Kaźmierz Karłowski
Z najnowszych wyroków Roty
Rzymskiej
Prawo Kanoniczne : kwartalnik prawno-historyczny 13/3-4, 419-428
1970
Z PR A K T Y K I SĄDOW EJ
Z najnowszych wyroków roty rzym skiej
C h o r o b a u m y s ł o w a
W yrok z dn ia 20,. 11.1958 zestaw ia n a stę p u ją c e zasady, k tó re należy m ieć n a uw adze p rzy ro zstrz y g an iu sp ra w toczących się z ty tu łu choroby um ysłow ej.
T ak rozum ja k i w ola są w ład zam i duszy, stąd ja k o duchow e w żaden sposób nie m ogą ulec zniszczeniu.
P o niew aż je d n a k w sw oim działan iu posłu g u ją się zm ysłam i w e w n ętrz n y m i i zew nętrznym i czyli cielesnym i, m ogą podlegać choro bom i doznaw ać zew nętrznie przeszkód w p raw idłow ym działaniu. R odzaje tych chorób są b ardzo liczne, podobnie ja k różne są stopnie i n asile n ie danej choroby. D la w y k az an ia w adliw ości konsensu nie w y sta rc zy w ięc stw ierdzić ja k ą ś chorobę, jeśli rów nocześnie nie w y każe się je j przyczyny oraz tego, że zaham ow ane lub zniesione zostdło rozeznanie czyli dojrzałość osądu, k tó ra w in n a być odpow iednia do k o n tra k tu m ałżeńskiego.
U stalen ie ta k ie je s t n iek ied y sp raw ą bardzo tru d n ą . Czym ś n a d zw yczajnym i n ie m al nie do p om yślenia je s t bow iem w yp ad ek , by tö zakłócenie w ład z um ysłow ych u ja w n iło się w sam ym akcie zaw ie ra n ia m ałżeństw a. K tóż bow iem odw ażyłby się w iązać m ałżeństw em z osobą, k tó ra w y k az u je o bjaw y choroby u m ysłow ej? D latego trze b a się uciekać do dow odu pośredniego, o p ie ra jąc się n a przypuszczeniach i d o m niem aniach i arg u m e n to w ać a posteriori.
Z asady p o d aw a n e w tych sp raw ac h przez uzn an y ch au to ró w i ju ry - sp ru d en c ję T ry b u n a łu R otalnego, są n astęp u jące :
1) D iagnoza choroby w in n a ja k n ajd o k ład n iej u sta lić n a tu rę cho roby, je j przecieg, rozw ój i sku tk i. L ek arze w in n i też oznaczyć czas, kied y choroba u m ysłow a m ia ła swój początek; dotyczy to zw łaszcza chorób, k tó re ro z w ija ją się pow oli i w k tó ry ch um ysł pozostaje, p rzy n a jm n ie j n a pozór, jasny.
420 Ks. K. K arło w sk i [2] 2) S koro udow odniono, że choroba istn ia ła p rzed i po ślubie, słusz n ie dom niem yw a się, że m ia ła ona m iejsce i w chw ili zaw ieran ia m ałżeń stw a, n a w e t gdyby zew n ętrzn y w y g ląd chorego tego dnia i jego zachow anie w y d aw ało się n o rm aln e lu b p ra w ie norm alne. Je śli b ow iem choroba stw ierd zo n a i o k reślona z całą pew nością okazuje się bardzo ciężką, p rzy ją ć należy, że isto tn y sta n chorobow y nigdy się n ie cofa, choćby w ydaw ało się, że n astą p iła popraw a.
3) Bez znaczenia je s t fa k t, że p rze d ślu b n e o bjaw y choroby sam e w sobie są dw uznaczne i n a ogół sp o ty k a się je też u ludzi o cho rob liw y m system ie nerw ow ym , lu b u tych, k tó rzy m a ją dziw ny ch a r a k te r albo tru d n e usposobienie, albo skorzy są do w ybuchów złości. J e s t bow iem rzeczą pew ną, że n ie k tó re ro d za je choroby um ysłow ej m a ją przebieg ta k w p ro w a d za jąc y w b łą d i u k ry ty , że p raw ie nie m ogą zostać stw ierdzone, n a w e t przez biegłych, dopóki nie osiągną sta n u końcow ego. S koro zaś zo staną z całą pew nością rozpoznane i określone, w ted y na pod staw ie dom niem ań p raw n y ch u sta lić też m ożna n ie w ą tp liw ą n a tu rę objaw ów , k tó re poprzednio zdaw ały się być n iepew ne lub pozbaw ione w łaściw ego znaczenia.
4) Nie w olno zapom inać, że w iele chorób, zw łaszcza tych, o k tó ry ch m ow a, nie u ja w n ia się w te n sam sposób, o ja k ie jk o lw ie k porze dnia i pod k ażdym w zględem , n aw e t je śli osiągnęły swój szczyt. S tą d n a leży m ieć n a uw adze nie ty le poszczególne czyny chorego, ile raczej ca ło k sz tałt jego postępow ania, jego słów, pism i pom ysłów.
D latego w sp raw ac h tego ro d za ju zbyteczne je st podaw ać św iad ków , choćby n aw e t w ielu, k tó rzy m ogą zeznać o no rm aln y m p o stę p o w an iu chorego. N ato m iast znaczenie m a ją inni św iadkow ie, choćby nieliczni, k tó rzy w sposób nie n asu w a ją cy w ątpliw ości zaśw iadczyć m ogą o pew nych nien o rm aln y ch i dziw nych jego czynach.
T ry b u n a ł Sw. R oty stale odróżnia choroby um ysłow e, k tó re całko w icie pozb aw iają u żyw ania rozum u (am entia), od tych, k tó re pozba w ia ją u ży w an ia rozum u częściowo tylko, w pew nych określonych sp raw ac h (dem entia): „A m ens seu fu rio su s d ic itu r is. qui irikanit q u o ad om nia: d em entem d ix e rim eum , quem graeco vocabulo m ono- m an iacu m vocant, id est qui in sa n it circa u n am rem ta n tu m , vel a lte ra m ” (D’A nnibale, S um ąm . Theol. Mor., P. I, η. 31, s. 25). Lecz au to r te n n aty ch m iast dodaje, że w spółcześni p sy c h iatrz y p rzy p isu ją d em encji i am en cji te n sam w pływ (dz. c., s. 26, n. 18). J e s t to obecnie opinia ogólnie p rz y ję ta przez psychiatrów .
(Dec. Rot. vol. 50, s. 598—599, cor. P. M attioli). P s y c h o p a t i a
G dy chodzi o psy ch o p ató w , n ie n a le ż y m ylić ich zdolności do (dzia ła ń p ra w n y c h z niezdolnością tych, u k tó ry ch niedom ogi w dziedzinie
um ysłow ej w yw odzą się z p raw d ziw e j choroby. U tych o statn ich bow iem cała osobowość d o tk n ię ta je s t niedom ogą, podczas gdy u p sy chopatów je d y n ie ta lub in n a dziedzina ich psychiki.
G łów nym znam ieniem psych o p atii je s t zboczenie w dziedzinie w oli i uczuć, podczas gdy w ład ze um ysłow e zachow ane są ум stopniu do statecznym , a niekiedy n a w e t w y b itn y m (por. T. B ensch, W pływ cho rób um ysłow ych n a w ażność um ow y m ałżeńskiej w p raw ie k a n o nicznym , L u b lin 1936, s. 208 i 216).
S tąd b y w ają psychopaci, k tó rzy cierp ią n a n a trę c tw o m yśli (obsesje) albo n a rz u cając e się n ieodparcie skłonności np. do p o d p alan ia (pyro- m ania), do krad zieży (kleptom ania), do k u p o w an ia (oniom ania) lu b do zboczeń sek su aln y ch (onanizm , fetyszyzm , ekshibicjonizm , hom o sek su a lizm , sadyzm , an tro p o fag ia, m asochizm itd.). B y w a ją też in n e sta n y n ien o rm aln e, pow odujące p o w sta n ie różnych odm ian psychopatii, np. gw ałtow ność, pieniactw o, kłam liw ość, skłonność do fan ta zjo w a n ia, antyspołeczność itd . Chociaż m ałżeństw o p sychopatów b ardzo często je s t nieszczęśliw e, nie może je d n a k być u znane za niew ażnie za w a rte z ty tu łu b ra k u konsensu z pow odu choroby um ysłow ej, poniew aż ko n - senś m ałżeń sk i przez tego ro d za ju chorobliw e za b u rzen ia p e r se nie został zniweczony. P sychopaci zatem nie m ogą być zaliczeni do cho ry ch um ysłow o w e w łaściw ym tego słow a znaczeniu.
(Dec. Rot. vol. 50, s. 79, w y ro k z d n ia 14.2.1958, cor. B. Filipiak). N i e d o r o z w ó j u m y s ł o w y (oligophrenia)
. K onsens m ałżeński je st ak tem ludzkim (actus hum anus), pochodzą cym od człow ieka, k tó ry rozum em i w olą w ła d a nad sw ym działa niem ; stą d gdy człow iek nie może w ład ać sw ym rozum em lub w olną w olą, nie m oże udzielać konsensu.
D latego z n a tu ry rzeczy, ja k i z pow szechnie uznanych zasad p ra w nych niezdolni są do zaw arcia m a łże ń stw a z pow odu b ra k u rozezna n ia ci, k tó rzy a k tu a ln ie nie w ła d a ją sw ym rozum em , ja k np. dzieci, ludzie całkow icie p ija n i, oraz ci, k tó rzy trw a le (h ab itu aliter) nie m a ją rozeznania, ja k o b łą k an i (m entecapti), zarów no dotknięci am encją, ja k i dem encją, m onom aniacy; lecz ci o sta tn i ty lk o w tedy, gdy ich niedom oga dotyczy sp raw y m ałżeństw a.
P rzep ro w ad zen ie dow odu niew ażności m a łżeń stw a je st szczególnie tru d n e , gdy chodzi o te choroby um ysłow e, k tó re nie znoszą całkow icie u ży w a n ia rozum u. Do tego ro d za ju chorób należy niedorozw ój u m y słow y (p h ra en a sten ia seu oligophrenia), b ędący trw a ły m sta n em p a to logicznym , k tó ry m oże być w rodzony lu b nab y ty . Z ależnie od stopnia niedorozw oju rozróżnia się idiotów (idiotism us), głup tak ó w (im be cillitas) i um ysłow o ograniczonych (debilitas m entis).
422 Ks. K. K arło w sk i [4] Z u w agi na rozm aitość i różne n asilenie tych chorób, w ielkie z n a czenie m a stw ierdzenie n a tu ry dan ej choroby, co należy do le k arzy - -biegłych. Całe zagadnienie polega na stw ierd zen iu stopnia schorze nia, m ianow icie czy w pływ danego zab u rzen ia był tego rodzaju, że uniem ożliw ił całkow icie w y b ó r i podjęcie decyzji.
M ylą się ci, k tó rzy z jakiegokolw iek częściowego zaburzenia rozum u lu b w oli w n io sk u ją zaraz o sam ym b ra k u konsensu. G dy chodzi o stw ierd zen ie niew ażności m a łżeń stw a sp ra w a nie dotyczy tego, czy konsens był m niejszy lub w iększy, lecz czy w ogóle był udzielony. Je g o całkow ity i abso lu tn y b ra k należy udow odnić; w przeciw nym raz ie trze b a p o d trzym ać w ażność m ałżeń stw a n a p odstaw ie p rzy słu gującego m u z p ra w a p rzy w ile ju (kan. 1014).
Nie w y sta rc zy w ykazać istn ien ia ja k ie jś choroby u m ysłow ej; po n ad to trze b a w ykazać, ja k i był je j w pływ n a konsens. C horoba w in n a istnieć w chw ili zaw ieran ia m ałżeństw a, a niedom oga m usi być ta k ciężka, że uniem ożliw iła udzielenie w ażnego konsensu.
E k sp erty z a lekarzy -b ieg ły ch je st w tych w y p ad k ach nieodzow na, lecz sędziow ie nie są zw iązani ich opinią, chociażby ona by ła je d n o - zgodria. Z achow ują sw ój w łasn y sąd o spraw ie, o p a rty n a stu d iu m cało k sz tałtu m a te ria łu dowodowego.
(Dec. Rot. vol. 50, s. 530—532, w y rok z dnia 25.10. 1958, cor. O. B ejan).
H i s t e r y c z n e s t a n y p o m r o c z n e (fobia, h isteria, n e u ra ste n ia , obsesja, abulia)
M ałżeństw o dochodzi do sk u tk u przez udzielenie konsensu. K onsens je s t ak tem ludzkim , czyli ak tem , k tó ry został w ytw orzony przez św ia dom ą czynność w oli, tj. przez pozn ający u m ysł i pow odującą dzia ła n ie w olę, czyli przez ak t, n ad k tó ry m człow iek p an u je.
Człow iek p rzy działaniu swego rozum u m usi m ieć w yob rażen ia in te le k tu a ln e , k tó re w y tw a rz a sobie przez zm ysły, w ydobyw ając spo strze że n ia z rzeczy zew nętrznych. S tąd zdarzyć się może, że w razie zab u rzen ia zm ysłów , mózgu, fan ta z ji, zm ysłu w ew nętrznego, sam* rozum nie może sobie w ytw orzyć w łaściw ego sądu. G dy rozum n a p o tk a n a przeszkodę, to i w ola w sw ym d ziałan iu je st zaham ow ana. S koro sk u tk iem jakiegoś zaham ow ania używ anie rozum u oraz w olnej w oli ńie je st m ożliw e, w w y n ik u nie p o w sta je a k t ludzki. Je śli zah a m ow anie n a stę p u je ty lko częściowo, w ted y — zależnie od stopnia zab u rzen ia cielesnego — używ anie rozum u zostaje osłabione i to n ie ra z w ta k ie j m ierze, że b ra k je st pełnej św iadom ości um ysłu, a tym sam ym zdolności do zaw arcia m ałżeństw a.
T u ta j w chodzą w rac h u b ę n ie k tó re choroby lu b zaburzenia, np. lęk, h iste ria , n e u ra ste n ia , n a trę c tw o (obsesja), bezw ola (abulia), k tó re nie
[5] Z najnow szych w yroków R oty R zym skiej 4 2 3 raz m ogą być ta k w ielkie, że h a m u ją ca łkow ite używ anie rozum u i d ziałanie w olnej w oli, stą d pow odują niezdolność do zaw arcia m ałżeństw a.
W w y p ad k u tych schorzeń może d an y osobnik m ieć czysto teo rety cz nie p o p raw n e pojęcie o istocie um ow y m ałżeńskiej, lecz nie je st zdolny do w y tw o rz en ia sobie sądu prak ty czn eg o o k o n k re tn y m zw iązku, k tó ry zam ierza zaw rzeć i to na sk u te k danego n a trę c tw a lub patologicznego lęku.
O dnośnie sta n u danej choroby należy w ysłuchać opinii le k arzy - -biegłych.
(Dec. Rot. vol. 50, s. 327, w y ro k z dn ia 17.5.1958, cor. G. H eard). A m e n t i a — s i m u l a t i o
W w y ro k u z dn ia 8.7. 1958 R ota R zym ska w y jaśn ia, że sy m u lacja w rozu m ien iu K odeksu p rzeciw staw ia się am encji. U m ysłow o chorzj (am entes) nie są zdolni do sym ulow ania konsensu.
(Dec. Rot. vol. 50, s. 428, cor. J . Pasquazi). В o j a ź ή
Okoliczność, czy w danym w y p ad k u zachodzi b ojaźń ciężka (m etus gravis) p o w o d u jąca niew ażność m ałżeństw a, oceniać należy przed e w szy stk im n a p odstaw ie w ielkości a w e rsji do zalecanego zw iązku m a ł żeńskiego lu b do w sp ó łk o n trah e n ta , k tó ry m a być tow arzyszem całego życia. N ależy w ykazać, że n u p tu rie n t był całkow icie p rzeciw ny zaw ie ra n iu 'danego zw iązku. Je śli a w e rsja nie b y ła silna, b o jaźń nie by ła ciężka lub nią m ogła nie być.
R odzice m a ją p raw o pokierow ać sw ym i dziećmi, szczególnie gdy cho dzi o rzecz ta k w ażną, ja k zaw arcie zw iązku m ałżeńskiego. W olno im u pom inać dzieci oraz zależnie od w y p ad k u ganić, a w pewnej_ m ierze n a w e t napędzać. S tąd nie należy zbyt pochopnie orzekać niew ażności kon sen su sy n a lub córki, k tó rzy m im o pew nego w z b ra n ia n ia się p rz y stę p u ją do zaw arcia m ałżeń stw a, gdy do tego n a k ła n ia ją ich rodzice, a szczególnie, gdy istn ieje naglący i ro zu m n y pow ód, k tó ry o p a rty na ra c ji o biektyw nej sp raw ia łb y , że in te n cja rodziców nie ty lk o nie sp rzeciw iałaby się p ra w u , lecz b yłaby słuszna, a n a w e t konieczna.
B ojaźń je st w y w o łan a niesp raw ied liw ie, ilekroć zm usza się kogoś do zaw arcia m a łżeń stw a zupełnie sam ow olnie i bez jakiegokolw iek słusznego powodu. N iespraw iedliw ość tym w y raźn iej się okazuje, im b ardziej p rzym us nie posiada uzasadnienia.
(Dec. Rot. vol. 50, s. 655, w y ro k z dn ia 29.11. 1958, cor P. M attioli). Nie należy m ylić b ra k u m iłości z aw e rsją. A w ersja n ie sta ła i c h w ie j n a w cale nie w y klucza p ostanow ienia, chociażby ono było zm ienne, co do p rze ciw sta w ien ia się zaw arciu m ałżeństw a.
424 Ks. K.. K arło w sk i [
6
] G dy zachodzi aw e rsja, należy dom niem ać przym us, chyba, że to do m n iem an ie zostaje obalone przez b ojaźń w e w n ętrz n ą (m etus ab in triri- seco).(Tam że, s. 595, w y ro k z dn ia 17. 11. 1958, cor. E. Bonet).
Lecz d o m niem anie p rzym usu n a pod staw ie istn ie n ia a w e rsji nie w y sta rc za do w y d a n ia orzeczenia niew ażności m ałżeństw a, jeśli nie zostanie p rzeprow adzony dowód, że przym us rzeczyw iście m ia ł m iejsce.
(Tamże, s. 70,8, w y ro k z d n ia 19.12. 1958, cor. O. Bejan).
G dy p a n n a po w y w a rty m n a nią przym usie gotow a je s t zaw ierać m ałżeństw o i zadow olona je s t z przygotow ańó w eselnych, z ubioru i w y p ra w y m ałżeńskiej oraz z okazałej uroczystości i p rzy n a jm n ie j z początku w iedzie życie ja k d obra m ałżonka — w szystko to z uw agi na jë j m łody w iek niekoniecznie w y klucza doznany przym us.
(Tam że, s. 313, w y ro k z dnia 9.5.1958, cor. B. Filipiak). B i c i e j a k o ś r o d e k p r z y m u s u
Bicie w ty m celu, by przy n ag lić i doprow adzić d an ą osobę do zaw arcia m ałżeństw a, sprzeciw ia się zdrow em u rozsądkow i i zasadom spraw iedliw ości. C hociażby w ed lłu g m n iem an ia w yw ierająceg o p rz y m u s było to dopuszczalne i istn ia ł uzasadniony pow ód do zastoso w a n ia bicia, w żaden sposób nie może ono być uznane za słuszne, jeśli zostało dokonane d la osiągnięcia tego, do czego u k a ra n y pow ziął aw ersję.
Je śli p a n n a została przez narzeczonego pozbaw iona dziew ictw a, choć by z w łasn ej w iny, rodzice nie m a ją żadnego p ra w a do w ym uszania n a n iej zgody n a m ałżeństw o. Mogą w p raw d zie w ta k im w y p ad k u w w yższym sto p n iu używ ać swego w p ły w u na córkę, sto su jąc n aw e t u m ia rk o w a n y nacisk, aby przez zaw arcie m ałżeń stw a u ra to w a ła honor w łasn y i sw ej rodziny. Je śli ona je d n a k w zb ran ia się przed tym na serio i stale, poniew aż żywi do narzeczonego nienaw iść z pow odu doznanej k rzy w d y i jeśli nie m ożna nakłonić je j do tego k ro k u in a - czej; ja k ty lk o przez w yw ołanie ciężkiej bojaźni, niesp raw ied liw ie działa ojciec lu b m a tk a , zm uszając o p ie ra jąc ą się córkę; m ałżeństw o zostaje w ted y z a w a rte niew ażnie.
N iesłusznie oddziela się słuszny pow ód do u k a ra n ia córki z pow odu zaciągniętej w iny, od z a m ia ru zm uszenia je j do ślubu, p rzed k tó ry m ona m ocno się w zbrania. Je śli w ięc z a k t sp raw y w y n ik a jasno, że zastosow ano p rzym us do w y ra że n ia konsensu, nie m ożna w ątpić, iż została je j w yrządzona krzyw da, a to tym w ięcej, je śli w chodzi w r a chubę b ojaźń z szacunku, k tó ra ty lk o przez rozkaz nieustępliw y i stanow czy, n a w e t bez pogróżek, całkow icie w y w iera swój skutek.
(Dec. Rot. vol. 50, s. 264—265, w y ro k z d n ia 25.4. 1958, cor. O. B ejan). W i e l k i e z ł o (m alum grave)
[7] Z n a jn o w szy c h w y ro k ó w R oty R zym skiej 425 B ojaźń z szacunku ty lk o w te d y pow oduje niew ażność m ałżeństw a, kiedy je s t ciężka, tj. kied y w yw ołuje zam ieszanie w um yśle z pow odu grożącego w ielkiego zła.
Nie ulega w ątpliw ości, że w ielkim je s t zło d la sy n a lub córki, w zględnie podw ładnego, k tó re p łynie z w ielkiego i długo trw ają ce g o niezadow olenia rodziców lu b przełożonego. Z nośniejsze byłoby np. dla córki odznaczającej się czułym oddaniem sw ej m a tce bicie, choćby do tk liw e, aniżeli całk o w ite i zaw zięte pozbaw ienie có rk i przez uk o ch an ą m a tk ę w szelkich objaw ów m iłości oraz je j n ie u sta jąc e i lodow ate m il czenie.
Tam że, s. 291, w y ro k z d n ia 2. 5. 1958, cor. D. S taffa).
G dy chodzi o p a n n ę b ardzo m łodą, a tym w ięcej, gdy na sk u te k zgw ałcenia znalazła się ona w odm iennym sta n ie i stąd m niej je st zdolna do sta w ia n ia oporu, niew iele p o trzeb a do w y tw o rz en ia w iel k ie j bojaźni, albow iem chociaż n ie m ia ła w iny, nie b ra k z jej stro
ny w sty d u z pow odu p ow stałej sytuacji.
Tam że, s. 509, w y ro k z dnia 24. 7. 1958, cor. G. H eard).
B ojaźń, iż zostanie w y jaw io n y w y stęp ek , je st bo jaźn ią w ielką. R ozw ażm y je d n a k w y p a d e k k o biety, k tó ra z w łasn ej w o li dopuściła się w y stę p k u i sądzi, że n a sk u te k tego znalazła się w ciąży, a m a obaw ę, by f a k t te n nie sta ł się w iadom y i dlatego za w ie ra zw iązek m ałżeński. Je śli nie było gróźb w y ja w ie n ia jej sta n u , b o jaźń istn ie je od w e w n ą trz (ab intrinseco) i m ałżeństw o je st w ażnie zaw arte. Lecz jeśli stosow ano w obec niej groźby u ja w n ie n ia je j w y stęp k u , b o ja źń p o w sta je od z e w n ątrz (ab extrinseco) i m ałżeń stw o je s t n ie w ażne. Je że li m ężczyzna dopuścił się gw ałtu, by w ym óc zaw arcie m ałżeństw a, lecz nie grozi kobiecie, że w y ja w i stosunek, to i w tym w y p ad k u b o jaźń b y ła b y od zew n ątrz (ab extrinseco), poniew aż po chodziłaby od przyczyny zew n ętrzn e j, czyli od fa k tu spełnionego przez osobę w celu w ym uszenia m ałżeństw a.
(Tam że, s. 613—614, w y ro k z dn ia 25.11.1958, cor. I Pasquazi). W a r u n e k
W yrok z dn ia 7.2.1958 p o d aje zasady dotyczące za w ieran ia m ałżeń stw a pod w aru n k ie m .
W a ru n ek dotyczący przeszłości lu b teraźniejszości d odaje osobnik z a w ierając y m ałżeństw o, je śli na nie godzi się nie bezw arunkow o, lecz u zależnia sw oje przyzw olenie od sp raw d ze n ia się pew nej oko liczności lub jakiegoś w y d arze n ia, co do któ reg o istn ien ia lu b n ie istn ie n ia nic nie w ie. W ta k im w y p ad k u w ażność m a łżeń stw a nie je s t zaw ieszona, ja k to m a m iejsce p rzy w a ru n k u odnoszącym się do przyszłości, lecz m ałżeństw o je s t zaraz w ażn e lu b nie, zależnie
426 Ks. K. K arło w sk i [ 8 ] od tego, czy o b iektyw nie istn ieje d an a okoliczność, od k tó rej osob nik zaw ierając y zw iązek u zależnił jego w ażność (can. 1092 n. 4).
U dow odnienie w a ru n k u przep ro w ad za się bezpośrednio (directe) n a p odstaw ie słów zaw ierającego zw iązek, jeśli te słow a m ogą być podane w sposób nie budzący w ątpliw ości. W innym w y p ad k u dow o dzenie to przep ro w ad za się pośrednio (indirecte) na p odstaw ie obiek tyw nego k ry te riu m . T rzeb a w tedy m ieć n a uw adze n a tu rę w a ru n ku, m ianow icie czy d an a okoliczność lub zdarzenie albo pożądany p rzym iot dotyczy w m niejszym lub w iększym sto p n iu istoty życia m ałżeńskiego, a w ięc czy w y w iera n iew ątp liw y w pływ na sposób po życia m ałżonków . Poza tym dowód przep ro w ad za się n a p odstaw ie k ry te riu m subiektyw nego przedślubnego (okoliczności m ające znacze nie w ocenie n u p tu rie n ta ; przyczyny, dla k tó ry ch został postaw iony w aru n ek ), oraz poślubnego (sposób n atychm iastow ego zareagow ania, gdy stw ierdzi, że w a ru n e k się nie urzeczyw istnił).
Je śli chodzi o spraw ę, k tó ra dotyczy isto ty przyszłego w spółżycia m ałżeńskiego lu b p rzy n a jm n ie j w ed łu g oceny danego osobnika m a w ielkie zanczenie, w ted y ła tw iej przyjąć należy, że m iało m iejsce nie tylk o zw ykle w stęp n e żąd an ie (praesuppositum ), lecz praw d ziw y w a ru n ek , k tó ry dodany został do konsensu. I ta k za praw d ziw e w a ru n k i należy uznać okoliczności, k tó re dotyczą nieobciążenia n a rz e czonego chorobą w eneryczną, d ziew ictw a narzeczonej, b ra k u ciężkiej i zakaźnej choroby lub w ad y zam ącającej sek su aln e pożycie m ałżon ków. W ielkie znaczenie m a także p o stu la t co do religijności w spół m ałżonka lub co do jego po w ro tu do w ia ry kato lick iej, zwłaszcza u kogoś, kto je s t bardzo za in tereso w an y tym i spraw am i.
N ato m iast dom niem anie p rzeciw ne zachodzi w sp raw ac h m niejszej w agi, ja k k w estie posagu, stanow iska, k tó re m ężczyzna m iałb y p ia stow ać w społeczności św ieckiej lu b w przed sięb io rstw ach h an d lo w ych, i w ogólności, gdy chodzi o rzeczy, k tó re ty lko ubocznie lub pośrednio dotyczą życia m ałżeńskiego.
Co do k ry te riu m poślubnego naczelną zasadą je s t w zgląd n a stę p u ją cy : im prędzej dany osobnik ośw iadcza, że jego m ałżeństw o jest niew ażne z pow odu nie urzeczyw istnionego w a ru n k u i oddala się od w spółm ałżonka, tym łatw iej m ożna stw ierdzić, że konsens udzielony był w arunkow o. Nie je st to je d n a k k ry te riu m absolutne, k tó re m u siałoby w ystępow ać w każdym w ypadku. Z achodzą bow iem w y ją tk i, gdy d any osobnik nie w ie, że ta k z a w a rte m ałżeństw o m oże być u znane za niew ażne. W szczególności należy zaznaczyć:
a) przy w a ru n k a c h zależnych od w oli ludzkiej (conditiones p o te stativae), co do któ ry ch należy stw ierdzić za m ia r w spółm ałżonka, n ieraz dopiero po upływ ie długiego czasu u stalić m ożna z pew nością, że zobow iązanie nie było szczerze p odjęte;
[9] Z n ajn o w szy c h w y roków R oty R zym skiej 427 b) gdy chodzi o w y k azan ie jakiegoś chorobliw ego sta n u lu b n ie n o rm aln ej skłonności, nie m ożna tego stw ierd zić n a poczekaniu, lecz jedynie na p odstaw ie liczniejszych objaw ów , dający ch pew ność, że w a ru n e k się nie urzeczyw istnił.
Do sta w ien ia w a ru n k u odnoszącego się do teraźniejszości (de p ra e senti) nie je s t rzeczą nieodzow ną, by istn ia ła w ątpliw ość (dubium ), co T ry b u n a ł św. R oty n ie jed n o k ro tn ie podkreślał.
(Dec. Rot. vol. 50, s. 73—74, cor. A. S ab attan i). W a r u n e k a p o s t a n o w i e n i e
G dy chodzi o stw ierdzenie, czy zachodzi praw d ziw y w a ru n e k czy tylko zw ykłe p ostanow ienie (propositum ), należy uw zględnić in te n cję k o n tra h e n ta . W tym celu trz e b a b ra ć pod uw agę nie ty le b rzm ie nie słów, ile raczej okoliczności poprzedzające, tow arzyszące i n a stęp u jące, k tó re m ogą w y jaśn ić praw d ziw y za m ia r k o n tra h e n ta . Z d a rz a się bow iem dość często, że k to ś używ a słow a „ w a ru n e k ” , cho- cidż w ż a d e n . sposób nie zam ierza od niego uzależniać w ażności k o n - sensu. D om aga się w ted y czegoś, od czego u zależnia za w arcie m a ł żeństw a, lecz za w ie ra ją c je, w y ra ża n ań zgodę bezw arunkow o. Z d r u giej stro n y k to ś nieobeznany z p raw em zam ierza niekiedy staw ić p raw d ziw y w aru n e k , lecz nie w y p o w iad a słow a „ w a ru n e k ”, choć w pełn i p rze w id u je jego sk u tk i p ra w n e i rzeczyw iście zam ierza u za leżnić w ażność swego k o nsensu od za istn ien ia d an ej okoliczności. By rozpoznać za m ia r k o n tra h e n ta , trze b a p rze d e w szystkim zbadać, czy rzecz, o k tó rą chodzi, m ia ła p rzy n a jm n ie j w ed łu g jego z a p a try w a n ia w ielk ie znaczenie, czy co do jej istn ie n ia w czasie z a w ieran ia m a łże ń stw a istn ia ła w ątpliw ość, oraz w ja k i sposób zachow ał się k o n tra h e n t, skoro ty lk o dow iedział się, że d a n a okoliczność nie istn ie j e .' Jeżeli ja sn o nie stw ierdzono zastrzeżenia co do konsensu w y p ływ ającego z pozytyw nego a k tu w oli i b ra k u przed m io tu w a ru n k u , należy w ydać orzeczenie za w ażnością m ałżeństw a.
(Dec. Rot. vol. 50, s. 407, w y ro k z dn ia 26.6.1958, cor. G. H eard). P o s t u l a t
W aru n ek w pełn y m tego słow a znaczeniu odróżnić należy od żą d an ia czyli p o stu la tu (p raereq u isitu m ). W aru n ek p rzy za w ieran iu za ręczyn dotyczący p o stan o w ien ia ew entualnego zaw arcia zw iązku, ty l k o w sposób dom niem any p rzek ształca się w w aru n e k , k tó ry d oty czy ' sam ej um ow y m ałżeńskiej. J e d n a k tego ro d za ju dom niem anie sam o przez się nie w y sta rc z a do orzeczenia niew ażności m ałżeństw a. Nale"ży udow odnić, ja k ie p ostanow ienie m iał dany osobnik, a to stw ie r dzić trz e b a n a pod staw ie w szystkich okoliczności spraw y. W poszcze gólnym w y p ad k u należy d o k ład n ie zbadać, ja k i b y ł przed m io t podanego
428 Ks. K. K arło w sk i [10] w a ru n k u oraz czy w a ru n e k te n w ykluczył lu b ograniczył przed m io t konsensu, w zględnie czy też był żądaniem (p raereq u isitu m ), k tó re zo stało postaw ione, by m ogło w ogóle dojść do za w arcia m ałżeń stw a i to absolutnie.
D latego p rzym iot, k tó ry był w y m ag an y , może p rzem ienić się w p raw d ziw y w aru n e k , od którego zostało uzależnione zaw arcie zw ią zku, ilekroć zostaje w zbudzony now y a k t woli, n a pod staw ie k tó rego d any osobnik raczej w oli uzyskać ów przym iot, aniżeli zaw rzeć zw iązek m ałżeński.
(W yrok z dnia 27.3.1958, cor. O. B ejan, s. 216).
Ż ąd an ie dotyczące religijności w sp ó łk o n tra h e n ta lub jego naw ró ce nia (conversio) n a w ia rę k ato lic k ą uzyskuje dom niem anie p raw d zi w ego w a ru n k u u tego k o n tra h e n ta , k tó ry tą sp ra w ą je s t za in te re so w an y ze w zględów relig ijn y ch , a nie ze w zględów zew nętrznych i spo łecznych. Lecz gdy przedm iotem danego w a ru n k u je st w y konyw anie p ra k ty k życia katolick ieg o w za w arty m m ałżeństw ie, w ted y istota w a ru n k u polega nie n a w y k o n y w an iu tych p ra k ty k , lecz ria szcze rości przyrzeczenia ich w ykonyw ania.
(W yrok z dnia 21.5.1958, cor. A. S ab a tta n i, s. 342).