• Nie Znaleziono Wyników

Vercueil, jego pies, żona i muzyka świata

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Vercueil, jego pies, żona i muzyka świata"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

Grażyna Borkowska

Vercueil, jego pies, żona i muzyka

świata

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1/2 (121-122), 24-27

2010

(2)

2

4

Vercueil, jego pies, żona i muzyka świata

Z aproszona - chciałabym opow iedzieć P aństw u nie o te o rii (literatu ry ), której się nie dopracow ałam , i nie o zasadach (czytania), których nie m am , ale (tylko) 0 w rażeniach z lektury. C hodzi o książkę Jo h n a M axwella C oetzee’ego Wiek żela­ z a 1, p rze tłu m a cz o n ą przez A nnę M ysłowską. M ówi się ta m o kobiecie, któ ra - stara i chora - szuka bliskości z ludźm i. I zn ajd u je tę form ę u p ragnionej więzi w osobie dzikiego, prym ityw nego w łóczęgi, V ercueila, w iecznie cuchnącego w ódką 1 b ru d em . D ługo m yślałam , że m ogłaby to być opowieść o m ojej m atce. I że dlatego ta k m n ie zajm uje. Ale później się zorientow ałam , że pow ód m ojego poruszenia jest inny: to m ogłaby być opowieść o m nie. L u strzan e odbicie, skierow ane ak u rat k u tem u , kto czyta, jest jednym z zadziw iających handicapów in te rp re tac y jn y ch tego dzieła. M yślisz, że czytasz o kim ś innym , i nagle nabierasz pew ności, że czytasz o sobie: tak, jestem córką i m atką. P rzełom w ieku dojrzałego polega w łaśnie na tym , i na niczym innym : być jednym i d rugim . I to n ie tylko w tym sensie, że w cho­ dzisz w rolę o p ie k u n k i w łasnych rodziców (pisałam o tym kiedyś), ale że zajm ujesz ich m iejsce - i wobec obow iązku życia, i wobec obow iązku śm ierci. Godzisz się na opisane koleje losu, sądząc, że nie dotyczą ciebie - teraz, i spostrzegasz nagle, iż a u to r/n a rra to r (jakie to m a znaczenie?) m ów i w łaśnie o tobie. M iękko w chodzisz w cudzy d ram a t, by po tem boleśnie przekonać się, że grasz w tym przed staw ien iu głów ną rolę. Trochę to jest jak p u ła p k a, a trochę jak w ybaw ienie, kres, dobrnięcie, w yjaw ienie, finał.

Ten po rząd ek jest okrutny, ale szybko nab ierasz pew ności, że n ie to jest n a j­ gorsze:

1 J.M. C o etzee W iek że la za , przeł. A. M ysłow sk a, Z nak, K raków 2004. C ytaty lo k a lizu ję w tekście.

(3)

Borkowska Vercueil, jego pies, żona i muzyka świata

C ią g le m yślę o tym , co p o w ied zia ła ś m i k tóregoś d n ia , że już n ie m a m a tek i ojców. N ie m ogę u w ierzyć, żeb yś to m ów iła p ow ażn ie. D z ie c i nie m ogą d orastać, nie m ając m atek czy ojców. P alenie i zab ijan ie, o których się słyszy, szokująca b ezd u szn o ść, naw et ta sp ra­ wa p ob icia V ercueila - w k oń cu p rzez kogo jest zaw iniona? O czy w iście, że o d p o w ie d z ia l­ n ość spada na rodziców , k tórzy m ów iąc: id ź i rób, co ch cesz, jesteś pan em sam ego sie b ie, m oja w ład za nad tobą się sk oń czyła. Które d zieck o tak napraw dę ch ce, żeb y m u to p o ­ w ied zian o? N ie ma w ą tp liw o ści, że odw róci się z m iesza n e, m yśląc, w duchu: nie m am teraz m atki, n ie m am ojca, w ięc n iech m am a um rze, n iech um rze ojciec. U m yw asz ręce, o d cin a sz się od n ich , w ięc stają się d zie ć m i śm ierci. (s. 52)

Ta b ez n ad ziejn a p u stk a , k iedy nie m a już ojców i m atek. I ta bezn ad ziejn a p u stk a , kiedy n ie m a już dzieci. K iedy stajem y sam i wobec ostatecznych wyroków losu: starości, choroby i śm ierci. Cóż n am zostaje:

K ilka n ocy z rzędu czytam K upca weneckiego. C zy ja nie jem , n ie śp ię, n ie o d d ych am , tak sam o, jak ty - w oła Z yd S hylock. C zy n ie w ykrw aw iam się tak sam o jak ty? - krzyczy, w ym ach u jąc sz ty letem w b itym w fu n t o ciek ającego krw ią m ięsa. „C zy n ie krwawię tak sam o, jak ty ” to są słow a, które w yk rzyk n ie na scen ie Z yd z d łu g ą brodą i jarm ułką na g ło w ie w d zik im tańcu w yw ołan ym n ap ad em szału. (s. 43)

W łaśnie: cóż n am zostaje? P orów nanie z losem innych, dokonane w różnych re je ­ strach szczęścia, bied y i niepow odzenia; em patia: cieszę się jak on, cierpię jak on. Jestem jak ta m te n . A lbo naw et czasam i zdziw ienie - cierp ię bard ziej niż inni: „Pom yślałam , że kiedyś m ia ła m wszystko. Teraz ty m asz w szystko, ja nie m am n ic ” (s. 43). Z am iana ról albo zwięzła ocena pow odzenia życiowego, w ykonana poza o d n iesien iam i do sta tu su społecznego: on jest szczęśliwym clochardem , a ja cierp iącą bogaczką.

Wiek żelaza to książka o utraconej niew inności. I pró b ie jej odzyskania. M yślę, że taka w łaśnie jest fu nkcja literatu ry : odnaw ianie w ięzi ze światem . To odnaw ia­ nie m oże dokonać się w łaściwie w jeden sposób - przez zaśw iadczanie, że nie ma absolutnej odrębności, że podstaw ą ludzkiego świata jest w spólnota egzystencjal­ nych gestów i zachowań: „czy ja nie jem , nie śpię, nie oddycham ta k sam o, jak ty ”, „czy n ie krwawię tak sam o, jak ty ” . Tak bard zo dow artościow ano w o statn ich la­ tach kategorię i n n o ś c i , zapom inając, że w ięzi podstaw owe w ym agają od nas odwoływania się do t e g o s a m e g o . D o k ilk u nieredukow alnych potrzeb: wody, jedzenia, pow ietrza. W śród tych p otrzeb jest też potrzeba za p ełn ien ia p u stk i obec­ nością innego człow ieka, czasam i naw et godzim y się na obecność po p ro stu innej istoty. B ohaterka Wieku żelaza prosi swego tow arzysza, by pozw olił jej spać z jego psem . A poniew aż pies śpi tylko u bo k u swego pana, kład ą się w trójkę: „Śpim y na jednym łóżku, jedno p rzy dru g im , jak k artk a złożona na pół, jak zw inięta para skrzydeł, stara p a rtn e rsk a para, połączona w ęzłem m a łże ń sk im ” (s. 202). I dalej - w form ie bezpośredniego zw rotu do córki: „Twoja m atka pisze do ciebie, leżąc u bo k u swego pseudom ęża. W ybacz, jeżeli te n obrazek cię razi. Trzeba kochać to, co jest n am najbliższe. To, czego m ożna dotknąć ręką. Tak kochają p sy” (s. 203).

Tak, lite ra tu ra to dla m nie obszar t e g o s a m e g o . U legam słowom, które m ają dla m nie raczej w artość rozpoznania niż olśnienia. N ie chodzi zresztą zawsze

2

5

(4)

2

6

o potw ierdzenie uczucia solidarności i braterstw a, o wzniosłe doznanie więzi z b liź ­ n im , czasem rzecz dotyczy po p ro stu w yław iania z p rze strzen i św iata (i z p rze­ strzen i słów) ździebełek trawy, które pochodzą z m ojego ogródka. O potw ierdzenie doniosłości chw il i doznań, k tóre poprzez swoją urodę, pow tarzalność lub n atrę t- ność, zapisały się w m ojej pam ięci. Ale zapisały się słabo i niejasno, jako tło, rytm , o rn am e n t, w rażenie. I ktoś inny, zadając sobie tr u d nazyw ania, wydobywa je ze stanu niejaw nego istnienia. N adaje im kształt, byt, formę. Przywraca rzeczywistości, urealn ia, w zm acniając rów nież m oje w łasne istn ien ie, sytuując je w głów nym n u r­ cie życia.

M am w p am ięci kilka ta k ich asocjacji, których istn ien ie potw ierdziła lite ra tu ­ ra, um acniając m oje w łasne poczucie faktyczności. N a przykład: ry tm m iasta, je­ dyny w swoim rod zaju u k ła d dźwięków, płynących gdzieś z dali, tylko w le tn i cie­ p ły jasny poranek: p isk tram wajów , dochodzący m oże z Puław skiej, ru c h uliczny, jakiś m łot odzywający się z oddalonego m iejsca. W Szczecinie w takie radosne dni słyszałam w yraźnie odgłosy stoczni i p ortu. D źw ięk zawsze płynął górą, niósł się w przestw orzach dość rytm icznie. C zułam się w tedy lekko, b yłam częścią jakiejś większej całości, należałam do św iata, a świat należał do m nie. Ucieszyło m nie, choć m oże m ogłoby i zm artw ić, kiedy zorientow ałam się, że stan pobud zen ia m u ­ zyką m iasta był ud ziałem innych, np. Przybosia, M iłosza.

In n y obraz, in n e doznanie: znów pejzaż, ale raczej n a tu ra ln y niż m iejski. U lot­ na chw ila, m g nienie oka, jakiś u k ła d św iatła, perspektyw a w idziana jak na dobrze w ykadrow anym zdjęciu: aleja, park , polana. N ajlepiej wczesna jesień: w rzesień, w Polsce, z jedynym w swoim ro d zaju n atęż en ie m b lask u p ro m ien i, lekką m gieł­ ką, k tó ra jednak n ie zaciera kształtów. Albo w arian t wcześniejszy, czerwcowy, z p o ­ p ołudniow ym św iatłem , kiedy p rze d m io ty są jasno w yodrębnione, w yraźne, p ra ­ wie w ypukłe. I tow arzysząca te m u w idokow i świadom ość doskonałej h arm o n ii, zgody z czasem i m iejscem , przyległości, ufności, spełnienia. W ielkie déjà vu. To m ó j ś w i a t , o d n ajd u ję się w n im , w spółodczuw am , kw itnę jak najpiękniejszy kw iat, trw am jak n ajsolidniejsze drzewo. Tu lista autorów w spółodczuw ających byłaby długa: G oethe, Iwaszkiewicz, a naw et Orzeszkowa w scenach otwarcia w Nad Niemnem.

Jaką upraw iać h isto rię i teorię literatury? pytacie jeszcze Państwo. K ażdą, k tó ­ ra pozw oli odnieść się do owej w ięzi z życiem , która pozw oli zakorzenić n a s z ś w i a t w w ielkim świecie, która zostawi przejście m iędzy jednym a drugim . K tóra nie zam yka nas w - oddalonym od dośw iadczenia codziennego - m etajęzyku. K tó­ ra nas zanadto nie uskrzydla, n ie odrywa od ziem i i od w spółodpow iedzialności za tw orzone słowa. K tóra nie odcina n am drogi do w spólnoty, do bycia z innym i:

P otrzebna m i jest jego ob ecn ość, dobre sa m o p o czu cie, jakie m i ona daje, jego pom oc, ale on także p otrzeb u je pom ocy. T akiej, jaką tylko k ob ieta m oże dać m ężczy źn ie. N ie u w o ­ d zen ie, a w ta jem n iczen ie. O n nie u m ie k ochać. N ie m ów ię o p rzeżyciach d u ch ow ych , ale o czy m ś prostszym . N ie w ie, jak koch ać, n iczym m ały chłopak. N ie w ie, co robić z za m ­ k iem b łysk aw iczn ym , g u zik a m i c z y zatrzaskam i. N ie w ie, g d zie czego szukać. N ie w ie, jak robić to, co ma d o zrob ien ia.

(5)

Borkowska Vercueil, jego pies, żona i muzyka świata

Im bardziej zb liża m y się d o końca, tym bardziej jest oddany. A le cią g le m uszę prow adzić jego rękę. (s. 210)

B ohaterka C oetzee’ego oglądała z m ieszanym i uczu ciam i zdjęcie swoich w nu­ ków. M ieszkali na innym kontynencie, nie czuła z n im i więzi. N a fotografii z w a­ kacji pływ ali kajak iem u b ra n i w świecące pom arańczow e k am izelk i ratunkow e. To oddzielenie od praw dziw ego życia, zabezpieczenie p rze d ew entualnym w ypad­ kiem i śm iercią, nazw ała b o h aterk a przem ianow aniem . R efleksja o lite ra tu rz e nie m oże być zrobiona z takiego sam ego jaskraw ego m ateriału : szorstkiego w dotyku, sztywnego, n ad m u ch an eg o i obcego n a tu rz e ludzkiej. N ie m oże być „p rzem ian o ­ w an iem ” św iata i życia. M u si odpow iadać jego istocie i wyrażać osobiste ryzyko: nasze em ocje i odpow iedzialność. M usi być trochę nieszczelna i dziuraw a. Aby od czasu do czasu m ogła napłynąć otw oram i o drobina wody, która nas otrzeźwi.

Abstract

Grażyna BORKOWSKA

Institute of Literary Research, Polish Academy of Sciences (W arszawa)

Vercueil, His Dog, His Wife, and the W orld’s Music

A reply to the questionnaire on the occasion of the 20th anniversary of Teksty Drugie: my personal views on literature, literary studies and other issues of consequence.

Literature as the realm of ‘the same', or, a narrative not about a (literary) theory, and not about principles (of reading), but (merely) about the impressions one takes away from a reading, i.e. ceding to words whose value lies in their recognizability rather than their revelatory powers.

2

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z˙eran´ska prezentuj ˛ac z˙ycie emigracji w latach pie˛c´dziesi ˛atych i szes´c´dziesi ˛atych zatrzymuje sie˛ z koniecznos´ci na etapie pocz ˛atkowym procesu formowania

1, z którego jednoznacznie wynika, iż trybowi stwierdzania nieważności podlegają właśnie sprawy tych osób skaza­ nych, którym zarzucono lub przypisano popełnienie

In this paper, a non-cascaded control framework of Incremental Nonlinear Dynamic In- version (INDI) is proposed to alleviate gust loads and improve ride quality using direct

Our main result is a tight lower bound on the change of free energy and total entropy produced, within a finite time.. The strongest possible version of the conjecture is known to

Trzydziestolecie pierwszego "Zbioru polskich pieśni ludowych z Warmii" Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 3,

At below- and above-rated wind conditions, the tower wake- induced vibrations are compared with the response of a blade of an equivalent upwind rotor, considering both the

De profielmetingen sinds mei 1996 maken het mogelijk validatie-sets op te stellen voor een langere periode. In eerste instantie is een periode geselecteerd die vergelijkbaar is met de

na zasadzie większości kwalifikowanej daje odejście, niemal całkowite, od jednomyślnego podejmowania decyzji w ramach współpracy policyjnej i współpracy sądowej w sprawach