• Nie Znaleziono Wyników

Echo z Afryki : pismo miesięczne illustrowane dla popierania zniesienia niewolnictwa i dla rozszerzania misyj katolickich w Afryce. 1900, nr 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Echo z Afryki : pismo miesięczne illustrowane dla popierania zniesienia niewolnictwa i dla rozszerzania misyj katolickich w Afryce. 1900, nr 7"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Św. Piotrze Klawerze apost. niewolników murzyńskich,

módl się za nimi!

Pismo miesięczne {ilustrowane

dla popierania zniesienia niewolnictwa i dla rozszerzenia

misyj katolickich w Afryce.

W y d a w a n e p r z e z SODA LIC YĘ ŚW. PIOTRA K LA WERA.

Na Austryą Główny skład w Księg. Spółki Wydawniczej Polskiej w Krakowie.

Na Rossyą; Warszawo, Księgarnia M, Macii witza, dawniej M. Orgelbranda.

(2)

Na M isye Afrykańskie:

Od Dominika na Mszę św. ad inten. zdrowia i powodzenia I rsb. — 2 kor.

54 hal.; Franciszka Mrachacz z Raciborza 4 mk. 40 fen. =** 5 kor. 16 h al.; L u d ­ wik Noszka z Ostrego 2 mk. == 2 kor. 36 hal.; p. Dziedzicka 3 kor.; X. W. R.

z Petersburga na 12 Mszy św ad inten! 6 rs. «= 15 kor. 24 hal.; p. Łukaszew i- ćzowa z Wilna na 4 Msze św. za zmarłych 4 rsb = 10 kor. 8 hal. i na 1 Mszę ad inten. 1 rs. = 2 kor. 54 hal. od p. W. K nlesińskiej; p Helena M ończuńska na 2 Msze św. za dusze ś. p. W andy i Hipolita 2 rsb. == 5 kor. 8 hal.; Kazimierz Rucki na Msze św. 1 rsb. =* 2 kor. 34 hal.; p. Koloszowa na Mszę św. ad inten.

I rsb. «*= 2 kor. 54 hal.; N. N. na Mszę św. ad inten. 1 rsb. = 2 kor. 54 h al.;

przez p. Snarską Urszula Gryzanówna na Mszę św. za duszę ś. p. Jana, Mareefego i Ja n a l rsb. = 2 kor. 54 hal.; Tekla Gryzanówna za dusze ś. p. Salomei, Jana,.

Marcelego i Ja n a 1 rsb., = 2 kor. 51 bal.; Magdalena W iszniew ska za dusze opu­

szczone 50 kop. = 1 kor. 27 hal.; p. Rubin n a Mszę św. za dusze ś. p. Adama i Elżbiety 50 kop. «= 1 kor. 27 hal ; N. N. na Mszę św. ad in. 50 kop. = l kor.

27 hal.; Anna M ittendorf na M sześw. za dusze cierpiące 1 rsb. =* 2 kor. 54 h a l.;

Anna W yłeanowa na Msze św. ad inten. 1 rsb. 2 kor. 54 hal.; Jadw iga Pukia- nówna ad inten. 50 kop. ^ J kor. 27 bal.; N. N. na Mszę św. za duszę ś. p. Pe- troneli 50 kop. == 1 kor. 27 hal.; 'X . N. N. z Rossyi na 119 Mszy św." ad inten.

1 na 105 Mszy pro defnn. 208 rsb. 50 k. = 531 k. 47 h. razem 604 kor. 14 lu Na wykup i ochrzczenie niewolników:

Przez p. S narską Marcin i Anna Pipir 1 rsb.; Smelterowie 1 rsb.; Ew a Woj - taniowa 50 kop.; Anna W ojtkuniowa 50 kop.; Anna Wyłeanowa 50 kop.; Jadw iga Pukianówna 50 kop. — razem 4 rsb. == 10 kor. 16 hal.; p. Poklew ska - Koziełło na wykup S t a n i s ł a w a i A l f o n s a 100 rsb. = 255 kor.; M. i S. z Poznania dla swycn wykupionych czarnych dzieci M a r y i i S t a n i s ł a w a 200 mk. = 236 k o r.;

razem 501 kor. 16 bal.

Na chleb św. Antoniego:

Z Wilna 2 rsb. 50 kop. «= 6 kor. 34 hal.; Ciepielak 1 kor.; zebrane przez p. Snarską: Emilia Snarska 50 k o p ., Elżbieta Snarska l rsb. 55 k o p ., Anna Mit­

tendorf 10 kop., W ojtkuniowa 15 kop., Zuzanna Trzaszunowa 20 kop. — razem 2 rsb. 50 kop. =» 6 kor. 34 hal.; z Poznania od N. N. 5 mk. = 5 kor. 80 hal. — razem 19 kor. 48 hal.

S u m a d a tk ó w n a d esła n yc h do polskiego „E ch a* 1124 koron 78 hal.

Nadesłane przesyłki:

Przez p. Konopnicką sukienki po utopionej dziewczynce z L itw y; ze Skałki 2 różańce; p. Aleksandrowiezowa marki zużyte; z W arszawy marki zużyte.

Dopłaty do „Echaw:

Jan Orea 76 hal.; p. Prokopowa 76 h ; hr. Zamoyska 76 U.; p. Bigaj 76 h .;

Klich Ja n 76 h a l.; hr. Ledóchowska z Lipnicy 76 hal. — razem 4 kor. 56 hal.

Polecono m odlitwom :

Intencye wszystkich członków, zelatorów Misyi i Soilalicyi Sw. Piotra Kia- wera, również zelatorów i prenumeratorów „Echa.u S z c z e g ó l n e i n t e n c y e : wysłuchanie nowenny dla Z.; inteneya zdrow ia i pow odzenia; intencye ze Sławuty.

Wszystkie intencye św. Antoniemu polecone.

M em ento zm arłych.

f X. Karakulski z Biesiadek.

f Hr. Marya Mycielska w Poznaniu.

f Ludwik Bukowski w Krakowie.

t Teresa A nna W eipensteiner w Salzburgu 8 czerwca.

Wieczny odpoczynek racz im dać Panie a św iatłość wiekuista niechaj im świeci na wieki wieków. Amen.

(3)

B ło g o s ła w io n e p rzez J e g o Ś w ią to b liw o ś ć P a p ie ż a L e o n a X III.

K a t o lic k ie m ie s ię c z n e p ism o d la p o p ie r a n ia d z ie ła m is y jn e g o wychodzi w polskim, niemieckim, włoskim i francuskim języku. Cena rocznie

z pocztą dla Austryi 1 korona 20 halerzy; dla Niemiec 1 mk. 20 fen.; dla krajów związku pocztowego 2 fr. 50 cent.; dla Rossyi 1 rsb.

Adres dla przesyłania prenum eraty i ofiar: Kraków, Starowiślna, Nr 3.

ECHO Z AFRYKI.

Rok VIII. Nr 7.

Aby się stali godnymi obietnie

Chrystusowy eh!

Ze w sz y stk ich dzieł, najw ięcej B oskiem jest w spółdziałać w zb a w ie n iu dusz.

K ościół nasz św. pośw ięca m iesiąc L ipiec szczególniejszej czci N a j­

św iętszej K rw i P an a i Z baw iciela naszego Je zu sa C hrystusa. T ej K rw i, k tó ra przed w iekam i, z ty sią c a ran Z baw iciela św ia ta p ły n ę ła i dzisiaj jeszcze nieustannie w sposób m istyczny na naszych ołtarzach p ły n ie ku ratunkow i, oczyszczeniu, pocieszeniu i zbaw ieniu biednej, na tym padole płaczu jęczącej grzesznej ludzkości. A leż n ie ste ty , ja k ż e m ało ludzi tę drogocenną krew praw dziw ie czci, szanuje, m iłuje i ubóstw ia! J a k dla wielu była Ona bezowocnie w ylaną! N ie dosyć, że są do tąd jeszcze m i­

liony i m iliony dusz ludzkich, które chociaż tą niezm ierną ceną K rw i N a j­

świętszej odkupione, przecież udziału w Jej zbaw iennych sk u tk a ch nie m ają, bo jeszcze pogrążone są w ciem nościach bałw ochw alstw a. N ie dosyć, że m iliony dusz nie m ogły być jeszcze obm yte w zdrojach zb aw iennych d ro ­ gocennej K rw i Zbaw iciela, bo D obra N ow ina w iecznego zbaw ienia do nich jeszcze nie dotarła. N ie dosyć na tern, nie, ale jeszcze są ludzie, k tó rzy u siłu ją w czasach dzisiejszych, z praw dziw ą sz ata ń sk ą gorliw ością w ydrzeć

Lipiec 1900.

Królowo Niebios Maryo, módl się za nieszczęśliw ym i

Murzynami!

(4)

Zbaw icielow i i te dusze, k tó re On ju ż w swej przenajdroższej K rw i obmył, oczyścił i uśw ięcił, k tó re K rw ią S w oją N ajśw iętsz ą k arm ił i w zm acniał, ale co sm utniejsze, że ci ludzie odkupieni K rw ią Jezu sa Chrystusa-, sta ją się dziś pom ocnikam i szatana, p rzejm ując zgrozą w iernych i zad ając bo­

leść K ościołow i. I któż to są ci pom ocnicy szatana, którzy szerzą z e ­ psucie i zgniliznę m o raln ą we w szystkich w arstw ach społeczeństw a? S ą to ci w szyscy, k tó rzy przez w ydaw anie i rozpow szechnianie złych niechrze- ściańskich pism , ja d niew iary , buntu i nieobyczajności w ludzkich sercach zaszczepiają. A z j a k ą to gorliw ością ta zgubna p ro p ag an d a w pism ach się u praw ia, to je s t zapraw dę, zarów no zdum iew ające, ja k opłak an ia godne!

W szy stk ie k la sy społeczne są tą p ro p a g a n d ą objęte, dla każdej je s t w y b ra n a straw a, m ogąca się im najlepiej podobać. W ykształconej publicz­

ności p o d aje się ta k ie w ydaw nictw a w arty sty cz n ej gustow nej szacie, u b o ­ gie w arstw y p rzy n ęca się znowu n adzw yczajną ta n io śc ią tych piśm ideł.

N um ery okazowe tysiącam i są rozrzucane, w szystkich używ a się sposobów, naw et w k ład a się j e w szczeliny drzw i, a b iedna służąca zn ajduje tak ie pisem ko, czyta i zaciek aw ia się „senzacyjnym i rom ansam i “, ależ w łaśnie rozd ział najciekaw szy przerw an y , chciałaby się przecież koniecznie dow ie­

dzieć, ja k i będzie koniec, pisem ko ta k nadzw yczaj tanie, m ożna w ięc z a ­ prenum erow ać. N ie w zd ry g ają się naw et ta k ie bezbożne pism a po szko­

łach i pensy o n atach rozsiew ać, nieraz też pomimo najczujniejszej baczności ze strony nauczycieli, d o sta ją się one w ręce niedośw iadczonej m łodzieży, k tó ra j e przez lekkom yślność czyta i ta k ten ja d niebezpieczny w k ra d a się w serca jeszcze niezepsute a niekiedy dziecinne. N ie je stż e to iście sz a ­ ta ń sk ie d ziała n ie ?

W ja k ie j ilości rozchodzą się te bezecne pism a, niech pośw iadczą n astęp u jące cyfry. P rz y ostatnich w yborach sejm ow ych w N iem czech, ro ­ zeszło się ta k ich pism w samym B erlinie pół m iliona egzem plarzy, we W rocław iu 4 0 .0 0 0 , w L ip sk u 2 0 0 .0 0 0 , w D usseldorfie był.o w obiegu roku zeszłego 7 0 0 .0 0 0 , a u nas w A ustry i nie lepiej się dzieje. N iech nas więc nie dziwi, że d ru k arn ie zajęte w yłącznie drukiem takich szk arad n y ch p i­

śm ideł, przez w ielk ą k onkurencyę nie u p ad a ją , ale owszem, ja k n ajlepsze ro b ią in te re s y ; ta k samo i dziennikom o złych tendencyach św ietnie się powodzi, podczas g dy kato lick ie, praw dziw ie chrześciańskie gazety bardzo często zaledw ie w eg e tu ją i nieraz w reszcie upad ać muszą. N iestety, do p odtrzym yw ania złego z n a jd u ją się zaw sze ludzie ochotni, choćby to naw et i znacznych w ym agało nakładów . Czemuż my kato licy ta k iej samej g o rli­

wości nie m am y dla p odtrzym yw ania dobrego, w rozpow szechnianiu dobrych pism , ja k ą m ają n iep rzy jacio ły Boże w szerzeniu złeg o ? „T o st est etiam ab hoste d o c e ri“ — i od n ie p rz y jac ie la uczyć się winno.

W T y ro lu , sta ry schorzały w ieśniak poszedł do o k ilk a godzin odległej niedostępnej w ioski, by tam swemu przyjacielow i w ręczyć an tich rześciań sk ą g a z e tę ; czyż to nie powinno zaw stydzić niejednego k ato lik a , k tóry, pożal się Boże, nieraz je s t za leniw y, choćby tylko palcem ruszyć dla dobrej spraw y.

Dobrze je s t znana gorliw ość p ro testantów w szerzeniu sw ych religijnych trak tacik ó w , a szczególnie ko b iety się w tym k ieru n k u odznaczają. I ta k n ap rz y k ład , wiemy o je d n e j dam ie z najlepszego tow arzystw a, k tó ra podró­

(5)

żując, n igdy nie opuści w agonu nie zostaw iw szy tam k ilk u egzem plarzy sek ciarsk ich pisem ek, i nie dosyć je j jeszcze na tern, ale k o rzy sta z każdej nad a rzając ej się sposobności, np. m ijając budkę b u d n ik a kolejow ego i t. p.

w yrzuca przez okno sporo tych trak tacik ó w . Robiąc ja k ie spraw unki, zo­

staw ia zaw sze w sklepie k ilk a protestan ck ich p ise m e k ; inna znowu co so ­ botę w ieczór w yczekuje na w racające z fab ry k robotnice i rozdaje im owe pisem ka.

M oglibyśm y jeszcze w iele tak ich p rzykładów zacytow ać, p o p rze sta­

je m y je d n a k na ty ch kilk u . Z apytujem y się te ra z : j a k my k ato lic y u si­

łujem y rozszerzać dobre p ism a ? N iestety , będziem y m usieli p rzyznać, że n ad e r mało robi się w tym kierunku, a przecież m am y w ielką ilość czaso­

pism , k alen d arzy i g azet k atolickich, k tó re ta k co do treści, ja k i z e ­ w nętrznej form y o d p ow iadają w szystkim w ym aganiom czasu i w stydzić się ich nie potrzeb u jem y ; należałoby tylko zainteresow ać się niemi i zw rócić uw agę szczególnie na te pism a, k tó re najodpow iedniejsze są do obudzenia szlachetnych celów i dążności. Z daje nam się, że tem i są przedew szyst- kiem pism a m isyjne. R ozpow szechniając pism a te, otrzym uje się cel p o ­ dw ójny, to je s t obznajm ia się czytelnika ze straszn ą n iedolą ta k m oralną ja k m a tery aln ą różnych nieszczęśliw ych ludów pogańskich, ja k o te ż w znieca się w sercu w dzięczność za tę w ielką ła sk ę należenia do K ościoła św., źródła w szystkich dobrodziejstw duchow ych, torującego nam drogę do z b a ­ w ienia. P ow tóre rozbudza się w sercu czytelnika litość dla tych n a j­

b iedniejszych m iędzy biednym i nieszczęśliw ych pogan i chęć spieszenia im z pom ocą, m odlitw ą i ja łm u ż n ą. T e zbaw ienne sk u tk i w yw ołane cz y ta ­ niem pism m isyjnych sp raw ia ją, że przen ajd ro ższa K rew Z baw iciela nie będzie darm o w ylana ta k za dusze n ależące do. łona K ościoła św., ja k o te ż za te, k tó re jeszcze w yczekują tej szczęśliwej chwili.

P ośród pism m isyjnych, n a d a ją się szczególnie dwa, przez S odalicyę św. P io tra K law e ra w ydaw ane p ise m k a : „Echo z A fry k i11 i „M ała b ib lio ­ te k a a fry k a ń sk a " *). Oprócz tych m iesięczników , w ychodzą ta k że „M isye K ato lick ie", pismo doskonałe, w iększych rozm iarów z pięknem i rycin am i, cena je g o w ięc nie dla każdej kieszeni je s t p rzy stę p n ą, inne zaś pism a m isyjne są zw ykle organem poszczególnych kongregacyj m isyjnych i in te ­ re su ją przew ażnie tylko p rzy jació ł tych pojedynczych k o n g reg a cy j, „Echo z A fryki" zaś i „M ała b ib lio tek a a fry k a ń sk a " zajm ują się w szystkiem i kongregacyam i m isyjnem i w A fryce i przez tę w szechstronność m ogą łatw iej wzbudzić zajęcie czytelników . S ą to ja k o b y pio n iery to ru ją ce drogę in ­ nym pismom m isyjnym . Ileż ju ż osób czy tając te pisem ka, zainteresow ało się je d n ą lub d ru g ą k o n g reg a cy ą m isyjną, zapytyw ało w red a k cy i „E cha"

o organ tej kongregacyi lub prosiło o num er okazow y i stało się gorli- wemi abonentam i innych pism m isyjnych. „M ała b ib lio tek a a fry k ań sk a "

zaleca się szczególnie dla m łodzieży i dla ludu, w stylu łatw o zrozum iałym zaw iera a rty k u ły zarów no pouczające, zajm ujące i zabaw ne, a n adzw yczajna taniość obydw óch pisem ek, u łatw ia niezaw odnie i c h . rozpow szechnienie.

*) „Echo z Afryki" pismo miesięczne illustrowane, cena z przesyłką pocz­

tową w Austryi rocznie 1 korona 20 halerzy, w Niemczech 1 mk. 20 fen. „Mała biblioteka afrykańska" bardzo zajmująca, rocznie 80 halerzy, w Niemczech 70 fen.

(6)

Jesteśm y przekonani, że w iększa część naszych czytelników zgadza się z naszem zapatryw aniem , d a ją nam bowiem tego dow ody rozpow szechniając z w ielką gorliw ością nasze pisem ka, za co niech im Bóg z a p ła c i! D la tych zaś, k tó rzy przy najlepszych chęciach nie w iedzą ja k się do tego w ziąść, niech p osłużą n a stęp u jące w skazów ki. T rz e b a przedew szystkiem zachęcać do p ren u m e ra ty , opow iadając o tych pisem kach, pok azu jąc je , pożyczając, zalecając. N um ery okazow e są p rzesy łan e na żądanie bezpłatnie.

N iech posłuży p rz y k ła d pew nego gorliw ego k ap łan a i p rzy jaciela m isyi. Oto w iem y, że od czasu do czasu bierze on ze sobą k ilk a egzem ­ p la rz y „E c h a z A fry k i" i „M ałej b ib lioteki afry k a ń sk ie j" i idzie w odw ie­

dziny do w iosek z je g o p arafią są siad u jąc y ch (w je g o bowiem parafi od- daw na ju ż są te pisem ka rozpow szechnione i cenione), tern łatw iej zaw ią­

zuje się rozm ow a z poczciwym i w ieśniakam i, mówi się o gospodarstw ie, 0 zbiorach, o dzieciach, i ta k w to k u rozm ow y nadm ienia się coś o b ie ­ dnych m urzynach w dalekiej A fry c e , now y ten przedm iot zaciekaw ia i n a ­ w et w zdum ienie w prow adza słuchaczy, dzieci szczególnie, ale nie mniej 1 starszych. W ted y gorliw y ten k ap ła n zapytuje, czyby nie chcieli coś p rzeczy tać o m u rzynach: „a czemu nie — brzm i odpowiedź — ale co to k o sz tu je ?" „K osztow ać, nic nie kosztuje, tylko faty g a czytania, j a k chce­

cie, to wam n ieraz ta k ą książeczkę przyślę, a ja k wam się będzie podobać i zechcecie, to w am zaprenum eruję to pisem ko na cały rok, czy zg o d a ?"

„Z goda" — i obydw ie strony- są zadow olone.

T akim to sposobem gorliw y ten k ap łan wielu ju ż przy jació ł pozyskał dla m isyj afry k ań sk ich , i pew nie nie jed n o ju ż błogosław ieństw o zciągnął n a poczciw ych tych w ieśniaków . Z apew ne nie zaw sze się to łatw o udaje, są bowiem se rc a ta k zmrożone, j a k gdyby b ry ły lodu i niem ałej potrzeba cierpliw ości, aby ta k ie serca ro z g rz a ć ; a je d n a k nie pow inniśm y się zrażać.

T ak im oziębłym ludziom trze b a ofiarować bezpłatnie nasze pisem ka, p o ­ woli zn a jd ą upodobanie w tern czytaniu i w reszcie zap ren u m eru ją a naw et i drugich do tego zachęcą, dośw iadczyliśm y to ju ż n iejednokrotnie. Ale może kto pow ie: „Toż przecie kosztuje prenum erow ać i rozdaw ać." Ależ w obec ta k niskich cen naszych pisem ek, je s t to w ydatek ta k nieznaczny, że każdem u je szc ze starczy n a prenum eratę jednego „E c h a" lub „Małej b ib lio te k i", czyż ta k bardzo się rachujem y, g dy chodzi o ja k ą przyjem ność lub nabycie ja k ie jś często niepotrzebnej a dość kosztow nej fra sz k i?

D ałoby się jeszcze nie je d n o w tym przedm iocie pow iedzieć, ale zdaje nam się, że te k ilk a w skazów ek w y starczy , a zresztą k ażdy n ajle­

piej odczuje, w ja k i sposób najstosow niej w spółdziałać może w rozszerzaniu d obrych pism . W czyjem sercu je s t m iłość Boża i bliźniego, ten znajdzie drogi i sposoby dla usunięcia trudności w spraw ie podobającej się B o g u ! Że w szyscy bez w y jątk u , do tego ta k bardzo na czasie będącego dobrego uczynku przy czy n ić się m o g ą , dow odzą nam te gorliw e dusze, z któ- rem i je ste śm y w stosunku. Są m iędzy niemi kap łan i i zakonnicy, panow ie i panie z najw yższych w arstw tow arzy sk ich , w ieśniacy i słudzy, urzędnicy w szelkich k ateg o ry j, robotnicy, studenci i n au c zy c ie le; je d n em słowem, są ludzie w szystkich stanów , stanow isk i w ieku. N iech Bóg tym w szystkim , ta k o Jego chw ałę gorliw ym duszom, ja k najobfitszą będzie z a p ła tą !

(7)

W wieczności dopiero zobaczą one, ile sw ą gorliw ością dusz w y ra to w ały i p oznają ja sn o , ile się przy czy n iły , ab y K rew p rzenajdroższa ich P a n a i Z baw iciela d la w ielu dusz darm o w y lan ą nie była. T am dopiero w w ie­

czności w szyscy doskonale zrozum iem y znaczenie głębokie tego p ięknego zd a n ia : Z rzeczy Boskich, n a jh a rd z ie j Boską je s t, współpracować n ad zba­

w ieniem dusz.

1 y>XO :----

W I A D O M O Ś C I B I E Ż Ą C E Z M I S Y J .

OO. F r a n c is z k a n ie .

Od w łasnego wuja zap rzed an y jako niewolnik.

K ena ( W yższy E gipt), 18 lutego 1 9 0 0 r.

Ł a sk a w a P an i K ierow niczko!

J a obecnie znajduję się w K ena, je d n e j z n ajsta rsz y ch stacyj W yż­

szego E giptu, ażeby z pow odu jubileuszow ego ro k u m iew ać tu kazania.

Pew nego dnia przyprow adzono mi trzynastoletniego chłopaka, k tó ry niegdyś uczęszczał do naszej szkoły i serdecznie przy w iązan y je s t do m isyi.

T o co mi o losach swego życia opow iadał, je s t ta k zajm ujące, że chociaż w krótkości prag n ę to sk reślić dla czytelników „E ch a z A fry k i." G dym za p y ta ł niezw ykle inteligentnego chłopca, czy i on n ależ ał do szkoły naszej, odpow iedział mi, że rok tem u, uprow adzonym z niej zo stał w zd rad zieck i sposób, a te ra z pow tórnie opuścić j ą m usiał, gdyż po śm ierci rodziców pracow ać musi ciężko n a k aw a łek ehleba. Ale w tenczas, g dy go u p ro w a­

dzono, sprzedanym został okrutnem u panu, potem p raw ie cudow nie w y b a ­ wionym i sw ojej rodzinie oddanym .

Rzecz ta k się m ia ła : P ew nego dnia roku zeszłego, sied ział G abran (tak na im ię było chłopcu) z tow arzyszam i sw ym i w szkole, gdy po ­ w iedziano mu, że wuj je g o G allani M ahmed czeka n a niego, b y zap ro ­ w adzić go do m atki, k tó ra chce się z nim w idzieć. N auczyciel nie p rz e ­ czuw ając nic złego, pozw olił mu na chw ilę się oddalić, ab y pow itać m atkę.

Chłopiec poszedł — i nie pow rócił więcej.

W szelkie poszukiw ania p odjęte przez szkołę, rodziców , naw et w ładze, spełzły na niczem ; G abran od dnia tego p rzepadł. Co się z nim stać m ogło? P osłuchajm y. Z aledw ie go wuj ze szkoły w yprow adził, pow iedział mu, że go m atka gdzieś daleko za góram i oczekuje i p row adził go coraz dalej. Lecz co za sm utne rozczarow anie oczekiw ało tam biedne dziecko, uprow adzone do w si ara b sk iej E l Moelet, sprzedane h andlarzow i niew ol­

ników , k tó ry naładow aw szy tow arem ludzkim w ielbłądy, pro w ad ził tę k a ­ raw anę przez pusty n ię na w ybrzeże m orza Czerwonego na sprzedaż. T u sprzedano G abrana pew nem u rybakow i z okolicy M ekki, k tó ry k u p ił go za cztery gw ineje. Z nęcając się przez cały m iesiąc w ok ru tn y sposób nad

*

(8)

biednym G abranem , sprzedał go znów innem u rybakow i, gdzie go znów czekał straszn y los niew olnika. T am cierp iał i p racow ał przez p a rę m ie­

sięcy, g dy nagle O patrzność Boża dała mu spotkać daw nego tow arzysza szkolnego z K eny. Acliraed O lian poznał p rzy ja cie la , dow iedział się o sm ut­

nej h isto ry i je g o życia i opow iedział o tern swemu ojcu. T en nam ów ił G ab ran a do n ap isan ia listu do ojca sw ojego i sam posłał list ten do K eny, n astęp n ie um ożliw ił mu ucieczkę pod o pieką zaufanego arabskiego kupca. T en odstaw ił chłopca do G oser, gdzie uw iadom iony naprzód u rzę d n ik państw ow y odebrał go i rodzinie oddał po sześciu m iesiącach ciężkiej n ie w o li! Za staraniem rzą d u w yszukano w uja G allani M ahmuda i h a n d la rz a niew olników i skazano ich na w ięzienie i ciężkie roboty.

P ierw szą czynnością G ab ran a po osw obodzeniu, było pow itać swego k iero w n ik a szkoły O. D em etriusa, k tó ry go z rad o śc ią p rzy ją ł. Obecnie G abran służy u pierw szorzędnego ad w o k ata tutejszego sądu.

B iedni m urzyni! G dybyśm y p osiadali środki, chętnie pielęgnow ali­

byśm y w m łodych sercach zasiane w szkole ziarno! Ale n iestety , m u ­ sim y bezczynnie patrzeć, ja k m łodzież do niew oli w cią g n ię tą byw a i cier­

pieć n ad losem dzieci, k tó re k rw a w ą p ra c ą za rab ia ć m uszą na k aw a łek

chleba. O. Fortunata de Seano.

•»*«---

OO. B enedy fety ni.

Opłakane ofiary p rzesądów pogańskich.

M isya św. P io tra i P aw ła w L ukuledi, b y ła założoną w roku 1893, księgi obejm ujące spis m etry k , dochodzą do liczby 4 9 0 osób, z k tó ry ch 43 ju ż zm arło, i ufajm y, że Bóg w swem nieograniczonem m iłosierdziu pow ołał ich do życia w iecznego. N asi chrześcijanie przychodzą reg u la rn ie na Mszę św iętą co niedzielę, p rz y stę p u ją często do stołu P ańskiego. Z w ielkiem poszanow aniem noszą na szyi k rzy ż i różaniec, ja k o pam iątkę otrzym aną na chrzcie św. W poufnych rozm ow ach opow iadają nam swe daw ne oby­

czaje i p rze sąd y , dziś w idzą w nich działanie szatańskie i n ienaw idzą ich z całego serca. I ta k , F ilip opow iadał nam, że 24 la t tem u, w idział trzy ra z y biednych m urzynów żywcem spalonych z n astęp u jący c h powodów.

C zarni zaślepieni w sw ych strasznych i o k rutnych p rzesąd ach w ierzą, że zły duch lub ich n ie p rz y jac ie le są powodem ich nieszczęścia lub p rz e ­ ciwności. G dy kto z rodziny umrze, u d a ją się krew ni do czarow nika i żą­

d a ją „ k is a n g a u to je s t p y ta ją , ja k a b y ła p rzyczyna choroby lub śm ierci zm arłeg o ? czy tenże u m arł nagle lub też z pow odu uk ąszen ia przez lw a, ty g ry s a lub w ę ż a ? C zarow nik o d p o w iad a : „ fu llan o “ to znaczy winnym je s t pew ien człow iek, k tórego w ym ienić nie mogę przed naradzeniem się z mo- jem i w yroczniam i. Potem czarow nik bierze swe czarodziejskie laseczki, staw ia, p rze w rac a j e i robi niemi rozm aite linie i k o ła w piask u , orzeka k to je s t w innym śm ierci, do czego biedni m urzyni n ajg łęb szą w iarę p rz y ­ w iązu ją. W k ilk a dni znów p rzychodzą krew ni i sąsiedzi, lecz czarow nik nie d aje jeszcze odpow iedzi i pow tarza „fu llan o .“ O skarżyciele podrażn ien i

(9)

Siostra Karola.

(10)

obiecują hojnie u darow ać czarow nika za odkrycie „fullano" i oto cała ludność dow iaduje się „ k is a n g a “ — w szyscy grom adzą się w dniu ozna­

czonym. Czarow nik znów bierze swe laski czarodziejskie i odgryw a pew ne cerem onie; po tej kom edyi tłum zaciekaw iony dow iaduje się kto je s t tym w inow ajcą, szepcząc w y m aw iają je g o nazw isko i rozchodzą się. N iek tó rzy litu ją się nad losem nieszczęśliw ego. N iekiedy zd a rza się, że skazany i ro d zin a je g o byli obecni tej zabobonnej kom edyi, ale b ezradni i zaw sty ­ dzeni w ra ca ją do domu. N az aju trz stos je s t przygotow any, p rzy w iązu ją do niego ofiarę, z początku spokojną i m ilczącą, lecz g d y płom ień ogarnie ciało, b ra k siły nadprzyrodzonej m ęczenników chrześcijań sk ich zd ra d za ich i w y d ają n a jstrasz n iejsze ję k i L udność w swej błędnej wierze, zachow uje się spokojnie na sąd ten kłam liw y i niespraw iedliw y, m ó w iąc: „T rze b a aby się ta k stało !

G abryel znów opow iada nam o trędow atych, k tó ry ch zam knięto w c h a ­ cie, sk a zu ją c ich na śm ierć głodow ą, m iędzy nimi była m łodą 20 -letn ia dziew czyna je g o k re w n a ; pam ięta on doskonale, j a k prow adzili tę n ie­

szczęśliw ą do chaty obok domu rodzicielskiego, postaw ili skorupkę z w odą i ży w n o śc ią , w y sta rc za jąc ą n a k ilk a dni, potem zam knęli drzw i n a klucz.

W k ró tc e słychać było n ajstrasz n iejsze ję k i uw ięzionej, k tó ra ja k . niegdyś Seila, córka Ja fe ta , o p ła k iw ała swój sm utny los. Co dzień głos skazanej b y ł słabszy, n areszcie zapanow ało m ilczenie, nieszczęśliw a cierpieć p rz e ­ stała. W m iesiąc później otw orzono drzw i, ab y j ą pożegnać, lecz n ie ste ty , znaleźli ty lko kości, ciało nieszczęśliw ej było stoczone przez robactw o.

N a ukoronow anie tego b a rb a rz y ń stw a po d p alili chatę, lecz płom ienie nie m ogły w ięcej ran ić ciała ta k o krutnie um ęczonego.

G dy nasi chrześcijanie pom yślą dziś, czego uniknęli p rzy jm u jąc w iarę Je zu sa C hrystusa, nie m ogą dosyć dziękow ać Bogu za ła sk i w y p ły w ają ce z życia ch rześcijańskiego. Myśl o daw nym poganizm ie i je g o o k ru tn y ch i w strętn y c h obyczajach, wobec n ieustannych błogosław ieństw relig ii c h rz e ­ śc ijań sk iej, p rzejm uje ich n ajg łęb szą w dzięcznością, o sła d za jąc ą ich życie n ad z ie ją chw ały w iecznej. O, g d y b y tylk o nie ten b ra k pracow ników P a ń sk ic h ! T y lu bowiem m isyonarzy w grobach oczekuje zm artw ychw stania A f r y k i! Słońce je j ogniste i te nieubłagane febry p rędko w y czerp u ją siły naszych braci. Ja k ż e b y śm ierć b y ła sło d k ą dla m isyonarza, g d yby b y ł pew nym , że nie za b rak n ie n ig d y serc p ośw ięcających się zbaw ieniu dusz biednych m urzynów A fryki. N a tę intencyę połączm y m odlitw y nasze kochani czytelnicy „ E c h a .“ O. A ntoni Rudel, O. S. B.

Siostry św.

J ó z e f a z

Kluuy.

Nasza m ała Franciszka M arya i straszny los jej matki.

Szanow na P a n i D y re k to rk o !

L iczba n aszych ow ieczek pow iększa się dzięki Bogu bez tru d n o ś c i;

16 z nich b y łoby ju ż zam ężnych i ustalonych w osadzie chrześcijań sk iej,

(11)

gd y b y nie n ag lące p rac e przy budow ie kościoła, upraw ie pola i innych jeszcze potrzebach opóźniających w ystaw ienie domków dla nowożeńców.

M yślimy je d n a k bardzo o urządzeniu tych ognisk dom owych, aby na m iejsce narzeczonych ulokow ać zg łaszające się dziew czynki.

B rak deszczu i gro żący nieurodzaj niepokoiłby nas bardzo, g d y b y nie ufność w B oską O patrzność, mamy bowiem blisko 20 dzieci od 2 do 5 la t w ieku, k tó reb y ja d ły dzień cały. P ra ż u c h ą zasp ak ajam y ich a p e ty t, a gdy u jrz ą kociołek p aru ją cy , nie p o trzeb a na nich dzwonić, p rzy b ie g ają sam e u radow ane te kochane dziatki nasze. N ajm łodsza z nich je s t F ra n c isz k a M arya 18-m iesięczne dziecię, rodzona sio stra naszej A nny, k tó ra w tych dniach p rzy szła do n as z płaczem , m ów iąc: „Zabito m atkę m oją, a sio stra niem ow lę zo stała bez opieki. Pozw ólcie mi drogie M atki iść po n ią .“

Z obaw y o Annę, nam yślałyśm y się co począć, lecz w imię Boże zezw oliłyśm y na tę podróż. Od P rzew ielebnego Ojca P re fe k ta otrzym ała n ie ty lk o pozw olenie, ale także je g o błogosław ieństw o i opiekę w jed n y m z naszych w iernych chrześcijan. Podróż ta w ym agała dn ia całego, nadto trze b a było b rn ąć przez bagna, lecz m yśl u rato w a n ia sie ro tk i dodaw ała im odw agi, kochana E liz a tow arzy szy ła im także, i ta k ta poczciw a tró jk a spieszyła z postanow ieniem zdobycia dzieciny. N az aju trz w czasie kolacyi ujrzały śm y we drzw iach E lizę ca łą przem okłą, nio sącą dziecię, któ re zło­

żyła na moich kolanach, m ów iąc: „W eż to dziecię, któ re ci Bóg z s y ła .u G rom adka dzieci naszych prędko się dow iedziała o przy b y ciu m a­

łego aniołka, w sekundę re fek ta rz zapełnił się niem i i k ażd a z nich w y ­ c iąg a ła sw e rąc zęta, chcąc je j służyć za m atkę, a nasza F ra n ia je s t k o ­ chana i pieszczona j a k laleczka. W edług zw yczaju m iejscow ego, w idzim y często nasze dziew czynki niosące na głow ie ciężary, a na plecach m ałą F ra n ię przy w iązan ą p ła ch tą , z której zaledw ie głów kę je j widzieć można.

D ziecina ta je s t bardzo in teligentna.

P rzez k ilk a dni obchodziłyśm y z naszem i w ychow ankam i D rogę k rz y ­ żową dla uproszenia deszczu. Jednego z tych wieczorów ujrzały śm y m ałą F ra n ię na w erandzie z długim różańcem w ręku, k lę k a ją c ą i podnoszącą się, naślad u jąc swoje starsze tow arzyszki w obchodzie D rogi krzyżow ej.

Oby Bóg zesłał nam deszcz na prośby tego niew innego aniołka, którego m atka, m łoda jeszcze kobieta, sta ła się ofiarą okrutnej dzikości pogańskiej.

B rat je j w ygrał bardzo kosztow ną m ateryę, w krótce potem zachorow ał i um arł. Czarni nie chcąc, aby siostra je g o dziedziczyła ów sk a rb , o sk a r­

żyli j ą o otrucie b rata , a czarow nicy skazali j ą n a w ypicie tru cizn y kasa, przyrządzonej z kory drzew a szpilkow ego, podobnego do jo d ły . N ieszczę­

śliw a kobieta zrzuciła pierw szą dozę, pow tórnie dom ieszali szkła tłuczo­

nego, n astępnie uw iązali u śzyi sznur i zaw lekli j ą po drodze kam ienistej' do lasu.

W ja k iś czas potem pytałam się Anny, czemu m atk a nie rato w a ła się u ciec zk ą ? O dpow iedziała mi, że to było niem ożliwe, gdyż zaraz otoczyli j ą czarow nicy, kobiety i dzieci tam ując drogę nieszczęśliw ej, w końcu u k am ie­

now anej i w ogień wrzuconej. Czy by ły pozory p o tę p iając e ją , zapytałam . Żadnych. Czarow nik w swej dzikiej przew rotności szuka w inow ajcy w zw ier­

ciadle i obw inia tego, kto go hojnie nie obdaruje. Z aledw ie uw ierzyć

(12)

m ożna podobnej dzikości ty c h biednych czarnych. Serce się krw aw i w i­

dząc ty le ciem noty w istotach ludzkich i ty le w ytrw ałości w n ajo h y d n iej­

szych przekonaniach. Z daje mi się, że łatw iej możnaby w yrw ać z ziemi jo d łę z korzeniam i, aniżełi w ykorzenić z serca czarnych ślepe i dzikie p rze sąd y pogańskie.

Zaw sze w dzięczna S iostra Stanisława.

.»*<..---

Drobne wiadomości misyjne.

40 lat działania w misyi. Siostra Karola, której obraz przedstawiamy obecnie naszym czytelnikom, je st już od 40 lat czynną jako Siostra misyjna w Gabunie.

i niema innego życzenia, ja k tylko by życie swe módz zakończyć pośród swych czarnych dzieci. Pomimo swoich 65 lat, je s t nadzwyczaj krzepka, tak, że młodsze nawet Siostry nie mogą iej dorównać. Wykonuje najtrudniejsze prace bez n a j­

mniejszego zm ęczenia/ a ma w szpitalu pod swoją opieką chorych najbardziej w strętnych i zaraźliwych. Ileż to dusz Siostra Karola dla Zbawiciela pozyskała i wielu przez Chrzest św. niebo otworzyła, byłoby trudno opowiedzieć. Niechże ta dobra Siostra cieszy się ja k najdłuższem zdrowiem dla dobra i zbawienia biednych murzynów.

e u 11. i . e t o rv ,

R Ó Ż A A F R Y K I .

Pod ognistem słońcem A fryki nie k w itn ą róże, nie idzie zatem , a b y tu nie było krzew ów ciernistych i w łaśnie w jed n y m z ta k ich znalezioną zo­

sta ła różyczka nad D olnym N igrem . B yło to w m arcu r. 1895. M łody m isyonarz O jciec Jó z ef b ył sam je d e n w m isyi A goubry, b ard zo wówczas kw itnącej. Pew nego dnia, gdy się za b ie ra ł do skrom nej w ieczerzy, w biegł do niego m urzynek, m ów iąc:

— Ojcze, w ra ca jąc z pola, słyszałem głos m ałego dziecięcia po rzu ­ conego w k rzakach.

— D laczegoś go nie przy n ió sł?

— L ęk ałem się, bo jeszcze je s t widno.

M isyonarz schw ycił dzbanek z w odą sto jący na stole i n ie -k o ń c zą c w ieczerzy, rzek ł do m ałego m urzy n k a:

— P row adź m nie te ra z prędko.

O bydw a p rzy sp ieszając kroków , przebiegali długie ścieżki. M isyonarz b y ł ju ż bardzo zm ęczony, g dy m urzynek zatrzy m ał się nagle, w skazując ów k rza k i rze k ł:

— Oto tam .

I ja k g d y b y na potw ierdzenie słów je g o , dało się słyszeć kw ilenie dziecięcia z m iejsca w skazanego.

— C hw ała Bogu, dziecię żyje jeszcze — rze k ł m isyonarz i jed n y m skokiem p rz e d a rł się przez cierniste kolce, nie czując bolesnych zadraśnięć.

(13)

■ r '

D ziecię odezw ało się pow tórnie, a m isyonarz idąc za je g o głosem , od k ry ł nie jed n o , ale dw oje razem zw iązanych niem ow ląt, a gdy chciał je w ydobyć z tego bolesnego legow iska, uczuł, że jedno z nich było zupełnie zimne, nie będąc pew nym , czy dziecię jeszcze żyje, ochrzcił go w aru n ­ kowo, a lę k a ją c się, ab y drugie nie zm arło w drodze, p olał czoło je g o w odą o d rad zającą, następnie dobry O jciec bojąc się u trac ić skarb zn ale­

ziony, spieszył krokiem gorączkow ym do misyi. K toby go był w idział tej nocy ta k zaniepokojonego o życie dziecięcia, w yrw anego z sideł śm ierci w iecznej, byłb y go w ziął za św. W incentego & Paulo, zbierającego dzieci opuszczone na ulicach P ary ża . N iem owlę zdaw ało się uśm iechać, dziękując Ojcu za szczęście, k tó re mu zaw dzięczało. D obry m isyonarz uszczęśliw iony po w tarzał:

— Biedne dziecię, uśm iechasz się, bo skróciłem tw e cierpienie uno­

sząc cię z cierni, k tó re ran iły tw e ciało. Zerw ałem , ta k zerw ałem cię ja k o kw iat ciernistej róży, ja k o różyczkę A fryki, a więc to będzie tw e imię.

K w iat ten p rzy g a rn ę ła ja k o dziecię swoje, dobra m urzynka zo stająca w m isyi, p rzy w iązała się bardzo do m ałej R óżyczki... Lecz to nie miało trw ać długo. Życie dziecięcia coraz słabszego, ja k o b y k w iatu rajsk ieg o , pod cięła D ziew ica M arya. M isyonarz biało przyodziany, odśpiew ał piękne m odlitw y kościelne i odprow adził dziecię na cm entarz m isyjny. Dzieci chorow e niosły te drogie szczątki na m acie, na której złożono w ieniec z polnych kw iatów .

Ojciec Jó zef w ra ca jąc do m isyi, przypom niał sobie dzień, w którym odszukał ową różyczkę i w iersz A ndrzeja C henier:

Różo, przeżyłaś j a k w szystkie róże je d e n tylko p o r a n e k !...

---

N i e p r a w d o p o d o b n e a jednaK p r a w d z i w e .

Pew nego dnia rozeszła się wieść po wsi m urzyńskiej, że n ad c ią g n ął A rab p o sia d ający przeróżne tow ary, k tó ry je d n a k tym razem nie chce ich zam ieniać na gumę lub kość słoniow ą, tylko na m ięso ludzkie, gdyż je s t handlarzem n ie w o ln ik ó w ! T am na końcu wsi n ad staw em , baw ią się dzieci z całą sw obodą dziecięcego w ieku ; życie ich to ciągłe wesele, k aż d y dzień to now a uciecha. Tym czasem na wsi w opuszczonym szałasie, zeszło się kilk u starszych m urzynów i żywo ro zp raw ia ją z obecnym A rabem , spoglą­

dając od czasu do czasu na grom adkę baw iących się dzieci.

— K ończm y! - zaw ołał pew ien starzec — dodaj jeszcze strzelbę i trochę soli, a w zam ian oddam ci najpiękniejszego z moich s y n ó w ; po­

patrz się, oto ten duży chłopiec, co się tam baw i nad staw em !

— Ciebie dopraw dy tru d n o zadow olić! Ale j a za nic nie oddaje mych bogactw . T a k i chłopak nie w ytrzym ałby naw et niew ygód podróży.

Zeszłego roku, z dziesięciu tw ych dzieci dwoje w drodze zm arło. D ziękuje za chłopaków , wolę dziew częta, te są dobrym to w a re m ; je że li więc chcesz, to za je d n ą flintę biorę je d n ą z tw ych córek.

(14)

— C órkę! — prze rw ała je d n a z kobiet — j a ich mam cztery i j e ­ dną z nich chętnie ci sprzedam , ale m usisz mi za to dać dużo tej dobrej soli, co się na ję z y k u rozpływ a, a k tó rą biali ludzie do was dowożą.

P rz y w o łu ją biedne d ziew czątka pod pozorem obejrzenia sk arb ó w obcego kupca. N ad b ie g a ją wesoło, skacząc, śm iejąc się, p rz y g lą d a ją p ię k ­ nym tow arom , k tórych now ość olśniew a je , podczas tego p rz y p a tru je im się b acznie k u p ie c ; ta k ja k na europejskim ja rm a rk u sp rze d ają cy podnosi i w ychw ala zalety swego tow aru, ta k samo dzieje się tu ta j p rzy ob u rza­

ją c y m handlu ludzkim i to ze strony w łasnych ro d z ic ó w !

D zieci śm ieją się i ż a rtu ją , nie dom yślając się niczego, rodzice ty m ­ czasem spow ażnieli, handel został z a w a rty ! N agle rzu c ają się handlarze n a nieszczęsne dzieci i podczas gdy m atki z rozkoszą sm ak u ją w y targ o ­ w aną sól, m ężczyźni w ódkę p iją , dzielą się b ro n ią i m ateryam i, a h a n d ­ larze w ynoszą się ze wsi ze sw oją zdobyczą.

N astęp n y dzień je s t dniem łez. D ziatw a nie bawi się ju ż nad s ta ­ wem, bezrozum ne m atki gorzko o p ła k u ją swe dzieci. W opustoszałej wsi p arę brudnych ja sk ra w y c h szm at przypom ina obu rzający handel, k tó ry od­

b yw ał się tu w czoraj.

N iepodobne a je d n a k praw dziw e! Ci sami rodzice w p arę tygodni zaledw ie, ro zpoczynają ten sam p rze k lęty handel, olśnieni nowemi bo g ac­

tw am i Arabów .

Czy m yślicie może, że .tak ie ja rm a rk i są czemś n iezw ykłem ? N ie, istn ie ją bowiem całe pokolenia, które z tego tylk o żyją, a dzięki ich chci­

wości, całe w sie W ybrzeża przepełnione są niew olnikam i pochodzącym i z głębi k raju , ja k o ofiary dzikości w yrodnych rodziców.

O pisy m isyonarzy, k tó rzy w łasnem i oczym a na to p atrzy li, św iadczą ja sn o , że h andel niew olnikam i w całej jeszcze pełni istnieje w A fryce.

T y lk o p rac e apostolskie m isyonarzy m ogą z czasem zm ienić te b a rb a rz y ń ­ stw a u szlach etn iając powoli obyczaje. N aszym w ięc obow iązkiem , kochany czytelniku, je s t m isye w spom agać i z niem i gorliw ie w spółdziałać.

Treść siódmego (l ip c o w e g o ) numeru: Ze wszystkich dzieł najwięcej Boskiem je st współdziałać w zliawieniu dusz. — Wiadomości bieżące z m isyj: list O. F ortunata de Seano; list O. R udla; S. Stanisławy. — Drobne wiadomości m isyjne: — Mały feuilleton: Róża Afryki;. Nieprawdopodobne a jednak prawdziwe. — Illustracya:

Siostra Karola.

W ykaz datków w kwocie 1124 koron 78 hal. znajduje się na 2. stronie okładki.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk artykułów i listów dozwolony tylko z wymienieniem źródła.

Zaniknięcie redakcyi lO. czerwca 1 9 0 0 r.

Za wydawnictwo i redakcyę odpowiedzialny: Wojciech Adamski.

W .K rakow ie, w drukarni „Czasu" pod zarządem J . Ł a k o e iń sk ie g o .

(15)

R O Z M A I T O SOI.

Niemieckie posiadłości w Afryce. Niemcy mają w Afryce cztery posiadłości:

Togo, Kamerun, południow o-zachodnia A frykę nad morzem A tlantyckiem i nie- miecko-wschodnią Afrykę nad oceanem Indyjskiem.

Togo rów na sie obszarem Galicy i i Bukowinie, przeciętnie ma 2,000.000 mieszkańców, pomiędzy tymi je s t 110 białych z których połowa je s t Niemców.

Tamże znajduje się 217 żołnierzy, to jest więcej żołnierzy aniżeli kolonistów.

Kamerun nie ustępuje swa wielkością Austro - W ęgierskiej monarchii bez Galicyi, Bukowiny i Iłalmacyi, liczy 3 do" 5 milionów" mieszkańców, pomiędzy tymi 253 białych. Również znajduje się tam 374 żołnierzy, a więc znacznie je s t więcej żołnierzy aniżeli kolonistów.

Niemiecka południow o-zachodnia Afryka jest w przybliżeniu półtora raza tak wielką ja k A ustro-W ęgierska monarchia, ale ma tylko 200.000 dusz. Je d n a k je s t pośród nich 2 000 białych. Liczba wojska tamże wynosi 750 żołnierzy bia­

łych, a około 12 > krajowców. Biali żołnierze stanowią może trzecią lub czw artą część białej ludności.

Niemiecko-wschodnia A fryka je st znacznie większą ja k półtora raza Austro- W ęgierska monarchia, i ma 3,000.000 mieszkańców, pomiędzy tymi 922 białych.

Żołnierzy liczy się 168 białych i 1.725 krajow ców; następnie policya składa się z 25 białych i 49(> krajowców. Z zamieszkałych białych", którzy ani żołnierzami", ani urzędnikami nie są, połowa je s t Niemców.

Zestawiwszy w szystko razem, widzi się, że we wszystkich niemieckich ko­

loniach w Afryce, m ieszka zaledwie 4.000 białych, a w tej liczbie większa połow a je s t oficerów, żołnierzy i urzędników.

List Jej królewskiej wysokości Arcyksiążniczki Maryi del Pilar do swej czarnej siostry w Afryce. — Zamek Nymphenburg, dnia 28. lutego 1900 r.

Kochana Siostro!

Jestem tylko o 2 lata starszą od Ciebie, dlatego masz mnie także siostrą nazywać. Posyłam Ci mój portret," Twój zaś uczynił mi wielką radość. Mama zaabonowała mi „Echo z A frykiu, z którego dowiadujemy się, ja k Warn sie tam powodzi i cieszę się, gdy mam dobre wiadomości. J a Ci książkę obrazkami wy- kleiłam i wyszukam jeszcze wiele innych rzeczy dla Ciebie. "Ty mogłabyś mi także ęóś z Afryki przysłać, Jeden z moich braci zbiera używane znaczki pocz­

towe, powiedz o tein zakonnicom i módl się za mnie, ja również czynię to często za Ciebie.

Twoja siostra P ilar.

IV ekrologia.

f J. Em. Kardynał di Canossa. Dnia 12. marca 1900 r. zmarł w W eronie wielce życzliwy przyjaciel i dobrodziej Sodalicyi św. Piotra Klaw era J . Em. K ardynał Alojzy Margrabia di Canossa, Biskup W erony. Był on pierwszym pomiędzy w ło­

skiem! książętami Kościoła, który sta tu ta jeneralne naszej Sodalicyi zaaprobował.

Kilkakrotnie" dawał on dowody w słowach skierow anych do naszej czcigodnej .leneraluej Kierowniczki o wielce życzliwem zainteresowaniu się dlii naszej So­

dalicyi. Nawet na kilka dni przed zgonem, pismem własnoręcznem dziękował w uprzejmych słowach za przesłany mu rocznik „Echa z A fryki.u

Oby Bóg -raczył mu to w ynagrodzić w wieczności. R. I. P.

(16)

KRONIKA SODALICYI ŚW. PIOTRA KLAWERA.

Od dnia 25. do 29. kw ietnia r. b., pewna część naszych Sodalisek odbyła roczne rekolekcye dawane przez O. Ludewiga T. J", aby zaś zewnętrzna działal­

ność Sodalicyi nie ucierpiała na tej przerwie, więc część druga członków Sodalicyi dopiero w' połowie lipca odbedzie swoje rekolekcye.

Dnia 29. kwietnia obcfiodziła Sodalicya piękny dla niej dzień pamiątkowy, to je s t szósty rok swego is tn ie n ia . W tym to ‘bowiem dniu, lat temu G, nasza Jeneralna Kierowniczka na prywatnej audyencyi u Ojca św., przedłożyła piań Sodalicyi i otrzym ała od Papieża pozwolenie n a założenie tejże wraz z aposto skiem błogosławieństwem.

Ten dzień pam iątkowy obchodzony był tym fazem podw ójną uroczystości.

podczas Mszy św., dwunastoletnia dziewczynka powierzona nam na wychowana , przyjmowała po raz pierwszy Komunię św., a następnie w białej sukience z za­

paloną świecą w reku, w obecności wszystkich odnowiła uszczęśliwiona dziew­

czynka przyrzeczenia uczynione za nią przy Chrzcie św.

Dnia 5. maja w wigilią Opieki św. Józefa, przyjęto znów 4 aspirantki do nowieyatu.

Od dnia 27. kwietnia do G. maja, odbywała się w naszej domowej kaplicy K r u c y a ta m o d litw y za A fry k ę . Ileż tysięcy osób zjednoczyło się w tym dniu z nami, błagając Boga o laskę i zmiłowanie" nad nieszczęsną A fryką! Dzięki Bogu, gorące życzenia nasze zostały spełnione! Tegoroczna K rucyata modlitwy o wiole przewyższyła tamte z lat ubiegłych. Niemieckich modlitewek za A frykę rozeszło się około 200.000 egzemplarzy, a w innych językach okoto 100.000, a więc roz­

dane modlitwy dosięgły cyfry 300.000. W szystkim szlachetnymi duszom," które nam w tern dopomogły, wypowiadamy tu serdeczne „Bóg zapłać !u Oby i w przy­

szłym roku nie odmówiły nam swej pomocy, i oby każdy, który brał udział w te ­ gorocznej Krucyacie, zechciał nam na rok następny zjednać nowych członków, aby K rucyata modlitwy z roku na rok olbrzymio wzrastała. Również prosimy serdecznie, piękną tę modlitwę do Serca Pana Jezusa za murzy nów Afryki odma­

wiać i w ciągu roku, np. w pierwsze piątki miesiąc a i w miesiącu czerwcu, po­

święconemu "czci Serca Jezusowego. Każdy kto zechce, może sobie przez rok cały te modlitewki sprowadzać darmo z ekspedycyi naszej w Krakowie, Starowiślna $.

Dnia 10. maja osierocona Dyecezya Salzburga otrzym ała nowego Arcy- pasterza w osobie X. J a n a C h r z c i c i e l a K a t s c h t h a l e r a . Obyr Bóg wysłu­

chać raczył pokorne nasze modły i wylał szczodre Swe łaski na czcigodnego Ks.

Arcybiskupa. A d m ultos a n n o s!

Zbieram y

na korzyść Misyj i rozsyłamy stacyom misyjnym afrykańskim : Materye i resztki materyj, suknie nowe ja k o też noszone ale czyste, nowe lub uźywrane paramenty i przybory kościelne, różańce, krzyże. Obrazki świętych i biżuterye również są bardzo pożądane. Zużyte marki pocztowe bywają ja k najkorzystniej sprzedawane na w yku­

pienie niewólników murzyńskich. Ktoby chciał przyodziać biedne murzyńskie dzieci, może na żądanie otrzymać w?zór na sukienki od

Ekspedycyi „Echa z Afryki", Kraków, Starowiślna 3.

Intencye m szalne

na dochód m isyj a fry k ań sk ich przyjm ujem y za pozw oleniem w ład zy d u ch o ­ wnej i w y sy ła m y j e tam że ja k najspieszniej. P ro sim y czytelników , k tó rz y z in te n c y ą m szalną chcą połączyć ja łm u ż n ę dla m is y j, by ta k o w ą hojnje udzielali. G dy kw o ta n a Msze św. nie je s t w y m ie n io n ą ; liczy się 1 złr.

n a je d n ą . O znaczonych dni na odpraw ienie Mszy św. nie m ożem y p rzy ją ć.

S odalicya sir. P io tra K la w e ra .

Cytaty

Powiązane dokumenty

nanie tego planu zdaje się nam rzeczą nieodzowną, raz dlatego, że tu już jest wielu katolików, powtóre, że można się spodziewać napływu ludzi wszystkich

Antoniemu Padew skiem u tak się wzmogła, że pokorny niegdyś Franciszkanin stał się dziś, ja k w yrzekł Papież Leon X III, „Świętym całego św iata.“ Do

Oglądały również znajdującą się w ogrodzie starożytną kaplicę Maryi i dom Józefa (budynek gospodarczy). Pozostały jeszcze potem ja k iś czas, rozmawiając

Ruanda, ja k mówią, liczy blisko 2 miliony mieszkańców, zostaje pod panowaniem króla, wielkiego despoty, który do niedawna bez żadnych powodów kazał ścinać

Teraz ju ż nie wątpiłem, że owym chorym był Mondombe, który tydzień temu zachęcony przez swego krajowca, udającego się do ojca, odbył z nim te

szych chorych, którzy natomiast budują nas swym spokojem i poddaniem się woli Bożej, a niełudząc się wcale, że wcześniej lub później staną się ofiarami

nego, nie ma przełożonych, nie ma żadnych zapasów potrzebnych. Wszystko było złożone w Wielkim Bassamie i wszystko ogień pochłonął Obecnie przerwaną jest

Odkąd missyonarze katoliccy osiedlili się w Karemie, wieś ta stała się urodzajną wpośród niezmierzonej pustyni!. w tym pogańskim kraju, oddają mu cześć