• Nie Znaleziono Wyników

Teatr Wybrzeże w latach 1996–2016. Zjawiska, ludzie przedstawienia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Teatr Wybrzeże w latach 1996–2016. Zjawiska, ludzie przedstawienia"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

Recenzja

Dr hab. Anna Sobiecka, prof. AP Redakcja wydawnicza

Maria Kosznik

Projekt okładki i stron tytułowych Karolina Zarychta

Na okładce

Scena ze spektaklu Faraon w reżyserii Adama Nalepy, fot. Dominik Werner, archiwum Teatru Wybrzeże w Gdańsku Zdjęcia ze spektakli zamieszczone w publikacji zostały udostępnione przez archiwum Teatru Wybrzeże w Gdańsku

Skład i łamanie

Maksymilian Biniakiewicz Publikacja sfinansowana:

ze środków Miasta Gdańska

z budżetu Rektora Uniwersytetu Gdańskiego z działalności statutowej Wydziału Filologicznego oraz Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego

© Copyright by Uniwersytet Gdański Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego ISBN 978-83-7865-777-4

Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego ul. Armii Krajowej 119/121, 81-824 Sopot tel./fax 58 523 11 37, tel. 725 991 206 e-mail: wydawnictwo@ug.edu.pl www.wyd.ug.edu.pl

Księgarnia internetowa: www.kiw.ug.edu.pl

(6)

5

Spis treści

Podziękowania . . . 7 Wstęp . . . 9

Część I WSPOMNIENIA Joanna Puzyna-Chojka

Myślenie teatrem . . . 13 Dariusz Kosiński

Jan C. (z wąsami) . . . 18 Katarzyna Kręglewska

Profesor „od teatru” . . . 21 Barbara Świąder-Puchowska

Ku teatrowi żywemu . . . 24 Łukasz Drewniak

Chojka . . . 30 Joanna Ostrowska

Żegnaj, Joasiu! . . . 33 Część II

SYNTEZY Katarzyna Kręglewska

Barbara Świąder-Puchowska Wybrzeże w książkach.

Siedemdziesiąt lat działalności gdańskiej sceny – wydawnictwa . . . 39 Joanna Puzyna-Chojka

Trans/formacja. Teatr Wybrzeże na tle przemian strukturalnych

i estetycznych przełomu wieków . . . 58 Część III

DYREKCJA KRZYSZTOFA NAZARA (1995–2000) Barbara Świąder-Puchowska

„Wolność jest męcząca”: między indywidualizmem a eklektyzmem . . . 81 Jacek Wakar

Styl reżyserski Krzysztofa Nazara: w stronę teatru totalnego . . . 97

(7)

Spis treści

6 Artur Duda

Szekspir według Krzysztofa Nazara: Hamlet i Ryszard III . . . 102

Ewa Nawrocka Stoppard i inni. Paradoksy teatru Krzysztofa Babickiego . . . 113

Część IV DYREKCJA MACIEJA NOWAKA (2001–2006) Jan Ciechowicz Teatr dla ludzi (w przestrzeniach niekonwencjonalnych) . . . 125

Małgorzata Jarmułowicz W pogoni za prawdą. Szybki Teatr Miejski . . . 134

Magdalena Gołaczyńska Teatr poza teatrem. Spektakle w przestrzeni Trójmiasta . . . 143

Katarzyna Kręglewska Hamlet w Stoczni. H. według Szekspira w reżyserii Jana Klaty . . . 151

Część V DYREKCJA ADAMA ORZECHOWSKIEGO (OD 2006) Jarosław Zalesiński Teatr mój widzę rzetelny . . . 167

Elżbieta Mikiciuk My, współcześni inteligenci. Czechow w czterech odsłonach . . . 178

Hanna Dyktyńska Reżyser i jego muzy. Joanna Bogacka i Dorota Kolak w teatrze Grzegorza Wiśniewskiego . . . 190

Ewelina Damps Teatr Adama Nalepy. Od Grassa po Prusa . . . 212

Anna Bielecka-Mateja Zniewolony umysł: miłość, wódka, polityka. Broniewski Radosława Paczochy w reżyserii Adama Orzechowskiego . . . 225

Monika Żółkoś Poszukiwanie kobiecego podmiotu. Gdańskie spektakle Eweliny Marciniak . . . 236

Anna Jazgarska „Lekcje niegrzeczności”, czyli Teatr Wybrzeże dla dzieci . . . 244

Literatura . . . 251

Streszczenia . . . 266

Ilustracje . . . 279

Indeks . . . 313

(8)

Podziękowania

Pragniemy podziękować za wsparcie finansowe wydania niniejszej książki Rektorowi Uniwersytetu Gdańskiego, Wydziałowi Filologicznemu UG, Instytutowi Filologii Pol- skiej UG, a szczególnie Miastu Gdańsk. Wiadomość o tragicznej śmierci Prezydenta Mia- sta Gdańska, Pawła Adamowicza, wielkiego Miłośnika kultury i Przyjaciela trójmiejskich artystów, dotarła do nas na ostatnim etapie pracy nad publikacją. Cześć Jego pamięci.

Katarzyna Kręglewska i Barbara Świąder-Puchowska

(9)
(10)

9

Wstęp

Niniejsza publikacja jest dedykowana pamięci Jana Ciechowicza i Joanny Puzyny-Chojki, dwóch wybitnych osobowości polskiej teatrologii, które odeszły nagle w ciągu minionego roku. Teatr Wybrzeże w latach 1996–2016. Zjawiska – ludzie – przedstawienia w zamyśle ma subtelnie nawiązywać (także tytułem) do opublikowanej dwadzieścia lat temu monografii Pół wieku Teatru Wybrzeże. Przedstawienia (1946–1996) pod redakcją Jana Ciechowicza. Tom został przygotowany koncepcyjnie i redakcyjnie przez Joannę Puzynę-Chojkę, a opraco- wany finalnie przez Katarzynę Kręglewską i Barbarę Świąder-Puchowską.

Publikacja jest pokłosiem ogólnopolskiej konferencji naukowej „Kreacje. Ostatnie dwudziestolecie Teatru Wybrzeże (1996–2016)”, która odbyła się w Gdańsku w dniach 14–15 października 2016 roku z okazji siedemdziesięciolecia Teatru Wybrzeże. Jej orga- nizatorami byli Teatr Wybrzeże oraz Katedra Dramatu, Teatru i Widowisk Uniwersytetu Gdańskiego. Joanna Puzyna-Chojka odpowiadała za koncepcję konferencji, a Jan Cie- chowicz sprawował nad wydarzeniem opiekę naukową. Obydwoje wygłosili też referaty, jedne z ostatnich ich autorstwa, które w formie obszernych tekstów znalazły się w niniej- szym tomie. „Kreacje…” to ostatnia konferencja naukowa, o ile nie ostatni projekt, przy- gotowany wspólnie przez te dwie nieodżałowane postaci gdańskiej teatrologii, stworzonej na Uniwersytecie Gdańskim przez Jana Ciechowicza. Tom stanowi więc próbę sfinalizo- wania ich wspólnego dzieła.

Autorzy tekstów, które znalazły się w publikacji, są teatrologami i krytykami teatral- nymi, reprezentującymi różne ośrodki (przede wszystkim Uniwersytet Gdański), a także różne pokolenia oraz odmienne perspektywy badawcze. Część zasadniczą książki otwie- ra syntetyczny przegląd najważniejszych publikacji poświęconych siedemdziesięciolet- niemu okresowi działalności Teatru Wybrzeże w Gdańsku autorstwa Katarzyny Krę- glewskiej i Barbary Świąder-Puchowskiej. Następujący po nim obszerny szkic Joanny Puzyny -Chojki prezentuje Teatr Wybrzeże na tle przemian strukturalnych i estetycznych w polskim teatrze końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku i początku XXI wieku. Część dotyczącą okresu dyrekcji Krzysztofa Nazara (1995–2000) rozpoczyna poświęcony jej tekst autorstwa Barbary Świąder -Puchowskiej, przedstawiający w syntetycznym ujęciu najważniejsze pozycje ówczesnego repertuaru oraz zmiany w gdańskiej instytucji. Dalej o Nazarze jako reżyserze piszą Jacek Wakar – o stylu reżyserskim krakowskiego artysty, i Artur Duda – o dwóch gdańskich realizacjach Szekspirowskich jego autorstwa, Hamlecie i Ryszardzie III. Ewa Nawrocka skupia się na teatrze Krzysztofa Babickiego, twórcy przez wiele lat związanego ze sceną na Targu Węglowym.

(11)

Wstęp

10

Okres rządów Macieja Nowaka (2001–20061) otwiera tekst autorstwa Jana Ciecho- wicza, który poddaje analizie założenia programowe oraz wybrane spektakle i projek- ty, powstałe za tej dyrekcji. Małgorzata Jarmułowicz zgłębia fenomen Szybkiego Teatru Miejskiego, a Magdalena Gołaczyńska opisuje realizacje Teatru Wybrzeże „wchodzące”

w przestrzeń miasta. Tę część zamyka analiza H. według Szekspira w reżyserii Jana Klaty, autorstwa Katarzyny Kręglewskiej.

Dyrekcję Adama Orzechowskiego (od 2006 roku) omawia w swoim szkicu Jarosław Za- lesiński. Elżbieta Mikiciuk opisuje cztery gdańskie realizacje dramatów Czechowa z ostat- nich lat, a Hanna Dyktyńska przedstawia teatr Grzegorza Wiśniewskiego w perspektywie kreacji dwóch „jego” „Wybrzeżowych” aktorek, Joanny Bogackiej i Doroty Kolak. Dalsze teksty prezentują kolejno teatr Adama Nalepy (Ewelina Damps), Adama Orzechowskiego – przez pryzmat jego najważniejszej realizacji, Broniewskiego Radosława Paczochy (Anna Bielecka -Mateja), oraz Eweliny Marciniak – w perspektywie poszukiwania kobiecego pod- miotu w jej gdańskich spektaklach (Monika Żółkoś). Zamykający tom szkic Anny Jazgarskiej przedstawia „Wybrzeżowe” projekty adresowane do widowni dziecięcej i młodzieżowej.

Wyraźna dysproporcja pomiędzy objętościami rozdziałów poświęconych dyrekcjom Krzysztofa Nazara i Macieja Nowaka a tego poświęconego okresowi rządów Adama Orze- chowskiego wynika z długości trwającej nadal kadencji obecnego szefa gdańskiej sceny.

Z pewnością we wszystkich przedstawionych w niniejszym tomie etapach działalności Te- atru Wybrzeże z lat 1996–2006 nadal pozostaną miejsca nieopisane, wymagające głębszej refleksji bądź dopełnień (jak choćby gdańska twórczość młodych reżyserów, m.in. Jana Klaty, Agnieszki Olsten, Michała Zadary, Moniki Pęcikiewicz i Moniki Strzępki, którzy w czasie rządów Nowaka doszli do głosu, a niebawem mieli się stać jednymi z najważ- niejszych artystów polskiego teatru), dla których niniejszy tom będzie stanowić przydatny punkt odniesienia, wskazujący i porządkujący istotne zjawiska, twórców oraz realizacje.

Główną część publikacji poprzedzają teksty wspomnieniowe, poświęcone Janowi Ciechowiczowi i Joannie Puzynie-Chojce (w tym tekst jej autorstwa o Profesorze, opu- blikowany w miesięczniku „Teatr” w styczniu 2018 roku), którzy towarzyszyli Teatrowi Wybrzeże jako wyjątkowi, wierni widzowie i krytycy, nie tylko w opisanych tu dwóch dekadach istnienia gdańskiej sceny. Wnikliwe recenzje i szkice krytyczne autorstwa Jo- anny Puzyny-Chojki są wielokrotnie przywoływane na kartach niniejszego tomu, a two- rzone i współtworzone przez Jana Ciechowicza publikacje, dokumentujące kolejne etapy działalności Teatru Wybrzeże, stanowią znaczną i bezcenną część zapisanej dotychczas historii sceny na Targu Węglowym.

Katarzyna Kręglewska, Barbara Świąder-Puchowska

1 Za: Teatr Wybrzeże 1946–2016. Premiery, red. C. Niedziółka, Gdańsk 2016, s. 212, 230. Maciej Nowak został dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Wybrzeże 1 stycznia 2001 r., jednak funkcję tę zaczął sprawować kilka miesięcy wcześniej, a zakończył, według niektórych relacji, z końcem 2005 r., choć jeszcze przez kilka miesięcy pełnił funkcję szefa gdańskiej sceny – stąd w niektórych publikacjach jako początkowa data pojawia się rok 2000, a jako końcowa 2005.

(12)

Część I

WSPOMNIENIA

(13)

Jan Ciechowicz, fot. Renata Dąbrowska/Agencja Gazeta

(14)

13

Joanna Puzyna-Chojka

Myślenie teatrem

1

Nagle, 16 września odszedł profesor Jan Ciechowicz – badacz historii teatru, ale też czło- wiek uosabiający pasję i witalność.

Z Koluszek w świat

Nie sposób pominąć początków życia Profesora, które wiążą się z Koluszkami. To tu wła- śnie, w mieście kolejarzy, przyszedł na świat 24 czerwca 1949 roku jako syn Stanisława i Michaliny (z Pawlikowskich), w świętego Jana, któremu zawdzięczał swoje imię. Tu ukończył szkołę podstawową i liceum ogólnokształcące – słynną „jedynkę” pod patrona- tem Henryka Sienkiewicza, która niedawno świętowała jubileusz stulecia.

Koluszki to miasteczko niewielkie, liczące ledwie kilkanaście tysięcy mieszkańców.

Mimo tradycji sięgającej późnego średniowiecza, prawa miejskie uzyskały dokładnie w tym samym roku, w którym urodził się Jan Ciechowicz (co stało się 1 kwietnia, jakby dla podważenia tej oficjalnej „miejskości”). Koluszki wydają się wcieleniem prowincjo- nalności – zlokalizowane niby w centrum, bardzo blisko Łodzi i niezbyt daleko Warszawy, nigdy nie przekroczyły statusu miasta satelickiego. Pozbawione spektakularnej historii, funkcjonujące trochę na prawach miasta widma, jak z filmu Filipa Bajona Bal na dworcu w Koluszkach, często przez profesora Ciechowicza przywoływanego jako swoista stygma- tyzacja własnego pochodzenia. Znaczenie Koluszek rosło wraz z rozbudową węzła kole- jowego. W 1846 roku wyruszyła stąd do Piotrkowa Trybunalskiego pierwsza lokomotywa zbudowana w Belgii, a w ciągu kolejnych czterech dekad Koluszki zyskały połączenie z „całym światem”. Dość wspomnieć, że to kolei właśnie zawdzięczają Koluszki swoje miejsce w biografii Władysława Reymonta, który po nieudanym debiucie aktorskim pod koniec lat osiemdziesiątych XIX wieku objął w okolicy podrzędne stanowisko zastępcy dróżnika, a jego korespondencja opisująca żywot człowieka prowincjonalnego, opubliko- wana potem przez „Głos”, znaczyła początek jego kariery literackiej.

1 Tekst ukazał się w miesięczniku „Teatr” 2018, nr 1. W tekście zachowano formę przypisów z pier- wodruku.

(15)

Joanna Puzyna-Chojka

14

Apologia prowincjonalizmu

Piszę tyle o Koluszkach, bo były one bardzo ważnym elementem biografii Ciechowicza, świadomie przez niego eksponowanym, choćby w setkach kartek (zwanych otkrytkami), które co roku rozsyłał swoim znajomym i uczniom, traktując to jako element wakacyjne- go rytuału. Co prawda w jednym z wywiadów radiowych mówił, że pomysł studiowa- nia w Lublinie, na wolnym od marksistowskiej indoktrynacji KUL-u, zrodził się w jego głowie nie tylko z powodów ideowych, ale właśnie z przemożnej potrzeby wyrwania się z prowincji, czyli z tego „okropnego zadupia”, gdzie nie było żadnego profesjonalnego teatru (tylko amatorska trupa w Domu Kolejarza). Koluszek jednak Ciechowicz nigdy w istocie nie opuścił, a z czasem stały się dosłownie centrum jego świata – głównym elementem samoidentyfikacji. Swój rodowód prowincjusza podkreślał przy każdej okazji, gloryfikując go i konsekwentnie budując mit Koluszek jako arkadii. Powracał tu zresztą co roku na wakacje, odpoczywając od wielkomiejskiego życia w rodzinnym ogrodzie na wysłużonym hamaku (ale z nieodłączną gazetą w ręce) i ładując akumulatory na kolejny rok spędzany w nieustannym biegu.

Koluszki idealnie wpisywały się w coś, co nazwałabym Ciechowiczowską apologią prowincjonalizmu – tym silniejszą, im bardziej kontrapunktowaną jego byciem „w świe- cie”. Dlatego tak dobrze rymowały się z Gdynią – drugim bliskim mu miejscem na ziemi, do którego przybył na początku lat siedemdziesiątych za żoną Aldoną, rodowitą gdy- nianką. Bo Gdynia w gruncie rzeczy ma podobny status miasta satelity, choć jej początki są zdecydowanie bardziej he roiczne – z małej osady rybackiej stała się w międzywojniu oknem na świat, nie wyzwalając się jednak długo ze swoich „Pekinów” i „Meksyków”, czyli robotniczych slumsów, które stały się przytuliskiem dla tysięcy ludzi przybywa- jących nad morze z całej Polski, kiedy w latach dwudziestych Eugeniusz Kwiatkowski budował tu port. Mimo wielkich aspiracji trwała w cieniu obciążonego historią Gdańska, pozostając miastem marynarzy i portowców, z wciąż bardzo wątłymi elitami intelektual- nymi. Ciechowicz celebrował i Koluszki, i swoją gdyńskość, a nawet chylońskość – jakby ciągle chciał pozostać w drodze z obrzeży do centrum. Na uniwersytetach, w teatrach i bibliotekach bawił tylko przez chwilę, by znów powrócić do swojej chylońskiej przysta- ni, w bloku z wielkiej płyty przy ulicy Swarzewskiej, skąd codziennie wyruszał Szybką Koleją Miejską do „wielkiego świata” (zahaczając obowiązkowo o poranną mszę w ko- ściele św. Mikołaja – tym samym, w którym go tak niedawno żegnaliśmy). I z tego, co wiem, nigdy nie marzył ani o zmianie miejsca zamieszkania, ani nawet o przesiadce do samochodu, ceniąc sobie czas spędzony w pociągach na lekturze „Przeglądu Sportowego”

(ukrywanego dla niepoznaki wewnątrz jakiejś mniej obciachowej gazety) i rozmowach z ludźmi.

(16)

15 Myślenie teatrem

Teatr i okolice

Bycie w drodze w ogóle było ulubionym stanem Jana Ciechowicza – niestrudzonego uczestnika konferencji i promocji naukowych (a także mistrza ceremonii w ich mniej oficjalnej części). Nawet wtedy, gdy akurat nie wędrował po świecie, wiele godzin spędzał w Bibliotece PAN na ulicy Wałowej w Gdańsku (co najmniej dwa dni w tygodniu), której był stałym rezydentem (bo w domu, gdzie mieszkała czwórka dzieci, było mu zwyczaj- nie za ciasno). Miał tu przy oknie swoje własne biurko, obłożone aktualnymi lekturami, wyszperanymi w dziale dokumentów specjalnych znaleziskami i mnóstwem niewielkich kartek, które zapełniał starannie wystudiowanym, ale niezbyt czytelnym pismem. Jeździł potem z tymi zapiskami (poczynionymi obowiązkowo czarnym atramentem) na rozma- ite konferencje, wyciągając z nich znacznie więcej, niż sugerowałby ich skromny format.

Zresztą występy konferencyjne, znaczone stałymi gestami retorycznymi i charaktery- styczną ekspresją nadruchliwego ciała, tworzyły istotną część jego jednoosobowego te- atru, zastępując mu porzuconą karierę aktorską (rozpoczętą w Lublinie w zespole Leszka Mądzika, u którego zagrał między innymi w pierwszym spektaklu, Ecce Homo).

Jako badacz zajmował się praktycznie wszystkim, od Siakuntali Kalidasy w wersji Gro- towskiego z okresu jego naukowych prymicji (za referat na ten temat zdobył w 1971 roku, na czwartym roku studiów, I nagrodę na Ogólnopolskim Sympozjum Teatrologicznym w Toruniu), przez wielokrotne powroty do Mickiewicza czy Wyspiańskiego, po futbol w świecie sztuki, któremu poświęcił nawet osobną konferencję, zwieńczoną okazałym tomem, łącząc w ten sposób dwie swoje wielkie pasje – teatr i piłkę nożną. Próba stwo- rzenia kompletnego przeglądu tematów, jakie podejmował w swojej ponad czterdziesto- letniej karierze naukowej, byłaby karkołomna i chyba pozbawiona większego sensu, bo – jak słusznie pisał Dariusz Kosiński – profesor Ciechowicz cierpiał na naukowe ADHD.

Warto natomiast, jak mi się wydaje, zapytać o sposób, w jaki tę swoją refleksję o teatrze (i okolicach) podejmował.

Terapia i poznanie

W warsztat badacza teatru wprowadzała go Irena Sławińska, promotorka jego pracy ma- gisterskiej. Za swojego drugiego mistrza wybrał Zbigniewa Raszewskiego, czego manife- stacją były nie tylko poświęcone mu artykuły, ale i obecność fotograficznego portretu au- tora Raptularza w kolejnych gabinetach na Uniwersytecie Gdańskim. Z tym portretem Jan Ciechowicz prowadził osobliwe „rozmowy”, z których wyłoniła się jego własna metoda badania teatralnych dziejów, będąca modyfikacją historiografii spod znaku Raszewskie- go. Znamienna jest zwłaszcza jego wypowiedź o książce Leszka Kolankiewicza Dziady.

Teatr święta zmarłych („Dialog” 1999, nr 12), w której bronił tradycyjnej historii teatru przed oskarżeniem o inwentaryzację faktów, która miałaby rzekomo zastąpić interpretację

(17)

Joanna Puzyna-Chojka

16

dokumentacją. Dostrzegał pewną anachroniczność szkoły Raszewskiego, ale sprzeciwiał się jednocześnie absolutyzacji antropologii teatru jako jedynej słusznej opcji metodolo- gicznej (argumentując swoje stanowisko także skromnością prasłowiańskiego materia- łu mitologicznego, który niewiele wnosi do rozjaśnienia początków polskiego teatru).

Nie ma wątpliwości, że był zdeklarowanym historykiem teatru, przyznając otwarcie, że woli pisać o spektaklach z odległej przeszłości, których nie miał szans oglądać (tworząc w istocie „historię hipotetyczną”), niż o teatrze „żywym”, któremu przecież nieustannie towarzyszył jako chroniczny bywalec premier, nie tylko trójmiejskich (także w roli re- cenzenta, przez dwadzieścia lat piszącego dla „Tygodnika Powszechnego”). Nie odrzucał archiwum, spędzając w nim większość czasu, ale też – w zgodzie z duchem nowego hi- storyzmu spod znaku Haydena White’a – nie hołdował ślepej wierze w obiektywizm fak- tów. Przyjął za swój postulat Dobrochny Ratajczakowej o konieczności nowej tematyzacji historii teatru, która prowokowałaby dramatyczną konfrontację obrazów dawnych z ob- razami współczes nymi. Widział bowiem potrzebę „rozumiejącego naświetlenia” faktów artystycznych z przeszłości, umieszczanych w najróżniejszych kontekstach (społeczno- -kulturowym, estetycznym, historycznym), po to, by powiedziały nam jak najwięcej o nas samych. Historia teatru i sam teatr były bowiem dla Jana Ciechowicza narzędziem pozna- nia i rozumienia świata – i siebie samego w tym świecie.

Jego ostatnią autorską książkę Teatr i okolice (2010) otwierają właśnie rozważania na temat możliwości uprawiania historii teatru dziś. Ciechowicz podąża w nich śladem zna- nego eseju Marii Janion z tomu Humanistyka: terapia i poznanie, w którym warszawska ba- daczka pytała o sens i bezsens historii literatury. Sama książka jest właśnie rejestrem tej różnorodności „układania” na nowo dziejów teatru, na wiele sposobów i z wielu per- spektyw. Jest w niej historia teatru rozumiana jako historia twórców, uprawiana jednak w sposób niebanalny, często z przewrotnym pomysłem (czego świetnym przykładem jest, zamieszczona w tym tomie, próba zbilansowania dorobku artystycznego Kazimierza Dejmka poprzez lekturę jego nekrologów i wszelkich świadectw z zakresu nekrografii).

Bliska była mu również historia teatru jako historia arcydzieł (w ten porządek wpisuje się choćby monumentalny tom Pół wieku Teatru Wybrzeże – przedstawienia pod jego redakcją, gdzie historia największej sceny Pomorza znaczona jest najważniejszymi – nie tylko pod względem artystycznym – spektaklami); ale i historia teatru uprawiana z perspektywy genologicznej, czyli historia rodzajów i gatunków dramatyczno-teatralnych (tu należy umieścić jego debiutanckie dzieło Sam na scenie, poświęcone monodramowi, ale i później- szą książkę Współczesne formy teatru muzycznego, przygotowaną według jego pomysłu na jubileusz pięćdziesięciolecia gdyńskiego Teatru Muzycznego). Nie gardził nawet historią teatru jako przedsiębiorstwa (choć nieco ją obśmiewał), pisząc o projekcie stałego teatru

„na zasadach redutowych” w przedwojennej Gdyni czy redagując znakomity tom 200 lat teatru na Targu Węglowym.

Najbliższa była mu jednak historia teatru jako historia życia teatralnego, czyli „ogółu zjawisk składających się na podłoże i warunki twórczości, obiegu, rozpowszechniania oraz odbioru”. Bo Jan Ciechowicz jak nikt inny umiał zanurzyć konkretne zjawisko te-

(18)

17 Myślenie teatrem

atralne w realiach historycznych, zarówno społecznych, jak i obyczajowych. Koncepcja inscenizacyjna przedstawienia była w jego zapisach nie mniej ważna niż skład i struktura widowni, architektoniczny detal, cena biletu (w przeliczeniu na cenę żywności) czy pry- watne życie aktora.

Pisarz teatru

Historia teatru była dla Jana Ciechowicza przestrzenią fabularyzacji – układaniem faktów w ciągi odsłaniające swoją narracyjną strukturę. Bardziej niż historyka widziałam w nim nawet pisarza teatru, który – unikając „piekła felietonu” – nie ukrywał też w tekstach swojej podmiotowej, często bardzo prywatnej obecności, jako tego, który tę historię stwa- rza, zamieniając ją w opowieść. Im był starszy, tym odważniej odrzucał język naukowego dyskursu, który z przyjemnością wymienił na konwencje literackie.

Kiedy czytam teksty Ciechowicza, przychodzi mi na myśl dewiza znakomitego kry- tyka i „odbrązawiacza” literackich mitów, Tadeusza Żeleńskiego (Boya), który mawiał, że „teatr to panie i panowie”. Te panie i ci panowie prócz talentu mają też ciała – zgrab- ne nogi i smukłą talię; albo na odwrót: spore brzuchy, którym lubią dogadzać. Żyją „tu i teraz”, grają dla konkretnej publiczności, przeżywają różne dramaty osobiste i miłosne skandale, mają żony i mężów, dzieci, kochanki i kochanków, co nierzadko ma wpływ na organizację pracy w teatrze. Parafrazując słowa Jana Kotta, historia teatru, którą „stwa- rzał” Jan Ciechowicz, rozgrywała się na równi w teatrze, jak i poza nim: było w tym trochę polityki i trochę plotek, „i trochę zna się aktorów, i trochę kursuje dowcipów”. Historia teatru w jego myśleniu miała po prostu ludzką twarz, dlatego potrafiła fascynować nie tylko teatrologów, ale także zwykłych czytelników i słuchaczy, podziwiających jego giętki język, jak również przywiązanie do miłych życiu drobiazgów i anegdoty, zza której wy- chylały się rzeczy ważne i poważne. To styl nie do podrobienia, bo poparty osobowością, poczuciem humoru, dystansem do świata, którego centrum na zawsze pozostało w mi- tycznych Koluszkach.

(19)

18

Dariusz Kosiński

Jan C. (z wąsami)

1

Przypadek (jak zawsze znaczący) sprawił, że o śmierci Jana Ciechowicza dowiedziałem się w Gdańsku. Pociag, kórym szóstą godzinę jechałem do Gdyni na drugie przedstawie- nie musicalu Wiedźmin, stanął na stacji Gdańsk Główny, a ja – skończywszy zaplanowaną na podróż pracę, a wciąż mając jeszcze chwilę czasu do końca trasy – wyjąłem komórkę i odruchowo zajrzałem na e-teatr. Wiadomość o śmierci Janka (proszę wybaczyć, ale jakoś trudno mi mówić o nim inaczej) była jak grom z jasnego nieba. I to nie tylko dlatego, że był dla mnie wciąż częścią aktualnej rzeczywistości, że jeszcze niedawno (ostatni mail dostałem 20 lipca) korespondowaliśmy w jakichś sprawach służbowych, a jadąc do Gdyni miałem nawet napisać z pytaniem, czy tego Wiedźmina ogląda na premierze, czy może jednak, jak ja, na drugim spektaklu.

Grom był nagły przede wszystkim dlatego, że mało kto z naszego środowiska tak cało- ściowo ucieleśniał życiową energię, witalność, dynamizm, ciekawość świata i życzliwość dla ludzi. Minął tydzień, a ja wciąż nie potrafię myśleć o Janie Ciechowiczu jako kimś, kto się zatrzymał. Zawsze był w ruchu, nie tylko dlatego, że tak wiele podróżował, tyle wy- darzeń inicjował, z tyloma miejscami i ludźmi był związany. Także dlatego, że ruchliwość była cechą jego osobowości i inteligencji.

Myślę, że nie obrazi się, jeśli powiem, że obu nas dotknęło schorzenie, które Krystyna Duniec i Joanna Krakowska zdiagnozowały kiedyś jako „naukowe ADHD”. Janka intere- sowało bardzo wiele spraw i tematów, a jeśli spojrzycie na listę jego prac, to zobaczycie to w sposób oczywisty: sąsiadują tam ze sobą Rapsodycy i piłka nożna, tradycja romantycz- na i dramat indyjski. A przecież publikacje to tylko część wypowiedzi tego niestrudzone- go uczestnika konferencji i dyskusji.

Bywał niemal wszędzie, a wszędzie, gdzie bywał, był tym, co się zwykło nazywać du- szą towarzystwa. Gawędziarz i anegdocista, bardzo łatwo nawiązujący kontakty z ludźmi i błyskawicznie przechodzący z nimi w relacje przyjacielskie i familiarne, ożywiał każde zgromadzenie z siłą, którą zwykło się przypisywać iskrom.

Spotykaliśmy się często, w różnych okolicznościach, głównie jednak zawodowych. Ni- gdy nie mieliśmy okazji bliżej współpracować, choć uczestniczyłem w jakichś jego pro-

1 Tekst ukazał się na portalu E-teatr, 25.09.2017, http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/248123.html [do- stęp: 5.11.2018].

(20)

19 Jan C. (z wąsami)

jektach, a on nigdy nie odmówił udziału w czymś, co przygotowywałem. Zawsze miałem wrażenie, że jest mi życzliwy, że zwyczajnie mnie lubi, choć była między nami różnica pokoleń, a przez długi czas także pozycji.

Poznałem profesora Jana Ciechowicza jako młody doktor, ciężko przeżywający każde konferencyjne wystąpienie i z zazdrością patrzący na tego uwodzącego słuchaczy czło- wieka, który w sytuacjach towarzyskich i publicznych czuł się jak ryba w wodzie. Zu- pełnie zaś zachwycało mnie i wprawiało w zazdrość, z jaką lekkością łamał akademickie konwenanse, zmieniał decorum, przechodził od naukowego wywodu do kolokwialnej nie- mal gawędy. Robił to nie tylko na konferencjach, ale też w sytuacjach o wiele bardziej formalnych.

Tak się złożyło (szczęśliwie dla mnie), że Jan Ciechowicz zgodził się być recenzen- tem w moim przewodzie habilitacyjnym. Nadesłana przez niego opinia o moim dorobku długo była potem wspominana w dziekanacie. Jego pracownice czytały ją na głos, za- śmiewając się ze sposobu, w jaki recenzent opowiadał o czytaniu mojego nieszczęsnego Słownika teatru na dworcu w jego ukochanych, rodzinnych Koluszkach (z obowiązkowym skojarzeniem z filmem Bajona w nawiasie). Przyzwyczajone do suchego i oficjalnego ję- zyka akademickich dokumentów urzędniczki nie mogły wyjść z zachwytu nad tym, że można go tak śmiało złamać. Tę recenzję pieczołowicie przechowuję w swoim archiwum, by w coraz częstszych chwilach zwątpienia przypominać sobie, że ktoś kiedyś napisał o mnie „żyje w zgodzie z Bogiem i ludźmi”.

Przywołuję tę formułę, by ją niejako zwrócić. Ja na nią nie zasłużyłem, ale Janek, jakie- go znałem – tak. Ludzi lubił z wzajemnością, a z Bogiem pozostawał zawsze w bliskim kontakcie. Na jednej z konferencji, na których byliśmy razem, ze zdumieniem zobaczyłem go wkraczającego do hotelowej sali jadalnej w płaszczu i zaróżowionego od chłodu o siód- mej rano, gdy reszta uczestników odsypiała w spokoju wieczorne atrakcje. „Poleciałem do dominikanów na roratki” – rzucił w odpowiedzi na mój pytający wzrok. „Codziennie chodzę” – dodał tonem oczywistości, w której jednocześnie nie było nic z dewocji. Bo Jan Ciechowicz był chrześcijaninem codziennym i – jak mi się wydaje – praktycznym, raczej z ducha księdza Twardowskiego niż manifestacyjnych ortodoksów. Nie ukrywam – także to czyniło go sympatycznym w moich oczach. I żałuję, że z nim wtedy na te roraty nie poszedłem.

Nigdy też nie byłem z nim na meczu, a wiadomo, że kibicem był zapalonym (choć sam zdawał się mieć do tego właściwy sobie lekko autoironiczny dystans). Byliśmy jednak razem na stadionie i to nie byle jakim, bo na świeżutkiej gdańskiej Arenie (chyba wtedy jeszcze bez komercyjnego patronatu) wybudowanej na Euro 2012. Przed tymi mistrzo- stwami Jan Ciechowicz zorganizował w Gdańsku znakomitą konferencję o piłce nożnej, z której wyszedł potem opasły tom. W środowisku teatralnym trochę się oczywiście śmiano, że zajmuje się takimi niepoważnymi tematami, ale śmiejącym się wypada tylko życzyć, by ich „poważne” zagadnienia były kiedykolwiek przedstawiane z taką precyzją i dyskutowane z taka pasją, z jaką wtedy rozmawialiśmy o futbolu. I by poświęcone im konferencje miały taki rozmach i dynamizm. Czy komuś innemu niż Janowi Ciechowiczo-

(21)

Dariusz Kosiński

20

wi udałoby się zorganizować ekskluzywne wieczorne zwiedzanie reprezentacyjnej Areny w towarzystwie jej architekta?

Ostatnimi czasy Janek nieco się zmienił. Wciąż był pełen energii, ale w jego oczach po- jawiało się jakby zatroskanie. W naszych relacjach wyrażało się ono dość zaskakująco, bo jego niemal braterskim zatroskaniem o mnie. Ile razy się w ostatnich latach spotykaliśmy, tuż po serdecznym jak zawsze przywitaniu, powtarzał nieodmiennie to samo ostrzeżenie:

„za dużo robisz, za dużo, trzeba się oszczędzać – uważaj na siebie”. To właśnie te słowa przypomniały mi się w pociągu do Gdyni, zaraz potem, gdy dowiedziałem się o jego śmierci.

Po Wiedźminie, którego premiera – jak się potem dowiedziałem – była ostatnim przed- stawieniem, jakie Janek widział za życia, wyszedł na scenę dyrektor Igor Michalski.

Ukłony zatrzymały się, oklaski przycichły, gdy padły słowa „wczoraj w nocy zmarł Jan Ciechowicz”, komuś siedzącemu kilka rzędów wyżej wyrwało się boleśnie zdumione

„o, Jezu!”, Dyrektor poprosił o uczczenie pamięci zmarłego chwilą ciszy, po której chyba ktoś z zespołu aktorskiego zakomenderował „brawa dla niego”. I cała ogromna sala Teatru Muzycznego w Gdyni wypełniona po brzegi ludźmi długo oklaskiwała Jana Ciechowicza.

Bez wątpienia zasłużył na tę owację. I pewnie go ucieszyła myśl, że właśnie tak żegna się człowieka, który teatrowi, a zwłaszcza teatrowi w Trójmieście, poświęcił niemal całe życie. Jednak najgłośniejsze nawet oklaski nie zmienią tego, że już nie przyjdzie ani jeden list podpisany: „Serdecznie. Jan C. (z wąsami)”.

(22)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ono głównie polegało na parodii, pastiszu istniejących modeli estradowych tamtego okresu, głównie składało się z piosenek, takich nieporadnych tancerzy, balecików – rodzaj

Na operetkę i do teatru chodziło się na wszystkie przedstawienia, bo to było w dobrym tonie, pochwalić się, że było się w teatrze, że było się na operetce.. Ludzie znali

Janusz Grot, Jerzy Grzybowski, Edward Gudowski, Tadeusz Gwiazdowski, Helena. 'IIerbstowa, W?adys?aw Hermanowicz, Emil Karewicz, Jadwiga

Największą przeszkodą na drodze do uregulowania problemu światowej migracji jest fakt, że dokumenty wypracowane przez najważniejsze międzynarodowe organizacje pracujące na rzecz

Można wreszcie powiedzieć, że i sama fabuła "Ziemskich Pokarmów" jest w sposób szczególny "steatralizowana" - sztuka zbudowana jest w oparciu o archetypiczny plan,

Jest w tym wszystkim teatr, ale jest też odwaga brania realnej odpowiedzialności za swoje miejsce na ziemi – odwaga artysty, który szuka formy rzeczywistej obecności, bo

Zastosowane koła przewojowe są rowkowane (promień rowka co najmniej równy połowie średnicy liny) są z tworzywa sztucznego o nośności minimalnej zgodnej z

Gospodarowanie budynkami i majątkiem teatrów 52 Kształtowanie wizerunku, reklama, organizacja widowni 59 Organizacje teatralne, akcje protestacyjne i strajki 71. Cenzura