• Nie Znaleziono Wyników

Twórczość Ludowa: Kwartalnik Stowarzyszenia Twórców Ludowych, R.IV, Nr 3 (12) 1989

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Twórczość Ludowa: Kwartalnik Stowarzyszenia Twórców Ludowych, R.IV, Nr 3 (12) 1989"

Copied!
64
0
0

Pełen tekst

(1)

KWARTALNIK STOWARZYSZENIA TWÓRCÓW LUDOWYCH

R. IV Nr 3/12/1989

Cena 250 zł.

(2)

K W A R T A L N I K S T O W A R Z Y S Z E N I A T W Ó R C Ó W L U D O W Y C H

N r ind. 37976X P L I S S N 0 8 6 0 - 4 1 2 6

Z E S P Ó Ł R E D A K C Y J N Y R e d a k t o r n a c z e l n y :

S e k r e t a r z r e d a k c j i : K i e r o w n i k D z i a ł u

L i t e r a t u r y i S z t u k i L u d o w e j K o r e k t a :

P r o j e k t o k ł a d k i :

A D R E S R E D A K C J I : 20-112 L u b l i n , ul. G r o d z k a 14, tel. 237-45

R e d a k c j a nie z w r a c a m a t e r i a ł ó w nie z a m a w i a n y c h o r a z z a s t r z e g a sobie p r a w o s k r ó t ó w , z m i a n t y t u ł ó w a t a k ż e p o p r a w e k stylistyczno-językowych.

W Y D A W C A : R S W „ P r a s a - K s i ą ż k a - R u c h "

L u b e l s k i e W y d a w n i c t w o P r a s o w e , 20-077 L u b l i n , ul. J a s n a 6.

D R U K : L u b e l s k i e Z a k ł a d y G r a f i c z n e i m . P K W N , L u b l i n , u l . U n i c k a 4 Z a k ł a d n r 6, B i a ł a P o d l a s k a , ul. O r z e c h o w a 58.

K i e r o w n i k H a l i n a M u l a w a

P r z e k a z a n o d o d r u k u w czerwcu 1989 r. N a k ł a d 4.000 egz.

S t a n i s ł a w W e r e m c z u k W i k t o r Lickiewicz

M a r i a P r z e s m y c k a R o m u a l d a G r a b o w s k a Zbigniew S t r z a ł k o w s k i

Na okładce:

Władysław Garncarczyk, Obrazy n a szkle, Rogi, woj. nowosądeckie

Zdjęcia: C. Krupa, L. Kistelski

(3)

S T A N I S Ł A W W E R E M C Z U K

K i e d y p r z y j e c h a l i ś m y s w e g o czasu do s t r a j k u j ą c y c h od t y g o d n i r o l n i k ó w w P i a s ­ k a c h S z l a c h e c k i c h , w w o j . z a m o j s k i m , gdzieś w okolicach b o d a j ż e S t r y j n y d r o g ę z a s t ą p i ł o n a m d w ó c h p r z y g o d n y c h m ę ż c z y z n . C h c i e l i b y ś m y ich p o d w i e ź l i . J u ż w s a m o c h o d z i e o k a ­ zało się, że b y l i n a l e c i u t k i m „ r a u s z u " . P i l ­ n i e j e d n a k n a s ł u c h i w a l i n a s z e j r o z m o w y a z o r i e n t o w a w s z y się, że j e s t e ś m y d z i e n n i k a ­ r z a m i i j e d z i e m y do s t r a j k u j ą c y c h , j e d e n z n i c h o d e z w a ł się z o d c i e n i e m p r z e c h w a ł k i a n a w e t l e k k i e j g r o ź b y : T o co, b r u d n y z b u d z i ł się! J a k i b r u d n y , p r ó b o w a l i ś m y szczerze o p o ­ n o w a ć , t y m b a r d z i e j , że ż a d n e m u z n a s n i e obce b y ł y r o b o t y g o s p o d a r s k i e i p o l o w e . T a k , tek, p a n o w i e — u p i e r a ł się n a s z r o z m ó w c a

— b r u d n y . A l e t e r a z już n i e b ę d z i e p o s ł u s z ­ n y , z e r w a ł się z ł a ń c u c h a !

z i ś m y ś l ę , ż e ó w r o l n i k , o ś m i e l o n y o d r o b i n ą

D

w ó d k i , w s p o s ó b l a p i d a r n y b a r d z i e j t r a f n i e u j ą ł o b e c n ą s y t u a c j ę w s i , n i ż w i e l e n a p u s z c z o ­ n y c h p r z e m ó w i e ń i m a n i f e s t ó w . Z r e s z t ą p o t ­ w i e r d z e n i e j e g o s ł ó w z n a l a z ł e m z a k i l k a n a ś c i e m i n u t w P i a s k a c h S z l a c h e c k i c h . B y ł o t o p r z e ż y c i e n i e p o w t a ­ r z a l n e ; w s z y s t k i e d r o g i , p o b o c z a , p l a c y k i i p o d w ó r k a u p c h a n e s a m o c h o d a m i i c i ą g n i k a m i , p o n a d p i ę c i o t y s i ę c z ­ n y t ł u m i o s o b l i w a a t m o s f e r a c h ł o p s k i e g o , n i e z a l e ż n e g o r a d z e n i a . I t a k c o c z w a r t e k , p r z e z m i e s i ą c e , z z a m o j ­ s k i e g o i s ą s i e d n i c h w o j e w ó d z t w p o t o , b y z a m a n i f e s t o ­ w a ć s w o j ą w o l ę i j e d n o ś ć o r a z w s p ó l n i e w a l c z y ć o t o . c o s w o j e i n a r o d o w e .

D l a c z e g o t a k w i e l e n a t e m a t z p o z o r u p r z e b r z m i a ł y , b o p r z e c i e ż b y ł o t o j e s z c z e p r z e d w y b o r a m i ? J e d e n z m o i c h p r z y j a c i ó ł , f i l o z o f u j ą c y e k o n o m i s t a , z a w s z e m n i e p r z e k o n y w a ł , ż e n i e j e s t w a ż n e t o , c o s i ę a k t u a l n i e d z i e j e , w a ż n e s ą t r e n d y , c z y l i n i e j a k o z w i a s t u n y t e g o . c o n a d e j d z i e . A z a t e m t r z e b a o d c z y t y w a ć n i e t o , c o r z u ­ c a s i ę p o w s z e c h n i e w o c z y a l e t o , c o k i e ł k u j e n i e j a k o j e s z c z e w c i e n i u l u b p o d w a r s t w ą ś c i ó ł k i , p o k t ó r e j t o ­ c z y s i ę b i e ż ą c e , h a ł a ś l i w e ż y c i e . O w o p r z e b u d z e n i e s i ę c h ł o p ó w — r o l n i k ó w j e s t t a k i m z w i a s t u n e m , j a k s ą d z ę

— n o w e j w s i .

A s k o r o w s p o m n i e l i ś m y j u ż o w y b o r a c h ; k a n d y d a c i n a p o s ł ó w i s e n a t o r ó w p r z e ś c i g a l i s i ę w , , p r o g r a m a c h " ,

C z e s ł a w L i p a , Poległ w obronie ojczyzny r z e ź b a d r e w n o ,

M A R I A K O Z A C Z K O W A

W r z e s i e ń

Przyszedł wrzesień, pożogi nawzniecal, Słońce dymem z naszych domów zasnuł, Żołnierz pomoc chciał zwać — nie wyleciał Już krzyk z przestrzelonych płuc.

Okna domów rozbitych oślepły, Jeszcze resztka szyb dzwoni po rynnie, Ktoś pośliznął się na krwi zakrzepłej Co z dziecięcej główki brukiem płynie.

Dokąd pójdzie ta matka w żałobie Zabitego dźwigając malucha, Kiedy musi uciekać od ludzi?

Kto zagasi cierpienia i ogień,

Wojnę i głód, co wraz z nią wybucha I serc znicze w piachu mogił studzi?

1

Przebudzenie

(4)

deklaracjach i obietnicach. G d y b y ś m y dali w i a r ę chociaż w części temu, co mówili, od lipca r o k u P a ń s k i e g o 1989 wchodzilibyśmy j u ż (w w y o b r a ź n i ) w o k r e s godów w i e ­ czystych, dostatku, szczęścia i r o z w i ą z y w a n i a wszelkich ludzkich p r o b l e m ó w . J e d n e g o wszakże n a m nie obiecy­

w a n o , poza f o r m a l n y m i o g ó l n i k a m i — r o z w o j u k u l t u r y , r o z k w i t u życia duchowego, a j u ż o k u l t u r z e l u d o w e j nikt bodajże n a w e t n i e w s p o m n i a ł . I to był kolejny sy­

gnał, k t ó r y w a r t o z a p a m i ę t a ć .

W r a c a j m y w s z a k ż e d o g ł ó w n e g o t o k u n a s z y c h r o z w a ­ żań. O w o p r z e b u d z e n i e w s i dobitnie przejawiło się t a k ­ że w n i e z w y k ł y m o ż y w i e n i u i o d n o w i e politycznego r u ­ chu ludowego. W k w i e t n i u br. w W a r s z a w i e został z a ­ w i ą z a n y Społeczny Ogólnopolski K o m i t e t O d r o d z e n i a R u c h u L u d o w e g o , do którego weszli byli działacze P S L , Z M W R P „Wici", byli żołnierze B a t a l i o n ó w Chłopskich, działacze Z S L oraz ,,Solidarności" R I . P o s t a w i l i sobie oni za cel. m ó w i ą c w uproszczeniu, p o w r ó t do źródeł r u c h u ludowego. W k r ó t c e p o t e m p o w s t a ł y p o d o b n e k o ­ mitety regionalne i w o j e w ó d z k i e .

Na uroczystym s p o t k a n i u działaczy l u d o w y c h w W a r ­ szawie — W i l a n o w i e 15 sierpnia br. w z n o w i ł o działal­

ność — p r z e r w a n ą n a s k u t e k s t a l i n o w s k o - b i e r u t o w s k i e g o t e r r o r u — Polskie S t r o n n i c t w o L u d o w e . P r e z e s e m h o n o ­ r o w y m T y m c z a s o w e g o Naczelnego K o m i t e t u w y k o n a w ­ czego został w y b r a n y były K o m e n d a n t G ł ó w n y BCh, g e ­ n e r a ł Franciszek K a m i ń s k i . W ślad za t y m zaczęły p o w ­ s t a w a ć wojewódzkie k o m i s j e organizacyjne i koła P S L . Wcześniej, j a k w i a d o m o , w całym k r a j u rozwijał się b a r d z o dynamicznie r u c h N S Z Z R I „Solidarność". Rzecz w tym, że jego d y n a m i z m , j a k oceniali o b s e r w a t o r z y , był n a wsi większy niż w mieście czy ś r o d o w i s k a c h r o ­ botniczych. Nie będziemy t u w r a c a ć do przyczyn bez­

pośrednich i pośrednich oraz źródeł ozdrowieńczych j a ­ kie wypłynęły z r u c h u „Solidarności", decyzji „ o k r ą g ł e ­ go stołu" czy przytłaczającego p o p a r c i a n a r o d u i d e o m suwerennego b u d o w a n i a przyszłości Polski. Nie miejsce tu n a to. C h c e m y śledzić to, co n o w e . A n o w y m bez w ą t p i e n i a jest odrodzenie r u c h u ludowego. Kiedy piszę te słowa środki społecznego p r z e k a z u p o d a ł y i n f o r m a c j ę o i n i c j a t y w i e p o w o ł a n i a P S L „Solidarność" podjętej

przez przewodniczącego NSZZ R I Józefa Slisza. P o w ­ stały także mniejsze grupy P S L , k t ó r e wszakże ostatnio połączyły się z g ł ó w n y m n u r t e m peeselowskim. W s z y s t k o na to wskazuje, że w n i e d ł u g i m czasie dojdzie do K o n ­ gresu R u c h u L u d o w e g o lub K o n g r e s u Chłopskiego i u t w o r z e n i a jednego niezależnego S t r o n n i c t w a o c h a r a k ­ terze o g ó l n o n a r o d o w y m z a k c e n t e m c h ł o p s k i m — P o l ­ skiego S t r o n n i c t w a L u d o w e g o .

Można b y zapytać, dlaczego o t y m w s z y s t k i m w

„Twórczości L u d o w e j " czy to n i e p o m y ł k a ? Otóż nie.

U ś w i a d a m i a m y sobie to czy n i e Stowarzyszenie było i jest cząstką zjawiska społeczno-kulturowego i politycz­

nego, j a k i m jest szeroko pojęty ruch l u d o w y . Bo r u c h ludowy, upraszczając nieco k l a s y c z n ą definicję, to wszel­

ka, samodzielna, z o r g a n i z o w a n a działalność chłopów i wsi. W t y m kontekście S T L jest zjawiskiem dosyć n i e ­ zwykłym. Bo oto w okresie, kiedy wieś została u b e z ­ własnowolniona i s k a z a n a n a p o w o l n ą kolektywizację poprzez p r z y m u s ekonomiczny, kiedy u p a ń s t w o w i o n o spółdzielczość a całe życie społeczno-gospodarcze p o d d a ­ no biurokratycznej kontroli, k i e d y polityczna reprezen­

tacja wsi — Z S L było całkowicie k o n t r o l o w a n e przez partię m a r k s i s t o w s k ą i nie miało n a w e t cienia s a m o ­ dzielności, w ó w c z a s to w ł a ś n i e z autentycznej inspiracji

t w ó r c ó w l u d o w y c h — chłopów i w s p i e r a j ą c e j ich z d e ­ c y d o w a n i e g r u p y inteligencji p o w s t a j e s a m o r z ą d n e , w m i a r ę niezależne i w s p a r t e przez m e c e n a t p a ń s t w a Sto- w a r z y s z e n i e T w ó r c ó w L u d o w y c h . W ś r ó d inteligencji, k t ó r a w s p a r ł a w y d a t n i e organizację S T L byli z a r ó w n o ludowcy, j a k i działacze p a r t i i robotniczej. Dziś, z p e r ­ s p e k t y w y p o n a d d w u d z i e s t u lat p o w s t a n i e S T L w y d a j e się być j e d n y m z nielicznych p r z e j a w ó w w o w y m czasie a u t e n t y c z n e g o r u c h u ludowego.

A j a k tenże r u c h l u d o w y wcześniej określali jego samodzielni b u d o w n i c z o w i e , chłopi polscy ustępującego pokolenia? P o z w o l ę sobie przytoczyć w t y m miejscu cztery u r y w k i ze w s t ę p u d o „ P r o g r a m u " Polskiego S t r o n ­ n i c t w a L u d o w e g o (Mikołajczykowskiego), u c h w a l o n e g o w 1946 r o k u . Oto o n e :

„(...) Ruch Ludowy reprezentuje najbardziej podstawową warstwę narodu i będąc najbardziej rodzimym i rdzen­

nie polskim prądem społeczno-politycznym powołany jest do odgrywania roli głównego współgospodarza w państwie.

(...) Ruch Ludowy żywi niezłomną wiarę, iż warstwa chłopska, wznosząc się na coraz wyższy poziom własną świadomością społeczną, poczuciem swej godności oraz gotowości niesienia usług społecznych stanie się głów­

nym źródłem odrodzenia moralnego całego narodu.

(...) Ruch Ludowy zawsze wyznaje i stara się urzeczy­

wistnić w stosunkach międzyludzkich zasady moralności chrześcijańskiej.

(...) Ruch Ludowy jako kierunek polskiej myśli poli­

tycznej szuka rozwiązań aktualnych spraw państwowych w naczelnych celach narodu i zadaniach warstwy chłop­

skiej. Jednocześnie jest prądem społeczno-politycznym, kulturalnym i wychowawczym opierającym się na zało­

żeniach własnego światopoglądu oraz ideologii".

T ą ideologią był polski a g r a r y z m , k t ó r y m i ę d z y i n n y ­ m i t a k w i e l k ą w a g ę p r z y w i ą z y w a ł do w a r t o ś c i d u c h o w y c h i samodzielnego u c z e s t n i c t w a w s i w t w o r z e n i u k u l t u r y n a r o d o w e j , i to w dużej mierze w oparciu o w ł a s n e t r a ­ dycje i p i e r w i a s t k i k u l t u r y l u d o w e j .

T r z y k r o t n i e n a ł a m a c h k w a r t a l n i k a p o w r a c a ł e m do p r o b l e m u d u c h o w o - k u l t u r o w e j tożsamości w s i („Pozbyć się g a r b u " , n r 1/1986, ,.Dusza c h ł o p s k a n a rozdrożu", n r 3/1987 i „Drugie uwłaszczenie", n r 1/1988). S ą d z i ł e m bowiem, że jest to p r o b l e m w a ż n y n i e t y l k o z w ą s k i e g o p u n k t u w i d z e n i a S T L ale i p r z e d e w s z y s t k i m z s z e r o ­ kiej płaszczyzny n a r o d o w e j . P o w t ó r z ę : n a w s i m i e s z k a 40 p r o c e n t n a r o d u , w t y m 4 miliony ludzi m ł o d y c h w w i e k u 15 — 30 lat, aczkolwiek niekoniecznie p r a c u j ą ­ cych w rolnictwie, t o jest niespełna o m i l i o n w i ę c e j niż w mieście. P r o g n o z y i szczegółowe b a d a n i a m ó w i ą , ż e n a początku lat dziewięćdziesiątych liczba dzieci w w i e ­ k u 7 — 14 l a t n a wsi będzie d w u k r o t n i e w y ż s z a n i ż w mieście i wyniesie 3 miliony. J e s t z a t e m oczywiste, że to młodzież w i e j s k a w p r z e w a ż a j ą c e j m i e r z e s t a n o w i ć będzie o przyszłości n a r o d u . T a k i będzie n a r ó d , j a k a psychofizyczna k o n d y c j a młodzieży wiejskiej, j a k i e n o r ­ my p o s t ę p o w a n i a i w a r t o ś c i m o r a l n e w y n i e s i o n e z d o m u o r a z środowiska w c z e s n e j młodości. Bo szkoła m o ż e j e jedynie r o z w i n ą ć i u z u p e ł n i ć .

A czy w i e ś m a dzisiaj coś jeszcze d o z a o f e r o w a n i a n a r o d o w i ? Myślę, że w i e l e , więcej niż j a k a k o l w i e k i n n a

C I Ą G D A L S Z Y N A S T R . 8

(5)

MARIA PRZESMYCKA

Sam talent to za mało?

rzed laty p e w i e n a r t y s t a k o w a l z L u b e l s k i e g o k u p i ł stary w a g o n kolejowy. Nie P po to, by założyć p r y w a t ­

n e m u z e u m kolejnictwa, ale był to jedyny sposób zdobycia żelaza. Ciął więc sobie t e n w a g o n po k a w a ł e c z ­ k u p r z e m i e n i a j ą c go w lichtarze, krucyfiksy i k a n d e l a b r y . B y ł a b y to n a w e t śmieszna ciekawostka, gdyby nie m i a ł a t a k s m u t n e g o zakończe­

nia. Bo oto wielki w a g o n , m i m o swych i m p o n u j ą c y c h r o z m i a r ó w , w całości przeistoczony został w dzie­

ła sztuki k o w a l s k i e j i nasz k o w a l z n ó w n i e p r z y j m u j e ż a d n y c h w i ę k ­ szych zamówień... Może zajęty jest s z u k a n i e m n a złomowiskach loko­

m o t y w y ?

Ta a n e g d o t y c z n a opowieść, p r a w ­ d z i w a niestety od p o c z ą t k u do k o ń ­ ca, w i e r n i e p o k a z u j e s k a l ę p r o b l e ­ m u i system z a o p a t r y w a n i a t w ó r ­ ców ludowych w m a t e r i a ł y niezbęd­

n e do pracy. J a k w i d a ć s y s t e m u n i e m a żadnego, p r o b l e m jest i to a l a r ­ mująco n a b r z m i e w a j ą c y od lat, w e wszystkich d z i e d z i n a c h twórczości l u d o w e j .

P r z e k o r n i e zacznę od d r e w n a dla rzeźbiarzy, z k t ó r y m „nie m a p r o ­ b l e m u " j a k słyszałam z w i e l u ust.

Nie znaczy to, oczywiście, że rzeź­

biarz może p o t r z e b n y m u rodzaj d r e w n a k u p i ć , a jedynie, że t e n m a ­ teriał może jeszcze prędzej czy później załatwić przez naczelnika gminy albo zarząd l a s ó w w p ł a c a ­ jąc odpowiednią k w o t ę n a fundusz TPD. Dlaczego w ł a ś n i e T P D ? Bo naczelnik m a przepisy i n i e m o ż e t a k po prostu d r e w n a sprzedać.

C h r o n i m y przecież przyrodę. Co in­

nego te setki drzew, które każdej w i o s n y p a d a j ą p o d p i ł a m i d r w a l i przy poszerzaniu dróg. Tych zresztą rzeźbiarz też nie kupi. Opowiadał m i B r o n i s ł a w C u k i e r z Z a k o p a n e ­ go, j a k chciał kiedyś k u p i ć t a k i e ścięte d r z e w a gdzieś w Ł o m ż y ń ­ skiem. Nie było n a to sposobu, za to p o cichu p o r a d z o n o m u , b y j e po prostu u k r a d ł , n i k t go gonić nie

będzie a oni w g m i n i e pozbędą się kłopotu. Tyle o d r e w n i e , z k t ó r y m

„nie m a p r o b l e m u " .

Co innego z szyciem strojów l u ­ dowych. T u sytuacja od l a t jest d r a ­ m a t y c z n a i z roku n a rok coraz gorsza. W e d ł u g rozeznania S T L w Polsce jest jeszcze ok. 250 t w ó r c ó w , którzy potrafią uszyć k o m p l e t n y strój swojego regionu. Potrafią, ale czy szyją? K i e d y S t o w a r z y s z e n i e p r ó b o w a ł o zorganizować pokaz t a ­ kich autentycznych, szytych strojów n a 250 zaproszonych do p o k a z u t w ó r c ó w odpowiedziało zaledwie 10.

B y ć może część z nich jest t a k za­

j ę t a pracą, że n i e m i a ł a czasu n a pisanie odpowiedzi, a l e ilu z tych, którzy milczeli nie bierze igły do ręki, b o n i e m a z czego szyć, n i e m a m c i , koronek, cekinów, pluszu i tysięcy innych drobiazgów, z k t ó ­ r y c h s k ł a d a się każdy strój regio­

nalny. A z a p o t r z e b o w a n i e n a s t r o ­ je l u d o w e jest w c a l e n i e m a ł e i to n i e tylko w zespołach tanecznych czy n a P o d h a l u , gdzie p u n k t e m h o ­ noru młodych gazdów i góralek jest mieć a u t e n t y c z n y strój góralski. W G a l e r i i Sztuki L u d o w e j S T L w L u b l i n i e ciągle pytają o możliwość k u p i e n i a czy z a m ó w i e n i a strojów z różnych regionów Polski. C h ę t n y c h n i e o d s t r a s z a n a w e t cena, 500 — 800 tysięcy złotych, j a k ą dziś trzeba za strój zapłacić.

, A j a k się taki strój szyje? Ano, n a j p i e r w t r z e b a załatwić n i e z b ę d n e m a t e r i a ł y . S p r y t n y t w ó r c a m a cały s p r a w n i e działający system z a o p a t ­ rzenia przez k r e w n y c h i znajomych wyjeżdżających za granicę. W W i e d ­ n i u k u p u j e cekiny, w R F N tiul b a ­ w e ł n i a n y , w U S A chustki „ t y b e t k i "

— p r o d u k o w a n e zresztą w J a p o n i i . I t a k p o w s t a j e dziś strój góralski w całości n i e m a l oparty n a p r y w a t ­ n y m imporcie. I n n ą k w e s t i ą jest ile za to w s z y s t k o przyszły właściciel p o r t e k i s e r d a k a będzie m u s i a ł za­

płacić, jeszcze i n n ą ilu mniej s p r y t ­ n y c h t w ó r c ó w p o p r o s t u przestaje stroje l u d o w e szyć. A przecież 100

i 200 lat t e m u , kiedy J a p o n i a n i e b y ł a jeszcze p o t e n t a t e m w p r o d u k c j i

„tybetek", a m y dziesiątą potęgą p r z e m y s ł o w ą ś w i a t a jakoś sobie r a ­ dziliśmy z z a o p a t r z e n i e m . M a ł e f a b ­ r y k i i w a r s z t a t y rzemieślnicze z p o ­ w o d z e n i e m z a o p a t r y w a ł y r y n e k w nici, wełnę, len, skórę, b a r w n i k i . Robiliśmy wszystko n i e tylko z n a ­ szego s u r o w c a ale i w ł a s n y m i , t r a ­ dycyjnymi m e t o d a m i . P o w o j e n n a , w y r o s ł a z ideologii g i g a n t o m a n i a p r z e m y s ł o w a p o p a r t a polityką fi­

n a n s o w ą w ł a d z , k o n s e k w e n t n i e w y ­ niszczającą d r o b n y c h właścicieli z b u r z y ł a całą n a t u r a l n ą t k a n k ę lo­

kalnego przemysłu, r z e m i o s ł a i h a n ­ dlu. I t a k n a P o d h a l u nie ostał się ani j e d e n folusz, czyli z a k ł a d falco- w a n i a s u k n a n a kapelusze, p a r z e ­ nice i cuchy. Gdzie indziej wie b y ­ ło w c a l e lepiej.

P o d o b n y c h p a r a d o k s ó w n i e b r a k i w pozostałych dzidzinach sztuki l u d o w e j .

M a l a r s t w o n a szkle — w s p a n i a l e rozwijające się w ostatnich latach m a w ł a s n e , specyficzne kłopoty.

Szkło najczęściej zdobywa się n a b u d o w a c h — n a szczęście przy n a ­ szym m a r n o t r a w s t w i e i organizacji p r a c y o stłuczki nie trudno. Za to z f a r b a m i jest zupełnie źle. Z e w z g l ę d u n a jakość m a l a r z e u ż y w a ­ ją farb zagranicznych, a tych w k r a j u kupić nie mogą. Co p r a w d a n a skutek licznych w y s t ą p i e ń S T L do M i n i s t e r s t w a K u l t u r y i S z t u k i w y d a ł o ono zarządzenie zezwalające t w ó r c o m l u d o w y m n a z a o p a t r y w a ­ nie się w m a t e r i a ł y w sklepach

„Sztuka Polska", ale w y ł ą c z n i e k r a ­ jowej produkcji, farby n a d a l w i ę c k u p o w a ć trzeba z p r z e m y t u . O s p o ­ sobach załatwiania p a p i e r u p a k o ­ wego do p o d k l e j a n i a o b r a z k ó w też można usłyszeć n i e j e d n ą z a b a w n ą historię. Najczęściej p a p i e r t a k i można dostać w sklepach... s p o ż y w ­ czych i r y b n y c h . Teoretycznie m a j ą być w e ń z a w i j a n e ryby i ser, ale k l i e n t dziś n i e g r y m a ś n y — w e ź m i e i w rękę, s p r z e d a w c a więc z c z y s -

3

(6)

T

t y m sumieniem m o ż e zahandlować papierem. I wszyscy są zadowoleni, a l e najbardziej p o w i n i e n cieszyć się z tego przyszły n a b y w c a obrazka, bo nie wiadomo, czy stać byłoby go na nabycie dzieła sztulń p o d k l e j o ­ nego s z m u g l o w a n y m z zagranicy p a ­ pierem.

A k o r o n c z a r k i f i P r z e z lata całe nici na koronki p r z e m y c a n e b y ł y z Czechosłowacji, w hurtowych pra­

wie ilościach. Odkąd nasi południo­

w i sąsiedzi r a d y k a l n i e zmienili s w o ­ ją politykę celną nie da się z a m ó ­ w i ć kawałka koronJap^i

W zamierzchłych czasach p o ł o w y lat 70-tych dyrektor muzeum to­

ruńskiego oprowadzając w a ż n y c h gości z ministerstwa p o w y s t a w i e haftu zapytał, czy wiedzą, ż e p o ł o ­ wa eksportowanych tu prac z r o b i o ­ na została z s u r o w c ó w zdobytych nielegalnymi sposobami. Goście b y ­ li skonsternowani; n i e było w z w y ­ czaju m ó w i ć w ó w c z a s w ł a d z y o brutalnej rzeczywistości. Dziś p e w ­ nie na takiej w y s t a w i e 90% m a ­ teriałów pochodziłoby z e źródeł

„nieoficjalnych", tylko, ż e żadnego ministra już by to nie zdziwiło. B o ­ w i e m p r o b l e m zaopatrzenia t w ó r ­ ców ludowych w materiały znany jest doskonale nie t y l k o w S T L ale w e wszystkich instytucjach zajmu­

jących się w j a k i k o l w i e k sposób sztuką ludową. K a ż d y próbuje r o z ­ wiązać go na swój sposób. „ C e p e l i a "

— będąc spółdzielnią handlową sprzedaje s w o i m t w ó r c o m materiały po cenach hurtowych, w zamian kupuje ich w y t w o r y płacąc tylko za pracę, często m n i e j niż skromne

stawki. D o d a t k o w o w y m a g a z w y k l e od t w ó r c ó w w i e l o k r o t n e g o p o w t a ­ rzania gotowych w z o r ó w redukując ich pracę do odtwórstwa. S t o w a c | g * szenie T w ó r c ó w L u d o w y c h ś w i a d o ­ m e p o w a g i -sytuacji pisze m e m o r i a ­ ły i monituje w Ministerstwie K u l ­ tury i Sztuki a także na własną rękę szuka sposobów zaopatrzenia swoich t w ó r c ó w w materiały poprzez spółdzielnie artystyczne i rzemieśl­

nicze, a p r z e d e w s z y s t k i m działa jak m o ż e załatwiając niedostępne na rynku materiały bezpośrednio u producentów. A p o n i e w a ż samo S t o w a r z y s z e n i e ^fcie posiada do z a o ­ f e r o w a n i a żadnych atrakcyjnych dóbr w y m i e n n y c h , m o ż e tylko p r o ­ sić, p e r s w a d o w a ć i liczyć na z r o ­ zumienie. O d z i w o n a w e t w d z i ­ siejszych czasach czasem to skut­

kuje. W ten sposób zaopatrywane były tkaczki w nici o s n o w o w e , k o ­ w a l e i garncarze w dodatkowy koks ( w czasach p r z y d z i a ł ó w ) a ostatnio t w ó r c y z Podkarpacia w skórę, zu­

pełnie niedostępną w n o r m a l n y m handlu. Jest to pomoc znacząca, ale działająca na zasadzie łatania dziur w moście, którego konstrukcja w każdej chwili może runąć. Zająć się zaopatrzeniem t w ó r c ó w w spo­

sób ciągły Stowarzyszenie nie może, bo nie ma ani odpowiednich p o ­ mieszczeń m a g a z y n o w y c h , ani m o ż ­ liwości finansowych (szczególnie d e ­ w i z o w y c h ) , ani uprawnień.

Najspokojniej jakby patrzy na całą sytuację Ministerstwo K u l t u r y i Sztuki, czyli oficjalny mecenas wszelkich sztuk z l u d o w ą na czele.

P r z e z lata był to mecenat dekla- racyjno-papierowy. I taki pozosta­

nie nadal, myślę, że dziś nie tyle z braku chęci do działania i zrozu­

mienia problemu, ile z b r a k u m o ż ­ liwości. Gdyby to m i n i s t e r s t w o n i e było najbiedniejsze z b i e d n y c h być może, m i m o całej swej biurokracji, potrafiłoby zrobić dobry u ż y t e k z pieniędzy, tworząc specjalne p r o ­ gramy, fundusze i dotacje na p o d ­ t r z y m a n i e tradycji i sztuki l u d o w e j .

— A l e tak n a p r a w d ę nie r o z w i ą ­ że się kwestii zaopatrzenia t w ó r c ó w w materiały dokąd nie zostanie u - p o r z ą d k o w a n a w kraju cała sfera handlu i gospodarki — m ó w i t w ó r ­ ca i wieloletni działacz S T L B r o ­ nisław Cukier — dokąd nie z n i k n i e u nas cały urajtedndczy bałagan z absurdalnymi, s z k o d l i w y m i p r z e p i ­ sami.

System zaopatrzenia t w ó r c ó w l u ­ d o w y c h w materiały jest e l e m e n t e m całego systemu zaopatrzenia p r z e ­ mysłu, rzemiosła, i n d y w i d u a l n y c h t w ó r c ó w , a także nas — konsumen­

t ó w i w r a z z " t o m od lat stoi na g ł o w i e . S y t u a c j ł Jf)h'| m o g ą u z d r o w i ć ż a d n e doraźne akcje czy j p c j a t y - w y — m o g ą one j e d y n i e —- nakła­

d e m niewspółmiernej energii i k o ­ s z t ó w — u r a t o w a ć na p e w i e n czas jedną dziedzinę gospodarczą lod na­

tychmiastowej katastrofy, w czasie, g d y tuż obok załamuje się następ­

na. P r z y j d z i e n a m w i ę c poczekać na u n o r m o w a n i e całej gospodarki.

TĘjgko w j a k i e j kondycji t w ó r ­ czość l u d o w a doczeka tych w m i a r ę normalnych czasów? T w ó r c y z a p o ­

b i e g l i w i i sprytni dadzą sobie jakoś radę i w kryzysowo-absurdalnej rzeczywistości, g o r z e j z t y m i , którzy mają tylko talent.

Grupa p o e t ó w l u d o w y c h po z w i e d z e n i u

M u z e u m W s i Lubelskiej w L u b l i n i e

Fot K. W a s i l e z y k

(7)

_ — przełomie marca i k w i e t -

% nia br. w siedzibie Z G

\ fĄ Z S L w L u b l i n i e o d b y ł y się kolejne Ogólnopolskie Spotkania Poetyckie. P r z y b y ł o na nie nieco mniej p o e t ó w niż w ła­

tach poprzednich, bo tyłkio ponad pięćdziesiąt osób, na około sto Sie­

demdziesiąt skupionych w S T L . Być m o ż e b y ł to skutek p e w n e g o zawodu, j a k i e g o doznała spora część uczestników poprzednich „ S p o t k a ń " , zawodu dotyczącego programu i m ­ prezy. N a poprzednich „ S p o t k a ­ niach", d w a lata temu, rdzeniem programu b y ł y b o w i e m w y s t ą p i e ­ nia poetów z a w o d o w y c h (jeżeli dziś w ogóle mogą istnieć poeci z a w o d o w i ) — Tadeusza N o w a k a , M a ­ tyldy W e ł n y , Mariana Pilota, będą­

ce k a n w ą do dyskusji o literaturze współczesnej. Poeci l u d o w i mieli rzadką okazję do p o r ó w n a ń i n s p i ­ racji, postaw oraz warsztatu pisar­

skiego. M o g ł o być to o tyle cieka­

we, że zarówno pisarze t z w . nurtu wiejskiego, do jakich zaliczany jest i Tadusz N o w a k , i M a r i a n P i l o t a jak i poeci l u d o w i czerpią przecież p o d s t a w o w e t w o r z y w o literackie z tych samych chłopskich czy w i e j ­ skich źródeł, j a k k o l w i e k o d k r y w a ­ nych i eksploatowanych w zupełnie inny sposób.

Niestety, z a m i e r z e n i e to nie spra­

wdziło się, poeci ludowi, a przy- I m K i n i e j większa ich część, byli

nieco zawiedzeni ii zniechęceni taką konfrontacją. Dali temu w y r a z m.

in. d w listach do redakcji. Zatem organizatorzy — Dział Literatury

i Folkloru Biura Z G S T L oraz Se­

kcja Literatury L u d o w e j R a d y N a ­ ukowej S T L powrócili do t r a d y c y j ­

nej formuły „Spotkań", proponując w części „ r e f e r a t o w e j " j e d y n i e spra­

wozdanie z badań nad osobowością t w ó r c y ludowego, pozostały nato­

miast czas dwudniowego s p o t t o n i a poświęcając na w y m i a n ę myśli, dyskusję, konsultacje indywidualne oraz Turniej jednego wiersza.

Jakiż w i ę c jest obraz, aktualna kondycja literacka p o e t ó w ludo­

w y c h ? Najpełniej o miej powie, zes­

taw wierszy nagrodzonych w T u r ­ nieju jednego wiersza, które opu­

b l i k o w a n e zostały w t y m numerze, w s z a k u poety liczy się w zasadzie to, co napisze. A l e czy rzeczywiście tylko to? P e w i e n obserwator, który po raz p i e r w s z y uczestniczył w spotkaniu poetów ludowych b y ł zdu­

miony barozo w y s o k i m m n i e m a n i e m o sobie, jakie w e d ł u g niego prezen­

towali. A n i cienia skromności i t v l - ko ona jedyni maja__rjj£|ę_==__mówił.

Jest to 1 UeWhego rodzaju skrajność ale z nią także trzeba sięłjfczyć.

Nestor poetów ludowych, j e d e n z pierwszych członków S T L a j e d ­ nocześnie członek Z L P , Feliks Rak, po 'wieloletniej nieobecności na

„ S p o t k a n i a c h " z powodu choroby, po raz drugi już na przestrzeni os­

tatnich d w u lat podkreślał i zdu­

m i e w a ł się o g r o m n y m r o z w o j e m li­

terackim i o s o b o w y m p o e t ó w ludo­

w y c h w porównaniu do pierwszych lat S T L . A l e — d o d a w a ł — chłop .musi pozostać chłopem. P o n i e w a ż m a m podobną perspektywę czasową, od dwudziestu paru lat towarzyszę temu ruchowi, chcę p o t w i e r d z i ć oceny Feliksa Raka, co w c a l e nie oznacza samego poklaskiwania. Ruch ten b o w i e m rozwija się dosyć" j e d ­ nostronnie, jest nieco zapatrzony w siebie, co pociąga za sobą t a k ż e p e w n e odizolowanie się i nieobec- ność na k r a j o w y m .rynku literac­

kim. B y ć m o ż e w i e l u s i ę ^ l h ^ t y m miejscu oburzy przytaczając słowa Michaliny B o r o d e j o w e j> s r^ t ó r e j są­

siadka w niedzielę nie rozpoczyna żadnej roboty, „ z a n i m z m ę ż e m nie wysłucha » K o g u t k a « " . T o prawda, tylko kto mi pokaże recenzje t o m i ­ k ó w czy antologia poezji l u d o w e j zamieszczone w czasopismach p o ­ święconych kulturze i ^literaturze współczesnej? T o m i k ó w ukazuje się sporo, Jecenzji nie ma wcale.

W r a c a j m y w s z a k ż e do spotkanipMP P o raz drugi chcę nawiązać' do słów Feliksa R a k a : „ A l e chłop musi p o ­ zostać chłopem". T e n właśndfe ak­

cent był elementem n o w y m i d o ­ minującym na ostatnich „Spotka­

niach Poetyckich". Godność chłop­

ska, ziemia, miłość jako podstawa wszelkiego działania, odpowiedzial­

ność za naród, za wieś — oto słowa kłweaey k-tósysai można by opisać—

dyskusję i r o z m o w y w trakcie

„Spotkań". S t a w i a m za tę coraz bardziej określającą się świadomość poetycką najwyższą notę. T a k ą pos­

t a w ę prezentowali nie t y l k o zresztą poeci. Docent W a n d a P o m i a n o w s k a w trakcie „ S p o t k a ń " w y r a ź n i e f o r ­ mułowała swój pogląd: T w ó r c y l u ­ dowi, to po prostu chłopi polscy.

Ocalić wieś, m ó w i ł a , ocalić P o l s k ę

— to g ł ó w n e zadanie chłopów ale i t w ó r c ó w ludowych.

T a k się złożyło, ż e w p o p r z e d ­ n i m numerze „ T L " opublikowany został szkic Rocha Sulimy p o ś w i ę ­ cony współczesnej poezji l u d o w e j . Ż e b y zamknąć rzecz w j e d n y m zda­

niu, co oczywiście jejflf z a b i e g i e m nieco sztucznym, autor w y r a ź n i e do-*

chodzi do wniosku, że o wartości poezji ludowej d e c y d o w a ć będą kry­

teria nfitury""eśtetycznej, literackiej a nie ideowej czy społecznej. Ja oczywiście nie jestem w c a l e tego taki p e w i e n . M i m o to p o d s t a w o w e pytanie jest nadal a k t u a l n e : j a k być poetą l u d o w y m będąc poetą W ogóle, poetą bez żadnych1 p r z y m i o t ­ n i k ó w ? Jest to pytanie zasadnicze i nie tylko dla poetów. Jest to b o ­ w i e m pytanie o kulturową tożsa­

mość wsi, o jej istnienie, o chleb 'Sł&i narodu. Przesadziłem? Chyba

niewiele. Myślę, że właśnie teraz nadchodzi czas szukania p r a w d z i ­ w e j o d p o w i e d z i . A dać ją m o ż e tylko średnie i młode pokolenie chłopów polskich. Czy jest zdolne do wzbogacania i unarodawiania kultury, w tym i literatury w s p ó ł ­ czesnej (także „ n o w o c z e s n y m cz}4i modnej) — kulturą o oryginalnym, wiejskim rodowodzie? M y ś l ę , ż e

; następne „Spotkania P o e t y c k i e " nie będą już mogły uchylić się od szu- ikajila odpowiedzi na podobne p y ­

tania.'"

S T W

(8)

Z Y G M U N T B U K O W S K I

CO KI

1 V

Dobrą tradycją Ogólnopolskich Spotkań P o e t y c k i c h jest autorska prezentacja n o w y c h u t w o r ó w p e - etyckich w T u r n i e j u j e d n e g o wiersza. T y m r a z e m w Turnieju wystąpiło 38 p o e t ó w ludowych.

Jury pod p r z e w o d n i c t w e m doc.

W a n d y P o m i a n o w s k i e j postano­

w i ł o przyznać pięć r ó w n o r z ę d ­ nych I nagród w wysokości po 10.000 złotych dla: Zygmunta B u k o w s k i e g o z Mierzeszyna, w o j . gdańskie, za w i e r s z Pług;

Stanisława Derendarza z R a c i ­ borowic, w o j . p i o t r k o w s k i e za wiersz Apel; W a l e r i i P r o c h o w n i k z Ż y w c a , w o j . bielskie za w i e r s z Modlitwa za zmarnowane dzie­

ciństwo; W ł a d y s ł a w a R u t k o w ­ skiego z G r o b l i , w o j . k r a k o w s k i e za w i e r s z Cząstka istnienia i K a z i m i e r y Sekuły z Brzeszcz, w o j . k a t o w i c k i e za w i e r s z ***

(Każą mi śpiewać Alleluja).

Siedem r ó w n o r z ę d n y c h I I na­

gród w wysokości p o 6000 zło­

tych p r z y z n a n o : J ó z e f o w i C h o j ­ nackiemu z G u ł t a w , w o j . p o z ­ nańskie za w i e r s z Wiosna; W a n ­ dzie Łomnickdej-Dulak z P i w - nśeznej, w o j . nowosądeckie za w i e r s z *** (natchnione ręce ar­

tysty) ; AlfrfriTip M a ^ ^ ^ l r z S i t a ń c a w o i - a a ą i o j s k i e za wiersz Widziałam wiosnę; B o l e s ł a w o w i M a j c h e r o w i z Barczącej, w o j . siedleckie za w i e r s z *** ( T o co miało być reformą); K r y s t y n i e P o c z e k z W ó l k i K ą t n e j , w o j . lu­

belskie za w i e r s z Czy nie tę­

sknisz; Rt.ani|sławj.e P u d e ł k i e w i c z z Krzeszowa, w o i - tarnobrzeskie za w i e r s z Tragedia ziemi i F e ­ l i k s o w i R a k o w i z Borowca, w o j . kieleckie za w i e r s z Gościniec.

Specjalną nagrodę, za wiersz n a w i ą z u j ą c y do pieśni l u d o w e j j u r y przyznało Joannie R a c h a ń - skiej z Ł u b n i , w o j . zamojskie.

Obok prezentujemy w i e r s z e u h o n o r o w a n e I nagrodą T u r n i e ­ ju, pozostałe w i e r s z e n a g r o d z o ­ ne i w y b r a n e publikujemy w innych miejscach w e w n ą t r z nu­

meru.

Pług

W i e l e razy m ó j zagon

P r z e o r a ł e ś o d m i e d z y do m i e d z y N i e j e d n ą odkładnię

P r z e t a r ł e ś na w y l o t H a k dumnie z a g i ę t y

Już n i e sprzęże ciebie z k o n i e m K t o zliczy skiby

Co ścierniskiem odwróciłeś do bruzdy Ilekroć t w a stopa zdarta na listek

Przeszła te pola pełne ukrytych k a m i e n i N a t w e j grzęźli sfatygowanej

N i e m a medali J e n o ś l a d y m ł o t a

K i e d y prostowano cię w kuźni Z tobą w i t a ł e m ptaki w r a c a j ą c e I babie lato ł o w i ł e m na bat wzniesiony

T w ó j lemiesz błyszczał w słońcu Jak świętość w i e l k a

A teraz leżysz z a drewutnią R d z ą c a ł y pokryty

W ś r ó d niegodnych ciebie rupieci I czekasz kiedy następcy m o i W y w i o z ą ciebie na z ł o m

S T A N I S Ł A W DERENDARZ Apel

P r z y j a c i e l e ! Dziś —

biorąc W a s na ś w i a d e c t w o — klęknąwszy,

składam hołd ojcowskiej sukmanie otrzepanej z kurzu,

bo przy n a r o d o w y m p o d w ó r z u zawsze mocniej stała

bosa stopa

pokłuta ścierniskiem pradziadóii*'1? niźli j e j siostra,

która za liche skórznie szła drogą w s k a z a n ą przez fałszywych d o r a d c ó w

iiib

w r a ż y c h sąsiadów.

Toteż m o j e r a m i o n a starcze na n o w ą ,,arkę" zbierały b i e r w i o n a i n o w ą narodu tarczę,

a p i ó r o dzieląc P o l a k ó w losy zbierało najczystsze z i a r n o o j c ó w i najprzedniejsze kłosy

w czasach h e r o d o w y c h ,

by j e d e c h a w a ć na czas z m a r t w y c h w s t a n i a . na zasiew o d n o w y ,

w i ę c bądźcie m i ś w i a d e c t w e m i niech W a s z e zaświadczą oczy — iż t w i e r d z ę ,

że t y l k o chleb z ojczystych z a g o n ó w , chleb zasłużony u c z c i w ą pracą p o z w a l a drogą p r a w d y kroczyć.

(9)

W A L E R I A P R O C H O W N I K

Modlitwa za zmarnowane dzieciństwo

N i e będzie bajki na dobranoc rolę kopciuszka

znają na pamięć jeszcze pamiętają trudne szkolne z a d a n i e

— moja p r z y g o d a z w a k a c j i — napiszą

w p r z y g o d n y dzień być m o ż e na j a r m a r k

zatłoczony pekaes poniósł w inny świat gdzie dzień r ó w i e ś n i k ó w

nie wstaje z p i a n i e m koguta którzy z n u d ó w

sprzedają s w ó j czas chłopcom z placu broni iub ta

że sąsiadom w polu p a d ł a k r o w a miała takie w i e l k i e p r z e r a ż o n e oczy patrzyła na dojrzałą zieleń pól która ż y w i i zabija

a umysł jeszcze z b y t giętki

żeby zrozumieć t w a r d e p r a w o życia pory roku

podzielone na sianokosy żniwa i w y k o p k i z niedzielą pośrodku co po kościele

ogląda teatrzyk dla młodych w i d z ó w na teatr własnych z a b a w

nie starczy

po dorosłemu czasu w i e c z o r e m

zwyczajem p r a o j c ó w na klęczkach

odmówią pacierz

za z m a r n o w a n e dzieciństwo

KAZIMIERZ SEKUŁA"

^ % ^

K a ż ą mi śpiewać Alleluja, bo w rytm t a m - t a m ó w ,

w asyście spadających g w i a z d rodzi się n o w e .

A ja

jak Kasandra

w c i ą ż w o ł a m — górze, bo musi coś umrzeć, by inne mogło się narodzić, b o z n a m to, c o umiera, a nie w i e m , co się lęgnie, czy stugłowa hydra...

orzeł...

czy padalec...

K a ż ą m i śpiewać Alleluja, b o gdzieś, p r z y n a r o d o w y m stole ktoś komuś podał dłoń,

ktoś komuś

w i m i ę lepszych racji, wszyscy dla dobra, dobro dla wszystkich, w s z y s c y dla Ojczyzny.

A j a

j a k ó w uczeń

sprzed dwudziestu w i e k ó w p y t a m :

O j c z y z n o — I

któż C i ę z n ó w sprzedaje, za ile

i k o m u ?

P r z y j e d n y m stole...

w jednej misie...

K a ż ą mi śpiewać Alleluja, b o oto pierze się historia, mozolnie czyści białe plamy, odbudowuje prestiż,

zmienia, zmienia

a biała plama j a k żałobna chusta j e d n o odsłania,

b y zasłonić drugie,

a nasza m a p a dalej zaplamiona.

A przyszłość?

Jeszcze pusta.

I j a k tu śpiewać Alleluja?

W Ł A D Y S Ł A W R U T K O W S K I Cząstka istnienia

Jeszcze z d o ł a ł b y m pisać o czymś innym, a nie uparcie o chłopskich zagonach, nie p o z r y w a ł b y m też w i ę z ó w rodzinnych i m ó g ł b y m znaleźć coś z innych dokonań.

M o ż e zdołałbym t w o r z y ć poematy albo liryczne k o m p o n o w a ć pieśni, może b y m w a ż n e obmyślał traktaty 0 takiej sztuce, o j a k i e j nikt nie śnił. . Może... Choć toto w i e , j a k i m i drogami czy bezdrożami błądzą ludzkie losy, czy w i ę c on za mną. czy ja pójdę za nim, to obojętne, w butach czy też boso.

Ja j e d n a k muszę p o w i e d z i e ć wyraźnie, ż e m jest do ziemi przypisany całkiem — z i e m i a zapładnia moją wyobraźnię,

kiełkując w i e r s z e m — z a p o m n i a n y m ziarnkiem.

Jestem w i ę c cząstką chłopskiego istnienia, tego samego, co t r w a tak od Piastów 1 m i m o pokus, zawahań i przemian nigdy z pokorą n i e skłoni się miastu.

A m o j e w i e r s z e pisane są dla tych.

co prosite słowa p o prostu czytają, dla nich brat z a w s z e pozostanie bratem, nadzieja będzie nadzieją, maj majem.

(10)

rzeinii lżenie

D O K O Ń C Z E N I E Z E STR. 2 grupa społeczna. P r z e d e w s z y s t k i m — w i ę ź z ziemią (to przez chłopa-rolnika naród w i ą ż e się ze s w o i m terytor­

ium) a co za t y m idzie — p a t r i o t y z m (gospodarstwa nie przeniesie się do W ł o c h czy U S A ) , etos pracy (który zos­

tał z d e w a l u o w a n y w społeczeństwie bardziej niż z ł o t ó w ­ ka) oraz p r z y w i ą z a n i e do polskiej tradycji. Wszystkie te niezaprzeczalne dobra są dzisiaj i na w s i zagrożone przez obce w z o r c e ł a t w e g o życia i użycia, cwaniactwo, nija- kość, zapożyczoną powierzchowność oraz pustynnienie kulturalne.

P o r a wszakże wracać do sedna sprawy. W i e ś zaczyna budzić się zdecydowanie do równoprawności w społe­

czeństwie, do wyjścia z o b y w a t e l s t w a drugiej kategorM., T o widać g o ł y m okiem i t o chciałem o p o w i e d z i e ć w t y m materialne zaglądając na różne p o d w ó r k a . P r z e b u d z e n i e dotyczy wszakże sfery : i k o n o m i c z n o - p o l i t y c z n e j . N i e b ę ­ dzie ono t r w a ł e i e f e k t y w n e j e ż e l i nie pójdzie za nittt- przebudzenie kulturalne. Bardzo trafnie napisano w Z a ­ łożeniach deklaracji i d e o w o - p r o g r a m o w e j Społecznego Ogólnopolskiego K o m i t e t u Odrodzenia Ruchu L u d o w e g o , że kultura „...jako źródło wartości i d e o w y c h i artystycz­

nych jest j a k b y duszą narodu i społeczeństwa". W sfe­

rze duchowej dokonuje się b o w i e m to, co najważniejsze f i trwałe, tu rodzi się także w o l a działania, decyduje j e g o jakość, także i ekonomiczna. Dobrze p o w i n n y to w z i ą ć pod u w a g ę rodzące się dziś na wsi elity w oparciu o

„Solidarność", odradzający się polityczny ruch l u d o w y i Z M W .

Jedną z ważniejszych elit jest o d b y w a j ą c e w t y m roku swój K r a j o w y Z j a z d Stowarzyszenie T w ó r c ó w L u ­ dowych. W części opinii społecznej, w t y m i p o w i ą z a n e j ze wsią, uważane jest ono za formacjfc schodzącą, z a ­ patrzoną w przeszłość. T y m c z a s e m około p o ł o w y człon­

k ó w S T L stanowią t w ó r c y w w f e k u p r z e d e m e r y t a l n y m , a 5 procent ludzie młodzi w w i e k u d o 35 lat. L i c z b a członków S T L , przy stosunkowo ostrych kryteriach ar*

tystycznych i dużej umieralności, nie m a l e j e ale rośnie przekraczając cyfrę d w u tysięcy. Potencjał kulturowy, który można określić m i a n e m t w ó r c y l u d o w e g o jest da­

leko większy, niektórzy e t n o g r a f o w i e szacują go na 20 tysięcy osób. Czy kto chce, czy nie, jest to potencjał znaczący i odciskający s w o j e piętno na kulturze w s p ó ł ­ czesnej. S T L stanowi j e g o n i e w ą t p l i w ą , najbardziej świa­

domą i z o r g a n i z o w a n ą elitę. Czy w s z a k ż e elitę zdolną d o oddziaływania na kształt samoświadomości kulturo­

w e j wsi i — nośną artystycznie — ochronę j e j wartości duchowych? T e i inne pytania stają slĘ szczególnie w a ż - . ne terasz, w okresie odrodzenia suwerenności narodu.

N o w a sytuacja społeczna domagać się Będzie określenia na n o w o albo p o t w i e r d z e n i a swojej tożsamości i w i a r y ­ godności ideowo-artystycznej. M ó w i ą najprościej — r o ­ dzić się będzie na n o w o p y t a n i e : na ile i komu ruch twórczości ludowej jest potrzebny. Ruch twórczości lu­

dowej n a n o w o b o w i e m będzie musiał w y s t ę p o w a ć w o ­ bec pojawiających się na scenie społeczno-polityczno- kulturalnej n o w y c h sił społecznych. N i c b o w i e m nie jest dane raz na zawsze.

Ukształtowane przez ostatnie dziesięciolecia stereoty- py t w ó r c y l u d o w e g o także zaczynają się p r z e ż y w a ć w r a z z odchodzeniem patronackiego typu mecenatu oraz wchodzeniem, nowych, młodszych w i e k i e m i"Dwiadomych artystycznie pokoleń t w ó r c ó w . M y ś l ę , że znaczenie teraz będzie miała taka twórczość, która stanie się potrzebna wsi niekoniecznie rozumianej jako teren zbytu. P o pros­

tu: w i e ś odradzając siebie, żeby zaistnieć i liczyć się, będzie musiała w y s t ę p o w a ć na z e w n ą t r z nie tylko j a k o producent żywności ale też j a k o t w ó r c a kultury, i to takiej, która będzie atrakcyjna, c z y S konkurencyjna d o w e w n ą t r z i na zewnątrz. Jednym" s ł o w e m wf&ś "musi Stać się „ k i m ś " , kto m a w i e l e do zaoferowania z najbardziej rdzennie polskiej tradycji, z tego, co może j e d n o c z y ć naród, czynić z i e m i ę polską bliższą sercu a ojczyznę — d o b r e m niezastąpionym.

P r o b l e m ó w , przed k t ó r y m i stanie teraz S t o w a r z y s z e ­ nie i j e g o władze jest zresztą~~daleko Więcej. S T L musi i m sprostać w p r z e c i w n y m razie będzie schodzić na margines, j a k o j e d n a z kosztownych organizacji z a ł a t ­ wiających drobne sprawy oraz interesy z a w o d o w e grup czy grupek zajętych swoją promocją i zyskiem. Idea zostanie porzucona na poboczu i będzie ją musiał p o d ­ nieść i odrodzić kto irmy. P i e r w s z e rysy w S t o w a r z y s z e ­ niu już w i d a ć w y r a ź n i e . N i e p o k ó j np. musi budzić fakt bardzo niskiejyfirekwencji na zjazdach oddziałów. Zjazdy, to okazja raz na trzy lata i p o w i n n i na niej spotkać się wszyscy członkowie oddziału S T L , jako na s w o i m ś w i ę ­ cie. T y m c z a s e m do nielicznych należały te zjazdy, na które przyjechało około p o ł o w y członków, na niektórych natomiast,..frekwencja b y ł a żenująco niska. B y ć m o ż e oznacza to zanik w i ę z i lub obumieranie w ludziach idei przedłużania t w ó r c z e g o w ą t k u kultury l u d o w e j . Idea, to dusza organizacji a bez duszy organizm staje się m a r ­ t w y . A m o ż e c z ł o n k o w i e czują się po prostu n i e p o t r z e b ­ ni i stąd niechęć do k o n t a k t ó w ? I n n y m sygnałem jest jakby zmniejszenie zainteresowania S t o w a r z y s z e n i e m i j e ­ g o s p r a w a m i ze strony ludzi, którzy t r a d y c y j n i e i z s y m ­ patią współdziałali z S T L , czego m.in. d o w o d e m jest malejąca ilość publikacji poświęconych S T L i twórczości l u d o w e j .

Nie miejsce tu, by d o k o n y w a ć analizy, sądzę, że z r o ­ bią to sami t w ó r c y ludowi, j a k o podmiot całej s p r a w y . P o z w o l i ł e m sobie tylko na zasygnalizowanie p r o b l e m ó w , z którymi jak sądzę, nieuchronnie Stowarzyszenie b ę d z i e się spotykać. A czasy są n i e z w y k ł e i trudno tu o j a k i e ­ k o l w i e k analogie. W i e ś p o czterdziestu z górą latach d e ­ gradacji p o raz p i e r w s z y samodzielnie w y ł o n i ł a swoją reprezentację s p o ł e c z n o - z a w o d o w ą jaką jest m a s o w y ruch

„Solidarności" R I , w y ł a n i a teraz i odradza niezależną reprezentację polityczną w postaci P S L , przekształceniom ulega ruch młodowiejski. W tej sytuacji odczytanie na n o w o r o d z i m e j kultury w s i i j e j t w ó r c z e g o potencjału staje się zadaniem w a ż n y m i pilnym, w c z y m S T L p o ­ w i n n o odegrać rolę inspirującą.

S T A N I S Ł A W W E R E M C Z U K

(11)

Prezentując poniżej tekst o malarstwie Janusza Sokołowskiego z i Charlęża mamy świadomość, źe jego sztuka nie jest twórczością l u d o w ą w akademickim znaczeniu tego słowa.

Jest to jednak zapis autentycznego zjawiska, działania artystyczne­

go kreowanego na wsi, przez chłopa — działania zmuszającego do sta­

wiania pytań o kierunki ewoluowania współczesnej twórczości ludowej, jej granice i kryteria oceny.

(Red.)

W A L D E M A R FRĄCKIEWICZ

Apokalipsa Hj

Janusza Sokołowskiego

rw autobusu Transpedu jadącego / z Lublina w y s i a d ł e m obok

leśniczówki przed J a w i d z e m . Z szosy zszedłem na ścieżkę bieg-

nącą w z d ł u ż płotu leśnictwa i pra­

w i e nie błądząc w y s z e d ł e m na skraj lasu, skąd z o b a c z y ł e m d o m z

w i e l k i m m a l o w i d ł e m na białej ścia­

n i e : trzy pędzące konie. P r z e d r o ­ k i e m ta ściana była szara i pusta, a na dachu zmieniano strzechę. Od strony p o d w ó r k a p r a w i e nic się nie zmieniło. P r z y w i t a ł y mnie psy, ku­

ry, kot. N a „ T a ń c u " — w i e l k i m o b ­

razie o b o k d r z w i — w i d a ć u p ł y w a ­ j ą c y czas, ukruszyła się nieco p o ­ w i e r z c h n i a m a l o w i d ł a . P o j a w i ł się natomiast obok nowy, mniejszy obraz — „ Z w i e r z ę t a " .

Janusz p r z y w i t a ł m n i e sam.

Uścisk dłoni delikatnej j a k u pia­

nisty, a nie rolnika.

— Mamusia poszła na pogrzeb znajomej.

Ojciec Janusza zmarł w 1981 roku a starsze siostry i brat od dawna żyją w mieście, przyjeżdżają czasem na w a k a c j e .

— W t y m roku hektary oddaliś­

m y państwu, został p r z y d o m o w y ogródek, jest w i ę c e j czasu na m a ­ l o w a n i e .

W s p o m n i a ł e m o roku śmierci ojca, gdyż od tego czasu w y r a z i ś ­ ciej, dobitniej w y z w o l i ł a się siła, wizyjność, symboliczność j e g o m a ­ larstwa. Janusz nie uważa tego co robi za sztukę ludową, naiwną, sur­

realistyczną, schizofreniczną czy i n ­ ną, j a k niektórzy chcieliby ją określić. Jest sobą w tym, co ma­

luje i to jesit dla niego n a j w a ż n i e j ­ sze. P r a c e swoje n a z y w a p a m i ę t n i - ,kiem. P a m i ę t n i k i e m bardziej oso­

bistym, i n t y m n y m od tego pisane­

go, jaki m i dał do przejrzenia, gdzie cod l e n n y obrządek, sianie, brono­

w a n i e , pielenie, żniwa, zwózka, or­

ka, deszcz i słoneczna pogoda.

M a l o w a ł kiedyś w plenerze, ale m a l o w a n i e z natury go nuży.

— Musiałem z a w s z e obok d r z e ­ w a postawić coś, co by znaczyło.

B o jest świat w i d z i a l n y i jest jesz­

cze coś innego i to właśnie zazna­

czam w obrazach. A tak n a p r a w d ę chodzi mi tylko o siebie, bo to, co w i d z ę naokoło mnie, co m i e otacza, co maluję, to jest w e mnie. Cały czas pokazuję swoje życie, s w o j e autoportrety, to, co jest na co dzień ze mną i ten drugi świat. W każ­

d y m obrazie jest ta dwoistość: to, co jest teraz i to, co było w przesz­

łości, żyjąca matka teraz i żyjący ojciec w młodości. Matka z obrazu to nie tylko moja mamusia, ale to wszystko, co widzialne, ż y w e — ziemia, planeta, przyroda. Ojciec to nie tylko tatuś, który umarł, ale też ten, który opiekuje się p r z y r o ­ dą. Przyroda będąc w i d z i a l n y m , jednocześnie jest o d b i c i e m tego, czego nie w i d z i m y . Wszystko, co istnieje składa się z tych dwoistości:

męskiego i żeńskiego, n i e w i d z i a l n e ­ go i w i d z i a l n e g o , tego, co w e m n i e a naokoło mnie. T e dwoistości są j a k b y d w o m a stronami jednej r z e ­ czywistości.

9

(12)

aK odczuwany świat przytła­

cza Janusza, grozi mu jak bandyci z obrazu „ T e a t r " . Janusz, m i m o tak głębokiego przeżywania r z e c z y w i s ­ tości, nie traci nadziei na trwałość życia, na pokonanie wszelkich trud­

ności. W ę ż e są tego s y m b o l e m —

„zrzucają one starą, za ciasną skórę, a b y narodzić się na n o w o " . O d r o ­ dzić się w szerszej rzeczywistości.

Jego malarstwo to rozszerzanie sa­

moświadomości. Oswajanie w e w ­ nętrznych ż y w i o ł ó w . „ O b r a z y to lis­

ty do m a t k i " —• czyli treści p r z e ­ niesione ze świata n i e w i d z i a l n e g o do widzialnego, w e w n ę t r z n a k o m u ­ nikacja m i ę d z y d w o m a światami Janusza, podświadomością i ś w i a d o ­ mością.

Sięganiu do najgłębszych emocji, pokładów podświadomości, do tego, co przeczuwalne, lecz do końca nie- ogarnięte, towarzyszy duży lęk.

Malując swoją senną w i z j ę z g o ­ niącymi go hienami w y z w o l i ł w so­

bie tak duży lęk, że musiał znisz­

czyć obraz, gdyż w p r z e c i w n y m wypadku wizja, w y z w o l o n e emocje mogłyby zniszczyć j e g o samego.

Wchodząc na rozwalający się mur, oddzielający, a zarazem łączący oba światy, chce ustrzec się p r z e d ata­

kującymi go hienami — przed l ę ­ k i e m przed nieznanym. M o ż e na­

brać do nich dystansu i zarazem ogarnąć w z r o k i e m o b y d w a światy, ale może też zostać przez te światy pochłonięty, pożarty przez hieny.

( „ M u r to nieszczęście, hieny to B ó g " ) . Tak odkrywany świat w z b o ­ gaca Janusza, ale jednocześnie za­

graża mu swoją siłą, wielkością.

Janusz uważa się za istotę słabą, ułomną w stosunku do tego, co niewidzialne, co jednak uważa za r ó w n i e w a ż n e a nawet ważniejsze dla niego, do czego tęskni j a k chło­

piec z. obrazu „ Ś l e p c y " . „ Ś l e p c y " to dwa - światy istniejące oddzielnie obok siebie, nie komunikujące się ze sobą. T o w a r z y s z y mu r ó w n i e ż świadomość, że p e w n e p r o b l e m y , możliwości odchodzą, mijają.

„ Z m i e r z c h " to to, czego nie m o ż e pojąć, „doścignąć", co odchodzi.

Przekonany jest, że on jak i każdy człowiek ma dany krótki czas na poznanie, u p o r z ą d k o w a n i e tego, co w nim samym i w o k ó ł niego. Jeżeli tego nie uczynimy w t y m czasie, to świat się rozleci. L u d z i e na z i e m i są jak dzieci zaaferowane zabawą. N i e zauważają ogromu sił r z e c z y w i s t o ś ­ ci jak w obrazie „ N i e b e z p i e c z n e za­

bawy", w k t ó r y m na b a w i ą c e się dzieci pędzą konie.

(13)

Rodzice

Z m i e r z c h W świecie Janusza nie m a w y ­

raźnej granicy między tym, co w e w n ą t r z niego, a t y m , co na z e w ­ nątrz. T o , co go otacza jest odbi­

ciem tych sił, które są r ó w n i e ż w nim, które t w o r z ą całą r z e c z y w i s ­ tość. T w ó r c z o ś ć j e g o jest sponta­

niczną ekspresją sił tkwiących w jego psychice, w rzeczywistości.

Rysuje n a j p i e r w o ł ó w k i e m na kar­

tonie plany swoich w i z j i . A inte­

lektualna interpretacja ich p r z y c h o ­ dzi dopiero później. P l a n y u m o ż l i ­ wiają, ułatwiają mu t w o r z e n i e róż­

nych kolorystycznie w e r s j i jednego tematu 1 odtworzenie, replikę obra­

zu, którego już nie ma w domu.

N i e zabiega o w y s t a w i a n i e s w o ­ ich prac, ale chętnie udostępnia je zainteresowanym. W i e l e z ni<jfc zna­

lazło się w nieznanych rękach po wystawach w Lublinie, Elblągu, K r a k o w i e . Niektóre dostępne są już tylko na zdjęciach, przeźroczach.

M a l a r s t w o jego jest mi emocjonal­

nie 1 intelektualnie bardzo bliskie*

Z a w i e r a wartości obiektywne, takie które mogą otworzyć odbiorcy oczy na przestrzenie nie dostrzegane w codziennym, płaskim postrzeganiu świata.

Zdjęcia W a l d e m a r

F r ą c k i e w i c z

11

(14)

"".Kto prezesem ZGS r fL|

w następnej kadencji ? P

ozwólcie, że podzielę się z

w a m i , S z a n o w n e K o l e ż a n k i i Szanowni K o l e d z y — t w ó r c y , na łamach „TUP — troską o w y b ó r człowieka, który g o d n i e będzie r e ­ prezentował nas t w ó r c ó w l u d o w y c h na arenie o g ó l n o k r a j o w e j . Kochani, to w c a l e nie agitacja z m o j e j stro­

ny do w y b o r ó w na senatora, czy posła do parlamentu, to zastano­

w i e n i e się przed Z j a z d e m K r a j o ­ w y m S T L , kogo chcemy m i e ć na t y m stanowisku. Jest to funkcja społeczna, za którą o t r z y m u j e się t y l k o miesięczny ryczałt na d o j a z ­ dy służbowe, nie jesteśmy b o w i e m instytucją zarobkową, jesteśmy z w i ą z k i e m t w ó r c z y m . W i e l u zasłania się legitymacją, która jak p a r a w a n służy im dla własnych t y l k o k o r z y ś ­ ci. T a c y nie dbają o resztę, u p e w ­ niwszy się, że mają p r a w o do r e n t y i emerytury. A tak b y ć nie może, bo ktoś to przez okres 20 lat d z i a ­ łalności S T L w y p r a c o w a ł — o czym nawet nie w i e m y . Pracując w Z a ­ rządzie G ł ó w n y m przez okres lat p r a w i e jedenastu zdążyłem, tak j a k wiele koleżanek i k o l e g ó w , poznać te sprawy i poznać ludzi, którzy n a p r a w d ę chcą pracować dla ogółu, nie licząc na korzyści materialne,

„ w y s o k i e zarobki", honoraria, w y ­ różnienia. N i e , t o są ludzie, którzy działali przez okres 20 lat, dla dobra nas wszystkich. Przeszliśmy przez

„ s z t o r m y " lat b u r z l i w y c h i niespo­

kojnych, k i e d y to podkładano nam kłody pod nogi, b y l i ś m y „niechcia­

nym d z i e c k i e m " , a teraz m a m y już swoją pozycję. Stąd dziękczynne ukłony dla t y c h ludzi, k t ó r z y t r w a l i niestrudzenie i uparcie p r z y S T L pracując dla naszego w s p ó l n e g o dobra, a żaden nie dorobił się m a ­ jątku.

K o l e ż a n k i i K o l e d z y , k i m i j a k i m człowiekiem p o w i n i e n b y ć prezes?

P o w i n i e n posiadać własną pozycję majątkową, być trochę ekonomistą, w y d e p t y w a ć ścieżki w s z ę d z i e (nie będę pisał gdzie), być c z ł o w i e k i e m szczerym i o t w a r t y m , koleżeńskim, miłym, dać się lubić, ale musi t o być człowiek r ó w n i e ż t w a r d y i n i e ­

ustępliwy, nieugięty. P o w i n i e n być artystą, k o w a l e m , rzeźbiarzem, m a ­ larzem na szkle, itp., p o w i n i e n nosić nie teczkę, a plecak z różnego r o ­ dzaju w y r o b a m i (na prezenty), bo w t e d y ł a t w i e j m o ż e m y deptać sobie

ścieżki, co tu dużo m ó w i ć , tak się utarło i tego niestety sami nauczy­

liśmy, m a m y lekką r ę k ę . Musi t o być człowiek stary stażem, m ł o d y w i e k i e m , z d r o w y i w y t r z y m a ł y na w s z y s t k o . W s z y s t k i m prezesom Z G nie zazdroszczę tytułu, lecz raczej współczuję, mając na u w a d z e same­

g o siebie na stanowisku prezesa Z a ­ rządu Oddziału S T L przez d w i e ka­

dencje. A pozostaje jeszcze droga m i ę d z y miejscem zamieszkania a L u b l i n e m .

G o r z k i e słowa kieruję pod a d r e ­ sem c z ł o n k ó w Zarządu G ł ó w n e g o , m a m do tego p r a w o z racji stano­

wiska, b o pięknie deklarujemy się na Zjazdach K r a j o w y c h , niestety, w ciągu kadencji na trzy lata w i e l u uczestniczy raz jeden, czy d w a w posiedzeniach Zarządu. P r z y k r e , że zebrania s p r a w o z d a w c z o - w y b o r c z e oddziałów S T L nie m i a ł kto obsłu­

żyć — n i e k t ó r z y członkowie po trzy i cztery r a z y jeździli, a niektórzy wcale. T a k i c h c z ł o n k ó w m y nie chcemy i w y b i e r a ć nie będziemy, nie chcemy ich widzieć n a w e t na Zjeździe K r a j o w y m . M y idziemy na jakość, nigdy na ilość. M a m y o b o ­ w i ą z e k pracować wspólnie z p r e z e ­ sem Z G .

Jesteśmy organizacją chłopską, kontynuującą tradycje kultury wsi polskiej, tej wsi, która „ Ż y w i i B r o ­ n i " oraz tworzy, a tak rzadko oce­

niana jest należycie. Broni nas i pomaga nam Rada N a u k o w a , m e c e ­ nasi; t y m K o c h a n y m L u d z i o m , ja twórca ludowy, składam głęboki ukłon, serdeczne podziękowanie za w k ł a d pracy dla naszej wspólnej sprawy.

Organem w y k o n a w c z y m S T L jest Biuro Zarządu G ł ó w n e g o — d y r e k ­ tor, k t ó r y odpowiada przed nami za pracę w całości i zespół p r a c o w n i ­

k ó w , zgodnie z r e g u l a m i n e m jemu podległy, zespół ze wspaniałych, w y p r ó b o w a n y c h i s p r a w d z o n y c h f a ­ c h o w c ó w , ale pracujących za w y n a ­ grodzenie poniżej średniej k r a j o ­ w e j . Galeria, która p o w i n n a p r z y ­ nosić dochody z działalności g o s p o ­ darczej, ma być naszym dziełem.

P o to b y prosperowała, p o w i n n i ś m y p r z e k a z y w a ć j e j najlepsze s w o j e dzieła.

Doczekaliśmy się nareszcie na­

szego pięknego czasopisma, k t ó r e ma na imię „ T w ó r c z o ś ć L u d o w a " . P i s m o przepiękne, ale z n ó w „ a l e " . T o m y w i n n i ś m y j e r e d a g o w a ć , dbać o j e g o nakład. Jest nas ponad 2000 c z ł o n k ó w i nie p o w i n n o b y ć ani jednego, kto nie dokonuje p r e ­ numeraty. T o nie tłumaczenie, że nie m a tego gdzie załatwić. N i e ma żadnych trudności dla tego, k t o chce. Ba, m a m y n a w e t za g r a n i c a ­ m i kraju k r e w n y c h , r o d a k ó w , k t ó ­ r z y chcą b y ć i n f o r m o w a n i o k u l t u ­ rze wsi i j e j sztuce.

K o l e ż a n k i i K o l e d z y , apeluję do W a s , z a s t a n ó w m y się wspólnie, s y ­ tuacja nie jest wesoła. M a m y o b o ­ w i ą z e k wspólnie p r a c o w a ć dla d o ­ bra naszej organizacji, w s p ó l n i e działać, wspólnie sobie pomagać.

Józef Citak

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zgodnie z ideologią sztuki stosowanej zainteresowania artystów kierowały się nie tylko ku wielkim 1 ważnym obiektom, lecz także, a może przede wszystkim, ku przed­..

Dopiero w kilka dni potem zabrany został wraz z podwodą przez cofające się na nową linię obrony w okolicach Równego oddziały polskie!. W kilka dni po przekroczeniu polskiej

cykapłan żydowski. Lekki wiaterek rozwiewał jego siwą czuprynę, igrał w srebrzystej brodzie, chłodził zroszone jego czoło. Wszystkie stare babki na kolana się rzuciły, za nimi

żonej w parę koni jechała orkiestra na wesele do Jana Pocka. Wesele Jasiowi robił starszy brat Józef, który objął gospodarstwo wraz z żoną i matką, ponieważ ojciec

ne, tylko sam wzrok jest czynny, a więc jednostronnie przepracowany na niekorzyść innych zmysłów, i to tern więcej, £e przy przebywaniu godzinami w kinie (dziś — przed

pa tworzy swój, sobie jedynie znany i przez siebie rozumiany kosmos. W takich wspólnotach, również wśród staroobrzędowców każdy gdzie jest jego miejsce oraz jaką posiada

I to trzymała, trzymała, potem to wszystko już się zrobiło stare, trza było nowe kupić, bo tylko do niczego się nie nadawało, wszystko krótkie się zrobiło, małe, ji tak

warzyszących i m wierzeń, na przykład: „Po porodzie matki przechowywały pępowinę do siódmego roku życia dziecka. Gdy szło do pierwszej klasy, dawano mu ją do rozmotania.