rękopisie obecnym w ypełniają one k a rty d w ie 8). Do drugiej g ru p y za­ liczam y treść pieśni dalszych „K ościeliska“, sp isa n ą już sy ste ­ m atycznie, m ianowicie pieśni 2 —4 części pierw szej poem atu, a z części drugiej treść jednej pieśni.

Zkolei in teresu je n as w zajem ny sto su nek , zarów no ch ro ­

konany ręką Goszczyńskiego, zapew ne w r. 1833. W ydawca rękopisu (zob. „Kurjer Warsz.“ Nr. 2 9 6 - 2 9 8 z dn. 2 6 —28/X 1900 r.; przedruk w D. Z II), po­ opuszczał szereg ustępów w części prozaicznej, w części zaś poetyckiej w jednem m iejscu zm ienił układ urywków.

’) „Kurjer Warsz.“ Nr. 296 z dn. 26/X 1900 r.

-) Zaznaczyć należy, że tytuliki, jakie przegradzają tekst ten w w y d a ­

niach dotychczasow ych, pochodzą nie od poety, ale od pierw szego w ydaw cy ; w rękopisie tekst jest ciągły.

3) W obec tego, że w wydaniach dotychczasow ych tek st tej w łaśnie części notât w ystępuje zredukow any praw ie o jednę trzecią, uważałem za stosow ne podać go tutaj w dodatku do rozprawki w iernie w edług rękopisu.

(6)

I. R O ZPRA W Y. — U w agi o gen ezie i z ak ro ju »Kościeliska" S. G oszczyńskiego. 27

nologiczny, jak i treściow y, w szystkich tych przekazanych pa- ralipom enów „K ościeliska“1. Spodziew am y się znaleźć w nich w skazówki i przesłan k i, k tó re nam b ędą pom ocne przy rek o n ­ strukcji genetycznej dzieła, ściśle mówiąc, rek ostru k cji planu dzieła, w kolejnych etapach jego w ykształcania się i ro zra­ stania. Że zaś o takiej rek o n stru k cji m ożna tu słusznie i za­ sadnie mówić, na to n a s naprow adza chociażby przytoczony w yżej u ry w ek z „D ziennika“. Poeta p rzyznaje tam w yraźnie, że im dalej zapuszczał się w pracę n ad utw orem , w św iat jego tw orzyw a, tem więcej o d k ry w ał bogactw , a więc bogactw am i tem i tem sowiciej w yposażał treść k ształtującego się dzieła. W nosić stąd wolno już zgóry, że treść ta, rosnąc w bogactw o m otyw ów , p rzeistaczała się także w zakroju swym . Do jakiego zaś stopnia się to działo, o to pytać n ależy w łaśnie owych ręk o p iśm ien n ych pozostałości tek stu .

Już pierw szy w ydaw ca fragm entów rękopiśm iennych, Z. W asilew ski, z a u w a ż y łJ), że ustęp poetycki o grocie dziwożon pow stał widocznie przed „S o b ótką“. Podstaw ę do takiego tw ier­ dzenia dał mu fakt, że w tekście tym głów ny b oh ater, zbójnik, nosi nazw isko G arasz, kiedy w drukow anej „Sobótce“ ta sam a niew ątpliw ie osoba w ystęp u je jako Janosz. S postrzeżenie chro­ nologiczne jest trafn e, choć arg u m en t w ysunięty nie ma mocy pierw szorzędnej. Różnica nazw ań tłum aczyć się może nieko­ niecznie tem , że poeta używ a tu taj tego a tam innego nazw iska, ale i tem m oże, że podaje raz im ię a raz nazw isko rodowe b o h a te ra ; z „S obótki“ przecież w iem y, że śpiew ak Ludek np. b y ł rów nież „z ro d u G aroszów “, a więc że ród taki w owych stronach istniał. Niemniej praw dą jest, że te k s t „G roty Dziwo­ ż o n “ przekazuje nam isto tn ie daw niejszą, zapew ne pierw otną koncepcję poem atu, ró żn ą od tej, k tó rą otrzym aliśm y w o sta­ tecznej, drukow anej red ak cji „S obótki“.

W zględem decydującym o pierw orództw ie koncepcji, b ę­ dącej podw aliną frag m en tu „G roty Dziwożon“, jest fakt, że pieśń ta zo stata skom ponow ana na tle w. XVII. Czas akcji „S ob ótk i“ zaznaczył sam poeta w jednym z przypisków („m y­ ślałem o w. X III“), a jeszcze w yraźniej we W stępie, ogłoszo­ nym w „Z iew onji“, skąd w iem y, że powieść „odnosi się do czasów napadów ta ta rsk ic h za Bolesław a W stydliw ego“ 2). Osnow ą poem atu „K ościelisko“ m iała być podług tego walka górali z T ataram i w w. XIII Tym czasem w „Grocie Dziwożon“

% T atarach niem a ani w zm ianki, m owa zato, i to parokrotnie,

o Szw edach, o groźnej ich broni palnej. „Nas pobudzili grzm o­

‘) „Kurjer Warsz.“, Nr. 298 z dn. 28/Х 1900 r.

2) W skazówka n ieścisła ; trzeci napad Tatarów, o który tutaj chodzi, b ył w r. 1287, t. j. za Leszka Czarnego. Wtedy to Tatarzy dotarli aż do Tatr, obiegli N. Sącz, ale p on iósłszy porażkę, odstąpili. Morawski Sz., który przyjmuje całą opow ieść o k lęsce Tatarów w kościeliskiej dolinie, w iąże ją w ła śn ie z r. 1287 („Sądecczyzna“, Kraków 1863, I 159).

(7)

28 I. ROZPRAW Y. — Stan isław Pigoń.

tem swoich grom ów “ — mówią sobie o najeźdcach dziw ożony; a dziw ożona Kasia jeszcze w yraźniej wzyw a G arasza: „Idź, gdzie S uderm an w ita piorunam i“.

L egenda ludow a, zasłyszana przez p oetę w śród górali, mówiła o jakiejś daw nej wielkiej porażce wojsk najezdniczych, k tóre się zapędziły w T atry, ale co to byli za wrogowie, tego nie staw iała jasno. „Tę klęskę — notuje poeta w „D zienniku“ — w edług jednej pow ieści mieli ponieść Szwedzi, w edług innej T atarzy “ x). Spraw y tej nie można było też rozstrzygnąć, ucie­ kając się o pom oc do historji. Ta bowiem w spom ina o poraż­ kach w tych stro n ach zarówno Tatarów w r. 1287, jak i Szwe­ dów w r. 1655. P o eta mógł wybierać. W ybierał też, ale w wy­ borze sw ym się w a h a ł; za podstaw ę akcji b rał raz ten raz tam ten m om ent.

W edług tego o rjentując się w gąszczu planów i szkiców, pozostałych w rękopisie, otrzym ujem y pierw sze pew ne princi­ pium divisionis: w rozwoju koncepcji „K ościeliska“ m ożem y

m ianow icie w yróżnić dwie form acje: „szw edzką“ i „ ta ta rs k ą “, jed ną planow aną na tle w. XVII, drugą na tle w. XIII. K tóra z nich była w cześn iejsza? Na to, sądzę, odpow iedź jest łatw a. N iew ątpliw ie ta, k tó ra zczasem została zarzucona, a zatem „szw edzka“. Oto pierw szy wniosek, do któ rego dochodzimy w naszych rozw ażaniach: Goszczyński chciał początkow o skom ­ ponow ać pow ieść sw ą na podłożu w. XVII, n a tle panow ania Ja n a Kazim ierza, im puls do niej m iał od w ydarzenia m niej więcej tego, z k tórego później pow stanie „Dziewczę z Sącza“ Rom anowskiego. Od m yśli tej poeta później odstąpił, czas akcji utw oru swego cofnął o cztery wieki wstecz. — Prócz w spom nia­ nych istniała jeszcze, — jak niebaw em zobaczym y, — kon­ cepcja trzecia, kom prom isow a, usiłująca połączyć obie te for­ m acje w jedną, ale w dziejach form ow ania się poem atu nie odegrała ona w iększej roli.

Mając tę w skazów kę w ręku, m ożem y te ra z stosunkow o bez tru d u w prow adzić ład w zachow aną pozostałość ręko p i­ śm ienną „K ościeliska“. W szczególności łatw o stw ierdzić, że plany i n o taty prozaiczne należą w szystkie do form acji drugiej ; o Szw edach niem a w nich ani wzmianki. Poniew aż nie w ydaje się, żeby poeta, sko ro tak sk ru p ulatn ie przechow yw ał i prze­ pisyw ał sobie dro b n e naw et zapiski pom ocnicze do tego poe­ m atu, m iał jak ąś ich część zarzucić czy zniszczyć, poniew aż zatem poza zachow anem i innych planów i szkiców najpew niej nie było, — m ożem y stąd w ysnuć w niosek dalszy, że Go­ szczyński zaczął tw orzyć powieść tę odrazu w form ie w ier­ szow anej, że wizja poetycka w yrażać się zaczęła bezpośrednio w kształcie w łaściw ym .

S postrzeżenie takie nie jest bez znaczenia p rzy ro zp atry ­

(8)

I. ROZPRAW Y. — Uwagi o genezie i z ak ro ju „K o ścielisk a“ S. G oszczyńskiego. 29

w aniu tw órczości G oszczyńskiego, u którego proces realizacji n a tc h n ien ia rzadko dokonyw ał się drogą spontanicznego w y­ lewu, ale zaczynał się raczej od kalkulacyj, planow ań, szkiców; tyle ich w szak zostało w spuściźnie rękopiśm iennej — niew y­ konanych. Poem at „K ościelisko“, początkowo przynajm niej, po­ w staw ał w form ie odrazu ostatecznej. E ntuzjazm twórczy, k tó ry go w ydał, działał odrazu i gw ałtow nie, jak wybuch. Zgadza się to dobrze z tym stan em radosnego podniecenia in sp iracy jn eg o , jakiem u sam poeta dał św iadectw o w spółczesne w „D zienniku P odróży“ ; m ówiąc o im pulsach owej chwili, w yznaje, że nie w ziął ich „z książek, natężeniem zimnego rozu m u; podało mi je życie otaczające mię tu taj, przyjąłem ożyw iony, ro zeg rzany czuciem, m iłością i odtąd coraz mi ich więcej p rzy b y w a “ *). Tak żywiołowy pęd poezji ogarnął był G oszczyńskiego przedtem , o ile nam wiadomo, raz tylko, przy tw orzeniu „Zam ku K aniow skiego“, kiedy to — w edług „nieza­ tartej p am ięci“ M. G ra b o w sk ieg o 2) — „praw ie codzień .. nie­ jasn e dotąd i m dłe żywioły poetyczności m iejscow ej i obycza­ jowej u k raiń sk iej w cielały się w żyw e p o sta c ie “ poem atu.

A tera z spraw a dalsza. T reść fragm entu o grocie dziwożon św iadczy dostatecznie jasno, że nie mógł on być początkiem , że owszem był dalszym ciągiem tw orzonego poem atu, że po­ przedzać go m usiała jak aś część w cześniejsza, w planie kom ­ pozycji zarów no jak w czasie pow stania. P o stać zbójnika Ga- rasza, — jak w idać: postać poem atu głów na, — dana jest tutaj jako gotow a i z n a n a; poeta jej nie w prow adza, nie cha­ ra k te ry z u je w stępnie, widać że już był w cześniej opowiedział koleje życia, k tó re tego ju n ak a doprow adziły do zbójnictw a. P odobnie w szystkie a n te rio ra sto su n k u jego do Kasi, dawnej kochanki, obecnie dziw ożony, tra k tu je się tutaj jako rzeczy d ostatecznie znane. Jednem słowem, nie od „G roty Dziwożon“ zaczął G oszczyński pisać „K ościelisko“ ; w cześniej pow stać m u siała pieśń poprzednia, niew ątpliw ie pierw sza poem atu, k tó ra — rzecz jasn a — była skom ponow ana rów nież na tle w. XVII, w form acji „szw edzkiej“.

Inaczej mówiąc, m usim y p rzyjąć, że istn iała jakaś, nie dochow ana do dzisiaj, p ierw iastkow a red ak cja „Sobótki“, od dzisiejszej może i niew iele różna, w każdym bądź razie osnuta na tle w ydarzeń z r. 1655. Zm ieniw szy plan całości, poeta, — czy to jeszcze na Podhalu, czy raczej m oże w M ostkach z począt­ kiem r. 1833, kiedy przygotow yw ał te k st dla „Ziew onji“, — przerobił redakcję pierw o tn ą pieśni, zharm onizow ał ją z u sta ­ lonym ostatecznie pom ysłem „K ościeliska“. Niemniej jednak m ożnaby odszukać w redakcji drukow anej pew ien ślad daw ­

9 D. Z. III, 142.

(9)

30 I. R O ZPRA W Y. - Stan isław P igoń.

niejszego ujęcia treści. Tak np. opow iada tam sta ry Kiczora o sw ych podróżach po św iecie:

w idział ja za młodu N iem ało ludzi, niejedną epokę,

Kiedym przemierzał szlak do Carogrodu, Gdzie się już morze zaczyna głębokie.

(w. 316 n.)

Szczegół ten o w ypraw ie górala z T atr do C arogrodu, możliwej ostatecznie w w. XVII, ale niepraw dopodobnej zu­ pełnie w w. XIII, je st tu zapew ne pozostałością z poprzedniej redakcji.

Jeżeli ted y przyjąć, że istniała pieśń I poem atu w p ier­ w otnej redakcji, to m ożna się będzie zgodzić, że to, co w rę ­ kopisie zostało z poem atu, frag m en t „G roty Dziwożon“, jest fragm entem pieśni II. Ja k zaraz zobaczym y, pieśń ta w rozw oju akcji daje b ezpośredni dalszy ciąg: przedstaw ia, co począł zbójnik, oddaliw szy się z obrzędu sobótek. N aw et następ stw em czasu łączą się obie pieśni bezpośrednio : pierw sza działa się o zm roku, w drugiej nato m iast m am y początek nocy: „M iędzy góram i noc padła g łę b o k a ...“ W ten sposób dochodzim y do przekonania, że pierw o tn a redakcja poem atu posunięta była w stępnym im petem tw órczym dość znacznie, m iała pieśń pierw ­ szą całą i pokaźną część pieśni drugiej.

Jakżeż więc przedstaw iała się treść u tw oru w tak zam ie­ rzonej koncep cji? Zanim spróbujem y odpowiedzieć na to py­ tanie, m usim y w pierw rozstrzy gn ąć kw estję in n ą: Jak aż m ogła być głów na osnow a ideow a poem atu, jakaż m yśl przew odnia nadaw ała mu naczelny sens istn ien ia? Otóż dw ie tak ie idee m a­ cierzyste dadzą się uchw ycić w poem acie G oszczyńskiego, obie niew ątpliw ie w spółczynne od sam ego początku tw orzenia. P ierw ­ szą ujaw nił sam a u to r w „D zienniku Podróży “ : była nią chęć poetyckiego opracow ania św iata fantastycznego Tatr. Istotnie, z całego odrębnego św iata w rażeń, któ ry się nagle objaw ił w górach tem u przybyszow i z U krainy, fan tasty k a T a tr nale­ żała do w artości najgłębiej odczutych. „Goszczyński do tego m iał specjalne usposobienie — zauw aża trafn ie K. T e tm a je r1)·— Ta stro n a duchow ego życia Podhalan zajęła go przed ew szy st­ kiem , ta go znalazła w yjątkow o u sp osobionym “. Ją też z ap ra­ g n ął on w yrazić poetycko jak najpełniej, z najw iększym pie­ tyzm em . D ostatecznie jasno w yraził on to sam w przytoczonych już poprzednio uryw kach.

Ale oczywiście w iernością folklorystyczną nie m ógł się Goszczyński zadowolić. T utaj, jak i ongiś w „Zam ku K aniow ­ sk im “, stał on na stanow isku, w yrażonem przez przyjaciela z lat m łodych, G rabow skiego M., że cudow ne pom ysły ludow e w inny być w prow adzane do poezji w jakiejś m yśli wyższej,.

(10)

I. ROZPRAW Y. — Uwagi o gen ezie i zak ro ju „K ościeK ska“ S. G oszczyńskiego. 3 1

m oralnej czy filozoficznej1). W tym też sensie sam poeta mówi w „D zienniku P o d ró ży “ o „idei głów nej“ pow stającego utw oru, że ją już m a u stalo n ą. Ideę tę nietru dn o odkryć jako jed n ą z głów nych isto tn ie osi k o nstru k cyjn y ch w planie całego dzieła. G oszczyński m ianow icie chciał pokazać w sw ym utw orze, jak w prostej i tw ard ej duszy górala rodzi się i dokąd w znieść się m oże uczucie p atriotyczne, ja k działa w nim obudzona wola ofiary z siebie dla spraw y ojczystej. Idea ta przyśw iecała przecież naów czas G oszczyńskiem u jak gw iazda przew odnia w działalności tak że społeczno-politycznej, była w ytyczną życia. C harak tery sty czn e jedn ak je st dla auto ra „Zamku K aniow skie­ g o “, że i w now ym poem acie za b o h atera obierał sobie zbójnika, jednostk ę skłóconą ze społeczeństw em w sk utek tajem niczego, w młodości fatalistyczn ie doznanego nieszczęścia, a więc zgorzk­ niałego i obolałego sam otnika- „k o rsarza“, człowieka o potężnej indyw idualności, k ierującego się poryw am i i wogóle chadzają­ cego w życiu krańcam i. Na jego przykładzie m iało się okazać w poem acie, jak rozbójnik i m orderca szlachetnieje, przeistacza się m oralnie w rozgorzałym ogniu ofiary za zbiorowość.

Zobaczm yż teraz, jak poeta wciela te ideow e w ytyczne w tok pow ieści o zw ycięstw ie góralów nad Szw edam i? P ier­ w otna pieśń I poem atu, jak się już rzekło, treścią nie odbiegała zapew ne daleko od dzisiejszej redakcji „S obótki“. Na tle z a b y t­ kow ego obrzędu lu d o w e g o 2), którego piękno zaznaczył by ł Goszczyński już w „Zam ku K aniow skim “, zarysow ał w niej poeta głów nych b ohaterów swego poem atu, w treść opow iadań przy o gnisku sobótki w plótł szereg m otyw ów w ierzeniow ych góral­ skich, zwłaszcza o — potrzebnych, widać, dla dalszej akcji — dziw ożonach i o m nichu, w reszcie zaw iązał węzeł spraw y szer­ szej, narodow ej, staw iając górali pod grozą nieprzyjacielskiego najazdu. W szystkiem u przygląda się i p rzysłuchuje h e rsz t zbójników, G arasz, który, w spom ina swe daw ne życie w śród ludzi, swą tragicznie przerw an ą a dotąd niezapom nianą miłość, ale ani w zabaw ie, ani w przygotow aniach w ojennych górali nie uczestniczy, obojętn y dla zbiorowości, z której się niegdy ś w yłączył, nie podziela ich radości ani trw óg.

Po sobótce, kiedy lud zbroi się przeciw Szwedom, on u suw a się spokojnie ze sw ą grom adą do niedalekiej pieczary podziem nej — na spoczynek. Była to w łaśnie g rota dziwożon w M ałogórze nad Łopuszną. W ten sposób w eszliśm y w łaśnie

*) T r e t i a k J.: „Bohdan Z alesk i“, I 303.

a) Zostawiam y tu na uboczu kw estję, czy Goszczyński rzeczyw iście na Podhalu „nie m ógł sie spotkać z sobótką jako z obrzędem św iętojańskim “, czy obraz jej w prowadził do poem atu naprawdę tylko „dla w alterskotow - skiego efektu“ (Z. W asilew ski, l. c , Nr. 296). Warto w szelako zwrócić uw agę, że — jak się już rzekło, — poeta zaczął pisać pieśń I utworu pod koniec czerw ca, t. zn. w łaśn ie w okresie sobótek, jakby pod ich urokiem. Por. też Krćek Fr.: „Sobótka w G alicji“. („Lud“ 1898 r.).

(11)

32 I. ROZPRAW Y. - S tan isław P igoń.

w tre ść zaczętej pieśni II. Miała ona przedstaw ić pomoc św iata nadprzyrodzonego, w yśw iadczoną góralom broniącym w łasnej ojcow izny przed n ajeźd cą; pomoc tak ą po stanaw iają dziw ożony na n arad zie podziem nej W zw iązku z tem jedna z nich, w ła­ śnie daw na ziem ska kochanka G arasza, idzie doń, żeby go nakłonić do uczestnictw a w zbliżającej się walce. Ostro mu w yrzuca jego dotychczasow e zdrożne życie i obojętność na losy w spółbraci:

Jak zwierz rozbijasz po twojej dziedzinie, N iew innych ludzi krew po tobie p ły n ie ... Dusza jak piekło, serce jak opoka. . . ...T w o je szczęście być puhaczem lasów , A m ęstwo — łupić bezbronnych ju h a só w . . . Nie taki byłeś, kiedy cię kochałam !

Pod w pływ em tych w yrzutów n astęp u je w duszy G arasza przem iana. Nie m ożna zataić, że n astęp u je zbyt łatw o i że wogóle p oeta nie zdołał należycie odtw orzyć m om entu przełom u duchow ego, ująć go dostatecznie głęboko i oddać całą złożoność procesu, zachodzącego w bohaterze ; zaledw ie go w p a ru w ier­ szach głucho zaznaczył.

Na tem u ry w a się właściwa treść frag m en tu ; luźny ury w ek dalszy, z przem ow ą m nicha, nie został zw iązany z tokiem akcji, a o statn i, pozostały szkic dialogu oddaje bodajże rozm ow ę G ara­

sza z K asią, która, zapew ne z otw oru groty w M ałogórze, ukazuje m u głów ne szczyty ta trz a ń s k ie *), w idniejące przed nimi w po­ św iacie księżyca. Z częścią poprzednią pieśni frag m en ty te zw iązać się bezpośrednio nie dają. Niemniej m ożna się czę­ ściowo dom yśleć dalszego biegu w ypadków , m ających nastąpić w tej redakcji poem atu : Resztę pieśni II w ypełniłyby zapew ne dalsze w ystąpienia istot nadprzyrodzonych (również m nicha), m oże jakieś próby porozum ienia się ich z obozem górali co do dalszego postępow ania. Pieśń III, być m oże: ostatnia, zaw arłaby obraz przeb ieg u bitw y, ciężkiej zapew ne, ze zm iennem szczę­ ściem prow adzonej, dla górali początkowo nieszczęśliw ej, ale o stateczn ie zakończonej walnem zw ycięstw em nad Szw edam i, odniesionem niew ątpliw ie za b ezpośrednią spraw ą G arasza.

Na czem m iał się zasadzać ten jego decydujący udział w zw ycięstw ie, trud n o powiedzieć. Z odezw ania się Kasi n a le ­ żało b y wnosić, że w sam ą walkę G arasz się nie w m iesza:

Ni tyle naw et nie pójdziesz na wroga, Tylko tw ą czeladź góralom poślem y.

Jeg o natom iast czekała, widocznie jak aś służba jed n o st­ kowa, tru d n a. Kasia przygotow uje go do niej przysięgą, „że kiedy zechcę, pójdziesz aż do p iek ła“. Przez jaki to trud i za jak ą

1) Możnaby sądzić, że pisząc ten ustęp, Goszczyński nie znał jeszcze d ostatecznie Tatr w ysokich; nazw szczytów w uryw ku nie podaje, zastępuje je kropkami.

(12)

I. ROZPRAW Y. — U w agi o genezie i zak ro ju „K ościeliska“ S. G o szczy ń sk ieg o . 33

c e n ę (zapew ne za cenę ż y c ia )x) dojść m iał G arasz do zupełnej ekspiacji za sw e zbrodnie, jak m iała się przedstaw iać ta jego oczyszczająca ofiara za zbiorowość, — tru d no odgadnąć. P ew ne je st tylko to, że ofiara m iała być jednorazow a i że nie była nią jeszcze w ypraw a do Ducha D unajca przez pieczarę w ko­ ścieliskiej dolinie.

Czas bow iem zaznaczyć, że ta redak cja poem atu n iew ą t­ pliw ie z Kościeliskiem nie m iała jeszcze nic w spólnego. Nic, a w ięc naw et ty tu łu . Poem at m iał się pierw otnie n azyw ać jak o ś inaczej. Dowodem decydującym jest tu wzgląd, że za te re n akcji obrał tam poeta miejscowości (najlepiej sobie znane) położone daleko od K ościeliska; Łopuszna, Maniowa, W yżnia, T urnia, Kluczki, — w szystko to leży na północnym k rań c u doliny now otarskiej, m iędzy Czorsztynem a Nowym T argiem . Bitwa głów na z najeźdcą tutaj gdzieś m iała się odbyć, za­ pew n e na zboczach W yżni, a nie w odległej stąd o d ob ry ch kilka mil (30 km. w linji pow ierznej) dolinie kościeliskiej. M otyw doliny tej napew no nie wchodził jeszcze w plan p ierw o tn y poem atu. Zgodzić się na to m ożem y łatw o, boć przecież poeta w lecie r. 1832, gdy pracow ał już nad tym utw orem , doliny kościeliskiej ta k dobrze jak nie znał. Zrobił w praw dzie do niej wycieczkę w m aju t. r. razem z B. Zaleskim i St. W orcelem , ale z pow odu przy krej słoty i śnieżycy mało co i m ało kogo tam wi­ dział, a zabaw ił zaledw ie dzień je d e n 2). W łaściwie poznanie oko­ licy nastąpiło dopiero w drugiej połowie s ie rp n ia 3). W y p raw a ta rozciągnęła się na kilka dni, urozm aicona szeregiem w ycieczek aż ku w ęgierskiej granicy. W tedy to Goszczyński n a p a trz y ł się szczególniejszem u pięknu tego u stro n ia T atr, n a słu c h a ł się od juhasów powieści o Janosiku i legend zw iązanych z różnem i szczegółam i tere n u . W obec tych w rażeń dopiero zbłakło mu piękno Podhala z okolic Łopusznej. Te więc stro n y a nie tam te za p rag n ął teraz uśw ietnić w poezji, obrać za teren akcji dla sw ego pow stającego poem atu.

W pierw szym poryw ie gotów był poeta przeprow adzić to bardzo rady kaln ie. N otaty prozaiczne p rzekazały pom ysł, żeby sam p u n k t wyjścia akcji przenieść do Kościeliska. W edług tego h e rsz t zbójników chroniłby się nie do g ro ty dziwożon w M ałogórze, jak było we fragm encie poetyckim , ale do g ro ty nad doliną kościeliską (w południow ej ścianie U płazu); sły szał G oszczyński od juhasów , że ją zbójnicy wykuli w litej skale i porobili w niej okna ze w spaniałym widokiem na T atry , sam ją też oczywiście zw iedził podówczas. W edług tychże n o tât cała naw et akcja pieśni I, palenie sobótki, m iałaby się

*) W notatkach <zob . Dodatek > znajdujemy zaznaczony pom ysł, że Janosz „zostanie kościeliskiem < t. j. k ośd otru p em > , błądzącem na pobojo­ w is k u “ W edług tego w ięc m iałby on zginąć na polu bitwy.

2) D. Z. III, 39.

3) Tamże, str. 128—137.

(13)

34 I. ROZPRAW Y. - Stanisław Pigoń.

odbyw ać rów nież n a tejże dolinie. Planu tego jednakow oż poeta nie przeprow adził; w drukow anej redakcji „S obótki“ nie p rze­ mieścił akcji, która się po daw nem u odbyw a na zboczach W yżni. W ielka przem iana planu bowiem, k tórą rychło widać przepro­ wadził, pozwoliła mu, bez zm iany akcji w pieśniach po­ czątkow ych, przenieść w ydarzenia późniejsze, decydujące, w głąb T atr, w łaśnie na dolinę kościeliską i w jej okolice. To

też dopiero od tego m om entu ty tu ł „K ościelisko“ mógł się nasunąć poecie jako właściwy i uzasadniony dla tak pojętej całości. W szystko to jed n ak : zm iana planu i zm iana ty tu łu mogło się dokonać co najw cześniej po ostatnich dniach sie rp ­ nia 1832 r., po pow rocie poety z wycieczki do Kościeliska.

P rzy jrzy jm y się teraz zkolei założeniom i rozpiętości nowego planu, drugiej form acji pom ysłu. J a k się dokonała ta w ielka przem iana, jakaż b y ła jej przyczyna spraw cza? O jednej z przyczyn już się tu w spom niało: to owa zam iana Szwedów na Tatarów , w ieku XVII na XIII. Ja k do tego do szło? Zdaje się, że dość poprostu. N iekoniecznie trzeba się tu dopatryw ać podniet program ow ych: rom antycznego pociągu do śred nio ­ wiecza, czy t. p. Działała tu dostatecznie zw ykła zasada u praw ­ dopodobniania fikcji. Poeta, w yznaczając w akcji swego u tw o ru tak znaczną rolę św iatu fantastycznem u, dziwom, duchom i upiorom , owym „niew idom ym siłom “, co „grały w id o m ie ... i pilnow ały człow ieka jak dziecka“, oczywiście rozum iał, że w spółdziałanie to w yda się tem naturalniejsze, im dalej będzie odsunięte w czasy pierw otne, im bliższe będzie zarania dziejów. P rzyjm ując ponadto, że ten baśniow y św iat duchów podziem ­ nych tw orzą dawni pogańscy bogowie słow iańscy, którzy u stę p u ­ jąc przed zw ycięskiem chrześcijaństw em , pokryli się pod ziem ię w niedostępnych p iec z a ra c h 1)»— m usiał i z tego powodu zbliżyć akcję powieści ku czasom nieodległym od w prow adzenia chrze­ ścijaństw a. Dość było tych racyj, żeby z dwóch m om entów dziejowych, podanych przez legendę dla głów nego zrębu treści, wybrać, — po rozejrzeniu się w c h arak terze poem atu, — raczej daw niejszy: zarzucić pom ysł trak to w an ia najazdu szw edzkiego na rzecz tatarskiego. To też na ta k ą zm ianę decyduje się poeta łatwo.

Przez czas jakiś żywił on w praw dzie zam iar kom pro­ m isowy (pow zięty już na tle drugiej form acji, więc dopiero w jesieni 1832 r.), żeby oba te m om enty skojarzyć ze sobą. Z najdujem y w n otatach prozaicznych pom ysł, że na kościeli­ skiej dolinie góralom , strw ożonym w ieścią o zajęciu Nowego Sącza przez Szwedów, w ędrow ny kobziarz śpiew a pieśń o po­ rażce T atarów w onych m iejscach i w te n sposób zachęca do zbrojnego przeciw staw ienia się naw ale szwedzkiej. W edług tego w ypadałoby, że w tok pieśni I zostanie w su nięta

(14)

I. RO ZPRA W Y. — U w agi o genezie i zak ro ju „K ościeliska“ S G oszczyńskiego. 35

istna opowieść, b allada ry cersk a z daw nych dziejów. Pom ysłu tego jednakow oż p o eta nie podtrzym ał, nie usiłow ał n aw et zrealizow ać takiej szufladkow ej kom pozycji swej powieści, ale całą akcję (sobótkę, pieśń kobziarza i sam ą bitw ę) przeniósł w yłącznie na tło w. XIII. U suw ał sobie w ten sposób z drogi niew ątpliw ie sporo trudności, w myśl zasad y: non bis in idem.

N atom iast tak a g en eraln a zm iana czasu akcji w całym poem acie nie była w gruncie rzeczy zbyt tru d n a do przepro­ wadzenia, daw ała się uskutecznić drobnem i przekształceniam i i przesunięciam i tek stu już gotowego. W każdym zaś razie nie w ym agała przegrupow ania ani naw et rozszerzania ogólnego planu całości: w bitw ie ze Szwedam i czy T ataram i jednako przecież m ógł zbójnik pośpieszyć z pomocą góralom i dokonać aktu ekspiac i za swe przew iny. Jeżeli zatem poeta zdecydow ał się utw ór swój, pierw otnie krótki, o trzech zapew ne pieśniach, rozszerzyć w zam ierzeniu co najm niej w dwójnasób, — to m usiał mieć do tego podnietę w jakiejś innej idei, czy w jakim ś nowo się w yłaniającym kom pleksie treści. Ideę tę, jak i nowo włączone elem enty treści, m ożem y rozeznać w prozaicznych notatkach, szkicujących dalszy bieg zam ierzonej akcji poem atu. Spisał je poeta w tenczas, gdy nowy zarys dzieła stał mu już jasno przed oczym a duszy w ostatecznem u jęciu ; do nich to zapew ne odnosi się zw rot w „D zienniku P odróży“ z dnia 1 w rześnia: „Ująłem już w słowa, co m ogłem ująć. A l e to n a p ó ź n i e j ; je st to mój sk a rb w ew nętrzny, dla m nie naj­ cenniejszy“. N otaty te są więc dla nas wyrazem ostatniej fazy form ow ania poem atu, podają nam zarys ostatecznego jego k ształtu, są niejako testam entem „K ościeliska“.

Ideą m acierzystą tej fazy, głów ną podnietą do obecnej przem iany k o nstrukcji była m yśl, żeby podnieść napięcie h ero ­ izm u w poem acie, w ydźw ignąć b oh atera na wyższy stopień chw alebnego pośw ięcenia się na ra tu n e k rodaków . Poecie w pew nym m om encie w ydało się niedostatecznem , że Janosz dowiedzie swego odrodzenia się i obudzenia narodow ego jedno­ razow ym aktem bohaterstw a, więc, że n aprzykład w bitw ie udziału nie wziąwszy, jakim ś osobliw szym zabiegiem u ra ­ tuje górali, albo znów że na sam ej tylko bitw ie skończy sw ą zasługę. D ostrzegł on też, że aktow i tem u trzeba stw orzyć w powieści odpow iednie tło, dać tak ą sytuację, w której w y­ stąp iłb y on oczywiście jako decydująco i jedynie zbawczy, w której więc los całej sp raw y zaw isłby w yłącznie od tego tylko aktu. W tym celu należało uczynić położenie górali, walczących z wrogiem , szczególnie trudnem , niem al rozpaczli- wem. Inaczej mówiąc, trzeb a było tak rzeczy ułożyć, żeby bitw a z T ataram i skończyła się dla górali już to k lę s k ą 1), już

’) Por. w notatach (Dodatek) zapiskę: „Na polach Ludzimierza i Krau- szow a Tatarzy p o b i t y m g ó r a l o m ucinają uszy“.

(15)

36 1. ROZPRAW Y. — S tan isław Pigoń.

też żeby była nierozegrana, a jeżeli zw ycięstw em , to zbyt drogo okupionem .

W takim jednakow oż razie należało się zgodzić, że w poe­ macie b ędą dwie bitwy, z których drug a dopiero przyniesie zw ycięstw o decydujące, pogrom T atarów zupełny. To zaś wy­ m agało zmiany, a zwłaszcza rozszerzenia planu całości. Janosz w obu tych bitw ach m ógł wziąć udział, czynnie przyłożyć się do dobra ogólnego, aczkolw iek z ró m e m n atężen iem : w pierw ­ szej odznaczyć się m ęstw em , chociaż przedniem , niem niej jed- nem z wielu, ludzkiem , w drugiej n atom iast nadzw yczajnem , w yjątkow ern. Tak po szczeblach w znosiłby się do o łtarza ofiary, na którym w całopaleniu złożyłby swe życie za rodaków . W ten sposób, m ożna powiedzieć, tw orzyła się pew na analogja do sytuacji z „K onrada W allenroda“ : I tam , dopóki m ożna było służyć ojczyźnie w zwykłej kolei w ypadków , — K onrad służył w ytrw ale i dzielnie, w uporczyw ych w alkach z K rzyżakam i rozw ijał całe swe m ęstwo. Ale gdy przyszła sytuacja dla Litw y beznadziejna, gdy jeden tylko pozostał środ ek: ofiara całopalna jednostki, rzucił się w nią bez zastrzeżeń.

Jeżeliby zaś ekspiacja Janosza m iała się dokonać na dwóch niejako stopniach, tedy nie m ożna było obu poprzedzać tą sam ą podnietą, owym im pulsem przychodzącym ze św iata nadprzyrodzonego przez Kasię - dziwożonę. Należało go za­ chow ać oczywiście tylko dla m om entu w yższego, związać go z ofiarą drugiego stopnia, wmieście dopiero gdzieś pod koniec utw oru. Stąd w yniknęło, że to, co poeta zaczął pisać jako pieśń II, w zm ienionym planie nie mogło pozostać pieśnią d ru g ą ; trzeb a więc było pisanie jej przerw ać i inaczej u g ru ­ pować rozwój w ypadków : m ianow icie zaraz po pieśni I dać obraz bitw y, zakończonej w ątpliw ym sukcesem górali. Jakoż isto tnie w ostatecznym planie prozaicznym pieśń d rugą „Ko­ ścieliska“ w ypełnia bitw a na W yżni, po której oddział T atarów u stą p ił pokonany, ale i wódz górali, Kiczora, sam ran n y , cofa się rów nież i zbiera siły do dalszej walki. W bitw ie tej wziął udział — najw yraźniej s a m o rz u tn ie 1) — Jan osz ze swą gro­ m adą, uderzeniem na wroga w stosow nym m om encie u ratow ał górali od stanow czej klęski, ale i sam został ciężko ran n y .

T eraz dopiero, gdy ludzkie siły nie starczyły, m ają przyjść z pomocą góralom siły niew idom e; opis n a ra d y dziwożon, o r­ ganizow ania tej pomocy nadprzyrodzonej, m iał w ypełnić treść p ieśni I I I 2). W pieśni IV górale p rzy stę p u ją do w ypełnienia

h W ten sposób pom inął teraz poeta m otyw, dużą odgrywający rolę w planie poprzednim : proces przełam ywania się w duszy bohatera pierw ot­ nej obojętności dla sprawy zbiorowej. Porzucał go on zapew ne tem chętniej, że i w pierwszej redakcji — jak w idzieliśm y — n ie zdołał wyrazić go arty­ stycznie w stopniu należytym .

-) Miał poeta pew ną trudność w ujęciu zasadniczego stosunku tych

(16)

I. R O ZPR A W Y . — U w agi o genezie i z ak ro ju „K ościeliska“ S. G oszczyńskiego. 87

nowego p lanu w ojennego, planu powziętego niew ątpliw ie za przyczyną podziem nych duchów opiekuńczych. W treści tej pieśni czytam y w zm iankę o jakim ś tajem niczym m nichu Cy­ stersie, odbyw ającym n arady z K iczorą; w szystko przem aw ia za tem , że widziadło m nicha, objąw szy w pieśni III główne kierow nictw o sp raw y , objawiło się tutaj w ciele ludzkiem , żeby w w iązać zastęp górali w swe plany. Plan zaś zasadzał się na tem , że górale, cofając się w głąb Tatr, zw abiają T a­ taró w n a te re n najdogodniejszy, w łaśnie w wąwóz kościeliski, gdzie zjednoczone siły ludzkie i nadludzkie w yniszczą ich zu­ pełnie.

W ła śn ie; i nadludzkie tak ż e ; duchy ziemi i żywioły p rzy ­ rody obrócą się przeciw ko najeźdcy. Jed n akże dla sprow adzenia tej pom ocy żywiołów potrzeb n e jest pośw ięcenie się całkow ite jednego człow ieka; tu w łaśnie zaczyna się rola Janosza. Jego ofiara zdecyduje tu taj o pow odzeniu całej spraw y. Dla przed­ staw ienia poetyckiego ofiary tej i jej skutków skom binow ał poeta w łasne swe przeżycia z danem i legendy. Legenda, m ó­ wiąc o klęsce T atarów poniesionej w T atrach, dodaje, że p rzy­ czyniła się do niej burza. Szczegółu tego nie zapisał Goszczyń­ ski w praw dzie w „D zienniku“, ale m ógł go słyszeć, jak nie­ wiele co później słyszał Szczęsny M orawski, k tóry go też przek azał: m ówiąc o oblężenia C zorsztyna przez Tatarów w r. 1287 i o ich klęsce, dodaje: „Bitwa była pod górą Rogacz, b urza z piorunam i p rzyszła Polakom z pom ocą“ l). Inna znowu

legenda m ówiła o tem , że bu rzę w Tatrach m ożna wyw ołać w pew ien szczególny sposób. U słyszał ją Goszczyński, ściśle już zlokalizow aną, w łaśnie podczas sierpniow ej wycieczki do kościeliskiej doliny. Przyw iązana ona tam jest do źródeł Du­ najca i do głębokiej pieczary pod P isaną, z której ten potok w ypływ a. Pieczara jest głęboka i tru d n o dostępna. „Niektórzy tw ierdzili — pisze o niej Goszczyński — że tem podziem iem trz y dni i trz y nocy iść potrzeba, aby dojść do ź r ó d ła ... Inni nakoniec zapew niali, że szp eran ie po pieczarze obudzało ducha,

w kroczenia ich w sprawy ziem skie, przyjścia z pom ocą zagrożonym góralom. Początkow o (w pierw szej redakcji) pojm ował on dziw ożony jako istoty lu­ dziom życzliw e i stąd odrazu nastaw ione wrogo przeciwko najeźdcom, którzy:

Ważą się gw ałcić m acierzystą ziem ię, Przyszli w ygubić rodzinne nam p le m ię ... Biada przybyszom dalekiej krainy, Że śm ieli napaść nasz lud ukochany !

Jednakow oż sum ienie etnologa nie pozw oliło poecie zapom nieć, że lud uw aża istoty te za w rogie sobie, boi się ich złośliw ości. Fakt ten tłu­ m aczył sobie Goszczyński później naw et w osobnej notatce (zob. Dodatek). To też w drugiej formacji pom ysłu przedstawia ostatecznie rzecz tak, że dziw ożony mszczą się na Tatarach w łasnych krzywd, karzą ich za to, że zabili króla w ężów , to znow u że p ow iesili m nicha i przeszyli go stu strzałami,

(17)

38 I. ROZPRAW Y. — S tan isław Pigoń.

m ającego tam swoje siedlisko, któ ry w gniew ie spuszczał na dolinę chm ury i u lew ę “ J).

Trudnościam i i fantastycznością tą pociągnięty, Goszczyń­ ski d w ukrotnie w ypraw iał się w głąb pieczary, doszedł naw et dość daleko i doznał niezapom nianych w rażeń. Bardzo szcze­ gółowo opisał też w ypraw ę tę w „D zienniku“ ; choćby u ryw ek opisu w arto tu taj przytoczyć: „ . . . G r u b e ciem ności otoczyły m nie dokoła. B ałw any wody za każdym krokiem silniej ude­ rzały i huczały głośniej, — stanąłem na chwilę. H uk podziem ny, daleki, m ocniejszy od szum u tłukącej mię po nogach fali, mie­ szan in a tysiąca najsprzeczniejszych tonów, m uzyka dzika, prze­ raźliw a, jakiej nic podobnego w życiu m ojem nie słyszałem , niby echo oddalonego piekła, ogłuszyły mię napraw dę. Mimo­ w olnie uległem groźnem u w rażeniu: zdało mi się w tej chwili, że się otw ierają tajniki ciem nego duchow ego św iata, że postacie jego nieżyw e zaczną przesuw ać się przed okiem , jak poczęły ju ż przelatyw ać po m yślach; spodziew ałem się co chwila, że tru p jakiś przep łyn ie koło m nie n a falach, że jakiś potwór, nieznajom y dotąd św iatu, objawi mi się przy konającym blasku mojej świeczki. U w ierzyłem na chwilę w nietykalność m iejsc podobnych i tajem nic podań ludow ych, szedłem j e d n a k ...“ 2). Potężne w rażenie tej w ypraw y zapisało się głęboko w duszy p o ety i w net też zażądało dla siebie k ształtu poetyckiego. U zyskać go w łaśnie miało w „K ościelisku“.

W szystkie te szczegóły legend i osobistego doznania, skojarzone razem , pozwoliły poecie skonstruow ać ostatnią część u tw o ru i teraz dopiero ustalić jego plan ostateczny. W cią­ gnąw szy T atarów w w ąw ozy kościeliskiej doliny, należało w zburzyć przeciwko nim żywioły, a więc obudzić Ducha Du­ najca i w yw ołać jego gniew. Śm iałek, który, przeszedłszy pieczarę, tego dokona, m usi jed n ak przytem zginąć. Do takiej w ypraw y i takiej ofiary zdolny jest jed en tylko Ja n o sz ; w jego ręk u jest tera z los całej orężnej potrzeby. R anny w bitw ie na W yżni, zo stał uniesiony przez tow arzyszy w T atry, do groty zbójników n ad kościeliską doliną. Teraz dopiero m iał poeta zużytkow ać m otyw opracow any w pierw otnej niedokończonej pieśni II. T utaj odwiedza Janosza K asia i nakłania go do heroicznego czynu. Sam a tow arzyszy mu w tej w ypraw ie, wiedzie go przez przeraźliw e przepaści podziem ne i trochę jak Beatrycze w pro­ w adza przez bram ę śm ierci w rajski przebyt, do wiecznej szczęśli­ wości 8). „To ja u m arłem ? — dziwi się Jan osz w rozm owie z duchem Kasi. — Ach, nie wiedziałem , że śm ierć tak lekka. —

h D. Z. III, 134. Tamże, III, 134.

*) Także pew ien szczegół topograficzny w przedstawieniu podziem ia przypomina „Boską K om edję“, m ianow icie w ąski, w głąb wiodący lej, przez który bohater razem z przewodniczką przechodzi z krainy grozy do krainy szczęśliw ości, jak tam z Piekła do Czyśćca.

(18)

I. ROZPRAW Y. — U w agi o genezie i zak ro ju „K o ścielisk a“ S. G oszczyńskiego. 39

Nie każdem u. N ajlżejsza tem u, kto swoje życie kładzie za ży­ cie d r u g ic h ... — A m oje zbójow anie, czy je Bóg p rze b a c zy ł? — Zabijałeś drugich, aleś u m arł za drugich. Twoja dusza czy sta; przebaczyły ci dusze tych, k tórych za b iłeś“.

Ofiara Jan o sza przyniosła pożądany owoc. G oszczyński nie naszkicow ał już plan u pieśni ostatniej poem atu, ale tre ść jej odgadnąć nietrudno. M iała ona oczywiście przedstaw ić bitw ę, w której g ó rale w przym ierzu z szalejącem i żywiołam i w ygu­ biają do szczętu oddziały najezdnicze tata rsk ie, zapędzone w kościeliską dolinę. Zam knięciem całości m ogłoby być jakieś św ięto zw ycięstw a 1), gdzieby heroiczne pośw ięcenie się Jan o sza zostało należycie uw ielbione.

W takim zarysie zjaw ił się ostatecznie przed w yobraźnią G oszczyńskiego poem at z podań ludow ych tatrza ń sk ic h ; tak było zakrojone dzieło, które, w ykończone, byłoby m iało n ie­ w ątpliw ie w naszej literatu rze — zgodnie z zam iarem poety — znaczenie analogiczne do szkockich pow ieści poetyckich W. Scotta, byłoby włączyło w państw o piękna i sztuki całą n ie­ znaną wcale, a w p rzyrodę i ludzi tak bogatą k rain ę T atr. Poeta jed n ak dzieła nie dokonał. D laczego? T rudno na to o d ­ powiedzieć jasn o i dostatecznie. N ajpow szechniej rozum ie się, że zarzucił je z konieczności, pochłonięty przez działalność konspiracyjną. Że b y ł istotnie pochłonięty, — zaprzeczyć nie sposób. Czy stąd jednak dostatecznie da się w ytłum aczyć za­ niechanie „K ościeliska“ ? W ątpliw ość pew na zostaje dlatego, że — jak w iem y sk ąd in ąd — G oszczyńskiem u konspiracja n ie ­ koniecznie przeszkadzała w pracy poetyckiej; „dniem konspiro- wał, w nocy pisał“ — w y rażał się o nim z podziwem już Mo­ chnacki. I bez tego zresztą wiadom o, że w łaśnie w latach 1833— 1835 G oszczyński bynajm niej nie zalegał pola poetyc­ kiego, tw orzył i tw orzył dość sp o ro ; dowodem „Proroctw o X. M arka“, „Skarb D u cha“, „Zasłony Ż y cia“ i t. d. Do „Ko­ ścielisk a“ jednakow oż nie wrócił. D laczego?

Czy przytłoczył go b y ł m oże ogrom zakroju, jakiego n a ­ brało dzieło, rosnąc w w y o b ra ź n i? Jeżeli tak stało się, to istotnie chyba nie z p rzyczyny elem entów foklorystycznych. R ozrastał się w pom yśle p o ety nie ty le przecież obraz o b y ­ czajowości góralskiej czasu m inionego, czy odtw arzany św iat w ierzeń, — ile raczej w ym iar heroizm u, w ykreślającego drogę bohaterow i naczelnem u, szerzej m ówiąc, ile wogóle w prow a­ dzony w dzieło, nie w yłącznie arty sty c z n ą koniecznością tu taj się tłum aczący, p r o b l e m s t o s u n k u c z ł o w i e k a d o w ł a s ­ n e g o n a r o d u u c i ś n i o n e g o . Problem ten krystalizo w ał się G oszczyńskiem u podów czas w sposób w ybitnie rom antyczny. Naród, w edług tego, m oże być w ybaw iony przez jedn o stk ę w ybran ą, rzucającą całą sw ą isto tę n a ołtarz pośw ięcenia.

(19)

40 I. ROZPRAW Y. — S tan isław Pigoń.

Założenie to nie je st nowe, stanow i ono przecież podw alinę w spólną i najbardziej zasadniczą w szystkich naczelnych dzieł poetyckich tego o k resu : „K onrada W allen rod a“, „D ziadów “, „K ordjan a“, „A nhellego“, „Iry djon a“ i t. d. W szeregu tych utw orów , jako dzieło w tym sensie z niem i jednorodne, m iało stanąć „K ościelisko“, jako poem at o heroicznym w ybaw cy. Czy nie ten jego w yniosły k ształt, czy nie to założenie ideow e onieśm ieliło poetę, że cofnął się przed ukończeniem utw oru, ta k szczytnie ro zro słeg o ? Jeżeli tak, to m ożnaby m ieć w tym w ypadku do pobudek owych żal s łu s z n y 1).

Dodatek: Notaty do „Kościeliska“.

K o ś c i e l i s k o . P o w i e ś ć T a t r z a ń s k a .

O T a t a r a c h : L’imagination troublée par la crainte faisait des Tartares des monstres bizarres; on les disait d’une forme co­ lossale, portant des têtes de chiens et se nourrisant de chair humaine.

*

K. 1 r.] W s t ę p . Szwedzi są pod Nowym Sączem. Wieść o dobyciu Sącza rozchodzi się wokoło i przeraża wszystkich. Na kościeliskiej dolinie zgromadzają się górale z trzodami. Nadchodzi wędrowny kobziarz z kilku śpiewakami; ugaszczają go pasterze. Wypytują o Szwedach i nie kryją przestrachu. Kobziarz za całą odpowiedź śpiewa im porażkę Tatarów w onych miejscach.

Zaczyna się powieść od Sobótek, *

Herb krakow[skiego] Województwa : biały orzeł w złotej ko­ ronie w czerwonem polu, ze złotą linją przez skrzydła.

Herb ziemi Sandeckiej. Na prawej stronie trzy strefy czer­

*) Z. W a s i l e w s k i („Kur. Warsz.“ Nr. 296 z dn. 26 paźdz. 1900 r.) tw ierdzi, że przyczyną zaniechania „K ościeliska“ było przedw czesne w ydanie „Sobótki“. „Dając tę część do druku oddzielnie, [poeta] m usiał z niej w y ­ konać całość jako tako zamkniętą w sobie, pragnął przytem stw orzyć rzecz popisow ą i w rezultacie zrobił to, co się m oże przytrafić literatow i niezu­ p ełn ie wytrawnem u: tak zrabował dla „Sobótki“ materjał zebrany na „Ko­ ścielisk o “, że później nie m iał już z czego reszty w yk on ać“. - T łum aczenie to nie w ydaje się trafne. Bo najpierw nie w iem y, czy Goszczyński w r. 1833 tak bardzo g'u n tow n ie „Sobótkę“ przerabiał. Skłonny byłbym przyjąć raczej, że nie, że głów ny zrąb pieśni został nienaruszony, a poeta ograniczył się tylko do zharm onizowania redakcji jej z ostateczną koncepcją całości. Po w tóre skrystalizowany w cale szczegółow o plan pieśni dalszych łatw o m oże przekonać, że naw iązuje on do pieśni I („Sobótki“) jako do części już gotow ej i że z treścią tej pieśni związany jest organicznie, że w ięc plan reszty został dorobiony do „Sobótki“ a nie na odwrót. Jednem słow em , w idać, że poeta dla przerobienia „Sobótki“ nie kłusow ał w treści ani wśród poszczególnych pom ysłów dalszego ciągu poem atu i że o braku materjału na w ykonanie całości nie m oże być m ow y. — Było go raczej za dużo.

(20)

I. RO ZPRA W Y. — U w agi o genezie i z ak ro ju „K ościeliska“ S. G oszczyńskiego. 41

wone, a trzy żółte, na drugiej stronie dziewięć gwiazd w czerwo- nem polu x).

*

Kasia objawia się Janoszowi, kującemu grotę zbójców, co nad Kościeliską doliną. Kasia jako topielica.

*

Na polach Ludzimierza i Krauszowa Tatarzy pobitym góralom ucinają uszy.

*

Mnich, powieszony od Tatarów i przeszyty stu strzałami, roz­ mawia z puhaczem wód Białki i przez niego zgromadza Dziwożony do narady.

*

Charakter Kasi jako Dziwożony, tajemniczy, dziwaczny, wietrzny i posępny. Przywiązanie do gór rodzinnych, gdzie ich państwo podziemne. Dalekowidzenie. Kocha Janosza spomnieniem swojej miłości za życia, kocha jak duch, jak ducha i dlatego chce jego śmierci. Dziwni są kochankowie Dziwożon, jako: mnich, król wężów, głowa uparta i t. d. Osądzają ich rozmaicie.

Janosz zostanie kościeliskiem, błądzącem na pobojowisku.

*

Janosz żegna chmurną dolinę, oczekując Dziwrożony, która go zaprowadzi do źródła czarnego Dunajca.

*

Janosz wykuwa w pieczarze swołej okienko; przebił go na wylot, opatrzył cudowłiy z niego widok na Chmurną dolinę i zmordowany usnął nad źródłem pieczary ; wtedy widmo kochanki. Janosz, jakby przeczuwając widzenie się z kochanką, bierze dawno zarzuconą dudkę, przygrywa chwilę, a potem zanucił piosnkę:

Tam. na W yżni mój sz a ła s e k ...

Piosnka to była ulubiona jego dziewczynie.

*

Tatarzy wróżą o skutku napadu na górali. *

К. 1 u.] Na wieść zbliżania się Tatarów górale opuszczają swoje siedziby, dla udania się w głębie gór z całym dobytkiem. Przy tem zachodzą rzewne sceny pożegnania z ukochanemi miej­ scami. Salka śpiewa narzekanie nad Dunajcem, nad górami i t. d.; tymczasem wszyscy odciągają.

W tym czasie zebranie się Dziwożon pod ziemią. Cichość.

’) Opis obu herbów oparł G oszczyński zapew ne na rycinach, które znalazł w „Kronice P olskiej“ M. B ielskiego, wyd. warsz. z r. 1830 Dodana do t. II tablica 1 podaje na czele (jako Nr. 1 i 2) oba opisane tu herby, jednakowoż drugi z nich w idnieje tam jako herb ziem i Sandomierskiej. Z tekstu „Dziennika Podróży“ w iem y, że Goszczyński naów czas w łaśnie czytał B ielskiego.

(21)

42 I. ROZPRAW Y. - S tanisław Pigoń.

Pieśń Salki brzmi w podziemiach, powtarzana od echa; — pieśń ta rozrzewnia Dziwożony i pobudza ich do obrony góralów sposobami nadprzyrodzonemi. Narada i jej skutki.

*

Górale zbierają się przy kościółku S-ej Anny pod Nowym Targiem, gdzie im przewodniczy ówczesnym obyczajem starosta ko­ ścielny.

Scena wzajemnej przysięgi, że jeden drugiego nie opuści, z pola bitwy nie zejdzie i t. d. (starym ówczesnym obyczajem).

Pochód górali przy śpiewach, na których czele Bogarodzica. *

Scena po zwycięstwie: zawziętszych Tatarów ukarano śmiercią, innym darowano wolność; stąd wzięły początek osady tatarskie w Tatrach. Był to obchód uroczysty, rodzaj igrzyska i tryumfu.

*

Msza góralska na Szczerzycach lub w Ludzimierzu. *

Ponieważ Janosz z przyczyny ciężkich swoich ran nie może być pożyteczny w otwartym boju z Tatarami, więc on poświęca się pójść do jaskini Dunajca, to jest na śmierć p e w n ą ...

*

* *

K. 2 r\ Nadprzyrodzone istoty Tatrów są rodzajem złych du­ chów, nie sprzyjających człowiekowi z przyczyny, że one wprzódy panowały nad Tatrami, a główna ich siedziba było morze tatrań- skie. Ale Bolesław Chrobry rozciął swoim mieczem skały, spuścił morze, a na tem miejscu osadził lud chrześcijański, a duchy czyli bóstwa pogańskie zaklął, ażeby służyły odtąd ludziom tak, jak im panowały dotąd (Są to więc słowiańskie bóstwa, które się skryły po i ziemią). Duchy odtąd cokolwiek robią, to robią zawsze, skoro mogą, ze szkodą ludzi. — Nad kruszcami pracują, bo wiedzą, że chciwość najwięcej nieszczęścia przynosi ludziom. Działanie duchów w powieści ma jedyną pobudkę w szkodzania chęci ludziom.

Mnich jest piekielnem bóstwem Sławian. *

Dziwożony mają różne wydziały zatrudnienia; i tak : jedne są opiekunki źródeł; tych obowiązek doić chmury przechodzące i zbierać je w kamienne donice, które są pod ich kluczem. Taka Dziwożona zamyka i odmyka źródło. Inne znowu przędą z pro­ mieni słonecznych żyły drogich kruszców; inne wysysają krew kwiatów, zbierają promyki rosy, łowią blaszki światła po wodach i tworzą z tego drogie kamienie. Ponure i męskie są duchy, któ­ rych pracą powstają skały, kopalnie żelaza i podlejszych kruszców; oni murują góry i podobnego rodzaju odprawują roboty.

*

* *

K. 2 ü.] Janosz chroni się na Chmurną, gdzie ma naradę ze swoimi towarzyszami, co dalej robić. Uradzają zamieszkać jakiś

(22)

I. ROZPRAW Y. — U w agi o genezie i z ak ro ju „K ościeliska“ S. G oszczyńskiego. 43

czas w Tatrach i w tym celu urządzają grotę zbójców. Ta jaskinia była pod władzą Dziwożon. Sen Janosza, przerwany przez ich zgromadzenie. Janosz całą scenę ich sejmu widzi, wpół śpiąc, wpół czuwając Cała więc scena musi być niewyraźnie jak sen oddana.

*

Janosz ranny razy kilka w bitwie z Tatarami, ustępuje na­ tychmiast z pola W jaskini zbójców bierze się do kucia, czuje osłabienie i pada omdlony. Sen omdlenia. Stan jego moralny. Sejm Dziwożon w jaskini. Obraz dziwny zewnątrz. Orły, sępy, kruki, wrony, kawki chórami krążą nad jaskinią, wysyłają do Dziwożon posły i wyliczają swoje czyny na poboisku.

* *

Hierarchja duchów.

*

Dlaczego Dziwożony kradną piękne dzieci? Ażeby je używać za tajemne sprężyny natury, do robót takich, jak np. układanie pyłków ziemi na gruzach i zasadzanie w tym gruncie roślin. Upiory potrzebują barwy z oczu do kwiatków błękitnych lub ciemnych, krwi do różowych.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Strona szeroko informuje o misjach, a także zachęca do włączania się w prowadzone inicjatywy misyjne.. Strona korzysta z kanałów Facebo- ok oraz YouTube, jest również

PG Mówił Pan również, że w Dabing Street jest scena, w której bohaterowie kłócą się, używając kwestii z dubbingowanego filmu, mało tego – nie zdają sobie z tego

Narastająca liczba osób chorujących, często na kilka chorób przewlekłych, a także częściej potrzebujących po- mocy różnych specjalistów, a czasem opieki szpital- nej

ustanawiające wspólne przepisy dotyczące Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Europejskiego Funduszu Społecznego, Funduszu Spójności, Europejskiego Funduszu

przynależności do kręgu nowej Fali nie może wyznaczać data literackiego debiu- tu – na przykład pierwsze tomiki poetów z krakowskiej grupy „teraz” ukazały się dopiero

Przecież zawsze mówisz, żebym nie bawiła się wodą, bo będę cała mokra, zmarznę i choroba gotowa.. To jak ja teraz wyszłabym

Już nigdzie nie ma milczenia; milczenie jest czymś więcej od mowy, wiedzą o tym nie tylko bramini; cisza to największy skarb, jaki człowiek może dać sobie i światu; ale już nie

Rzymskokatolickiego Kościoła, kościoła, który jest jak góra na którą nie trzeba wspinać się, ale do którego należy przyjść, aby móc przyjąć Jezusa miłość do