• Nie Znaleziono Wyników

Nurt : dwutygodnik Młodej Demokracji Polskiej. 1926, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nurt : dwutygodnik Młodej Demokracji Polskiej. 1926, nr 3"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

O p lata p o c z to w a u i s z c z a n a r y c z a łte m .

M

ł

3 Warszawa, ff Lutego 1926 r. B o k III.

R e d a k t o r i W y d a w c a ; W acław Syruczek RgdaKtor odpowiedziały:

W acław Szyszkow ski

-Jodziny u rzęd . R d m i n . codz. od 12— 1 Godziny u r z ą d . Redakcii codz. od 1—2

wyjąwszy niedziele i święta.

» N urt” ukaz uje się 1 i 15 każ­

dego m iesiąca, z w yjątkiem Iipca;

sierpnia i września.

NURT

D W U T Y G O D N I K

M Ł O D E J D E M O K R A C J I P O L S K I E J

ADRES REDAKCI i ADMINISTRACJI:

S zp ita ln a 1 m. 3,

te!. 2 3 S - B ?

Ce n y p r e n u m e r a t y : R ocznie 4 zł.

Związki i insty tucje o c h a r a k t e r z e p u ­ bli cznym m a j ą 25% zniżki.

Ceny; o g ł o s z e ń : z). 200 za s t r o n ę M niejsze o g ło s z e n i a p r o p o r c j o n a l n i e Konto P. K. O. 8-618. •---

Sena

H-u

30 gp.

W RRSZRW A — LWÓW — KRRKÓW — POZNHŃ — WILNO — G DH Ń SK — LU BLIN .

Tr e ś ć Młodzi idą... — L, Lutyk; M onarchistyczna farsa — W. Sieroszewski; P ię k n a książka — J . R osner; Z n a m i o n a b a n k r u c tw a

— W. S.; W szech p o lsk ie dziesięcioro p rz ykaza ń — Karo; Trzy w a ln e z e b ra n ia Br. P o m Politechniki; W a l k a o o p ła ty — Zyg-Wicz; Nowy d o m a k a d e m ic k i na G rójeckiej wali się! — S. Turow ski; K o r e s p o n d e n c j e z P oznania; W a ln e z e b ra n ie Koła Praw. S. (J. W.; S ty p e n d y ści u p. G rabskiego; C złonek korporacji „ P a t r ia ” , pójdzie pod sąd; Teatry; Z Filharm onji;

X Muza i t. d.

Z działalności

Organizacji H ł. Narodowej.

W ydizM iwiykonaiwCEy O. M. N. p ra -

«ni}e‘ o b ecn ie w składiaie maisitepni!jąicyim:

'kul. Tomas® [Piskorski — p re z e s ; kał.

•lamusa 'R akow ski —• iwica-prezies; koli.

M a rja n Koztawteki — iskarrłmik; kol.

Cteesław Z a g ó rsk i — sek retarz.; kol. Zo- fja Dtażeiwska.

. P r z y wydraialie iwykomawOTyimi d z ia ła ­ j ą inaisItĘipiida.ce kotmiiisje: iBofootnicea, Łmdwwa i Zagiramitozaia.

Jędrnymi iz płem steyich k roków 1 W . W.

fUt (poraąitllnu biBŻąoego ro k u akaidiemic- kiiggio b y ło ziwóroeniie siq ido A k ad em ic­

kiego Z wiiteizikiu Młoidiziieży ■Posfcgpoiweij \z iWrópozyoią maiwiiąaania irtokwiwań w spirawila iseatania a k c ji miodiziieiży dem®

traifcyozin^lj nią teiremiie ak a d e m ic k im . NaiwiąyjujiąS d o ^ ta sm n e g o odidaiwna Brziea O. M . N. h a s ła .zlbłiiżmia siej m inłcitei^iii pańsltrw talityeklicih — W y- 'ta ia ł W y k o n aw czy poiwiołal do <żyeda KomiisM O rganizacyjna.. K ó i Połsko- BaStyckicib młodizieży akadtemiekliej.

Pśrzewtodn.icaąjeyim k o m is ji aoiatał kol.

Raiziknlieira lW6j»fek;i.

Wydiziiai "WyfcomaiwicBy u a n a ł z a wlsika

?ano n ie w y d a w a ć w b ieżą cy m .roten M asinego p ien ia, a to ae iwsglcsdó>w n a-

^Ą pm jącyoh: 1) iwydawmcitwo O. M. N.

Hioigjiaby TOZlbić a k c ję p ra s o w ą ca łe j

<lamjokrajci.fi akadiemiekied, które).) :wyra- je s t 2) .wi iaw.iąiz)ku a obeiho- 'Jom 40-ilęoia O. M. N. — lukaae s ię ispe-

^tiaŁne iwydaiwnliiotwo pam iiątkow e, kltó-

''ago aadamem hedme «Bm>6 w :ccziQśeii od-

^Wiierciaidll ió d o ro b ek oirgaauiziaojii.

Następny num er „Hurtu”

P o ś w i ę c o n y b ę d z i e s p r a w o m s a m o p o m o c o w y m i

Mając na względzie ciężki stan Sospodarezy naszej młodzieży aka­

demickiej, niesłychanie trudne wa«

•“linki materialne w jakich znala­

zła się ona wobec podniesienia QPłat i taks ekzaminacyjnych, wo­

bec redukowania stypendjów, a t*rzedewszystkiem wobec ogólnej drożyzny i trudności zarobkowania lumer następny (4) naszego pisma Poświecimy nieodwołalnie spra­

wom samopomocowym. Do współ­

pracy zaprosiliśmy szereg najwy­

bitniejszych piór. W numerach na­

stępnych beda zamieszczone ujmu­

jące samopomoc akademicka z róż­

nych punktów widzenia artykuły Następujących kol. kol.: Feliksa dąbrowskiego, Juljana Firstenbei- L. Lutyka Władysława Siero­

szewskiego, Kazimierza Stańczy­

kowskiego, Wacława Syruczka, Ed­

munda Szabłowskiego, Wacława

^Myszkowskiego i Aleksandra Zma-

^yńskiego.

Nadużycia dygnitarzy z Sekcji kw alifikacyjnej Br. Pom.

Koi. iluozUorsHi peidste poi sąd!

K o m isja N adzw yczajna do s p ra w Sekcji K w a lifik a cy jn e j w y b ra n a n a sk u tek in te rp ela cji socjalistów w R adzie N adzorczej 18 listo pad a r. ub. w składzie:

przew odniczący prezes R. N. kol.

P rażm ow ski (Odr.), członkowie:

kol. K noll (Wszpol.), K opankie- wiez (Soc.),, Sieroszew ski (KI. Ref.

Sam.) i Zaleski (Odr.) — ukoń­

czyła po pięciu posiedzeniach ro zp atry w an ie m a te rja łu d o sta r­

czonego przez Sekcję K w a lifik a ­ cyjną.

M a te rja ł ten okazał się n a d ­ zwyczaj obciążający dla d o ty ch ­ czasowych kierow ników Sekcji K w a lifik a cy jn e j kol.: P o zn ań ­ skiego i K uczborskiego. S tw ier­

dzono nieopisany chaos w książ­

kach i k w estjo n arju szach, n a d ­ m iern e p ro lo n g aty pożyczek, n a ­ dużyw anie swych kom petencyj przez kierow ników sekcji ku w ła­

snej korzyści i t, p. O stateczne

w nioski poweźmie K om isja N a d ­ zw yczajna we w torek 2 lutego r. b. A le już na zasadzie stw ie r­

dzonych niedokładności powzię­

ła w dn iu 20 sty cznia n a w nio­

sek kol. Sieroszew skiego jedno­

m y śln ą uchw ałę, polecającą za­

wieszenie w czynościaeh kol.

K uczborskiego (przypom inam y, że analogiczny wniosek w ysu­

w any prze lewicę n a zeb ran iu R a d y w dn. 18 list. r. ub. nie u- zyskał k w alifik o w an ej większo­

ści). W skutek tego zarząd w d n iu 23 styczn ia kol. K uczborskiego zaw iesił, udzielając jednocześnie d ym isji jego zastępcy kol. Gó­

rzyńskiem u (kol. Poznański już w p aźd ziernik u r.ub. zostął zwol­

n ion y ze sw ych obowiązków w Z arządzie T ow arzystw a). Spo­

dziew ane jest p rzekazanie s p ra ­ wy P ro k u ra to ro w i p rzy Sądzie Koleżeńskim .

B.

(J Min, St. Grabskiego...

Czego dowiedzieli sią stypendyści od nieznającego ustawy ministra?

B ila n s p ra c y

Stowarzisz. Kuslgo stoiMw

12 g ru d n ia r. ub. odbyło się do­

roczne W alne Z ebranie S tow a­

rzyszenia. U stępujący Zarząd, k tó ry przez cały rok p e łn ił swe obowiązki o trzy m ał jednom yślnie ab so lu to rju m i podziękow anie.

B ilan s p ra c y w ew nętrznej p rze­

ja w ia się w postaci 33 referató w w ygłoszonych n a 4 zebran iach ogólnych (D ek laracja Ideowa, Czem jest SH S, P acy fizm , Z ag a­

dnienie pojedynku) i w trzech kołach sam okształceniow ych —;

(Społecznem, W ychow aw czem i E tyczno - k u ltu ra ln e m ). P o d ­ kreślić; należy głęboką p racę n a d now ą d e k la rac ją ideową, uch w a­

loną w k w ietn iu r. ub. a noszącą w yraźn ie społeczny c h a ra k te r.

R e fe ra t o pacyfizm ie wygłoszo­

n y przez kol. B udkiew icza od­

znaczał się grunto w nem i powa żnem przem yśleniem cało kształ­

tu zagad nien ia i w y b ijał się do­

d atn io ponad poziom referató w akadem ickich.

W dziedzinie p rac y zew nętrz­

nej Stow arzyszenie prow adzi p racę k u ltu ra ln o - ośw iatow ą w Stow. P raco w n ic Ig ły „Dźwig­

n ia " o raz w k ilk u św ietlicach dla młodzieży, częściowo sam o­

dzielnych, częściowo prow adzo­

n ych przez Chrz. Z. A.

Dn. 11 sty czn ia r. b. K om itet stypendystów na a u d je n c ji u p.

m in. G rabskiego in terw en jo w ał w sp raw ie niew yp łaeanych sty p en ­ djów. W obec tego, że o au d je n c ji tej ogłoszone b y ły k o m u n ik a ty w p rasie w arszaw skiej, ograniczy m y się do podkreślenia k ilk u cha r a k te r ysty czn y eh m om entów z.

tej au d jen cji.

M ówiąc o sty p en d iach p. m in i­

s te r o św iaty nazy w ał je darowiz­

nami, tw ierdząc p rz y tem, że m tego w zględu sty p en d y ści nie m o­

g ą staw iać żadnych żądań i w in­

n i n ajz u p e łn ie j kontenltować się tem, eo im państw o da. N a szczę­

ście delegaci sty p en d y stó w wczas w yjaśnili panu ministrowi, że styiperadja n ie są darow iznam i,

lecz zwrotnemi pożyczkami, a to zgodnie z u s ta w ą o sty p e n d ia ch państw ow ych. O kazuje się więc, że p. m in iste r o tem nie w iedział.

Dziwne...

„Sądzę m ów ił też m in ister, że poczynając od k w ie tn ia zmuszo­

n y będę zmniejlszyó dotychczaso­

wy wysokość stypendjów . P rz y ­ puszczam, że ta okoliczność nie- znaeznietylko pogorszy sy tu a c ję stypendystów , albow iem m ojem zdaniem , lepiej jest głodować w cieple, niż w zimnie".

C iekaw a logika! G dyby więc ,p.

G rabski b y ł m in istrem gdzieś w E gipcie, to byłby zw olennikiem ciągłego głodow ania, wszak ta m jest zawsze ciepło!

liaid iwiaiku Bratnlcłi Pomocy-

W dniach 10 — 13 sty czn ia r.b.

odbyła się w W arszaw ie V I I se­

s ja R a d y D elegatów Ogólnopol­

skiego Zw. B r. Pom . (zjazd w al­

ny). Z jazd p rz y ją ł sp raw ozd a­

nie u stęp u jący ch w ładz Zw iąz­

ku, załatw ił k ilk a drobniejszych sp ra w bieżących o raz powziął szereg u ch w ał zasadniczych w spraw ie p ro g ra m u dalszej p r a ­ cy, głów nie w kw estji stosunku do K ół P ro w in c jo n a ln y ch oraz w sp raw ie a k c ji n a teren ie R zą­

du i S ejm u; w yb rane zostało no­

we p rezy d ju m z kol. L. Robow- skim n a czele. Obszerne s p ra ­ wozdanie ze zjazd u w raz z omó­

w ieniem w ażniejszych uchw ał zam ieścim y w n astęp n y m (sam o­

pomocowym) num erze.

(2)

*

N U R T Roić III.

Młodzi idą..

Isadania m ło dzi eż y a k a d e m i c k i e j

w ś r ó d i n asili*

M otto -wzięte z ulubionego wśród na,szych k 1 o runko w i udo­

w ych zw rotu. M ater ja lis ty czina konserw a chłopska w idzi tę m ło­

dość w „zdrow ych zębach", zdol­

ny c h p ro d u k ty w n ie skorzystać z dopuszczenia m as w łościańskich do wspólnego stołu. Ludowe g r u ­ p y ra d y k a ln e zazw yczaj młodo­

ści szu k ają w tem peram encie po­

p ie ra ją c y c h je mais. Pew no i je­

dni i dru dzy m a ją rację — m ło­

dości w polskiej w si d o patrzeć się nie tru dn o. My, ucząca się w szkołach akadem ickich m ło­

dzież w iejską, też tę młodość za podstaw ę do naszej p ra c y społe- ezaiej b rać m usim y, a że n a tę drogę w kroczyliśm y, uw idocznia się n a jw y ra ź n ie j w tem, że a k a ­ dem ików - liidowców znać n a j­

b ard ziej n a p r a c y związków m ło­

dzieży wiejisikiej we w szystkich dzielnicach k ra ju . I choć w ży­

ciu akadem ick im b ierzem y u- dział, jak o o rg an izacje ideowo- polityczne, tę polityczność u w a­

żam y raczej za znak, pod k tó ­ ry m prow adzim y p racę samowy- chowawczą - w ew nętrzną. P rz y ­ znać otw arcie m usim y, że ściśle opracow anych w łasnych założeń p ro gram ow ych nie m am y, niema:

ich zresztą jeszcze w ogóle m łody ru ch ludow y, k tó ry żyje ciągle jeszcze ek sp ery m entam i i to s ta ­ nowi praw dopodobnie najgłębszą przyczynę uw idoczniających się w n im n ie u sta n n ie ta rć i zabu­

rzeń w ew nętrznych — je s t to szu­

k an ie dróg. B yłoby nieuczciw o­

ścią, lu b niedow ażeniem z naszej stro n y , g d y b y śm y chcieli w tych w a ru n k a ch kusić sie o narzu ce­

nie -swojej politycznej ideologji wsi, kiedy je j sam i dla siebie jeszcze szukam y.

K to p r z y jrz y się p ra c y _ kół m łodzieży w iejsk iej i jej żywioło­

wem u pędowi m łodej wsi do w szelkich form o św iaty i inge:

rencjii o rg an iz ac y j m łodzieży do w szystkich dziedzin życia wsi — tego hasło „m łodzi id ą “ u d erzy w całej pełni i ten n a m m usi przyznać, że nie m ożem y bardziej przysłużyć się ideałow i m łodo­

ści, ja k idąc w tym ruch u. Z re­

sztą w ypływ a to nietyHko z p rz e ­ słanek rozum ow ych — to je s t zw ykła kolej rzeczy, boć m y z te­

go ru ch u przecież w y rastam y . Młodzież, k tó ra dochodzi ze wsi do wyższych uczelni została n a ten szczebel w y p c h n ię ta przez te sam e p rąd y , k tó re żyw ią ten ruch,, a n a przyszłość m ożem y śm iało powiedzieć, że akadem icy ze wsi będą to p ra w ie zawsze w y ckow'ankami ru ch u m łodzieży w iejskiej. J a k ie ż fo rm y może i pow inna p rzy b ierać p rac a akade- m ików n a wsi? N ie w ierzę tu w jakik o lw iek efekt p ra c y z zew­

n ą trz — w fo rm ie p ra c y jednej org an izacji n a d in n ą w c h a ra k ­ terze opiekuńczym ' — skończyć się to m usi zawsze fiaskiem . Chcąc sk utecznie pracow ać w ty m ruchu, trzeb a tam w ejść od śro d ka — dlatego myllii się, k to sądzi, że ak adem ickie o rg aniza­

cje ludowe jak o tak ie o d g ry w a ją pow ażną rolę w zw iązkach m ło­

dzieży w iejskiej. One organizu- ją akadem ików do p ra c y d la s a ­ m ych siebie i do tere n u akade­

mickiego, — ud ział ich o ficjaln y

w p rac a c h w si rnu!si się o g rani­

czyć do pom ocy technicznej p rz y u rzą d z a n iu zjazdów, lub conaj- wyżej sporadycznego w y sy łan ia w iększej ilości ludzi z, okoliczno- ściow em i odczytam i — n a głów ­ ną n ić ru ch u m łodzieży w iejskiej

•— w y kuw an ie podsitaw ideologi- cz-nycli i n a n ajgłęb sze tętno ż y ­ cia m łodej zbioro:wiości pow ażne­

go w pływ u m ieć n ie m og ą — bo będą 'zawsze obcym i — gośćmi n iejako. P ozatem te o rgan izacje z w ra ca ją zain tereso w an ia swo­

ich członków w ty m k ie ru n k u — i n a tem koniec. W łaściw a głę­

boka i pow ażna p ra c a ak adem i­

k a liidorwca w ru c h n m łodzieży w iejskiej może m ieć m iejsce w te­

dy, g d y on ta m w szedł jak o jed ­ n o stk a i p rz e ją ł się tym ruchem , jak o czemś w ew nętrznem , gdy w rósł ta m jaźn ią, bez względu n a przynależność o rg an izacy jn ą.

P rz y te m stw ierdzić należy, że w p ra c y o rg an izacji akadem ickiej, jak o całości je sit bardzo pow ażną przeszkodą — jest n ią słynne

„akadem ickie gadanie", k tó re p o­

chłonie zawsze lw ią ezęść w y sił­

ków w k ład an y ch przez o rg a n iz a ­ cję do te j pracy.

N ależy jeszcze pow rócić do za­

g a d n ie n ia u d ziału w życiu poli- tycznem wisi. P raw d a — nie m a ­ m y dotychczas podstaw do p ro ­ w adzenia sam odzielnego te j d zie­

dziny życia — ale przecież, chw ila woła o natych m iastow e z a ła tw ie ­ nie sw oich potrzeb i zag ad n ień — wolkół w re w alka, węzły s p lą ta ­ nych interesów i n am iętności w y­

m a g a ją ro zp lą ty w an ia ich w k a ­ żdej chw ili — a m y m łodzi m a­

m y sta ć n a u bocz u 1 Nie! — tego n ik t od n as w ym agać nie może.

A le nie będziem y ortodoksam i w swoich poczynaniach przek on a­

niow ych — d a jm y i in nym żyć.

Skoro łączym y się w g ru p y , zw ią zane przedew szystkiem w spólno­

ścią pochodzenia a n ie n a p o d sta ­ wie u rob ion ych ju ż p rzek on ań politycznych, bo tak i jest s ta n fak ty czn y w stow arzyszeniach

ludow ych akadem ickich — to nie m ożem y od siebie w ym agać g r u ­ pow ych pociągnięć poiityczmych zawsze jednolitych, bo to albo rozbiłoby n a s w z a ra n iu zdoby­

w an iu p raw dy, albo w ytw orzyło­

by z człow ieka ideowego ty p k o r­

p o ran ta. D latego w n aszy ch 0- becnych w a ru n k a ch akadem icy ludow cy, jeżeli id ą w jakim ś, 0- kreślony m k ie ru n k u politycz­

nym — to nie grupow o, a perso­

nalnie. Różnica, tego sposobu p ra c y od u d z ia łu w ru c h u Zw iąz­

ków M łodzieży w iejskiej polega głów nie n a tem , że tam. sto w a­

rzyszenia nie m ia ły b y n ic p rze ­ ciw ko u działow i ich jako o rg a n i­

zacyj, a p ra c u ją przez jednostki

— dla lepszego, sk utku , w p o lity ­ ce zaś w yraźnie zrzek ają się od­

pow iedzialności za p rac ę poszcze­

g ólnych członków.

Są w śród nas różne zam iłow a­

n ia, różne usposobienia i w róż­

ny ch k ie ru n k a c h id ą nasze zdol­

ności. To też m am y ludzi w śród siebie, k tó rzy w yłącznie „robią politykę", lub całkow icie weszli w p rac ę kulturalno -ośw iato w a — s ą i tacy, co ty lk o się uczą i o r­

ganizację tr a k tu ją jak o środek do uzu pełnien ia swego w ychow a­

nia, bez k o n k retn y c h celów w y ­ k o rzy sty w a n ia nab ytego w niej w yrobienia. Bo „polityki p c h a ją nas zw ykle im pulsy, pow stające n a tle zag ad n ień ch w ili i tem p e­

ra m e n tu do ru c h u m łodzieży w iejskiej poczucie w spólnoty z m łodą w sią i w ia ra , że w ty m r u ­ chu rośnie przyszłość P o lsk i L u ­ dowej, że przez tę p rac ę zdołam y tak .w y so k o podnieść duicha m ło­

dej wsi, żeby był zdolny chw y­

tać w szystkie p rą d y ożywcze, p ły n ące w wyższych sferach , nie- ty lk o p rzy ziem i pełzające, i że­

by go s ta ć było ma odróżnienie m ętu od przeźrocza — bez w zglę­

du na to, czy p rą d p ły n ie od wschodu, czy zachodu, czy też z w łasnej, gorącej b ije ziemi.

Leon L u ty k .

P ię k n a k s ią ż k a .

Chcę pisać o „ P a m ię tn ik a ch "

Ign aceg o D aszyńskiego.

D ziw nym się może w ydaw ać ten tem at w piśm ie, poświęconem spraw om akadem ickim . Istotnie, cóż m ogą m ieć wspólnego te w spom nienia z kilkudziesięciolet n iej działaln o ści p o lityczn ej z dążeniam i naszem i do stw orzenia now ej ideologji społecznej.

W łaśn ie ten zw iązek ch ciał­

bym w ykazać. Isto ta jego n ie mo że n a tu ra ln ie leżeć w analogjacih p rogram ow ych, ściśle m ów iąc po litycznych, g d yż. m y z a strze g a ­ m y się przecież przed przejm o w aniem od kogokolw iek sta ry c h haseł i program ów ’. W szak w y­

zn ajem y zasadę, że co sto i n ą m iejscu to się cofa, cofa się w' sto su n ku do poruszającego się n a ­ przód życia. To też chcem y b rać z h is to rji ty lk o to, co jest jeszcze w7 n ie j żywe, a więc wszelkie ele­

m enty, k ry ją c e w sobie źródła przyszłego rozw oju.

T ak im elem entem jest przede­

w szystkiem m łodość. J e ś li m ożna m ówić w życiu ludzk im o jak im ś ..podziale p racy ", to m łodości n a ­

leży się m iejsce niepoślednie. 0 - n a jest ty m okresem grom adze­

n ia wszelkiego ro d zaju w artości, k tó ry c h będziem y potrzebow ali w życiu. W ted y to uczym y się ko ehać pewne idee, pośw ięcam y im całą p rzy szłą pracę, całe życie.

S tajem y się podobni do tego r y ­ cerza z b ajk i, k tó ry szedł n a ko­

niec św iata, b y zdobyć słońce.

T ylko ci, • co to odczuli pojm ą całe piękno słów poety:

„Ach! ta k ą ty lk o m łodość nazw ać p ięk n ą

K tó ra zab u rzy p ierś jeszcze nie- z b ro jn ą

Od k tó re j nerw y w człow ieku nie zm iękną

A le się s ta n ą n ib y h a r f ą s tro jn ą I b ite p ieśn ią z a p a łu n ie oekną..."

T ak ą m łodość m ia ł D aszyński.

Od p ierw szy ch k o n sp ira c y j ucz­

niow skich, zakończonych w ydalę niem ze szkoły w p ię tn a sty m ro ­ k u życia, przez c a ły okres tu ła c z ­ k i w D rohobyczu, Lwowie i K r a ­ kow ie aż do d n ia dzisiejszego u- m ia ł być D aszyński m łodym . Być m łodym z n a m y to w ierzvć w sie­

bie i w sw oje ideały. P od tym

względem „ P a m ię tn ik i" są k siąż­

k ą w prost klasyczną. C zy tając ją, w idzim y te n okres beznadziej­

nego pesym izm u, d ep resji m o ra l­

nej i zw ątpienia w jakąkolw iek lepszą przyszłość — tę „1100 d u ­ chów", kiedy „ciało trz y m ały mocno rządy, duszę do uległości n a k ła n ia ł kościół; k rą g niew oli b y ł zam knięty".

W tej atm osferze zaczął D a ­ szyński p racow ać n ad wzbudze­

n iem w G alicji ruchu so c ja listy ­ cznego w śród robotników i chło­

pów. W jak ic h w a ru n k a ch ta p ra c a b v ła prow adzona i jakieg o niesłychanego k a r tu duszy w y­

m ag a ła, ja k ie j w ia ry i e n tu z jaz ­ m u było potrzeba, a b y p rz e trz y ­ m ać nędzę i głód ty c h lat, tego nie da się opowiedzieć w k ilk u słow ach. P o p rzestan ę więc n a je­

dnym p rzy k ład zie może n a jp ię k ­ n iej o dzw ierciad lający m c h a ra k ­ te r Daszyńskiego.

W ro ku 1889 został o n w K ró le ­ stw ie aresztow any pod zarzu tem p rzem y can ia z G alicji b ro szu r so­

cjalistycznych. Osadzono go w w ięzieniu w P u łtu s k u , sk a d zo­

s ta ł w y p u s z c z o n y po sied m iu m ie sią c a ch śledztw a, z powodu b r a ­ k u jakiegokolw iek dowodu.

W czasie tego 7-mio m iesięcz­

nego okresu nie pozostał o n bez­

czynnym . Podczas w ieczornych spacerów otoczony opieką czte­

rech strażn ik ó w zaczął p ro w a ­ dzić rodzaj „ u n iw e rsy tetu ludo­

wego". Słuchaczam i b y li s tra ż n i­

cy a „w y kład y" odbyw ały się » k a te d ry utw orzonej z płaszczy dozorców. B yło coś jedynego w sw oim ro d zaju w ty ch w y k ła ­ dach pod gołem niebem , w śród s tra c h u przed m ożliwość5" o d ­ k ry c ia przez w ładzę w ięzienną tego „u n iw ersy tetu", k tó reg o s łu ­ chaczam i b y li stra ż n ic y w ięzien­

ni.

T en fan a ty zm p rac y b y ł za­

wsze jed n ą z bardzo pięknych cech c h a ra k te ru Daszyńskiego- To zarazem jeden z ty c h „elem en­

tów życia", o k tó ry c h wspom nia- łem.

D rugim , jeszcze w sp an ialej mo że p rzen ik ający m „Pam iętniki*.

to w ysoka ety k a, p rzejaw iająca się w dziedzinie z n a tu r y sw ej (*

może raczej z n a tu r y lud zi p r a ­ cujących w niej) ta k nieetycznej, ja k p o lityk a. N ieetyczna z n a tu ­ r y sw ej dlatego^ że jest n ią każda p a r tja zasadniczo, zm uszając lu- dzi do kom prom isów ze swem su ­ m ieniem .

A le p a r tje polityczne są konie­

cznością ze względu n a sw oją od­

w rotną, d o d atn ią stro n ę — w y ra

(3)

Rok III. N U R T 3

Kilka słów o karierowiczach i półgłówkach,

O m onarchizanie tru d n o pisać, jak o o k ie ru n k u ideowym; jest to z jednej stro n y w y rach o w an a tę ­ sk n o ta do czasów dw orskich ty ­ tułów , donacyj i m ajo rató w ze stro n y resztek u p a d a ją c ej a r y ­ sto k ra c ji i co tępszego ziem iań- stw a — z d ru g ie j pewna, psycho­

za o g a rn ia ją c a niem y ślący tłum , znękany dzisiejszą rzeczyw isto­

ścią, złudzony pozorem in n ej fo r­

my, nie zdający sobie spraw y, że form a ta albo zgoła tre śc i nie zaw iera, albo jeśli ją zaw iera, to gorszą jeszcze od tej, k tó rą dziś w polskiej społeczności m am y Przed oczym a.

M o n arch ja k o n sty tu c y jn a nie b y łab y ważnem zagadnieniem ; zwłaszcza wobec zakorzenionych od wieków polskich obyczajów Państw ow ych bezsilne decorum w ładzy najw yższej pozostałoby bezsilnem , gdyby zam iast cyw il­

nego p a n a w lśniącym cylindrze zasiadł dziedziczny m o n arch a w k apiącym od sre b ra i złota m un­

durze. Czyby a u to ry te t władzy został podniesiony? W ątpię.

N ie m ożna n a poczekaniu stw orzyć wielow iekow ej t r a ­ dycji; a bez te j tra d y c ji czemże jest sta w ia n e za ideał przez m o­

n archisto w (kon s ty tu cjon alistó w ) im p erju m B ry ty jsk ie, którego w ładca otaczan y o fic jaln y m sza­

cunkiem naw et przez socjalistów m usi i tronow e swoje m ow y w y­

głaszać pod d y k tan d o Lloyd- George‘a, czy M acdonalda. A n ­ glicy są bardzo p rzy w iązan i do swego u stro ju , ale niech by mo­

n a rc h a spróbow ał się zbuntow ać Przieciw w ładzy pierw szego m i­

nistra...

W każdym więc razie za mi aria R ep ub lik i n a m o n arch ję k o n sty ­ tu c y jn ą b y łab y conajm niej n ie ­ potrzebną. A le n a w e t w m onar- cliji k o n sty tu c y jn e j leżą pewne niebezpieczeństw a. P ierw sze to dwór, ty tu ły , zbytek uksiążęco- n y eh rodów n a tle nędzy w k r a ­ ju, rozp u sta i k o ru p c ja w arstw u przy w ilejo w any ch i (co zatem idzie) widm o n ieun ikn ion e czer­

wonej rew olucji. D ru gie—kam e­

ra ln e in try g i rządów zag ran icz­

n ych i rozwielmożn ione szpiego­

stwo n a tle dw orskiego życia.

C hyba w y sta rc z y ł

A le są i ludzie, k tó rzy by chcie­

li m o n arc h ji absolutnej. To zna­

czy pierw szego lepszego w yzna­

czonego przez los półgłów ka i de- g e n a ra ta n a władcę i d y k ta to ra w ielom ilionow ego naro d u . Że życzy sobie tego g a rs tk a tabety- cznych ary sto k ra tó w , k tó rz y po­

za ciasnym kółkiem kilku dziesię­

ciu spokrew nionych rodz-in, nie w idzą społeczeństw a i jego po­

trzeb; że d a się gdzieniegdzie o- tu m an ić b lich trem oszukań­

czych, dem agogicznych frazesów ciem ne chłopstw o — to m n iej dzi­

wne! A le w czem szukać p rz y ­ czyn, że ru ch monare-h istyczny z n a jd u je sw ych zw olenników w śród m łodzieży ak adem ickiej, k tó ra w drobnej choć m ierze po­

w in na orjentow ać się w sto su n ­ k ach społecznych i m ieć jak o t a ­ ko- w yrobione poglądy?

M łodych m onarchistó w zali­

czyłbym do dwóch k a te g o ry j.

P ie rw si to cyniczni u k ry c i re a k ­ cjoniści, spodziew ający się zna­

leźć blisko głównego o łta rza i ciągnąć dobre zyski z przew rotu,

b ian ia w oby w atelach poczucia Pewnej jednolitości interesów', je­

dności społecznej. A by ta jedność nie w yrodziła się w szowinizm P a rty jn y , potrzeba w yb itn ych , bardzo wysoko etycznie i k u ltu ­ ra ln ie stojących jednostek, które P o trafiły b y m im o wszelkie „ ra ­ cje sta n u " czy „konieczności ży­

ciowe" u trz y m ać się przy p ra w ­ dzie.

P otrzebę tak ic h in d y w id u aln o ­ ści odczuwa każde zgrom adzenie, każdy związek, począwszy od n a j drobniejszego stow arzyszen ia s tu denokiego, a skończyw szy n a L i­

dze N arodów.

T ypem takiego człowieka jest w łaśnie D aszyński. P o słu ch ajm y

‘o m ów i on o swoim sto sun k u do P ra s y :

„Nie byłem więc politykiem , k tó ry b y u m ia ł przezw yciężyć W stręty m oralne, i to było n iera z Av_ życiu rzeczą bardzo d la m nie niew ygodną. Z daje się, że z tego defektu politycznego już się nie Wyleczę...1*

Z danie to m ogłoby znaleźć po­

tw ierdzenie w całym szeregu zda l'ąeń z życia D aszyńskiego. W łaś- ciwie m ożna by je w ypisać jako

>>niotto“ całej książki n a k a rc ie ty tuło w ej: 40 procesów politycz­

n y c h w ciąg u trzaydziesto-kilko- r Jetn ie j działalności publicznej w

co najm niej z okazji zniesienia w szelkich d jab elsk ich w ynalaz­

ków w ro dzaju refo rm y rolnej, lu b p ro g re sji m ajątk ow ej.

D ru d zy pochodzą z bardzo przeciętnego m ało m yślącego t ł u ­ m u. Są to albo ludzie o niezw y­

kle ciasnym horyzoncie skłonni do szybkiego w y c ią g an ia n ie­

przem yślany ch wniosków, jak ów poseł, k tó ry zbudow ał rozko­

szn y syllogizm : „Poniew aż w W yzw oleniu jest b ałag an , w ięc w Polsce w inien być k ró l“, albo też ludzie z p rzy ro d zen ia upośle­

dzeni n a um yśle. W idziałem ta ­ kiego, k tó ry dowodził, że w pro­

w adzenie m o n a rc h ji będzie w iel­

k ą oszczędnością, bo zniesie się w tedy sejm , sam orządy, a d m in i­

strację, policję i t. p. Biedak!

w yobrażał sobie, iż król, sie­

dząc n a tro n ie będzie m ógł jednocześnie w ydaw ać dekrety, być w ójtem k ilk u n a s tu ty ­ sięcy gm in w Polsce i pilnow ać bezpieczeństw a sw ych podda­

n y ch o raz ru c h u kołowego n a u- licach.

I n n y nie tru d z ił się n aw et w y­

obrazić sobie tego idealnego na­

stro ju . S tw ierdził p o p ro stu : „ J e ­ stem dobrym P olakiem , a każdy dobry P o lak w inien dążyć do m o n arch ji". O dtąd spoglądam n a ń z politow aniem i gdy go spotkam , silę się n a u trz y m an ie rozm owy w zakresie one-stepów i kraw atów .

Oto większość naszy ch m o n ar­

chistów — akadem ików . Społe­

czeństwo się z n ich śm ieje i do­

brze robi; a le n ie zdaje sobie mo­

że sp raw y , że za tem i niedowa- rzonem i półgłów kam i s to ją i k ie ­ r u ją a k c ją ludzie in tereso w n i i w yrachow ani, niebezpieczni me- n e rz y an ty p ań stw ow i.

I podczas kied y z kom u ni­

zmem, k tó ry jest może ideą m y l­

ną, złą i niebezpieczną, a le ideą w ielką, w alczy się za pom ocą

k r a t i k a jd a n ; kied y w ielu a k a ­ dem ików - kom unistów czystych ideowców jest skazy w anych na wiele la t w ięzienia, albo siedzi w aresztach nrew encvinyoh; kied y polsk a m yśl państw ow a, demo­

k ra ty c z n a i ra d y k a ln a nie może się zm ierzyć z ideą kom unistycz­

n ą i usiłow ać ją pobić w walce ideowej, gdyż jest w skrępow a­

nym położeniu wobec przeciw n i­

ka, k tó rem u k n e b lu ją u s ta — to nasze w ładze państw ow e dopusz­

czają do jaw n y ch zjazdów mo- n a rc h isty c z n y ch i ro zsy ła n ia o- fiejaln y o h kom unikatów ! Co za w sp an iały m a te ria ł do bolszewi­

ckiej p ro p ag an d y i co za dem o­

ra liz a c ja d la społeczeństw a.

M usim y zdać sobie spraw ę, że m onarchizm jest n iem o ralniej- szy i co zatem idzie n a daleką m etę niebezpieczniejszy od ko­

m unizm u; te n po w stał z nędzy i poniew ierki, tam te n z p ry w a ty i głupoty. R az należy położyć k res an typań stw ow ej robocie mo­

n archistów . P anow ie Dowbór- M uśniccy i von R aschew scy po­

w in n i iść tam , gdzie siedzą tow a­

rzysze p o sła Łańcuckiego; a rek ­ tor o wie W szechnic dobrzeby zro­

bili, gdyby wezwali w szystkich członków M łodzieży M onarchi- stycznej i k azali woźnemu wle­

pić im po dw adzieścia pięć, żeby wiedzieli, iż nie n ależy się b rać do po lity ki, kiedy się jest m a to ł­

kiem .

A n a jle p ie j będzie w ziąć listę obecnych n a m o n archisty czny m zjeździe i m a ją tk i ich poddać przym usow ej p a rc e la c ji. R ęczy­

m y, że o polskim monarchiami©

słuch w net z a g in ie 1).

W łaclysl a w Sieroszew sk i,.

1) iPrray t e j lofcaaji m oże , sobie oiasrae władlae p rz y p o m n ą , iiż rwsaeiltei® tar., iks.

i & p. isą n n a s zmiesiwne <ii 'wprawałtfc-a rcv ayfaiie lo tto ś o e postam owiem ia K on­

sty tu c ji.

Znamiona bankructwa.

G alicji, to chyba w ystarczający dowód jego prawdziwości...

Oto są więc te „elem enty żywot ne“ w książce D aszyńskiego. P o ­ s ia d a ona jed n ak jeszcze jeden w alor, już ściśle historyczn y. N ie p rete n d u ją c b y n a jm n ie j do h isto ­ ry cz n e j bezstronności w cy tow a­

n iu faktów p osiada ona, przeciw ­ nie z n a tu r y swej zabarw ienie bardzo su b iekty w ne i uczuciowe.

J e s t to wszak ta k n ied aleka p rze­

szłość, ta w alka o Polskę, ale isto­

tn ie w ydaje się ona nam nieraz rów nie odległą ja k h isto ria , k tó ­ rej się uczym y z podręczników . N ic w tem dziwnego, jeżeli się zważy, ja k łatw o człowiek się p rzy zw y czaja do szczęścia. D la ­ tego nam , ludziom pokolenia p o ­ wojennego, często się w ydaje, że to ja k iś „cud" tę P olskę stw o­

rzy ł; s ta ra m y się- niew idzieć tego olbrzym iego tru d u i szalonej p r a ­ cy poprzedniego pokolenia, p ra c y prow adzonej w tak ich w a ru n ­ kach i z ta k im i w idokam i n a przyszłość, że n a p ra w d ę dziwnem się może w ydaw ać, iż ktokolw iek w ierzył w je j wynik.

P a m ię tn ik i D aszyńskiego s ta ­ w ia ją n a m tę p racę w jaskraw em świetle. D latego m ogłyby one p rędzej niż k ażda in n a k siążk a nosić ty tu ł: „ J a k odbudow ano Polskę". J a n Rosner.

W pierw szym N-rze ,,N u rtu "

o m aw ialiśm y re z u lta ty Z jazdu W szechp. Obecnie p rag n iem y dorzucić jeszcze k ilk a uw ag, k tó ­ re potw ierdzą naszą tezę o postę- pującem b an k ru ctw ie h a z a rd u ­ jącej „ideologji".

J a k w iem y młodzież Avszech- polska żadnych am b icyj do p r a ­ cy społecznej n ie posiada, rozum ­ nego słoAva p o jed n an ia nie niesie.

P rzeciw nie — czapk i k o rp o ra n ­ tów, zdobiące głow y naszych n a ­ cjonalistów , s ta ły się przedm io­

tem po g ard y i w strę tu w śród ro ­ botników . Żadna z uch w ał om a­

w ianego zjazdu n ie p orusza av

n ajm n iejszej m ierze kw esty j spo­

łecznych, żad n a nie w ykazuje n ajm n iejszej tro sk i o krzyw dy socjalne. żadna nie rozum ie współzależności pom iędzy istn ie­

niem P o lsk i i praw dziw ego u- s tro ju dem okratycznego. Je d y n ą pociechą w tej p o n u rej rzeczyw i­

stości w szechpolskiej, — to św ia­

domość, że w łaśnie dzięki tym b rakom n a cjo n aliści k u rcz ą się ustaw icznie i niezadhigo już za­

m rzeć m uszą.

Na razie jed n a k a;kcja ich p rzy ­ nieść może Polsce pow ażne s tr a ­ t y i to zarów no1 ze w zględu n a ich po czy n an ia wewnętrzne,, ja k i pe­

w ne w y stą p ie n ia w dziedzinie po­

lity k i zag ranicznej. K ongres wszechpolski uchw alił, że „gło­

szone o statn iem i czasy; (przez n a ­

szego p re m je ra , A lek san d ra S krzyńskiego, Przyp. Red.) h asła pacyfistyczne... m uszą być przez m łodzież w Polsce potępione i zwalczane*4. I ażebyi n ie było w ąt- plliwTośei„ ja k ie toi h a s ła m a ją być kultyw ow ane i p opierane, Z jazd u ch w alił zasadę, że „ g ra n ic a Rze­

czypospolitej n a zachodzie jest niespraw iedlilw a i niezgodna z in te resa m i państwai. Z adaniem p o lity k i p o lsk iej pow inna być d ą ­ żenie do rew iz ji te j granicy! w m yśl interesów naszego państw a".

T u p et n aszych n acjo n alistó w za­

czyna, u ra s ta ć do g ra n ic zb y t w ielkich, jeżeli ośmielaiją się oni rzucać publicznie lekkom yślnie h a sła ek sp an sji te ry to ria ln e j.

W olno im żyw ić pogard y dla' h a ­ seł pacy fisty czn y ch , ta k ja k nam wolno w yrazić lekcew ażenie dla ich „ideałów " i o b urzenie z po­

wodu, ich bezm yślnej a g ita cji.

N ie w olno im jed n a k p o d ając się za rep rezen tan tó w „większości m łodzieży" (co czy niła ich p r a ­ sa w czasie Z jazdu W szech p o la ­ ków) pozyskiw ać d la P o lski swo- jem i uchw ałam i m ia n a k r a ju r e ­ akcji, w stecznictw a i źró d ła n ie­

pokoju europejskiego. Lekko­

m y śln y k ro k w szechpolaków za­

słu g u je na. n ajsu ro w sze potępie­

n ie — choć nieobliczalność jego je s t d la n a s rów nież dowodem sm u tn ej a g o n ji h a z ard u ją c e j ide­

ologii w szechpolskiej. W . S.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Podejście porównawcze, zgodnie z art. 1 ugn z dnia 21 sierpnia 1997 r., polega na określeniu wartości nieruchomości przy założeniu, że wartość ta odpowiada cenom, jakie

znak: DRE.WRE.4211.81.4.2019.JCz/MSt1 ogłoszoną w „Biuletynie Branżowym Urzędu Regulacji Energetyki – Energia elektryczna” Nr 279(2914) z dnia 15 listopada 2019 r., Prezes

Zdaniem Sądu Okręgowego wyeliminowanie wskazanych klauzul nie stoi jednak na przeszkodzie dalszemu stosowaniu umowy zawartej przez strony, w takim zakresie, w jakim nie narusza

Lokator- skiej 4, zagubił dowód osobisy (palcówkę), kartę rejes- tracyjną wydaną przez WydZiał Wojskowy Zarządu Miejski~go w Łodzi oraz inne dokumenty. Bąkowi

Odwołanie od decyzji powinno czynić zadość wymaganiom przepisanym dla pisma procesowego oraz zawierać oznaczenie zaskarżonej decyzji i wartości przedmiotu sporu,

Lp Numer działania lub poddziałania Tytuł lub zakres projektu3 Podmiot zgłaszający4 Data identyfikacji5 Podmiot, który będzie wnioskodawcą6 Szacowana11 całkowita wartość

Przewidywany w dniu identyfikacji termin złożenia wniosku o dofinansowanie (kwartał/ miesiąc oraz rok)9 Przewidywany15 w dniu identyfikacji termin rozpoczęcia realizacji

Przewidywany w dniu identyfikacji termin złożenia wniosku o dofinansowanie (kwartał/ miesiąc oraz rok)9 Przewidywany15 w dniu identyfikacji termin rozpoczęcia realizacji