Warłam Szałamow
"Nowa proza" : zapiski z lat
siedemdziesiątych
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (119), 195-207
2009
A rchiw um
W arłam SZAŁAMOW
Nowa proza. Zapiski z lat siedemdziesiątych1
D laczego piszę opow iadania:
1. N ie w ierzę w literatu rę . N ie w ierzę, że zdoła ona zm ienić człowieka. H u m a n i styczne ideały rosyjskiej lite ra tu ry nie spraw dziły się w praktyce, w dw udzie stym stuleciu doprow adziły one do krwawych k aźni odbywających się na oczach w ielu ludzi.
2. N ie w ierzę, by m ogła ona ustrzec i uchronić przed naw rotam i. H isto ria pow ta rza się i każde ro zstrzelanie trzydziestego siódm ego m oże się powtórzyć. 3. Piszę jednak, dlaczego? Piszę po to, b y ktoś, czytając m oją n iezałganą prozę,
m ógł opow iedzieć o swoim, ta k im jak m oje pod każdym w zględem życiu. Ktoś m u si to zro b ić... N ie o zwykłą, ale o m o raln ą odpow iedzialność chodzi. Zwy kłem u człowiekowi jej b rak u je, na poetę spada jako nakaz bezw arunkow y. N ie w iem , czy tylko do R osji należy wystosować to żądanie.
Oczywiście, chodzi głów nie o życie. W łasną nieśm iertelność. N iezadow alające odpow iedzi prow adzą do pesym istycznych wizji. T error zepchnął je na m argines. Z ałożenia terro ry zm u - jed n o stk i i państw a - są b ardzo optym istyczne.
Jakaś ogrom na niepraw da kryje się w tym , że cierpienie staje się obiektem sztu ki, że praw dziw a krew, m ęka, ból w ystępują jako obrazy w iersza czy pow ieści. Zawsze jest to fałszywe, zawsze. Ż ad en R em arque nie odda cierp ień i nieszczęść wojny. N ajgorsze jest to, że dla artysty p isa n ie wiąże się z pozbyciem się bólu, zm niejszen iem w ew nętrznego napięcia. I to też nie jest dobre.
Przełożyła Izabella Migal
96
1
O mojej prozie2
Interesow ała się P ani nieraz, jaka psychologia oprócz losu i czasu rządzi m o im i opow iadaniam i.
Czy m oje opow iadania posiadają cechy literack ie w yznaczające im jakieś okre ślone m iejsce w rosyjskiej prozie?
K ażde m oje opow iadanie w ym ierza policzek stalinizm ow i i jak każde takie u d erzenie rządzi się p raw am i siły m ięśni. Uważa Pani, że lepiej n apisać pięć do pracow anych opow iadań n iź li sto niegraw erow anych i chropow atych.
A utorow i nie chodzi tylko o n ad a n ie utw orowi określonego kształtu. N a jb a r dziej ud an e opow iadania n ap isałem od raz u na czysto, tzn. przep isałem jeden raz z b ru d n o p isu . W te n sposób pow staw ały najlepsze m oje opow iadania. N ie ro b i łem dodatkow ej obróbki, a jed n ak są one wykończone: m am takie opow iadanie
K rzyż, zapisałem go tylko jeden raz, ale z nerw em , w im ię nieśm iertelności i śm ierci
- od pierw szego do ostatniego zdania. O pow iadanie Zmowa praw ników - najlepsze opow iadanie z całego zbioru, całe n ap isałem od razu.
P rzedtem w szystko kłębiło się w m ózgu i w ystarczyło usunąć jakąś w n im p rze gródkę, by chwycić się pióra i opow iadanie było gotowe.
M oje opow iadania są p rzem yślaną i św iadom ą w alką z tym , co się zalicza do ro d zaju opow iadania. Praw ie n igdy nie zastanaw iałem się n a d tym , jak napisać powieść, n ato m iast w ciągu k ilkudziesięciu lat, jeszcze w m łodości m yślałem o tym, jak napisać opow iadanie. W la tac h 20. n ap isałem sto błyskotliw ych i uszczypli wych opow iadań, część z n ic h ukazała się d ru k iem (Trzy śmierci doktora Austino,
Druga symfonia Liszta i in.). Po la tac h uznałem je za błahostki. Ale w idocznie były
one p otrzebne jako rodzaj uczniow skich ćw iczeń i szkiców. Kiedyś b rałe m ołówek i w ykreślałem z opow iadań Babla w szystkie ozdobniki, w szystkie pożary obrazu jące odrodzenie i zastanaw iałem się, co z tego zostanie. U Babla zostało niew iele, u Larysy R eisner w ogóle nic.
W ten sposób wyłoniła się jedna z podstawowych reguł: lakonizm . Z dania w opo w iad a n iu pow inny być lakoniczne i proste, jeszcze p rze d sięgnięciem po k artk ę p a p ie ru i pióro należy usunąć to, co niep o trzeb n e. D zięki te m u k sz tałtu je się m e ch a n iz m selekcji językowej nagrom adzonego w m ózgu m a teria łu , tylko ta k i tryb p racy przynosi owoce, bez żadnych dodatkow ych w ariantów i porów nań, bez zbęd nej pstrokacizny. [...] I ta k oto m ózg k o n tro lu je się, elim in u je, spycha na bok n iep o trzeb n e kłody. Używam niezbyt now oczesnego porów nania z n ajbardziej pry m ityw ną k o n stru k cją - tam ą. Po pow odzi kłody toczą się po spław ie, większość to n ie na dnie, inne dobiły do b rzegu górskiej kam ien istej rzeki, zepchną je z p o w rotem do w ody albo w yschną i nie będ ą n ik o m u potrzebne. Selekcja kłód n astę p uje, kiedy są popychane k u tartakow i, na p iłę taśm ow ą, p rze d któ rą leżą te w cał
T łu m aczen ie na podstaw ie pierw szego w ydania: W. Szalam ow „O mojej p ro zie ”. L ist
W S za ła m o w a do I .P Sirotinskoj z 1971 r., „Nowyj M ir” 1989 n r 12, s. 58-66; D ziękuję Irin ie Pawłowie Sorotinskoj za pozw olenie na tłum aczenie.
kiem dobrym stanie, nadające się jak najb ard ziej na frazę. Słowa te są w ażkie, ścisłe i praw idłow e, kolekcjoner popycha osęką zdanie po zd a n iu na taśm ę piły. R ozpoczęła się praca n a d słowem. Z aczęło się piłow anie kloca.
Po co to porów nanie, niezbyt m odne, zdaje się, w dobie cybernetyki? Jest to ilu stracja m echanizm ów m ózgu-tw órczości, który blo k u je to, co niep o trzeb n e. N ie tra fią ta m okaleczone p n ie tam . Jeszcze p rze d sięgnięciem po pióro słowa opow ia d ania są skom pletow ane. [...]
W ym ierzyć policzek trzeba szybko i głośno. M ożna m ierzyć wypow iedź m ia r k am i F la u b e rt’a - długością oddechu, jest w tym jakieś fizjologiczne u zasad n ie nie. L ite ra tu ro zn a w c y n ie jed n o k ro tn ie m ów ili, że tradycyjna rosyjska proza to łopata, k tó rą należy w etknąć w ziem ię, a n astęp n ie wywrócić do góry nogam i, do stając się do najgłębszych warstw. O pin ia ta dotyczy także trad y cji tołstojow skiej. M nie się w ydaje, że jest ona fałszywa. Zachow ała się w naszej h isto rii dźw ięczna, kró tk a form a Puszkina, niem ająca wiele w spólnego z tą łopatą, która dostaje się do głębokich warstw. N iech literatu ro zn aw cy i ekonom iści docierają do tych głę b in , ale nie pisarze. L iteratow i m oże się wydać, że rad a ta jest nieco dziwna.
W ypow iedź p ow inna być k ró tk a, jak u d erz e n ie w policzek, ta k ie jest m oje zdanie. [...]
K ażde m oje opow iadanie jest abso lu tn ie autentyczne. Jest to au ten ty z m d o k u m en tu . O pow iadanie Sherry Brandy nie jest opow iadaniem o M andelsztam ie, lecz opow iadaniem o m nie. Zawsze uw ażałem , że dla artysty, autora, oprócz abso lu t nej autentyczności opow iadania najw ażniejsza jest okazja do w ypow iedzi u m ożli w iającej sw obodny przepływ n ag ro m ad zo n y ch w m ózgu info rm acji. A u to r jest św iadkiem , każde jego słowo, każde p oruszenie duszy składa się na form ułę, wy daje wyrok. A utorow i w olno coś potw ierdzić lu b zanegow ać w sposób sobie tylko właściwy, poprzez em ocje bądź sądy o literatu rz e. Jeżeli opow iadanie jest zakoń czone, takie sądy pow inny się pojawić. O bróbka wcale nie jest potrzebna. Cała obróbka w ylądow ała za b u rtą opow iadania. C hociaż czytam w szystkie swoje opo w iadania na głos, krzyczę i p rzejm u ję się słow am i - w każdym opow iadaniu tr a fiają się kam ienie, drzewa i rzeki - całą tę w alkę nanoszę na p ap ie r jako w ynik w alki, spieran ia się różnych sił - w łasnych i cudzych.
Podstaw ow ym pro b lem em jest w alka z w pływ am i literack im i. Kiedyś spraw ia ło m i to ogrom ny kłopot, pisząc w iersze epickie, ciągle odczuw ałem w alkę z ta k i m i pisarzam i, jak A m brose Bierce na przykład. U nas jest on m ało znany, ale Trzy
śmierci doktora Austino uległy wpływowi jakiegoś opow iadania B ierce’a. O d sam ego
w pływ u groźniejsza jest p u ła p k a p odśw iadom ie k ręp u ją ca wolę - dochodzi do m arnotraw stw a m a te ria łu i okazuje się ostatecznie, że p rzypom ina on coś obcego, tzn. zabija opow iadanie. Sztuka nie znosi epigoństw a. W Opowiadaniach kołym-
skich w yleczyłem się już z epigoństw a, z dw u powodów - po pierw sze, przeszedłem
przez tre n in g i kiedy pojaw iało się coś obcego w opow iadaniu, byłem w yczulony na cudzy, brzm iący jak ostrzeżenie ton. Taka nieskom plikow ana filozofia. A po w tóre i n ajisto tn iejsze - zgrom adziłem ta k i zapas nowości, iż nie b ałem się pow tó
19
7
19
8
rzeń. Mój m a teria ł zapobiegłby n ie jed n e m u pow tórzeniu, ale nie doszło do p o w tórek, gdyż poskutkow ały ćw iczenia w arsztatow e i tren in g , nie potrzebow ałem cudzego schem atu, cudzych porów nań, cudzego te m atu , cudzych pomysłów, sko ro m ogłem okazać w łasny paszp o rt literacki.
C zytelnik X X stulecia nie m a ochoty czytać w ydum anych h isto rii, nie m a cza su na niezliczone spreparow ane życiorysy. Prawdziw a trag ed ia to nie paradoks, lecz au tentyczna zd rad a O p penheim era.
T rudno przew idzieć, czy nadaje się to na m a teria ł słowotwórczy, czy na tw o rzywo nowej powieści.
A lbo na science fiction, której rozkw it w ydaje się nieco dziwny, gdyż każde n a ukowe odkrycie jest b ardziej autentyczne, owocne i w nikliw e od fan tazji autora pow ieści fantastycznej. [...]
Po zaszłościach zostaje d o k u m en t, ale nie jest to zwykły d o k u m en t, lecz jak
Opowiadania kołymskie do k u m en t zapraw iony em ocjam i. Taka proza - to jedyna
form a literatu ry , która m oże usatysfakcjonow ać czytelnika X X w ieku.
Po w tóre, przedstaw iłem tu lu d z i w szczególnie w ażnym i wyjątkowym , nie- o p is y w a n y m d o tą d s ta n ie , z b liż o n y m do s ta n u p o z a - c z ło w ie c z e ń s tw a
[зачеловечества]. M oja proza przech o w u je szczątki, jakie ocalały w człow ieku.
Czym że są te pozostałości? Czy leżą one na nieprzekraczalnej granicy, czy poza n ią istnieje już tylko śm ierć - duchow a i fizyczna? W tym sensie m oje opow iada nia m ożna uznać za szkic [очерк], ale nie taki, jak Zapiski z martwego domu, lecz eksponujący osobowość au to ra, zresztą w ogóle nie m a artysty bez osobowości, indyw idualnego p u n k tu w idzenia. O pow iadania to m oja dusza, mój p u n k t w idze nia, własny, tzn. jednostkowy. N a tym jednostkow ym p u n k cie w idzenia trzym a się n ie tylko lite ra tu ra piękna. N ie m a pam iętn ik ó w - są p am iętn ik arze.
Skąd to w szystko się bierze? Jak się to dzieje? M nie się wydaje, że człowiek drugiej połowy X X stulecia, dośw iadczony w ojnam i i rew olucją, pożarem H iro szimy, bom bą atom ow ą, zd ra d ą i co najisto tn iejsze, apogeum tego w szystkiego - h ań b ą Kołym y i k rem a to riam i O św ięcim ia, c z ło w ie k . - a przecież każdy m a ja kiegoś krew nego, k tó ry zginął na w ojnie bądź w łagrze, te n kto żyje w dobie rew o lu c ji inform atycznej - po p ro stu nie m oże podchodzić do zad ań sztuki ta k jak p rze d tym.
Bóg um arł. To dlaczego sztuka m a dalej istnieć? Sztuka także um arła i żadne m oce nie w skrzeszą tołstojow skiej powieści.
A rtystyczna porażka Doktora Żiwago jest zarazem klęską określonego g atu n k u literackiego. N ajzw yczajniej w świecie g atu n ek te n wyginął.
M oże to zabrzm i paradoksalnie, ale m oje opow iadania w zasadzie są o statn im bastio n em realizm u. To, co odbiega od d o k u m en tu , nie jest realizm em , lecz fał szem, m item , fan tazm atem , atrap ą. W dokum encie n ato m ia st - w każdym d o k u m encie - płynie żywa krew epoki.
D ążyłem do stw orzenia autentycznego św iadectw a epoki, niepozbaw ionego em ocjonalnej sugestywności. N ie m a żadnych podstaw , by uznać to, co przekracza
d okum ent, za coś wyższego od m dłej bajki. N a świecie jest tysiące praw d, ale w sztu ce tylko jedna - praw da ta len tu . D latego w słuchujem y się w proroctw a D ostojew skiego. D latego zachwyca i uczy W rubel.
D la rozw oju poezji bąd ź prozy - w szystko jedno - sztuka n ie u sta n n ie p o trze b u je nowości. Jedynie nowości - każdej zm iany te m atu , intonacji, stylu. M ożliw o ści zm ian są nieograniczone.
N a do d atek artysta ciągle i niezależnie od w łasnych środków korzysta z m e to dy „krzyżow ania” architektury, m uzyki, m alarstw a, a także czerpie z n a u k i i filo zofii. W szystko to w pada do niew odu, gdzie rządzą odrębne praw a, podobne do działan ia tych regulujących tamy.
D la artysty n iem ałe znaczenie m a dośw iadczenia dzien n ik arsk ie. Trzeba jed n ak m ieć na uwadze, iż d ziennikarstw o i twórczość pisarska są nie tylko różnym i poziom am i k u ltu ry literackiej, ale są to także różne światy. Jeżeli nie zapom nę, że artysta staje się sędzią, a nie w ykonaw cą polecenia, wszystko będzie dobrze. Jeśli uda się zachować wysoką m iarę artysty i prasa nie stłam si, czego nie udało się u n ik n ąć G orkiem u i K orolence. Są to dobrzy pisarze, zepsuci jed n ak w spółpracą z rozm aity m i p ism am i. Sergiusz M ichajłow icz T retiakow próbow ał w esprzeć ga zetę, utrzym ać ją na w ysokim poziom ie. N ic dobrego z tego nie w ynikło an i dla Tretiakow a, ani M ajakow skiego. M ój najlepszy wiersz i te m u podobne agitacje na rzecz „ lite ra tu ry fa k tu ”. L ite ra tu ra fak tu to nie d okum ent, ale jedyny szczególny przy p ad ek d o k u m en taln ej doktryny.
Członkow ie L E F u w w ielu swoich arty k u łach rad zili, by „zapisyw ać fa k ty ”, „zbierać fak ty ” . Ale grom adzenie faktów przetw arzanych dla potrzeb dzienników , jak to ro b ili „fak to fik i” - to z góry zaplanow ane zniekształcenie. N ie m a żadnego fak tu bez kom entarza i określonej form y go utrw alającej.
Przyszłe św iadectw a nie pow inny być niczym innym jak p am ię tn ik a rsk im do k u m e n tem w zbogaconym duchow o, em ocjonalnie i krw ią, gdzie w szystko jest do k u m e n tem należącym jednocześnie do prozy em ocjonalnej [fiîôèîiàëüwp]. N ależy rozw iązać proste zadanie, tzn. znaleźć stenogram istniejących n apraw dę b o h a te rów, specjalistów w swoim fachu i duszy. Taką prozą są po n iek ąd zapiski Benwe- n u to C elliniego. Ale w spom nień P anajew a3 nie m ożna zaliczyć do tego rodzaju prozy, są to raczej p a m ię tn ik i sporządzone w edle zasady: te n napisze p am iętn ik , kto przeżyje.
U tw ór literac k i nie pow staje bez formy. N ie m a znaczenia, jaki im p u ls po p ch n ą ł k u tw órczości, bez form y dzieło się nie rodzi. Ten fakt nie podlega dysku sji, ale nie oznacza to, iż form a m a przew agę n a d treścią. W ybór takiej, a nie innej form y św iadczy o treści. Ale wybór, selekcjonow anie, k o ntrola - to już spraw a d ru gorzędna, każdy artysta p rzede w szystkim p oszukuje czystej przejrzystej formy. Jakieś nieokreślone uczucie szuka wyjścia i w stępuje w w iersze, w rozm iar, rytm lub opow iadanie. F orm a jest spraw ą artysty, w in n y m zarów no razie czytelnik, jak
Iwan Iw anow icz Panejew (1812-1862) - pisarz, publicysta. W raz z N ekrasow ym
w ydaw ał p eriodyk „Sow rem ennik”. N ap isa ł L iterackie wspom nienia (1861).
66
2
0
0
i artysta m ogą zwrócić się do ekonom isty, historyka, filozofa, a nie do innego arty sty, by osiągnąć wyższy poziom , zwyciężyć, w yprzedzić m istrza w łaśnie, nauczy ciela. W Kuglarzu K am ieńskiego więcej poezji n iź li w w ierszach W łodzim ierza Sołowiowa. M yśl, treść niszczy w iersze. A by pojaw ił się Wiersz o Pięknej Damie, należało m yśl Sołowiowa przecedzić przez artystyczne sito Błoka. Dwanastu sta now i próbę zrozum ienia rzeczyw istości w wyjątkowo nowy sposób - przez p rzy śpiew kę ludow ą. C hlebnikow , całkow ite przeciw ieństw o Błoka, sięga w podobnej sytuacji i okolicznościach po identyczne m etody, by osiągnąć podobny cel, czyż
Nocz pierred Sovetami nie p rzypom ina Błoka?
Pierwszy artystyczny im p u ls w ychodzi w łaśnie od formy, kiedy jeszcze nie p o jawiło się nic przejrzystego i określonego. Podstawow a zasada poezji polega na tym , że poeta zabierający się za p isan ie w ierszy nie wie, jak je skończy.
Poeta zakładający określone zakończenie to bajkopisarz, ilu strato r. Ta reguła obow iązuje także w prozie. U nas z zam iłow aniem cytuje się Panią Bovary F la u b erta. P uszkin zam artw iał się z pow odu Tatiany, cóż, p rzykłady podobnego skrę pow ania w lite ra tu rz e m ożna m nożyć w nieskończoność.
N aw et B u n in nie jest wcale poetą, w w ierszu o Czechow ie Artysta próbow ał tę oczywistą praw dę ukryć pod płaszczem filozoficznych wywodów. O tym trzeba pisać prozą, ot i m am y w łaśnie prozę. W iersze o Czechowie są arty k u łem pro za ika, gdyby tę sam ą myśl, a d okładnie uczucia, p rzybrał w słowa poeta, usłyszeliby śmy brzękadło. R ów nanie lin ii, kształtow anie w iersza od raz u ujaw niają p o d sta wowe tru d n o ści poezji - brzm ieniow a organizacja w iersza łam ie, dyktuje, zm ienia treść. W idać gołym okiem , że treść jest spraw ą w tórną, kw estią szczęśliwego trafu , oto jej właściwe m iejsce. Również i w prozie obow iązuje ta surowa zasada.
D laczego, będąc znaw cą piszącym od dziecka, dru k u jący m swe utw ory na p o czątku lat 30., dziesięć lat zastanaw iającym się n a d prozą, nie m ogę wnieść nic nowego do opow iadania Czechowa, Płatonow a, Babla i Zoszczenki? Proza rosyj ska nie zatrzym ała się na prozie Tołstoja i B unina. Petersburg Białego jest ostatnią w ielką rosyjską pow ieścią. Ale i Petersburg, choć wywarł ogrom ny wpływ na rosyj ską prozę lat 20. na prozę P ilnika, Z am iatin a, Wesołego, to tylko jeden z kolej nych etapów, jeden z rozdziałów h isto rii literatury. C zytelnika naszej doby roz czarow ała klasyczna lite ra tu ra rosyjska. K lęska głoszonych w niej h u m a n isty c z nych ideałów, doprow adzające do stalinow skich łagrów i krem ato rió w zbrodnie O św ięcim ia, m ające przełom ow e znaczenie w h isto rii, dowiodły, iż lite ra tu ra i sztu ka p o d d an a p róbie w au ten ty czn y m życiu to zero - oto głów ny motyw, główny pro b lem współczesności. Rew olucja inform atyczna nie odpow iada na te pytania. N ie m oże odpow iadać. D om ysły i m otyw acje u dzielają w ieloznacznych odpow ie dzi, podczas gdy czytelnik-osoba oczekuje odpow iedzi „tak ” lub „n ie” z zastoso w aniem tychże dw uznacznych zasad, na których opiera się cybernetyka zm ierza jąca do poznania przeszłości, teraźniejszości i przyszłości ludzkości.
N asza h isto ria dow iodła, że życie nie rzą d zi się racjonalnym i praw am i. Sprze daż Utworów wybranych C zernyszew skiego za pięć kopiejek traktow ana jako spo sób na u ratow anie ich od spalenia jest n ie zm iern ie sym boliczna. N a
Czernyszew-skim skończyła się stu letn ia epoka, któ ra sam a się skom prom itow ała. N ie w iado m o, co w ynika z w iary w Boga, ale każdy w idzi, jakie są konsekw encje niew iary, jaka jest jej cena. D latego m nie, w ychowanego na innych ideałach, pociąg do re li gii dziwi bardzo. D aw niej tylko D ostojew ski m iał prorocze i przew idujące wizje przyszłości. D latego w łaśnie stał się on p ro ro k ie m X X w ieku. L udzie Z achodu poznaw ali „słow iańską” duszę w łaśnie z utw orów D ostojew skiego, co nasza prasa i politycy w yśm iew ali, jed n ak po drugiej w ojnie światowej to one doprow adziły do antagonizm ów m iędzy n am i a całym światem . W łaśnie z D ostojew skiego Z achód uczył się Rosji, przyjm ow ał różne rew elacje bez krytycyzm u, w ierząc w każde p ro roctw o i przepow iednię. K iedy ta parad a zaczęła przybierać na sile, Z achód nagle odgrodził się od nas b o m b am i atom ow ym i, skazując nas na trw anie we w szech ogarniającej konw ergencji. Ta konw ergencja - tu d z ież oszczędność w zarząd zan iu środkam i - jest w łaśnie ceną za strach, jaki Z achód żywił do nas. To aw an tu rn icy tw ierdzą, że konw ergencja zadziałała. Z achód dawno nas rzucił na pastw ę losu. W szyscy są in stru m e n ta ln ie po trak to w an i przez pro p ag an d ę - są p lo tk arzam i, n i czym w ięcej. Bom ba atom ow a prow adzi n ie u ch ro n n ie do wojny.
M oje opow iadania nie m ają fabuły i tzw. typów charakterów . N a czym się opie rają? N a p rze k aza n iu in form acji o rzadko obserw ow anym stanie duszy, na krzyku duszy, czy czymś innym , czysto technicznym ?
Jak każdy now elista przyw iązuję wagę do pierw szego i ostatniego zdania. D o p óki nie d o ta rłem i nie sform ułow ałem w m ózgu tych dwóch zdań - pierw szego i ostatniego - nie m am opow iadania. M am m nóstw o zeszytów, gdzie zapisałem tylko pierw sze i ostatnie zdanie - jest to zalążek przyszłej pracy. W ygodnie m i było korzystać z zeszytów szkolnych. W ersje, popraw ki, w tręty z lewej - to wszyst ko. Resztę, najcen n iejszą dla m nie, zatrzym uję.
O pow iadanie Zmowa prawników to ab solutna nowość. S tanu niew ażkości p rzy szłego tru p a nie opisano jeszcze w literatu rz e. W szystko jest nowe w tym opow ia daniu: b ezn ad ziejn y pow rót do życia niczym n ie ró żn i się od śm ierci. Ser n adgry ziony zębam i n aczelnika S P O -kapitana, stołówka, chleb, k tó ry łykałem w p o śp ie chu, by zdążyć p rze d śm iercią połknąć k a w a ł e k .
K ażdy p isarz kreśli swoje czasy, ale nie poprzez odbijanie, lecz poznaw anie za pom ocą najczulszego n arzędzia - własnej duszy, w łasnej osobowości. Relacje z rze czyw istością, w rażenia, w ręk ach p isarza są bezb łęd n ą skalą odniesień. N ie są to w skazów ki dla czytelnika, w każdym b ąd ź razie n ie są one dla niego konieczne. Ale pisarzow i są p otrzebne jako swego ro d zaju ra d a r w m ontow any w duszę. N ie jest istotne, jakie są pow ody jego zastosow ania, jakie rości on p rete n sje do p osia d ania właściw ości technicznych. W ażne staje się to, że nie ilu stru je zdarzeń, lecz w ywołuje żywe uczestnictw o w autentycznym życiu - nie jest istotne, czy dzieje się to dzięki p isa n iu , czy realizu je się poprzez jakąś in n ą form ę sztuki.
Pisarz m oże rozwiązywać n ie lite ra ck ie problem y. Pisarz, naw et jeżeli p rzestaje pisać, pozostaje pisarzem , ale kiedy decyduje się na odpow iedzialne pisanie, p o w inien u ruchom ić radar.
2
0
2
Pisarz uw zględnia zasady g ram atyki języka ojczystego. Teraz, po w ojnie, n a ro b ili takiego zam ętu w kw estiach literack ich , d ziedzinie całkiem p rzystępnej, że szkoda mówić. Z askakują jakim ś cytatem z Powiesti vremiennych let Fom y Akwiń- skiego, lecz każdy pow inien w iedzieć, że jeżeli nie o panuje stylu języka nowocze snego, nie uchwyci now oczesnych pom ysłów - to zm yśla, fałszuje.
To pew ne, że Czechow jest w ielkim p isarzem , ale nie był on prorokiem , cho ciaż zrezygnow ał z rosyjskiej tradycji, jed n ak czuje się niesw ojo w obcow aniu z ta k im i krzykaczam i, jak Lew Tołstoj i G orki, w tym tkw i jego nieszczęście. Wieś i Step są opow iadaniam i tradycyjnego realistycznego hum anisty. R ealizm jako k ie ru n e k literac k i - te sm arki, śliny - próbow ał p o d płaszczem przyzw oitości ukryć bardzo nieprzyzw oite życie. O błudny n akaz w zbraniający lite ra tu rz e w prow adzania w ąt ków erotycznych skłóca jedynie realistycznego artystę z autentycznym życiem. W y chow anie do życia w rodzinie nie rozbija rodziny, rozbijają ją p rzem ilczane sekre ty fam ilii, w każdym m ałżeństw ie kryją się n ajbardziej złowieszcze n iesp o d zian ki. Państw o ze względów praktycznych nie zdecydow ało się na realizację szalone go pom ysłu - odciąć dzieci od rodziców, zniszczyć ro dzinę jako b u rżu a zy jn ą in stytucję.
K o ntynuujm y rozm owę o m ojej prozie.
Opowiadania kołymskie są poszukiw aniem nowych środków w yrazu, ale także
i now ych treści. Nowa niezw ykła form a m a utrw alić wyjątkowy stan, wyjątkowe okoliczności, które jak się okazuje, m ają m iejsce i w h isto rii i w duszy. D usza czło wiecza, jej ograniczenia i m oralne granice rozciągają się w nieskończoność, do św iadczenia p o p rze d n ich wieków nie m ogą p rze d tym ustrzec.
Tylko te osoby, któ re osobiście przeszły przez dośw iadczenie w yjątkowego sta n u m oralności, m ają praw o do jego utrw alania.
K R nie jest w ym ysłem o partym na przypadkow ej klasyfikacji; do przesiew u
doszło w m ózgu w cześniej. M ózg [мозг] podsuw a, nie m oże n ie podpow iadać pew n ych zd a ń ukształtow anych kiedyś przez dośw iadczenie. Rzecz nie w obróbce, popraw kach, szlifow aniu - pisałem od raz u na czysto. B ru dnopisy - jeżeli w ogóle są p otrzebne, zn a jd u ją się w um yśle, świadom ość nie p rzebiera na przy k ład w k o lorach oczu K atiuszy M asłowej - zgodnie z m oim i dotychczasow ym pojm ow aniem sztuki nie m a to abso lu tn ie nic w spólnego z artyzm em [антихудожественность]. Czy bohaterow ie K R m ają jakiś kolor oczu? N a K ołym ie ludzie nie m ie li koloru oczu, nie w padłem w jakiś rodzaj aberracji pam ięci, po p ro stu należy uznać ten fakt za specyfikę tam tego życia. K R re je stru je wyjątkowość w yjątkowego stanu. N ie d o k u m e n taln a proza, lecz proza jako au tentyczne przeżycie, w olna od zn ie kształceń Zapisków z martwego domu. W iarygodność p rotokołu, rep o rtaż u osiąga jąca najw yższy poziom artyzm u [художественность] - w te n sposób odnoszę się do swojej pracy. W K R n ie m a niczego z realizm u, rom an ty zm u , m odernizm u. K R - to nie sztuka, jednakże nie jest on pozbaw iony artystycznego w yrazu i jednocze śnie au tentycznej siły. A utor p rzy n a jm n ie j tra k tu je inform ow anie jako spraw ę drugorzędną. W artości poznawcze należy rozum ieć jako doniosłe i nowe same w so bie. N aw et w inform acyjnej części K R m am y do czynienia z zanotow aniem n a j
nowszej h isto rii R osji, najb ard ziej sekretnej i n ajstraszniejszej - od A ntonow a do Saw innikow a, od Echa w górach do Islandzkiej sagi4.
Pam ięć to taśm y z utrw alonym i k la tk am i przeszłości, z u czuciam i danej osoby grom adzonym i całe życie, ale i m etody, kadrow anie. Przypuszczam , że pew ne, nie- znaczące n apięcie przy p o m n i sposób ujęcia z K R , w tedy m ózg przygotuje lako niczn ą wypowiedź.
N iew ątpliw ie m ożna przypom nieć tw arz każdej osoby n ap o tk an ej w danym d n iu , naw et kolor fartu ch a sprzedaw czyni. Z dokładnością m ożna w skrzesić cały dzień. S taram się zwykle nie zapam iętyw ać, ale w szystko sam o w pada w oko. W ie czorem strach pom yśleć o tym . Jeżeli da się uchwycić jeden dzień, to i cały rok, dziesięć lat, pięćdziesiąt. P rag n ąłem utrw alić w pam ięci d zieciństw o5, m ogę je wywołać w sam otności i w odpow iednich w aru n k ach atm osferycznych (ciśnienie, słońce, upał, zim no pow inno utrzym yw ać się na poziom ie m aksym alnej norm y). D ośw iadczenie zim na jest ta k dotkliw e, że p rzypom ina m i je każda te m p eratu ra . N iska te m p e ra tu ra przeciw nie (drżenie zm arzniętych rąk, zan u rzan ie ich w zim nej w odzie), nie wywołuje w spom nienia zim na. N a m yśl nie przychodzą okolicz ności, lecz ból, który trzeba znieczulić. N ie m a to zw iązku z pisarstw em . N ie da się w rócić na Kołymę, zan u rzając palce w zim ną wodę, spoglądając na śnieg. Koły- m a jest we m n ie podczas upałów. Żeby ją utrw alić, potrzeb u ję m iejskiej sam o tn o ści, czegoś w ro d zaju w ięzienia na B utyrkach, kied y m iejski szum , przypływ y p o d kreślają sam otność i ciszę. N ie b ałem się n igdy sam otności. Uważam , że sam ot ność jest m aksym alnym poziom em człowieczeństwa.
Czy należy napisać pięć doskonałych opow iadań, k tóre w ejdą na stałe w k anon lektur, czy napisać sto pięćdziesiąt, z których każde jest ważne jako świadectwo czegoś nadzw yczaj istotnego, pom ijanego przez w szystkich i nikogo, czegoś, co tylko ja m ogłem odtworzyć? D ru g i m odel wym aga tyleż pracy, co w przy p ad k u p ię ciu opow iadań. Pięć opow iadań n ato m iast nie wym aga większego w ysiłku na każde opow iadanie z osobna. I w jednym , i w d ru g im p rzy p a d k u zaangażow anie sił - m oralnych, psychicznych, fizycznych, duchow ych - jest praw ie jednakow e. Tylko kolejność jest b ra n a p o d uwagę, i jedne, i drugie w ym agają różnego n a stro ju, przygotow ania, zorganizow ania się. Co m a p ie rw s z e ń s tw o . W szystkie te p ro blem y są ważne! I nowe, że nie w iadom o, czem u należy się pierw szeństwo.
O d czego zaczynać w w ieku 60 lat? D odać zbędny tom do Artysty łopaty, czy w skrzesić Wołogdę? Czy skończyć Wiszerę. Antypowieść - szczególny dział mojej pracy n a d m etodą artystyczną, istotny także w k ształtow aniu się m ojego św iato
4 M owa tu o o pow iadaniach W. Szałam ow a o A. A ntonow ow ie, o rganizatorze
chłopskiego pow stania w obw odzie Tam bow skim toczącego się w latach 1919-1921, i o B. Sawinikowowie.
5 Wówczas, w 1971 roku, Szałam ow pracow ał n ad opow ieścią C zw a rta Wołogda
-o dzieciństw ie i m ł-od-ości („nie piszę h ist-o rii rew -olucji, czy h ist-o rii sw-ojej r-odziny.
Piszę histo rie swojej du szy - to w szystko”).
2
0
2
0
4
poglądu? Czy przygotow ać obszerny wybór wierszy? Czy sklecić księgę w spom nień: P astern ak itd.?
O czywiście, jeżeli czas przeznaczony na n ap isan ie każdego opow iadania ma być jednakowy, to praca n a d form ą wywoła ogrom ne napięcie. N ie da się niczego dokleić, zetrzeć, popraw ić. Trzeba stworzyć doskonały tekst. W łaśnie to m n ie zn ie chęca - n ap ięcie innego, nie poetyckiego pochodzenia
N ap ięcie poetyckie m ożna porów nać z ko n iem puszczonym w olno, k tó ry zn a j dzie wyjście z ciem nej tajgi. „O dpow iednie urządzenie re je stru je ślad konia, p o tem n astęp u je przek ształcen ie zapisanego dźw ięku zgodnie z zasadam i g ram atyki i w iersz jest gotow y” .
W prozie typu K R zm iany dokonały się jeszcze przed językiem, wymową, a n a wet m yślą. N a pap ier wydostają się z w nętrza. O pow iadania m ają oczywiście swój rytm . N iezależnie od tego, czy jest ich pięćdziesiąt, czy pięć. O pow iadanie m ożna improwizować. M oje opow iadanie-św iadectw o to też im prow izacja. A jednak pozo staje on dokum entem [документом], jednostkow ym świadectwem [свидетельством], w łasną przestrzenią.
Jestem k ro n ik arze m własnej duszy. N ie więcej.
T akich opow iadań jest niewiele. O ile m nie pam ięć nie m yli, zanotow ałem około stu pięćdziesięciu tem atów, każdy te m at inny, gdyż uw ażałem nowość za n ajce n niejszą rzecz, jedyną właściwość dającą praw o do życia. Nowość historyczna, te m atyczna, fab u larn a, brzm ieniow a.
Jak m am przekonać do tego, że Opowiadania kołymskie m ają określoną m elo dię: zanim wyrwie się pierw sze zdanie, zanim się u kształtuje, w um yśle szum i potok m etafor, porów nań, przykładów , uczucie wypycha te n p otok na k ratę m yśli, coś odsiewa lub odsyła z pow rotem do następnej lepszej okazji, mogącej wywołać ja kieś nowe skojarzenia słowne.
D o p isan ia opow iadań potrzeb u ję absolutnej ciszy i sam otności. Jestem z m ia sta, przyzw yczaiłem się do m iejskiej przystani, liczę się z nią b ardziej niż z daczą na G urzufi. N ie pow inno być wokół m n ie ludzi. Każde opow iadanie, każde zdanie w ykrzykuję n ajp ierw w p u sty m pokoju, podczas p isan ia rozm aw iam ze sobą. K rzy czę, grożę palcem , płaczę. N ie potrafię poham ow ać płaczu. Łzy w ycieram dopiero wtedy, kiedy jest już po w szystkim , po n a p isa n iu opow iadania lub części opow ia dania.
To są tylko pozory.
T rudność polega na u k ształtow aniu u m iejętności w yczucia obcej ręki, która k ieru je piórem . Jeżeli jest to ręka człow ieka, to m oja praca stała się naśladow nic twem . Jeżeli prow adzi m n ie kam ień, ryba, obłoki, to praw dopodobnie p oddaję się bezw olnie. Jakże m am spraw dzić, gdzie się kończy m oja w łasna wola i władza kam ienia? N ie jest to żadne doznanie m istyczne, lecz zwykły k o n ta k t poety z ży ciem .
Piszę kilka rzeczy naraz. D w ieście tem atów zanotow ałem w zeszycie, dwieście fragm entów n apisałem . R ano piszę część rezonującą z m oim ak tu aln y m n a stro jem. P racuję tylko latem , w zim ie m ózg kurczy się od m rozu. M oże jest to sam
o-oszukiw anie, praw d o p o d o b n ie przyw iązanie do la ta w ynika z przyzw yczajenia, tren in g u , ta k jak kiedyś p aliłe m papierosa za papierosem , by doprow adzić um ysł do odpow iedniej kondycji.
Taką pożądaną kondycję m ożna porów nać do n atch n ie n ia , choć raczej p rzypo m in a ona strojenie in stru m e n tu . N atc h n ie n ie nie przychodzi codziennie jak cud czy olśnienie, dlatego n ik t n ie przerw ie m i p isan ia, przerw a m oże n astąp ić jedy nie od zm ęczenia m ięśn i palców trzym ających ołówek. D oskw ierają m i jak p iło w anie bądź ścinanie drew na.
W szystko to tylko pozory.
W środku po d ejm u ję z k a rtk ą w ręk u próby rozszyfrow ania siebie, p rz e trz ą sam mózg, ośw ietlając jakieś skryte jego zakam arki. Z daję sobie spraw ę z tego, że potrafię w skrzesić w swej p am ięci nieskończoną ilość w idoków i w rażeń z o bra zów rejestrow anych w ciągu 60 lat. Taśm y z inform acją ciągną się w m ózgu gdzieś w nieskończoność, siłą w oli m ogę przywołać w spom nienia, wszystko, co w idzia łem w ciągu 60 lat, każdy dzień i k ażdą godzinę. N ie cały m in io n y dzień, lecz całe życie. Praca taka jest m ęcząca, ale nie niem ożliw a. W szystko zależy od napięcia i k o n cen tracji woli. Rzecz w tym , że n apięcie czasam i wywołuje n ie p o trzeb n e ob razy, dla w zbogacenia, ukojenia codziennej n am iętn o ści artystycznej w ystarczy k ilka obrazów. N iew ykorzystane obrazy grom adzą się, b y je wywołano za dziesięć lub dw adzieścia lat.
Sterow anie pam ięcią nie jest m ożliw e, ale pam ięć artystyczna, jej właściwości ró żnią się od p am ięci naukow ej. D aw no zaniechałem próby uporządkow ania m o jej skarbnicy, w szystkich jej zbiorów. N ie w iem i nie chcę w iedzieć, co ta m się znajduje. W każdym b ąd ź razie, jeżeli m ała, znikom a część złoża dobrze spraw dza się na papierze, n ie przeszkadzam , nie zam ykam jej ust. Z artystycznego p u n k tu w idzenia nie m a znaczenia, czy ktoś pisze artykuł publicystyczny, poem at czy opo w iadanie, rep o rtaż czy powieść, pow inien jedynie wywołać odpow iednie napięcie, ale n ie tak ie, jakiego wym aga grom adzenie m ateriałó w dla p racy historycznej, naukow ej p racy czy literaturoznaw czego utw oru [произведение].
Wszystko w yłania się z m ózgu sam oistnie, przypom ina to pracę m ięśnia serca, wszystko k ształtuje się w środku, przeszkody natom iast spraw iają ból. N astępnie znieczula się ból głowy, wszystko ucicha, ale nic już nie napiszesz - źródło wyschło.
Jest duża różnica m iędzy zapisyw aniem zdań na p ap ie r a ich w ym aw ianiem . U czestniczym y niejako w dw u różnych procesach, ale jednocześnie. W trak cie p i sania kontrolow anie staje się tru d n ie jsze - gubią się pomysły, spóźnia się słowo, uczucie, zabarw ienie em ocjonalne - oto dlaczego rękopisy n ie są skończone, język p isan y przepływ a.
We w stępnej dźwiękowej obróbce, p rze d zapisem , proces te n m a in n y ch a ra k ter: nie dochodzi do bólu, przeszkód, uryw anych słów, w przeciw ieństw ie do z a p i su pow ściągliwość nie należy do istotnych elem entów twórczości.
D odatkow e w aria n ty należy w yrzucić i zapisać tylko jeden. T aki tryb pracy jest całkiem inny. N ieoszczędny, trzeba ponieść zbyt dużo strat, wiele p rze p ad n ie
bezpow rotnie.
2
0
2
0
6
Tak jak T urgieniew nie lu b ię rozm ów o sensie życia i nieśm ierteln o ści duszy. To zajęcie w ydaje m i się bezużyteczne. Jestem przekonany, że w sztuce nie kryje się nic m istycznego, co b y w ym agało osobnej nazwy. W ieloznaczność m ojej poezji i prozy n ie jest wcale teu rg iczn y m (od słowa teu rg ia - m u si być tu ta j to słowo zam iast „m agiczny”, „cudow ny”) w ynalazkiem .
N ajbardziej godnym pisarza zajęciem jest m ów ienie o w łasnej twórczości, o swo im w arsztacie. Ze zdziw ieniem odkryw am w rosyjskiej literatu rz e, że R osjanin to n ie p isarz wcale, jest on n i to socjologiem , n i to statystykiem , n i to publicystą, w szystkim , czym chcecie, ale nie troszczy się on o w łasny w arsztat i nie angażuje się w swoje zajęcia. Jedynie C zernyszew skiem u i B ielińskiem u zależy na pisarzu. B ieliński, C zernyszew ski, D obrolubow . N arzu co n y prasow y sposób czytania sp ra wił, że n ik t nie pojął literatu ry , a jeżeli pojaw iła się jakakolw iek ocena, to tylko jako w ypełnienie w cześniej zadanego autorow i polecenia politycznego. N o i w ła śnie chw alą ta k ich pisarzy, jak Tołstoj. P uszkin poczuł by się dotknięty, gdyby
Eugeniusza Oniegina porów nyw ano do „encyklopedii życia w R osji” .
P rzekonanie o tym , ze poezja m a w łaściw ości poznaw cze jest obrażającą igno rancją.
Poezja jest o w iele b ardziej skom plikow ana niż socjologia, b ardziej złożona n iż „ tak ” i „n ie” rozw ijających się społeczeństw, b ardziej złożona niż w iersz N ie krasow a. N ie jest p ochlebna dla R osjan scena z jego pogrzebu. Ten, kto szuka in form acji w w ierszu, pow inien zwrócić się do historyka kultury, literatury, po p ro stu do historyka, arty k u ły archeologiczne będzie on czytał jak powieść. Ale degra dow anie Eugeniusza Oniegina, polegające na w yszukiw aniu w n ich zbieżności z n a ukow ym i w yw odam i historyka jest bezn ad ziejn y m i obrażającym traktow aniem poety.
U czeni cytujący w swojej pracy a to H öld erlin a, a to G o eth e’go, to znow uż sta rożytnych autorów , dow odzą jedynie, że szukają treści, m yśli, odrzucając istotę poezji. Jakież to zbliżenie? Tzw. poezja filozoficzna stanow i spis d rugorzędnych nazw isk od B e rn h a rd t do Brusowa. W H om erze szukają nie h ek sam e tru , ale p ro zaicznego, tem atycznego frag m en tu , autentycznego k o n te k stu poezji nie da się przetłum aczyć - nic innego n ie sposób wyciągnąć od H om era. Żukow ski p rz e tłu m aczył dla nas S chillera, przecież to żaden Schiller, tylko rosyjskie w iersze oparte na zagranicznym m ateriale, genialne, cos w ro d za ju Zam ku Smallholm
N o rb e rt W iener cytuje poetów i filozofów. Jest to zaszczyt dla cybernetyka, ale co poezja m a tu ta j do rzeczy? Trzeba pow iedzieć w yraźnie, że język, b arie ry języ kowe są n ie do przeskoczenia. N ależy dokonać zam iany istoty i duszy poezji na jakiś zw rot, bez obarczania się odpow iedzialnością, niczego n ie ucząc na p rzy k ła dzie tłu m aczen ia. U czony nie pow inien cytować utw orów p oetyckich, bo są to dwa różne światy. To, co dla poezji okazało się dodatkow ym zadaniem , przypadkow ą om yłką, uczony uchw yci i wykorzysta w swojej niepoetyckiej arg u m e n ta c ji6.
C hodzi Szałam owowi raczej o filozofów i socjologów, n a d er często cytujących poezję, niż o literaturoznaw ców .
D la poety filozoficzne w nioski są elem entem w spółrzędnym , p ochodną p o d stawowej pracy z w arstw ą brzm ieniow ą.
M niem a się, że „odrobina ła cin y ”, jak w w iekach średnich, ozdabia człowieka, w iem y o tym od średniow iecza, a także z burzliw ych dyskusji X X w ieku. L an d a u w ystępuje z cytatem z V ignona, W iener n ato m iast z G oethe’go, O p p en h e im e r cy tu je jakichś fra n cu sk ich średniow iecznych poetów, b rzm i to efektow nie, ale nie m a w ielkiego zw iązku z poezją i przyćm iew a jej praw dziw ą istotę, przyćm iew a psychologię tw órczości...
N au k a, sztuka i poezja to przeciw ległe bieguny, rów noległe n iekrzyżujące się an i u E uklidesa, an i u Łobaczewskiego. Poezja jest na tyle daleka od n au k i, na ile proza artystyczna ró żn i się od prozy naukow ej. Poezja nie m a nic w spólnego z p o stępem . Poezja jest n ie p rz etłu m ac za ln a, nie p oddaje się w ykładni prozą. Te alu zje, chwyty, jakim i operuje, są nieosiągalne w naukow ych m etodach. Istn ie je w ła ściwie n au k a jako stru k tu ra , tylko taka praca staje się bezow ocna i nie przynosi oczekiw anych rezultatów . Poezja jest zagadkow a, chociaż oczywiście dysponuje częstotliw ym słow nictw em [частотный словарь] i m etrycznym i w łaściw ościam i.
W jaki sposób dotarła do nas poezja skaldów, czyż nie jest to h ipnoza literatu - roznawców?
L ite ra tu ra w żaden sposób nie w yłuskuje cech duszy rosyjskiej, nie przepow ia da, nie w skazuje przyszłości. L ite ra tu ra , niestety, jest w n ajm n iejszy m sto p n iu fu turologią.
T łum aczyła Izabella Migal