• Nie Znaleziono Wyników

Sarbiewski jako krytyk Todorova

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Sarbiewski jako krytyk Todorova"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Ziomek

Sarbiewski jako krytyk Todorova

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (38), 5-28

(2)

Szkice

Jerzy Ziomek,

Sarbiewski jako krytyk

Todorova

Moja ekskuza

Niżej podpisany, zajm ujący się się w rok u 1972 p roblem am i sz tu k fa b u la rn y c h 1 (dla w y gody i sk ró tu zw any w n iniejszych rozw a­ żaniach JZ 72), nie znał wów czas Sarbiew skiego, a raczej, pow odow any w ygodą i pośpiechem , do k tó ry c h ze sk ru c h ą teraz, w ro k u 1977 przyznać się gotów (jako J Z 77), znał go w p rzekładzie polskim , czyli czytał p raw ą stro n ę O poezji doskonałej za­ m iast lew ej De p erfecta p o e s i2 i W y k ła d y z p o e ty k i zam iast Praecepta poetica 3. Czyniąc to JZ 72 zaufał tłum aczom , co poniekąd, ale ty lk o poniekąd go uspraw iedliw ia. JZ 72 czytał poza tym n am iętn ie B arth esa, L év i-S trau ssa, Todorova, G reim asa i K ri- stevą, co m u się chw ali, bo nie trzeb a być tęp y m S a rm a tą, ale człow iekiem jako tak o („tel quel”)

1 J. Ziomek: O sztukach fabularnych. „Teksty” 1972 n r 1. 2 M. K. Sarbiew ski: O poezji doskonałej czyli W ergiliusz

i Homer (Der perfecta poesi sive Vergilius et Homerus).

Przeł. M. Plezia. W rocław 1954. Biblioteka Pisarzów Pol­ skich, seria В n r 4.

3 М. K. Sarbiewski: W ykłady poetyki (Praecepta poetica). Przeł. i opr. S. Skim ina. W rocław—K raków 1958. Bibliote­ ka Pisarzów Polskich, seria В n r 5.

(3)

J E R Z Y ZIO M EK 0

Żmudzko--gallijskie pomysły

ośw ieconym . JZ 77 stw ierd za jed n ak , że JZ 72 n a d ­ to zau fał „ow ym F ran cu zo m w y m o w n y m ”, a zw łasz­

cza ow ym żm u d zk o -tracko-g allijskim pom ysłom ,

k tó ry c h z ro k u n a rok coraz w ięcej, ta k że n a jw ie r­ n iejszy czy teln ik w końcu się gubi.

P o w ró t do S arbiew skiego nie jest przecież pow ro­ tem do słow iańskiej zgrzebności. J Z 77 nie pow o­ du je się żadnym p a rty k u lary z m e m . Przeciw nie. W i­ dzi w Sarbiew skim in te le k tu a listę euro p ejsk iej m ia ­ ry , a nie M azura spod Płońska.

S arbiew ski żył w szczególnym m om encie: u schy łku ren e sa n su kody fik o w ał dorobek stuleci, a zarazem u za ra n ia b a ro k u fo rm u ło w ał now e gusta. B ył w sam raz — i arch aistą, i now atorem . Uczył się w P u ł­ tu sk u , w y k ła d a ł w K rożach i Połocku, ale m ów ił po w ło sk u i po fra n c u sk u . B ył m łody, o czym nie p am iętam y : m iał 23 lata , gdy zaczął w y kład ać r e ­ to ry k ę w kolegium połockim , 28 lat, gdy otrzy m ał

z r ą k p apieża w a w rz y n poetycki, i chyba nie w ię­ cej niż 30 lat, gdy napisał De p e rfe c ta poesi. Z m arł m ając ledw ie 45 lat.

G ram atyka i retoryka

D la ż a rtu , k tó ry w a rt ty n fa, ale nie w a r t fra n k a , J Z 77 ty tu łu je te n a rty k u ł S a r­

b iew ski jako k r y t y k Todorova, św iadom n ara ż e n ia

się n a zarzu t, że nie tylko dow cipk uje w sp raw ach pow ażnych, ale do tego uk ład a fo rm u ły oddające p ry w a tn ą chronologię le k tu r. Bo n ib y co m a S a r­ biew ski do T odorova albo P u łtu s k do P aryża? I owszem , m a. W e w spółczesnej d y sk u sji n a rra to - logicznej albo — ja k kto w oli — w dzisiejszym s ta ­ nie ro zw o ju w iedzy o sztu k ach fa b u la rn y c h , ro z u ­ m ian y ch tu jako o k reślo na w spólnota lite ra tu ry , m ala rstw a , te a tru , film u i telew izji, nieznośnie do­ kuczać zaczyna p u n k t w idzenia gram aty czny . K ie ­ dyś A n d ré M a rtin e t tw ierdził, że zdanie jest se­ g m en tem doskonale i w pełni re p re z e n ta ty w n y m

(4)

7 S A R B IE W S K I JA K O K R Y T Y K TODOROVA

dla w y p o w ie d z i4. Dziś u siłu je się budow ać gram a­ ty k ę te k s tu czyli g ram a ty k ę jednostek ponadzdanio- w y c h 5. Sądzę, że tak ow a g ram aty k a nie istnieje, a raczej że to, co się g ram a ty k ą te k stu p ró b u je n a ­ zwać, istn ieje od daw na, tylko nazyw a się reto ry k ą. W ty m sensie rac ję m a C h ristian Metz, gdy mówi o reto ry ce film u 6, a nie o jego g ram atyce. W tym sensie re to ry k a była i je st ars bene dicendi, co ozna­ cza sztuk ę przekształcania w ypow iedzi dokonanych ju ż w inn ych językach, zarów no w języku w łaści­ w ym (słownym , etnicznym ), jak i w „język ach” rzeczy i stanów rzeczy oraz ich obrazów , czyli w tym , co Eco odróżnia jako re p e rtu a ry 7. Spór nie jest tylk o sporem o term inologię, lecz o konsekw en­ cje procederów badaw czych. Sarbiew ski może tu być synekdochą pew nego sty lu m yślenia, ale zarazem jest w zorem propozycji na w iele, wiele la t zapo­ m nianych.

Na pozór z a rz u t poniechania czy zlekcew ażenia r e ­ to ry k i w y d aje się zarzu tem chybionym wobec w spółczesnego litera tu ro z n a w stw a . U każdego z w y ­ m ienionych F rancuzów w ym ow nych znajdziem y co niem iara w yw odów o fig u rach słów i m yśli. Co w ięcej, p a ry sc y uczeni dochowali się k o n ty n u ato ­ rów belgijskich, k tó rzy w y stęp u jąc jako g rupa μ (mi),

4 A. M artinet: Uwagi o zdaniu. W: Podstawy lingw istyki

funkcjonalnej. Przeł. L. Zawadowski. W arszawa 1970, s. 448

i n.

5 R. Harweg: S ty listy k a i gram atyka tekstowa. Przeł. R. Handke. „Pam iętnik L iteracki” 1975 z. 1. O tym, w ja ­ ki sposób retoryka może się stać nauką o tekście i jak opis „produkcji tek stu ” można przeprowadzić przy pomocy k la­ sycznych trzech partes artium , pisze R. Lachm ann: Reto­

ryka a kontekst kulturow y. „Pam iętnik L iteracki” 1977 z. 2,

s. 262.

6 C. Metz: Zagadnienie oznaczania w film ach fabularnych. Przeł. M. R. Pragłow ska. „K ultura i Społeczeństwo” 1967 n r 1, s. 143.

7 U. Eco: Pejzaż sem iotyczny. Przeł. A. Weinsberg. W arsza­ wa 1972, s. 77. G ram atyka tekstu, czyli retoryka Paryscy doktorzy

(5)

JE R Z Y ZIO M EK S

Za wiele się zgadza

a w ięc jako g ru p a p oniekąd program o w a i fo rm a l­ na, w y d ali książkę fu n d am e n ta ln ą p t. R h étoriqu e

g é n é r a le 8, w k tó re j nie tylko w yłożyli i uw spół­

cześnili zasady klasycznej reto ry k i, ale ją p o tra k to ­ w ali jako w iedzę ogólną n a tyle, żeby m ogła zm ieś­ cić i opisać w szelkie „przek ształcen ia” w sy stem ach kom unikacji, zarów no w językach n a tu ra ln y c h , jak i w k o n w encjonalnych, zarów no w p ry m a rn y ch , jak i w sek u n d arn y c h . I tak podzielili oni m etabolie (przekształcenia w łaśnie) poziomo na odnoszące się do p la n u w y rażan ia (m orfologia i składnia) oraz do p la n u treści (sem anty ka i „logika”) a pionowo na o p e ra c je su b sta n c ja ln e i form alne, k tó re z kolei roz­ łożyli n a suppresion, adjonction, suppresion — ad­

jonctio n i p e rm u ta tio n (co jest m ylącym przem ian o­

w an iem term in ó w tra d y c y jn y c h , a m ianow icie d e- tra k c ji, adiekcji, im m u tacji i tran sm u tacji).

Nie sposób przed ru k o w ać n a ty m m iejscu całej ta ­ beli, k tó ra szczegółowo w ylicza w szelakie odm iany „m etab o lii” ; dla p rzy k ła d u tylko pow iedzm y, że na p rzecięciu p lan u w y rażan ia m orfologicznego i su p ­

presion w y m ien iają au to rzy synkopę, nie odróżn ia­

jąc Jej jako zjaw iska a rb itra ln ie językow ego (typ u

valde zam iast valide) od ściągnięcia przew idzianego

konw encją, d a jm y n a to, m e try k i łacińskiej (a w ięc ty p p e ric lu m zam iast p ericu lu m w dozw olonym m iejscu w iersza). Na skrzyżow aniu suppresion —

adjonction i p lan u sem antycznego znajdziem y m. in.

m etonim ię i oksym oron, a nieco dalej w pionie zw a­ n ym „logika” — eufem izm , alegorię i ironię! Za dużo tu się m ieści i za w iele zgadza. R eto ry k a s ta je się n au k ą n ad rzęd n ą, bo ogarnia w szelkie p rze­ kształcenia, zarów no sem antyczne, ja k i sy n ta k tv c

z-8 R hétorique générale par le groupe μ : J. Dubois, F. Ede­ line, J. M. Kinkenberg... Centre d ’études poétiques. U niver­ sité de Liège. P aris 1970, s. 49. Tabelę tę z pewnym i mo­ dyfikacjam i przedrukow ał R. Kloepfer: Poetik und L ingui­

(6)

9 S A R B IE W S K I JA K O K R Y T Y K TO D O R O V A

ne, w szelkie fig u ry — i fig u ry słów, i fig u ry m yśli, w ogóle i figury, i tro py .

Został tu popełniony jeden k a p ita ln y błąd: pom ie­ szano pro cedery g ram atykopochodne z procederam i g ram atykopodobnym i. A rb itraln ość jako b ra k mo­ ty w o w an ia system u znakowego została pom ylona z konw encjonalnością jako opozycją wobec n a tu ­ ralności. S tąd fa k u lta ty w n e i konw encjonalne, bo odw oływ alne system y arty sty czn e, są rozp atry w an e tak , jak b y nie tylk o b y ły podobne do ob lig ato ry j­ ny ch system ów gram atycznych, ale jak b y od nich b y ły w ręcz pochodne.

P o ety k a g en eraty w n a

Rozwój g ram a ty k i g en eraty w - nej podsunął pokusę u p raw ia n ia p o etyk i g en eraty w - nej. W rozsądnych w ersjach tej reflek sji k a rte z ja ń - ski sk ład n ik o dkrycia Chom skiego nie pow inien by­ n ajm n ie j zachęcać do głoszenia tezy o pochodnym wobec języka n a tu raln eg o ch a ra k te rz e system ów a r ­ tystyczn ych. Pojęcie w rodzonej k om peten cji języko­ w ej nie m usi się narzucać n a trę tn ie badaczow i lite ­ ra tu r y . Może posłużyć do stw o rzen ia paralelnego po­ jęcia k o m p eten cji k u ltu ro w e j 9. Rozum iem przez to, że k o m p eten cja k u ltu ro w a jest w y tw a rz an a i dzie­ dziczona społecznie, to znaczy, że nie zawsze w pełni świadom ie, sk u tk iem czego może opierać się aktom racjonalizacji. K o m p eten cja k u ltu ro w a nie je st jed ­ n ak odw zorow aniem kom p eten cji językow ej n a tu ­ ra ln e j. Może być do n iej pod p ew nym i w zględam i podobna lub też może być badana przez analogię. Ryzyko bad an ia system ów reto ry czn y ch przez a n a ­ logię z gram aty czn ym i polega na ty m , że jaśniejsze i silniejsze system y gram aty czn e zawsze zdom inują

9 T. A. van Dijk: Textgenerering en textproduktie. „Studia N ederlandica” 1970 nr 4, s. 1—40. Cyt. wg przekładu w: T. van Dijk: Beiträge zur generativen Poetik. München 1972.

Kompetencje: językowa i kulturow a

(7)

JE R Z Y ZIO M EK 10

Zastanaw iająca zbieżność

n iew y raźn e i słabe (mało obligatoryjn e) system y r e ­ toryczne i poetyckie. I k ied y re to ry c y z Liège nie odró żniają dw u odm ian aferezy (m etryczne: prim a

aetas sata’st i pot. ang.: I’m) i co gorsza w tejże

linii, ty le że w in n ej ru b ry c e jako p rzy k ła d d e tra k cji w y m ien iają tę sam ą aferezę, synkopę i litotes, to w rezu ltacie nie ty le re to ry z u ją g ram aty k ę, ile g ra- m aty z u ją reto ry k ę.

B łąd Todorova

C vetan Todorov, pisząc o opo­ w iad an iu w K sięd ze tysiąca i je d n e j nocy dopuścił się b łęd u ta k znam iennego, że aż w ybitnego. Z asłu ­ g iw ałb y te n b łąd n a m iejsce w nauce pod nazw ą „błęd u T odorova”, gdyby nie to, że jest czym ś bli­ skim erystycznego fo rte lu zwanego fallaciae acciden-

tis, polegającego n a przy p isy w an iu w szy stkim p rze d ­

m iotom danej k lasy cechy jednego z ty ch przedm io ­ tów n a te j podstaw ie, że cała klasa otrzy m ała nazw ę od tego przedm iotu. Todorov zajął się s ta rą i dobrze opisaną k o n stru k c ją szkatułkow ą 1001 nocy i stw ie r­

dził olśniony, że b udow a ta k a jest „zbieżna (a nie

jest to zapew ne zbieżność p rzyp a d k o w a ) z pew nego

ty p u k o n stru k c ją skład nio w ą — stanow iącą szcze­ gólny p rzy p ad ek podporządkow ania — k tó rą lin g ­ w isty k a w spółczesna o kreśla m ianem zan urzen ia (em bedding)” 10 (podkr. — J.Z.).

T łum acz tego a rty k u łu R om an Zim and, nie mógł się w ty m m iejscu p ow strzym ać od o krzyku:

„Ta sam a nazwa dla analogicznego zjaw iska w strukturze n a rracji i w stru k tu rz e składni. Młody Szkłowski oszalałby ze szczęścia” n .

Ś w ięta rac ja. Może tylko k rzy w d a Szkłow skiem u się stała, bo tak im szaleńcem to on nigd y nie był. Ale

10 T. Todorov: Ludzie — opowieści. Przeł. R. Zimand. „Pam iętnik L iterack i” 1973 z. 1, s. 274.

(8)

11 S A R B IE W S K I JA K O K R Y T Y K TO D O R O V A

nie w tym rzecz: proszę panów , skończyła się zaba­ wa, zaczynają się schody. S p ró b u jm y więc ostrożnie zejść w głąb problem ów g eneratyw istycznych. Nie je s t to czynność aż ta k skom plikow ana, ale nie jest to igraszka słow na, jak m yśli sobie Todorov.

W szystko zaczyna się od te rm in u em bedding, co zna­ czy „zanurzen ie” , a po fra n c u sk u enchâssem ent. Z kolei en ch âssem ent służy we fran cu sk im zarów no do oddania angielskiego te rm in u lingw istycznego e m ­

bedding, ja k i niem ieckiego R ahm enerzählung jako

te rm in u literatu ro znaw czeg o. W ty m w y p ad k u cho­ dzi o szczególny p rzy p ad ek „opow iadania ram ow ego” ,

jak im jest k o n stru k c ja szkatułkow a. G dyby Todorov pisał po niem iecku, to pew nie by nie uległ sugestii tożsam ych term in ó w , poniew aż m usiałby em bedding oddać przez E in b ettu n g .

A m oże nie ty lk o o podobieństw o term in ó w tu cho­ dzi? lub też m oże przypadkow o język fran cu sk i od­ k ry ł podobieństw o zjaw isk przez identyczność t e r ­ m inu, w gru n cie rzeczy ukutego m etaforycznie (e n ­

châsser — opraw iać, np. kam ień; ein b e tte n — kłaść

do łóżka, w prow adzić w koryto)?

R epetitorium z gram atyki ge-n eratyw ge-n ej

Nie m a rady, m usim y przypom ­ nieć sobie k ilk a podstaw ow ych tw ierd zeń i w zorów z g ram aty k i tra n sfo rm a c y jn o -g e n e ra ty w n e j12. J e d n y m z podstaw ow ych tw ierd zeń tejże g ram a ty k i jest aksjom at tzw . zdania jądrow ego, k tó ry opiera się n a p rzekonaniu, że w szystkie zdania języka n a ­ tu raln eg o da się w yprow adzić ze zdania prostego za pom ocą odpow iednich reg u ł przepisyw ania (tra n sfo r­ m ow ania).

12 R eferuję za przystępnym wykładem w książce J. Nivette:

Zasady gram atyki generatyw nej. Przeł. J. Rokoszowa. W ro­

cław 1976.

I zdania — jądrow e

(9)

JE R Z Y ZIO M EK 12

Odmiany reguł

rekursyw nych

K ażde zdanie S sk łada się z frazy nom inaln ej N P i fra z y w erb aln ej V P. U żyw ając strz a łk i (-►) na oznaczenie in stru k c ji „przep isz”, n o tu je m y

S -> N P + VP,

co oznacza „przepisz jako fra z ę nom in alną, po k tó re j n a stę p u je fra z a w e rb a ln a ” (np. „chłopiec c zy ta”). Jeżeli N P lub V P jest ro zw inięte (np. „m ały chło­ piec czy ta k siążk ę”), to w ów czas m ożem y zapis ro z­ w inąć:

S (A -nom 4 * N n o m ) 4 " ( V praes “ ł- N a c c )

gdzie, ja k łatw o się dom yślić, sym bole oznaczają

A d ie c tiv u m , N om en , V e rb u m , n om in a tivu s, praesens accusativus. O czywiście k ażdy z ty c h składników

może być ro zw ija n y dalej: np. „czyta uw ażnie bardzo in te re su ją c ą k sią ż k ę ” . Dla nas w ażna jest tu zasada n aczelna: w y razy , k tó ry c h dalej rozw ijać nie chce­ m y czy nie m ożem y, są w y razam i „końcow ym i” — sym bole, k tó ry m i się p o sługujem y dla ich oznacza­ nia, n a z y w a ją się sym bolam i „ te rm in a ln y m i” . O zna­ czam y je m ały m i litera m i i w ted y zam iast N P czy

V P piszem y: x , y , z ... Tak w ięc zam iast N P + + V P m ożem y zapisać:

S -> x + y.

Isto tn e je s t tu rozróżnienie sym bolu początkow ego, oznaczonego dużą lite rą , od sym boli term in a ln y c h , k tó ry c h już dalej rozw ijać się nie da, z czego w y ­ n ika, że sym bol te rm in a ln y nie może się znaleźć po lew ej stro n ie rząd k a. N atom iast sym bol początkow y m oże przejść na p raw ą stro n ę (jest elem entem re-

k u r s y w n y m ).

Całość o pisanych tu o peracji nosi nazw ę reg u ł r e k u r ­ sy w n y ch (lub: re k u re n c y jn y c h ), w śró d k tó ry c h o d ­ różnia się trz y głów ne odm iany. I ta k oto zbliżam y się, czyli w racam y , do zagadnień „ g ra m a ty k i” (?) n a rra c ji.

(10)

13 SA R BEEW SK I J A K O K R Y T Y K TO D O R O V A

nie tylko n ad sum ą sym boli term in aln y ch , lecz także n a d in ny m sym bolem n ieterm in aln y m . I tak :

1. S X + S + y,

np. S -> Chłopiec, któreego w idzim y na obrazku, czyta.

2. S -> S + X + у ,

n p . S — Oj ci ec m ówi, że chłopiec czyta.

3. S —> X + y + S,

np. S —>■ chłopiec czyta, bo książk a jest interesu jąca. Z ależnie od tego, w k tó ry m m iejscu praw ego rządk a z n a jd u je się sym bol n ie te rm in a ln y S, dzielim y reg u ­ ły n a lew o rek u ren cy jn e (przy kład 2), p raw o re k u re n - c y jn e (p rzykład 3) i sam ozanurzeniow e (przykład 1). T odorov tw ierdzi, że opow iadanie w Tysią cu i je d ­

n e j n ocy (recte: każda n a rra c ja ram ow a, w ty m

oczyw iście i szkatułkow a) jest zbieżne ze składnią opisaną jako reg u ła sam ozanurzeniow a. O baw iam się, że podobieństw a są zgoła pozorne, p raw ie w yłącznie w zrokow e. Bo n ib y dlaczego sy tu a c ja n a rra to ra n a d ­ rzędnego (dajm y n a to n a rra to ra — w ydaw cy) m ia ­ łab y przypom inać sym bole term in a ln e x oraz y ? N a rra to r tak o w y je st n a początku i na końcu ty m sam ym n a rra to re m , podczas gdy x nie jest tożsam e z y. G dyby było tak , jak chce Todorow, x nie m o­ głoby być frazą w erb aln ą, a y, fra z ą nom inalną, bo w ów czas S, ty m razem opow iadanie przytoczone („zanu rzone” ?), znalazłoby się, ni w pięć ni w dzie­ w ięć, pom iędzy podm ioteem m ów iącym (NP) a opo­ w iedzeniem czynności (VP). Czyli jeżeli schem at n a rra c ji jest taki, iż „Szecherezada opowiada, iż: (tu n a stę p u je cudze opow iadanie)” , po czym „S zechere­ zada opow iada, że opow iadanie się skończyło” , to ra m y nie m ożna uw ażać za elem en t term in a ln y , nie m ów iąc o nonsensie rozróżnienia w części ram ow ej fra z y w e rb a ln e j i fra z y no m in aln ej.

Złuda podobieństwa

(11)

JE R Z Y Z IO M EK 14

Todorova, niemiecka ilustracja analogii

Todorov dla zilu stro w an ia analogii m iędzy z an u rze­ niem w ielo k ro tn y m a w ielo k ro tn ą kom pozycją n a r - ra to rsk ą (kom pozycją szkatułkow ą) przy tacza zdanie, tłum aczone z niem ieckiego, k tó re w p rzekładzie pol­ skim (podobnie ja k w e fran cuskim ) ze w zględu n a w łaściw ości szyku isto tn ie ta k ą kom pozycję p rzy p o ­ m ina:

„Ten, kto wskaże osobę, która obaliła słup, który znajduje się na moście, który leży na drodze, k tó ra wiedzie do W or­ m acji, otrzym a nagrodę” 18.

S p ó jrzm y teraz, ja k cytow ane zdanie w ygląda w o ry ­ ginale niem ieckim :

„Derjenige, der den Mann, der den Pfahl, der auf der Brücke, die auf dem Weg, der nach W orm s führt, liegt, steht, um gew orfen hat, anzeigt, bekom m t eine Belohnung" u .

Z danie to jest osobliw e dlatego, że w swej s k ra jn e j p ostaci u ja w n ia różnicę niem ieckiej składni, a m ia­ now icie fin a ln ą pozycję czasow nika w zdaniu pod­ rzęd n ie złożonym . I nic w ięcej. Co gorsza (dla Todo­ rova, nie dla języ k a niem ieckiego), cy tow any o ry g i­ nał w łaśn ie n ie zaw iera obrazu „ z an u rz en ia ”, p onie­ kąd widocznego w e fra n c u sk im i polskim . G dyby bow iem zdanie niem ieckie zapisać p rzy pom ocy sy m ­ boli N P i У Р i g d yby oznaczyć ty m i sam ym i c y fe r­ kam i fra z y n o m inaln e i odpow iadające im fra z y w erb aln e, to sch em at b y w yglądał

N P i N P 2 N P 3 VP3 V P2 VPi

Nie m a tu w ięc sy tu a c ji odpow iadającej zan u rzen io ­ w ej reg u le re k u re n c y jn e j. Z resztą i po polsku w y ­ starczy p rzeredagow ać to zdanie („,o trz y m a nagrodę, kto w skaże osobę...” ), by w rażenie opow iadania r a ­ m owego zniknęło.

13 Todorov: Ludzie..., s. 274.

14 K. B aum gärtner: Formale Erklärung poetischer T e x te. W: M athem atik und Dichtung. Herausgeg. von H. K reuzer, R. G unzenhäuser. München 1965, s. 77. Cyt. za: Todorov:

(12)

15 S A R B IE W S K I JA K O K R Y T Y K TO D O R O V A

Noc 602 i co z tego w ynikło W racam y do lite ra tu ry , ale jesz­ cze nie opuszczam y Todorova, jako że ten ponie­ chaw szy zawiłości sk ładn i niem ieckiej, chyżym k ro ­ kiem przeszedł do zawiłości Tysiąca i jed n e j nocy, dowodząc że analizow ane p rzed tem zdanie p rzy ró w ­ nać m ożna w p ro st do arcydzieła szkatułkow ej sztuki n a rra c y jn e j:

Szecherezada opowiada, że D żafar opowiada, że

K raw iec opowiada, że Balwierz opowiada, że

Jego b ra t opowiada, że...

Nie m asz zgody! Nie jest praw dą, jakoby S zech ere­ zada opow iadała, że D żafar opow iada, n atom iast p raw d ą jest, że Szecherezada opow iada (przytacza) opow iadanie D żafara, ten zaś z kolei przytacza... Za­ pisać byśm y to m ogli w n a stę p u jąc y sposób:

Szecherezada opowiada: Dżafar opowiada: K rawiec opo­ w iada: ...

To bardzo isto tn a różnica: opow iadanie ram ow e za­ zw yczaj jest p rzyw ołane w oratio recta, a nie w ora­

tio obliquai W w ykształconej powieści polifonicznej

czy też w ty m , co inni n azy w ają powieścią p erso­ n alną, oratio recta i oratio obliqua m ieszają się i za­ chodzą na siebie, ale to in n a spraw a, in te resu jąc a zresztą jako g ra różnych świadom ości. Tak czy in a ­ czej p roblem em isto tn y m jest przekształcenie bo h a­ te ra n a rra c ji w b o h a te ra m ówiącego czy, jak kto woli, przedm iotu w podm iot. Ale użycie term in ó w tak ic h jak podm iot, przedm iot, m ow a w prost, m ow a zależna może być u żyteczne jako p roceder — pow ­ ta rz a m — g ram atykopodobny, ale n ie jako g ra m a ty - kopochodny. Nic nie w y n ika z n azw ania opow iadania w opow iadaniu tekstem zanurzonym ; przeciw nie — p roblem n ajisto tn iejszy , problem zan ikan ia lub oży­ w ania głosu n a rra to ra n r 1 w m om encie i n a czas „u ru ch o m ien ia” n a rra to ra n r 2 i dalej zanikania

Prędkom yślny i chyżonogi uczony

(13)

JE R Z Y ZIO M EK 16

A ntygram a-tyczne spostrzeżenie Borgesa

i ożyw ania głosu n a rra to ra n r 2 w m om encie i n a czas... itd. aż do n a rra to ra n, po czym z pow rotem od n do n r 2 i n r 1, p roblem ten w ym aga zupełnie in n ej a p a ra tu ry , u n ik ają ce j raczej tak ich pojęć jak re k u re n c ja czy sym bol term in a ln y . Oto przykład:

Noc 602, o k tó re j pisał Borges, że je st n a jb a rd zie j

czarodziejska ze w szystkich nocy:

„W tedy to król słyszy z u st królowej swą w łasną historię. Słucha opowieści inicjalnej, obejm ującej w szystkie inne, k tó ra — w sposób m onstrualny — obejm uje sam ą sie­ bie (...) Niechaj więc królow a opowiada, zaś znieruchom iały król niechaj po wiek wieków słucha urw anej historii T y ­

siąca i jednej nocy, od tej chwili nieskończonej i toczącej

się w koło” 15.

Todorov ja k b y nie zauw ażył, że c y ta t z Borgesa p rzem aw ia przeciw w szelkiem u g ram aty czn em u r e ­ dukcjonizm ow i. Tego, co m a n a m yśli Borges, nie da się zapisać pod żad ną postacią sym boli g ra m a ­ tycznych.

To, co zachw yciło B orgesa, nie zawsze m usi p rzy jąć k sz ta łt ta k skom p lik ow any i budzący zadum ę. Jeśli do czego porów nać opow iadanie ram ow e opow iada­ jące samo siebie, to raczej do zw ierciadła um ieszczo­ nego w k ad rze o brazu i ukazującego m alarza m a lu ­ jącego ten w łaśnie o b r a z ie, na k tó ry m to obrazie jest ten że m ala rz i ta k dalej, i ta k dalej w nieskoń­ czoność, p rak ty c zn ie do gran icy grubości ziarn a i w rażliw ości oka. N a rra c ja ram ow a, sam ozw rotna i in icju jąca, bliższa koncepcji zw ierciad ła w zw ier­ ciadle niż zd aniu zanurzonem u, by w a n iera z po p ro ­ stu ża rtem jak w w ie rsz y k u o p iesku, co w p ad ł do k u ch n i i p o rw ał m ięsa ćw ierć, za co został zab ity przez głupiego k u charza, lecz pochow any przez k u ­ ch arza m ądrego. K u c h a rz m ąd ry , jak p am iętam y :

15 Cyt. za: Todorov: Ludzie..., s. 275.

16 Por. A. Wallis: Dzieje zwierciadła i jego rola w różnych

(14)

17 S A R B IE W S K I JA K O K R Y T Y K TO D O R O V A Co litość w sercu miał,

Postaw ił m u nagrobek I tak i napis dał:

„Raz piesek w padł do kuchni I porw ał m ięsa ćwierć, A kucharz, co był głupi, Z arąbał go na śmierć. A kucharz, co był m ądry

„ S ju żety ” i „p loty”

Czy do tej polem iki z Todoro- vem p o trzeb n y S arbiew ski? Owszem , za chw ilę bę­ dzie po trzeb n y — jako tw ó rca ory g in aln y i jako ko- d y fik ato r. Inaczej m ówiąc będziem y próbow ali w y ­ pędzić złego d uch a „ g ra m a ty k i” n a rra c ji p rzy po­ m ocy łagodnego duch a reto ry k i.

Chodzi oczywiście o sposób istn ien ia fabu ły w lite ra ­ tu rz e lub (i) w n iew erb aln y ch sztukach opow iadają­ cych i p rzed staw iający ch . Spór o rozum ienie fab u ły jest po części sporem term inologicznym : po części, ale „po tak ie j części”, k tó ra isto tn ie przyczynia się do ro zum ienia lu b zaciem nienia problem u. J a k w ia ­ domo, form aliści rozróżniali fab u łę i sjużet, ro zu ­ m iejąc przez fab u łę ogół połączonych z sobą zdarzeń, o k tó ry c h pow iadam ia się w utw orze, przez sjużet zaś — te sam e zdarzenia, ale u ję te w określony porządek (zazwyczaj czasowy, ale nie tylko), r e p re ­ zento w any przez u tw ó r. W anglosaskiej ad ap ta c ji tej koncepcji przez fabułę (story) rozum ie się „ek ­ s tr a k t” z „surow ego m a te ria łu powieści, n a k tó ry sk ła d a ją się dośw iadczenia au to ra, jego le k tu ry itd .”, przez sjużet zaś to, co pow staje drogą w y p re p a ro w a ­ nia z „ fa b u ły ” , to, co jest „o strzejszym uchw yceniem w izji n a rra c y jn e j” 17. S tru k tu rę n a rra c y jn ą n azyw

a-17 R. Wellek, A. W arren: Teoria literatury. Przekł. pod red. M. Żurowskiego. W arszawa 1970, s. 295. Autorzy oczy­ w iście powieść w ym ieniają tylko jako dogodny przykład; rów nie dobrze można by mówić o story i plot w dram acie.

Łagodny duch retoryki

(15)

J E R Z Y ZIO M EK 18

ją W ellek i W a rre n plot i w y m ien iają jako jeden z trz e ch (obok c h a ra k te ry s ty k i postaci i tła) sk ła d n i­ ków p o w ie ś c i18.

T erm in y ta k ie jak s ju że t czy plot w y m ag ają w ję­ zyku polskim pew nego cudzysłow ow ego zastrzeżenia. Są w ięc niedogodne lub n a w e t niepo p raw ne. P o n ie ­ k ą d słusznie zak rzy k n ął R om an Zim and: „siużet, co to za zw ierz?” 19 przypom inając, że fra n c u sk i s u je t znaczy raz podm iot, raz zaś te m a t i że po ro sy jsk u p rzed fo rm alistam i u ży w an y był w łaśnie n a ozna­ czenie tego, o czym tra k tu je dzieło. Z im an d zapro­ ponow ał w ięc, by nieszczęsny s ju ż e t zastąpić po p ro stu „ fa b u łą ” , ro sy jsk ą „ fa b u łę ” zaś nazyw ać „sch em atem fa b u la rn y m ” . Do ty ch w ątpliw ości p rz y ­ łączył się z czasem K azim ierz B artoszyński, k tó ry przez fab u łę w olałby rozum ieć całości fu n k cjo n u jąc e „zarów no jako tw o ry znakow o-znaczeniow e, jak też jako fo rm acje sem anty cznie z a m k n ięte” 20, n a to m ia st dla niegdysiejszej „ fa b u ły ” — podobnie jak Zi­ m an d — w y b ra łb y „schem aty fa b u la rn e ”, k tó re sa­ m e n ie są znakow o (językowo) opracow ane, k o n s ty ­ tu u ją jed n ak całości sem antyczne zw ane fabułam i. B artoszyński polem izow ał p rzy okazji ze zdaniem JZ 72, k tó ry chciał zachow ać te rm in „ fa b u ła ” w zn a­ czeniu tra d y c y jn y m , a w ięc jako a b stra k c y jn y po­ ziom p o p rzedzający a rty k u la c ję i d ający się w y a r ty ­ k ułow ać w ró żn ych dyscyplinach s z tu k i 21. J Z 77 p o d trz y m u je swe daw ne p rzek on anie o in te rd y sc y ­ p linarności fa b u ły i ty m sam ym o istn ien iu

szcze-18 Ibidem , s. 291. Tak rozum iany plot nie jest więc tożsamy z rosyjskim sjużetem .

19 R. Zim and: „Siużet” — co to za zwierz? „Teksty” 1972 n r 6.

20 K. Bartoszyński: O badaniach układów fabularnych. W:

P roblem y metodologiczne współczesnego literaturoznaw stw a.

Pod red. H. M arkiewicza i J. Sławińskiego. K raków 1976, s. 184.

21 Ziomek: op. cit. Polem ika z JZ

72 i jego obrona

(16)

19 S A R B IE W S K I JA K O K R Y T Y K T O D O R O V A

gólnej w spólnoty sztuk fab u larn y ch , ale gotów się w części zgodzić z Z im andem i B artoszyńskim : rze ­ czywiście, dalece m ylące jest i n iep rakty czne m ów ie­ n ie o fabule jako o a b stra k cy jn e j form ie nie w ysło­ w ionych jeszcze zdarzeń, k tó re dopiero n a poziomie n a rra c ji o trz y m u ją układ, k tó ry fu n k cjo n u je jako estetycznie d an y tek st. T erm in „ n a rra c ja ” nie może w ięc zastąpić rosyjskiego sju żetu . Co p raw d a zda­ nie „fabuła d a n a je s t n am poprzez n a rra c ję ” brzm i p o p raw nie i sensow nie, ale w w ielu innych sfo rm u ­ łow aniach polisem ia „ n a rra c ji” i „ n a rra to ra ” tylko gm atw ałab y i ta k n iezb y t jasn y problem .

O statnio w użyciu coraz częściej pojaw ia się p rze ­ łożona z francuskiego p a ra term inów : „h isto ria” i „w ypow iedź” . M ożna przyjąć, że z grubsza te rm i­ n y te odpo w iad ają — lu b co n ajm n iej m ają odpo­ w iadać — term in o m ro sy jsk iej szkoły fo rm aln ej. P rz y jm ijm y za Todorovem , że istn ieje ogólny (choć nie jedyny) poziom dzieła, k tó ry n azyw am y pozio­ m em „opow iadania” (récit). Na poziomie ty m dzieło m a dw a aspek ty : jest zarazem „h isto rią” i „w ypo­ w iedzią”. Ja k o h isto ria „przy w ołu je pew ną rzeczy­ w istość, w ypadki, jak ie ponoć się zdarzyły (...) Dzieło je st jedn ak rów nocześnie w ypow iedzią: istn ieje bo­ w iem n a rra to r rela cjo n u jąc y historię, po przeciw nej stro n ie zaś czytelnik, k tó ry ją o d b iera” 22.

L ’histoire i le discours — ta k brzm ią w oryginale

nazw y tych dw u aspektów dzieła. T rudno to inaczej przełożyć, ale tru d n o też nie zauw ażyć, że ro zp ra­ w ianie w język u polskim o „ h isto rii’ i „w ypow iedzi” jako dw u asp ektach „opow iadania” może w p ro w a ­ dzić daleko groźniejszy galim atias niż n iezb y t po­ ręczne i p opraw ne obracanie sju że tem . Poniew aż „opow iadanie” to po polsku także now ela lub n a r r a ­ cja, używ ając term inologii Todorova trzeb a by za

Co Francuz wymyśli...

22 T. Todorov: Kategorie opowiadania literackiego. Przeł. W. Błońska. „Pam iętnik L iteracki” 1968 z. 4, s. 205.

(17)

JE R Z Y ZIO M EK 20

Je st jakaś luka

każd y m razem się zastrzec, że m ow a o récit. Ju ż słyszę uszym a duszy m ojej, jak te n i ów od niechce­ n ia ględzi już nie ty lk o o „la n g u e ’u ” i „signifian- ta c h ”, ale i o „ re c it’cie”. A może po p ro stu o resycie? Dlaczego nie? W yobrażam sobie ta k i ty tu ł: „R em ar- ki o resy cie u R asy n a” !

Ale nie k łopoty z p rzek ład an iem lub pożyczaniem nazw są tu najw ażniejsze. Sam a bow iem koncepcja Todorova budzi w ątpliw ości. J a k w iadom o, n a rra to - lodzy fra n c u scy dokonali a d a p ta c ji teo rii B envenis- te ’a, k tó ry odróżnia w en u n cjacji (Vénonciation) dw a p lan y : le discours i l’histoire. P rzez discours ro zu ­ m ie B en v en iste te n p lan „w ypow iedzenia” , w k tó ­ ry m język p rz e sta je być system em , a zaczyna służyć za n arzędzie porozum ienia: le discours je st więc m a­ n ife sta c ją podm iotow ą i a k tu a ln ą w p rzeciw ieństw ie do bezosobow ej i p o ten c jaln e j l’histoire 23. P rzy jęcie takiego ro zu m ienia „ h isto rii” prow adzi Todorova do fałszyw ego p rzek o n an ia o tym , jak ob y „tę sam ą h isto rię m ożna n a m przekazać in n y m i środkam i, np. film o w y m i”, poniew aż n a poziom ie w ypow iedzi ja ­ koby „nie liczą się już zrelacjon ow an e zdarzenia, lecz sposób, w ja k i podaje je n a m n a rr a to r ” u . A ni nie jest p raw d ą, że ta k rozu m ian a „h isto ria ”’

będzie tą sam ą h isto rią, opow iedzianą w powieści, w te a trz e i w film ie, ani nie jest p raw d ą, że w m o­ m encie czy od m o m en tu w ejścia w „ d y sk u rs” (w y­ powiedź) s ta je m y się o b o jętn i n a zd arzenia i ich jakości estetyczne.

W yd aje m i się, że m iędzy h isto rią a w ypow iedzią (tym sam ym m iędzy fab u łą a s ju ż e te m czy m iędzy schem atem fa b u la rn y m a jego realizacją) jest jak a ś luka, że b ra k tu e le m en tu pośredniczącego m iędzy s k ra jn ie p o zatekstow ą „ h isto rią ” a w ypow iedzią, in ­ te rp re to w a n ą jako skończona a rty k u la c ja .

23 E. Benveniste: Problèmes de linguistique générale. P aris 1966, s. 238 i n.

(18)

21 S A R B IE W S K I JA K O K R Y T Y K T O D O R O V A

Sarbiew ski, ale tylko po łacinie I tu w łaśnie p rzy d aje się S a r­ biew ski. S ta je się on k ry ty k ie m Todorova w diachro- nii lek tu ro w e j niejed n eg o w spółczesnego teo re ty k a lite ra tu ry , czem u oczywiście nie Todorov zawinił, ale polski poszukiw acz teo rety czn y ch nowości. A za­ w inił dlatego, że jeżeli Sarbiew skiego czytał, to pew ­ n ie — jak się już rzekło — czytał po polsku. Z aufał tłum aczow i, k tó ry acz biegły w łacinie, chrom a w po­

etyce. _

Nie zadrżało tłum aczow i pióro, gdy pisał: „P am iętać należy, że n a stę p u jąc e trz y pojęcia różnią się zasad­ niczo sw oją istotą: w ą te k historyczny, w ą te k epicki i tre ść po em atu epickiego” . Z danie pochodzi z tr a k ­ ta tu De p e rfe c ta poesi, sive V ergilius et H o m e r u s 25, z rozdziału III księgi II, w p rzekładzie polskim za­ ty tu łow an ego „P ierw sza zaleta fabuły: ogólność. J a k p o eta pow inien w edle A ry sto telesa p rzy w y szukiw a­ n iu te m a tu epickiego trzy m ać się pojęć ogólnych” (s. 57). W szystko tu je st p o k rętn e i niejasne: w ątek h isto ry czn y i epicki, treść, a za chw ilę: te m a t epicki. R zekłbym : n a szczęście p rzek ład je s t na ty le m ętny , że w ręcz zm usza do p rze jrz e n ia te k s tu oryginalnego. P o d ty tu ł tego rozdziału brzm i po łacinie: „Quomodo p oeta iu x ta A risto telem in in ve n tio n e epica proce­ dere debeat iu x ta u n iv ersa lia ” (s. 56; podkr. — J.Z.). Zgubi nas te n p u ry zm przekładow y. Po co w ym yślać jak ieś „w yszukiw anie te m a tu epickiego”, skoro m oż­ n a pow iedzieć „epicka in w e n c ja ” pam iętając, że in -

ve n tio to jed n a z reto ry czn y ch partes artis obok dispositio i elocutio, jed n a z części sztuki m ow niczej.

O strzeżeni tą ew id en tn ą pom yłką uw ażniej p rzy g lą ­ d am y się lew ej (łacińskiej) stron ie w y dan ia i c z y ta ­ m y:

25 Sarbiew ski: O poezji doskonałej..., s. 61. Wszystkie cyta­ ty z tego w ydania lokalizuję wg paginacji u góry strony, a więc paginacji parzystej dla tekstu łacińskiego i niepa­

rzystej dla przekładu.

Zgubny puryzm przekładowy

(19)

J E R Z Y ZIO M EK

H istoria — argum ent — fabuła

„Collige haec tria d ijje rre om nino essentialiter: hi- storiam , a rg u m e n tu m e t fa b u la m epicae poeseos”

(s. 60). A w ięc w ty m rzecz, żeby w poezji epickiej zw rócić uw agę n a isto tn ą różnicę m iędzy „ h isto rią ”, „ a rg u m e n te m ” a „ fa b u łą ” .

S arb iew sk i w idzi w g a tu n k u opow iadającym (k tó re­ go n ajszlach etn iejszy m , ale nie jed y n y m re p re z e n ­ ta n te m je s t e p o p e ja 26) trz y p lan y ułożone w ten sposób, że k ażd y k o lejn y ogarnia poprzedni. H isto­ ria je s t czymś, co się zdarzyło n a p ra w d ę lu b m ogło zdarzyć, w każdy m razie tym , co — m ów iąc języ­ k iem w spółczesnej teorii — z n a jd u je się poza te k s ­

tem . A rg u m en te m jest uporząd ko w anie h isto rii w e d ­

le re g u ł sztuki. H isto ria popraw io na n a poziom ie a r ­ g u m e n tu o trz y m u je k s z ta łt gotow y, k o m un iko w any przez a u to ra czytelnikow i i zw any „ fa b u łą ” . Na przy k ład zie O dysei w y gląd a to tak :

„Uno verbo, historia est: U lixes navigat. A r g u m e n ­ tu m est: V ir vel heros navigat. Fabula est: U lixes ta m q u a m heros n a v ig a t” (s. 60, w. 25— 27).

F a b u ła jako czyn a u to rsk i Tak, nie m a pom yłki: na pozio­ m ie h isto rii je st Ulisses, n a poziom ie a rg u m e n tu zaś m ąż lu b heros. Poziom a rg u m e n tu bow iem dyspo­ n u je a u to rsk ą k w a lifik ac ją estety czną lub etyczną. G dy ta k w a lifik ac ja zetknie się z historią, po w staje fab uła, w ysłow iona i tekstow a, k tó rą S arbiew ski sy g n u je sk ró te m m yślow ym : „U lisses jako h ero s że­ g lu je ” .

H isto ria jest pozatekstow a, a rg u m e n t przed teksto w y, fa b u ła je st tek stem . W tak im u jęc iu stopn iow an a je st ro la p o e ty -k re a to ra , którego koncepcję ren esan s

26 W tymże dziele poświęcił Sarbiew ski trochę uw agi ga­ tunkom m niej doskonałym, ja k m argites, bukolika, a n a ­ w et zajął się prozą powieściową dziedziczoną przez ren e­ sans po w iekach średnich. Z tytułu w ym ienił Fortunata.

(20)

23 S A R B IE W S K I JA K O K R Y T Y K T O D O R O V A

odziedziczył po a n ty k u , ale cenił wyżej niż sta ro ż y t­ ni. Z daniem Sarbiew skiego S tacjusz popełnia błąd, gdy swą A ch illeid ę zaczyna od słów: „W ielkodusz­ nego Eacydę...”. N atom iast W ergiliusz i H om er po­ k azują, że są praw dziw ym i poetam i (epickimi), gdy zaczynają

A rm a virum que cano...

czy

Muzo, męża wyśpiewaj, co święty gród Troi Zburzywszy...

poniew aż ty m sposobem, nie w ym ieniając b o h atera z im ienia, s ta ją n a ty c h m ia st na poziom ie arg u m entu , bez którego nie m a fabuły. Te m yśli Sarbiew skiego o fabu le jako o czynie au to rsk im mogą posłużyć za ko m en tarz do M u zy Kochanow skiego, k tó ry znane w ydarzen ia i osoby m itu trojańskiego tra k tu je niby egzem plarze nieprzeliczonej serii: nie sam a (nie jed­ na) H elena b y ła porw ana, nie jed en M enelaus o żo­ nę się w adził, nie jed en A gam em non tysiąc naw prow adził,

Nie raz T roja burzona; przed H ektorem siła Mężnych było, którym śmierć przy ojczyźnie miła, Ale wszyscy w m ilczeniu wiecznym pogrążeni, Że poety zacnego rym y przebaczeni.

( M u z a , w . 73-76)

„Przebaczeni ry m a m i” to znaczy zapom nieni, bo nie u trw a le n i w poetyckim słowie. M ożna by rzec, że póki znajdow ali się w „h isto rii” , m ieli im iona, ale im ion tych n ik t nie zapam iętał. P oetyckie p am ięta­ nie zaś polega n a estetyczn ej i etycznej kw alifikacji, k tó rą n a d a je się ludziom i zdarzeniom przez rekom - pozycję ich losów n a poziom ie a rg u m en tu . A rg u m en t zapisany — to ju ż fabuła.

T rzy poziom y fabu ły

N ik t oczywiście nie p rzy p u sz­ cza, że dobra rad a, u ję ta w haśle „czytajcie S arbiew

-Postać jako mityczne

(21)

J E R Z Y ZIO M EK 24

I Francuz może mieć rację

skiego!!!” pociąga za sobą rad ę n a stęp n ą: używ ajcie

term inologii Sarbiew skiego. Owszem , Sarbiew ski

n ap ro w ad za n a tro p u żytecznej do dziś reto ry k i, ale to nie znaczy, że re to ry k ę o d k ryliśm y dzięki S a r- biew skiem u.

O d dajm y spraw iedliw ość fran cu sk im autorom . To­ d orov polem izując ze Szkłow skim , dla którego to, co po fra n c u sk u dziś się nazyw a 1’histoire, m iało być rzekom o ty lk o m ate ria łe m p rzed literack im , dowodzi, że oba asp ek ty opow iadania — i historia, i w y po ­ w iedź — są jak n a jb a rd zie j literack ie. I że ta k ten pro blem pojm ow ali staro ży tn i, ty le że h istorię zali­ czali do in ven tio , w ypow iedź zaś do d isp o s itio 27. Z kolei R oland B arth es, odw ołując się do podziału n a dw a p lany, n a res i verb a , tw ierdzi, że „na swój sposób re to ry k a w yznaczyła dla w ypow iedzi p rz y ­ n a jm n ie j dla p la n u opisu: dispositio i elocutio” 28. J e s t tu p ew na różnica zdań i n ieja k ie w ah ania, k tó ­ re b y graficzn ie m ożna ta k przedstaw ić:

. . ( inventio

l histoire i dispositio )

1 7 ,. J le discours

elocutio I

Isto tn ie „ h isto ria ” odnosi się do in ve n tio , ale w ty m p ojęciu się nie w y czerp u je: nie w iadom o, czy do „ h isto rii” m a należeć tylko sam m a te ria ł (S to ff), c zy też ju ż jak ieś „ a u to rsk ie ” jego uporządkow anie. In a ­ czej m ów iąc, nie jesteśm y pew ni, jak i stopień ste - m aty zo w an ia odpow iada „ h isto rii” . Z kolei „w ypo­ w iedź” je st zawsze w ypow iedzią w określo ny m ko­ dzie, ale n ie ogranicza się do w a rstw y słow nej. Jeśli tę sam ą „ h isto rię ” m ożna opow iedzieć w in n y m ję ­ zyku (kodzie), np. film ow ym , to znaczy, że „w ypo­ w iedzi” poszukam y nie ty lk o na poziom ie elocutio, lecz także dispositio.

J a k a ż stą d n au k a? A tak a, że nie trzeb a zbyt ufać

27 Todorov: Kategorie...

28 R. B arthes: W stęp do analizy strukturalnej opowiadań. Przeł. W. Błońska. „Pam iętnik L iteracki” 1968 z. 4, s. 333.

(22)

25 S A R B IE W S K I J A K O K R Y T Y K TO D O R O V A

procederom gram atykopodobnym , a hipotezę gram a- tykopochodną odrzucić. P rzy datn o ść term in ó w „his­ to ria ” i „w ypow iedź” w badaniach narratologicz- ny ch w y d a je się w ątp liw a, a ad ap tacja ty ch pojęć z g ram a ty k i do re to ry k i daleka od popraw ności. I ta k zam iast dowodzić, że „opow iadanie” (récit) fu n k cjo n u je na poziom ie „h isto rii” i „w ypow iedzi” , w olałbym m ówić — nie tylko w ygodę term inologicz­ ną m ając na względzie — że fa b uła istn ieje n a trzech poziom ach: in w en cji, dysp o zycji i elókucji. W ten sposób zachow ane zostanie znaczenie te rm in u „ fa b u ­ ła ” w polszczyźnie potocznej i k ry ty czn o literack iej. P onadto, co w ażniejsze, w ten sposób u n ik n ie się zaciem niającego i n iezb y t zręcznego podziału fabuły

(récit — opow iadania) na dw a poziomy, w k tó ry ch

z tru d e m m ieszczą się te w łaściw ości fabuły, k tóre nie należą ani do w ysłow ienia czy jakiegokolw iek innego językow ego w yposażenia, ani do niezorgani- zow anej fazy inw encji. Podział n a trz y poziom y poz­ w a la w y odrębnić poziom dyspozycji jako poziom już zorganizow any sposobem autorskim , ale jeszcze nie w y arty k u ło w a n y . Z resztą dla n azw ania b ra k u lub obecności org an izacji tek stow ej sta ro ż y tn a re to ry k a m iała bardzo tra fn e term in y : ordo naturalis i ordo

artificialis. Co w ięcej, stosow ała je w ty ch p rzy p a d ­

kach, gdy m y m ów im y „fabuła — sju ż e t” , „sto ry — p lo t” , h isto ria — w ypow iedź. Ordo naturalis fab u ­ ły — to jej przebieg albo au ten ty czn y , albo zm yślo­ ny, lecz re sp e k tu ją c y m ak sy m aln ie praw dopodobień­ stw o, ordo artificialis n ato m iast — to przebieg upo­ rząd k ow an y w edle znaczącego zam ysłu tw órcy. Or­

do artificialis i ordo natura lis nie zastępu ją partes artis (czyli: in ven tio, dispositio, elocutio), lecz tw o ­

rzą sk ra jn e p u n k ty osi, w zdłuż k tó re j ro zk ładają się inw en cja, dyspozycja i elokucja:

ordo n a tu ra lis---—--- ordo artificialis

inw encja — dyspozycja — elokucja

Chcę przez to powiedzieć, że w m iarę

przechodze-Inw encja — dyspozycja — elokucja

(23)

J E R Z Y ZIO M EK 2G

Stopniowy wzrost

Dyspozycja kompozycji

n ia od in w en cji do dyspozycji i od dyspozycji do elokucji zw iększa się udział au torskiej podm iotow oś­ ci, w z ra sta tekstow ość, uściśla się sp ecyfika danej d y scy plin y sztu k i. To znaczy, że n a poziom ie eloku­ cji m am y do czynienia z tekstem , o k tó ry m w iado­ mo, że jest literack i, m alarski, film ow y, teatraln y ..., że jest do pew nego stop nia (m aksym alnie) spójny i że jest sk u tk iem pew nej przyczyny spraw czej.

„Praca” d yspozycji

Na poziom ie dyspozycji zostaje przeprow adzone uporządkow anie tego, co dostarczyła inw encja, dla celu, k tó ry spełni elokucja. Część p ro ­ blem aty k i sju ż e tu i discours’u n ależy w łaśnie tu, ta część m ianow icie, k tó rą zazw yczaj u jm u jem y jako p ro b le m aty k ę kom pozycji. Na poziom ie dyspozycji rozw ażam y tak ie zabiegi, jak zm iana prostego u k ła ­ du czasowego n a u k ład p rzem ien n y (ulubiony p rzy ­ k ła d z pow ieścią k ry m in a ln ą zaczynającą się od k oń­ ca), zm iana postępow ania b o h a te ra ze sposobu p rz y ­ jętego i oczekiw anego na postępow anie zaskakujące (znany p rzy k ład W ygotskiego z H am letem ), tu z n a j­ d u je się n a rra to r, k tó ry jeszcze nie zaczął mówić. A le najciekaw sza rola dyspozycji polega n a przygo­ to w an iu in w en cji do tego, by była w ysłow ioną (elo-

cuta). Ta ro la została przeoczona p rzy podziale opo­

w iad an ia n a dw a tylko asp ekty i p rzy przeciw sta­ w ieniu b in a rn y m fab u ły sjużetow i. Otóż n a jła tw ie j opisyw ać (i najczęściej się to czyni) kom plikacje

s ju ż e tu (wypowiedzi), przeciw staw ione prostocie h is­

torii. Tym czasem n a tu raln o ść h isto rii czyli ordo na-

tu ra lis n a poziom ie inw encji może być b ard ziej zło­

żona niż to, co o trz y m u je m y n a poziom ie o statecz­ nie i em pirycznie danym , n a poziom ie elokucji. Rze­ czyw istość m a c h a ra k te r poło w y w przeciw ieństw ie do języ k a słow nego zbudow anego linea rnie. Rzeczy­ w istość (dany fra g m en t rzeczyw istości) może mieć postać sym ultaniczną, n ato m iast język słow ny jest

(24)

27 SA R B IE W S K I JA K O K R Y T Y K TO D O R O V A

zawsze sukcesyw ny (jest to szczególny aspekt lin e a r- ności). Rzeczywistość nie m a „ stro n ”, nie m a przodu, ty łu i boku, język zaś, np. język sztuk ikonicznych, k rępo w an y być może p u n k tem w idzenia.

I w ty m w łaśn ie rzecz: poziom dyspozycji jest n ie­ zbędnym ogniw em pośredniczącym m iędzy fabułą na poziomie inw encji a fabułą n a poziomie elokucji, pośredniczącym , porządkującym i w yjaśniającym . M ożna by rzec, że poziom dyspozycji przysposabia inw en cję do w y b ran ej elokucji. Tu zapada decyzja

co do w y b o ru odpow iedniej dyscypliny sztuki,

a w niej odpow iedniej konw encji. Poziom inw encji je s t bow iem poziom em m aksym alnie in terd y scy p li­ n arn y m .

Ale ta p raca dyspozycji nie jest bynajm niej jedno­ kierunk o w a. Można by też powiedzieć, że poziom elokucji zdając sobie spraw ę z w łasnych możliwości, ograniczonych i w yznaczonych przez przynależność do zbioru reg u ł stylistycznych, w y b iera w łaściw ą im dyspozycję (jako zbiór reg u ł gatunkow ych), a ty m sam ym nie jest całkow icie swobodny w w y­ borze inw encji. Oczywiście w zajem ne stosunki po­ m iędzy poziom am i fab u ły są pochodne wobec k u l­ tu r y „czytan ia” rzeczyw istości i k u ltu ry pow iada­ m iania o rzeczyw istości.

P ożytek z le k tu ry Sarbiew skiego to w ogóle sze­ rzej — pożytek z le k tu ry p o etyk renesansow ych. R enesansow e poetyki b y ły niekonsekw entne — i to ich zasługa. N iekonsekw entne b y ły w tym , że A ry ­ stotelesa chciały pogodzić z Plato nem . A rystoteles w P oetyce i w R eto ryce zbudow ał teorię tek stu , ale była to teo ria bezosobowa, jak b y pozbawiona w izji tw órcy. P la to n n ato m iast nie nap isał żadnej poetyki, za to stw orzył teo rię Poety.

Rów now ażna koegzystencja A ry stotelesa i P latona w k ry ty c e literack iej n astęp n y ch stuleci byw ała za­ chw iana. K lasycyzm w yciszał P latona, rom antyzm u zaś w ogóle nie m ożna sobie w yobrazić bez P la to ń ­ skiej teo rii fu ro r poeticus.

Niezbędne ogniwo pośredniczące Ja k pogodzić Platona z Arystotelesem

(25)

J E R Z Y ZIO M EK 28 Duch

zgody

A dziś? Dziś p o w ró t do re to ry k i jest szansą połącze­ nia w m yśleniu k ry ty c z n y m d w u zazw yczaj nie- zgodliw ych postaw : d ucha taksonom ii i ducha an­ tropologii.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Niezaleznosc w mysleniu i dzialaniu jest cechq osobowoSci tworczej Naukowcy, mimo istniejqcych roinic indywidu- alnych w zakresie ,,bycia tworczym uczonym", wyrozniajq sic

Niemal w tkażdej k:l'op,H, płynu pobraneg-o z dna pożywkd znajdujemy bardzo Hczne ameby żywo poruszające ,się.. histolytica układem

Он сам не придавал значения религиозной обряд ности, но уступил настойчивому треб ов ан и ю тещи и согласился на бракосочетан ие в синагоге... Он

Эльвина Котвицкая, Московский государственный университет им. Ломоносова, Москва, Россия. Морфологическая категория „Русские числительные” является

Большинство песен на русском языке, которые иностранные студенты слышат по радио или телевизору, не созданы специально для изучающих язык

Zrobił to w pracy wydanej w roku 1893 pod tytułem Próba rozwinięcia teorii wyboczenia (patrz lit. 289—298), we wspomnianej zaś pracy Badania nad sztywnością prętów ściska-

ios, the stronger the renewable deployment, the stronger the carbon price drop, as compared to the planned SRES

Było to możliwe tylko dlatego, że „Pales- tra ” potrafiła — poprzez dobór autorów i tematów — wyjść poza ściśle zawodowe problemy i pisać o