• Nie Znaleziono Wyników

"Hajże na Soplicę!", Bogdan Zakrzewski, Wrocław 1990 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Hajże na Soplicę!", Bogdan Zakrzewski, Wrocław 1990 : [recenzja]"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Marian Ursel

"Hajże na Soplicę!", Bogdan

Zakrzewski, Wrocław 1990 :

[recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 82/1, 291-301

(2)

w niej dobre i złe, piękne i szpetne, polegało od czasów greckich i rzymskich ćw i­ czenie w deliberacji. Za taką interpretacją przemawia fakt, że każda z części poema­ tu, Pochwała piersi i Nagana, może funkcjonować niezależnie. Nic też dziwnego, że „Dobór epitetów , jakim i się je [tj. piersi] opisuje, w obu częściach jest diame­ tralnie różny” (s. 287).

Drobne uwagi krytyczne nie umniejszają w artości książki Marka Prejsa, w któ­ rej rozwinięte zostały podejm owane wcześniej problemy badań nad poezją późnego baroku i wskazane now e ich kierunki. W rozdziale końcowym autor stara się objaś­ nić, dlaczego eksperym enty i poszukiwania zrodzone w nurcie ,,poezji em ocji” stra­ ciły im pet w zetknięciu z w stępującym i prądami wczesnoklasycznym i, oferującym i czytelnikom „rymowaną prozę” (s. 324), w cielającą ideały m yślow ej precyzji, jasności i rzetelności poznawczej.

„Perswazyjna agresyw ność” i „iluzjonizm” nie sprostały tym ideałom, ale nie świadczy to o bezwartościow ości dokonań późnobarokowych „łowców dusz”. Jak wskazuje autor, stw orzyli oni nowy w stosunku do barokowego model wypow iedzi poetyckiej, n ie kontentując się statusem epigonów. Należy przy tym sądzić, że uznanie wśród czytelników zainteresowanych problemem książka Marka Prejsa zdobędzie nie tyle przez swój burzycielski stosunek do schematów, które stworzył Chrzanowski, mocno już nadwątlonych w literaturze przedmiotu, co dzięki wspo­ mnianej już w rażliw ości estetycznej autora. Widać ją w analizach utworów, w um ie­ jętnym ukazaniu „trudnej” przecież urody w ierszy Drużbackiej, Baki, Juniewicza czy Fałęckiego, na którą składają się graniczący z histerią emocjonalizm, obezwład­ niająca niekiedy obfitość szczegółów, zamierzony prym itywizm świata ran i brud­ nych szmat. Czytając pierwsze tak obszerne i w nikliw e opracowanie na temat tej poezji, ze wszech miar godnej — jak przekonuje Prejs — poważnego traktowania i uwagi, nie należy jednak zapominać o niew innej ekstraw agancji niemal w szyst­ kich odkrywców: lubią oni niekiedy przydać swoim relacjom nieco koloru. Nie jest od niej wolny i autor Poezji późnego baroku, gdy w idzi w miotanych m orali­ zatorską pasją „łowcach dusz” ironistów na miarę Gombrowicza.

Dorota Gostyńska

B o g d a n Z a k r z e w s k i , „HAJŻE NA SOPLICĘ!” W rocław 1990. W ydaw­ nictwo U niw ersytetu W rocławskiego, ss. 324 + 12 w klejek ilustr.

[Książkę można nabyć w Księgarni U niwersyteckiej w e Wrocławiu, pl. U niwer­ sytecki 9/13.]

Książka Bogdana Zakrzewskiego w yraźnie dzieli się na dw ie części. Pierwszą stanowią studia bezpośrednio poświęcone arcypoem atowi Mickiewicza: „Pan Ta­

deusz”, czyli „Jeszcze Polska nie zginęła”, Poem at o przemijaniu i trwaniu, Z te m ­ blakiem

i

bez temblaka. O tzw . niekonsekw encjach w „Panu Tadeuszu”, Eros w „Panu Tadeuszu” oraz „Hajże na Soplicę!” Do tych rozpraw, zajm ujących omal

połowę książki, wypada dodać jeszcze esej Zagubiony śląski przekła d „Pana Ta­

deusza”, a także poprzedzające go obszerne studium Fredro i Mickiewicz, w którym

wielokrotnie pojawiają się nawiązania do Pana Tadeusza, i w reszcie szkic — skrom­ nie przez Zakrzewskiego zatytułow any — „Pan Tadeusz” w ż y w y c h obrazach Juliu­

sza Kossaka. (Aneks do ilustracji zamieszczonych w niniejszej książce), będący

sw oistym dopełnieniem w cześniejszych rozpraw. Nb. w szystkie one zazębiają się poniekąd ze sobą, rozwijając i dodatkowo egzem plifikując tezy form ułowane przez badacza. Dlatego dobrze się stało, iż zostały zgromadzone w jednym m iejscu. Na część drugą składają się szkice o różnorakich aspektach życia i twórczości Mickie­ wicza. Są to: Kłopoty korekto rskie z „Poezyjam i” Stefana Garczyńskiego, Heinrich

(3)

w u m Edmunda Bo janowskiego} Pseudowroclawski „Giaur” Mickiewicza oraz Im ie ­ ninowe Wigilie Mickiewicza.

Jednak zdecydowanie na plan pierwszy w ysuw ają się rozważania badacza na tem at poematu Mickiewicza, stanowiąc trzon jego książki. Już na w stęp ie trzeba powiedzieć, że nie sposób przecenić ich znaczenia dla dalszej recepcji „historii szla ­ checkiej z r. 1811 i 1812”. Rozprawy Zakrzewskiego stają się bowiem — jak są ­ dzę — szansą dla dalszego aktyw nego i odrodzonego funkcjonowania Pana Tadeusza w świadomości kulturowej w spółczesnych Polaków, ożyw iając jego obieg i w y ty ­ czając nowe, niezwykle atrakcyjne i niekonw encjonalne sfery inspirujących oddzia­ ływ ań. I jeszcze jedna rzecz, o której także teraz należy powiedzieć. Książka Za­ krzewskiego jest pracą stricte naukową, lecz jej odbiorcami będą — a raczej już są — nie tylko czytelnicy profesjonalnie zainteresowani problematyką historyczno­ literacką. Z uwagi w łaśnie na tę jej część, najobszerniejszą, poświęconą arcypoem a- tow i Mickiewicza, krąg odbiorców ulega radykalnemu rozszerzeniu. Dzięki olbrzy­ m iej erudycji, ale i znakomitemu wyczuciu współczesności, w łaściw em u zachow a­ niu proporcji pomiędzy tokiem naukowego w ywodu a komunikatywnością, w ielkiej kulturze językowej oraz szczególnemu — tak to trzeba chyba nazwać — talentow i pisarskiem u rozważania Zakrzewskiego o utworze znanym każdemu Polakowi (ale czy naprawdę?!), znanym przynajmniej w „szkolnym ujęciu”, stają się w ysoce atrak­ cyjną, przyciągającą lekturą i jest w nich „dla każdego coś bliskiego” i zajm ują­ cego. Myślę tu zarówno o polonistach uniwersyteckich i szkolnych, studentach i uczniach, jak i — co zdaje się ważne — „normalnych” czytelnikach interesują­ cych się literaturą i jej funkcjam i w e współczesności.

Zanim przejdę do nieco bardziej szczegółowych refleksji, pragnę poczynić jeszcze kilka ogólniejszych uwag związanych z charakterem i specyfiką om awianej książki.

W pracy Zakrzewskiego oprócz prymarnej problematyki m ickiewiczow skiej od­ zwierciedlają się również inne jego w ieloletnie pasje i fascynacje badawcze. Sku ­ piają się w tej książce bowiem jak w soczewce — choć rzecz: jasna z różnym natężeniem — zainteresowania tem atyką śląskoznawczą w dobie romantyzmu, Χ ΙΧ -wieczną pieśnią i poezją niepodległościow o-rew olucyjną, a także Fredrą. Po­ wiązane są zaś um iejętnie i wieloaspektowo z głów nym przedmiotem rozważań. D zięki temu dodatkowo wzrastają walory pracy. Zwraca też uwagę twórczy — charakterystyczny dla Zakrzewskiego — ogląd złożonej problem atyki rom antycznej, owocujący nowatorskim i i inspirującym i propozycjami oraz odczytaniami badaw ­ czymi, których słuszność i płodność poświadcza w iele innych, w cześniejszych prac tego uczonego.

Pisanie o najnowszej książce Zakrzewskiego nie jest zadaniem zbyt prostym i recenzent-czytelnik zdaje sobie w pełni sprawę, że m oże poruszyć jedynie n ie­ które najważniejsze kw estie podnoszone w tym zbiorze rozpraw, a inne pomijać m ilczeniem lub tylko sygnalizować. Wydaje się, że studia Zakrzewskiego powinny być przedmiotem zajęć seminaryjnych, podczas których można by w sposób bar­ dziej wyczerpujący poznać i przedyskutować bogate i płodne ustalenia oraz pro­ pozycje autora. Myślę, że tak się w łaśnie stanie. Wracając zaś do trudności recen- zenckich: powodów tego jest w iele — a stanowią one w łaśn ie o niezw ykle w ysokiej wartości książki. W ymieńmy w ięc tylko te najistotniejsze, jakim i są ranga i zakres problem atyki, obfitość i oryginalność, a także często pionierskość propozycji ba- dawczo-interpretacyjnych, szeroki krąg potencjalnych odbiorców oraz — podkreślmy to raz jeszcze — erudycja i maestria warsztatowa autora, dzięki którym otrzymu­ jem y klarowny, potoczysty, w ysoce sugestyw ny i kom unikatyw ny w yw ód naukowy. Wywód naukowy o w ielkim stopniu również atrakcyjności lekturowej. Nb. język roz­ praw — przede w szystkim tych dotyczących Pana Tadeusza — znakomicie współgra z językiem poematu M ickiewicza i poetycką koncepcją w idzenia oraz m ówienia o św iecie soplicowsko-polskim , trafnie docierając do najgłębszych tkanek utworu

(4)

i plastycznie je objaśniając ze w szystkim i niuansami. To w łaśnie — jeśli wolno się tak wyrazić — dodaje „smaczku” tekstom studiów.

I jeszcze jedna kwestia: „Hajże na Soplicę!” Wydaje się, że już w takim w łaśnie tytule książki uwidocznia się ta cecha pisarstwa naukowego Zakrzewskiego, jaką jest finezyjna, nieco żartobliwa przekora i prowokacja intelektualno-em ocjonalna. Szczególnie w tym przypadku kojarząca się poniekąd z literacko-intelektualną pro­ wokacją, jaką był np. pomysł Jana Lechonia, aby jeden z utworów pomieszczonych w K a r m a zy n o w y m poemacie z r. 1920 zatytułować Herostrates. Pomysł prowoku­ jąco i inw ersyjnie kojarzący niszczycielski czyn starożytnego szewca z własną po­ stawą i działaniam i estetyczno-ideow ym i w nowej — ciągle jednak uginającej się pod brzmieniem spaczonej tradycji — niepodległej rzeczywistości polskiej.

Zakrzewski opatruje zbiór sw ych rozpraw poświęconych Panu Tadeuszowi i M ickiewiczowi tytułem jednej z nich. Tytułem zaczerpniętym z poematu o ostat­ nim zajeździe na Litwie. I nie jest to bynajmniej przypadek, iż badacz sięga po ten w łaśnie cytat. Słowa czy raczej zawołanie odzwierciedlające wprawdzie staro­ polską, arcypolską obyczajowość i tradycję, ale i będące kwintesencją postawy, któ­ ra przy braku lub słabości bądź nieskuteczności argumentów intelektualnych w y­ korzystuje argument sobie najbliższy — cóż, że prym itywny — siłę. I w tym widzę swoistą, nader subtelną i nieco żartobliwą przekorę oraz prowokację intelektualną ze strony Zakrzewskiego, którego kultura, erudycja i finezja m yślow o-językow a są jawnym zaprzeczeniem braku argum entacji typu intelektualnego. Zatem na kogóż ten „zajazd”?

Sądzę, iż ten przekorny, inwersyjny „zajazd intelektualno-em ocjonalny” ekspo­ nujący się w tytule książki opatrzonej nazwiskiem w łaśnie Bogdana Zakrzewskie­ go — mimo że w ykorzystujący zawołanie szlacheckich warchołów i rubachów za­ ściankow ych — czyniony jest w obronie soplicowskiego poetyckiego świata, w obro­ nie Pana Tadeusza. Jest bowiem dla Zakrzewskiego poemat Mickiewicza tekstem żywym , w yw ołującym liczne refleksje, ale i skłaniającym do em ocjonalnego trak­ towania. A na m arginesie warto zwrócić uwagę na poetykę tytułów prac tego uczo­ nego, by w ym ienić przykładowo: Fredro z paradyzu (Wrocław 1976), Love story

A leksandra Fredry (z tegoż tomu), „Paleń dla cara”. O polskiej poezji patriotycznej i rew olu cyjnej X I X wieku (Wrocław 1977) czy Bluszcz Tyrteusza i w a w rzy n Leoni­ dasa. O ,,W arszawiance” Delavigne’a—Sienkiewicza—Kurpińskiego (Wrocław 1987).

Są one zarówno przejawem dbałości o odbiorcę, dodatkowym zabiegiem m ającym już na w stępie przyciągnąć jego uwagę, jak i zaproszeniem do atrakcyjnej gry in te­ lektualnej, toczącej się między autorem a czytelnikiem przy pośrednictwie analizo­ w anego i om awianego utworu literackiego oraz tekstu samej już rozprawy.

Zakrzewski w swych studiach poświęconych Panu Tadeuszowi podjął zdecy­ dowaną polem ikę z dotychczasowym i poglądami na temat utworu. Nie jest to by­ najm niej próba zachwiania w ielkością poematu lub „szarganie św iętości”. Badacz k onsekw entnie dąży do ukazania „historii szlacheckiej” w jej kształtach i w y ­ miarach prawdziwych, zgodnych z intencjam i poety. Wyraźnie przeciwstawia się tradycji rozważania poematu Mickiewicza w kategoriach „biblii narodowej”, trak­ tow ania M ickiewicza jako nawiedzonego poetę-proroka, objawiającego w utworze prawdy o „talmudycznym ”, „dekalogowym ”, bo niepodważalnym charakterze. (Myślę tu choćby o tzw. niekonsekwencjach w Panu Tadeuszu. Nieco szerzej o tym jednak dalej.) W ydobywa i podkreśla Zakrzewski funkcję codzienności w obrazie soplicow ­ skiego św iata, jego ponadczasową trwałość, podobnie jak i aktualne po dziś dzień zachow ania i postawy ludzkie. Dowodzi również, iż M ickiewicz najczęściej i naj­ chętniej ukazywał świat sw ych bohaterów w ujęciach humorystycznych, grotesko­ w ych, a naw et farsowych. Choć były też tony i aspekty dramatyczne.

W nurt rozważań Zakrzewskiego o M ickiewiczowskim poem acie wyraźnie w pi­ sana została teza o klasycznym rodowodzie utworu. Myśl ta przewija się w e w szyst­

(5)

kich rozprawach, lecz bodaj najwyraźniejsza jest w studium „Hajże na Soplicę!” Autor w skazuje na silne pokrew ieństwa Pana Tadeusza z tradycją antycznej epopei przefiltrowaną przez poetykę poem atów heroikomicznych. To zaś ma sprawiać, że utwór Mickiewicza dostaje się w e władanie żyw iołu komicznego (w różnej tonacji i nasileniu), dzięki czemu poeta może w ycieniow ać nastrój ogólny poematu, tchnąć „wbrew historii” ducha optymizmu. Sądzę, iż koncepcja ta ze wszech miar zasłu­ guje na uwagę i pogłębioną refleksję. Sugestia Zakrzewskiego w ydaje się bowiem obiecująca i płodna w now e m ożliwości interpretacyjne.

Ojczyzna obecna w Panu Tadeuszu to Polska — zarówno świąteczna, jak i po­ wszednia, ze w szystkim i przejawami rodzimej codzienności tak świata ludzi, jak i przyrody. To w łaśnie arcy-Polska, bo poeta dążąc z jednej strony do w ydobycia regionalnych rysów — z drugiej zacierał je, m ieszał, łączył chcąc uzyskać syntezę w ielostronnej i różnoaspektowej polskości. Obraz polskiego świata ukazany w poe­ m acie Mickiewicza był bardzo dobrze znany tak „Litwinom ”, jak Poznańczykom czy Kongresowiakom. Mógł w ięc w yw ołać i w y w oływ ał ze strony krytyki np. de­ m okratycznej głosy sprzeciwu wobec silnej w utworze tendencji do nobilitacji co­ dzienności i powszedniości polskiej w jej wielorakich, a w ięc nie zaw sze — jakby chcieli krytycy — w zniosłych, godnych, „wzorcowo patriotyczno-dem okratycznych” aspektach. Ale ta w łaśn ie panoramiczna, „trójw ym iarow a” wizja soplicowskiego świata, będącego w rzeczyw istości wizją Polski i Polaków, jaką przynosi Pan T a­

deusz, świadczy o w ysokiej dojrzałości artystycznej i ideow ej poety.

Mickiewicz pisząc „historię szlachecką” był poetą rom antycznym, ale już znacz­ nie różniącym się od tego, który tworzył „bezkom promisowe” i „idealne” utwory typu Konrada Wallenroda czy Dziadów części III, choć i w nich dochodziła do głosu świadomość nieostrości kw alifikow ania czynów i postaw , ich wielobarwna w ielo ­ znaczność. Odnosiło się to jednak do kreacji w ielkich bohaterów romantycznych, prom etejskich indyw idualistów-bojow ników czy natchnionych geniuszy poetyckich owładniętych patriotycznymi ideami. Elem entem wzbogacającym w istotnym stopniu kształt artystyczno-ideow y Pana Tadeusza jest utrwalająca się w M ickiewiczu św ia­ domość własnego ludzkiego przemijania. Stąd bierze się — jak sądzę — to arcy- interesujące przemieszanie liryzmu, humoru, nostalgii, przewrotnej przekory, a tak­ że sw oistej bezradności uwidoczniających się w ielokrotnie w różnych konfigura­ cjach w tekście poematu.

Zakrzewski M ickiewiczowską wizję soplicowskiego św iata jako obrazu Polski przybliża i rekonstruuje m.in. na planie bohaterów poematu. Ukazuje, iż w ich św iecie obok dźwięków Mazurka Dąbrowskiego w ygryw anych już na w stępie przez zegar ze wzruszeniem oglądany po w ielu latach przez powracającego Tadeusza sły ­ chać, i to w cale wyraźnie, „zgrzyt starych zegarów ” nakręcanych przez Gerwazego, które są już „dawno ze słońcem w niezgodzie”. (Nb. w ielorakim funkcjom Mazurka w Panu Tadeuszu poświęca Zakrzewski obszerne, w n ik liw e i inspirujące studium.) Obok radośnie witalnych, niepodległościow o-narodow ow yzw oleńczych tonów pieśni tych, którzy wracali „z ziemi w łoskiej do P olsk i”, groźnym echem odbija się w ar- cholskie zawołanie „Hajże na Soplicę!” M ickiewicz czynił bowiem sw ym i bohate­ rami postaci z krwi i kości, postaci ze świata dobrze sobie znanego. Bohaterowie arcypoematu ow ładnięci są różnymi ludzkimi nam iętnościam i, nieobce im zarówno w ielkość, jak i małość, prywata, egoizm ale i zdolność do poświęceń, w ielkodusz­ ność i szlachetność, ale i tanie kunktatorstwo. Soplicow ski św iat uzyskał dzięki te­ mu walor „trójwym iarowości”, stając się poetyckim , realistycznym obrazem pol­ skości, Polaków i Polski.

Wskazując na prymarną funkcję Mazurka Dąbrowskiego w Panu Tadeuszu, jaką jest jego rola konsolidująca, jednocząca różne w arstw y społeczne, konstatuje Zakrzewski przy okazji om awiania sceny w karczm ie, iż pieśń owa „jednoczy tę społeczność w jej ludyczno-patriotycznym podnieceniu. Skoczny [Mazurek], brzmi

(6)

jak taneczna piosenka z karczmy. Prezentacja autorska Mazurka ma cechy patrio­ tyczne nie pozbawione jednocześnie pierw iastków hum orystycznych — dla poka­ zania jego funkcji m obilizujących i uświadam iających w św iecie arcyprowincjalnym , pośród ludzi, którzy śpiew ają tę pieśń (organizując jej tekst za pomocą komicz­ nych skojarzeń) pijackim i gardłam i (»Przy każdym już szumiała siwą wódką czarka«, PT IV 221), przez zatabaczone nosy (»kichała szlachta jak możdzerze«, PT IV 292). Po swojem u m anifestują oni m iłość do ojczyzny, jakże łatwo poddając się błędom destrukcyjnej propagandy zajazdu, będącego zaprzeczeniem haseł pieśni. Są to zatem ludzie najzw yklejsi, podnoszą się i upadają, błądzą, by z doświadczeń ko­ rzystać. I to jest najw iększe zw ycięstw o M ickiewicza-realisty, który desakralizując ów hymn do w ym iarów ludyczno-patriotycznej pieśni, w rzaskliw ie w ykonywanej, z krzykliw ym i przerywnikami: „Wódki, miodu, w ina!”, równocześnie m onumenta- lizuje uczuciową wartość tej piosenki w jej codzienności, powszechności i sponta­ niczności obnażoną. Jakże m usiała szokować romantyków ta scena pijackiego śpie­ wania Jeszcze Polska...]” (s. 17—18).

W łaśnie, musiała szokować! A „winę” za to ponosił w znacznej mierze sam M ickiewicz, lecz nie jako autor tej sceny. On bowiem w swej wcześniejszej twór­ czości — na fali tendencji charakterystycznych dla młodego romantyzmu — przy­ czynił się w alnie do powstania wysublim owanego, idealnego, ale i wypreparowa­ nego, oderwanego od rzeczyw istości obrazu narodu i patriotyzmu. I trzeba było dopiero jego dojrzałości psychicznej oraz artystyczno-ideow ej z czasu pisania Pana

Tadeusza, trzeba było i perspektyw y „paryskiego bruku”, aby zw eryfikować własną

postawę. Ale na to mógł się zdobyć poeta tylko tej miary co Mickiewicz czy Sło­ wacki. A tak na m arginesie — m yślę, że w tym kontekście dla „idealizujących” rom antyków równym szokiem byłyby poglądy społeczno-polityczne i postawa pa­ triotyczna Fredry ujawniające się głównie w jego wierszopisarstwie, tym „szufla­ dow ym ”, znanym dzisiaj dopiero dzięki edycji Pism w szystkich pod redakcją Sta­ nisław a Pigonia. Często bowiem dochodzi w tych utworach „szufladowych” do głosu ksenofobia narodowa czy klasow a, pojawiają się tony nacjonalistyczne czy szow i­ nistyczne. I sądzę, że Fredro n ie jest w tym względzie odosobniony, że reprezentuje postaw y i poglądy charakterystyczne dla znacznej części przynajmniej w arstwy szlacheckiej. Przyw ołanie zaś tutaj postaci Fredry nie jest przypadkiem. Zakrzew­ ski w oddzielnym studium w skazuje na szereg pokrewieństw, a także różnic zacho­ dzących między twórczością autora Zem sty a twórczością autora Pana Tadeusza. Mają one natomiast sw e źródło nie tylko w bezpośrednich nawiązaniach Fredry do określonych tekstów M ickiewicza, ale głów nie w zbliżonych, choć niekiedy zasad­ niczo różnych, naturach twórczych obu poetów, w e właściw ej im zdolności arty- styczno-ideow ego postrzegania zjawisk, postaw i procesów charakterystycznych dla nowoczesnej kultury polskiej.

Słow acki w wierszu T estam en t mój wyraził przekonanie i nadzieję, iż ,,siła fa­ ta ln a ” jego poezji kiedyś „zjadaczy chleba w aniołów przerobi”. I trudno by tutaj dowodzić, że ow o określenie „zjadacze chleba” ma walor w yłącznie przygany. Jest ono raczej przejawem dojrzałej, mądrej — i chyba w cale nie gorzkiej — refleksji, iż społeczeństwo, iż naród to przede w szystkim zw ykli „zjadacze chleba”. A odnosi się to nie tylko do rodzimych spadkobierców Słowackiego. Rozwijając dalej sw o­ bodnie m yśl poety można powiedzieć, że zw ykli, normalni, przeciętni ludzie dają się niekiedy „w aniołów przerobić”, ale trwa to zazwyczaj krótko i po niejakim czasie stają się ponownie „zjadaczami chleba”. A poza tym dzieje się tak nie zawsze i nie ze w szystkim i. I tę prawdę odtwarza i artystycznie ukazuje M ickiewicz w Panu

Tadeuszu.

Pan Tadeusz to — by użyć tytułu jednego ze studiów pomieszczonych w om a­

w ianej książce — „poemat o przem ijaniu i trw aniu”. Przem ijaniu i trwaniu postaw narodowych, obyczajowych i kulturowych. Św iat soplicowski ze w szystkim i swym i

(7)

am biw alencjam i, twierdzi Zakrzewski, trwa do dzisiaj, funkcjonuje — wpraw dzie w innym kostium ie historycznym i innych uwarunkowaniach historyczno-społecz­ nych — dzisiaj, tu i teraz, obok nas i w nas samych. Są to oczywiście stw ierdzenia nie pozbawione goryczy — goryczy, która mimo wszystko dochodziła do głosu także w M ickiewiczowskim arcypoemacie, choć w formie utajonej, pokrytej niekiedy h u ­ morem.

Nie sposób tu odmówić racji badaczowi. Jego konstatacja prowokuje do przy­ w ołania dwóch przykładów bardzo nam współczesnych a potwierdzających tezę 0 trw aniu i przemijaniu. Aby zaś pozostać w kręgu Pana Tadeusza i rozważań Zakrzewskiego, posłużmy się Mazurkiem Dąbrowskiego. Nb. wspom ina badacz, iż jego uw agi dotyczące śpiewania hymnu w soplicowskiej karczmie wzbudziły za­ strzeżenia jednego z recenzentów, który „zauważył niew łaściw ość tej przerysowa­ nej interpretacji” (s. 167). Osobiście sądzę, że recenzent w tym przypadku nie m iał racji. Cóż zaś bowiem powinien zrobić w spółczesny obserwator funkcjonowania

Mazurka w naszej współczesności?

Z jednej strony wciąż słychać m elodię i słowa Jeszcze Polska... śpiewane przez strajkujących robotników „w aniołów przerobionych” — a w ięc ziściło się m arze­ nie Słow ackiego — o których sądzono, iż są to i będą li tylko „zjadacze chleba”. 1 ich śpiew naw iązyw ał w prostej linii do solidarnościowego, odradzającego tonu

Mazurka z kart Pana Tadeusza. A z drugiej — ciągle niestety tę samą m elodię, te

sam e słowa, „w yrykiw ane” na polskich stadionach piłkarskich przez już nawet nie pseudokibiców, zaślepionych fanatyzm em i odurzonych bynajmniej nie jedną „czar­ k ą”. Zatem „w ykonanie”, przy którym wspomniana scena z Pana Tadeusza zdaje się być omal sielankowa. A przecież niejednokrotnie „wyrykują” słowa „Jeszcze Polska nie zginęła...” wczorajsi lub jutrzejsi „aniołowie”.

Zakrzewski dokonując serdecznego, intelektualno-em ocjonalnego „zajazdu na S op licę” konsekw entnie dąży do ocalenia poematu M ickiewicza dla współczesnych i przyszłych pokoleń Polaków. Tego arcypoematu należy już rzeczyw iście bronić i ocalać go w interesie szerokich kręgów czytelniczych.

Dzieje recepcji Pana Tadeusza począwszy od jego ukazania się przypominają — jeśli wolno użyć takiego porównania — wzrost i rozwój kwiatu, który — zanim jeszcze zdołał ujawnić swoją dojrzałą doskonałość — poddany został hibernacji. I chociaż zadziwia sw ym nawet nie do końca rozkwitłym pięknem, to przecież za­ razem „mrozi” brakiem widocznych oznak żywotności, budzi — przynajmniej u nie­ których — uczucie niedosytu i tęsknoty za ujrzeniem go w dalszej, pełniejszej fazie rozwoju. Wiem, iż jest to uproszczone porównanie, ale sądzę, że oddaje zasadniczy sens tego, co się stało z Panem Tadeuszem i jego istnieniem w świadomości P ola­ ków, i to głów nie współczesnych.

Po ukazaniu się Pana Tadeusza i po początkowym okresie niedoceniania poema­ tu zaczęły się coraz liczniej pojawiać głosy wskazujące na jego w ielkość i głębię artystyczno-ideow ą. Oczywiście procesowi temu sprzyjał nie tylko sam talent Mic­ kiew icza, ale i szczególne okoliczności, w jakich znajdowali się owocześni polscy czytelnicy „historii szlacheckiej”. Z perspektywy ,,paryskiego bruku”, z perspekty­ w y „latarników”, a w reszcie z perspektyw y kraju, którego istnienie uznawała jedy­ nie Turcja, zaczynał się jawić utwór Mickiewicza — dwukrotnego wygnańca — w kształtach coraz pełniejszych, doskonalszych i coraz sercu bliższych. Bezpośredni kontakt z tekstem poematu, intym ność sytuacji w poetyckiej komunikacji sprzy­ jały dojrzałej lekturze. Ale zarazem zaczął się pojawiać i nurt drugi, który podda­ w ał tekst oryginału swoistem u retuszowi ideowemu, sakralizował, nadając żywemu nurtow i poetyckiej frazy coraz bardziej tężejące rysy pomnikowe. Jak wskazuje Zakrzewski, już ilustracje Kossaka do Pana Tadeusza wyraźnie znamionują ten pro­ ces. Ta monumentalizacja poematu — w cale mu niepotrzebna — zrodziła dwie ten­ dencje. Pierwsza z nich to ów proces hibernacji, jaki dokonał się w całym szeregu

(8)

opracowań uznających Pana Tadeusza za arcydzieło, epopeję narodową przy jedno­ czesnym założeniu, iż określenie to zobowiązuje... Mickiewicza. I stąd zaczęły się brać rozważania, w których „zamykano poecie usta” dopisując sensy czy interpre­ tacje niezgodne z autorską w olą wyrażoną w Panu Tadeuszu. Stąd, uznając poemat za „biblię narodową”, skrzętnie zaczęto pomijać, retuszować czy przesłaniać m iejsca „drażliwe”, zbyt mało lub wręcz w cale nie pomnikowo martwe, m onum entalne. Nurt ten — nie tylko zresztą w odniesieniu do „historii szlacheckiej” — w yk p iw ali m.in. Tadeusz Boy-Żeleński czy Julian Tuwim (choćby w wierszu Dziesięciolecie). Tendencja druga natomiast przybrała w ym iar prawie groteskowy, karykaturalny, dając w efekcie rozważania w duchu profesora Pim ki z Gombrowiczowskiej Fer­

dydurke.

M ickiew icz marzył, by jego Pan Tadeusz zawędrował „pod strzechy”, a zaw ę­ drował do szkół podstawowych. I z nich to dobiega często głos, że Pan Tadeusz jest arcydziełem , a arcydziełem jest dlatego, że jest epopeją narodową — i odw rot­ nie. Przypomina to funkcjonowanie m odlitewnych m łynków tybetańskich p ow iela­ jących m echanicznie tekst. Uczeń klasy ósmej — i uznać trzeba to niestety za ty ­ powe — mówi: Pan Tadeusz jest okropnie nudny i okropnie długi. Ma aż dw anaście tomów! (autentyczne!).

Dlaczego piszę o tym z racji książki Zakrzewskiego? Powód jest prosty. Trzeba w ypłoszyć wreszcie ducha profesora Pim ki ze szkoły. Można to zaś uczynić dzięki studiom autora „Hajże na Soplicę!” I jest to, jak sądzę, niezbędne, ponieważ o ile uczniow ie idący na polonistykę mają szansę „odnaleźć” Pana Tadeusza, o ty le ci, którzy zakończą swą edukację na etapie szkoły podstawowej czy średniej lub po­ dejmą studia w innym, niehum anistycznym kierunku, pozostać mogą z ow ym za­ fałszow anym obrazem tego rzeczyw iście autentycznego arcypoematu. Arcypoematu, o którym należy mówić praw dziwie i sensownie, tak jak o to dopominał się, w edług słynnej anegdoty, Pan Bóg w obec Styki m alującego jego obraz na klęczkach, aby okazać należny szacunek.

N ie chcę — rzecz jasna — powiedzieć, że nie było całych rzesz m ądrych polo­ nistów , uważnych i zaangażowanych w lekturę czytelników, którzy sw ym i pracami lub indyw idualnym i przeżyciami poświadczali, iż Pan Tadeusz jest tekstem żywym . Jednak uproszczenia i stereotypy m yślow e mają to do siebie, że potrafią plenić się z niezw ykłą bujnością i obezwładniającą siłą. Przed zniekształceniam i bronił się także i sam arcypoemat, choć w form ie niekiedy przedziwnej, w ręcz przewrotnej. D ow odem tego mogą być m.in. liczne przeróbki, parafrazy i parodie M ickiew iczow ­ skiego tekstu lub jego fragm entów. Czasami były to przeróbki interesujące i cie­ kaw e na swój sposób (np. A. Morgenbessera Oblężenie Sokołowa), czasami zaś — w ujęciach obscenicznych i pornograficznych — grzeszyły brakiem poczucia elem en ­ tarnych zasad dobrego smaku na rzecz prostackiego świntuszenia. Ale któż nie zna w ła śn ie tych „apokryfów”, któż nie zna lub przynajmniej nie słyszał o Mrówkach czy tzw. X III księdze Pana Tadeusza o wszystko objaśniającym tytule: Noc po­

ślubna. N aw iasem m ówiąc — te w łaśnie teksty funkcjonują do dziś w folklory­

stycznym obiegu w licznych odpisach, nawet w nagraniach kasetowych (z dekla­ m acją), a bodaj pierwszym m iejscem , gdzie się z nimi zetknąć można, jest szkoła. Precyzyjniej zaś mówiąc, schow ki w uczniowskich pulpitach. I rzecz charaktery­ styczna: w przypadku tych tekstów nie słychać narzekania, że są nudne. Jest to także przedziwny przykład sygnalnego przynajmniej funkcjonowania Pana Tadeusza w uczniow skiej świadomości. W szystko zaś dzieje się przy pełnej „nieświadom ości” nauczycielskiej.

Cenną zaletą rozpraw Bogdana Zakrzewskiego o Panu Tadeuszu jest to, iż ba­ dacz n ie cofa się przed podejm owaniem tem atów uznawanych za „niew łaściw e” czy drażliwe lub wręcz pomijanych m ilczeniem . Przykładem m oże być św ietne stu ­ dium o m anifestacyjnym tytule: Eros w „Panu Tadeuszu”. Z olbrzymią kulturą

(9)

i swadą ukazuje oraz objaśnia Zakrzewski funkcjonow anie w M ickiewiczowskim poem acie zarówno eterycznej, romantycznej m iłości, jak i bardzo zm ysłowej ero­ tyki. Finezyjnie, a jednocześnie z nienużącą sum iennością w ytraw nego filologa śle ­ dzi i analizuje dzieje romansu Tadeusza i Telim eny, ich „manewry m iłosne”, ich „zapasy m iłosne”. Omawia wreszcie, w spierając się w cześniejszym i ustaleniam i Ro­ mana K alety, jeden z powszechnie dzisiaj znanych „apokryfów erotycznych” do arcypoematu, jakim są słynne Mrówki, czyli spotkanie się Pana Tadeusza z Telim eną

w Ś w iąty ni Dumania i zgoda ułatwiona za pośre dn ictw em m ró w ek autorstwa A nto­

niego Orłowskiego. I znowu rodzi się pytanie, czy kiedyś obok tradycyjnego zesta­ w u tem atów wypracowań szkolnych pojawi się i taki, jak tytuł rozprawy Zakrzew ­ skiego? Niczego to przecież z w ielkości poem atu nie ujm uje, a może wręcz odwrot­ nie — dodaje, wykazując jak silne, szerokie i praw dziw e związki ma ten utwór ze zw yczajnym życiem, ze zw ykłym i ludźmi.

Innym przykładem dążenia Zakrzewskiego do ujm owania Pana Tadeusza w e w łaściw ych ramach — zgodnych z intencjam i i zam ysłam i poety — są m.in. roz­ ważania na temat arcydrażliwy, jakim jest śm ierć majora Płuta z rąk Gerwazego. A jest to zaledwie fragm ent obszernego i w nikliw ego studium „Hajże na Soplicę!” Zakrzewski nie waha się nazwać czynu Gerwazego po im ieniu, określając go m ia­ nem „skrytobójstwa” popełnionego na bezbronnym, cóż że nienaw istnym renegacie. W cześniejsi interpretatorzy i komentatorzy albo jak Pigoń czynili usilne starania, aby „udowodnić”, a nawet „dopisać” w objaśnieniach, iż zginął on z rąk Gerwazego, ale walcząc, albo jak np. Górski pomijali ten fragm ent m ilczeniem . Dopiero Za­ krzewski w ydobyw a spod interpretacyjnych zasłon i pokazuje za M ickiewiczem całą moralną złożoność tego czynu, jak i dwuznaczność argum entacji księdza Ro­ baka, iż można to uznać za działanie „pro publico bono”.

Podobnych przykładów dowodzących św ieżości i trafności odczytań przedsta­ wianych przez Zakrzewskiego można wskazać w ięcej. Warto przynajmniej ogólnie zasygnalizować jeszcze jeden z ważkich problemów analizow anych przez badacza: tzw. niekonsekw encje w Panu Tadeuszu.

M ickiewicza jako twórcę arcypoem atu niejednokrotnie rozliczano i legitym o­ wano z całego szeregu „sprzeczności” czy „niekonsekw encji” pojaw iających się w tekście. Czyniono zaś tak, ponieważ każde poety „potknięcie” m ogło „obniżać” rangę utworu ogłoszonego za „biblię narodową”. Uzasadniano nieom ylność twórcy, a w przypadkach jaskrawych usiłowano rzecz całą w yretuszow ać. Zakrzewski po­ dejm uje to w ielce ważne dla utworu M ickiewicza zagadnienie. Idzie w tym w zglę­ dzie poniekąd śladami Zygmunta Szw eykow skiego i jego pracy o m anifestacyjnym tytule Pan Tadeusz — poem at hum orystyczn y (Poznań 1949). Szw eykow ski m ówił wprawdzie o istnieniu „techniki świadomych n iekonsekw encji”, ale odmiennie od Zakrzewskiego w iązał ją z M ickiewiczowską koncepcją humoru, a także „baśnio- w ością” poematu. Kontynuuje też Zakrzewski tok poszukiw ań Konrada Górskiego z jego rozprawy Tadeusz z ręką na tem blaku , która jednak ograniczała się do ana­ lizy li tylko dwóch przykładów „sprzeczności” zaczerpniętych z „historii szlachec­ k iej”. Zakrzewski natom iast w sposób bardzo obszerny i wyczerpujący tropi, w y ­ dobywa, system atyzuje i analizuje oraz om awia owe ś w i a d o m e niekonsekw en­ cje poety. Objaśnia ich wielorakie funkcje w poetyckim św iecie poematu i jego bohaterów. Reasumując zaś sw e rozważania stwierdza:

„Posługiwanie się przez poetę różnorakimi inkonsekw encjam i pozwala m.in. na stosowanie rozmaitych perspektyw historycznych, obyczajowych, na wprowadzenie szerokiej problematyki patriotycznej, cofniętej nieraz w odległe czasy historyczne lub wybiegającej w przyszłość pozafabularną; pozwala na szybkie i niezw ykłe zm ia­ ny fabularne, sytuacyjne, nastrojowe; na uzyskiw anie typow ości biografii bohate­ rów i oryginalności »ludzi ostatnich«, na kum ulację różnorakich zjaw isk (np. przy­ rodniczych, obrzędowych) dla osiągnięcia wyrazistszego i prawdziwszego

(10)

uogólnię-nia; na operowanie zmiennością przestrzeni czy pojemności m ieszkaniowej, w yglą­ dów pejzażu, architektury, lokalizacji geograficznych itp.

N iekonsekw encje o jednorodnej tem atyce w ystępują w poemacie często, w spo­ sób jakby łańcuszkowy, składankowy, co jest znaczące dla ich funkcji uogólniają­ cych, syntetyzujących (np. w zakresie budowania biografii bohaterów). Spełniając zatem rolę nieprzypadkową, nieefem eryczną i niepartykularną są składnikami bu­ dulcowym i określonych koncepcji autorskich (np. w kw estii czasoprzestrzeni). Te funkcje bywają bardzo istotne również m.in. dla tworzenia nastrojów w poemacie: kom ediow o-farsowego, humorystycznego; dla tworzenia różnych iluzji, np. tem po- ralnych, historiozoficznych; dla ukazania świata ludzi i ich spraw zarówno w iel­ kich, jak i m ałych, w zniosłych i płaskich, odświętnych i powszednich, co w efekcie przybliża ten św iat do naszych w łasnych wyobrażeń i doświadczeń życiowych. Jak zatem okazuje się — powtórzmy — w ystępow anie tych niekonsekw encji w tkance poematu jest arcyw ażne, niebagatelne i nieprzypadkowe, lecz celowe i charaktery­ styczne dla warsztatu autora Pana Tadeusza” (s. 117).

Zostało w ięc nie tylko uzasadnione w ystępow anie w tekście M ickiewiczowskiego poem atu tych „spornych” do tej pory niekonsekwencji, ale przywrócono także im w łaściw e znaczenie artystyczno-ideow e.

Próbując uogólnić tę garść refleksji wynikających z lektury „na gorąco” roz­ praw Zakrzewskiego związanych z Panem Tadeuszem trzeba z pełną odpowiedzial­ nością stwierdzić, iż stanowią one przełom w naszej wiedzy o tym utworze. Jawi się w nich arcypoem at jako tekst w najwyższym stopniu żywy, powiązany licznym i koneksjam i nie tylko z tradycją polską, ale i z naszą współczesnością. Ściągnięcie z „historii szlacheckiej” w ielu zbędnych, retuszowanych lub wręcz błędnych dra- perii ukazuje poemat w nowym blasku, w olnym od zbanalizowanych opinii, dodaje mu w ielkości i przywraca życie po okresie „hibernacji”.

Rozprawy Zakrzewskiego pełne są dynamizmu, wnoszą twórczy, intelektualny ferm ent, zmuszają wręcz do pogłębionych dyskusji, refleksji, podejm owania nowych rozważań. Są na takie dyskusje otwarte. Inspirują nową opcję badawczego oglądu arcypoem atu M ickiewicza. Nie sposób wobec nich przejść obojętnie. Jest to n ie­ m ożliwe. Myślę, że jedną z najcenniejszych wartości, jakie przynosi książka ba­ dacza, w części związanej z Panem Tadeuszem, jest to, że stanow i szansę przywró­ cenia temu poem atowi należnych — żywych, a nie zbanalizowanych — praw w obie­ gu najszerszym , wśród młodych pokoleń Polaków. Może sprawić, iż ponownie za­ w ędruje ten poemat „pod strzechy”, ale szkolne, i odżyje w nowym, bliskim nam blasku. Sprawi, że Pan Tadeusz przestanie być traktowany jako „biblia narodowa”, zacznie natom iast być czytany i autentycznie doceniany.

Ważkość rozważań Zakrzewskiego na temat Pana Tadeusza powoduje, iż na plan dalszy przesuwają się, pozostając niejako w cieniu części pierwszej, pozostałe szkice. Nie św iadczy to bynajmniej o ich mniejszej randze. Podejm ują one jednak bądź kw estie bardzo szczegółowe i specjalistyczne, bądź też mają charakter przy­ czynków. Dlatego w ich przypadku nie można mówić już o szerokiej recepcji. Są on e przeznaczone raczej dla odbiorców profesjonalnie zainteresowanych problema­ tyką M ickiewiczowską. Choć oczyw iście i tu są wyjątki. Przykładem tego może być ciekawy szkic Imieninowe Wigilie Mickiewicza, który praktycznie każdemu czytelnikow i dać może dużą satysfakcję lekturową.

Warto przynajmniej pokrótce zasygnalizować kw estie podejm owane przez sześć szkiców składających się na część drugą książki Zakrzewskiego.

Perypetie związane z w ydaniem P oezyj Stefana Garczyńskiego w dwóch to­ m ach z r. 1833 są przedmiotem pierwszego z nich. Zakrzewski opisuje usilne sta­ rania i zabiegi Ignacego Domejki i samego M ickiewicza o nadanie kształtu naj­ doskonalszego owej edycji, na którą z takim w ytęsknieniem oczekiw ał chory Gar- czyński, przeżywający niezw ykle silnie każdą z popełnionych w druku omyłek.

(11)

M ickiewicz, płodny i nader popularny już w owym czasie autor utw orów dru­ kowanych i w znaw ianych w ielokrotnie, pozostawał w rozlicznych kontaktach z ów ­ czesnymi wydawcam i, tak polskimi, jak i obcymi. Otrzymywał, ale i składał też liczne propozycje w ydawnicze. B yły one dla niego nie tylko dowodem literackiej sławy, lecz i — a zabrzmi to gorzko, choć prawdziw ie — szansą rozw iązyw ania, przynajmniej okresowego, trapiących poetę i jego rodzinę problemów finansow ych.

O osobistym kontakcie M ickiewicza z jedną z najbardziej znanych firm w y ­ dawniczych mowa jest w szkicu Heinrich Brockhaus u Mickiewicza. Zakrzewski przypomina tutaj prawie nie znany, a jak się okazuje, interesujący epizod z życia M ickiewicza, z którym lipski edytor konsultował się w Paryżu w k w estii w ydania tak jego poezji, jak i utworów innych polskich poetów romantycznych. Warto może na m arginesie wspom nieć za Zakrzewskim, iż firma Brockhausa w ydała w latach I860— 1886 łącznie 81 tomów składających się na „Bibliotekę Pisarzy P olsk ich ”, wśród których były m.in. pisma M ickiewicza i Słowackiego, Krasińskiego, a także

Poezje Norwida (1863).

Autor Pana Tadeusza parokrotnie kontaktował się listow nie, a także spotykał w Paryżu z wrocław skim edytorem Zygm untem Schletterem, który zamierzał opu­ blikować jego utwory. Zwracając się do M ickiewicza w ydawca pisał 7 III 1851: „proponuję Panu Profesorowi odstąpienie mi na w łasność swoich dzieł w szystkich, włączając w to utwory nie wydane, a także przyszłe rękopisy, a gdyby ta propo­ zycja Panu nie odpowiadała, prosiłbym o dostarczenie mi m ateriału na dwa, trzy m ałe tomiki dzieł wybranych, obejm ujące w szystko, co Pan uzna za odpowiednie, z opuszczeniem tego, co m ogłoby być zabronione w Austrii lub Prusach, i z doda­ niem poezji nie wydanych, które Pan ma w swej tece” (cyt. na s. 261).

M ickiewicz był żywo zainteresowany tą propozycją, gdyż stwarzała ona m ożli­ w ość nie tylko nowego wydania jego dzieł i ich kolportażu w kraju, ale mogła przynieść tak pożądaną stabilizację finansową. Dlatego odpowiadając pisał:

„Odstąpię Panu w yłączne prawo w ydaw ania w ciągu lat dwunastu moich pism w ybranych albo zbiorowych za cenę tysiąca franków rocznie. W dzień podpisania um owy przesłałbyś mi Pan dwanaście czeków po 1000 franków, płatnych na m oje zlecenie i w Paryżu. — Warunki te, jak Pan widzisz, są dla Pana korzystniejsze niż dla m ego w ydaw cy w r. 1844 i chcę wierzyć, że Pan nie będziesz ich mógł u w a­ żać za wygórowane.

Proponujesz mi Pan usunąć z moich pism to, co by mogło urazić drażliwość rządu austriackiego lub pruskiego; zdaje mi się, że jesteś w tej rzeczy lepszym sędzią niż ktokolwiek bądź” (cyt. na s. 262).

Ostatecznie — jak pisze Zakrzewski — „projektowane w ytw orne tomiki poezji M ickiewicza w edycji Schlettera nie pojaw iły się nigdy na słynnym »Leipziger Ostermesse«. W rocławscy w ydaw cy nie m ieli szczęścia do M ickiewicza, tak jak miał je lipski F. A. Brockhaus” (s. 265).

Sprzedaż utworów autora Konrada Wallenroda i Dziadów była dla owoczesnych księgarzy i w ydaw ców bardzo często dobrym interesem . Interesem , który — mimo ryzyka związanego z represjam i grożącymi ze strony zaborców — podejm owali za­ m ieszkujący na ziemiach polskich liczni księgarze bez względu na ich narodowość. „M ickiewicza” przemycano do zaborów na prawach kontrabandy, jeśli były to to­ m iki publikowane na emigracji, lub — drukując tajem nie w kraju — opatrywano karty tytułow e fałszyw ym i m etryczkami wydawniczym i.

Sam M ickiewicz — pomimo iż w ielokrotnie lekceważono jego prawa autor­ skie — z dużym zrozumieniem odnosił się do tych działań, albow iem „oceniał ich przeznaczenie i funkcję patriotyczną” (s. 282).

O jednym z takich w łaśnie „patriotycznych fałszerstw ” w ydaw niczych pisze Zakrzewski w rozprawie Pseudowrocłciwski „Giaur” Mickiewicza. Jełow icki paryskie tłum aczenie i w ydanie Giaura pióra M ickiewicza i Korsarza pióra Odyńca opatrzył

(12)

w części egzemplarzy m ylącym cenzurę zaborczą adresem i rokiem wydania, jako ogłoszone: „W Wrocławiu. U Webera i Spółki, 1829” (s. 284). Tomiki zaś tej w łaśnie „w rocław skiej” edycji są — zdaniem Sem kowicza — szczególnie rzadkie.

W szkicu „Nocleg” Mickiewicza w archiw um Edmunda Bojanowskiego przed­ stawia badacz nową — dzięki odkryciu źródłowemu — lekcję utworu poety.

Imieninow e Wigilie Mickiewicza to św ietna gawęda historycznoliteracka, w któ­

rej Zakrzewski „m igawkowo” ukazuje różne Wigilie poety, będące wszak także i jego dniem imienin. Przypom niane zostały i te radosne, przepędzone w gronie przyjaciół filom ackich, i ta w ięzienna, i te zesłańcze, i emigracyjne, i ta głośna u Januszkiewicza z okazji objęcia profesorskiej katedry, gdy „oniem iały” wieszcz po latach m ilczenia zachwycił ponow nie geniuszem improwizatora, i wreszcie te rodzinne, na „paryskim bruku” w gronie najbliższych, przy łożu chorej żony. Na podstaw ie lektury tego szkicu można — zdaje się — mówić o „typowych W igiliach rom antyka polskiego” tak jak m ów i się o „typowej biografii”. I refleksja jeszcze jedna, która się nieodparcie nasuwa. Te różnorakie — w esołe i smutne, w kraju i na zesłaniu czy w ychodźstwie — W igilie Mickiewicza to także W igilie będące udziałem w ielu pokoleń Polaków. W igilie każdorazowo przeżywane bardzo indy­ w idualnie, intym nie, niepowtarzalnie, a przecież typowo, bo w nierozerwalnym po­ w iązaniu z Polską, z sytuacją narodu.

Reasumując: studia, rozprawy i szkice Bogdana Zakrzewskiego zgromadzone w jego najnowszej książce wzbogacają w sposób istotny naszą wiedzę o twórczości M ickiewicza i jej recepcji. Szczególną zaś w artość mają odkrywcze, w znacznej części nowatorskie i w ysoce inspirujące rozważania badacza na temat Pana Ta­

deusza, tego polskiego i arcypolskiego poematu, a r c y p o e m a t u .

Marian Ursel

A l i n a W i t k o w s k a , TOWIAŃCZYCY. Warszawa 1989. Państw ow y Instytut W ydawniczy, ss. 252.

W ostatnich latach ukazały się trzy książki o towianizmie. Konrad Górski po­ św ięcił swoją 1 stosunkom między M ickiew iczem a Towiańskim i pisał ją z pozycji racjonalisty, dla którego w pływ Mistrza na poetę był jego degradacją — a w ogóle też i krzywdą dla polskiej kultury. Książka Krzysztofa R utkow sk iego2 już samym sw oi tytułem sygnalizowała stosunek autora do towianizmu. Koło Sprawy Bożej to klatka, przem yślnie skonstruowana, w której przy pomocy języka stworzonego przez Mistrza i jego otoczenie obezw ładniano ludzi i niszczono ich osobowość. Książka R utkow skiego — w przeciw ieństw ie do pracy Górskiego, którą raczej przemilczano, m oże n ie chcąc w ytykać ówczesnem u nestorow i polonistyki pewnej archaiczności stosow anych przez niego metod badaw czych — została przyjęta z entuzjazmem, o w iele chyba większym , niż na to zasługiwała. Przyczyniła się do tego jej zasad­ nicza teza — o języku jako narzędziu tworzenia totalitaryzmu. Polityczna aktual­ ność tej tezy wzmagała jej atrakcyjność. Atrakcyjność tę potęgowała w erwa narra­ cji, wzorowanej na Jarosławie Marku Rymkiewiczu. Tylko że obraz towianizmu stał się w tej książce światem uproszczonym, w niektórych partiach przypominając św iat m arionetek poruszanych diaboliczną niem al siłą. B raterstw o albo śmierć jest jeszcze jednym przejawem czarnej legendy towianizmu.

1 K. G ó r s k i , Mickiewicz — Towiański. Warszawa 1986.

2 K. R u t k o w s k i , Braterstw o albo śmierć. Zabijanie Mickiewicza w Kole

Cytaty

Powiązane dokumenty

D er Lehrer m uß weiter nach vorn blicken und die Arbeit m it authentischen Texten nach M öglichkeit so gestalten, daß dabei auch auf künftige berufsbezogene

Mais l’auteur dessine à nouveau dans la carte de la quatrième partie du septième climat 26 (voir ill. 1) une île des hommes (ǧazīrat al-riǧāl) et une île des femmes

Istotnym elementem edukacji ludności wiejskiej miało być również zakłada- nie ochronek dla dzieci, bardzo często pozostających bez opieki dorosłych, którzy udawali się w

The selected papers are organized in four themes: Risk management, Crisis management, Coordination of Disaster Response and Monitoring.. The choice of

W zgodzie z tradycją kanonistyczną Sachez i Ponce, a za nimi inni kanoniści tego okresu, przyjmowali, iż błąd co do przymiotu z zasady nie powoduje

Zgromadzenie Adwokatów Izby Adwokackiej w Lublinie popiera ogłoszoną dekla­ rację niepodległości Litwy i wzywa wszystkie rady adwokackie w kraju i Naczelną Radę

With these achievements the basis is set to further digitize the existing research and publications and extend the virtual exhibition by including the homework, case studies and

Przytaczali następujące powody: w opinii nauczycieli, dzieci i rodziców um niejszy się powaga proboszcza; proboszcz wejdzie w bliższy kontakt z nauczycielami a