Maria Dernałowicz
Książki o Mickiewiczu opublikowane
w roku 1975
Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 11, 139-149
1976
Rocznik XI/1976 Towarzystw a Literackiego im. A. Mickiewicza
— 139 —
Maria D ernalowicz
K SIĄ ŻK I O M ICKIEW ICZU OPUBLIKOW ANE W ROKU 1975
Rok 1975 bardzo wzbogacił stan w iedzy o M ickiewiczu. Pom ijając drobniejsze prace trzeb a w ym ienić aż pięć książek pośw ięconych auto rowi Pana Tadeusza: Zofii M akow ieckiej: B rat Adam . K ronika życia
i tw órczości M ickiewicza. M aj 1844 — grudzień 1847 (PIW); Z ygm unta
M arkiew icza: S potkan ia p o lsko-francuskie (WL); M arii W odzyńskiej:
A dam M ickiew icz i rom a n tyczn a filozofia historii w Collège de France
(PW N); W iktora W eintrauba: Profecja i profesura. M ickiew icz, M ichelet i Q u inet (PIW ) oraz A lin y W itkow skiej '.M ickiew icz. Słow o i c zyn (PWN).
Ju ż w yliczenie sam ych ty tu łó w jest znam ienne: aż trz y z n ich w y raźnie sygnalizują rozw ażania o okresie najb ard ziej w nauce o M ickie w iczu ko n tro w ersy jn y m : okresie tow ianizm u. K olejny tom K ro niki życia
i tw órczości M ickiew icza ukazałby się zresztą niezależnie od w z ra sta ją
cych w ostatn ich latach zainteresow ań tą w łaśnie epoką w życiu poety: je st częścią ogrom nej, n a dziew ięć tom ów zaplanow anej całości, zaplano w anej w swoim zasadniczym kształcie blisko dw adzieścia la t tem u. Ale trzeba powiedzieć, że ukazał się w e w łaściw ym czasie. Poprzedziły go odkryw cze prace, tłum aczące zjaw isko m istycyzm u M ickiewicza n a tle epoki i n a tle sytuacji, w k tó rej znalazła się W ielka Em igracja. C zytelni cy tych sy ntetycznych prac m ają teraz okazję skonfrontow ać je z dniem pow szednim tow ianizm u poprzez n ajb ard ziej, ja k tylko być może, szcze gółowe k alend ariu m życia najw yb itn iejszeg o spośród w yznaw ców M istrza. D ostają do rą k dzieło, stanow iące nie tylko fu n d am en t pracy przyszłych biografów i m onografistów , ale i znakom ite, niezw ykle precyzyjne n a rzędzie k o ntrolne dla w ielu istn iejący ch ju ż hipotez tyczących się tego trudnego, zaw ikłanego o kresu w życiu poety.
— 140 —
„... lektura tomu jest trudna i przygnębiająca. Z chronologicznie zestawionych wydarzeń, z drobiazgowej analizy ich treści i powiązań układa się historia m ar nowania ogromnego kapitału wewnętrznej mocy M ickiewicza” (s. 8).
Lata J 844 - 1847 to n ajtragiczniejszy czas w życiu poety, milczącego jako tw órca, pozbawionego m ożliwości szerszego oddziaływ ania, p a ra ją
cego się z dom owym nieszczęściem. W iara w M istrza, niezachw iana po czątkowo pewność, że w ypełnianie jego nauki dokona cudow nego prze obrażenia losu nie tylko em igracji, ale k ra ju i św iata, w y staw ian a jest na coraz cięższe próby: rosnące poczucie osam otnienia osobistego, rosnąca
świadomość społecznej izolacji w yznaw ców Towiańskiego, konflikty
z M istrzem, zatargi w śród w spółw yznaw ców . Biografom M ickiewicza znane są rozpaczliw e próby w yprow adzenia gru p y z im pasu, w jakim się znalazła: próba zjednania sobie księcia A dam a Czartoryskiego, spraw a li stu do cara M ikołaja. Ale dopiero chronologiczny zestaw w szystkich m o żliw ych do ustalenia faktów unaocznił nieznane uprzednio układy w y d a rzeń. Do nich należy np. naw iązanie już we w rześniu 1845 r. przez M ic kiew icza k ontaktów z księżm i: D uńskim , Hubem , Kajsiew iczem , T erlec kim w celu p rzedyskutow ania z nim i stosunku tow ianizm u do nauki Ko ścioła i stosunku do niej samego poety. Zofia M akow iecka w ysuw a w k o m entarzach tezę, że w łaśnie próby te, podejm ow ane bez w iedzy T ow iań skiego, w yw ołały m iędzy nim a „bratem A dam em ” o stry konflikt, który m. in. doprow adził do rozłam u w Kole. Od początku g ru d n ia 1846 r. w rozm ow ach z księżm i om aw iany jest p ro jek t w yjazdu M ickiewicza do Rzymu. Na podstaw ie zgrom adzony przez siebie danych M akow iecka w yraża przypuszczenie, że zasadniczym celem tej podróży m iało być przedstaw ienie Piusow i IX Spraw y Bożej i uzyskanie jego placet. W ia domo, że próbow ał tego i Tow iański, tylko że cele przyśw iecające Mic kiewiczowi m usiały być inne, była to kolejna, tragiczna próba M ickie
w icza w yprow adzenia Spraw y z bezsilnego osam otnienia, ze ślepej
uliczki. Próba, w k tórą chciał zaangażować i pozyskać potęgę Kościoła. Znajdzie ona swój finał w ro k u 1848 i dobrze jest wiedzieć, ja k w cześnie podejm ow ał M ickiewicz tę ciężką i zuchw ałą decyzję.
Tom opracow any przez Zofię M akowiecką d aje n ajp e łn ie jsz y z d o ty ch czas istn iejący ch obraz końcowej tragicznej fazy tow ianizm u. Po ro k u
1847 p rzestaje on się w łaściw ie liczyć w życiu em igracji.
Tom ten nie tylko porząd k u je naszą w iedzę o tych latach życia M ic kiew icza i w ypełnia w iele w niej luk, nie tylko dow odnie odtw arza tre ść zaginionych listów poety lub p rzy n ajm n iej sygnalizuje ich istnienie, nie tylko w yśw ietla w iele niejasn y ch faktów , ale, co rów nie cenne, pokazuje też b rak i w inform acjach o n iek tó rych w ydarzeniach, zagadki nie ro zw ią zane do tej po ry w życiu M ickiewicza i jego najbliższego otoczenia, w m ia rę m ożności podając wskazówki, ja k w eryfikow ać ew e n tu aln e przyszłe
— 141 —
znaleziska. O statn ia p raca zm arłej w roku 1975 uczonej będzie n iezastą pioną pomocą dla w ielu pokoleń badaczy.
Chociaż M ickiewicz nie jest jed yn y m b o h aterem S p o tka ń polsko-fra n
cuskich Z yg m u n ta M arkiew icza, to jed n ak fakt, że kontaktom autora Pana Tadeusza z przedstaw icielam i in telek tu aln y ch środow isk F rancji
pośw ięcona jest więcej niż połow a książki, p red esty n u je ją do w ym ien ie nia w śród w ażniejszych m ickiew iczianów 1975 r. Przynosi ona próbę w yznaczenia h isto rii k ilk u p rzy jaźn i M ickiewicza: z Lam ennais, George Sand, p anią d ’Agoult, A lfredem de Vigny. C zytelnik znajdzie nie tylko znane m u skądinąd wiadomości, sum iennie uporządkow ane, ale też garść now ych faktów i hipotez. Te ostatnie zresztą nie zawsze są dostatecznie udokum entow ane, a w niektó ry ch w ypadkach w iodą na bezdroża. M yślą przede w szystkim o próbie prześledzenia inspiracji m ickiew iczowskiej w utw orach George Sand. W k reow aniu postaci A lb erta R udolstadt (w powieści H rabina R udolstadt) d o p atry w ałab y m się bardziej działania ro m antycznej konw encji, sp raw iającej, że jasnow idzow ie i szaleńcy, b ę
dący jednocześnie arty stam i, stali się tak niezw ykle często' spotykanym i bo hateram i literack im i tej epoki — niż obserw acji, jakie pani Sand do konyw ała w czasie sw ych spotk ań z M ickiewiczem. D oszukiw anie się zaś możliwości w pływ u Pana Tadeusza, a ściślej historii Kusego i Sokoła („W ojciech G rzym ała czy C hopin odegrali zapew ne rolę in fo rm ato ró w ”, 3. 78 - 79) w ch arak tery sty ce ojca A lberta, starego h rab i R udolstadta, lu biącego przy deserze opowiadać „jak jego pies Szafir dognał zająca, jak suka P a n le ra w y trop iła w ilk a” — w ejdzie zapew ne do re p e rtu a ru aneg dot polonistycznych o tzw. „w pływ ologii” . A szkoda, gdyż książka jest niezm iernie pożyteczna przez sta ra n n e zestaw ienie faktów , dobry dobór interesu jący ch cytatów z dokum entów , bogaty a p a ra t przypisów.
N iejednokrotnie jed n ak niepokoi in te rp re ta c ją tych faktów , pow ta rzającą sądy od lat ju ż przezwyciężone, a tyczące się przede w szystkim M ickiewiczowskich prelekcyj. Sądy te najlepiej sch arak tery zu je cytat:
,.... przy całym podziwie dla geniuszu M ickiewicza, nie można pozostać obo jętnym wobec tragikomicznego finału jego paryskich prelekcyj. Jedyna, niepow tarzalna sposobność zainteresow ania ówczesnej kulturalnej stolicy Europy litera turami Słowian m inęła bez echa i bezpowrotnie. Jeżeli nawet policzymy na ko rzyść profesora dwa pierwsze kursy, w których próbował nakreślić sugestyw ny obraz rozwoju literatur słowiańskich, pozostał jedynie jako rezultat: tekst w y kładów w hipotetycznej w ersji i liczne św iadectw a zbiorowej psychozy” (s. 131).
Nie sposób w k ró tk im a rty k u le , którego zadaniem je s t p rezen tacja k il ku książek, podjąć m eryto ry czn ą dyskusję z poglądem M arkiewicza. Z ko nieczności odpowiem rów nież c y tatem — z opublikow anej po raz p ierw
— 142 —
szy w roku 1968 („P am iętnik L iteracki” z. 2) pracy Zofii Stefanow skiej pt. Legenda słow iańska w prelekcjach paryskich.
„Dwa ostatnie kursy „zaprawione m istycyzm em ” (według wyrażenia jednego z badaczy) uchodzą za dokument um ysłowego upadku, w każdym zaś razie za tekst z historycznoliterackiego punktu widzenia pośledniejszy. Pogląd taki podzielają ci badacze z w iększością w spółcześników M ickiewicza, dla których dwa końcowe lata prelekcji były przedmiotem ubolewania i zgorszenia. Jeśli jednak można zro zumieć stanowisko ówczesnych słuchaczy i czytelników, którzy w ykłady uważali za źródło inform acji o Słowianach, to trudniej pojąć postawę badaczy dwudziesto wiecznych. Czy naprawdę ceniliby kom pilacyjny z konieczności i z konieczności dziś już przestarzały zarys literatury słow iańskiej od tej summy romantyzmu polskiego, jaką stał się w ykład Mickiewicza? Czy naprawdę byliby skłonni przed kładać w nim slaw istę amatora nad historiozofa i najw iększego polskiego m ora listę X IX wieku? Im bliższe ówczesnej slaw istyce naukowej byłyby prelekcje M ickiewicza, tym bardziej dla dzisiejszych czytelników stanow iłyby tekst m artwy”.
Przepraszam za długi cytat. Ale lepiej niż jakiekolw iek inne w yw ody w skazuje on kierunek,, w jak im obecnie idzie n au k a o Mickiewiczu. Oczywiście, w olno każdem u mieć swoje zdanie o M ickiewiczowskich w y kładach. Ale nie w olno specjaliście-poloniście nie liczyć się zupełnie z in terp retacjam i w spółczesnych sobie badaczy: Stefanow skiej, W alickiego, Sikory i innych — i pom ijać je m ilczeniem , n ie w yzw ać do dyskusji w obronie swoich racji. Chyba że zadaniem książki jest czysta fak tog ra fia. Ale Z ygm unt M arkiew icz raz p o -raz w ykracza poza — bardzo p rze cież cenne — u stalen ia faktograficzne — i w yd aje w yroki, pokryw ające się aż nadto szczelnie z sądam i ferow anym i przez francuskich znajom ych M ickiewicza — w pierw szej połowie ubiegłego w ieku. I to om ijając w gruncie rzeczy tych, k tórych stanow isko wobec M ickiewicza, p ro fe tycznego w ykładow cy, m ogłoby m u spraw ić kłopot. M yślę oczywiście o M ichelecie i Quinecie.
*
* *
Stosunki m iędzy tró jcą słynnych profesorów z Collège de F ran ce są w yłącznym tem atem aż dw óch opublikow anych w ro k u 1975 ( książek: M arii W odzyńskiej : A d a m M ickiew icz i rom antyczna filozofia historii
w Collège de France i W iktora W eintrauba P rofecja i profesura. M ic kiew icz, M ichelet i Q uinet. Są one spełnieniem w ysuniętego w Legendzie M łodej Polski p o stu latu S tanisław a Brzozowskiego:
»... kto zadał sobie trud porównać ducha, ożywiającego wykłady M ickiew i czowskie i te, jakie równocześnie w ygłaszali M ichelet i Quinet? Nie chodzi tu o pustą ciekawość, lecz o zrozumienie in concreto stosunków ówczesnej rom antycz nej m yśli polskiej do pokrewnych jej zachodnioeuropejskich prądów — nic w aż niejszego, niż zrozumieć, gdzie kończą się pokrewieństwa, zaczynają różnice”.
Te słow a Brzozowskiego i W eintraub, i W odzyńska cy tu ją w p ierw szych rozdziałach swoich książek.
— 143 —
Postulat Brzozowskiego można spełnić tylko przy doskonałej znajomości spuścizny i życiorysów trzech w ykładow ców Collège; trzeba ich w równej mierze dopuścić do głosu. Kardynalnym brakiem dotychczasowych prac polskich badaczy problemu była dość powierzchowna orientacja w ew olucji m yśli M icheleta i Qui- neta; nawet tak poważnego badacza, jak Z. Lubicz-Zaleskiego „twórczość Miche- ieta i Q uineía obchodziła [...] tylko o tyle, o ile znalazły w niej wyraz ich pro polskie sentym enty i o ile przynosiła wyraźne nawiązania do M ickiewicza”. (Weintraub, s. 12).
K siążki W odzyńskiej i W ein trau b a przyw odzą na m yśl słynny m edal przedstaw iający trzech profesorów Collège de F rance: ich profile w y stę pu ją z ró w n ą w yrazistością.
Zbieżność tem a tu obu prac jest oczyw ista; jednocześnie są one pięk nym przykładem , jak te n sam przedm iot m ożna oglądać z różnych p u n k tów w idzenia. W odzyńską — h isto ry k a filozofii — in te resu je przede w szystkim analiza m yśli historiozoficznej trzech profesorów , a raczej i ściślej : m yśli historiozoficznej M icheleta i Q uineta inspirow anej przez M ickiewicza, k ry stalizu jącej się w sporze z M ickiewiczem. U kazuje uk o
rzenianie obu francuskich kolegów poety w zachodnioeuropejskiej m yśii filozoficznej; dopiero w ted y oczyw isty się staje d ram atyzm ich zetknię cia z M ickiewiczem — zwłaszcza w w y p ad k u M icheleta.
Zbliżenie polskiego poety i Q u in eta było bow iem i łatw iejsze, i b a r dziej może pow ierzchow ne. Q uinet przez sw oją in te le k tu a ln ą form ację był niew ątpliw ie podatniejszy n a M ickiewiczowski m esjanizm , łatw iej też, bo z m niejszym i oporam i ulegał fascynacji osobowością Mickiewicza. Nic też dziwnego, że tow iańczycy m ieli nadzieję zupełnego pozyskania go sobie. Pow ierzchow ność stosunków m iędzy dw om a profesoram i w y nikała ze zbyt pochopnego zapom inania o dzielących ich różnicach. I nie dziw i rozejście się M ickiewicza i Q uineta po ro ku 1845 — zupełne i po
zbawione cech dram atycznych.
Inaczej z M icheletem . Jego populizm , antynapoleonizm , trak to w an ie W ielkiej Rew olucji jako p u n k tu zw rotnego historii, racjonalizm — oczy wiście w bardzo rom antycznym w y d an iu — w szystko to dzieliło go od Mickiewicza. Więcej je st p u n k tó w spornych m iędzy nimi, niż punktów porozum ienia, ale owe p u n k ty porozum ienia były zasadniczej wagi, żeby wspom nieć tylko o ostrej k ry ty ce współczesności i o spraw ie wolności. W odzyńską pokazuje ostro różnice, pokazuje też, jak pod w pływ em Mic kiewicza spraw a Polski staje się dla M icheleta spraw ą pierw szej wagi w historii Europy, ja k ulegają zachw ianiu pew ne propozycje filozoficzne.
Je st to h isto ria in telek tu aln ej przygody, niezw ykle dram atycznej w spięciach m yśli dwóch przyjaciół. Ale je st to także h istoria oczarow a nia M ickiewiczem, siłą jego profetycznej osobowości. W odzyńską nie om ija tej problem atyki, lecz siłą rzeczy je st ona w jej książce drugorzęd na. W 'pracy W ein trau b a pow ażną rolę g ra ją — i m uszą grać —
próbie-— 144 próbie-—
my filozoficzne, na pierw szy plan jed n ak w y b ijają się inne zagadnienia. W eintraub — h istory k lite ra tu ry — najw iększy objętościow o roz dział swojej książki poświęca „profecji w Collège de F ra n ce ”, ukazując, jak francuscy koledzy M ickiewicza przysw oili sobie profetyczny styl jego w ypow iedzi, znajdując w nim dogodne narzędzie w swoich p u b li cystycznych w ystąpieniach przeciw Jezuitom , rozpoczętych na k atedrach Collège de France w iosną 1843 r. „Przyjąw szy od M ickiewicza zasadę, która z kated ry robiła try b u n ę nastaw ioną na kształtow anie postaw ideow ych słuchaczy, M ichelet i Q uinet poszli w ty m k ieru n k u dalej od niego” (s. 37). W eintraub w ykazuje następnie, jak z kolei Mickiewicz, św iadek kolosalnego rozgłosu antyjezuickiej kam panii, zintensyfikow ał profetyzm swoich w ykładów .
Zm ianę c h a ra k te ru czw artego k u rsu prelekcji M ickiewiczowskich
Zvvyklo się do tej pory przypisyw ać inspiracji Towiańskiego. W ein trau b nie neguje istn ienia tej inspiracji, w ykazuje jednak, że nie była ona je dynym powodem n atężenia profetyzm u w ypow iedzi M ickiewicza. N atęże nie to było rów nież w ynikiem w ykształcenia się w Collège de F rance nowej form y w ypow iedzi, ważnej zarów no dla dziejów naszej lite ra tu ry , jak i dla dziejów lite ra tu ry francuskiej.
„Zuchwałą innowacją M ickiewicza było zw ekslowanie [...] rom antycznego pro fetyzm u słowa poetyckiego na działalność żywym słow em w audytorium u niw er syteckim . Nasycając profetyzm em prozę dyskursywną wykładu uniw ersyteckiego, Mickiewicz profetyzm ten szczególnie eksponował i przywracał mu jednoznacz ność. [...] W ykłady obu Francuzów m iały inną od M ickiewiczowskiej treść ideow ą, ale M ickiewiczowskiem u natchnieniu zawdzięczają swój specyficzny charakter. [...] W ten sposób Prelekcjam i sw ym i w pisał się M ickiewicz w dzieje francuskiego ro mantyzm u” (s. 162 - 163).
D rugim przedm iotem książki W eintrauba, wiążącym się zresztą z z a gadnieniem przejm ow ania stylu, to spraw a fascynacji M ickiewiczem, k tó rej ulegli obaj jego francuscy przyjaciele. P rzypadek ich jest o ty le ciekawy, że nie mógł n a nich działać urok poezji M ickiew iczow skiej, której albo nie znali, albo, co gorzej, mogli poznaw ać z niezbyt szczęśli wych przekładów . M ickiewicz nie kojarzył się im ani z K onradem , ani z księdzem Piotrem . Był dla nich poetą tw orzącym w nieznanym język u , Polakiem , w ygnańcem , kolegą-w ykładow cą, w yznającym poglądy n ie jed no k rotn ie — zwłaszcza w w y padku M icheleta — nie do przyjęcia. A jed n ak w łaśnie dla niego był „genialnym człow iekiem ” którego rad ził się „jak w łasnego sum ienia” . To cytat ze S tu d en ta M icheleta. C y ta t jednoznaczny jako w yraz kultu. W ein trau b nie boi się tego słowa.
I on, i W odzyńska przed staw iając stosunki łączące tró jcę z Collège d e France raz po raz m uszą odpowiadać na pytan ie: kim był dla obu p ro fe sorów francu sk ich Mickiewicz. K im był zwłaszcza dla M icheleta? To — odczuw alne, zwłaszcza w książce W eintrauba, p ragnienie uzm ysłow ienia
— 145 —
sobie, k im był dla w spółczesnych Mickiewicz, te p róby spojrzenia na nie go oczym a a u to ra L egend syg n alizu ją isto tn ą potrzebę naszych czasów. M ickiewicz dla nas to nie tylk o w ielki poeta, ale może n ajw iększy w n a szej h isto rii człowiek, „P ielg rzy m w olności” . To określenie je st w yśw iech tane, ale dlatego, że je s t określeniem właściw ym . Ze słowem „pielgrzy m ” łączym y u p a rte dążenie w tru d zie i abnegacji — do w ielkiego celu. Ża den z celów, jak i sobie M ickiewicz, jako pielgrzym wolności, staw iał, nie został przez niego osiągnięty, n ato m iast jego postaw a, jego osobowość n a znaczyła naszą historię. Nie tylko poezja.
S tąd to pragnienie zobaczenia go oczami dw óch w y b itn y ch cudzoziem ców. Różnica języka, w ychow ania, przekonań daw ała M icheletowi dys tans, um ożliw iający m u jednocześnie uw ielbienie i k ry ty k ę, swobodę tej k ry ty k i i tego uw ielbienia. M ichelet porał się z M ickiewiczem: dla niego był on „naszym jed yn y m przeciw nikiem , naszym drogim przeciw nikiem , nas w szystkich filozofów” . Był dla niego „nie ty le przeciw ny, co odpow ia
dający (correspondant) i sy m e try c z n y ” .
M ickiewicza i nas dzieli u płyniony czas i w szystkie zarzuty, jakie w ciągu stulecia padły pod adresem tra d y c ji rom anty czn ej, k tó ra je st przecież przede w szystkim tra d y c ją m ickiew iczowską. O statnie prasow e dyskusje dowiodły, jak żyw y jest problem tej tra d y c ji: w ciąż „odpow ia dający i sy m etryczn y”.
*
* *
K siążka A liny W itkow skiej pod znam iennym ty tu łem : M ickiewicz.
Słow o i c zyn jest w łaśnie próbą odpowiedzi n a p ytan ie: k i m b y ł
M i c k i e w i c z ? O dpow iadając n a tak sform ułow ane p y tan ie książka nie może być ani biografią, ani m onografią kleinerow skiego ty pu , czyli su
m ą wiedzy, jak ą może przedstaw ić badacz twórczości poety. W itkow ska nie staw ia więc sobie za cel analizy twórczości M ickiewicza, dokładnej
i uporządkow anej chronologicznie, rozp atru jącej pow stające kolejno
utw ory; czytelnik nie znajdzie w jej książce n aw et w zm ianki o n iek tó rych, choćby ta k arty sty czn ie w ybitnych, ja k Ucieczka czy Na Alpach
w Splügen. O Reducie Ordona czy przekładzie Giaura czytelnik znajdzie
w zm ianki jedynie w przypisach; praw da, że w przypisie tyczącym R ed u
ty spotka także znaczącą propozycję in terp retacy jn ą. N atom iast n a stro
nach 22 i 23 au to rk a sform u łu je przypuszczenia co do ch a ra k te ru n ie dokończonej nigdy, zaginionej trag ed ii o D em ostenesie. Gdyż snucie ta kich przypuszczeń po trzebne jej było w szukaniu odpow iedzi n a pytanie zasadnicze, którem u podporządkow ana jest cała praca.
Uderza też w ielka oszczędność w tro p ie n iu w szelkich m yślow ych i artystycznych zapożyczeń w tw órczości Mickiewicza. Z upełny b rak eru -10 — R o c zn ik XI
— 146 —
dycyjnej p arad y w iększych i m niejszych nazwisk. W olter, B yron — to raczej u W itkow skiej hasła wyw oław cze, sygnalizujące form ację in telek tualną, stosunek poety do św iata. N ajw ażniejszym z ty ch nazw isk-haseł okazuie się Byron; ^spotykam y je n aw et w ty tu le drugiego rozdziału:
Słow iański Byron, trak tu jąceg o o rosyjskim okresie M ickiewicza, spoty
kam y się z nim w rozdziale trzecim (Paradoks wiary), tra k tu ją c y m o dwu- leciu po opuszczeniu Rosji, kiedy to Mickiewicz „począł rew idow ać tę form ułę człowieka, w której u kształtow aniu sam był czynny, chociaż nie w stopniu tak w ybitnym , jak np. Byron. Rew idow anie zaś oznaczało zawsze u niego nie ty lk o kry ty k ę, ale tak że nowy pozytyw , zatem nową propozycję b o hatera literackiego” (s. 107).
W itkow ska napisała książkę bardzo zw artą, k tóra m a tylko jednego bohatera. Gdyż w iem y bardzo dobrze, że M ickiewicza m ożna rozdzielić na kilku bohaterów w obrębie jednej i tej samej m onografii; jest Mic- kiew icz-filom ata, i M ickiew icz-G ustaw , i M ickiew icz-K onrad, i Mickie- wicz-tow iańczyk, i Mickiewicz — tw ó rca Legionu. Często ci Mickiewicze różnią się zupełnie od siebie. Na pew no działa tu potrzeba uporządkow a nia tego przebogatego życia, działa też bezradność w obec tego bogactw a. W itkowska usiłując odpowiedzieć n a p y tanie: k i m b y ł M i c k i e w i c z ? , sta ra się dostrzegać i u w ydatniać te jego predyspozycje, które rozw ijały się w jego tw órczości i k tó re kierow ały jego życiem. Oto c y ta t przekonujący czytelnika, że M ickiew icz-filom ata i M ickiew icz-tow iańczyk to zawsze ta sam a osobowość:
„Właściwa mu aktywność społeczna i poczucie odpowiedzialności za innych, także za naród, kazały mu zawsze dążyć do działania za pomocą związanej z sobą grupy ludzi o wspólnej ideologii i celach, ludzi tworzących odrębny organizm wewnątrz obszerniejszych s;ruktur socjalnych i państwowych, z oczywistym za miarem zdecydowanego na nie wpływu, a nawet — w ym uszenia konieczności przekształceń.” (s. 15)
I drugi cytat:
„W Romantyczności traktuje się [...] lud jako autorytet i jest to sytuacja o sensach wykraczających daleko poza sytuację literacką tej w łaśnie ballady. M oż na nawet powiedzieć, że jest ona profetyczna w stosunku do całej dalszej tw ór czości M ickiewicza. Pisarz będzie bowiem dokonywał pewnych przesunięć w poj m owaniu ludu, ducha ludu, coraz bardziej spirytualizując sw e na ten tem at w y obrażenia, ale nigdy nie podważy autorytetu ludu, jedynego chyba, na który nie rzucił kamieniem ten wróg autorytetów fałszyw ych i m artwych.” (s. 31)
P y tan ie: k i m b y ł M i c k i e w i c z ? m usiało z kolei w yw ołać sze reg p y tań bardziej szczegółowych; jaki był jego stosunek do n a tu ry , do historii, do trad y cji, do wolności. P ytaniom tym podporządkow ane zo stały analizy utw orów Mickiewicza. Dało to rezu ltaty bardzo interesu jące, często — m yślę przede w szystkim o analizie Ballad i S o n etó w k ry m sk ic h — zdecydow anie odkryw cze. N iekiedy — specjalnie silnie odbiło się to na om aw ianiu Pana Tadeusza — owo podporządkow anie m usiało z ko
— 147 —
nieczności ograniczyć zakres problem atyki, poruszanej w analizie. I do brze się stało. Książce ta k pom yślanej konieczny był rygor ograniczeń. Odpow iedzi n a p y tan ia o" stosunek M ickiewicza do n a tu ry , historii, wolności, tra d y c ji etc. nie tylko służą jako kom ponenty w izeru nku Mic kiew icza; są jednocześnie odpow iedziam i n a in ne pytan ie: k i m j e s t d l a n a s M i c k i e w i c z ? Gdyż każde pokolenie staw ia sobie pytanie o swój stosunek do św iata, i nie jest rzeczą obojętną, jak odpow iadał n a m e człowiek, k tó ry w takiej m ierze w płyn ął n a w ew nętrzne życie n a ro du. W itkow ska m a świadom ość tej konsekw encji. Oto ch arak tery sty cz ne w yznanie:
„A jednak w ydaje się, że ciągle tkw ią w Panu Tadeuszu sensy współczesne, związane z istnieniem człow ieka jako is;oty społecznej i rytm em życia nigdy nie tożsam ego z rytmem historii. Owo pragnienie ładu i pochwała porządku, jako pra- elem entu życia, przeciwstawione chaosowi dziejów i ich gw ałtownej przemienności, nie może być niewspółczesne, gdyż niewspółczesne m usiałoby być w ogóle życie. Wszystko to, co poemat M ickiewicza ma do powiedzenia o idy liii, jako niezbyw al nym składniku ludzkiej egzystencji, było wiedzą w yczerpniętą z tak przejmująco doznanego losu człowieka, że musi być dzisiaj, jak było wówczas, przenikliwym rozpoznaniem ziem skiego bytu ludzi.” (s. 173)
W itkow ska stosunkow o bardzo w iele m iejsca poświęca okresow i to w ianizm u. J e st to zrozum iałe nie tylko w św ietle obecnych zaintereso w ań w większej niż kiedykolw iek m ierze skupiających się wokół p re lekcji paryskich. Dzieje się ta k i dlatego, że, jak już w spom niałam , au to rk a postaw iła sobie za zadanie w ykazać jednorodność żyw ota swego b ohatera i m usiała się zająć obszerniej spraw am i naśw ietlan y m i w daw nej mickiewiczologii jako „m istyczny przełom ” albo „szaleństw o” . P rze łam any już został długo u trzy m ujący się w lite ra tu rz e o M ickiewiczow skich w ykładach sąd o rad yk alnej zm ianie, przeobrażeniu pierw otnej ich koncepcji pod w pływ em Tow iańskiego; prace poświęcone tem u zagad nieniu ukazyw ały się jed n ak w specjalistycznych czasopism ach lub w m a łych, na w ąski krąg odbiorców obliczonych nakładach. K siążka W itkow skiej, pisana językiem p rzy stęp n y m dla laika, w y d an a w d w udziestoty- sięcznym nakładzie w prow adza o statn ie u stalen ia i propozycje nauki o M ickiewiczu w krw iobieg szerszej świadomości. To jedno w ytłum acze nie pewnej dysproporcji tej książki.
Ale jest i drugie, k tó re n asuw a się czytelnikow i nieodparcie. Odpo w iadając na p y tan ie: k i m j e s t M i c k i e w i c z ? A lina W itkow ska stw orzyła bardzo w łasny, bardzo osobiście przeżyty w izeru nek poety. Każdy m a swego M ickiewicza. Ta książka będzie w ięc n a pewno dla wielu czytelników, zwłaszcza ze starszego pokolenia, książką budzącą wiele sprzeciwów. D yskusja z W itkow ską nie jest jed n a k łatw a. Ten tak bardzo osobisty w izeru n ek pow staw ał n a płótnie zagruntow anym znako m itą znajom ością problem atyki m ickiew iczow skiej. Ale w i e d z a o Mic
— 148 —
kiew iczu nie paraliżow ała b y najm niej w yobraźni i in tu icji p i s a r k i . W itkow ska n ie boi się psychologizowania, z całą otw artością przeobraża się chw ilam i w wszechwiedzącego n a rra to ra . Bo niech nas nie łudzą zastrzeżenia, że to i owo jest hipotezą. To dobry n aw y k uczonej, która stw orzyła książkę, w y rastającą nie ty lk o z latam i grom adzonej wiedzy, ale z bardzo konkretnej pisarskiej wizji.
Nic więc dziwnego, że najbardziej dram atyczny okres życia M ickie wicza: od jego zam ilknięcia jako poety aż po zgon — fascynow ał W it kow ską n ajbardziej. U cichnięcie poezji odsłoniło niejako udręczoną tw arz proroka. Nie trzeb a ju ż analizow ać jego utw orów , by doszukać się od powiedzi na p y tan ie: k i m b y ł t e n c z ł o w i e k ? Nie przem aw ia już za pośrednictw em stw orzonych przez siebie bohaterów . Mówi w prost: z k atedry, poprzez zachow any list, u trw alon ą przez dokum ent sytuację. Z ty ch przekazów m ożna odtw arzać dzieje tej tragicznej w alki — o cały św iat, bardziej przejm ującej niż najdoskonalsze dzieło poetyckie. Oto fin ał w ielu rozpoczętych w młodości i w ieku m ęskich w ątków , cierpliw ie śledzonych w tekstach Ballad, Dziadów, Ksiąg.
P isarsk a w izja W itkow skiej najsilniej uform ow ała w łaśnie to ostat- tnie M ickiewiczowskie dwudziestolecie, i niekiedy zachw iany został tutaj respektow any ściśle w pierw szej połowie książki układ m iędzy W itkow - ską-uczoną i W itkow ską-pisarką. Czasem — m yślę przede w szystkim o rozdziale M iędzy sielanką a dom em obłąkanych — w łasna w izja autorki jest ta k natarczyw a, że tek st odb iera się niem al jak now elę czy też n ie zm iernie szczegółowo opracow any konspekt psychologicznej powieści. Pow iedzm y od razu: czyta się to znakomicie. A jednocześnie a u to ry ta ty w - ność autorki w rozw iązyw aniu tragicznego dylem atu m ałżeństw a Mic kiewiczów nie w y d aje się dostatecznie uzasadniona przez dokum ent. W kreow aniu tego d ram atu W itkow ska w prow adza elem enty w ątpliw e lub in te rp re ta c je zbyt śmiałe. Takim co najm niej w ątpliw ym elem en tem je st przypuszczenie o rom ansie poety z m atk ą Celiny; wszystko, co m ożem y wiedzieć o stosunkach m iędzy nim i, w skazuje jed y n ie na zażyłą przyjaźń. W itkow ska przytacza listy Celiny do siostry n a dowód, że Mic kiewicz — w sku tek skom plikow anego położenia uczuciowego w jakim się wobec niego znalazła — nigdy nie stał się dla żony auto rytetem , którego potrzebę nieodparcie odczuwała. Że Celina była osobą poszuku jącą au to ry tetó w — to chyba nie ulega w ątpliw ości; w skazuje n a to do w odnie jej stosunek do Towiańskiego. Ale tek sty jej listów do Heleny M alewskiej tru d n o interp reto w ać jako listy żony „źle płatnego nauczy ciela, w któ rych mąż jest niczym więcej jak tylko nauczycielem i ojcem kilkorga dziatek” (s. 194). Trzeba bowiem pam iętać o niezw ykle silnej autocenzurze, której listy te były poddaw ane. Celina pisała przecież do żony wysokiego urzędnika rosyjskiego, zdając sobie spraw ę, że pow ino
— 149 —
wactwo z autorem Dziadów może rzucać n a dom M alew skich podejrzane św iatło. Może sobie n aw et w yolbrzym iała to zagrożenie. I d ruga spraw a. Jakże tru dn o i coraz tru d n ie j zwierzać się siostrze, niew idzianej od lat, żyjącej w całkow icie różnych w aru n kach . P okrew ieństw o to zresztą jesz cze nie przyjaźń. A utocenzura i rosnąca obcość m iędzy dw iem a siostram i — to chyba bardzo zasadnicze kom ponenty atm osfery tych listów.
Mimo ty ch zastrzeżeń trzeb a przyznać, że om aw iany rozdział pełni dość istotną funkcję w książce. J e st sygestyw ną próbą rozjaśnienia m ro ków, spow ijających spraw ę stosunków m iędzy A dam em i Celiną, spraw ę na pewno w życiu poety w ażną, pochłaniającą w iele jego psychicznych sił, rzu tu jącą n a jego stosunki z otoczeniem .
K siążka A liny W itkow skiej jest pozycją bardzo niezw ykłą. Nie tylko przez to, że przynosi w iele now ych, często rew elacy jny ch propozycji in terp retacyjn y ch , nie tylko dlatego, że stw arza jedn o lity w koncepcji w izerunek Mickiewicza. J e s t poza tym oczyw istym dowodem, ja k istotn ą wartością i jakim problem em jest dla w spółczesnego Polaka Mickiewicz.