Stanisław Helsztyński
Andrzej Tretiak
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/3-4, 398-404
Dnia 4 czy 5 sierpnia 1944 w W arszaw ie, żyjącej jeszcze w tych pierw szych dniach n ad zieją zw ycięstw a, rozeszła się się tra g icz n a w iadom ość, podana w tak licznych pojdówczas org an ach p ra s y pow stańczej o katastrofie, k tó ra spo tk ała mie szkańców dom u profesorskiego p rz y ulicy N ow y Zjazd 5, na przeciw Zam ku królew skiego, uprow adzonych przez żołnierzy niem ieckich. P o śró d trz y n a stu osób, któ ry ch los został w ów czas p rzesąd zo n y , zn ajd u jących się w fatalnej tej godzinie w gm achu, częściow o p rzy p ad k o w y ch przechodniów , chronią cych się tu taj w niespodziew anej chwili w ybuchu walki, zn aj dowali się wieloletni lo k ato rzy budynku, prof. Raf acz, d r W ei gel i w ym ieniany w śród nieszczęśliw ych ofiar profesor filologii angielskiej na U niw ersytecie W arszaw skim , A ndrzej T retiak.
Dzieje jego w czasie okupacji za zn a c z y ły się d ram a ty c z nym i przejściam i, p rzy b ierający m i jednak zw ykle dość s z c z ę śliw y obrót. P ra c u ją c w p ierw szych latach w ojny w Z arządzie M iejskim , b rał T retiak udział w p ra c y podziem nej i tajn y m nauczaniu u n iw ersyteckim aż do lutego 1942, kie(dy to o strz e żo n y odw iedzinam i G estapo w ycofał się z m iasta i objął ad m inistrację m ają tk u u jednego z podm iejskich właścicieli ziem skich. *
U trzy m u jąc nadal k o n tak t z organizacjam i społecznym i, m iał dnia 13 kw ietnia 1944 nieszczęście w ejść do domu p rzy ulicy ks. Skorupki, gdzie policja niem iecka, n atrafiw szy na śla d y tajnej działalności w zw iązku z likw idacją placów ek pol skich w B udapeszcie, u rząd ziła zn an y podstęp, p oleg ający na aresztow an iu w szystkich przy ch o d zący ch w d a n y m okresie do pod ejrzan eg o m ieszkania. Zmienione nazw isko u rato w ało mimo groźnej sy tu acji uw ięzionego profesora, k tó rego G estapo nie zidentyfikow ało jako poszukiw anego od roku 1942 członka o rg an izacy j podziem nych. U m ieszczony na Paw iaku, przebył tu T retiak do dnia 26 lipca 1944. I oto na tydzień przed w y b u chem p o w stania udaje mu się z y sk ać zwolnienie z więzienia i szpitala, gdzie przepędził b ył tych p arę m iesięcy.
K rótkie dni wolności p rzerw ało pow stanie i fatalne w y d arzenia dnia 3 sierpnia, kiedy, up row adzony w raz z synem
Tom aszem i innymi m ężczyznam i, nie powrócił już ani nie dał wiadom ości o sobie. W edług wszelkiego praw dopodobieństw a został ro zstrzelan y w pobliskim gm achu Schichta, względnie na ulicy Szucha, gdyż pojaw iają się wieści, że jeńców wywie ziono w nieznanym kierunku. Syn profesora zdołał szczęśli w ym zbiegiem okoliczności w yrw ać się z matni, w której w raz z ojcem i innymi się znalazł, u d erzając i obezw ładniając naj bliższego z konw ojentów . Na nieszczęście, po krótkim czasie, g d y dzielnica nadw iślańska skapitulow ała i ludność m usiała w ychodzić, n atk n ął się na prześladow ców i został zastrzelony w drodze w okolicy Saskiego Ogrodu.
G dyby nie m nogość zdziesiątkow anych rodzin w okresie okupacji, gdzie często spośród licznego grona ocalały zaledwie dwie, trz y głow y w rodzinie, los prof. T retiaka i jego syna n a leżałby do w ypadków kroniki najbardziej tragicznej. S traszliw a epoka, w której p rzy szło mu ginąć, uczyniła go jednym z wielu tysięcy podobnie boleśnie dotkniętych. Trudno bez w spółczu cia rozpam iętyw ać jego smutne, niespodziane, w strząsające odejście.
Ktokolwiek go znał, nie będzie mógł oprzeć się prześw iad czeniu, że nauka polska straciła w nim zasłużoną jednostkę, grono uczniów życzliw ego kierownika, społeczeństw o zaś człow ieka o w y raźn y m profilu ideowym i m ocnym ch arak te rze zakotw iczonym głęboko w trad y cy jn y ch w arstw ach um y- słow ości i ku ltu ry polskiej.
Z m arły pochodził z rodziny w schodnio-kresow ej, z W o łynia, będąc synem Józefa, prof. uniw. krakow skiego, k tó ry jako uczestnik pow stania z roku 1863 opuścił zabór rosyjski! i po pew nym okresie, spędzonym w P ary żu , osiadł we Lwowie, zdobyw ając sobie w następstw ie w Krakowie pow ażny rozgłos pracam i k ry ty czn y m i nad tw órczością Juliusza Słowackiego. P am iętam y z m łodych lat, jakie boje to czy ły się dokoła jego pełnych tem peram entu i eru d y cji wywodów.
Andrzej, syn Józefa i Zofii z W ilczyńskich, ur. we Lwowie dnia 8 czerw ca 1886, ukończył gim nazjum im. Sobieskiego w Krakowie, a następnie w ydział filozoficzny uniw ersytetu w W iedniu i w ydział rolniczy uniw ersytetu we W rocław iu. W roku 1909 uzyskuje stopień doktora filozofii za pracę o ha~
va x legom ena w dziełach Szekspira.
W ytężone studium neofilologiczne p rzery w ają nowemu doktorow i-hum aniście starg an e nerw y, dla których w ytchnie niem sta ły się zajęcia adm inistracyjne w m ajątku ziem skim w M ałopolsce, gdzie przez 11 lat wolne od zaw odu rolnika chwile m ógł poświęcać dalszym studiom nad anglistyką, szczególnie nad Szekspirem , którego już w tym okresie zaczął przekładać.
P o czątkow ą pracą w zakresie anglistyki było studium o sir Johnie H aringtonie ogłoszone w r. 1910. Ten chrześniak
królow ej Elżbiety, ż y ją c y w latach 1561— 1612, dw orzanin, tłum acz A rio sta i a u to r dziw acznych trak tató w , stoi dość da leko od u ta rty c h szlaków piśm iennictw a angielskiego. Toteż p ra c a o nim m a ch arak ter'W y łączn ie akadem icki.
W w yn ik u sytuacji, k tó ra w y tw o rz y ła się po pierw szej wojnie św iatow ej, g d y utw orzono u n iw ersy tet w arszaw ski, z o s ta ł d r A n drzej T retiak w r. 1922 w ezw any do p ra c y na k a ted rze filologii angielskiej w W arszaw ie, m ianow any w roku następ ny m profesorem nadzw y czajnym , k tó ry m b y ł do r. 1936, otrzy m u jąc w ty m roku e ta t p rofesora zw yczajnego. W r. 1939 zo stał w y b ra n y dziekanem w ydziału hum anistycznego. W ojna i zw iązana z nią okupacja nie pozw oliły pełnić mu już tych obowiązków.
O b d arzo n y zdolnościam i adm inistracy jnym i i organ iza cyjnym i, bierze prof. T re tia k przez cały czas sw ego urzędo w ania in ten sy w n y udział w życiu in sty tu cy j uniw ersyteckich. P rz e z p a rę la t prow adzi w zastępstw ie dyr. S tefana R y gla bi bliotekę u n iw ersy teck ą; jest delegatem w ydziału hu m an isty cz nego do senatu, k u rato rem katolickich sto w arzy szeń akade m ickich jak : Pom oc bliźniemu, Juventus Christiana; -współ tw o rzy i p o d trzy m u je sw ym i p racam i KLiN, w arszaw ski Klub L iteracki i Naukow y.
Na m arginesie w y k ładów ze specjalności anglistycznej pisze prof. T re tia k w okresie m iędzyw ojennym p arę prac, m a jących stanow ić jego dorobek naukow y. N ależą tu w y daw nic tw a dzieł S zek sp ira i B y ro n a, przy g o to w an e dla Biblioteki N arodow ej, „ L ite ra tu ra angielska w okresie ro m an ty zm u “ i — zam ierzenie najam bitniejsze — „L ord B y ro n “. W k ład , egze- geza i w stę p y do „M ak b eta“, „K róla L e a ra “, „ O tella“, ^B u r z y “, stanow ią piękną k a rtę w działalności naszej szekspirolo- gii. D orzucił do tego T re ttak rów nież próbę tłum aczenia tru d nego tek stu „H am leta“, s.tosując w nim pięcioakcentow ą stopę jam biczną. Godzi się p rzy to c zy ć fachow ą opinię polonisty, prof. W . B orow ego o tej próbie: „ W arto ść p ra c y T re tia k a jest p rzed e w sz y stk im filologiczna. T łum aczy on na ogół z lepszym niż daw niejsi tłum acze przygotow an iem naukow ym : lepiej so bie z d aje sp raw ę z isto ty trudności tekstu. P rz ek ła d jego je d nak acz b a rd z o sum ienny, je st ciężki. W zaw iłym szy k u w y razów , w niezw ykłym obrazow aniu (np. „sm utku znak ozdob n y “ , albo „p ełn a zgiełku zg ub a“) czasem i czytelnik się dezo rientuje: cóż dopiero m ówić o słuchaczu teatraln y m . Od czasu do czasu z re s z tą , trzeb a p rzy zn ać, zdoby w a się i on na pewną siłę ? bezpośredniość“ (T eatr, 1945, październik).
W Bibliotece N arodow ej uw zględniony został przez T re
tiak a B y ro n trzem a p o zycjam i: „K ainem “, „M anfredem “
i „Pow ieściam i poety ck im i“, oraz W a lte r Scott pow ieścłą „ W av e rle y “ , tłum aczoną p rzez teściow ą profesora, T eresę Ś w iderską. W W ielkiej Bibliotece u k azała się w tłum aczeniu
p. Św iderskiej ze w stępem T retiak a „N arzeczona z Lam- m erm ooru“.
Dwaj wym ienieni au to rzy znaleźli szerokie uwzględnienie w „L iteraturze angielskiej w okresie rom antyzm u, 1798— 1831“, k tó ra u k azała się w roku 1928 u K. S. Jakubow skiego w e L w o wie w serii1 „M onografii i Podręczników “. K siążka by ła w dużej m ierze sy n tezą w ykładów z roku 1925— 1926 i nosi w y raźne ślad y not p rzygotow ujących m ateriał dla szerszego om ówienia dla słuchaczy. B yć m oże w y k ład przeładow any jest nieco na zw iskam i i datam i, ale publikacja w yk azuje pierw szorzędne w artości fachowe. P rof. T re tiak jak nikt drugi spośród w spół czesnych anglistów jest znaw cą liryki, posiada rzadki d ar w nikania w jej m istyczne i m etafizyczne tajniki, intuicję i zdol ność odczuw ania wszelkiej poezji św iatow ej, a poniew aż w y b ran y przez niego szczęśliwie okres lite ra tu ry angielskiej n a leży do najpłodniejszych w owoce natchnienia i form y liry cz nej, m iał m ożność zastosow ania swoich predyspozycji psy-" chicznych jako k ry ty k , esteta, in terp retato r ludzkich wzlotów w krainę piękna.
Z ko rzy ścią i radością zag ląd ać będzie do tej p rac y T re tiak a i dzisiejsze pokolenie. Książce tej, k tó ra zajm uje się dru gim obok elżbietańskiego rozkw item litera tu ry angielskie], n a leży się nieco dłuższa uw aga, zarów no ze względu na autora, jak i na niezw ykły okres w y b ran y przez niego na tem at w y kładów , rozkw it angielskiej tw órczości w latach 1798— 1831. Różnie o kreślano ten rozkw it od pojaw ienia się zbiorku ballad W o rd sw o rth a i C oleridge’a do ostatniego roku tw ór czości W a lte ra Scotta. T retiak, stojąc na w alterpaterow skim stanow isku, że litera tu ra angielska jest zasadniczo „ro m an ty cz n a “, unika tej gołosłownej nom enklatury dla okresu 1798— 1831, n azyw ając literatu rę tego czasu „jdziełem swej epoki“ i zazn aczając ty m sam ym , że jak rzadko k tó ra osiągnęła ona ścisły zw iązek z treścią, ideałami, aspiracjam i pokolenia, za któ reg o pow stała. P o d k reśliw szy w zwięźle zakreślonej partii zasadnicze punkty sw ego w artościow ania estetycznego i przeciąg n ąw szy linię m iędzy sta rszy m pokoleniem z lat 1798— 1815 a m łodszym z lat 1815— 1831, przesuw a jakby w k a lejdoskopie poszczególnych w ybitnych tw órców okresu.
K ażdy rozdział — to ży w y człowiek i jego żyw e dzieło, po m istrzow sku ujęte dzieje życia, m otyw y działania, linie ro z wojowe c h a ra k te ru i poglądów oraz znakom ita ocena utw orów . Z drobiazgow ą, szczęśliw ą w iedzą co w ażne, co mniej ważne, w ydobyw a a u to r w alo ry poszczególnych dzieł, w prow adza w nie czytelnika, pokazuje piękno całości, podkreśla szczegół tu i tam . K ażdego poetę widzi takim, jakim był w swej bogatej odrębności. Nie m a tu szablonowego trakto w ania tw órców , jak to się spo ty k a aż nazbyt często w podręcznikach literatu ry . A utor podchodzi do każdego z innej, dla każdego z nich n a j
bardziej interesującej stro n y i ch w yta jego c h a ra k te ry sty c z n e cechy.
Choć na uw agę zasługuje naszkicow anie sylw etki M arii E dgew orth, prom ieniejącej nad szeregiem sw ych powieści! ir landzkich; choć śliczna jest postać Jan e Austen, tej cichej a nie zw ykłej tw ó rczy n i z zapadłej prow incji ham pshirskiej z p rz e łom u wieku XVIII i XIX ; choć oryginalne w y d aje się n a k re śle nie linii rozw ojow ej tw órczości W a lte ra S c o tta ; choć w p rz e d staw ieniu B y ro n a n ależy z uznaniem podkreślić w ydobycie w jego tw órczości pierw iastków w ieku XV III; — na p ierw szy plan w ybija się rozdział o Keatsie.
Już podobny do niego w swej stru k tu rz e psychicznej Shelley odtw orzony zo stał wyśm ienicie. Jeg o psycho-w egeta- tyw ność, jego arty z m o c h a ra k te rz e przedłużonego stanu p sy- chiczności dziecka, m ieszanie sp ostrzeżeń rzeczyw istych z w ła snym i iłuzjam i, zw rócenie uw agi na płynące stą d w życiu po ety om yłki, w y b o rn y rozbiór liryk shelleyow skich, analiza jego tw órczości d ram aty czn ej, ocena ciągłości tw oru poetyckiego, b y ły rzeczą p ierw szorzędnej w artości. C zęść o Keatsie, o jego nieszczęśliw ym , krótkim życiu m otyla czy chwiejnej trzciny, o jego m iłości głębokiej, szczerej i bolesnej do nierozumiiejącej go, try s k a ją c e j m łodością i zdrow iem i flirtującej, g d y on się spalał, dziew czyny, o jego czterech latach jedynej w sw ym b o g aty m plonie tw órczości, c z y ta się jak powieść. Jak powieść, w k tó rej K eats jest kochankiem , piękno, G recja, m itologia, n a tu ra — ideą — kochanką, kobieta — cieniem.
Na ty m sam y m w ysokim poziomie, a m oże jeszcze w y ż szym , uk azu jący m w szy stk ie najlepsze w artości k ry ty c z n e i li terack ie prof. T retiak a, u trz y m an a jest m onografia o B yronie, w y d a n a luksusow o w W y d aw nictw ie Polskim W e g n era w P o znaniu w roku 1930. P o m nóstw ie p rzy czy n k ó w polskich o B y ronie, studium D yboskiego, obszernej k siążce Zdziechow- ski'ego, dotyczącej w pływ u B y ro n a na trójcę n aszych wie szczów , niezliczonej ilości p rzek ład ó w dzieł byronow skich, k tó re w pew nej m ierze zasłoniły nam w P olsce widok na in nych subtelniejszych i bardziej w artościow ych poetów okresu rom antycznego, dzieło prof. T re tia k a uw ażane m oże być jako zam knięcie polskiej przesad nej byronomanii'. M ając do dyspozy cji o statn ie publikacje, dotyczące tragicznej miłości! lorda B y ro na do p rzy ro d n iej siostry, A ugusty Leigh, dał T retiak rzeczyw i sty, p rzejm u jący , defin ity w ny obraz ży cia i tw órczości tego po ety. T ajem nice zo sta ły w yśw ietlone, tw órczość genetycznie w y jaśniona. P o z y c ja B yro n m oże na długie la ta nie niepokoić pol skiego h isto ry k a litera tu ry angielskiej, m ającego ją w im ponu jący m opracow aniu prof. Tretiiaka. M arzeniem jego, w y ra ż a nym nieraz pry w atn ie, było ukazanie się tej m onografii w p rz e kładzie angielskim . Nie zo stało ono niestety spełnione.
Z artykułów ! drobniejszych p rac zm arłego tragicznie a n glisty w arszaw skiego notujem y dla pamięci bodaj: „Środki a rty sty c z n e sceny szekspirow skiej“ (1925), „M arlowe i Mickie w icz“, „ C h a ra k te ry sty k a sztuki angielskiej“, „P rzedrom anty zm angielski“, „Beniowski w Anglii“, „G alsw orthy jako d ram a tu rg “, „S a g a o F o rsy ta c h “, „G. B. S h aw “, „W . B lake“, „O. W ilde“, „R. H. Benson“ ; p rzekład O. W ilde’a „B allada o więzieniu w R eąding“, p rzekład „Szkiców “ Em ersona (1932), w ydanych w osobnym tomie.
Ulubioną dom eną T retiak a było śledzenie kierunków ro z w ojow ych katolicyzującego nu rtu w współczesnej tw órczości jak też i w w spółczesnym życiu Anglii. Toteż pisarzom angiel skim z obozu katolickiego pośw ięcał coraz nowe stądia. Należą tu m iędzy innymi) a rty k u ły : o G. K. C hestertonie, H. Bellocu, Al. M eynell i F ran cis Thom psonie, oraz ostatn ia chyba, przed śm iertna publikacja, w roku 1938 w Bibliotece Katolickiej p o m ieszczona sylw etk a sir T hom asa M orusa, kanonizow anego po pierw szej wojnie św iatow ej.
Tendencję tę w ykazuje również o d czy t pod tytułem „A n glia“ w „N ajnow szych prądach um ysłow ych Zachodniej Euro p y “ z roku 1929. P o tej sam ej linii zainteresow ań idzie w ybór utw oru d ram atyczneg o T. S. Eliota pt.: „M urder in The C a th e d ra l“, tłum aczonego przez prof. T retiak a przed w ybuchem wojny. T reścią sztuki1, jest zabójstw o T hom asa B ecketa przez ludzi z otoczenia H en ry k a II w r. 1176, w ydarzenie przy po m i nające z a ta rg biskupa S tanisław a Szczepanow skiego z B olesła w em Śm iałym .
P rz ek ła d tej sztuki zaginął prawdopotdobme w raz z c a łym księgozbiorem prof. T retiak a przy w ypalaniu domu na ul.
Nowy Zjazd 5.
Kiedy dzisiaj rzadki przechodzień zapuści się w straszli wie zniszczoną dzielnicę Zam ku królewskiego, kiedy rzuci okiem na zrujnow aną siedzibę królów, leżącą w gruzach gotycką k atedrę, strz a sk a n ą kolumnę króla Zygm unta, zw alony m ost, przez k tó ry koło domu profesorów k rą ż y ła przez tyle lat żyw a fala ludzi, idących na jedną i drugą stronę rzeki, kiedy rzuci okiem na w ypalony dom, k tó ry stał się m iejscem tragedii z 3 sierpnia 1944, nie może oprzeć się w rażeniu, że cios, k tó ry ude^ rzy ł w dom P ro feso ra, rozproszył rodzinę, a jego sam ego przedw cześnie w ykreślił spośród żyjących, nosi znam ię t r a gedii, w yziew ających w tym m iejscu z każdego zak ątk a i z k a ż dej ruiny.
P am iętam y chwilę, kiedy pokoje jego m ieszkania, kiedy pracow nia, pełna publikacji angielskich, jaśniała św iatłem , ro z brzm iew ała głosam i m łodych adeptów w iedzy lub tonam i m u zyki, której był miłośnikiem, rozpraw iając nieraz o zw iązku jej z poezją, u zasadniając naturę m iar w ierszow ych w rażliw o ścią n a śpiew i melodię.
G dy ostatn i raz p rzed uwięzieniem w idziałem się z P r o fesorem , p o d k reślał ze zdziw ieniem brutalne, bestialskie ele m enty psychiki niemieckiej, które odsłoniła w ojna. Te w łaśnie elem enty — nie przeczuw ał tego — m iały stać się jego zgubą.
T o było jego M issolunghi.