Joanna Orska
Prawy do lewego
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (112), 111-120
2008
P raw y d o le w e g o
P rzykro to pow iedzieć, ale dawno nie zdarzyło m i się czytać książki tak n ie c h lu jn ie w ydanej, jak Głosy wśród nocy Stanisław a Brzozowskiego w opracow aniu „K rytyki P olitycznej” 1. D opraw dy bierze rozpacz, kiedy przegląda się rzecz, k tó rej p o p rzed n ia pu b lik acja p rzypada na 1913 rok, a któ ra stanow i w dorobku zn a kom itego krytyka i filozofa b ardzo ważny, chociaż już p o śm iertn ie dołączony ele m ent. T rudno nie ubolewać n ad tym , że w znaw iane po tak w ielu la tac h ta k ważne książki Brzozowskiego, jak w łaśnie G łosy..., u k az u ją się jako dość zgrzebne „pa- p er-b ac k i” (do niedaw na był to także casus Pamiętnika z 2000 roku, ze znakom itą zresztą przedm ow ą A ndrzeja M encw ela, jednak od 2008 ro k u m am y także solid n ie opracowane w ydanie BN2). Brzozowski to przecież autor, k tóry w zasadzie stwo rzył podw aliny w spółczesnego literatu ro zn aw stw a w Polsce, a którego dzieła są także jed n y m z n ajw ażniejszych doku m en tó w idei i k u ltu ry polskiej p rzeło m u antypozytyw istycznego i jedynym m oże n ieo g ran iczo n y m do naszego w łasnego ogródka p ro jek tem filozoficznym na praw dziw ie euro p ejsk im poziom ie.
Z tego p u n k tu w idzenia nie tyle naw et sposób w ydania G łosów ..., co b ra k od pow iedniego, filologicznego opracow ania k siążki - bądź co bądź w dużej m ierze literaturoznaw czej - przyniósł jej m oim zdaniem dużą szkodę. Swobodne p o ru
S. Brzozowski Głosy wśród nocy. Studia nad przesileniem romantycznym kultury
europejskiej, wyd., przedm. O. Ortwin, wstęp C. M ichalski, posl. A. Bielik-Robson,
Wydawnictwo „Krytyki Politycznej”, Warszawa 2007.
S. Brzozowski Pamiętnik, fragmentami listów autora i objaśnieniami uzupełnił O. Ortwin, wstęp A. M encwel, Czytelnik, Warszawa 2000; tegoż Pamiętnik, wstęp M. Wyka, oprac. i kom. M. Urbanowski, Zakład Narodowy im. O ssolińskich, Wrocław 2007 (Biblioteka Narodowa, seria 1, nr 311).
11
2
szanie się po pozycji o ta k bogatej problem atyce u tru d n ia znacznie nieobecność in d ek su nazw isk. W iększość przypisów została p rzy tym przez redaktorów , Kingę D u n in i Ju lia n a K utyłę, po p ro stu ściągnięta z opracow ania esejów lite ra c k ic h Brzozowskiego B iblioteki N arodow ej autorstw a H enryka M arkiew icza3. Przy tym w w ielu - zapew ne n ieopisanych przez M arkiew icza m iejscach - nie znajdziem y w ażnych dla te k stu inform acji. W eseju końcow ym chociażby pozostaw ia się bez kom entarza ta k naładow ane inform acją passusy, jak:
Oficjalny, wydawany przez uczonych Cam bridge’u podręcznik dziejów nowoczesnych w rozdziale poświęconym życiu duchowemu A nglii X IX stulecia nie waha się uznać Fitz- geraldowskiego przekładu Omar Khayyam a za najcharakterysteczniejszy może i najpeł niejszy wyraz stanu duszy angielskiej w epoce, gdy Dante Gabriel Rossetti pisał w swym głębokim poemacie, że nadejść może chwila, kiedy jakieś nieznane plem ię, wyorawszy w pustkowiu, kędy kiedyś byl Londyn, skrzydlatego byka, wywiezionego z Asyrii, powita w nim bóstwo „of London, not o f N iniveh” [Londynu, nie N iniwy]. (s. 248)
Z p rzy p isu dow iadujem y się tu ta j jedynie, że chodzi o poem at R ossettiego The Burden o f Niniveh z 1856 roku. M ożem y n ato m ia st spotkać się łatw o z rew elacjam i w stylu: „po p o ła n iec k u ” : „O dniesienie do Rodziny Połanieckich H enryka S ienkie wicza, o której Brzozowski p isał krytycznie w Legendzie M łodej Polski [przyp. re d .]” (s. 233), tu bez zająknięcia o k am p a n ii anty-Sienkiew iczow skiej; albo: „do zbytku - n ad m ie rn ie [przyp. re d .]” (s. 218) jako p rzypis w yjaśniający słowa krytyka: „N ie ufajm y te m u do z b y tk u ” . W zw iązku z pow yższym łatw o o p o dejrzenie, że red a k torzy nie uw zględnili dodatkow ych in form acji o tekście i jego filologicznej zaw ar tości, jeżeli nie m ożna było ich odnaleźć w in tern ecie w trak cie pierw szego, p o w ierzchow nego rozeznania. W tym u k ładzie zaś m oże z w iększą korzyścią dla Gło sów... byłoby raczej p o m inięcie przypisów?
K olejnym , zapew ne najw iększym m a n k a m e n te m k siążk i b yłby b ra k so lid n e go, w spółcześnie pom yślanego w stępu. Byłby, gdyby nie fak t, że to, co na p o cz ąt ku z b io ru za m ie ścili wydaw cy - a m ów ię tu o pub licy sty czn y m z du ch a arty k u le C ezarego M ichalsk ieg o - stanow i swego ro d z a ju obyczajowy sk a n d al, daw no już chyba w życiu literac k im (a m oże raczej literaturoznaw czym ) nie spotykany. W za sadzie należało b y zakrzyknąć: C hw ała redaktorom ! Z apew ne chodziło im o to w łaśnie, b y ożywić n iew dzięczną, z tru d e m tylko zb ierają cą się do k o n stru k ty w nej dy sk u sji p rze strzeń . D z ia ła li p rzy tym w dobrej in te n c ji, p ró b u jąc p rzy w ró cić sferze d y sk u rsu , n ajlep iej pu b liczn eg o , nazw isko w ażnego polskiego m y śli ciela, którego idee z zad ziw iającą łatw ością i nie po raz pierw szy p rzecież w XX w ieku się a k tu a liz u ją . W stęp M ichalskiego je d n ak jest za n ad to zły, żeby m ożna m u w jakikolw iek sposób przy k lasn ąć. W tym u k ła d zie m oże lepiej było p o p rze stać na w spom nieniow ym w dużej m ierze, ale jakoś n ie sta rz eją cy m się,
porusza-S. Brzozowski Eseje i studia o literaturze, t. 1-2, wyb., wstęp i oprac. H. Markiewicz, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Kraków-Wrocław 1990 (Biblioteka Narodowa, seria 1, nr 258).
Orska
Prawy do lewegojącym , bo b ard z o osobistym tekście w prow adzającym O stapa O rtw ina, p ierw sze go re d a k to ra Głosów...
N a czym polegają grzechy M ichalskiego? Po pierw sze, skom plikow ana filozo ficzna krytyka Brzozowskiego przedstaw iona została tu w perspektyw ie skrótów m yślowych, prow adzących do licznych p rze k łam a ń i uproszczeń, a czasam i wręcz błędów p odających w w ątpliw ość rzeczyw iste obycie red a k to ra „ D z ien n ik a” z m y ślą au to ra Idei. W te n sposób Brzozowski pozostaje na przy k ład tw órcą trzech w za sadzie tekstów: Legendy M łodej Polski (zapewne dlatego, że ją wszyscy znają), Pło mieni i Głosów... (zapew ne dlatego, że to w łaśnie w ydała „K rytyka”). D o w iaduje m y się przy tym na przykład, że Legenda jest przede w szystkim „pam fletem na przybyszew szczyznę i sch o p en h au ery zm ” . N o c ó ż ... N aw et gdyby rozum ieć tę b a r dzo w ielorako przecież pom yślaną książkę przede w szystkim jako rozpraw ę z p o l skością, jak p ro p o n u je publicy sta, także wówczas trzeba by zakres problem ów , z jakim i Brzozowski się tu mierzy, znacznie poszerzyć. C hociażby o krytykę stylu m yślenia nazyw anego tu „połaniecczyzną”, notabane spraw dzającego się jako m oc na tradycja w p ro ro d zin n ej retoryce polskiej prawicy.
W w ypadku innych uproszczeń, ta k ich jak p rzedstaw ienie ew olucji m yśli Brzo zowskiego w zaledw ie dw óch, trzech ak a p ita ch , tru d n ie j już uciec się do a rg u m e n tu zideologizow ania d yskursu autora słowa w stępnego. To, co zostało n a p isa ne o B rzozow skim na stro n ach 10 i 11, m ożna przypisać w najlepszym w ypadku po p ro stu niewiedzy; p om ija się tu ta j chociażby znaczenie le k tu ry A venariusa jako jednej z w ażnych in sp ira cji m yśli wczesnego Brzozowskiego. A w najgorszym po p ro stu arogancji w stosunku do jakkolw iek rozum ianego decorum w yjaśniania fe nom enów krytycznych i literac k ich w p rze strzen i h isto rii literatury. Tak na p rzy kład re d a k to r „ D z ien n ik a” fakt łączenia się w te o riach Brzozowskiego m yśli N ie tzschego, M arksa i krytycznie w k ońcu pojm ow anego katolicyzm u, w yjaśnia w ta ki sposób: „Każdy, kto choć przez chw ilę zetknął się z polsk im katolicyzm em , wie, że N ietzschego m ożna czytać w Polsce bez końca także jako chrześcijańskiego te o loga, ciekawszego i b ardziej pogłębionego niż n asi prym asi, arcybiskupi, a nawet księża profesorow ie z form alnym w ykształceniem filozoficznym ”, a po tem dodaje jeszcze:
Indyw idualizm nietzscheańskiej woli musi zostać uzupełniony przez m odernistyczną pracę w wymiarze społecznym [...]. D o tego posłuży Brzozowskiemu marksizm. A potem także odkrycie innych wspólnot i instytucji pracujących w historii: narodu i Kościoła, co charakterystyczne, nigdy nie rozumianych przez Brzozowskiego polem icznie wobec mark sizm u i jego społecznej pracy, ale traktowanych jako sprzymierzeńcy i uzupełnienie. P om ijam tu ta j stylistyczne w alory tego try b u w yjaśniania. Istn ie je jedno trafn e określenie na to, co robi tu M ichalski, ale ze w zględu na szacowność pism a i sza cunek dla jego czytelników pow strzym am się i go n ie użyję.
W obec rzeczyw istej groteskow ości te k stu red a k to ra „D z ie n n ik a ” zastanaw iać by się n ależało, dlaczego w zbiera we m n ie jako w c z y te ln ik u -lite ra tu ro zn a w c y gniew? D ra żn i zwłaszcza spraw a „literaturoznaw czego” adresu b ata lii o Brzozow
11
3
11
4
skiego, jaką środow isko „K rytyki P olitycznej” przy w sparciu neokonserw atyw nej „E uropy” pró b u je - z w ielkim tru d e m - rozkręcić. B atalii, która polega, mówiąc w skrócie, na sk rajn ie zideologizow anej i upolitycznionej le k tu rze św ietnych te k stów k rytyczno-literackich w im ię „zaangażow ania lite ra tu ry ”, jakiego Stanisław Brzozowski m a się stać orędow nikiem w ram ach nowej k am p a n ii anty-M iriam ow - skiej. M ówiąc słow am i Sław om ira Sierakow skiego, chodzi tu o w alkę „z au tark ią czystej sz tu k i”, „z arg u m e n tam i zarzucającym i in stru m e n ta liz ację sztuki k ażd e m u bardziej całościow em u jej o d czy tan iu ”, a która „jest dużo ak tualniejsza dziś w Polsce, gdzie artysta m a być «genialnym idiotą», człowiek n a u k i m a być n e u tra l ny p o litycznie (co zazwyczaj oznacza, że m a wyznawać p an u jąc e poglądy i sie dzieć cicho), zaś człowieka p o lity k i w p ełn i określa przynależność do jakiejś p a rtii i b rak pojęcia o czym kolw iek poza m ed ialn ą «bieżączką»”4. N ie m uszę chyba tłu m aczyć, jaką le k tu rę Płomieni czy Głosów... red a k to r naczelny „K rytyki P olitycz n e j” uważa za „bardziej całościow ą”. W iadom o, że chodzi tu o nowy typ le k tu ry w d u ch u lew icow o-chrześcijańskiej dem okracji, której wyznawcy nabożnie w stę p u ją w ślady świętego Pawła, a dla której p ró b u ją w w yrazisty sposób przystoso wać tradycję późnego Brzozowskiego jako swego ro d zaju chrześcijańskiego socja listy, czytanego n ib y to w k ategoriach trad y cji p ersonalistycznej, w rzeczyw istości zaś w ykorzystyw anego jako auto ry tet podżyrow ujący tradycję ideową dla nowej prawicowej lewicy. A utorytet kogoś, k to we w czesnej, m odernistycznej Polsce m ia ł by pisać językiem m oże jeszcze nie Z iżka, ale praw ie już Badiou.
N o w ł a ś n i e . I co z tego? K ażdy m oże w ram a ch trad y c ji literackiej dow olnie dobierać sobie au to ry tety i konstruow ać do tego w łasną ideową in te rp re tac ję ich m yśli. M nie jed n ak tra p i coś innego. D yskusję o ideach autora Legendy... p ro p o n uje się kw ietystycznie zorientow anym in te le k tu alisto m , dekadencko lu bującym się w estetycznej a u ta rk ii głęboko drążącej w spółczesny h u m a n izm , a ro b i się to p rzy tym w w aru n k ach całkow icie zależnych od elem e n tu „m edialnej b ieżączk i”, której Sierakow ski, w ydaje się, ta k n ie lubi. In telek tu a liśc i w tej dyskusji zapew ne u d ziału nie w ezm ą, a całe przedsięw zięcie w ydaw nicze w eźm ie w łeb. O tru d n y m w le kturze, a niezbyt przy tym m iłym w obejściu Brzozow skim n ad al nie będzie się wiele mów iło, choć św iadom ie czy nieśw iadom ie n ad al się będzie z jego teorii now oczesności korzystało. Tym czasem na w zniesionym k u jego p am ięci m oście m iędzy sferą literaturoznaw czego i publicznego (czyli m edialnego) d y skursu p o zostanie fataln ie w ydana książka. W ydarzenie m edialne, jakim p ró b u je się uczy nić fakt byle jakiego w znow ienia dzieł autora L e g e n d y ., w ydania, w zw iązku z k tó rym sam ego Brzozowskiego p otraktow ano jak m a n ek in nap ręd ce odziany w m od ne lewicowe ciuszki - więc jako obiekt m arketingow ej m a n ip u la c ji - zaaranżow a ne tu zostało w sposób pozbaw iony jakiegokolw iek szacunku. Sam orędow nik k am p an ii, którego dzieła wznawia lewicowe stow arzyszenie posługujące się jego im ie niem , został tu p o traktow any ta k in stru m e n ta ln ie , że prosiłoby się, by jakiś
Or-Rozmowa Cezarego M ichalskiego ze Sławomirem Sierakowskim i Maciejem Urbanowskim, „Europa” (dodatek do „Dziennika) 10 maja 2008.
Orska
Prawy do lewegotw in czy Irzykow ski stan ęli w jego obronie, w i m i ę . chociażby solidarności śro dowiskowej?
M ożna bow iem z obojętnością pom inąć fakt, że M ich alsk i w swoim w stępie przedstaw ia A ndrzeja T rzebińskiego jako „charyzm atycznego lid era środow iska «Sztuki i N arodu»”, rzecznika odbudow y «indyw idualnej i narodow ej» siły Pola ków, k tóry w swoich tek stach u d a tn ie łączy m yśl Brzozowskiego z krytyką polsko ści w d u ch u Ferdydurke” (zastanaw iając się przy tym po cichu, jaką n apraw dę opcję polityczną w spiera swoim au to ry tete m nasz przedm ów ca). M ożna litościw ie zm il czeć stw ierdzenie, że „Brzozowski n ie był ta k k o m p le tn ie pozbaw iony dow cipu, jakby to w ynikało z pobieżnej le k tu ry Płomieni czy jego w czesnych tekstów k ry ty cznoliterackich, na co p rzykładem jest Legenda M łodej Polski”. W tym m iejscu jednak, m oże bardziej naw et n iż w w ypadku Trzebińskiego, żachnie się k ażdy w iel biciel tak św ietnie ironiczno-krytycznego, niezw ykle trafnego stylu, ja k im dyspo nował in ic ja to r k am p a n ii anty-M iriam ow skiej i anty-Sienkiew iczow skiej; pozw o lę sobie tu ta j, na dowód trafności i ak tualności jego krytyki, zacytować kaw ałek z k siążki Współczesna powieść polska trak tu ją c y o H en ry k u Sienkiew iczu i z przy jem nością skierować go po d adresem red ak to ra „ D z ien n ik a” . „Trylogia” staje się więc w oczach Brzozowskiego „złośliwą paro d ią h isto rii”, kiedy uśw iadom im y so bie, że jej au to r u siłuje „wysnuć dla n a ro d u p o k rze p ien ie”:
Z epoki, w której już rozstrzygniętym był los Polski, w której stanowiła ona już paradok salny anachronizm w Europie, z epoki, w której wyganiając arianów, Jan Kazimierz spra w ił, że już nieodwołalnie i wyłącznie głosom Kartezjuszów, Locke’ów, Hobbesów, Sp ino zów i Malebrache’ów, rozlegającym się w Europie, u nas odpowiada wycie pijane tłusz czy, ogłupianej przez oo. J e z u it ó w .5 .
C e n traln y jed n ak w ątek te k stu M ichalskiego, na jak im należałoby się skupić, stanow i próba odnow ienia tzw. spraw y Brzozowskiego w kontekście dzisiejszych procesów lustracyjnych. Ciekaw e, jak notabene ró żn ią się od siebie z tego p u n k tu w idzenia wstępy, jakie przygotow ali dla Głosów wśród nocy i dla Płomieni odpo w iednio C ezary M ichalski i Sław om ir Sierakow ski. Po pierw sze, jakiekolw iek by łyby ostatecznie p rzesłan k i Sierakow skiego, nie m ożna m u odmówić znajom ości problem atyki. Po drugie, ta m gdzie Sierakow ski stw ierdza w prost, że Brzozow skiem u n igdy nie udow odniono w spółpracy z carską ochraną, M ichalski sugeruje niedw uznacznie, że Brzozow ski uległ słabości, że złożył zeznania obciążające k o legów z kółek p a rty jn y ch i do końca życia borykał się z tym faktem , co m a być w idoczne m iędzy in n y m i w Pamiętniku. W k ońcu zaś - jak w ynika z to k u jego do w odzenia - sam p ublicysta po chrześcijań sk u rozum ie to i w ybacza, co i m y p o w in n iśm y uczynić. O czywiście m am y tu swego ro d za ju retoryczny teatr. Tekst M ichalskiego w tym m iejscu po p ro stu tc h n ie poczuciem w łasnej m oralnej wyż
S. Brzozowski Współczesna powieść polska, w: tegoż Współczesna powieść i krytyka.
Współczesna powieść polska. Współczesna krytyka literacka w Polsce. Stanisław Wyspiański. A rtykuły literackie, wstęp T. Burek, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław,
s. 92-93.
11
91
1
szości zapraw ionej p ełn ą sym patii pogardą, o któ rą o statnio tak łatw o na naszej politycznej prawicy. W idoczne jest to chociażby, kied y posługując się słow am i H erlinga-G rudzińskiego, pisze on o Brzozow skim jako o jednym z tych m łodych Polaków, którzy w ychow ani zostali „do b ohaterstw a m ilitarn eg o i w spólnotowego, a nie do cywilnej odwagi, któ ra pow inna cechować dojrzałą jed n o stk ę” .
N ie m uszę tu przypom inać, że dwaj w ielcy znaw cy Pamiętnika i Listów Brzo zowskiego - M ieczysław Sroka i A ndrzej M encw el - nie doczytali się w tych p i sm ach niczego, co m ogłoby potw ierdzić pewność, jaką w spraw ie Brzozowskiego przejaw ia M ichalski. Jak pisał w m onografii Stanisław Brzozow ski6 i we w stępie do w ydania Pamiętnika z 1992 ro k u M encw el, spraw a Brzozowskiego została w dużej m ierze n adbudow ana p o n ad sferą rzeczywiście istniejących, dostępnych do w glą du dokum entów . Zyskiw ała w te n sposób, po pierw sze, w ym iar psychologiczny (zastanaw iano się przew ażnie, jak to m ożliw e, by Brzozowski jednocześnie czytał M arksa, pisał Płomienie i donosił na niedaw nych p arty jn y ch kolegów). Po drugie, stała się p rze d m io te m sporu w rozm aicie rozu m ian y ch p rze targ ac h politycznych. W efekcie dochodzi m onografista Brzozowskiego do w niosku, k tóry jak n a jb a r dziej podzielam : należałoby, zam iast à propos krytyki autora Głosów... pośw ięcać m iejsce na sądy i przetarg i, zajm ow ać się sam ą jego tru d n ą m yślą, któ ra nie zosta ła przecież po d d an a w yczerpującej i ostatecznej lekturze.
Sposób, w jaki M ich alsk i odnaw ia spraw ę Brzozowskiego, n ie jest zresztą obli czony na u kazanie jakiejkolw iek prawdy. De facto przy p o m n ien ie procesu kole żeńskiego, jak iem u p o d d an y został w ielki krytyk, i n iejasności, jakie się z tym procesem wiązały, fu n k cjo n u je tu tylko i w yłącznie na praw ach prasow ej sensacji, do której dopisano pozornie p ełn ą w spółczucia narrację o w ielkim , polskim m y ślicielu, k tó ry przez całe k ró tk ie życie przeżyw ał swego ro d zaju „sąd n a d sam ym sobą” : „boleśniejszy n iż sądy koleżeńskie, a później socjalistyczne sądy p a rty jn e ”, których „Brzozow ski będzie się dla siebie dom agał i p rze d któ ry m i stanie, kiedy w iele lat później doścignie go fataln a przygoda z okresu dojrzew ania” (s. 8). A że by sensacja była b ardziej sensacyjna, M ichalski, pośw ięcając autora i jego dobre im ię, pow tarza gest lu stracy jn y redaktorów „W prost”, którzy na p oczątku sierpnia 2006 ro k u opublikow ali w strętn y tekst Jakuba U rbańskiego Donos Pana Cogito7. Sugestia, że H erb ert donosił, nigdzie niby do końca niedopow iedziana, pozosta wała tu de facto spraw ą drugorzędną. Jak później tłum aczył w „Ż yciu W arszaw y” urażonym czytelnikom Stanisław Janecki, była jedynie efektem publicystycznego przerysow ania. N a tym p rzykładzie m ożna pow iedzieć coś o n a tu rz e i m e ch a n i zm ie „sądu publiczn eg o ”, k tóry - jak zapew ne chcieli red ak to rzy - pow inien przy tej okazji zadziałać. To - p odobnie jak w spraw ie Brzozowskiego - dobra okazja, by zadum ać się n ad praw idłow ościam i h istorii, która naw et w ielkie jednostki m iele w swoich trybach, i wydać sąd, czy też wybaczyć, stać się więc jednym ze spraw ied 6 A. M encwel Stanisław Brzozowski. Kształtowanie myśli krytycznej, Czytelnik,
Warszawa 1976.
Orska
Prawy do lewegoliwych. W końcu zaś zaocznie stw ierdzić, że lu stracja - jako gest publiczn ej, zrów nującej w szystkich ekspiacji, żalu za grzechy, w szystko jedno, czy p o pełnione, czy nie - zaiste była i jest potrzebna.
P rzyw racanie Brzozowskiego dyskursow i p u b lic zn e m u z inicjatyw y „K rytyki P olitycznej” odbywa się pod hasłem afery lustracyjnej i stanow i niesm aczne odno w ienie najgorszego typu dyskusji n ad spadkiem ideowym Brzozowskiego. Ciekawe tylko i znam ienne dla naszych czasów, że tym razem o duszę wielkiego krytyka do pom ina się jednym głosem nowa lewica i neokonserwatyści. Tymczasem, jak sądzę, Głosy wśród nocy, które w ostatnim w ydaniu Biblioteki N arodow ej, w opracow aniu M arkiew icza, przedstaw ione zostały czytelnikom jedynie w w yselekcjonow any spo sób, to bardzo ważna pozycja w dorobku wielkiego krytyka i to z w ielu powodów. N ie jest słuszna tradycja przyznaw ania Głosom... tylko ograniczonego miejsca w tym dorobku, jako pozycji ostatecznie przedstaw ionej do d ru k u przez O stapa Ortwina. W stęp O rtw ina zdaje sprawę ze znacznego stopnia zaawansow ania prac n ad tą książ ką. Chociaż tru d n o zgodzić się z A gatą Bielik-Robson, która w posłow iu do w yda nia „K rytyki Politycznej” tw ierdzi, że Głosy wśród nocy to przede w szystkim hołd złożony odrębności angielskiego, niekontynentalnego rom antyzm u, niew ątpliw ie jest to książka, która m ogłaby się do nowej lek tu ry rom antyzm u polskiego przyczy nić. Posłowie B ielik-R obson to naw iasem mówiąc jedyne jasne karty całego p rzed sięwzięcia; w arto zwrócić jednak uwagę na niekoniecznie słuszną tradycję „angiel skiej” lek tu ry Głosów. . . M am y tu raczej do czynienia, zgodnie z tym , co głosi pod tytuł autorstw a samego Brzozowskiego, ze „studiam i n ad przesileniem w europej skiej literatu rze rom antycznej”, przy czym, jak n iejednokrotnie stwierdza sam au tor, dla „jaźni bezw zględnej, jaźni rom antycznej [ . ] przezw yciężenie rom antyzm u pozostaje dziełem najwyższego rom antyzm u” (s. 91).
W ażne w Głosach... szkice tra k tu ją więc o M aurycym B arrésie, S aint-S im onie, A leksandrze H ercenie, M aurycym M o chnackim oraz C harlesie L am bie, G eorge’u M eredithcie czy Józefie C onradzie i w yznaczają - jak zwykle m eandryczną - ścieżkę rom antycznych le k tu r krytyka. Rów nie dobrze m ożna by tu doszukiw ać się an gielskiej, co na p rzykład niem ieckiej dom inanty. N iem iecki, zwłaszcza wczesny niem iecki rom antyzm , towarzyszył bow iem krytyce Brzozowskiego od dawna; z nim w łaśnie też au to r Legendy... n ie u sta n n ie pod ejm u je aktyw ną polem ikę, nie mogąc go zarów no w sobie przezw yciężyć, jak i w p ełn i zaakceptow ać. C ały doskonały w arsztat literaturoznaw czy Brzozowskiego, przyczyniający się zresztą do niezw y kle krytycznego sto su n k u do polskiej „filologicznej” krytyki, p łynie ze zro zu m ie n ia istoty autoteliczności lite ra tu ry i tego, jakie autonom ia estetyczna niesie ze sobą konsekw encje dla lite ra tu ry pozostającej przecież nad al jednym z dyskursów publiczn y ch (nie należy zapom inać, że tradycję dla takiego sposobu odczytyw ania Brzozowskiego u stalił w Języku modernizmu R yszard N ycz8). Z tego p u n k tu w idze nia le k tu ra niem ieckiej teo rii lite ra tu ry i nowoczesnej krytyki, szczególnie F rie
R. N ycz Język modernizmu. Prolegomena historycznoliterackie, Fundacja na rzecz
Nauki P olskiej-L eopoldinum , Wrocław 1997.
11
11
8
d richa Schlegla, o którym w różnych m iejscach w spom ina, m usiała być dla autora Głosów... niezw ykle w ażna. W idoczne jest to chociażby w ta k ich uw agach, jak ta pochodząca z Charakterystyki ogólnej naszej krytyki literackiej starszego pokolenia, ze Współczesnej krytyki literackiej w Polsce z 1907, w której po istnej lita n ii ubolew ań, kąśliw ych uwag i inw ektyw Brzozow ski podsum ow uje swój osąd kry ty k i „filolo g icznej” w ta k i oto sposób:
U nas ustalił się przesąd, że filologia i uzdolnienie filologiczne dają same przez się kwa lifikacje do sądzenia dzieł sztuki. Gdyby sformułować pojęcia o naturze twórczości, o isto cie sztuki, o stylu naszych wybitnych krytyków filologów - powstałaby karykatura tak złośliwa, że jeżeli kiedyś będziem y m ieli istotnie krytykę i estetyczną kulturę, oraz praw dziwą historię literatury - czytelnicy z trudem będą w stanie uwierzyć, że po Fryderyku Schleglu, a choćby tylko po Tainie i Saint-Beuvie, po Schellingu i Heglu, Visherze, Heb- blu, Ludwigu, Schillerze, Goethem, po kursach literatur M ickiewicza, po przejrzystych jak cięcie szablą artykułach W itkiewicza mogły być u nas uważane za poważne oceny prace tego rodzaju, jak choćby dzieło zasłużonego gramatyka A. M ałeckiego o Słowac kim, powiedzm y nawiasem, najlepsza książka przez filologiczną krytykę stworzona [Ju
liusz Słowacki. Jego życie i dzieła w stosunku do współczesnej epoki, Lwów 1866].9
U ważna le k tu ra Głosów wśród nocy m oże przynieść rein te rp re ta c ję ta k ich tek- stów -fenom enów, jak chociażby w ydana w 1905 ro k u Filozofia romantyzmu polskie go, która - pisan a z sam ego sedna zainteresow ań Brzozowskiego m arksizm em - u trzym ana pozostaje w takiej retoryce „w yznawczej”, jaka najbliższa się w ydaje jakiejś nowoczesnej w ersji tow ianizm u. Sposób złożenia tekstów Brzozowskiego przez O rtw ina - od wczesnego, niepublikow anego szkicu o A m ielu, jaki pow stał jeszcze na etapie wczesnych, m łodopolskich fascynacji, po ostatnie w życiu kryty ka szkice o ro m an ty zm ie an g ielsk im - św ietnie zdaje spraw ę z tego, że dzieło Brzozowskiego stanow i spójny, konsekw entny p rojekt, pozostający p rzede w szyst k im p ro jek tem literackiej now oczesności jako krytycznego wobec tej now oczesno ści dyskursu, funkcjonującego jed n ak w jej ram ach zawsze na specjalnych i a u to nom icznych praw ach. Szczególnie zaskakujące pozostają tu fragm enty ze w stępu do G ło s ó w ., w k tó ry ch Brzozow ski pośw ięca S tanisław ow i P rzybyszew skiem u passusy, w jakich w idać, że jego rom ans z M łodą Polską, fascynacja siłą w yw roto wej, bo rad y k aln ie w d u ch u au to n o m ii pojm ow anej literatu ry , to nie jest w tym projekcie wcale zam knięta k arta. By jeszcze te m u przyśw iadczyć, przytoczę cytat z drugiego z uzupełn iający ch się tu w stępów - K ilku uwag o stanie ogólnym literatu ry europejskiej i o zadaniach krytyki literackiej:
Twórczość ukazuje nam życie, a więc świat nasz w tym przekroju, dlatego jest ona za wsze pełną znaczeń o w iele głębszych i bardziej interesujących niż te, z jakimi filozofia może gdziekolw iek poza sztuką zetknąć się i mieć do czynienia. Krytyk-filozof nie pow i nien tylko dążyć do takiej lub innej racjonalizacji procesów twórczych [...]. Pragnąłbym też, aby to, co tu powiem, nie było poczytane za wytknięcie jedynej możliwej, lub też jedynie ważnej, chociażby postaci sym filozofii czy sympoezji, że posłużym y się wyraże niami utworzonymi przez Friedricha Schlegla [...]. Świat artysty czy poety jest zawsze
Orska
Prawy do lewegotworem nieskończenie odnawiającym się w duszy, wydźwiguje on sam siebie ponad ży cie. M ożem y więc na nim i przezeń badać, jaką mocą w ogóle tworzy dzisiaj życie samo siebie. (s. 115)
N ie tru d n o dom yślić się, dlaczego lewicy p o trze b n y jest obecnie Brzozowski. Jej w łasne au to ry tety zdew aluow ały się i, jak to ujm uje Sierakow ski w dyskusji z U rbanow skim w „E u ro p ie”, lewica stanęła wobec konieczności odrzucenia za równo naukow ej, jak i rew olucyjnej pew ności w urzeczyw istnianiu lewicowego p ro jektu. Poniew aż każdy sk rajn ie ideologiczny p ro jek t m u si opierać się na pew nym fun d am en cie, wobec oczywistego b ra k u dowodów na m ożliwość zrealizow ania so cjalistycznego raju na ziem i, pozostaje uciekanie się do dogmatów; „m iękki”, w spół czesny p rzedstaw iciel lewicy nazw ie tę ucieczkę aktem wiary. Ciekaw e obserw o wać, jak Sław om ir Sierakow ski we w stępie do Płomieni praw ą ręką pisze o wierze w socjalizm z jego d em okratyczno-chrześcijańską h u m a n isty k ą , naślad u jąc n ie ja ko gest sym bolicznego naw rócenia się Brzozowskiego na katolicyzm ; lewą n a to m iast, że ta dość „terro ry sty czn a” przecież w p rze słan iu książka w znow iona zosta je w Polsce w politycznie najlepszym m om encie, „kiedy nowe elity postanow iły «zrosnąć się z duszą narodu» przez schlebianie jej, choćby m iało to oznaczać ko n serw ow anie w szystkich, naw et najb ard ziej w stecznych w n im odruchów ”10.
W in te resu ją cy sposób przedstaw iciele politycznej lewicy i prawicy, w skazując na etyczne podw aliny w łasnych światopoglądów, na etyczne p rzesłan k i w łasnych politycznych interesów , uciekają się do języka re lig ii... C zynią to w podobny spo sób, jak chrześcijańscy personaliści na przełom ie w ieku X IX i XX, k tórzy wobec kryzysu w iary pow iązanego ze w zrastającym unau k o w ien iem obrazu ludzkiego św iata, w obec zdo m in o w an ia h u m a n iz m u przez n a rra c je egzystencjalistyczne, w ram ach których sens życia człow ieka tłum aczył się sam ym faktem jego egzysto w ania, zaczęli rekreow ać m ożliw ości scalenia św iata boskiego i ludzkiego, odwo łując się do tom istycznych dogmatów. M ogą dziwić próby p otraktow ania Brzo zowskiego jako swego rod zaju lewicowego M a ritain a , m ogą zastanaw iać działania zm ierzające do ożywienia jego krytyki poprzez podk reślen ie jej elem entów „nie krytycznych”. Powrót m ody na perso n alizm w literatu rz e być m oże w p ersp ek ty wie p rzyniesie pozytyw ne dla d y skursu literackiego i społecznego skutki. Tym czasem niepokoją jed n ak próby in stru m en talizo w an ia tego d y skursu w polityce czy w d ziennikarstw ie i to wcale nie dlatego, że postaw y etyczne w takiej p ersp e k tywie ulegają niem al natychm iastow ej dew aluacji. Propozycja ponow nego odczy ta n ia spuścizny Brzozowskiego w w ykonaniu łączącego polityczne (um iarkow a ne) skrajności d u etu M ich alsk i-S ierak o w sk i w ydaje się dość m o raln ie dw uznacz ną p róbą osiodłania „szkieletu Brzozow skiego” w jego „pochodzie przez dzieje polskiej in te lig e n cji”, po to, by spraw dzić, jak daleko się na n im zajedzie.
Joanna ORSKA
10 S. Sierakowski Wstęp, do: S. Brzozowski Płomienie, Wydawnictwo „Krytyki Politycznej”, Warszawa 2007, s. 13.
61
12
0
Abstract
Joanna ORSKA U niversity o f W ro c ła wRight to left
R e v ie w of: Stanisław B rz o z o w s k i, G losy wśród nocy [ ‘V oices A m id s t th e N ig h t'], W y d a w n ic tw o Krytyki Politycznej [Political Critique periodical's publishing house], W arszawa, 2007, p. 318
T he a u th o r raises num e ro u s o bjections regarding th e fo rm o f publication and editorial elaboration o f th e b o o k by B rzozow ski, first published in 1913. She is also co n ce rn e d about attem pts at instrum entalising th e discourse p ro p o se d by B rzozow ski in politics o r jo u rn a lism, refe rre d to as th e ‘fifth a u th o rity ' - and this n o t fo r th e reason th a t in such a perspec tive, ethical attitudes get alm ost instantaneously devaluated. T h e a u th o r deem s it interesting and significant o f o u r tim e th a t th e soul o f o u r great critic is univocally dem anded, this tim e, by th e n e w left and neoconservatives. T h e proposal to read th e B rzozow ski legacy anew, presented by C ezary Michalski and S ła w o m ir Sierakowski, th e authors o f in tro d u ctio n s to individual texts, seems to Mr. O rska a ra th e r m orally am biguous a tte m p t at saddling the ‘skeleton o f B rzozow ski' in its m arch th ro u g h th e histo ry o f Polish intelligentsia, in o rd e r to check h o w far one can possibly get w h e n m o u n te d o n it.