• Nie Znaleziono Wyników

Echo z Afryki : pismo miesięczne illustrowane dla popierania zniesienia niewolnictwa i dla rozszerzania misyj katolickich w Afryce. 1900, nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Echo z Afryki : pismo miesięczne illustrowane dla popierania zniesienia niewolnictwa i dla rozszerzania misyj katolickich w Afryce. 1900, nr 11"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

ECHO Z AFRYKI

Pismo miesięczne illustrowane

dla popierania zniesienia niewolnictwa i dla rozszerzenia

misyj katolickich w Atryce.

W ydawane przez SODALICYĘ ŚW . PIOTRA KLAW ERA.

Na Austryą Główny skład w Księg. Spółki Wydawniczej Polskiej w Krakowie.

Na Rosy§ Główny skład w Redakcyi „Przeglądu Katol.M w Warszawie, Nowy Świat 39.

§w. Piotrze Klawerze apost. niewolników murzyńskich,

módl się za nimi!

(2)

Na M isye Afrykańskie:

N. N. na Msze św. za duszę najbliżej wybawienia 2 k o r.; N. N. 2 k o r.;

p. K ostka na Mszę św. ku uczczeniu Najśw. Maryi Panny 2 k or.; X. F. z Ławry na 45 Mszy św. ad*inten. 45 rsb. = 114 kor. 60 hal.; z Petersburga od p. Juliana P la fa 6 rsb. = 15 kor. 24 hal.; X. Gawroński z D ąbia n a 14 Mszy św. za dusze zmarłych kapłanów dyecezyj kujawskiej 7 rsb. — l i kor. 78 h?d.; N. N. 1 rsb. ~- .2 kor. 54 hal.; przez X. Michała D. z Rygi A nna Miszyn 3 rsb. « 7 kor. 62 hal.;

p. Antoni Pietkosz 7 rsb. ^ 17 kor. 78 hal.; Jan Grinis 1 rsb. — 2 kor. 51 hałv;

p. Aniela Proniewska 5 rsb. — 12 kor. 80 hal.; p. N arejko na Mszę św. ad inten.

3 rsb. ~ 7 kor. 62 hal.; p. K atarzyna Proniewska na 3 Msze św. za dusze zm ar­

łych 3 rsb. — 7 kor. 62 h a l.; Ew a P rzedzińska 1 rsb. — 2 kor. 54 h al.; p. Aniela Proniewska od różnych osób 17 rsb. ~= 43 kor. 48 hal.; przez X. W. R. z Inflant na 30 Mszy św. za duszę ś. p. Antoniny 60 rsb, — 143 kor. 60 h a l.; p. Aleksandra Mikulska 3 rsb. 7 kor. 62 hal.; Antoni Bacik z Szarleya na 1 Mszę św. per plur def. 3 mk =*= 3 kor. 54 hal. — razem 412 koron 92 hal.

Na wykup i ochrzczenie niewolników:

Z Przem yśla z Karmelu 15 kor. 20 hal.

Ola dotkniętych głodem:

P. Ł eokadya Kłosowska 25 rsb. «=* 64 kor.

S u m a datków nadesłanych do polskiego „Echa“ 492 koron 12 hal.

Nadesłane przesyłki:

P. Jó zef Marchewka marki z u ż y te ; pani Apolonia Preni Stacye krzyżowe, 1 obrus na ołtarz, 12 korporałów, puryfikatoiy, dwie sukienki na puszki,'am pułki, dwie poduszki na ołtarz, krucyfiksy i drobiazgi; X. Borsuk znaczki pocztow e;

p. A ngrabajtys obrazy; p. Z. z P etersburga obrus na ołtarz, ręczniki i drobiazgi.

Polecono m odlitwom :

Intencye wszystkich członków, zelatorów Misyi i Sodalicyi Św. P iotra K ia- wera, również zelatorów i prenumeratorów „Echa,u S z c z e g ó l n e i n t e n c y e ; zdrowie m atki; sprawa polecona Ojcu B .; intencya p. W* S.

Wszystkie intencye św. Antoniemu polecone.

Mem ento za zm arłych.

f Za W. Siostrę Maryę Hyacentę (W eronikę Szczepańską) Zgromadzenia SS. Urszulanek w Krakowie

Wieczny odpoczynek racz jej dać Panie a św iatłość wiekuista niechaj jej świeci na wieki wieków. Amen.

(3)

ECHO Z AFRYKI.

B ło g o sła w io n e p rz ez Je g o Ś w iąto b liw o ść P a p ie ż a L e o n a X III.

Katolickie miesięczne pismo (lla popierania dzieła misyjnego wychodzi w polskim, niemieckim, włoskim i francuskim języku. Cena rocznie z pocztą, dla Austryi 1 korona 20 halerzy; dla Niemiec 1 mlL 20 fen.; dla krajów związku pocztowego 2 fr. 50 cent.; dla Rosyi 1 rsb.

Adres dla przesyłania prenum eraty i ofiar: Kraków, Starowiślna, Nr 3.

I-szy AUSTRYACKI ANTYNIEWOLNICZY KONGRES

w W i e d n i u .

W zeszłych num erach naszego „E c h a" oznajm iliśm y, ze Sodalicya Św.

P io tra K law era zw oła w dniach 20., 21. i 22. listo p ad a pierw szy a u s try a c k i antyniew olniczy K ongres w W iedniu. K ongres ten będzie m iał za ła sk ą B o ż ą, najw yższe znaczenie dla m isyj afrykańskich, gdyż w ten sposób n a j­

szersze koła za p o zn a ją się z niemi. W szy stk ie istn iejące w Niem czech i A ustry i K ongregacye m isyjne, zabierać m ają głos na tym K ongresie.

P oniew aż więc K ongres ten, łączy niejako ze sobą w szystkie K ongregacye dla A fryki, przeto zw ołanym być m usiał przez S o d a lic y ę , k tó ra nie ro z­

ciąga swej działalności w je d n y m je d y n ie k ierunku, ale równo dba o is tn ie ­ nie i rozwój każdej K ongregacyi z osobna.

Ja k bardzo to przedsięw zięcie zgodne je s t z życzeniam i S tolicy A po­

stolskiej, tośm y w idzieli w oficyalnem piśm ie Św. K ongregacyi P ro p a g a n d y W iary , k tó re to pismo w N r. 9 „E c h a" drukow anem było. Z ty c h to praw dziw ie chrześcijańskich pobudek, upraszam y naszych Czytelników o w spółudział w owym K ongresie, je śli to będzie dla nich możębne.

Listopad 1900. Rok VIII. Nr 11.

Królowo Niebios Maryo, módl się za nieszczęśliwymi

Murzynami!

Aby się stali godnymi obietnie

Chrystusowych 1

(4)

Warunki i uwagi dla chcących brać udział w i. Antyniewolniczyni Kongresie.

I. P iśm ienne zgłoszenia należy n ad sy łać „do przygotow aw czego k o ­ m itetu" I-go A ustryackiego A ntyniew olniczego K ongresu w W iedniu, n a j­

dalej do dnia 10. listo p ad a r. b.

II. K ażdy bio rący udział w k o n g re sie , przyczynia się do p o k ry cia je g o kosztów . W ydaw ane b ęd ą k a r ty specyalne po 6 k o r o n , następnie k a rty po 2 k o rony i w reszcie k a rty po 1 koronie.

III. P iśm ienne oferty do kom itetu najlepiej uskuteczniać zapom ocą przek azu i ad res swój n ad e r w yraźnie w ypisać.

IV. O dw rotnie odesłana będzie k a rta w stępu odnośnie do w ysokości p rzesłanej sum y i kopia program u.

Przygotow aw czy Komitet.

Skład Komitetu.

Prezesow a: Marya Teresa hr. Ledóchowska, Jeneralna Kierowniczka So- dalicyi św. Piotra Klawera.

S e k re ta rze : Wielebny X. Dr. Hugo Mioni. Tryest, via dei Fabbri 7. — Wiel. O. Franciszek Hrubik. P raga IV, 33.

Członkow ie K o m itetu , którzy przyjmują zamówienia i udzielają widomości:

Hrabina Teresa Brandis, Innsbruck.

Panny M i E. Dalia Torre, Innsbruck, Universitatsstrasse 3.

Wiel. X. Maciej Eisterer, Neudorf W iedeński pod Módling.

Panna Karolina Fryben, Kraków, Starowiślna 3.

Msgr. Dr. Aug. Fischer-Colbrie, kanonik i dyrektor przy kościele św. Augu­

styna, W iedeń I, Augustinerstrasse 7.

Msgr. Giacomo Bonifacio, kanonik, dziekan i proboszcz w Capodistri.

J. Heindl, archeolog sztuki kościelnej, W iedeń I, Stefansplafz 7.

Przew. X. Proboszcz Herrman, Modling pod Wiedniem.

Profesor Hirn, W iedeń IV, Maierhofstr. 12.

Przewiel. X. S. Kirchberger, kanonik i arcybiskupi radca duchowny, Mona­

chium, Frauenplatz 13.

Pani Józefa Klausa, Kleinburg obok Wrocławia.

Panna Marya von Klinkowstróm, W iedeń IX, Bergg. 15.

Hr. Franciszek Kuefstein, zamek Viehofen pod St. Pólten N. 0.

Przew. Wacław Lerh książę biskup, notaryusz i dziekan, Beroun, Praga.

Przew. kanonik hr. v. Lippe, W iedeń I, Rauhensteing. 1.

Panna Ida Lob. Bożen, Obstplatz 8.

Dr. Max Antoni Loew, adwokat dworski, W iedeń I, Fiihrichgasse 10.

Panna Malfertheiner, Innsbruck, Pfarrplatz.

Panny Jadwiga Meer i Marya Stark, Wrocław, Ilirschstr. 33.

Przew. Dr. Mitterrutzner, kanonik, Neustift obok Brixen.

Panna Maryanna Mohr, W iedeń, Backerstr. 20.

Bernard Nadbyl, c. k. radca i poseł, Wrocław.

Przewiel. X. Oppermann, Wrocław, Dumstr. 10.

Laura baronowa Ow, Monachium.

Przew. X. Pezzini, rektor instytutu, Trient.

Frzewiel. X. Dr. Bieder, prof. teologii, Salzburg, Schallmoserhauptstr. 7.

Franciszek hr. Schaffgotsch Hall, Tyrol.

Przew. Dr. O. Sickenberg, profesor Liceum, Passau, Grtinau 59.

Księżna Karolina Taxis Bregenz.

Dr. "Hanns Truxa, radca cesarski, W iedeń II, Waschhausgasse 1.

Panna M. Wendel, Dureń prowincya Nadreńska.

Przew. X. Fr. Cyr. Wik, redeaktor „Hozhledu po lidumilstvi.“ Praga, VII.

(5)

fro g ra m prae przypotoroaroezyeh fekeyi.

I. SEKCYA.

Przygotowaw czy K om itet: W iedeń, I. B ack erstr. 20.

P rzygotow ania do K ongresu. Mówcy i referaty . II. SEKCYA.

P re z e s: Msgr. X. K anonik F isc h e r Colbrie.

C hrześcijańska m iłość bliźniego w usługach M isyi:

a) M odlitw y za naw rócenie się A fr y k i;

b) W spom aganie Misyj znajdujących się pod p ro tek to ra tem a u stry a ck im ; c) K olekta w dzień T rzech K ró li;

cl) M isyjne i anty-niew olnicze stow arzyszenia w A ustryi.

III. SEKCYA.

Prezes: Przew . D r. Hugo Mioni, T ry e st.

P ro p a g an d a n a usługach M is y i:

a) M isyjne czasopism a i m isyjne b ro sz u rk i;

b) O dczyty i zgrom adzenia;

c) Sodalicya Św. P io tra K law era ja k o Z grom adzenie rozkrzew iające.

WI A D O MO Ś C I B I E Ż 4 C E Z M I S Y J .

Siostry Sw. J ó zefa z Cluny.

M isya Serca Jezusowego w Lucdi, dnia 23. kw ietnia 1900.

Czcigodna P an i Je n eraln a K iero w n ic zk o !

N areszcie m ogę zadośćuczynić m ojem u przyrzeczeniu i udzielić P an i H rabinie niektórych w iadom ości o naszej kochanej misyi.

My m isyonarze tu ta j, w głębi afry k ań sk ich p ra sta ry c h lasów , staram y się głów nie o chrześcijańskie w ykształcenie dzieci, ab y z nich utw orzyć potem chrześcijańskie rodziny i chrześcijańskie gm iny.

N asze sześćdziesiąt dziew czątek, są w cale grzeczne i pilne. Poza godzinam i, k tó re są na naukę przeznaczone, zajm u ją się pod dozorem je d n ej ze Sióstr, p rac ą domową i w polu.

N asze rozległe p lan tacy e k u kurudzy, m anioku, bobu i bananów , u cier­

p ia ły bardzo w tym roku z pow odu długotrw ałej posuchy. Je d n a k na szczęście, nie je s t u nas jeszcze ta k źle, ja k u m ieszkańców w ybrzeża.

W m iesiącu m arcu i kw ietniu b yw ały tu taj częste deszcze, w skutek któ ry ch k ukurudza i bób za pow iadają dobre zbiory.

A by ja k najw ięcej pozyskać dusz dla nieba, oddajem y się najgorli- wiej pielęgnow aniu chory cli. N asz ubogi szpital, niska, sta ra ch ata ze słom y, je s t nie ste ty zb y t m ały, aby w szystkich chorych pom ieścić. Ci

(6)

je d n a k , k tó rzy m ogą być przy jęci, są szczęśliw i i zadow oleni, bo nie b rak n ie im ani le k arstw , ani pożyw ienia. C odziennie, g dy ich pielęgnu­

je m y i opatrujem y ran y , udzielam y im zarazem nauki o p raw dach naszej św iętej w iary , i p rz y k ła d y m iłosierdzia B oskiego są dla tych dzieci d z i­

kiej n a tu ry , przekonyw ającym dowodem, że dobry Bóg i nad nimi się u litu je i p rzyjm ie ich za sw oje dzieci. Z najgłębszem zaufaniem p o le ca ją się tem u ta k długo nieznanem u Bogu, żą d ają Chrztu św. i szczęśliwi, że zostali dziećmi Bożemi, oczekują z ufnością, bez bojażni bliskiej śm ierci.

T a k ie n aw rac an ia są dla nas słodką pociechą, k tó ra nam n ag ra d za sow icie w szystkie nasze tru d y i dodaje odw agi i siły. Ś m iertelnie chore dzieci chrzcim y zaw sze potajem nie, gdyż rodzice pogańscy m y ślą , że C hrzest św. sprow adza zaw sze śm ierć. N iestety , je d n a k nie spostrzegam y w sąsiednich w ioskach żadnej zachęty, przeciw nie, szatań sk ie bałw ochw al­

stwo i zakorzenione p rze sąd y u tych biednych m urzynów , n ap e łn ia ją nasze serca najgłębszem sm utkiem . Ach, ileż to ofiar dziennie z powodu tych zabobonów ginie o k ru tn ą śm iercią.

Jeszcze w zeszłem tygodniu um arł w je d n ej pogańskiej wiosce, b ra t naszej m alej w ychow anki n a suchoty. M atka zm arłego zw ołała w szystkich fetyszów i k apłanów z okolicy, ci zaś w ezwali czternastu czarodziejów , ta k zw anych pożeraczy dusz, k tó rzy mieli być p rzy czy n ą tej śm ierci. P o ­ daw ano im na próbę truciznę. Je d en z nich został żywcem spalony, inny żywcem pogrzebany. T a k samo w ielki wódz M anihim a k azał w czoraj j e ­ szcze jed n eg o ze swoich niew olników żywcem pochow ać.

W szystkie te zd arzenia są ciężkim d la nas sm utkiem , gdyż n iestety , przekonyw ujem y się, że n asze siły są za słabe i niew ystarczające wśród ty ch straszn y c h stosunków . Och, j a k godnem pochw ały w ydaje nam się wobec tego, szlachetne dzieło JW . P an i H rabiny, m ające na celu nieść n ie u sta n n ą pomoc misyom afry k ań sk im i rato w ać dusze opuszczone, zo sta­

ją c e w ta k strasznej pogańskiej ciemnocie.

K ończę, obiecując Czcigodnej P ani Jen eraln ej K ierow niczce w krótce n ap isać list o naszej m isyi, S iostrach i dzieciach.

Z najgłębszym szacunkiem pozostaję dla JW . P ani H rabiny w dzięcznie oddana S iostra Marya Berta cles Anges.

— ---

Ojcowie Jezuici.

Tananariwa, 13/7. 1900.

Ja śn ie W ielm ożna P an i H ra b in o !

D ow iedziaw szy się, że pani H ra b in a żąd a bliższych wiadom ości o m o­

ich tręd o w aty ch , spieszę z przesłaniem Jej takow ych. Miejscowość, w której zn ajd u je się mój posterunek, nazyw a się A m buhiw urak i leży o 2 7„ go­

dziny drogi pieszo od T an a n ariw y . Schronisko moich chorych położone je s t w m iejscu bardzo nieodpow iedniem , w czystem polu m iędzy góram i, bez żadnego ogrodzenia, w ystaw ione na silne w ichry, k tóre tu panują. W ody b ra k zupełny, bo je s t je j zaledw ie tyle, ile potrzeba do picia i zgotow ania

(7)

jedzenia. A co to za w oda! m ętna deszczów ka, zeb ran a w dole, tuż obok bagien, w k tórych sie ją ryż. O k ąp ieli chorych i mowy być nie może, chociaż to je s t ta k niezbędnem dla trędow atych. S chronisko sk ła d a się z kościoła, czterech baraków d la chorych i mego m ieszkania. T e w szystkie budynki w ystaw ione jeszcze w r. 1876, ledwo się trz y m a ją , bo są po b u ­ dow ane nie z cegły lub kam ienia, ale z samej tylk o gliny i to niedobrze przyrządzonej. Ściany popękane rozchodzą się na w szystkie strony, dachy dziuraw e, p o k ry te dachów kam i, chroniące od deszczu ty lko w tedy, k ie d y go niem a, a gdy deszcz pada, owe dachów ki ro zła żą się (bo są suszone na słońcu, nie w ypalone w piecu), w skutek tego deszcz p ad a i zew nątrz i w e­

w nątrz zabudow ań. B araki podzielone na osobne izby, w któ ry ch m ieszczą się chorzy ja k m ogą i po ile mogą, W tych izbach okien w cale niem a, św iatła tylko tyle, ile go wchodzi przez otw arte drzwi i dziury w dachu, 0 podłodze^ i suficie mowy niem a. W każdej izbie, m ieszkający tam chorzy, ro zp a lają w je d n y m z je j kątów ogień dla ugotow ania jedzenia, kominów niem a, zatem izba, w szyscy chorzy i w szystko co się tam znajduje, okop­

cone i brudne od dym u i sadzy, a w iatr roznosi popiół po całej izbie.

D rzew a opałowego, moi chorzy, ani też M algasze nie m ają, bo bardzo go tu niew iele i drogo kosztuje — jedzeniem ich je s t polna traw a , uzb ieran a w pustyni. Całe um eblow anie takiej izby stanow i tylko rogóżka rozesłana na ziemi, kto je j nie ma, leży podczas suchej pory ro k u w prochu i po­

piele, a podczas deszczow ej, w błocie. O dziewa się k ażd y j a k może, n a j­

częściej kaw ał brudnej szm aty stanow i całe u b ran ie chorego. Ż yw ią się ci nieszczęśliw i także czem i ja k mogą. N asza m isya daje tylko nie całe 2 litry ryżu na każdego chorego co tydzień i 2 lam ba (k aw ał p łó tn a w iel­

kości p rześcierad ła) na rok, nic nadto m isya dać nie może, bo sam a u trz y ­ m uje się tylko z jałm użny. Z w ykle ryż p rz y sy ła ją w poniedziałek, ta ilość ry żu je s t zaledw ie w y starczająca, żeby nie um rzeć z głodu, bo każdy chory je d z ą c m ałą m iseczkę rano i wieczór, ma te n ryż tylko do p ią tk u , we czw artek kończy się on, zatem od czw artku do poniedziałku, kto ma zkąd- inąd co do przegryzienia, to je , kto nic niem a, ściśle pości. R ząd dał w praw dzie moim chorym kaw ał ziemi do zasadzenia tam w arzyw a, ab y mieli czem się żyw ić, ale tego nie można uw ażać za utrzym anie. Ziem ia bardzo licha, sam a tylko czysta glina, k tó rą podczas deszczu można kopać, a w p arę godzin po nim, gdy słońce p rzygrzeje, trzeb a j ą ju ż rąb a ć a nie kopać. W porze deszczow ej, ci co m ogą jeszcze ja k o tako trzym ać się na nogach i ruszać rękam i, g rzebią w tej ziemi i sadzą m aniok, kartofle 1 t. p. Jako ro zry w k a chyba, ab y się czemś zająć, p rac a ich może ujść, ale żadną m iarą ja k o środek do użycia. N iech pani H rabina sam a osądzi, choćby w szyscy chorzy bez w y jątk u mogli pracow ać, to z tej ziemi utrzy- m aćby się nie m ogli, bo na każdego przyp ad ało b y tylk o po k ilk a m etrów ziemi, a z ta k m ałego k aw a łk a niew iele się uzbiera. D alej — zasadziw szy m aniok, trzeba czekać 2 la ta nim on będzie zd atn y do je d ze n ia, a przez te 2 la ta czem się ży w ić ? Z asadził k tó ry z chorych m aniok lub co innego, zebrał, w krótce zjadł, a potem co m a jeść, nim co nowego uda się ze brać?

K ażdy, k tó ry sieje lub sadzi, robi to tylko dla siebie, a ci co nie m ogą tego czynić, czem m ają się ży w ić? Między moimi 150-ciu chorym i, z b ie d ą

*

(8)

narachow ałem zaledwo 30-tu, k tó rzy m ogą cośkolw iek pracow ać, resz ta nic zgoła robić nie może z pow odu starości, ran, b rak u rą k , nóg, albo sił do p rac y . Zdrow si nie są w stanie ani 1/ 10 części tego zrobić, co zrobićby m ogli, g d y b y zdrow ym i byli, bo co to za p rac a takiego biedaka, palców nie m a, po całem ciele ran y , na nogach ledwo się trzym a, osłabiony, wy­

cieńczony niedostatkiem i ma dobrze pracow ać. W dłoniach trzym a łopatę, a raczej trzy m a się tej ło p a ty i niby kopie, czyż można od takiego n ie­

szczęśliwego w iele w ym agać. T ak ich , co sw obodnie m ogą jeszcze chodzić, bieg ać albo i zatańczyć czasem, mam w szystkiego 5 lub 6. Całe użyźnia­

nie ziem i polega na posypyw aniu je j popiołem.

O becnie u nas zima. W południe term om etr pokazuje w cieniu n a j­

w ięcej + 16° 0 ., a w nocy op ad a te m p eratu ra do + 3 ° C., n iekiedy nad ranem pokazuje się szron, oprócz tego w icher ustaw iczny, więc moi b ie ­ d acy p o rząd n ie m arzną i trz ę są się od zimna, m ając za odzienie i p rz y ­ k ry c ie zarazem ty lk o „lam b o “ p raw ie zaw sze w ilgotne od w ydzielającej się z ra n ropy. D eszczów te ra z niem a, ty lko w ilgoć w pow ietrzu od częstej m gły, ałe i w porze deszczowej nie lepiej się dzieje moim chorym . Ciepło w tedy, to praw da, ale ty lko tem u, kto zabezpieczony od deszczu, bo i latem , ja k się zm oknie, to n iezbyt człow iekow i zdrow em u gorąco, a cóż dopiero trędow atem u. D eszcze tu zw ykle p a d a ją od godziny 3. albo 4. po południu do ran a , więc biedni chorzy dopóki niem a deszczu, g rze ją się na słońcu i je d ze n ie sobie g otują, g dy zacznie deszcz padać, to k u lą się i trz ę są od zim na, bo cali są m okrzy. W ycieńczeni są bardzo, bo sam tylko ryż zgo­

tow any na wodzie, a naw et nieposolony, niew iele sił dodaje. Obecnie mam k ilk u n a stu , k tó ry ch poprostu przem ocą muszę w ydzierać ze szponów gło­

dowej śm ierci. D aw niej, ci co mogli chodzić żebrać przy drogach, choć w praw dzie niew iele, je d n a k trochę im to pomogło, te ra z rz ą d zabronił tego, ab y z a razy nie roznosili (trędow aty wszędzie zostaw ia ślady k rw i i ropy z ran ), więc położenie moich chorych pogorszyło się znacznie. S taran ia o sobie ci nieszczęśliw i mieć nie m ogą, bo po najw iększej części palców nie m ając, nie m ogą się ani dobrze umyć, ani u c z e s a ć ; m ieszkają nie ja k ludzie, ale raczej ja k zw ierzęta w brudnych izbach, dlatego też nieochę- dóstwo okropne, a w ślad zatem robactw o toczące ich żywcem. Jed en drugiem u niew iele może pomódz dla b rak u palców , a do ich obsługi jestem ty lk o sam je d en i muszę być w szystkiem : kapelanem , zakrystyanem , d ok­

torem , sio strą m iłosierdzia i t. d., to też niekoniecznie w iele mogę im po ­ módz. Z robiłbym daleko w ięcej, gdybym m iał o co ręce zaczepić, ale ani le k arstw żadnych, ani p łótna do oczyszczania i ow ijania ran, ani w ody do zrobienia kąpieli, słowem, nic zgoła nie mam. J a k kied y dostanę kaw ałek p łó tn a i trochę tłustości, to opatrzę tych, któ rzy bardziej są poranieni, a więcej nic nie m ogę zrobić. T rą d je s t u ty c h biedaków ogólny, ja k o norm alny ich stan, a prócz tego m ają w iele innych chorób, ja k febrę, su ­ choty, zapalenie płuc, kiszek, staw ów, reum atyzm i t. p., je d n a k daleko ich więcej um iera z głodu i w ycieńczenia, niż z choroby. Położenie trę d o ­ w atych, n ietylko moich, ale w szystkich, je s t okropne. W szyscy ich się b oją, b rzy d zą się nim i, w ypędzają zew sząd, często naw et kam ieniam i na nich rzu c ają , j a k na psów. Je śli kto m iłosierniejszy d aje czasem jałm użnę

(9)

trędow atem u, to j ą nie da ja k człow iekowi, ale zdalek a rzuca, ja k zw ie­

rzęciu jakiem u. T u ta j trędow atych nie u w ażają za ludzi — trędow aty, to trędow aty, ale nie człow iek. N iestety , n ik t nie wspom ni naw et o tera, że w tem gnijącem za życia ciele, je s t przecież dusza, za k tó rą C hrystus P an ta k samo p rzelał K rew Sw oją N ajśw iętszą, ja k i za w szystkich innych.

Ja k na M adagaskarze, ta k i na sąsiednich w yspach, tr ą d coraz b ardziej się w zm aga, setki nieszczęśliw ych ofiar tej plagi g in ą z głodu i nędzy po p u ­ styniach, bo ich zew sząd w ypędzają, nie d ajac im nic, nie troszcząc się w cale, gdzie i ja k żyć będą. Z darza się w praw dzie, że n iektóre rodziny trzy m ają u siebie swoich krew nych trędow atych, ale to tylko w y ją tk i, wogóle pędzą ich zew sząd.

Otóż pani H ra b in a ma w k rótkości opisane położenie tręd o w aty ch , ta k moich, ja k i innych. P atrze ć na ta k ą nędzę bliźnich i tylk o ubolewać z założonemi rękam i, je s t rzeczą niem ożliw ą, trze b a koniecznie czynem po­

m agać, dlatego chcę w ystaw ić schronisko na 200 osób i zapew nić jego utrzym anie, choćby najuboższe. N a razie o większej liczbie chorych nie mogę m yśleć, bo sam je d e n nie byłbym w stanie ich obsłużyć. Z 200 za ła sk ą M atki N ajśw iętszej jeszcze cłam sobie radę. Pow iedział mi W ielebny X. S uperior naszej misyi, że na ta k ie schronisko muszę mieć najm niej 1 5 0 .0 0 0 fr., bo tu w szystko coraz droższe, oprócz tego zupełny b rak ko- m unikacyi, dróg w caie tu niem a, są ty lko ścieżki, któ re n a z y w a ją drogam i, po nich m ożna tylko chodzić pieszo, je źd z ić wozami nie m ożna, zresztą w o ­ zów tu w cale niem a, każdy kam yk, k ażdy kaw ałek drzew a m uszą ludzie przynosić na ram ionach i to zdaleka. P rz eraz iła mię trochę owa sum a 1 5 0 .0 0 0 fr., ale m yślę sobie, k iedy N ajśw . P an n a rac zy ła mię użyć do tej rzeczy, to też z pew nością i dopomoże. Ufny w Jej pomoc, rozpisuję listy na w szystkie strony i żebrzę, aby koniecznie w ystaw ić schronisko, bo to, co mam obecnie, może la d a dzień rozw alić się zupełnie. P isząc do w szyst­

kich, udałem się z p okorną p ro śb ą i do pani H rabiny, żebrząc pom ocy, bo ja k pani H rab in a sam a widzi z tego com napisał, ta k dalej być żadną m iarą nie może. D aleko ważniejszem je s t jeszcze to, że póki nie będzie schroniska, p ó ty nie da się nic zrobić dla dusz tych nieszczęśliw ych ludzi.

Rola ta w cale nie zła, trochę tylk o szczerej pracy, a łatw o w ydać może dobry i trw a ły owoc. Ci ludzie chętnie g a rn ą się do Boga, chętnie słu ­ ch a ją i ro b ią co im się powie, ale nie są w stanie m yśleć trochę o duszy, bo są całkow icie zajęci ciałem. Od ran a do nocy ta k i biedny tręd o w aty przem yśliw a n ad tem, zk ąd b y co dostać do zjedzenia, do p rzy k ry c ia się, do zrobienia o g n ia ; dokucza mu choroba, a często i n ie je d n a , więc ciągle sta ra się tem u zaradzić, lekarstw nie ma żadnych, więc w ynajduje sposoby ulżenia sobie. Chcąc cokolw iekbądż zrobić sobie, choćby np. zgotow ać to co ma do zjedzenia, p o trzebuje k ażdy na to ogrom nie wiele czasu, bo nie m ając palców , musi najrozm aitszych sposobów używ ać, aby je zastąpić.

Ja k to w szystko tręd o w a ty będzie m iał gotow e, zabezpieczone, nie będzie zmuszony m yśleć o tem , w tedy więcej się zajm ie Bogiem i w łasną duszą, nie spi też i dyabeł, ale k o rzy sta wszędzie z każdej okazyi, w iadom ą p rze­

cież je s t rzeczą, że nic ta k nie prow adzi do w szelkich w ystępków , ja k próżnow anie i bezczynność; tych nieszczęśliw ych trze b a koniecznie p rz y ­

(10)

g arn ą ć i każdego zająć czem kolw iek, stosow nie do stanu je g o zdrow ia.

M iędzy chorym i je s t w iele dzieci, drobiazg ten jeszcze nie wie, czy je s t ja k i Bóg i kto to je s t ten Bóg, a ju ż uczy się od starszy ch tego Boga obrażać, zam iast Go czcić i m iłować. D zieciakam i trze b a się koniecznie osobno zająć, a tego w szystkiego niem a sposobu uskutecznić, nie m ając schroniska chociażby z najuboższem utrzym aniem . Czyż nie mam ra c y i?

D zieciaki ogrom nie leżą mi na sercu, gdy któ re z nich na św iat p rz y ­ chodzi, to ju ż z trądem , albo się nim zaraża od drugich. Z trądem można żyć 15, 20 albo więcej lat, bo zgnilizna bardzo powoli posuw a się. Między M algaszam i je s t jeszcze dużo pogan i protestantów , w przyjm ow aniu do sch ro n isk a różnicy przecież robić nie można, czy zg łaszający się je s t po g a­

ninem , protestantem , czy katolikiem , to w szystko jed n o , je s t to trędow aty, którego je śli je s t gdzie um ieścić i cz.em żyw ić, trze b a koniecznie p rzyjąć.

D ziatw a w takiem otoczeniu nic nie k orzysta, a ogrom nie traci, bo i ci co są katolikam i, są nimi więcej z nazw iska, niż w rzeczyw istości k a to li­

kam i w ierzącym i, a to w skutek niew iadom ości, C hrzest św. p rzyjęli, spo­

w iadali się i kom unikow ali w życiu p arę razy, ot i w szystko, o P an u Bogu nie w ięcej wie teraz, ja k przedtem w iedział (ich w iną to nie je st). D ziecko zostaw ione przeć cały dzień samem u sobie, bez. żadnej opieki i zajęcia, nasłu ch a się i n a p a trz y na mnóstwo rzeczy, o któ ry ch w iedzieć nie p o ­ winno, a czego się sk o ru p k a, za m łodu napije, tern na starość cuchnie.

N ie zająw szy się szczerze tym i m ałym i biedakam i, nie można się spodzie­

wać, żeby w y ra sta li, żyli, póki im Bóg pozwoli, i um ierali dobrym i k ato li­

kam i. Jeżeli my, w szyscy zdrow i, m usim y ciągle gotow ać się do śm ierci, bo n ik t nie wie, k iedy um rze, to tem bardziej trędow atych trzeba do tej strasznej chwili przygotow ać, bo u nich daleko prędzej idzie z chorobą, niż u innych. N iech tręd o w a ty dostanie febry, albo innej ja k ie j nabaw i się choroby, to z tego daleko prędzej i łatw iej um iera, niż inni, bo organizm je g o w yniszcza dwie choroby na raz. Czasu zatem , ja k pani H rabina widzi, niem a do stracen ia, a nic praw ie, przynajm niej bardzo a bardzo mało m ożna zrobić w takim stan ie rzeczy, ja k i je s t obecnie. Schronisko z za- pew nionem utrzym aniem je s t niezbędne. Mrowie po mnie przechodzi, kiedy wspomnę, że ty le nieszczęśliw ych ofiar tręd u m ęczy się tu, póki żyje, na to, żeby może po śm ierci męczyć się, czego nie daj Boże, na w ieki.

T e ra z pew no pani H rab in a dziwić się nie będzie, czemu ta k pilno mi je s t do nowego a niezbędnego schroniska. N ie wiem czy ta k je s t, ale być może, że pani H ra b in a sły szała, albo czytała gdzie w ja k iem piśm ie, w którem opisana je s t nasza m isya, albo może usłyszy lub p rzeczyta ta k ie zd a n ie : „ je s t w m isyi środkow ego M adagaskaru dw a schroniska tręd o w a­

tych. Chorzy nie m ają tam w praw dzie w ykw intnego utrzym ania, ale m ają co im p o trzeb a do życia, m ają pola m anioku, kartofli i t. d., z m isyi do­

s ta ją ryż, w ięcej im nie trzeba, bo chorzy nie są przyzw yczajeni do z b y t­

ków. M algasze w ogóle niew ybredni co do kuchni i m ieszkania, trze b a ich tylk o p rzy n a g lać do p rac y , bo z n atu ry są leniw i, je śli nie b ęd ą upraw iali swoich pól, n ie d o sta tk u doznają." A lb o : „w jesien i przy zm ianie pogody, w ielu ich um iera, śm ierć gospodaruje w schronisku, ja k we w łasnym domu i t. p . “ N apozór zdania te są ładne i p raktyczne, ale w rzeczyw istości

(11)

zupełnie fałszyw e. T a k mówić może tylk o ten, kto zblizka nie p rz y p a trz y ł się położeniu moich tręd o w a ty ch (o drugiem schronisku nic nie mówię, bo nic nie wiem, ono je s t o 8 dni drogi odem nie), i nie w iększe m ając p o ­ ję c ie o rzeczy, j a k ślepy o kolorach, m ądrze ro zp raw ia o tern. Może kiedyś

ta k było, ale obecnie nie je s t, w szystko to fałsz. T a k się rzeczy m a ją co do jo ty , ja k opisałem , a wiem dobrze o w szystkiem , bo w schronisku m ieszkam z moimi chorym i i widzę ustaw icznie w szystko w łasnem i oczyma.

G dyby pani H ra b in a m yślała, że przesadzam i za czarno z a p atru ję się na w szystko, proszę kogo p rzy sła ć od siebie, niech się naocznie przekona i zda spraw ę pani H rab in ie z tego, co w idział. D latego tu wspom inam o fałszyw ych zdaniach co do moich chorych, że sam słyszałem od w ielu osób podobne b rednie i to nie raz, i nie dw a, a prócz tego wiem na pewno, że i w druku ta k ie niedorzeczności p o ja w iają się, bo je sam czytałem . Zły jestem na samo w spom nienie ta k iej g adaniny, bo to zupełnie w ygląda, ja k b y n aigraw anie się z nieszczęśliw ych chorych. Proszę tylko na to zw rócić u w ag ę : „m ają pola m an io k u ...“ k ilk a kw adratow ych m etrów to pole, z k tó ­ rego niew iele zebrać m ożna, chociażby b y ła n aju ro d z ajn iejsza ziem ia! —

„T rze b a ich naglić do ro b o ty ", k alek ę pokry teg o ranam i, głodnego i w y­

cieńczonego pędzić do ro boty! „P rzy zm ianie pogody, w ielu ich um iera."

D aleko w ięcej sp rzą tn ęła z tego św iata moich biednych trędow atych nędza, niż choroba, przekonałem się ju ż o tern k ilk a raz y dokładnie. J a k tylko udało mi się zk ąd dostać czem nakarm ić i okryć biedaków , to śm ierć w cale ta k nie gospodarow ała w mojem schronisku, ja k we w łasnym domu.

U m ierali, ja k wogóle ludzie um ierają, ale nie padli, ja k tra w a pod kosą.

W szystkie te gad an in y funta kłaków nie w arte, g a d a ją ludzie, ja k ślepi 0 kolorach (odpuść im P anie, bo nie w iedzą co czynią), ale w ątpię bardzo, czy ci w szyscy, co ta k m ądrze ro zp raw ia ją o tern, by lib y kontenci, g d yby sami będąc chorym i, chociaż niekoniecznie na trą d , m ieli ta k i d o statek 1 opiekę w chorobie, ja k obecnie moi nieszczęśliw i trędow aci. G niew ają mię okropnie ta k ie niedorzeczne p isania, a to dla tej prostej racy i, że ja k w szystko, ta k też i te b rednie rozchodzą się po św iecie, a w skutek tego, ludzie choćby najm iłosierniejsi, nie spieszą się w cale z ja łm u ż n ą, sądząc, że istotnie moim trędow atym nieźle się dzieje. T ym czasem j a biję się, ja k ry b a o lód i nie mogę dać ra d y złemu, ta k ja k b y m tego p rag n ą ł.

N iejedenby nieszczęśliw y może nie zg in ął ta k nędznie i m arnie (daj tylk o Boże, aby nie na w ieki), g d yby b y ła możebność p rzy ją ć go i utrzym ać w schronisku. P rz ew ra ca się we m nie w szystko, kied y o tak ich b redniach m yślę, ktoś chory, głodny i k a le k a przytem , a j a mu dam kaw ałek ziemi, łopatę i pocieszę zarazem n a d z ie ją : „upraw tę ziemię, zasiej albo zasadź, a ja k zbierzesz, nie będziesz głodu cierp iał." Czy to nie g orzka iro n ia ? Możnaż coś podobnego słyszeć i nie być zły m ? Może kto inny potrafi, ale j a żadną m ia rą — kipi we mnie, słysząc ta k ie rzeczy. R atow anie tr ę ­ dow atych je s t to dzieło uw ażane tu ta j za zupełnie p ryw atne, i P ro p a g an d a nic a nic zgoła na to nie daje, ja k trędow aci, ta k i ci co są do ich obsługi, m uszą się z jałm użny utrzym yw ać, dlatego jeszcze raz pokornie proszę p a n ią H rabinę, żeby, zajm ując się całą A fryką, o moich nieszczęśliw ych trędow atych też nie zapom niała. S typendyów na Msze św. nie mogę ż a ­

(12)

dnych przyjm ow ać, bo z tego nic zgoła moi chorzy nie d o stają. D la nich idzie tylk o to, co m nie k to przyśle ja k o jałm użnę.

O piece M atki N ajśw iętszej polecam p an ią H rabinę i dzieło przez N ią założone, a siebie i moich biednych tręd o w aty ch Jej łaskaw ej pam ięci w m odlitw ach.

S ługa w Chr. najniższy J. B eyzy m.

"tyifcr—a

Bądź wiernym aż do śmierci, a Bóg eię.obdarzy koroną wieeznego życia.

W yjątki z życia m isyonarza.

Z początkiem r. 1895 przechadzałem się pew nej nocy wokoło domu m ieszkalnego, nie m ogąc spać z pow odu upału. N agle spostrzegłem po­

d ejrzane ja k ie ś indyw iduum o k rąż ają ce budynki. Zaw ołałem na niego by się oddalił, ale zam iast to uczynić, zbliża się do m nie z złow rogim w y ra ­ zem tw arzy, a g dy podniesionym głosem pow tórzyłem rozkaz, zam ierzył się na m nie nożem, k tó rą to broń czarni zaw sze noszą p rzy sobie. N a szczę­

ście usłyszano w domu mój głos i dom yślając się czegoś złego, kilk u n a ­ szych ludzi p rzyspieszyło z pom ocą. Z łoczyńca uciekł, ale poznanym zo­

sta ł przez naszych.

D w a la ta minęło od tego czasu, g dy pew nej nocy ujrzeliśm y znów w oddaleniu dwóch uzbrojonych ludzi p rzesuw ających się tajem niczo pod osłoną ciemnej nocy. Gdzież oni dążyli i czego szukać m ogli?

N astępnego dnia z głów nego m iasteczka Ibon nadeszły w ieści o cięż­

kiej strac ie ja k a dotk n ęła k ró la i cały lud jego. Zeszłej nocy zam ordo­

wano w lesie sy n a je g o , a rozp aczający ojciec po p rzy siąg ł m ordercy zemstę.

W ładze za ję ły się tą spraw ą, ale pomimo w szelkich poszukiw ań, je d en tylko zbrodniarz został schw ytanym i straco n y m ; drugi zaś, Afri — ten sam co w tenczas w nocy chciał m nie zabić, zdołał zbiedz.

Znów m inął rok, gdy kilku naszych chrześcijan zam eldow ało S u p erio ­ rowi m isyi, źe ja k iś p o d ejrzan y człow iek w sunął się do k ap licy i proszą, ab y go ztam tąd w yprow adzić.

O D C I N E K .

(13)

— T ego nie uczynię — odpow iedział sędziw y k ap łan . — K tóż b o ­ wiem odgadnąć może drogi O patrzności B o ż e j! Zostaw cie go w spokoju.

N astępnego dnia znów k lęczał ten p o d ejrzan y człow iek w głębi k a ­ plicy ; czegóż on chciał od nas ?

N adeszła niedziela i ku uradow aniu k ap łan a i całej je g o pobożnej grom adki, ukazał się na progu kościoła nieznajom y (był to złowrogi Afri) i z n ajw iększą u w agą przysłuchiw ał się słowom kap łan a. T ego samego dnia wieczór, p rzy b y ł sam do m isyonarza, u p ad ł mu do nóg, b ła g a ja c go 0 ośw iecenie w praw dach w iary św. Ja k że radośnie p rz y ję tą b y ła ta prośba i z ja k niezm ordow aną gorliw ością pielęgnow ał m isyonarz tę z b łą ­ k an ą duszę, by j ą Zbaw icielowi pow rócić.

T a k sta ły rzeczy, g dy nagle m isyę n aszą w A lla, sm utna naw iedziła k atastro fa, grożąca za g ład ą owocom ty loletniej pracy.

W nocy dnia 3 października, O jcowie zm uszeni zostali opuścić sw ą siedzibę i ratow ać życie u c ie c z k ą ; ju ż n az aju trz n ad c ią g ły z głębi k ra ju dzikie hordy, k tó re ra b u ją c i paląc, zam ieniły k w itn ą cą niegdyś m isyę w je d n o w ielkie rum ow isko.

Przez trzy m iesiące darem nie próbow aliśm y pow rócić do re sz te k n a ­ szych posiadłości, gdyż lękaliśm y się o pozostałych tam chrześcijan i k a ­ techum enów , lecz niepotrzebnie troszczyliśm y się, Bóg czuw ał nad dziećmi Swojemi.

W reszcie udało mi się w raz z ks. Superiorem pow rócić do daw nej naszej stacyi. W ieczorem przed zapadnięciem nocy dobiliśm y do celu naszej podróży i pod osłoną zburzonego m uru urządziliśm y sobie nocleg.

T am d a tu ją się najpiękniejsze chw ile osładzające życie m isyonarza.

W iadom ość o naszym powrocie, z szybkością b ły sk a w icy rozeszła się po okolicy, i zaraz zaczęli się schodzić ze w szystkich stron ch rześcijanie i k a ­ techum eni. Z ra d o śc ią otoczyli nas, opow iadając w naiw ny sposób, ja k bardzo sta ra li się w ty c h ciężkich czasach zostać w iernym i nauce naszej św. w iary, ja k się raz na tyd zień zgrom adzali w domu jednego z chrze­

ścijan i tam czas na m odlitw ie spędzali, i j a k je d e n z n ajsta rsz y ch p rz e ­ m aw iał do nich, by m ężnie i silnie przy w ierze św . w ytrw ali i o pow rót m isyonarzy się m odlili.

Pom iędzy obecnym i katechum enam i znajdow ał się tak że Afri, nie w i­

działem go od tego czasu i lękałem się o niego.

— O jcze! — zaw ołał — jestem bezsilny i nie czuję się ju ż zdolnym do dalszej w a lk i; słuchaj tylko. W yrzuciłem z m ojej chaty w szystkie g usła 1 przedm ioty czarodziejskie, drzew a, k tó re przed domem moim pośw ięcone b y ły czci fetyszów , w yrąbałem , nie kłaniam się ju ż bożkom , boś ty mnie Ojcze nauczył czcić jed n eg o tylk o Boga w niebie. P ostępow anie moje roz gniewało ca łą m oją rodzinę, a żona m oja nie odzyw ała się więcej do mnie.

A gdy synek mój zachorow ał a j a dla uzdrow ienia je g o użyć nie chciałem czarów, oburzenie w szystkich było bez granic, posądzano mnie, że chcę zostać m ordercą w łasnego dziecka. Żona m oja drżąc z gniew u, zab rała chore dziecię i opuściła z niem c h a tę ; od tego czasu nie w idziałem ich w ięcej, i ognisko moje je s t sm utne i opustoszone. Ach, O jc z e ! pow iedz, co mam czynić i czy postąpiłem dobrze.

(14)

S ilny ja k dąb m ężczyzna, słynny m orderca i zbrodniarz, począł łkać u stóp m oich ja k dziecko.

- Je ste ś na dobrej d ro d ze— odparłem w zruszony — rów nież i krzyże tw oje Bóg przem ieni, je ż e li w iernym pozostaniesz do k o ń c a !

A fri w y trw a ł w dobrem z m yślą o niebie. Spokojnie i cierpliw ie słuchał p rzek leń stw sw ych krew nych i w olał w yrzec się żony i ukochanego d ziecka j a k Boga, którego uznał. Lecz i n ag ro d a w ielka była. C hłoprzyk pow rócił do zdrow ia, żona pow róciła do chaty m ężow skiej i za p rzykładem je g o n aw róciła się do praw dziw ego Boga.

W reszcie n adszedł szczęśliw y dzień, w k tó ry m straszliw y niegdyś zbrodniarz ochrzczony zo stał rę k ą tego samego k ap łan a , którego niegdyś chciał zam ordow ać.

T eg o to rodzaju róże k w itn ą od czasu do czasu na ciernistej drodze m isyonarza. Licznem i one nie są, to praw da, lecz za ła sk ą Boga, zak w itn ą k ied y ś n a w ysokości w ogrodzie niebiańskim .

We F ilii Krakowskiej „E ch a z A fryki" przy ulicy S taro ­ w iślnej N r. 3, zw iedzać m ożna codziennie okazy w yrobów afry k ań sk ich .

Treść jedenastego ( lis to p a d ow eg o ) numeru: I-szy A ustryacki Antyniewolniczy Kongres w Wiedniu. — Wiadomości bieżące z m isyj: list Siostry Maryi Berty od Aniołów;

list O. Beyzyma. — Odcinek: Bądź wiernym aż do śmierci, a Bóg cię obdarzy koroną wiecznego życia. — Illustryacya: Trędowaci na Madagaskarze.

Wykaz datków w kwocie 492 koron 12 hal. znajduje się na 2. stronie okładki.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk artykułów i listów dozwolony tylko z wymienieniem źródła.

Z a m k n ię c ie r e d a k c y i 1 5 . p aźd ziern ik a. 1SIOO r.

* Za wydawnictwo i redakcyę odpowiedzialny: Wojciech Adamski.

W K ra k o w ie, w drukarni „ C zasu 11 pod zarzadem J . Ł a k o ciń sk ieg o .

(15)

0 . Beyzyin, T. J. i jego trędowaci.

(16)
(17)

Do WW. Braci i Sióstr Misyonarek w Afryce.

Od ki l ku m isy o n arzy p ra c u ją c y c h w A fryce, dow iadujem y się nie po raz p ierw szy , że oni z w ielkim sk u tk iem u ży w a ją hom eopatyi przeciw cho­

robom w y n ik ając y m tam z pow odu gorącego klim atu , tem i s ą : feb ry , dy- se n te ry e i różne choroby u dzieci. D latego radzim y usiln ie W W . Misyo- narzom użycie tych środków , n a żąd an ie k tó ry ch w yślem y ch ę tn ie k om ­ p le tn ą ap teczk ę, z a w ie ra ją c ą 140 hom eopatycznych le k a rstw z opisem u ży cia tych że, b ardzo d o k ła d n ie o b jaśn iający m .

— — ■

Drobne w iadom ości m isyjne.

Mondombe. — M isyonarz wezwany na ostatnią godziną. Siedm okrągłych godzin jazdy, na misyonarskim spracowanym koniu, prawdopodobnie n ie je d n a przymu­

sowa kąpiel w jakiejś rzece, to wcale nie w esoła perspektyw a naw et dla amatorów dziewiczych lasów i niebotycznych drzew, przez któ r^ dostaliśmy sie do chaty poczciwych ludzi. Kilkoro dzieci bawiących się przed dofnem, zameldowało nas, w ołając: „Ojciec je d z ie !“ Zamieniły się wzajemne powitania i je d en z młodych łudzi zapytał mnie: „Czy wiesz Ojcze, "że Mondombe jest bardzo chory, byliśmy dziś u niego i nie wiem, czy jeszcze żyje.“ Spojrzałem na niego z niedowierza­

niem. wiedząc, że często z przesady z mrówki robią słonia. Młodzieniec nie był zadowolony z mego zachowania, wezwał na świadectwo obecnych. Teraz ju ż nie wątpiłem, że owym chorym był Mondombe, który tydzień temu zachęcony przez swego krajowca, udającego się do ojca, odbył z nim te siedmiomilową prze­

chadzkę; pomyślałem więc, że niema czasu do stracenia, i pomimo groźnych chmur i ulewnego deszczuj trzeba iść dalej. Zapadł wieczór, godzina drogi dzie­

liła nas od osady Mondombe, odłożyliśmy odwiedziny chorego do ju tra , nie przy­

puszczając, by Mondombe, barczysty i silny ośm nastoletni nasz wychowanek me wrócił więcej do misyi. W nocy ogarnął mnie niepokój, zerwałem się, a imię chorego brzmiało rai ciągle w uszach. Na szczęście deszcz ustał, udaliśmy się w dalszą drogę, myśląc ciągle o biednym chorym". Chata jeg o była ludźmi prze­

pełniona, a w kącie jej na macie, leżał nieruchomy Mondombe. Zbliżyłem się doń, tak, to on, albo raczej cion jego, wydający ciężkie chrapanie. Twarz jego"zm ie­

niona, oczy błędne, usta suche, język nabrzmiały, wszystko to zapowiadało bliską śmierć. Mondombe był od pewnego czasu katechistą, bliskim Chrztu św. - był jeszcze przytom ny, co ułatwiło ostateczne przygotowanie do spełnienia tego aktu, lecz słowa zam ierały już na ustach jego. Gdy wodą Chrztu św. polałem czoło jego, zdawało mi się widzieć niewypowiedziane szczęście jego. Spełniwszy misye moją, pożegnaliśmy "rodziców, mówiąc, że wrócimy nazajutrz. Raniutko, przygo­

towując w pokoju ołtarz, przed którym miałem odprawić Mszę św., usłyszałem głos człow ieka: „Ten, któregoś wczoraj ochrzcił, już nie żyje!5 Przyniosłem tu sporo wosku, by go zamienić na proszek dla opłakiwania zmarłego. Nie zadzi­

wiła mnie ta wiadomość. Złożyłem dzięki miłosiernemu Bogu, że pozwolił mi przyczynić się do zbawienia tej duszy w" ostatniej godzinie!

-*—

(18)

KRONIKA SODALICYI ŚW. PIOTRA KLAWERA.

%■

W zeszłym numerze Echa wspominaliśmy o pocieszających rezultatach prze­

mowy naszej Jeneralnej Kierowniczki, wygłoszonej w Paryżu z okazyi antiniewol niczego Kongresu. Dnia 10. sierpnia opuściła w towarzystwie swej asystentki Paryż, by udać się do Alzacyi i Szw ajcarii, gdzie dzięki łaskawemu przyjęciu ze strony Duchowieństwa i gorliwej Propagandy ze strony kilku zelatorów, odczyty Jej bardzo liczną ściągnęły publiczność.

D o m m isy jn y w M a r y a S o r g obchodził uroczystość Patrona naszego Sw. Piotra Klawera bardzo solennie; mieliśmy też zaszczyt i szczęście powitać pod dachem naszym nowego Księcia Kościoła Arcybiskupa Salzburga X. Katseh- thaler’a, który raczył przybyć łaskawie, by być obecnym na złożeniu ślubów przez członków Sodalicyi. Najprżewielebniejszy Arcypasterz rozpoczął ceremonię pod­

niosła przemową o zasługach życia zakonnego, następnie odprawił Mszę św., pod­

czas której nastąpiło złożenie i odnowienie ślubów członków Sodalicyi. Po drugiej dziękczynnej Mszy św., zgromadzono się w wielkiej sali, gdzie przedstawiono So- daliski X. Arcybiskupowi, który dla każdej miał parę słów ojcowskich i pokrze­

piających do przemówienia.

F ilia W ie d e ń . Przypominamy naszym Szan. Dobrodziejom i Czytelnikom, wystawę rzeczy przeznaczonych dla Afryki, a mającą się odbyć w listopadzie w naszej kancelaryi. Upraszamy zatem o jaknajw ięcej "darów, gdyż chcielibyśmy, aby wystawa jaknajśw lejpiej wypadła, poczem wszystkie te rzeczy różnym mi- syonarzom rozesłano zosphą. Najpożądańszcmi są naczynia do Mszy św., para­

menty, bielizna kościelną, ale i suknie dla murzynków, materye, różańce, z wielką wdzięcznością przyjmowane będą

na korzyść Misyj i rozsyłamy stacyom misyjnym afrykańskim: Materye i resztki materyj, suknie nowe jak o też noszone ale czyste, nowe lub używane paramenty i przybory kościelne, różańce, krzyże. Obrazki świętych i biżuterye również są bardzo pożądane. Zużyte marki pocztowe bywają ja k najkorzystniej sprzedawane na wyku­

pienie niewolników murzyńskich. Ktoby chciał przyodziać biedne murzyńskie dzieci, może na żądanie otrzymać wzór na sukienki od

na dochód misyj afrykańskich przyjmujemy za pozwoleniem władzy ducho­

wnej i wysyłamy je tamże ja k najspieszniej. Prosimy czytelników, którzy z intencyą mszalną chcą połączyć jałm użnę dla m isyj, by takową hojnie udzielali. Gdy kwota na Msze św. nie je st wym ienioną, liczy się 1 złr, na jedną. Oznaczonych dni na odprawienie Mszy św. nie możemy przyjąćjjr

Zbieram y

Ekspedycyi „Echa z Afryki", Kraków, Starowiślna 3.

Intencye m szalne

Sodalicya św . P io tra K la w era .

Cytaty

Powiązane dokumenty

rzystwo wygląda. Oczy rozognione, ręce splecione, objęcia,.. Oj, coś niedobrego tam się święci. Nie wystarczy tylko wołać. Trzeba pójść i poszukać samemu. Niech

remu) zaszkodzić miało. Zapewne, jeżeli chorego przebierzemy w bieliznę wilgotną i zimną to mu to może łatwo zaszkodzić. Muszę tu wspomnieć, że często

nanie tego planu zdaje się nam rzeczą nieodzowną, raz dlatego, że tu już jest wielu katolików, powtóre, że można się spodziewać napływu ludzi wszystkich

Antoniemu Padew skiem u tak się wzmogła, że pokorny niegdyś Franciszkanin stał się dziś, ja k w yrzekł Papież Leon X III, „Świętym całego św iata.“ Do

Oby Bóg zesłał nam deszcz na prośby tego niew innego aniołka, którego m atka, m łoda jeszcze kobieta, sta ła się ofiarą okrutnej dzikości pogańskiej.. Z

Oglądały również znajdującą się w ogrodzie starożytną kaplicę Maryi i dom Józefa (budynek gospodarczy). Pozostały jeszcze potem ja k iś czas, rozmawiając

Ruanda, ja k mówią, liczy blisko 2 miliony mieszkańców, zostaje pod panowaniem króla, wielkiego despoty, który do niedawna bez żadnych powodów kazał ścinać

szych chorych, którzy natomiast budują nas swym spokojem i poddaniem się woli Bożej, a niełudząc się wcale, że wcześniej lub później staną się ofiarami