• Nie Znaleziono Wyników

A.dres lESed-sufecyi: IKIrał^c-wsłsie-IFrzed. mieście, ©S. J\& Warszawa, d. 16 Listopada 1890 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "A.dres lESed-sufecyi: IKIrał^c-wsłsie-IFrzed. mieście, ©S. J\& Warszawa, d. 16 Listopada 1890 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\& 4 6 . Warszawa, d. 16 Listopada 1890 r. T o m I X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A TA „ W S Z E C H S W IA T A .“

W W a rs z a w ie : ro c z n ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 Z p r z e s y łk ą p o c zto w ą : ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 6

P re n u m e ro w a ć m o ż n a w K e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .

K om itet R edakcyjny W s ze c h ś w ia ta stanow ią panowie:

A leksandrow icz J ., Bujw id O., D eike K „ D ickstein S., F la u m M., Ju rk iew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram -

sztyk S., N atanson J . i P ra u ss St.

„ W s z e c h ś w ia t11 p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tre ś ó m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz z w y k łeg o d ru k u w szp alcie a lb o je g o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy r a z k o p . 7 '/i )

za sześć n a s tę p n y c h ra z y k o p . 6, za d a lsze k o p . 5.

A.dres lESed-sufecyi: IKIrał^c-wsłsie-IFrzed. m ieście,

2STr

©S.

Około połowy b. w. nauki przyrodnicze wcale w Galicyi nie kwitły. Nad fauną, krajow ą pracow ali wówczas tylko H ijacynt Łobarzewski, zajm ujący się więcój botaniką i Stanisław Pietruski. I nie mogło być nie- ledwo inaczój w kraju, w którego szkolny program przyroda wcale nie wchodziła, a na uniw ersytetach była reprezentowana ledwo przez jednego profesora.

Trzeba było oczywistego zamiłowania, że­

by w takich w arunkach iść naprzód, trzeba było szczególnój pracy i wytrwałości, żeby dojść do zamierzonego celu. To też może­

my o zmarłym powiedzieć, że nietylko był szczęśliwy, ale i prawdziwie zasłużony, bo nie z soli, ani z roli, ale ciężką i wytrwałą pracą wyrósł ponad mierny poziom codzien­

nych pracowników.

I dłiiś walka o byt jest trudną, ale m ło­

dzież ma ułatwiony wstęp do dobrych szkół, a w uniwersytetach znajduje: pracownie, se- m inaryja i zachętę, co wszystko ułatwia jćj

dalszą pracę, a już co zdolniejszym jednost­

kom to pozwala wstępnym bojem wydostać się zczasem na wybitne stanowisko. Jakże inaczój było niegdyś. Jakże inaczój było jem u. O głodzie i chłodzie, jako prosty żołnierz, szedł ten przyszły hetman fauni­

stycznej w kraju wiedzy przez ławy szkol­

ne, bez opieki, bez ułatwień, bez zachęty profesorów. Złamałoby to niejednego. On się jednak nie złamał.

Urodzony 1827 r. w Jabłonkowie, mając lat 22, musiał dla braku środków opuścić uniwersytet lwowski i przyjąć skromną po­

sadę nauczyciela ludowego naprzód w Bro­

dach, a następnie w Płotyczy. N a tem sta­

nowisku tak jednak pracował nad sobą sa­

mym i tak się zajmował szerzeniem nauki dalój przez zbiory przyrodnicze, które składał w darze gimnazyjom, że zwrócił tem uwagę władz i po czterech latach baka- łarstw a przeszedł do szkół wyższych, zrazu jako zastępca, a następnie jako rzeczywisty nauczyciel. D la niego był to tylko stopień do wyższych stanowisk. W r. 1863 powo­

łał go uniw ersytet krakowski na katedrę zoologii, w dziesięć lat późniój akademija umiejętności na czynnego członka, a w ćwierć wieku późniój nietylko uczniowie, koledzy

(2)

Nr 46.

i towarzystwa krajow e, ale i zagraniczne składają mu hołd uznania, w dzień 25-let- niego jubileuszu.

W ówczas w wielkiej auli uniwersyteckiej zebrało się godowe koło: uczniów, profeso­

rów, przedstaw icieli i delegatów różnych towarzystw. Cisza zalegała salę, a skoro wprowadzono jubilata, odezwał się grzm ot oklasków, którego przeciągłe echo zdawało się mówić: „Szczęśliwy, komu w życiu dano doczekać plonu swojej pracy”.

Był to z pewnością najm ilszy mu dzień w życiu.

Rzewnie przem aw iali doń wówczas daw ­ ni uczniowie, a dziś koledzy w uniw ersyte­

cie, lub gimnazyjach, nieraz uczeni głośne­

go już imienia. Przypom inali sobie zape­

wne nawzajem, ja k się to niegdyś pracow a­

ło razem,bezinteresownie, z przejęciem, ty l­

ko dla czystej nauki, od rana nieraz i do cie­

mnej nocy, to nad powiększeniem i porząd­

kowaniem zbiorów, to nad ich dokładnem oznaczaniem. Przypom inali sobie tego wo­

dza, który stał na ich czele, ale pracował z nimi sam z zaparciem się siebie i może najwięcej z nich, bo to leżało ju ż we krw i, w temperamencie i w całej naturze tego człowieka, że nie umiał inaczej i jeżeli się b rał do czego, to się b rał całą mocą woli, całą wytrwałością silnego charakteru.

A prócz tych najbliższych m iał on legijo- ny uczniów, bo, począwszy od szkół wydzia­

łowych aż do wyższych klas gimnazyjal- nych dla wszystkich m aluczkich wydawał podręczniki: zwięzłe, treściwe, bogate w do­

skonałe i przy każdem wydaniu bodaj coraz lepsze ryciny. Przyczyniało mu to kosz­

tów, lecz wcale na to nie zważał, bo w yda­

wał książki nie dla zysków, ale dla szerze­

nia nauki, która mu była ulubioną.

Koledzy z uniw ersytetu i akadem ii pod­

nosili najlepsze koleżeństwo, dbałość o zbio­

ry muzealne i w ytrw ałą pracę naukową.

K iedy obejmował katedrę oddano mu ga­

binet 20000 okazów, ale okazy te nieraz były tak uszkodzone, lub zniszczone, że po przebrakow aniu zostało ich ledwie 12000.

A i te nie czyniły zadość potrzebie wykła­

dowej, bo odnosiły się przeważnie do kilku tylko działów zwierząt. Oznaczyć dokła­

dnie to, co zastał, starać się o fundusze na

zbiory, mnożyć je własną pracą i siłami uczniów to było zawrsze jego zadaniem, skutkiem którego inw entarz gabinetu wy­

kazuje obecnie 36 500 okazów, reprezentu­

jących dość' równomiernie wszystkie działy świata zwierzęcego. Obok gabinetu zaś istnieje pracownia, zaopatrzona w narzędzia i biblijoteka podręczna, dopiero przez niego utworzona.

Jego prace naukowe rospoczynają się w r. 1858, w którym ogłosił małą rosprawkę 0 chrząszczach. O dtąd pisze do r. 1874 ca­

ły szereg prac popolsku i niemiecku. W j a ­ kimkolwiek zaś pisał języku, celował jasn o­

ścią i ścisłością przedstawienia, zawsze był wyczerpujący, ale nie rozwlekły. Prócz monografij: o świstaku (1866), o kozicy (1868), o pieniu (1868) i o Chlorops tae- niopus Meig. (1871), wszystkie prace fau ­ nistyczne odnoszą się do świata owadów.

Opisał w nich 60 zupełnie nowych gatu n­

ków, a wykazał całe legijony nowych dla fauny Gralicyi. Trzeba raz jeszcze podnieść, że on rozbudził dopiero w kraju zamiłowa­

nie do takich badań, że pracował wiele dla muzeum imienia Dzieduszyckich we Lw o­

wie, że Komisyja fizyjograficzna zawdzięcza swój rozwój w dziale zoologicznym prze­

de wszystkiem jego pracy, lub jego w pły­

wom.

Naturalnie, że te badania nad fauną k r a ­ jow ą były połączone z częstemi wycieczka­

mi w różne okolice kraju. Zwiedzał też 1 T atry w czasach, kiedy praw ie nikt ich nie znał. Ukochawszy ten świat górski, przebiegłszy jego doliny i obejrzawszy je z wyniosłych szczytów, widząc jak mało je s t zbadany pod względem naukowym, pragnął aby zadanie to, przechodzące siły jednego człowieka, objęło odpowiednie towarzystwo.

Stało się po jego myśli. Można też po praw ­ dzie powiedzieć, że był jednym z trzech rze­

czywistych założycieli Towarzystwa tatrzań­

skiego '); można zaznaczyć, że z jego inicyja- tyw y położono w statutach na czele zadań badania naukowe. Można twierdzić, że je ­ żeli Towarzystwo stanęło na silnych podsta­

wach już we dwa lata po założeniu w r. 1874 to w znacznój części jego to zasługa. On

') C h a łu b iń s k i, N o w ic k i, S p ta w iń sk i.

(3)

N r 46. W SZECH ŚW IA T. 723 zasilał je swem piórem i poświęcał mu się

tak długo, dopóki i naukowy kierunek był po jego myśli pielęgnowany.

Trzeba to powiedzieć, bo jest prawdą, a ujmy nie czyni, że po latach pracy nad fauną, krajow ą spostrzegł, iż są nowe kie­

runki w zoologii, za któremi niepodobna mu było podążyć, więc niemogąc iść za nie­

mi tak, żeby im współprzewodniczyć, zwró­

cił się stanowczo od r. 1874 do stosowania swój wiedzy na polach praktycznych.

Pow iedział gdzieś werulamski Baco, że wiedza, jeżeli nie jest praktyczną, jest płon­

ną. Mylne to zapatryw anie, bo wiedza ty l­

ko przez ścisłe badania i oparte na nich teoryje toruje drogę i otwiera nowe wrota zastosowaniom. Ale to praw da, że świat naukowy musi nieraz sstępować z wyżyn hipotez na realną drogę życia, żeby zbierać stokrotny plon głębokich natchnień umysło­

wych. A jeżeli gdzie, to u nas praca taka jest wdzięczna i niem ała to zasługa profesora>

jeżeli ma wzrok otw arty poza stół katedry, na braki w jego kulturze pod wszelakim względem. On na to wszystko, ze stanowi­

ska swój umiejętności, miał wzrok zupełnie otwarty.

Od r. 1868 ukazują się jego pierwsze prace nad szkodnikami leśnemi i polnemi.

Zebrał znakomity ich zbiór dla gabinetu, rzucił cały szereg spostrzeżeń, opartych na ścisłych badaniach, a niektórem i rosprawa- mi, zwłaszcza o niezmiarce, oddał bardzo wielkie usługi rolnictw u. Nietylko bowiem wskazywał grozę, ale podawał środki ja k jćj zapobiegać.

Towarzystwo rybackie miało w nim swe­

go ojca z krw i i kości, a może być zawsze dumne, że miało go na swem czele. Sztu­

czne wylęganie ryb było znane oddawna, zarybianie wód je s t odwieczną kulturą, ale w Polsce, która ju ż w X V w. ma na tem polu takich pisarzy, jak Dubravius i Stru- miński, w Polsce ono roskwitło, wzrosło i rozeszło się po całej Europie, tylko, że później u nas samych zamarło. On wskrze­

sił znów nasze przodownictwo na tem polu w całśj Europie.

Od roku 1867 ukazują się ju ż pierwsze prace na tem polu (Zapiski o rybach rzeki Skawy), a od i%1879 bez przerw y rok za ro ­ kiem i jedna za drugą. Zbadawszy, że ry ­

by zamieszkują tylko pewne części długich rzek, wypływających z gór i wpadających do morza, wykrywszy (w r. 1882), że jest takich cztery w naszych wodach, w padają­

cych bądź do morza Bałtyckiego, bądź do Czarnego, uzasadnił, że każdą z nich można i należy zarybiać tylko właściwemi jej ga­

tunkami, jeżeli praca nie ma być chybiona.

Oznaczył granice tych krain dla wód gali­

cyjskich, wydał w r. 1883 odpowiednią k a r­

tę, był ojcem ustawodawstwa krajowego na polu ochrony połowu ryb, a śmierć w ytrą­

ciła mu rylec, którym kreślił granice rew i­

rów, koniecznych do należytego wykonania ustawy.

Mapa jego zjednała mu odznaczeń i me­

dalów bez liku, ale słodszą nagrodą dla j e ­ go serca było to, że do Polski udawano się o rady w rybnem gospodarstwie innych krajów Europy, że z polskiego uniwersytetu wyszły praktyczne wskazówki, oparte na niezmordowanej badawczej pracy, z któ­

rych cały świat korzysta, że pod tym wzglę­

dem znów zajęliśmy stanowisko, stracone przez niedbalstwo ostatnich wieków.

W iedzę dla wiedzy i pracę dla pracy go­

rąco ukochało to serce, które zawcześnie bić przestało. T a miłość dodawała mu sił do znoszenia ciężkich nieraz ciosów, które je dotykały, dodawała mu wytrwałości w pra­

cy cichej, mrówczej, niezawsze głośnój, ale zawsze skutecznej.

Ze zmarłym schodzi jeden z ostatnich członków starój gieneracyi uniwersytetu krakowskiego, jeden z tych, których ta sta­

ra szkoła szczerze żałuje, którego imię jako dobrze zasłużonego syna żyć będzie długo w pamięci narodu, a którego posiew pracy jeszcze przyszłym pokoleniom da plon ob­

fity.

Bodajby każdemu świeciła taka droga.

Jó zef Rostafiński.

Z flory miejscowej.

Wody wiślane pod W arszawą przy końcu M arca zwykle wypełniają całe łożysko rze­

(4)

N r 46.

ki. Po przepływ ie wód wiosennych, w mia­

rę obniżania się poziomu W isły, w ynurza­

ją się coraz liczniej z dna rzeki: wyspy, pół­

wyspy, przylądki i przybrzeża, niekiedy iłowate, najczęścićj piaszczyste. Roślinno­

ści trudno się na tych odsepiskach rozw i­

nąć, gdyż kilka razy w ciągu lata następują ! przybory wód, zalewając wszystkie ławy i wypełniając całe koryto. W iększe przy ­ pływy trafiają się około S-go Ja n a i S-go

widok dawno niebywały zieleniejących się wśród W isły odsepisk.

P rzy końcu Sierpnia i na początku W rze- śnia wody opadły niżćj 0,1 m nad 0. Poło­

wa koryta W isły obeschła. Gdzie w osu- szonem łożysku rozwinęła się roślinność, tam przedstaw iała zupełne przeciwieństwo z roślinnością gór. W górach, gdy u ich podstaw y i-ośliny m ają ju ż nasiona dojrza­

łe, to o paręset metrów wyżćj osobniki te-

IWćółO'/Job /Vu rsz.cz w ą '. ftoA: / %(/0.

p<vx<>zwtiU

Jakóba, ja k utrzym uje tradycyja, niezbyt z rzeczywistością zgodna.

Rok obecny dla flory ław ic wiślanych był rokiem wyjątkowym, gdyż wody św iętojań­

skie, ja k to widąć na rysunku, dosięgły 1 m nad 0, a jakóbów ki wcale nie było. Skut­

kiem stale trw ających niskich wód, odsepi- ska wzniesione na 1 mi nad 0 nie były zale­

wane w ciągu najcieplejszych 23 tygodni, a wyżćj wzniesione niż 1,3 m nad 0 w cią­

gu 28 tygodni. To też W arszaw a miała

goż gatunku dopiero kwitną, a jeszcze wy­

żćj zawiązują pączki kwiatowe. Na ławach wiślanych w początkach W rześnia rzecz się miała odwrotnie. Przy powierzchni wody zwężonćj rzeki rośliny dopiero powscho- dziły, na nieco wyższych ławach zawiązy­

wały pączki kwiatowe, jeszcze wyżćj kw i­

tły, a na wzniesieniach przechodzących 1,3 m nad 0 nasionowały, jednocześnie z ro­

ślinami brzegu. W górach, aby się uwy­

d atnił odmienny stan rozwoju danćj rośli­

(5)

N r 46. W SZECH ŚW IAT. 725 ny, trzeba się podnosić o setkę metrów; na

ławicach wiślanych wystarczało kilka decy­

metrów wzniesienia. Gdzie odsepisko by­

ło dość strome, kilkanaście zaledwie kro­

ków oddzielało jednogatunkowe rośliny roskwitające od okrytych dojrzałem i owo­

cami. Rozumie się, że mowa o roślinach zielnych jednorocznych. One to w części, ale wierzby głównie zazieleniły odsepiska.

Plantacyje wierzb równo i gęsto, jakby umyślnie zasiane, zajmowały znaczne prze­

strzenie łożyska rzeki. W ierzbowe pędy na najniższych ławicach, niedawno odsło­

niętych, zaledwie parę centymetrów dora­

stały; na ławach wyższych wierzbinki da­

wno się rozwijające dosięgały 1,5 m. Te zielone gaiki były utworzone przeważnie z czterech gatunków wierzby: z białej, m i­

gdałowej, purpurow ej i z witwy (Salix alba L., S. am ygdalina L., S. purpurea L., S. vi- m inalisL.). M aleńkich topoli nadwiślańskich (P o p u lu sn ig raL .) także miejscami było dużo.

Największą, bujnością flory zielnej wy­

różniały się niższe ławice na miejscach, gdzie nie piasek, ale pokład żyznej wiślanej mady wychylał się nad wodę. Mnóstwo gatunków przybyło na te niebespieczne mi- nijaturow e żuławy, bujnie się rozrosło i ob­

ficie zakwitło.

P rzed siedmiu laty w Libawie roboty około budowy portu, tak się posunęły, że unieruchom iły kaw ałek morza. W idziałem wtedy, że pierwszemi osiedleńcami żwirowa­

tego brzegu, oswobodzonego od ciągłego nabiegu fali, były jaskier jadow ity (Ranun- culus sceleratus L .) i sit dwudzielny (Jun- cus bufonius L.). Ciż sami nabrzeżni pio- nierowie znaleźli się w roku obecnym na ławach mady w korycie W isły, ale w licz- nem towarzystwie innych gatunków. K ró ­ lowały rdesty. Rdestu wielokłosowego (Po- lygonum lapathifolium L ) było najwięcej.

Pięknie się przedstawiał, niepodnosząc ło- dyg ja k zwykle, ale ścieląc na madzie wiel­

kie, metrowej średnicy rozety. Podobne- mi gwiazdami roskładała się także komosa czerwonawa (Chenopodium rubrum L.), gdy inne komosy i łobody podnosiły łodygi ku górze, ja k zwyczajnie. W śród szczawiów odznaczał się szczaw ukraiński (Rumex ucrainicus Bess.). W ybitne także znaczenie miał na tój straconej pikiecie uczep trzy-

dzielny (Bidens tripartita L.), kocanka ba- gnowa (Gnaphalium uliginosum L.), ru- kiew pospolita (Nasturtium silvestreR. Br.), rukiew bagnowa (N. palustre DC.) i cibora rdzaw a (Cyperus fuscus L.). Nawet nic wspólnego z nabrzeżną florą niemający, du­

ży chwast ogrodowy ogończyk (Panicum Crus gaili L.) i chwast polny ognicha (Ra- phanus R aphanistrum L.) osiedliły się w ło­

żysku Wisły. Chwast z północnej Am ery­

ki pochodzący, od niedawna rozmnożony po podwórzach i pustych placach warszaw­

skich: rumianek bespromieniowy (M atri- caria discoidea DC.), także się znalazł na chwilowo suchem dnie rzeki. Rumiankowi towarzyszyły dawniej z Am eryki przybyłe:

wesołek (O enothera biennnis L.) i przy- miotno drobnokwiatowe (Erigeron cana- densis L.) oraz z Europy południowej po­

chodzący szarłat szorstkolistny (Am aran- thus retroflexus L.). Prócz tego rosły tam:

jaskier rozłogowy (Ranunculus repens L.), łyszczec dwudzielny (Gypsopbila muralis L.), kocanka blado-żółta (Gnaphalium luteo- album L.), rzepień pospolity (X anthium strum arium L ), psianka czarnojagodowa (Solanum nigrum L.), przetacznik bobowni- czek (Yeronica Anagallis L.), mięta polna (Mentha arvensis L ), karbieniec (Lycopus europaeus L.), sodnik (S alsolaK aliL .), bab­

ki, sity i wiele innych. Roschodnik two­

rzył gęste m urawki ale nie kwitł, wrotycz także. Nam ulnik wodny (Limosella aqua- tica L.), roślinka pierwiosnkowa, którą rzadko spotkać można w okolicach W arsza­

wy, rosła na odsłoniętych ławach mady nadzwyczaj obficie. Przy tem nietylko na madzie, ale na wszystkich praw ie piaskach rosściełały się setki osobników srebrnika leżącego (Potentilla supina L . \ nieznajdo- wanego dotąd w okolicach W arszawy, cho­

ciaż należy do flory Królestwa. Rósł on na odsepiskach w dwu formach. Na miej­

scach iłowatych wszystkie liście były pie­

rzaste, łodygi podnoszące się; na czystym piasku łodygi słały się zupełnie, liście były drobniejsze, wszystkie górne troiste. Ta troistość liści (przez niektórych autorów flor wzmiankowana) jest powodem, że trój- listna forma srebrnika leżącego bywa nie­

kiedy niewłaściwie oznaczana,jako srebrnik norweski (P otentilla nonregica L.).

(6)

Od dnia 6 W rześnia W isła przybierać zaczęła i stopniowo najniżej położone zie­

lone wierzbowe plantacyje i dopiero ros- kw itłe grom ady roślin zielnych weszły do kąpieli wiślanej. Na niższych odsepiskach jeden tylko starzec pospolity (Senecio vul- garis L.), zawdzięczając niezwykłej szyb­

kości, z jaką, przebyw a fazy roślinnego roz­

woju, zdążył wytworzyć nasiona puszyste.

Dnia 20 W rześnia, chociaż pogoda była piękna i barom etr stał wysoko, wody wi­

ślane dosięgły przeszło 1,2 m nad 0 i nieco starsi roślinni osiedleńcy zanurzyli się pod wodę razem z obszernemi przestrzeniami odsepisk. K oralow e rdesty i bursztynowe kwiaty uczepów bardzo się malowniczo przedstaw iały na dnie rzeki. Zapewne w po­

dobnych w arunkach oglądane rośliny dały początek legiendom o podwodnych ogro­

dach wodnic i świtezianek.

W kilka dni wody opadły. Eośliny, któ­

re się znowu nad powierzchnię wód wydo­

były, nie wyglądały już tak pięknie jak w chwili zanurzenia, ale zbłocone namu- łem, zżółkłe, albo zbrunatniałe leżały na mokrem odsepisku, jak wydobyte z W isły topielce. Dnie, choć ju ż krótsze od nocy, były ciepłe i słoneczne, więc prędko odży­

ło, co przeznaczone do życia, a co um arłe roskładać się zaczęło. W ierzby, rdesty i inne rośliny, do wody nawykłe, należały do pierwszój kategoryi; rośliny na suchych miejscach żyjące—do drugiej. J a k zwykle nie obeszło się bez wyjątków: zupełnie sczerniały w kilkodniowej kąpieli starzec wiosenny (Senecio vernalis W K ) wypuścił z korzenia nowe zielone liście i w kilka dni zakw itł jaskraw o, jakby w Maju.

W isła, niezmordowany, odwieczny praco­

wnik na, polu gieologii, chemii, zoologii i botaniki, zdążyła w czasie krótkiego przy- boru zarządzić gdzieś powyżej W arszaw y żniwo, a w W arszaw ie'Siejbę jask ra rozło­

gowego (Ranunculus repens L.). N a świeżo wynurzonych z wody nam ułach, między gnijącem i topielcami roślinnemi zazieleniły się setki m łodziutkich jaskrów . W śród nich gdzieniegdzie na wiślanej madzie słały się m łode łodyżki tylko co rozw iniętych z na­

sion przetaczników bobowników (Yeronica Beccabunga L.). Pierw iosnek Mickiewicza zakwitł za wcześnie, te ja s k ry i przetaczniki

wyrosły zapóźno i usadowiły się zanisko, gdyż w połowie Października rospoczął się nowy przybór, który po tygodniu podniósł wody wiślane wyżej niż 2 m nad 0. Zanu­

rzyły się w topieli nietylko świeżo wzrosłe jask ry i przetaczniki, ale praw ie wszystkie suche od pół roku odsepiska. Tylko czub­

ki dwu najwyższych ławic sterczały ponad wodą.

Zginęła krótkotrw ała flora łożyska W i­

sły. Cel kolonizacyi został jednak w tym roku osięgnięty, rośliny roczne z wyższych odsepisk wyprodukowały mnóstwo zupełnie dojrzałych nasion. O statni przybór u rzą­

dził żniwo na ławicach pod W arszawą, a za­

razem siejbę między W arszawą i Gdań­

skiem. Tysiące nasion zmarnieje, ale setki znajdą się w dogodnych warunkach. W spa­

niałą jest ta niewyczerpana hojność w roz­

rzucaniu nasion i zarodników, obmyślana dla utrzym ania gatunków.

Rok bieżący sprzyjał rozrodzeniu się pod Warszawą, prócz srebrnika leżącego także innych roślin, które jednak wybrały na miejsce pobytu bespieczniejsze stanowiska, niż łożysko W isły.

Na wielkiej łące między Saską Kępą i Gocławiem widuję od lat 25 ładny czosnek kanciasty (Allium acutangulum Schrad.), ale nigdy nie widziałem go tyle, co w tym roku. Toć w końcu Lipca nieskoszone po­

traw y na obszernych przestrzeniach zupeł­

nie zabarwione były blado-fijoletowym od­

cieniem od mnogich tysięcy kwitnących czosnków kanciastych. Piękne to było dla oczu, ale nie wiem, czy korzystne dla siana.

W parku praskim od strony W isły, w kil­

kunastu miejscach kwitła w Lipcu trawa, pochodząca z wysp kanaryjskich, Phalaris canariensis L., oddawna spotykana w W a r­

szawie niedaleko mostu Sobieskiego w Ł a ­ zienkach i niekiedy na Solcu. Rossianie się jój obecnie na Pradze wynikło skutkiem wywożenia od pewnego czasu śmieci w ar­

szawskich nad brzeg W isły przy parku.

Licznie hodowane w mieście kanarki, je- dząc,rossypują nasienie Phalaris canariensis, to jest traw y kanarkow ej, czyli myszego be­

ru, inaczej kanaru i nasienie ze śmieciami dostaje się na Pragę. W E uropie południo­

wej hodują, kanar, gdyż mąka kanarowa potrzebną je s t w przędzalniach. D la kanar-

(7)

Nr 46. W SZECHŚW IAT. 727 lców warszawskich przybywa jednak kanar

do sklepików w Gościnnym Dworze za Że­

lazną, bramą, nie z południa Europy, ale z W oroneża. Ponieważ w Łazienkach sam się rossiewa, możeby warto spróbować miej­

scowej uprawy.

Za parkiem praskim, przy drodze bitej, przed rogatkami pokopano krótkie rowy do drogi prostopadłe, aby wozy nie uszkadzały nieogrodzonego warzywa. W rowach bujnie wyrosły chwasty, wśród nich rzepień kol- czaty (Xanthium spinosum L.). P rzy kana­

łach na Solcu jeszcze go więcej. Osiedlił się obecnie na stałe; przed 20 laty zjawił się tylko w W arszawie czasowo w małej liczbie osobników. J a k niegdyś tatarzy ciągnie ze wschodu. Podole ju ż dawno kłójącem ziel­

skiem zalane. Niedawno jeden z lekarzy ukraińskich chciał z rzepienia kolczatego zrobić dobroczyńcę ludzkości, zalecając go jak o lekarstwo od wścieklizny. Rzecz aż o Paryż się opai-ła, robiono próby, ale coś na niczem się skończyło. Za mojej pa­

mięci kolejno, ale zawsze besskutecznie, wmawiano w babkę wodną (A lism aPlantago L.), w czyściec leśny (Stachys silvatica L.), w trędow nik pospolity (Scrophularia nodo- sa L.) i w jastrzębiec kosmaczek (Hieracium pilosella L.), że uleczą od wścieklizny.

W szystkie te rośliny u nas nierzadkie. Choć szukających pożądanego lekarstw a spotyka­

ją zawody, zaszczyt im przynosi, że szu­

kają.

Za Pragą, w Zaciszu w ostatnich czasach zaszły ważne zmiany we florze miejscowej.

W obszernym parku, zostawiwszy stare drzewa, wykarczowano młodzież i wszystkie zagraniczne i nasze krzewy, tworzące b ar­

dzo zacienione gęstwiny. P a rk zmienił się w łąkę z rozrzuconym gdzieniegdzie staro- dzewem. Na miejscu klombów sterczą w le*

cie pożyteczniejsze kopice siana. Znikła flora zaroślowa z czworolistem pospolitym (P aris quadrifolia L.) i z dwulistnikiem owalnym (L istera ovata R. Br.), a zjawiły się rośliny nowe, dotąd w Zaciszu niebywa­

łe. Najciekawszą między niemi jest dryja- kiew nagięta (Scabiosa inflexa K luk.) razem z dryjakw ią podgryzioną (S. succisa L.) kwitnące tam przy końcu Sierpnia nad ro ­ wami. Jestto roślina rzadka, dotąd najbli­

żej W arszawy znajdowana w Białobrzegach

nad Narwią i w Kampinoskiej puszczy.

Dryjakiew ta poraź pierwszy opisaną i na­

zwaną została przez księdza K luka w Dy- kcyjonarzu roślinnym. Besser w E num era- tio plantarum (1822), w dziele znanem w ca­

łej Europie zamieścił nazwę Kluka. Rosta­

fiński w Prodrom usie, ogłoszonym w W ie­

dniu (1872) w powszechnie czytanem nie- mieckiem piśmie przyrodniczem (V erhan- dlungen d. k. k. zoologisch botanischen Ge- sellschaft in W ien), nietylko nazwy inflexa używa, ale chcących o tem wiedzieć obja­

śnia, że roślina przez K luka odkryta w Cie­

chanowcu w r. 1779. Mimo to jed nak i mi­

mo powszechnie przyjętego zwyczaju, że kto pierwszy odróżnia gatunek, tego nazwa zostaje przyjętą w nauce, autorowie niemiec­

cy dotąd nazywają tę dryjakiew, mianem późniejszem, w dodatku zupełnie niewłaści- wem: Scabiosa australis W ulfen, albo Suc­

cisa australis Reichenbach. Z tą di-yjakwią na małą skalę rzecz się ma ja k z K operni­

kiem, o którym dowcipnie powiedziano, że takim samym jest niemcem, ja k Jezus C hry­

stus turkiem, gdyż jednakow o Toruń i P a ­ lestyna zmieniły właścicieli.

Po przeciwnej stronie W arszawy niż Za­

cisze, w Pruszkowie, w dołach po wybra­

nym torfie, zalanych wodą, rośnie od kilku latrzęśl jesienna (Callitriche autum nalisL.).

Jestto odzyskana strata. Od czasów Szu­

berta przez kilkadziesiąt lat ostatnich nie spotykano jej w okolicach W arszawy, więc zaprzestano zaliczać do flory miejscowej.

Kazimierz Łapczyński.

ROZBIÓR AFRYKI.1*

i.

P o s i a d ł o ś c i a n g i e l s k i e i p o r t u g a l s k i e . Od piętnastego stulecia rosszerzyła E uro­

pa swe panowanie niemal na całą powierz­

chnię ziemi, A m eryka i A ustralija stały się ,

') N ow sza m a p a A fry k i u ła tw i z ro z u m ie n ie m ię ­ d z y n a ro d o w y c h sto su n k ó w w A fry c e , k tó r e w n i -

(8)

728

wielkiemi kolonijam i anglików i ludów ro­

mańskich, wielkie i starożytne państwa Azyi musiały mimo silnego oporu uznać przewagę Europy, a większa część obszaru azyjatyckiego stała się bespośrednią własno­

ścią. europejczyków; jedynie A fryka n aj­

mniej nęciła przedsiębiorców europejskich, chociaż miała najdogodniejsze położenie.

W końcu ubiegłego stulecia i od początku bieżącego grom po gromie uderzał w pod­

staw y wspaniałego tronu, z którego Europa panowała światu; A m eryka stała się niepod­

ległą, wielkie monarchije azyjatyckie ocknę­

ły się, ja k mówi markiz Tseng, pierwszy mąż stanu Chin obecnych, A ustralija może lada dzień wypowiedzieć posłuszeństwo swój macierzy A nglii, a inne posiadłości na południu azyjatyckiem pójdą, za jej p rzy k ła ­ dem. Dziś nietylko o panowaniu Europy nad światem mowy niema, lecz naw et jój przodownictwo skończy się praw dopodobnie po kilku dziesiątkach lat, bo A m eryka pół­

nocna ośmieliła się już teraz rzucić całej Europie rękawicę wojny ekonomicznej.

To też dzisiaj państw a europejskie nie nad tem przem yśliwają, jakby zapewnić so­

bie przewagę na kuli ziemskiej, lecz jedynie nad utworzeniem nowych, stalszych p o d­

staw dla dalszej egzystencyi swego dobro­

bytu, od kilku bowiem wieków E uropa mieszkańców swych sama wyżywić nie była w stanie, a skoro większa część A m eryki obecnie zupełnie wypowiedziała płacenie haraczu swój rodzicielce, skoro z tym sa­

mym zamiarem noszą się K anada, A ustrali­

ja i Indyje, potrzeba było obejrzeć się za in ­ ną częścią świata, której ludy byłyby goto­

we pracować pod roskazami i na korzyść europejczyków: tę rolę przeznaczono A f­

ryce.

Powyższe uwagi w yjaśniają, dlaczego A fryka, która dawniej zajm owała tylko umysły uczonych, lub kupców i plantato-

n iejsz em p r z e d s ta w ię , m a p a d o d a n a do N r 37 W s z e c h ś w ia ta 1887 r. n ie j e s t w y s ta r c z a ją c ą ; ja k o p ra k ty c z n ą , a t a n i ą p o le c a m m a p g H a n d k e g o , G e- n e r a l- K a r te von A frik a , u F le m in g a w GJogowie>

c e n a 1 m a r k a . L e c z tr z e b a ż ą d a ć n a jn o w sz eg o w y d a n ia z k o ń c a ro k u 1890. M a p a H a s s e n s te in a ( P e r th e s w G o th a ) m a w y ż sz ą w a r to ś ć n a u k o w ą , a le j e s t d ro ższa.

rów, w ostatnich latach nawet i poza wy­

brzeżem północnem, należącem do kultury europejskiej, utrzym yw ała w ciągłym ru ­ chu dyplomacyją prawie wszystkich wiel­

kich mocarstw europejskich, grożąc nawet nieraz gwałtownem rozerwaniem pow ikła­

nych nici tój dyplomacyi. Oprócz Rossyi i Austryi, które główną uwagę skierowały na wschód europejski, wszystkie większe państwa europejskie zapragnęły nabyć jak ą ­ kolwiek posiadłość afrykańską, nastąpiło więc gorączkowe ubieganie się, układy i po­

działy, z któremi w tćj chwili praw ie zu­

pełnie załatwiono się, bo niema już zakątka w Afryce, któryby nie był albo w faktycznem posiadaniu państw europejskich, albo przy­

najmniej nie należał do tak zwanej sfery in­

teresów któregokolwiek z nich, a nawet jest dużo takich okolic, do których ma preten- syją, równocześnie kilka mocarstw.

W niniejszym artykule chcę przedstawić plany Europy, która, wypychana zwolna z innych części świata, przyszłość swą chce oprzeć na Afryce, a zarazem naszkicuję zo- bopólne stosunki europejczyków na ziemi afrykańskiej i widoki na przyszłość.

To, co na wstępie powiedziałem, że pań­

stwa europejskie starają się pozyskać kolo- nije w Afryce na miejsce wymykających się z ręki posiadłości w innych częściach świata, odnosi się przedewszystkiem do Anglii, któ­

rej potęga i dobrobyt głównie od kolonij zależą, a która najmniej ma widoków utrzy­

mania dotychczasowych posiadłości.

P e rłą kolonij afrykańskich i jedną z n a j­

lepszych kolonij W ielkiej B rytanii wogóle jest kraj Przylądkow y, ale tak ja k związek Kanadyjski ma i ta kolonija afrykańska bardzo nieprzyjemną dla Anglii właściwość, że ani nie została przez anglików założoną, ani co do przeważnej części ludności nie je s t angielską, jednę i drugą posiada więc An- glija jedynie tytułem zaboru. D la Kanady tem większe niebespieczeństwo przedstawia groźne sąsiedztwo Stanów Zjednoczonych;

w Afryce, zdawało się także przez pewien czas, że Niemcy okolą posiadłości angielskie i połączą się z rzeczami pospolitemi boerów nad Waalem i Oranżem, lecz to niebespie­

czeństwo minęło, zwłaszcza, że Niemcom przyjaźń angielska zdawała się więcej przy­

(9)

N r 46. WSZECHŚW IAT. 729 nosić korzyści, niż niepewne ryzyka w Af­

ryce.

Mimo to A nglija nad Przylądkiem nie czuła się nigdy nader bespieczną, stąd p o ­ wstała w A nglii silna partyja, dążąca do zreformowania posiadłości południowo-afry- kańskicb, a zarazem pragnąca rosszerzyć je przez przyłączenie okolic, zamieszkałych przez różne dzikie plemiona. Miały stąd dwojakie wypłynąć korzyści, po pierwsze w tem nowem państwie boerowie holender­

scy nie mieliby przewagi, a ja k wiadomo wszyscy koloniści holenderscy sympatyzują z hasłem A frikander-B undu: A frika for de A frikander, czyli innemi słowy, panami kraju Przylądkowego powinni być boerowie holenderscy (holenderski wyraz boer nale ży czytać bur, t. j. gbur), a nie anglicy.

Jestto doktryna Monroego zastosowana do Afryki. W środku lądu stałego kolonije angielskie, według planów' wyżój wymienio­

nej partyi angielskiej, miały się rosszerzyć aż do rzeki Zambezi, a nawet przekroczyć tę rzekę wąskim pasem i ciągnąć takimże szlakiem aż do źródeł Nilu, a ponieważ Egipt, którego rzeczywistymi panami są już anglicy, rości sobie prawo do całego po- rzeczą Nilu, rosciągałyby się więc posia­

dłości angielskie od Captownu (miasta Przylądkow ego) wzdłuż przez Afrykę aż do Aleksandryi. P la n to olbrzymi, które­

go urzeczywistnienia nie zrzekła się jeszcze zupełnie A nglija, mimo protestów ze strony Portugalii, Niemców i Francyi. Wszystkie posiadłości południowo-afrykańskie miały być podległe namiestnikowi W ielkiej B ry­

tanii. G ubernator kraju Przylądkowego i rzeczypospolite boerów znalazłyby się więc pod jego roskazami.

P ro jek ty te, o ile dotyczyły dawniejszych posiadłości angielskich, nie uzyskały dotąd sankcyi rządu, natom iast plany rosszerzenia kolonij na zachód zaczęto przeprowadzać energicznie i to przy pomocy rządowej. Dla wyzyskiwania nowonabytych krajów utwo­

rzyło się tow arzystw o Brytyjskie południo- wo-afrykańskie, które wkrótce uzyskało tak zwaną charter, t. j. patent królowej, podda­

jący pod jego zwierzchnictwo ziemie, leżące na północ k raju Beczuany, rzeczy pospolitej południowo-afrykańskiój i na zachód kolo­

nij portugalskich. G ranic północnych char­

ter nie oznacza, ale towarzystwo południo- wo-afrykańskie ogłosiło natychmiast za swo- ję własność kraje Matebele, Maszonę iK h a - my, a co do dalszych okolic na zachód j e ­ ziora Nyassy zastrzegło sobie wolność dzia­

łania. Rzut oka na mapę Afryki, dodaną do n-ru 37 Wszeświata 1887 r. pokaże, że wszystkie powyżej wymienione kraje n a le ­ żały do sfery interesów portugalskich, a do k raju Matebele rościł sobie praw a także Transwaal.

Skoro więc Portugalija dowiedziała się o zamiarach angielskich, wysłała kilka wy­

praw , mających przedewszystkiem zająćMa- szonę, a miała do tego wszelkie prawo, bo wyprawy spotykały wszędzie szczątki ob­

warowań i kopalnie z dawnych, portugal­

skich czasów. Uwijali się też i anglicy, w kraju Makololo doszło więc niemal już w lecie przeszłego roku do groźnego starcia pomiędzy wyprawą parowca angielskiego a oddziałem portugalskiego podróżnika Ser- pa Pinto, ponieważ konsul angielski John- ston zajął kraj Makololo, leżący na lewym brzegu rzeki Zambezi urzędownie jako wła­

sność angielską, roszcząc z tego tytułu doń prawo, że niegdyś Livingstone żył w ści­

słych stosunkach ze szczepem Makololów.

Serpa Pinto, który cofnął się przed załogą okrętu angielskiego, nie okazał takiej oba­

wy wobec pułków makololskich, chociaż były pod chorągwią angielską, a dzielnemu kapitanowi nie było trudnem rospędzić ro z ­ bójniczy, ale nierycerski zastęp Makololów.

Zajście to, ja k wiadomo poruszyło do żywe­

go opiniją publiczną w A nglii i spowodowa­

ło wymianę not dyplomatycznych, w któ­

rych P ortugalija ze swej strony wykazała, że już od roku 1630 jest ona legalną posia­

daczką krajów, do których anglicy obecnie roszczą sobie prawa. Chociaż zaś P o rtu g a­

lija niezawsze i niewszędzie władzę swą rzeczywiście wykonywała, ja k to przepisuje artykuł 35 ugody kongowej, na k tó ry po­

wołuje się A nglija, nie była ona do tego zo­

bowiązaną, gdyż ten a rty k u ł odnosi się prze­

ważnie do tych okolic wybrzeży afrykań­

skich, w których znajdują się faktoryje eu­

ropejskie mające prawo do opieki ze strony państwa zwierzchniego.

Mimo to zażądała Anglija w Styczniu ro­

ku bieżącego, aby rząd portugalski wycofał

(10)

z kraju Makololo i naw et z pobrzeża rzeki Szire wszystkie załogi wojskowe, zostające pod dowództwem Serpa Pinto, a słabsza P o rtu g alija m usiała przystać na to żądanie silniejszego mocarstwa. B ył to pierwszy krok rządu portugalskiego, który wywołał burzę w kraju i obalił naw et ówczesne mi- nisteryjum. Serpa P into złożył dowództwo, a opozycyja obrała go na członka izby poselskiój.

N a tem miejscu trzeba dodać, że ju ż od dłuższego czasu panowało w P ortugalii wielkie rozgoryczenie umysłów, bo anglicy zaczepiali rząd. portugalski nawet na wy­

brzeżu, którego przynależność do P o rtu ­ galii nie ulegała najmniejszej wątpliwości.

Spór taki powstał w lecie przeszłego roku o kolej od zatoki Delagoa do granic rzeczy- pospolitej południow o-afrykańskiej. Kon- cesyją na wybudowanie tej kolei udzielił rząd portugalski anglikowi Mac Murdo, pod warunkiem, że kolej otworzy w roku 1887. Gdy w roku 1889 M urdo um arł, a kolej jeszcze nie była gotowa, rząd p o r­

tugalski cofnął koncesyją, ale i w tej spra­

wie ukazanie się pancerników angielskich w zatoce Delagoa zmusiło P o rtu galiją do ustępstw na korzyść spadkobierców M urdy.

Nie przedstawię dalszych szczegółów za­

targu angielskoportugalskiego, bo znany z pism politycznych ukończony on został tym ­ czasowo w Sierpniu r. b. ugodą, która przy­

znaje A nglii kraje M atebele, Maszonę, B a- rotse, ziemie na zachód jezioraN yassy i nad rzeką Szire aż do Ruy, przy P ortugalii po­

zostają ziemie pomiędzy jeziorem Nyassą i brzegiem oceanu, okolice Zamby i Tete nad Zambezem oraz górne porzecze tej rzeki z wyjątkiem wymienionego Barotse; oprócz tego uzyskała A nglija wolną żeglugę na rzece Zambezi i inne ułatwienia w celu złą­

czenia południowych i północnych swych posiadłości. Ja k wiadomo, ugoda powyż­

sza nie została jeszcze potw ierdzona przez ciała prawodawcze portugalskie, a nowy rząd P o rtugalii żywi nadzieje, że A nglija poczyni jeszcze pewne ustępstwa. Chociaż­

by to nastąpiło, ugoda z P o rtu g aliją zape­

wni państw u angielskiem u ogromne korzy­

ści. Sam kraj M atebele je s t zalany ju ż przez angielskich poszukiwaczy złota, ale ja k w K alifornii, tak i tu rolnictw o dopro­

wadzi ten kraj do większego jeszcze ros- kwitu, posiada on wszelkie w arunki po temu.

J a k już wspomniałem, robiła także sta­

rania rzeczpospolita transwaalska, aby uzy­

skać część kraju M atebele, a że równocze­

śnie i kraj Swasi tworzył punkt sporny po­

między nią a A ngliją, zawarły oba państwa w lecie r. b. ugodę, mocą której Transw aal zrzekł się wszelkich praw do Matebele, a A nglija do kraju Swasi. Ten ostatni ma podlegać w równej mierze kontroli ze stron obu mocarstw ugodowych. Co zaś najważ­

niejsza dla A nglii, Transw aal wstąpił do związku celnego, który obejmuje kraj Przy-

| lądkowy, Beczuanę i rzeczpospolitę oran- żyjską, a zato otrzymał koncesyją do wy­

budowania kolei przez kraj Swasi do zatoki Kosi nad oceanem Indyjskim , szlak toru

| kolejowego będzie własnością Transwaalu.

Związek celny jest pierwszym krokiem

j do zupełnego zawładnięcia i-zecząpospolitą I południowo-afrykańską, która, ja k wiado- I mo, została ju ż w roku 1877 przez A ngliją zajęta, ale później uzyskała znów niepodle­

głość. Teraz aneksyja nastąpi prawdopo­

dobnie na drodze legalnej, bo angielscy po­

szukiwacze złota są tam już dziś liczniejsi, niż trudniący się rolnictwem boerowie. A n ­ glicy nie mają przewagi w rządzie, bo p ra­

wo głosowania ma w Transw aalu ten, kto przez pięć lat tam mieszka. Skoro dla an­

glików ten peryjod upłynie, rząd znajdzie się w ich ręku. Dlatego wystąpiła silna partyja w radzie ludowej przeciw ugodzie z A ngliją, a mianowicie przeciw związkowi celnemu i podniosła dawne hasło w woj­

nach z Angliją: „potężna jest A nglija, ale wszechpotężny Bóg!” W zywano też kolo­

nistów niemieckich do kraju, aby zrów no­

ważyli głosy angielskie, projektowano da­

lej utw orzenie wyższej rady ludowej, do której prawo głosowania mieliby tylko boe­

rowie, lecz wkrótce przekonali się trans- waalczycy, że wobec Anglii nie mogą liczyć na niczyją pomoc. Prezydent K rueger b a­

wił przed kilkoma laty w Berlinie w misyi politycznej, łudzono się więc przez pewien czas, że Niemcy staną po stronie T ra n s­

waalu, lecz po zawarciu ugody niemiecko- angielskiej, poznano w Transw aalu, że naj­

korzystniej będzie poddać się wpływom

(11)

N r 46. w s z e c h ś w i a t. 731 angielskim i zawarto ugodę. T ak więc

Anglija osięgnęła cel upragniony, cala A fryka południowa stoi dla niej otworem, a nawet ju ż położono trw ałe podwaliny do wielkiego pań3twa angielskiego od przy­

lądka Dobrej Nadziei do rzeki Zambezi, węższym szlakiem zaś aż do Tanganiki.

(c. d. nast.).

D r Nadmorski.

N O W E O D K R Y C IA

Jeszcze trzy lata temu szkolne podręczni­

ki chemii z zupełną, słusznością głosiły:

„Azot łączy się z wodorem w jednym tylko stosunku, tworząc amonijak, N H 3, ciało w szczególny i wybitny sposób odznaczające się swemi własnościami zasadowemi. P ie r­

wiastki jednowartościowe tworzą więc z wo­

dorem związki kwaśne ja k np. chlorowodór, dwu wartościowe—pośrednie, ja k np. woda, trójwartościowe — zasadowe, jak amonijak, czterowartościowe nakoniec—obojętne”. J e ­ szcze parę miesięcy temu całkowicie praw- dziwem było zdanie, że ostateczną granicę nasycenia chemicznego przyciągania wodo­

ru stanowią takie ciała, jak związek jego z paladem, P d 2 H , gdzie na atom wodoru przypadają dwa atomy drugiej części skła­

dowej. Dziś żadne ze zdań powyższych nie odpowiada istotnemu stanowi rzeczy, a upa­

dek tych przekonań jest następstwem waż­

nych i ciekawych odkryć, które zdaje się nam rzeczą pożyteczną w krótkich słowach przedstawić czytelnikom Wszechświata.

W znacznej liczbie swych związków azot posiada charakter pierwiastku trójwartościo­

wego, to jest pierw iastku, którego jeden atom łączy się na trw ały związek z trzema atomami wodoru. Skład przeto amonijaku jest zupełnie prawidłowy i niejednokrotnie bywa on przytaczany w książkach, jako typ normalnego związku azotu, odzwierciadla- jącego poniekąd w swoich własnościach naj­

główniejsze cechy samego pierwiastku. Tę

własność zasadniczą, wytykającą kierunek pomysłów naszych co do budowy związków azotowych, to jest, co do rozmieszczenia ato­

mów pierwiastków, które obok azotu znaj­

dują się w związkach, przedstawiamy obra­

zowo w taki sposób, że znak chemiczny azo­

tu (N) otaczamy trzema linijkami, z których każda wyobraża jednę jednostkę pi'zyciąga- nia chemicznego, to znaczy taką ilość tej siły, ja k a właśnie jest potrzebna do u trzy ­ mania w związku 1 atomu wodoru. Znak azotu przyjm uje więc postać:

I U

Ale niedaleko zapuszczając się w history- ją związków azotu, spostrzegamy, że ta po­

trójna jego wartość w porównaniu z wodo­

rem bynajmniej nie jest tak stałą, ja k to widzieć pragnęli dawniejsi chemicy, twórcy pojęć o wartości pierwiastków. W istocie amonijak wszakże może łączyć się z chloro­

wodorem (HC1), a w tworzącym się wtedy chlorku amonu (N H 4C1) azot ju ż bez sztucz­

nego naciągania nie może być uważany za trójwartościowy, ale zgodzić się musimy, że przemienił się tutaj w pięciowartościowy.

Azot więc jest pierwiastkiem, posiadającym wartość wogóle wysoką, a prócz tego —- zmienną.

Rozmaitość i liczba związków, jaką dany pierwiastek w ytw arza z innemi, zależy przedewszystkiem od jego wartości. Bio­

rąc dwa pierwiastki jednowartościowe, na- przykład wodór i chlor i przypuszczając, że wartość żadnego z nich zmieniać się nie mo­

że, widzimy, że utworzą one pomiędzy sobą jeden tylko związek. T ak jest w istocie i toż samo stosowałoby się do każdej innej pary pierwiastków o równźj wartości, a zno­

wu przy pierwiastkach o wartości nierów ­ nej tworzenie się związków byłoby ograni­

czone takim doborem liczby atomów, przy którym w związku wszystkie jednostki przy­

ciągania byłyby zaspokojone, nasycone. Tak np. dwu wartościowy tlen (O ) z dwuwarto- ściową siarką (S) powinien dawać jeden tylko związek SO, a z jednowartościowym wodorem również jeden tylko związek O H 2.

Gdyby tak było w rzeczy samej, składem związków chemicznych rządziłoby samo

(12)

prawo stałości stosunków, a liczba ciał zło­

żonych byłaby stosunkowo niewielka. W ia­

domo jednak, że obok prawa stałości rządzi zjawiskami łączenia się chemicznego inne praw o, jakgdyby liberalne tamtego uzu­

pełnienie, prawo wielokrotności stosunków.

W pierwszych początkach dzisiejszej fazy rozwoju teoryj chemicznych, kiedy dwa wspomniane praw a zostały dostrzeżone i sfor­

mułowane, nie było jeszcze mowy o wartości pierwiastków a tem mniej o budowie chemi­

cznej. Gdybyśmy chcieli praw o wielokro­

tności wyrazić zapomocą tych ostatnich po­

jęć, przekonalibyśm y się, że sama zmienność wartości nie wystarcza, a przynajm niej, że pojęcie to musi być w pewien szczególny sposób rosszerzone i uzupełnione.

Z chemii węgla wiadomo nam, że zdumie­

wająca obfitość związków tego pierw iastku (który zresztą nie okazuje zmiennej w arto­

ściowości) zależy nietylko od tego, że atom węgla może przyłączyć aż cztery atomy wo­

doru, ale przedewszystkiem od szczególnej zdolności atomów węgla do łączenia się pomiędzy sobą i wytwarzania w taki sposób pewnego rodzaju kompleksów, przyjm ują­

cych jakgdyby znaczenie oddzielnych pier­

wiastków chemicznych. Poczw órną wartość atomu węgla możemy przedstaw ić na ry ­ sunku otaczając jego znak (C) czterema kreseczkami:

I C / . I \

i pojedynczy atom tego pierw iastku je st rzeczywiście cztero wartościowy. Gdy j e ­ dnak weźmiemy dwa atom y węgla, to one łącząc się pomiędzy sobą częścią swógo przyciągania, wytworzyć mogą aż trzy róż­

ne kompleksy:

CI

' j N C 1.

C. /

' c

2.

c

c

I

3.

które są pomiędzy sobą o tyle różne, że kie­

dy pierwszy z nich wydaje związki odpowia­

dające typowi pierwiastku sześciowartościo­

wego, to w drugim możemy widzieć pier­

wiastek czterowartościowy, a w trzecim dwuwartościowy. W ęgiel odznacza się tem,

że atomy jego mogą się grupować w sposób wskazany powyżej w bardzo znacznej licz­

bie tworząc łańcuchy, których wartościo­

wość zmienia się w nadzwyczaj obszernych granicach, a przy większej liczbie atomów urozmaica się prócz tego bardzo i sam spo­

sób grupowania. Praw o wielokrotności sto­

sunków, zastosowane do związków węgla, daje się więc uzasadnić własnością grupo­

wania się atomów tego pierwiastku w kom­

pleksy, których wartość może być nader rozmaita.

W łasność grupowania się atomów nie ogranicza się bynajmniej do samego tylko węgla, lecz dzielą ją z nim wszystkie pier­

wiastki o wartości wyższej, niż pojedyncza.

Tak, powracając do przykładów, które wspomnieliśmy ju ż poprzednio, tlen z w o­

dorem, oprócz związku O H 2 (woda), tw o­

rzy nadto ciało ze składem 0 2 H 2 (dw utle­

nek wodoru czyli woda utleniona), a składu tego ciała nie możemy objaśnić inaczej, ja k przez przypuszczenie, że w niem dwa atomy tlenu złączyły się pomiędzy sobą połową swej wartości chemicznej i utw orzyły dw u­

wartościowy kom pleks—O —O —. Zwdązek siarki z tlenem, ściśle odpowiadający zwy­

kłej wartościowości tych pierwiastków w od­

dzielnym stanie, to jest przytoczony przed chwilą związek SO, dotychczas nie jest nam znany zupełnie, w trzech zaś tlenkach siarki:

S 0 2, S 0 3 i S20 7, musimy przyjąć istnienie łańcuchów, złożonych z 2, 3 i 7 atomów tle­

nu, a jednocześnie w trzeciem z tych ciał mamy też łańcuch z 2 atomów siarki.

A le przejdźmy nakoniec do właściwego przedm iotu naszej pogadanki. Rospatrując własności azotu na zasadach powyżej wska­

zanych, można z góry przewidzieć, że ten pierwiastek powinien być punktem wyjścia dla bardzo licznych związków. W e w ła­

sności bowiem tworzenia łańcuchów atomo­

wych nie ustępuje on innym pierwiastkom, a zmienna wartościowość stawia go w poło­

żeniu korzystniejszem jeszcze od węgla.

I tak jest w rzeczy samej, ju ż bowiem po­

między najprostszemi związkami azotu wi­

dzimy takie przykłady, ja k tlenki tego pier­

wiastku, w których występuje kompleks, złożony z 2 atomów azotu. W iemy także, że t. zw. cyjanki, pochodzące od cyjanow o­

doru, CHN, różnią się całkowicie we wszy­

(13)

N r 46. W SZECHŚW IAT. 733 stkich własnościach od izocyjanków, równych

z tamtemi co do składu, lecz zawierających w sobie atom azotu pięciowartościowy, gdy w tamtych jest on trójwartościowym. Gdy­

by też poprobowano przygotować spis wszy­

stkich związków zawierających w sobie azot otrzymanych dotąd, oraz takich, których sposoby otrzym ania są wskazane przez ana- logiją i które oczekują tylko dobrćj woli chemika doświadczalnego, ażeby z dziedzi­

ny możliwości przejść do szeregu ciał otrzy­

manych i zbadanych, przekonanoby się, że poczet tych ciał liczebnością nietylko nie ustępuje gromadzie związków żadnego inne­

go pierw iastku, ale może walczyć o lepszą z gromadą bezazotowych związków węgla.

W jednem tylko azot aż do ostatnich cza­

sów pozostawał daleko w tyle za węglem*

to jest w liczbie swoich związków z wodo­

rem. Aż do 1887 roku znaliśmy jeden ty l­

ko amonijak. W prawdzie jeszcze w 1875 r.

Em il Fischer otrzym ał związek nazwany fenilohidrazyną, którego skład mógł wzbu­

dzić pewne podejrzenia co do możności istnienia innych związków wodoru z azotem.

Fenilohidrazyna pochodzi od węglowodoru benzolu (C6H 6) i ma skład taki, że w nićj, na miejscu 1 atomu wodoru w tym węglo' wodorze, znajduje się grupa pierwiastków N2H 3. Przypom nijm y sobie, że anilina również pochodzi od benzolu, a wyrażając się przez wzór C0H 5N II2, stanowi produkt zastąpienia 1 atomu w benzolu przez grupę pierwiastków N H 2. Sposób otrzymywania aniliny i jćj własności upoważniają nas do odwrócenia jój rodowodu i uważania za pochodzącą od amonijaku, w którym 1 atom wodoru został zastąpiony przez C6H 5 to jest przez grupę węglowodorną, noszącą nazwę fenilu. W ielkie podobieństwo we własno­

ściach i mnóstwo uwag teoretycznych, któ­

rych oszczędzę czytelnikowi, pozwalają che­

mikom wnioskować, że fenilohidrazyna mo­

że być uważana za pochodzącą od ciała NaH 4 przez zastąpienie 1 atomu wodoru grupą fenilową.

(dok. nast.).

Zn.

K B O H ł K A H M i K O W A .

sic. Kom eta B a rn a rd a i je j to w a rzys ze . P ią ta k o m e ta zeszło ro czn a, k o m e ta B ro o k sa , j a k o tern k ilk a k r o tn ie w sp o m in aliśm y , p rz e d s ta w ia ła tę oso­

bliw o ść, że w ra z z n ią w y s tą p iło k ilk a je j to w a ­ rz y sz ó w , o d k ry ty c h p rz e z p. B a r n a r d a w o b se rw a - to r y ju m L ic k a . D w a z n ich , oznaczone g ło sk a m i B i C (g d y k o m etę g łó w n ą o z n a c zo n o g ło s k ą A ), o d k r y ł te n o b s e rw a to r d. 2 S ie rp n ia , d w a d ru g ie , d a le k o słab sz e, 5 S ie rp n ia . D o d a tk o w e t e k o m e ty obserw o w an o i w in n y c h o b s e rw a to ry ja c h . P. B a r ­ n a r d p ro te s tu je p rz e c iw n azw ie „o d ła m k ó w ", ja k ą często ty m c ia ło m n ie b ie sk im n a d a w a n o , w n azw ie tej b ow iem m ie ś c i się d o m n ie m a n ie o ic h p o c h o ­ d z en iu , k tó re g o rzeczy w iście n ie zn am y . P o m ia ry w y k a z a ły ow szem , że o d d z ie len ie się to w arzy szó w od k o m e ty g łó w n ej n ie m o g ło b y ć z d a rz e n ie m no- w era, a n a s tą p iło m oże p rz y p rz e jś c iu k o m ety w są sie d ztw ie Jo w is za w ro k u 1886. Z r e s z tą c zę­

śc i te sta n o w iły k o m e ty w y ra ź n ie m ię d z y sobą o d d z ie lo n e i ta k w y b itn e j o d rę b n o ś c i, j a k i k o m e ­ ta g łó w n a. S zczególnie ciek aw e są z m ia n y , ja k im u le g ły k o m e ty B i C. K o m e ta B b y ła z p o c z ą tk u d o b rz e ro z w in ię ta , m a ła i ja s n a , z ją d r e m i ogo­

n em , g d y C b y ła w p ra w d z ie w iększa, a le n ie ta k o k re ślo n ej p o sta c i. W o s ta tn ic h d n ia c h S ie rp n ia B z a c zę ła u le g a ć p rz e m ia n o m , j a k b y się ro sp a d a- ła ; s ta w a ła się w ięk szą i b le d s z ą . D n ia 5 W r z e ­ ś n ia w je j m ie jsc u b y ła ju ż ty lk o w ie lk a , n a d e r s ła b a m g ław ica. W e d łu g p . B a r n a r d a n ie u le g a w ą tp liw o ś c i, że k o m e ta t a ro s p ro s z y ła się w p r z e ­ s trz e n i i p r z e s ta ła is tn ie ć , alb o te ż p o c h ło n ię tą zo ­ s ta ła p rz e z k o m e tę g łó w n ą . K o m e ta C b y ła z p o ­ c z ą tk u około 5 r a z y od A s ła b s z a , zw olna je d n a k n a b ie r a ła ja s n o ś c i i o k a z a ła z ag ę sz cz an ie . D n ia 31 S ie rp n ia s ta ła się ja ś n ie js z ą , a n iż e li k o m e ta g łó ­ w n a , p o s ia d a ła w te d y j ą d r o i ogon. N a s tę p n ie w szak że znów zac zę ła sła b n ą ć i u leg ła w re sz cie ta k im ż e sa m y m p rz e o b ra ż e n io m ja k B . Z p o la w id z e n ia o lb rzy m ieg o , 3 6 -calo w eg o r e fle k to ra z n i­

k ła z u p e łn ie 25 L is to p a d a 1889 r ., g d y A lu n e tą 12*calową w id z ia n ą jeszcze b y ła 20 M a rca 1890 r- F. B a r n a r d n ie w ą tp i z atem , że o b a to w a rzy sz e k o m e ty B ro o k sa, B i C, ja k o o d rę b n e c ia ła is tn ie ć p rz e s ta ły . S p o s trz e ż e n ia te są d o n io słeg o zn acze- z n a c z e n ia d la h is to r y i k o m e t. (A s tro n o m isc h e N a o h ric h te n ).

mfl. 0 tw o rz e n iu się n a fty . K la sy c z n e b a d a ­ n ia C. E n g le r a d o w io d ły , że n a f ta je s t p o c h o d ze ­ n ia zw ierzęceg o . W e d łu g b a d a c z a teg o , p ro c es tw o rz e n ia się n a fty t a k się o d b y w a ł, że po zb u ­ tw ie n iu c ia ł z w ie rz ą t m o rs k ic h w sz y stk ie az o to w e c ia ła o rg a n ic z n e w y d a lo n e z o stały , p rz y cz e m azo t u sz e d ł w p o s ta c i a m o n ijak u , lu b soli a m o n ija k a l- n y c h , p o z o sta ły z aś ty lk o c ia ła tłu szc z o w e. T e o s ta tn ie s k ła d a ły się p rz ew a ż n ie z tró jo le j an u , d a ­ lej tr ó js te a r a n u i tr ó jp a lm ita n u g lic e ry n y . P q d

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dyżurujący nauczyciel jest zobowiązany do terminowego objęcia dyżuru w miejscu wskazanym przez organizatora dyskoteki i do aktywnego działania na rzecz respektowania regulaminu

o komercjalizacji i restrukturyzacji przedsiębiorstwa państwowego „Polskie Koleje Państwowe” (tekst jedn. prawa użytkowania wieczystego wyżej opisanego gruntu

ustanawiająca drugi wykaz indykatywnych dopuszczalnych wartości narażenia zawodowego w celu wykonania dyrektywy Rady 98/24/WE oraz zmieniająca dyrektywy 91/322/EWG i

Zakupu gruntu oraz prac przygotowawczych, takich jak uzyskanie zezwoleń i przeprowadzenie studiów wykonalności, nie uznaje się za rozpoczęcie prac... ŁÓDZKIM – jest udzielana

Działanie toksyczne na narządy docelowe – narażenie jednorazowe W oparciu o dostępne dane kryteria klasyfikacji nie są spełnione.. Działanie toksyczne na narządy docelowe

Nazwy niebezpiecznych komponentów wymienione na etykiecie Zawiera: d-limonene; izotridekanol, etoksylowany; α-pinen. Zwroty wskazujące rodzaj zagrożenia H226 Łatwopalna ciecz

Infiniti Negroamarao z Salento czerwone delikatnie wytrawne, nuta owoców le ś nych, ł agodne taniny o jedwabistym ko ń cowym posmaku (delicately dry, note of forest fruit,

Zakupu gruntu oraz prac przygotowawczych, takich jak uzyskanie zezwoleń i przeprowadzenie studiów wykonalności, nie uznaje się za rozpoczęcie prac... MAZOWIECKIM – w