• Nie Znaleziono Wyników

_____ Warszawa, dnia 20 sierpnia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "_____ Warszawa, dnia 20 sierpnia"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Nb. 3 4 (1624). W arszaw a, dnia 20 sierpnia 1911 r. Tom X X X .

R e d a k to r „ W szech św ia ta '* p r z y jm u je ze sp ra w a m i red a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o r e m w lo k a lu r ed a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A Nb. 3 7 . T e le fo n u 83-14.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

_________■ g_________;_____ ;___________

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W Warszawie: r o c z n ie rb . 8, k w a r ta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztową r o c z n ie r b . 10, p ó łr . rb . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W sze c h św ia ta " i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r ­ nia ch w kraju i za g ra n icą .

S T U L E C I E B A D A Ń F I Z Y O L O G I C Z - N Y C H N A D Z A G A D N I E N I E M

P R Z E S T R Z E N I I C Z A S U .

T r z e b a było przeszło s tu le tn ic h p oszu­

kiw ań dośw iadczalnych, płodnych w do­

niosłe odkrycia, aby dojść do n auk o w e­

go rozw iązania z a g adn ie ń czasu i prze­

strzeni. Od sam ego początk u dążenie do podobnego w yjaśnien ia tej k w estyi n apo ty k a ło n a opozycyę ze s tr o n y z n a ­ cznej części filozofów i metafizyków, k tó ­ rzy w c ią g u ty s ię c y l a t czynili jało w e w y siłk i w celu rozw iązania teg o z a sa d ­ niczego z a g ad n ie n ia w dziedzinie p s y ­ chologii. K ró tk i z a ry s rozw oju badań w ty m k ie r u n k u podaje E .C y o n w p rz e d ­ m owie do sw ego dzieła „L’oreille, orga- ne d ’o rie n ta tio n d a n s le tem p s et 1’espa- c e u.

P ierw sze p róby w yja śn ie n ia fizyologi- cznego n a d rod ze dośw iadczalnej z a g a d ­ n ien ia przestrzeni p rz y p a d a ją na koniec X V III wieku; rozpoczął je zn a k o m ity fi­

z y k boloński, V e n t u ii , któreg o b a d a n ia nad zm ysłem przestrzeni zostały ogło­

szone w In d a g in e fisica sui colori pod

t y tu ł e m „Reflessioni sulla conoscenza dello Spazio, che noi possiam o ricevar del 1’audito*.

D ośw iadczenia V e n tu re g o polegały na oznaczeniu k ie r u n k u dźwięków: , ¥ j a ­ kiż sposób, z a p y tu je on, ucho w sk a z u je n am te n k ieru n e k ? J a k iż związek is t n i e ­ je m iędzy zm ysłem słu c h u a rozpozna­

w aniem rozm aity ch miejsc w przestrzeni?"

W tym s a m y m mniej więcej czasie, 12 sty c z nia 1794 ro ku prof. Vassali z a ­ kom unikow ał Akadem ii tu ry ń s k ie j w y ­ niki bad ań Spallanzaniego, k tó ry na p o d ­ staw ie sw ych dośw iadczeń wnosił, że w uchu nietoperzy mieści się szósty zm ysł o r y en ta cy jn y , „którego brak n a m i o k tó ry m nie m a m y zupełnie pojęcia".

Odkrycie to zyskało wielki rozgłos i na­

potkało z a rz u ty z kilk u s tro n , między innem i ze s tro n y Cuviera.

W k ilk a lat później fizyolog A uten- rie th ogłosił w les A rchives d ’anatom ie et de physiologie de Re i 1 doświadczenia nad kierunkiem dźwięków. B ad ania te doprow adziły go również do wniosku, że ucho, a właściwie trzy przew ody (k a n a ­ ły) łukow ate, leżące w trz e ch płaszczy­

znach budzą w n a s czucia k ie ru n k u , po ­

(2)

530 W S Z E C H S W IA T M 34 zw alające nam o ry e n to w a ć się w p rze­

strzeni.

Bezpośrednie j e d n a k b a d a n ia nad p r z e ­ wodami łukow atem i z a p o czątk ow ał w ła ­ ściwie F lo uren s. O dkrycie je g o p o leg a ­ ją c e na tem , że „przecięcie przew odów łu k o w a ty c h z n iew ala zw ie rz ę ta do r u ­ chów w k ieru n k u , od p o w ia d a ją c y m po łożeniu przew odu z o poro w a nego “, było p ierw szym zaczątkiem w ro zw iązaniu z a ­ gad n ie n ia prze strz e n i.

W czterdzieści la t później d ośw ia d cz e ­ nia F lo u re n s a sta ły się p u n k t e m w y jśc ia dla b adań C yona nad o ry e n to w a n ie m się zapomocą zm ysłu p rzestrzeni; b a d a n ia te, prowadzone w ciągu k ilk u dziesięcioleci, zmierzały do o s ta te cz n e g o w y k a z a n ia istn ien ia w b łęd n ik u u c h a d w u n a rz ą ­ dów zmysłów: g e o m e try c z n e g o i a r y t m e ­ tycznego, zmysłów, k tó ry m z a w d z ię c z a ­ my z jed n e j s tr o n y zdolność o ry en to w a- nia się w p rz e strz e n i i czasie, z d ru g ie j zaś pojęcia nasze o przestrzeni, czasie i liczbie. B a d a n ia sw oje i ich w y niki Ćyon ogłosił d r u k ie m *) w sto lat po p ierw szy ch w ty m k ie r u n k u p o s z u k iw a ­ niach V en tureg o. P r a c ę C y o n a poddał s ta ra n n e j k r y ty c e w y b i t n y fizyolog bo- loński, P io tr A lb ertoni, w y k a z u ją c całą je j doniosłość zaró w no dla fizyologii, j a k i psychologii; prócz tego w k r y ty c e tej podał kilka w ła s n y ch s p o s trz e ż e ń z dzie­

dziny patologii, s tw ie r d z a ją c y c h s łu s z ­ ność n ie k tó ry c h dośw iadczeń Cyona.

O stateczne rozw iązanie z a g ad n ie n ia prze strz e n i i czasu polega n a dw u od­

ręb ny ch kw'estyach: je d n e j czy sto p s y ­ chologicznej, j e s t to o ry e n to w a n ie się w trzech k ie r u n k a c h p rzestrzen i; d ru g ie j, m ającej zasadnicze znaczenie dla filozo­

fii i n a u k m a te m a ty c z n y c h , k tó ra o d s ła ­ nia nam źródło n a s z y c h pojęć o p r z e ­ str z e n i i czasie, j a k rów n ież naszych wiadom ości g e o m e try c z n y c h i a r y t m e ­ ty c z n y c h . A n a liz u jąc d o kładniej o d k r y ­ cia uczonych z końca X V III i p ocz ątk u X I X stulecia, k tó rz y zajm ow ali się z b a ­ dan iem k w e s ty i o ry e n to w a n ia się w prze-

ł) D as O h rla b y rin th ala O rg an d e r m athe- m fftischen S inne f u r R aum n n d Z eit. B e rlin , 1908.

strzeni i um iejscow ienia czuć naszych, pochodzących ze ś w ia ta zew nętrznego, łatw o możemy przekonać się, że jnfc te odkrycia z aw ierały dość j a s n e w s k a z ó w ­ ki w sp raw ie należytego rozw iązania z a ­ g a d n ie n ia przestrzeni; dziw nem więc w y ­ daje się, że żaden z ty c h wielkich p r z y ­ rodników nie s ta r a ł się sk ierow ać sw y ch badań dośw iadczaln ych na drogę p s y c h o ­ logiczną. V e n tu ri w praw dzie w ygłosił określenie; „zmysł p rze strz e n i", a n a w e t usiłował zlokalizować ten zm ysł głównie w narządzie słuchu, lecz z drugiej s t r o ­ ny ignorow ał jeszcze przedziw ny układ kanałów łukow aty ch , ułożonych p r o s t o ­ padle względem siebie w trz e c h k i e r u n ­ kach przestrzeni; b ra k mu więc było za­

sadniczego p u n k tu oparcia, aby zwrócić się w s tro n ę zagad nien ia filozoficznego.

Spallanzani, głoszący istnienie s z ó ste ­ go zm ysłu, mieszczącego się w uchu, s p o tk a ł się z licznem i za rz u ta m i, w obec czego czuł się zniew olonym do w y r z e ­ czenia się swego odkrycia.

Cuvier, n ieu c iek a ją c się do h ypotezy is tn ie n ia szóstego zmysłu, s ta r a ł się ob ja­

śnić spostrz eż e n ia Spallanzaniego. O ryen­

to w anie się n ieto p e rz y oślepionych, w e ­ dług niego, m ożna o b ja ś n ić n a d z w y c z a j­

n y m u nich rozwojem o rgan ó w d o ty k u w skrz y d ła ch i w uchu zewnętrznem ; o rg an y te podobnież, j a k najlżejsze do­

tknięcie obcych przedm iotów, u m ożliw ia­

j ą j a k o b y rozpoznaw anie różnic te m p e ­ r a tu r y , ruchów i oporu powietrza.

P rz y ro d n ik g e n e w sk i J u rin e z do św iad­

czeń Spallanzaniego, k tó re sam p o w tó ­ rzył, w yprow adził również wrniosek, że narząd słuchu u czestniczy w oryen tow a- niu się, lecz odrzucał istnienie szóstego zm ysłu. Ign orow ał rów nież znaczenie przewrodów łu k o w a ty c h , któ re są n a d ­ zwyczaj rozw inięte właśnie u nietoperzy.

Po ogłoszeniu u w a g J u rin e a , Spa lla n z an i zarzucił, n ie s te ty , myśl o istn ieniu szó­

s tego zm ysłu i nie posunął j u ż dalej

sw y c h badań. Co praw da, to i Flourens,

k t ó r y poznał znaczenie kanałówr łu k o w a ­

tych dla o ry en to w a n ia się w. trzech k ie ­

r u n k a c h przestrzen i, pow strzym ał się ró ­

wnież, j a k i jeg o poprzednicy, od z a tr ą ­

c ania s tr o n y filozoficznej danej kwTestyi.

(3)

J\[ó 34 W SZECHSW IAT 531 W jak iż sposób objaśnić podobną po­

wściągliwość P lo u re n sa , głębokiego m y ­ śliciela o u m yśle filozoficznym, n a d z w y ­ czaj przenikliw ym ?

Pilne s tu d y a nad pracami wspom nia­

nych uczonych św iadczą, że isto tn ej p rz y ­ c zyny tej powściągliwości należy, j a k się zdaje, szukać we wpływie, jak i ju ż w końcu X V III w. w yw ierał K ant sw o­

im a p rio ry zm e m p ojęć czasu i p r z e s trz e ­ ni. T eorya, k tó ra w szystko, zda się, w y ­ j a ś n ia , a p rzy tem nie w y m a g a dowodów i nie żąda ani badań, ani poszukiwań, zawsze nęci!

V enturi, pomimo, że poznał w y b itn e znaczenie ucha, j a k o org an u z m ysłu przestrzen i, j e d n a k w powyżej p rzy to ­ czonym dziele w yraził uznanie dla idei Kanta. Odrzucił zupełnie wyraźnie wszel­

k ą możliwość związku między naszą zn a ­ jo m o śc ią zmysłów a naszem pojęciem przestrzeni.

Przytoczone t a b a d a n ia uczonych w s k a ­ zywały, że isto tn eg o znaczenia fizyolo- gicznego k a n a łó w łu k o w a ty c h należy szukać w naszein o ry en to w a n iu się w p rz e strz e n i i w rozm ieszczeniu p rz e d ­ miotów z e w n ę trz n y c h , nas o taczających.

W 18 7 2 roku Cyon rozpoczął szereg badań, aby w y k r y ć sto su n k i funkcyonal- ne, j a k i e m ogą istnieć między organem wzroku a b łęd nik iem ucha. W 1873 r.

ogłosił pierwszą rozpraw ę o znaczeniu fizyologicznem uk ład u przew odów łuko­

watych, k tó ra b y ła niejako podw aliną dla je g o przyszłej teoryi z m ysłu p rz e ­ strzeni.

Od 1874 r. uczony ten z całym zapa­

łem oddał się poszukiwaniom, m ającym n a celu zbadanie stosu nkó w między zm y­

słem słu chu a wzroku, inaczej mówiąc między błęd nik iem u c h a a układem oko- ru chow ym . W 1876 r. Cyon ogłosił p ier­

wsze w y nik i b a d a ń nad czynnością zło­

żonego m ech an izm u , za którego s p ra w ą n e rw słu cho w y zarządza w sz ystk ie m i r u ­ chami gałki ocznej. W reszcie w 1877 r.

została ogłoszona o s tateczna notatka, po­

d a jąca w g łów nych z arysach teoryę c z y n ­ ności układu k anatów łu kow atych , j a k o obwodowego o rg a n u zmysłu p rzestrzeni.

P ie rw sz a szczegółowa rozpraw a Cyona, o b ejm ująca w szy stkie jeg o b a d a n ia nad błędnikiem , któ re posłużyły do u g r u n t o ­ w ania teoryi, w y d a n a została w 1878 r.

(w la Bibliothóąue de lTŚcole des Hau- tes-Etudes; section des Sciences natu rel- les, t. XVIII) oraz, jak o rozpraw a d o k to r ­ ska, pod ty tu łe m „Recherches expóri- m entales s u r les fonctions des c an au x sernicirculaires et s u r leur role d a n s la form ation de la notion de l ’e s p a c e “ (P a ­ ryż, 1878).

Część tego dzieła Cyon poświęcił o b a ­ leniu b łędnych teoryj Goltza, Macha, B r e u e ra i in., k tóre z y s k a ły uznanie zwłaszcza w świecie lek a rsk im , pomimo oczyw istych braków pod względem n a ­ ukowym.

T eorya podana przez Cyona rozw ijała się w dalszy m ciągu. W p ierw szym okresie sw ych badań nad błęd nik iem ucha, jako o rg a n e m zm ysłu p rzestrzeni, Cyon z teoryi swej, zbudowanej dro gą in d ukcy i na w y n ik a c h licznych p oszuki­

wań, wyprowadził trzy wnioski, które proponował spra w d zić na drodze d o św ia d ­ czalnej. Podobne potw ierdzenie w n io s­

ków n a d a je rezultatom , o trz y m a n y m dro­

gą ind uk cyi, cechę pewności.

1) Jeżeli trzy przewody łu kow ate s łu ­ żą do o ry en to w a n ia się w trzech k ie r u n ­ k a c h przestrzeni, to zw ierzęta, np. m ino­

gi, m ające tylko dwie p a ry kanałów, mogą oryentow ać się tylko w d w u kie­

run k ac h . Z upełną słu szno ść tego w nio­

sku dowiódł sam Cyon zapomocą do­

świadczeń n a d m inogami.

2) Zw ierzęta bezkręgow e, nie m ające zupełnie przewodów łu ko w aty ch, m uszą ory en to w a ć się z pomocą pęcherzyków słuchowych. W y c h o d zą c z tego założe­

nia, Y ves Delage w ykonał szereg do­

św iadczeń nad ory en to w a n iem się sk o ­ rupiaków , stw ie rd z iw sz y w zupełności słuszność wniosku Cyona. Dośw iadcze­

nia Hensetia i innych uczonych d ały po- dobneż wyniki.

3) Trzeci w niosek głosił, że g łu c h o ­ niemi nie powinni doznawać zaw rotów głowy, ani też podlegać chorobie m o r­

skiej, ponieważ u nich układ przewodów

łu k o w a ty c h j e s t nieczynny. Ten ostatn i

(4)

532 W SZEC H SW IA T Ale 34

w niosek znalazł po tw ierd z en ie w obser- w ac y a c h i d o ś w ia d cz e n ia c h W . J a m e s a , Strehla, B rucka i innych.

Z doświadczeń, s tw ie rd z ają cy c h s łu s z ­ ność wniosków Cyona, n a szczególną u w a ­ gę z a słu g u je o d k ry c ie Raw itza, że z w y ­ rodnienie b łęd n ik a u m y sz y ja p o ń s k ic h stanow i isto tn ą p r zy c z y n ę a n a to m ic z n ą ich ru ch ó w i szczególnego ta ń c a . Ra- witz zrozum iał w ażność swego o d k ry c ia i o b jaśn ia ł to niez w y k łe zjaw isko, pozo­

s ta ją c e przez d łu g i czas z a g ad k o w e m , z a burzen iam i w zdolności o ry e n to w a n ia się.

W sp o m niane odkry cie R a w itz a było w sp a n iały m dow odem słuszn o ści p i e r w ­ szego w niosku Cyona.

Niedawno udało się prof. E h rlic h o w i o trzym ać w sposób sz tu c z n y m yszy t a ń ­ czące, przez z a strz y k n ię c ie im p r e p a r a tu arszenikow ego, m ianow icie a rs a c e ty n y . N a s k u te k p rośb y E h r lic h a P. R o th ig z badał s ta n o środ k ow eg o u k ła d u n e r w o ­ wego o p e ro w a n y ch zw ierząt, przy czem s tw ie rd z ił znacznie p osunięte z w y ro d n ie ­ nie n e rw u p rz e d s io n k o w e g o i t r a c t u s opticus. „N iedokładności w o ry en tow a- n iu się, u j a w n ia ją c e się u ty ch m y szy , pow iada Rothig, przez kręc e n ie się do ­ koła i w r u c h a c h z y g z a k o w a ty c h oraz związek ich z d e g e n e r a c y ą n e rw ó w p r z e d ­ sion ko w y ch m ogą być objaśnione ty lk o z pom ocą teoryi Cyona. C yon w ykazał, że przew ody łu k o w a te są n a rz ą d a m i ob- w odow em i z m y słu o ry e n ta c y jn e g o i p r z e ­ strzeni. R aw itz miał więc z u p e łn ą s łu ­ szność, łącząc sw e b a d a n ia a n a to m iczne n a d m y szam i ja p o ń s k ie m i z te o r y ą Cy- o n a “.

W yjaśnienie n a u k o w e z a g a d n ie n ia o ry en to w a n ia się w p r z e s trz e n i zostało rozw inięte w końcu X IX wieku. Cyon w dziele swem, po św ięco n em głów nie wspom nianej k w e sty i, podał w g łó w n y c h z a ry s a c h w y ja ś n ie n ie p ro b le m a tu m a t e ­ m a ty c zn e g o i filozoficznego p rz e s trz e n i i czasu. J u ż w rozpraw ie z 1878 r o k u Cyon w yraził przekonanie, że g e o m e t r y a E u k lid e s a opiera się na d o św iadczen iach zm ysłow ych b łęd n ik a usznego. R ozkw it g e o m e try i nie-Euklidesow ej w tym s a ­ m y m mniej więcej czasie p o w s trz y m a ł

C yona od dalszego obszerniejszego ro z ­ w in ięcia tego przekonania. P o ś w ię c iw ­ szy j e d n a k k ilk a la t pracy n a poznanie g łów n yc h zasad nowej geom etryi, b ę d ą ­ cej u tw o r e m samej w yobraźni, n a b ra ł jeszcze większej pewności co do z m y sło­

wego pojm ow ania g e o m e try i Euklidesa;

w t e d y to z całą e n e rg ią zwrócił się do ścisłego udow odnien ia fizyologicznego po­

c z ą tk u E u k lid e so w y c h określeń i p e w n i­

ków.

Pierw sze w y n ik i ty ch b a d a ń ogłoszone zostały jed nocześn ie w Revue Philoso- phiąue i w Archives de Physiologie pod t y tu łe m „Les bases ph y siologiąues des axiom es e t des definitions d ’E u c lid e “.

Udow odnienie pochodzenia tych o k r e ­ śleń i pew ników , o p a rty c h na zm ysłach, m usiało, bezw ątpienia, zachw iać naukę K a n ta o aprioryzm ie n a szy ch pojęć p rze­

strz e n i i czasu oraz pew ników g e o m e ­ try c z n y c h . N astęp n ie Cyon u stalił i s t o t ­ ne s to s u n k i m iędzy form am i geom etrycz- nem i nie - Euklidesow em i a form ami g e ­ o m e try i E u klid esa, mianowicie, że p ie rw ­ sze są w yłącznie w y tw o re m w yobraźni i nie m ogą rościć sobie p raw a do rze ­ czywistości. Czy są one także n ie d o ­ stę p n e dla naszego poznania zapomocą zm ysłów ?

S tro n a dośw iadczalna odnosząca się do tego z a gad nie nia polegała również na s ły n n y m p e w n ik u paralelizm u, ty m „no- ii me ta n g e re " g e o m e try i E u k lid esa. B a­

dania przeprow adzone nad ludźm i u s ta ­ liły ostatecznie i bezpośrednio, że źródła n a szy c h w rażeń k ieru nk u i przestrzeni należy sz u k a ć w podrażnieniu przez fale dźw iękow e zakończeń nerw ów p r z e d s io n ­ kow ych. F a k t ten ustalił jedność w s p o ­ sobie fun k ey o n o w a n ia dw u części b łę d ­ nika: u k ła d u przewodów łu k o w a ty c h z ich b a ń k a m i i ś lim ak a z narz ą d a m i Cortego.

Źródło podrażnień dla każdej z nich j e s t identyczne: są to d rg a n ia p ow ietrza i fale dźwiękowe.

Okoliczność ta skłoniła Cyona do w p ro ­ w a d z e n ia do sw y c h bad ań zag ad nienia czasu. P op rzedn ikam i je g o w tej d z ie ­ dzinie p oszukiw ań byli dw aj sła w n i fi- zyologowie E. H. W e b er i K. V ierordt.

P ie rw sz y za cel swoich b a d a ń wziął

(5)

Na 34 W SZECHSW 1A T 533 zm ysł przestrzeni, d r u g i z a ś —zm ysł cza­

su, lecz obadwaj pojmowali w ten sam sposób te dwa zmysły, ja k o powszechne zm y sły m ate m a ty cz n e , zarządzające w ra ­ żeniami i p e rc e p c y ą pięciu in n y ch zm y ­ słów.

Pojęcia te były w ytyc z n ą dla dzieła Cyona pod ty tu łem : Das O h rlab y rin th ais O rgan d e r m a te m a tis c h e n Sinne fur Raum und Zeit. Dwa rozdziały tego dzieła, z k tó ry c h j e d e n ro z p a tru je zmysł g e o m e try c z n y (przestrzeń), d ru gi zaś — zm ysł a r y tm e ty c z n y (czas i liczbę), we­

szły n astępn ie w formie przejrzanej i u z u ­ pełnionej do nowego dzieła „Dieu et Science".

„W bardzo obszernem i wyczerpują- cem s tu d y u m , ja k ie sły n n y filozof E r h e s t Com m er x) poświęcił fizyologicznemu w y ja ś n ie n iu przeze mnie zag ad nien ia przestrzen i i czasu, znalazłem, powiada Cyon, n a d e r cenne wskazówki św ia d cz ą ­ ce, że moje pojmowanie tego z a g a d n ie ­ nia zgadza się w głów nych z a ry sa c h z pojęciami wielkich filozofów, A r y s to te ­ lesa i św. Tom asza z A kw inu . Mam n a ­ dzieję, że w przyszłości b ę d ę miał mo­

żność wśród w y n ik ó w moich poszukiw ań d ośw iadczalnych, dotyczących narządów zm ysłu czasu i przestrzeni w skazać licz­

ne p u n k t y styczne, stw ierdzające s łu s z ­ ność o p a rtyc h je d y n ie na intuicyi g e ­ n ialn y c h pojęć t y c h dw u w ielkich my- ślic ie li“ (1’Oreille, o rgane d ’orientation...).

„Dla w y p ro w a d z e n ia praw myślenia, j a k rów nież dla w y k r y c ia ich zgodności z p raw a m i ś w ia ta fizycznego, dostępne- mi dla n a szy c h zmysłów, niezbędny j e s t współudział dw ojakiego poznania, d u c h o ­ wego i zmysłowego. Te s k a rb y d o św ia d ­ czenia zm ysłowego, nagrom adzone w n a ­ szym mózgu, d o sta rc z a ją naszej inteli- gencyi trw ały c h po dstaw do w y p ro w a ­ dzania praw i e w e ntualn e g o spraw d zan ia ich dokładności. W nio ski logiczne mogą rościć praw o do a b so lutn e j dokładności tylko pod ty m w aru n k ie m , że prawdzi-

J) P rof. dr. E rn s t C om m er: Ja h rb u o h fu r P h iP s o p h io u n d S n e k u la tiy e T heologie, Z e sz y t XX V, 1 lijjea m o r,

wość ich będzie s p raw dzo n a przez do­

świadczenie z m y s ło w e 11. (Dieu et Science).

Mówiąc o pierwszych poszukiw an iach V en tu re g o , podaliśmy wzmiankę, że aprio- ryzm K a n ta stanow ił przeszkodę do d a l­

szego pogłębienia w artości filozoficznej je g o obserw acyi. Odtąd każde dążenie do naukow ego rozw iązania zagadnienia przestrzeni i czasu rozbijało się o filozo­

fię a p rio ry sty c z n ą Kanta. Dotyczę to z a ­ równo prób czynionych przez filozofów, Benckego, U e b e rw e g a i in., j a k i m a t e ­ m atyk ów , jak Gauss, i przez m atem aty- ków-fizyologów, j a k np. Helmholtz. O s t a t ­ ni m usiał zarzucić swoję teo ry ę wrażeń nerw ow ych i mięśniowych, zapomocą k t ó ­ rej spodziewał się pogodzić pojmowanie przestrzeni przez siebie z teoryą K anta.

Helmholtz pod w pływ em K anta p rzy ­ ją ł rów nież dziw ny sposób pojmowania naszych w rażeń i percepcyj, jak o pocho ­ dzących od znak ów lub symbolów, a b y ­ n ajm niej nie od rzeczyw istych obrazów przedm iotów z e w n ę trz n y c h . Podobne po­

chodzenie n a szych percepcyj j e s t n ie ­ możliwe do przyjęcia. To też w yd aw cy

„Physiologische Optik" llelm h o ltza (w trzeciem w ydaniu) uznali za konieczne pom inąć tę teoryę, jako n iew y trz y m u ją - cą k ry ty k i.

01iver Lodge n azy w a ideę Kanta, k t ó ­ r a chce sprow adzić rzeczy w isto ść do z w y k ły c h w rażeń, w p ro s t śmieszną; bóst­

w a , — dodaje o n , — jeżeli tylko m ają h u ­ mor, m uszą śm iać się, widząc swój twór, człowieka, niew ierzącego w narzędzia, k tó re dają mu możność być tem, czem je s t" .

„Zgodność mojej teoryi zmysłów p rz e ­ strz e n i i czasu, powiada Cyon, z pojęcia­

mi sław ny ch p rzyro d nik ów i n a jw ię k ­ szych filozofów ludzkości pozwala spo­

kojnie oczekiwać na o sta te cz n y upadek wiedzy, opartej je d y n ie n a „ k ry ty c e c zy ­ stego rozum u".

„Jeżeliby n a w e t wiedza nigdy nie do­

szła do tego, a b y dać m ogła p e w n ą od­

powiedź na zagadnienie pochodzenia z m y ­ słu czasu, to j e d n a k doprowadziłaby nas do poznania przyrod y i isto ty ducha"

powiada Y ierordt. W ciągu d łu g ich lat,

poświęconych zbad aniu zm ysłu przestrze

(6)

534 W SZEC H ŚW IA T JNfe 34 ni, doszedłem do teg o sam eg o p r z e k o n a ­

nia, mówi Cyon. W s tu d y u m sw o jem

„Leib, Seele u nd G e is t“ próbow ał on dać nowe p o d sta w y psychologii flzyologicz- nej; daw na, W u n d to w s k a , u p a d ła z u p e ł­

nie słusznie, po niew aż żadna p sy ch olo g ia nau k o w a nie może u t r z y m a ć się, nie roz­

w ią z aw szy uprzednio i o s ta te cz n ie z a ­ g a d n ie ń p rzestrzeni i czasu.

Od czasów A r y s to te le s a aż do Helm- holtza w szyscy wielcy m yśliciele u w a ­ żali słuch za n a jb a rd z ie j i n te le k t u a ln y i najpotężniejszy ze w sz y s tk ic h zm ysłów, i trz e b a było s tu lat, a b y n areszcie b a ­ dania, o p arte na d o św iadczen iach z dzie­

dziny flzyologii o s ta te cz n ie u s ta liły ten pogląd.

Cz. St.atkiewicz.

N O W A K L A S Y F I K A C Y A K L I M A ­ T Ó W N A P O D S T A W I E H Y D R O ­

G R A F I I .

K lasyfikacya k lim ató w b y ła o p iera n a n a różn y ch z ja w isk a ch . N a jb a rd z ie j ra- c yonalua polega n a z u ż y tk o w a n iu d a n y c h fizycznych, j a k o to ciśnienia, t e m p e r a ­ t u ry , k ie ru n k i w ia tró w p a n u ją c y c h itd.;

n ie s te ty j e d n a k w u ż y c iu klasy fik a c y a tego ro d z a ju p r z e d s ta w ia wiele t r u d n o ­ ści i d o prow a d z a do re z u lta tó w bardzo złożonych. D la te g o też s p o ty k a m y u s i ­ łow ania o parcia klasyfikacyi k lim ató w na zjaw iskach, b ę d ą cy c h s k u tk ie m kli­

m a tu p a n u ją c e g o n a d a n y m obszarze.

10 la t te m u Kóppen propo n ow ał klasyfi- k a cyę o p a rtą n a w p ły w ie k lim a tu na florę i rozmieszczenie geograficzne zw ie­

rząt, np. k lim a t lian, k lim a t bao bab u , k l i ­ m at lisa północnego itd.: m e to d a jego m ia ła wielkie powodzenie z powrodu swej jasności, ale nie j e s t w o ln a od słu s z ­ n y ch zarzutów. O statnio z n a n y m o rfo ­ log P e n c k zaproponow ał n o w ą m etodę k lasyfikacyi k lim ató w (Sprawozd. A k a ­ demii n a u k w W ied niu 1910 r.), o p a rtą n a p o d sta w ie najw ażn iejszej fu n k cy i g e ­ ograficznej k lim atu , a mianowucie n a zn aczeniu wody we w s z y s tk ic h jej p o ­

s ta c ia c h (śnieg, lodowce, deszcz,, rzeki, wody podziem ne, ziemie zm arzłe itd.). .

P e n c k p ro p o n u je określić wielkie ob ­ sz a ry k lim atyc z n e w sposób n a s t ę p u ­ jący:

1) K lim at śniegow y, t. j. k lim a t k r a ­ jów, gdzie w oda istn ieje w postaci ś n i e ­ g u lub lodu; opady śniegow e p r z e w y ż ­ sz ają znacznie ablacyę; w obec tego g r o ­ m adzą się w ieczne śniegi, z k tó ry c h p o ­ w s t a ją lodowce. Klim at te n można po­

dzielić n a a) k lim a t ś n ie g ow y właściw y (clim at nival franc.): w s z y s tk ie opady w p o sta c i śniegu, b) k lim at pół-śniegow y (sem inival) — czasam i pa d a tak ż e deszcz.

2) K lim at w ilg o tn y (clim at hum ide) — opady przew ażnie w postaci deszczu;

n a d m ia r wody daje początek rzekom.

M ożna go podzielić na a) klim at polarny:

w oda z topniejąceg o śn ie g u i deszczu p r z e s ią k a w ziemię i tw o rzy „ziemie zm arzłe", g d y t e m p e r a t u r a ś re d n ia k r a j u s p a d a poniżej—2° (S y berya, K anad a pół­

nocna); źródeł p raw d z iw y ch niema, ale w oda p rz e s y c a wszędzie g ru n t, w y w o ­ łu ją c osunięcia; b) k lim at fre a ty c z n y , cz\ li k lim a t wód g ru n to w y c h (clim at phreatiąu e); woda p rz e s ią k a mniej lub więcej głęboko, p o w sta je poziom wody g ru n to w e j, z a o p a tru ją c y źródła i w y w ie ­ r a ją c y w p ływ c h em iczny n a glebę. P r z e j ­ ście m iędzy k lim ate m śn ie g o w y m a w i l ­ g o tn y m stanow i k lim a t po d-śniegow y (subnival), w k tó ry m śnieg leży przez czas dłuższy i u t r u d n ia przesiąkanie w o ­ dy (Rossya e urop ejska, K a n a d a śro d k o ­ wa, E u ro p a ś ro d k o w a i północna).

Na g ran ic y południowej tego ob szaru p rzejściow eg o śn ie g leży nie dłużej nad 1 m iesiąc w roku; g r a n ic a t a z g a d za się z iz o te rm ą — 1° do — 2° dla n a jz im n ie j­

szego m iesiąca w roku.

3) K lim a t w ilg o tn y w łaściw y (climat hu m ide franc.), cech u je w ielka n ie trw a - lość śn iegu . Można go dzielić n a a) kli­

m a t u m ia r k o w a n y (m inim um p aro w an ia, E u ro p a zachodnia) i b) k lim a t ró w n ik o ­ wy o w ysokich t e m p e r a t u r a c h .

4) K lim a t pół-w ilgotny (sem i-hum ide),

0 dw u o k re s a c h w roku, j e d n y m su c h y m

1 d ru g im deszczowani; podczas o k resu

(7)

jSJó 34 W SZEC H SW IA T 535 suszy rzeki m ogą w y s y c h a ć zupełnie.

P e n c k dzieli go na:

a) k lim a t podzw rotnikow y: deszcze w porze zimowej,

b) k lim a t m usonów: deszcze w porze letniej, zim a chłodna,

c) k lim a t zw rotnik ow y: deszcze w po­

rze letniej, zim a upalna.

W e w s z y s tk ic h k r a ja c h o klimacie w ilg o tn y m zdarzyć się może, że opady deszczowe, a n a w e t rzeki b y w a ją p o ­ c hłonięte przez n a d z w y c z a jn ą p rze p u s z ­ czalność g r u n t u i w te n sposób p o w s ta ją k r a je pseudo-suche (pseudo-arides), k tó­

re różnią się od k r a jó w s u c h y ch w łaści­

w ych obfitością wód podziem nych (krasy).

5) K lim at s u c h y (aride): p a ro w a n ie p ochłania w s z y s tk ie opady; rzeki, jeżeli istnieją, p rzy p ły w a ją z s ąsied nich k r a ­ jó w w ilgotnych.

Rozróżniamy:

a) k l im a t pół-suchy (semi - aride): cza­

sam i pad a deszcz i tw o rzą się potoki;

z po czątk u w oda w siąk a w ziemię, póź­

niej podnosi się k u p o w ierzchni s k u t ­ kiem w łosk ow atości i paruje; n a po­

wierzchni osadza się s k o ru p a z soli, roz­

puszczonych przez wodę (wapno, az o ta ­ ny, gips),

b) k lim at s u c h y w łaściw y (climat aride franc.): deszcz nie pada p raw ie nigdy;

jeżeli k lim a t ten w y stę p u je pod s zero k o­

ściam i u m iark ow an em i, to cech u ją go wielkie różnice w te m p e ra tu rz e różnych pór roku. D e n u d a c y a m ec h a n ic z n a na w ielką sk alę z powodu b ra k u p o k ryw y roślinnej i wielkich w ahań t e m p e ra tu ry w ciągu doby.

Z wielkiem uzn aniem n ależy powitać tę n ow ą próbę u p ro szczen ia klasyfikacyi k lim a tó w , tem ba rd z iej, że opiera się ona na rzeczyw iście najw ażniejszej funkcyi klim atyczn ej. N ie ste ty , zdaje mi się, że klasyfikacya P e n c k a w obecnej formie podlega pew n ym zarzutom , przynajm niej ze s tro n y form alnej. O ile o kreślenia klim atów śniegow ych i su c h y ch są n a j ­ zupełniej j a s n e , o ty le określenia działu klim atów wilgot nych (wilgotny, w ilg otn y właściw y, półwilgotny), tudzież ich pod­

działów — nie są ścisłe i p rzedew szy st- kie.m nie są w yłącznie c h a r a k te r y s ty c z ­

ne dla d anych obszarów klim aty c z n y ch . W eźm y przykład. W klasyflkacyi P e n c k a k lim a ty Rossy* europejskiej, E u ro p y pół­

nocnej (np. Skan d y n a w ia ) i E u ropy środ ­ kowej (Niemcy) podciąg n ięte są pod j e ­ dno określenie: k lim a t wilgotny freatycz- ny podśniegowy; n a to m ia s t klim at E u r o ­ py zachodniej (Francya) Pe n c k określa inaczej ja k o „ k lim a t w ilgotny, w łaści­

wy, u m i a r k o w a n y 11. Z jed n e j stron y , k lim aty Rossyi europejskiej i Niemiec różnią się znacznie i tru dno j e umieścić pod je d n e m określeniem . Z drugiej s tr o ­ ny, określenie klim atu E u ro p y środkow ej daje się praw ie całkowicie zastosować do E urop y zachodniej, z w y ją tk ie m j e ­ dnego w yrazu „ p o d ś n ie g o w y “, zdaje się je d n a k , że zjaw isko śniegu, o ile w y s t ę ­ puje w bardzo ograniczonych rozm iarach i nie od g ry w a znaczniejszej roli w g o ­ spodarce wodnej k lim atu , nie może s łu ­ żyć za wyłączne określenie k lim atu d a ­ nego obszaru.

C. Ł.

Z B I O L O G I I P O R O S T Ó W S K A L N Y C H .

(Ciąg dalszy).

III. Rozluźnianie się i odpadanie plechy oraz jej regeneracya.

P o ro sty p o c z y n ają zam ierać od środka, k tó ry s ta je się ciemno b r u n a tn y m lub ciemno szary in, g d y dokoła niego brzegi plechy zachow ują sw ą w łaściw ą barw ę.

U pięknego zielonego porostu, Solorina saccata, z a m ierający śro de k s ta je się bronzowym. Budow y an atom icznej w ła­

ściwej porostom dop atrzeć się ta m nie­

można. Niekiedy tylko można dostrzedz pod m ikroskopem k a w a łk i nitek. Taki zam ierający ś ro d e k plechy j e s t bardzo kruchy. W y s ta rc z y go lek k o nacisnąć palcami, aby rozsypał się na proszek.

W wąwozie K raków , idącym na zachód od Doliny Kościeliskiej wr T a tra c h , wi­

działem na w ilgotnej skale Solorina sac-.

ęąta, k tó re j środe k bronzowy ju ż odpad!

(8)

536 W SZ E C H SW IA T JSTs 34 Na skale pozostał ty lk o b rz e g w p o sta c i

pierścienia. W e w n ę tr z n a część p ie rś c ie ­ nia była bronzow a, o b u m a rła lu b o b u ­ m ierająca — z e w n ę trz n a , znacznie s z e r ­ sza, była zielona i najp raw d o p od o bn iej w chwili, kied ym j ą widział, r o z r a s ta ła się w d alszym ciągu. W idziałem bo­

wiem blizko b rze g ó w k ilk a m iseczek (apotheciów) bardzo m łodych, m ały ch , lekko zagłębionych, z bardzo m łodem i

w orkam i. -

W s z y s tk ie p o ro sty s k o ru p ia s te o b u ­ m ie r a ją w te n sam sposób j a k Solorina.

Śro dko w a ich część zm ienia b a rw ę i o d ­ pada. P o ro st z ostaje z re d u k o w a n y do w ązkiego pierścienia pólek b rze g ow ych .

Niezawsze j e d n a k o d p a d a n ie ś r o d k o ­ w yc h pólek j e s t poprzedzone ich ś m i e r ­ cią. Bardzo często o d p a d a ją p ólka z u ­ pełnie zdrowe.

W poprzedn im rozdziale b y ła mow^a o tem, że pólka młodej plechy r o z s z e ­ rzają się pod w p ły w e m wilgoci o tyle tylko, że z a m y k a ją o taczające je szcze­

liny. Inaczej rzecz się m a z pólkam i starszej plechy. R o z sz e rz a ją się one b a r ­ dziej, aniżeli p o z w a lają n a to o taczające j e szczeliny. T a b lic a poniższa w sk azu je, j a k w ielkie j e s t to rozszerzenie się w s t o ­ s u n k u do szerokości szczelin (u g a tu n k u Rhizocarpon g e o graphicum ).

cd

'O ^

P h

P ólko suche

Pólko m okre

R ó ­ żnica

S zcze­

lina le w a

S zcze­

lin a p ra w a

a .

s

M

P o ło ­ w a su m y

1 2 4 3 1 7 1 4 5 n

2 1 9 2 2 3 2 3 5 2 '|3

3 3 4 4 2 8 3 3 6 3

4 16 19 3 4 3 7 3 '/a

5 6 2 6 7 5 4 4 8 4

6 2 8 3 2 4 2 2 4 2

7 17 19 2 » / . 2 41/* n

8 3 3 3 6 i / 2 B'|a 3 4 7 v \ ,

9 3 2 3 5 3 21!, 2 '/, 5 n

4 8 2 6

W s umi e dziewięć pólek Rhizocarpon g e og ra p hi cu m rozszerza się pod wp ł y­

w em wilgoci o 48 podziałek, gdy t y m ­ czasem szerokość szczelin, czyli s-zero-.

kość, o j a k ą swobodnie rozszerzyć się mogą, w ynosi 26 podziałek. D la te g o p ól­

k a starszej plechy po n a p ęczn ien iu u ci­

s k a ją się wzajemnie. U ciskanie to może być ta k znaczne, że plecha się w zdym a;

p o w sta je sklepienie z pólek, k tó re po n a ­ pęcznieniu nie mogą już zajmowrać na s k a le t a k małej p rzestrzeni, j a k ą za jm o ­ w ały w s ta n ie suchym .

J e s t rzeczą zrozumiałą, że zanim tak ie sk lepienie się u tw o rzy , pólka m uszą się oderw ać od podłoża. Rozluźnianie się zaś tego zw iązk u z podłożem n a s tę p u je z d w u przyczyn:

1) Pólka się rozszerzają, g d y podłoże (skała) pozostaje niezmienione. Roz-, szerząjące się gó rn e części po ciąg ają za sobą części dalsze, zw iązane bezpośred­

nio ze skałą.

•2) P ęcznienie p o je d y n c z y c h pólek w y ­ wołuje dążność plechy do w y p u k le n ia się, czyli do o d r y w a n ia się od skały.

Toteż pólka sta n o w ią c e s klepien ie są w p ra w d z ie posczepiane z sobą n itk a m i, ale z podłożem bezpośrednio ju ż n i e s ą związane. Łączność zaś pom iędzy od-:

dzielnemi pólkam i z czasem też się z ry wra.

Należy bowiem p am iętać, że pólka są w ielo kątam i nie praw idłow e mi, że szcze­

lin y pom iędzy niem i nie są jed n a k o w o szerokie, że, wreszcie, istn ie ją szczeliny częściowe — w s z y stk o to razem sp ra w ia , że plecha nap ęczn iała w różny ch m ie j­

scach m a różne napięcie. W id a ć to n a załączonej tablicy. Pólko 1 rozszerza się o 7 podziałek, gdy szerokość p rz e s trz e n i wolnej, która je otacza, w y n o s i - 2^ po- działki. Pólko zaś 2 rozszerza się o 3 podziałki, a szerokość p rz e s trz e n i wolnej, otaczającej je, wynosi również 2 | po­

działki. Należy p rzew idyw ać, że w p ier­

w szym p rz y p a d k u pólka silniej będą n a siebie uciskały, aniżeli w d rug im , czyli, że w pierw sz ym przy padk u w m iejscu z e tk n ięc ia pólek będzie silniejsze n a p ię ­ cie aniżeli w drugim .

P o m ia ry powyższe nie są j e d n a k w y ­

sta rc z a ją c e , a b y udowodnić, że rze c z y ­

wiście w różn ych m iejscach w ilgotnej

(9)

M 34' W SZEC H SW IA T p lechy p a n u je różne napięcie. Pólka bo­

wiem, n a k tó ry c h p om iary były czynio­

ne, z n a jd o w ały się w j e d n y m rzędzie — mierzono zaś ro zm iary pólek p ro stopadle względem tego rzędu. Nie w ie m y więc, czy, g d y b y ś m y m ierzyli pólka s ą sia d u ją ­ ce i szczeliny pomiędzy n ie m i—czy w te ­ dy nie okazałoby się, że silne ro zszerza­

nie się j e d n y c h pólek j e s t w y ró w n y w a ­ ne przez słabsze rozszerzanie się innych.

Technicznie p o m iary te są tru d n e do przep ro w ad zenia. Można się j e d n a k w i n ­ ny sposób przeko nać o tem , że pólka nie s ą je d n o s t a jn i e ze w szystkich stro n u c i­

sk a n e podczas pęcznienia. U m ieśćm y k a ­ w ałek sk a ły z porostem na stoliku m i­

k ro sk o p u i zapomocą a p a r a tu „Cam era łu c id a “ ó d ry su jm y k o n tu ry su ch y ch pó ­ lek (rys. linie kropkowane). Potem, nie poruszając skały, zwilżmy porost. Pólka n apęcznieją, z e tk n ą się brzegam i, i w t e ­ dy ó d ry su jm y nowe k o n tu ry na ty m s a ­ m ym k a w a łk u papieru. Fig. 4 (str. 514) j e s t w ła ś n ie kopią tego r y su n k u . K on tu ry s u ­ c h y c h pólek oznaczone są liniam i krop- kow anem i — a wilgotnych — nieprzerw a- nemi.

Po uw a ż n e m przyjrzeniu się tem u r y ­ su n k o w i p r z e k o n a m y się, że niek tó re pól­

ka po zwilżeniu ich zostały p rze su n ięte pod naciskiem inn ych . Pólko A zostało prz e s u n ię te wr dół figury, pólko B zaś zo­

stało ściśnięte z dw u s tr o n tak , że w k lę­

sła je g o stro na, zwrócona w prawo, w y ­ gięła się jesz c ze bardziej i w m iejscu n a jw ię k sz eg o w ygięcia oddaliła się od pólka G: Jeżeli zważymy, że pólka s t a ­ ry c h oso bników Rhizocarpon geograph., L ec an o ra cenisea i in n ych p r zy p o m in ają m ałe g ra n ia s te kolum ny, stojące obok siebie, to łatw o.zrozum iem y , że n a jm n ie j­

sza różnica w ciśnieniu, w y w ie ra n em n a je d n o z t y c h pólek, może spowodować jeg o o dłam anie się od skały. Łączność pólek z podłożem s ta je się bardzo słabą, i n iek ie d y w y s ta rc z y silnie d m uch n ąć n a ta k ą rozluźnioną część plechy, a b y sp o­

wodować odpadanie pólek,

-S iln e w ia tr y g ó rsk ie tego w y d m u c h i­

wania pólek d o k o n y w a ją n a wielką skale.,

„Pain du ciel“ z D ia rbe kiru , opisany

537 przez E r re r ę 1), j e s t złożony w yłącznie z pólek po rostu L e c an o ra escu le n ta , m a­

sam i tam s p a d ają cy c h podczas b u r /y . W ste p a c h i n a p u sty n ia c h takie roz ­ siew anie się pólek j e s t pospolite ?).

B eckm ann sądzi, że pólka, które od^

padły, g dy znajdą się w odpowiednich w a run kach, m ogą dać początek n o w e m u osobnikowi. W swem rozum owaniu po ­ su w a się nawret tak daleko, że samo tw o ­ rzenie się pólek uważa za rodzaj p rzy­

stosow ania, m ającego na celu bezpłciowe ro zm nażanie porostów.

* ' ' T *

Po odpadnięciu środko w ych części ple-, chy na obnażonej skale osiadają nowe osobniki. W id z im y na rys. 7 w e w n ątrz

( R g . 7).

O dpadanie śro d k o w y ch części plech y p o ro stu L ec an o ra cenisea (1), 2—R hizocarpon g e o g ra p h i­

cum , 3—S p o ra sta tia cinerea, 4—A spicilia cine- rea. 5 — H ae m ato m m a yentosnm , 6 — L ec id ea

confluens. '

niek om pletnego pierścienia młode osób- niki g a tu n k u Rhizocarpon geogr. Z cza­

sem osiadają inne gatun k i. Obnażone miejsce sk a ły pokryw a się znowu c a łk o ­ wicie plechami porostów.

* #

!) E rre ra . S u r le „pain du ciel“ p ro v e n a n t du D iarbekire. B uli. A cad. roy. B elgique. 1S93,

M 7. •

"• r) Eletikin. W a-ndćrflcchtćn-derStrppeW • u«a'

W iisten. Buli. Jard . Bot. Si. 1’etorsb. 1901, toin 1;

(10)

538 W SZEC H SW IA T M 34 U traco n ą część plechy p o ro st może

regenerow ać.

Poro sty , k tóre m ają n i tk i przodujące, ro zpoczynają re g e n e r a c y ę od w a r s tw y ciem nych ko m ó rek sta n o w ią c y c h podło- j

że plechy. D alszym ciągiem j a k g d y b y tej w a rs tw y są właśnie nitk i przodujące.

Otóż ta w a r s tw a r o z r a s ta się, w y tw a r z a n itk i przodujące, a na ich podłożu w y ­ ra s t a ją nowe pólka. Ś ro d k o w a część ple chy może być w te n sposób całkow icie odregenferowana.

P o ro sty , pozbawione n ite k p r z o d u j ą ­ cych, re g e n e r u ją u tra c o n e części w ta k i sposób, że nitki, g ran iczące z wolną p r z e ­ strzenią, poczynają ro sn ą ć w k i e r u n k u tej przestrzeni; u k ł a d a j ą się m niej w ię ­ cej równolegle. W ogóle m ożem y tu o b ­ serw ow ać to sam o zjawisko, k tó re w id z i­

my n a b rze g u sw obodnie rosnącego o so b ­ nika: tw orzenie się p ła tó w a n a s tę p n ie pólek.

IV. Mechanizm walki.

Na świeżo obnażonej skale p o ro sty są nieliczne i r o sn ą zdała j e d e n od d r u g i e ­ go. W m ia r ę p rz y b y w a n ia coraz to n o ­ w y c h osobników i ro z r a s ta n ia się d a ­ w n y c h —p o rosty s t y k a j ą się sw em i b r z e ­ gam i, i w te d y rozpoczyna się pom iędzy niem i w alk a o te re n . W alczą zaś z so bą niety lk o osobniki ró żn y c h g a tu n k ó w , ale rów nież osobniki je d n e g o g a tu n k u .

* * *

B itte r *) pisze, że d w a in d y w id u a j e ­ dnego g a tu n k u , s p o tk a w sz y się, m ogą się zlać z sobą brzeg am i, t a k że nie m o­

żna będzie u c h w y c ić g r a n ic y między n ie ­ mi. O tem, że m am y do c z y n ie n ia z d w o ­ m a osobnikam i św ia d cz ą ty lk o k o n t u r y plechy, podobne do k o n tu ró w dw u k r ą ż ­ ków, pozbawionych odcinków i s t y k a j ą ­ cych się miejscami, s k ą d odcinki zo stały odjęte.

N a po p rzecznych sk ra w k a c h m ikroto - m owych g r a n ic y rów nież u c h w y c ić nie-

ł) B itte r. U eber daa V e rh a lte n d e r K ru a te n - fle c h te n beim Z uaam m entroffen ih re r R a n d er.

Ja h rb . f. wies, B ot. 1899. Tom X X X III,

[ można, j a k niem ożna jej uc hw y c ić m ię­

dzy dw om a osobnikam i g r z y b a Pezizy, które, j a k to w y k a z a ł R einhardt, w z a je ­ m nie p rz e ra sta ją się n itk a m i 1). N itki obu osobników zbliżają się bez j a k i c h ­ k o lw iek z ab urzeń we wzroście, ro sn ą po­

tem obok siebie j a k n itk i je d n e g o o s o b ­ nika. D otyczę to porostów nieposiadają- cych n ite k przo d u ją cy c h .

W przypad kach s p o tk a n ia się osobni­

ków, m ają cy c h n itk i przodujące, o b s e r­

w ow ałem zawsze- rzecz odm ienną: — m ianow icie tworzenie się ciemnej linii g r an ic zn e j w m iejscach sp o tk a n ia (Le- cidea confluens, Rhizocarpon geographi- cum, Aspicilia c in e re a i t. d.). Zapomocą lupy m ożna dojrzeć, że ciem ną linię g r a ­ niczną u R hizocarponów s ta n o w ią dwa.

wały. K ażdy z tych wałów u tw o rzo ny j e s t z n i te k p rzo d u ją cy c h odpowiedniego osobnika. Podczas suszy pom iędzy tem i w a ła m i w idać szczelinę, której dnem j e s t skała. Budow ę anato m iczn ą wałów p r z e d ­ s ta w ia rys. 8. U g a tu n k u Rhizocarpon

(Fig. 8).

B rzeg za h am o w a n eg o w ro zw o ju p o ro stu R h i­

zocarpon g eo g ra p h icu m , h — n itk i p rzodujące, tw o rzą ce wał.

g e o g ra p h icu m nitki tw orzące plechę b ie ­ g n ą prostopadle do podłoża, a ró w n o le ­ gle w zględem siebie. Dolne w a r s tw y plechy, k tó re m ają kom órki o ciem nych ś c ia n k a c h , przy p o m in ają pod m ik ro sk o ­ pem p a re n c h y m ę . Od tej w a r s tw y bie-

ł) R e in h a rd t. D as W ach ath u m d e r P ilzh y - p hen. J a h rb . wisa. B ot. Tom X X III.

?) M alinow ski. S ur la biologio e t l‘oecolo- g ie dea lic h en s epilith iąu ea. B u ll.A c a d . Sc. Cra?

poyie, 1011,

(11)

JSTs 34 W SZEC H SW IA T 539 g n ą w górę, rzad ko rozgałęziając się,

be z b arw n e n itk i plechy — odśrodkowo zaś po podłożu b iegn ą ciem ne n itk i przo­

dujące. Otóż, w razie sp o tk a n ia się dwu osobników, n itk i przodujące k ie ru ją się rów nież prostopadle do podłoża, tw orząc ciem ny wał na g ra n ic y każdego ze s p o ­ t y k a ją c y c h się osobników (rys. 8). Nie- zawsze je d n a k ta k i wal w y s tę p u je . Z d a ­ rza się bowiem, że n itk i przodujące, ro ­ snąc w górę, nie w y r a s ta ją ponad zie­

loną plechę.

Oprócz tej zm ian y w budowie a n a to ­ m icznej plechy. podczas s p o tk an ia się dwu osobników je d n e g o g a tu n k u zacho­

dzi in n a jesz c ze zmiana.

P ó lka sąsia d ują c e z linią g ra n ic z n ą są zw ykle znacznie większe od po zo sta­

łych J). To samo powiedzieć można o g rubości pólek.

J e d n a k niezaw sze t a k bywa. Często s p o tk a ć można d w a osobniki Rhizocar­

pon g eograph icum , s ty k a ją c e się b rze g a ­ mi, przy czem pólka brzegow e je d n e g o z nich rozrośnięte są nad m iarę, d ru g ie ­ go zaś „norm alne". Jeżeli zwrócimy uw agę na k o n t u r y obu porostów, to u d e ­ rzy nas rzecz następ ująca: oto osobnik, k tó re g o pólka brzegowe nad m iarę są rozrośnięte, m a k o n tu ry mniej więcej j e d n o s ta jn ie zaokrąglone, a osobnik, k t ó ­ r y takich pólek nie ma, j e s t ja k g d y b y w y c ię ty (rys. 9). To wycięcie powstało

(Fig. 9).

K o n tu r y w alczący ch po ro stó w , p o ro st a z w y ­ cięża (schem atycznie).

dlatego, że pólka porostu i pod n a c i­

sk ie m p lec h y a odpadły, i wówczas po­

ro st a zajął ich miejsce. W rozdziale poprzednim w yka z a łe m , że pólka ś r o d ­ kow e o d p a d a ją od sk a ły w sk u te k roz-

!) M alinow ski, i, c,

lu źnienia plechy, spowodow anego przez ciągłe w y sychanie i pęcznienie pólek.

To samo powiedzieć można o pólkach brzegowych, k tó re jeszcze bardziej n a r a ­ żone są na rozluźnienie. Są one większe od śro dk ow ych , g dy tym czasem szczeli­

ny pomiędzy niemi są tej samej szero­

kości, co u swobodnie rosnącej plechy, niekiedy n a w e t — węższe.

Toteż często można widzieć podczas deszczu na s k a ła c h sk o ru p k i porostów p o w yd ym ane w m iejscach, gdzie biegnie linia graniczna. Rozluźnienie b yw a tak znaczne, że w i a tr w y d m u c h u je pólka z miejsca.

Po o dpadnięciu półek brzegow ych, po­

została część s k o ru p k i p oczyna r e g e n e ­ rować część odpadniętą. Osobnik, k tóry szybciej r e g e n e ru je u tra c o n ą część s k o ­ rupki, oczywiście, z czasem zwycięża, t. j. zajm uje te re n n ieg d yś p o k ry w a n y przez zwyciężonego.

J e d n a k podczas sp o tk a n ia się osobni­

ków je d n e g o g a tu n k u rzad k o się zdarza, aby k tó ry k o lw ie k zwyciężał. Pólka, le­

żące w sąsiedztw ie linii g ran iczn ej, roz­

luźniają się i opadają, poczem n a s tę p u je r e g e n e ra c y a plech obu osobników. Re- g e n e ra c y a ta odbyw a się z obu stro n mniej więcej jed n a k o w o szybko. Toteż zawsze linie g raniczne pom iędzy osobni­

kami je d n e g o g a tu n k u są proste lub l e k ­ ko łam ane. K o n tu ry zaś plech są poli­

gonalne, j a k k o n tu ry pólek, któ rę z o k r ą ­ gły ch początkowo — w s k u te k w za jem n e ­ go uciskania się s ta ją się z czasem wie- lo k ą tn e (rys. 10).

(Fig. 10).

K o n tu ry kilk u sąsiad u jący ch osobników g a tu n k u R hizocarpon geographicum .

Niekiedy linia g raniczna pomiędzy dwo­

ma osobnikam i m a k s z ta ł t łu k u mniej

lub więcej zgiętego. Oznacza to, że j e ­

den z osobników zwycięża drggiego.

(12)

540 W SZ E C H SW IA T j\ó 34 Zachodzi pytanie, w j a k i c h razach li­

nia g ran ic zn a pom iędzy dw om a osobni­

kam i je d n e g o g a tu n k u s ta j e się prostą, a w j a k ic h — k rzy w ą , czyli in n em i sło­

wy, ja k i e in d y w id u a n ależy uw a ż a ć za

„ silniejsze11?

Bliższe w ejrzenie w szczegóły b u d o w y plechy doprowadziło mnie do w niosk u , że śród porostów „ s iln ie jsz e m i11 (lepiej do w a ru n k ó w p rzy sto so w a n e m i) są i n d y ­ w idua m łodsze—czyli, że dzieje się ta m wręcz o d w rotnie niż w świecie. roślin wyższych. P rz e m a w ia ją za te m dwie okoliczności, k tóre z re sz tą w y m a g a ją spraw d zenia:

1) Osobniki z w y ciężające są zawsze m niejsze od z w y c iężany ch. Nie w id z ia ­ łem, a b y było k ied y k o lw ie k inaczej. Mo­

że się zdarzyć w p ra w d z ie, że z n a jd u ją c a się na skale część p lec h y z w y c ię ż a ją c e ­ go osobnika j e s t w iększa od p lec h y z w y ­ ciężanego—ale w y s ta rc z y o d r e s ta u ro w a ć w myśli plechę tego z w yciężan eg o osob nika, ab y się przekonać, że zan im zo­

s ta ła ona rozluźniona i wry k r u s z o n a przez n a c ie ra ją ce ze w s z y s tk ic h stro n młode in d y w id u a — była znacznie od każdeg o z nich w iększa.

2) Osobniki z w y c ięż a ją c e często nie m ają apotheciów , co łącznie z m ałem i rozm iaram i ich plech czyni praw dopo- d obnem przypuszczenie, że są one młode.

Gdy L e c a n o ra głau com a s p o ty k a na swej drodze próg ka m ie n n y , p rz e w y ż ­ szający g ru b o ść je j plechy, w t e d y p ó lk a jej ro z ra s ta ją się n a d m ia rę i s ta j ą się t a k wrysokie j a k próg. W te d y od t y c h pólek biegn ą po p o w ie rz c h n i p r o g u n itk i przodujące, a na ich podłożu p o w s ta ją nowe pólka. W ten sposób p ró g zo staje przekroczony. Zachodzi p y tan ie, d lacze­

go osobnik a w razie s p o tk a n ia się z osobnikiem ? nie p rze k ra cz a go j a k ów p ró g w p r z y p a d k u o p isa n y m przed chwilą?

Odpowiedź może być d w ojaka:

1) I stn ie ją pewne różnice fizyologicz- ne pomiędzy o s o b n ik a m i j e d n e g o g a t u n ­ ku. Osobnik a, np., w ydziela pe w ie n e n ­

zym szkodliw y dla osobnika p. S k u tk ie m tego osobnik a stan o w i przeszkodę, k t ó ­ rej osobnik P nie j e s t w możności p r z e ­ kroczyć. Poniew aż w razie s p o tk a n ia się 3 ch osobników ciemne linie g ra n ic z ­ ne rów nież w y stę p u ją , więc trz e b a b y było przypuścić, że istn ieją inne jeszcze en zym y. Poza tem jeśli osobnik £ nie może przekroczyć: osobnika a dlatego, że ten o s ta tn i w ydziela enzym x, to, aby zrozum ieć, dlaczego w tak im razie osob nik a nie przekracza osobnika p, m u si­

m y przypuścić, że osobnik p wydziela pewien enzym y, szkodzący osobnikow i a.

Tego rodzaju rozum ow anie j e s t je d n a k niedopuszczalne. J e ste ś m y więc zm u sz e ­ ni odrzucić p rzyp usz c z en ie pierwsze.

2) W iem y, że n iek tó re g a tu n k i p o ro ­ stów żyją tylko na w apieniach, inne t y l ­ ko n a s k a ła c h krzem ionkow ych; inne jeszcze spotkać można w yłącznie na k o ­ rze drzew. Możemy więc przypuścić, że coś podobnego zachodzi w p r z y to c zo n y m p rzy p a d k u . Osobnik a nie w k ra c z a na plechę osobnika p, gdyż nie może rosn ąć na podłożu organicznem . Oczywiście, tak ie tłu m ac z e n ie j e s t tylko p r z e s u n ię ­ ciem p y ta n ia . Ma ono j e d n a k tę dobrą stronę, że sprow adza zjaw isko do k a te - goryi rze c z y znanych.

N ie m a j e d n a k reg u ły bez w y ją tk u . Może się zdarzyć, że w n ie k tó ry c h m ie j­

scach przynajm n iej i na nieznacznei p r z e s trz e n i (3 —- 4 m m 3) plec h a ja k ie g o ś osob n ik a j e s t p o k r y ta przez plechę s ą ­ sia d u ją ce g o z nim porostu. Są to j e d n a k p rz y p a d k i bardzo rzadkie.

# *

*

W razie s potkan ia się osobników n a ­ leżących do różnych g a tu n k ó w m ogą zajść dwie okoliczności:

l) P le c h y obu osobników p rz e s ta ją się r o z ra s ta ć odśrodkow & vJPólka s ą s i a ­ d u jąc e z linią gran ic zn ą rosną n a w y s o ­ kość bardziej aniżeli pólka ze środka plechy.

W ty m p r z y p a d k u m echanizm w alki

j e s t taki sam j a k podczas s p o tk a n ia się

osobników je d n e g o g a tu n k u . Po o d p a d ­

nięciu pólek s ą s ia d u ją c y c h z linią g r a n i ­

(13)

JSló 34 W SZ E C H SW IA T 541 czną, plechy obu g a tu n k ó w r e g e n e r u ją

części rozluźnione i usunięte. Gatunek, k tó ry szybciej r e g e n e ru je , w y p ie ra z cza­

sem swego sąsiada.

Zw ycięscam i są też te g a tu n k i, k t ó ­ ry ch p lec h a tru d n ie j się rozluźnia. Ten o s t a t n i ' w y p a d e k p r ze d staw io n y j e s t na rys. 11. Nad m ia rę rozrośnięte pólka

(F ig. ii) .

W a lk a po ro stu L e c id e a confluens (Zż) z porostem R hizocarpon g eo g ra p h icu m (H), h — n itk i p rzo ­ dujące, r — re g e n e ra c y a p le c h y R hizocarpona, l—re g e n e ra c y a p le ch y p o ro stu L ec id e a confluens.

g a tu n k u L ecidea confluens pozostały na skale, gd y pólka g a tu n k u Rhizocarpon g eog ra p h icu m n a znacznej p r z e s trz e n i odpadły od skały. Na rys. tym widzim y też o d r e g e n e ro w a n y k a w a łek p lechy gat.

L e c id e a confluens.

Ten sposób walki możemy nazw ać m e ­ chanicznym .

2) J e d e n ze sp o ty k a ją c y c h się osob­

ników p o k ry w a d rug ieg o i zabija go z a ­ pom ocą w y d z ie la n y c h przez siebie e n z y ­ mów.

Ten sposób w alki m ożemy nazw ać chem icznym .

N iekied y z d arza się, że g a tu n k i w al­

czą z sobą o budw om a sposobami: m e c h a ­ n icznym i chem icznym .

Rys. 12 p rze d staw ia linię g ran ic zn ą oddzielającą Placodium od Bueliii. Białe pólka P lacodium otaczają i zalew ają c ie ­ m ne p ólka Bueliii. Te o s ta tn ie u le g a ją zniszczeniu. Na s k ra w k a c h podłużnych m ikroto m o w ych można widzieć resztki ty c h ciem n y ch pólek w postaci p o j e d y n ­ czych n itek , k tó re jeszcze nie uległy straw ien iu .

Placodium nie zalewa j e d n a k i nie t r a ­ wi podczas sw ego zw ycięskiego pochodu

w s z y stk ic h pólek Bueliii. W ię k s z a część ty c h pólek bowiem zo staje m echanicznie

(F ig . 12).

W a lk a porostu P lac o d iu m (P) z p orostem Buel- lia coracina (B), s — skała obnażona po odpad­

nięciu pólek B ueliii, p —p —p ó lk a B ueliii otoczo­

ne i tra w io n e przez w ie lk ie pólka P lac o d iu m

ze p chnięta z m iejsc przez trud no ro zlu ź­

niają ce się białe pólka Placodium. Z a ­ nim więc enzy m y , wydzielane przez ten o s ta tn i g a tu n e k , zaczną szerzyć zniszcze­

nie, ciemne pólka Bueliii ju ż są przez w ia tr w dal niesione.

D r. E d m u n d M alinow ski.

(Dok. nast.).

P I E R Ś C I E Ń P A C I N O T T E G O .

N o ta tk a jubileu szo w a.

W historyi rozwoju elek tryczności W ło­

chom pierwsze bodaj należy się miejsce.

Żaden bowiem z narodów poszczycić się nie może w tej dziedzinie takim s z ere ­ giem nazw isk jak : Galvani, A lek sand er V olta; P acinotti, Righi, Marconi.

Nazwisko Antoniego P a cino ttego j e s t pośród nich najm niej może popularne;

J e m u to je d n a k e le k tro te c h n ik a współ­

czesna zawdzięcza n ad z w y c z ajn y swój rozkwit.

Upłynęło w łaśnie pięćdziesiąt l a t od dnia, w którym , obecny profesor, a wów­

czas dw udziestoletni zaledwie s tu d e n t u n iw e r s y te tu pizańskiego, zbudował, z po­

mocą zwyczajnego m echanika, ów z n a­

k om ity swój pierścień, który całą te c h ­

(14)

W SZEC H SW IA T Ale 34

nikę ówczesną n a nowe zupełnie po­

pchnąć miał tory.

Pierścień P acinottego, z n a n y pow szech­

nie pod niew ła śc iw ą nazw ą p ierścienia G ram m ea, j e s t p r o to p la stą dzisiejszej dy- nam om aszyny, bez k tó rej e u ro p e jcz y k współczesny w yobrazić sobie w p ro s t nie może życia. S p o ty k a m y go w każdej maszynie d.ynamo-elektrycznej, pom iędzy b ie g u n a m i e le k tro - m ag n e s u w postaci dość dużego p ierś c ie n ia żelaznego, ow i­

niętego szczelnie sp ira ln ą z d r u t u izolo wanego. Zapomocą pracy m ech an iczn ej silników, w iatru, lub spadającej z pewnej w yso k o śc i wody w y t w a r z a się w nim elektry czn o ść.

Rozm iłowany w nauce i n ie d o ś w ia d ­ czony, młodzieniec d w u d z ie sto letn i nie zrozum iał na razie p ra k ty c z n e j do n iosło­

ści n a d z w yczajnego sw e g o w y n a la z k u i w y z y s k a n y został przez n iejakieg o G ram m ea, m e c h a n ik a belgijskiego, k tóry, przy w ła sz c zy ł sobie i, w7 k ilk a l a t potem, op a te n to w a ł w y n a la z e k P a c in o tte g o na w łasne nazwisko.

Po d ziesięcioletnich sp o ra c h s ąd ow ych spraw iedliw ości sta ło się j e d n a k z ad o ść i P a c in o tti ogłoszony został osta te cz nie p r aw d z iw y m tw ó rc ą i w y łą c zn y m w ł a ­ ścicielem znak om itego sw e g o w y n a la zk u . S z lac h e tn a n a tu r a nie pozwoliła mu j e ­ d n a k rzucić się w wir s p e k u la c y j han- dlow o-przem ysłow ych. O dd any całą d u ­ szą n a u k o w e j swej działalności, nie po­

s ta ra ł się n a w e t o uz ysk an ie , n a le ż ą c e ­ go mu się p raw nie, odszkodow ania ma- teryalnego.

P a c in o tti nie należy wogóle do w y ­ brańców M amm ona — pomimo n a d z w y ­ czajnie d od a tn ic h wry n ik ó w rew olucyi, j a k ą wyw ołał w życiu s w y m w y n a la z ­

kiem, nie o trz y m ał d o tąd n a w e t n a g r o ­ dy Nobla.

W ciszy s ta r y c h m urów , w śró d k tó ­ ry ch rozlegały się n ieg d y ś m ą d r e słow a wielkiego Galileusza, przeszło siedmdzie- sięcioletni dzisiaj s ta r u s z e k od trz y d z ie ­ s tu już la t sieje św iatło wiedzy. J e s t on ju ż oddaw na s e n ato rem p a ń stw a, a o s t a t ­ nio m ie sz k ań c y Pizy m iano w ali go sw o ­ im o b y w a te le m h onorow ym . Żadne j e ­

d n a k t y tu ł y i n a g ro d y nie d o ro w n y w a ją o sobistym zasługom tego wielkiego uczo­

nego. W ie rn y najw yższym ideałom czy­

stej nauki, pozostał obojętn ym na wszel­

kie m arności tego ś w ia ta i zachował d u ­ szę t a k czystą, j a k szlachetne m a r m u ­ r y p rzecu dn ej k a te d r y rodzinnego jeg o grodu...

l)r . A leksander Koltońslci.

Korespondencya Wszechświata.

Kometa 1911 b.

K o m e ta Kiessa (1911 b), o d k r y t a w d n iu 6 lipca w o b s e r w a t o r i u m L ic k a , m inęła p u n k t p r z y s ło n e c z n y w d n iu 20 czerw ca, pom im o to blask je j nie słabł lecz w z rastał, a to z p o w o d u zbliżania się do ziemi. Ma- x im u m b la sk u ma ona osiągnąć pod ko n iec d ru g ie j d e k a d y sierpnia. K o m e ta zn a jd u je się w w a r u n k a c h do obserw acyi dla nas n ie ­ d o g o d n y c h — wschodzi bard zo p ó i n o i może b y ć o b se rw o w a n a dopiero około 1-ej po pół- nooy, g d y wzniesie się d o sta te c z n ie z o p a ­ ró w z a le g a jąc y c h h o ry z o n t. K o m e ta w id o cz­

n a j e s t gołem okiem ja k o słaba m g lista plam ka; ob serw o w an a przez d o b rą lo rn e tk ę , p rz e d s ta w ia się ja k o piękna m gław ica z sil- n e m zagęszczeniem środkow em ; ta k i sam w y g lą d d o s tr z e g a się w 200 m m lu n e c ie za uży o iem s ła b y c h pow iększeń.

Ś la d u n a w e t w arkocza po dziś dzień nie u d a ło mi się d o p a trz e ć .

W d n iu 7 sierpnia o godzinie l po p ó ł­

n o cy k o m e ta znajdow ała się blisko e k lip ty - ki w gwia zdozbiorze Byka. Z f o to g ra fo w a ­ niem zachodzi w iększa t r u d n o ś ć aniżeli z o b s e rw a c y ą oczną.

R ozpocząć fotografowanie m ogłem dopiero o l h 30m po północy, p rz e rw a ć zaś m u s ia ­ łem o 2h 51m z p o w o d u b r z a s k u rannego.

B k s p c z y c y a t r w a j ą c a l h 2 t m j e s t n ie d o s ta ­ te c z n a do o trz y m a n ia n ie ty lk o w arkocza, j e ­ żeli on istnieje, ale n a w e t całości su b s ta n - cyi m gław icow ej bardzo rozwiązanej, o ta c z a ­ ją c e j ją d ro . A s t r o g r a f u ż y t y do fotografii

miał 120 m m o tw o r u i siłę św iotlną f 1 : 5 . Z ałączam odbitkę, n a k tó re j k o m e ta o zna­

czona j e s t k ie ru n k ie m strzałek ; m a ona r u c h w łasny z n a c z n y , j a k świadczą dłu g o ści k r e ­ sek, w k t ó r y c h p o s ta c i gw iazdy się odfoto- g rafo w ały . D e k lin a c y a k o m e ty o d tą d s z y b ­ ko zm niejszać się będzie: w d n iu 21 sie r­

p n ia dosięgnie ona S— — 48°, 2 9 ',G; w a r u n ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

1 statutu Zespołu ministra właściwego do spraw gospodarki do spraw UNIDO w Stałym Przedstawicielstwie Rzeczypospolitej Polskiej przy Biurze Narodów Zjednoczonych i

Art. Minister właściwy do spraw zabezpieczenia społecznego zatwierdza opracowane przez Agencję proce- dury dokonywania czynności w ramach powierzonych jej zadań. Minister właściwy

Dla ucznia posiadającego orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego opracowuje się indywidualny program edukacyjno-terapeutyczny, uwzględniający zalecenia zawarte w orzeczeniu

„zespołem”. Zespół opracowuje program po dokonaniu wielospecjalistycznej oceny poziomu funkcjonowania ucznia, we współpracy, w zależności od potrzeb, z

zmieniającego rozporządzenie w sprawie dotacji przedmiotowej do świadczonych usług pocztowych podlegających ustawowemu zwolnieniu z opłat pocztowych (Dz.

Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo przedsiębiorców oraz inne ustawy dotyczące działalności gospodarczej (Dz. utraciła moc ustawa o swobodzie działalności

Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo przedsiębiorców oraz inne ustawy dotyczące działalności gospodarczej (Dz. utraciła moc ustawa o swobodzie działalności

o pomocy osobom uprawnionym do alimentów (Dz. 3) ) ogłasza się, że dochód za rok 2016 z działalności podlegającej opodatkowaniu na podstawie przepisów o zryczałtowanym