• Nie Znaleziono Wyników

Prenum erow ać m ożna w Redakcyi „W szechśw iata*

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Prenum erow ać m ożna w Redakcyi „W szechśw iata* "

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 19- Warszawa, d. 9 maja 1897 r. Tom X V I

TYGODNIK POPULARNY, POŚW IĘCONY NAUKOM P R ZY R O D N IC ZY M .

PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA".

W W arszaw ie: rocznie rs. 8

, kw artalnie rs.

2

Z prze sy łk ą pocztow ą: rocznie rs. lo , półrocznie rs.

5

Prenum erow ać m ożna w Redakcyi „W szechśw iata*

i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Kom itet Redakcyjny W szechświata stanow ią Panow ie:

D eike K., D ickstein S., H o y er H., Jurkiew icz K ., Kw ietniew ski W ł., K ram sztyk S., M orozew icz J., Na- tanson J., Sztolcm an J ., Trzciński W . i W róblew ski W .

A d r e s ZRed-etlszcyi; Z K rra.łco w slsie-F rzied .ra.ieście, USTr S S .

O S I A R C E .

S iarka je st jednym z pierwiastków dość rozpowszechnionych na powierzchni kuli ziemskiej, nietyle w stanie wolnym ja k raczej w związkach. T e ostatnie nie będą nas te ­ raz zajmowały, zajmiemy się wyłącznie siar­

k ą rodzimą,, tem bardziej dla nas ciekawą, źe znajduje się w naszym k ra ju i była przed­

miotem eksploatacyi, k tó rą w ostatnich cza­

sach zamierzano wznowić.

Ogólnem je s t mniemanie, że pokłady siarki są pochodzenia przeważnie wulkanicz­

nego. W samej rzeczy w sąsiedztwie wul­

kanów, tak czynnych ja k

i

wygasłych, może­

my obserwować różne fazy tw orzenia się jużto osadów siarki, począwszy od k ry sta ­ licznej aż do najsubtelniej przenikającej o ta­

czającą skałę, jużto najrozm aitszych jej związków, ta k z m etalam i ja k i solnych.

W ulkany czynne wydzielają siarkę w stanie pary, która, stosownie do okoliczności, albo osadza się powoli tw orząc siarkę krystalicz­

ną, albo przechodzi rozgrzane otaczające k ra te r pokłady i osadza się w nich w m iarę stygnięcia, dając osady rudy siarkow ej, albo

spala się n a dwutlenek siarki, który w n aj­

rozmaitszy sposób działa na otaczające k ra ­ te r m inerały. Jeżeli wulkan p rzestał być od dłuższego czasu czynnym, siarka nie wy­

dziela się już jak o tak a, lecz w związku z tlenem lub wodorem jako dwutlenek siarki lub siarkowodór stanowi jednę z części skła­

dowych gazów w ta k zwanych solfatarach lub fum arollach, jak ie np. zn ajdu ją się we W łoszech, na Islandyi i t. p. S k ła d gazów a raczej p ar, wydzielanych przez solfatary, je s t najrozm aitszy; zaw ierają one oprócz p a­

ry wodnej dwutlenek siarki, siarkowodór, dwutlenek i tlenek węgla, wodór i azot, a także, ja k to m a miejsce w fum arollach, k tó ­ re okazują jeszcze pewną działalność wulka­

niczną, chlorki, sole metaliczne i chlorowodór.

W solfatarze K risuvik w Islandyi ilość siar­

kowodoru zmienia się od 1 —-13°/0) wodoru 5 —25% , tak , źe te gazy zapalone płoną, d a­

ją c gęsty obłok, z którego osadza się wydzie­

lona siark a '). Gazy te i pary przechodząc przez szczeliny skał i działając na siebie wzajemnie osadzają w nich siarkę 2) i dają początek pokładom siarki. N iektóre z ta ­

') H 2S 4- O = H 20 + S .

2) HaS - f 3 0 = H .O -f- SOi .

(2)

2 9 0

W SZECHS

w i a t

. N r 19 kich pokładów zaw ierają siarkę zanieczysz­

czoną selenem (do 1/ 4°/0), a naw et arsenem (do 11% ), gdy pary solfatarów zawierały związki tych pierwiastków. Pokłady tego pochodzenia są mniej bogatem i, nazyw ają się we W łoszech solfatari dla odróżnienia od siarki, znajdującej się w pokładach drugo- i trzeciorzędowych a tworzącej ta k zwane solfares, stanowiące właściwe bogactwo Sy­

cylii. Pochodzenie tych solfares w Sycylii łatw o się tłum aczy blizkością wulkanów, lecz w innych miejscowościach, ja k np. u nas, na Szląsku i w Galicyi, gdzie pokłady znajdu ją się w wielkiej odległości od miejsc -wybuchów podziemnych, m ogła być pow stania tychże inna przyczyna. Z pom iędzy różnych teoryj zdaje się być najbliższą praw dy podana przez M otturę, inżyniera kopalń we W łoszech, a objaśniająca pow stanie siarki reakcyam i zbliżonemi do tych, jakiem i się posiłkuje technika dla otrzym ania siarki regenerow a­

nej z resztek sodowych. P rzypuszcza on re- dukcyą gipsu, pod wpływem ju żto wyziewów węglowodorowych, jużto m ateryj organicz­

nych, n a siarek wapnia, który następnie pod wpływem pow ietrza i dw utlenku węgla daje węglan wapnia i siarkę w stosunku równo­

ważnikowym '), t. j. 100 węglanu w apnia i 32 siarki czyli na 100 utworzonego pro­

duk tu 2 4 % siarki. Rzeczywiście, w najw ięk­

szej liczbie przypadków pokłady siarkowe nie przechodzą powyższej procentowości, a jeżeli są uboższe, to w zamian zaw ierają siarczan Wapnia, strontu, glinkę, m argiel lub t. p.

W wyjątkowych razach n a tra fia ją się p o k ła­

dy, a właściwie gniazda z większą zaw arto­

ścią siarki, których pow stanie m ożna objaśnić w taki sposób, źe utworzony siarek wapnia, rozpuszczony w wodzie przechodzących źró ­ deł, wchodząc w zetknięcie z poprzednio utworzoną siaiką, albo u leg ając powolnemu utlenieniu pod wpływem pow ietrza, zamienia się n a wielosiarek i jak o taki ulega w pew- nem m iejscu pokładu jednoczesnem u w pły­

wowi pow ietrza i dwutlenku węgla 2) i w ta . kim razie stosunek siarki do węglanu w apnia

') CaSO, + 8H = 4H 20 + CaS ; CaS + C 0 2 + O = C aC 03 - f S .

3) W edług rtak cyi CaS

3

-j - O -f- CO, =

=* a s + C aC 03 .

wyrazi się w równoważnikach 5 : 1 m axim , czyli 61,5% siarki w stosunku rudy. Gdyby nie było m ateryj obcych, wielosiarek byłby m aksym alnie nasycony i reakcya zupełnie czystą. I w sam ej rzeczy nie znajdujem y nigdzie w pokładach tego rodzaju rudy za­

w ierającej więcej nad 50% siarki.

T eo ry a ta w zastosowaniu do pokładów siarki w Sycylii i u nas objaśnia ich pow sta­

nie w tak i sposób : W Sycylii gips był redu­

kowany przez wulkaniczne wyziewy węglo­

wodorów i następnie utworzony siarek wap­

nia spłókiwany przez wodę do warstw niż­

szych, gdzie osadzał siarkę, k tó ra m a tam najczęściej barwę żółto-brunatną, lub zielo- naw ą, napozór je s t żywicowatą,—pokłady jej zn ajd u ją się przew ażnie w okolicach górzystych, w kopalniach są obecne gazy węglowodorowe, będące przyczyną wybu­

chów, a także dwutlenek węgla. Gips leży nad podkładem siarkonośnym. U nas — w Czarkowach, położonych w nizinie — gips by ł redukow any pod wpływem m ateryj o rg a ­ nicznych, utworzony siarek wapnia woda unosiła wyżej, a tam pod wpływem powietrza i węglanu wapnia osadzała się siarka. P o ­ kład y więc siarkonośne znajd u ją się nad gipsem, siark a w nich je s t jasno-żółta w for­

mie zbitego żółtego proszku, nie zawiera bitumów, a kopalnie wolne są od gazów wy­

buchających, lecz zato miejscami wydziela się siarkowodór.

Z a tą teoryą przem aw iają jeszcze liczne:

próby ru d czarkowskich przezemnie dokona­

ne. Z najdow ałem w nich zawsze pewien stosunek między siark ą a gipsem i węglanem wapnia, a mianowicie większej ilości siarki zawsze odpowiadało zmniejszenie zaw artości gipsu i powiększenie węglanu wapnia.

N iew dając się w rozbiór innych teoryj powstawania pokładów siarkowych, p rz y stą­

pię do poszczególnego opisu tychże pokładów i metod, używanych do w ytapiania z nich siarki. Naczelne tu miejsce należy oddać W łochom , a w szczególności Sycylii.

W ysp a t a je s t przerznięta od zachodu na/

wschód, w kierunku od M arsali do Messyny,

łańcuchem gór niedochodzących wysokości

1 000 m, zwanym Madoni, a składającym się

przeważnie z wapieni drugorzędowych. D ru ­

gi łańcuch odbiega mniej więcej w śro d k a

poprzedniego w kierunku południa ku przy-

(3)

JS’ r 1 9 . WSZECHSWIAT. 291

lądkowi P assaro. E tn a stanowi wyniosłość ! odosobnioną. Pokłady siarkonośne znajdują się na południowych stokach M adoni, wyjąw­

szy jedno tylko zagłębie L e rc a ra i rozciąga­

ją się na przestrzeni od T rap an i do Caltagi- rone, około 160 k m długiej, przy największej szerokości 90 km, od L ica ta do Nicosia. P o ­ kłady idą w porządku następującym , licząc od góry : W apień marglowy z foraminifera- mi, gips ziarnisty, krystaliczny lub blaszko­

wy, wapień m arglowy siarkonośny, tufy i gips, poczem wapień zbity krzemienisty.

Porządek ten, ja k to zwykle bywa, nie zawsze je s t zachowany, znajdują się przerwy, brak niektórych ogniw i t. d.

S iarka w tych pokładach nie wszędzie w jednakowych występuje ilościach. N a d a­

jące się do eksploatacyi złoża zajm ują zwykle małe przestrzenie, nieprzenoszące 20 km na długość i 3 km na szerokość.

Siarka w skale znajduje się w formie cien­

kich żył, lub m ałych gniazd; kryształy, wy­

pełniające piękne geody, tra fia ją się rzadko.

Barw a je st zwykle żółto-brunatna, czasem zielonawa, wygląd żywicowaty; odm iana ochrowa proszkow ata je st rzadsza. Zwyk- łemi towarzyszam i są siarczany wapnia, strontu, rzadziej b ary tu , a także węglan wapnia. Grubość pokładów i ilość warstw w nich jest rozm aita, średnia w pokładach nadających się do przerobu, jest. 1,5 do 2 m, a dochodzi i do 30 m, ja k to m a miejsce w Sommatino. Pokłady m a ją położenie n aj­

rozmaitsze. Z aw artość w nich siarki bywa także rozm aita, wogóle ru d a zaw ierająca 30—4 0 % siarki nazywa się bardzo bogatą, 25—30% bogatą i takie są wyjątkowe, I zwykła dobra m a 20—25 % siark i, często­

kroć jed n ak zawartość ta spada na 10— 12% . Całkowity zapas w kopalniach sycylijskich obliczają z powierzchni zajętej przez pokła­

dy siarkowe, a wynoszącej około 2 000 hek­

tarów, co przy średniej grubości warstwy na 3,5 do 4 m, wynosi 75 milionów m 3 lub 15 milionów ton siarki, z których blizko połowa jest juź wydobyta; zapas więc pozostały s ta r­

czyłby na jakich la t 30. Obliczenie to musi być bardzo mylne m,— nie wszystkie pokłady są znane i głębokość ich j e s t znacznie więk­

sza, bo częstokroć dochodzi 44 a naw et 100 m. Z d aje się więc, źe pow tarza się tu ­ taj ta sam a historya, co z przypuszczalnem

wyczerpaniem kopalń węgla w A n glii—i dłu­

gie jeszcze lata można być pewnym, źe Sycy­

lia będzie główną dostarczycielką siarki.

Obecność w danej miejscowości pokładów siarkowych objawia się pewnemi oznakami zewnętrznemi, które miejscowych górników nigdy nie zawodzą. Do nich należy przede- wszystkiem gatunek białawego, ziarnistego, łatw o proszkującego się wapienia, zmiesza­

nego z gipsem, a zwanego tam briscale. Ju ż po jego obfitości i czystości wnioskują o g łę ­ bokości i bogactwie pokładu. Oprócz tego, zapowiada obecność siarki inny rodzaj wa­

pienia, rozrzucony w m ałych gniazdach, ostry przy rozcieraniu od zaw artej krzemion­

ki i wydający przy proszkowaniu mocny odór bitumów. Obecność źródeł siarczanych je st

| także niejaką wskazówką. Poszukiwań głęb-

| szych, prób wiertniczych w Sycylii nie uży­

w ają—eksploatują te tylko pokłady, k tó re wychodzą na powierzchnię ziemi, lub zapo­

wiadają się obecnością „briskali” i których upad nie przechodzi zbytecznie 45° do pozio­

mu. Szyby, chodniki, galerye poziome są prawie nieużywane, wyjąwszy kilku więk­

szych kopalń, o których wspomnę osobno—

tu tylko mówię o ogóle kopalń sycylijskich.

Otóż postanowiwszy eksploatować pokład, kopią galeryą pochyłą, id ącą w kierunku upadu pokładu, w taki sposób, aby dolne jego złoże służyło za stopnie; galerya ta, zwana buchi albo scaloni, służy jako jedyny środek kom unikacyjny z kopalnią. Jeżeli pochyłość pokładu przenosi 45°, to stopnie takie wykuwają się naprzem ianległe. W ła ­ ściwi górnicy, zwani picconieri, rozbijają rudę ciężkiemi m łotami żelaznemi z jednej strony zaostrzonemi, ważącemi około 6 kg. P roch u i wogóle m ateryj wybuchowych prawie nie używają. Chodników i ja m po wybranej r u ­ dzie, jeżeli ta znajduje się w wapieniu lub gipsie, nie podpierają, w kruchym tylko m arglu podm urow ują sklepienia kam ienia­

mi na sucho lub conajwyżej n a zaprawę g ip ­ sową. Drzewa nie mogą używać, bo w Sy­

cylii go niema, wapna nie palą dla drogości opału, a zresztą miejscowa ludność nie p o ­ trafi się z niem obchodzić. Nic więc dziw­

nego, że takie podpory, pod wpływem wody i wilgoci, często zawodzą i są przyczyną wie­

lu katastrof. Jeżeli pokład się rozszerza,

wybierają go chodnikiem lub izbami, bez n aj-

(4)

2h2

WSZBCHSWIAT. N r 19.

m niejszego planu, pozostaw iając tylko k a­

mienne słupy, nieprzechodzące 3 — 4 m g ru ­ bości naw et w galeryach do 15 m długich i do 30 w wysokich. W razie silnego upadu pokładu, po w ybraniu takiej jednej izby, opuszczają się niżej i pod nią znowu rudę w ybierają, niezachowując naw et tej o stroż­

ności, aby słupy podpierające znajdow ały się jed n e nad drugiemi. N aturalnie, źe w takich w arunkach zawalanie się kopalń je s t n a po­

rządku dziennym.

R udę odbitą od złoża wynosi tysiące chło­

paków w wieku od 8 — 16 la t koszykami na ram ionach. N arzędzi mechanicznych do wy­

dobywania rudy nie używają; w kopalniach tylko, których głębokość przechodzi IGO m, wynoszenie ręczne je s t wzbronione i dokony­

wa się m aszynam i i to, wyjąwszy kilku ko­

palń pierwszorzędnych, bardzo pierw otnej postaci. W razie ukazania się wodyT, chłop­

cy czerpią j ą i wynoszą z kopalni w naczy­

niach glinianych z wązkiemi szyjami. W nie­

wielu m iejscach m ają pompy ręczne drew nia­

ne lub m etalowe, „tro m b a to ri” zwane. W ko­

palniach nowszych używ ają pomp parowych.

W razie większego napływ u wody, kopalnię opuszczają. P ro ch u używ ają wyjątkowo, ze względu n a niebezpieczeństwo ognia. W r a ­ zie pożaru kopalni, zam ykają otwory, aby ogień brakiem pow ietrza ugasić. T rafia się jed nak, że środek ten nie w ystarcza i ta k np.

w Sommatino część góry pali się la t już ze dwadzieścia. C harakterystycznem je s t um yśl­

ne wywoływanie w pewnych razach pożaru d la wytopienia siarki, k tó ra się wtedy zbiera w najniższej galeryi. W L e rc a ra , w prowin- cyi P alerm o, skutkiem takiego p ożaru w ko­

palni otrzym ano 1425 ton siarki czystej.

Obecność gazów szkodliwych, siarkow odoru i węglowodorów, je s t pospolitą i bywa także przyczyną pożarów i uduszeń.

Przyczyn takiego opłakanego stanu rzeczy w Sycylii je s t wiele. W iadomy b rak i za nim id ąca drożyzna m ateryalu opałowego, nizki stopień ogólnego wykształcenia, do niedaw na b ra k dróg kom unikacyjnych, gdyż jeszcze przed kilkun astu laty siark a była do portów dowożona m ułam i, a przedewszystkiem m iej­

scowe w arunki społeczne. W Sycylii bowiem własności są b ardzo rozdrobnione, a posia­

dacz g ru n tu je s t również posiadaczem wszyst­

kiego, co się w ziem i n a jego gruncie znajduje.

N iepodobna więc większej jakiej kompanii ułożyć się z takiem i drobnemi właścicielami o nabycie ich praw ,—każdy z nich woli swoję kopalnię wydzierżawić, zwykle na krótki czas, aby n arazie wziąć conaj więcej, zwykle 20—5 0 % otrzym anej siarki, dzierżawca zaś, chcąc osiągnąć jaknajw iększy zysk, eksploa­

tu je tylko najbogatsze części kopalni, resztę zostaw iając, a ponieważ niem a zwykle planu kopalni, robią więc kilka otworów i p iętr, k tó re się z sobą nie zgadzają, co je st przy­

czyną częstych zawaleń. W łaściciel m a p ra ­ wo trzym ać nadzorcę kopalni, który m a pil­

nować jego interesów (capo inastro). J e s tto jed n ak zwykle człowiek niewykształcony, dawny robotnik, który s ta ra się tylko o to, aby otrzym ać swój procent od wydobytego m inerału. To też jeżeli roboty są zagrożone przez napływ wody, pożar, lub ja k ą inną przeszkodę, dzierżaw ca, zam iast je ratow ać, s ta ra się jak n ajp ręd ze j wydobyć conaj więcej siarki, przez co tylko przyśpiesza ruinę ko­

palni. W łaściciel też, zwykle po skończonej dzierżawie, odbiera kopalnię albo w bardzo złym stanie, albo zupełnie zruinow aną. D la ­ tego też na przeszło 700 miejsc dobywania siarki, zaledwie 300 je st kopalń, a pomiędzy niemi tylko około 50 jako tako n a tę nazwę zasługuje. Otóż parę słów o ich rozwoju.

Pierw szy szyb w nich w L e rc a ra wybity był w roku 1861 przez francuskiego inżyniera górniczego de Labretoigne, który to szyb, podobnie ja k i kilka następnych, nie przy­

niósł spodziewanego rezu ltatu. Dopiero w ro ­ ku 1868 inżynier górniczy Lorenzo P aro d i wybił szyb i przeprow adził racyonalnie insta- lacyą w kopalni G ro ta Oalda. Szyb był g łę­

boki na 137 m, kosztował 78 000 lirów i ro ­ bo ta w nim poszła z powodzeniem, które za­

chęciło kilka sąsiednich kopalń do naślado­

wania, ta k że w następnych latach w Som­

m atino była w ruchu pierwsza poważniejsza m achina parow a o sile 40 koni parowych.

W r. 1872 były ju ż czynne w 21 starannie eksploatowanych solfarach machiny parowe 0 ogólnej sile 400 koni parowych. N a tu ra l­

nie, że do dziś dnia postęp ten je st znacznie większy, o jego jed n ak rozm iarach nie mam narazie bliższych danych. W każdym razie 1 dotąd większe kopalnie stanowią wyjątek.

(C. d. nast.J. Bohdan Zatorski.

(5)

N r 19. WSZECHSWIAT. 293

P O G L Ą D na

dzieje układnictwa zoologicznego.

(C iąg dalszy).

V II.

Jerzy Cuvier, (właściwe jego imiona są : Leopold - C hrystyan - F ry d ery k - D ag o b ert;

Jerzym zaczął się nazywać od chwili, gdy wystąpił jako au to r) ur. w r. 1769, o d r. 1800 profesor historyi n atu ra ln ej w College de P rance, zm arły w 1832, był francuzem z urodzenia. W ychowany pod wpływem uczonych niemieckich K ielm eyera, Pfaffa, K ern era i innych, z którym i w młodości przestaw ał, p rz ejął od nich niektóre za­

patryw ania. Naw skroś jednak samodzielny umysł Ouviera wyzwolił się bardzo prędko z panujących jeszcze podówczas poglądów naturfilozoficznych i d ał początek nowym całkiem kierunkom naukowym.

D la zoologii, a specyalnie dla anatom ii porównawczej wielką miały doniosłość n ie­

które ogólne idee Cuviera, a przedewszyst- kiem dotyczące t. z w. współczynności (korre- lacyi) oraz podporządkowania (subordynacyi)

j

znamion. Pierw sza polega na tem, źe wszyst­

kie części ciała i organy w obrębie ustro ju j zwierzęcego znajdują się w bardzo ścisłej współzależności wzajemnej, tak, źe zm iana jednych części musi też koniecznie pociąg­

nąć za sobą zmianę wszystkich pozostałych.

Stąd, gdy w danej grupie zw ierząt pewne organy, spełniające określoną czynność, są inaczej zbudowane niż inne, to i pozostałe narządy, we współczynności z niemi, muszą być odpowiednio zmodyfikowane. Jeżeli np.

oddychanie odbywa się w pewnym specyal- nym narządzie, to i organy k rążen ia muszą być odpowiednio do tego urządzone; jeżeli

j

brak specyalnych organów krążenia, któreby doprowadzały krew ku narządom oddecho­

wym, to te ostatnie muszą niejako same szu­

kać krwi i oto ta k pow stają dychawki u owa­

dów i t. p. roznoszące powietrze do wszyst­

kich zakątków jam y ciała, krw ią wypełnio­

nej i t. p.

Porównywając znam iona morfologiczne

| różnych zwierząt, Cuvier doszedł dalej do j ważnego wniosku, że jedne cechy anatom icz­

ne są stalsze niż inne, źe niektóre z nich nie zmieniają się w zasadzie u przedstawicieli bardzo obszernych grup zw ierząt, podczas

| gdy inne są bardziej zmienne, np. u różnych rzędów, rodzin, rodzajów lub gatunków mo­

gą być rozmaite. S tąd więc odróżniać nale­

ży cechy i znamiona nadrzędne oraz pod­

rzędne, a według nadrzędnych kierować się należy przy podziale zwierząt na obszerniej­

sze grupy. Z a najważniejszy układ organów nadrzędnych Cuvier uznał system nerwowy.

Porównywając budowę najrozm aitszych grup zwierzęcych, Cuvier zauważył, że pew ­ ne znamiona nadrzędne są wspólne wielu grupom, że przedstawiciele wszystkich tych gru p m ają te same zasadnicze strony budo­

wy, są uorganizowani według pewnego ogól- j nego planu, jednolitego typu. S tąd wywnios­

kował on, że wogóle zw ierzęta są zbudowa­

ne według kilku zasadniczych typów, różnią­

cych się pomiędzy sobą, czyli według kilku odmiennych modeł. Oto t. zw. teorya typów.

Cuvier odróżnił cztery takie typy i stosownie do tego podzielił świat zwierzęcy na cztery wielkie grupy system atyczne, a mianowicie : 1) zw ierzęta kręgowe (V e rte b ra ta ), które podzielił na cztery grom ady czyli klasy (ssą­

ce, ptaki, gady— R eptilia, t. j. dzisiejsze g a­

dy wraz z płazam i, oraz ryby), 2) mięczaki (M ollusca), podzielone na sześć grom ad (głowonogi — Cephalopoda, skrzydłonogi — P teropoda, brzuchonogi—G asteropoda, m ał­

że — A cephala, ram ienionogi — B rachipoda i wąsonogi— Oirrhopoda), 3) zwierzęta sta- wowate (A rticu lata), do których zaliczono oprócz stawonogów także dzisiejsze robaki pierścienice (Annelides) i podzielono typ cały na cztery gromady (pierścienice—A nnelides, skorupiaki—O rustacea, paj ęczaki—A rachni- des, owady—In se cta), w reszcie: 4) promie- niaki (R adiata), do których zaliczono szkar- łupnie i jam ochłony dzisiejsze, ale nadto jeszcze robaki wnętrzne i wymoczki; stąd podział tego typu n a pięć grom ad (szkarłup- nie—E chinoderm ata, wnętrzniaki —In testin a, meduzy—A calephae, polipy—Polypi i wy­

moczki—Infusoria). Co do typu kręgowców, to winniśmy zaznaczyć, że nie Cuvier pierw­

szy wprowadził do zoologii nazwę „V erteb ra-

t a ”, albowiem jeszcze w r. 1797 L am a rck

(6)

294 WSZECHŚWIAT. N r 19.

ochrzcił tem mianem wszystkie zw ierzęta

„posiadające krew ”, w pojęciu A rystotelesa (t. j. m ające krew czerwoną), podczas gdy

„nieposiadające krw i” nazw ał bezkręgowe- mi (sans vertebres).

Zasadniczym błędem w teo ryi typów Cuviera było to, źe badacz ten nie uzna­

w ał żadnego , genetycznego związku po­

między typam i, u p a tru ją c niejako nieprze­

byte linie dem arkacyjne pomiędzy nie­

mi, a nadto, że w obrębie każdego typu nie odróżniał stopniowania w organizacyi i uw ażał wszystkie grupy danego typu za równorzędne. Przeciwko ta k błędnem u za­

patryw aniu się na grupy, objęte pojedyńcze- mi typam i, w ystąpił słynny em bryolog nie­

miecki E rn e st K a ro l von B aer (1827 i 1828).

On to, uważany wraz z Cuvierem za twórcę teoryi typów, wypowiedział pogląd, że nieza­

leżnie od typu budowy należy b ra ć pod uw a­

gę stopień organizacyi i że w obrębie każde­

go typu znajdujem y grupy niższe i wyższe.

„K ażdy ty p —mówi B a e r— może się p rzeja­

wiać w wyższych i niższych stopniach. Is tn ie ­ j ą tedy stopnie rozwoju w każdym typie, tw orzące szeregi, jed n ak nie w nieprzerw anej kolei i nie we wszystkich stopniach równo­

m ierne” (przytocz, za Oarusem). Słowa t e — pow iada J . V . C arus (Gesch. d. Zoologie, str. 6 1 8 )-do w o d zą, źe w zapatryw aniach B a e ra tkw ił zawiązek nowszych poglądów na stosunki i pokrew ieństw a w świecie zw ierzę­

cym. Jakkolw iek jed n ak B aer przyjm o­

wał, że pośród typów znajdują się pewne formy, zajm ujące środek między niemi i zbu­

dowane w części według jednego typu, w części według drugiego, to jed n ak nie zdobył się on na myśl, że i same typy p rz ed ­ staw iają rozm aite stopnie rozwoju, że i m ię­

dzy niemi szukać należy pokrew ieństw a. T a idea wyłoniła się dopiero później, a m iano­

wicie w czasie, gdy teorya D arw ina wywierać zaczęła swój doniosły wpływ n a dzieje u k ła d ­ nictwa.

V I I I .

D la dalszego rozwoju układnictw a zoolo­

gicznego m iały wielkie znaczenie dwie oko­

liczności: 1) ugruntow anie się nauki o roz­

woju zw ierząt czyli em bryologii, 2) odkrycie kom órki i rozwój histologii.

Od czasu, gdy Wolff, ja k to wspomnieliśmy wyżej, ogłosił w r. 175y swoję sław ną roz­

praw ę „T heoria generationis”, w której oba­

lił poglądy ewolucyonistów, nauka o rozwoju zw ierząt rozpoczęła nową erę. Ponieważ jed n ak z początku na pracę młodego W olffa nie zwracano dostatecznej uwagi i niechętnie się rozstaw ano z głęboko zakorzenionym dogm atem preform acyi (t. j. istnienia w ele­

m entach rozrodczych — całego przyszłego u stroju w m iniaturowej wielkości), nauka em bryologii drzem ała jeszcze przeto czas jak iś. Dopiero gdy w r. 1812 słynny anatom Meckel ogłosił w języku niemieckim ro z p ra­

wę W olffa o tworzeniu się przewodu p o k ar­

mowego, gdy Tiedem ann i Meckel ogłosili swe b adania nad powstawaniem mózgu, nad genezą twarzy, u st, nosa i t. d., poszukiwa­

nia embryologiczne zaczęły zyskiwać sobie coraz liczniejszy zastęp zwolenników. Głów­

nymi pionieram i tej nowej gałęzi nauk biolo­

gicznych byli w początkach naszego wieku D óllinger, P an d er, a przedewszystkiem K . E . y . B aer. T en ostatni ogłosił pomiędzy latam i 1828 a 1837 słynne swoje dzieło

„U eber Entwicklungsgeschichte der Thiere, B eobachtung und ftefłexion”, stanowiące podwalinę dzisiejszej embryologii. W dziele tem B aer nietylko wykazał, że organizm rozw ija się z kilku pierwotnych warstw czyli listków zarodkowych (B aer odróżniał cztery takie listki, k tó re n a z w a ł: skórnym, mięśnio­

wym, naczyniowym i śluzowym), że z każde­

go takiego listka powstaje pewna, określona gru p a organów, źe te ostatnie tw orzą się w skutek rozrostu, fałdow ania się, zrastania lub rozryw ania się fałd, nietylko zbadał drogi, którem i kroczy rozwój poszczególnych części narządów , ale nadto wypowiedział wie­

le głębokich poglądów ogólno-morfologicz- nych i w ykazał, źe em bryologia na równi z anatom ią porównawczą ma przedew szyst­

kiem n a celu syntezy i uogólnienia, słowem, pierwszy stworzył naukę embryologii w praw- dziwem znaczeniu tego wyrazu. B aer pierw­

szy w ykazał doniosłość idei różnicowania się czyli dyferencyacyi, s ta ra ł się określić, na czem polega doskonalenie się organizacyi;

on też pierwszy zwrócił bliższą uwagę na równoległość, zachodzącą pomiędzy rozwo­

jem osobnika, a stanam i budowy u coraz to

wyższych grup zwierząt (prawo B aera, p ra ­

(7)

N r 19. WSZĘCHSWIAT. 295 wo biogenetyczne E . H aeckla). On to wy­

powiedział także głęboką myśl, że „nawet błędne, lecz w określony sposób wypowiadane wnioski ogólne więcej po wsze czasy przyno­

siły pożytku nauce, aniżeli przezorne w strzy­

mywanie się od nieb”, one to bowiem pobu­

dzają. do spraw dzania i popraw iania spostrze­

żeń oraz do ściślejszego uwzględniania wszel­

kich odpowiednich okoliczności.

Nie tu miejsce rozwodzić się nad dalszym rozwojem embryologii; zarys dziejów tej n au ­ ki przedstawiłem ju ż kiedyś we Wszechświe- cie *) i do tegoż odsyłam czytelnika. Tu zaznaczymy tylko, że prace całego szeregu badaczy, ja k Purkyniego, Costea, R. W ag n e­

ra, P revosta i D um asa, Ruscaniego i innych doprowadziły do bliższego poznania budowy ja ja i procesów jego przewężania się czyli segmentacyi. A le dopiero z chwilą, gdy Teodor Schwann odkrył komórkę zwierzęcą (p. niżej), badacze zrozumieli związek zja-

i

wiska przewężania się z faktem , że ustrój je s t zbiorem komórek, innemi słowy, wyka­

zano związek procesów em bryonalnycb z h i­

stologicznym składem dorosłego ustroju i od­

tąd (R obert R em ak, 1851) em bryologia na nowe weszła znów tory. W m iarę zaś, ja k jednocześnie rozciągano poszukiwania em- bryologiczne na coraz większą liczbę przed­

stawicieli zw ierząt wyższych i niższych ty ­ pów, nauka o rozwoju n ab ierała coraz więcej cech um iejętności porównawczej (R athke, K ólliker, A. O. Kowalewski, H . T. Huxley, Balfour) i jak o tak a, stała się wspólnie z anatom ią porównawczą, źe ta k powiemy, kierowniczką opinii w kw estyach filogenezy, a tem samem i układnictw a zwierząt. D o­

niosłość embryologii porównawczej dla filo­

genii i system atyki je st ta k oczywistą, że dziś niem a praw ie ani jednego badacza, któ­

ryby o niej nie był głęboko przekonany.

Niektórzy przesadzają wprawdzie w tej m ie­

rze, sądząc, że em bryologia więcej tu znaczy niż anatom ia. T akie zapatryw anie je st błędne w najwyższym stopniu. M ożna b o ­ wiem w poszukiwaniach faktycznych bardziej uwzględniać stronę embryologiczną, lub stro ­ nę anatom iczną, ale gdy chodzi o szersze

') Ogólny rzu t oka na dzieje i stanow isko nauki o rozw oju zw ierząt. W szechśw iat 1 8 8 4 .

wnioski filogenetyczne i o ogólniejsze stosun­

ki układnictwa, wówczas w zupełnie równym stopniu należy się opierać na danych porów­

nawczych ta k anatomicznych, ja k i embryo- logicznych. Ci, dziś już zresztą do rzadkich wyjątków należący, zoologowie, którzy tw ier­

dzą, że embryologia żadnego nie m a znacze­

nia dla morfologii porównawczej nie są, z d a ­ je mi się, wcale przekonani o bezwzględnej słuszności swego twierdzenia, albowiem pew­

ne fakty embryologiczne, które wygodne są dla ich teoryj, uznają oni i uważają za b a r ­ dzo doniosłe, ogrom ną zaś większość tych, które im narazie przeczą, poczytują za nic nieznaczące i za niegodne naw et uwzględ­

nienia.

P ow racając po tych kilku uwagach do d al­

szego rozpatryw ania dziejów naszego przed­

miotu, przypomnijmy sobie, że do czwartego dziesiątka la t bieżącego wieku nie wiedzia­

no jeszcze niemal wcale o elem entarnych składnikach ciała zwierzęcego, o komórce i o tkankach. W prawdzie ju ż R aspail, Bi- chat i niektórzy inni przenikliwsi badacze domyślali się, źe ciało zwierząt zbudowane jest z pewnych drobnych elementów, ale po­

jęcie tychże było bardzo m gliste i nieokreślo­

ne. Dopiero z udoskonaleniem m ikroskopu w r. 1838 botanik niemiecki M. J . Schleiden dokładnie opisał komórkę roślinną i wyka­

zał, że ona stanowi niejako elem entarną część ciała roślinnego, a w rok potem Teodor Schwann odkrył komórkę zwierzęcą i do­

wiódł, że ze zbiorów komórek, rozmaicie z sobą połączonych, utworzone są tkanki zwierząt. Schwann określił komórkę jako utwór pęcherzy ko waty, opatrzony zawsze błoną, k tórą uw ażał za nieodzowną i do­

niosłą część komórki; błona otacza płynną zawartość, w której mieści się ją d ro z jąd er- kiem. Schwann tedy nie pojmował jeszcze właściwego znaczenia składników komórki, nie wiedział o tem , źe naj główniej szem i naj- ważniejszem podścieliskiem życia jest zaródź czyli plazma, tw orząca ciało komórki, a po­

siadająca pewne specyalne własności w ją d ­ rze komórkowem. Ale już około tegoż cza­

su (1835) F elix D ujardin, bad ając ustroje jednokomórkowe, opisał sk ład ającą ich ciało substancyą jak o t. zw. sarkodę i wypowie­

dział głęboki pogląd, że ta o statn ia je st

właściwem podścieliskiem życia tych isto t.

(8)

296 ' WSZECHSWIAT iN r 19.

W krótce przekonano się, źe owa sarkoda ustrojów jednokom órkowych je s t jednoznacz­

n ą z zarodzią komórek u organizmów wielo- 1 komórkowych. Coraz to większe ulepszenia w konstrukcyi m ikroskopu i coraz znaczniej­

sze udoskonalenia w technice badań nauko ­ wych wpłynęły na szybki i potężny rozwój nauki o histologicznej budowie ciała, k tó ra łącznie z n au k ą o rozwoju przyczyniła się olbrzymio do postępu um iejętności morfolo­

gicznych wogóle. Rozwój tych ostatnich w pierwszej połowie naszego stulecia za- : wdzięczamy wielu bardzo uczonym, do których przcdewszystkiem n a le ż e li: J a n M uller, R yszard Owen, Tomasz H en ry k H uxley, H e n ry k M iln e-E d w ard s, Teodor y. Siebold i żyjący jeszcze dzisiaj sęd ziw i:

R ud olf L e u c k a rt i K arol G egenbaur.

Dzięki badaniom tych znakomitych mę-

i

źów, widnokrąg wiedzy zoologicznej w n ad ­ zwyczajnym stopniu się rozszerzył; morfolo- j

gia wielu, niższych zwłaszcza, grup zwierzę- | cych, dotąd niedokładnie bardzo znana, zo ­ sta ła pod wielu względam i gruntow nie o p ra­

cowana, przez co stanowisko systematyczne grup tych mogło być trafn ie j i umiejętniej ocenione niż dotychczas. T ak np. J a n M ul­

le r (ur. w r. 1801) ogłasza klasyczne bad an ia n ad m orfologią szkarłupni, niższych kręgow ­ ców i niektórych innych g ru p zwierząt, Owen—nad układem kostnym kręgowców, Savigny i S ars—nad m orfologią stawonogów, a nadto S ars nad anatom ią i rozwojem j a ­ mochłonów, H uxley i L euck art wyśw ietlają liczne zawiłe strony morfologii wielu bardzo gru p zwierzęcych i t. d. N adto po czasach

i

C uviera i'paleontologia zaczyna się szybko rozwijać. C uvier, któ ry ta k znakom ite po- ; czynił spostrzeżenia nad kośćmi zw ierząt ko­

palnych, był zwolennikiem dziwnej teoryi

i

paleontologicznej, k tó ra okazała się nawskroś błędną. W ierzył on mianowicie w t. zw.

teo ry ą katastrof, według której istniało b a r ­ dzo wiele aktów stworzenia na ziemi naszej, ta k źe fauna i flora danego okresu, zaginąw ­ szy wskutek olbrzymich w strząśnień skorupy ziemskiej, nie m iała nic wspólnego z fauną i florą następnego z kolei okresu, w którym nanowo się tw orzyła. D opiero następcy Cu- viera wykazali, źe ta k nie je s t i źe w paleon­

tologicznych szczątkach starszych i m łod­

szych forniacyj geologicznych widzieć się

daje nieprzerw ana ciągłość rozwoju. B ad a­

nia Ludw ika A gassiza (zwłaszcza nad ry b a ­ mi kopalnemi), R yszarda Owena, Ja m esa Sowerby i A lek sa n d ra B rongniarta (nad skorupiakam i kopalnemi), K aro la L yella i wielu innych zadały cios śmiertelny nie- udatnej teoryi Cuviera, a wzbogaciwszy w wysokim stopniu wiedzę paleontologiczną w nieznane d otąd fakty, przyczyniły się też niem ało ze swej strony do postępu system a­

tyki zoologicznej.

(C. d. «.).

P rof. d-r J ó ze f Nusbaum.

0 świeceniu siatek żarowo-gazowych.

P otężn e światło, wydawane przez pewne ciała, żarzące się w lam pach żarowo-gazo- wych, z pu nktu widzenia naukowego bynaj­

mniej nie je s t łatw em do objaśnienia. Z daje się, że wysoka tem p eratu ra, panująca w p al­

niku Bunsena, który stanowi zasadniczą część tych lam p, nie tłum aczy zjawiska po­

wyższego w stopniu dostatecznym . Przeko­

nano się bowiem (d-r W estphal), że tlenki tych ciał rozgrzew ane zosobna aż do tem pe­

ra tu ry żarzenia w tygielku platynowym lub w ru rk a c h szklanych trudnotopliwych nie świecą wcale i wtedy nawet, gdy się przez nie przepuszcza strum ień tlenu. Okoliczność ta sk łan ia wielu do przypuszczenia, źe obok wysokiej tem peratu ry a raczej za jej udzia­

łem w m ieszaninie ciał żarzących zachodzą jeszcze zjaw iska i reakcye chemiczne, któ­

rych wynikiem je s t podwyższona te m p e ra tu ­ ra i światło spotęgowane. W ielce ciekawemi w tej m ierze są doświadczenia oraz objaśnie­

nia świeżo podane przez d-ra K illinga.

Przyczyną wysokiej zdolności świetlnej m ieszanin związków torowych i cerowych, używanych w lam pach d r a A u era, ma być wprost obecność bardzo rozdrobnionych ilo­

ści ceru w mocno rozżarzonym szkielecie

*) S treszczone podług Journal f. G asbeleuch-

tung z d. 2 4 paźdz. 1896.

(9)

j \ r 19. WSZECHSWIAT ^97 tlenku toru. N astępujące doświadczenie prze­

mawia za tem : Z am iast wodnego roztworu azotanów to ru i ceru, odpowiadającego co do ilości 98,75% tlenku toru i 1,25% tlenku ceru (mieszanina pospolicie znajdow ana

j

w obecnie wyrabianych siatkach A.uera) bierzemy roztw ór wyłącznie ziemi torowej | czystej i nasyciwszy nim tkaninę baw ełnianą wypalamy ją , poczem tak otrzym any szkielet zanurzamy w roztworze alkoholowym czyste­

go azotanu ceru (60 w 1 litrze). Po wysu­

szeniu i wypaleniu n a palniku B unsena w ce- j lu przeprowadzenia azotanu ceru w tlenek, otrzymamy światło tak potężne, ja k wtedy, gdy tlenki to ru i ceru uprzednio były zmie­

szane ze sobą w roztw orze wodnym, używa­

nym do nasycenia siatek.

Jeżeli tlenek ceru zastąpim y takiem i sa- memi drobnemi ilościami innych ziem rzad- kich, naprzykład itru lub erbu, tedy powsta­

ją ciała żarowe, których światło będzie nie 1 o wiele lepsze od słabego św iatła czystego

j

tlenku toru. R ezultat się nie polepszy, gdy i ilości tych tlenków będziemy zmieniali w dół lub w górę.

Prześliczne jednak światło, niewiele co ustępujące mieszaninie toru z cerem, daje roztwór 99,75% azotanu to ru i 0,25% azo­

tanu uranu (do 2 lub 3 siatek najlepiej je s t użyć roztw oru zawierającego w 10 cm3 wody dystylowanej 4 g azotanu to ru 1 0,01 g azo­

tanu uranu). W m iarę zwiększania stosunku uranu światło jest coraz gorsze, m ieszanina zaś zaw ierająca 1 % uran u je st ju ź wprost do użytku nieprzydatna. T ak więc potęgowanie zdolności świetlnej osięga się tu nie przez mieszanie obu tlenków, lecz przez proste d o ­ danie uranu do toru, przytem , podobnie ja k dla ceru, w ilości drobnej i zupełnie okreś­

lonej .

Te i tym podobne doświadczenia prowadzą do wniosku, że do wzbudzenia (ekscytowania) światła w szkielecie torowym d ają się użyć tylko ciała, posiadające wyższe stopnie u tle ­ nienia, czyli że mamy tu do czynienia z dzia­

łaniem przez zetknięcie albo katalitycznem , w którem pewne ciała wprost przez obec­

ność swoję (przez zetknięcie, kontakt) wywie*

ra ją wpływ, polegający prawdopodobnie na przenoszeniu tlenu. Najsilniejszym je st on wtedy, gdy ciała rzeczone znajd u ją się w s ta ­ nie mocno rozdrobnionym i w ilościach nie­

wielkich. Przypuszczenie to znajduje świet­

ne potwierdzenie w doświadczeniu następu- ją c e m : Do roztworu azotanu toru (4 g

w 10 cm3 wody dyst.) dodaje się kroplę ro z ­ tworu chlorniku platyny (1 : 19). M ieszani­

ną tą nasyca się tkaninę i po wypaleniu*

otrzym uje się ciało żarowe o zdolności p ro ­ mieniowania znacznie wyższej (10-krotnej) niż samego toru. S iatka ta k a wydaje światło 0 barwie żółtej i zaw iera na 99,96% tlenku teru 0 ,04% platyny. Wobec tak małej ilo­

ści platyny, 0,00025 g, w mieszaninie świe­

cącej, trudno przypuścić by potężne światło mogło powstawać w drodze jakiegoś d ziała­

nia chemicznego lub żarzenia się platyny.

Raczej przypuszczać należy, źe odbywa się tu potężne przenoszenie tlenu, wobec którego otoczenie ciała katalitycznego poczyna się żarzyć. Pojedyncze pasem ka takiego szkie­

letu torowego sk ład ają się jakb y z bardzo wielu kanalików o ściankach zewnętrznych bardzo cienkich, rozżarzających się mocno skutkiem pracy cząsteczek platyny albo—

w razie mieszaniny toru i ceru—skutkiem pracy cząsteczek tlenku ceru.

O zachodzącej przytem przem ianie pew­

nej ilości ciepła w światło au to r przekonał się zapomocą następującego doświadczenia : N ad palnikiem Bunsena, stanowiącym część składową lampy, w pewnej odległości umie­

ścił on naczynie, zawierające ściśle 1 litr wo­

dy i uw ażał stopień rozgrzania wody w trzech p rz y p ad k ac h : 1) gdy płomień był niebieski, t. j. bez siatki żarowej, 2) po zawieszeniu w nim siatki żarowej z czystego tlenku to ru 1 3) siatki, złożonej z to ru i 1% ceru. Po

10 minutach, przy tem samem urządzeniu, ciśnieniu i zużyciu gazu, tem p eratu ra wody była w pierwszym razie 21,9° C, w drugim 19,7° C , w trzecim 16,2° C. Ponieważ w pierwszej chwili po zapaleniu część ciepła idzie na rozgrzanie palnika, korony, cy ­ lindra i t. p.. przeto z ustawieniem naczy- nia z wodą poczekać trzeba pewien czas, aż tam ten wpływ zostanie wyrównany. Ponie­

waż we wszystkich trzech przypadkach u tle­

nienie gazu było zupełne, przeto część ener­

gii, spoczywającej w gazie, po założeniu siatki przeszła w światło. Dla siatki, złożo­

nej z toru i ceru, wydającej najwięcej świa­

tła , zużycie ciepła na ten cel je s t większe

niż d la złożonej z ‘czystego toru, przytem

(10)

2 9 3

WSZECHSWIAT jSlr 19.

w stosunku odpowiadającym przyrostowi św iatła.

Bielsze i potężniejsze św iatło od poprzed­

niego otrzymamy, skoro do roztw oru azotanu to ru (2 g w 5 cm3 wody) dodam y 4 krople roztw oru irydu (0,0033 g irydu w 1 cm3 wo­

dy) Iry d lepszym je s t jeszcze od platyny, bo je st mniej lotnym i przeto światło wysokie trw a dłużej.

Złoto, osm, pallad, rod i ruten również po­

p ie ra ją hypotezę powyższą. Ł atw o lotne osm i p allad n a krótko tylko podnoszą św ia­

tło szkieletu torowego, poczem światło to słabnie w m iarę u latn ian ia się tych ciał, aż wreszcie pozostaje czyste i słabe światło toru.

M ając siatkę z toru i iry d u m ożna się p rz e­

konać z łatwością, że przyczyną potężnego św iatła żarowego je st doprowadzanie tlenu do gazu oświetlającego przez ciało k a ta li­

tyczne. G dy po upływie pewnego czasu po zamknięciu kran u gazowego otworzymy go napow rót, światło zaczyna się u szczytu siat­

ki przy jednoczesnem w ytw arzaniu się ciepła i przedłuża się w dół aż do połowy siatki zanim się gaz zapali. Skoro tylko m ieszani­

n a gazu i pow ietrza zapali się, siatka ro z­

grzeje się mocniej i światło, p ro sta rzecz, jeszcze wzrośnie. Zjaw isko to daje się też czasem zauważyć i na siatce z toru i ceru, gdy pręcik podtrzym ujący i cylinder są jesz­

cze rozgrzane. "Wogólności działanie k a ta ­ lityczne tlenku ceru i uranu, doprow adzające tlen, lepszem je s t w tem p eratu rze wyższej, platyny zaś i m etali z tej grupy— w tem p era­

tu rz e stosunkowo niższej.

Cechą ch arak tery sty czn ą wszystkich ciał 1 podwyższających prom ieniowanie tlenku to ru je s t ich własność daw ania tlenków wyższych.

W tem i w wytrzym ałości na działanie wy­

sokiej tem p eratu ry widzieć należy wyższość ceru nad innemi ziemiami rzadkiem i.

Szkielet żarowy m ożna przygotowywać bez różnicy z samego tlen k u to ru lub z in­

nych tlenków. N a p rzy k ład użyteczne siatki d a ją się sporządzić z 70% tlenku to ru i 3 0%

tlenku wajmia lub 75% tlenku to ru i 2 5 % j tlenku wapnia, chodzi tylko o dodanie d ro b ­ nej ilości ciała katalitycznego i o gnio trw ałe­

go jużto ceru, ju ż uranu, platyny, irydu i t. p.

D oświadczenia powyższe rzucają pewne światło n a m ieszaniny podaw ane przez Aue- r a w jego palnikach; zdolność em isyjna

świetlna każdej takiej mieszaniny oczywiście musi być wyższa od tej, k tó rą posiadają roz­

m aite składniki w oddzielności. Z tych przynajm niej jeden musi zawierać w sobie m ałą domieszkę tlenku ceru. D ana ziemia rzad k a sam a przez się może nie posiadać wysokiej zdolności emisyjnej, jeżeli zawartość ceru znacznie odbiega od pożądanej 1,25% , może to jed n ak nastąpić w mieszaninie. N a ­ przykład, jeżeli tlenek lantanu zawiera w po­

staci zanieczyszczenia do 6 % tlenku ceru, tedy dodając go do 75% cyrkonu otrzymamy szkielet o bardzo wysokiej zdolności emisyj - nej, ponieważ w mieszaninie tej zawartość tlenku ceru wynosi 1,5 czyli bliską je s t owe­

go optimum.

Tego rodzaju względom i okolicznościom przypisać należy, źe siatki A uera stopniowo przeszły od natężenia św iatła 16 świec norm.

w r. 1885 i 1886 aż do 70 i więcej po r. 1891.

Znaczenie toru jak o szkieletu żarowego po­

lega na tem, że jego tlenek posiada wielką porowatość, a więc ogrom ną powierzchnię zetknięcia, a potem , że jego ciepło właściwe na podstawie praw a D alonga i P e tita musi być bardzo m ała, gdyż jego ciężar atomowy (231,8) należy do najwyższych pośród ciał znanych; okoliczność ta czyni zeń doskonały rezo n ato r dla ciepła prom ienistego.

S. St.

P osiedzenie W ydziału M atem atyczno -P rzyrodn iczego Akademii Um iejętności.

D nia

1

lu tego odbyło się pod przew odnictw em prof. d-ra K arlińskiego p osiedzenie W ydziału m atem atyczno-przyrodniczego Akadem ii, na k fó- rem prof. d-r K ostanecki p rzed łożył własną pra­

cę, z a ty tu ło w a n ą : „O m echanizm ie podziału ciała kom órkow ego podczas m ito zy ”

Za m ateryał do badań słu ży ły prof. K ostanec- kiem u zapłodnione jajka i pierw sze kom órki em bryonalne robaka A scaris m egalocephala i ś li­

m aka P hysa fon+inalis, w których badał prom ie­

niow anie biegunow e figur karyokinetycznych.

Prom ienie obustronne krzyżow ały się zupełnie

w początkow ych stadyach aż do okresu gw iazdy

m acierzystej; w tym dopiero okresie krzyżow anie

(11)

N r 19 WSZECHSWIAT. 299 to ustępuje stopniow o w taki sposób, że prom ie­

nie cofają się i zajm ują tylko tę połow ę komórki, która do nich z położenia ich przypada. Pod koniec tego okresu prom ienie nie przekraczają poza równik, tak samo w czasie m etakinezy albo w okresie gw iazd potom nych. U kład ten pro­

mieni ma nadzwyczaj doniosłe znaczenie dla procesu przew ężania się kom órki, gdyż powoduje on równomierne rozm ieszczenie obustronnych promieni i spotykanie się ich zakończeń w płasz- czyznie równikowej obojętnej protoplazm y, która tnoże uzupełnić pow ierzchnię kom órek p o to m ­ nych. F akt krzyżow ania się prom ieni od sam e­

go początku m itozy, kiedy prom ieniowanie zaczy­

na się ujawniać, św iadczy, w edług prof. K osta- neckiego, o tern. że w czasie m itozy promienie organiczne kom órki m acierzystej d zielą się na dwa system y potom ne p rzez podłużne ro zszcze­

pienie się promieni.

Następnie prof. K ostanecki referow ał pracę p. Em . G odlew skiego syna, pod tytułem : „O w ie­

lokrotnej karyokinezie w gruczołu obojnaczym ślimaka Ile lix pom atia L ” , Badając komórki nasieniotwórcze w gruczole płciow ym ślimaka H elix pom atia L . p. Godlewski obserwował, oprócz zwykłej pojedynczej m itozy, także k a- ryokinezę, przy której dzieliło się tylko jądro, a ciało protoplazm atyczne nie ulegało p odziało­

wi. D rogą takiej m itozy, pow tórzonej w ielo­

krotnie, pow staw ały kom órki w iełojądrowe; j e ­ żeli tak przebiegała karyokineza aż do końca sperm atogenezy, to z każdego z ją d er ostatniego pokolenia kom órek pow staw ały głów ki plem ni­

ków i tą drogą pow staw ały w jednem ciele ko- mórkowem plem niki w liczb ie odpowiadającej ilości jąd er.

Prace pow yższe odesłano na posiedzeniu ści- ślejszem do kom itetu w ydaw niczego

Z. R.

Posiedzenie Komisyi flzyograficznej Akademii Um iejęt­

ności.

Dnia

6

kw iatnia odbyło się w A kadem ii p o sie­

dzenie K om isyi fizyograficznej, na którem p rze­

wodniczący, p r o f d-r K reutz, zaw iadom ił o w y­

daniu X X X I tom u Spraw ozdań Kom isyi oraz VI i YII zeszytu A tlasu geologiczn ego G alicyi, którego trzy następne ze sz y ty są pod prasą.

Komisya otrzym ała do w ydania następujące pra­

ce :

1

) M apy geologiczn e : R aw a R uska, Bełżec- Uhnów i Jaworów-G ródek, p rzez prof. M. Ł o m ­ nickiego; 3 ) M apy : Żyrardów -Stryj, Komarno- Rudki, przez prof. d -raW . T eisseyrego; 3) M apy:

Bochnia-Czchów, N ow y Sącz, p rzez prof. d-ra Szajnochę; 4 ) M apę : P ilzno-C iężkow ice, przez d-ra G rzybow skiego. R ozpraw y : 5) O roślin ­ ności karpackiej m iędzy D unajcem i granicą śląską, p rzez prof. d -ra E . W ołoszczaka;

6

) Za­

piski florystyczne ze wschodnich Karpa*, przez d-ra H . Zapałow icza; 7 ) W ykaz glonów z e ­ branych w okolicach W adow ic i M akowa, przez

prof. R. G utwińskiego;

8

) Szkic flory i spis roślin, zebranych w Galicyi w schodniej, na B u ­ kowinie i w kom itacie marmaro?kim na W ęgrzech, przez J. P aczoskiego; 9 ) W ykaz nowych chrząsz­

czy dla G alicyi, przez M. R ybińskiego; 1 0 ) P rzy ­ czynek do fauny rośliniarek G alicyi, przez E . N iezabitowskiego; 11) P rzyczynek do fauny m u­

chówek P odola galicyjskiego i okolicy Lwowa, przez prof. K. Bobka; 1 2 ) P rzyczynek do fizyo- grafii pszenicy, przez K. Huppenthala; 1 3 ) Głow ­ nie zbożow e na Żm udzi, p rzez prof. d-ra E . Janczew skiego; 14) Opis geologiczno-rolniczy majątku Czaple W ielkie w gub. kieleck iej, przez E . Popiela; 15) Gleby północno zachodniej czę­

ści powiatu złoczow skiego pod w zględem ro ln i- czo-geologicznym i 16) Opis geologiczno-rolniczy majątku Trzydnik duży w gub. lub elsk iej, przez T. Dom ańskiego. N astępujące dary w zbogaciły m uzeum Kom isyi : 4 9 3 chrząszczów palearktycz- nych, larw a chrząszcza E lateroid es dermes^oi- des, rośliny zebrane koło Highbridge i 3 egz.

katalogu chrząszczów E . R eittera : dar p. M.

Rybińskiego; 2) kilkanaście chrząszczów w ęgier­

skich, poczęści jaskiniow ych, odciski roślin w łupku w ęglowym ilastym , galm an i galenit z S ie r s z y : dar p. F . Garfcnera; 3 ) Pelobates fuscus, dar p. E. N iezabitow skiego; 4 ) Owady, zbierane przew ażnie w okolicach Krakowa i R ab­

ki. granit; zebrane przez ś. p K. Jelsk iego, dar p. Jelskiej; 5) P ień osiki, ścięty p rzez bobry z L itw y, dar p. J. Bogusza;

6

) G ałęzie u szk o­

dzone i pocięte przez bobry z L itw y, dar p. M a­

ryi Twardowskiej; 7 ) Jeżow ce skrzem ieniałe, sztu k i duże, dar ks. P odgórskiego, proboszcza w W oli Zarzeckiej;

8

) Bryła m alachitu z N iżn e­

go T agilska, dar p. J, Jakóbkiew icza w Permie;

9) 3 7 gatunków skam ieniałości z Podola, dar d-ra J. Iglatow skiego z Wiednia; 1 0 ) M inerały, skały i skam ieniałości z Kreinpaku na Śpiżu, dar p. S. Stobieckiego; 1 1 ) Pam iętnik fizyograficzny, t. IV , dar Redakcyi; 12) R ocznik II c. k. cen ­ tralnego biura hydrograficznego, dar biura; 1 3 ) 2 -g i z eszy t A tlasu austryackich jezio r alpejskich, dar Zakładu geograficznego w uniw ersytecie w Grodźcu styryjskim (Gratz). Prócz tego K o­

m isya otrzym ała zbiory, złożone przez jej c z ło n ­ ków : 1) zielnik z Karpat zachodnich, p rzez prof. d-ra B. W ołoszczaka i 2) zbiór m uchówek z P odola i okolic Lwowa, p rzez prof. K. B obka.

N a rok 1 8 9 7 wybrano przew odniczącym p o­

nownie rektora Kreutza; sekretarzem na dwule- cie 1 8 9 7 —1 8 9 8 ponownie prof. W ł. K ulczyń­

skiego, skrutatoram i rachunków ponow nie d-rów W ł. Sciborow skiego i D. W ierzbickiego, zastęp ­ cami ich ponow nie prof. d rów E . Janczew skiego i S. Zaręcznego. Oprócz tego zatw ierdzono de- legatów do zarządu m uzealnego : pp. S. Stobiec­

k iego, prof. d-ra Rostafińskiego i prof. F . B ie ­ niasza, wybranych przez sekcye : zoologiczną, botaniczą i geologiczną. D elegat K om isyi fizy o ­ graficznej do K om isyi wo łociągow ej m iasta K ra­

kow a, prof. d-r S. Zaręczny zdał spraw ę ze sw o ­

(12)

3 0 0 WSZECHSWIAT N r 19.

ich czjTnności w tejże K om isyi od r. 1 8 9 3 , po* i czem K om isya fizyograficzna p rosiła go o dalszy u d ział w czynności K om isyi w odociągow ej.

W reszcie p. S. Stobiecki podniósł, że K om isya fizyograficzna i jej m uzeum w alczy w ciąż z n ie­

dostatkiem m aleryalnym i brakiem m iejsca, co tam u j« należyty rozwój m uzeum i w yraził p o­

trzebę starania się o fundusze, któreby tym bra­

kom zaradziły. N a tem p osied zen ie zostało z a ­ m knięte.

K ilka uwag o nowych dla K rólestw a roślinach, zeb ra­

nych przez p. K. Piotrow skiego.

W n -rze

6

W szechśw iata z r. b. p. K. P io ­ trow ski zam ieścił bardzo ciekaw e doniesienie tym czasow e o nowych dla K rólestw a gatunkach oraz m ieszańcach roślin, znalezionych px-zez sie ­ bie w opatow skiem i Sandomierskiem. Z donie­

sienia tego widać, że autor podczas 3-letn iego sw ego pobytu (z różnem i przerw am i) w tam tych stronach zw rócił w ielką uw agę na m ieszańce roślinne, k tóre w iększość n aszych florystów przedkordonow ych z różnych pow odów trak to­

wała w ogóle dotąd po m acoszem n. Zapewne p. P iotrow ski zn a la zł ich w ięcej w badanej oko­

licy, lecz obecnie podał (jak m ów i) „tylko tak ie rośliny, które dotych czas— o ile w ie — nie b yły je s z c z e dla flory K rólestw a w yk azan e” . Zupełny wykaz ma się ukazać w jednym z p rzyszłych to ­ mów P am iętnika fizyograficznego.

Otóż pod w zględem niektórych z tych roślin, now ych dla K rólestw a, n ależy uczyn ić n astęp u ­ ją c e sprostow anie. Z 17 gatunków , w y m iecio ­ nych jak o now e dla Królestw a,

6

ju ż było daw ­ niej w K rólestw ie znajdow anych, a z 2 7 m ieszań ­ ców znane b yły ju ż dawniej 3.

1

) E pilobium colliuum Gm. znajdow ał w ok o­

licy Lublina F . Karo.

2 ) Crepis rhoeadifolia MB. b yła znaleziona przed 10 la ty pod Puław am i p rzez Siem ionow a ip . W arszaw , w iadom ości uniw ersyt. 1 8 8 8 r.):

Szkic flory okolic P uław (p o rossyjsk u ) n-r 8 3 5 pod nazw ą Barkhausia foetida D C .). Pan P io ­ trow ski w idział sam w Z ielniku Siem ionow a oka­

zy tej rośliny, ja k św iad czy d-r Zalew ski (K os­

m os 1 8 9 6 , str. 4 6 3 ) i popraw ił oznaczenie S ie­

m ionowa Barkhausia (C repis) fo etid a na C repis ; rhoeadifolia M B. (K osm os, 1. c.).

3 ) Pulm onaria m ollissim a Kerner je s t syno-

1

nimem P . angustifolia B esser (P rim itiae fłorae j G aliciae. I, 1 5 0 ) non L .!, roślin y je s z c z e w 1 8 7 2 r. zaregestrow anej w Prodrom usie prof.

R ostafińskiego pod n-rem 3 9 2 . Zbierali j ą B e s ­ ser i B erdau w Ojcowie oraz Karo pod C zęsto­

chową.

4) Thym us M arschallianus W idd. = Th. Ser- j p yllum L . var. M arschallianus L edb. spotykał i obficie w ok olicy D ruskienik (po obu brzegach N iem na, a w ięc i na terytoryum K rólestw a P o l­

sk iego) ks. M assalski (Pam . fizy o g r., tom V : J S zkic klim atu i flory jaw nokw iatow ej D ru sk ien ik ). {

5) U lm us m ontana W ith. w idział sam p.

P iotrow sk i w zieln ik u Siem ionowa, zebranym przed 10 laty pod Puław am i, pod nazwą U . cam- p estris (p. K osm os 1 8 9 6 , str. 4 6 4 ), a więc stano­

w isko puław skie Siem ionow a należy uw ażać za p ierw sze w K rólestw ie.

6

) E quisetum yariegatum Schleich. podał w r. 1 8 8 8 z pod Puław Siem ionow (W arszaw , wiadom. uniw ersyt. 1 8 8 8 r.

1

. c.).

Z odmian, podanych jak o now e dla K rólestw a p rzez p. P iotrow skiego, znane ju ż b yły u nas dawniej : 1) N asturtium silyestre X palustre =

= N. anceps DC. (Prodrom us d ra R ostafińskie­

go pod n-rem 8 1 5 podaje z Saskiej Kępy i W ila­

now a pod W arszaw ą, zaś K. E apczyński z pod Sandom ierza : R oślinność Sandom ierza i g ó r P iep rzow ych —-P am iętn . fizyogr. t. VII oraz Z a­

sięgi roślin krzyżow ych— Pam. fizyogr. t. X ) i 2 ) Pulm onaria angustifolia X officinalis zna­

la z ł pod Lublinem F. Karo (Pam. fizyogr. t. III : Spis rzadszych krajow ych roślin), 3 ) Verbascum phoeniceum X phlom oides znalazł w K ulczynie (pow . w łod aw sk i)' F. K w ieciński (Pam . fizyogr.

t. X IV : R oślinność gminy H ańsk).

Co do kilku z pozostałych roślin nastręczają się następujące uw agi. Ceratocephalus orthoce- ras DC. czy nie zaw leczony, bo na Szląsku, W o­

łyniu i w G alicyi (prócz zakątka m iędzy D n ie s­

trem i Z bruczem ) nie rośnie, zaw leczony zaś byw ał nawet pod Berlin (G arcke, F lora von D eutschland). A ndrosace elongata L. czy też nie zaw leczona, bo na W ołyniu i w G alicyi (o ile w iem ) nie rośnie, na S zląsku w prawdzie parę razy notow ano, lecz Fick w swej F łorze Szląska pow ątpiew a, czy do stałych przedstaw icieli flory tam n ależy, A trip lex oblongifolium W . K. s t a ­ now czo (również ja k i na Szląsku) oraz pod T o ­ runiem zaw leczone ze stepów ukraińskich lu b czarnom orskich (resp . z W ęgier). Czy Rubus bifrons V est. z sandom ierskiego i opatow skiego porów nyw any był z okazami niem ieckiem i tej roślin y, bo je s tto roślina z Czech i z nad R enu, na S zląsk u oraz w innych zń-miach polskich n ie ­ znana. W reszcie, czy m ieszańce B osa glauca X X canina oraz P oten tilla argentea X arenaria rzeczyw iście tak „nierzadko” trafiają się w op a­

tow skiem i sandom ierskiem?

Na podstaw ie w ykazu w ażniejszych roślin p. Piotrow ski w yprow adza wniosek, że „flora sandom ierskiego i opatow skiego reprezentuje się, przynajm niej ja k na Królestwo, dosyć o k a za le”

i zachęca florystów naszych do badań w łaśnie pi łudniow ej części K rólestw a. B ezw ątpienia flora południow ych okolic K rólestw a je s t b ogat­

sza w gatunki od północnej je g o części, choć by­

najmniej tego nie dow odzą now i dla K rólestw a m ieszańce, znacznie przew yższający w notatce p. Piotrow skiego liczb ę rzeczyw iście nowych dla K rólestw a gatunków . M ieszańce nie są p rzy­

w iązane do ciep lejszego klim atu lub też „od­

miennej budowy geologiczn ej, niespotykanej na

p ó łn o cy ” i m ogą pow staw ać w szęd zie, gd zie tyl-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zarząd Gminy będzie popierać zorganizowaną selektywną zbiórkę odpadów użytecznych przez podmioty zapewniające ustawienie w wyznaczonych miejscach zbiorników do

1) Wykonania przedmiotu umowy. 2) Zorganizowania zaplecza budowy oraz urządzenia i zabezpieczenia na własny koszt terenu budowy oraz podjęcie niezbędnych środków

Przeciw wyraźnej woli tych sfer rząd niemiecki, a tern mniej pruski, nie ośm ieliłby się nigdy z ta k ą zaw ziętością prześladow ać Polaków?. Żaden rząd

Zamawiający udostępnia Dostawcy klauzulę informacyjną dla kontrahentów („Klauzula”), której treść zawiera informację wymagane na podstawie art. 13 i 14 RODO, i jest ona

chodzące ulatnianie się powoduje poruszanie się cząstek kam fory.. W szystkie powyższe przykłady dowodzą, źe, przyjąwszy naw et zasadę bezpośredniego działania

Poniew aż głów nie dorosłe ju ż ow ady dobrze niemi w ładają, podlegają więc napadom po najw iększej części m łode mszyce, d ojrzałe zaś, znoszące ja jk a

w iadają one tyluż wrylewom skały dyjam en- tonośnćj, różniącym się zarówno pow ierz­.. chownością, jak o też bogactwem i

U 150 pozostałych osób, leczonych albo leczących się obecnie, w szystko odbyw a się dotychczas tak samo, ja k u 200 poprzednich.. O pierając się na