• Nie Znaleziono Wyników

"Nowa proza" : zapiski z lat siedemdziesiątych

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Nowa proza" : zapiski z lat siedemdziesiątych"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Warłam Szałamow

"Nowa proza" : zapiski z lat

siedemdziesiątych

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (119), 195-207

2009

(2)

A rchiw um

W arłam SZAŁAMOW

Nowa proza. Zapiski z lat siedemdziesiątych1

D laczego piszę opow iadania:

1. N ie w ierzę w literatu rę . N ie w ierzę, że zdoła ona zm ienić człowieka. H u m a n i­ styczne ideały rosyjskiej lite ra tu ry nie spraw dziły się w praktyce, w dw udzie­ stym stuleciu doprow adziły one do krwawych k aźni odbywających się na oczach w ielu ludzi.

2. N ie w ierzę, by m ogła ona ustrzec i uchronić przed naw rotam i. H isto ria pow ta­ rza się i każde ro zstrzelanie trzydziestego siódm ego m oże się powtórzyć. 3. Piszę jednak, dlaczego? Piszę po to, b y ktoś, czytając m oją n iezałganą prozę,

m ógł opow iedzieć o swoim, ta k im jak m oje pod każdym w zględem życiu. Ktoś m u si to zro b ić... N ie o zwykłą, ale o m o raln ą odpow iedzialność chodzi. Zwy­ kłem u człowiekowi jej b rak u je, na poetę spada jako nakaz bezw arunkow y. N ie w iem , czy tylko do R osji należy wystosować to żądanie.

Oczywiście, chodzi głów nie o życie. W łasną nieśm iertelność. N iezadow alające odpow iedzi prow adzą do pesym istycznych wizji. T error zepchnął je na m argines. Z ałożenia terro ry zm u - jed n o stk i i państw a - są b ardzo optym istyczne.

Jakaś ogrom na niepraw da kryje się w tym , że cierpienie staje się obiektem sztu­ ki, że praw dziw a krew, m ęka, ból w ystępują jako obrazy w iersza czy pow ieści. Zawsze jest to fałszywe, zawsze. Ż ad en R em arque nie odda cierp ień i nieszczęść wojny. N ajgorsze jest to, że dla artysty p isa n ie wiąże się z pozbyciem się bólu, zm niejszen iem w ew nętrznego napięcia. I to też nie jest dobre.

Przełożyła Izabella Migal

(3)

96

1

O mojej prozie2

Interesow ała się P ani nieraz, jaka psychologia oprócz losu i czasu rządzi m o­ im i opow iadaniam i.

Czy m oje opow iadania posiadają cechy literack ie w yznaczające im jakieś okre­ ślone m iejsce w rosyjskiej prozie?

K ażde m oje opow iadanie w ym ierza policzek stalinizm ow i i jak każde takie u d erzenie rządzi się p raw am i siły m ięśni. Uważa Pani, że lepiej n apisać pięć do­ pracow anych opow iadań n iź li sto niegraw erow anych i chropow atych.

A utorow i nie chodzi tylko o n ad a n ie utw orowi określonego kształtu. N a jb a r­ dziej ud an e opow iadania n ap isałem od raz u na czysto, tzn. przep isałem jeden raz z b ru d n o p isu . W te n sposób pow staw ały najlepsze m oje opow iadania. N ie ro b i­ łem dodatkow ej obróbki, a jed n ak są one wykończone: m am takie opow iadanie

K rzyż, zapisałem go tylko jeden raz, ale z nerw em , w im ię nieśm iertelności i śm ierci

- od pierw szego do ostatniego zdania. O pow iadanie Zmowa praw ników - najlepsze opow iadanie z całego zbioru, całe n ap isałem od razu.

P rzedtem w szystko kłębiło się w m ózgu i w ystarczyło usunąć jakąś w n im p rze­ gródkę, by chwycić się pióra i opow iadanie było gotowe.

M oje opow iadania są p rzem yślaną i św iadom ą w alką z tym , co się zalicza do ro d zaju opow iadania. Praw ie n igdy nie zastanaw iałem się n a d tym , jak napisać powieść, n ato m iast w ciągu k ilkudziesięciu lat, jeszcze w m łodości m yślałem o tym, jak napisać opow iadanie. W la tac h 20. n ap isałem sto błyskotliw ych i uszczypli­ wych opow iadań, część z n ic h ukazała się d ru k iem (Trzy śmierci doktora Austino,

Druga symfonia Liszta i in.). Po la tac h uznałem je za błahostki. Ale w idocznie były

one p otrzebne jako rodzaj uczniow skich ćw iczeń i szkiców. Kiedyś b rałe m ołówek i w ykreślałem z opow iadań Babla w szystkie ozdobniki, w szystkie pożary obrazu­ jące odrodzenie i zastanaw iałem się, co z tego zostanie. U Babla zostało niew iele, u Larysy R eisner w ogóle nic.

W ten sposób wyłoniła się jedna z podstawowych reguł: lakonizm . Z dania w opo­ w iad a n iu pow inny być lakoniczne i proste, jeszcze p rze d sięgnięciem po k artk ę p a p ie ru i pióro należy usunąć to, co niep o trzeb n e. D zięki te m u k sz tałtu je się m e­ ch a n iz m selekcji językowej nagrom adzonego w m ózgu m a teria łu , tylko ta k i tryb p racy przynosi owoce, bez żadnych dodatkow ych w ariantów i porów nań, bez zbęd­ nej pstrokacizny. [...] I ta k oto m ózg k o n tro lu je się, elim in u je, spycha na bok n iep o trzeb n e kłody. Używam niezbyt now oczesnego porów nania z n ajbardziej pry ­ m ityw ną k o n stru k cją - tam ą. Po pow odzi kłody toczą się po spław ie, większość to n ie na dnie, inne dobiły do b rzegu górskiej kam ien istej rzeki, zepchną je z p o ­ w rotem do w ody albo w yschną i nie będ ą n ik o m u potrzebne. Selekcja kłód n astę­ p uje, kiedy są popychane k u tartakow i, na p iłę taśm ow ą, p rze d któ rą leżą te w cał­

T łu m aczen ie na podstaw ie pierw szego w ydania: W. Szalam ow „O mojej p ro zie ”. L ist

W S za ła m o w a do I .P Sirotinskoj z 1971 r., „Nowyj M ir” 1989 n r 12, s. 58-66; D ziękuję Irin ie Pawłowie Sorotinskoj za pozw olenie na tłum aczenie.

(4)

kiem dobrym stanie, nadające się jak najb ard ziej na frazę. Słowa te są w ażkie, ścisłe i praw idłow e, kolekcjoner popycha osęką zdanie po zd a n iu na taśm ę piły. R ozpoczęła się praca n a d słowem. Z aczęło się piłow anie kloca.

Po co to porów nanie, niezbyt m odne, zdaje się, w dobie cybernetyki? Jest to ilu stracja m echanizm ów m ózgu-tw órczości, który blo k u je to, co niep o trzeb n e. N ie tra fią ta m okaleczone p n ie tam . Jeszcze p rze d sięgnięciem po pióro słowa opow ia­ d ania są skom pletow ane. [...]

W ym ierzyć policzek trzeba szybko i głośno. M ożna m ierzyć wypow iedź m ia r­ k am i F la u b e rt’a - długością oddechu, jest w tym jakieś fizjologiczne u zasad n ie­ nie. L ite ra tu ro zn a w c y n ie jed n o k ro tn ie m ów ili, że tradycyjna rosyjska proza to łopata, k tó rą należy w etknąć w ziem ię, a n astęp n ie wywrócić do góry nogam i, do­ stając się do najgłębszych warstw. O pin ia ta dotyczy także trad y cji tołstojow skiej. M nie się w ydaje, że jest ona fałszywa. Zachow ała się w naszej h isto rii dźw ięczna, kró tk a form a Puszkina, niem ająca wiele w spólnego z tą łopatą, która dostaje się do głębokich warstw. N iech literatu ro zn aw cy i ekonom iści docierają do tych głę­ b in , ale nie pisarze. L iteratow i m oże się wydać, że rad a ta jest nieco dziwna.

W ypow iedź p ow inna być k ró tk a, jak u d erz e n ie w policzek, ta k ie jest m oje zdanie. [...]

K ażde m oje opow iadanie jest abso lu tn ie autentyczne. Jest to au ten ty z m d o k u ­ m en tu . O pow iadanie Sherry Brandy nie jest opow iadaniem o M andelsztam ie, lecz opow iadaniem o m nie. Zawsze uw ażałem , że dla artysty, autora, oprócz abso lu t­ nej autentyczności opow iadania najw ażniejsza jest okazja do w ypow iedzi u m ożli­ w iającej sw obodny przepływ n ag ro m ad zo n y ch w m ózgu info rm acji. A u to r jest św iadkiem , każde jego słowo, każde p oruszenie duszy składa się na form ułę, wy­ daje wyrok. A utorow i w olno coś potw ierdzić lu b zanegow ać w sposób sobie tylko właściwy, poprzez em ocje bądź sądy o literatu rz e. Jeżeli opow iadanie jest zakoń­ czone, takie sądy pow inny się pojawić. O bróbka wcale nie jest potrzebna. Cała obróbka w ylądow ała za b u rtą opow iadania. C hociaż czytam w szystkie swoje opo­ w iadania na głos, krzyczę i p rzejm u ję się słow am i - w każdym opow iadaniu tr a ­ fiają się kam ienie, drzewa i rzeki - całą tę w alkę nanoszę na p ap ie r jako w ynik w alki, spieran ia się różnych sił - w łasnych i cudzych.

Podstaw ow ym pro b lem em jest w alka z w pływ am i literack im i. Kiedyś spraw ia­ ło m i to ogrom ny kłopot, pisząc w iersze epickie, ciągle odczuw ałem w alkę z ta k i­ m i pisarzam i, jak A m brose Bierce na przykład. U nas jest on m ało znany, ale Trzy

śmierci doktora Austino uległy wpływowi jakiegoś opow iadania B ierce’a. O d sam ego

w pływ u groźniejsza jest p u ła p k a p odśw iadom ie k ręp u ją ca wolę - dochodzi do m arnotraw stw a m a te ria łu i okazuje się ostatecznie, że p rzypom ina on coś obcego, tzn. zabija opow iadanie. Sztuka nie znosi epigoństw a. W Opowiadaniach kołym-

skich w yleczyłem się już z epigoństw a, z dw u powodów - po pierw sze, przeszedłem

przez tre n in g i kiedy pojaw iało się coś obcego w opow iadaniu, byłem w yczulony na cudzy, brzm iący jak ostrzeżenie ton. Taka nieskom plikow ana filozofia. A po w tóre i n ajisto tn iejsze - zgrom adziłem ta k i zapas nowości, iż nie b ałem się pow tó­

19

7

(5)

19

8

rzeń. Mój m a teria ł zapobiegłby n ie jed n e m u pow tórzeniu, ale nie doszło do p o ­ w tórek, gdyż poskutkow ały ćw iczenia w arsztatow e i tren in g , nie potrzebow ałem cudzego schem atu, cudzych porów nań, cudzego te m atu , cudzych pomysłów, sko­ ro m ogłem okazać w łasny paszp o rt literacki.

C zytelnik X X stulecia nie m a ochoty czytać w ydum anych h isto rii, nie m a cza­ su na niezliczone spreparow ane życiorysy. Prawdziw a trag ed ia to nie paradoks, lecz au tentyczna zd rad a O p penheim era.

T rudno przew idzieć, czy nadaje się to na m a teria ł słowotwórczy, czy na tw o­ rzywo nowej powieści.

A lbo na science fiction, której rozkw it w ydaje się nieco dziwny, gdyż każde n a ­ ukowe odkrycie jest b ardziej autentyczne, owocne i w nikliw e od fan tazji autora pow ieści fantastycznej. [...]

Po zaszłościach zostaje d o k u m en t, ale nie jest to zwykły d o k u m en t, lecz jak

Opowiadania kołymskie do k u m en t zapraw iony em ocjam i. Taka proza - to jedyna

form a literatu ry , która m oże usatysfakcjonow ać czytelnika X X w ieku.

Po w tóre, przedstaw iłem tu lu d z i w szczególnie w ażnym i wyjątkowym , nie- o p is y w a n y m d o tą d s ta n ie , z b liż o n y m do s ta n u p o z a - c z ło w ie c z e ń s tw a

[зачеловечества]. M oja proza przech o w u je szczątki, jakie ocalały w człow ieku.

Czym że są te pozostałości? Czy leżą one na nieprzekraczalnej granicy, czy poza n ią istnieje już tylko śm ierć - duchow a i fizyczna? W tym sensie m oje opow iada­ nia m ożna uznać za szkic [очерк], ale nie taki, jak Zapiski z martwego domu, lecz eksponujący osobowość au to ra, zresztą w ogóle nie m a artysty bez osobowości, indyw idualnego p u n k tu w idzenia. O pow iadania to m oja dusza, mój p u n k t w idze­ nia, własny, tzn. jednostkowy. N a tym jednostkow ym p u n k cie w idzenia trzym a się n ie tylko lite ra tu ra piękna. N ie m a pam iętn ik ó w - są p am iętn ik arze.

Skąd to w szystko się bierze? Jak się to dzieje? M nie się wydaje, że człowiek drugiej połowy X X stulecia, dośw iadczony w ojnam i i rew olucją, pożarem H iro ­ szimy, bom bą atom ow ą, zd ra d ą i co najisto tn iejsze, apogeum tego w szystkiego - h ań b ą Kołym y i k rem a to riam i O św ięcim ia, c z ło w ie k . - a przecież każdy m a ja­ kiegoś krew nego, k tó ry zginął na w ojnie bądź w łagrze, te n kto żyje w dobie rew o­ lu c ji inform atycznej - po p ro stu nie m oże podchodzić do zad ań sztuki ta k jak p rze d tym.

Bóg um arł. To dlaczego sztuka m a dalej istnieć? Sztuka także um arła i żadne m oce nie w skrzeszą tołstojow skiej powieści.

A rtystyczna porażka Doktora Żiwago jest zarazem klęską określonego g atu n k u literackiego. N ajzw yczajniej w świecie g atu n ek te n wyginął.

M oże to zabrzm i paradoksalnie, ale m oje opow iadania w zasadzie są o statn im bastio n em realizm u. To, co odbiega od d o k u m en tu , nie jest realizm em , lecz fał­ szem, m item , fan tazm atem , atrap ą. W dokum encie n ato m ia st - w każdym d o k u ­ m encie - płynie żywa krew epoki.

D ążyłem do stw orzenia autentycznego św iadectw a epoki, niepozbaw ionego em ocjonalnej sugestywności. N ie m a żadnych podstaw , by uznać to, co przekracza

(6)

d okum ent, za coś wyższego od m dłej bajki. N a świecie jest tysiące praw d, ale w sztu­ ce tylko jedna - praw da ta len tu . D latego w słuchujem y się w proroctw a D ostojew ­ skiego. D latego zachwyca i uczy W rubel.

D la rozw oju poezji bąd ź prozy - w szystko jedno - sztuka n ie u sta n n ie p o trze­ b u je nowości. Jedynie nowości - każdej zm iany te m atu , intonacji, stylu. M ożliw o­ ści zm ian są nieograniczone.

N a do d atek artysta ciągle i niezależnie od w łasnych środków korzysta z m e to ­ dy „krzyżow ania” architektury, m uzyki, m alarstw a, a także czerpie z n a u k i i filo­ zofii. W szystko to w pada do niew odu, gdzie rządzą odrębne praw a, podobne do działan ia tych regulujących tamy.

D la artysty n iem ałe znaczenie m a dośw iadczenia dzien n ik arsk ie. Trzeba jed­ n ak m ieć na uwadze, iż d ziennikarstw o i twórczość pisarska są nie tylko różnym i poziom am i k u ltu ry literackiej, ale są to także różne światy. Jeżeli nie zapom nę, że artysta staje się sędzią, a nie w ykonaw cą polecenia, wszystko będzie dobrze. Jeśli uda się zachować wysoką m iarę artysty i prasa nie stłam si, czego nie udało się u n ik n ąć G orkiem u i K orolence. Są to dobrzy pisarze, zepsuci jed n ak w spółpracą z rozm aity m i p ism am i. Sergiusz M ichajłow icz T retiakow próbow ał w esprzeć ga­ zetę, utrzym ać ją na w ysokim poziom ie. N ic dobrego z tego nie w ynikło an i dla Tretiakow a, ani M ajakow skiego. M ój najlepszy wiersz i te m u podobne agitacje na rzecz „ lite ra tu ry fa k tu ”. L ite ra tu ra fak tu to nie d okum ent, ale jedyny szczególny przy p ad ek d o k u m en taln ej doktryny.

Członkow ie L E F u w w ielu swoich arty k u łach rad zili, by „zapisyw ać fa k ty ”, „zbierać fak ty ” . Ale grom adzenie faktów przetw arzanych dla potrzeb dzienników , jak to ro b ili „fak to fik i” - to z góry zaplanow ane zniekształcenie. N ie m a żadnego fak tu bez kom entarza i określonej form y go utrw alającej.

Przyszłe św iadectw a nie pow inny być niczym innym jak p am ię tn ik a rsk im do­ k u m e n tem w zbogaconym duchow o, em ocjonalnie i krw ią, gdzie w szystko jest do ­ k u m e n tem należącym jednocześnie do prozy em ocjonalnej [fiîôèîiàëüwp]. N ależy rozw iązać proste zadanie, tzn. znaleźć stenogram istniejących n apraw dę b o h a te ­ rów, specjalistów w swoim fachu i duszy. Taką prozą są po n iek ąd zapiski Benwe- n u to C elliniego. Ale w spom nień P anajew a3 nie m ożna zaliczyć do tego rodzaju prozy, są to raczej p a m ię tn ik i sporządzone w edle zasady: te n napisze p am iętn ik , kto przeżyje.

U tw ór literac k i nie pow staje bez formy. N ie m a znaczenia, jaki im p u ls po ­ p ch n ą ł k u tw órczości, bez form y dzieło się nie rodzi. Ten fakt nie podlega dysku­ sji, ale nie oznacza to, iż form a m a przew agę n a d treścią. W ybór takiej, a nie innej form y św iadczy o treści. Ale wybór, selekcjonow anie, k o ntrola - to już spraw a d ru ­ gorzędna, każdy artysta p rzede w szystkim p oszukuje czystej przejrzystej formy. Jakieś nieokreślone uczucie szuka wyjścia i w stępuje w w iersze, w rozm iar, rytm lub opow iadanie. F orm a jest spraw ą artysty, w in n y m zarów no razie czytelnik, jak

Iwan Iw anow icz Panejew (1812-1862) - pisarz, publicysta. W raz z N ekrasow ym

w ydaw ał p eriodyk „Sow rem ennik”. N ap isa ł L iterackie wspom nienia (1861).

66

(7)

2

0

0

i artysta m ogą zwrócić się do ekonom isty, historyka, filozofa, a nie do innego arty ­ sty, by osiągnąć wyższy poziom , zwyciężyć, w yprzedzić m istrza w łaśnie, nauczy­ ciela. W Kuglarzu K am ieńskiego więcej poezji n iź li w w ierszach W łodzim ierza Sołowiowa. M yśl, treść niszczy w iersze. A by pojaw ił się Wiersz o Pięknej Damie, należało m yśl Sołowiowa przecedzić przez artystyczne sito Błoka. Dwanastu sta­ now i próbę zrozum ienia rzeczyw istości w wyjątkowo nowy sposób - przez p rzy ­ śpiew kę ludow ą. C hlebnikow , całkow ite przeciw ieństw o Błoka, sięga w podobnej sytuacji i okolicznościach po identyczne m etody, by osiągnąć podobny cel, czyż

Nocz pierred Sovetami nie p rzypom ina Błoka?

Pierwszy artystyczny im p u ls w ychodzi w łaśnie od formy, kiedy jeszcze nie p o ­ jawiło się nic przejrzystego i określonego. Podstawow a zasada poezji polega na tym , że poeta zabierający się za p isan ie w ierszy nie wie, jak je skończy.

Poeta zakładający określone zakończenie to bajkopisarz, ilu strato r. Ta reguła obow iązuje także w prozie. U nas z zam iłow aniem cytuje się Panią Bovary F la u ­ b erta. P uszkin zam artw iał się z pow odu Tatiany, cóż, p rzykłady podobnego skrę­ pow ania w lite ra tu rz e m ożna m nożyć w nieskończoność.

N aw et B u n in nie jest wcale poetą, w w ierszu o Czechow ie Artysta próbow ał tę oczywistą praw dę ukryć pod płaszczem filozoficznych wywodów. O tym trzeba pisać prozą, ot i m am y w łaśnie prozę. W iersze o Czechowie są arty k u łem pro za­ ika, gdyby tę sam ą myśl, a d okładnie uczucia, p rzybrał w słowa poeta, usłyszeliby­ śmy brzękadło. R ów nanie lin ii, kształtow anie w iersza od raz u ujaw niają p o d sta­ wowe tru d n o ści poezji - brzm ieniow a organizacja w iersza łam ie, dyktuje, zm ienia treść. W idać gołym okiem , że treść jest spraw ą w tórną, kw estią szczęśliwego trafu , oto jej właściwe m iejsce. Również i w prozie obow iązuje ta surowa zasada.

D laczego, będąc znaw cą piszącym od dziecka, dru k u jący m swe utw ory na p o ­ czątku lat 30., dziesięć lat zastanaw iającym się n a d prozą, nie m ogę wnieść nic nowego do opow iadania Czechowa, Płatonow a, Babla i Zoszczenki? Proza rosyj­ ska nie zatrzym ała się na prozie Tołstoja i B unina. Petersburg Białego jest ostatnią w ielką rosyjską pow ieścią. Ale i Petersburg, choć wywarł ogrom ny wpływ na rosyj­ ską prozę lat 20. na prozę P ilnika, Z am iatin a, Wesołego, to tylko jeden z kolej­ nych etapów, jeden z rozdziałów h isto rii literatury. C zytelnika naszej doby roz­ czarow ała klasyczna lite ra tu ra rosyjska. K lęska głoszonych w niej h u m a n isty c z­ nych ideałów, doprow adzające do stalinow skich łagrów i krem ato rió w zbrodnie O św ięcim ia, m ające przełom ow e znaczenie w h isto rii, dowiodły, iż lite ra tu ra i sztu­ ka p o d d an a p róbie w au ten ty czn y m życiu to zero - oto głów ny motyw, główny pro b lem współczesności. Rew olucja inform atyczna nie odpow iada na te pytania. N ie m oże odpow iadać. D om ysły i m otyw acje u dzielają w ieloznacznych odpow ie­ dzi, podczas gdy czytelnik-osoba oczekuje odpow iedzi „tak ” lub „n ie” z zastoso­ w aniem tychże dw uznacznych zasad, na których opiera się cybernetyka zm ierza­ jąca do poznania przeszłości, teraźniejszości i przyszłości ludzkości.

N asza h isto ria dow iodła, że życie nie rzą d zi się racjonalnym i praw am i. Sprze­ daż Utworów wybranych C zernyszew skiego za pięć kopiejek traktow ana jako spo­ sób na u ratow anie ich od spalenia jest n ie zm iern ie sym boliczna. N a

(8)

Czernyszew-skim skończyła się stu letn ia epoka, któ ra sam a się skom prom itow ała. N ie w iado­ m o, co w ynika z w iary w Boga, ale każdy w idzi, jakie są konsekw encje niew iary, jaka jest jej cena. D latego m nie, w ychowanego na innych ideałach, pociąg do re li­ gii dziwi bardzo. D aw niej tylko D ostojew ski m iał prorocze i przew idujące wizje przyszłości. D latego w łaśnie stał się on p ro ro k ie m X X w ieku. L udzie Z achodu poznaw ali „słow iańską” duszę w łaśnie z utw orów D ostojew skiego, co nasza prasa i politycy w yśm iew ali, jed n ak po drugiej w ojnie światowej to one doprow adziły do antagonizm ów m iędzy n am i a całym światem . W łaśnie z D ostojew skiego Z achód uczył się Rosji, przyjm ow ał różne rew elacje bez krytycyzm u, w ierząc w każde p ro ­ roctw o i przepow iednię. K iedy ta parad a zaczęła przybierać na sile, Z achód nagle odgrodził się od nas b o m b am i atom ow ym i, skazując nas na trw anie we w szech­ ogarniającej konw ergencji. Ta konw ergencja - tu d z ież oszczędność w zarząd zan iu środkam i - jest w łaśnie ceną za strach, jaki Z achód żywił do nas. To aw an tu rn icy tw ierdzą, że konw ergencja zadziałała. Z achód dawno nas rzucił na pastw ę losu. W szyscy są in stru m e n ta ln ie po trak to w an i przez pro p ag an d ę - są p lo tk arzam i, n i­ czym w ięcej. Bom ba atom ow a prow adzi n ie u ch ro n n ie do wojny.

M oje opow iadania nie m ają fabuły i tzw. typów charakterów . N a czym się opie­ rają? N a p rze k aza n iu in form acji o rzadko obserw ow anym stanie duszy, na krzyku duszy, czy czymś innym , czysto technicznym ?

Jak każdy now elista przyw iązuję wagę do pierw szego i ostatniego zdania. D o­ p óki nie d o ta rłem i nie sform ułow ałem w m ózgu tych dwóch zdań - pierw szego i ostatniego - nie m am opow iadania. M am m nóstw o zeszytów, gdzie zapisałem tylko pierw sze i ostatnie zdanie - jest to zalążek przyszłej pracy. W ygodnie m i było korzystać z zeszytów szkolnych. W ersje, popraw ki, w tręty z lewej - to wszyst­ ko. Resztę, najcen n iejszą dla m nie, zatrzym uję.

O pow iadanie Zmowa prawników to ab solutna nowość. S tanu niew ażkości p rzy ­ szłego tru p a nie opisano jeszcze w literatu rz e. W szystko jest nowe w tym opow ia­ daniu: b ezn ad ziejn y pow rót do życia niczym n ie ró żn i się od śm ierci. Ser n adgry­ ziony zębam i n aczelnika S P O -kapitana, stołówka, chleb, k tó ry łykałem w p o śp ie­ chu, by zdążyć p rze d śm iercią połknąć k a w a ł e k .

K ażdy p isarz kreśli swoje czasy, ale nie poprzez odbijanie, lecz poznaw anie za pom ocą najczulszego n arzędzia - własnej duszy, w łasnej osobowości. Relacje z rze­ czyw istością, w rażenia, w ręk ach p isarza są bezb łęd n ą skalą odniesień. N ie są to w skazów ki dla czytelnika, w każdym b ąd ź razie n ie są one dla niego konieczne. Ale pisarzow i są p otrzebne jako swego ro d zaju ra d a r w m ontow any w duszę. N ie jest istotne, jakie są pow ody jego zastosow ania, jakie rości on p rete n sje do p osia­ d ania właściw ości technicznych. W ażne staje się to, że nie ilu stru je zdarzeń, lecz w ywołuje żywe uczestnictw o w autentycznym życiu - nie jest istotne, czy dzieje się to dzięki p isa n iu , czy realizu je się poprzez jakąś in n ą form ę sztuki.

Pisarz m oże rozwiązywać n ie lite ra ck ie problem y. Pisarz, naw et jeżeli p rzestaje pisać, pozostaje pisarzem , ale kiedy decyduje się na odpow iedzialne pisanie, p o ­ w inien u ruchom ić radar.

(9)

2

0

2

Pisarz uw zględnia zasady g ram atyki języka ojczystego. Teraz, po w ojnie, n a ro ­ b ili takiego zam ętu w kw estiach literack ich , d ziedzinie całkiem p rzystępnej, że szkoda mówić. Z askakują jakim ś cytatem z Powiesti vremiennych let Fom y Akwiń- skiego, lecz każdy pow inien w iedzieć, że jeżeli nie o panuje stylu języka nowocze­ snego, nie uchwyci now oczesnych pom ysłów - to zm yśla, fałszuje.

To pew ne, że Czechow jest w ielkim p isarzem , ale nie był on prorokiem , cho­ ciaż zrezygnow ał z rosyjskiej tradycji, jed n ak czuje się niesw ojo w obcow aniu z ta ­ k im i krzykaczam i, jak Lew Tołstoj i G orki, w tym tkw i jego nieszczęście. Wieś i Step są opow iadaniam i tradycyjnego realistycznego hum anisty. R ealizm jako k ie ru n e k literac k i - te sm arki, śliny - próbow ał p o d płaszczem przyzw oitości ukryć bardzo nieprzyzw oite życie. O błudny n akaz w zbraniający lite ra tu rz e w prow adzania w ąt­ ków erotycznych skłóca jedynie realistycznego artystę z autentycznym życiem. W y­ chow anie do życia w rodzinie nie rozbija rodziny, rozbijają ją p rzem ilczane sekre­ ty fam ilii, w każdym m ałżeństw ie kryją się n ajbardziej złowieszcze n iesp o d zian ­ ki. Państw o ze względów praktycznych nie zdecydow ało się na realizację szalone­ go pom ysłu - odciąć dzieci od rodziców, zniszczyć ro dzinę jako b u rżu a zy jn ą in ­ stytucję.

K o ntynuujm y rozm owę o m ojej prozie.

Opowiadania kołymskie są poszukiw aniem nowych środków w yrazu, ale także

i now ych treści. Nowa niezw ykła form a m a utrw alić wyjątkowy stan, wyjątkowe okoliczności, które jak się okazuje, m ają m iejsce i w h isto rii i w duszy. D usza czło­ wiecza, jej ograniczenia i m oralne granice rozciągają się w nieskończoność, do­ św iadczenia p o p rze d n ich wieków nie m ogą p rze d tym ustrzec.

Tylko te osoby, któ re osobiście przeszły przez dośw iadczenie w yjątkowego sta­ n u m oralności, m ają praw o do jego utrw alania.

K R nie jest w ym ysłem o partym na przypadkow ej klasyfikacji; do przesiew u

doszło w m ózgu w cześniej. M ózg [мозг] podsuw a, nie m oże n ie podpow iadać pew ­ n ych zd a ń ukształtow anych kiedyś przez dośw iadczenie. Rzecz nie w obróbce, popraw kach, szlifow aniu - pisałem od raz u na czysto. B ru dnopisy - jeżeli w ogóle są p otrzebne, zn a jd u ją się w um yśle, świadom ość nie p rzebiera na przy k ład w k o ­ lorach oczu K atiuszy M asłowej - zgodnie z m oim i dotychczasow ym pojm ow aniem sztuki nie m a to abso lu tn ie nic w spólnego z artyzm em [антихудожественность]. Czy bohaterow ie K R m ają jakiś kolor oczu? N a K ołym ie ludzie nie m ie li koloru oczu, nie w padłem w jakiś rodzaj aberracji pam ięci, po p ro stu należy uznać ten fakt za specyfikę tam tego życia. K R re je stru je wyjątkowość w yjątkowego stanu. N ie d o k u m e n taln a proza, lecz proza jako au tentyczne przeżycie, w olna od zn ie­ kształceń Zapisków z martwego domu. W iarygodność p rotokołu, rep o rtaż u osiąga­ jąca najw yższy poziom artyzm u [художественность] - w te n sposób odnoszę się do swojej pracy. W K R n ie m a niczego z realizm u, rom an ty zm u , m odernizm u. K R - to nie sztuka, jednakże nie jest on pozbaw iony artystycznego w yrazu i jednocze­ śnie au tentycznej siły. A utor p rzy n a jm n ie j tra k tu je inform ow anie jako spraw ę drugorzędną. W artości poznawcze należy rozum ieć jako doniosłe i nowe same w so­ bie. N aw et w inform acyjnej części K R m am y do czynienia z zanotow aniem n a j­

(10)

nowszej h isto rii R osji, najb ard ziej sekretnej i n ajstraszniejszej - od A ntonow a do Saw innikow a, od Echa w górach do Islandzkiej sagi4.

Pam ięć to taśm y z utrw alonym i k la tk am i przeszłości, z u czuciam i danej osoby grom adzonym i całe życie, ale i m etody, kadrow anie. Przypuszczam , że pew ne, nie- znaczące n apięcie przy p o m n i sposób ujęcia z K R , w tedy m ózg przygotuje lako­ niczn ą wypowiedź.

N iew ątpliw ie m ożna przypom nieć tw arz każdej osoby n ap o tk an ej w danym d n iu , naw et kolor fartu ch a sprzedaw czyni. Z dokładnością m ożna w skrzesić cały dzień. S taram się zwykle nie zapam iętyw ać, ale w szystko sam o w pada w oko. W ie­ czorem strach pom yśleć o tym . Jeżeli da się uchwycić jeden dzień, to i cały rok, dziesięć lat, pięćdziesiąt. P rag n ąłem utrw alić w pam ięci d zieciństw o5, m ogę je wywołać w sam otności i w odpow iednich w aru n k ach atm osferycznych (ciśnienie, słońce, upał, zim no pow inno utrzym yw ać się na poziom ie m aksym alnej norm y). D ośw iadczenie zim na jest ta k dotkliw e, że p rzypom ina m i je każda te m p eratu ra . N iska te m p e ra tu ra przeciw nie (drżenie zm arzniętych rąk, zan u rzan ie ich w zim ­ nej w odzie), nie wywołuje w spom nienia zim na. N a m yśl nie przychodzą okolicz­ ności, lecz ból, który trzeba znieczulić. N ie m a to zw iązku z pisarstw em . N ie da się w rócić na Kołymę, zan u rzając palce w zim ną wodę, spoglądając na śnieg. Koły- m a jest we m n ie podczas upałów. Żeby ją utrw alić, potrzeb u ję m iejskiej sam o tn o ­ ści, czegoś w ro d zaju w ięzienia na B utyrkach, kied y m iejski szum , przypływ y p o d ­ kreślają sam otność i ciszę. N ie b ałem się n igdy sam otności. Uważam , że sam ot­ ność jest m aksym alnym poziom em człowieczeństwa.

Czy należy napisać pięć doskonałych opow iadań, k tóre w ejdą na stałe w k anon lektur, czy napisać sto pięćdziesiąt, z których każde jest ważne jako świadectwo czegoś nadzw yczaj istotnego, pom ijanego przez w szystkich i nikogo, czegoś, co tylko ja m ogłem odtworzyć? D ru g i m odel wym aga tyleż pracy, co w przy p ad k u p ię ciu opow iadań. Pięć opow iadań n ato m iast nie wym aga większego w ysiłku na każde opow iadanie z osobna. I w jednym , i w d ru g im p rzy p a d k u zaangażow anie sił - m oralnych, psychicznych, fizycznych, duchow ych - jest praw ie jednakow e. Tylko kolejność jest b ra n a p o d uwagę, i jedne, i drugie w ym agają różnego n a stro ­ ju, przygotow ania, zorganizow ania się. Co m a p ie rw s z e ń s tw o . W szystkie te p ro ­ blem y są ważne! I nowe, że nie w iadom o, czem u należy się pierw szeństwo.

O d czego zaczynać w w ieku 60 lat? D odać zbędny tom do Artysty łopaty, czy w skrzesić Wołogdę? Czy skończyć Wiszerę. Antypowieść - szczególny dział mojej pracy n a d m etodą artystyczną, istotny także w k ształtow aniu się m ojego św iato­

4 M owa tu o o pow iadaniach W. Szałam ow a o A. A ntonow ow ie, o rganizatorze

chłopskiego pow stania w obw odzie Tam bow skim toczącego się w latach 1919-1921, i o B. Sawinikowowie.

5 Wówczas, w 1971 roku, Szałam ow pracow ał n ad opow ieścią C zw a rta Wołogda

-o dzieciństw ie i m ł-od-ości („nie piszę h ist-o rii rew -olucji, czy h ist-o rii sw-ojej r-odziny.

Piszę histo rie swojej du szy - to w szystko”).

2

0

(11)

2

0

4

poglądu? Czy przygotow ać obszerny wybór wierszy? Czy sklecić księgę w spom nień: P astern ak itd.?

O czywiście, jeżeli czas przeznaczony na n ap isan ie każdego opow iadania ma być jednakowy, to praca n a d form ą wywoła ogrom ne napięcie. N ie da się niczego dokleić, zetrzeć, popraw ić. Trzeba stworzyć doskonały tekst. W łaśnie to m n ie zn ie­ chęca - n ap ięcie innego, nie poetyckiego pochodzenia

N ap ięcie poetyckie m ożna porów nać z ko n iem puszczonym w olno, k tó ry zn a j­ dzie wyjście z ciem nej tajgi. „O dpow iednie urządzenie re je stru je ślad konia, p o ­ tem n astęp u je przek ształcen ie zapisanego dźw ięku zgodnie z zasadam i g ram atyki i w iersz jest gotow y” .

W prozie typu K R zm iany dokonały się jeszcze przed językiem, wymową, a n a­ wet m yślą. N a pap ier wydostają się z w nętrza. O pow iadania m ają oczywiście swój rytm . N iezależnie od tego, czy jest ich pięćdziesiąt, czy pięć. O pow iadanie m ożna improwizować. M oje opow iadanie-św iadectw o to też im prow izacja. A jednak pozo­ staje on dokum entem [документом], jednostkow ym świadectwem [свидетельством], w łasną przestrzenią.

Jestem k ro n ik arze m własnej duszy. N ie więcej.

T akich opow iadań jest niewiele. O ile m nie pam ięć nie m yli, zanotow ałem około stu pięćdziesięciu tem atów, każdy te m at inny, gdyż uw ażałem nowość za n ajce n ­ niejszą rzecz, jedyną właściwość dającą praw o do życia. Nowość historyczna, te ­ m atyczna, fab u larn a, brzm ieniow a.

Jak m am przekonać do tego, że Opowiadania kołymskie m ają określoną m elo ­ dię: zanim wyrwie się pierw sze zdanie, zanim się u kształtuje, w um yśle szum i potok m etafor, porów nań, przykładów , uczucie wypycha te n p otok na k ratę m yśli, coś odsiewa lub odsyła z pow rotem do następnej lepszej okazji, mogącej wywołać ja­ kieś nowe skojarzenia słowne.

D o p isan ia opow iadań potrzeb u ję absolutnej ciszy i sam otności. Jestem z m ia ­ sta, przyzw yczaiłem się do m iejskiej przystani, liczę się z nią b ardziej niż z daczą na G urzufi. N ie pow inno być wokół m n ie ludzi. Każde opow iadanie, każde zdanie w ykrzykuję n ajp ierw w p u sty m pokoju, podczas p isan ia rozm aw iam ze sobą. K rzy­ czę, grożę palcem , płaczę. N ie potrafię poham ow ać płaczu. Łzy w ycieram dopiero wtedy, kiedy jest już po w szystkim , po n a p isa n iu opow iadania lub części opow ia­ dania.

To są tylko pozory.

T rudność polega na u k ształtow aniu u m iejętności w yczucia obcej ręki, która k ieru je piórem . Jeżeli jest to ręka człow ieka, to m oja praca stała się naśladow nic­ twem . Jeżeli prow adzi m n ie kam ień, ryba, obłoki, to praw dopodobnie p oddaję się bezw olnie. Jakże m am spraw dzić, gdzie się kończy m oja w łasna wola i władza kam ienia? N ie jest to żadne doznanie m istyczne, lecz zwykły k o n ta k t poety z ży­ ciem .

Piszę kilka rzeczy naraz. D w ieście tem atów zanotow ałem w zeszycie, dwieście fragm entów n apisałem . R ano piszę część rezonującą z m oim ak tu aln y m n a stro ­ jem. P racuję tylko latem , w zim ie m ózg kurczy się od m rozu. M oże jest to sam

(12)

o-oszukiw anie, praw d o p o d o b n ie przyw iązanie do la ta w ynika z przyzw yczajenia, tren in g u , ta k jak kiedyś p aliłe m papierosa za papierosem , by doprow adzić um ysł do odpow iedniej kondycji.

Taką pożądaną kondycję m ożna porów nać do n atch n ie n ia , choć raczej p rzypo­ m in a ona strojenie in stru m e n tu . N atc h n ie n ie nie przychodzi codziennie jak cud czy olśnienie, dlatego n ik t n ie przerw ie m i p isan ia, przerw a m oże n astąp ić jedy­ nie od zm ęczenia m ięśn i palców trzym ających ołówek. D oskw ierają m i jak p iło ­ w anie bądź ścinanie drew na.

W szystko to tylko pozory.

W środku po d ejm u ję z k a rtk ą w ręk u próby rozszyfrow ania siebie, p rz e trz ą ­ sam mózg, ośw ietlając jakieś skryte jego zakam arki. Z daję sobie spraw ę z tego, że potrafię w skrzesić w swej p am ięci nieskończoną ilość w idoków i w rażeń z o bra­ zów rejestrow anych w ciągu 60 lat. Taśm y z inform acją ciągną się w m ózgu gdzieś w nieskończoność, siłą w oli m ogę przywołać w spom nienia, wszystko, co w idzia­ łem w ciągu 60 lat, każdy dzień i k ażdą godzinę. N ie cały m in io n y dzień, lecz całe życie. Praca taka jest m ęcząca, ale nie niem ożliw a. W szystko zależy od napięcia i k o n cen tracji woli. Rzecz w tym , że n apięcie czasam i wywołuje n ie p o trzeb n e ob­ razy, dla w zbogacenia, ukojenia codziennej n am iętn o ści artystycznej w ystarczy k ilka obrazów. N iew ykorzystane obrazy grom adzą się, b y je wywołano za dziesięć lub dw adzieścia lat.

Sterow anie pam ięcią nie jest m ożliw e, ale pam ięć artystyczna, jej właściwości ró żnią się od p am ięci naukow ej. D aw no zaniechałem próby uporządkow ania m o ­ jej skarbnicy, w szystkich jej zbiorów. N ie w iem i nie chcę w iedzieć, co ta m się znajduje. W każdym b ąd ź razie, jeżeli m ała, znikom a część złoża dobrze spraw dza się na papierze, n ie przeszkadzam , nie zam ykam jej ust. Z artystycznego p u n k tu w idzenia nie m a znaczenia, czy ktoś pisze artykuł publicystyczny, poem at czy opo­ w iadanie, rep o rtaż czy powieść, pow inien jedynie wywołać odpow iednie napięcie, ale n ie tak ie, jakiego wym aga grom adzenie m ateriałó w dla p racy historycznej, naukow ej p racy czy literaturoznaw czego utw oru [произведение].

Wszystko w yłania się z m ózgu sam oistnie, przypom ina to pracę m ięśnia serca, wszystko k ształtuje się w środku, przeszkody natom iast spraw iają ból. N astępnie znieczula się ból głowy, wszystko ucicha, ale nic już nie napiszesz - źródło wyschło.

Jest duża różnica m iędzy zapisyw aniem zdań na p ap ie r a ich w ym aw ianiem . U czestniczym y niejako w dw u różnych procesach, ale jednocześnie. W trak cie p i­ sania kontrolow anie staje się tru d n ie jsze - gubią się pomysły, spóźnia się słowo, uczucie, zabarw ienie em ocjonalne - oto dlaczego rękopisy n ie są skończone, język p isan y przepływ a.

We w stępnej dźwiękowej obróbce, p rze d zapisem , proces te n m a in n y ch a ra k ­ ter: nie dochodzi do bólu, przeszkód, uryw anych słów, w przeciw ieństw ie do z a p i­ su pow ściągliwość nie należy do istotnych elem entów twórczości.

D odatkow e w aria n ty należy w yrzucić i zapisać tylko jeden. T aki tryb pracy jest całkiem inny. N ieoszczędny, trzeba ponieść zbyt dużo strat, wiele p rze p ad n ie

bezpow rotnie.

2

0

(13)

2

0

6

Tak jak T urgieniew nie lu b ię rozm ów o sensie życia i nieśm ierteln o ści duszy. To zajęcie w ydaje m i się bezużyteczne. Jestem przekonany, że w sztuce nie kryje się nic m istycznego, co b y w ym agało osobnej nazwy. W ieloznaczność m ojej poezji i prozy n ie jest wcale teu rg iczn y m (od słowa teu rg ia - m u si być tu ta j to słowo zam iast „m agiczny”, „cudow ny”) w ynalazkiem .

N ajbardziej godnym pisarza zajęciem jest m ów ienie o w łasnej twórczości, o swo­ im w arsztacie. Ze zdziw ieniem odkryw am w rosyjskiej literatu rz e, że R osjanin to n ie p isarz wcale, jest on n i to socjologiem , n i to statystykiem , n i to publicystą, w szystkim , czym chcecie, ale nie troszczy się on o w łasny w arsztat i nie angażuje się w swoje zajęcia. Jedynie C zernyszew skiem u i B ielińskiem u zależy na pisarzu. B ieliński, C zernyszew ski, D obrolubow . N arzu co n y prasow y sposób czytania sp ra­ wił, że n ik t nie pojął literatu ry , a jeżeli pojaw iła się jakakolw iek ocena, to tylko jako w ypełnienie w cześniej zadanego autorow i polecenia politycznego. N o i w ła­ śnie chw alą ta k ich pisarzy, jak Tołstoj. P uszkin poczuł by się dotknięty, gdyby

Eugeniusza Oniegina porów nyw ano do „encyklopedii życia w R osji” .

P rzekonanie o tym , ze poezja m a w łaściw ości poznaw cze jest obrażającą igno­ rancją.

Poezja jest o w iele b ardziej skom plikow ana niż socjologia, b ardziej złożona n iż „ tak ” i „n ie” rozw ijających się społeczeństw, b ardziej złożona niż w iersz N ie ­ krasow a. N ie jest p ochlebna dla R osjan scena z jego pogrzebu. Ten, kto szuka in ­ form acji w w ierszu, pow inien zwrócić się do historyka kultury, literatury, po p ro ­ stu do historyka, arty k u ły archeologiczne będzie on czytał jak powieść. Ale degra­ dow anie Eugeniusza Oniegina, polegające na w yszukiw aniu w n ich zbieżności z n a ­ ukow ym i w yw odam i historyka jest bezn ad ziejn y m i obrażającym traktow aniem poety.

U czeni cytujący w swojej pracy a to H öld erlin a, a to G o eth e’go, to znow uż sta­ rożytnych autorów , dow odzą jedynie, że szukają treści, m yśli, odrzucając istotę poezji. Jakież to zbliżenie? Tzw. poezja filozoficzna stanow i spis d rugorzędnych nazw isk od B e rn h a rd t do Brusowa. W H om erze szukają nie h ek sam e tru , ale p ro ­ zaicznego, tem atycznego frag m en tu , autentycznego k o n te k stu poezji nie da się przetłum aczyć - nic innego n ie sposób wyciągnąć od H om era. Żukow ski p rz e tłu ­ m aczył dla nas S chillera, przecież to żaden Schiller, tylko rosyjskie w iersze oparte na zagranicznym m ateriale, genialne, cos w ro d za ju Zam ku Smallholm

N o rb e rt W iener cytuje poetów i filozofów. Jest to zaszczyt dla cybernetyka, ale co poezja m a tu ta j do rzeczy? Trzeba pow iedzieć w yraźnie, że język, b arie ry języ­ kowe są n ie do przeskoczenia. N ależy dokonać zam iany istoty i duszy poezji na jakiś zw rot, bez obarczania się odpow iedzialnością, niczego n ie ucząc na p rzy k ła­ dzie tłu m aczen ia. U czony nie pow inien cytować utw orów p oetyckich, bo są to dwa różne światy. To, co dla poezji okazało się dodatkow ym zadaniem , przypadkow ą om yłką, uczony uchw yci i wykorzysta w swojej niepoetyckiej arg u m e n ta c ji6.

C hodzi Szałam owowi raczej o filozofów i socjologów, n a d er często cytujących poezję, niż o literaturoznaw ców .

(14)

D la poety filozoficzne w nioski są elem entem w spółrzędnym , p ochodną p o d ­ stawowej pracy z w arstw ą brzm ieniow ą.

M niem a się, że „odrobina ła cin y ”, jak w w iekach średnich, ozdabia człowieka, w iem y o tym od średniow iecza, a także z burzliw ych dyskusji X X w ieku. L an d a u w ystępuje z cytatem z V ignona, W iener n ato m iast z G oethe’go, O p p en h e im e r cy­ tu je jakichś fra n cu sk ich średniow iecznych poetów, b rzm i to efektow nie, ale nie m a w ielkiego zw iązku z poezją i przyćm iew a jej praw dziw ą istotę, przyćm iew a psychologię tw órczości...

N au k a, sztuka i poezja to przeciw ległe bieguny, rów noległe n iekrzyżujące się an i u E uklidesa, an i u Łobaczewskiego. Poezja jest na tyle daleka od n au k i, na ile proza artystyczna ró żn i się od prozy naukow ej. Poezja nie m a nic w spólnego z p o ­ stępem . Poezja jest n ie p rz etłu m ac za ln a, nie p oddaje się w ykładni prozą. Te alu ­ zje, chwyty, jakim i operuje, są nieosiągalne w naukow ych m etodach. Istn ie je w ła­ ściwie n au k a jako stru k tu ra , tylko taka praca staje się bezow ocna i nie przynosi oczekiw anych rezultatów . Poezja jest zagadkow a, chociaż oczywiście dysponuje częstotliw ym słow nictw em [частотный словарь] i m etrycznym i w łaściw ościam i.

W jaki sposób dotarła do nas poezja skaldów, czyż nie jest to h ipnoza literatu - roznawców?

L ite ra tu ra w żaden sposób nie w yłuskuje cech duszy rosyjskiej, nie przepow ia­ da, nie w skazuje przyszłości. L ite ra tu ra , niestety, jest w n ajm n iejszy m sto p n iu fu turologią.

T łum aczyła Izabella Migal

2

0

Cytaty

Powiązane dokumenty

Okazuje się 273 , że w kontekście funkcji ciągłych najodpowiedniejszą miarą tego, jak bardzo różnią się dwie funkcje, jest spojrzenie na największą 274 możliwą ich różnicę

Trudniej jest porównać dwa ułamki zwykłe od dwóch liczb naturalnych, na które wystarczy, że zerkniemy okiem, a już potrafimy wskazać większą z nich.. W przypadku dwóch

niepełnosprawnych ruchowo realizujących jakąś pasję, np. Miniparaolimpiada: zabawy ruchowe „Kto pierwszy?”. 1) Dzieci siadają na dywanie tyłem do mety. Ich zadaniem

Problemy pojawić się mogą natomiast wtedy, kiedy słowo „nie” jest traktowane, jako przedrostek do rzeczownika, a nie zaprzeczenie czasownika, wtedy takie słowa (wyjątki)

kiedy władca zasiadł na tebańskim tronie w okolicznych górach pojawił się dziwny stwór który porywał ludzi i rzucał ich w przepaść miał twarz kobiety a z

Zadanie 13. Oba gazy przereagowały całkowicie. Napisz równanie reakcji i oblicz liczbę cząsteczek otrzymanego produktu z dokładnością do drugiego miejsca po

Jeżeli jakieś dane em ­ piryczne przemawiają przeciw jednej lub drugiej teorii, powstały konflikt traktuje się jako dowód na to, że teoria nie stosuje się do sytuacji,

Podczas gdy Immanuel Kant stawiając pytanie „czym jest człowiek?” starał się człowieka — światowego obywatela, który jest obywatelem dwóch światów, uczynić