• Nie Znaleziono Wyników

Ze wspomnień redaktora "Niwy"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ze wspomnień redaktora "Niwy""

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Tomczak, Jan

Ze wspomnień redaktora "Niwy"

Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego 1, 301-323

(2)

J A N TOM C ZA K

„NIWA“ RUSZA W ŚWIAT

W k o ń c u m arc a 1934 r. p ierw sz y n u m e r „ N iw y “ z d a tą 1 kw ie tn ia 1934 r. opuścił d ru k a rn ię i poszedł w św iat. Z godnie z § 9 w spom nianej już p ru s k ie j U staw y P ra so w e j z 1874 r. I egzem p larz „n a ty c h m ia st z Chwilą rozpoczęcia ekspedycji, b e z p ła tn ie “ został doręczony „w ładzy policyjnej, z n a jd u jąc e j się w m iejscu w y d a w n ic tw a “. N u m e r ten p rz e ­ słałem n a ręce p. Dolińskiego, r e f e re n ta bezp ieczeństw a i p orządku p u ­ blicznego w sta ro stw ie leszczyńskim .

P a n Doliński n ie dał długo czekać n a okazanie m i osobistego, żywego zain tere so w a n ia m oim s k ro m n y m pism em . N a z a ju trz po w y sła n iu n u ­ m e ru do sta ro stw a, k ied y z a ję ty b y łem szykow aniem dalszych paczek do w ysyłki, p a n M igdalewicz w ezw ał m n ie do telefon u.

— P a n ie red ak to rze, p a n szef bezpieczeństw a p ra g n ie p a n u złożyć g ra tu la c je z pow odu u k azan ia się pierw szego n u m e r u „N iw y“ . N iecier­ pliw ie czeka p rzy telefonie.

Po sły szałem oschły, urzędo w y to n p a n a „szefa“ . Jego głos, z n a n y mi z pierw szej w izyty, stra c ił w tu b ce sw oją m iękkość, brzm iał p raw ie surow o.

— Czy m ogę p a n a prosić, aby p a n b y ł łask aw złożyć m i niezw łocznie w izytę?

—■ Owszem, bardzo proszę.

— Wobec tego· — czekam. Z d ru g ie j s tro n y szczęknęła złowrogo sil­ n ie rzuco n a na w idełki słuchaw ka.

— No i co? — s p y ta ł p a n M igdalewicz.

— J e ste m „ u p rz e jm ie “ zaproszony do waszego „m iłego“ szefa.

Z E WSPOMNIEŃ REDAKTORA „NIWY“ *

* Fragment pamiętnika Jana Tomczaka (Andrzeja): N a drodze życia. W spo­ mnienie byłego re d a k to ra odpowiedzialnego i w y d a w c y legalnego czasopisma K P P d la wsi pt. „ N i w a “ . Pam iętnik został napisany w 1958 r. Maszynopis pamiętnika znajduje się w posiadaniu autora.

(3)

— To idź pan, ty lk o się nie łam ać. Uległością nic p a n ta m nie w y - w ojuje. L epiej niech się oni p a n a b oją — poradził m i n a drogę n ieu lę k ły szerm ierz polskiego ra d y k a liz m u .

P rz y z n a m się szczerze, że m iałem jed n a k p ietra, chociaż n a d ra b ia łe m m iną. Treść a rty k u łó w i słow o Do c z y te ln ik ó w nie ty lk o dla zaw odo­ wego defen zy w iak a, a le n a w e t d la zwykłego· czytelnika gazet nie m o g ły być dw uznaczne. To było zupełnie nowe pismo, in n e o d w szelkich rzą - dów ek i daleko o dbiegające o d ta k zw an ych pism opozycyjnych, k tó re sw obodnie w y ch o d ziły i zaleg ały kioski gazetowe.

P a n Doliński, gdy w szedłem do jego gabinetu, nie uśm iech n ął się u p rz e jm ie i nie w y ciąg n ął do· m n ie ręk i n a pow itanie. L edw ie o d b u rk n ą ł m i dzień dob ry i g estem ręk i zaprosił siadać.

Lęk odszedł m n ie zupełnie. M am już to w c h a ra k te rz e, że odczuw am lęk p rz e d i po m om encie niebezpieczeństw a, n a to m ia st p o tra fię się o p a ­ now ać w sam ej akcji i być zupełnie spokojnym .

Na zap raszający gest rę k i gospodarza z n a tu r a ln ą sw obodą ro zsia- dłem się w krześle p rzy b iu rk u i spokojnie sp ojrzałem w jego oczy. P a n Doliński chw ilę p a trz y ł n a m n ie suro w o i n erw ow o p u k a ł ołów kiem w leżącą przed nim „N iw ę“. M oje sp ojrzenie w yrażało lek kie zdziwienie, ja k b y p y tało u rzę d n ik a o pow ody jego p raw ie niegrzecznego zachow ania.

P a n D oliński zm uszony b y ł p rze rw a ć te n b e z k rw aw y po jed y n ek w zrokow y. Rzucił ołów ek i w ycedził przez zęby:

— To p a n tu po to p rzyjechałeś, ab y zluzować tego ła jd a k a M igda- lew icza w jego niecnej robocie!

— P a n się n iep o trze b n ie d e n e rw u je . Nie znam ro b o ty pa n a M ig d a łe - wicza i n ie m o ją rzeczą jest ocena jego- p racy. Chcę jed n a k stanowczo· stw ierdzić, że poza dzierżaw ą d ru k a rn i nic m n ie z p a n e m M igdałew i- czem nie łączy. Również stanow czo stw ierdzam , że p a n M igdalewicz aż do u k a z an ia się n u m e ru „N iw y “ nie b y ł przeze m n ie in fo rm o w a n y o t r e ­ ści m a ją c y c h się ukazać a rty k u łó w , ja k ró w nież nie in te reso w ał go an i k ie ru n e k ideologiczny pism a, ani też m oje osobiste z a p atry w a n ia . Teraz' k ied y pism o u jrzało św iatło dzienne, n a w e t zu p ełn y laik łatw o może stw ierdzić, że „N iw a“ pod ż adn ym w zględem nie jest k o n ty n u acją, „ K u rie ra Pow szech n eg o “.

— Tak, m a p a n rację, fo rm aln ie rzecz biorąc „N iw a“ nie jest k o n ­ ty n u a c ją „ K u r ie r a “, ale ty lk o u M igdalewicza m ógł p a n znaleźć m iejsce na d ru k o w a n ie tak ie j szm aty. P a n ie, nie p ró bu j p a n udaw ać n ie w i­ niątk a. Czym p achnie p a ń sk ie piśm idło — to poczuje k ażdy nie w y tę ż a ­ jąc nosa. N ie m y śl p a n jednak, że ja tu będę p a n a to le ro w a ł — p a n Do­ liński u d e rz y ł dłonią w biurko i n a tę ż y ł głos.

— P a n w y b aczy — pow iedziałem , u d ając głęboko urażonego i pod­ niosłem się spokojnie z k rzesła. — Nie spodziew ałem się w sw ojej t r u d ­

(4)

ZE W SPO M NIEŃ R E D A K T O R A „N IW Y ' 303

nej p ra c y znaleźć u p a n a pom ocy i p oparcia, ale też nie m am chęci w y słu chiw ać p ań sk ich im p e rty n e n c ji, Do w idzenia p anu!

P a n D oliński zaniem ów ił. N im zdążył zareagow ać n a m oje w y s tą ­ pienie, ja k ju ż z am y k ałem głośno drzw i z d ru g iej stro n y .

— To bezczelność — doleciał m n ie zduszony głos skonfundow anego re f e re n ta bezpieczeństw a.

P o w ro tn y sp acer p rzez czyste, s k ą p a n e w w iosenn ym słońcu, p a ch n ące św ieżą zielenią uliczki Leszna pozwolił m i opanow ać się z upełnie i z fig la rn y m uśm iechem w szedłem do d ru k a rn i, gdzie czekał n a m n ie p a n M igdalewicz w zm acniając ty le tylko, ile to było możliwe, tem po sp a la n ia papierosów , a z nim m oi p rz y ja c ie le zecerzy.

Z h u m o re m opow iedziałem im p rze b ieg w izy ty w staro stw ie i stw ierdziłem , że ro zstaliśm y się z pa n e m D olińskim p raw ie pogniew ani.

P a n M igdalewicz z a ta rł ręce, zakręcił b łyskaw icznie nowego pa p ie ­ rosa.

— Z nim i trz e b a z góry , ty lk o z góry. Podoba m i się pan, p an ie red ak to rze. No cóż, trz e b a pak o w ać ,,Niwę“ — i p a n M igdalewicz ocho­ czo zab rał się do p o m ag a n ia n a m w p ak o w a n iu p rzesy łek pism a.

Teraz, po 25 latach, k ied y p a trz ę n a 1 n u m e r „ N iw y “ i k ie d y znam p e ry p e tie p a n a M igdalewicza, n ie dziwię się, że sk ro m n a „N iw a“ m u ­ s ia ła w strząsn ąć starościń sk im re f e re n te m bezpieczeństw a i p o rząd ku publicznego. W kato lick o -en d eek im Lesznie, mocno· p rz e ty k a n y m n ie ­ m ieckim i, a k ty w n y m i, gorącym i w yznaw cam i H itlera, gdzie sa n a c ja n ie m ogła m im o poparcia policji i w szelkich w ładz zapuścić głębiej korzeni, szalejący a n ty k le ry k a ł M igdalewicz, n a pozór niebezpieczny dla p a n u ­ jącego u stro ju , b y ł do zniesienia, a czasami b y ł n a w e t po żądanym a t u ­ te m w r ę k u rządzącej pow iatow ej kliki w ro z g ry w k a c h z op o zy cy jn ie n a s tro jo n y m klerem . Chcecie p rzy du sić M igdalewicza, owszem, pom o­ żem y w am , ale za to w y n a m m usicie nieco ustąpić p rz y w yborach. P o ­ m aw ian ie M igdalewicza p rzez k le r o k o m u n izm było dziecinnym s tr a ­ szakiem, k tó ry m ógł działać ty lk o n a n aiw nych. T ym czasem w „N iw ie“ czu ły nos r e f e re n ta bezpieczeństw a z w ietrzy ł n ieom y lnie groźnego w ro ­ ga d la sam y ch p o d sta w u stro jo w y ch . U kazanie się takiego· „ p iśm id ła“ i jego trw a n ie groziło n iebezpieczeństw em nie ty lk o dla u stro ju , ale, co gorsza, bezpośrednio dla p osad k i p a n a Dolińskiego, i rozu m iałem dosko­ nale, że te n u k ła d n y człowieczek dołoży sta ra ń , a b y pozbyć się m nie m ożliw ie ja k n a jp rę d ze j. P a n D oliński w dew ocyjno-endeckim Lesznie nie m iał je d n a k uprzed n io o kazji p o pró b ow ać się z k o m u n istam i i dla­ tego nie p o tra fił zastosow ać odpow iednich chw ytów , k tó re b y niebez­ pieczeństw o bolszew ickiej z a ra z y zd u siły w zarodku. N ie m ógł też szy b ­ ko o trz y m a ć w tej sp ra w ie in stru k c ji od w ładz w ojew ódzkich z. P o z n a ­ nia, gdyż pism o om ijało te r e n Leszna i P oznania. K o lp o rto w an e było·

(5)

■w całej Polsce, ty lk o nie w ty ch dwóch m iastach. Być może, że od e n e r­ giczniejszego, n atychm iastow ego w y stą p ie n ia p o w strzy m y w ała p a n a Do­ lińskiego p ięk n a opinia, ja k ą w y sta w iła m i po licja w Żychlinie. T a k czy siak, p. Doliński uderzył, m n ie dopiero p rz y trzecim , p ierw szom ajow ym n u m e rz e „N iw y“, k o n fisk u jąc cały n ak ład. A le do te j s p ra w y jeszcze wrócę, te ra z p rz y p a trz m y się p ierw sz e m u n u m ero w i „ N iw y “.

W ygląd z e w n ę trz n y pism a i jego ro zm iar b y ły bard zo skrom ne. P i­ sm o liczyło ledw ie 8 s tro n o w y m iarach 23,6X31,3 cm. U kład 2-szpai-

tow y, m o n o to n n y , szpalta szerokości 11,8 cm, u k ła d czcionek długości 9 cm. T y tu ły n iez b y t duże. S am t y tu ł pism a: „N iw a“ dw u ty g o d n ik lite- racko-społeczno-gospodarczy — szedł przez całą stron ę, z a jm u ją c 8,5 cm w ysokości stro n y . Poza ty tu łe m po dany b y ł rok w y daw n ictw a, data pism a i jego n u m e r. W reszcie credo pism a z a w a rte w odezw ie Do c z y ­

teln ikó w , k tó r e biegło przez całą stronę, i p ierw szy t y tu ł re d a k c y jn y ,

re p o rta ż M a ria n a Sm ugi: Na kulturach. Apel do czy teln ikó w b rzm iał następu jąco:

„Na u ro d za jn ej niw ie chłopskiej p len ią się różnorodne chw asty, roz­ siew ane h o jn ie p rzez ja w n y c h i u k r y ty c h w rogów p ra c u ją c e j wsi.

Im b ard ziej pogarsza się położenie p rac u jąc y c h chłopów, ty m w iększe garście chw astów rzu c a n e są n a w ie jsk ą niw ę, b y zdusić k ie łk u ją c ą co­ r a z śm ielej świadomość, że tylk o w łasny m i ręk o m a w szystkich p ra c u ­ jący ch b udow ać m ożna drogę do lepszego ju tra .

P rz y stę p u ją c do w y d a w an ia naszego pisma, po staw iliśm y sobie za zadanie w y p len ić w m ia rę sił i możliwości niw ę wiejiską z ostó w i k ą - koli, by ty m b u jn ie j ro sn ą ć m ogła p rze b ija jąc a przez c h w a sty m yśl, że lepszą przyszłość budow ać trz e b a sam ym . Z w racam y się przeto z ap e ­ lem do w szy stk ich p rac u jąc y c h chłopów o n a d sy ła n ie n a m k o resp o n ­ dencji o życiu p ra c u ją c e j wsi, o jej troskach, bolączkach i potrzebach. W spólnym w y siłk iem om aw iać będziem y zarów no istn iejące zło, ja k i sposoby, k tó re to zło m ogą usunąć.

P ro sim y w szystkich p ra c u ją c y c h chłopów o rozszerzenie naszego· p i­ sm a, b y zasiać niw ę chłopską zdrow ym z iarn em jak n ajszerzej, b y nie pozostaw ić ani k a w a łk a ugoru.

O d d ajem y do w aszych r ą k nasze pismo w ty m przek on aniu, że nie odm ów icie n a m ani m ate ria ln e g o poparcia, ani w sp ółp racy w im ię n a ­ szego w spólnego d o b ra “.

R edakcja

R epo rtaż Sm ugi Na k u ltu r a c h m ów ił o tra g icz n e j doli w y zy sk iw a­ n y c h bezlitośnie p raco w nikó w leśnych w dobrach o rd y n a c ji hrabiego B.

(6)

ZE W SPO M NIEŃ R E D A K T O R A „N IW Y 1 305

R eportaż b y ł o b sz ern y i dopiero na 3 stro n ie z n a jd u je m y dalsze dwa a rty k u ły : Rozsiew anie z łu d z e ń o pom o cy dla w si a rzeczyw istość oraz

P r z y b o c z n y s e jm p. K w a pińskiego. W p ierw szy m a rty k u le dem ask u je

się d e k re ty rz ą d u O pom ocy dla wsi, k tó re są pom ocą dla obszarników ,

w

drug im była m ow a o tzw. „sejm ach fo rn a li“, k tó r e zw oływ ał sam o ­ zw ańczy „król fo rn a li“ K w apiński. W a rty k u le ty m d e m a sk u je się an- tyrobotnicze, a n ty fo rn a ls k ie stanow isko rzekom ego „króla fo rn a li“ i je­ go odpow iednio d o b ieran y ch delegatów na „sejm fo rn a lsk i“ .

Na s tr. 5 zaczynają się 2 a rty k u ły , jed e n pt. O ddłużanie rolnictw a i drugi: Na spółdzielczej wierzbie.

N a stęp n y a rty k u ł n a str. 6 pt. N ożyce dalej się rozw ierają (w p o d ­ ty tu le — S p a d e k trz o d y ch lew nej) r e je s tr u je dalszy, k a ta s tro fa ln y s p a ­ d ek żyw ca. N a str. 7 o m aw ia się d an e sta ty sty c z n e, dotyczące sp a d k u pogłowia zw ierząt gospodarskich, i w reszcie w a r ty k u le pt. Co piszą

in n i — a u to r ro zp ra w ia się z a rty k u łe m M alinow skiego, ogłoszonym

w „W yzw oleniu“ z dnia 10 g ru d n ia 1933 r. pt. N ie t ę d y droga.

A r ty k u ł M alinow skiego ok reśla jako „drogow skaz p olityk i ugodo­ w ej wobec p an o w an ia klas po siad ający ch “, a samego M alinowskiego o d ­ sądza od czci i w iary. A rty k u ł te n kończy się zdaniem , k tó re w a rto tu o dnotow ać in e x te n so , gdyż d o b rze ono c h a ra k te ry z u je język, jakim „N iw a“ ro zp ra w ia ła się z przeciw nikam i politycznym i, k tó rz y bądź co bądź stanow ili w te d y o fic jaln ą opozycję:

„P rzy się g ał i o b iecy w ał* , ale poniew aż przysięgi o k a z ały się o b łu d ­ n y m naciągan iem chłopów na »ofiarę i krew «, więc w niosek jasny: »dobre słowo« M alinow skiego i zdradzieckich wodzów S tro n n ic tw a L u ­ dowego i P P S ty le w a rta ją , co- czyny k ry ty k o w a n e j p rzez nich sa n ac ji“ . C enną pozycją n a s tr. 8 jest k o resp o n d e n c ja chłopa ośm iom orgo- wego z p o w iatu konińskiego, k tó ry podaje k a lk u la c ję hodow li 2 świń, k tó re w reszcie po 230 dniach hodow ania sp rz e d a je ze s tr a tą 17 zł 50 gr. Sądzi, że te św inie ro b o tn ic y w m ieście zjedzą za pół darm o , żywiąc się w te n sposób chłopską k rw aw icą, ty m czasem jego b rat, ro b o tn ik z Ło­ dzi, ro b i k a lk u la c ję ty c h św iń po cenach, ja k ie on w m ieście m usi p ła ­ cić, gdy chce kupić k a w a łek m ięsa, i wychodzi, że to, co chłop sprzedał h a n d la rzo m za 141 zł 40 gr, jego b r a t w m ieście k u p u je z kolei u ty ch h a n d la rz y za 273,60 .zł. Chłop dochodzi do w niosku, że i on, i jego b r a t ro b o tn ik w m ieście są o b d z ie ran i ze sk ó ry przez jednego i tego samego w roga — kapitalistę.

N u m e r zam y ka się n o ta tk ą o leśniczym, k tó ry p o strzelił chłopa p rzy * Mowa o przysięgach i obiecankach posła M alinowskiego przed wojną polsko- radziecką w 1920 r.

(7)

zb ieran iu c h ru s tu w lasach p r y w a tn y c h b a ro n a B ecka w pow iecie tczew skim , o raz wiadomością, że k r e s y w schodnie nie m a ją ziarn a na zasiew.

Ję z y k „ N iw y “ p ro sty , bez obcych słów, bez z a k rętasó w sty listy cz­ nych, tra fia ć m u sia ł do c zyteln ika w iejskiego. Mógł też zainteresow ać życzliwego c zyteln ik a m iejskiego, a poniew aż s y m p a ty c y K P P p rę d k o rozszyfrow ali, k tó re leg alne pism o jest w y d a w an e i ro bion e przez p a rtię, przeto „N iw a“ z najd o w ała c h ę tn y c h nabyw ców i w k ró tce n a k ła d , k tó ry zaczęliśm y o d 3 tysięcy egzem plarzy, doszedł do 10 tysięcy. G d y b y b y ły ^większe możliwości finansow e i techniczne, „N iw a“ m ogłaby osiągnąć jeszcze w iększe n a k ła d y . Pism o nie było obliczone n a zysk i cena po­ jedynczego n u m e ru początkow o w ynosiła 20 groszy, a potem p rz y zw iększonym form acie została obniżona do 15 groszy, rzekom o dlatego, że in te res św ietn ie się ro zw ijał i n ie m u sia łe m się szybko bogacić.

P ie rw sz y n u m e r w yszedł bez ceny, jako „okazow y — b e z p ła tn y “. Na o statn iej stro n icy podane było, że p re n u m e ra ta k w a r ta ln a w y n osi

12 0 gr.

P ie rw sz y n u m e r „N iw y “ bez przeszkód ru sz y ł w św iat. K ied y o sta tn ie paczki odnieśliśm y n a pocztę, zaprosiłem m oich w spó łp raco w n ik ów ze- cerów n a s k ro m n e ob lan ie pom yślnego początku i w zniesienie to astu za p o m y śln y rozw ój „ N iw y “.

PIERWSZA KONFISKATA I DALSZE KŁOPOTY „NIWY“

D ru gi n u m e r „ N iw y “ u k a z ał się p u n k tu a ln ie 15 k w ie tn ia 1934 r. i bez przeszkód .został w y ek sp ed io w an y do czytelników . T ym razem n a k ła d zw iększyliśm y do 4 ty sięcy egzem plarzy.

N u m e r zaw ierał p ra c e m ów iące o bieżących k łop o tach polskiej wsi, o szerzącej się nędzy, o głodzie. S tro nice 1 i 2 zaw ierały a rty k u ł: Ł a-

p aj złodzieja! — m ó w iący o p ró b ie zlik w ido w an ia dom okrążnego h a n d lu

m lek iem przez k ap ita listy c z n e spółki i k a p ita listy c z n o -k u ła ck ie spół­ dzielnie m leczarsk ie; dalej szedł s p o ry a rty k u ł pt. M iliony przym ie ra ją

z głodu i k r ó tk a n o ta tk a z Sosnow ca: Jedzą p sy z głodu (w p o d ty tu le : Nędza w Z agłębiu D ąbrow skim ).

Dzisiaj ludzie w Polsce L u do w ej zapom nieli, co to n a p ra w d ę 'znaczy słowo głód. W arto więc będzie przytoczyć chociażby jed n o zdanie, m ó ­ wiące, czym się wów czas k a rm iły ty sią c e zbiedniałych ro d zin chłopskich. „ J a k s tw ie rd z ają urzędow e k o m u n ik a ty , w pięciu p o w ia ta c h w o je ­ w ództw a w ileńskiego głoduje 2 0 tysięcy w ło ś c ia n . . . k tó rz y jedzą od szereg u m iesięcy zupkę gotow aną z k o ry drzew nej, a chleb z w rzo su“.

(8)

ZE W SPO M NIEŃ R E D A K T O R A „NIWY*

307

„ S ta ty s ty k a urzędow a n ie odzw ierciedla istotnego s ta n u rze c z y “ — s tw ie rd z a „ N iw a “ i podaje dalsze p rz y k ła d y głodujących w si z całej Polski. Jedno cześn ie o m aw ia polityczne p rzy c z y n y tej s tra s z n e j s y tu a ­ cji gospodarczej k ra ju .

Te a r ty k u ły nie b y ły zaczepione p rzez cenzurę, m ó w iły praw dę, s tra sz n ą p raw d ę, k tó re j nie m ożna było u k ry ć i o k tó re j p rze b ą k iw a ły n a w e t „u rz ę d ó w k i“ i urzędow e s ta ty sty k i. M iliony p r z y m ie r a ją z głodu kończyły się n astęp u jąco :

„ A la rm u ją c e wieści o głodzie n a g lą do przeciw działania nie ty lko głodowi, a le przeciw działania rów nież przyczynom , k tó re p ow o d u ją głód m ilio nów “.

N astęp nie n u m e r zaw ierał wiadom ości o A ustrii, gdzie p ro le ta ria t prow adził beznadziejną, k rw a w ą w alkę w o b ro n ie sw ojej zb ro jn ej o r ­ ganizacji, tzw. „ S o h u tzb u n d u “ . Z Czechosłow acji — donosi „N iw a“ o de­ w alu acji k o ro n y czeskiej o 16e/o i an alizu je tr u d n ą sy tu a c ję k la s y r o ­ botniczej i p ra c u ją c y c h chłopów, w y zy skiw any ch p rzez k a p ita listó w „z zielonego r a j u “ — ja k C zechosłow ację n a z y w a li w odzow ie S tr o n ­ nictw a Ludow ego. Z F ra n c ji — „N iw a“ p odaje wiadomości o k ry zy sie politycznym , jak i się ta m zaryso w ał pow odu a f e r y Staw iskiego, z cze­ go chcieli sk orzy stać fra n c u sc y faszyści i w y ciągn ęli ła p y po władzę. W o b ro n ie rep u b lik i i d em o k racji w y stą p iła w jed n o lito fro n to w y ch de­ m o n strac jac h fra n c u s k a k lasa robotnicza, p ro k la m u ją c s tr a jk gen eraln y . Faszyści dostali po łapach, m u sieli się cofnąć.

P o n iew aż „N iw a“ była też pism em literackim , W ty m n u m erz e z n a ­ lazła się p rzy je m n a , św ietn a politycznie n o w ela Z. B andosa pt. Cudow ne

uzdro w ienie (w p o d ty tu le: Z opowiadań b. jeńca w ojennego), gdzie jest

m ow a o p rze b ieg u rew o lu cji n a wsi ro sy jsk iej.

J a k zw ykle w sta łe j ru b ry c e : Co piszą in ni — b r u ta ln ie rozszyfro­ w y w a n e są zak łam an e, u g odow e a r t y k u ł y ludow cow ej p rasy . T ym r a ­ zem na tapecie znalazł się „ P ia s t“, o rg a n S tro n n ic tw a Ludow ego. Tu p ierw sz y ra z w „N iw ie“ padło słowo „.kułak“ n a o k re śle n ie bogatego chłopa w yzyskującego w iejsk ą biedotę.

W reszcie k ró tk a in fo rm a c ja o św ięcie rob otniczo-chłopskim 1 m aja . N o ta tk a kończyła się n a stę p u ją c y m w ezw aniem :

„W dniu 1 m,aja pod szczerze czerw onym , a nie zd rad zieck im pepe- siaekim sz ta n d a re m kro czy coraz w ięcej p ra c u ją c y c h chłopów , b y dać w y raz dążeniom do zdobycia ziemi bez w y k u p u i rz ą d u robotniczo- chłopskiego“.

Na koniec, po k ilk u dro b niejszy ch n o tatk a ch , u sam ego dołu o sta tn ie j stro n icy czyteln icy i wszyscy, kogo to interesow ało, d o w iad u ją się z n a ­ stę p u ją c y c h słów o d a lsz y m o rg a n iz a c y jn y m ro zw oju „N iw y “ : „R e­ dakcja i A d m in istra c ja : Leszno (Wlkp.), N ow y R y n e k 15 m. 3“. A więc

(9)

„N iw a“ m a n ie ty lk o w łasną d ru k arn ię, ale i w ła sn y lokal re d a k c y jn o - ad m in istra c y jn y :

G d y b y dzisiaj jak ik olw iek p rac o w n ik jak iejk o lw iek p a r ty jn e j ga­ zety czy czasopism a w ziął do ręk i 'którykolw iek egzem plarz „ N iw y “, to p a trz ą c n a jej s k ro m n y w ygląd, p ry m ity w n e łam a n ie szpalt, liczne błę­ dy i b rak i techniczne, p o m y ślałby niew ątp liw ie:

—■ „Ależ to n ie c h lu jn a robota! G d yb ym ja, m ają c nocn y d y ż u r w d r u k a m i, puścił z m aszy n y tak i egzem plarz, już n astępn ego dnia nie m iałb y m po co pokazyw ać się w zespole red a k c y jn y m . W yrzu cilib y m n ie na zbity p y sk i m ielib y r a c ję “ .

T rzeba z a te m powiedzieć p a rę słów o składzie re d a k c ji i a d m in is tra ­ cji, a m oże to w arzy sze z p rasy , k tó ry m czasam i złośliwy chochlik d r u ­ k a rs k i i dziś p ła ta szpetne figle, zm ienią zdanie i m niej surow o spojrzą n a sk ro m n iu tk ie, pożółkłe egzem plarze „N iw y“ , k tó ry c h kilk a zaledw ie z n a jd u je się w A rc h iw u m H istorii P a r tii КС P Z P R . E gzem plarze te z p iety z m e m przechow ali tow arzysze, niegdyś czytelnicy „N iw y “, jako d o k u m en t w a lk i K P P o sp ra w ę chłopską.

W ra c a jm y je d n a k do rzeczy.

P raw d ziw ego sk ła d u redakcy jn eg o n ie znałem i n ie dociekam dzi­ siaj, kim by li fak tycznie re d a k to rz y „ N iw y “. J a o trz y m y w a łe m r ę k o ­ pisy, p rzew ażnie p isan e ręcznie d ru k o w a n y m i lite ra m i n a bibułkach. T e a r ty k u ły p rzep isy w ałem n a m aszynie p a n a M igdalewicza, s ta ra ją c się, a b y n i k t te j ro b o ty nie widział. P o te m już p rz e p isa n y m a te ria ł jako swój „ w ła sn y “ niosłem do d r u k a r n i i o d d a w a łem w ręce dwóch zecerów, k tó rz y p rzy stęp o w ali do ręcznego sk ła d a n ia. T ak więc sztab m asz y n iste k zaczynał się i kończył n a m o jej osobie, n ie m a ją c e j b y ­ n a jm n ie j żad ny ch k w a lifik ac ji do p e łn ie n ia tej roli.

Moi o ddani to w arzysze p racy, zecerzy P io tr i Franciszek, złożyli szpalty, o d b ija li „szczotkę“ i zaczynała się k o rek ta . S ta ry , dośw iad­ czony k o re k to r siad ał do pracy. P op ędzałem go; popędzali zecerzy, bo m aru d ził, a tu czas nie czekał. Cóż, k ied y Jasio nie b y ł ani sta ry m , ani dośw iadczonym , an i w ogóle k o rek to rem . Z ecerzy próbow ali nauczyć go staw ian ia um ów ionych, p rz y ję ty c h we w szy stk ich d r u k a rn ia c h św ia­ ta k o rek to rsk ic h znaków. Na a m b it wzięli chłopaki i chcieli ze m nie zrobić przyzw oitego k o rek to ra. N iestety, czasu nie stało. S taw iałem więc w ła s n e znaki, przyzw yczaili się do nich, a że k o re k ta b y ła pod psem, chłopi-czytelnicy n ie m ieli o to preten sji, denerw o w ało ich, gdy „N iw a“ przychodziła z opóźnieniem .

Z kolei zaczęto u k ład ać ty tu ły , a k ied y już cały m a te ria ł b y ł goto­ wy, na w idow nię w y stęp o w ał m e tra m p a ż y s ta — niestety, znow uż j:a — p o p a rty dośw iadczeniem P io tra . W y nik te j w sp ółpracy b y ł m iz e rn y w y ­ łącznie z m ojej w iny. N iem niej uw a ż n y o b se rw ato r tec h n icz n y po­

(10)

ZE W SPO M NIEŃ R E D A K T O R A „ N IW T

309

stępów „ N iw y “ już po k ilk u n u m e ra c h zauw aży, o ile będzie życzliwie usposobiony, znaczne osiągnięcia, a n a w e t w y ra ź n e dążenie, a b y „ N iw a “ nie stra s z y ła w y b re d n y c h odbiorców swoim z e w n ę trz n y m w yglądem . P rz y stę p o w a n o do d ru k u . Zecerzy zw ijali się ja k w ukropie, trz e b a było im dać nakładacza. Chcąc nie chcąc sta w a łe m do m aszyny. R obota p o ­ stępow ała raźno, sto sy gazet zaleg ały d ru k a rn ię , trz e b a je było p a k o ­ wać. W ted y zecerzy i „ re d a k to r “ szli na dobrze zasłużony odpoczynek, a n a ich m iejsce przychodziła ekipa p akow a czy: P iotr, F ra n e k i Jan . Czasam i przychodził z nim i z dobrej i n iep rzy m u szo n ej w oli n ieja k i p a n M igdalewiez, a byw ało, że to w arzy szy ła m u p a n i M aria — jego żona. Z pieśnią m asow ą na u stach ru sz a liśm y do roboty, fa n ta z y jn ie zaw i­ jają c ręk a w y .

Stosy paczek gotow ych należało o d tra n s p o rto w a ć na pocztę. R ed ak ­ torzy, p rac o w n ic y a d m in istra c ji, zecerzy, pakow acze, m asz y n istk i — w szyscy raz e m szuk ali re d a k c y jn y c h sam ochodów. J a k n a złość n ie było p od r ę k ą ani jednego. D aw ajcie zw y kły ręczny wózek! Ba, i wózka, nigdzie nie było. W tedy to p an i M aria M igdalew iczow a zaofiarow ała się użyczyć kosza bieliźnianego. Niech będzie kosz. Zaw ołać tra g a rz y ■—■■ daw ał rozkaz „ re d a k to r“ . N aty ch m iast, ja k sp od ziemi, zgłaszali się niezaw odni, w ysłużeni tra g a rz e : P io tr, Franciszek, J a n , Z ręcznie p a k o ­ w ali „N iw ę“ do olbrzym iego kosza i odnosili n a pocztę. Robili to zu­ p e łn ie dobrze i n a n a ra d z ie p ro d u k c y jn e j zespołu „N iw y“ jed n o m y śl­ nie postanow iono zwolnić .niepotrzebnych szoferów, a sam ochody sprze­

dać n a licytacji. \

Z kolei w łączał się do p ra c y dział finansow y, z głów nym księgo­ w y m n a czele, obok .niego rach m istrze, kontyści, urocza k a sje rk a, in ­ te n d e n t itd.

P o rz u ca jąc fan tazję, k ró tk o trz e b a stw ierdzić, że cały tzw. a p a ra t „ N iw y “ w Lesznie sk ła d a ł się z 3 ludzi: „ re d a k to r “ i dwóch n a jp r a w ­ dziw szych w świecie zecerów. Zaś lokal „ re d a k c ji i a d m in is tra c ji“ to był pokój p r z y rodzinie z dwom a łóżkam i, stołem, szafą i um yw alką, gdzie m ieszkał a u to r n in ie jsz y c h w spom nień. W łaścicielem m ieszkania był poczciwy Niemiec, kraw iec, w im ien iu k tó re g o działała jego s tra s z li­ wa [!] żona — N iem ka, znająca zaledw ie k ilk a polskich słów. N o m e n

o m en — z a h u k a n y k raw ie c n azyw ał się S chneider.

Chociaż „N iw a“ ro i się od błędów i braków , w ierzcie — była w y ­ soko cenioną p rzez sw oich czytelników , k tó rz y n ad sy łali dziesiątki li­ stów gryzm olonych sp ra c o w a n ą rę k ą i zachęcali r e d a k to ra do w y tr w a ­ nia i dalszego d ru ko w an ia. D uże „ u z n a n ie “ m ia ła „N iw a“ rów nież u w ładz p olicyjnych, zain teresow ała się nią d efensyw a; w iele uwagi, czasu i p a p ie ru pośw ięcały „N iw ie“ -sądy. A więc nie było to chyba b y le jakie pism o. P ra w d a ?

(11)

M a te ria ły do trzeciego n u m eru , k tó r y m ia ł się ukazać p rz e d p ie rw ­ szy m m aja , p rzyw iózł m i p rzy ja cie l J a n e k Banaehow icz. B yła to jed yna w iz y ta to w a rz y sz y z W arszaw y w czasie n iem a l rocznego m ojego po­

b y tu w Lesznie. Z dum ą p o d ejm o w ałem drogiego i m iłego gościa w m o ­ im p okoju, k tó ry był czyściutki, słoneczny, z w idokiem n a ry n e k . J a ­ n e k p rzy je ch a ł, a b y oszczędzić m i s t r a t y czasu n a -wyjazd do W arsza­ wy, gdyż zależało nam , ab y „N iw a“ doszła do r ą k czytelnik ów w p rz e d ­ dzień 1 m aja . Po z a ła tw ie n iu s p ra w słu żbo w ych do późnej nocy gaw ę­ dziliśm y. Z ro zczu len iem w y c h w ala liśm y niem iecką czystość, bo r z e ­ czywiście, pokój m ój sk ro m n ie u m eb lo w a n y ka ż d em u m ógł zaim po­ n o w ać p o rząd k iem i ładem , co było w yłączną zasługą m ojej gospodyni. W reszcie położyliśm y się spać. J a u sn ą łe m n a ty c h m ia s t i ja k zw ykle sp a łe m znakom icie. N araz w ydało m i się, że ktoś m n ie woła.

— J a n e k , J a n e k , ob ud ź się — doszedł m n ie p rz y tłu m io n y i w y raźn ie p rz e ra ż o n y głos.

Na pół p rz y to m n y u siadłem n a łóżku, n ie od raz u o rie n tu ją c się, gdzie jestem .

— Co się stało? — s p y ta łe m szeptem . — P rę d k o , zapal światło!

Z ap aliłem i w te d y oczom m oim u k azał się widok, którego nie za­ pom n ę do końca życia. Mój b o h a te rsk i Jasio, k tó ry n ie u lę k le staw iał czoło· całej polskiej defensyw ie, siedział w y straszo n y na wysokim , rzeźb io ny m ty łk u fam ilijn e g o łoża i cudacznie b alansow ał zawieszo­ n y m i w p o w ie trz u nogam i.

— Co się stało? Co· t y w yrabiasz, w ariacie?

— N iech diabli w ezm ą tw o ją niem iecką czystość, podnieś kołdrę, to zobaczysz.

K ied y p odniosłem ko łdrę, nie chciałem w ierzyć oczom. Na przeście­ rad le J a n k a p rz e le w a ł się stłoczony ta b u n w y ra ź n ie rozw ścieczonych pluskiew . B y łem n a p ra w d ę zdum iony, bo m n ie p lu sk w y n ig d y nie g r y ­ zły. Dlaczego- ta k jest, nie w iem , ale p lu sk w y s ta r a n n ie m n ie o m ijają. J a n e k za nic nie chciał się już położyć, chociaż o dstęp o w ałem m u sw oje łóżko-, w k tó ry m n ie było śladu żad ny ch żyw ych istot. U b ra ł się i do r a n a d rzem ał n a krześle. J a spałem znakom icie w swoim, czystym , k a w a le rs k im łożu.

N a z a ju trz J a n e k w yjechał, a ja z zapałem za b ra łe m się do p rz e p i­ sy w a n ia przy w iezion y ch p rzez niego m ateriałó w . N a tu ra ln ie b y ł a r t y ­ k u ł pośw ięcony św iętu 1 m aja, b y ł też a r ty k u ł o k o n s ty tu c ji 3 m aja . O prócz tego b y ły a r t y k u ł y dotyczące bieżącej sy tu a c ji wsi, a jednocze­ śn ie k ilk a w iększych w iadom ości o ZSRR, a więc o um asow ieniu ro l­ n ic tw a sowieckiego, o p la n ie d rugiej pięciolatki, o o sta tn ic h chw ilach lo tn ik ó w sowieckich, k tó rz y b alonem „O ssoaw iachim 1“ zaatak o w ali

(12)

ZE W SPO M NIEŃ -REDAKTORA „NIW Y" 311 s tra to sfe rę , osiągając w ysokość 22 000 m. N a tu ra ln ie n ie b rak ło też r u ­ b ry k i: Co piszą inni, gdzie k o n se k w e n tn ie i z up o rem ro zp ra w ia n o się z p ism am i ludow cow ym i i pepesiackim i.

Z aagitow ałem zecerów, a b y zw iększyli tem po pracy, b y ś m y m ogli 5 ty sięcy p ierw szom ajo w ej „N iw y“ w ysłać wcześniej w te re n . Robota szła n a m skład nie i n a pięć d n i p r z e d p ierw sz y m m a ja n u m e r b y ł go­ tow y. N a ty c h m iast o d nieśliśm y go n a pocztę i ja k zw ykle okazow y eg zem p larz posłałem p a n u D olińskiem u. W ieczorem tego dnia, k ie d y ś­ m y szy ko w ali o sta tn ie paczki „N iw y“, do d r u k a r n i w kroczyła policja i zajęła cały n ak ład , w ręczając m i p ism o s ta r o s ty o rzek ające k o n fisk a ­ tę w p ow ołaniu się n a art. 170 K o dek su K a rn e g o z dn. 11 lipca 1932 r., łącznie z § 29 w p o m n ian ej już u s ta w y niem ieckiej, k tó ra postan aw iała, że „odpow iedzialność za czyny, k tó ry c h k a ry g o d n o ść jest u zasadnion a n a p od staw ie treści d ru k u , n o rm u ją istn ieją ce ogólne p ra w a k a r n e “ . Z m a rtw io n y b y łem ogrom nie, bo- „N iw a“, n ieste ty , nie zdąży dojść już do czy telnik ów na 1 m aja . N a poczcie pism o ró w nież zostało zabrane p rzez policję. N a ty c h m iast po w y jśc iu policji i po usun ięciu sk o nfisko ­ w a n y c h 2 zdań z a r ty k u łu o 1 m a ja p rz y stą p iliśm y do d ru k o w a n ia n o ­ w ej po rcji z n a d ru k ie m , k tó ry b rzm iał sm utno, a le dum nie: Po k o n ­

fiskacie n akład drugi.

N a z a ju trz p a n D oliński w ezw ał do siebie w łaściciela d ru k a rn i p a n a M igdalewicza. P a n S ta n isław w rócił po d obrej godzinie. Tym ra z e m ja oczekiw ałem niecierpliw ie. O kazało się, że Doliński zażądał o d p a n a M i­ gdalew icza, a b y t e n ze rw ał ze m n ą u m ow ę o dzierżaw ę i w ypędził m n ie z d ru k a rn i. P a n M igdalew icz o d rzu cił z p o g ard ą prop ozycję sta ro śc iń ­ skiego szefa bezpieczeństw a publicznego, chociaż łatw o m ógł się m n ie pozbyć, b ośm y żad n ej p isem n ej u m o w y nie m ieli.

D ru gi n a k ła d „ N iw y “ poszedł w św iat i zdawało się, że sp ra w a jest w y czerp an a. T ym czasem d n ia 4 m a ja p a n M igdalew icz został w ezw any do s ta ro s tw a i w ięcej do d-omu n ie wrócił. P a n s ta ro sta m ia ł już p r z y ­ goto w an y n ak az sądu zam knięcia p a n a M igdalew icza w szp italu p s y ­ c h ia try c z n y m w K ościanie i już 4 m a ja p a n M igdalewicz znalazł się W oto czen iu w a ria tó w . Ten b r u ta ln y p rz e ja w s a n a c y jn e j w ład zy w y ­ w a r ł n a m n ie p rzy g n ę b iają c e w rażenie. W k ilk a dni później udało m i się widzieć p a n a M igdalewicza. R ozm aw ialiśm y p rzez k ra tk i. P a n Mi­ gdalew icz p ienił się z oburzenia.

— Tylko p a n się nie ug in aj, krzy czał do m nie. J a sobie p oradzę z t y ­ m i łajd a k am i i choćbym m ia ł t u zgnić, nie zm uszą m nie, a b y m od e b ra ł p a n u d ru k a rn ię . Żonie ju ż n apisałem , aby n ie w ażyła się w m oim im ie­ n iu iść n a jak iek o lw iek ustęp stw a.

W róciłem do Leszna m ocno zb u d o w an y b o h a te rs k ą postaw ą p a n a M igdalewicza.

(13)

P a n i M igdalew iczow a z godnością znosiła bolesną ro złąk ę z m ę ­ żem i ani słów kiem nie dała znać, a b y m u stą p ił z d ru k a rn i. U kazał się czw arty n u m e r „N iw y“ zw iększony o 4 stronice, poprzednie 3 n u m e r y m ia ły po 8 stron ic, a te n 12 — data n u m e r u 15 m a ja 1934 r. W rzeczy ­ wistości n u m e r 4 w yszedł z opóźnieniem kilkud n iow ym , gdyż m iałem tru d n o ści z n aby ciem p a p ie ru gazetowego w Lesznie i m u sia łe m sp ro ­ wadzić go z P o zn an ia (dalsza „pom ocna“ działalność p. Dolińskiego). N u m e r 4 b y ł b o gatszy nie ty lk o w ilość stro n , a le rów nież pod w zglę­ dem treści. Z a w ie ra ł opisy obchodów pierw szom ajow ych z całego św ia­ ta, n a jo b sz e rn ie jsz y zaś z ZSRR. W od cin ku litera c k im daliśm y w ty m n u m erz e w y ją te k z powieści Za ora ny ugór M ichała Szołochowa, po­ p rzed zon y n a s tę p u ją c ą n o ta tk ą re d a k c y jn ą :

„C ały św iat ro zb rzm iew a wieściam i o doniosłych zm ianach, jakie się d o konują w gospodarczym i k u ltu r a ln y m życiu Sowieckiego Związku.

N ajw ięcej uw agi poświęca się olbrzym iej p rzebudow ie ro ln e j, zw a­ n ej k o lektyw izacją. Ma o na w całym św iecie gorących zw olenników i zaciętych wrogów. Chcem y, a b y nasze pismo um ożliw iło wsi p o znanie p ra w d y o k o lektyw izacji. Zam ieszczam y w y ją tk i z powieści zn akom i­ tego pisarza sowieckiego — Szołochowa, sy n a chłopa-K ozaka dońskiego, k tó ry w książce Z ao ran y ugór opisuje życie dzisiejszej wsi sowieckiej.. Chcemy, a b y około p o ru szan y ch w yżej s p ra w ro zw inęła się dy sk usja chłopów polskich. P ro sim y o n a d sy ła n ie ze wsi najliczniejszych głosów o k o lek ty w izacji sow ieckiej. W ty m m iejscu dla u łatw ie n ia czytenikom dodajem y, że k o lek tyw izację poprzedziło stw o rzen ie rz ą d u robotniczo- -chłopskiego, k o n fisk a ta ziem i obszarniczej i w yw łaszczenie k a p ita ­ listów “ .

N a o statn iej, 12 stronie, zw róciliśm y się do czyteln ikó w z gorącą p rośbą o n a d sy ła n ie korespondencji, a b y pismo mogło być „do k ład ny m zw ierciadłem dzisiejszego życia chłopskiego“.

N u m e r 4 „N iw y“ poszedł w św iat bez przeszkód w n ak ład zie siedm io- tysięcznym .

Sukcesy „ N iw y “ b y ły w y ra ź n e i zarządca d ru k arn i, p rzy ja cie l mój, zecer P io tr K u rp isz z Z aborow a koło Leszna zadecydow ał, że o n dłużej nie zniesie, aby t a k pow ażne pism o m iało dalej uk azyw ać się w takiej m iz e rn e j szacie.

— To b y le szm ata b u rż u jsk a z a jm u je cały stół, a „N iw a“, co, m a być gorsza?

O d 5 zatem n u m e r u „N iw a“ zaczęła się ukazyw ać w now ym , znacznie zw iększonym form acie, k tó ry zachow ała już do końca swego istnienia. R ozm iar stro n icy m iał te ra z 44,5X31,5 cm, m iejsce na ty tu ł m iało 15 cm wysokości, stro n a dzieliła się n a 3 szpalty, k tó ry c h u k ła d w iersza z a j­ m o w ał 9 cm. Różne s tr o n y b y ły rów nież łam a n e raz n a 3, k ie d y indziej

(14)

ZE W SPO M NIEŃ R E D A K T O R A „NIW Y" 313 na 4 szpa lty. N ow a szata w e w n ętrzn a „ N iw y “ im ponow ała przede w sz y stk im n a m sam ym , ale rów nież została p rz y ję ta życzliw ie i z u z n a ­ niem p rzez czytelników , k tó rz y w w ielu listach p isa n y c h do red a k c ji dali te m u w yraz. Ogółem ukazało się 16 n u m e ró w „ N iw y “ — o s ta tn i z datą 1 — 15 g ru d n ia 1934 r., z tego 6 albo 7 n u m eró w było sko nfisk o­ w a n y c h i w y chodziły ponow nie z b iałym i plam am i.

ROZPRAWY SĄDOWE „NIWY“ — WYROKI

P ie rw sz y ra z w życiu p rz e d k ra tk a m i sądow ym i sta n ą łem dnia 26 p aździern ika 1934 r. w zw iązku z k o n fisk a tą 3 n u m e r u „N iw y “ z dnia 1 m aja. Zgodnie z p ra w e m p rusk im , o b ow iązujący m w Poznańskiem , w łaściw ym są d em dla s p ra w o p rze stęp stw a prasow e był sąd pierw szej instancji. Jeżeli są d grodzki w y d a ł w y ro k u n iew in n ia ją c y , sp ra w a k o ń ­ czyła się, gdyż zgodnie z ówczesną p ro ce d u rą w s p ra w a c h p rasow y ch b y ł to w y ro k ostateczny. Jeżeli zaś sąd pierw szej in sta n c ji skazyw ał r e ­ d a k to ra odpow iedzialnego, bądź a u to ra in k ry m in o w an eg o a rty k u łu , a najczęściej sk azy w ał obydw óch, w te d y sk azan y m przysługiw ało p r a ­ wo o dw oły w an ia się do wyższych instancji, aż do Sąd u N ajw yższego włącznie.

Szczęśliw ym zbiegiem okoliczności o d nalazłem o ry g in a ł tej p ie rw ­ szej m ojej ro z p ra w y sądow ej, k tó re j ty tu ł b y ł n a stę p u ją c y : „A kta w s p ra w ie k a rn e j — Tom czak o p rzestępstw o praso w e — Sąd G rodzki w Lesznie, W ydział V, L ite ra Kg, N r 574, Rok 1934“ .

R ozpraw ę prow ad ził k ierow n ik Sądu Grodzkiego sędzia R om an Som ­ m er, pro to k oło w ał a p lik a n t sądow y St. D obrzycki, o sk arżał st. p oste­ r u n k o w y policji p ań stw o w ej W aw rzyn iak. N iestety, nie m am s k o n ­ fiskow anego n u m e r u „N iw y“ — p rzech o w y w an y ko m plet w szystkich n u m eró w „N iw y“, i sk o n fisk ow an ych także, p rzep ad ł m i w czasie o k u ­ pacji. Ł atw o je d n a k dom yślić się z treści a rty k u łu zarzucan ej m i zb ro­ dni „publicznego rozpow szechniania fałszyw ych wiadomości, m ogących ■wywołać niepokój p u b lic z n y “, za co groziła k a ra a re s z tu do lat 2 i g rzy w ­ n y (art. 170 K.K.).

P a n D oliński nie w y silał się zbytnio i zak w estion ow ał dw a zdania z a rty k u łu pt. P ie rw s zy Maja 1934 r., a m ianow icie: (część m yśli nie skonfiskow ana) „W bieżącym ro k u w y su w ają m asy p ra c u ją c e jako n a j­ w ażniejszą sp ra w ę w alk ę z groźbą now ej w o jn y św iatow ej. Dlaczego? Dlatego, że . . . (tu sk onfiskow ano słowa): „kula z ie m sk a jest ju ż w r ó ż ­

n y c h p u n k ta c h ogarnięta pożogą w o je n n ą “ , a następ nie: „ofiarami w o jn y są przed e w s z y s tk i m ro botnicy i c h ł o p i P o d k re ślo n e zdania nie

(15)

um ieszczona w „N iw ie“. Szef bezpieczeństw a i p o rząd ku publicznego u z n a ł je za fałszow anie p raw dy .

R ów nie dobrze m ógł w ytoczyć proces K onopnickiej za jej w span iały w iersz p t. A ja k poszedł Stach na wojną.

S p ok o jn ie zatem sta łe m p rze d sędzią S om m erem i k ied y zap ytał m nie, czy p rz y z n a ję się do winy, odpow iedziałem (cy tat z protok ołu ro z p ra w y głównej):

„O sk arżo ny z a p y ta n y przez przew odniczącego — sędziego, czy p rz y ­ z n a je się do zarzuconego m u czynu i jakie w y ja śn ie n ia chce złożyć sądowi, po daje: B yłem w czasie k ry ty c z n y m w yd aw cą i re d a k to re m »Niwy«. Je ste m a u to re m inkry m in o w an eg o a rty k u łu . J a n in a S m o liń ­ sk a [podpisana pod a rty k u łe m — p rzy p isek m ój] jest p seud o nim em i osoba ta k a w rzeczyw istości nie istn ieje. Nie p rz y z n a ję się je d n a k do pop ełn ien ia p rze stęp stw a z art. 170 K.K. A rty k u ł t e n [n a tu ra ln ie a r t y ­ k u ł „N iw y“ — p rzy pisek mój] bow iem n ie zaw iera żadnych fałszyw ych w iadom ości“.

Sędzia po- o d c z y ta n iu zaczepionego a rty k u łu p y ta oskarżyciela o zda­ nie. P o lic ja n t s ta je n a baczność i g łu ch y na w szelki głos rozsądku i uczciwości ośw iadcza basem : „P o p iera m o s k a rż e n ie “.

A ni słow a więcej, p op iera i spokojnie siada, władczo spoglądając w m o ją stro n ę. Sąd ogłasza postanow ienie (wg protokołu): „Sąd G rodzki n a posiedzeniu ja w n y m po rozpoznaniu s p ra w y J a n a Tom czaka, u rodzo­ nego d n ia 7 m a ja 1908 r. w Pniew ie, gm ina P ie ck a D ąbrow a, pow. K u tn o , sy n a A n d rz e ja i A n astazji z dom u U rb ań skiej, nieżonatego, rei. rzy m .-k at., dziennikarza, zam. w Lesznie, R y n e k 15 m. 3, nie k a r a ­ nego, oskarżonego z a rt. 170 K.K. o to, że z końcem k w ietn ia 1934 r. w L esznie jako w y d aw ca i r e d a k to r od po w iedzialny d w uty g odn ik a »Niwa« przez n a p isa n ie i um ieszczenie w n u m erz e 3 tegoż czasopisma a r ty k u łu pt. 1 Maja 1934 r. publicznie rozpow szechniał fałszywe, m o ­ gące w yw ołać niepokój p ub liczny w iadom ości, i u zn ając w inę o sk arżo ­ nego za udow odnioną, o rzek ł: oskarżonego· J a n a Tom czaka u z n a je się

w in n y m w y stę p k u z art. 170 K.K. łącznie z § 20 n iem ieckiej u sta w y p raso w ej z dnia 7 m a ja 1874 r,, k tó r y o sk a rż o n y p o p e łn ił przez to, że w ko ń cu k w ie tn ia 1934 r. w Lesznie będąc w y d aw cą i od p ow iedzialny m re d a k to re m d w u ty go d n ik a »Niwa« przez n apisan ie i um ieszczenie w n u ­ m e rz e 3 tegoż czasopism a z dnia 1 m a ja 1934 r. w a r ty k u le pod ty tu łe m

1 Maja 1934 r. u stę p ó w od słów »Kula ziem ska« od słów »pożoga wo­

jenna« i od słów »ofiaram i wojny« do słów »robotnicy i chłopi« p u b liczn ie rozpow szechniał fałszyw e wiadomości, m ogące w yw ołać n ie ­ pokój p ubliczny i dlatego sk a z u je się oskarżonego n a k a rę a re sz tu przez 1 (jeden) ty dzień i g rzy w n y w kwocie 5 zł. W ykonanie orzeczonej k a ry a re s z tu zaw iesza się w zględem oskarżonego w a ru n k o w o na p rzeciąg

(16)

ZE W SPO M NIEŃ R E D A K T O R A „NIW Y' 315 2 lat. K oszty p ostęp o w an ia ponosi osk arżo ny, od zw rotu o p ła ty zw alnia się oskarżonego, gdyż uiszczenie by łob y dlań uciążliw e“.

Uf! S ty l o k ro p n y , a le w y ro k raczej sym boliczny. W spółczułem sędziem u, k tó ry a b y u trz y m a ć się n a stanow isku , w b re w już nie tylko jak iejk o lw iek spraw iedliw ości, ale p rzeciw w szelkiem u zdrow em u ro z ­ sądkow i uznał za fałszyw e p ra w d y oczyw iste, k tó r e ślepy n a w e t widział, a głuch y słyszał.

P o lic jan t s tu k n ą ł obcasam i, ja sp o ko jnie u k ło n iłem się sędziem u. S p ra w a skończona. T akich s p ra w i ta k ic h w y ro k ó w było jeszcze 5 czy 6.

P a n Doliński, rozw ścieczony m o ją p ra k ty c z n ie biorąc bezkarnością, p o stano w ił wreszcie pokazać m i sw oją siłę.

W je d n y m z n u m e ró w „ N iw y “, którego·, n iestety , nie posiadam , b y ł a r t y k u ł m ów iący o n ędzy wsi w ęg ierskiej. P a n Doliński skonfiskow ał n u m e r „N iw y“ i o sk a rż y ł m nie, że pisząc n ib y o W ęgrzech m ów ię o s to ­ s u n k a c h polskich i w te n z a k am u flo w a n y sposób rozsiew am fałszyw e w iadom ości m ogące itd.

P rzy szed łem do sądu zupełnie spokojny, bo już się do· ty c h space­ ró w przyzw yczaiłem . N im je d n a k doszło do m ojej sp raw y , w ysłuchałem kilk a in n y c h sp raw , a k u r a t z t e r e n u wsi. B iedni chłopi procesow ali się 0 pierzyny, o k u ry , o n ie płacone ojcom a lim e n ty , byli osk arżan i o garść p o d e b ra n y c h sąsiadow i k a rto fli itp. S p ra w y n ib y błahe, ale m ów iące p ra w d ę o nędzy wsi, i to n ie b y le jak ie j, ale poznańskiej wsi, bogatej 1 k u ltu r a ln e j — ja k to sobie w całej reszcie P olski nie bez pew nej słusz­ ności w yobrażano. Chłopi d o sta w ali w yroki, m niejsze, to większe. Sia­ dali na ław ach dla publiczności i ciekaw ie czekali na w yrok i sąsiadów, k tó rz y luzow ali ich p rze d k ra tk a m i sądow ym i.

W reszcie w oźny ogłosił: sp ra w a z o sk a rż e n ia publicznego przeciw ko Ja n o w i Tomczakowi, re d a k to ro w i z Leszna. J a p o su n ąłem się do ław y oskarżonych. Chłopi, k tó rz y ju ż szykow ali się do w yjścia w yciągnęli szyje. N areszcie coś nowego. Sw oje s p ra w y znali, ciekawi byli, co to zbroił t e n ła c h m y ta m iejski.

P rz y stole sędziow skim też zrobił się ruch. P o licjan t-o sk arży ciel schow ał sw ój n o te s do kieszeni, trz a s n ą ł obcasam i i odszedł n a ław ę dla publiczności. Siadł i z u lgą rozpuścił h a ftk i sztyw nego kołnierza.

W oźny k rz y k n ą ł srogo: w stać ! są d idzie! S p o jrz a łem zdum iony. Szło trzech sędziów, a za nim i m łody, p rz y s to jn y p a n w todze — p ro k u ra to r. N a m o m e n t załop-otało m i w piersiach p rze stra sz o n e serce. O panow ałem się szybko·. N iechaj będzie. J a k p a rad a, to p a ra d a , ale ja darm o sw ojej s k ó ry nie oddam .

Rozpoczęły się zw ykłe cerem on ie p ro to k o la rn e , imię, nazw isko, w ie k itd. O dpow iadałem spokojnie. W reszcie sędzia zaczął czytać a k t o sk arżen ia. S łu chałem w sk u pien iu.

(17)

— Czy o sk a rż o n y p rzy z n a je się do w in y i czy chce złożyć sądow i w y jaśn ien ia?

— Do w in y się nie p rzyznaję, ale p ra g n ę złożyć w y jaśnien ie. I za­ cząłem w ygłaszać przem ów ienie, z którego m ógłby być d u m n y sam p a n M igdalewicz.

Zacząłem o d tego, że sk oro jest n apisan e „wieś w ę g ie rs k a “, to w jaki sposób W ysoki S ąd czyta „wieś po lsk a“? A rty k u ł n a p ra w d ę m ów i ty lk o o wsi w ęgierskiej. K ied y o trz y m a łe m zaw iadom ienie o konfiskacie, gdzie w ładze po licyjne zarzu cają mi, jak o b y m szkalow ał bogobojne, urocze nasze wioski, byłem zdum iony. Dziś jednak, gdy m iałem o kazję p rz y ­ słuchać się k ilk u ro zp raw o m przeciw chłopom polskim , tu w polskim sądzie w Lesznie, wcale się już nie dziwię o sk a rż e n iu policyjnem u. O braz wsi w ęgierskiej, ta k straszny m i koloram i o dm alo w any w „N iw ie“, jest jeszcze dość b lad y w sto su n k u do tego jask raw ego ob razu nędzy wsi polskiej, jak i o dm alow any został bez osłonek tu, w czasie ty c h ro z ­ praw , k tó ry c h p rzy p a d k o w y m by łem św iadkiem . J e d n a k tru d n o m i po ­ godzić się z o skarżeniem , że za te n zbieżny w ocenie s ta n wsi w ę g ie r­ skiej i polskiej ja m am ponosić odpowiedzialność. Ośw iadczam , W ysoki Sądzie, że w y d aję „N iw ę“ w łaśnie w ty m celu, ab y ja k n a jp rę d ze j zniknęła nędza z wsi polskiej, aby nik om u nie przyszło do głow y s ta ­ wiać z n a k u ró w n a n ia m iędzy nędzną wsią istn iejącą gdzieś w świecie a wsią polską.

A n a m arg in esie tej s p ra w y p rag n ę tu przytoczyć rozm ow ę, jaką m iałem niedaw no z p rzy g o d n y m tow arzyszem podróży. C zytał on „G a­ zetę P o ls k ą “ , jak n a jb a rd zie j chyba p raw o rz ą d n ą gazetę. N araz p rz y ­ m ru ż y ł oko i pow iedział do m nie: panie, L itw a już nasza, W ald em aras k ap u t.

— W yczytał to p a n w „Gazecie P o ls k ie j“?!

— Tak, i pokazał m i n o tatk ę in form u jącą, że m arszałek Piłsudski w yjechał na g r y w o je n n e do W ilna.

— Gdzie tu jest m ow a o· Litw ie i W aldem arasie? — sp y ta łe m pocz­ ciwca. A on mi na to z c h y trą m iną: — panie, g azety trz e b a um ieć czytać!

J a k nasza policja też ta k um ie czytać gazety, to nie dziwię się, że zam iast „ W ęg ry “ czyta „ P o lsk a “, a o to trz e b a raczej m ieć p re te n s ję do policji, a nie do m nie.

S kończyłem przem ów ienie, p ro k u ra to r pochylił się do sędziów i coś tam szeptał. — Sąd zarządza p rze rw ę — ogłosił przew odniczący. P roszę wstać! — k rz y k n ą ł grom ko woźny.

Po p a ru m in u ta c h znów grom ki o k rz y k woźnego: są d idzie, proszę wstać! Sędzia w śró d p a n u ją c e j ciszy złożył n a s tę p u ją c e ośw iadczenie: O skarżyciel p ub liczn y zrzek ł się oskarżen ia (p ro k u ra to r nie w rócił iuż

(18)

ZE W SPO M NIEŃ R E D A K T O R A „NIW Y' 317 n a salę). S ąd u m arz a sp raw ę, znosi k o n fisk a tę i n a k a z u je zwrócić o s k a r­ żonem u zaję te egzem plarze „N iw y“.

Do d ru k a rn i szedłem d u m n y jak paw, a za m n ą grom ada chłopów z sądu, k tó ry m m u siałem w ręczyć na p a m ią tk ę naszego sp o tk a n ia w sądzie egzem plarze „ N iw y “.

P a n Doliński n a w iadom ość o sądow ej k o m p ro m itacji n ie w y trz y m a ł nerw ow o i zadzw onił do m nie, dając u p u st sw ojej bezsilnej w ście­ kłości.

— Jeszcze ty m razem p a n się w ykręcił. Z ręczn y z p a n a ptaszek, ale ja p a n a dosięgnę. P o ż a łu je p a n swego zuchw alstw a!

I rzeczywiście! — ja k m ów iła jed n a m o ja znajom a dziew czynka — m aluczko, a b y łb y m m ógł żałować, je d n a k szczęście dopisyw ało m i do końca, bo i o s ta tn i n u m e r p. Dolińskiego nie w yszedł w edłu g jego in tencji. Ale to już in n a sp raw a. Tym czasem n ie zw racając uw agi n a jego .zdenerwowanie, spokojnie poprosiłem go, a b y odesłał m i skon fi­ sk o w an e egzem plarze pisma.

W racając do konfiskat, jeszcze jedno- w spom nienie. W listopadzie o trz y m a łe m w ezw anie z S ąd u Grodzkiego w O patowie, aby m staw ił się n a ro zp ra w ę dnia 21 g rudnia, gdyż jeste m oskarżony z a rt. 158 i 170 K.K. w o p a rc iu o a rt. 10, 360— 370 i 581 K.K.

O kazało się, że p a n s ta ro s ta o p ato w sk i p o tra k to w a ł „N iw ę“ jako pism o obcego (zagranicznego) t e r e n u i uw ażał za w łaściw e zarządzić kon fisk atę, nie u d zielając „N iw ie“ d eb itu n a sw oim te re n ie urzędow ania. P rz e w e rto w a łe m u sta w ę i n a p isa łem do sądu odw ołanie. O drzucając sta w ia n e m i zarzuty, o sk a rż y łem z kolei s ta ro stę o bezpraw ie. P o p ro ­ siłem o ro zp a trz e n ie s p ra w y w m o jej nieobecności. Ju ż w styczn iu 1935 r. o trz y m ałe m paczkę 14 eg zem plarzy 4-go n u m e r u „ N iw y “, sk o n ­ fisk o w an ej p rzez s ta ro stę . P rz y zw o ity sędzia grodzki załączył do tej paczki o d p is w y ro k u zaocznego, k tó ry b rzm iał następu jąco :

„M ieszkańca m. L eszna J a n a Tom czaka, la t 27, s. A n drzeja, spod z a rzu tu , iż jako- r e d a k to r o dpow iedzialny d w utygo dn ik a »Niwa«, w ycho­ dzącego w Lesznie, w ty m że d w u ty g o d n ik u z dnia 15 m a ja 1934 r., n r 4, w a rty k u le p o d n azw ą Bezrobocie na w si i Co piszą inni n aw o ły w ał do nieposłuszeństw a w ła d z y o raz w tychże a rty k u ła c h rozpow szechniał fałszyw e wiadomości, m ogące w yw ołać niepokój p u bliczny — u n ie w in ­ nić. A reszt n ało żo n y na czasopismo »Niwę« — uchylić.

Dowód rzeczow y: 14 d w utygodników »Niwa« zwrócić Ja n o w i Tom ­ czakowi. W y ro k nie o stateczny. T e rm in i tr y b z askarżenia w y ro k u ogło­ szo n y “ .

D la s ta ro s ty opatow skiego był to jed n a k w y ro k osta te cz n y i poucza­ jący, gdyż n igdy w ięcej zajęcia „ N iw y “ n ie robił, za to p rześladow ał u siebie n a m iejscu k o lp o rte ró w „N iw y “, o czym pisali oni do red akcji.

(19)

LIKWIDACJA „NIWY“

„N iw a“ b yła przeznaczona dla wsi i znalazała ta m w iele uznania, bo też jej sz p a lty b y ły w y pełn io ne p rzew ażnie a rty k u ła m i o m a w ia ją ­ cym i k łopoty, tro sk i i nadzieje p racującego chłopstw a. M am p rze d sobą ledw ie 8 n u m e ró w „N iw y “, w k tó ry c h na blisko 100 a rty k u łó w 54 o m a ­ wia a k tu a ln e zagadnienia wsi, 21 pośw ięconych zagadnieniom poli­ ty cz n y m rów nież u w zględ nia s p ra w y pracu jącego chłopstw a, 13 a r t y ­ k u łó w z ZSRR — to rów nież p rzew ag a te m a ty k i w iejskiej. K o n fisk aty, jak ie o d n r 3 sp ad ły n a „N iw ę“, p odnosiły jej a u to r y te t w oczach czy­ telników , to też n a k ła d stale się zwiększał.

K o lp o rtaż „ N iw y “ zo rg anizow any był przez p artię. K o m ite ty g m in ­ ne, dzielnicowe, p o w iato w e poprzez sy m p a ty k ó w i członków p a rtii m ie ­ szk ających na wsi ro zp ro w adzały „N iw ę“ w śró d pracującego chłopstw a, zb ierały pieniądze n a p re n u m e ra tę i p rze sy łały je do Leszna, z początku bezpośrednio n a m ój adres, później n a ko nto PK O . W iększość w p ły ­ wów szła p rze z k o m ite ty p a r t y j n e do k a sy p a rty jn e j, sk ą d odpow iednie s u m y na p ok ry cie kosztów „N iw y “ b y ły o d d a w a n e do m oich r ą k przez tow. M ariana, bądź też p rze sy łan e pocztą.

W ty m m iejscu chciałbym p a rę słów poświęcić „m oskiew skim sre b rn ik o m “, o k tó ry c h stale b a jd u rz y ła p ra s a rządow a i e n d e ck o -k le ry - kaln a, a co ch ętn ie p o w ta rz a li w szyscy w rogow ie K P P .

Do p a rtii n a le ż a łe m od 1931 r. aż do rozw iązania, tj. do 1938 r. W ty m o k resie p a rtia „ p ła c iła “ m i tylko w czasie m ojej p ra c y w „Ni­ w ie“. Nie m ia łe m z resztą u sta lo n e j żadnej pensji, po p ro stu w ydaw ałem na swoje p o trz e b y tyle, ile w ydać m usiałem . Ja k o „ re d a k to r“ w y d a w a ­ łem n a sw oje p o trz e b y w Lesznie sporo, bo o d 75 do 100 zł m iesięcznie. O pisyw ałem uprzednio p o b y t w P o z n a n iu i m o je esk ap a d y po po­ znańskich lokalach. W Lesznie rów nież o d czasu do czasu chodziłem do c u k iern i czy r e s ta u ra c ji. N ie m ogłem postępow ać inaczej, jeżeli chcia­ łem z p o w odzeniem od staw iać d zien n ik arza i w ydaw cę, człow ieka in te ­ resu. B yw ało jed n a k , że n ieraz głodow ałem pozostając po kilka, a n a w e t k ilk anaście dni bez grosza w kieszeni, gdy się coś w łączności popsuło. T en s ta n rzeczy z n a n y b y ł w ładzom po licyjn ym , s tą d też zw olnienie m n ie od z w ro tu k o sztó w postępow ania sądowego, gdyż ja k stw ierdził sędzia, uiszczenie b y ło b y dla oskarżonego zbyt uciążliwe.

N ie wiem, ile zarab iali dziennikarze w gazetach p a rty jn y c h P P S czy S tro n n ic tw a Ludow ego, a le w ątpię, a b y k to k o lw iek z n ich chciał praco w ać za 75 czy n a w e t 100 zł m iesięcznie i spełniać ró żn o ro d n e funkcje, ja k ja sp ełn iałem je w „N iw ie“. Po-za ty m o kresem zaw odowej fu n k cji w p a rtii n ig d y ani m nie, a n i żad n em u z tow arzyszy, k tó ry c h znalem, a k tó rz y n ie p ełn ili zawodowo fu n k cji p a rty jn y c h , n ik t nic nie

(20)

ZE W SPO M N IE Ń R E D A K T O R A „-NIWY“

319

płacił. Z resztą n ik o m u n ie przy szło by do głow y liczyć na za p ła tę za p racę p a r ty jn ą . N a to m ia st w szyscy członkow ie p a rtii czuli się w obo­ w iązku w spierać p o trz e b y p a rtii chociażby o s ta tn im groszem . T ak np. w szystkie ulotki, tra n s p a re n ty , jak ie ro b iliśm y w Żychlinie, b y ły f u n ­ dow ane ze skład ek tow arzy szy żychlińskich, k tó rz y , ja k wiadomo, w przew ażn ej części n ależeli do- n a jb ie d n ie jsz y c h w a rs tw społecznych. N ie b y łem n ig d y ta k naiw n y , a b y m m ógł sądzić, że k a d ro w a p a rtia , p a rtia nielegaln a, m ogła p ro w ad zić sw oją w ielk ą działalność bez po­ m ocy k la s y robotniczej całego św iata. N iew ątpliw ie M iędzynarodów ka k o m u n isty cz n a w sp ierała ró w n ież finansowo- p o trz e b y K P P , ale t e p ie ­ n iądze b y ły b r a te rs k ą pomocą, a n ie k u p o w a n ie m zwolenników . P a r tia nasza n ie potrzebo w ała k u p o w ać ludzi, szli za nią ro botnicy, chłopi, inteligenci, bo to b y ła czołowa siła tego obozu, k tó r y w alczył o- u trz y ­ m anie pokoju, o niepodległość Polski, o p rac ę dla w szystkich, o ziemię bez w y k u p u dla chłopów. P o p ie ra li naszą p a rtię ci w szyscy, k tó rz y m ieli okazję poznać jej cele i poznać jej ludzi. D latego też ta k gorąco i z o d ­

daniem p racow ali b e z p a rty jn i zecerzy P io tr i F ranciszek, n ig d y nie ż ąd ając żadn ej d o p ła ty za czynności, k tó re nie n a le ż a ły do ich zawodo­ w ych obowiązków.

N a to m ia st defen sy w a gorliw ie „o p ła c a ła “ ko m u n istó w śm iercią, łatam i k ato rg i, ciągłym i prześlad ow an iam i, znęcaniem się n a d tym i, k tó rz y w padli im w łapy. P rz ec z y ta jc ie u w ażnie chociażby te n nekrolog, k tó ry zam ieściła „N iw a“ w n r. 9/10 na stro n ie 12:

Piotr Radziewicz

Dnia 5 lipca 1934 r. zmarł w w ięzieniu w Janowie w ięzień politycz­ ny — Piotr Radziewicz ze w si Plisków, pow. Chełm. Zmarły całe swoje młode życie p ośw ięcił dla sprawy robotniczo-chłopskiej. A resztowany w jesieni 1933 r. i osadzony w w ięzieniu w Janowie nie w ytrzym ał ciężkiego rygoru więziennego i zmarł w m ęczarniach. Wiadomość o jego śmierci przyszła w cztery dni po pogrzebie. Śmierć Radziewicza przej­ muje żalem serca robotników i chłopów — tym droższą uczyni sprawę, dla której zmarły się poświęcił.

Cześć Jego Pamięci! A tak ich ja k Radziew icz zadręczonych w lochach w ięzien nych było setki, chociaż p a rtia ch ro niła -ludzi i n ie pozw alała n a b ezm yślne ju n ac tw o czy b o h a te rsk ie popisy.

Dlatego nie m ogę zgodzić się z tym i, k tó rz y k o m u n isty cz n ą p rz e ­ szłość isto tn ie w y p ra n ą ze sztam p o w ej ro m a n ty k i, a przecież r o m a n ­ ty cz n ą w n a jle p szy m tego słow a znaczeniu, ch cą sk w ito w ać z d a rtą p ły tą

i p rzed po to p ow y m gram o fo n em *. * W film ie Popiół i diament.

(21)

„ N iw a “ pom im o ciągłych k o n fisk a t p rze p y c h a ła się przez sieci n ie ­ udolnie zarzu can e rączk am i p a n a Dolińskiego, w zyw ała do w a lk i z rz ą ­ dam i san acji i głośno· m ów iła o rządzie robotniczo-chłopskim . Bez p a r ­ donu d em ask o w ała rze k o m y ch przyjaciół pracu jąceg o chłopa. W lipcu 1934 ro k u s tra szn a k lęsk a powodzi w w y jątkow o p o tw o rn y ch ro zm ia ­ r a c h naw iedziła nasz k ra j. A rty k u ły o powodzi w „N iw ie“ b y ły sko n­ fisk o w an e, bo n ie ty lk o re je s tro w a ły w ypadki, ale d aw ały polityczne

ich ośw ietlenie. W cały m k r a ju pow stały k o m itety pom ocy pow odzia­ nom . O fiarność b y ła pow szechna, bo z pow odzianam i dzielili się o s ta t­ n im groszem ci, k tó rz y sam i potrzeb ow ali pom ocy — ro b o tn icy i biedni chłopi. J a k zwykle, W arszaw a przodow ała w tej akcji i na konto P K O — N r 2200, do· połow y w rześnia w płynęło w gotówce złotych 978 593,20, „ w ty m od d u ch ow ień stw a ził 41,50. Dosłownie: złotych czterdzieści je d e n i 50 groszy — n a m ilion blisko złotych o fia r“ . 41 zł 50 g r o fia ro ­ w ali wszyscy: k ard y n a ło w ie, biskupi, kanonicy, prałaci, księża, rab in i popi i pastorzy.

„Chłopi dobrze za p am ię ta ją tę »hojność« p a ste rzy w sw ym nieszczę­ ś c iu “ — kończy „ N iw a “ sw ój a r ty k u ł pt. Co k le r w s z y s tk ic h w y z n a ń

dał na powodzian.

Wiele swego m iejsca „N iw a“ oddała d la om ów ienia p ra w d y o życiu ZSRR. W posiadanych n u m e ra c h „N iw y“ naliczy łem 13 a rty k u łó w i w iększych n o ta te k pośw ięconych Zw iązkow i Radzieckiem u. K om uniści polscy nie cofali się p rz e d głośną o b ro n ą ZSRR jako o jczy zny św iato­ wego p ro le ta ria tu . W iedzieliśm y, że bro niąc Zw iązek Radziecki przed szkalow aniem i obelgam i rzu c a n y m i przez jego wrogów, b ro n im y s p ra ­ w y robotniczej, s p ra w y naszej wolności, s p ra w y socjalizm u.

„N iw a “ m ia ła w y ra ź n e oblicze. N ie m ogła z a te m cieszyć się to le ra n ­ cją władz. Toteż wiedziałem , że p. D oliński wcześniej czy później do­ sięgnie m n ie niezaw odnie. Mógł to zrobić łatwo, ale chciał koniecznie załatw ić s p ra w ę w m aje sta c ie b u rżu azy jn eg o praw a.

6 g ru d n ia jeszcze spałem , gdy n a ra z gw ałtow n ie ktoś zaw alił do drzwi.

— O tw ierać, policja!

— Chwileczkę, tro ch ę się ogarnę.

Serce zaczęło m i łom otać, zrobiłem więc k ilk a głębokich oddechów, ab y się tro ch ę uspokoić.

O tw orzyłem drzw i. P o lic ja n t i 3 defensyw iaków . — Czym m ogę służyć? — głos m ój b rzm iał spokojnie.

In sp e k to r d efen sy w y Szatkow ski w yciąg nął z no tesu urzędow e pismo i podał mi.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nale ĝy mi siÚ dzisiaj uznanie, poniewaĝ zakupiïem ksiÈĝkÚ Zmieñ swoje ĝycie w 30 dni Rhondy

Według psychologii jungowskiej umysł skierowany wyłącznie jednostronnie, jak mogło mieć miejsce w wypadku Sewastianowicza, domaga się uzupełnienia, co może sygnalizować

(Często nietrudno było się ich domyślić.) W tym jednak przypadku cenzor, przez parę lat opiekujący się „Pamiętnikiem”, był wyraźnie zażenowany potężną

Postać Anny Przybylskiej oglądana na Facebooku przypomina obraz postfeministki z typowymi dla niej cechami: to kobieta wolna, która może być, kim chce (doskonale odnajdu- je się

Przywódca Związku Radzieckiego – Józef Stalin miał ogromny wpływ na rządy w Polsce.. Całe życie kraju i jego obywateli było uzależnione

Należą one do frakcji komórek multipotencjalnych, to znaczy, że mogą się różnicować w wiele typów dojrzałych komórek tej samej klasy: osteocyty i chondrocyty (w hodowli in

As regards the types of subrnerged structures used, in the case of Emilia Romagna, the most frequent solution was that of systems of longitudinal barriers and transversal

Odszedł od nas niezwykły i skromny człowiek, wspaniały kolega, wszechstronny humanista, Osoba otaczana powszechnie szacunkiem, zaufaniem i sympatią, wybitny organizator