• Nie Znaleziono Wyników

Władysława Stanisława Reymonta droga na francuski Parnas

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Władysława Stanisława Reymonta droga na francuski Parnas"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Franciszek Ziejka

Władysława Stanisława Reymonta

droga na francuski Parnas

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 82/4, 71-94

(2)

FR A N C ISZ E K Z IE JK A

WŁADYSŁAWA STANISŁAWA REYMONTA DROGA NA FRANCUSKI PARNAS

Je st swoistym paradoksem, że autor wielkich powieści o polskiej pro­ w incji (Komediantka, Fermenty), o rodzącym się w bólach miejskim molochu, jakim była Łódź (Ziemia obiecana), a przede wszystkim o pol­ skiej wsi (Chłopi), kochał właściwie tylko jedno miasto: Paryż! Do stolicy F rancji podążał przy każdej niemal okazji, w niej tworzył swoje, jakże polskie powieści i nowele, tu miał przyjaciół. L ektura kilkuset listów pisarza, jakie zachowały się do naszych czasów, w całej pełni potw ier­ dza tę tezę.

Nie mamy wprawdzie żadnych świadectw z czasów pierwszego pobytu pisarza w Paryżu w r. 1894, gdy zjawił się tu przejazdem w drodze z Londynu (jako obserw ator a zarazem medium niejakiego Puszowa uczestniczył tam w zjeździe spirytystów skupionych w The Theosophical Society). Kiedy jednak późną jesienią 1896 na nowo znalazł się w mieście nad Sekwaną, pisał do b rata Franciszka w liście z 26 XI 1896: „Paryż jest wspaniały i olśniewający, podoba mi się teraz znacznie więcej niż wtedy, gdym go po raz pierwszy oglądał” (R 84)*. Odtąd niby jakiś refren będą w jego listach powtarzać się słowa zachwytu (dużo rza­ dziej — zniecierpliwienia) Paryżem. Do przyjaciela, Michała Siedleckie­ go, pisał w dniu 22 II 1903:

Ja sp ecja ln ie k och am Paryż, a le d łu ższy czas n ie m ogę już w n im w y ­ trzym ać, d uszę się trochę, brak m i p ow ietrza — m oże ty lk o sw o jsk ieg o — ale m i brak*.

W odnalezionych w Bibliotece Polskiej w Paryżu listach do Kazimie­ rza Woźnickiego czytamy natom iast — w dniu 12 X 1909: „Przecież to naszym marzeniem, aby mieć drugie mieszkanie w Paryżu. Czy się kiedy ziści?” ; w dniu 21 I 1910: „siedzimy [w Zakopanem] i wzdychamy do

1 W ten sposób od sy ła m y do: W. S. R e y m o n t , L i s t y d o r o d z i n y . O praco­ w a li T. J o d e ł k a - B u r z e c k i i B. K o c ó w n a . W arszaw a 1975. P on ad to sto ­ su jem y skrót W na ozn aczen ie pozycji: W. S. R e y m o n t , L i s t y d o K a z i m i e r z a W o ź n i c k i e g o . A rch iw u m K azim ierza W oźnickiego w Bibl. P olsk iej w Paryżu, t. 34. L iczby po skrótach w sk a zu ją stronice.

2 W. S. R e y m o n t , L i s t y d o M i c h a ł a S i e d l e c k i e g o . B ibl. Jagiellońska, rkps P rzyb. 32/86.

(3)

72 F R A N C I S Z E K Z I E J K A

wiosny, gdyż w tedy z pewnością znajdziem y się w P ary żu ” ; półtora roku później, 16 IX 1911: „Do P aryża już nam pilno obojgu. M arzymy o nim jak o cichej przystani po paromiesięcznej włóczędze” (W).

Oczywiście, pociągała go stolica Francji, ale także mieszkający w niej ludzie. W liście z 3 II 1897, pisanym do siostry, K atarzyny Jakim owi- czowej, objaśniał swój charakter w następujący sposób:

To m oże m oja najsłab sza strona, że n ie m ogę żyć sam otn ie, że m u szę zaw sze przyczepić się sercem do ja k iejś b an d y lu d zk iej, że potrzebuję czuć się koch an ym i sam kochać p otrzeb u ję lu d zi. G dyby n ie to w ła śn ie, b y ło b y m i zn aczn ie lep iej w życiu, ła tw ie j b ym p ły n ą ł i d o p ły n ą ł do jakiegoś celu. A tak pół życia i sił n a jlep szy ch tracę na próby z ludźm i, bo ciągle m u szę kogoś kochać i p rzek on yw ać się n a stęp n ie, że kochać b y ło n ie w arto; cią g le

od n aw iam u siło w a n ia i w cią ż się zaw od zę. [R. 161]

Ta właśnie „społeczna” n atu ra Reym onta spraw iła, że był jednym z najbardziej łubianych, ale i najczynniejszych członków kolonii polskiej w Paryżu. W ynajm ujący wspólnie z pisarzem w ciągu kilku lat jedno mieszkanie w Paryżu Jan Lorentowicz w swym pięknie i sugestywnie skreślonym wspomnieniu o tw órcy Chłopów pisał:

w ciąż [przerzucał się] z jed n ego m ie jsc a n a drugie, a le do P aryża cią ży ł n ie ­ u stan n ie. C zuł się w tym m ieście czarod ziejsk im zaw sze n a jlep iej, chociaż n ie znał język a fran cu sk iego, ch o cia ż z k u ltu ry fra n cu sk iej n ie brał nic *.

Lorentowicz miał niewątpliw ie rację, gdy podkreślał swoiste zauro­ czenie Reymonta Paryżem. Twierdzenie jego natom iast o nieznajomości języka francuskiego i braku związków pisarza z k u ltu rą francuską moż­ na odnieść tylko do la t 1896— 1899, kiedy obaj mieszkali pod jednym dachem. Z upływem czasu Reym ont nabył bowiem umiejętność porozu­ miewania się w języku francuskim . W roku 1909 przem awiał naw et w tym języku na uroczystym bankiecie, o czym pisała prasa polska i francuska.

Dzięki zachowanej korespondencji pisarza, a także kwerendom w a r­ chiwach i prasie paryskiej można dziś podjąć próbę nie tylko przedsta­ wienia pobytu Reymonta w Paryżu, ale i zabiegów m ających na celu otwarcie przed jego dziełami niechętnej wobec cudzoziemców Francji.

Jak wspomniano, przybył Reym ont do P aryża po raz pierwszy w 1894 roku. Przybył tu w tow arzystw ie zafascynowanego spirytyzm em lekarza Józefa Drzewieckiego. Z nim zwiedził miasto, a także... wziął udział w uroczystej obronie pracy doktorskiej na Sorbonie: „broniła się” w zakresie m edycyny M aria Sulicka, jedna z działaczek Stowarzyszenia Polskiej Młodzieży Kształcącej się w P aryżu „Spójnia”. Był jeszcze w te­ dy Reymont pisarzem początkującym, na którego nikt bodaj nie zwracał uwagi. Już jednak w rok po tej przypadkow ej wizycie przyszłego auto­ ra Chłopów w stolicy F rancji został on przedstawiony kolonii polskiej przez niezastąpionego Wacława Gasztowtta. Na łamach „Bulletin Polo­ nais” z 15 XII 1895 krytyk ten odnotował ukazanie się we wrześniowym numerze „A teneum ” noweli Reym onta pt. Tomek Baran. Przy okazji pisał:

R ea listy czn e opisy w ie js k ie j k arczm y i tego, co się w n iej dzieje, obraz czarnej nędzy n ieszczęśliw eg o T om ka, egoizm u w y ższy ch u rzęd n ik ów k o le jo ­

(4)

w y ch , którzy od sy ła ją go precz, tr w o żliw eg o i darem nego m iłosierd zia k się ­ dza, pok rzep iającej i sk u teczn ej solid arn ości m ieszk ań ców w si, p rak tyczn ej filo z o fii starej J a g u sty n k i — w sz y stk o to jest żyw e i in teresu ją ce. To jak b y p rzypis do B ie d r o n i S e w e r a 4.

Nie była to jeszcze pełna prezentacja pisarza, raczej godny przypom­ nienia sygnał pojawienia się w życiu literackim k raju młodego, intere­ sującego twórcy.

Jesienią 1896, gdy Reymont zdecydował się jechać na dłuższy czas do Paryża, miał on już na swym koncie spory sukces literacki: cieszące się dużym powodzeniem powieści Komediantka i Fermenty. W tej sy­ tuacji bez trudu znalazł miejsce w świecie polskiej kolonii artystycznej. Zatrzym ał się w mieszkaniu przebywającego od siedmiu la t w stolicy Francji Lorentowicza, usytuow anym w samym sercu Dzielnicy Łaciń­ skiej, przy ul. Rollin 6. Lorentowicz wprowadził przybysza w sprawy polskie w Paryżu. Przede wszystkim wciągnął go w krąg młodzieży sku­ pionej w „Spójni”. W niespełna miesiąc po przyjeździe do stolicy F ran ­ cji Reymont trafił także do znanej bodaj wszystkim młodym Polakom goszczącym w Paryżu przystani w Ouarville, czyli do domu Marii i Hen­ ryka Gierszyńskich. O tw arta n atu ra gospodarzy z jednej strony, a z dru­ giej — pogodne usposobienie samego Reym onta sprawiły, że pisarz spę­ dził prawie pięć miesięcy w położonej niedaleko C hartres wsi. Oczywiście w tym czasie często odwiedzał Paryż, były to wszakże pobyty krótko­ trwałe. W domu państw a Gierszyńskich miał zapewnione znakomite wa­ runki do pracy: w łasny pokój, wyżywienie (wszystko darmowe!), a także możliwości rozwoju intelektualnego — w domu Gierszyńskich była obfi­ ta biblioteka, nadto gospodarze organizowali swoisty „domowy” uniw er­ sytet: w ykłady i dyskusje, w których uczestniczyli liczni zazwyczaj goś­ cie. Zadomowił się tu zatem znakomicie. Dzięki pośrednictwu doktora Gierszyńskiego nawiązywał coraz nowe znajomości. 11 II 1897 pisał więc do brata Franciszka:

M uszę być co tyd zień w P aryżu , m uszę b yw ać na rozm aitych p osied ze­ n iach i zebran iach , m u szę się p rzecież czasam i puścić w P aryżu, aby zapo­ m n ieć o w sz y stk im choćby na c h w ilę. [R 86]

Pracował teraz przede wszystkim nad Ziemią obiecaną. Dopiero wio­ sną 1897, w m arcu, w ynajął wspólnie z Lorentowiczem nowe piękne mieszkanie w P aryżu przy ul. Rollin 12: składało się z trzech pokoi, kuch­ ni, przedpokoju...

W czasie tego pierwszego dłuższego pobytu we Francji Reymont od­ był dwie w ypraw y zagraniczne: w lutym 1897 był w Szwajcarii, nato­ m iast w kw ietniu — w Anglii. Do Szwajcarii w ybrał się na zaproszenie Teodora Tomasza Jeża. Tak się złożyło, że w lutym 1897 Związek Wy­ chodźstwa Polskiego odbywał w Genewie swój doroczny zjazd. Polonia am erykańska upoważniła do reprezentow ania jej na tym zjeździe Hen­ ryka Gierszyńskiego. Ten natychm iast powiadomił o tym głównego orga­ nizatora zjazdu, sędziwego Miłkowskiego-Jeża. Równocześnie zapropo­ nował, że zabierze ze sobą do Szw ajcarii Reymonta. Nestor polskich bo­ jowników o niepodległość odpowiedział Gierszyńskiemu listem z 8 II 1897, w którym pisał m.in.:

Na k olegę (k olegę po piórze), Wł. R eym onta, z o tw a rty m i czekam ram io­ 4 „B ulletin P o lo n a is” 1895, nr z 15 X II, s. 277.

(5)

74 F R A N C I S Z E K Z I E J K A

nam i. Co do jego przyjazd u jed en a toli sta w ia m w aru n ek , a to ten, że z W am i, m ój D oktorze, przyjed zie, ale n ie z W am i odjedzie. N iech się zd ob ęd zie na ofiarę p rzenudzenia się w to w a rzy stw ie n a szy m p rzez jed en bodaj dzień. M oże zresztą n ie w ie le na ty m straci, że się trochę b liżej pozna ze sta ry m g rzeszn i­ k iem ®.

W yprawa Reymonta do Szwajcarii trw ała dwa tygodnie. Pisarz uznał ją za bardzo udaną. W liście do brata Franciszka potwierdzał:

W S zw a jca rii b y łem dw a tygod n ie, p rzejech ałem ją w zd łu ż i w szerz, r o ­ b iliś m y szalone w y c ie c z k i w góry, szalone, b o n ik t zim ą tam się n ie puszcza. K raj je s t isto tn ie cu d ow n y i jak ty lk o m ożna so b ie w yob razić u cy w ilizo w a n y . W G en ew ie sied zia łem dłużej u p atriarchy naszej literatu ry, u T. T. Jeża. N iesły ch a n ie zacny dom , posiad ający n a jp ięk n iejsze w S zw a jca rii córki. A że m n ie tam zn an o i ceniono, i p rzy jęto z całą serd eczn ością, w ię c m i b y ło dobrze. [R 90]

W yprawa Reym onta do Anglii w okresie świąt Wielkanocnych była o wiele mniej udana. Ja k pisał w listach do brata, większość czasu spę­ dził w Canterbury, w Londynie bowiem „nie mógł wysiedzieć” z powo­ du bezustannie padającego deszczu.

W czerwcu 1897 Reym ont wrócił do kraju. Do P aryża w ybrał się znowu w lutym roku następnego. Zatrzym ał się w „swoim” mieszkaniu przy ul. Rollin 12. Tym razem spędził w stolicy F rancji pięć miesięcy, które niemal bez reszty w ypełniła mu praca nad Ziemią obiecaną. P la­ nował już także Chłopów, z których postanowił „zrobić swoje arcydzie­ ło” 6. Nie był to pobyt udany. Pisarz — najprawdopodobniej z przepra­ cowania — rozchorował się. Potw ierdza tę jego chorobę m.in. Lorento- wicz w liście do Gierszyńskiego. W m aju 1898 pisał:

D r R a d ziw iłło w icz p rzyjech ał [z L ondynu — F. Z.] w e czw a rtek i m ieszk a u n as. P o n iew a ż R eym on t chory, cały ciężar ciceron ow an ia spada na m n ie. [...] R eym on ta w z ię liśm y od w czoraj na rad yk aln ą, m leczną kurację; n ie d a­ jem y m u żadnych prócz m lek a p ok arm ów i trzym am y go w dom u. M oże w te n sposób prędko do zdrow ia pow róci i rów n ież z n am i do Sz. P a ń stw a p rzyjed zie \

Lato 1898 pisarz spędził w kraju. W tym czasie francuskiej publicz­ ności przedstawiła go Maria Marrené-Morzkowska. We wzmiankowanym tu ta j artykule ogłoszonym na łamach „La Revue des Revues” pisała

s Z. M i ł k o w s k i , L i s t y do H e n r y k a G ie rs zy ń sk ie g o . A rch iw u m G ierszyń - sk ich w Bibl. P o lsk iej w P aryżu. (W szystkie p rzy w o ły w a n e tu listy a d reso w a n e do G ierszyń sk ich , ja k i przez nich pisan e, znajdują się w tym A rch iw u m ). W arto tu dodać inform ację, że R eym ont w ow ych dniach... p rzystąp ił do Z w iązku W y­ ch o d źstw a P olsk iego. P isze o tym M. G i e r s z y ń s k a w liście z 5 II 1897 do syn a S ta n isła w a : „Jutro, je ż e li nic n ie przeszkodzi, to w y jeżd ża m y do Paryża na p o sied zen ie Z w iązku P olsk iego. P an R eym on t też p rzystąp ił. N a p isa liśm y d ziś do L im a n o w sk ich , ich też zachęcając do p rzystąp ien ia, a zarazem zapraszając na ju trzejsze zebranie. Z A m ery k i T atuś otrzym ał prośbę, b y zech ciał być d elegatem z ich stron y w G en ew ie, od jutra za tydzień. T atuś zdaje m i się z p. R eym on tem •w yjeżdżają, ty lk o o ty m n ie m ó w nikom u, by to n ie doszło do k lie n tó w ”.

• T ak p isał do brata F ranciszka w dniu 10 V 1898 (R 107).

(6)

■o nim jako o autorze wartościowych powieści Komediantka i Fermenty, którem u nie należy szczędzić pochwał:

D osk on ałe s y lw e tk i b o h a teró w obu p o w ieści, n a m a lo w a n e z siłą, ż y w e od­ czu cie natu ry i p ra w d ziw y ta len t — w szy stk o to czyn i u tw o ry R ey m o n ta bardzo z a jm u ją c y m i8.

Tak ciepła opinia ogłoszona w piśmie cieszącym się sporym zaintere­ sowaniem Francuzów niewątpliwie mile zaskoczyła Reym onta w racają­ cego w początkach listopada tego roku do Paryża. Podniesiony na duchu, postanowił on teraz... dokształcać się. Zdecydował się uczęszczać na w y­ kłady w École Libre des Sciences Politiques. Przy wpisie na te studia nie wymagano od cudzoziemców żadnych świadectw. Należało tylko w pła­ cić stosunkowo wysokie czesne 400 franków. Może ta opłata, a może wciąż jeszcze niezbyt dobra znajomość języka francuskiego zadecydowa­ ły, że ostatecznie pisarz studiów tych nie podjął. Włączył się natom iast bardzo czynnie w życie polskiej kolonii artystycznej. Najbliższymi teraz jego przyjaciółmi byli: K onstanty M. Górski, Zenon Przesm ycki M iriam i Stefan K rzyw oszew ski9.

W lutym 1899 Reym ont poznał w Ouarville Ellen Wester, popularną w Szwecji tłumaczkę literatu ry polskiej. Znana w kręgach polskiej ko­ lonii w Paryżu „Szwedka”, która już w 1895 r. była gościem G ierszyń-

skich, zatrzym ała się teraz we F rancji w drodze powrotnej z Polski, gdzie zwiedziła m.in. Warszawę i Kraków. Gdy stanęła w zaprzyjaźnio­ nym domu Gierszyńskich, ci natychm iast wysłali do przebywającego w Paryżu Reym onta zaproszenie. Pisarzowi także bardzo zależało na po­ znaniu pani Wester, o czym świadczy choćby ten fragm ent jego listu do Stanisław a Gierszyńskiego:

K ochany P an ie S ta n isła w ie, L ist W asz otrzym ałem d opiero d zisiaj rano, w iad om ość o p rzyjeźd zie p. E [llen] W jester] u rad ow ała m n ie, bo m am w ie lk ą chęć poznania Jej — a le dzisiaj p rzyjech ać n ie m ogę. U rządzają zn a jo m i p ik n ik — d ałem im słow o, że n a n im b ędę — w ię c być m uszę. P ik n ik je s t d zisiaj. J e śli p. W [ester] b ęd zie jeszcze u P a ń stw a na sobotę— n ied zielę, to b y m p rzyjech ał w sobotę. M oże m n ie P a n zaw iad om i zaraz po p rzy jeźd zie

do P aryża. D obrze? Czy p. W [ester] długo m a sied zieć w e F r a n c ji? 10

Reymont rzeczywiście odwiedził Ouarville, szybko też zaprzyjaźnił się ze szwedzką tłumaczką. Potw ierdza to z kolei Maria Gierszyńska w liście do syna Stanisław a z 28 II 1899:

8 M. M a r r e n é - M o r z k o w s k a , L e M o u v e m e n t l i t t é r a i r e e n P o l o g n e . „La R ev u e des R evu es e t R evu e d ’E urope e t d ’A m eriq u e” 1898, nr z 1 V III, s. 235.

fl B ib liotek arz w B ib lio tece P o lsk iej w P aryżu, K on stan ty M. G ó r s k i , w N o ­ t a t k a c h z p o d r ó ż y (p rzech ow yw an ych w B ibl. J agielloń sk iej, rkps 7700 I) od n oto­ w a ł szereg spotkań z R eym on tem , np.: „4 III 99. Ś n iad an ie u K rzy w o szew sk ieg o . P rzesm y ck i, R eym ont i ja ”. S. K r z y w o s z e w s k i z k o lei w sw y ch w sp o m n ie ­ n iach (D ł u g i e ż y c i e . T. 1. W arszaw a 1949, s. 89) pisze: „Trudno b yło o w ięk szy k on trast in d y w id u a ln o ści, ja k tych dw óch przyjaciół: M iriam a i R eym onta. P ie r w ­ szy — stu p ro cen to w y in telek tu a lista , u m ysł an alityczn y; drugi — tem p era m en t w y b u ch o w y , m en taln ość spontaniczna. T a len t R eym on ta b y ł w ięk szy od n iego sa m eg o ”.

(7)

76 F R A N C I S Z E K Z I E J K A

N a k o lei sp otk aliśm y P ana R eym onta, który z n am i w y je c h a ł i n azajutrz opuścił O u arville z pow rotem do P aryża, upodobał on bardzo P an n ę E llen W ester. Zdaje m i się, że ona m a tłu m aczyć jego dram at na języ k s z w e d z k in .

Inform acja ta była prawdziwa. Reymont rzeczywiście ustalił z panią Wester, że zajmie się ona tłumaczeniem na język szwedzki jego dram atu

Dosyć kłamstw, co do którego żywił nadzieję, iż w ystaw iony zostanie

w Warszawie, Wiedniu, a także w Sztokholmie 12. Plan ten wprawdzie zawiódł, ale zawiązana owego roku znajomość jego ze szwedzką tłum acz­ ką i tak pięknie obrodziła: w 1900 r. pani W ester przełożyła jedną z jego nowel do zbiorku zatytułowanego Det unga Polen, w 1918 r. Ziemię

obiecaną, potem Chłopów.

Pobyt w Paryżu na przełomie r. 1898 i 1899 dał Reymontowi pierwszą bodaj okazję do konfrontacji jako autora ze sceną teatralną. Oto bowiem grupa aktorów-am atorów skupionych w Stowarzyszeniu Studentów „Ko­ ło” w ystaw iła w dniu 28 IV 1899 w sali przy ul. de Lancy 10 jego jed­ noaktówkę pt. Za późno. Sprawozdawca „Bulletin Polonais” przedsta­ wienie to ocenił wprawdzie dobrze, sztukę zaś Reymonta uznał za „in­ teresującą, z dobrymi dialogami” 13, sam autor jednak, a także L oren- towicz, byli innego zdania: obaj uznali spektakl za porażkę artystyczną. Znamienne, że doświadczenie to nie miało jednak wpływu na dalsze prace Reymonta w dziedzinie dram atu: właściwie do końca życia był on przekonany, że posiada szczególne uzdolnienia jako dram aturg!

W m aju 1899 Reymont powrócił do kraju. Zajęty pracą nad pierwszą w ersją Chłopów nie w ybrał się do Paryża zimą 1899/1900. Powodem było m.in. wyraźne ochłodzenie się jego stosunków z Lorentowiczem, z którym dotychczas wynajm ował wspólne mieszkanie. W dniu 13 VII 1900 pisarz padł ofiarą katastrofy kolejowej pod Włochami koło W ar­ szawy. Nastąpił długi okres leczenia i rekonwalescencji. Kiedy jednak w dwa lata później, 15 VII 1902, zawarł związek małżeński z Aurelią Szacsznajder, w podróż poślubną w ybrał się oczywiście... do Paryża. Zja­ wił się tu w lipcu, by po dwóch tygodniach, po odwiedzeniu Ouarville u , udać się nad ocean, do Beg-Meil.

Po wakacjach spędzonych w Bretanii, jesienią 1902 Reymontowie osiedli w Paryżu. W październiku w ynajęli mieszkanie przy Boulevard de M ontparnasse 162. Pisarz dzielił teraz czas między pracę nad drugą częścią chłopskiej tetralogii, Zimą 15, a bujnie rozwijające się w stolicy Francji życie polskiej kolonii artystycznej. Był w tym środowisku czło­ wiekiem dobrze znanym i cenionym. Zasłużył się przy organizowaniu Koła Polskiego Artystyczno-Literackiego, co potwierdzili członkowie tego

11 M. G i e r s z y ń s k a , L i s t y d o syn a S ta n isła w a .

12 Zob. list R e y m o n t a do brata F ranciszka, z 7 III 1899 (R 116). 18 „ B u lletin P o lo n a is” 1899, nr 2, z 15 V, s. 135.

14 M. G i e r s z y ń s k a p isała 28 V II 1902 do syn a S tan isław a: „R eym ont z żoną w P aryżu. W czoraj otrzym aliśm y list, że chcą do nas p rzybyć jadąc d o B reta n ii. O dpisał T atko, prosząc. Jutro, to jest w e środę, z p ew n ością przybędą. M ieszkają w hotelu d ’Orsay, p en sion de fa m ille, 50, rue Jacob, 50. F oubourg S t-G erm a in . P rzy g o to w u jem y tw ój pokój dla nich. Ż yt[k iew icz] i G w oz[decki] przenoszą się n a strych nad angarą”.

15 Z im ę R eym on t zaczął drukow ać w „T ygodniku Ilu stro w a n y m ” 10 I 1903, uk oń czył zaś — 24 X 1903. W ciągu całego tego okresu pisarz sy stem a ty czn ie n a d sy ła ł W olffow i k o lejn e fra g m en ty u tw oru.

(8)

stowarzyszenia w ybierając go jeszcze w lutym 1899 w skład zarządu. Wprawdzie w związku z jego w yjazdem z Paryża na zebraniu w lutym 1900 wybrano do zarządu na jego miejsce Jana Chełmińskiego, z chwilą jednak gdy na nowo stanął w stolicy Francji, natychm iast przywrócono go do władz Koła: w listopadzie 1902 w wyniku przeprowadzonych w y­ borów został wiceprezesem Koła Polskiego Artystyczno-Literackiego. Nie znamy wprawdzie bliżej zakresu jego działalności w tym stowarzyszeniu, z jego osobą można jednak wiązać znaczne ożywienie aktywności Koła w 1903 roku. Sekcja literacka, którą bezpośrednio kierował, zorganizo­ wała w pierwszych miesiącach 1903 r. serię spotkań autorskich, na któ­ rych w ystąpili m.in. Ludw ik Staff i Antoni Potocki. Cykl ten otworzył sam Reymont w dniu 29 I 1903. W czasie spotkania odczytał utw ór W e

mgłach, który był w stępnym szkicem do powieści Wampir. Według in­

form acji „Bulletin Polonais” z 15 IV 1903 Reymont miał odczytać na tym spotkaniu także fragm ent Chłopów, nie potw ierdzają tego jednak inne źródła.

W dniu 5 IV 1903 pisarz — wraz ze Staffem, Benedyktem Hertzem i in ­ nymi — wziął udział w raucie na rzecz Kasy Bratniej Pomocy Młodzieży Polskiej Kształcącej się w Paryżu. Tym razem przeczytał zebranej licz­ nie publiczności prawdopodobnie nowelę Matka 16, sprawozdawca „Gońca Polskiego” pisał bowiem:

S zczególny za ch w y t w zb u d ziła odczytan a przez p. R eym on ta now ela, k tó ­ rej w strząsająca treść za czerp n ięta zo sta ła z d ziejów m ęczeń stw a lu d n o ści u n ic k ie j17.

Żywy udział pisarza w pracach Koła Literacko-Artystycznego wcale nie znaczył, że wiódł on teraz bujne życie towarzyskie, do jakiego przy­ wykł w czasie poprzednich pobytów paryskich. W liście z 22 II 1903 do Michała Siedleckiego, który niedawno był świadkiem na jego ślubie, pisał:

choć tutaj k olon ia jest w y ją tk o w o liczn a i z w ielu , z w ie lu lu d źm i się zn a ­ m y — nie żyjem y jed n ak b liżej p raw ie z n ik im — n ie m a, prócz S taffa, nik ogo godnego uw agi, a co gorzej, uczciw ego człow iek a. P ło tk i sa m e pod k ażd ym w zględ em , stąd i n uda sto su n k ó w tow arzysk ich , i tak że głęb ok a tęsk n o ta za krajem — że w io sn y ty lk o czek am y p ew n ej, b y się w y n ieść — ju ści, że p rzed e w szy stk im do K rakow a, a potem gdzie B óg da, być m oże jednak, że do Z a ­ k opanego 18.

Uciekając prawdopodobnie przed ową nudą w ybrał się Reymont na przełomie kw ietnia i m aja 1903 na dwa tygodnie do leżącej nad K anałem La Manche Stacji Zoologicznej w W imereux, w której odbywał staż n au ­ kowy Michał Siedlecki. Był to pobyt bardzo udany. Pisarz nadal zajęty był Zimą. Potw ierdza to Siedlecki w jednym ze listów do Marii Sewe- rowej Maciejowskiej:

Od tygod n ia m am tutaj R eym onta. Tutaj p an u je taka atm osfera, że m u si się p racow ać, b o p o prostu n ie m ożna próżnow ać. O n te ż od razu w sz e d ł w robotę i p isze C h ło p ó w , a raczej ich w yk ań cza. S k oń czył tu w ła śn ie d o sk o n a ­

16 R ok w cześn iej pisarz o g ło sił ją na łam ach „Ilu stracji P o lsk ie j” (1902, n ry 18— 20), w y stę p u ją c pod p seu d on im em „A ntoni K o p czy ń sk i”.

17 „G oniec P o lsk i” 1903, nr 4.

(9)

78 F R A N C I S Z E K Z I E J K A

łą sceną w k arczm ie i w czoraj m i ją przeczytał. Z daje m i się, że m u tutaj: n ieźle, bo ciągle w dobrym hum orze i zadow olony; p racu je cza sa m i po 8 g o ­ dzin dzien n ie łe.

W pierwszej połowie czerwca Reymontowie ostatecznie zdecydowali się wrócić do kraju. Mieszkanie sprzedali Antoniemu Potockiemu — w raz z meblami — sami zaś udali się początkowo do Warszawy, a następnie do Zakopanego.

W biografii literackiej Reymonta pobj^t ten w P aryżu uznać należy za w pełni udany. Powstała w tym czasie prawie połowa J esie n i20 oraz w yraźnie posunęła się naprzód praca nad Zim ą21. W tym też okresie podjęto kolejne próby przybliżenia czytelnikowi francuskiem u dzieł Rey­ monta. Już w czerwcu 1901 obszerną i celną jego sylw etkę przedstaw ił czytelnikom „M ercure de France” Jan Lorentowicz. W ram ach swych

Listów polskich przygotował on artykuł pt. Le Génie des paysans polo­ nais, w którym ukazał Reymonta jako przyszłego epika wsi polskiej.

W artykule przywołał Lorentowicz zmiany zachodzące w Polsce, które dziś nauka nazywa procesem unarodowienia wsi polskiej, wspomniał o prawdziwej rewolucji w sztuce polskiej, wywołanej tym procesem (styl zakopiański, szkoła artystów-rzeźbiarzy, będących synam i chłopski­ mi — z Kurzawą, Wojdygą, Biegasem, Laszczką, Brzegą czy Nalborcz- kiem na czele), nade wszystko skupił się jednak nad sylw etką Reymonta. Przedstaw ił go francuskiem u czytelnikowi jako twórcę „żywiołowego”, samorodnego, który w młodych latach „zgromadził w swym umyśle tak wielkie bogactwo różnorodnych wrażeń, iż potrzeba twórczości objawiła się w nim prawie bezwiednie”. Prezentując kolejne dzieła pisarza: od

Pielgrzymki na Jasną Górą po Ziemią obiecaną, Lorentowicz podkreślał,

że „prawdziwe mistrzostwo objawia Reymont w obrazach z życia chło­ pów. W tej dziedzinie nie ma poprzedników w całej polskiej literatu rze” 22. Dlatego k rytyk zakończył swój artykuł swoistą radą i zarazem prze­ strogą dla pisarza:

N ad szed ł czas, aby opuścić ży d o w sk ie buduary, a n a w e t p ro w in cjo n a ln y ch kab otyn ów , i n ap isać sy n tety czn ą k sięgę o życiu chłopów . P ow iad ają, że ju ż się to stało: R eym on t pokaże nam całą galerię ch łop ów w sw ej n ow ej p o w ieści

C h ł o p i, którą w k ró tce m a d rukow ać jed n o z p ism polsk ich . B yć m oże z n a j­ dziem y w n iej n ie ty lk o zn ak om ite w sw ej p raw d zie obrazy życia, a le tak że trochę roboty artystyczn ej, zw łaszcza w k om p ozycji dzieła. P o ośm iu tom ach p o w ie śc i stw o rzo n y ch w ed łu g tej sam ej recep ty, w ed łu g jak iej jabłoń rodzi jabłka, R eym on t w in ie n sob ie p ozw olić na ten trochę u cią żliw y lu k s u s 2*.

18 M. S i e d l e c k i , L i s t y d o M a r i i S e w e r o w e j . B ibl. O ssolineum , rkps 12549 III (list z 4 V 1903).

20 Jak dow od zi w p is autora na p rzech o w y w a n y m w B ibl. O ssolin eu m ręk op isie, p racę nad J e s i e n i ą zakończył on w dniu 26 X 1902.

21 W spom niana przez S ied leck ieg o w liśc ie z 4 V 1903 scen a w karczm ie, którą to scen ę pisarz osta teczn ie u k oń czył w W im ereux, w eszła jako rozdział 7 do tom u 2

C h ł o p ó w . W „T ygodniku Ilu stro w a n y m ” ukazała się drukiem w n u m erach z 23 i 31 V oraz z 7 VI 1903.

22 J. L o r e n t o w i c z , L e t t r e s p o l o n a i s e s. „M ercure de F ra n ce” 1901, nr 6, s. 833, 836.

(10)

Zimna niewątpliwie (Lorentowicz niedawno rozstał się z byłym swym współmieszkańcem!), ale celna sylw etka Reymonta z „M ercure de France” zapewne nie zachęcała do prac przekładowych na język francuski do­ tychczasowych utworów tego autora, zwracała jednak uwagę francuskich czytelników na wielkie jego możliwości.

Znacznie cieplejszą sylwetkę Reym onta-pisarza przygotował w r. 1903 Antoni Wodziński dla „La Revue”. Pomagając sobie obszernie cytowa­ nymi listami otrzym anym i od autora Chłopów, Wodziński nie tylko stwo­ rzył interesujący zarys biografii literackiej pisarza, ale przedstawił za­ razem francuskiej publiczności drukow anych właśnie w „Tygodniku Ilu ­ strow anym ” Chłopów: dzieło, które jego zdaniem nie ma równych sobie w całej literaturze światowej! To „wielka symfonia życia wiejskiego” — pisał.

N ie p otrafię lep iej ok reślić tej im p on u jącej kom pozycji, w której szcze­ rość w zru szającego realizm u , granicząca n iek ied y z bru taln ością, łą czy się z poezją nasycon ą św ieżo ścią źródeł, zapachem rozk w itających ogrodów , w o n ­ n ością sian a i zboża, w której na tle p o w iew n y ch k rajobrazów u n osi się d u sza lu d u tak n iero zerw a ln ie zw iązan ego z ziem ią, tak u zależn ion ego od n iej, że n ie sposób w yob razić sobie tej przyrody, tych przestrzeni, tych pól, tego n ieb a, ty ch p o w ro tó w pór roku, n iesp o d zia n ek ży w io łó w , w szy stk ich tych o b ja w ó w p rzew id yw an ych , a p rzecież tak n iesk o ń czen ie różnorodnych życia w ie jsk ie g o bez ow ych ch ło p ó w zak orzen ion ych w ziem i a n i też o w ych ch łop ów bez ziem i,, którą u żyźn iają sw y m potem , której doglądają i której zazdrośnie strzegą, ziem i o d w ieczn ie rodzącej, która p ozw ala im żyć będąc dla nich m ałżon k ą i m atką zarazem , a której oni oddadzą k ied yś sw e k o ś c i24.

Dla w yrażenia tych praw d Reymont znalazł nową formę — pisze Wo­ dziński. Stworzył nowy styl, ukształtował nowy język. Trudno będzie — czytamy dalej — przekonać francuskiego odbiorcę o prawdzie tych słów. Język Reymonta jest bowiem nieprzekładalny, jak nieprzekładalna jest poezja Mickiewicza. Jedynie Lew Tołstoj w niektórych swych szkicach i obrazkach potrafił oddać życie chłopa z równym 'Reymontowi m i­ strzostwem. Poziomem artystycznym dzieło polskiego pisarza znacznie przewyższa natom iast Ziemią Emila Zoli czy utw ory Skandynawów!

Być może, iż ta entuzjastyczna ocena pisarstw a Reymonta pióra Wo­ dzińskiego w płynęła na decyzję Emila L. Wagnera, który w 1904 r. podjął pierwszą próbę zapoznania francuskich czytelników z w ybranym i nowelami tego twórcy. W dniu 14 V 1904 ogłosił on na łamach cenionej w Paryżu „La Revue Bleue” przekład noweli W jesienną noc, w dniu zaś 24 IX — Przy robocie, obie z tomu W jesienną noc 25. Tłumacz ów w tym samym roku przełożył także opowieść We mgłach 26, którą udało mu się ogłosić drukiem dopiero w 1906 r. na łamach czasopisma „Vers et Prose” 27.

W roku 1906 Reym ont przybył po raz kolejny do Paryża. Przybył tu w pierwszych dniach października — w prost z Concareau w Bretanii,

24 A. W o d z i ń s k i , L e s J e u n e s r o m a n c i e r s p o l o n a i s . I. L a d i s l a s R e y m o n t a

,.La R ev u e” 1903, nr z 15 V II, s. 195.

25 Zob. L. S. R e y m o n t , P a r u n e n u i t d ’a u t o m n e . „La R evu e B le u e ” 1904,. nr z 14 V; P e n d a n t l e s t r a v a u x . Jw ., nr z 24 IX.

28 U kazała się ona w „K urierze W arszaw sk im ” (1904, nry 2— 74). 27 L. S. R e y m o n t , D a n s l a b r u m e . „Vers et P ro se” 1906, nry 9— 11.

(11)

s o F R A N C I S Z E K Z I E J K A

gdzie wspólnie z żoną spędzał wakacje. Zaledwie zainstalował się w mie­ szkaniu przy ul. Soufflot 3 (okolice Panteonu), gdy przypomnieli się starzy znajomi i przyjaciele. Na ich prośbę zgodził się uświetnić doroczną uroczystość organizowaną z okazji rocznicy w ybuchu powstania listo­ padowego. W wielkiej sali Towarzystwa Geograficznego w dniu 29 XI

1906 przedstawił licznie zgromadzonym rodakom życie W arszawy w d ra­ matycznych dniach rew olucji 1905 roku. Anonimowy korespondent „Na­ szego K raju ” pisał po tym spotkaniu:

przez całą godzinę R eym on t trzym ał słu ch aczy pod w p ły w e m sw y c h czaro­ dziejsk ich opisów . C zytał n o ta tk i sw o je o W arszaw ie ob lężon ej, dając tym , k tórzy n ie b y li n aoczyn m i św ia d k a m i k rw a w y ch c h w il rew o lu cy jn y ch , obraz ich w iern y — a jak i ży w y , jak i poryw ający! S k lep y pozam yk an e, stó jk o w i na ulicach, bom by, w y strza ły . N iepokój dochodzący aż do obłędu. Czy b ędzie k on stytu cja, czy nie? Pogrom na placu T eatralnym . S traszn a c h w ila k rw aw ej rep resji po b ły sk a ch w o ln o ści. P rzy tym uboczne stron y rew olu cji: głód, zim no, nędza; k ob iety z d ziećm i zam ierają w w ilg o tn y ch su teren ach . W reszcie szał ogarnia ludzi; pochody, sztandary; jed n i ryczą C z e r w o n y s z t a n d a r , tutaj nucą

J e s z c z e P o l s k a n i e z g i n ę ł a . C ałe to piekło przesunęło się nam przed oczym a, gdy R eym on t czytał; cisza zu p ełn a zaległa salę 28.

Opis ten potwierdza, że właśnie w Paryżu powstawały nowele i opo­ w iadania Reymonta, które znalazły się w krótce w tomiku Burza, w ca­ łości poświęconym wydarzeniom z 1905 roku.

Reymont był zadowolony z tego pobytu. 20 XI 1906 pisał do siostry, K atarzyny Jakimowiczowej:

P aryż jest cu d ow n y w tym roku, jesień n iesły ch a n ie pogodna i ciepła, bardzo m ało d eszczów , ale z tym w szy stk im drogi ja k zaw sze, a m oże n a w et droższy n iźli zw y k le. P o la k ó w m asy, zw łaszcza poza stu d en ck ą kolonią. [R 227]

Na dobre samopoczucie arty sty mógł wpłynąć także fakt zaprzyjaź­ nienia się z Kazimierzem Woźnickim, człowiekiem niezwykle tow arzy­ skim i ustosunkowanym, który w niemałym stopniu przyczynił się do przetarcia autorowi Chłopów drogi do sławy we Francji. Cennym do­ wodem tej przyjaźni jest zbiór przechowywanych w Bibliotece Polskiej w Paryżu listów Reymonta do Woźnickiego: pierwszy z nich pochodzi właśnie z r. 1906, ostatni napisał Reymont na dwa miesiące przed swoją śmiercią!

Przez trzy kolejne lata Reymont nie pojawił się w Paryżu. W tym czasie wraz z żoną zwiedzał Włochy, miał także poważne kłopoty z car­ skim aparatem ścig an ia29. Do ukochanego m iasta nad Sekwaną mógł udać się dopiero wiosną 1909. Przybył tu w raz z żoną około 20 kwietnia. Zatrzym ał się w hotelu przy ul. d’Assas 134. Wkrótce dowiedział się,

28 W., K o r e s p o n d e n c j a z P a r y ż a . „N asz K raj” 1906, nr 24, z 15 X II.

29 J esien ią 1908 R eym on t n ieo cze k iw a n ie zo sta ł p o sta w io n y przed sądem . C ho­ d z iło o o g ło szen ie przez n ieg o w 1906 r. w u k azu jącym się w W arszaw ie p iśm ie „Ż ycie G rom ad zk ie” n o w e li o u n itach pt. M a t k a , którą — jak w zm ia n k o w a liśm y — w c z e śn ie j, w r. 1902, pisarz ogłosił w k rak ow sk iej „Ilustracji P o lsk ie j” pod p seu d o ­ n im em „A ntoni K o p czy ń sk i”. P o ogłoszen iu jej teraz pod w ła sn y m n a zw isk iem R eym on t stan ął przed p erspektyw ą... od sied zen ia w tw ierd zy jed n ego roku w ię ­ zien ia . N a czas trw a n ia p rocesu sąd ow ego zak azan o m u opuszczania W arszaw y. N a szczęście spraw a ta w k w ietn iu 1909 zak oń czyła się u n iew in n ien iem .

(12)

że liczni w P aryżu przyjaciele postanowili uczcić go specjalnym ban­ kietem. Bezpośrednim pretekstem owego bankietu był fak t ukazania się drukiem w postaci książkowej całości Chłopów. Inspiratorem przedsię­ wzięcia i głównym jego organizatorem był Kazimierz Woźnicki. Dzielnie w spierali go w pracy francuscy przyjaciele: M arius i A ry Leblondowie oraz Maurice M uret. Udział Francuzów w bankiecie na cześć Reymon­ ta — dosyć liczny — uzasadniony był m.in. tym, że wzmiankowanym bankietem na cześć autora Chłopów oficjalnie inaugurował swą działal­ ność powstały właśnie K om itet Francusko-Polski.

W spotkaniu, którem u przewodniczył pisarz J.-H. Rośny starszy, wzię­ ło udział kilkudziesięciu przedstawicieli elity intelektualnej Paryża. Odbyło się ono w dniu 12 V 1909 w kaw iarni „G ruber” przy Boulevard St. Denis 15 bis. Bankiet ten odnotowała szeroko prasa polska oraz pa­ ryska. Bezpośrednim jego następstwem było... podpisanie umowy między Reym ontem a Bronisławem Kozakiewiczem, dającej tem u tłumaczowi praw a do przekładania wszystkich dzieł Reymonta na język fra n c u sk i30. Niestety, tłum acz dosyć szybko wycofał się z umowy, co Reymont przy­ jął z niekłam anym smutkiem.

Bankiet sprawił, że prócz szeregu wzmianek o Reymoncie, jakie uka­ zały się w dziennikach paryskich, ogłoszono teraz dwa obszerne o nim artykuły. A utorem pierwszego był Stanisław Rzewuski. Dla „Le Figaro” przygotował on arty k u ł pt. Stanislas Reymont, w którym starał się prze­ konać czytelników, iż w Polsce objawił się pisarz najwyższej rangi, któ­ rego powieść o chłopach „nawet najsurow si sędziowie uznają za arcy­ dzieło”.

N igd y zw y cza je, id ee, język , obyczaje, dusza zbiorow a lu d u n ie z o sta ły od d an e w k sią żce z w ię k sz ą w iern o ścią , d ok ład n iejszą precyzją, b ystrzejszą i b ardziej p ogłęb ion ą p sych ologiczn ą p rzen ik liw o ścią * 1.

Polski pisarz nie idealizuje chłopów — dowodził k ry ty k — pisze o ich Wędach i słabościach, wydobywa jednak przede wszystkim tkwiące w nich wartości. Dlatego też jego w izerunek mieszkańców wsi znacznie prze­ wyższa naznaczone pesymizmem obrazy Balzaka i wyrosłe z ducha m i­ zantropii powieści Zoli. Data ukazania się Chłopów Reym onta wyznacza ważny etap nie tylko w dziejach literatu ry polskiej, ale w rozwoju wszyst­ kich literatu r słowiańskich — kończył wywody Rzewuski.

W podobnym duchu w kilka dni później pisał o powieści polskiego pisarza na łamach „M ercure de France” Michał M uttermilch. I on zw

ra-30 Istn ien ie u m o w y z K o za k iew iczem R eym on t k ilk ak rotn ie p otw ierd za w l i ­ sta ch d o W oźnickiego, m .in. w liśc ie z 14 V 1909. K ozak iew icz, zasłan iając się ob cością p isarstw a R eym on ta dla F rancuzów , n ie sp ieszy ł się z realizacją p od jętych zob ow iązań . R eym on t 8 II 1910 p isze w ięc do k ierow n ik a B iura In form acyjn ego P o lsk ieg o w Paryżu: „Co do K ozak iew icza, to pom im o że zrobiłem z nim u m ow ę, że ten się o b o w ią zu je tłu m a czy ć m o je rzeczy, n ie bardzo się łu d ziłem , iż zrobi to isto tn ie. P oczek am jeszcze p e w ie n czas. A zresztą m oże on m a rację, m oże ja n ie jestem dla F ran cu zów . P rzy tym przecież on n ie szuka literatury i sztu k i, a ty lk o sp osob ności do zrob ien ia in teresu . N ie d ziw ię m u się n aw et, w ażn e w t łu ­ m a czen iu praca i p ien iąd ze. A tak patrząc, to rzeczy w iście trudno w m oich p ra ­ cach dojrzeć jak iej bądź złotej żyły. P rzyjad ę na w io sn ę, to m uszę się z P an em ro zm ó w ić w tej k w e stii ob szern iej i zasad n iczo” (W).

S1 Zob. S. R z e w u s k i , Stan islas R e y m o n t . „Le F ig a ro ” 1909, nr z 22 V.

(13)

82 F R A N C I S Z E K Z I E J K A

cał uwagę przede wszystkim na nowatorstwo artystyczne Reymonta, któ­ ry pesymizmowi społecznemu Balzaka i ekonomiczno-naturalistycznem u Zoli przeciwstawił „swą głęboką wiarę w chłopa polskiego, ową nadzieję całego narodu, z której pewnego dnia nadejdzie sygnał do w alki o wol­ ność i odrodzenie ojczyzny” 32. Pisarze francuscy: Balzak i Zola, ujmowali sprawę wsi przedmiotowo, spoglądając na nią z zewnątrz. Reym ont — przekonywał M utterm ilch — nie studiuje zagadnienia chłopskiego, nie analizuje go, nie przemawia w imieniu chłopa; u niego chłop mówi sam o sobie i swojej pracy, o swych sm utkach i radościach. Podszedł polski pisarz do sprawy wsi jako do zagadnienia artystycznego i dlatego stworzył epos na m iarę Homera.

Te wysokie oceny dorobku autora Chłopów potwierdził w rok później au to ry tet niepodważalny w krytyce francuskiej: Théodore de Wyzewa. W związku z wydaniem przez Reymonta powieści pt. Marzyciel przygo­ tował on dla „Revue des Deux Mondes” artykuł, w którym przedstaw ił całe pisarstw o powieściopisarza polskiego, skądinąd bardzo mu mocno przypominającego... Iw ana Turgieniewa. Zaskakuje nieco twierdzenie Wy- zewy o dobrej rzekomo, znacznie lepszej niż u P rusa i Sienkiewicza, kompozycji Reymontowych powieści. Jedyną przeszkodą w dotarciu tego tw órcy do czytelnika francuskiego może być, zdaniem krytyka, zbyt polska problem atyka jego dzieł. Ale i tak jest to niewątpliwie najlepszy polski pisarz, który w pełni zasługuje na zainteresowanie się nim francu­ skiego czytelnika 33.

Potw ierdzeniem słuszności tych wywodów mogło być przede wszyst­ kim w ydanie we Francji przekładu Chłopów. W roku 1909 „przym ierzał się” do tego przedsięwzięcia Bronisław Kozakiewicz. Mijały jednak mie­ siące, a tłumacz nie przejaw iał żadnej inicjatywy. Wiosną 1910 Reymont ostatecznie zerwał zatem z nim umowę. Uczynił to tym chętniej, że na horyzoncie pojawiła się tłumaczka, która z góry mogła zapewnić druk dzieła Reymontowego w Paryżu. Osobą tą była Marie Anne de Bovet, a właściwie ukryw ająca się pod tym literackim pseudonimem m argra­ bina Guy de Bois H erbert. Była autorką kilku francuskich powieści, np.:

L ’Heritier, Roman des femmes, Veuvage Ыапс. W latach osiemdziesią­

tych XIX w. przez pewien czas mieszkała w Galicji, próbowała więc zainteresować francuską publiczność problem atyką polską. Wprowadzała m otywy polskie do swych utworów, przygotowała też dla luksusowej serii wydawniczej „Les Villes d’A rt Célébrés” piękny album pt. Cra-

covie. W ydany właśnie w 1910 r. album był niewątpliwie udanym przed­

sięwzięciem autorskim: znalazł się w nim obszerny szkic o dziejach m ia­ sta, szereg interesujących rozdziałów o zabytkach i skarbach sztuki prze­ chowywanych w daw nej stolicy Polski, a przede wszystkim 118 w spa­ niale w ykonanych ilustracji.

Marie Anne de Bovet, być może po lekturze szkicu Wyzewy o Rey­ moncie, zwróciła się do polskiego pisarza z prośbą o udzielenie zgody na przekład Chłopów. Posiadając takie referencje, mogła spodziewać się tylko pozytywnej odpowiedzi. I tak się stało: Reym ont w yraził zgodę. Rzecz w tym jednak, że francuska m argrabina nie znała języka pol­

82 M. M u t t e r m i l c h , L e t t r e s po lo naises. „M ercure d e F ra n ce” 1909, nr 6, s. 567.

83 T. d e W y z e w a , U n R o m a n c ie r polonais. M. Lad isla s R e y m o n t . „R evue d es D e u x M ondes” 1910, nr z 15 IX , s. 457— 468.

(14)

skiego. Skorzystała więc z pomocy Stanisława Kochanowskiego, prawdo­ podobnie studenta Sorbony, który podjął się przekładu filologicznego

Chłopów. Marie Anne de Bovet dopiero z tego tworzywa miała ukształ­

tować francuską, literacką w ersję dzieła. Prace nad przekładem trw ały blisko rok, dzieło pani de Bovet ukazało się bowiem dopiero w połowie 1911 r. na łamach pisma „La Revue de P aris” 34.

Niestety, rezultat prac przekładowych spółki tłumaczy Kochanow­ ski—de Bovet okazał się gorszy niż mizerny. La Terre et la femme, bo taki tytuł otrzym ała powieść Reymonta, okazała się zaledwie 200-stro- nicowym skrótem polskiego oryginału. P ani de Bovet z mnóstwa wątków powieści Reymonta w ybrała tylko jeden: Jagny i jej miłosnych przygód. Na nim się skupiła, on też posłużył jej do napisania właściwie zupełnie nowej powieści. Akcję doprowadziła zaledwie do połowy; ostatnią sceną jej dzieła jest pow rót chłopów z lasu po zwycięskiej potyczce z robotni­ kami folwarcznymi i w ynajętym i do prac drwalami. W krótkim epilogu pani de Bovet poinformowała czytelników o dalszych losach trójki głów­ nych bohaterów: starego Boryny, A ntka i Jagny, która nadal spełniać miała swoje przeznaczenie: „Jej dusza podobna jest do płynącej wody. Któż zgadnie, gdzie zaprowadzi ją grzech?” — pisała 35.

Opublikowanie dzieła pani de Bovet i Stanisława Kochanowskiego okazało się wielką porażką Reymonta. Dotychczas, na podstawie a rty ­ kułów krytycznych drukow anych w pismach cieszących się powszech­ nym szacunkiem, czytelnicy francuscy — a także wydawcy! — mogli przypuszczać, że istotnie polski pisarz stworzył znakomitą powieść o chło­ pach, godną zainteresowania. Obecnie przekonywali się, że rzeczywistość daleko odbiega od wyobrażeń. La Terre et la fem m e w niczym wszak nie różniła się od dziesiątek i setek przeciętnych powieści zalewających rynek francuski. Niewiele w tym wypadku znaczył fakt, iż właściwie nie było to tłumaczenie, ale mizerna zaledwie adaptacja połowy Chłopów. Dokonana ona została „za zgodą autora”, co wyraźnie podkreślono na karcie tytułowej. A utor brał zatem pełną odpowiedzialność za utwór.

Niedobre doświadczenia Reymonta z kolejnymi dwoma tłumaczami: Kozakiewiczem i panią de Bovet, nie zniechęciły go do szukania innych możliwości dotarcia ze swymi utw oram i do francuskiego czytelnika. Wielkie nadzieje pokładał w znajomości, która z latam i przerodziła się w przyjaźń, z Paulem Cazinem.

Wszystko wskazuje na to, że poznali się oni wiosną 1909, dzięki ban­ kietowi na cześć Reymonta. Cazin, prawdopodobnie zaprotegowany przez Woźnickiego, odwiedził pisarza w przeddzień bankietu. Przygotował na tę okazję próbki swego przekładu Chłopów. Wobec jednak propozycji Kozakiewicza, który wszak przed kilku laty był głównym architektem sławy Quo vadis, Reymont w ybrał tłumacza bardziej doświadczonego. Wiadomo, że zawiódł się na nim bardzo. Z Cazinem doszedł natom iast do porozumienia co do przekładu na język francuski Sprawiedliwie, któ­ re było wszak swoistym laboratorium pisarza przed pracą nad Chłopami. Cazin przekładu dokonał w drugiej połowie 1909 r. i, zgodnie z wcze­ śniejszymi ustaleniam i z Muretem, złożył go w redakcji „Journal des Dé­ bats”, gdzie miano opowieść drukować. Niestety, term in druku zaczął

84 L. S. R e y m o n t , La T e rre e t la fe m m e . „La R evu e de P a ris” 1911, nry 5—7.

(15)

81 F R A N C I S Z E K Z I E J K A

się odwlekać. W dniu 22 I 1910 Reymont pyta więc Woźnickiego: „Czy losy Sprawiedliwie nie obiły się o Wasze uszy” (W). W niespełna dziesięć miesięcy później, 6 X 1910, powraca do tej sprawy: „A cóż »Débats«? Prawdopodobnie jeszcze nie! Gdyby raz zaczęli, to może Pan poleci wy­ syłać pisma pod moim adresem dobrze?” (W). I tym razem nie miał pisarz szczęścia. Dopiero w lutym 1912 Justice (bo tak zatytułow ał Cazin swój przekład) ukazała się w „Journal des Débats” 36. Opowieść nie w y­ wołała jednak entuzjazmu, skoro nie zainteresował się nią żaden wy­ dawca i na edycję książkową musiała czekać do r. 1925; wydano ją dopie­ ro w tedy — na fali zainteresowania laureatem nagrody Nobla.

W roku 1910 Cazin podjął się przekładu innego dzieła Reymonta: tomu literackich reportaży Z ziemi chełmskiej. Problem atyka prześla­ dowań unitów na Podlasiu i w ziemi chełmskiej była znana polskiemu pisarzowi. Wiedział on dobrze o tragedii chłopów unickich nie tylko z P ratulin a czy Drelowa, ale i o późniejszych prześladowaniach w ier­ nych, którzy uznawali akt unii brzeskiej. Dowodem jego zainteresowania się tą problem atyką była wzmiankowana już tutaj nowela Matka z 1902 roku.

Po w ydaniu przez rząd rosyjski w r. 1905 ukazu o tolerancji reli­ gijnej poprawił się wprawdzie chwilowo los unitów, już jednak w kilka lat później na nowo przystąpiono do ograniczania ich wolności religij­ nej. Na tej fali reakcji w 1909 r. zrodził się w P etersburgu plan wydzie­ lenia z terenów byłego Królestwa Polskiego guberni chełmskiej, którą można byłoby włączyć do Cesarstwa Rosyjskiego, a równocześnie zlikwi­ dować opór mieszkających tam unitów. P rojekt ten obudził falę prote­ stów we wszystkich zakątkach Polski. Zawrzało także na Chełmszczyźnie, gdzie znowu „oporni” — jak zwano unitów — dali o sobie znać. W tej sytuacji, w połowie r. 1909, Reymont zdecydował się na w ypraw ę na tam te tereny. W liście z 15 VI 1909 pisał do Woźnickiego:

Ju tro jadę na C hełm szczyzn ę i m am zam iar co n ieco ś n ap isać o ty m do „T ygodnika [Ilu strow an ego]”. P rzypuszczam , że to b ęd zie rodzaj im p resji o sta ­ nie p sy ch iczn y m lu d n o ści w ob ec p rojektu odłączenia. Z resztą zobaczy się, jak w y jd zie. A m oże b y to b y ło w arto przetłu m aczyć na fran cu sk i i d rukow ać jako rzecz bardzo aktualną. C zytajcie i zd ecyd u jcie. [W]

Pisarz plan swój wykonał, „Tygodnik Ilustrow any” zaczął drukować w połowie lipca 1909 jego „wrażenia i n otatki” pt. Z ziemi chełmskiej. Po zakończeniu druku w „Tygodniku Ilustrow anym ” w połowie 1910 r. rzecz została wydana w postaci książkowej. Spotkała się ze sporym za­ interesowaniem prasy polskiej. Woźnicki, dostrzegając w alory propagan­ dowe książki, postanowił natychm iast wprowadzić ją na rynek czytelni­ czy francuski. Zaproponował Cazinowi dokonanie przekładu. Ten już pod koniec lipca 1910 sygnalizował w listach do kierownika Biura Inform a- cyjnego Polskiego, że zabrał się do pracy (m.in. w związku z tym spro­ wadzał z Paryża książki dotyczące Rosji, jak np. Histoire de la Russie pióra Rambauda). Gdy przetłumaczył około 50 stronic, nadeszła wiado­ mość, że projekt wyłączenia guberni chełmskiej odesłany został do ko­ misji dumy. Wobec niewielkich możliwości zdobycia funduszy na opła­ cenie wydawcy Cazin odłożył wykonanie całej pracy na później. Kiedy jednak sprawa nabrała aktualności pod koniec r. 1911, Woźnicki

(16)

m iast postarał się o pieniądze (z budżetu Galicyjskiej Rady Narodowej) na w ydanie dzieła Reym onta i Cazin zabrał się na nowo do tłumaczenia tomu Z ziemi chełmskiej. Praca przysparzała mu raz po raz kłopotów. W listach do Woźnickiego skarżył się czasem na „epileptyczne gadul­ stwo” autora, które „może przynosić efekty w języku polskim, po fran ­ cusku nie daje jednak niczego wartościowego”, pisał o banalnych m iej­ scach, które „wywołują u mnie gęsią skórkę” 37 itp. Ostatecznie jednak na początku lutego 1912 przekład całości był gotów. Pod koniec m aja 1912 na półkach księgarskich pojawiła się książka zatytułowana: L ’Apo­

stolat du knout en Pologne. (Notes de voyage au pays de Chełm). Tłu­

macz — prawdopodobnie ze względów politycznych — w ystąpił pod pseudonimem: „Paul P ajus”. Praca jego, co było nieledwie regułą, została ciepło oceniona przez krytyków polskich i francuskich. W „Tygodniku Ilustrow anym ” czytamy więc m.in.:

N a leża ło dostroić się n ie ty lk o do w y so k iej n u ty u czu cio w ej, która cech u je te n utw ór, ale i oddać całą n iep osp olitą a ta k ch arak terystyczn ą b arw ę ory ­ gin ału *8.

A to udało się osiągnąć tłumaczowi. W prasie francuskiej bardzo pochlebnie o książce Reym onta w przekładzie Cazina pisali m.in. Julien Laurec, G abriel Dauchot oraz Edward P o żersk i39. N ajpiękniej jednak pi­ sał Gabriel Sarrazin na łamach „La Vie”. Przypom niał on tu dzieje prze­ śladowań unitów w P o lsce40, a przede wszystkim przedstawił w alory książki Reymonta: „książki najbardziej w zruszającej”, która odbiera czy­ telnikowi spokój, książki „strasznej i wzniosłej zarazem” —

która raz po raz w zburza k rew i n adaje bladość licom , która zm usza do płaczu z pow odu p otw orów , jak ich w y d a ła rasa ludzka, a le która tak że p odnosi nas na duchu, zapala, p rzeciw sta w ia ją c św ia tło i m rok, p okazując nam , że· istn ieją jeszcze za n aszych dni, pośród naszej osłab ion ej n ieco lu d zk o ści [...] p rzyk ład y m o raln ego p ięk n a i sta ło ści duszy, k tóre n igd y n ie zostały p rze­ w yższon e, n a w et w czasach najbardziej b oh atersk ich d ziejów lu d zi w ie r z ą ­ cych 41.

Rezonans książki Reymonta we Francji był d u ż y 42. Sprawiła to głów­ nie jej aktualność: wszak 10 V 1912 dum a ostatecznie przyjęła ustawę o w yodrębnieniu guberni chełmskiej i włączeniu jej do Cesarstwa. W kon­ tekście tej aktualności na plan dalszy zeszły spraw y walorów literackich

L ’Apostolat du knout. Dla Francuzów był to nade wszystko dokument

życia politycznego. Sam fak t ukazania się tej książki, a także żywego- jej odbioru świadczył o tym, że spraw a polska po długich latach w

ra-87 P. C a z i n , L i s t y d o W o ź n i c k i e g o . A rch iw u m K azim ierza W oźnickiego w B ibl. P olsk iej w P aryżu, t. 8 (list z 26 I 1912).

88 „T ygodnik Ilu str o w a n y ” 1912, nr 46.

8e J. L a u r e c , L ’A p o s t o l a t d u k n o u t . „La S em ain e L ittéra ire” 1912, nr z 26 V. — G. D a u c h o t , L ’A p o s t o l a t d u k n o u t . „M arches de l ’E st” 1912, nr z 10 VII. — E. P o ż e r s k i , rec. „ B u lletin P o lo n a is” 1912, nr z 15 VI, s. 164.

40 D ok on ał tego g łó w n ie w oparciu o lek tu rę pracy fran cu sk iego zakonnika,. P. L e s c o e u r a , L ’E g l i s e c a t h o l i q u e e t l a g o u v e r n e m e n t r u s s e (Paris 1903).

41 G. S a r r a z i n , L ’A p o s t o l a t d u k n o u t . „La V ie” 1912, nr 20, s. 38.

4* W d n iu 15 IX 1912 R eym on t p o tw ierd za w liś c ie do W oźnickiego o d b ió r „paki n o ta tek i sp raw ozd ań p rasow ych z m ojej k sią żk i” (W).

(17)

86 F R A N C I S Z E K Z I E J K A

cała powoli na pierwsze strony gazet. Przyczynili się do tego w rówTnym stopniu autor książki, jak i jej tłumacz 43.

Począwszy od 1909 r. Reymont znów corocznie odwiedzał Paryż. W izyty te trw ały od kilku tygodni do kilku miesięcy. Był więc w sto­ licy Francji od listopada 1910 do wiosny 1911 (mieszkał wówczas przy Boulevard de M ontparnasse 123). W tym samym mieszkaniu zatrzym ał się w drodze powrotnej z Hiszpanii w czerwcu 1911. Tu spędził zimę 1911/12. Mieszkanie to zlikwidował dopiero wczesną wiosną 1913.

Oczywiście także i teraz uczestniczył w życiu polskiej kolonii a rty ­ stycznej, aktywność jego była jednak znacznie mniejsza. W dniu 18 VI 1911 brał udział np. w uroczystościach zorganizowanych przez Towarzy­ stw o Polskie Artystyczno-Literackie na cześć Władysława Mickiewicza. Również w czerwcu na wieczorku literackim odczytał Śmierć prymasa, fragm ent wielkiej epopei historycznej, którą planował napisać, a która przybrała ostatecznie postać trylogii Rok 1794. 28 I 1912 był obecny na

48 w a r to tu dodać, że R eym on t p od trzym yw ał zw iązk i z C azinem do końca ży cia . W latach 1924— 1925 k oresp on d ow ali oni ze sobą, czego dow od em są zach o­ w a n e w zbiorach M uzeum L iteratu ry w W arszaw ie listy au tora C h ł o p ó w do C a­ zin a. T łum acz ten jeszcze w 1910 r. przełożył prócz w zm ia n k o w a n y ch tu dw óch t y t u łó w L e g e n d ą w i g i l i j n ą (L ’O i e d e N o ë l . L é g e n d e p a y s a n n e), którą w y d ru k o w a ł w n u m rze 23 „Les M ille N o u v e lle s N o u v e lle s”. P o latach , w czasach p ierw szej w o jn y św ia to w ej, gd y p rzeb yw ał w obozie dla jeń có w w o jen n y ch (jako tłum acz w ię ź n ió w poch od zen ia polskiego), n o w elę tę na n ow o w y d ru k o w a ł w w y d a w a n y m przez R osę D u fo u r-B a illy d w u tygod n ik u ,,La P o lo g n e”. Wraz z tek stem L ’O i e d e N o ë l C azin ogłosił w ów czas także artykuł o R eym oncie. P rzed staw ił go tutaj jako „czło w iek a n a tu r y ”, pod k reślając p od ob ień stw a m ięd zy nim a Zolą. P isa ł (L a d i s l a s R e y m o n t . „La P o lo g n e” 1917, nr z 15 X II): „R eym ont jest bardziej Z olow sk im niż sam Z ola, gdy w sposób n a tu ra ln y został tym , czym w sposób sztu czn y ch ciał być Z o la ”. In teresu ją ce tezy tego artyk u łu C azin rozw in ął po la ta ch w dużym szkicu p o św ię c o n y m a u torow i C h ł o p ó w, jak i zam ieścił w „R evue C ath oliq u e” z grudnia 1924. W n iesp ełn a rok później zn ak om ity tłum acz litera tu r y p olsk iej zasiad ł do p isa n ia ob szern ego w sp o m n ien ia o R eym on cie, k tórem u dał tytu ł: P o u r l e c e r c u e i l d u L a d i s l a s R e y m o n t („La P ologne P olitiq u e, É conom ique, L ittéraire et A rtistiq u e” 1925, nr 24. P rzed ru k w : L u b i e s . P aris 1927). T rzeba n ad to dodać, że C azin w dru­ g ie j p o ło w ie 1925 r. p rzełożył na ję z y k fra n cu sk i „żałosną id y llę ” R eym on ta pt.

L i i i (ogłosił ją już po śm ierci pisarza, w „R evue des D eu x M ondes” z 1926 (nry 7— 8)). R eym on t zap ow iad ał n atom iast w sw y ch lista ch do C azina za jęcie się tłu m a czen ie m na języ k p o lsk i jego k siążk i L ’H o t e l l e r i e d u B a c c h u s . W ostatnim sw y m liś c ie do tłu m acza — z 15 IX 1925 — p o lsk i tw órca p isa ł (L i s t y d o P a u l a C a z i n a . M uzeum L iteratu ry w W arszaw ie): „W asza książka ostatn ia w zb u d ziła w e m n ie szczery za ch w y t, pod ziw i entuzjazm ! M ów ię W am, D rogi P a n ie, zu p ełn ie o tw a rcie i szczerze — je ste śc ie na drodze w ielk o ści! K siążk ę W aszą zaczn iem y tłu m a czy ć d opiero w p aździerniku, p o n iew a ż ob ecn ie od paru tygod n i jestem na k u r a c ji w szpitalu. D o W arszaw y p rzen iosę się n a 1 X i ch cę tam p rzesied zieć zim ę. T eraz po k u racji czu ję się ju ż n ieco lep iej i łu d zę się, że b ęd zie m i jeszcze le p ie j. D zięk u ję W am za L i i i , w yobrażam sobie, ja k w W aszym tłu m aczen iu m u ­ sia ła w y jś ć w sp a n ia ła . N a d o p ełn ien ie k siążk i b ierzcie, co u w ażacie za sto so w n e ”. N ie ste ty , p lan y R eym on ta zaw iodły; w nocy z 3 n a 4 X II 1925 zm arł. C azin n a ­ p is a ł o nim p ięk n e w sp o m n ien ie. Jed n ak na k siążk ę o autorze C h ł o p ó w , o której p o c z ą tk o w o m y śla ł i o którą zab iegała u siln ie R ey m o n to w a (proponując n a w e t — .poprzez W oźnickiego — zap łatę za jej n apisanie), n ie zd ob ył się.

(18)

uroczystym bankiecie w ydanym na cześć Wacława Gasztowtta. Oczywiś­ cie, włączył się Reymont do prac Kom itetu Francusko-Polskiego. W jego im ieniu zabiegał więc u warszawskiego wydawcy Józefa Wolffa o w spar­ cie inicjatyw y w ydaw ania serii „L O euvre Littéraire Polonaise”, czynił także starania o zdobycie pieniędzy na otwarcie katedry literatu ry pol­ skiej na Sorbonie.

Zainteresowanie pisarza sprawami polskimi w Paryżu sprawiło, że cieszył się on w gronie przebyw ających tam rodaków ogromną sym pa­ tią. Jednym z objawów owej sym patii była uroczystość, jaką gromada przyjaciół pisarza postanowiła zorganizować w m aju 1912 w związku z jego wyjazdem do kraju. Skupione w Komitecie Francusko-Polskim grono zdecydowało pożegnać Reymontów... ucztą. Organizację owej uro­ czystości wzięli na siebie Wacław Gąsiorowski, Władysław Strzembosz i Kazimierz Woźnicki. Rozesłali oni kilkadziesiąt zaproszeń następującej treści:

B y godnie pożegn ać przezacn ych P a ń stw a W ła d y sła w o w stw a R ey m o n tó w p o w ra ca ją cy ch z P aryża n a ziem ię o jczystą, do dóbr w ła sn y ch C harłupia W ielka, n iżej p o d p isa n i zapraszają JW P ... na ucztę, która odbędzie się w p o ­ n ied zia łek , dnia 6 m aja, o 7 1/2 w ieczorem , w tra k tiern i przy Q uai de la T ou rnelle, n r 43 (na rogu u licy de P on toise), gdzie za czasów W ielk iej R e w o ­ lu c ji p rzed sta w iciele F ra n cji p rzy jm o w a li d eleg a cję p olsk ą i gd zie od b yw a się jed en z rozd ziałów now ej p o w ieści Wł. St. R eym onta: R o k 1794.

W acław G ąsiorow ski, W ład ysław Strzem bosz K azim ierz W oźnicki

Z e w zg lęd u n a szczu p łość m iejsca w traktierni, uprasza się o ła sk a w e za ­ p isa n ie się przed czw a rty m m aja p.a. W oźnicki, 2, ru e de P oissy, P aris (5e). C ena obiadu fr. 5.50.

W P aryżu, dnia 30 k w ie tn ia 1912 [W]

Nie wiadomo, z jakich przyczyn uczta owa w przewidzianym te r­ minie nie odbyła się. Reymontowie w yjechali z P aryża 8 V 1912. Po ich wyjeździe doszło jednak do spotkania się grona osób na uczcie we wzmian­ kowanej traktierni. Potw ierdza to pisarz w liście do Woźnickiego z 6 VI 1912, w którym czytamy: „Dochodzą mnie wieści, jakoście jednak jedli ów obiad w owym szynku! Proszę o słów parę w tej m aterii” (W).

Udział w różnorodnych przedsięwzięciach organizacyjnych środowiska polskiego w Paryżu nie przeszkadzał jednak Reymontowi w jego pracy. A w latach tych skupił się on przede wszystkim na zbieraniu materiałów historycznych do wzmiankowanej wyżej epopei o powstaniu kościusz­ kowskim. Korespondencja jego z Woźnickim z tego okresu dostarcza w ie­ lu ważnych inform acji o procesie rodzenia się utworu.

Już 8 II 1910 pisze więc Reym ont o planach na najbliższe miesiące:

L ato ch cę i m u szę z p o lecen ia lek a rzy spędzić gd zieś nad oceanem , a po­ te m u siąd ę w P aryżu, aby się w d ać w b lisk ie sto su n k i z b ib liotek am i. Z abieram się n areszcie do p o w ie śc i historyczn ych , a w W arszaw ie i źródła n ied o sta tecz­ ne, a co gorsza a tm o sfera tego rodzaju, iż co parę la t m u szę się z n iej w y ­ n ieść, żeby coś zrobić. [W]

Latem — w przejeździe przez Paryż do B retanii — zostawił pisarz w jednym z hoteli kufer z książkami i m ateriałam i do Roku 1794. Od czerwca do października śle więc listy do Woźnickiego z prośbą o odna­ lezienie owego kufra. 15 VII 1910 prosi o przesłanie go do St. Palais su r Mer, dodając: „Nie mogę się wziąć do niczego, bo w tym koszu są

Cytaty

Powiązane dokumenty

Magnez zaw arty w popiele jest przysw ajalny dla roś­ lin, próbki gleb i m ateriału roślinnego z obiektów nawożonych popiołem zawierały więcej magnezu niż z

oraz w skutek niepostawienia wniosku o uzupełnienie w yroku — nie dojdzie do orzeczenia w tym procesie o całości roszczenia lub o wszystkich rosz­ czeniach

Proces o zniesławienie znacznie częściej grozi adwokatowi niż proces o zniewagę (obrazę). Adwokaci rzadko posuwają się w zapale w sporach sądowych do używania

Increased service power absorption (P.A.5) could be expressed as follows: Thus increased ¿FOconsumption in relation to sea trial condition would be.

W oparciu o wcześniejszą analizę zjawiska i procesu hybrydyzacji można wyszcze- gólnić cztery wymiary hybrydowości granic Unii Europejskiej: 1) hybrydowość funk- cjonowania

Zaangażowanie państw Grupy Wyszehradzkiej w projekt Partnerstwa Wschodnie- go (szerzej polityki wschodniej Unii Europejskiej) jest istotne – zdaniem Krzysztofa Szczerskiego – z

The main conclusion is that, although the Netherlands was the first to support a national road pricing system, real world implementation failed about three decades ago, mainly due

However, the aging of lignin itself and the moment that lignin was added to the bitumen had an effect on the relaxation properties, especially the relaxation ratio of residual