3 8 . Warszawa, d. 20 Września 1891 r, T o m X .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".
W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2
Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 6
P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ec h św iata i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zag ra n ic ą .
Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie:
Aleksandrow icz J ., Doike K., D ickstein 8., H oyer H., Jurkiew icz K ., ICwietniowski W ł., K rarasztyk 8.,
N atanson J ., P rauss St. i W róblew ski W .
„Wszechświat" przyjmuje ogłoszenia, których treść ma jakikolwiek związek z nauką, na następujących warunkach: Za 1 wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 7'/i>
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 6.
i^dres ZE2ed.a,łs:c3rI: KZra.lso-wsl^Ie-I^rzed.mieście, U STr SS.
Wilhelm Weber.
W sp o m n ie n ie p o śm iertn e .
Żywot W ilhelm a W ebera prowadzi nas w daleką, już przeszłość nauki, pierwsze b o wiem jego prace przypadają, na trzecie dziesięciolecie wieku bieżącego. W ciągu długiego życia swego widział on zupełne przeobrażenie nauki, którćj służył, a w roz
woju jej bra ł udział wybitny, o czem już dawno świadczą k arty skromnych nawet podręczników.
Trzech braci W eberów dobrze się wiedzy przyrodniczej zasłużyło. Byli oni synami Michała Webera, profesora teologii w W i t tenbergu. Najstarszy, E rn e st H enryk, zmar
ły 1878 r. i najmłodszy, E d w a rd F ryderyk, zm arły 1871 r., pozostawili ważne prace z dziedziny anatomii i fizyjologii. Średni z nich wszakże, Wilhelm, który przeżył ich obu, zm arł bowiem dopiero d. 23 Czerwca r. b., wygórował nad nich chwałą i upamię
tnił się w dziejach fizyki.
W ilhelm W e b er urodził się dnia 24 P a ź dziernika 1804 r. Spokój jego dzieciństwa
zakłócała wrzawa wojen napoleońskich, a gdy w r. 1815 nastąpiło połączenie u ni
wersytetów W itten b erg a i Halli, rodzina Weberów przeniosła się do tego ostatniego miasta i tam też W ilhelm W e b er ukończył szkoły i uniwersytet. Działalność nauko
wą rospoczął wcześnie, za studenckich bo
wiem jeszcze czasów w r. 1825, wespół ze starszym swym bratem, Ernestem H e nry
kiem, ogłosił słynną swą „Naukę o falach, na doświadczeniach o p a rtą ”. W r. 1826 zy
skał stopień doktorski za rosprawę „O roli stroików w fujarkach organowych”, a w ro ku następnym otrzymał docenturę, złożyw
szy pracę „O prawach drgania dwu ciał, tak ze sobą złączonych, że drgać mogą tyl
ko równocześnie i równom iernie”. Już w r. 1828 zo3tał profesorem nadzwyczajnym w Halli, a w roku 1831 za pośrednictwem Gaussa, powołany został na profesora zwy
czajnego do Gietyngi. W 1837 roku wraz z sześciu innym i profesorami gietyńskimi podpisał głośny protest przeciw samowol
nej zmianie przez króla hanowerskiego ustawy konstytucyjnej, wskutek czego p o zbawiony został katedry. W Gietyndze j e dnak przebywał dalej, pozostając w ści
słych stosunkach naukowych z Gaussem aż
594
w s z e c h ś w i a t. Nr 38.
do r. 1843, gdy po F echnerze powołany zo
stał do Lipska. W r. 1849 wrócił do Gie- tyngi i pozostał tam ju ż do końca życia.
J a k powiedzieliśmy, pierwsze prace W e bera, wspólnie ze starszym bra te m p ro w a dzone, tyczyły się ruchu falowego. F a le roschodzące się po wodzie obserwował już Arystoteles, nikogo wszakże nie skłoniły one do ściślejszych badań doświadczalnych.
R uchy falowe oraz fale stojące fujarek i strun, które sprawiają, w rażenie głosu, dostarczały m atem atykom ciekawego p rz e d m iotu do ich rostrząsań, dla swych wywo
dów wszakże odwoływać się musieli do za
łożeń uproszczonych, skąd rezultaty ich przedstawiały słabą zaledwie zgodność ze zjawiskami, dostrzeganem i w ruchach cie
czy. Tymczasem, w początkach bieżącego stulecia teoryja u n dulacyjna światła zyskała ostateczne zwycięstwo, gdy F resn e ł okazał najzupełniejszą zgodność praw roschodze- nia się ruchu falowego w eterze ze zjaw i
skami optycznemi; uzmysłowienie zaś tego ruchu dawały fale rozbiegające się na p o wierzchni stawu, trąeonój uderzeniem k a mienia, a to tem silniój w ykazywało po
trzebę dokładniejszej znajomości tych fal wodnych, ta k powszednich, a tak mało znanych. W samę więc porę zajęli się b a daniami temi dwaj W eberowie, a skłoniła ich do tego okoliczność przypadkow a, gdy, mianowicie, jed en z braci, cedząc rtęć, za
j ą ł się żywo widokiem pięknych rysunków, wywoływanych na powierzchni cieczy przez uderzający j ą strumień kropel opadających.
Do swych dochodzeń doświadczalnych użyli W eberowie koryta szklanego, które wypeł
niali cieczami, a do obserwowania postaci fali na powierzchni cieczy wzbudzonych wprowadzali szybko do naczynia płytkę szklaną, lub też p ły tk ę łupkową., p o krytą mąką; aby zaś oznaczyć drogi obiegane przez oddzielne cząstki drgające, zawieszali w wodzie drobne ciałka, które ruch jój u w i
doczniały. Co obecnie o ruchach tych znaj
dujem y w podręcznikach, we wstępie do akustyki pospolicie, zaczerpnięte jest w ła śnie z tćj pracy W eberów , k tóra uderza zarówno obfitością dostrzeżeń, należytym doborem prostych metod doświadczalnych, ścisłością pomiarów, j a k i dokładnem u j ę ciem istoty zjawiska, a zarazem pięknym
‘ i zajmującym wykładem. Dlatego też ich nauka o falach: „Die W e lle n le h re” słusznie zalicza się do dzieł w nauce klasycznych i dotąd chętnych znajduje czytelników.
Dostrzeżenia zebrane przy badaniu r u chów falowych przeniósł W ilhelm W eber na pole zjawisk akustycznych, którym po-
| święcił kilka następnych swych rospraw;
w szczególności zaś co do fujarek stroiko
wych wykazał, wbrew poprzednim poglą
dom, że ton ich nie zależy wyłącznie od samego stroika drgającego, wpływ bowiem
| przeważny wywierają, fale powietrzne f u jark i, którym stroik silniój, aniżeli własnój
| swój sprężystości ulega. Oddziaływ anie
\ zresztą je s t tu wzajemne, ani stroik, ani fu j a r k a nie mogą w połączeniu wydawać to
nów, któreby powstawały, gdyby d rg a ły one
j
oddzielnie; każde z dwu połączonych ze sobą ciał musi drgania swe zastosować do
j
drugiego, tak, żo drgają, równom iernie
| i wydają ton wspólny. Na tój zasadzie I urządzi! W e b e r „fujarkę skompensowaną”, którćj ton zachowuje zawsze jed n ak ą wyso
kość, niezależnie od siły zadęcia, co było
| rzeczą bardzo pożądaną w czasie, gdy t r u dno było o przyrządy, wydające statecznie i ton niezmienny.
J a k „nauka o falach" świadczy, że W il-
j
helm W e b e r ze starszym swym bratem w ścisłćj pozostawał łączności naukowój, tak też rezultatem podobnój pracy wspólnój z bratem młodszym była „M echanika przy • i rządów miejscozmienności człowieka”. W e wspólnem tem zajęciu każdy z obu uczest
ników składał właściwe sobie uzdolnienia i znajomości, „człowiek zaś, mówią obaj bracia w przedmowie, nigdy nie jest lepiój
j
do badań naukowych uzdolnionym i wy- trwalszym, j a k przy takiem właśnie wzaje- mnem współdziałaniu i zachęcie podczas całego przebiegu p ra c y ”.
Obszerniejsze pole działalności otworzyło się dla W ebera w Gietyndze. Tam bowiem było główne siedlisko ówczesnego stowa
rzyszenia magnetycznego, zostającego pod kierunkiem Gaussa, a mającego na celu zbadanie zagadkowych objawów m agnetyz
mu ziemskiego. W budowie nowych przy
rządów mierniczych i w udoskonaleniu
metod dostrzeżeń W eber wybitny przyjął
1 udział, a nadto opracował atlas magnetyz
Nr 38.
w s z e c h ś w i a t. 595 mu ziemskiego, ułożony ze znacznej liczby
zebranych dostrzeżeń na podstawie teoryi Gaussa. Wspólnie też z tym wielkim ma
tematykiem zbudow ał W eber pierwszy telegraf, który połączył obserwatoryjum astronomiczne z instytutem fizycznym. T e legraf ten oparty był na zasadach indukcyi magnetycznej, właśnie co odkrytej przez Faradaya, wkrótce je d n a k zaćmiony został przez inne wynalazki, które w sposób dogo
dniejszy zastosowały prąd elektryczny do przenoszenia wieści na znaczną, odległość.
Od badań magnetycznych zwrócił się W e ber zwolna na pole elektrodynamiki, a od
kąd przeniósł się do L ipska, zaczął ogła
szać szereg rospraw o pomiarach elektro
dynamicznych, które w wieńcu jego zasług najokazalszy liść stanowią i po najpóźniej
sze czasy pamięć jego w dziejach nauki przechowają.
P rzew odniki, a w szczególności druty metalowe, po których przebiegają prądy elektryczne, wywierają na siebie nawzajem działania przyciągające lub odpychające, a to zależnie od kierunku, w jakim prądy te płyną. O bjaw y te w ykrył Am pere i u d o wodnił je całym szeregiem urozmaiconych doświadczeń, a nadto w ykrył prawo zasa
dnicze, według którego działają na siebie dwie elementarne cząstki prądu.
A by praw o to ściślej udowodnić, zbudo
wał W eber swój „elektrodynam om etr”, k tó ry stał się jednym z najważniejszych i n a j
dokładniejszych mierniczych przyrządów elektrycznych. Gdy więc w ten sposób prawo Amp6ra zostało stanowczo potwier
dzone, nie mogło ju ż ulegać wątpliwości, że cząstki elektryczne inaczej działają, gdy zostają w spoczynku, a inaczej, gdy są uno
szone prądem galwanicznym. W pierwszym bowiem razie zachowują się według elek
trostatycznego praw a Coulomba, w drugim ulegają elektrodynamicznemu pra w u Am- p&ra. Uważać więc można, że obie te zasa
dy są tylko szczególnemi przypadkami p ra
wa ogólniejszego, które j e obie obejmuje, tak j a k p ra w a K eplera są tylko wynikiem ogólniejszej zasady ciążenia powszechnego.
W e b er zajął się tedy wykryciem tego ogól
nego praw a objawów elektrycznych i sfor
mułował je dokładnie; w edług tego prawa siła, działająca między dwiema cząstkami
elektryczne mi, zależy nietylko od ich mas i od ich odległości, ale nadto od ich wzglę
dnych prędkości i od ich względnych przy
śpieszeń.
P ra w o swoje zastosował nadto W eber szczęśliwie do zjawisk elektro - in dukcyj
nych, wykazał bowiem, że i te ostatnie zja
wiska, przez F ara daya odkryte, również z praw a tego wyprowadzić się dają. W dal
szym zaś ciągu swych badań nauczył, j a k wszystkie pomiary elektryczne dają się sprowadzić do jednostek zasadniczych bez
względnych, co zresztą poprzednio ju ż p r z e prowadził Gauss na polu zjawisk m ag n e
tycznych. Jeżeli więc obecnie elektrotech
nik wyraża ściśle wielkości elektryczne w amperach, woltach i omach, to zasługa tego przedewszystkiem dwu tym mężom przypada (ob. „U kład m iar elektrycznych”
Wszechświat z r. b., str. 434).
Pracę następną poświęcił znów W eber wy
jaśnieniu odpychania dyjamagnetycznego, jakiem u niektóre ciała w pobliżu magne
sów ulegają, urządzeniem zaś dyjamagneto- m etru utorow ał drogę do dalszych w tej rzeczy dochodzeń doświadczalnych. M n ó stwo innych n ader ciekawych i ważnych wniosków wypływa zresztą z elektrodyna
micznego p ra w a W ebera, którego też do
niosłość lepiej obecnie oceniamy, aniżeli w czasie, gdy je autor ogłosił. Nadmieni
my tu tylko jeszcze, że zachodzi w niem pewien współczynnik, zw any „stałą W e b e r a ”, a liczebne jego oznaczenie wykazało, że pod pewnemi w arunkam i wyrównywa on szybkości światła. W e b er sam nie p r z y wiązywał do zgodności tej szczególnego znaczenia, tkw ił w niej jednakże zaród elektromagnetycznej teoryi światła, którą z innego stanowiska rozwinął następnie Maxwell. B ra k miejsca nie dozwala nam rzeczy tej bliżej rozważyć, odsyłamy je d n a k czytelnika do zamieszczonej w piśmie na- szem pracy pana Z ygm unta Straszewicza, w którój autor jasno przedstawił ważne wnioski, z p ra w a W ebera wypływające (Wszechświat z r. 1887, str. 530).
„P ra w o sił elektrycznych W ebera, mówi
R osenberger w sw6j historyi fizyki, było
pierwszorzędnym czynem rewolucyjnym,
który zapowiadał ważne następstwa. Od
czasu Newtona sprowadzano wszelkie dzia
596
w s z e c h ś w i a t. Nr 38 łania siły w ostatniej instancyi do zasadni
czych własności materyi, k tóre w d ziała
niach swych od ruchu materyi zgoła miały być niezawisłe. W e d łu g W e b e ra wszakże, zasadnicze to działanie ulega modyfikacyi pod wpływem ruchu, a nietylko prędkość, ale nawet i przyśpieszenie w prow adza w grę nowe siły, od własności materyi w spoczyn
ku pozostającej niezależne. P o g lą d zatem Newtona na silę, który, j a k sądzono, n i e wątpliwy j u ż je s t dla całego obszaru fizyki, został nanowo zachwiany przez stary ży
wioł rewolucyjny, przez elektryczność, u ja wniała się przeto j u ż tu skłonność do d a w nych wyobrażeń, że ruc h jest istotnem źró dłem s iły ”.
B ad an ia więc W e b e ra należą do rzędu prac, które otw ierają dzisiejszy okres fizyki cynetycznćj.
S. K.
WYPRAWY
DO AZYI ŚRODKOWEJ.
A zyja środkowa w ciągu trzech ostatnich dziesięcioleci zwraca na siebie szczególną uwagę gieografów i podróżników. Do po
znania tych obszarów dotąd t a k mało z b a danych szczególniej przyczynili się anglicy i rossyjanie. Z południa liczne w yprawy angielskie skierowane były szczególniej ku T ybetow i i krainom przyległym. Z p ó łn o cy cały szereg podróżników rossyjskich ba
dał przestrzeń wyżyny azyjatyckiój, s t a r a jąc się dosięgnąć T ybetu i Lhassy, dotąd j ed n ak napróżno. Wiadomości nasze szcze
gólniej wzbogacił M. P rzew alski, któ ry podczas swych czterech podróży przebył 37000 wiorst po szlakach, praw ie zupełnie dotąd nieznanych. P o śmierci P rze w al- skiego, to warz. gieogr. rossyjskie wysłało trzy w ypraw y w głąb Azyi: ku Z. dla zb a dania P am iru , H in d u k u szu i Z. T ybetu, wysłano kapitana Grąbczewskiego, środko
wa w ypraw a w yruszyła pod dowództwem pułkow nika P ie w cow a,a na W. dla zbadania W. T iań Szaniu i w stronę jeziora K u k u Nor wysłano braci Grum -G rzym ajłów .
Oprócz tych w ypraw w końcu minionego
i
roku dokonana była wpoprzek Azyi, od granic Rossyi aż do Tonkinu śmiała w y p ra wa p. Bonvalot i ks. Orleańskiego.
I.
W ielką wyżynę azyjatycką opasują dwa łańcuchy gór. Od Pn. Altajsko-Sajański od dziela wyżynę od równin Syberyi, od P d . H im alaje oddzielają wyżynę od niziny I n dyjskiej.
Środkiem wyżyny, w k ierunku z Z. na W . ciągną się dwa inne łańcuchy wewnętrzne:
Tiań-Szań i Kueń-Luń. Zachodnia część Tiań-Szaniu, położona w granicach państwa rossyjskiego była zbadana dosyć szczegóło
wo, natomiast wschodnia, chińska część, znana była dotąd bardzo mało. Zbadanie j tój części było głównym celem podróży braci Grum -Grzym ajłów. W zdłuż obu sto
ków Tiań-Szaniu ciągnie się żyzna, dobrze nawodniona, u p ra w n a i zaludniona kraina podgórska, która u chińczyków na P n. nosi nazwę Tiań-Szań-bejlu, a na P d. Tiań-Szań- nańlu, t. j. drogi półn. i poł. Tiańszańskiej.
Nad tą krainą podgórską piętrzą się trzy strefy tego olbrzymiego łańcucha: pas lasów alpejskich i zarośli, pas łąk górskich (hal) i k ra in a wiecznych śniegów. Głownem z a daniem braci Grzymajłów było zbadanie dw u pierwszych pasów drogi półn. i poł.
W y p ra w ę składało 13 ludzi, 50 koni i 15 osłów jucznych. P o opuszczeniu Kuldży w końcu Maja 1889 r. w yp ra w a skierow ała się ku W. alpejską i podalpejską strefą ku słynnej grupie Bogdo-Ola. G ru p a ta szcze
gólniej wspaniale przedstawia się z Czy- teju, Hoszanu i Guczenu. O lbrzym ia ta wy
niosłość nadzwyczaj stromo spada w stronę doliny Urumczi, ku W. zaś przedłuża się w grzbiet wyniosły i wiecznie śniegami po
kryty.
Bogdo-O la to tron Boży, Bóg od czasu do czasu sstępuje na tę górę, aby popływać po jeziorze leżącem u jednego zbocza. C ała ta miejscowość uważana je st jako święta i dlatego usiana jest dawnemi i nowemi świątyniami buddajskiemi. Napis umiesz
czony nad brzegami jeziora ostrzega, że r ą
banie drzew, polowanie i paszenie bydła
w tej okolicy wzbronione jest pod karą
W SZECHŚW IAT. 597 śmierci, gdyż zakłócają spokój tój boskićj
krainy. Jednakże Lam owie rąbią drzewo, gubernator U rum czi pasie stada swoich m u
łów, a kirgizi K a re je tępią święte marale (C ew ua maral). Niewięcój za3tosowywali się do tego przepisu i podróżni rossyjscy.
Z Bogdo Ola w yprawa skierowała się ku Pd. wgłąb pustyni dzungarskiój w celu zdo
bycia okazów dzikiego konia (Equus Prze- walski), którego jed y n y i to bardzo młody okaz był odkryty i przywieziony przez M. Przewalskiego. Owocem tćj wycieczki były cztery wspaniałe egzemplarze tego konia.
Na południku Manasu wyprawa odkryła węzeł górski Dos-Megen-Ora, od którego ku Z. ciągną się dwa łańcuchy Tiań-Szaniu:
półn. Boro-Choro i poł. C han-Tengri, wśród którego leży tegoż imienia najwyższy szczyt Tiań-Szaniu (24 600'); oba te łańcuchy zasi
lają liczne strumienie i rzeki, wzdłuż któ
rych leżą zaludnione miejscowości Dżyti- szaru (podgórza poł.) i Bej L u (podgórza póln.), Na W od wspomnianego powyżój węzła Tiań-Szań stanowi aż do Urumczi j e den tylko łańcuch, niema tu rzek i wskutek tego brak miejscowości osiadłych. Od Gu- czenu do Barkulu na P n. i od Hami ') do T u rfan u na P d. leżą same pustynie. Sławna oaza T u rfan u jest właściwie pustynią, która tylko niesłychanej pracy ludzkiój zawdzię
cza swą urodzajność. Wszystkie potoki i strumienie tój części T iań Szaniu nikną u podnóża jeg o wśród głazów i kamieni.
Je d n a k ta woda w następstwie użyźnia oazę Turfańską. Irygacyja odbywa się zapomo- cą t. zw. karysi. Nazwę karyś dają tu sy- stematowi wąskich studni, tak zw. dudek, wykopanych częstokroć w sypkich konglo
meratach, w odległości 2 — 2 ‘/ 2 sążni jedna od drugićj i łączących się pomiędzy sobą w wodonośnćj warstwie, często na bardzo znacznśj głębokości (do 300'). T ak utwo
rzona kuryś wyprow adza ostatecznie wodę na powierzchnię ziemi. Ponieważ karyś do
*) Z pow o d u b ra k u w ję z y k u ro ss y js k ira sp ó ł
g ło sk i A tr u d n o je s t n a d a ć w ła śc iw ą p iso w n ią ,—
w w ielu b o w iem n azw ach , w k tó ry c h n a m a p a c h e u ro p ejsk ich u ż y te je s t H ros«yjanie u ż y w ają Ch (X ). N p. P rz e w alsk i rz e k ę H o an g H o n a z y w a stale C h o a ń Che.
3 wiorst długa, a zatem licząca więcój niż 500 dudek służy do nawodnienia zaledwo dziesięciny ziemi, a w oazie mieszka około 10000 rodzin, jak ąż więc ilość pracy zużyto do nawodnienia całój oazy!
Turfan leży w kotlinie, stanowiącój n a j głębszą zapadłość Azyi środkowćj. Ciekawe bardzo odkrycie stanowi właśnie obliczenie, że dno jćj leży na 40 m (140') poniżćj po
ziomu morza. Nie przypuszczano, aby w tem miejscu Azyi mogło istnieć wzniesienie uje
mne ’)• Niegdyś cała teraźniejsza oaza T u r fanu porosła była trzciną. Dziś woda, która podtrzymywała trzciny, została zużytkowa
na na irygacyją pól, trzciny ustąpiły m iej
sca piaskom lotnym, które tworzą barchany i stopniowo zasypują pola uprawne, zmniej
szając ich ilość. Dotąd je d n a k T u rfa n jest najobszerniejszą oazą Azyi środkowój. K li
mat posiada gorący, stąd parowanie wody użytćj do irygaeyi ogromne, to rozwiązuje nam zagadkę, co się staje z wodą strumieni spływających z Hogdo-Ola i niknących pod ziemią.
Opuściwszy Kufi, pod 42° szer. półn., bracia Grzymajłowie napotkali zupełnie niespodzianie obszerną wyżynę, a raczćj krainę górską, stanowiącą łącznik między Ałtajem i Nań Szanem, t. j. wyżyną wscho- dnio-tybetańską. Powstaje ona na załomie rz. Tarim u, rozrasta się na południku P i- czanu, zniża na południku Hami i znowu wzbija się wyżój. Na północy dosięga n a j
większego rozwoju w K a rły k T agu (góry śnieżne) i na południu w systemacic Nań- Szanu. Chińczycy wschodnią część tćj krai
ny górskićj zowią Bej Szan, t. j. góry półn , bracia Grzymajłowie rosciągają tę nazwę do całćj k ra in y górskiój od Tarim u do pia
sków Ala Szanu. Zajm uje ona do 7 0002 mil i dochodzi 7000' wysokości, pojcdyńcze zaś łańcuchy wzbijają się na 9 — 10000'.
Łańcuchy te przedstawiają, podobnie j a k w Nań Szanie, dwa główne kierunki: P n W . i P d W . Na P n W . głęboko wrzynają się
•) G rz y m ajło przy p u szcza ró w n ie ż , że położony k u P d W . L u k c z u n leży ró w n ie ż po n iżej poziom u m o rza, g d y ż p u n k t w rz e n ia w ody w ynosi tu 100,3°C.
T rz e b a je d n a k zw rócić u w a g ę, że ta część A zyi leży w o b szarze a u ty c y k lo n u s y b e ry jsk ieg o , a za
te m i w ysokiego c iś n ie n ia b a ro m e try c z n eg o .
598 W SZECH SW IAT. N r 38.
w T iań Szań, k tó ry tu przedstaw ia znaczne | różnice w porów naniu z teraźniejszemi mapami; takież same splecienie widzimy w Tiań Szanie na wschodzie od H a m i z K a r - ły k Tagiem, a na poiudniu z N ań Szanem.
Ł u p k i metamorficzne, kwarcyty, rozmaite granity i syjenity i inne skały krystaliczne, począwszy od góry Bogdo i K a r ł y k T ag u ciągną się przez cały Bej Szan aż do gór N ań Szań, nadając wielką jednostajność gieognostyczną całej tej krainie, tw orzą one też same fałdy paleozoiczne, k tóre cechują P am ir, T iań-S zań i A łtaj. Bej Szań już od końca okresu mezozoicznego p rz y b ra ł teraźniejsze kształty i wraz z Pam irem i K ueń L unem stanowi najstarszą część lą
du Azyi. O dawności tój świadczy d ale
ko posunięty proces wietrzenia. Osypiska i piargi zalegają podnóża gór i wypełniają doliny. W wielu miejscach zwierzchni po
k ła d stanowił łupek mikowy, cały jego p o kład zwietrzał, został zm yty i obnażywszy gra n ity i gnejsy zalega u ich podnóża, co w wielu miejscach może wprowadzić w błąd, wydaje się bowiem, że g ra n it p o k ry w a ł u p ki, które leżą niżej wyniosłości granitow ych lub gnejsowych. Zwietrzały m atery ja ł ok a
zuje wszędzie zupełną jednorodność, co świadczy o miejscowem jego pochodzeniu.
P ok ła d y zw ietrzałe przedstawiają j a k b y ko
bierzec o barwach szarych, niebieskich, zie
lonych lub b ru n a tn y c h , po którym rozrzu
cone kwiaty jaskraw o zielone, białe, czer
wone i lijowe, gdzieniegdzie p rzetkane czarnemi prążkam i jakiegoś wapienia, lub skały krystalicznej. P odróżny napotyka nieraz nadzwyczajne i niespodziewane efe
kty. F lo r a Bej S zanu mało została zbada
ną, gdyż podróżnicy przebyli wyżynę w nie
przyjaznej dla herboryzacyi porze roku.
Miejscami napotkano roślinność drzewną, | k tó rą składa jo d ła, brzoza, jarzębina, wierz- ■ ba i t. d. Z większych zwierząt K u k u J a - i man, Antilope S ubguturosa, dziki osioł 1 (A sinus Kiang), a na krańcach wyżyny do- j syć często napotyka się dziki wielbłąd.
K lim at Bej Szanu, o ile można sądzić z krótkich, chociaż starannych obserwacyj i wiadomości, zasięgniętych od koczujących tu mongołów Chalchasów, przedstaw ia lato niezbyt gorące z częstemi deszczami. Desz
cze to j e d n a k zaledwo pokropią ziemię i ju ż
przemijają. Ulewy i burze stanowią rz a d kie zjawisko. W iatry panujące PnZ. i PdZ.
Jesień chłodna i wczesna, ju ż we Wrześniu term om etr spada niżej zera, dnie p ochm ur
ne i ilość opadów znacznie większa. W P a ź dzierniku wypadają śniegi, nieraz na 3' g r u bą warstwą, szczególniej w części Pn. Zima niezbyt surowa, w L utym minimum docho
dziło — 20° C. Wiosna zimna i późna, r o ślinność rozwija się dopiero w końcu K w ie
tnia (s. s.). Wiecznych śniegów w Bej S za
nie niema, stąd b ra k stałych rzek i rzeczek, źródeł jed n ak obfitość. Jezior, o ile się zdaje, oprócz Cagan Noru niema. O zna
czone na mapach trzy duże jeziora (A łak- czij, C hun Chajdzy i Czyń Szeń Cho) nie istnieją.
G odne uwagi są wyschłe koryta rzek.
Najznaczniejsze przechodzi koło J a n Dun, które, j a k przypuszcza G. Grzymajło, cią
gnie się aż ku jezioru Szar Nor (42° szer.
półn.), a być może łączy się nawet z kotliną Lukczan (42° 40' szer. półn.). Łożysko to wyżłobione jest w czerwonej glinie, zawie
rającej warstwy kamyków, Przewalski błę
dnie uważał tę glinę za formacyją losową.
W y p r a w a poświęciła zbadaniu Bej Szanu,
! Tiań-Szanu, T u rfa n u i H a m i zimowe mie
siące do Lutego 1890 r. Dziennie przeby
wano zwykle dwie stacyje, t. j. około 40 wiorst, z tego powodu musiano wstawać około 1-ej po północy. Trzeba było pić herbatę, juczyć konie i osły, a wszystko śród ciemności i 20 do 25° mrozu.
Straszne P n W . wiatry przejmowały po
dróżnych do szpiku kości, jeszcze strasz
niejsze były burze, mróz nie pozwalał usie
dzieć na koniu, a iść pieszo w pilśniowych butach i kożuchach było niezmiernie t r u dno, a je d n a k trzeba było iść i to nieraz przeciw wiatrowi, który spychał z drogi nie- tylko ludzi, ale i juczn e zwierzęta.
Z H am i wyprawa skierowała się ku Pd.
przez A ń-S i do Su-Czou, nieznaną dotąd drogą, pomimo tego, że jestto jedyna droga kołowa. Dalej wyprawa zajęła się zbada
niem gór Nań Szań. Chociaż Przewalski
przebył te góry dwukrotnie na Z. i W.,
a P o ta n in i Skassi przeszli po dwu drogach
przez środek, Nań Szań z powodu zawiłej
budowy gieologicznej był zawsze jeszcze
I mało znany. D w ukrotne przerżnięcie Nań
N r 38. W SZECHŚW IAT. 599 Szanu i zbadanie go z Z. na W . na p rz e
strzeni 450 wiorst przez braci G rzymajłów niemało przyczyniło się do wyjaśnienia wielu szczegółów.
W K wietniu 1890 roku wyprawa przez przełęcz U bo-L inza dostała się do doliny rzeki Babo Ho, jednćj zc źródłowych rzek H a ń Czouskićj Hej Ho. R zeka Babo Ho płynie ku P d W . i spotyka rzekę Hyj H o (Szara) podążającą na PnZ., połączone rzeki zw racają się ku Pn., prz erz ynają najdzik
szą część Nań Szanu i tworzą potężną rzekę oazy H a ń Czou, zwaną Hej Ho (rz. Czarna).
Dolina Babo H o należy do najbardziśj m a
lowniczych i posiada najbogatszą roślin
ność.
W dolnym jć j biegu napotkano mięszane lasy, które stopniowo przechodzą w bór j o dłowy, pokrywający doliny i zbocza. Bocz
ne wąwozy liczne, strome i dzikie. P o nich przebiegają z szumem wartkie potoki i wy
biegłszy na główną dolinę, n ikną śród nie
przebytych zarośli wierzby i rokitnika czyli oblepichy (Hyppophae). Powyżćj strefy roślinności drzewnej ciągnie się wąski pas łąk alpejskich, a nakoniec olbrzymie, nagie szczyty rysujące się na tle cieinno-niebie- skiego nieba. T aki wygląd posiadają doli
ny gór Am do,ale im dalój ku Pd. tem mnićj drzew, a więcćj łąk.
Pomiędzy górnym biegiem Hej H o i r z e ką T etung leży niezbadany dotąd grzbiet Ichulu Siań, cały p okryty śniegiem i lo
dowcami. Począwszy od miasta l u n Nań- Czeń, położonego w dolinie rzeki Tetung, władze chińskie okazywały podróżnym wielką uprzejmość, prawdopodobnie biorąc braci G rzym ajłów za ks. Orleańskiego i p.
Bonvalot.
Miesiąc przeszło poświęciwszy zbadaniu gór Sininu, wyprawa dostała się na prawy brzeg H oang H o (Choań Che) i zatrzymała się pod 35° szer. półn. śród wyżyny Amdo, stanowiącej P n W . część Tybetu, stąd o k rą żywszy jezioro K u k u Nor od Z. wyruszyła z powrotem.
Badania doliny H yj Ho prowadzono w Sierpniu (s. s.). R aptow ne zimna, burze śnieżne, mrozy, ciągła mgła, osamotnienie wśród mas śnieżnych przerw ały dalsze ba
dania. Śród błot i śniegów, bez opału
i chleba, podróżnicy musieli myśleć tylko o wydostaniu się z tych gór, śród których nie mieli przewodnika. Nakoniec napot
kani chińscy poszukiwacze złota w yprow a
dzili podróżnych na wielką drogę prowa
dzącą do Su Czon.
D nia 13 Listopada w ypraw a powróciła w granice Rossyi.
W. W r.
KA N A N G A .
K a n a n g jest malajską nazwą drzewa, należącego do rodziny Anonaceae, n a jb a r
dziej zbliżonćj do znanych nam powszech
nie magnolij.
Drzewo to dochodzi 20 metrów wysoko
ści, jest mało gałęziste, o szeroko rozłoży
stych konarach. Liście ma skrętoległe (18 centymetrów długie a 7 cm szerokie), spo
dem wzdłuż nerwów lekko omszone. K w ia
ty są okółkowe, wielkie, żółto-zielonawe, zwieszone. Kielich trójlistkowy, drobny.
Korona sześciopłatkowa o płatkach lance
towatych, pręciki liczne, w czterech okół
kach. Ich n itk a jest bardzo krótka, a pyl- niki stoją po dwu stronach wałeczkowatego łącznika, który wybiega ponad nie w długi, szydłowaty wyrostek. Słupki liczne, na szczycie nieco wgłębionego osadnika. P o wstają z nich jagody trzoneczkowate i nie- przewięziste. Dla tój ostatniej cechy i dla szczególnój postaci łącznika oddzielił pan Hooker fil. ten gatunek od rodzaju U n o n a i utworzył nowy C a n a n g a .
W stanie dzikim kwiaty są prawie bez- wonne, ale pod wpływem hodowli wydają woń odurzającą. K to chce mieć o niój wy
obrażenie może to sprawdzić na flaszeczce perfum z napisem Ylang-Ylang, nazwy utwo
rzonej z malajskiego alanguilan, a ozna
czającej u malajów olejek, otrzymywany z kwiatów.
C a n a n g a o d o r a t a dla woni kwiatów i olejku hodowana jest nietylko w swój oj
czyźnie malajskićj, ale także w Chinach
i Hindostanie. Malajczycy, którzy znają
się podobno najlepićj na perfumach, cenią
te najwięcój.
600 W SZECH ŚW IAT. N r 38.
O trzym yw anie olejku jest mozolne. P o trzeba 200 kilogr. kw iatów na jed en olejku, któ ry płaci się w Londynie 20 Ł . P e r f u my te przyszły do Europy dopiero w roku 1864. Znano je d n a k przedtem tak zw any olejek m a c a s s a r , który je s t naw pół p ł y n ną pomadą malajską noszącą, u tubylców nazwę b o r b o r i, w którój skład wchodzą:
olejek z orzecha kokosowego, olejki z ka- nangi i szampaki (M ichalia champacas) oraz
TECHNOLOGIJA
N A F T Y I W O SK U ZIEMNEGO.
i .
W ydział krajow y galicyjski wydał przed niedawnym czasem książkę pod tytułem:
G a łąz k a k w itn ą c e j i o w o c u jąc ej k a n a n g i, w */i n a tu r a ln e j w ielkości.
kurkum a. Malajowie nacierają nią nietyl- ko włosy, ale i całe ciało dla wyleczenia, lub zapobieżenia miejscowym gorączkom.
L ekarze europejscy twierdzą, że środek ten niekiedy rzetelnie pomaga.
J ó z e f R ostafiński.
Technologija nafty i wosku ziemnego, n a pisaną przez B ronisława P aw le wskiego, profesora szkoły politechnicznćj we L w o wie. Książka pana Pawlewskiego zawiera wszystko co dotychczas zrobiono zarówno dla wyjaśnienia natury chemicznej nafty i wosku ziemnego, j a k i dla możliwie do
skonałego zużytkowania surowego p rodu
ktu w przemyśle. Co głównie zaleca pracę
p. Pawlewskiego przed wieloma innemi do-
N r 38. W SZECHŚW IAT. 601 tychczas wydanemi, to, że autor streszcza
w niej wyniki badań dokonanych na całym obszarze przemysłu naftowego, czyli in a czej, daje nam całość studyjów nad ropami:
amerykańską, kaukaską, galicyjską i innemi mniój ważnemi, kiedy dotychczasowe mo- nografije na tem polu grzeszyły zawsze j e dnostronnością i przedmiotu w zupełności nie wyczerpywały. Ze względu na wyjąt
kową ważność treści i stanowisko naukowe autora, postaramy się przedstawić w skró
ceniu najgłówniejsze p u nkty dzieła p. Pa- ( wlewskiego, w przekonaniu, że dla czytel
ników Wszechświata nie może być obojętną sprawa, tak wielką dla Galicyi posiadająca doniosłość.
Węglowodory występują w przyrodzie we wszystkich trzech stanach skupienia, a więc w lotnym, jako gazy naftowe, p łyn
nym jak o ropa naftowa, czyli olej skalny i stałym w postaci wosku ziemnego czyli ozokierytu w Galicyi i Rumunii, w postaci kiru i naftagiłu na Kaukazie, a wreszcie w postaci różnego rodzaju bitumów, smół i żywic ziemnych w rozmaitych okolicach ziemi. Te trzy stany skupienia węglowo
dorów można objaśnić stosunkową ilością ' węgla w cząsteczce. W ropach naftowych znajdujemy węglowodory płynne* zawiera
jące nie mniej j a k C 4, wszystkie więc wę
glowodory uboższe w węgiel występują jak o gazy; z drugiej zaś strony, jeżeli ilość węgla w nich jest większa niż C 15 (pentade- kan), są to już ciała stałe. Ścisłej granicy między ropą naftową jako płynem, atak ie m ciałem stałem, ja k naprzykład wosk ziemny, niepodobna przeprowadzić, ponieważ ropa sama zawiera bardzo dużo węglowodorów stałych, rospuszczonych tylko w płynnych homologach.
Najwięcej bezwarunkow o bogatych źró
deł gazu naftowego posiada Am eryka pół
nocna. Istnieje źródło pod Pittsburgiem, dające na godzinę 83000 m 3, inne zaś około 27000 m 3 gazu. W artość gazu źródeł P itts- burga obliczają na 4 000000 dolarów, a ź r ó deł Wirginii zachodniej na 10000000 dola- row, to też zastosowano tam gaz naturalny do opalania, do oświetlania, do rozmaitych ! celów przemysłowych, w hutach szklanych, ,
piecach wapiennych i t. d. Jedna z hut szklanych nad rzeką Alleghany, używając
| tego gazu, zyskuje dziennie na opale do 1000 dolarów. Gazy naturalne naftowo
| oddawna j u ż starano się stosować w wielu j miejscach do celów technicznych, a najda-
| wniej używano ich w Chinach, w salinach na 1 000 ł» głębokich. Gaz naftowy natu-
! ralny do oświetlania nadaje się gorzej, niż sztuczny z węgla kamiennego, gdyż siła świetlna jego jest zwykle nieznaczna. P r z y czyna tego leży w składzie chemicznym ga
zu naturalnego. Ponieważ obecność w ga
zie takich tylko ciężkich węglowodorów, ja k benzol, naftalin, etylen, acetylen i in.
decyduje o jego zdolnościach świetlnych, więc gaz naturalny, którego główną częścią
j