J\& 4 6 . Warszawa, d. 16 Listopada 1890 r. T o m I X .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P R E N U M E R A TA „ W S Z E C H S W IA T A .“
W W a rs z a w ie : ro c z n ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 Z p r z e s y łk ą p o c zto w ą : ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 6
P re n u m e ro w a ć m o ż n a w K e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .
K om itet R edakcyjny W s ze c h ś w ia ta stanow ią panowie:
A leksandrow icz J ., Bujw id O., D eike K „ D ickstein S., F la u m M., Ju rk iew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram -
sztyk S., N atanson J . i P ra u ss St.
„ W s z e c h ś w ia t11 p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tre ś ó m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz z w y k łeg o d ru k u w szp alcie a lb o je g o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy r a z k o p . 7 '/i )
za sześć n a s tę p n y c h ra z y k o p . 6, za d a lsze k o p . 5.
A.dres lESed-sufecyi: IKIrał^c-wsłsie-IFrzed. m ieście,
2STr©S.
Około połowy b. w. nauki przyrodnicze wcale w Galicyi nie kwitły. Nad fauną, krajow ą pracow ali wówczas tylko H ijacynt Łobarzewski, zajm ujący się więcój botaniką i Stanisław Pietruski. I nie mogło być nie- ledwo inaczój w kraju, w którego szkolny program przyroda wcale nie wchodziła, a na uniw ersytetach była reprezentowana ledwo przez jednego profesora.
Trzeba było oczywistego zamiłowania, że
by w takich w arunkach iść naprzód, trzeba było szczególnój pracy i wytrwałości, żeby dojść do zamierzonego celu. To też może
my o zmarłym powiedzieć, że nietylko był szczęśliwy, ale i prawdziwie zasłużony, bo nie z soli, ani z roli, ale ciężką i wytrwałą pracą wyrósł ponad mierny poziom codzien
nych pracowników.
I dłiiś walka o byt jest trudną, ale m ło
dzież ma ułatwiony wstęp do dobrych szkół, a w uniwersytetach znajduje: pracownie, se- m inaryja i zachętę, co wszystko ułatwia jćj
dalszą pracę, a już co zdolniejszym jednost
kom to pozwala wstępnym bojem wydostać się zczasem na wybitne stanowisko. Jakże inaczój było niegdyś. Jakże inaczój było jem u. O głodzie i chłodzie, jako prosty żołnierz, szedł ten przyszły hetman fauni
stycznej w kraju wiedzy przez ławy szkol
ne, bez opieki, bez ułatwień, bez zachęty profesorów. Złamałoby to niejednego. On się jednak nie złamał.
Urodzony 1827 r. w Jabłonkowie, mając lat 22, musiał dla braku środków opuścić uniwersytet lwowski i przyjąć skromną po
sadę nauczyciela ludowego naprzód w Bro
dach, a następnie w Płotyczy. N a tem sta
nowisku tak jednak pracował nad sobą sa
mym i tak się zajmował szerzeniem nauki dalój przez zbiory przyrodnicze, które składał w darze gimnazyjom, że zwrócił tem uwagę władz i po czterech latach baka- łarstw a przeszedł do szkół wyższych, zrazu jako zastępca, a następnie jako rzeczywisty nauczyciel. D la niego był to tylko stopień do wyższych stanowisk. W r. 1863 powo
łał go uniw ersytet krakowski na katedrę zoologii, w dziesięć lat późniój akademija umiejętności na czynnego członka, a w ćwierć wieku późniój nietylko uczniowie, koledzy
Nr 46.
i towarzystwa krajow e, ale i zagraniczne składają mu hołd uznania, w dzień 25-let- niego jubileuszu.
W ówczas w wielkiej auli uniwersyteckiej zebrało się godowe koło: uczniów, profeso
rów, przedstaw icieli i delegatów różnych towarzystw. Cisza zalegała salę, a skoro wprowadzono jubilata, odezwał się grzm ot oklasków, którego przeciągłe echo zdawało się mówić: „Szczęśliwy, komu w życiu dano doczekać plonu swojej pracy”.
Był to z pewnością najm ilszy mu dzień w życiu.
Rzewnie przem aw iali doń wówczas daw ni uczniowie, a dziś koledzy w uniw ersyte
cie, lub gimnazyjach, nieraz uczeni głośne
go już imienia. Przypom inali sobie zape
wne nawzajem, ja k się to niegdyś pracow a
ło razem,bezinteresownie, z przejęciem, ty l
ko dla czystej nauki, od rana nieraz i do cie
mnej nocy, to nad powiększeniem i porząd
kowaniem zbiorów, to nad ich dokładnem oznaczaniem. Przypom inali sobie tego wo
dza, który stał na ich czele, ale pracował z nimi sam z zaparciem się siebie i może najwięcej z nich, bo to leżało ju ż we krw i, w temperamencie i w całej naturze tego człowieka, że nie umiał inaczej i jeżeli się b rał do czego, to się b rał całą mocą woli, całą wytrwałością silnego charakteru.
A prócz tych najbliższych m iał on legijo- ny uczniów, bo, począwszy od szkół wydzia
łowych aż do wyższych klas gimnazyjal- nych dla wszystkich m aluczkich wydawał podręczniki: zwięzłe, treściwe, bogate w do
skonałe i przy każdem wydaniu bodaj coraz lepsze ryciny. Przyczyniało mu to kosz
tów, lecz wcale na to nie zważał, bo w yda
wał książki nie dla zysków, ale dla szerze
nia nauki, która mu była ulubioną.
Koledzy z uniw ersytetu i akadem ii pod
nosili najlepsze koleżeństwo, dbałość o zbio
ry muzealne i w ytrw ałą pracę naukową.
K iedy obejmował katedrę oddano mu ga
binet 20000 okazów, ale okazy te nieraz były tak uszkodzone, lub zniszczone, że po przebrakow aniu zostało ich ledwie 12000.
A i te nie czyniły zadość potrzebie wykła
dowej, bo odnosiły się przeważnie do kilku tylko działów zwierząt. Oznaczyć dokła
dnie to, co zastał, starać się o fundusze na
zbiory, mnożyć je własną pracą i siłami uczniów to było zawrsze jego zadaniem, skutkiem którego inw entarz gabinetu wy
kazuje obecnie 36 500 okazów, reprezentu
jących dość' równomiernie wszystkie działy świata zwierzęcego. Obok gabinetu zaś istnieje pracownia, zaopatrzona w narzędzia i biblijoteka podręczna, dopiero przez niego utworzona.
Jego prace naukowe rospoczynają się w r. 1858, w którym ogłosił małą rosprawkę 0 chrząszczach. O dtąd pisze do r. 1874 ca
ły szereg prac popolsku i niemiecku. W j a kimkolwiek zaś pisał języku, celował jasn o
ścią i ścisłością przedstawienia, zawsze był wyczerpujący, ale nie rozwlekły. Prócz monografij: o świstaku (1866), o kozicy (1868), o pieniu (1868) i o Chlorops tae- niopus Meig. (1871), wszystkie prace fau nistyczne odnoszą się do świata owadów.
Opisał w nich 60 zupełnie nowych gatu n
ków, a wykazał całe legijony nowych dla fauny Gralicyi. Trzeba raz jeszcze podnieść, że on rozbudził dopiero w kraju zamiłowa
nie do takich badań, że pracował wiele dla muzeum imienia Dzieduszyckich we Lw o
wie, że Komisyja fizyjograficzna zawdzięcza swój rozwój w dziale zoologicznym prze
de wszystkiem jego pracy, lub jego w pły
wom.
Naturalnie, że te badania nad fauną k r a jow ą były połączone z częstemi wycieczka
mi w różne okolice kraju. Zwiedzał też 1 T atry w czasach, kiedy praw ie nikt ich nie znał. Ukochawszy ten świat górski, przebiegłszy jego doliny i obejrzawszy je z wyniosłych szczytów, widząc jak mało je s t zbadany pod względem naukowym, pragnął aby zadanie to, przechodzące siły jednego człowieka, objęło odpowiednie towarzystwo.
Stało się po jego myśli. Można też po praw dzie powiedzieć, że był jednym z trzech rze
czywistych założycieli Towarzystwa tatrzań
skiego '); można zaznaczyć, że z jego inicyja- tyw y położono w statutach na czele zadań badania naukowe. Można twierdzić, że je żeli Towarzystwo stanęło na silnych podsta
wach już we dwa lata po założeniu w r. 1874 to w znacznój części jego to zasługa. On
') C h a łu b iń s k i, N o w ic k i, S p ta w iń sk i.
N r 46. W SZECH ŚW IA T. 723 zasilał je swem piórem i poświęcał mu się
tak długo, dopóki i naukowy kierunek był po jego myśli pielęgnowany.
Trzeba to powiedzieć, bo jest prawdą, a ujmy nie czyni, że po latach pracy nad fauną, krajow ą spostrzegł, iż są nowe kie
runki w zoologii, za któremi niepodobna mu było podążyć, więc niemogąc iść za nie
mi tak, żeby im współprzewodniczyć, zwró
cił się stanowczo od r. 1874 do stosowania swój wiedzy na polach praktycznych.
Pow iedział gdzieś werulamski Baco, że wiedza, jeżeli nie jest praktyczną, jest płon
ną. Mylne to zapatryw anie, bo wiedza ty l
ko przez ścisłe badania i oparte na nich teoryje toruje drogę i otwiera nowe wrota zastosowaniom. Ale to praw da, że świat naukowy musi nieraz sstępować z wyżyn hipotez na realną drogę życia, żeby zbierać stokrotny plon głębokich natchnień umysło
wych. A jeżeli gdzie, to u nas praca taka jest wdzięczna i niem ała to zasługa profesora>
jeżeli ma wzrok otw arty poza stół katedry, na braki w jego kulturze pod wszelakim względem. On na to wszystko, ze stanowi
ska swój umiejętności, miał wzrok zupełnie otwarty.
Od r. 1868 ukazują się jego pierwsze prace nad szkodnikami leśnemi i polnemi.
Zebrał znakomity ich zbiór dla gabinetu, rzucił cały szereg spostrzeżeń, opartych na ścisłych badaniach, a niektórem i rosprawa- mi, zwłaszcza o niezmiarce, oddał bardzo wielkie usługi rolnictw u. Nietylko bowiem wskazywał grozę, ale podawał środki ja k jćj zapobiegać.
Towarzystwo rybackie miało w nim swe
go ojca z krw i i kości, a może być zawsze dumne, że miało go na swem czele. Sztu
czne wylęganie ryb było znane oddawna, zarybianie wód je s t odwieczną kulturą, ale w Polsce, która ju ż w X V w. ma na tem polu takich pisarzy, jak Dubravius i Stru- miński, w Polsce ono roskwitło, wzrosło i rozeszło się po całej Europie, tylko, że później u nas samych zamarło. On wskrze
sił znów nasze przodownictwo na tem polu w całśj Europie.
Od roku 1867 ukazują się ju ż pierwsze prace na tem polu (Zapiski o rybach rzeki Skawy), a od i%1879 bez przerw y rok za ro kiem i jedna za drugą. Zbadawszy, że ry
by zamieszkują tylko pewne części długich rzek, wypływających z gór i wpadających do morza, wykrywszy (w r. 1882), że jest takich cztery w naszych wodach, w padają
cych bądź do morza Bałtyckiego, bądź do Czarnego, uzasadnił, że każdą z nich można i należy zarybiać tylko właściwemi jej ga
tunkami, jeżeli praca nie ma być chybiona.
Oznaczył granice tych krain dla wód gali
cyjskich, wydał w r. 1883 odpowiednią k a r
tę, był ojcem ustawodawstwa krajowego na polu ochrony połowu ryb, a śmierć w ytrą
ciła mu rylec, którym kreślił granice rew i
rów, koniecznych do należytego wykonania ustawy.
Mapa jego zjednała mu odznaczeń i me
dalów bez liku, ale słodszą nagrodą dla j e go serca było to, że do Polski udawano się o rady w rybnem gospodarstwie innych krajów Europy, że z polskiego uniwersytetu wyszły praktyczne wskazówki, oparte na niezmordowanej badawczej pracy, z któ
rych cały świat korzysta, że pod tym wzglę
dem znów zajęliśmy stanowisko, stracone przez niedbalstwo ostatnich wieków.
W iedzę dla wiedzy i pracę dla pracy go
rąco ukochało to serce, które zawcześnie bić przestało. T a miłość dodawała mu sił do znoszenia ciężkich nieraz ciosów, które je dotykały, dodawała mu wytrwałości w pra
cy cichej, mrówczej, niezawsze głośnój, ale zawsze skutecznej.
Ze zmarłym schodzi jeden z ostatnich członków starój gieneracyi uniwersytetu krakowskiego, jeden z tych, których ta sta
ra szkoła szczerze żałuje, którego imię jako dobrze zasłużonego syna żyć będzie długo w pamięci narodu, a którego posiew pracy jeszcze przyszłym pokoleniom da plon ob
fity.
Bodajby każdemu świeciła taka droga.
Jó zef Rostafiński.
Z flory miejscowej.
Wody wiślane pod W arszawą przy końcu M arca zwykle wypełniają całe łożysko rze
N r 46.
ki. Po przepływ ie wód wiosennych, w mia
rę obniżania się poziomu W isły, w ynurza
ją się coraz liczniej z dna rzeki: wyspy, pół
wyspy, przylądki i przybrzeża, niekiedy iłowate, najczęścićj piaszczyste. Roślinno
ści trudno się na tych odsepiskach rozw i
nąć, gdyż kilka razy w ciągu lata następują ! przybory wód, zalewając wszystkie ławy i wypełniając całe koryto. W iększe przy pływy trafiają się około S-go Ja n a i S-go
widok dawno niebywały zieleniejących się wśród W isły odsepisk.
P rzy końcu Sierpnia i na początku W rze- śnia wody opadły niżćj 0,1 m nad 0. Poło
wa koryta W isły obeschła. Gdzie w osu- szonem łożysku rozwinęła się roślinność, tam przedstaw iała zupełne przeciwieństwo z roślinnością gór. W górach, gdy u ich podstaw y i-ośliny m ają ju ż nasiona dojrza
łe, to o paręset metrów wyżćj osobniki te-
IWćółO'/Job /Vu rsz.cz w ą '. ftoA: / %(/0.
p<vx<>zwtiU
Jakóba, ja k utrzym uje tradycyja, niezbyt z rzeczywistością zgodna.
Rok obecny dla flory ław ic wiślanych był rokiem wyjątkowym, gdyż wody św iętojań
skie, ja k to widąć na rysunku, dosięgły 1 m nad 0, a jakóbów ki wcale nie było. Skut
kiem stale trw ających niskich wód, odsepi- ska wzniesione na 1 mi nad 0 nie były zale
wane w ciągu najcieplejszych 23 tygodni, a wyżćj wzniesione niż 1,3 m nad 0 w cią
gu 28 tygodni. To też W arszaw a miała
goż gatunku dopiero kwitną, a jeszcze wy
żćj zawiązują pączki kwiatowe. Na ławach wiślanych w początkach W rześnia rzecz się miała odwrotnie. Przy powierzchni wody zwężonćj rzeki rośliny dopiero powscho- dziły, na nieco wyższych ławach zawiązy
wały pączki kwiatowe, jeszcze wyżćj kw i
tły, a na wzniesieniach przechodzących 1,3 m nad 0 nasionowały, jednocześnie z ro
ślinami brzegu. W górach, aby się uwy
d atnił odmienny stan rozwoju danćj rośli
N r 46. W SZECH ŚW IAT. 725 ny, trzeba się podnosić o setkę metrów; na
ławicach wiślanych wystarczało kilka decy
metrów wzniesienia. Gdzie odsepisko by
ło dość strome, kilkanaście zaledwie kro
ków oddzielało jednogatunkowe rośliny roskwitające od okrytych dojrzałem i owo
cami. Rozumie się, że mowa o roślinach zielnych jednorocznych. One to w części, ale wierzby głównie zazieleniły odsepiska.
Plantacyje wierzb równo i gęsto, jakby umyślnie zasiane, zajmowały znaczne prze
strzenie łożyska rzeki. W ierzbowe pędy na najniższych ławicach, niedawno odsło
niętych, zaledwie parę centymetrów dora
stały; na ławach wyższych wierzbinki da
wno się rozwijające dosięgały 1,5 m. Te zielone gaiki były utworzone przeważnie z czterech gatunków wierzby: z białej, m i
gdałowej, purpurow ej i z witwy (Salix alba L., S. am ygdalina L., S. purpurea L., S. vi- m inalisL.). M aleńkich topoli nadwiślańskich (P o p u lu sn ig raL .) także miejscami było dużo.
Największą, bujnością flory zielnej wy
różniały się niższe ławice na miejscach, gdzie nie piasek, ale pokład żyznej wiślanej mady wychylał się nad wodę. Mnóstwo gatunków przybyło na te niebespieczne mi- nijaturow e żuławy, bujnie się rozrosło i ob
ficie zakwitło.
P rzed siedmiu laty w Libawie roboty około budowy portu, tak się posunęły, że unieruchom iły kaw ałek morza. W idziałem wtedy, że pierwszemi osiedleńcami żwirowa
tego brzegu, oswobodzonego od ciągłego nabiegu fali, były jaskier jadow ity (Ranun- culus sceleratus L .) i sit dwudzielny (Jun- cus bufonius L.). Ciż sami nabrzeżni pio- nierowie znaleźli się w roku obecnym na ławach mady w korycie W isły, ale w licz- nem towarzystwie innych gatunków. K ró lowały rdesty. Rdestu wielokłosowego (Po- lygonum lapathifolium L ) było najwięcej.
Pięknie się przedstawiał, niepodnosząc ło- dyg ja k zwykle, ale ścieląc na madzie wiel
kie, metrowej średnicy rozety. Podobne- mi gwiazdami roskładała się także komosa czerwonawa (Chenopodium rubrum L.), gdy inne komosy i łobody podnosiły łodygi ku górze, ja k zwyczajnie. W śród szczawiów odznaczał się szczaw ukraiński (Rumex ucrainicus Bess.). W ybitne także znaczenie miał na tój straconej pikiecie uczep trzy-
dzielny (Bidens tripartita L.), kocanka ba- gnowa (Gnaphalium uliginosum L.), ru- kiew pospolita (Nasturtium silvestreR. Br.), rukiew bagnowa (N. palustre DC.) i cibora rdzaw a (Cyperus fuscus L.). Nawet nic wspólnego z nabrzeżną florą niemający, du
ży chwast ogrodowy ogończyk (Panicum Crus gaili L.) i chwast polny ognicha (Ra- phanus R aphanistrum L.) osiedliły się w ło
żysku Wisły. Chwast z północnej Am ery
ki pochodzący, od niedawna rozmnożony po podwórzach i pustych placach warszaw
skich: rumianek bespromieniowy (M atri- caria discoidea DC.), także się znalazł na chwilowo suchem dnie rzeki. Rumiankowi towarzyszyły dawniej z Am eryki przybyłe:
wesołek (O enothera biennnis L.) i przy- miotno drobnokwiatowe (Erigeron cana- densis L.) oraz z Europy południowej po
chodzący szarłat szorstkolistny (Am aran- thus retroflexus L.). Prócz tego rosły tam:
jaskier rozłogowy (Ranunculus repens L.), łyszczec dwudzielny (Gypsopbila muralis L.), kocanka blado-żółta (Gnaphalium luteo- album L.), rzepień pospolity (X anthium strum arium L ), psianka czarnojagodowa (Solanum nigrum L.), przetacznik bobowni- czek (Yeronica Anagallis L.), mięta polna (Mentha arvensis L ), karbieniec (Lycopus europaeus L.), sodnik (S alsolaK aliL .), bab
ki, sity i wiele innych. Roschodnik two
rzył gęste m urawki ale nie kwitł, wrotycz także. Nam ulnik wodny (Limosella aqua- tica L.), roślinka pierwiosnkowa, którą rzadko spotkać można w okolicach W arsza
wy, rosła na odsłoniętych ławach mady nadzwyczaj obficie. Przy tem nietylko na madzie, ale na wszystkich praw ie piaskach rosściełały się setki osobników srebrnika leżącego (Potentilla supina L . \ nieznajdo- wanego dotąd w okolicach W arszawy, cho
ciaż należy do flory Królestwa. Rósł on na odsepiskach w dwu formach. Na miej
scach iłowatych wszystkie liście były pie
rzaste, łodygi podnoszące się; na czystym piasku łodygi słały się zupełnie, liście były drobniejsze, wszystkie górne troiste. Ta troistość liści (przez niektórych autorów flor wzmiankowana) jest powodem, że trój- listna forma srebrnika leżącego bywa nie
kiedy niewłaściwie oznaczana,jako srebrnik norweski (P otentilla nonregica L.).
Od dnia 6 W rześnia W isła przybierać zaczęła i stopniowo najniżej położone zie
lone wierzbowe plantacyje i dopiero ros- kw itłe grom ady roślin zielnych weszły do kąpieli wiślanej. Na niższych odsepiskach jeden tylko starzec pospolity (Senecio vul- garis L.), zawdzięczając niezwykłej szyb
kości, z jaką, przebyw a fazy roślinnego roz
woju, zdążył wytworzyć nasiona puszyste.
Dnia 20 W rześnia, chociaż pogoda była piękna i barom etr stał wysoko, wody wi
ślane dosięgły przeszło 1,2 m nad 0 i nieco starsi roślinni osiedleńcy zanurzyli się pod wodę razem z obszernemi przestrzeniami odsepisk. K oralow e rdesty i bursztynowe kwiaty uczepów bardzo się malowniczo przedstaw iały na dnie rzeki. Zapewne w po
dobnych w arunkach oglądane rośliny dały początek legiendom o podwodnych ogro
dach wodnic i świtezianek.
W kilka dni wody opadły. Eośliny, któ
re się znowu nad powierzchnię wód wydo
były, nie wyglądały już tak pięknie jak w chwili zanurzenia, ale zbłocone namu- łem, zżółkłe, albo zbrunatniałe leżały na mokrem odsepisku, jak wydobyte z W isły topielce. Dnie, choć ju ż krótsze od nocy, były ciepłe i słoneczne, więc prędko odży
ło, co przeznaczone do życia, a co um arłe roskładać się zaczęło. W ierzby, rdesty i inne rośliny, do wody nawykłe, należały do pierwszój kategoryi; rośliny na suchych miejscach żyjące—do drugiej. J a k zwykle nie obeszło się bez wyjątków: zupełnie sczerniały w kilkodniowej kąpieli starzec wiosenny (Senecio vernalis W K ) wypuścił z korzenia nowe zielone liście i w kilka dni zakw itł jaskraw o, jakby w Maju.
W isła, niezmordowany, odwieczny praco
wnik na, polu gieologii, chemii, zoologii i botaniki, zdążyła w czasie krótkiego przy- boru zarządzić gdzieś powyżej W arszaw y żniwo, a w W arszaw ie'Siejbę jask ra rozło
gowego (Ranunculus repens L.). N a świeżo wynurzonych z wody nam ułach, między gnijącem i topielcami roślinnemi zazieleniły się setki m łodziutkich jaskrów . W śród nich gdzieniegdzie na wiślanej madzie słały się m łode łodyżki tylko co rozw iniętych z na
sion przetaczników bobowników (Yeronica Beccabunga L.). Pierw iosnek Mickiewicza zakwitł za wcześnie, te ja s k ry i przetaczniki
wyrosły zapóźno i usadowiły się zanisko, gdyż w połowie Października rospoczął się nowy przybór, który po tygodniu podniósł wody wiślane wyżej niż 2 m nad 0. Zanu
rzyły się w topieli nietylko świeżo wzrosłe jask ry i przetaczniki, ale praw ie wszystkie suche od pół roku odsepiska. Tylko czub
ki dwu najwyższych ławic sterczały ponad wodą.
Zginęła krótkotrw ała flora łożyska W i
sły. Cel kolonizacyi został jednak w tym roku osięgnięty, rośliny roczne z wyższych odsepisk wyprodukowały mnóstwo zupełnie dojrzałych nasion. O statni przybór u rzą
dził żniwo na ławicach pod W arszawą, a za
razem siejbę między W arszawą i Gdań
skiem. Tysiące nasion zmarnieje, ale setki znajdą się w dogodnych warunkach. W spa
niałą jest ta niewyczerpana hojność w roz
rzucaniu nasion i zarodników, obmyślana dla utrzym ania gatunków.
Rok bieżący sprzyjał rozrodzeniu się pod Warszawą, prócz srebrnika leżącego także innych roślin, które jednak wybrały na miejsce pobytu bespieczniejsze stanowiska, niż łożysko W isły.
Na wielkiej łące między Saską Kępą i Gocławiem widuję od lat 25 ładny czosnek kanciasty (Allium acutangulum Schrad.), ale nigdy nie widziałem go tyle, co w tym roku. Toć w końcu Lipca nieskoszone po
traw y na obszernych przestrzeniach zupeł
nie zabarwione były blado-fijoletowym od
cieniem od mnogich tysięcy kwitnących czosnków kanciastych. Piękne to było dla oczu, ale nie wiem, czy korzystne dla siana.
W parku praskim od strony W isły, w kil
kunastu miejscach kwitła w Lipcu trawa, pochodząca z wysp kanaryjskich, Phalaris canariensis L., oddawna spotykana w W a r
szawie niedaleko mostu Sobieskiego w Ł a zienkach i niekiedy na Solcu. Rossianie się jój obecnie na Pradze wynikło skutkiem wywożenia od pewnego czasu śmieci w ar
szawskich nad brzeg W isły przy parku.
Licznie hodowane w mieście kanarki, je- dząc,rossypują nasienie Phalaris canariensis, to jest traw y kanarkow ej, czyli myszego be
ru, inaczej kanaru i nasienie ze śmieciami dostaje się na Pragę. W E uropie południo
wej hodują, kanar, gdyż mąka kanarowa potrzebną je s t w przędzalniach. D la kanar-
Nr 46. W SZECHŚW IAT. 727 lców warszawskich przybywa jednak kanar
do sklepików w Gościnnym Dworze za Że
lazną, bramą, nie z południa Europy, ale z W oroneża. Ponieważ w Łazienkach sam się rossiewa, możeby warto spróbować miej
scowej uprawy.
Za parkiem praskim, przy drodze bitej, przed rogatkami pokopano krótkie rowy do drogi prostopadłe, aby wozy nie uszkadzały nieogrodzonego warzywa. W rowach bujnie wyrosły chwasty, wśród nich rzepień kol- czaty (Xanthium spinosum L.). P rzy kana
łach na Solcu jeszcze go więcej. Osiedlił się obecnie na stałe; przed 20 laty zjawił się tylko w W arszawie czasowo w małej liczbie osobników. J a k niegdyś tatarzy ciągnie ze wschodu. Podole ju ż dawno kłójącem ziel
skiem zalane. Niedawno jeden z lekarzy ukraińskich chciał z rzepienia kolczatego zrobić dobroczyńcę ludzkości, zalecając go jak o lekarstwo od wścieklizny. Rzecz aż o Paryż się opai-ła, robiono próby, ale coś na niczem się skończyło. Za mojej pa
mięci kolejno, ale zawsze besskutecznie, wmawiano w babkę wodną (A lism aPlantago L.), w czyściec leśny (Stachys silvatica L.), w trędow nik pospolity (Scrophularia nodo- sa L.) i w jastrzębiec kosmaczek (Hieracium pilosella L.), że uleczą od wścieklizny.
W szystkie te rośliny u nas nierzadkie. Choć szukających pożądanego lekarstw a spotyka
ją zawody, zaszczyt im przynosi, że szu
kają.
Za Pragą, w Zaciszu w ostatnich czasach zaszły ważne zmiany we florze miejscowej.
W obszernym parku, zostawiwszy stare drzewa, wykarczowano młodzież i wszystkie zagraniczne i nasze krzewy, tworzące b ar
dzo zacienione gęstwiny. P a rk zmienił się w łąkę z rozrzuconym gdzieniegdzie staro- dzewem. Na miejscu klombów sterczą w le*
cie pożyteczniejsze kopice siana. Znikła flora zaroślowa z czworolistem pospolitym (P aris quadrifolia L.) i z dwulistnikiem owalnym (L istera ovata R. Br.), a zjawiły się rośliny nowe, dotąd w Zaciszu niebywa
łe. Najciekawszą między niemi jest dryja- kiew nagięta (Scabiosa inflexa K luk.) razem z dryjakw ią podgryzioną (S. succisa L.) kwitnące tam przy końcu Sierpnia nad ro wami. Jestto roślina rzadka, dotąd najbli
żej W arszawy znajdowana w Białobrzegach
nad Narwią i w Kampinoskiej puszczy.
Dryjakiew ta poraź pierwszy opisaną i na
zwaną została przez księdza K luka w Dy- kcyjonarzu roślinnym. Besser w E num era- tio plantarum (1822), w dziele znanem w ca
łej Europie zamieścił nazwę Kluka. Rosta
fiński w Prodrom usie, ogłoszonym w W ie
dniu (1872) w powszechnie czytanem nie- mieckiem piśmie przyrodniczem (V erhan- dlungen d. k. k. zoologisch botanischen Ge- sellschaft in W ien), nietylko nazwy inflexa używa, ale chcących o tem wiedzieć obja
śnia, że roślina przez K luka odkryta w Cie
chanowcu w r. 1779. Mimo to jed nak i mi
mo powszechnie przyjętego zwyczaju, że kto pierwszy odróżnia gatunek, tego nazwa zostaje przyjętą w nauce, autorowie niemiec
cy dotąd nazywają tę dryjakiew, mianem późniejszem, w dodatku zupełnie niewłaści- wem: Scabiosa australis W ulfen, albo Suc
cisa australis Reichenbach. Z tą di-yjakwią na małą skalę rzecz się ma ja k z K operni
kiem, o którym dowcipnie powiedziano, że takim samym jest niemcem, ja k Jezus C hry
stus turkiem, gdyż jednakow o Toruń i P a lestyna zmieniły właścicieli.
Po przeciwnej stronie W arszawy niż Za
cisze, w Pruszkowie, w dołach po wybra
nym torfie, zalanych wodą, rośnie od kilku latrzęśl jesienna (Callitriche autum nalisL.).
Jestto odzyskana strata. Od czasów Szu
berta przez kilkadziesiąt lat ostatnich nie spotykano jej w okolicach W arszawy, więc zaprzestano zaliczać do flory miejscowej.
Kazimierz Łapczyński.
ROZBIÓR AFRYKI.1*
i.
P o s i a d ł o ś c i a n g i e l s k i e i p o r t u g a l s k i e . Od piętnastego stulecia rosszerzyła E uro
pa swe panowanie niemal na całą powierz
chnię ziemi, A m eryka i A ustralija stały się ,
') N ow sza m a p a A fry k i u ła tw i z ro z u m ie n ie m ię d z y n a ro d o w y c h sto su n k ó w w A fry c e , k tó r e w n i -
728
wielkiemi kolonijam i anglików i ludów ro
mańskich, wielkie i starożytne państwa Azyi musiały mimo silnego oporu uznać przewagę Europy, a większa część obszaru azyjatyckiego stała się bespośrednią własno
ścią. europejczyków; jedynie A fryka n aj
mniej nęciła przedsiębiorców europejskich, chociaż miała najdogodniejsze położenie.
W końcu ubiegłego stulecia i od początku bieżącego grom po gromie uderzał w pod
staw y wspaniałego tronu, z którego Europa panowała światu; A m eryka stała się niepod
ległą, wielkie monarchije azyjatyckie ocknę
ły się, ja k mówi markiz Tseng, pierwszy mąż stanu Chin obecnych, A ustralija może lada dzień wypowiedzieć posłuszeństwo swój macierzy A nglii, a inne posiadłości na południu azyjatyckiem pójdą, za jej p rzy k ła dem. Dziś nietylko o panowaniu Europy nad światem mowy niema, lecz naw et jój przodownictwo skończy się praw dopodobnie po kilku dziesiątkach lat, bo A m eryka pół
nocna ośmieliła się już teraz rzucić całej Europie rękawicę wojny ekonomicznej.
To też dzisiaj państw a europejskie nie nad tem przem yśliwają, jakby zapewnić so
bie przewagę na kuli ziemskiej, lecz jedynie nad utworzeniem nowych, stalszych p o d
staw dla dalszej egzystencyi swego dobro
bytu, od kilku bowiem wieków E uropa mieszkańców swych sama wyżywić nie była w stanie, a skoro większa część A m eryki obecnie zupełnie wypowiedziała płacenie haraczu swój rodzicielce, skoro z tym sa
mym zamiarem noszą się K anada, A ustrali
ja i Indyje, potrzeba było obejrzeć się za in ną częścią świata, której ludy byłyby goto
we pracować pod roskazami i na korzyść europejczyków: tę rolę przeznaczono A f
ryce.
Powyższe uwagi w yjaśniają, dlaczego A fryka, która dawniej zajm owała tylko umysły uczonych, lub kupców i plantato-
n iejsz em p r z e d s ta w ię , m a p a d o d a n a do N r 37 W s z e c h ś w ia ta 1887 r. n ie j e s t w y s ta r c z a ją c ą ; ja k o p ra k ty c z n ą , a t a n i ą p o le c a m m a p g H a n d k e g o , G e- n e r a l- K a r te von A frik a , u F le m in g a w GJogowie>
c e n a 1 m a r k a . L e c z tr z e b a ż ą d a ć n a jn o w sz eg o w y d a n ia z k o ń c a ro k u 1890. M a p a H a s s e n s te in a ( P e r th e s w G o th a ) m a w y ż sz ą w a r to ś ć n a u k o w ą , a le j e s t d ro ższa.
rów, w ostatnich latach nawet i poza wy
brzeżem północnem, należącem do kultury europejskiej, utrzym yw ała w ciągłym ru chu dyplomacyją prawie wszystkich wiel
kich mocarstw europejskich, grożąc nawet nieraz gwałtownem rozerwaniem pow ikła
nych nici tój dyplomacyi. Oprócz Rossyi i Austryi, które główną uwagę skierowały na wschód europejski, wszystkie większe państwa europejskie zapragnęły nabyć jak ą kolwiek posiadłość afrykańską, nastąpiło więc gorączkowe ubieganie się, układy i po
działy, z któremi w tćj chwili praw ie zu
pełnie załatwiono się, bo niema już zakątka w Afryce, któryby nie był albo w faktycznem posiadaniu państw europejskich, albo przy
najmniej nie należał do tak zwanej sfery in
teresów któregokolwiek z nich, a nawet jest dużo takich okolic, do których ma preten- syją, równocześnie kilka mocarstw.
W niniejszym artykule chcę przedstawić plany Europy, która, wypychana zwolna z innych części świata, przyszłość swą chce oprzeć na Afryce, a zarazem naszkicuję zo- bopólne stosunki europejczyków na ziemi afrykańskiej i widoki na przyszłość.
To, co na wstępie powiedziałem, że pań
stwa europejskie starają się pozyskać kolo- nije w Afryce na miejsce wymykających się z ręki posiadłości w innych częściach świata, odnosi się przedewszystkiem do Anglii, któ
rej potęga i dobrobyt głównie od kolonij zależą, a która najmniej ma widoków utrzy
mania dotychczasowych posiadłości.
P e rłą kolonij afrykańskich i jedną z n a j
lepszych kolonij W ielkiej B rytanii wogóle jest kraj Przylądkow y, ale tak ja k związek Kanadyjski ma i ta kolonija afrykańska bardzo nieprzyjemną dla Anglii właściwość, że ani nie została przez anglików założoną, ani co do przeważnej części ludności nie je s t angielską, jednę i drugą posiada więc An- glija jedynie tytułem zaboru. D la Kanady tem większe niebespieczeństwo przedstawia groźne sąsiedztwo Stanów Zjednoczonych;
w Afryce, zdawało się także przez pewien czas, że Niemcy okolą posiadłości angielskie i połączą się z rzeczami pospolitemi boerów nad Waalem i Oranżem, lecz to niebespie
czeństwo minęło, zwłaszcza, że Niemcom przyjaźń angielska zdawała się więcej przy
N r 46. WSZECHŚW IAT. 729 nosić korzyści, niż niepewne ryzyka w Af
ryce.
Mimo to A nglija nad Przylądkiem nie czuła się nigdy nader bespieczną, stąd p o wstała w A nglii silna partyja, dążąca do zreformowania posiadłości południowo-afry- kańskicb, a zarazem pragnąca rosszerzyć je przez przyłączenie okolic, zamieszkałych przez różne dzikie plemiona. Miały stąd dwojakie wypłynąć korzyści, po pierwsze w tem nowem państwie boerowie holender
scy nie mieliby przewagi, a ja k wiadomo wszyscy koloniści holenderscy sympatyzują z hasłem A frikander-B undu: A frika for de A frikander, czyli innemi słowy, panami kraju Przylądkowego powinni być boerowie holenderscy (holenderski wyraz boer nale ży czytać bur, t. j. gbur), a nie anglicy.
Jestto doktryna Monroego zastosowana do Afryki. W środku lądu stałego kolonije angielskie, według planów' wyżój wymienio
nej partyi angielskiej, miały się rosszerzyć aż do rzeki Zambezi, a nawet przekroczyć tę rzekę wąskim pasem i ciągnąć takimże szlakiem aż do źródeł Nilu, a ponieważ Egipt, którego rzeczywistymi panami są już anglicy, rości sobie prawo do całego po- rzeczą Nilu, rosciągałyby się więc posia
dłości angielskie od Captownu (miasta Przylądkow ego) wzdłuż przez Afrykę aż do Aleksandryi. P la n to olbrzymi, które
go urzeczywistnienia nie zrzekła się jeszcze zupełnie A nglija, mimo protestów ze strony Portugalii, Niemców i Francyi. Wszystkie posiadłości południowo-afrykańskie miały być podległe namiestnikowi W ielkiej B ry
tanii. G ubernator kraju Przylądkowego i rzeczypospolite boerów znalazłyby się więc pod jego roskazami.
P ro jek ty te, o ile dotyczyły dawniejszych posiadłości angielskich, nie uzyskały dotąd sankcyi rządu, natom iast plany rosszerzenia kolonij na zachód zaczęto przeprowadzać energicznie i to przy pomocy rządowej. Dla wyzyskiwania nowonabytych krajów utwo
rzyło się tow arzystw o Brytyjskie południo- wo-afrykańskie, które wkrótce uzyskało tak zwaną charter, t. j. patent królowej, podda
jący pod jego zwierzchnictwo ziemie, leżące na północ k raju Beczuany, rzeczy pospolitej południowo-afrykańskiój i na zachód kolo
nij portugalskich. G ranic północnych char
ter nie oznacza, ale towarzystwo południo- wo-afrykańskie ogłosiło natychmiast za swo- ję własność kraje Matebele, Maszonę iK h a - my, a co do dalszych okolic na zachód j e ziora Nyassy zastrzegło sobie wolność dzia
łania. Rzut oka na mapę Afryki, dodaną do n-ru 37 Wszeświata 1887 r. pokaże, że wszystkie powyżej wymienione kraje n a le żały do sfery interesów portugalskich, a do k raju Matebele rościł sobie praw a także Transwaal.
Skoro więc Portugalija dowiedziała się o zamiarach angielskich, wysłała kilka wy
praw , mających przedewszystkiem zająćMa- szonę, a miała do tego wszelkie prawo, bo wyprawy spotykały wszędzie szczątki ob
warowań i kopalnie z dawnych, portugal
skich czasów. Uwijali się też i anglicy, w kraju Makololo doszło więc niemal już w lecie przeszłego roku do groźnego starcia pomiędzy wyprawą parowca angielskiego a oddziałem portugalskiego podróżnika Ser- pa Pinto, ponieważ konsul angielski John- ston zajął kraj Makololo, leżący na lewym brzegu rzeki Zambezi urzędownie jako wła
sność angielską, roszcząc z tego tytułu doń prawo, że niegdyś Livingstone żył w ści
słych stosunkach ze szczepem Makololów.
Serpa Pinto, który cofnął się przed załogą okrętu angielskiego, nie okazał takiej oba
wy wobec pułków makololskich, chociaż były pod chorągwią angielską, a dzielnemu kapitanowi nie było trudnem rospędzić ro z bójniczy, ale nierycerski zastęp Makololów.
Zajście to, ja k wiadomo poruszyło do żywe
go opiniją publiczną w A nglii i spowodowa
ło wymianę not dyplomatycznych, w któ
rych P ortugalija ze swej strony wykazała, że już od roku 1630 jest ona legalną posia
daczką krajów, do których anglicy obecnie roszczą sobie prawa. Chociaż zaś P o rtu g a
lija niezawsze i niewszędzie władzę swą rzeczywiście wykonywała, ja k to przepisuje artykuł 35 ugody kongowej, na k tó ry po
wołuje się A nglija, nie była ona do tego zo
bowiązaną, gdyż ten a rty k u ł odnosi się prze
ważnie do tych okolic wybrzeży afrykań
skich, w których znajdują się faktoryje eu
ropejskie mające prawo do opieki ze strony państwa zwierzchniego.
Mimo to zażądała Anglija w Styczniu ro
ku bieżącego, aby rząd portugalski wycofał
z kraju Makololo i naw et z pobrzeża rzeki Szire wszystkie załogi wojskowe, zostające pod dowództwem Serpa Pinto, a słabsza P o rtu g alija m usiała przystać na to żądanie silniejszego mocarstwa. B ył to pierwszy krok rządu portugalskiego, który wywołał burzę w kraju i obalił naw et ówczesne mi- nisteryjum. Serpa P into złożył dowództwo, a opozycyja obrała go na członka izby poselskiój.
N a tem miejscu trzeba dodać, że ju ż od dłuższego czasu panowało w P ortugalii wielkie rozgoryczenie umysłów, bo anglicy zaczepiali rząd. portugalski nawet na wy
brzeżu, którego przynależność do P o rtu galii nie ulegała najmniejszej wątpliwości.
Spór taki powstał w lecie przeszłego roku o kolej od zatoki Delagoa do granic rzeczy- pospolitej południow o-afrykańskiej. Kon- cesyją na wybudowanie tej kolei udzielił rząd portugalski anglikowi Mac Murdo, pod warunkiem, że kolej otworzy w roku 1887. Gdy w roku 1889 M urdo um arł, a kolej jeszcze nie była gotowa, rząd p o r
tugalski cofnął koncesyją, ale i w tej spra
wie ukazanie się pancerników angielskich w zatoce Delagoa zmusiło P o rtu galiją do ustępstw na korzyść spadkobierców M urdy.
Nie przedstawię dalszych szczegółów za
targu angielskoportugalskiego, bo znany z pism politycznych ukończony on został tym czasowo w Sierpniu r. b. ugodą, która przy
znaje A nglii kraje M atebele, Maszonę, B a- rotse, ziemie na zachód jezioraN yassy i nad rzeką Szire aż do Ruy, przy P ortugalii po
zostają ziemie pomiędzy jeziorem Nyassą i brzegiem oceanu, okolice Zamby i Tete nad Zambezem oraz górne porzecze tej rzeki z wyjątkiem wymienionego Barotse; oprócz tego uzyskała A nglija wolną żeglugę na rzece Zambezi i inne ułatwienia w celu złą
czenia południowych i północnych swych posiadłości. Ja k wiadomo, ugoda powyż
sza nie została jeszcze potw ierdzona przez ciała prawodawcze portugalskie, a nowy rząd P o rtugalii żywi nadzieje, że A nglija poczyni jeszcze pewne ustępstwa. Chociaż
by to nastąpiło, ugoda z P o rtu g aliją zape
wni państw u angielskiem u ogromne korzy
ści. Sam kraj M atebele je s t zalany ju ż przez angielskich poszukiwaczy złota, ale ja k w K alifornii, tak i tu rolnictw o dopro
wadzi ten kraj do większego jeszcze ros- kwitu, posiada on wszelkie w arunki po temu.
J a k już wspomniałem, robiła także sta
rania rzeczpospolita transwaalska, aby uzy
skać część kraju M atebele, a że równocze
śnie i kraj Swasi tworzył punkt sporny po
między nią a A ngliją, zawarły oba państwa w lecie r. b. ugodę, mocą której Transw aal zrzekł się wszelkich praw do Matebele, a A nglija do kraju Swasi. Ten ostatni ma podlegać w równej mierze kontroli ze stron obu mocarstw ugodowych. Co zaś najważ
niejsza dla A nglii, Transw aal wstąpił do związku celnego, który obejmuje kraj Przy-
| lądkowy, Beczuanę i rzeczpospolitę oran- żyjską, a zato otrzymał koncesyją do wy
budowania kolei przez kraj Swasi do zatoki Kosi nad oceanem Indyjskim , szlak toru
| kolejowego będzie własnością Transwaalu.
Związek celny jest pierwszym krokiem
j do zupełnego zawładnięcia i-zecząpospolitą I południowo-afrykańską, która, ja k wiado- I mo, została ju ż w roku 1877 przez A ngliją zajęta, ale później uzyskała znów niepodle
głość. Teraz aneksyja nastąpi prawdopo
dobnie na drodze legalnej, bo angielscy po
szukiwacze złota są tam już dziś liczniejsi, niż trudniący się rolnictwem boerowie. A n glicy nie mają przewagi w rządzie, bo p ra
wo głosowania ma w Transw aalu ten, kto przez pięć lat tam mieszka. Skoro dla an
glików ten peryjod upłynie, rząd znajdzie się w ich ręku. Dlatego wystąpiła silna partyja w radzie ludowej przeciw ugodzie z A ngliją, a mianowicie przeciw związkowi celnemu i podniosła dawne hasło w woj
nach z Angliją: „potężna jest A nglija, ale wszechpotężny Bóg!” W zywano też kolo
nistów niemieckich do kraju, aby zrów no
ważyli głosy angielskie, projektowano da
lej utw orzenie wyższej rady ludowej, do której prawo głosowania mieliby tylko boe
rowie, lecz wkrótce przekonali się trans- waalczycy, że wobec Anglii nie mogą liczyć na niczyją pomoc. Prezydent K rueger b a
wił przed kilkoma laty w Berlinie w misyi politycznej, łudzono się więc przez pewien czas, że Niemcy staną po stronie T ra n s
waalu, lecz po zawarciu ugody niemiecko- angielskiej, poznano w Transw aalu, że naj
korzystniej będzie poddać się wpływom
N r 46. w s z e c h ś w i a t. 731 angielskim i zawarto ugodę. T ak więc
Anglija osięgnęła cel upragniony, cala A fryka południowa stoi dla niej otworem, a nawet ju ż położono trw ałe podwaliny do wielkiego pań3twa angielskiego od przy
lądka Dobrej Nadziei do rzeki Zambezi, węższym szlakiem zaś aż do Tanganiki.
(c. d. nast.).
D r Nadmorski.
N O W E O D K R Y C IA
Jeszcze trzy lata temu szkolne podręczni
ki chemii z zupełną, słusznością głosiły:
„Azot łączy się z wodorem w jednym tylko stosunku, tworząc amonijak, N H 3, ciało w szczególny i wybitny sposób odznaczające się swemi własnościami zasadowemi. P ie r
wiastki jednowartościowe tworzą więc z wo
dorem związki kwaśne ja k np. chlorowodór, dwu wartościowe—pośrednie, ja k np. woda, trójwartościowe — zasadowe, jak amonijak, czterowartościowe nakoniec—obojętne”. J e szcze parę miesięcy temu całkowicie praw- dziwem było zdanie, że ostateczną granicę nasycenia chemicznego przyciągania wodo
ru stanowią takie ciała, jak związek jego z paladem, P d 2 H , gdzie na atom wodoru przypadają dwa atomy drugiej części skła
dowej. Dziś żadne ze zdań powyższych nie odpowiada istotnemu stanowi rzeczy, a upa
dek tych przekonań jest następstwem waż
nych i ciekawych odkryć, które zdaje się nam rzeczą pożyteczną w krótkich słowach przedstawić czytelnikom Wszechświata.
W znacznej liczbie swych związków azot posiada charakter pierwiastku trójwartościo
wego, to jest pierw iastku, którego jeden atom łączy się na trw ały związek z trzema atomami wodoru. Skład przeto amonijaku jest zupełnie prawidłowy i niejednokrotnie bywa on przytaczany w książkach, jako typ normalnego związku azotu, odzwierciadla- jącego poniekąd w swoich własnościach naj
główniejsze cechy samego pierwiastku. Tę
własność zasadniczą, wytykającą kierunek pomysłów naszych co do budowy związków azotowych, to jest, co do rozmieszczenia ato
mów pierwiastków, które obok azotu znaj
dują się w związkach, przedstawiamy obra
zowo w taki sposób, że znak chemiczny azo
tu (N) otaczamy trzema linijkami, z których każda wyobraża jednę jednostkę pi'zyciąga- nia chemicznego, to znaczy taką ilość tej siły, ja k a właśnie jest potrzebna do u trzy mania w związku 1 atomu wodoru. Znak azotu przyjm uje więc postać:
I U
Ale niedaleko zapuszczając się w history- ją związków azotu, spostrzegamy, że ta po
trójna jego wartość w porównaniu z wodo
rem bynajmniej nie jest tak stałą, ja k to widzieć pragnęli dawniejsi chemicy, twórcy pojęć o wartości pierwiastków. W istocie amonijak wszakże może łączyć się z chloro
wodorem (HC1), a w tworzącym się wtedy chlorku amonu (N H 4C1) azot ju ż bez sztucz
nego naciągania nie może być uważany za trójwartościowy, ale zgodzić się musimy, że przemienił się tutaj w pięciowartościowy.
Azot więc jest pierwiastkiem, posiadającym wartość wogóle wysoką, a prócz tego —- zmienną.
Rozmaitość i liczba związków, jaką dany pierwiastek w ytw arza z innemi, zależy przedewszystkiem od jego wartości. Bio
rąc dwa pierwiastki jednowartościowe, na- przykład wodór i chlor i przypuszczając, że wartość żadnego z nich zmieniać się nie mo
że, widzimy, że utworzą one pomiędzy sobą jeden tylko związek. T ak jest w istocie i toż samo stosowałoby się do każdej innej pary pierwiastków o równźj wartości, a zno
wu przy pierwiastkach o wartości nierów nej tworzenie się związków byłoby ograni
czone takim doborem liczby atomów, przy którym w związku wszystkie jednostki przy
ciągania byłyby zaspokojone, nasycone. Tak np. dwu wartościowy tlen (O ) z dwuwarto- ściową siarką (S) powinien dawać jeden tylko związek SO, a z jednowartościowym wodorem również jeden tylko związek O H 2.
Gdyby tak było w rzeczy samej, składem związków chemicznych rządziłoby samo
prawo stałości stosunków, a liczba ciał zło
żonych byłaby stosunkowo niewielka. W ia
domo jednak, że obok prawa stałości rządzi zjawiskami łączenia się chemicznego inne praw o, jakgdyby liberalne tamtego uzu
pełnienie, prawo wielokrotności stosunków.
W pierwszych początkach dzisiejszej fazy rozwoju teoryj chemicznych, kiedy dwa wspomniane praw a zostały dostrzeżone i sfor
mułowane, nie było jeszcze mowy o wartości pierwiastków a tem mniej o budowie chemi
cznej. Gdybyśmy chcieli praw o wielokro
tności wyrazić zapomocą tych ostatnich po
jęć, przekonalibyśm y się, że sama zmienność wartości nie wystarcza, a przynajm niej, że pojęcie to musi być w pewien szczególny sposób rosszerzone i uzupełnione.
Z chemii węgla wiadomo nam, że zdumie
wająca obfitość związków tego pierw iastku (który zresztą nie okazuje zmiennej w arto
ściowości) zależy nietylko od tego, że atom węgla może przyłączyć aż cztery atomy wo
doru, ale przedewszystkiem od szczególnej zdolności atomów węgla do łączenia się pomiędzy sobą i wytwarzania w taki sposób pewnego rodzaju kompleksów, przyjm ują
cych jakgdyby znaczenie oddzielnych pier
wiastków chemicznych. Poczw órną wartość atomu węgla możemy przedstaw ić na ry sunku otaczając jego znak (C) czterema kreseczkami:
I C / . I \
i pojedynczy atom tego pierw iastku je st rzeczywiście cztero wartościowy. Gdy j e dnak weźmiemy dwa atom y węgla, to one łącząc się pomiędzy sobą częścią swógo przyciągania, wytworzyć mogą aż trzy róż
ne kompleksy:
CI
' j N C 1.
C. /
' c
2.
c
c
I3.
które są pomiędzy sobą o tyle różne, że kie
dy pierwszy z nich wydaje związki odpowia
dające typowi pierwiastku sześciowartościo
wego, to w drugim możemy widzieć pier
wiastek czterowartościowy, a w trzecim dwuwartościowy. W ęgiel odznacza się tem,
że atomy jego mogą się grupować w sposób wskazany powyżej w bardzo znacznej licz
bie tworząc łańcuchy, których wartościo
wość zmienia się w nadzwyczaj obszernych granicach, a przy większej liczbie atomów urozmaica się prócz tego bardzo i sam spo
sób grupowania. Praw o wielokrotności sto
sunków, zastosowane do związków węgla, daje się więc uzasadnić własnością grupo
wania się atomów tego pierwiastku w kom
pleksy, których wartość może być nader rozmaita.
W łasność grupowania się atomów nie ogranicza się bynajmniej do samego tylko węgla, lecz dzielą ją z nim wszystkie pier
wiastki o wartości wyższej, niż pojedyncza.
Tak, powracając do przykładów, które wspomnieliśmy ju ż poprzednio, tlen z w o
dorem, oprócz związku O H 2 (woda), tw o
rzy nadto ciało ze składem 0 2 H 2 (dw utle
nek wodoru czyli woda utleniona), a składu tego ciała nie możemy objaśnić inaczej, ja k przez przypuszczenie, że w niem dwa atomy tlenu złączyły się pomiędzy sobą połową swej wartości chemicznej i utw orzyły dw u
wartościowy kom pleks—O —O —. Zwdązek siarki z tlenem, ściśle odpowiadający zwy
kłej wartościowości tych pierwiastków w od
dzielnym stanie, to jest przytoczony przed chwilą związek SO, dotychczas nie jest nam znany zupełnie, w trzech zaś tlenkach siarki:
S 0 2, S 0 3 i S20 7, musimy przyjąć istnienie łańcuchów, złożonych z 2, 3 i 7 atomów tle
nu, a jednocześnie w trzeciem z tych ciał mamy też łańcuch z 2 atomów siarki.
A le przejdźmy nakoniec do właściwego przedm iotu naszej pogadanki. Rospatrując własności azotu na zasadach powyżej wska
zanych, można z góry przewidzieć, że ten pierwiastek powinien być punktem wyjścia dla bardzo licznych związków. W e w ła
sności bowiem tworzenia łańcuchów atomo
wych nie ustępuje on innym pierwiastkom, a zmienna wartościowość stawia go w poło
żeniu korzystniejszem jeszcze od węgla.
I tak jest w rzeczy samej, ju ż bowiem po
między najprostszemi związkami azotu wi
dzimy takie przykłady, ja k tlenki tego pier
wiastku, w których występuje kompleks, złożony z 2 atomów azotu. W iemy także, że t. zw. cyjanki, pochodzące od cyjanow o
doru, CHN, różnią się całkowicie we wszy
N r 46. W SZECHŚW IAT. 733 stkich własnościach od izocyjanków, równych
z tamtemi co do składu, lecz zawierających w sobie atom azotu pięciowartościowy, gdy w tamtych jest on trójwartościowym. Gdy
by też poprobowano przygotować spis wszy
stkich związków zawierających w sobie azot otrzymanych dotąd, oraz takich, których sposoby otrzym ania są wskazane przez ana- logiją i które oczekują tylko dobrćj woli chemika doświadczalnego, ażeby z dziedzi
ny możliwości przejść do szeregu ciał otrzy
manych i zbadanych, przekonanoby się, że poczet tych ciał liczebnością nietylko nie ustępuje gromadzie związków żadnego inne
go pierw iastku, ale może walczyć o lepszą z gromadą bezazotowych związków węgla.
W jednem tylko azot aż do ostatnich cza
sów pozostawał daleko w tyle za węglem*
to jest w liczbie swoich związków z wodo
rem. Aż do 1887 roku znaliśmy jeden ty l
ko amonijak. W prawdzie jeszcze w 1875 r.
Em il Fischer otrzym ał związek nazwany fenilohidrazyną, którego skład mógł wzbu
dzić pewne podejrzenia co do możności istnienia innych związków wodoru z azotem.
Fenilohidrazyna pochodzi od węglowodoru benzolu (C6H 6) i ma skład taki, że w nićj, na miejscu 1 atomu wodoru w tym węglo' wodorze, znajduje się grupa pierwiastków N2H 3. Przypom nijm y sobie, że anilina również pochodzi od benzolu, a wyrażając się przez wzór C0H 5N II2, stanowi produkt zastąpienia 1 atomu w benzolu przez grupę pierwiastków N H 2. Sposób otrzymywania aniliny i jćj własności upoważniają nas do odwrócenia jój rodowodu i uważania za pochodzącą od amonijaku, w którym 1 atom wodoru został zastąpiony przez C6H 5 to jest przez grupę węglowodorną, noszącą nazwę fenilu. W ielkie podobieństwo we własno
ściach i mnóstwo uwag teoretycznych, któ
rych oszczędzę czytelnikowi, pozwalają che
mikom wnioskować, że fenilohidrazyna mo
że być uważana za pochodzącą od ciała NaH 4 przez zastąpienie 1 atomu wodoru grupą fenilową.
(dok. nast.).
Zn.
K B O H ł K A H M i K O W A .
— sic. Kom eta B a rn a rd a i je j to w a rzys ze . P ią ta k o m e ta zeszło ro czn a, k o m e ta B ro o k sa , j a k o tern k ilk a k r o tn ie w sp o m in aliśm y , p rz e d s ta w ia ła tę oso
bliw o ść, że w ra z z n ią w y s tą p iło k ilk a je j to w a rz y sz ó w , o d k ry ty c h p rz e z p. B a r n a r d a w o b se rw a - to r y ju m L ic k a . D w a z n ich , oznaczone g ło sk a m i B i C (g d y k o m etę g łó w n ą o z n a c zo n o g ło s k ą A ), o d k r y ł te n o b s e rw a to r d. 2 S ie rp n ia , d w a d ru g ie , d a le k o słab sz e, 5 S ie rp n ia . D o d a tk o w e t e k o m e ty obserw o w an o i w in n y c h o b s e rw a to ry ja c h . P. B a r n a r d p ro te s tu je p rz e c iw n azw ie „o d ła m k ó w ", ja k ą często ty m c ia ło m n ie b ie sk im n a d a w a n o , w n azw ie tej b ow iem m ie ś c i się d o m n ie m a n ie o ic h p o c h o d z en iu , k tó re g o rzeczy w iście n ie zn am y . P o m ia ry w y k a z a ły ow szem , że o d d z ie len ie się to w arzy szó w od k o m e ty g łó w n ej n ie m o g ło b y ć z d a rz e n ie m no- w era, a n a s tą p iło m oże p rz y p rz e jś c iu k o m ety w są sie d ztw ie Jo w is za w ro k u 1886. Z r e s z tą c zę
śc i te sta n o w iły k o m e ty w y ra ź n ie m ię d z y sobą o d d z ie lo n e i ta k w y b itn e j o d rę b n o ś c i, j a k i k o m e ta g łó w n a. S zczególnie ciek aw e są z m ia n y , ja k im u le g ły k o m e ty B i C. K o m e ta B b y ła z p o c z ą tk u d o b rz e ro z w in ię ta , m a ła i ja s n a , z ją d r e m i ogo
n em , g d y C b y ła w p ra w d z ie w iększa, a le n ie ta k o k re ślo n ej p o sta c i. W o s ta tn ic h d n ia c h S ie rp n ia B z a c zę ła u le g a ć p rz e m ia n o m , j a k b y się ro sp a d a- ła ; s ta w a ła się w ięk szą i b le d s z ą . D n ia 5 W r z e ś n ia w je j m ie jsc u b y ła ju ż ty lk o w ie lk a , n a d e r s ła b a m g ław ica. W e d łu g p . B a r n a r d a n ie u le g a w ą tp liw o ś c i, że k o m e ta t a ro s p ro s z y ła się w p r z e s trz e n i i p r z e s ta ła is tn ie ć , alb o te ż p o c h ło n ię tą zo s ta ła p rz e z k o m e tę g łó w n ą . K o m e ta C b y ła z p o c z ą tk u około 5 r a z y od A s ła b s z a , zw olna je d n a k n a b ie r a ła ja s n o ś c i i o k a z a ła z ag ę sz cz an ie . D n ia 31 S ie rp n ia s ta ła się ja ś n ie js z ą , a n iż e li k o m e ta g łó w n a , p o s ia d a ła w te d y j ą d r o i ogon. N a s tę p n ie w szak że znów zac zę ła sła b n ą ć i u leg ła w re sz cie ta k im ż e sa m y m p rz e o b ra ż e n io m ja k B . Z p o la w id z e n ia o lb rzy m ieg o , 3 6 -calo w eg o r e fle k to ra z n i
k ła z u p e łn ie 25 L is to p a d a 1889 r ., g d y A lu n e tą 12*calową w id z ia n ą jeszcze b y ła 20 M a rca 1890 r- F. B a r n a r d n ie w ą tp i z atem , że o b a to w a rzy sz e k o m e ty B ro o k sa, B i C, ja k o o d rę b n e c ia ła is tn ie ć p rz e s ta ły . S p o s trz e ż e n ia te są d o n io słeg o zn acze- z n a c z e n ia d la h is to r y i k o m e t. (A s tro n o m isc h e N a o h ric h te n ).
— mfl. 0 tw o rz e n iu się n a fty . K la sy c z n e b a d a n ia C. E n g le r a d o w io d ły , że n a f ta je s t p o c h o d ze n ia zw ierzęceg o . W e d łu g b a d a c z a teg o , p ro c es tw o rz e n ia się n a fty t a k się o d b y w a ł, że po zb u tw ie n iu c ia ł z w ie rz ą t m o rs k ic h w sz y stk ie az o to w e c ia ła o rg a n ic z n e w y d a lo n e z o stały , p rz y cz e m azo t u sz e d ł w p o s ta c i a m o n ijak u , lu b soli a m o n ija k a l- n y c h , p o z o sta ły z aś ty lk o c ia ła tłu szc z o w e. T e o s ta tn ie s k ła d a ły się p rz ew a ż n ie z tró jo le j an u , d a lej tr ó js te a r a n u i tr ó jp a lm ita n u g lic e ry n y . P q d