Monitor
TRZECIEGO SEKTORA
4/2018ROZMOWA MONITORA
Trudno być ekoterrorystą, działając zgodnie z prawem – odpiera zarzuty polityków Tomasz Wollny, znany opolski ekolog i prezes STE Silesia
w Opolu. 10-11 >
AKTYWNOŚĆ
Seniorowi nie wystarczą kijki, telewizor i działka – podkreśla Leokadia Kubalańca, przewodniczą- ca Forum Seniorów Województwa Opolskiego.
18 >
Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej
KWARTALNIK
PRZEDSIĘBIORCZOŚCI SPOŁECZNEJ I ORGANIZACJI POZARZĄDOWYCH
OPOLSZCZYZNY
Czytaj 12>
LUDZIE
Nie damy zginąć opolskim organizacjom poza- rządowym – zapewnia marszałek Andrzej Buła.
– Znajdziemy dla nich pieniądze na działalność.
4–5 >
KUBA I DAWID
BŁASZCZYKOWSCY.
PRZEZNACZENI DO POMOCY
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018
l LUDZIE
SPIS TREŚCI
Jan Całka – działacz opozycyjny i społeczny ...2 Gdzie nie spojrzeć,
tam pani Maria.
I ona to wszystko ogarnia! ... 3 Nie damy zginąć organizacjom pozarządowym...4 Trzeba tkać sieci,
żeby łowić duże ryby ...6 Spółdzielnia
artystycznych dusz ...6 Pan Jan byłby z nich dumny ...8 Między regałami szarej myszki nie uświadczysz ...9 Trudno być ekoterrorystą, działając zgodnie z prawem ...10 Kuba i Dawid Błaszczykowscy.
Przeznaczeni do pomocy ...12 Syrena, gęsia skórka…
Jest akcja, więc do przodu! ...14 Wybieraj: smartfon,
albo talenty ...16 Chcemy zmieniać ten świat ponad podziałami ...17 Seniorowi nie wystarczą „kijki”, telewizor i działka ...18
Pod znakiem władcy
piorunów ...19 Z drewna wyrośli, do korzeni wrócili ...20 Przyjeżdżają walczyć
i zazdroszczą nam Grodu ...22 Zmieniamy świat
czterech łap ...23 Rodzice i dzieci tworzą
szkołę marzeń w Opolu ...24
Jan Całka – działacz opozycyjny i społeczny
JOLANTA JASIŃSKA-MRUKOT
– To żywa wystawa, która ma się roz- rastać. I przypominać, kim był Jan Całka – mówi Przemysław Parkitny z CDO w Opo- lu, pomysłodawca i współorganizator wy- stawy, który prywatnie przyjaźnił się z by- łym opozycjonistą i społecznikiem.
Organizatorom udało się zgromadzić na początek 80 fotografii z życia i pracy zmar- łego dwa lata temu Jana Całki.
– Zdjęcia nadal do nas napływają, są z różnych okresów jego życia – dodaje Prze- mysław Parkitny. – Pochodzą od przyjaciół i szerokiego grona jego znajomych. Niektó- re są z archiwum NSZZ Solidarność, inne z okresu pracy pana Jana w Biurze Organi- zacji Pozarządowych w Opolu.
Na fotografiach można zobaczyć m.in.
Jana Całkę podczas wizyty Jana Pawła II w 1983 r. na Górze św. Anny, jak odbiera Krzyż Wolności i Solidarności, wśród ukra- ińskich studentów.
– Chodzi nam, żeby przypominać mło- dzieży, z jakim uporem, narażając życie, Jan Całka walczył o demokrację – doda- je Parkitny. – Chodzi też o pokazanie orga- nizacji pozarządowych, które mogą działać
dzięki demokracji, o którą walczył.
Po 1989 r. drugą misją życiową Jana Całki stała się budowa społeczeństwa oby- watelskiego. Lubił pracować ze studentami ze wschodu, bo do Kresów, skąd pochodził, czuł ogromny sentyment.
– Pan Jan jest z nami w tych swoich dziełach – mówi Ludmiła Kaszko, koordy- nator Centrum Partnerstwa Wschodnie- go UO. – Miałam to szczęście poznać pana Jana, tego wielkoformatowego człowie- ka, dzięki któremu jesteśmy w tym miej- scu. Potrafił doradzić i zawsze zrobił to po ojcowsku. Razem pracowaliśmy m.in. nad wolontariatem międzynarodowym.
Na początku wystawę można było oglą- dać w foyer teatru im. Jana Kochanowskie- go w Opolu. Od czerwca do lipca będzie do- stępna w Bibliotece Głównej UO, przy ul.
Strzelców Bytomskich. Potem trafi do Miej- skiej Biblioteki Publicznej przy ul. Minory- tów w Opolu, a następnie do Muzeum UO.
Na wernisaż wystawy w teatrze przyszli przyjaciele i współpracownicy Jana Całki. Fot. Michał Mrukot
LUDZIE l
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018 JOLANTAJASIŃSKA-MRUKOT KAŻDA MIEJSCOWOŚĆ MA TAKIEGO SWOJEGO SPOŁECZNIKA, KTÓRY JEDNYCH ZACHWYCA, INNYCH WKURZA, BO ZBYT AKTYWNY, PRZEZ CO WIDOCZNY. A PRZY TYM NIEZALEŻNY, BO ROBI SWOJE, NIE PATRZĄC NA TO, CO O NIM MÓWIĄ. JAK NP.
MARIA FARASIEWICZ Z GŁUBCZYC.
– Nie ma szans, żeby pani Maria była niezauważo- na – stwierdza Mateusz Kit- ka, dziennikarz „Twoje Głub- czyce”. – W mieście jest wie- le spotkań, różnych wyda- rzeń, które powstały i nadal powstają dzięki pani Marii.
Bo jej pomysły utrwaliły się i wpisały na stałe w kalendarz Głubczyc.
Maria Farasiewicz, polo- nistka z miejscowego Zespo- łu Szkół Mechanicznych dzia-
ła na różnych płaszczyznach, aż trudno się w tym poła- pać – od teatru, estrady, po- przez działania na rzecz grup najsłabszych, potrzebujących i seniorów, choć jej samej da- leko do seniorki. Czy sama się w tym nie gubi?
– Wszystkie te płaszczy- zny są mi bardzo bliskie, one budują moją tożsamość – tłu- maczy Maria Farasiewicz.
Do imprez przez nią stwo- rzonych należy m.in. koncert charytatywny „Otwarte ser- ca”. Od wielu lat organizo- wany jest 21 marca i reżyse- rowany przez Marię Farasie- wicz. W koncertach na po- graniczu polsko-czeskim bio- rą udział artyści z Czech oraz spoza Opolszczyzny. Dochód z nich przeznaczany jest na cele charytatywne – w tym roku na remont Francisz- kańskiego Ośrodka Pomocy Dzieciom.
Teatr Tradycja, działający przy ZSM od 25 lat, także za- łożyła pani Maria. Polonistka wciągając do niego uczniów
łamie stereotyp mechanika niewrażliwego na sztukę. Po- między uczniowskimi warsz- tatami – spawaniem, tocze- niem, ustawianiem, napra- wianiem – uwrażliwia przy- szłych mechaników na ludzką niedolę, kulturę i piękno.
Robi to czasem tak sku- tecznie, że jej uczeń i absol- went ZSM, Marek Nędza, po- rzucił warsztat, by studiować aktorstwo. Teraz odnosi suk- cesy na deskach łódzkiego te- atru im. Jaracza, a w 2012 roku otrzymał „Złotą Maskę”.
– A od kilku lat jest też dydaktykiem w łódzkiej „fil- mówce” – chwali się pani Ma- ria.
Potrafi dotrzeć do mło- dzieży.
– W pierwszej klasie
„mechaniczniaka” ani chwili się nie zastanawiałem, czy zo- stać wolontariuszem – wspo- mina Kamil Kaźmierczak, ab- solwent ZSM. – Zachęciła nas pani Maria. I nigdy nie miało u niej wpływu na ocenę z pol- skiego to, czy ktoś jest zaan-
Gdzie nie spojrzeć, tam pani Maria.
I ona to wszystko ogarnia!
DWA PYTANIA DO ADAMA KRUPY, BURMISTRZA GŁUBCZYC
– Tak w pierwszym odruchu: ludzie filary, na których można pole- gać?
– Takim społecznikiem od wielu lat jest u nas Ma- ria Farasiewicz, szczegól- nie widoczna na niwie kul- tury. Widać rozwój tej pani, ale dzięki temu rozwijają się też ludzie, z którymi pracu- je. Robi to profesjonalnie, na wysokim poziomie, nie tylko w naszej gminie, także poza nią. Na pewno w tech- nikum mechanicznym ma duże osiągnięcia, bo je- śli potrafi zachęcić i zainte- resować kulturą młodzież o technicznym, odmiennym zacięciu…. Mamy też innych społeczników, takie filary w sporcie. Dzięki nim mamy na poziomie badminton, ta- ekwondo, karate.
– Zapaleńcy prowa- dzą też spółdzielnie so- cjalne…
– To prawda, że pro- wadzą je zapaleńcy. Mamy jedną spółdzielnię socjal- ną, ale przyznam, że jakoś nie śledziłem jej działalno- ści. Zapewne nie jest im ła- two, skoro zwykłe firmy mają problem z zatrudnie- niem pracowników, to co dopiero spółdzielnia, któ- ra zatrudnia długotrwa- le bezrobotnych. A rachu- nek ekonomiczny musi się zgadzać – niezależnie od tego, że realizują działal- ność społeczną. Zwrócę na nich uwagę i będziemy ich wspierać.
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018
l TRZECI SEKTOR
gażowany w teatr lub wo- lontariat, czy nie. Szanowa- ła nasze wybory.
Stowarzyszenie „Tacy sami” założone przez Marię Farasiewicz przy przedszko- lu w Głubczycach odpowia- dało na inne zapotrzebowa- nie – integracji dzieci nie- pełnosprawnych. Bo niepeł- nosprawność, szczególnie ta intelektualna, nadal jest schowana. Więc mamy z nią słaby kontakt.
– Pani Maria często nam mówiła, że „inny, to nie znaczy gorszy” – mówi Ka- mil. – Że wszyscy jesteśmy dziećmi bożymi. Drogi i in- westycje dla mieszkańców są ważne, ale jak ktoś daje ludziom coś, co sprawia, że czują się wspólnotą, to daje im o wiele więcej. A to robi pani Maria.
Maria Farasiewicz jest też krzewicielką idei PCK i Klubu Honorowych Daw- ców Krwi. Wraz z Klubem organizuje wiele akcji dla dzieci z uboższych rodzin, włączając w to młodzież.
– Krwiodawcy to skrom- ni bohaterowie, którym nie zależy na rozgłosie, a ratują tak wiele ludzi – podkreśla pani Maria.
Natomiast fascyna- cja Kresami pani Marii, jak mówi, wynika z jej własnego życia. – Od dziecka byłam karmiona Kresami, bo moja babcia zaczynała dzień od opowieści o kresach i koń-
czyła na nich – wspomina.
– Więc cały dzień byli ban- derowcy i ta trauma nie za- żegnana…
Dlatego współpra- ca z głubczyckim Towarzy- stwem Miłośników Lwo- wa i Kresów Południowo Wschodnich była dla niej oczywista.
– Czuję, że muszę czcić pamięć i ocalić od zapo- mnienia – podkreśla pani Maria. – Dlatego włączam młodzież w te działania, m.in. Dni Kresowe.
Jej indywidualność i niepowtarzalność uwi- dacznia się też w jej barw- nych scenicznych strojach.
– Ale ma do siebie dy- stans – zaznacza Mateusz Kitka. – Po prostu robi swo- je. I idzie dalej.
Jej pozytywistyczną pra- cę i społecznikowskie od- danie doceniają nie tylko Głubczyce. Panią Marię do- strzegły także władze re- gionu – została wyróżnio- na w konkursie „Społecznik Roku Województwa Opol- skiego 2016”, organizowa- nym przez Andrzeja Bułę, marszałka województwa opolskiego.
To nie pierwsza jej na- groda, ma ich w dorobku wiele, m.in. „Pozytywisty Roku”, przyznawanej przez Szkołę Główną Gospodar- stwa Wiejskiego. Odbiera- ła ją w towarzystwie Anny Dymnej.
Z ANDRZEJEM BUŁĄ, MARSZAŁKIEM WOJEWÓDZTWA
OPOLSKIEGO ROZMAWIA JOLANTA JASIŃSKA- MRUKOT
– Czy przez ostatni rok we współpracy z or- ganizacjami pozarządo- wymi zaszły jakieś istot- ne zmiany?
– Przez kilka ostatnich lat wypracowaliśmy funda- menty nowej strategii poli- tyki i współpracy z organiza- cjami. Zdefiniowaliśmy nasze zadania w stosunku do fun- dacji, stowarzyszeń, ale też grup nieformalnych, bo uwa- żamy, że nie wszyscy muszą i nie wszyscy chcą tworzyć formy prawne. Czasem wy- starczy kilka osób, np. na te- renach wiejskich, żeby roz- kręcić coś dobrego.
– Czy grupa niefor- malna może liczyć na ja- kieś dofinansowanie?
– Obecnie dwie organi- zacje pośredniczą w organi- zowaniu konkursów i prze- kazywaniu grantów grupom nieformalnym. Taka forma współpracy to tzw. regran- ting, stosowany przez sa-
morząd, który pewne zada- nia publiczne zleca organi- zacjom. W tym przypadku jest to OCWIP i LGD „Doli- na Stobrawy”. Za ich pośred- nictwem wsparcie w wysoko- ści 5 tys. zł otrzymały m.in.
nieformalne grupy pasjona- tów historii, pasjonatów sta- rych pojazdów, czy organizu- jących biegi. Grupy niefor- malnej zupełnie nie obcho- dzi rozliczanie, nie spoczywa na nich żadna odpowiedzial- ność finansowa za przepro- wadzenie zadania. Wszyst- ko załatwiają organizacje po- średniczące – operatorzy re- grantingu. Zamierzamy to kontynuować. Chcemy, żeby ludzie byli aktywni, dlatego będziemy upraszczali proce- durę pozyskiwania i rozlicza- nia pieniędzy.
– A pieniądze na trze- ci sektor?
– Od 2014 roku prze- znaczamy coraz więcej pie- niędzy na współpracę z or- ganizacjami. W 2014 było to 5,5 mln zł z budżetu wo- jewództwa, a w 2017 już 9,3 mln zł. Takie wsparcie po- wodowało, że organizacje czuły się pewniej w swojej działalności. Zwiększyła się
Nie damy zginąć organizacjom
pozarządowym
Zdjęcia: Mateusz Kitka
TRZECI SEKTOR l
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018Pomysł nie był tak szalony,
jak myśleliśmy
ROZMOWA Z
SZYMONEM OGŁAZĄ, CZŁONKIEM ZARZĄDU WOJEWÓDZTWA OPOLSKIEGO.
– Kto wymyślił Marszał- kowski Budżet Obywatelski?
– To inicjatywa, która pochodzi z naszych wcześniejszych doświadczeń, także moich, jako radne- go miasta Opola. Wtedy w 2014 wprowadziliśmy budżet obywa- telski w Opolu. Potem mieliśmy z marszałkiem Andrzejem Bułą trochę szalony pomysł, by to samo zrobić na poziomie woje- wódzkim. Ale okazało się, że wcale nie jesteśmy pierwsi, bo Ma- łopolska realizowała już rok wcześniej marszałkowski budżet obywatelski. Doświadczenia pierwszej edycji naszego budżetu sprawiły, że już wiele osób czekało na tegoroczną, drugą edycję.
– Czy proponowane zadania są podobne do tych, jakie realizuje samorząd?
– W tym roku, podobnie jak w poprzednim, przeznaczamy 3 mln zł na inicjatywy, które są kreowane przez mieszkańców regionu, gdyż wynikają z ich potrzeb. I nikt ani przez chwilę nie obawia się, że będą „nie z tej ziemi”, choć często budżet oby- watelski pozwala realizować takie pomysły, które wcześniej sa- morządom nie przychodziły do głowy. Tegoroczne propozycje, jak i te ubiegłoroczne, wpisują się w ten wachlarz zadań, które realizuje samorząd województwa. Dominują te o charakterze kulturalnym, prospołecznym, edukacyjnym, sportowym, eko- logicznym oraz z pogranicza tych dziedzin. Ale podkreślam – to mieszkańcy województwa od początku do końca decydują, jakie chcą realizować zadania.
– No i okazuje się, że to był strzał w dziesiątkę.
– Aktywność obywatelska i chęć uczestniczenia w życiu społecznym sprawia, że ludzie się angażują. Idea budżetu oby- watelskiego jest pewnego rodzaju plebiscytem. Wygrywają te wnioski, które zdobywają najwięcej głosów w powszechnym głosowaniu, które odbywa się w sposób tradycyjny oraz po- przez internet. Dzięki temu ludzie mogą być kreatywni, wyka- zać się aktywnością obywatelską – zarówno ci, którzy składają wnioski, jak i ci, którzy później na te zadania głosują.
– Niezła lekcja budowy społeczeństwa obywatel- skiego…
– Tak, idea partycypacji, odpowiedzialności za swój pro- jekt, to doskonała forma oddolnej aktywności obywatelskiej.
Człowiek, który wykreuje taki projekt, musi go opisać, ale też przekonać do niego jak największą liczbę sąsiadów, mieszkań- ców danego powiatu, czy subregionu. Dlatego rządowy pomysł, by centralizować i ograniczać ramy działania organizacjom po- zarządowym jest zły. Te ramy są jak kaganiec, to wbrew wszel- kim zasadom dotyczącym trzeciego sektora – nie przypadkiem one nazywają się pozarządowe. Trzeba dać swobodę obywatel- skiej aktywności.
Rozmawiała Jolanta Jasińska-Mrukot też liczba organizacji stara-
jących się o dotacje, wzrósł także poziom dofinansowa- nia do niektórych przedsię- wzięć. Cieszy mnie ponad- to inna rzecz – w przeszłości byliśmy uznawani za region, który słabo stara się o pie- niądze w Warszawie, a te- raz to się zmieniło. Z drugiej strony można mieć ogrom- ne pieniądze na jakąś po- moc, ale bez silnych i ak- tywnych organizacji nie by- łoby efektów. Taka współ- praca wymaga partnerów po obu stronach. Chcę dodać, że organizacje, które otrzy- mywały w roku poprzednim wsparcie na swoją działal- ność, mogły liczyć, że o nich nie zapomnimy i wzmocni- my w roku następnym.
– W jakich obsza- rach działają organiza- cje, z którymi współpra- cujecie?
– Oddziałujemy na dzie- sięć obszarów tematycz- nych, podzielonych pomiędzy członków zarządu wojewódz- twa. Oni w swoich departa- mentach te obszary nadzoru- ją i mogą niezależnie od in- nych je wspierać. Moim zda- niem, są dwa rodzaje organi- zacji, które prowadzą bardzo ważną działalność – doty- czy to wsparcia osób niepeł- nosprawnych i ogólnie opie- ki społecznej. Jeżeli one się czegoś podejmą na począt- ku roku, to opiekę prowadzą przez cały rok, jak np. fun- dacja państwa Jednorogów.
Oczywiście, nie lekceważymy organizacji, które robią wy- darzenia jednodniowe, kil- kudniowe, to też jest bardzo ważne. Ale odpowiedzialność wobec społeczeństwa, szcze- gólnie z obszaru polityki spo- łecznej, jest bardzo istotna.
– W jaki sposób te or- ganizacje starają się o do- finansowanie?
– Większość rozdyspono- wywana jest w ramach otwar- tych konkursów ofert. Po- zostałe fundusze w tzw. ma- łych grantach, w trybie poza- konkursowym. W 2014 roku wprowadziliśmy dotacje dla organizacji na wkłady własne
do projektów finansowanych np. z funduszy centralnych.
W 2014 r przeznaczaliśmy na to 550 tys. zł, a w 2017 roku już 1,25 mln zł. Największym powodem do dumy jest to, że jedna złotówka z budżetu wo- jewództwa wydana na ten cel przyniosła aż 11,5 zł!
– Czy są programy szczególnie ważne dla naszego regionu?
– Jednym z nich jest pro- gram Eduko, który łączy sferę edukacji i kultury. Jest waż- ny, bo pozwala na rozwój kul- tury w małych miejscowo- ściach. I został tam najlepiej przyjęty. Niestety, dotacja ministerialna w latach 2017 i 2018 jest mniejsza o ponad połowę. Jednak program bę- dzie kontynuowany, bo kiedy roznieciliśmy żar aktywności lokalnych grup kultury, to nie powiemy im przecież, że nie dała nam Warszawa i koń- czymy. Zwiększyliśmy więc swój wkład – dotacja z mini- sterstwa wynosiła 135 tys. zł., a z budżetu województwa 303 tys. zł.
– Ta aktywność od- dolna to trochę taka sprężyna, którą trudno zatrzymać…
– Tak to właśnie widzi- my! Skoro ta aktywność tak się rozwija, to my, jako samo- rząd się z tego finansowania nie wycofamy.
– Tylko skąd na to pieniądze, bo z pustego i Salomon nie nalał…
– W razie czego bę- dziemy angażować pienią- dze z budżetu województwa, a wszystkie organizacje mogą liczyć na wsparcie co naj- mniej takie, jak w roku po- przednim. Ponadto dostrze- gamy możliwości pozyskiwa- nia pieniędzy z innych źró- deł. Organizacje przy naszych dotacjach na tzw. wkład wła- sny mogą sięgać po fundusze z różnych ministerstw, m.in.
kultury, sportu, zdrowia, czy pracy, rodziny i polityki spo- łecznej. One na różne pro- gramy mają sporo pieniędzy, podkreślmy – europejskich pieniędzy, z unii.
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018
l EKONOMIA SPOŁECZNA
Z ROMANEM CIASNOCHĄ, KIEROWNIKIEM CENTRUM PROMOCJI I ROZWOJU EKONOMII SPOŁECZNEJ REGIONALNEGO OŚRODKA POLITYKI SPOŁECZNEJ W OPOLU ROZMAWIA JOLANTA JASIŃSKA-MRUKOT
Coraz częściej w odniesieniu do relacji społecznych słyszymy słowo „sieciowanie”. A jak ono wygląda w przypadku spółdzielni socjalnych?
– Sieciowanie to tworzenie wza- jemnych powiązań między nimi, insty- tucjami wsparcia ekonomii społecznej oraz podmiotami zewnętrznymi tego
sektora – nauką i biznesem. Spółdziel- nie socjalne mogą tworzyć grupy, któ- rych członkowie wzajemnie się wspie- rają w określonych działaniach gospo- darczych. Tworząc taką grupę uzyskują zdecydowanie większy potencjał, dzię- ki czemu mogą przedstawić atrakcyj- niejszą ofertę potencjalnym kontra- hentom. Sieciowanie zwiększa siłę tego sektora, sprawia, że jest zauważalny, co nie pozwala go szufladkować i spychać na margines.
– Jednak w powszechnym od- biorze spółdzielnia socjalna na- dal nie jest postrzegana jako biz- nes.
– Spółdzielnia socjalna to także biznes! Choć rzeczywiście często trak- tuje się ją jako gorszy twór. Jako coś, co jest powołane tylko do wykorzysta- nia unijnych pieniędzy, a potem ma upaść. To absolutnie nieprawda. Prze- żywalność spółdzielni socjalnych jest taka sama jak przeżywalność przedsię- biorstw zakładanych przez osoby pry- watne – na poziomie 50 proc. w pierw- szym roku działalności. To jest taka
sama skala, jak w tradycyjnym bizne- sie, tylko inna forma organizacyjna.
Spółdzielnie socjalne to biznesy, które można dobrze realizować, a realizują je ludzie, którzy mają pasję i zarażają nią innych. Spółdzielnie zaczynają się krę- cić!
– Tyle, że spółdzielnie mają szersze cele, niż tradycyjne przed- siębiorstwa.
– Owszem, tutaj istotną kwestią są cele społeczne – częściej mówimy o lu- dziach. Także występujący model za- rządzania jest bardziej demokratyczny, niż w tradycyjnym przedsiębiorstwie.
Zysk jest sprawą równie istotną, bo przecież dla zysku spółdzielnie powsta- ją! Jednak ważne jest, w jaki sposób ten zysk jest rozdysponowany. Nie pój- dzie na dywidendy, a na dalszy rozwój spółdzielni, bądź jej członków. W spół- dzielni socjalnej łączy się cele społecz- ne z prawdziwym biznesem.
– Zanim zaczęto oficjalnie mó- wić o sieciowaniu, to intuicyjnie spółdzielnie socjalne nawiązywa-
Trzeba tkać sieci, żeby łowić duże ryby
Spółdzielnia artystycznych dusz
MAŁGORZATA SOBOLEWSKA CZY NA KULTURZE DA SIĘ ZAROBIĆ? GRUPA KOBIET Z KUNIOWA UZNAŁA, ŻE TAK I POSTANOWIŁA STWORZYĆ SPÓŁDZIELNIĘ SOCJALNĄ
„3 KULTURY”.
F
ormalnie założyły ją Fundacja Ar- tem Silesiam i Stowarzyszenia My Wy Razem. Dlaczego taka forma działalności? Bo spółdzielnia socjalna to szansa dla osób w tzw. martwym punkcie.– Problem zagrożenia wyklucze- niem szczególnie dotyczy kobiet. Nie tylko tych po pięćdziesiątce, ale także młodych, którym trudno wrócić na ry- nek pracy po urlopie wychowawczym – mówi Grażyna Sokołowska, prezes spół- dzielni „3 Kultury”. Tak było w przypad- ku jej koleżanek.
A dlaczego kultura? Bo ją lubią i mają artystyczne dusze.
– W szkole podstawowej w Zdzieszowicach miałam nauczy- cielkę artystkę-plastyk, Jolantę Sie- kierkę, która rozbudziła we mnie wrażliwość na kulturę i sztukę – do- daje Grażyna Sokołowska, z wy-
kształcenia… matematyk, a z zawo- du… księgowa.
Choć może to brzmieć trochę pate- tycznie, za swoją misję uważają propa- gowanie sztuki i kształtowanie otocze- nia w duchu piękna, dobra i prawdy.
Pisanie ikon to specjalność spółdzielni z Kuniowa. Fot. Arch. „3 Kultury”
EKONOMIA SPOŁECZNA l
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018 ły między sobą współpracę, po-szukiwały partnerów w środo- wisku naukowym, czy tradycyj- nym biznesie.
– W ostatnim czasie to poję- cie stało się bardzo modne, ale zja- wisko sieciowania jest pewnie stare jak świat. Sprowadza się do tego, że w grupie jesteśmy silniejsi i możemy więcej. I możemy korzystać z wiedzy i doświadczeń innych, którzy działa- ją w innych przestrzeniach, ale mają punkty styczne z naszą działalnością.
To proces naturalny, który próbuje- my animować. Ważne, żeby ludzie z tych różnych płaszczyzn się pozna- li i poznali przestrzenie swoich dzia- łań, a naszym zadaniem jest stwo- rzyć im taką możliwość. ROPS ma taką funkcję koordynacyjną, poprzez organizowanie spotkań sieciujących, na które zapraszamy osoby związane z ekonomią społeczną.
– O czym będziecie mówić na takich spotkaniach?
– Będą związane np. z outsour- cingiem, jak pozyskać dobrego klien- ta. Schemat jest prosty: np. firma X, która produkuje jakieś części samo- chodowe, ma dział pakowania, któ- ry postanawia wyekspediować na ze-
wnątrz, czyli zatrudnić firmę, która będzie się zajmowała pakowaniem.
I to jest pole dla spółdzielni socjal- nych, które mogą się tym zająć.
– A coś bardziej skompliko- wanego, kreatywnego?
– Chciałbym zwrócić uwagę, że spółdzielnie socjalne to nie tylko pro- ste prace, chociaż zwykliśmy tak uwa- żać. W Polsce są spółdzielnie zajmują- ce się z powodzeniem usługami księ- gowymi. Działalność spółdzielni nie jest niczym ograniczona, to tylko for- ma prawno-organizacyjna przedsię- biorstwa. A w jakiej działa branży, to o tym decydują założyciele. Tych możliwości jest dużo, chociaż spół- dzielnie działają głównie w branży ga- stronomicznej, usług sprzątających, rękodzielnictwa. To wynika też z tego, że brakuje nam kadry menedżer- skiej w ekonomii społecznej. Pozo- stają osoby zagrożone wykluczeniem, dla których i przez których spółdziel- nie powstają, ale im samym trudno jest prowadzić biznes. Jakoś wydat- ków na cele społeczne nie odbieramy jako dobrej inwestycji… A w przypad- ku spółdzielni socjalnych łączymy biz- nes z celem społecznym, bez dodatko- wych znaczących nakładów.
Taką postawę życiową wyniosły ze śro- dowisk katolickich, w których się rów- nież udzielają. Właśnie doświadczenia z Fundacji Artem Silesiam Promove- re nasunęły im pomysł na jeden z kie- runków działalności. Zaczęły bowiem od twórczości sakralnej – pisania ikon.
– Ikony są naszym szczególnym dzieckiem! – podkreśla Grażyna Soko- łowska. – Prowadzimy kursy pisania ikon oraz je sprzedajemy. Certyfikowa- nym twórcą spółdzielni w tym zakre- sie jest wiceprezes Małgorzata Duda, z fundacji wywodzi się też artystka pla- styk Agata Morawiec.
Oprócz tego spółdzielnia oferuje różnorodne warsztaty plastyczne dla dzieci i młodzieży w lokalu spółdziel- ni w Kuniowie, tam również mieści się sklep z wyrobami artystek: ikona- mi, biżuterią, akcesoriami do kaligra- fii, przedmiotami zdobionymi różny- mi technikami.
Wiedzą jednak, że przed nimi wie- le pracy, działają zaledwie od paź- dzierniku ubiegłego roku.
– Nie sposób w pół roku odnieść sukces, jesteśmy w fazie rozwoju i przechodzimy różne przemiany –
przyznaje Grażyna Sokołowska. – To może trwać dwa, trzy lata. Z jednej strony jest trudno znaleźć się na ryn- ku pracy, z drugiej brakuje rąk do pra- cy. Bardzo mi się podoba projekt spół- dzielni socjalnych. Jest trudny do re- alizacji, ale ma ciekawą misję. Ważne, by dobrać właściwą grupę ludzi, ta- kich, którym chce się pracować.
Niedawno dostały grant z progra- mu EDUKO. Liczą też na zlecenia zwią- zane z utworzeniem katolickiej szkoły w Biadaczu, pod egidą Fundacji Artem Silesiam Promovere. Fundacja wspiera spółdzielnię, angażuje ją we wszystkie swoje działania.
Choć sam Kuniów to mała miejsco- wość, to na warsztaty przyjeżdżają ludzie z bliższej i dalszej okolicy. Przychodzą zamówienia na ikony. Obecnie „3 Kultu- ry” czekają na piec do ceramiki, planują także utworzenie zespołu muzycznego.
– Kultura jest ciężkim chlebem – przyznaje Grażyna Sokołowska. – Na razie wciąż się promujemy i szuka- my gałęzi rozwoju. Mam jednak wra- żenie, że już udało się nam stworzyć coś, o czym inni czasem tylko mówią i na tym poprzestają.
ALICJA GAWINEK WICEPREZES
OPOLSKIEGO
CENTRUM WSPIERANIA INICJATYW
POZARZĄDOWYCH
Jak uzyskać status OPP
Minął już czas na rozliczenia PIT i możliwość przekazania 1% naszego po- datku na organizacje pozarządowe. Wes- przeć można jednak tylko takie, które po- siadają status organizacji pożytku pu- blicznego (OPP).
O czym bowiem nie wszyscy wiedzą, każda organizacja pozarządowa niezależ- nie od swojej formy, np. stowarzyszenie, fundacja czy klub sportowy, działa w ob- szarze sfer pożytku publicznego, ale nie każda ma status OPP.
Aby go uzyskać, organizacja musi zło- żyć odpowiedni wniosek w Krajowym Re- jestrze Sądowym (KRS) o nadanie statusu OPP. Sąd sprawdza, czy zostały spełnione wszystkie warunki zgodnie z wymogami ustawy. Aby starać się o status OPP, orga- nizacja musi m.in.:
* prowadzić działalność pożytku pu- blicznego w określonym ustawowo zakresie nieprzerwanie przez co naj- mniej 2 lata,
* nadwyżkę przychodów nad kosztami przeznaczać na prowadzoną działal- ność pożytku publicznego,
* mieć kolegialny organ kontroli lub nadzoru, np. komisję rewizyjną (nie- zależny od zarządu), którego członko- wie spełniają szereg kryteriów, w tym m.in. o niekaralności i braku związ- ków z członkami zarządu),
* mieć zarząd (organ zarządzający), którego członkowie nie byli karani,
* umieścić w statucie zapisy chronią- ce majątek organizacji (m.in. zakaz udzielania pożyczek członkom, człon- kom władz, pracownikom i ich bli- skim) oraz zapisy dotyczące zakupów towarów i usług od osób związanych z organizacją.
Posiadanie statusu OPP wiąże się z pewnymi przywilejami, m.in z możliwo- ścią otrzymywania właśnie 1% podatku od osób fizycznych, zwolnienie np. od podat- ku dochodowego, podatku od nierucho- mości. Poza przywilejami organizacje te mają jednak pewne obowiązki, m.in. obo- wiązek sporządzenia i ogłoszenia spra- wozdania z działalności – merytoryczne- go oraz finansowego. Organizacje pożyt- ku publicznego podlegają też specjalne- mu nadzorowi właściwego ministra.
ALICJA RADZI
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018
l OPOLSCY SPOŁECZNICY
JOLANTA
JASIŃSKA-MRUKOT ANNA CHODAKOWSKA, DŁUGOLETNIA
TRENERKA JUDO AZS JUDO OPOLE ORAZ STOWARZYSZENIE
„WIGILIA DLA SAMOTNYCH I BEZDOMNYCH” TO LAUREACI DRUGIEJ EDYCJI KONKURSU IM. JANA CAŁKI.
J
estem zaskoczona, że to właśnie ja zostałam wybrana – mówi Anna Chodakowska, laureatka w kategorii Lider Społeczny Roku. – Nie wszyscy uważa-ją, że pieniądz rządzi świa- tem, a nominowani społecz- nicy są tego przykładem.
Pani Anna dodaje, że kiedy zobaczyła wszystkich nominowanych do tego- rocznej nagrody im. Jana Całki, społeczników z róż- nych dziedzin, do tego nie- porównywalnych, to pomy- ślała, że zasiadający w kapi- tule mieli trudny wybór.
– Z drugiej strony, ich wszystkich łączy to, że dzia- łają dla dobra innych ludzi.
I robią to ponad podziała- mi – podkreśla Anna Cho- dakowska.
Anna Chodakowska po- czątkowo była zawodnicz- ką judo AZS Opole, potem
szkoleniowcem, działaczem, następnie prezesem, a teraz także w roli trenera w – jak twierdzi – bardzo wyma- gającej grupie wyczynowej głównie chłopców, którą prowadził wcześniej nieży- jący już Bogusław Faciejew, mąż pani Anny.
Nagrodę w kategorii Po- żytek Roku odebrał Andrzej Toczek, wiceprezes Stowa- rzyszenia „Wigilia dla Sa- motnych i Bezdomnych”
w Opolu.
– Za tym dziełem stoi wiele osób, które pracują społecznie, a także małych i wielkich cichych sponso- rów – podkreśla wicepre- zes Toczek. – Nasze sto- warzyszenie pracuje przez cały rok na rzecz potrzebu- jących. A na rzecz Wigilii, żeby przygotować wiecze- rzę na 1800 osób, tak jak w ubiegłym roku, pracuje- my przez okrągłe dwanaście miesięcy.
Na uroczystą Galę Fo- rum Inicjatyw Pozarządo- wych w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, podczas której wręczono nagrody zwycięzcom konkursu, pre- zydent Arkadiusz Wiśniew- ski zaprosił także przyjaciół i znajomych zmarłego dwa lata temu Jana Całki.
– Jest to nagroda z mi- sją, która upamiętnia na- szego przyjaciela Jana Cał- kę i przypomina jego zasłu- gi w budowaniu demokracji oraz społeczeństwa obywa- telskiego na Opolszczyźnie – podkreślają Lidia i Stani- sław Leszczyńscy. – A zna- liśmy się już od tego waż- nego okresu w Polsce, kie- dy ważyły się losy naszego kraju.
Na Galę w teatrze przy- szli także przedstawiciele stowarzyszeń i fundacji, z którymi pan Jan współ- pracował przez wiele jako naczelnik wydziału Biura Organizacji Pozarządo- wych.
– Wręczenie nagród im, Jana Całki to bardzo waż- na impreza w Opolu – pod- kreśla Magdalena Stańczyk ze Stowarzyszenia Quisisa- na. – Jest zawsze tak wiele emocji, bo docenia się to, co robią ludzie dla innych lu- dzi.
Podczas Gali na scenie pojawili się również harce- rze – chór 41. Drużyny Że- glarskiej w Opolu, pod kie- rownictwem podharcmistrz Anny Markuszewskiej-Ła- buzińskiej.
– Bo ta przygoda jest jak pierwszy pocałunek… – śpiewali o żeglowaniu. Wła- śnie dla harcerzy i wyzna- wanych przez nich warto- ści pan Jan miał zawsze tak wielkie uznanie.
– A my poczuliśmy się bardzo wyróżnieni, że mo- gliśmy na Gali śpiewać – mówi Anna Markuszewska- Łabuzińska, której mama, druhna Maria Markuszew- ska, ubiegłoroczna laureat- ka im. Jana Całki, była także gościem na Gali. – Ja wiem, że wiele osób nawet nie wie- rzy, że można rozbić coś za darmo. A jak widać tutaj, tak wiele osób robi tak wiele za darmo. To pasjonaci, któ- rzy pasją chcą zarażać in- nych. Pan Jan byłby z nich dumny.
Pan Jan byłby z nich dumny
Anna Chodakowska, tegoroczna laureatka w kategorii Lider Społeczny
Roku. Zdjęcia: UM Opole
Nagrodę dla Stowarzyszenia „Wigi- lia dla Samotnych i Bezdomnych”
odebrał jego wiceprezes, Andrzej Toczek.
MISJA l
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018Między regałami szarej myszki nie uświadczysz
JOLANTA
JASIŃSKA-MRUKOT NAZYWAJĄ JE POWIEWEM WIOSNY W BIBLIOTEKACH, BO WNOSI OŻYWIENIE, ŚWIEŻOŚĆ I NOWOŚCI.
I JAK KAŻDA ORGANIZACJA POZARZĄDOWA, BŁYSKAWICZNIE REAGUJE NA WSZYSTKIE ZMIANY I ZAPOTRZEBOWANIA SPOŁECZNE.
M
owa o Stowarzysze- niu Bibliotekarzy Polskich, które in- tegruje także bibliotekarzy z małych i dużych miejsco- wości, z publicznych, nauko- wych i pedagogicznych bi- bliotek.Dwa lata temu biblioteka- rze z opolskiego oddziału SBP zorganizowali XI Forum Mło- dych Bibliotekarzy pod hasłem
„W bibliotece wszystko gra”.
– We współczesnych bi- bliotekach wszystko przeni-
ka się jak w muzyce, a biblio- tekarka nie jest szarą panią podającą książki – podkreśla Elżbieta Kampa, wiceprezes okręgu opolskiego Stowarzy- szenia Bibliotekarzy Polskich i dyrektor Miejskiej Bibliote- ki Publicznej w Opolu.
Podczas forum młodzi bi- bliotekarze udowodnili, że w bibliotece „wszystko gra”
– dowodem choćby bibliote- ka w Gliwicach, gdzie zorga- nizowano międzynarodowy dzień gier.
– Biblioteka to miejsce dla solisty i dla całej orkiestry – dodaje wiceprezes Kam- pa. – To tzw. trzecie miejsce, poza pracą i domem, gdzie nie tylko wypożycza się książ- kę, audiobooka, czy film. Bi- blioteka to miejsce różnych spotkań, wystaw, koncertów.
To miejsce animacji kultury i… skołatanej duszy, bo nie- kiedy lekarze zalecają pójście do biblioteki, o czym mówią nam czytelnicy.
Nie są to już miejsca z jedną dziedziną sztuki – li- teraturą. W bibliotece moż-
na zobaczyć wystawę foto- grafii, malarstwa, kwiatów, albo wysłuchać np. koncertu skrzypcowego. W trosce o to, by z biblioteki mogli korzy- stać wszyscy, opolski okręg SBP we współpracy z Funda- cją SYNAPSIS zorganizował warsztaty „Bibliotekarzu za- przyjaźnij się z osobą z auty- zmem”.
– Użytkownikami naszej biblioteki są osoby dotknię- te autyzmem, ale też inni uczniowie ze szkoły specjal- nej – mówi Elżbieta Party- ka, empatyczna bibliotekar- ka z biblioteki nr 17 w Opo- lu. Jej osobowość i zdobyta wiedza w stu procentach po- maga dotkniętym autyzmem i innym użytkownikom bi- blioteki.
– Książki pełnią funkcję terapeutyczną, niektóre tytu- ły są jak balsam na dolegli- wości ducha, a my mamy na uwadze trudnego użytkowni- ka i traumy u dzieci – pod- kreśla Alicja Biesaga, dyrek- tor Biblioteki Gminno-Miej- skiej w Grodkowie, gdzie SBP
zorganizowało szkolenie dla bibliotek powiatu brzeskiego, dotyczące właśnie tzw. trud- nego użytkownika.
Przekazują również wie- dzę na temat uchodźców.
– Z książki użytkownik bi- blioteki dowiaduje się dlacze- go, „ten obcy” musiał opuścić swój dom i uciekać ze swo- jego kraju – tłumaczy Alicja Biesaga.
Stowarzyszenie organizu- je też w Grodkowie cykl spo- tkań dla seniorów „Rękodzie- ło w bibliotece”, na których można pogłębiać i poszerzać techniki plastyczne.
Z kolei w Strzelcach Opolskich SBP przygoto- wało akcję „Odjazdowy bi- bliotekarz”, podczas której bibliotekarze i miłośnicy książek zwiedzali na rowe- rach okolice miasta. To dało okazję do żywiołowych roz- mów na tematy zaczerpnięte z książek.
– Ale tematyka, którą zajmuje się stowarzyszenie, nie ogranicza się tylko do kultury – podkreśla Joanna Raczyńska-Parys, starszy ku- stosz biblioteczny, członek zarządu okręgu opolskiego SBP. – Protestowaliśmy, kiedy władze regionu redu- kowały liczbę bibliotek pe- dagogicznych, staramy się też pamiętać o zasłużonych bibliotekarzach, opisując ich sylwetki i dorobek w Księdze Zasłużonych Bibliotekarzy Opolszczyzny.
Jednak największą i naj- istotniejszą społecznie zasłu- gą SBP jest to, iż dzięki sto- warzyszeniu ludzie wciąż czy- tają książki, a biblioteki mają się dobrze.
– Choć jeszcze niedaw- no prorokowano, że z powo- du internetu ich upadek jest nieuchronny – dodaje Joan- na Raczyńska-Parys. – A bi- blioteki wkroczyły w nowy etap rozwoju.
Martyna Kawka (od lewej), Joanna Raczyńska-Parys i Paulina Huk pracują w opolskiej MBP i aktywnie działają
w Stowarzyszeniu Bibliotekarzy Polskich. Fot. Jolanta Jasińska-Mrukot
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018
l ROZMOWA MONITORA
Z TOMASZEM WOLLNYM, PREZESEM
STOWARZYSZENIA TECHNOLOGII
EKOLOGICZNYCH SILESIA W OPOLU ROZMAWIA MICHAŁ MRUKOT
– Czy Państwo, jako ekolodzy, czujecie się ekoterrorystami? To w ostatnich latach modne określenie wśród polity- ków i dużej części społe- czeństwa.
– Musielibyśmy odpowie- dzieć na pytanie, co to w ogó- le terroryzm. Według mojej definicji jest to postępowa- nie niezgodne z prawem, któ- re ma za zadanie wymuszenie jakiegoś działania, nie licząc się ani z ofiarami, ani z tym, czy nie będzie po prostu go- rzej. Nasze stowarzyszenie stara się robić wszystko zgod- nie z prawem, nie przypina- my się do drzew. Skoro jakiś urząd lub sąd stwierdzi, że to my mamy rację – co zresztą często się zdarza – to zarzut ekoterroryzmu jest tym bar-
dziej chybiony. Trudno być ekoterrorystą, działając zgod- nie z prawem.
– Czyli oni nie ist- nieją, a wszystkie zarzu- ty, które padają pod ad- resem ekologów – że np.
dzięki protestom odno- szą jakieś konkretne ko- rzyści – to mity?
– Słyszałem o jednym przypadku z Warszawy, to było związane z działania- mi przeciwko deweloperom.
Pewna organizacja utrudnia- ła im życie, ale dawała do zro- zumienia, że jeśli dostanie ja- kąś darowiznę, to się to skoń- czy. Nazwałbym to jednak szantażem. Akurat nasze sto- warzyszenie utrzymuje się ze składek, dotacji oraz gran- tów. Nie mamy dużych wy- datków, potrzebujemy pie- niedzy głównie do wnoszenia opłat sądowych. Ogólnie, jeśli mówi się, że wśród kierowców jest cała grupa osób, która za- chowuje się nieprawidłowo i po chamsku, to należy przy- jąć, że wśród rowerzystów też może być tak samo, tzn. nie
uważają na pieszych i jeżdżą za szybko. Ale przecież nie ro- biłbym z tego jakiejś ideologii.
Swoją drogą, były już minister Szyszko założył jakąś proeko- logiczną fundację dla mło- dzieży, która chodzi na de- monstracje z myśliwymi i jest za wycinką Puszczy Białowie- skiej.
– Podejrzewam, że oni również działają zgodnie z prawem. Czyli teoretycznie też mogą na- zwać się ekologami?
– Mają pełne prawo, żeby zrzeszać się jako organizacja ekologiczna, choć w sprawie puszczy ich postulat naruszał wyrok Trybunału Sprawiedli- wości w Luksemburgu.
– W takim razie gdzie jest ta idea ekologii, sko- ro występują tak skrajne podejścia?
– To pojęcie tak szero- kie, jak filozofia – są różne de- finicje. Ja używam tej, która mówi, że ekologia jest sztuką przewidywania konsekwencji.
To oznacza, że ekolodzy sta-
rają się spojrzeć dalej i prze- widzieć, czy dane działanie nie będzie długoterminowo negatywnie oddziaływać na środowisko. Mamy przykład z przeszłości, jak np. substan- cja DDT, którą truto koma- ry. Potem okazało się, że pa- dały przez nią całe ekosyste- my. Trucizna kumulowała się wśród zwierząt, które zjadały larwy tych owadów. Na końcu doszło do tego, że ta substan- cja była w mleku karmiących matek, u nas – u ludzi. Jako stowarzyszenie także stara- my się patrzeć długotermino- wo, mam tu na myśli np. kwe- stie zbyt dużej rozbudowy in- frastruktury drogowej.
– To znaczy?
– Problem polega na tym, że zazwyczaj najpierw patrzy- my na przecinaną wstęgę przy ukończonej inwestycji, po czym auta wlewają się szero- kim strumieniem do centrum.
Na końcu jednak myślimy, jak to zrobić, by udrożnić ruch w mieście i te pojazdy z cen- trum wyrzucić.
– Ale jak to pogo-
Trudno być ekoterrorystą, działając zgodnie z prawem
Tomasz Wollny z synem Hubertem. Fot. Arch. Prywatne
ROZMOWA MONITORA l
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018 dzić z faktem, że zazwy-czaj przeciętny Kowalski myśli „tu i teraz”. Chce przede wszystkim jak najszybciej dojechać do pracy, a już na pewno nie obchodzi go żuczek, który bytuje w miejscu plano- wanej inwestycji.
– Żeby standard życia w mieście był wysoki, nie było w nim zbyt dużego hałasu i za- pylenia, część ludzi powinna jeździć samochodami, część komunikacją miejską, a jesz- cze inni rowerami. Powierzch- nia w miastach jest ograni- czonym zasobem i nie da się zrobić tak, żeby każdy poru- szał się samochodem. Dlate- go na zachodzie zwęża się uli- ce, a nie poszerza. Według ra- portu z 2011 roku, żeby całko- wicie udrożnić ruch w Opo- lu, trzeba zainwestować 3 mld złotych. Nie jesteśmy w sta- nie wysupłać takich pienię- dzy, dlatego musimy szukać innych rozwiązań i przekony- wać kierowców do alternatyw- nych środków transportu.
– Ale czy oni będą tego chcieli?
– Pamiętam, to było bo- dajże kilka lat temu, kiedy strefa parkowania w Opolu przez miesiąc była darmowa ze względu na zmianę opera- tora stref płatnego parkowa- nia. Z tego, co mi wiadomo, sporo osób tęskniło wtedy za powrotem opłat, bo po prostu nie dało się już kompletnie ni- gdzie zaparkować. W Opolu na 1000 mieszkańców przy- pada dwa razy więcej samo- chodów niż w Berlinie, z kolei w Wiedniu jest więcej posia- daczy rocznych karnetów ko- munikacji miejskiej, niż osób, które mają samochód. Widać zatem, że w Europie zachod- niej to wszystko jakoś działa.
– Od wielu lat funk- cjonują w Polsce różne proekologiczne fundu- sze unijne. Czy zawsze są wydatkowane zgodnie z przeznaczeniem?
– Nasze stowarzyszenie tego nie monitoruje, ale naj- bliższy temat, jaki mi przy- chodzi do głowy, to wę- zeł przesiadkowy „Opole
Wschodnie”, który jest budo- wany w ramach środków na tzw. niską emisję, co ma skło- nić mieszkańców do porusza- nia się komunikacją miejską i zmniejszyć zatłoczenie sa- mochodów w mieście. Inwe- stycja zakłada jednak duży wzrost ruchu pojazdów na każdej ulicy objętej inwesty- cją. Ponadto powstanie bu- spas, którym autobusy będą omijać centrum przesiadko- we, i na dodatek będą to robi- ły rzadko, bo zaledwie co go- dzinę. Kpina.
– No to po co robi się taką fikcję?
– Bo jak obiecano 80 procent dofinansowania, to się bierze. Podejrzewam, że gdyby kazali wybudować ja- kiś zakład chemiczny, to też by to zrobili. Miasto wzięło- by wszystko. Na pewno będzie tam nowocześniej, ale mamy przede wszystkim żal o to, że wykorzystuje się te pieniądze na gospodarkę niskoemisyjną.
– Od kiedy działacie jako stowarzyszenie?
– Od 2003 roku.
– Pytam nieprzypad- kowo, bo pewnie obser- wujecie od lat, jak w Pol- sce zmienia się świado- mość ludzi w zakresie ekologii.
– Nie wiem, czy nasze działania oddziałują na spo- łeczeństwo, czy to jest jednak kwestia rzeczy, których ludzie nauczyli się z zachodu. Mamy otwarte granice, ludzie czę- sto podróżują, ale najwięk-
szy wpływ miało wejście Pol- ski do UE, która stopniowo wymusza na nas przestrze- ganie różnych norm. Zresz- tą wszystko siłą rzeczy rozwi- ja się w jakimś czasie – zanim w Niemczech doszli do per- fekcji w sortowaniu śmieci, minęło 15 lat od wprowadze- nia zasad selektywnej zbiór- ki. W tej chwili np. w Austrii sortuje się nawet osobno kor- ki i sreberka po winach.
– Wasze działania to walenie głową w mur?
– Nasze stowarzyszenie monitoruje przede wszystkim urzędy oraz instytucje, dlate- go pilnujemy, żeby to one ro- biły to, co do nich po prostu należy. Być może dzięki temu świadomość ludzi rośnie, ale bezpośredniego wpływu ra- czej nie wywieramy.
– A kiedy możemy się spodziewać momen- tu, w którym osiągniemy taki poziom świadomości ekologicznej jak w kra- jach zachodnich?
– Jesteśmy zacofani mniej więcej o te kilkanaście lat, więc to kwestia jakiegoś cza- su. W trakcie mogą wydarzyć się różne sytuacje, a moim zdaniem to, co się będzie bu- dowało przy Opolu Wschod- nim, trzeba będzie rozbierać za 30 lat. Za długo mieszka- łem w Norymberdze, która była kiedyś typowym samo- chodowym miastem. Budo- wano tam np. bloki, które były po prostu z założenia zinte- growane ze stacjami benzyno- wymi, a teraz się te zabudowa- nia próbuje zmieniać. W Ber- linie z kolei zwęża, a nie posze- rza się ulice. Robi się całkiem na odwrót niż u nas.
– Państwu przez te wszystkie blokady i pro- testy chyba nie po drodze z politykami. Na ogół nie przepadają za wami.
– A co mnie to obcho- dzi? Politycy też blokują wie- le rzeczy. Zastanawia mnie, czemu prezydent Opola nie chciał więzienia za pół miliar- da – wielka inwestycja, nowe miejsca pracy i nowi miesz- kańcy ze służby więziennej
z całej Polski. Nam zarzuca blokowanie Opola Wschod- niego za 170 mln zł, a sam za- stopował znacznie droższą in- westycję. On może, a my nie?
Nie rozmawiano na ten te- mat z mieszkańcami, tak jak w Brzegu. A może nie było- by u nas oporu społecznego?
Jeśli ten cały kompleks był- by daleko od zabudowań, na obrzeżach miasta, to właści- wie czym to się różni od fa- bryki, albo dużej fermy kur, która dodatkowo powoduje nieprzyjemne zapachy w oko- licy? Przypomnę, że fermy w Opolu mamy dwie.
– Prezydent rozma- wia z mieszkańcami tyl- ko wtedy, kiedy jemu się to podoba?
– Ma prawo do tego, żeby narzucać swoją wizję miasta, skoro wygrał wybory – nikt mu tego nie odbiera. Ale jakieś personalne wycieczki w sto- sunku do mnie, czy grupy ludzi są po prostu nie fair, one zresz- tą nie rozwiązują problemów miasta. Myśmy z prezyden- tem negocjowali, byliśmy już skłonni odpuścić, ale głównie chodziło nam o estakadę, któ- ra zasłania Dworzec Wschodni i wynosi ruch do góry. Nie był skłonny na tym polu do żad- nych rozmów.
– Poruszył Pan wie- le wątków, opowiadał o ekologii, ale w natło- ku tematów zapomnia- łem zapytać, z kim roz- mawiam, prócz tego, że z prezesem stowarzysze- nia „Silesia”. Kim jest Tomasz Wollny i czemu w ogóle zajmuje się eko- logią?
– Zawodowo spełniam się w doradztwie podatkowym, ale jako drugi i trzeci kieru- nek na Uniwersytecie Tech- nicznym w Dreźnie studio- wałem gospodarkę odpadami oraz hydrologię jezior – uzna- łem, że mogę tą moją wie- dzę spożytkować pro publico bono. W dużej mierze działam w naszym regionie i staram się być tutaj aktywny, bo jestem z nim związany – moja rodzi- na mieszka w Opolu i okoli- cach od 200 lat.
Żeby standard życia w mieście był wysoki, nie było w nim zbyt dużego hałasu i zapylenia, część ludzi
powinna jeździć
samochodami,
część komunikacją
miejską,a jeszcze
inni rowerami
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018
l REPORTAŻ
JOLANTA
JASIŃSKA-MRUKOT POMAGAJĄ CICHO I BEZ ROZGŁOSU. TŁUMACZĄ, ŻE TO TYLKO RELACJA POMIĘDZY NIMI, A TYMI, KTÓRYM TA POMOC JEST KONIECZNA. ILE DAJĄ I NA CO, WIEDZĄ TYLKO ONI ORAZ CI, KTÓRZY POMOCY POTRZEBUJĄ.
T
aki jest Ludzki Gest, fundacja z Opola zało- żona przez Kubę Błasz- czykowskiego, reprezenta- cyjnego prawoskrzydłowego i jednego z najlepszych pol- skich piłkarzy w historii. Ale przede wszystkim – wrażli- wego człowieka.Fundacja wspiera nie tylko finansowo rodziców, którym brakuje na lecze- nie dziecka. Fundacja tak po ludzku jest z podopiecznymi w sprawach życia i śmierci.
Nie są zadowoleni, kie- dy ich pomoc nabiera niepo- trzebnego rozgłosu. Oni wie- dzą, że pomaganie może być tylko ciche i apolityczne.
– W przypadku nieży- jącego już Dominika było tak, że Kuba odwiedzał dzie- ci na oddziale onkologicznym w Olsztynie – opowiada Da- wid Błaszczykowski, starszy o trzy lata brat Kuby i czło- nek zarządu fundacji. – No i dotarło do dziennikarzy, że Kuba dziecku z onkologii po-
maga. Zrobiło się zamiesza- nie, a coś takiego dziecku, któremu już nikt nie może pomóc, zaburza spokój. Nie pomaga też zrozpaczonym rodzicom.
– Pojechałem na pogrzeb Dominika, ale częściej jeździ Kuba, zastępuję go, kiedy on nie może – przyznaje Dawid Błaszczykowski. – Podzi- wiam tych rodziców za to, jak sobie radzą w obliczu śmier- telnej choroby dziecka. I po- tem, kiedy ono odchodzi…
– Dawid zamyśla się przez chwilę.
Z tego zamyślenia wyrywa go dźwięk telefonu.
– No, właśnie brat dzwo-
ni – mówi spoglądając na ekran. – Kuba wrócił do gry po kontuzji, najważniejsze te- raz przed nim – dodaje, za- nim odbierze połączenie.
Po krótkiej rozmowie z Kubą przekazuje, że trwają organizacyjne przygotowania do mistrzostw świata w Rosji.
– W tej sprawie Kuba dzwonił – wyjaśnia.
KUBA CZYNI CUDA Czasem ich fundacja po- jawia się jak dobry duch, któ- ry łagodzi i naprawia to, co dziecku zepsuli dorośli. Tak było w przypadku 10-letnie- go chłopca, od którego kolegi dostali wiadomość na Face- booku. Kolega Adriana opo- wiedział im o jego trudnej sy- tuacji.
– Matka ich zostawiła, ma pięcioro rodzeństwa, sio- strę niepełnosprawną – opo- wiada Dawid. – Więc wszyst- ko spadło na ojca, który nie zawsze ogarniał nową sytu- ację.
Ten kolega napisał jesz- cze, że Adrian często cho- dzi głodny. Nie ma butów na zimę, nawet podczas mrozu.
I że gra w miejscowej druży- nie piłkarskiej, co jest jego największą pasją.
– Bardzo nas poruszyło, że dziecko zauważyło trudną sytuację swojego rówieśni- ka – mówi Dawid. – Nawią- zaliśmy kontakt z trenerem chłopca. Staramy się spraw- dzić wiarygodność każdej sprawy. Później przy wspól- nej kolacji ustaliliśmy, jak pomóc temu chłopczyko- wi. Chodziło nam o to, żeby dziecko złapało w każdym względzie równowagę.
W innym przypadku sfi- nansowali leczenie Michała z Podhala. Michał miał wra- cać po leczeniu do domu, gdzie należało zachować su- rowe rygory higieny szpital- nej, ze względu na jego stan zdrowia.
– No i okazało się, że ten dom to piwnica, w której mieszka piętnaście osób! – kontynuuje. – Największym marzeniem tego dziecka było mieć własny pokój. Sytuację tej rodziny już znała funda- cja Piękne Anioły z Krakowa, z którą rozpoczęliśmy współ- pracę.
Kuba i Dawid Błaszczykowscy.
Przeznaczeni do pomocy
Jakub Błaszczykowski na charytatywnym turnieju piłkarskim w Częstochowie, zorganizowanym przez jego fundację.
Fot. Przemysław Szyszka/Fundacja Ludzki Gest
REPORTAŻ l
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018 Piękne Anioły zadbałyo to, żeby poprawić warun- ki w domu – przystosować go do chorego dziecka. A Ludzki Gest spełnił marzenie chłop- ca – wyremontował jego po- kój.
Kolejna historia dotyczy dramatycznych doświadczeń 16-letniego chłopca i jego ro- dzeństwa. Miał szczęście, bo spotkał się z Kubą podczas zeszłorocznej edycji Letniego Kuba Cup w Opolu.
Ojciec na oczach piątki jego rodzeństwa – w wieku od 3 do 16 lat – oblał matkę benzyną i podpalił…
Dramatyczne wydarze- nie sprawiło, że zbuntowany nastolatek był nie do opano- wania. Nie mógł sobie pora- dzić z tą sytuacją. Nieskutecz- ne były rozmowy z psycholo- giem i pedagogiem.
– Kuba kilkakrotnie z nim rozmawiał, przekony- wał, że teraz od niego najwię- cej zależy – wspomina Dawid.
– Wytłumaczył, że to on musi wszystko pchnąć na właściwe tory, bo w innym razie rozsy- pie im się rodzina.
Poskutkowało. Z tą rodzi- ną pozostali w kontakcie.
– Jak widać, są sytuacje, kiedy to nie pomoc finansowa jest najważniejsza – zauważa Dawid. – Czasem wystarczy przy kimś być, aby mu ulżyć.
Zwykle tak jest w przy- padkach terminalnych.
Tak było z Przemkiem, kiedy już wszyscy wiedzieli, że dziecko odchodzi. – Miał uśmiech na buzi, a Kuba był u niego w ostatnich jego dniach – dodaje Dawid.
Innym razem zostali po- proszeni przez prof. Alicję Chybicką do Przylądka Na- dziei we Wrocławiu, centrum onkologii dla dzieci, żeby speł- nić marzenie Adasia. Chłopiec wymarzył sobie, żeby wypro- wadzić reprezentantów Polski na jakiś ważny mecz.
Zanim się rozchorował, grał w piłkę, stał na bramce, więc widział siebie obok Fa- biańskiego, albo Błaszczy- kowskiego…
– Powiedzieliśmy mu, że musi wyzdrowieć, że to wa- runek, który musi spełnić – mówi Dawid. – Jak będzie
zdrowy, to wtedy my natych- miast to zorganizujemy.
Jakub Błaszczykowski w meczu Polska-Nigeria nie grał, dlatego Adaś wyprowa- dzał za rękę na stadion Łu- kasza Fabiańskiego. Czy jakiś lek mógłby być równie sku- teczny?
FUNDACJA MUSIAŁA POWSTAĆ Czy traumatyczne do- świadczenie z dzieciństwa wówczas 10-letniego Kuby i 13-letniego Dawida wpły- nęły na to, że rozumieją tych w potrzebie bardziej niż kto- kolwiek inny? I są obecni w hospicjach, na oddziałach onkologii dziecięcej całego kraju. Czy powstałaby Funda- cja, gdyby ich życie potoczyło się inaczej?
– To są pytania „co by było, gdyby…”. Nie trze- ba mieć traumatycznych do- świadczeń, żeby pomagać – ucina Dawid. – Znam swo- je życie, więc trudno mi mó- wić o tym, jak mogłoby być inaczej – dodaje poważnie.
– Kuba zawsze mówił, że jak będzie miał pieniądze, to bę- dzie innym pomagał. Zawsze pomagaliśmy, więc zakłada- jąc fundację to pomaganie tylko sformalizowaliśmy.
Do tragicznego wydarze- nia z dzieciństwa braci Błasz- czykowskich Dawid nie chce wracać. – Wszystko zosta- ło już opowiedziane, można o tym przeczytać w książce – podkreśla i odsyła do książ- ki „Kuba” Małgorzaty Doma- galik i Jakuba Błaszczykow- skiego.
Dochód z tej książki wspomaga działalność statu- tową fundacji, której preze- sem jest właśnie dziennikar- ka Małgorzata Domagalik.
Ludzki Gest stara się, by jak najwięcej pieniędzy trafia- ło na pomoc. Dlatego w fun- dacji jest tylko jeden etatowy pracownik, Magda Bekiersz, a pozostali to wolontariusze.
– Małgosia Domagalik działa z perspektywy Warsza- wy, Kuba z perspektywy Wol- fsburga, a ja jestem w Opo- lu – dodaje Dawid. – I nieźle dajemy sobie radę, pozwala- ją nam na to możliwości tech-
niczne.
Pieniądze na finansowa- nie działalności ich funda- cji zbierają też organizując koncerty charytatywne. Mają grono artystów wspierają- cych Ludzki Gest, to grono stale się powiększa.
– Na naszych imprezach koncertowali za darmo m.in.
Kamil Bednarek, O.S.T.R, Kortez, Eldo, nieżyjący Zbi- gniew Wodecki, czy kabaret Paranienormalni – wymienia Dawid.
PO PROSTU, MUSI BYĆ LEPIEJ – Nie zajmujemy się tyl- ko najsmutniejszymi sprawa- mi – podkreśla Dawid. – Na- sza fundacja towarzyszy też dzieciom, kiedy są zdrowe, bo wspieramy dzieci zdolne i te, które rozwijają swoje umie- jętności i pasje.
Niedawno mama 6-let- niego chłopca zwróciła się do fundacji z prośbą o wsparcie finansowe na rozwój pasji jej syna, z astronomii i geografii.
– Po konsultacjach i roz- mowach przyznaliśmy chłop- cu stypendium – dodaje.
Inny przykład to ogłasza- ny przez fundację konkurs mający na celu rozwój róż- nych talentów i umiejętności.
Np. 18-letni Jan Chlewicki dostał nagrodę w wysokości 50 tys. złotych za pasję, z jaką zajmuje się pszczelarstwem.
I za ratowanie ekosystemu.
Mają swój wkład w rozwój sportu, bo organizują turnie- je. Nie zapominają zwłasz-
cza o rodzinnych Truskola- sach, skąd jako dzieci dzień w dzień dojeżdżali PKS-em na piłkarskie treningi do Ra- kowa Częstochowa.
– Turnieje piłkarskie w Truskolasach organizu- jemy tak, by Kuba zawsze mógł na nich być, żeby mógł się spotkać z dziećmi – do- daje Dawid Błaszczykowski.
– Dzieci nie ponoszą żadnych kosztów. Dostają fajne nagro- dy, dobry posiłek i wszystko, co jest potrzebne dziecku na turnieju.
Podobny turniej, już po raz trzeci, fundacja organizu- je 4 i 5 lipca w Opolu. Turniej Letni Kuba Cup w Opolu dla drużyn podwórkowych zo- stanie rozegrany na parkingu Kubatury.
TRZEBA TRAKTOWAĆ WSZYSTKICH PO LUDZKU
Codziennie do funda- cji dociera od 5 do 15 listów, nie licząc tych przesyłanych drogą elektroniczną. Wszyst- kie czytają, wszystkie trak- tują poważnie. Nawet ten, w którym 45-letni mężczy- zna prosił o wsparcie, bo fir- ma mu się posypała... W obli- czu dramatów, z jakimi ludzie zgłaszają się do fundacji, ten przypadek mógłby uchodzić za bezproblemowy.
ALE KUBA SPOTKAŁ SIĘ Z JEGO AUTOREM.
– Bo nie ma błahych spraw, bo za tymi pozornie (Dokończenie na str. 13)
CZERWIEC-SIERPIEŃ 2018
l POŚWIĘCENIE
mniej ważnymi kryje się czę- sto depresja, albo jakaś inna tragedia – tłumaczy Dawid.
Kuba na wstępie zapy- tał mężczyznę, czy ma żonę, dzieci.
– Potem, po dłuższej roz- mowie mężczyzna przyznał bratu, że skoro ma kochają- cą żonę i zdrowe dzieci, to jest jego największy kapitał, któ- ry powinien najwyżej cenić – opowiada Dawid. – Przyznał też, że w życiu już nie raz miał pod górkę, więc najprawdo- podobniej i tym razem się wy- grzebie.
Jednak najwięcej listów dotyczy spraw najtrudniej- szych, kiedy to rodzice w fun- dacji Kuby Błaszczykowskie- go widzą ostatnią deskę ra- tunku dla swoich dzieci.
– Niestety, nie jesteśmy w stanie zapewnić każdej zgła- szającej się osobie finansowa- nia w największym wymiarze – zaznacza Dawid. – Staramy się stopniować problemy i do- stosowywać konieczne do nie- go finansowanie.
Czasem trzeba działać bar- dzo szybko, jak w przypadku Telefonu Zaufania dla Dzie- ci i Młodzieży 116 111. Rząd ograniczył dofinansowanie te- lefonu, groziło mu zamknię- cie. Wtedy z pomocą przyszły fundacja Ludzki Gest Kuby Błaszczykowskiego oraz Do- minika Kulczyk, prowadząca Kulczyk Foundation.
Dzięki nim telefon 116 111 nie tylko ocalał, ale działa też dłużej. Wcześniej można było dzwonić do 20.00, teraz do drugiej w nocy.
– Bo tragedie zdarzają się w nocy, a bezradne dziec- ko jest ze swoim problemem samo – tłumaczy Dawid. – Są takie dni jak Wigilia, albo Wielkanoc, kiedy dziecko nie powinno być samo w domu, a jednak jest.
Wtedy często wystukują numer telefonu zaufania 116 111.
– Bywa, że proszą, żeby pomóc i porozmawiać z mamą – mówi Dawid. – Opowiadają o swoich proble- mach nocą.
Bywa, że ciężar gatunkowy tych problemów przekracza możliwości udźwignięcia przez dziecko. W ciągu jednego dnia w lutym br. kilkanaście noc- nych telefonów od dzieci to był głos potencjalnych samobój- ców. Co musiało się zdarzyć, żeby odebrało to chęć do życia dziecku, które z natury powin- no być beztroskie?
Kuba Błaszczykowski w swojej książce „Kuba”
pisze:
Czuję, że mimo wszystko wygrałem swoje życie. Gdy- bym podjął złe decyzje albo gdybym się poddał, pew- nie nie siedzielibyśmy tu- taj i nie rozmawiali. Speł- nienie marzeń to najważ- niejsza rzecz w życiu czło- wieka. Im więcej ich masz, im więcej możesz ich speł- nić, tym bardziej czujesz się dowartościowany. Na sa- mym końcu to ty decydu- jesz, jak swoje życie popro- wadzisz i jakie je będziesz miał. Decydujesz o tym, czy jesteś coś wart, czy nie. Ja swoje życie wygrałem, cho- ciaż nie chciałbym tego mó- wić w momencie, w któ- rym jestem, bo jeszcze dużo przede mną.
Kuba i Małgorzata Domaga- lik, dziennikarka i prezes Funda- cji Ludzki Gest, podczas promocji książki „Kuba”.
Zdjęcia: archiwum Fundacji Ludzki Gest
STRAŻACY-OCHOTNICY NIE OBNOSZĄ SIĘ Z TYM, ŻE NIOSĄ POMOC W KAŻDEJ SYTUACJI, GOTOWI RYZYKOWAĆ SWOJE ŻYCIE I ZDROWIE. NIE
OCZEKUJĄ PODZIĘKOWAŃ, ALE DZIĘKOWAĆ – I TO BARDZO – IM TRZEBA.
W
ładze naszego województwa dziękowały im 7 maja, podczas Samorządowej Gali Ochotniczych Straży Pożarnych. Uczestniczyli w niej strażacy-ochotni- cy z całej Opolszczyzny. Wielu z nich z rąk marszałka otrzy- mało odznaczenia i wyróżnienia.Jednym z nagrodzonych był Damian Resiak z OSP Mą- koszyce, który odebrał Odznakę Honorową „Za zasługi dla województwa opolskiego”.
– To nagroda dla całej jednostki – podkreśla Resiak. – A ochotnicza straż nie oznacza gorsza, przechodzimy szkole- nia jak strażacy w państwowej straży, mamy też coraz lepszy sprzęt. Fakt, że robimy to bezinteresownie i jesteśmy służbą ochotniczą, a to oznacza tyle, że jesteśmy pasjonaci–wariaci.
Resiak dodaje, ze strażacy, którzy biorą udział w działaniach bojowych, muszą wykazać się stuprocentowym zdrowiem, do- brą kondycją, by być gotowym w każdej chwili do wyjazdu.
Dla wielu strażaków służba rozpoczęła się od przykładu w rodzinie. Tak było też u Agnieszki Szyniec.
– Tato był prezesem OSP, już jako mała dziewczyn- ka wiedziałam, że będę strażakiem-ochotnikiem – opowia- da Agnieszka Szyniec z OSP w Lasowicach Wielkich, na co dzień pracownik Biura Dialogu i Partnerstwa Obywatelskie- go UMWO, odpowiedzialna m.in. za współpracę z OSP. – Ochotnikiem-strażakiem jest też moja siostra, w OSP jest także mój brat.
Twierdzi, że strażacy-ochotnicy nie obnoszą się z tym, że niosą pomoc. – Dlatego zauważamy ich, kiedy się coś dzie- je – mówi Agnieszka Szyniec. – I są zawsze, wtedy, kiedy gaszą i ratują, albo zabezpieczają wypadki. Ale też pomaga- ją – podczas festynów, czy pilnują porządku. I podczas róż- nych świąt, ale też organizują czas wolny dzieciom.
Strażacy-ochotnicy wkomponowali się w wiejski kra- jobraz. Chociaż w miastach też są OSP, to jednak wieś bez strażaków ochotników się nie obejdzie.
– Jak się tylko syrena włączy, to każdy strażak ma je- den kierunek – dodaje Agnieszka Szyniec. – Kierunek straż.
Słyszę syrenę, więc jest akcja, gęsia skórka. Wtedy rzuca się wszystko w domu, wiadomo jesteśmy potrzebni. Nikt nie za- stanawia się, czy będzie odznaczony.
Dlatego w odbiorze społecznym cieszą się coraz więk- szym uznaniem. – W OSP jestem od 25 lat, a to, co zmie- niło się w tym czasie najbardziej, to sprzęt. Ale nie tylko…
– podkreśla Barbara Dębska z OSP Kaniów i sekretarz Za- rządu OSP Powiat Opolski Ziemski. – Jest większa świado-
Syrena,
gęsia skórka…
Jest akcja, więc do przodu!
(Dokończenie ze str. 12)