• Nie Znaleziono Wyników

Diokles : baśń ateńska

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Diokles : baśń ateńska"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

20 3406

| | B A R i

(3)

^ ^ 3

B iblioteka Jagiellońska

1 0020 31309

1002031309

(4)
(5)

Boski Sen ukoił Ateny, i w ciszy głuchej m ożna było nieledwie usłyszeć oddech śpiącego miasta. B la sk k się­

życa p og rążył, ja k b y w rozlewnej, s re b rn e j i sennej kąpieli, wzgórza, akropol, świątynie, la s y oliwne i k ę p y czarnych cyprysów . Ucichły fo nta n n y , zasnęły straże scytyjskie p r z y bram ach, zasnęło miasto, zasnęła okolica.

W śród głębokiej nocy czuwał tylko m łody Diokles — i w sparłszy czoło n a stopach p o s ą g u Pallad y , bieleją- jącego w o g ro d a c h Akademii, o b ją ł ram io nam i nogi bogini i wołał:

— Ateno, Ateno! ty, k t ó r a n ie g d y ś zjaw iałaś się widomie oczom ludzkim, usłysz m n i e ! zmiłuj się nade- m ną ! wysłuchaj mojej m odlitw y!

I o d e rw a w s z y czoło od m a rm u ro w y c h n ó g Dzie­

wicy, wzniósł oczy k u jej tw arzy, k tó r ą rozśw iecał w tej chwili w ąski p ro m ień księżyca, — lecz odpow iedziało m u milczenie. Nawet, zw ykły w go dzinach nocnych, lekki powiew od m o rz a ucichł! i ża d en liść nie p o r u ­ szał się n a drzew ach. *

Więc serce w ezbrało w chłopcu żalem niezm iernym, a żal ów począł m u spływ ać łzam i po cudnej twarzy.

— Ciebie j e d n ą chcę czcić i w ysław iać n a d w szy st­

kie bogi — b ła g a ł dalej — ciebie jed n ą, p a tr o n k o moja!

Aleś ty s am a wlała mi w duszę tę tęsk n otę i tę żądzę, k tó ra mnie pali j a k ogień. Z g a ś ją, albo ją nasyć, o boska! Daj mi p ozn ać P r a w d ę n ajw y ż sz ą , P r a w d ę praw d, duszę wszechrzeczy, a ja w ofierze złożę jej życie i wszelkie jego rozkosze. Z r z ek n ę się bogactw, o dd am młodość, piękność, miłość, szczęście i n a w e t sławę, k tó rą ludzie po c z y tu ją za n ajw ięk sze d ob ro i n a j ­ większe bło g o sław ieństw o bogów.

I znów bił czołem w m arm u r, a m odlitw a płynęła

m u ta k z głębin duszy, ja k dym o fiarn y pły n ie z k a ­

(6)

2

dzielnicy. C ała j e g o istność zm ieniła się w siłę b ł a ­ g a ln ą . Z a p a m ię ta ł się u sl.óp bogini, z a p o m n ia ł gdzie j e s t , co się z n im d z ie j e ; o g a r n ą ł go n ib y pół-sen, w k t ó r y m z o s ta ła m u j e d n a - je d y n a św ia d o m a , a z a r a ­ zem n i e p r z e p a r t a myśl, że n a tak ie zaklęcie o dpow iedź n a d e jś ć p o w in n a .

* *

* J a k o ż n a d e sz ła.

G ałęzie o liw ek i w ierzchołki c y p ry s ó w zachw iały się n a g le i poczęły się pochylać, j a k b y z e rw a ł się w tej chwili w ia tr 4 ocn y> a sz u m liści i c y p ry s o w y c h igieł zm ienił się w lu d z k i głos, k t ó r y z a b rz m ia ł w górze, i p o ca ły m ogrodzie, j a k b y wielu , lu d zi wołało n a ra z ze w s z y s tk ic h s tr o n :

— D ioklesię ! D i o k l e s i e !

Chłopiec d r g n ą ł, r o z b u d z ił się i ją ł ro z g lą d a ć się dokoła, w m n ie m a n iu , że m oże to w a rz y s z e s z u k a j ą go p o nocy. ,

— K to m n ie w o ł a ? — zap ytał.

A wtem m a r m u r o w a d ło ń o p a r ł a się n a jeg o r a ­ m ieniu.

— Tb ty w ołałeś — r z e k ł a b o g in i —• więc w y s łu ­ c h a ła m cię i otom je s t p r z y tobie.

B o s k a t r w o g a p o d n io s ła włosy n a głow ie m ło ­ d zieńca: p a d ł n a k o l a n a i p o c z ą ł p o w ta rz a ć , z a ra z e m w p r z e r a ż e n i u i z a c h w y c i e :

— T y ś p r z y m n ie ? — n iep o ję ta , s tr a s z n a , niewy- s ło w io n ą !...

Lecz o n a k a z a ł a m u p o w s ta ć i r z e k ł a :

— Chcesz p o z n a ć P r a w d ę n a jw y ż s z ą , je d y n ą , k t ó r a

je s t d u s z ą ś w ia ta i isto tą w szechrzeczy. W iedz je d n a k ,

że n i k t z p o to m k ó w D e u k a l jo n a nie w id z ia ł jej d o ty c h ­

czas b ez osłon, k t ó r e d la oczu lu d z k ic h z a k r y w a j ą ją

i b ę d ą z a k r y w a ł y n a z a w s z e . D ro g o ci może p r z y jd z ie

o k u p ić z u c h w a łą tw ą żądzę, ale żeś m nie p rze z życie

w ła sne zaklął, p r z e t o m g o to w a ci d o p o m ód z, jeśli dla

niej w y r z e k n ie s z się b o g a c tw , w ładzy, miłości i sławy,

(7)

3

k tó ra , j a k o r z e k ł e ś , je s t n a jw ię k s z e m b ło g o s ł a w i e ń ­ stw em bogów .

— W y r z e k a m się ś w ia ta całego i n a w e t słońca! —- zaw o łał z z a p a łe m Diokles.

C y p r y s y i oliw ki sc h y la ły wciąż w ierzcho łk i p r z e d p o tę ż n ą c ó rk ą Diosa. Z d a w a ł o się, że b o g in i r o z m y ś la n a d p r z y s i ę g ą m łodzieńca.

— Lecz — r z e k ła po chwili — i ty nie u jrz y s z jej o d raz u . Co r o k u tylk o p o n io sę cię k u niej w noc p o d o b n ą , a ty od w in iesz j e d n ą z a sło n ę i rzu c isz j ą za siebie. Mocą zaś m o ją n ie ś m ie r te ln ą s p ra w ię , że nie u m rzesz, p ó k i n ie od w iniesz ostatniej. Czy z g a d z a s z się n a to, Dioklesie ?

— Niech się spełni i s p e łn ia z a w sz e tw a wola 0 P a n i m ą d r a ! — o d p o w ie d z ia ł młodzieniec.

W ó w c z a s bogini, z z u w s z y m a r m u r o w ą odzież, zm ie­

niła się w k s z ta łt p r o m i e n n y i lekki j a k światło, po- czem schw y c iw szy D io k les a n a ręce, w z b iła się w g ó r ę 1 poczęła p r z e c in a ć c h y b k im lotem b o s k i eter, p o d o b n a do jed n e j z ty ch gw iazd, k t ó r e w noce letnie p r z e l a ­ t u ją t a k często n a d u ś p io n y m A rchip elag iem .

Lecieli w a rtk o , j a k myśl, aż z a tr z y m a li się w n ie ­ zn anej k r a i n i e , n a n ieb o ty c z n e j g ó rze, w yższej niż Olimp, Id a , P e ljo n i Ossa. Tam , n a s tr o m y m szczycie, u j r z a ł D iokles j a k b y p o s ta ć niew ieścią, o w in iętą t a k szczelnie w liczne zasło n y, że p r a w d z iw y c h jej k s z ta ł ­ tów n ie p o d o b n a by ło ro zp o z n a ć . N a o k ó ł owej po sta c i d r g a ło jak ie ś dziw ne, ta je m n ic ze światło, o d m ie n n e od w szystkich św ia te ł ziemskich.

— Oto jest P r a w d a — r z e k ła A ten a. — W idzisz, j a k p ro m ie n ie jej, chociaż p r z y ć m io n e p r z e z zasłon y, p r z e ­ n i k a j ą je j e d n a k i świecą. G d y b y n ie s ła b y ich o d blask, k t ó r y p a d a n a ziemię i k t ó r y c h w y ta ją ź ren ice m ę d r ­ ców, ludzie, j a k m ie s z k a ń c y k r a i n C y m e ry jsld c h , b r o ­ dziliby w u s ta w ic z n y m m r o k u nocy.

— P r z e w o d n ic z k o n ie b ie s k a — o d p o w ie d z ia ł Dio-

(8)

4

k ies — g d y z e rw ę p i e r w s z ą zasłonę, p r a w d a mi jaśniej zaświeci.

— Z e rw ij — r z e k ła bogini.

W ięc D iokłes chw ycił za t k a n i n ę i ś c ią g n ą ł ją z P r a w d y . Ż y w sz e św iatło z a ja ś n ia ło m u z a ra z w o- czach, i cały z a p a t r z o n y w p r o m i e n n ą p ostać, nie z a ­ u w a ż y ł n a w e t, że zasłona, g d y j ą w yp uścił z rą k , zmie­

n iła się w b ia łe g o ł a b ę d z ia i uleciała w d a l m roczną.

I s ta ł d łu g o p r z e d P r a w d ą — z nó w j a k b y w p ó ł­

śnie, — o d e r w a n y od życia, w y n ie sio n w za św ia to w e p r z e s tw o r y , p r ó ż e n ziem skich myśli, z n ie z n a n e j istno- ści n i e z n a n ą m oc c z erp ią c y i u c is z o n y w sobie.

— O j a s n a ! — mówił, — o w ieczy sta! o duszo ś w i a t a ! . . . . ’

* *

*

D o tr z y m a ł złożonej p r z e d b ó s tw e m p rzysię g i. Był b o g a ty , więc g d y n ie r a z p r z e c h a d z a ł się z r ó w ie ś n i­

kam i, czy to w o g r o d a c h A k a d e m o sa , czy po d ro d z e w iodącej n a A kropol, czy w ś r ó d la s ó w o liw n y ch mię­

d z y m ia s te m i p o rte m , p rz y ja c ie le z w ra ca li się k u n ie ­ m u ze zd z iw ie nie m i w y rz u ta m i.

— D i o k l e s i e ! — m ówili — ojciec twój n a g ro m a d z ił s k a r b ó w b ez m ia ry , a ty rz ą d z is z niem i dowolnie. Cze­

m u to nie w y p r a w i a s z n a m u c z t w sp a n ia ły c h , takich, j a k ie d la m ło d y c h a te ń c z y k ó w w y p r a w i a ł b o g o m p o ­ d o b n y A lc y b ia d e s ? D laczeg o g a rd z is z b i e s ia d n ą r o z ­ m ow ą, tańcem , g łosem fo rm in g i i c y tr y ? Czyś się do c ynikó w zap isał, że nie d b a s z n a w e t o dom w ła sn y i k o m n a t nie zdobisz, j a k ta k i p a n zdobić je p o w inien?

R ozw aż, że i b o g a c tw o je s t d a r e m bogów , k tó re g o nie- w olno odrzucać.

A D iokles o d p o w i a d a ł im p y t a n i e m :

— P ow iedzcie, zali P r a w d ę m o ż n a k u p ić n a w e t za w s z y s tk ie s k a r b y k r ó la p e r s k i e g o ?

W ięc n i e k t ó r z y n ie szczędzili m u p r z y g a n , ale byli

i tacy, k t ó r z y m niem ali, że w y ro ś n ie z n ie g o m ędrzec

wielki, w ię k szy m oże od w z niosłe go P la to n a .

(9)

5

On za ś tr w a ł w ubóstw ie.

Ale z a to p e w n e j ja s n e j n ocy d r u g a z a sło n a u le ­ ciała m u znów ła b ę d z ie m z r ą k w ciem ne p r z e s tw o rz e , i P r a w d a p r a w d z a ja ś n ia ł a m u jeszcze silniej p rz e d oczyma.

* *

B y ł ślicznym m łodzieńcem. P ie rw s i d o s to jn ic y w A te ­ nach, filozofowie, sofiści i poeci b ła g a li go o p r z y ja ź ń , a b y p rz e z w p a t r y w a n ie się w jeg o p ię k n o ś ć zbliżyć się do p i ę k n a p r z e d w ie c z n y c h i d e i . ..

Ale on o d r z u c a ł ich d a ry , z a b ie g i i p r z y j a ź ń ...

Dziewczęta, k t ó r e z b ie r a ły się p r z y f o n ta n n a c h n a Stoa i n a C eram iku , o p lą ty w a ły go w a rk o c z a m i i z a ­ m y k a ły w k o ła c h tan eczn ych. P r z e c u d n e , do n im f p o ­ dobne, h e te r y r z u c a ły m u n ie r a z p o d n o g i p o św ięco ne A donisow i g a łą z k i k o p r u , lu b p r ó b o w a ły szeptać- m u do u c h a p rze z kielichy ro z k w itły c h liiji i p o w o jó w sło­

w a pieściwe i słodkie, j a k m u z y k a fletów a rk a d y js k ic h ...

W s z y s tk o n a p r ó ż n o !

* ❖

* *

— P ó jd ź — m ó w iła m u r a z n a jp i ę k n ie j s z a z dz ie w ­ czyn ateńskich, p r a w d z iw a w cielona C h a r y ta : — oczy moje, j a k g w ia z d y świecące, włosy j a k w o n n e hija- centy, a łono moje, j a k łono H e le n y . P ó jd ź , Dioklesie, albow iem n a w e t b o g o w ie w n ieb ie nie z n a ją większej r o z k o s z y n a d miłość.

Lecz Diokles u ś m ie c h n ą ł się ty lk o sm u tn ie i odrzekł:

— I ten p tak , o b o sk a , odleciał ju ż d a le k o od e mnie.

J a k o ż trzeci ła b ę d ź rzeczyw iście odleciał od nieg o trzeciej cz aro w n e j nocy.

* *

P oczęły p ł y n ą ć lata, j a k 'o b ł o k i , k t ó r d n a d A te n a m i

b u rz liw y B o re a sz p ę d z i zim ą od p r z e p a ś c is ty c h g ó r

T rack ich k u m orzu. D iokles z m ło d z ie ń c a sta ł się m ę ­

żem d o jrzałym . Rzadko, b r a ł u d z ia ł w d y s p u ta c h filo­

(10)

6

zofów, r z a d k o z a b ie ra ł głos w s p r a w a c h p u blicznych, j e d n a k ż e w mieście poczęto p o d z iw ia ć jeg o w y m ow ę i m ądrość. N ie je d n o k r o tn ie o b y w a te le o fia ro w y w a li m u w y so kie u r z ę d y , a z n a jo m i i p rz y ja c ie le n a m a w ia li go, a b y chwycił s te r n a w y ojczystej i w y p r o w a d z ił ją z od- m iałów i w iró w n a s p o k o jn e w ody. Ale on widział, j a k już w A te n a c h i’Ozprzęga się ż y w o t społeczny, j a k w ś ró d n ien a w iśc i i w a lk s tro n n ic z y c h g inie miłość oj­

czyzny, j a k je g o p rz e s tro g i, n ib y z ia r n a s k a z a n e n a za tratę , n a p ł o n n ą i zd ziczałą p a d a j ą rolę, więc tern b a rd z ie j o d p y c h a ł od siebie tę władzę, k tó re j się ślubem w y p rz y s ią g ł. I raz, g d y tłu m y chciały go n iem a l z m u ­ sić, a b y s ta n ą ł n a ich czele, r z e k ł im:

— O A te ń e zy c y ! sam i sobie jesteście n i e p r z y ja c ió ł­

mi. J a k o człowiek, m am d la w as łzy, ale g d y b y m b ył n a w e t bogiem , r z ą d z ić b y m wam i nie potrafił.

W sz e la k o p o w y b u c h u wojny, p o s z e d ł w ra z z in ­ n y m i b r o n ić o jcz y s teg o g r o d u i wrócił o k r y t y ra n a m i.

G d y j e d n a k n a jm ę ż n ie js z y m r o z d a w a n o wieńce n a A k ro p o lu , n ie b y ło g o w o r s z a k u w o jo w n ik ó w i nie pozw o lił w y r y ć sw e g o im ienia n a desce m iedzianej, k t ó r ą z a w ie s z o n o w św iątyni.

W z g a r d z ił wreszcie w ię k szą jeszcze sław ą, k t ó r ą m ó g ł n a ig r z y s k a c h uzy sk ać . P o d sta ro ś ć sklecił z g a ­ łęzi w ie rz b o w y c h c h a tę koło k a m ie n io ło m ó w Penteli- k o n u i p o rz u c iw s z y m iasto, u s u n ą ł się z d a ła od ludzi.

Z w o ln a z a p o m in a n o też o n im w A tenach, a g d y p r z y ­ ch o dził czasem n a ry n e k , a b y k u p ić c h le b a i oliwy, z n a jo m i p r z e s ta li go w ko ń c u p o z n a w a ć .

I t a k żył d łu g o sa m o tn y , w yniosły, z a m k n ię ty w SO;

bie i w j a k i e ś o g r o m n ^ A , choć c i c h l i i łagodnj^rfi

łSfflsstóiw# p o g r ą ż o n y . .

'

(11)

7

U płyn ęło jeszcze k ilk a Olimpjacł. W ło sy zb ielały n a głowie D ioklesa, p o s ta ć p o c h y liła się k n ziemi, oczy z a p a d ły w g łą b czasz k i i s ta r o ś ć w y s s a ła m u siły. K r z e ­ pił się tylk o m yślą, że jeśli w k ró tc e p r z y j d z ie m u p o ­ rzucić p o d s ło n e c z n ą k r a in ę , to p r z e d t e m jeszcze z o b a ­ czy P r a w d ę n a jw y ż s z ą , p r z e d w ie c z n ą Macierz w s z y s t ­ k ich p r a w d w świecie.

A czasem m y śla ł także, że jeśli P a r k a n ie p r z e tn ie z a ra z p o te m nici je g o życia, to m oże wróci do m iasta, do lu d zi i p r z y n ie s ie im więcej, niż p r z y n i ó s ł o ngi P r o ­ m eteusz.

* ❖

*

Aż n a k o n ie c n a d e s z ła w ie lk a m is ty c z n a noc, w k t ó ­ rej b o g in i chw yciła go znów w r a m i o n a i z a n ió słsz y n a n ie b o ty c z n ą górę, p o s ta w iła go p r z e d P r a w d ą .

— P a t r z — r z e k ła — j a k O n a p a ła już i świeci. Ale, nim w yciągniesz k u niej dłonie p o r a z ostatn i, w y s łu ­ chaj p ierw ej słów moich. O w e zasłony, k t ó r e w c ią g u d ługich lat o d l a ty w a ły od ciebie j a k o łabędzie, to b y ły z łu d z e n ia tw o je g o żyw ota. Je śli ci żal o sta tn ie g o , lub jeśli o b a w a n a p e ł n i a ci serce, to cofnij się, p ó k i czas jeszcze, a j a cię zniosę z ty ch w yżyn, abyś, j a k inni ludzie, d o m ie rz y ł w p a d o le d n i swoich.

— Ż yciem poświęcił dla tej je d n e j chwili! — z a ­ wołał Diokles.

Po c z e m zbliżył się z b iciem s e rc a k u p a ła j ą c e m u posągow i, m ru ż ą c powieki, chw ycił d rż ą c e m i r ę k o m a o s ta tn ią zasłonę, z e rw a ł ją i rzu cił za siebie.

N agle stało się coś s tra s z n e g o .

W tej samej chwili w oczy j e g o u d e r z y ł j a k b y g ro m — i o g a r n ę ł a go ciem ność t a k o k r o p n a , że n a j ­ c z a rn ie js z a noc H a d e s u w y d a ć się m o g ła p r z y niej dniem białym .

A w ś ró d takiej n o c y r o z le g ł się p e łe n niew ysłow io- nej trw o g i i b e z b rz e ż n e g o b o lu głos D io k lesa:

— A teno! A teno! nic n ie m a p o d z a sło n ą i nic nie

widzę!!!

(12)

Lecz n a ów k r z y k r o z p a c z y , o d p o w ie d z ia ły m u s u ­ ro w e słow a b o g in i:

— O ślepły o d b l a s k u P r a w d y tw o je źrenice, i u le ­ ciało o s ta tn ie złudzenie, że śm ie rte ln ik m oże j ą u jrz e ć bez osłon. —

Z a p a d ło m i l c z e n i e ...

— Zw odzisz z a w sz e tych, k t ó r z y ci za u fa ją , — j ę ­ k n ą ł D iokles — więc zaw io d łoś i mnie, b ó s tw o o k r u tn e i kłam liwe. Ale s k o ro nie u j r z ę ju ż n i g d y P r a w d y N a j­

wyższej, to ześlij mi choć śm ierć-w ybaw icielkę.

I ta k i żal n a d lu d z k i d r g a ł w je g o słowach, że w z r u ­ szył n a w e t Atenę.

^ W i ę c p o ło ż y w s z y m u dło ń n a nieszczęsnej głowie, r z e k ła ł a g o d n i e :

- Oto ci ją zsyłam , Dioklesie, a z n ią r a z e m i o s t a ­ tn ią n ad zieję, że g d y cię o n a ukoi, w ów czas u jrz y s z tę jasność, od k tó re j za życia oślepły tw o je oczy.

* *

Noc b la d ła i m dlała, ale świt w s ta w a ł szary, zimny,

s m utn y . Z c h m u r n a g r o m a d z o n y c h n a n ieb ie poczęły

p a d a ć obfite, gęste, b iałe p ła tk i śn ie g u i z a s y p y w a ć

ś m ie rte ln e sz cz ą tk i D ioklesa.

(13)
(14)
(15)
(16)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Aczkolwiek i przy interpretacji Ste.Croix i przy tradycyjnym rozumieniu dekretu trudno doszukać się w nim kroku niezgodnego z literą traktatuM, to jednak nie

Baśń wprowadza również kobietę w grozę świata podziemnego. W średniowieczu również chansons de geste prowadziły swych bohaterów do pewnego rodzaju świata

Las, w który można się zagłębić, jest często symbolem psychiki i je j penetracji, a więc nie może jeszcze być dostępny bohaterom, którzy unikają

Pada zdanie: ''Hozmawia się nawet swobodnie, tylko nie wiadomo, co się mówi'' - i juŻ słuchający moie poszukiwać dla tych ''glugluglugluglugluglugluglu!''

Z pom iędzy różnych teoryj zdaje się być najbliższą praw dy podana przez M otturę, inżyniera kopalń we W łoszech, a objaśniająca pow stanie siarki reakcyam i

Zredaguj zaproszenie na ślub księżniczki i młodzieńca lub napisz, jak wykorzystałbyś magiczną moc kapelusza (5zdań). b) Zosia bardzo się rozpłakała, kiedy rozdarła jej

Sienkiewicza Diokles koncentruje się na problemie prawdy w utworze: pokazuje prawdę uobecniającą się w obrębie świata przedstawione- go w postaci alegoryzowanej

Pojawla się tutaj rćlwniez pyanie oprzckazrywanie d br (rozdawanie ich uczcstnikom ceremoniału?), ktÓre miał prze1ąć pottlmcĘ gdyby śmierć tcmu nie przeszkodzllaoraz