M A T E R IA Ł Y 155
n ia ze stron y etyka, gdy ten przyjm uje su m ien ie za w ła śc iw y obszar interakcji
■w procesie przekazu m oralności. I tak m usi on un ikać w szelk ich n aw et pozorów le g a lizm u przek reślającego d la m oraln ości istotnej cech y w e w n ętrzn o ści: m om entu sam on akazu su m ienia. Z drugiej zaś stron y n ie m oże o n p rzeak centow ać w fen o m e n ie su m ien ia zasady autentyczn ości i w iern ości sob ie do tego stopnia, by
uznan o je za jed yn e i w yłączn e kryterium dobra m oralnego działania.
J eżeli jed n ak w eźm ie się pod u w agę fakt, że w artości m oralne tradycyjnie b y ły w ciela n e, przek azyw an e i zagw aran tow an e na sposób in stytu cjon aln y przez in sty tu cje K ościoła, p ań stw a, szk oły c zy rodziny, k tóre dziś sta ły się m ało fun kcjo
n a ln e pod w z g lęd em etyczn ym i przestały być d ecyd u jącą siłą i niepod w ażaln ym a u to ry tetem k ształtu jącym etos in d yw id u aln y i sp ołeczn y d zisiejszego człow iek a, l o w ob ec tego ety k w in ie n zabiegać o o ży w ien ie św iad om ości m oralnej w p rost
u sam ego c zło w iek a i traktow ać go jako pod m iot m oralności, a nie tylko jako przed m iot jej p rzep ow iadania. Tym bardziej n ie p ow in ien u legać pokusie prze
cen ia n ia tych in stytu cji, zw ła szcza p a ń stw a i jego praw od aw stw a jako siły k ształ
tującej i zab ezp ieczającej m oralność. D ziś zw łaszcza, k ied y pryncypialne przepo
w ia d a n ie m oraln ości w K ościele n ie w p ły w a częstokroć na p ostaw y m oralne lu d zi, choćby ty lk o na sk u tek erozji ich w ia ry i utracen ia św iad om ości religijn ej, n ie m ów iąc już o lud ziach będących poza zasięgiem o d d ziaływ an ia K ościoła, etyk n ie m oże p rzesad n ie dom agać się od p a ń stw a o ch ron y m oraln ości i ok azyw ać zb y tn ie zau fan ie do san k cji jeg o p raw od aw stw a karnego. M im o w o li stałb y się zw o len n ik iem totalizm u pań stw ow ego. W tej sy tu a cji i z teg o pow odu nie m oże za p rzestać gło szen ia ety k i su m ien ia, m oraln ości osob istego przekonania.
P ierw szorzęd n ą rolą etyk a pozostan ie za w sze form u łow an ie i przepow iadanie zasad n ych o c e n i norm m oralnych, zaadresow anych w p rost d o su m ień ludzkich.
„Jed n ak że w naszej obecnej sytu acji, czy w ja k iejk o lw iek innej, jest zupełnym absurdem sp o d ziew a ć się, że zasad y te zostan ą p ow szech n ie zaakcep tow ane na sk u tek m oraln ych nap om nień . Jest m ało nad ziei na to, że św ia t n i z tego ni z ow ego za czn ie się k iero w a ć m o raln ym i zasad am i w w y n ik u ja k iejś h ip otetyczn ej przem iany serc... A le w sfe rze religijn ej n ie tylk o jest dop uszczalne żyw ić n a d z ieję n a tak ie tajem n icze sp ełn ie n ie się, lecz n a w et trzeba się o to k on ieczn ie m o d lić” 2.
J E R Z Y K A L IN O W S K I
ZA PRZYK ŁAD EM E T Y K I N IK O M A C H E JS K IE J
G dy R edak cja „R oczników F ilozoficzn ych ” p ostaw iła m n ie przed sw y m a n k ie to w y m pytan iem : „Jak w id z ę sw o ją rolę jako etyk dla m oich w sp ółczesn ych ?”, z acząłem s ię zastan aw iać, c zy i w jak im se n sie jestem dla sw o ich w sp ółczesn ych e ty k iem i jaka w o b ec tego je st lub m oże czy p ow in n a być m oja w ob ec nich rola.
O dp ow ied ź zależy, rzecz jasna, od tego, co term inem „etyka” oznaczam y. M ów i się
3 T . M e r t o n . Wojna i m odlitw a o p o kó j, „ w c lr a d z e ” 7 :1979 z . 1 s . 67.
156 M A T E R IA Ł Y
na przykład, że etyka chrześcijańska nakazuje dobrze czynić tym , którzy n a s prześladują. P ow ied zen ie to w skazuje, że etyka jest uw ażana za zbiór norm, in a czej m ów iąc nakazów , zakazów lub pozw oleń. U żyw an a w tym sen sie n azw a „ety
k a ” jest synonim em w yrazu „m oralność” przy pew n ym jego znaczeniu. A le n azw a ta figuruje rów nież w tytułach trzech pism A rystotelesa: W ielk a e ty k a (w isto c ie z trzech najm niejsza), E tyk a e u d e m e jsk a i E ty k a n ik o m a ch ejsk a (najp ełniejsza, najw ażn iejsza i najbardziej znana). Żadne z tych pism nie jest zbiorem reguł p ostęp ow ania m oralnego, norm prax is w arystótelesow ym , w ęższym tego sło w a znaczeniu. M ów ią on e o celu człow iek a, o dobru, o je g o posiadaniu, czyli o szczę
ściu, o spraw nościach intelektu, d zięk i którym poznajem y, co czyn ić należy, i t>
spraw nościach w oli, czyli cnotach zapew niających w ła śc iw e postęp ow anie itp.
R ozw ażania tego rodzaju składają s ię na filo zo fię m oralną, tj. na sp ecyficzn e w y ja śn ien ie czyn ów człow iek a jako podpadających pod ocen y m oraln e dobra i zła, tzn. spraw iających, że dokonujący ich sta je się dzięk i nim dobrym lub zły m człow iek iem , n iezależn ie od tego, że czyn y te są źródłem takich lub inn ych tw o rów lub w ytw o ró w uw ażan ych rów nież za dobre lub złe, a le w odrębnym , arty
stycznym lub tech nicznym znaczeniu.
Jakim to w ięc jestem etykiem , o ile w ogóle etyk iem jestem ? N ie m oralistą, choć oczyw ista norm y m oralne uznaję (że nie zaw sze ich przestrzegam , jak n a leży, to inna sprawa) i b yw a, że n iek ied y o n ich m ów ię lub piszę, a n a w et pró
bu ję w skazać n a ich uzasad nien ie rozum ow e lub ob jaw ien iow e, zależn ie od ich charakteru przyrodzonego lub nadprzyrodzonego. N ie u lega bow iem żadnej w ą tp li
w ości, że w pracy m ojej tak profesorskiej, jak b ad aw czej zajm ow ało to i zajm u je m iejsce całk iem uboczne. W szczególn ości tak w w yk ład ach najp ierw na K atoli
ckim U n iw ersytecie L ubelskim , później na K atolickim U n iw ersytecie L yońskim , jak w pow stałej z nich ln itia tio n a la p h ilosoph ie m orale w ydanej w Paryżu w 1966 r., u siłow ałem iść, na w zór św . Tom asza, śladem autora E ty k i n ik o m a ch ejsk iej. W stop niu w ięc, w jakim w ogóle jestem etykiem , jestem nim w drugim znaczeniu, oddając się filozofii m oralnej, a w jej ram ach szczególn iej filo zo fii prawa.
Tak sie b ie przedstaw iam nie dlatego, że d ziś filozofia jest w ięce j cen ion a n iż m oralność i rozpow szechnianie najbardziej paradoksalnych lub w p rost całk iem irracjonalnych przekonań filozoficznych w ięcej niż pouczanie o w p ełn i uzasadnio
nych norm ach m oralnych, ale dlatego, że co o sob ie m ów ię, jest zgodne z rzeczy
w istością. A że o p raw ie m oralnym , o regułach p ostęp ow ania, o pow in n ości c zy nien ia lub nie czyn ienia m ów i się dziś n iech ętn ie lub n aw et w ogóle się n ie m ów i, to inna rzecz.
Z jednej sk rajn ości w p ada się często w drugą. Przed ostatn im Soborem p rze
sadzano nieraz w legalizm ie i kazuistyce, sprow adzano w ielok roć chrześcijań stw o do kodeksu nakazów i zakazów ;' m ia st przepajać się duchem przykazań często strzeżono tylko ich litery, w p adan o n a w et n iek ied y po prostu w faryzeizm , a w Bogu w id zian o głów nie, jeśli n ie w yłączn ie, sędziego, który nagradza lub karze.
Po ostatn im Soborze w kraju, w k tórym żyję (o in n ych n ie m ogę p isać kom p e
tentnie), w ie lu przesadza w przeciw nym kierunku. P raw o tak B oskie, jak ko
ścielne, norm y, nakazy, zakazy, grzech, sp ow iedź, sąd, nagroda, kara, w szystk o, co n a ten tem at m ów i Biblią, a w szczególn ości Chrystus w ew an gelii, jakoś im się rozw iało i z o c zu znikło. Chyba opacznie pojęli A u gu styn ow e „kochaj i rób, co ch cesz!” [...] A lbo nie doczytali do końca L is tu św . P a w ia do R zym ia n . Co praw da zaznacza o n tam, że nikogo n ie zbaw i sp ełn ian ie uczynków przepisanych przez prawo, które d aje tylk o św iad om ość grzechu (Rz 3, 20). A le pisze też dalej, że praw o jest św ięte i że podoba so b ie w nim (Rz 7, 12. 22). P rzeo czy li .też na pew no, w szystk ie poch w ały praw a, w które obfituje Pism o św . (taki na przykład
M A T E R IA Ł Y 157
Psalm . 119 (118)) i to n ie ty lk o Starego, a le i N ow ego Z akonu. W ystarczy p rzypo
m nieć słow a C hrystusa: „Nie sądźcie, że przyszedłem zn ieść Zakon i P roroków [...]”
(Mt 5, 17-19).
T ym czasem p raw d a zn ów jest w środku, to znaczy m ięd zy skrajnościam i, z których każda je st na sw ój sposób fałszem . T ajem nica n ie do zgłęb ien ia, przy
n ajm n iej n a ziem i (w n ie b ie b ęd ziem y ją zgłęb iali ca łą w ie cz n o ść): Bóg je st nam ojcem ! A le też dlatego w łaśn ie, ja k każdy ojciec, rów n ież i sędzią. P raw o ludzkie, jak b osk ie (ludzkie, -rzecz prosta, w stopniu, w jak im jest z istotą p raw a zgodne), je st d rogow skazem , k tóry przede w szystk im sam B óg sta w ia przed nam i. Poucza (w p łaszczyźn ie nadprzyrodzonej — przechodzącej przez ud ział w życiu trynitarnym B oga) k tórędy iść, b y dojść do celu , do p ełn i człow ieczeń stw a, do naszej doskona
ło ści stw orzen ia, źródła c h w a ły i radości Stw órcy, którego n ie sposób n ie kochać, je śli się G o choć trochę, ale napraw dę, zna, d la którego s ię zatem pragnie w s z e l
k iego m o żliw ego dobra, a którem u poza tą Jego c h w a łą i radością Stw órcy n i
czeg o dać n ie m ożna.
Sk oro tak się rzeczy przed staw iają, n ie m a pow odu źle o praw ie m oralnym m ó w ić, norm y jeg o odrzucać. W n aszk icow an ej w yżej persp ek tyw ie sąd Boży jest osta teczn ie u św iad om ien iem so b ie naszego koń cow ego stanu, a osiągnięcie
■celu nagrodą. P ozn aw ać n orm y m oralne i pom agać inn ym w ich poznaw aniu, u jaw n iać ich uzasad n ien ie i w y ja śn ia ć ich treść, w sk azyw ać, jak s ię do n ich sto so w a ć, jest w ob ec tego zadaniem rów n ie piękn ym , jak w ażnym .
Jest w ięc zja w isk iem bardzo sm u tn ym i w ie lc e niepokojącym , że w w ielu kościołach (tu, gd zie m ieszkam ) przypom ina się tylk o o p ew n ych obow iązkach i to w tak i sposób, że K rólestw o B oże w y d a je się b yć z tego i w y łą czn ie z tego św iata, w b re w tem u, co Jezu s od p o w ied zia ł P iłatow i. W ierni sk utk iem tego odnoszą w r a żen ie, że dzied ziny życia, które się przem ilcza, poddane są tylko dozw oleniom , z których też n ie om ieszk ują korzystać. W ten to sposób sp ołeczeń stw o nasze, n a w et w sw ej części zasadniczo ch rześcijań sk iej, stało się sp ołeczeń stw em perm i- syw n ym .
P oru szyłem ten tem at i n ieco s ię n aw et przy nim zatrzym ałem , by dać dowód, że rolę etyk a m oralisty w p ełn i doceniam , że gdybym ją m iał spełniać, to by m n ie o n a n ie k rępow ała, t o -b y m się jej n ie w styd ził, to bym się przez to nie czu ł jakoś u m n iejszon y czy poniżony. F aktem jest jednak, że dotąd, jeżeli w ogóle od gryw ałem ro lę etyka, to etyk a filozofa, a n ie etyk a m oralisty. D laczego? Chyba to sp raw a uzdoln ień i upodobań, a w ię c darów , a w ię c ostateczn ie pow ołania.
P od k reślić n atych m iast należy, że jed n o n ie je st lep sze od drugiego. P isze o tym ob szern ie św . P a w eł w P ie r w s z y m liście do K o ry n tia n (1 K or 12). N ie w szyscy są ap ostołam i, n ie w szy sc y prorokam i, n ie w szy sc y cu d otw órcam i itd. F ran cu zi m ó w ią słu szn ie: „II fau t d e tout pour faire un m ond e”. P otrzeb ny jest etyk m ora
lista. P otrzeb ny też — nie m niej i n ie w ięcej, tylk o na sw ó j sposób — etyk filo zof. M nie przypadło w ud ziale w yp ełn iać, zresztą bardzo skrom nie, to w ła śn ie zadanie.
N a czym on o p olega? F ilozofia, jak nau ki szczegółow e, choć w inny sposób, p y ta o przyczyny tego, co dan e w n aszym d ośw iadczeniu, stara się to w yjaśn ić p rzez przyczyny ostateczne, jak się zw yk ło m ów ić, zw łaszcza spraw czą i celow ą.
F ilo z o f ety k zastan aw ia się nad człow iek iem , szuka sen su lud zk iego życia, chce w ie d z ie ć, d o jak iego c e lu ostateczn ego p ow in ien czło w iek zm ierzać. Cel i dobro są ze sob ą rów n ow ażn e: cel jest dobrem i dobro je s t celem . P y ta się w ięc, co to je st dobro i co to je st zło? In teresu ją go czyn niki, zew n ętrzn e i w ew n ętrzn e, od których zależy P ostępow an ie czło w iek a i jego w artość m oralna, to, czy jest ono dobre czy złe, c zy p row ad zi do celu, c zy też od eń odw odzi. C zynnikiem z z e
158 M A T E R IA Ł Y
w n ątrz u m ożliw iającym człow iek ow i zdążanie ku dobru jest Bóg, którego praw o nas poucza, pow iada św . Tom asz z A k w in u (jako teolog dod aje on), iż Bóg nam nadto pom aga sw ą łask ą (Su m a teologiczn a I - I I , q. 90). C zynniki w ew n ętrzn e to spraw ności in telek tu i w oli, w szczególności tzw. cn oty kardynalne: roztropność — sp raw ność zasadniczo intelektu aln a, uzdalniająca nas w konkretnych sytuacjach do odróżniania dobra od zła, dalej sp raw iedliw ość, m ęstw o i u m iarkow an ie — spraw ności w oli. Roztropność n azw an o w oźnicą cn ót m oralnych (au riga vir tu tu m ), gdyż kieru je w szelk im i spraw nościam i w o li. T ym w szystk im zajm u je się etyk filozof, starając się uchw ycić istotę każdego z czyn n ik ów postęp ow ania m oralnego.
Jest rzeczą jasną, że h a jw n ik liw sze i najtrafniejsze dociek ania filozoficzn e w sferze m oralnej n ie zaspokajają w pełn i potrzeb człow iek a na tym odcinku. W y
n iki ich są teoretyczne i abstrakcyjne. C złow iek natom iast czek a nadto na w sk a zania praktyczne" i co w ię c e j: konkretne. P rzynosi m u je ety k m oralista. Role etyk ów uprzednio w yróżn ione są, jak w idać, nie p rzeciw staw n e, lecz uzup ełn ia
jące się.
A D A M R O D Z IŃ S K I
U PRA W IAJM Y ETYKĘ ETYCZNIE
K ażdy m om ent św iadom ego życia jednostki ludzkiej, w jakim angażuje się cna w sposób przez sieb ie sam ą zadecydow any, w ym aga w ied zy o w artościach, rozeznania w „kontekście aksjologiczn ym ”, w którym udziela ona odp ow ied zi na różne „w yzwania" i „w ezw an ia”. C zołow e w śród tyfch w artości m iejsce i n iczym n ie dające się zastąpić d zierży w artość m oralna, b o przecież ona to w ła śn ie w p o staci konkretnych zasłu g i osiągnięć św iad czy o czyim ś życiu najd obitniej, czy było i jest w yp ełn ian e sensem , czy też nie. In tegralne sp ełn ian ie się lu d zk iego losu, w toku którego c zło w iek u siłu je uporządkow ać jakoś sw o je sp raw y — zarów no te „ogólnoosobow e”, jak i te czysto osob iste — w ym aga też w p row adzania całk iem sw oistego rodzaju życia du ch ow ego w ła ściw eg o w artościom m oralnym w e w szystk ie tegoż losu w ym iary i etapy, a w ię c — co tu szczególn ie w a żn e — w ym aga ożyw ien ia w łaściw ym dla tego życia sen sem rów nież m om en tów cier
p ienia i m om entu śm ierci.
M ocnego ugruntow ania w rzeczyw istości, jak ie przysługuje realizacjom w ar
tości m oralnej, poszukują lud zie od czasów niepam iętn ych . W artości te, raz urze
czy w istn io n e przez kogoś i w kim ś, n asycają n ieja k o sw ego sp raw cę w ła śc iw ą im w iecznością, „ocalają” go jako podm iot, choć w inn ym w ym iarze niż ten, którem u grozi nieuchronna katastrofa. O sobiste dośw iadczenia jed n ostek i d ziejow e do
św iad czen ia ludzkości w sk azu ją nieodm ien nie w ła śn ie na praw ość m oralną — łącznie z reflek sją zgłębiającą ten szczególn iejszy w ym iar życia — jako na źródło nadziei, że raz zacząw szy żyć jako osob y w kom u nii m iędzyosobow ej polegającej na w zajem n ej afirm acji i w zajem n ym respekcie, b ędziem y ży li w ieczn ie. Etyczne intuicje zaw ierające się w staroegipskiej K się d ze u m a rły ch n iew iele odb iegają pod