• Nie Znaleziono Wyników

Lec: temat, forma, źródło : z krótkim prologiem i epilogiem (pierwszego spotkania i ostatniego spaceru)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Lec: temat, forma, źródło : z krótkim prologiem i epilogiem (pierwszego spotkania i ostatniego spaceru)"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Karl Dedecius

Lec: temat, forma, źródło : z krótkim

prologiem i epilogiem (pierwszego

spotkania i ostatniego spaceru)

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 64/2, 199-211

1973

(2)

P am iętn ik L iteracki LXIV, 1973, z. 2

K A R L D ED ECIUS (Frankfurt n. M enem )

LEC: TEMAT, FORMA, ŹRÓDŁO

Z KR Ó TK IM PROLOGIEM I EPILOGIEM (PIERW SZEGO S P O T K A N IA I OSTATNIEGO SPACERU)

N ie sk ostn ieć, a le n ie sflaczeć, trw ać na posterunku, ale n ie stać na m iejscu, być giętkim , ale n ieu giętym , być lw e m czy orłem , lecz n ie zw ierzęciem , n ie b yć jedn ostron n ym , a le

n ie m ieć dw óch tw arzy, trudna rzecz!

(S. J. Lec)

Pierwsze spotkanie

G dy w lata ch pięćdziesiątych zacząłem przeglądać prasę polską, zw ró­

ciły m oją uw agę tu i ówdzie rozproszone aforyzm y, zatytu łow an e M yśli nieuczesane. Dziwnie zafascynow ała m nie p recyzja ich sform ułow ań, trafn ość obserw acji i definicji, poezja obrazów . P ostanow iłem zbierać te m yśli i jednocześnie — naw iązać k o n ta k t z ich tw órcą. Odezwał się on w krótce z W arszaw y, odpow iedział n a mój n ap isan y po polsku list sw o­

bod ną niem czyzną i okazał się w ciągu naszej korespondencji so cjalistą z przekonania, aczkolw iek ty tu ło w a ł m nie niezm iennie w a ry sto k ra ty cz ­ nym stylu : „W ohlgeborener H err!” („W ielm ożny P a n ie!”). Na początku m yślałem , że je s t to jed e n z żartów saty ry k a, ale potem zrozum iałem , że to niepozbaw iona nostalgii powaga, rem iniscencja daw no pogrzebanego św iata, którego odblask żył wciąż jeszcze w tym pogodnym , ale i ciętym poecie. W ycinałem w ięc aforyzm y, tłum aczyłem je i skrzętnie grom a­

dziłem.

W listopadzie 1959 przyjech ałem po raz pierw szy po w ojnie do P ol­

ski — na zaproszenie Polskiej A kadem ii N au k — i już pierw szego dnia byłem gościem Leca w dom u na R y n k u Nowego M iasta. N a początku b y ­ liśm y obydw aj nieśm iali, p ragnęliśm y poznać się w zajem nie, popijając w ino m uszkatelow e z o statn iej b u telk i ze Św iętej G óry Synaj, jak z a u ­ w ażył Lec z p rzy m ru żen iem o ka (tzn. przyw iezionej z Izraela).

Lec był dość k o rp u le n tn y , przy stojn y , jego o tw a rta tw a rz w y ra ż ała opanow anie i uprzejm ość: czyste jasno b łęk itn e oczy p rom ieniow ały p rze ­

(3)

nikliw ością i dobrocią, a mocno haczykow aty nos b y n ajm n iej nie p rz y ­ pom inał drapieżnego ptaka, m iał raczej cechy figlarności. B ył to w ieczór w y pełn ion y gościnnością i dobrą rozm ową. P otem w yszliśm y n a spacer uroczą k rę tą drogą od pełnego architektonicznego w dzięku R y n k u N ow e­

go M iasta poprzez S ta ry R y n ek aż do K olum ny Z y g m u n ta i dalej jeszcze K rakow skim Przedm ieściem i Now ym Ś w iatem do Św iętokrzyskiej.

P rzechad zk a z Lecem nie b y ła w łaściw ie spacerem . Było to jak b y m ajestaty czn e o d bieran ie defilady przed stojącą na baczność kom panią pałaców , kościołów i domów, o k tó ry ch um iał opow iadać sta re i now e legendy, tragiczne i zabaw ne historie. N igdy nie w idziałem Lecą idącego ulicą inaczej : lekko, k rokiem praw ie że tanecznym , i ta k powoli, ja k gdy­

by b y ł K ronosem i rozporządzał czasem bez ograniczenia. N ie reagow ał n a tem po przepływ ającego w okół w ielkom iejskiego ruchu. M usiał co chw i­

la przystaw ać, ażeby całą sw oją energię skoncentrow ać n a ja k ie jś m yśli, n a jakim ś przedm iocie albo na jakim ś ukłonie.

Pokazaw szy m i po drodze k ilk a „sw oich” kaw iarń , zaprow adził m nie do k a w ia rn i „N ow y Ś w ia t” , ażeby tu ta j, w kąciku przy oknie z w idokiem n a skrzyżow anie ulic, opow iadać m i rozm aite anegdoty. Z nał ich m asę, a w iększość z nich b y ła in telig en tna, p ełna k u rtu azy jn eg o dow cipu i sw oi­

stego w dzięku; pom yślałem : S tańczyk Polski Ludow ej o w ielkopańskim geście. Pam ięć L eca b y ła zdum iew ająca. G odzinam i m ógł ro zpraw iać o m agnackich i m ieszczańskich rodach W iednia, Lwowa, W arszaw y i B e r­

lina, z jego pam ięci w y ra sta ły d rzew a genealogiczne, łań c u c h y dat, plo­

teczki przednie i ep ig ra m a ty od razu nadające się do d ru k u . W yśpiew y­

w ał p rzy ty m sw oje p a rtie solowe n a ów m elodyjny galicyjski sposób, w k tó ry m w ib ru ją austriackie, polskie i u k raiń sk ie n u ty jednocześnie.

N ajchętniej i n ajżyw iej opow iadał o W iedniu i o cesarzu F ranciszku Józefie, za którego osobistego poddanego ciągle się jeszcze uw ażał. Sen­

ty m e n ty jego przyciągała h isto ria habsburskiej m onarchii — jego m yśli całkow icie należały do teraźniejszości.

P rz y k aw iarn ian y m stoliku dow iedziałem się k ilk u szczegółów o jego życiu. Lec b y ł dzieckiem Lw owa, pam iętającego o statn ie la ta c.k. mo­

narchii.

G dy n ie m a się z czeg o śm iać, rodzą się satyrycy.

W rogow ie m oi rozsiew ają w ieści, że jestem za ciek ły m in d y w id u a listą , w r o ­ g iem w szelk iej zesp ołow ości. To n iepraw da. Już jak o m a ły ch ło p iec n osiłem n a m arynarskiej czap eczce w stą żk ę z e złotym n ap isem : „ V irib u s u n i t i s l ’

„Zjednoczonym i siłam i” — była to u lubiona m aksym a F ranciszka Józefa I. — Na plakacie „Uczcie się pływ ać!” uczeń Lec dopisał: „Po co?

P anta rei!” M iał w rodzoną skłonność do parodii.

S tu d e n t Lec nie lubił, kiedy w spom inano o posiadłościach jego rodzi­

ców i dziadów. O bcow anie z w yro b n ik am i, z w ie jsk ą b ied o tą Podola,

(4)

zrobiło z niego sui generis socjalistę: „Nie uw ażam , że posiadacz jednej duszy jest »drobnym posiadaczem «” .

Lec był n iew ątp liw ie poetą. Ale w łaśnie w skondensow anych do osta­

tecznych gran ic „m yślach nieuczesan ych ” u d aw ała m u się rzecz w sztuce poetyckiej n ajrzad sza: su blim acja gorzkiego losu ludzkości i w łasnej scep­

tycznej zadum y — w słow ach, z k tó ry ch w yelim inow ano w szystko, co m ogłoby być zbyteczne. B yła to najb ardziej oryginalna, silna, w yjątk ow a strona jego talen tu , talen tu , jaki zdarza się bodajże raz n a sto lat.

Temat

Spośród sw oich poprzedników i w spółczesnych Lec w yró żn ia się prze­

de w szystkim bogactw em i w ag ą tem atów . M yśli jego krążą najczęściej w okół losów człow ieka, jego h isto rii i histerii, dem askując sta re i now e legendy o u ro jo n y ch ra ja c h i pięknosłow ych piekłach. B lizny dośw iadczeń naszego czasu stan ow ią tem aty czn ą oś aforyzm ów i fraszek Leca, k tó ry często pow racał do m onologu H am leta, p odkreślając ty m sam ym n a ta r­

czywość gnębiącego jego sum ienie p y tan ia :

W każdym kraju p y ta n ie H am leta brzm i inaczej.

A m oże b y tak w a lk a d w óch H am letów — który m a być, a który n ie być?

M arionetki m arzą d a rem n ie o m on ologu H am leta.

H am let p o w in ien ju ż b yć K rezusem . K tóż n ie dorzucał od w ie k ó w sw oich trzech groszy do jeg o m onologu!

W ariacje te p rez e n tu ją b u jn ą fan tazję Leca w dziedzinie skojarzeń językow ych; w rozm aitych ujęciach wciąż pow racającego tem atu rzadko się on pow tarzał, odk ry w ając coraz to nowe asp ekty i założenia, trafiając swoimi znakam i zapytania, w y krzyknikam i i dw ukropkam i w samo sedno.

W sw ojej m ikroskopijnej m enażerii d la Ezop u kazuje Lec różne na ludzi tresow ane w ilki i owce, lisy i pchły. Łagodne te prow okacje adresuje on do w szystkich e x oriente et o ccid ente: aniołów i diabłów, katów i ka­

ta stro f istów, K ainów i Judaszów , dobrodziejów i ludożerców , fary zeu ­ szów i zbawicieli, ludzi i bogów :

O gdyby ja k iś B óg p o w ied zia ł: „W ierzcie m i!”, a n ie: „W ierzcie w e m n ie !”

P am iętajcie, że i n iew ia ra m oże być czyim ś n a jśw iętszy m uczuciem . N ie szargajcie jej.

Tw órczą siłę m yśli Leca stanow i jego n iew iara w kategorie m itolo­

giczne. Jego w iedza o człow ieku k ulm in u je w w y k rzy k n ik u w p rost od­

w ro tn y m do ongiś w ypow iedzianej przez Gorkiego optym istycznej m a­

ksym y: „Człowiek — to brzm i d u m n ie” . Lec:

N ie u fa jcie ludziom ! Z dolni są do rzeczy w ielk ich .

(5)

P rzyw iązanie do rzeczy tzw. m ałych (Dawidowych), a więc ludzkich, i nieufność wobec tzw . rzeczy gigantycznych (Goliatów) b y ły jego p u n k ­ tem w yjścia. J e d n a z n a jtrafn ie jszy c h m yśli Leca, su m m a tragikom edii naszej na dw ie półcele rozbitej kuli ziem skiej, to p y tan ie :

N o i p rzeb iłeś g ło w ą m ur. Co będ ziesz rob ił w są sied n iej celi?

K onkluzja: sam i jesteśm y sobie przeszkodą w naszej ucieczce do ziem i obiecanej. Człowiek trw a zam knięty w swoim w łasn ym w ięzieniu i dźw i­

ga je wszędzie ze sobą. I jeszcze jed n a g enialnie p ro sta obserw acja do­

tycząca tej sam ej sfe ry dośw iadczeń:

N ie otch łań d zieli, ale różnica poziom u.

A obok niej postaw ić m ożna i tę:

W szystk ie kajd an y św ia ta tw orzą jed en łańcuch.

W tych b y n ajm n iej nie z łatw ego, m odnego pesym izm u zrodzonych m yślach tkw i głęboko pouczająca gorycz dośw iadczeń uniw ersalnych, ak­

tu aln y ch ta k sam o w przelu dn io n ych m iastach środkow ej E uropy ja k i w p u sty n n y ch oazach A fry k i czy Azji. N a ty m w łaśnie polega genialność aforyzm ów Leca, że zw racają się one bezpośrednio do czytelnika, u ja w ­ niając jednocześnie ogólnoludzką p raw d ę i ogólnoludzką ważność ty ch skrótów , parab o l i uogólnień. P an h u m an izm Leca sta w ia go ponad uszczy­

pliw ą uczonością L ichtenberga czy chorobliw ą zajadłością K rausa. Małpie zwierciadło N ow aczyńskiego może nas baw ić lub drażnić, ale nie pobudza tw órczego toku m yślenia. U Leca istn ieje przepaść m iędzy m y­

śleniem a byciem , k tó ra nas zm usza do w yboru. Lec pro p o n u je: „Nie być, ale myśleć, m yśleć, m yśleć”, czego b y n ajm n iej nie należy rozum ieć jako zaproszenia do pasyw nej kontem placji. Sprzeczność m iędzy Lecem a J a s- persem („Rozsądek p rzejaw ia się n ie przez to, że wiem , lecz jed y n ie przez to, że działam ”) je st złudna. Są czasy, m iejsca i sytuacje, w' któ ry ch byt, przede w szystkim tzw . dobro-byt, b y t bezm yślny, w ym aga m niej odwagi i decyzji (czy — ogólnie — aktyw ności) niż m yślenie; w których samo m yślenie b yw a czynem sk ra jn ie ryzykow nym , a samo bycie — żad­

nym. J e st w tej postaw ie coś z proairesis A rystotelesa, k tó ry zrów nyw ał wolność m yślenia z już dokonaną decyzją; coś z Sokratesa, dla k tó ­ rego sam o m yślenie było fo rm ą doskonałą b y tu ; z Tom asza z A kw inu, k tó ry uczył, że człow iek przez to, co m yśli, staje się tym , czym jest;

z K artezjańskiego „Cogito ergo s u m ”. Dla pracow nika, którego w arszta­

tem są m yśli, a narzędziem języ k (Plato: m yślenie jak o języ k w ew n ętrz­

ny» jed y n ie m ożliw y w olny i praw d ziw y język), aforyzm Leca podnosi m yślenie do rangi czynu rew olucyjnego.

Nic dziwnego, że pisarstw o (jako sztu ka m yślenia) — i analfabetyzm (jako niezdolność m yślenia, ale zdolność bytu) są jed n y m z głów nych

(6)

obsesyjnych tem atów „m yśli n ieu czesany ch ” . Zbiór aforyzm ów Leca s ta ­ now i rów nież kopaln ię złotych m yśli o pisarzach, o poetach, o satyrze.

Nie b ra k tu ta j sform ułow ań, z k tó ry ch k orzystać będą całe pokolenia m iłośników cy ta tu , układ aczy antologij, poszukiw aczy m ott.

Satyrycy, w y zb ą d źcie się słów , n iech m ó w ią liczb y!

Spod satyry w y ję te są rzeczy sa m e przez się śm ieszn e.

S atyra nigdy n ie m oże zdać egzam inu, w kolegiach jurorów sied zą jej obiekty.

Forma

Pośród k rótk ich form literackich, ja k epigram at, m aksym a, glosa — aforyzm w iedzie żyw ot n ajb ard ziej niepew ny. P rzyczy ną je st być może to, że jego fo rm a je st n iełatw o u ch w y tn a i tru d n a do zdefiniow ania. Od czasów H ip p o k ratesa za aforyzm y u znaje się uczone fragm en ty , tra k tu ­ jąc je p rzy tym z n ależy ty m szacunkiem . A foryzm am i n azyw a się w szak ­ że rów nież „poboczne p ro d u k ty ” m yślicieli i pisarzy (rzeczy nie u k o ń ­ czone, zarzucone w to k u pracy) i w zw iązku z tym cenione niezbyt w y ­ soko. D ru k u jąc sw oje u ry w k i w „A th en äu m ” (1798), F rie d ric h Schlegel podejm ow ał próbę w yraźniejszego o kreślenia aforyzm u jak o g a tu n k u li­

terackiego i w skazania m u b ardziej poczesnego m iejsca w litera tu rz e .

„N ajw ażniejsze odkrycia naukow e — to filozoficzne bons m o ts” — głosił.

Schiller skw itow ał je lekcew ażącym gestem i nazw ał F ra gm enty Schlegla

„w ścibską” i „jed n o stro n n ą m a n ie rą ” . G oethe n ato m iast — początkow o jeszcze z zachow aniem ostrożności — zajął stanow isko pośrednie i p rzy ­

znał form ie aforystycznej „p ew ną powagę, niejak ą głębię i liberalność” . W sposób jednoznacznie pozytyw ny, nie stroniąc n a w e t od superlatyw ów , opow iedział się po stron ie aforyzm u N ietzsche: jego zdaniem aforyzm i se n te n c ja są w lite ra tu rz e zgoła „form am i W ieczności” .

A foryzm jest bez w ątp ien ia tą form ą literacką, k tó ra nam , ludziom dnia dzisiejszego, szczególnie odpow iada: aforyzm k w itu je spraw ę k ró tk o i rzeczowo, bez m a rn o tra w stw a czasu i m iejsca. L a p id arn a obiekcja ob­

naża w ielkie pozory drogą m ałej subiekcji. Im m niej m am y czasu (a m a­

m y go wciąż coraz m niej), ty m lepiej p o trafim y docenić sztukę zwięzłości.

A foryzm jed n y m zdaniem dokonuje tego, czego inne gatunki, n a w e t te w ielkiego form atu, często nie p o trafią — je st aktem poznania i w yzna­

nia, rozryw ką i agitacją. J e st to zarazem „eksplozja natężonego du ch a”

(Schlegel), „ferm enta cogitationis” (Novalis), „im prom ptu, nad któ rym już w w olnych godzinach popracow ano przez kilka d n i” (Lichtenberg), „poe­

zja m yśli” (Humboldt), „amen dośw iadczenia” (Kudszus), „los” (Musil).

(7)

P o in ta może być przypadkow o tra fn ą m yślą, dow cip pow inien być uderzającym pom ysłem , praw d ziw y aforyzm zaś m usi być zaw sze p rze­

m yślanym w y p adem -atakiem n a a tra p y aktualności. P rz y p ad k i zw ykły pojaw iać się sam e przez się; pom ysły, podobnie jak w ypadki, przychodzą nagle i z zew nątrz. W y p ad y -atak i zaś d o jrz e w a ją w ew nątrz, powoli, w y ­ m ag ają w ytrw ałości i odwagi, przeżycia i przem yślenia.

A foryzm należy z pew nością zaliczyć do form poetyckich.

Źródła

Lec czerpał sw oje „m yśli nieuczesane” z w ielu źródeł, naw iązyw ał do dzieł niejednego k ra ju i niejed n ego czasu. Ciągłej in spiracji dostarczała Lecowi jego znako m ita pamięć, p rzechow ująca m. in. ślady le k tu r szkol­

ny ch i rodzinnych: T alm ud, Biblia, p rzy k a z a n ia i n au k i proroków , m ito­

logia grecka i łacińska, Sokrates, P lato, K artezjusz, prom eteizm , darw i- nizm, freudyzm . Z w iedeńczykiem F reu d em łączyło Leca n a w e t coś w ię­

cej, swojego rod zaju p atrio ty zm lokalny. U w zględnianie k ateg o rii nau ko­

w ych legitym uje jego sztukę jako sztukę in te le k tu a ln ą i szczególnie mocno ak centuje oryginalność i współczesność „m yśli n ieu czesanych” :

N ie zgadzam się z m atem atyką. U w ażam , że sum a zer daje groźną liczbę.

Z p ostęp ów geom etrii: lin ia g en eraln a n ie sk ład a się z n iezliczon ej ilości p u n k tów w id zen ia.

A foryzm y Leca noszą ślady le k tu r z lite ra tu ry polskiej, ta k klasycznej ja k i w spółczesnej. O braz:

P oeta ło w i w stru m ien iu , który przezeń przep ływ a.

— je s t p a ra fra z ą podobnej m eta fo ry Z y g m u n ta K rasińskiego, a pytan ie:

K ied y czło w ie k pokona przestrzeń m ięd zylu d zk ą?

m ożna by rozpoznać jak o esencjonalne streszczenie sześciostrofow ego w iersza W isław y Szym borskiej P rzyjaciołom (1957):

O beznani w przestrzen iach od ziem i do gw iazd, gu b im y się w przestrzen i od ziem i d o głow y...

Ś lady podobnych in sp iracji z lite ra tu ry polskiej są liczne (choć chyba n ik t nie b y łb y w stan ie e x cathedra pow iedzieć, czy poeta korzystał z nich świadomie, czy podświadom ie, czy też zbieżności są przypadkow e).

Sam Lec, p rzy zn ając się jaw n ie i z sym p aty czn ym hum orem do niektó­

rych filiacji, żartow ał:

S ied zę sobie czasem w b ib lioteczn ej ciszy i czytam sw o je w iersze, n im je sam napiszę.

(8)

Znajom ość niem ieckich poetów i sa ty ry k ó w d o k u m en tu ją nie tylko jego przek ład y ep ig ram ató w Goethego, fraszek i sa ty r G rillp arzera, Les­

singa, M orgensterna, Schnitzlera, B ürgera. Lec znał język niem iecki od dzieciństw a, z dom u o raz szkół lw ow skich i w iedeńskich, znał n a w e t jego odcienie i n iek tó re narzecza. N iejedno jego pow iedzenie (sam ty tu ł „m y­

śli nieu czesan e” pochodzi z H einego: „schön gekäm m te, frisierte G edan­

k e n ”), fra sz k a albo w iersz przy p o m in ają tem atem , fo rm ą m etaforyzacji czy też sty lizacji u tw o ry Heinego, L ichtenberga, M arii E bner-E schen- bach, K rausa, K ä stn era albo R ingelnatza (1883-1934), z którego w iersza:

BUMERANG

B y ł bum erang, co m ia ł form ę w yd łu żon ą ponad norm ę.

O d latyw ał, a le potem

ju ż n ie z ja w ia ł się z pow rotem . L u dzie stali w ię c jak struci, w y czek u ją c, k ied y w r ó c i1.

— Lec w y d esty low ał aforyzm z konkluzją:

N iejed en b um erang n ie w raca. W ybiera w oln ość.

Podobnie — genialnie — skrócił do sam ej p o in ty tercy n ę Ericha K ä stn era :

W ir d ’s b esser, w ir d ’s sch lech ter, fra g en w ir jä h rlich . S eien w ir eh rlich : D as L e b e n is t leb en sg efä h rlich .

— k o m pry m ując rozw lekły w ierszy k do zaskakującego sw ą p ro sto tą w y ­ w odu logicznego:

Żyć jest bardzo n iezdrow o. K to żyje, um iera.

A dolf N ow aczyński dosłow nie przepisyw ał, bez cienia zażenow ania,

„sw oje” afo ryzm y z M arii E bner-E schenbach. U Leca tak ich zapożyczeń bez jego w łasnego tw órczego w k ład u nie znalazłem . N a tu ra ln ie : sztuka aforyzm u n ie je s t sztu k ą now ą i stylistyczne m ożliw ości przem ian jed n e ­ go zdan ia są ograniczone. Lecowe początki zdań, ich in to n acja i dialek ­ ty ka przypom inają dobrze znane paradoksy, przeciw staw ienia, k o n stru k ­ cje — np. L ich ten b erg a:

Es g ib t L eu te, d ie so ..., d a ß ... [Są lu d zie, którzy tak ..., że ...].

czy deform acje przysłów , sp o ty kan e np. u O scara W ilde’a:

Sparzone d ziecko kocha ogień.

W ybaczaj tw o im w rogom . N ic ich tak n ie w ściek a jak to.

1 Przekład A. M a r i a n o w i c z a , p u b lik o w a n y w „S zp ilk ach ” 1988.

(9)

W ięcej zaw dzięcza Lec ch yba K arlow i K rausow i z W iednia. Był on Lecowi bliższy zarów no pod względem tem atów ja k i atm osfery. C zytając następu jące aforyzm y K rausa, m ożna b y przysiąc, że napisał je Lec:

N ic h t a lles, w a s to tg e sc h w ie g e n w ir d , le b t.

Ein S nob i s t u n v e rlä ß lic h . D as W erk , d as er lo b t, k a n n g u t sein.

W o w e d e r z u m W ein en K r a f t is t n och z u m L achen, lä c h e lt d e r H u m or u n te r T ränen.

W a ru m s c h r e ib t m a n ch er? W e il e r n ic h t gen u g C h a ra k te r h at, n ic h t zu sch reiben .

Lec używ a często ty ch sam ych ch w ytów co K raus:

Ich k a n n te ein e n ...

Ich h a tte ein e sch reck lich e V isio n ...

N ich t je d e r , d er ...

Je ... d e sto ...

H ü te d ich v o r ... D u k a n n st d ir ...

Z pew nością p o d p atrzy ł Lec u sw ego starszego kolegi z W iednia tech ­ nikę satyrycznego defin io w ania i groteskow ej gry deform ow anych słów i przysłów . Oto dw a spośród licznych m odeli K rau sa :

[Gra słó w , niep rzetłu m aczaln a:] Je g rö ß e r d e r S tie fe l, d e sto g rö ß e r d er A b sa tz . [A b s a tz = 1) obcas, 2) zbyt. U L eca w ie le podobnych gier słów .]

[Satyryczne u zu p ełn ien ie p rzysłow ia:] G e d a n k e n sin d zo llfre i. A b e r m a n hat doch S ch erereien . [Lec lep iej: M yśli są w o ln e od cła? G dy n ie przekraczają granic.]

S a ty rę Leca c h a ra k te ry z u je pesym izm pogodny, uśm iech „przez łzy ” bez „S chadenfreude”, raczej z m elancholijnym zażenow aniem , niem al ubolew aniem , że stosunki naszego św ia ta zm uszają go do podobnych w ypadów . Tam gdzie L ich tenb erg ironizuje, K raus cynizuje, Lec je s t p rze­

de w szystkim m oralistą, św iadom ym sw ego poetyckiego pow ołania. K api­

taln e są jego m odernizacje przysłów i ban ałó w :

N ic w przyrodzie n ie ginie, jed y n ie sp e łn io n e nadzieje.

C zasem kara pociąga za sobą w in ę.

W śród ślep ców i jednooki zan iew id zi.

Podczas gdy u L ichten b erg a i K ra u sa aforyzm y posiad ają czasami jeszcze ro zm iary m ałych felietonów , Lec doprow adza m yśl afory styczn ą do m aksym alnego sk ró tu :

K raus :

M an m u ß je d e s m a l so sch reib en , a ls ob m a n zu m e rs te n u n d zu m le tz te n M al sch rieb e. So v ie l sagen, als ob’s e in A b sc h ie d w ä re , u n d so g u t, als b e ­ stä n d e m a n ein D ebü t.

Lee:

Ceń sło w a ! K ażde m oże być tw o im ostatn im .

(10)

— albo też:

Czas bije. W szystkich.

S u m ien ie m ia ł czyste. N ie u żyw ane.

Lec by ł m istrzem w y p o w iad an ia rzeczy w ielkich środkam i n a jm n ie j­

szymi. M ajakow ski m usiał w polem ice ze swoim i literackim i przeciw ni­

kam i Sw ietłow em , U tk in em i B iezym ienskim napisać długi w ie rs z 2, na k tó ry składało się 215 w ersów . Lecowi do „załatw ienia” tego sam ego w ystarczą dosłownie 2 w ersy, 6 w yrazów :

O NASZYCH DYSKUSJACH LITERACKICH K ażdem u po pom niku.

I po krzyku.

Z astan aw iając się n ad pochodzeniem aforyzm ów Leca, k tóre on sam w jednej ze swoich „m yśli n ieu czesan ych ” nazyw a tysiącletnim i, nie sposób nie zwrócić uw agi n a tra d y c je n ajstarsze, k tó re Lecow ska now o­

czesność jeszcze bardziej u w y p u k la i w yostrza. H istorycznie rzecz biorąc, Lec w yw odzi się z narod u , k tó ry od pięciu tysiącleci sycił się se n te n c ja ­ mi, geograficznie zaś — z k ra ju , k tó ry tragiczn ą w alkę o w łasne istnien ie naw yk ł prow adzić rów nież orężem ducha, a przede w szystkim poezji.

Sentencje Leca m ają c h a ra k te r anagram ów , w yw odzących się z k a b a ­ listycznego stylu m yślenia, z upodobania do g ry elem entam i języka. M eta­

fory przebrane za szyfry, proroctw a skondensow ane w definicje, tragedie zredukow ane do pointy: n ietru d n o rozpoznać w tym to, co talm udyczne, kasandryczne, aleksandryczne. W m yślow ym świecie Leca pedagogia i lite- rackość uzupełniają się tak, ja k Agada i Halacha w Talm udzie. W m yśl tej trad y cji „m yśli nieuczesane” Leca m ają w yraźnie hom iletyczny c h a ­ ra k te r (zarazem pouczający i budujący): jak o pow tórzenia (M iszna), jako kontynuacje (Tossefta) i jak o dopełnienia (Gem ara).

Pism o Sem itów jako pierw sze parło k u a b strak cy jn y m skrótom , aż do rezygnacji z sam ogłosek. Jeg o ideałem był skondensow any stenogram . G rekom , dla któ ry ch każdy d etal był w ażny, a zróżnicow ana wielość — świętością, tak ie pism o nie w ystarczało, obdarow ali w ięc św iat zachodni pism em fonetycznym . Lec czerpał siłę spółgłosek z aram ejskiego, pow ab sam ogłosek z u kraińskiego i w reszcie z pom ocą g ram aty k i niem ieckiej ro zw ijał swój u lu b io n y język, polski, k tó ry najbliższy był jego fan tazji.

U skrzydlał tę m ow ę do n ajb ard ziej swobodnego lotu, czynił in stru m e n ­ tem bogatym w o ktaw y i zdolnym do składniow ych m etam orfoz. Z in te n ­ syfikow ał i w zbogacił dobitność języ ka talm udycznego poetycką in te n -

2 В. М аяк овск и й , Послание пролетарским поэтам. „Комсомольская правда” 1926, nr z 13 VI.

(11)

syw nością m ow y b ib lijn ej, reform atorskim duchem niem czyzny i tem p e­

ram e n te m słow iańszczyzny. W te n sposób połączył Lec w sobie sam ym i w sw oich frazach gorycz b eduińskich p roroków na pustyni, łagodność kanaańską, w yw odzące się z żydow sko-m auretańskiej sym biozy wczesne­

go średniow iecza przyw iązanie Ż ydów hiszpańskich do doczesności, dia- le k ty k ę niem iecką, niew ym uszoność w iedeńskiej k a w ia rn i — z odw agą polskiego desperado. Jego dośw iadczenie życiow e sięgało od m ęki niew oli babilońskiej aż po osobiście doznane tru d y polskiej drogi cierniow ej. Tym jed y n ie — ow ą rozpiętością skali dośw iadczeń — m ożna w yjaśnić a n ty - tetyczność jego postaw y: akceptujący życie pesymizm, sceptyczny o p ty ­ mizm. Był w p ro st w y b ra n y n a rzecznika starej m ądrości słowa, życiowej podpory w szystkich uciem iężonych. Nie zapom inajm y, że dobra część żydow skich zbiorów sen tencji pochodzi ze słow iańskiej Europy, p rzeka­

zana przez Ż ydów słow iańskich: N achm ana K rochm alą (Galicja, X V III i X IX w.), M ordechaja M ichelsona (Piotrków , X IX i X X w.), Cwi B ergera (Drohobycz, X IX w.), rabbiego Halockiego i M. Tw erskiego (Żytomierz, X IX i XX w.), E. D om arackiego (W arszaw a, XX w.) i w ielu innych.

W tychże sen ten cjach rozeznać m ożna w y raźn ie p rae lem e n ty ,,m yśli n ie ­ uczesanych” :

W sm u tn ych czasach rozk w ita hum or.

K ied y śm ierteln i w r o g o w ie tw orzą w sp ó ln y front — biada ci, o ludzkości!

K ain i A b el — oto n iem alże esen cja całej historii pow szech n ej.

Do prostych celó w tak że dochodzi się k rętym i drogam i.

L udzie o czystych rękach także m ają brudne m yśli.

K łam ca p o w in ien m ;eć dobrą pam ięć.

Istn ieją tajem n ice, o k tórych by nic n ie w ied zian o, gdyby n ie b yły ta ­ jem nicam i.

M ądry szczędzi słów .

Bądź z w ię z ły w słow ach i dokładny w m y ślen iu (S e n te n c je S ofrim ).

M yślen ie jest św ia tem w oln ości (M osze Ibn Esra).

Zła m yśl brudzi serce (Bachia) 3.

Te P itgam im szel chacham im (sentencje m ędrców) podobne są do

„m yśli n ieuczesanych” Leca ja k krople w ody tego samego w odospadu.

Są u Leca rów nież — być może, że in sp irację do tego zaczerpnął w pisow ni h eb rajsk iej, może w staropolskich fraszkach K ochanow skie­

go — aforyzm y, k tóre da się odczytyw ać z lew a n a p raw o i odw rotnie.

N aw et raczej odw rotnie, bo w zdaniu:

A n alfab eci m uszą dyktow ać.

— nie ty le chodzi o analfabetów , ile o dyktatorów , którzy są an alfa­

betam i.

3 Cyt. w ed łu g w yboru S. L a n d m a n n J ü d isch e A n e k d o te n u n d S p rü c h w ö rte r (M ünchen 1965) oraz J ü d isch e W e ish e it aus d rei J a h rta u se n d e n (M ünchen 1968).

(12)

N ierzadko, ja k u niejednego sław nego auto ra, in sp irac ją Leca było po p ro stu zam ów ienie red ak cji. W ta k i sposób — n a zam ów ienie „Dialo­

g u ” — pow stało szereg m yśli o teatrze, d ram a tu rg ii i aktorach. N ieraz, przypuszczam , in sp iro w ały go także i w rażen ia m uzyczne, i m alarskie, ja k np. k a ry k a tu ra R on ald a S earle’a z A tlasem dźw igającym globus (pu­

blikow ana w „Szpilkach”). T en sam A tlas p ojaw ia się nieco później u Leca w xen ii:

P o m y śleć o braku hum oru u starożytnych.

N ik t

n ie w p a d ł na pom ysł by p ołask otać A tlasa.

Ś w ia t

b y zlec ia ł m u z bark.

N ajw iększa część aforyzm ów Leca d aje się jed n a k beżbłędnie rozpo­

znać jako w yłącznie i w y b itn ie o ry g in aln a jego w łasność: po sposobie poetyckiej m etaforyzacji, po doborze słów, po tem acie. B adając owe te ­ ksty będą stulecia po n as m ogły z dokładnością do k ilk u lat odszyfrow ać d atę ich pow stania. Od n ajb ard ziej skom plikow anego, surrealistycznego hu m o ru do najb ard ziej p ro sty ch paradoksów :

T ragizm epoki oddaje jej śm iech.

W grun cie rzeczy p o ty k ał się Lec co dw a kroki o siebie samego. W iecz­

nem u Żydow i staw ał n a przeszkodzie w spółczesny Polak, dzisiejszem u P olakow i — w czorajszy A u striak , ary sto k racie — socjalista, kosm opoli­

cie — patrio ta, lirykow i — saty ry k .

Ostatni spacer

C hętnie opow iadał Lec o sw oich sukcesach, o listach z zagranicy i o św ietny ch recenzjach. O ddźw ięk, z któ ry m spo tykała się jego tw ó r­

czość, w ydaw ał się w y n ag rad zać m u w szystko. K to go znał bliżej, ten wiedział, że jego zew n ętrzn a próżność jedynie rekom pensow ała w ew nę­

trz n ą skrom ność i bezpretensjonalność. M ówił o sobie, ale m yślał o in ­ nych. O swojej żonie, o sw ojej teściowej, k tó rą nazyw ał babcią i k tó rą bardzo lubił, o sw oich synach, o p rzyjaciołach i o sw oim m ieście. Ledw o w ysiadł z pociągu n a d w orcu fran k fu rck im , a już tęsk n ił za rodziną i za k aw iarniam i W arszaw y. To, że kolorow y p o rtre t cesarza Franciszk a J ó ­ zefa w isiał do końca nad jego b iu rk iem i że spinki do m ankietów ozdo­

bione podobizną bokobrodego m onarchy, k tó re udało n a m się w y trzasnąć dla niego we F rank fu rcie, nosił ze św iąteczną radością i o sten tacy jną

14 — P a m ię tn ik L iteracki 1973, z. 2

(13)

dum ą, było praw dopodobnie czymś w ięcej niż pozą sa ty ry k a i oryginała.

B yły to sym bole jakiegoś w ym arzonego w ielonarodow ego ciepła ro dzin­

nego, do k tórego tęsknił, w k tó ry m czuł się sw ojo i którego b ra k m u b y ło poza granicam i W arszaw y.

W ro ku 1965 choroba zm usiła go do chodzenia z laską. Zapadł się w sobie, jego niegdyś n ien ag an n ie n a nim leżące u b ran ie w isiało ja k w orek, tw a rz sta ła się przezroczysta. W idziałem go po raz o statn i w li­

stopadzie 1965 n a kongresie tłum aczy w W arszaw ie. D ow iedział się 0 m oim przyjeździe i m im o k rytycznego sta n u zdrow ia opuścił n a jed e n dzień sanatoriu m , w k tó ry m leżał, i w yszedł na m oje spotkanie. „K to wie, co by o d k ry ł Kolum b, gdyby nie stan ęła m u n a drodze A m e ry k a ” . Polska p rzygotow yw ała uroczyste obchody 1000-lecia sw ojej p ań stw o ­ wości. Ulice i sk lepy dekorow ano tra n sp a re n ta m i i p o rtre ta m i M ieszka I.

Lec m elan ch o lijn ie: „P ierw szym trz e b a by było być. J a jestem o s ta tn i”

(gra słów : Lec — „ letzte r” = ostatni).

W iosną przyniesiono m u n ajnow szy tom ik fraszek — Fraszkobranie — do korekty . Nie m iał ju ż sił, ażeby n ad ty m pracow ać. M achnął ręk ą:

„M am coś w ażniejszego do załatw ienia. Jestem z a ję ty u m ie ran ie m ” . Od dłuższego czasu nie dostaw ałem listów od niego, dopiero drogą okrężną dow iedziałem się o groźnym stan ie jego zdrow ia. W m a ju po­

stanow iłem z dobrym i w ieściam i w ydaw niczym i i o d robin ą nadziei poje­

chać do W arszaw y. 10 m a ja w sam olocie polskiej linii LOT ro zdaw ano gazety. M echanicznie przeglądałem „Życie W arszaw y” . N araz rzuciła mi się w oczy lakoniczna n o tatk a : pogrzeb sa ty ry k a S tan isław a Jerzego Leca odbędzie się ju tro , w środę, 11 m aja, n a byłym cm entarzu w ojskow ym na Pow ązkach.

Lec zm arł po długiej chorobie. Los p o trak to w ał tu łacińskie porzek a- dło-przesąd „nom en est om en ” serio i dowiódł jego słuszności n a przy­

kładzie im ienia własnego. Lec (albo Letz, w edług pisow ni starszych do­

w odów osobistych rod zin y w W iedniu) znaczy po h e b ra jsk u dow cipniś, sa ty ry k . S taroniem ieckie słowo „L e tze ” — fo rty fik a cja graniczna, w ał o ch ro n n y — n ad aje m u politycznej w agi. C zasow nik „ letze n ” znaczy, p a ­

radoksalnie, zarów no krzepić, orzeźwiać, ja k i dręczyć, przygnębiać. M yśli Leca k rążyły wokół rzeczy ostatecznych (niem .: „ l e t z t e D inge”). I w re ­ szcie — i n a koniec — rzeczow nik niem iecki „L etzt” oznacza wieczerzę pożegnalną, stypę.

N a c m en tarzu kom unalnym , daw nym cm entarzu w ojskow ym n a Po­

w ązkach zebrali się w środę rano, p rzy dusznej, b ezw ietrznej pogodzie, litera c i w arszaw scy p raw ie bez w y ją tk u , ażeby oddać o sta tn i hołd kole­

dze i przyjacielow i. P rezes Z w iązku L ite rató w Ja ro sła w Iw aszkiew icz 1 A rtu r M iędzyrzecki pełnili w a rtę przy katafalku, kom pania hono­

row a p rezen tow ała broń, oddała sa lu t honorow y. Dw ie panie, stojące obok

(14)

m nie, zadrżały przy h u k u w ystrzałów . P rzyp om n iała m i się reflek sja L eca: „N iech żyw i zachow ają ciszę n a cm entarzu, jeśli p o tra fią to n a w e t u m a rli”. I jedno z jego typ ow y ch w estch n ień : „Szkoda, że do ra ju jedzie się k araw an em !”

Pogrzeb państw ow y dla saty ry k a! G en erał i trz e ch kolegów -pisarzy żegnało Leca słow am i głębokiego w zruszenia. Je d e n z m łodszych poetów , Zbigniew Jerzy n a, niósł z zap łakan y m i oczam i odznaczenia zm arłego za trum n ą. M arsz żałobny C hopina, przy tłu m io n y szurganiem kroków , spla­

tał się z d elik atny m szm erem listow ia.

N ajlepsze nekrologi n ap isał Lecowi Lec. Są one rozsiane po stronicach jego b rew ia rz y i każdy m ógłby być w y ry ty n a kam ieniu w pow ązkow ­ skiej Alei Zasłużonych:

N a w et gdy usta za m k n ięte, p ytan ie p ozostaje otw arte.

K to się n ie m ieści w szu flad zie, niech so b ie szyk u je trum nę.

Żeby choć z dna w szy stk o w y d a w a ło się w zn io słe.

U k ryw ał się za język iem , który p o k a zy w a ł św iatu . B ył su m ien iem sw e g o czasu, który go n ie m iał.

Ta cich a dum a w c zło w ie k u : śm ierć broni się przed nam i, ale w końcu ulega.

Być b łazn em na sty p ie — p o sła n n ictw o głęb ok o ludzkie.

K oniec nekrologu: N ie u m arł! Z m ien ił tryb życia.

Cytaty

Powiązane dokumenty

(znak: DOS-II.7222.1.4.2019) – pozwolenie zintegrowane na eksploatację instalacji do składowania odpadów o zdolności przyjmowania ponad 10 ton odpadów na dobę i

Dla realizacji Umowy Zespół zobowiązuje się do dołożenia wszelkich starań by zapewnić Przyjmującemu zamówienie pełny i nieodpłatny dostęp do środków i aparatury

13.30 - 13.35 Prezentacja nagrodzonych pracy oryginalnych - Sesja Młodych Naukowców. 13.35 – 13.50 Selektywne ograniczenie wzrastania płodu (sFGR) w

Maksymalne masy poszczególnych rodzajów odpadów i maksymalne łączne masy wszystkich rodzajów odpadów, które w tym samym czasie mogą być magazynowane oraz które

Nie udało się co prawda dotrzeć do całościowego (tj. pełnorocznego) antyfonarza, zawierającego Ex eius tumba zarówno w oficjum mikołajowym i katarzyńskim, jednakże

Osoba poruszająca się przy pomocy tego typu urządzenia nie może być traktowana jako pieszy, ani też jako kierujący rowerem, co powodu- je wątpliwości i brak jednolitego

(Dz.Urz.Woj.. Rozstrzyga się o sposobie rozpatrzenia uwag do projektu zmiany planu zgodnie z załącznikiem Nr 1 do niniejszej uchwały. Rozstrzyga się o sposobie

Osoba składająca oświadczenie obowiązana jest określić przynależność poszczególnych składników majątkowych, dochodów i zobowiązań do majątku odrębnego i