• Nie Znaleziono Wyników

"Współczesna literatura polska (1864-1907)", Wilhelm Feldman, Lwów 1908 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Współczesna literatura polska (1864-1907)", Wilhelm Feldman, Lwów 1908 : [recenzja]"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Władysław Kozicki

"Współczesna literatura polska

(1864-1907)", Wilhelm Feldman,

Lwów 1908 : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 7/1/4, 382-394

(2)

3 8 2 Recenzye i Spraw ozdania.

W yszło razem 8 numerów o ty tu ła c h : K o ściu szk o , D ą b ro w sk i, K i­ liń s k i, W ysocki i S zlegel, w edług zw yczaju p ra sy em igracyjnej, k tó ra w ten sposób om ijała u staw y o kaucyach i stem plu dzienni­ karskim . T u w inien b y ł au to r popraw ić omyłkę E stre ic h e ra odróżnia­ jącego dw a w ydaw nictw a B ratk o w sk ie g o : K o ś c i u s z k o i T y g o ­ d n i k a w e n i o ń s k i , g d y tym czasem „K ościuszko“ je s t pierw szym numerem „T y g o d n ik a“ .

T rzecie w ydaw nictw o aw in io ń sk ie: B a r d n a d w i ś l a ń s k i , jedno z nielicznych p is m , które zdołały utrzym ać się sam odzielnie, m ając w iększą ilość prenum eratorów , to w łaściw ie śpiew nik h isto ­ ry czn y zaw ierający najpopularniejsze i najdroższe melodye na emi­ g racy i. Składa się nań 15 arkuszy, w czem 3 arkusze dodatkow e; trzeciego z ty c h dodatków (z r. 1833) nie m ógł a u to r odszukać, p rzy p u szcza, że stan o w iła go broszura w ydana osobno p t . : „O gół Polaków zakładu A w iniońskiego“ , opierając się na egz. B ritis h Mu­ seum , gdzie j ą w miejsce tego dodatku w praw iono (tu dodam , źe w egz. B ibl. Ossol. opraw ionym w spółcześnie rzecz się ma ta k samo). N a tem kończy autor przeg ląd w ydaw nictw aw in io ń sk icli, szkoda, że nie omówił ich w s z y s tk ic h , tem b a r d z ie j, źe do kom pletu nie wiele brakuje. O ile w iem , w ychodziły później w A w inionie dwa pism a d ziś zupełnie nieznane. B y ły to : T y d z i e ń (1834.) *) i D z i e n ­ n i k A w i n i o ń s k i ( 1 8 3 9 ? ) 2) w ydany przez S t. B ratkow skiego. W rozpraw ce p. Zakrzew skiego niewiele zatem znajdzie d la siebie h isto ry k lite ra tu ry . Omówiłem ją jed n ak dla tego szerzej, by pochw alić m e to d ę, jakiej a u to r w swej pracy używ a. P rzy p u szczać trzeba, że opracowania tak ich pism ja k „P ielg rzy m p o lsk i“ „ P am iętn ik em igr.“ , „M łoda P o lsk a “ itd . będą bez porów nania ciekaw sze, jeżeli je au to r z rów ną sk ru p u latn o ścią podejmie.

Stanisław Wasylewski.

W ilhelm Feldman:

W s p ó ł c z e s n a l i t e r a t u r a p o l s k a

(1864 -1 9 0 7 ). Wydanie piąte. Lwów, Nakładem księgarni H. Alten-

berga, Warszawa M. Arct, 1908. 8°, str. 704.

B o g a ctw o , rozm aitość i żyw otność naszej lite ra tu ry pięknej w c iąg u ostatniego pięćdziesięciolecia uspraw iedliw ia i w yw ołuje konieczność monograficznego jej opracow ania. Nie może tu w y starczy ć trak to w an ie jej mimochodem w o sta tn ic h rozdziałach ogólnej lite ra tu ry polskiej. Duchowe i a rty sty c z n e życie w spółczesne, podobnie ja k życie narodowe i społeczne postępuje w tem pie niezw ykle silnem i przyspieszonem . P rą d y u m y sło w e , które

w

epokach poprzednich w y tw arzały się i k ry stalizo w ały się n a pow ierzchni

w

ch arak terze czynnika panującego, w dobie obecnej rodzą się i dojrzew ają w

okre-*) Por. Gadon L. Emigracya, t. III. str. 286 — Rocznik Tow. hist.-·· lit. w Paryżu 1870—2. str. 684. — E s t r e i c h e r o w i n i e z n a n e .

(3)

R ecenzye i Sprawozdania. 3 8 3

me k ilk u la t, poryw ają i opanow ują w szystkie u m y sły nieskostniałe w szablonie, wrażliw e i z całem natężeniem ducha patrzące w p rzy ­ szłość , po t o , aby za k ilk a la t u stą p ić nowym aspiracyom i ideom, ab y pod nowymi sztan d aram i sk u p ić bojowników p raw dy i swobody. T a w łaśnie mnogość kierunków , a nadto w spaniały, n iep am iętn y od czasu w ielkich twórców X I X wieku, rozkw it sztu k i polskiej i wreszcie bezpośredni jej zw iązek z n a jisto tn iejsz em i, głębokiem i potrzebam i życia, z jego bolami i radością, nadziejam i i tęsk n o tą — dom aga się sy n tety czn eg o ujęcia tw órczości la t ostatnich przez m yśl k ry ty czn ą.

Ze zrozumienia tego żądania, z odczucia tej odrębności nowej sz tu k i w y n ik ła „ L ite ra tu ra “ Feldm ana. J a k bardzo ogół odczuw ał potrzebę podobnej pracy, św iadczy niezw ykłe w n aszych stosunkach powodzenie wspomnianej k siążk i. Mamy bowiem przed sobą ju ź piąte j ej w ydanie. Różni się ono znacznie i korzystnie od poprzednich, przedew szystkiem zakresem i kompozycyą treści. Z daw nego „P iśm ien­ nictw a Polskiego o statn ich la t d w u d ziestu “ , które w yszło po raz p ierw szy w r. 1902, w yłączonym został dział poświęcony k ry ty ce literackiej jako osobna k sią ż k a p. t. „W spółczesna k ry ty k a literack a w Polsce“ , natom iast pozostała część przedm iotu u leg ła rozszerzeniu przez cofnięcie jej w stecz aż po rok 1864 i przez doprow adzenie aż po koniec r. 1907. Pow iększenie pola pracy uzasadnia a u to r w zglę­ dam i nie chronologicznym i, ale ideowymi. „T reść k siążk i — pisze w przedmowie — u siłu je w łaśnie w yk azać, że la ta 1 8 6 4 — 1907 stan o w ią okres życia polskiego o odrębnej fizyognom ii, że duch jej w yraża się w upadku rom antyzm u — następnem jego odrodzeniem literackiem i źyciowem — m ającem się obecnie znów ku schyłkow i“ . P u n k tem ogniskow ym „ L ite r a tu r y “ Feldm ana je s t ocena nowych w artości a rty s ty c z n y c h , które przyniosła twórczość „Młodej P o lsk i“ w raz z jej duchem przew odnim i n ajw y ż sz y m , p o w a ż n ą , płom ienną i tra g ic z n ą postacią S tan isław a W yspiańskiego. C h a ra k te ry sty k a kierunków poprzednich słu ży do obszernego przygotow ania i uza­ sad n ien ia tego przełomu, do w y k a z a n ia , źe w y n ik n ą ł on z logiczną koniecznością z nagrom adzonego m ateryału intelek tu aln eg o i uczucio­ wego drogą reakcyi lub tw órczego k o n ty n u ato rstw a i przem iany w artości. T akie ujęcie tem atu nadaje ostatniem u w y d an iu k sią ż k i Feldm ana cechę zw artości myślowej, świadomej, jasn ej i ścisłej kon- s tr u k c y i, tem bardziej, że możność doprow adzenia jej do chw ili śm ierci W yspiańskiego, zdającej się mieć dla okresu znaczenie słupa g ra n ic z n e g o , pozwala autorow i w y stąp ić ze skończoną, zam kniętą w sobie całością.

Działalność k ry ty czn a Feldm ana z dwojaką, a zasadniczo różną spotyka się oceną. In te lig e n tn y , postępow y ogół ceni go i darzy u z n a n ie m , k siążkę jego chętnie kupuje i czyta. N ato m iast a rty ś c i sam i i tw ó rcz e, organizatorskie u m ysły pośród k ry ty k ó w młodego pokolenia, w yrażają się o nim z w ielkiem i zastrzeżeniam i, nie szczę­ dząc często o strych zarzutów i słów surowej oceny. T a biegunow ość sądów ma swoje źródło w odmienności pojęć, ja k ie obie powyższe

(4)

3 8 4 · R ecenzye i S praw ozdania.

kategorye m ają o celach i zadaniach k ry ty k a , w odmienności m iar, jakie do jego dziel p rz y k ład ają In te lig e n tn y ogół pragnie przede- w szystkiem informacyi, możliwie w yczerpującej i praw dziw ej, w m iarę p rz y stę p n e j, k tó rab y sw ą pow ierzchow nością, p ły tk o śc ią i łatw ością nie raziła i nie obrażała jego ambicyi i dobrego o sobie mniemania, a zarazem w m iarę g łę b o k ie j, k tó rab y nie w ym agała zb y t g w a łto ­ w nych w ysiłków u m y sło w y ch , nie n arzu cała się sw oją w yłącznością i rozw iązyw aniem w sposób im peratyw ny poruszanych problemów. In te lig e n tn y o g ó ł, zajm ując się tw órczością a rty s ty c z n ą nie z silnie odczutej potrzeby życiowej, ale dla zaspokojenia pożądań odśw iętnego zb y tk u i w ykw intu duchow ego, dla zy sk a n ia możności a ry sto k ra ­ tycznego w yniesienia się nad poziom rozległością um ysłow ych in te ­ resów i w ytw ornością odczuwania, żąda od k ry ty k a pewnej niwelującej w szechstronności poglądów, równomiernego w żyw ania się w n a jb a r­ dziej sprzeczne indyw idualności, nie lubi w ym ierzania bezw zględnej spraw iedliw ości z p u n k tu w idzenia zb y t dobitnie zaakcentow anych w łasnych teoryi estetycznych i zap atry w ań filozoficznych. Nade- w szystko zaś poszukuje postępowości, nowych h a se ł, zryw ających z przestarzałym i szablonam i i dogm atam i, p rag n ie być utrzym yw anym stale na w yżynie o statn ich zdobyczy wiedz}7 i sztu k i.

W ym aganiom tym organizacya psychiczna F eldm ana odpowiada doskonale. Zdolny i pracow ity, posiada on um ysł, śledzący z niem ałą b y stro ścią i niestru d zo n ą ciekawością w szystkie nowe objawy na polu duchowem , nie hołduje żadnym przesądom i d o k try n o m , tr a c ą ­ cym m yszką , ma rzadko zawodzącą in tu ic y ę , czy w ęch litera ck i, któ ry pozwala mu szybko oryentow ać się wśród chaosu w spółczesnej produkcyi arty sty czn ej, odróżnić ziarna od plew y i ocenić t o , co isto tn ie je s t ważnem i doniosłem. Tam zaś, gdzie nie zdoła jakiegoś objawu opanować w łasną p racą w ew nętrzną, umie dać posłuch głosom najbardziej na wiarę zasługującym , umie zastosować się do w skazań rzeczyw iście najbardziej wartościow ych. Zjednyw a też sobie sjm p a ty e kół postępow ych radykalizm em swoich przekonań społecznych, dzięki którem u do niedaw na b y ł zwolennikiem teoretycznego socyalizm u, obecnie zaś apostołuje w a rty k u ła ch w stępnych „ K ry ty k i“ powszechne, nieco nieuchw ytne wyzwolenie człowieka przez swobodę i tw órczość z kręp u jący ch go więzów społecznych , teologicznych i um ysłow ych, w alczy z niespraw iedliw ością klasową, z egoizmem narodowym , z uci­ skiem m oralnym i intelektualnym . Odznacza się nadto uczuciem żywem i g o rą c e m , umie się zapalać i przekonyw ująco mówić o tem, co uznaje za dobre i praw dziw e, cechuje go też znaczna wrażliwość, dzięki której w iększość dzieł literackich nie ty lk o rozumie, ale też odczuwa i emocyami swemi dzieli się z czytelnikiem , przy pomocy słów pełnych entuzyazm u i p a to s u , w czem dochodzi czasem do przesady. Ma wreszcie w ielką łatw ość p is a n ia , w y raża swe m yśli w sposób barw n y i zajm ujący, n ig d y nie nudzi i nie nuży, s ta ra się d ziałać na uczucie, nieraz z ujm ą dla ścisłości rozumowania, język swój przeplata zwrotam i poetycznym i, przyczem ulega zazw yczaj

(5)

Recenzye i Spraw ozdania. 3 8 5

su g g e sty i ' sty lu p isarza, o którym w łaśnie p isze, a obok tego z ła ­ tw ością posługuje się term inam i filozoficznymi, zaczerpniętym i zarówno z zakresu daw nych poglądów m etafizycznych, ja k i w spółczesnych teoryi m onistycznych i rozwojowych. N iektóre z ty c h term inów w c ią g n ą ł do stałeg o in w en tarza swego sty lu i ja k b y dla o stentacyi robi z nich u ży te k naw et tam, gdzieby rzecz można bardziej prosto, a przez to może i w łaściw iej określić. Z lubością n. p. pow tarza w yrażenia : theodicee (może już lepiej byłoby teodicea), im peratyw kategoryczny, rzecz sam a w sobie i fenomen,· jako jej teoryopoznüwcze przeciw staw ienie. Słowem je s t r z u tk i, błyskotliw y, w szechstronny, w m iarę głęboki i w m iarę przystępny, a dzięki tem u przez in te li­ g e n tn y ogół ceniony. Śmiało można powiedzieć, że żaden z k ry ty k ó w w spółczesnej lite ra tu ry polskiej nie je s t tak ja k on znany i uznany, a przyznać tr z e b a , źe jako popularyzator w ielkich id e i , um iejący

n nich mówić z ogniem i zjednyw ać dla nich zwolenników je s t też

d l a o g ó ł u najbardziej pożytecznym , a działalność jego w wysokim stopniu pedagogiczną. Są wśród k ry ty k ó w młodszego pokolenia um ysły n iew ątpliw ie znacznie sam odzielniejsze i g łę b s z e , że wspomnę ty lk o 0 L ack u , S tan isław ie Brzozowskim i o n ieste ty za mało produktyw nym O stapie O rtw in ie , lecz pierw szy z nich je s t zb y t niezrozum iałym 1 pogrążonym w sofistyce d y a le k ty c z n e j, d ru g i ma z b y t sam oistny, o ry g in aln y i ekskluzyw ny pogląd na św iat i je s t za tru d n y , g d y ż opiera swe w nioski na ścisłe; dyscyplinie m yślow ej, trzeci w reszcie z b y t się pogrąża w spekulacyi filozoficznej i zb y t je s t k ategorycznym w sw ych, na sum iennej pracy w ew nętrznej u g ru n to w an y ch , sądach. Z ty c h powodów na szersze koła nie d z ia ła ją , tem w iększy za to ■wpływ w yw ierają na twórców sam ych.

Z upełnie przeciw nie ma się rzecz z Feldmanem. A rty śc i i k o ­ ledzy — k ry ty c y osądzają go in aczej, niż ogół. Z arzucają mu b rak jasn o sformułowanej, w yraźnej teoryi k ry ty k i jako podstaw y dla oceny twórców i ich d zieł, niedostateczne sprecyzow anie naczelnego k ie ru n k u literack ieg o , z którym by się bez zastrzeżeń solidaryzował,* w reszcie pewną chw iejność i niezdecydowanie w sądach. Z arzucają mu tak że, że nie zdobył się na w łasny, w ykończony św iatopogląd, a przynajm niej, że żadnego istniejącego sam odzielnie nie przem yślał, nie dokonał w}d)oru pomiędzy sprzecznem i teoryam i i żadnej z nich nie u czy n ił świadomie i stanowczo swoją w łasnością. J e s t w ty ch za rzu tach dużo racyi, ale też nieco przesady, w ynikającej ze staw ian ia k ry ty c e zadań ta k w ysokich, że tylko w yjątkow e jed n o stk i mogą im podołać. Z asadniczą ich treścią je s t postulat, że zakresu obowiązków k ry ty k a lite ra tu ry w spółczesnej, żyjącej i rozw ijającej się , nie w y­ czerpuje zrozum ienie i odczucie dzióła poezyi i w ytłum aczenie jego w artości. A już to żądanie nie je s t łatw e do spełnienia. B o , aby w y b itn y utw ó r litera ck i nie tylko objąć rozumowo, nie tylko rozwi- kłać zaw arte w nim trudności ideowre i treść jego um ysłow ą u jąć w logiczny sy ste m , lecz także przeżyć je em ocyonalnie, bez czego ocena w artości nig d y nie może być zu p ełn ą , na to p o trz e b a , aby

(6)

3 8 6 .Recenzye i Spraw ozdania.

k ry ty k w zniósł się do ty c h sam ych sfer, w k tó ry ch ży ł tw órca, aby go zajmowały, aby po pro stu k w e sty ą jeg o w ew nętrznego b y tu b y ły te same zagadnienia, które są problemem tw órczości danego poety. Nie w ynika z tego oczywiście, źe k ry ty k , k tó ry sto i na ta k wysokim poziomie, może, czy musi ju ż być przez to samo a r ty s tą . Do tego bowiem niezbędną je s t odrębna zdolność, um iejętność su ggerow ania sw ych przekonań i dążeń za pomocą mowy obrazów i symbolów, apelow ania w prost do u c z u ć , duchowego n ak azyw ania i zm uszania do p o słuszeństw a, zam iast spokojnego i trzeźw ego przekonyw ania argum entam i rozum ow ym i, co je s t cechą i w arunkiem działalności naukowej. A toli bez tej zasadniczej ideowej łączności i w spólnoty pomiędzy tw órcą a k ry ty k iem nie może być mowy o poważnej i w y­ czerpującej, a choćby tylko dostatecznej ocenie dzieła sz tu k i. D latego je s t u nas tyle poronionych i ro zbrajających sw ą um ysłow ą naiw nością płodów k r y ty k i, ty le śc iąg an ia geniuszów z ich w yniosłych piede stałó w w przyziem ny proch pospolitej szarzyzny, że k ry ty k je s t zupełnie obcym sferze, k tó ra je s t rodzim ym żywiołem tw órcy, że sto i od niego w h ierarch ii um ysłow ej o całe niebo niżej.

Lecz na te m , ja k w spom niałem , nie kończą się — w edług w ym agań sam ych a rty stó w — zadania k ry ty k a w w ielkim sty lu . W inien on nie tylko posiadać zdolność ogarnięcia zagadnień , z któ- rem i łam ią się tw órcy, lecz w ted y dopiero odpowie swemu powołaniu, jeżeli zdoła z nim i w spółdziałać, być im pomocnym w rozw iązyw aniu problemów, uśw iadam iać to , co dla nich sam ych je s t jeszcze nie- ja s n e m , co tylko przeczuw ają i przy zy w ają tęsk n o tę duszy, słowem je ś li będzie in ic y ato re m , jeśli będzie w pływ ał twórczo n a um ysły, w skazyw ał nowe źródła, nowe dro g i twórczości. Lecz nie każdy może b y ć tem dla lite ra tu ry , czem b y ł Saint-B euve dla rom antyków fra n ­ cuskich lub H erder dla niem ieckich. U nas obecnie ty lk o jeden S tan isław Brzozowski d ziała w ten sposób zapładniająco i ożywczo na najpow ażniejszych i n ajszczerszych z pośród najm łodszej generacyi a rty stó w . Z b rak u tej zalety nie można zatem czynić z arzu tu F eld ­ m anow i, zw łaszcza jako autorow i „ L ite ra tu ry w spółczesnej“ . Spełni ona w całości swoje zadanie, jeśli się okaże, że je s t rzeteln ą pośre­ d niczką pomiędzy potężnym i objaw am i s iły tw órczej, a czytającym ogółem, że potrafiła z w spółczesnych prądów a rty sty c z n y c h podnieść i w yjaśnić te, które są najisto tn iejsze i najw iększą m ają siłę życiową.

Ze stanow iska teoryi k ry ty k i nie można F eldm ana zaliczyć bezw zględnie do żadnego z głów nych jej kierunków . Ł ączy on w sobie rozm aite metody, jest, eklektykiem . Z w yjątkiem k ry ty k i metafizycznej i utylitarno-społecznej, w szy stk ie niemal inne jej rodzaje pozostaw iły na nim swe ślady. W szerokiem podm alow yw aniu tła dziejowego, w opieraniu się na czynnikach k u ltu ry ogólnej, w w ysnuw aniu idei a rty sty czn y ch z panujących w danym czasie idei społecznych i n a­ rodow ych widocznym je s t w pływ T ain e’a i jego socyologicznej teoryi s z t u k i , której filarami są rasa, środowisko i moment. W uznaw aniu braków tej metody, niezdolnej do w ytłum aczenia w szy stk ich zagadnień

(7)

R ecenzye i S praw ozdania. 8 8 7

s z tu k i, przebija się oddziaływ anie stanow iska, jak ie wobec T ain e’a z a ją ł H ennequin. B randes w p ły n ął na Feldm ana w k ierunku w yszu­ kiw ania głów nych prądów, n u rtu ją cy ch w lite r a tu rz e , łączenia ich z analogicznym i objaw am i w lite ra tu ra ch obcych i podporządkow y­ w ania im poszczególnych zjaw isk arty sty c z n y c h . Z tym autorem , nie posługującym się stałem i i trw ałem i k ry tery am i estetycznem i i oka­ zującym skłonność do z b y t pochopnego uogólniania kosztem pewnego rozcieńczania zasadniczych problemów ducha, ma Feldm an może n a j­ więcej cech w spólnych. Nie są mu też obcymi poglądy G-uyau’a, za którego przykładem u siłu je godzić dążenia społeczne z postulatam i indyw idualizm u. P rz y stę p u ją c do c h a ra k te ry sty k i twórców i do inter- p retacy i ich dzieł, odstępuje od praw przedm iotow ych T ain e’a na rzecz poglądów i upodobań s u b je k tj w n y c h , często zm iennych i kłócących się z sobą, a przeto nie dających się ująć w uporządkowany, ścisły sy stem . T u daje folgę swym uczuciom i wrażliw ości, staje się s tru n ą rezonansową, w spółbrzm iącą z rozm aitym i, coraz to innym i dźw iękam i. N ie ma m ierników o b je k ty w n y c h , ja k n. p. B rzo zo w sk i, k tó ry , nie uzn ając zresztą żadnych kanonów piękna ani dogmatów, k rępujących polot m y śli, uczucia i w y o b raźn i, żąda oceny k rytycznej w edług nbjektyw nej zasady, rozw ażającej, czy i o ile dany objaw sz tu k i je s t społecznie w artościow ym , o ile potęguje postęp pracy, przetw arzającej rzeczyw istość i wzm acnia samopoczucie pracowników. Z tego subjekty- w izmu w ypływ a owa ujm ująca szerokie koła wielostronność Feldm ana, owa zdolność w czuw ania się (czy szczerze?) w najbardziej od siebie oddalone ty p y tw órcze, która w gruncie rzeczy je s t objawem sporej dozy indyferentyzm u. D zięki tem u znajduje n. p. równie silne słow a podziwu dla Staffa i M icińskiego, umie solidaryzow ać się z ta k krańcowo odmiennemi i wzajem nie wykluczającem i się in d y w id u aln o ­ ściam i a rty sty czn em i. W ydaje się jakoby równie głęboko odczuw ał spokojną, klasycznie posągową, refleksyjną liry k ę Staffa, k tó ry w chło­ n ą ł w siebie całą k u ltu rę now ożytnej m y śli, przetw orzył w sobie indyw idualnie męki i ro zp acze, w ahania i w zloty w spółczesnych problemów filozoficznych i etycznych i um iał z nich w ycisnąć dla siebie słodki miód pogodnej, słonecznej m ądrości życiowej — a rów no­ cześnie rozw ichrzoną, obłąkańczą, zupełnie oderw aną od ziemi, pozbaw ioną w szelkiej logiki myślowej m istykę M iciń sk ieg o , k tó ry sw e chaotyczne wizye i m ajaczenia uw aża (chyba nie zawsze w dobrej w ierze) za jed y n y sposób spojrzenia w oczy A bsolutow i i bez żadnego sy stem u i ładu pogrąża niebo i ziemię w m rokach s a ta n iz m u , to znów świętości, naiw nej prostoty, to znów najniepraw dopodobniejszej barokow ej przesady. P isząc o M icińskim (str. 5 4 0 — 543) — ja k zresz tą w wielu innych w ypadkach — posuwa Feldm an swój su b jek ty - wizm do skrajnego im presyonizm u : zam iast tłum aczyć i w yjaśniać to , co ju ż samo z siebie aż n a zb y t je s t ciem nem , daje się porwać sw ej fan tazy i i uczuciu i — zupełnie w edług wskazówek A natola F ran ce’a — opiewa swoje w rażenia à propos de M iciński, m aluje swoje dreszcze, które w jego duszy ta poezya w yw ołała. Z najdujem y

(8)

Я88 R ecenzye i Spraw ozdania.

więc takie patetyczne zw ro ty : „Poezya jego — je d n ą je s t erupcyą, z najtajniejszych pokładów duszy (?) dokąd nie sięg a żadna norma, intelektualizm u , żadne praw idło logiki racyonalistycznej ; s tą d bez­ u stan n ie w niebo bije law a uczucia, wśród pióropuszów dym u i chm ur płomieni, a nad tem i bieleje e k s ta ty c z n a , w niebo w patrzona tw arz m isty czn a“ . Albo w innem m iejscu (str. 5 4 1 ): „C hw yta nas ów ton natężony (m istyki M icińskiego) odrazu w ry tm n iereg u larn y , w pro- zodyę bez reg u ł i form uśw ięconych, ni to w n u r t podziemny, kipiący, wznosi nas na spienionych sw 37ch falach wyżej i w yżej — d y ty ram b kończy ekstatycznym w ybuchem u c z u ć , ja k b y law y, której źródła wśród n iedostrzegalnych, kruszce stap iający ch ogni w n ętrza globu, a pióropusz gw iaźd zisty niebiosa przebija... P rz eb ija i nurza się znowu w ciemności. Bo w szy stk ie lu d y i czasy dawno p rz y w y k ły G w iazdy o losy p y ta ć , nie słońca. Bo dla nas słońce dawno zgasło, a życie duszy ciemne je s t i głębokie , ja k dno oceanów. Bo »serce ty jednowiecznym bólem« bo życie pokutą sro g ą , bo straciliśm y ra j rom antyzm u“ . — I Feldm an pragnie, abyśm y na podstaw ie podobnych ty ra d dali się p rzek o n ać, że isto tn ie „u żadnego z w spółczesnych ton nie je s t ta k bezustannie w ysokim , ta k trw ale napiętym ja k w poezyi M icińskiego“ , że isto tn ie „m ógłby on być b ratem Słowackiego· z ostatniego la t okresu“ (Słowackiego, u którego m isty k a je s t całko­ wicie logicznie wykończonym system em , g d y u M icińskiego je s t ty lk o an arch ią ducha!), że wreszcie napraw dę „stw arza on rzeczyw istość wyższego porządku, niosąc rozpęd burzycielski przeciw panującym w artościom “.

Podobnie puszcza się Feldm an na ruchliw e i zm ienne fiukta w rażeń i im presyonistycznej w ielom ow ności, g d y ch a ra k te ry z u je K asprow icza i omawia jego potężne hym ny (str. 4 2 1 — 454) : „ I ta indyw idualność ta k p r o s ta , a jed n ak ta k skom plikow ana i szczytna, zostaje rzucona w sam w ir ohydy n ę d z , p ie k ie ł, zw anych życiem nowoczesnem, w orkan d ziki, w którym w iru ją odpryski popękanych w iar w s z y stk ic h , kłęby ty się c y serc z a tr u ty c h , orgie w yuzdań, zbrodni, szałów7 k atu szy . Z daje się , że to koniec św iata nadchodzi, że nad ziemią zaw isła s tra sz n a dłoń sądu i kary, że glob pęknie, piekło się otworzy, strop niebieski się zawali... Górze nam górze L ...„B urze żywiołów ro z p ę ta n y c h , tytanów w alka o sz alały ch , oto od­ bicie stan u św iata w duszy K asp ro w icza, odbicie wyolbi'zym ione ta k ą m iłością dla cierpienia, dla serca człowieczego, dla w iny i bez- w iny, że głos jej zagłusza ry k odmętów w yjących, niebo przebija od pryskającej z dołu krwd purpurow e, przed stw órcą staje z wołaniem, pełnem grozy, szału, bluźnierstw^a, z wmłaniem, duszonem przez łzy, wydoby wającem się z p ie r s i, jak dyszenie piersi zmorą stra sz n ą przytłoczonej, jak rzężenie śm ierte ln e“. Zapraw dę w olelibyśm y mniej zapału i ekstazy, mniej uczuć i symbolów7, a wdęcej spokojnej a. ścisłej analizy, więcej opartej na logicznie skonstruow anych p rzesłankach rozumowej syntezy. H ym nam i K asprow icza wolimy zachw ycać się w oryginale raczej, aniżeli w parafrazie Feldm ana, a od niego żądam y,.

(9)

R ecenzye i S praw ozdania. 3 8 9

jako od k ry ty k a , przedew szystkiem m yślow ych argum entów i uza­ sadnień dla logicznie skonstruow anych poglądów objektyw nych,

Ów, podniesiony wyżej, pociąg do im presyonistycznego tra k to ­ w anie przedm iotu w yw ołuje inne jeszcze n ied o statk i u autora oma­ w ianej książk i : chw iejność, czasem w prost sprzeczność sądów. Zdaje się, jak o b y F eldm an p ra g n ą ł uzbroić pracę sw oją przeciw rozkład- czemu działaniu zęba c z a su , ta k , iżb y przynajm niej jako całość możliwie najdłużej zachow ała sw ą w artość i prawdziwość i w tym c e lu , staw iając ja k ą ś afirm acy ę, pam ięta o te m , aby od czasn do czasu zostaw ić sobie o tw a rtą furtkę, w iodącą na pola w prost odmien­ nych sądów : dorzuca więc dla bezpieczeństw a tw ierdzenie w prost przeciwne, negacyę. o ile ona tylko rów nież je s t w obiegu i ma pewne pozory praw dopodobieństw a. T ak n. p na s tr. 211 umieszcza F . ta k i duchow y w izerunek K asprow icza: „P rzez całą twórczość Kasprowicza przew ija się jed n a siln a nić indyw idualności, choć koniec jej zupełnie in n y niż p u n k t w yjścia. I s to tą jej dusza chłopska, d u s z a g ł ę b o k a , p rzesiąk n ię ta w szy stk im i głosam i ziemi i n a tu ry do której od wieków b y ła p r z y k u ta , o f a n t a z y i c i ę ż k i e j , u m y ś l e n i e z b y t l o t n y m , u c z u c i o w o ś c i s p l ą t a n e j , przysypanej w szystkiem i troskam i dnia i godziny, często uśpionej, ja k ta rola c z a rn a , lecz w której bezustannie k iełk u je i k łęb i się i p rz e w a la , w cichości, w m rokach, aby naraz, g d y dojrzeje we w strząśnieniu, otw orzyć się, w yb u ch n ąć“ . I znów' znacznie więcej s*ów niż t r e ś c i , a poza tem zachodzi pytanie, ja k a jeszcze g łęb ia pozostanie w duszy, k tó ra ma być „g łęb o k ą“, jeśli się jej odejmie fa n ta z y ę , która je s t „ciężk ą“ , um ysł, któ ry je s t „n iezb y t lo tn y m “, i uczuciowość, która je s t „ sp lą ­ ta n ą “ i „przj^sypaną troskam i dnia i g o d z in y “ ? I ja k dalej je s t możliwem , aby owe rzekomo ta k zupełnie niegenialnie w yglądające w ładze duszy m ogły w dziw ny sposób nagle ta k spotężnieć , że na s tr, 429 je s t a u to r zniewolony napisać co n a stęp u je: „O statn ie u stę p y hym nu „Św ięty Boże“ nie m ają pod w zględem ek sp resy i rów nych sobie w c a ł e j l i t e r a t u r z e ; od czasu Beethovena n ik t nie w yrzucał z siebie tonów z ta k ą potęgą ży w io ło w ą, ja k w ulkan, w którym konają grom y podziemne ; od c z a s u , g d y K onrad tam doszedł „gdzie g ran iczą stw órca i n a tu ra “ , n ik t ta k tw arz w tw arz nie rozm aw iał z duchem św iata! Ale K o n ra d , najw yższy Prom etej polski, w ierzył w wielkość, w ierzył w szczęście, w ie rz jł w zbaw ienie i chciał nieba tego swemu narodowi p rz y c h y lić ; teraz P r o m e t e j nie w ierzy“ , F a n ta z y a cię ż k a , um ysł n iezb y t lotny, u c z u c i o w o ś ć

s p lą ta n a - i B eethoyenow ska p o tęg a, K onradow y prom eteizm ! To się chyba nie rym uje, ale za to je s t klapa bezpieczeństw a ! Podobnie, w’ypisaw szy hym ny pochw alne na cześć m isty k i M iciń sk ieg o , dodaje F . na str. 561 n a stę p u jąc ą o nim uwTagę : „Gdzie r e f l e k s y a z u p e ł n i e u s u n i ę t a , t w ó r c z o ś ć z g o ł a n i e p r z e m y ś l a n a , a jeno nagim i, katastroficznym i stanam i uczucia się w yraża — nie·* iednokrotnie gubim y nić A ry ad n y , tracim y poczucie jakiegokolw iek

(10)

3 9 0 R ecenzye i Spraw ozdania.

zw iązku i ła d u u. W ięc przecież ! ale zapom ina autor, że ta drobna uw aga w łaściw ie k w estyonuje c ałą „w ielkość“ M icińskiego.

Im presyonizm i zapał g rożą Feldm anow i bardzo często nie­ bezpieczeństw em popadnięcia w przesadę i panegiryzm . G dy omawia dzieła a rty stó w w y b itn y c h , nadający ch ton w spółczesnej literatu rze, tra c i w szelką m iarę w podziw ie i u w ielb ien iu , p ię trz y bez końca -epiteta pochlebne i porów nania o najw yższej sile potencyalnej, w sk u tek czego ma się w ra ż e n ie , że ten w łaśnie tw ó rc a , k tó ry m się chwilowo zajm uje, w zniósł się ze w szy stk ich najw yżej. T a k się odnosi zarówno do W y s p ia ń s k ie g o , K asprow icza i Ż ero m sk ieg o , ja k też naw et do P rzybyszew skiego i M icińskiego. W sk u te k chęci niebo­ tycznego podniesienia N orw ida dostaje się k ilk ak ro tn ie po palcach n aw et M ickiewiczowi, Słow ackiem u i K rasińskiem u, chociaż nie ulega w ątpliw ości, że g d y b y F . p isał, o jednym z ty c h m istrzów , to znów, dzięki tej samej m etodzie d y ty ra m b ic z n e j, m u siałb y N orw id przy nich zmaleć. Rozbiór tw órczości W yspiańskiego poprzedzają c z t e r y stronico d ru k u (str. 4 8 3 — 487), będące praw ie w yłącznie p atety czn y m peanem upojnego szczęścia z powodu nadejścia nowego geniusza

„k tó ry je s t z rodu E schylosa, D antego, M ichała A n io ła“ !

Do im presyonistycznej frazeologii i panegiryzm u ucieka się Feldm an nieraz t a m , gdzie nie może zdobyć się n a ja s n y i um oty­ w ow any sąd estety czn y . W ów czas pojęcia zastępuje u c z u c ia m i, w y­ o b rażen ia — w rażeniam i. O trzym ujem y w tedy liczne dźwięczne tony i melodye, lecz odczuw am y b ra k tego, co je s t ta k cennem w ocenach k ry ty c z n y c h : ścisłej m yśli, m ającej równocześnie intenzyw ne w alory uczuciowe. K lasy czn y p rzy k ład takiego fejletonistycznego raczej niż k ry ty c zn ie naukow ego tra k to w an ia tem atu mam y w rozdziale, poświę­ conym C ypryanow i N orwidowi (str. 27 — 47.) Co praw da na u sp ra ­ w iedliw ienie au to ra przypom nieć w ypada, że nie mamy dotąd zbio­ rowego w ydania dzieł tego poety, źe należy on w śród w ielkich tw órców polskich do najbardziej n ie p rz y stę p n y c h , że wreszcie sąd sy n te ty c z n y o jeg o tw órczości nie został dotąd przygotow any pracam i analitycznem i. J e ś li je d n a k F. ry zy k u je tw ierdzenie, że N orw id b y ł duchem , „ k tó ry w y sn u ł z siebie św ia t cały, skończony, konsekw entny, nie pozbaw iony ani jed n ej cegiełki od fundam entów do k o p u ły u — jeśli zatem na podstaw ie sw ych studyów nad autorem „P ro m eth id io n u “ doszedł napraw dę do ta k ie g o p rz e k o n a n ia , mamy prawo żądać od n ieg o , żeby się niem z nam i podzielił w sposób mniej m uzyczno- nastro jo w y a bardziej in te lek tu aln ie uchw ytny. M ógłby F . nie kusić się o zdobycie urzędu m etafizycznego stra ż n ik a niezłom nego św iętej T ajem nicy i pozostaw ić go w zupełności M iriamowi. N atom iast b y li­ byśm y mu w d z ię c z n i, g d y b y w m roki tej Tajem nicy rzu cił k ilk a prom ieni s iln e g o , dziennego św iatła . Tym czasem czytam y u niego ta k ie z d a n ia : „Do tej orfiki polskiej, do w ielkiej owej ra sy N atchnio­ nych, k tó rzy chcieli przem ienić w szy stk ie panujące w artości i n atu rę p o lsk ą do g ru n tu p rz e ro b ić , należy też Norwid. Miejsce jego wśród m ędrców i proroków ; postać jego niebezpodstaw nie ja k ie ś nierealne

(11)

R ecenzye i Spraw ozdania. 3 9 1

m itologiczne k s z ta łty w oczach dzisiejszych p rz y b ie ra “ . ...„Ż yciem w ew nętrznem przem aw ia od pierw szej stronicy, niew yraźnem i m ętnem z p o c z ą tk u , aby zakończyć głębokiem ja k ocean M i l c z e n i e m “ - O trzym uje też N orw id s ta ły e p ite t poety M ilczenia. D ow iadujem y się dalej, że je s t on B yronidą, nie bajronistą, że studyow anie i w y­ dobyw anie »osobliwości« uczynił głów ną osnową swej sz tu k i. „Nie przyjm uje żadnej rzeczy, ja k ą nam się p rzed staw ia ; n ajp ro stsze i zdaw ałoby się n ajbłahsze je s t dlań ty lk o osłoną ; św iat w idzi w yłącznie w postaci znaków taje m n ic z y c h , zagadkow ych, z k tó ry ch żadnego nie można lekcew ażyć. N ieznane filozofom cuda pod niebem, o k tó ry ch mówi Szekspir, dla niego m ają u s ta “ . Albo dalej : „sens ż y cia, praw da i w artość jego n ajg łęb sza — oto je d y n a rzecz, k tó ra zajm uje N orw ida... Ale cóż je s t p raw d a? P raw d a — to d usza. Z ew nętrzny w yraz duszy może być tylko jeden. J e s t nim czyn, a słowo »jest jego testam entem «. P raw d y więc żąda p ra k ty k u ją c e j, p raw dy czynu, ale tej tylko, która w yrazem je s t n ajw n ętrzn iejszeg o ż y c ia , w ydobyciem na ja śń n ajg łęb szy ch k o rz e n i, n a jtajn iejszy ch naszy ch możliwości — czystem odbiciem D u szy “ . W reszcie konkluzya : „N orw id nad o tch ła n ią zawsze schylony, do niego zag ad n ien ia -— ty siąclecia mówią. M ilczeniem ty lk o może odpow iadać t. j. hym nem św iętym rozm odlonej, zasłuchanej w W ieczność du szy . M ilczeniem ty lk o , które je s t monologiem w ew nętrznym , ciszą i nieruchom ością przepełnionej czary ...N a odległość ty siącle ci się odsunął, postać jego b łę k itn ieje z dali nieprzejrzanej, wśród m ędrców sta ro ż y tn y c h , k tó rzy również płaszczem m ilczenia okryw ają wiedzę herm etyczną, a ilekroć ruch w y k o n u ją , to dla w spięcia się na stopień życia jeszcze dostoj­ niejszego, to dla ujm ow ania w harm onię cy fry — będącej w łaściw ie harm onią m uzyczną — praw dy ś w ia ta , zgodnej z p raw d ą ż y w o ta“ . W szy stk ie te jed n ak dostojne okresy, przesycone w onią ezoterycznych tajem nic, w szy stk ie te sięgania w odległe w ieki i analogie z P ita g o ­ rasem i jego szkołą, nie są zdolne rozjaśnić duchow ego oblicza N o r­ wida. Mimo w szystko nie możemy się dow iedzieć co było j ą d r e m tego skończonego, konsekw entnego ś w ia ta , k tó ry w y sn u ł z swego d u c h a , j a k ą je s t a rc h ite k tu ra tego g m a c h u , w k tórym nie b rak u je ani jednej cegły i j a k i e b ó s t w o w niem m ie s z k a , с o w y p a tru je N o rw id , schylając się nad o tc h ła n ia m i, j a k i e g o r o d z a j u są te zagadnienia ty s ią c le c i, które go zajm ują, ja k ą je s t t r e ś ć jego M ilczenia, słowem ja k ą je s t tre ść jego poglądu na ś w ia t, ja k ą je s t jego praw da. Bo w szakże pow iedzenie: „p raw da — to d u sz a “ — je s t ty lk o nic nie mówiącym frazesem , je śli się wie z góry, źe filozofia au to ra „K le o p a try “ ma ch a ra k te r id ealisty czn y . C hybaby trzeb a przyjąć, że poezya N orwida wogóle je s t pozbaw ioną w szelkiej realn ie wartościow ej tr e ś c i, a zaw iera ty lk o n ieustające w ołanie : bądź g łę ­ bokim, ja k najgłębszym , głębokim ja k ocean, ja k m ilczenie ! — A le w to trudno uw ierzyć.

W całej tej ch ara k tery sty ce N orw ida w idać u F eldm ana b ra k p ew n o ści, b rak zdecydowanego sąd u i law irow anie pom iędzy ja k

(12)

3 9 2 R ecenzye i Spraw ozdania.

najogólniejszemu pojęciami, z obawy, ab y ja k ie ś pozytyw ne tw ierdzenie nie okazało się niepraw dziw em . Gdzie N orw id je s t sam przez się w yraźniejszy, tam też i ocena F eldm ana w ypada w sposób bardziej określony n. p. g d y z a z n a c z a , źe poeta te n najw yżej ze w szy stk ich rom antyków podniósł k u lt dla sz tu k i i n ajg łęb iej odczuw ał powagę a rty s ty , że do ostatniego życia tch n ien ia w słu ch iw ał się w powiewy swobody, lub gd y stw ierdza, że N orw id gorącym uściskiem p an teisty - cznej m iłości łączy ł w jedno człowieka i w szelki tw ór z ie m sk i, że w końcu ten m istyk, k tó ry człow ieka w yobrażał sobie jako „Prome- teja z m łotem “, obok zakonu ducha g ło sił zakon pracy.

Z pośród rozm aitych metod k r y ty k i, stosunkow o najm niejszy w pływ w yw arła na Feldm ana teorya k ry ty k i psychologiczno gene­ tycznej, nakazującej rozpatryw ać dzieła sz tu k i przedew szystkiem jako „dokum enta życiow e“ . I dobrze, że ta k się stało. Bo metoda ta w praw dzie prow adzi do zrozum ienia psychologii twórcy, w praw dzie w y jaśn ia dzieło jako p ro d u k t indyw idualnego ż y c ia , ale zarazem w wysokim stopniu niszczy jego w rażenie, je s t w znacznej mierze jego unicestw ieniem . Dzieło sz tu k i powinno d ziałać samo przez się, bez w zg lęd u na stosunek swój do autora, i o ile spełnia to zadanie, 0 ty le ty lk o ma isto tn ą w artość. B yłoby wielkiem szczęściem dla lite ra tu ry , g d y b y po poetach pozostaw ały tylko ich utw ory, a g in ę ły zupełnie w szelkie ślady ich życia. S tra c iła b y na tem psychologia, ale stanow czo zy sk ałab y sz tu k a i k ry ty k a . L ite ra tu ra k ry ty czn a sta ła b y się mniej bogatą, ale za to zy sk ała b y na powadze myśli, bo odpadłby cały, dziś n ie ste ty nieodzowny, b a la st biograficzny, który z b y t często przem ienia się w protokoły policyjne o ch arakterze w ścibsko-anekdotycznym .

Pomimo dużego tem peram entu p isa rsk ieg o , zapału i dobrej woli w przejm ow aniu się w ielkiem i ideam i, nie ma Feldm an jako k ry ty k w łasnej, w ybitnej fizyognomii. Nie znajdujem y w jego „ L i­ te ra tu rz e “ sądów, u d erzających o ryginalnością ko n cep cy i, śm iałością in w e n c y i, sam odzielnością w ujm ow aniu zjaw isk tw órczych. Nie d z iała on zatem ożywczo na procesy m y ślo w e, któ ry ch w ynikiem b y ła b y wyrozumowana zgoda lub niezgoda z jego poglądam i. K to śledził bacznie prace k ry ty czn e, okazujące się w pism ach m iesięcznych 1 tygodniow ych w ciągu okresu o statn ich la t dziesięciu, znajdzie w omawianej książce m inim alną ilość rzeczy nowych. Nie znaczy to , jak o b y F. był kom pilatorem w zw ykłem znaczeniu. Za dużo ma na to ta k tu literackiego i ta le n tu Ale umie z postępow ych •opinii k ry ty czn y ch w yłowić t e , które najbardziej odpow iadają jego n atu rze lub pochodzą od autorów, do k tó ry ch ma najw iększe zaufanie i po w yłączeniu lub tylko ogładzeniu sprzeczności m iędzy poglądam i, utw orzyć c a ło ś ć , która ma pew ne pozory now ości, ale w g runcie rzeczy je s t ju ż znaną P ostępuje przytem w ten sp o só b , że z tw ó r­ czości danego pisarza w yjm uje pewną cechę, k tó rą uw aża za naczelną i na niej opiera całą o c en ę, p rzy pomocy coraz to innych określeń tego sam ego przedm iotu, dorzucając ju ż potem mało rzeczy isto tn y ch .

(13)

Recenzye i Spraw ozdania. 8 9 3

W ten sposób ch a ra k te ry z u je n. p. O rzeszkową jako wychow aw czynię społeczeństw a obejm ującą je m iłością m atc zy n ą, Sienkiew icza jako apologetę i g loryfikatora przeciętności n aro d o w ej, isto tę zaś pracy literack iej Św iętochow skiego s ta ra się u jąć przez porównanie jej z kunsztow nym , przez n a jb y strze jszy dowcip i ogrom w iedzy skon­ struow anym balonem pozytyw istycznego intelektualizm u, k tó ry wznosi się ta k wysoko w zim ną atm osferę spekulatyw nej myśli, że aż tra c i k o n ta k t z ziemią. T a k i sposób c h a ra k te ry s ty k i u łatw ia w praw dzie •oryentowanie się w produkcyi literack iej przy pomocy drogow skazów z kró tk im i a dosadnym i n a p is a m i, ale zaw iera niebezpieczeństw o z b y t pospiesznego generalizow ania. Tak dorywczo z ałatw ia się F . m iędzy innym i z B e re n te m , którego uw aża za m istrza analizy p sy ­ chologicznej , odnaw iając mu jed n a k w łasnej d y rek ty w y myślowej (s tr. 529 532 i 555 556). Za mało ma też zrozum ienia dla nowych zjaw isk um ysłow ych, przeciw staw iających się rew olucyjnie kierunkom , ■wszechwładnie w tw órczości panującym , to też stanowczo niedocenia znaczenia „ P a łu b y u Irzykow skiego (str. 565), której w pływ na n a j­ m łodszych p isa rzy je s t niezaprzeczony.

Są jed n ak w „ L ite ra tu rz e “ Feldm ana u stę p y św iadczące, że p rzy wzmożonej dyscy p lin ie myślowej m ógłby dać poglądy o wiele bardziej o ryginalne i cenne. Do tak ich należą stro n ice, poświęcone W yspiańskiem u (str. 4 8 3 — 526), które zaliczam do najlepszych w książce. Do W y sp iań sk ieg o odnosi się Feldm an z najw yższym pietyzm em , który, jak w spom niałem , posuwa aż do panegiryzm u — lecz to mu się ch ętn ie w tym w ypadku p rz e b a c za , bo przecież i k r y t y k , ja k każdy człow iek, ma prawo do sw ych ukochań — , n czy n ił go punktem szczytow ym swej k o n stru k cy i krytycznej, dzieła też jego widocznie najsum ienniej przem yślał. Na uw agę zasłu g u je zw łaszcza usiłow anie obronienia W y sp iań sk ieg o przed z a rz u ta m i, iż b rak mu w łasnej filozofii i próba w ytłum aczenia jego św iatopoglądu. P u n k t w yjścia tej filozofii w idzi F. w idei L o su , k tó ry je d n a k nie j e s t identycznym z s ta ro ż y tn ą A nanke. Nie je s t żadną potęgą zew nę­

tr z n ą , ale mieści się w n a s , sk ła d a ją się nań płynące w nas siły nieskończoności, które z ojca na sy n a przechodzą, owe żądze, sk ło n ­ ności , ch ara k ter, które ze sobą na św iat przynosim y. T w orzą one w inę tra g ic z n ą człowieka ową „w ieczną k rzy w d ę “, za k tó rą mu ś w ia t, życie każą pokutować. Ale św iatopogląd W ysp iań sk ieg o je s t heroiczny : z tym Losem trz e b a w alczyć. Człowiek bowiem — co więcej naród — m im o, że je s t ofiarą losu dźw iga pełną odpowie­ dzialność, ma swobodę w ew nętrzną, k tó ra mu w skazuje praw a i obo­ w iązki. „N ie są one jednoznaczne z jakąkolw iek dogm atyczną m oral­ nością. K to je s t te m , czem go u czy n iła n a t u r a , stoi w łaściw ie poza dobrem i złem. M iarą je s t tylko najw yższe p raw o , ja k ie zna p o eta: Ż yw ota prawo. Jedno tylko znam y życie, które samo w sobie je s t pełnią, w szechbytem , n a tu rą, B ogiem “ , W y sp iań sk i nie zna „zaśw ia- tow ości“ . Nie uznaje praw absolutnego d u c h a , w yryw ającego się po za ziemię i gw ałcącego praw a życia. Je d e n je s t tylko obow iązek:

(14)

3 9 4 Recenzye i S praw ozdania.

rozwoju i doskonalenia ży cia, przezw yciężania rzeczyw istości przez czyn bohaterski w łasnej tw ó rcz o śc i, d ążenia niestrudzonego do swo­ body, mocy i wielkości. Filozofia W ysp iań sk ieg o kulm inuje w sy n ­ tezie dwóch sprzecznych dotąd pierw iastków : w odrodzeniu św iata przez syntezę A polina i C h ry stu sa, heleńskiej słoneczności i zm ysłu dla piękna rzeczyw istego życia — i chrześcijańskiej miłości.

Nie tu miejsce i sposobność na ocenę tej te o ry i, n a ro z strz y ­ ganie, czy w ynika ona isto tn ie z dzieł au to ra „W yzw olenia“ i „A kro­ p o lis“, czy je s t mu mniej lub więcej dowolnie narzuconą. W idoczną je s t w tym poglądzie dążność do p rzy z n an ia W y sp iań sk iem u cha­ ra k te ru tw órcy naw skróś nowożytnego, stojącego na w yżynie w spół­ czesnej w iedzy. Z auw ażyć ty lk o m uszę, że z ową rzekom ą antim eta- fizycznością sz tu k i W yspiańskiego nie zg adza się zaznaczona przez samego Feldm ana idea pow rotu dusz bohaterskich , (początek K azi­ m ierza W ielkiego), wogóle w iara w pośm iertne życie duszy, w jej w racanie i indy w id u aln ą nieśm iertelność. (M it o K orze i Dem etrze w „Nocy listopadow ej“, wiersze liryczne drukow ane po śm ierci). W każdym r a z ie , próba oparcia sz tu k i W y spiańskiego na silnej podstaw ie ideowej i nadania jej przez to ścisłej jednolitości wewnę­ trzn ej — zasługuje na uznanie.

Nie ma natom iast w artości pojęcie rom antyzm u, jakiem operuje Feldm an. W ielką je s t dla niego tylko sztu k a rom antyczna. Rozum ie jed n a k przez nią nie ja k iś określony k ierunek tw órczy, ale wogóle s z tu k ę , k tó ra zryw a z ciasnem i tendencyam i dnia i podsyca k u lt ideału, k tó ra obejmuje ogólnoludzkie horyzonty, dąży do przetw orzenia rzeczyw istości przez swobodę i twórczość. W ychodzi to n a tautologię : w ielką je s t ta sztu k a, k tó ra je s t wielką. W ed łu g takiej term inologii m usielibyśm y rom antykam i nazw ać i A jschylosa i D antego i R acina i Goethego z ostatniego okresu. J e s t tu oczyw isty b łą d myślowy, Poniew aż rom antyzm b y ł w ielką sztu k ą, nie w ynika z tego, że każda sz tu k a wielka je s t rom antyczną. To też g d y Feldm an w zakończeniu swej k siążk i wieszczy przyszłość żyw otną ty lk o Rom antyzm ow i, w ów czas, pojmując ów term in w znaczeniu wyżej podanem - n ie w ypow iada w łaściw ie żadnego tw ie rd z e n ia , je śli zaś — czego n ie chce w yraźnie przyznać — określa w ten sposób s z tu k ę , o p artą na p ierw iastk ach m etafiz y k i, czy naw et m isty c y z m u , w ypow iada nie­ w ątpliw ą niepraw dę. Przeciw nie bowiem cały rozwój um ysłow ości w spółczesnej w sk a z u je , że sz tu k ą przyszłości będzie s z tu k a , k tó ra rad y k aln ie zerwie z tra d y c y ą i opierając się na pewnej i trw ałej podstaw ie em pirycznej rzeczyw istości, apostołować będzie re lig ię sw obodnego, dumnego i sam odzielnego postępu i doskonalenia się bez pomocy zaśw iatów i bez potrzeby niecierpliw ego o dgadyw ania tajem nicy b y tu , z czego wcale nie w y n ik a , aby sztu k a ta m usiała u g rz ą ść w płaskim u ty litary zm ie. Nowe czasy bez przesądów i mi­ tologii potrzebują nowej, niem itologicznej sztuki bez pam iątek.

W ładysław K ozicki.

Cytaty

Powiązane dokumenty

 Fizyka, III etap edukacyjny, 9.2: wyznacza prędkość przemieszczania się (np. w czasie marszu, biegu, pływania, jazdy rowerem) za pośrednictwem pomiaru odległości i

Fakt stosowania przez wikariuszy in spiritualibus, którzy byli równocześnie oficjałami poznańskimi, pieczęci wieczystej oficjalatu jako wystarczającego

Nasza szeroka oferta maszyn typu pająk, podnośników i mini - dźwigów okazuje się najbardziej przydatna, gdy konwencjonalne podnośniki lub dźwigi po prostu nie

W 2014 roku Wyższa Szkoła Oficerska Wojsk Lądowych imienia Generała Tadeusza Kościuszki (WSOWL) na podstawie decyzji ministra obrony narodowej 21 przejęła tradycje

l Czêœæ nauczycieli szkó³ œrednich nie jest w pe³ni przygo- towana do nauczania matematyki i

(odpowiadają na pytania: po co? na co? w jakim celu?) Zdania zaczynają się od: aby, żeby, iżby, ażeby, by.. Istniał zakaz twórcy Wielkich Ministeriów (1), by żaden cudzoziemiec

Tylna oś wahliwa, kąt zejścia >30°, wysięgnik w pozycji centralnej oraz liczne czujniki stabilności pozwalają na wykonywanie ekstremalnych manewrów w całkowicie

Zo zijn er goede mogelijkheden voor on-line samenstellen van verschillende kwaliteiten, de broeiverliezen zijn minder dan bij open opslag en weersinvloeden hebben geen