• Nie Znaleziono Wyników

"Solidarność" wybuchła w Zabrzu, jak pożar...

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Solidarność" wybuchła w Zabrzu, jak pożar..."

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Seweryn A. Wisłocki

"Solidarność" wybuchła w Zabrzu,

jak pożar...

Niepodległość i Pamięć 13/1 (22), 245-258

(2)

„ N ie p o d le g ło ś ć i P am ięć" N r 22, 2 0 0 6

Seweryn A. Wisłocki

K raków

„Solidarność” wybuchła w Zabrzu, jak pożar...

P om ijając w szelkie, epizodyczne relacje w cześniejsze i późniejsze, z Z abrzem zw iązany byłem zaw odow o przez dw a lata - od października 1979 roku do grudnia 1981 roku. B ył to zw iązek szczególny, m ocny, który zaw ażył na m oim życiu i życiu m ojej rodziny, ale, bo i czas był w yjątkow y. Z eg ar społeczny w Polsce odliczał ju ż dni, ja k ie dzieliły nas od w ybuchu „S olidarności” . N ie tylko m y, szaracy i średniacy nie zdaw aliśm y sobie z tego spraw y, tkw iąc w niepokojach, przeczuciach i determ ina­ cji.

Z rozum ienia istoty m om entu historycznego w ogóle nie było w elicie ów czesnej w ładzy. W decyzyjnych grem iach partyjnych zaprzątano sobie głow y w yłącznie p osu­ nięciam i socjotechnicznym i (przykładow o osław iona „kiełbasa robotnicza” Z dzisław a G rudnia), które przy „klasow ej czujności” chłopców ze „S łużby B ożej” (jak nazw ali „pieszczotliw ie” sam i siebie esbecy), m iały om am ić naród i w yciszyć społeczne n ie­ zadow olenie. P rzypom inało m i to, ja k o żyw o, starą ladacznicę, zużytą i obrzydliw ą, kom binującą przed lustrem, jak ą wstążkę wpleść we włosy, aby odzyskać wdzięk i atra­ kcyjność dziew icy...

* * *

I oto, po różnych, w cześniejszych perypetiach, znalazłem się, w sum ie dość p rzy ­ padkow o, w październiku 1979 roku, w redakcji „G órniczego Słow a” , organu - ja k brzmiało to oficjalnie - Samorządów Robotniczych Kopalń „Pstrowski” , ,Z ab rze” i „M a- koszow y” . O d listopada tegoż roku, m ianow any „reprezentantem ” załogi kopalni . Z a ­ brze” , otrzym ałem biurko w pokoju, obok K om itetu Z akładow ego PZPR. P ow inienem mieć stałe miejsce w redakcji, ale „towarzysze” z kop. .Z ab rze” postanowili mieć mnie „na oku” , tym bardziej, iż byłem bezpartyjny.

B ył to akurat czas partyjnie „podniosły” . W chodziły w szczytow ą fazę propagando­ w e przygotow ania do V III Z jazdu PZPR. G azety zakładow e i m iędzyzakładow e stano­ w iły w ów czas w ażny instrum ent „oddziaływ ania ideow ego” . B yło to narzędzie całk o ­ w icie podporządkow ane zakładow ym kom itetom partyjnym .

P ierw szego sekretarza K Z-etu w kop. ,Z a b rz e ” - Jerzego N eporę - uw ażano po ­ w szechnie za postać żyw cem przeniesioną z epoki stalinow skiej. Faktycznie okazał się typem ortodoksyjnego aparatczyka z lat „dyktatury proletariatu” . A podyktyczny i ana­ chronicznie pryncypialny, o m ateriałach, ja k ie m iały się ukazać na łam ach „G órnicze­ go S łow a” , decydow ał osobiście, nie zaw ierzając II sekretarzow i ds. ideow o-w

(3)

ycho-w aycho-w czych (tak się to ycho-w ysokie stanoycho-w isko partyjne nazyycho-w ało), którem u poycho-w inienem , w edług kom petencji, podlegać.

Ten drugi, to niejaki W esołow ski, który zajm ow ał się faktycznie szw indlow aniem talonam i na sam ochody, lodów ki i pralki itp. przew idzianym i dla „aktyw u partyjnego” i w ja k im ś tam procencie, dla „przodujących” w śród niepartyjnej załogi.

N a pierw szy ogień przyszło mi „ p ro d u k o w ać” sylw etki d eleg ató w na V III Z jazd, a także kreow ać w izerunki, oczyw iście „budujące naród” , brygad w skazanych palcem N epory. To było działanie socjotechniczne, ustalone odgórnie, centralnie w tzw. w y­ m iarze pryncypialnym . L okalnie w ybierano „w łaściw ych” ludzi, o „słusznych ideologi­ cznie” życiorysach, bądź z ludności autochtonicznej, bądź z kresow iaków lub „w erbu- sów ” (oczyw iście w e „w łaściw ych” proporcjach), potem w kładano ich w odpow iednie okienka m atryc propagandow ych. W przypadku Z aborza (peryferyjna dzielnica Zabrza) i Bielszow ic (granicząca z Zabrzem dzielnica Rudy Śląskiej) sprowadzało się to z grub­ sza do prób zm iksow ania etnosu lokalnego z napływ ow ym . C zyniono to tak niezręcz­ nie, iż w ynikło z tego zarzew ie w ielu konfliktów m iędzy „gorolam i” i „hanysam i” .

S zczególnie złe efekty uzyskano w bardzo specyficznym w ym iarze. O tóż, m iędzy R udą Ś ląską a Z abrzem (konkretnie B ielszow icam i i Paw łow em ) przebiegała linia sta­ rego, historycznego antagonizm u. S praw a m iała w ym iar nieco m ityczny, korzeniam i sięgając ja k ic h ś konfliktów lokalnych z okresu plebiscytu i pow stań śląskich. W czasie kiedy tam się znalazłem , nie tyle w ażyły w niej zdarzenia, ja k ieś zaistniałe przed laty fak ty , ile k la sy cz n y p o d z ia ł - sw ó j, o bcy - m iędzy w siam i, o sie d la m i, dzieln icam i w m iastach. O tóż ludzie ze strony rudzkiej zarzucali ludziom ze strony zabrzańskiej, iż w okresie plebiscytu nie stanęli m urem za Polską. P enetrując całą tam tą okolicę (w ykorzystyw ałem pracę w redakcji zakładów ki ja k o pretekst do pryw atnych badań etnologicznych), stw ierdziłem , że w ygasające ju ż , o w yraźnie stępionym ostrzu em o­ cjonalnym , stare anim ozje, m ające praktyczny w ym iar przygaduszek przy piw ie, zosta­ ły przez „tow arzyszy” z K Z „m iłościw ie panującej p artii” w kop. .Z a b rz e ” na now o ożyw ione i podlane kw asem zaw iści. W czym rzecz? O tóż, w spom niani decydenci preferow ali w aw ansach, w szelkich apanażach, prom ocjach publicznych, sw oich kole­ siów kosztem ludzi z B ielszow ic. Tak oto doprow adzono do uaktyw nienia starych, plebiscytow ych niechęci i nadania im now ego, konkretnego w ym iaru. To nie była za­ m ierzona socjotechnika. T o była chciw ość i głupota.

D la nie zorientow anego w pew nych szczegółach czytelnika, trzeba w yjaśnić, że ów cześnie kopalnia „B ielszow ice” była inkorporow ana przez kop. .Z a b rz e ” , „słuszniej­ szą” ideologicznie, ale której w yczerpyw ał się węgiel na je j nadaniu górniczym . Do tego tem atu w rócę później.

Idąc tropem spraw związanych z okresem plebiscytowym, chcąc zrozumieć racje i po­ staw y ludzkie, trafiłem na ja k ż e w ażny, ja k ż e znaczący dla kultury i tradycji narodo­ wej tegoż regionu ślad działalności .Z w ią z k u L ubow ników Sztuki Z astosow anej” , za­ łożonego i kierow anego przez Juliusza M arcisza. S zukając do tego ja k ich ś historycz­ nych m ateriałów źródłow ych, przez kogoś, być m oże ju ż opracow anych, przekonałem się, iż nie ty lk o nie było c z eg o ś ta k ieg o , ale w łaściw e te re n o w o M u zeu m M iejsk ie w Z abrzu nie m iało, d elikatnie m ów iąc, w łaściw ej orientacji w tej m ierze. N ie je st to tem atem tegoż szkicu, zainteresow anych odsyłam do m ojej publikacji specjalistycznej w M uzeum N iepodległości w W arszaw ie (w „N iepodległość i P am ięć” , N r 1 1994 r., W arszaw a).

W ów czesnym system ie polityczno-gospodarczym , kopalnia ,Z a b rz e ” , której gros w ydobycia było kierow ane d o „D użego B rata” , w m ieście była niekw estionow anym

(4)

„Solidarność" wybuchła w Zabrzu, ja k pożar.. 247

kolosem gospodarczym (w ielkość w ydobycia p lasow ała j ą na drugim m iejscu w kraju). Od jej w yników produkcyjnych, od nastrojów załogi zależały kariery partyjnych n otab­ li w m ieście. Jakie były relacje w tej m ierze, doskonale o ddaje zachow anie się głów ­ nego w Z abrzu czerw onego bonzy, które przytaczam , z m ojej ów czesnej relacji z sesji KSR (K onferencji S am orządu R obotniczego): „Z abierając głos członek sekretariatu KW , I S ekretarz K M P ZP R w Zabrzu tow. Jó z ef P IS Z C Z E K podkreślił znaczenie ko­ palni ,Z a b rz e ” w m ieście i całym przem yśle w ęglow ym . O fiarność i zaangażow anie górników były i są n ajcenniejszą w artością, na której opierają się jej sukcesy produ­ kcyjne. Stw ierdził on także, że w ładze partyjne i m iejskie w ydatnie p om ogą kopalni w przeobrażeniu dzielnicy P aw łów oraz w budow nictw ie jed n o ro d zin n y m ” .

Patrząc po latach na sm utne efekty rabunkow ej gospodarki, realizow anej m etodą ekstensywną w kop. ,Z ab rze” , wydaje się, że słyszę w przytoczonej wypowiedzi J. P isz­ czka diabelski chichot historii... U kryty dzisiaj dla ludzi sens je g o w ystąpienia polegał na tym , że zam ierzano budow ę bloków m ieszkaniow ych w P aw łow ie dla nowej siły robotniczej, potrzebnej w rozbudow yw anym ruchu bielszow ickim . T rzeba w iedzieć, iż wbrew propagandzie, nie tyle p o stęp technologiczny, ale tania siła robocza stanow iła podstaw ę górnictw a w PRL! Ó w cześnie w B ielszow icach budow ano szyb głębinow y, podobnie ja k w H alem bie G łębokiej, przew idziany do 1200 m. C o do dom ków je d n o ­ rodzinnych, m iały to być szeregów ki w system ie francuskim „Sigm a” , zaadaptow anie do naszych w arunków przez B iuro Studiów i Projektów B udow nictw a G órniczego „P rogor” ’ w K atow icach. Przew idyw ano je dla elity partyjnej i sztygarów ... D ane szczegółow e dotyczące obu tych tem atów posiadam z pierw szej ręki: mój nieżyjący teść, w ybitny fachow iec, inżynier górniczy trzech specjalizacji, je d en z budow niczych górnictw a w C hinach, w latach tuż przed rew olucją kulturalną, Karol Z iem ba, p raco­ wał w tedy w D epartam encie Nowej Techniki M inisterstw a G órnictw a, a m oja, nieste­ ty, także nie żyjąca żona Lucyna, pracow ała ja k o architekt w „P rogorze” .

N a początku 1980 roku zarysow ała się w okół m ojej osoby pew na sytuacja konfli­ ktowa. N epora naciskał, żebym w stąpił do partii, a Jan H ierow ski, naczelny „G órni­ czego S łow a” (m łodszy brat Z dzisław a, znanego i cenionego publicysty oraz krytyka literackiego) naciskał na N eporę, by ten w ypuścił m nie z „kom itetow ej niew oli” i p o ­ zw olił na pracę w lokalu redakcji. K ołom yjka trw ała do w iosny 1981 roku, kiedy aktywność „Solidarności” podkopała mocno w Zabrzu pozycję ludzi z Komitetów i partii w ogóle.

N a razie było do tego je szc ze „kaw ałek” , natom iast realizow ano specjalny spektakl „dla narodu” , czyli „ideow e w sparcie klasy robotniczej Z abrza dla V III Z jazdu i tow. G ierka!” . W K om itecie M iejskim Partii urządzono m iejskie centrum spraw ozdaw ców propagandow ych. N azyw ało się to „M iejski Sztab Z jazdow y” czy jak o ś tak. Ci spra­ w ozdaw cy odbierali m eldunki od uczestników „w art produkcyjnych” w poszczególnych zakładach i po ich odpow iednim spreparow aniu, w ysyłali do sztabu centralnego przy V III Z je ź d z ie P Z P R . T ra f ch ciał, że zostałem w y ty p o w an y do tego cyrku. P a n o w a ­ ła w nim ja k aś histeryczna ekscytacja. Trudno było się na początku połapać, kto grał tam sw oją rolę serio, a kto był m istrzem w udaw aniu. T rzym ano nas razem , na zasa­ dzie skoszarow ania, je d ze n ie było dostarczane na m iejsce, na ow e czasy luksus, dziś nie byłoby czym zaim ponow ać. Specjalne brygady kobiece, w ram ach „w art zjazdo­ w ych” , zajm ow ały się aprow izacją „sztabu” . Dalej m ieszkających, tak ja k m nie, od w o ­

(5)

żono na kilka godzin odpoczynku, do w ytypow anych hoteli robotniczych, do tzw. po­ koi gościnnych.

W ódki było oczyw iście sporo, tylko pito j ą dyskretnie, aczkolw iek był to tzw. ry ­ tuał, w którym każdy m usiał uczestniczyć. C ała sztuka polegała na tym , by pić, ale się nie upić. K to nie potrafił, odpadał z gry.

Co ja k iś czas zajeżdżał z gw izdem opon sam ochód z któregoś ze „sztabów ” zakła­ dow ych, w padała na piętro „delegacja załogi” i z „entuzjastyczną” zadyszką składała, na ręce P iszczka lub kogoś innego m eldunek. To był tak w yreżyserow any ogólnopol­ ski entuzjazm „klasy robotniczej” ku czci Zjazdu...

M eldunki... C o zaw ierały te m eldunki? O to przykład: „W kop. „P strow ski” warty p rodukcyjne zaciągnęło 160 brygad... G órnicy z oddziału G -5 zregenerow ali łańcuch przenośnika typu „Ś ląsk” oraz przyspieszyli w ygradzanie ścian nr 751 i 752, uczestni­ cy w art w oddz. G-9 zregenerow ali 100 m etrów taśm ociągu typu „G w arek” i zebrali 15 ton złom u, a pracow nicy oddz. M H -2/II i W W P napraw ili 10 m. uszkodzonej obu­ d o w y , w y re m o n to w a li p o m p ę o d w ad n ia ją c ą i zeb rali 2 0 ton zło m u ” . P o d o b n ie było w innych kopalniach.

N ależałem do zespołu redagującego z ow ych m eldunków podniosłe kom unikaty od „ludzi górniczego czynu” m iasta Z abrza dla tow. G ierka i P rezydium V III Zjazdu. D oznałem w tedy specyficznego olśnienia: w treści tych „czynów ” , tych „w art” prze­ glądał się ja k w kryształow ym lustrze upadek gospodarczy system u, a więc i kraju. N aw et ja k na ów czesny cynizm i degrengoladę, w ym iar tej farsy w ydaw ał się być nadm iernie przerysowany. Przecież te tony złomu, to nic innego jak porzucone w chaoty­ cznym nieładzie pod ziem ią, zużyte elem enty m aszyn i urządzeń górniczych, bo prze­ cież obow iązyw ał, bez w zględu na koszty, aż do zajechania technicznego obudów , kom bajnów i przenośników - w skaźnik w ydobycia, czyli ilości ton. D ziś m ożna po­ w iedzieć ze sm utkiem , że ów cześni w ęglow i „książęta” zabrzańscy przodow ali w ra­ bunkow ej gospodarce urządzeniam i technicznym i i złożam i w ęgla. W tedy byli za to nagradzani.

Z apam iętałem szczególnie z tego szaleństw a „sztabow ego” pew ien zaskakujący epi­ zod. M iałem akurat d yżur nocny. B yła chw ila ciszy. Jedna z „tow arzyszek” pracują­ cych w K om itecie M iejskim , nieco „podlana” wódeczką, zawołała nas, tzn. mnie i je s z ­ cze je d n e g o dyżurnego, do sw ojego pokoju. P ow iedziała, że pokaże nam coś ciekaw e­ go. I faktycznie w yciągnęła zza szafy trzy obrazy znanych artystów -m alarzy. B yły to prace nagrodzone w ja k im ś konkursie - „N asza śląska ziem ia” czy coś w tym ro d za­ ju . W szystkie, lecz każdy w innej ekspresji i sym bolice, pokazyw ały w sposób w strzą­ sający potw orne skażenie ekologiczne Śląska. Artyści nagrody otrzym ali, obrazy zaku­ p io n o , a po tem z a b ran o do K o m ite tu , aby u n ie m o żliw ić ich p u b lic z n ą ek spozycję. - I m y w tym m am y żyć - szlochała „tow arzyszka” - kobiety ronią, dookoła ludzie um ierają na raka. C o z nam i będzie? - Potem energicznym ruchem schow ała obrazy za szafę, nalała nam po „kielichu” i w ym usiła przyrzeczenie: ani m ru, mru.

* * *

P rzypadek zdarzył, że w okresie tegoż V III Z jazdu, który był ostatnim , sztucznie w yreżyserow anym w yniesieniem G ierka, po którym nastąpił je g o srom otny upadek, w ypadło ju b ileu sz o w e w ydanie setnego num eru „G órniczego S łow a” . Pism o to, przez specyficzny skład redakcji było dość liberalne, ja k na ow e czasy i stosunki. Jaś Hie- row ski, daw no ju ż nie żyjący, był człow iekiem z natury dobrym , uczciw ym i choć przedstaw iał się ja k o „w ierzący i praktykujący” kom unista, nie był niebezpiecznym fa­

(6)

„Solidarność’’ wybuchła iv Zabrzu, ja k pożar.. 249

natykiem . S ym patyczny w sum ie idealista, zagubiony nieco w czasie, w jakim w ypad­ ło m u żyć, niespełnione, o rodzinnym rodow odzie, am bicje literackie starał się rekom ­ pensow ać redagując gazetę, od czasu do czasu popadając w „nieum iarkow any szyi- tyzm ” . W sum ie pozw alało to na przem ycanie w ielu m ateriałów i inform acji, nie k o ­ niecznie „po linii” i „na bazie” . Zgodził się także, uw ażając to za zaszczyt dla pism a, na um ieszczanie rysunkow ych dow cipów m ojej nieżyjącej żony L ucyny, publikującej ów cześnie w czołow ych periodykach w Polsce.

W ielkim w ydarzeniem kulturalnym , zw iązanym bezpośrednio z górnictw em w ęglo­ w ym było otw arcie 1 grudnia 1979 roku M uzeum G órnictw a W ęglow ego w Zabrzu. „Ściskaliśm y” o bow iązkow e propagandow ki, by zostaw ało m iejsca na m ateriały „nor­ m alne” . I tak, w jub ileu szo w y m , setnym num erze udało się zm ieścić duży fotoreportaż z M uzeum W ęglow ego, a dr B ronisław R udnicki rozpoczął cykl „G órnictw o na zie­ m iach polskich” publikacją „N eolityczne kopalnie krzem ienia” . B yła też okazjonalna szopka satyryczna.

* * *

Jedna polityczna heca, goniła drugą hecę! T ylko co skończyło się „zjazdow e bicie piany” , a ju ż rozpoczęto w Z abrzu now ą kam panię - „agit-propagandy” , bo m iał się odbyć II Z jazd Z SM P. „T ow arzysze” nie nadali jej je d n ak takiego „w ydźw ięku” , jak i widać, zastrzegli tylko dla siebie. W sumie nie odbiło się to w mieście podobnym echem, ja k poprzednia akcja. W p ro w ad zan o za to w ży c ie in n e, now e „k n ify ” . W zw iązk u z D niem K obiet otrzym aliśm y w ytyczne, że od m arca 1980 roku trzeba będzie co ro ­ cznie prom ow ać tzw. „K obietę z G órniczego R o d u ” . To była nazw a obow iązująca. O czyw iście pom ysł w yszedł z kręgu przeam bitnego „tow .” Piszczka, który parł ile sił, aby zostać przynajm niej tym drugim „do spraw ideow o-w ychow aw czych” K om itetu W ojew ódzkiego partii.

W ybranką „po linii” i „na bazie” okazała się Ł ucja K adłubska, żona i m atka gó r­ ników. P oniew aż m ąż i trzech synów pracow ało w kop. .Z a b rz e ” , padło na m nie, by zrobić je j kobiecy portret. N ie żałow ałem tego, bow iem była to kobieta w spaniała, troskliw a i bardzo rodzinna, a je j, licząca czterdzieści kilka osób rodzina - zacna.

W tedy, także na polecenie KM PZPR , zaczął się cykl „G órnicze sagi” . W ybierano do niego rodziny, które m ogły się zm ieścić w form ule „narodow e w tradycji, socjali­ styczne w treści” . K andydatów do tegoż w yróżnienia m edialnego odpow iednie służby spraw dzały do trzeciego pokolenia. Ż aden W erm acht, żadna folkslista, choćby IV kla­ sy, czy ja k ieś inne, podejrzane sytuacje ze śląskiej, m ocno poplątanej przeszłości. T a ­ ką fam ilią bez skazy i zm azy politycznej okazała się być rodzina R eginy i Zygfryda R yszków z kop. „Z abrze” . O ni też poszli w tym cyklu na „pierw szy ogień” . Jednak te posunięcia propagandow e nie robiły ju ż specjalnego w rażenia. Poza głów nym i zain­ teresow anym i, podchodzono do nich obojętnie, z prześw iadczeniem , że w szystko je st fałszem politycznym .

* * *

W schyłkow ej fazie spraw ow ania w ładzy przez ekipę E. G ierka, w górnictw ie, j a ­ ko środek dopingujący, w prow adzono sportow e w yścigi. M am na m yśli, oczyw iście, rekordow e drążenia chodników . Przy dw u takich rekordach dane mi było asystow ać, ja k o dziennikarzow i. P ierw szy m iał m iejsce w kopalni „C zerw one Z agłębie” i był dziełem sosnow ieckiego P R G (Przedsiębiorstw o R obót G órniczych). W ciągu m iesiąca,

(7)

od 17 kw ietnia do 16 m aja 1979 roku, uzyskano tam w ynik 1425 m. B yła to im preza szczególnej rangi politycznej. O sobiście patronow ał jej Z dzisław G rudzień „pierw szy” KW , a lokalna prasa, z nadającą ton „T rybuną R obotniczą” , zachłystyw ała się co ­ dziennie efektam i bohaterskiego w ysiłku górniczego, które m iały św iat cały pow alić na kolana, a przecież były tylko w yrazem szczerego uznania i pełnego poparcia dla linii i kierow nictw a Partii z tow. G ierkiem na czele. Słow em , nadano tem u ogrom ne, propagandow e „halooo” , łącznie z relacjam i telew izyjnym i na całą Polskę.

W rok później postaw iono „na torze w yścigow ym ” dw a „konie” : w ym ienioną w y­ żej e k ip ę z S o sn o w ca, w tej sam ej k opalni oraz ek ip ę z G R P -IV kop. „Z a b rz e” . W Z abrzu drążono na pokładzie 418, na głębokości 780 m. T ak ja k było przew idzia­ ne, tak też się stało! R ekord padł w Zabrzu! W „C zerw onym Z agłębiu” uzyskano 1454 m etry, a w ,Z a b r z u ” - 1502 metry. W tym przypadku w grę w chodziła brutalna socjotechnika, sterow anie nastrojam i przez granie na lokalnych am bicjach, społeczności zagiębiow skiej i górnośląskiej.

Te „rekordy” to był hum bug niesam ow ity! Z naczna część załogi kopalni bijącej rekord nie pracow ała w tedy przy w ydobyciu w ęgla, będąc w tzw. odw odzie na w ypa­ dek ja k iejś aw arii. E kipa P R G z Sosnow ca, po uzyskaniu rekordu w 1979 roku, poin­ form ow ała m nie w głębokim zaufaniu, że w czasie drążenia brakow ało im podstaw o­ wych elem entów technicznych, a szczególnie łuków stropow ych, zw anych popularnie „ringam i” i... śrub do ich m ontow ania. („R ingam i” obudow uje się w ydrążony chodnik. P ołożona na nich siatka m etalow a chroni górników przed obryw ającym i się często od stropu kaw ałkam i w ęgla, czy płonej skały). T ak więc, by m óc drążyć w m iarę bezpie­ cznie, specjalna brygada w ym ontow yw ała co drugi „rin g ” ’ w raz z siatką zabezpiecza­ ją cą ; z innych chodników w kopalni i m ontow ała za „A lpiną” (austriacki specjalny kom bajn do drążenia), aby pobić rekord. M otyw acją osobistą górników były nagrody: talony na „M alucha” , pralkę autom atyczną, lodów kę itp., oraz prem ie pieniężne.

W kop. „Z abrze” sytuacja była identyczna, z tą jed n ak różnicą, że aby pobić re­ kord, trzeba było przesunąć... znaki startow e o ok. 50 m do tyłu. S praw a się „rypła” oczyw iście po zaistnieniu „S olidarności” . W ów czas zaczęliśm y się zastanaw iać wraz z grupą „m łodych gniew nych” z kopalni, ja k to było napraw dę z tym i rekordam i gór­ niczy m i w kop. „ Z a b rz e ” z lat p ię ćd z iesiąty c h , które zo stały z g ło szo n e i zap isan e w G enew ie? T rzeba dodać, co szczególnie istotne, bow iem stanow i kw intesencję całe­ go hum bugu, iż żaden z tych trzech „rekordow ych” chodników nie został praktycznie do eksploatacji złóż w ykorzystany.

* * *

K olejnym pow ażnym działaniem socjotechnicznym w Z abrzu, którem u nadano bar­ dzo w ysoką rangę, stało się przyznaw anie tytułu „Zacny Z abrzański R ó d ” . U stanow io­ no go z inicjatyw y K om itetu M iejskiego P ZP R (czytaj „tow .” J. P iszczka), dla szcze­ gólnego uhonorow ania w ielopokoleniow ych, w zorow ych rodzin z terenu m iasta - jak zostało oficjalnie ogłoszone. P ierw szy tytuł „Z acnego R odu Z abrzańskiego” przyznano w kw ietniu 1980 roku i padło na rodzinę Łucji i E ryka K adłubskich, tak więc, po n ie­ waż to był „m ój teren” , znów ich prom ow ałem m edialnie w „G órniczym S łow ie” . N a m arginesie trzeba przypom nieć, iż pom ysł z tymi zacnym i rodam i m iał charakter pilo­ tażow y, spraw dzający. G dyby się okazało, iż je s t nośny społecznie, m iał być w odpo­ w iednim cz asie p o d ję ty przez K o m itet C en traln y P artii i ro zsz erzo n y na cały kraj. A w tedy... i tu oczy „tow .” P iszczka zachodziły słodką m głą, na m yśl o perspektyw ie osobistej kariery na najw yższych szczeblach „aparatu” .

(8)

„Solidarność” wybuchła w Zabrzu, ja k pożar.. 251

K adlubscy zostali udekorow ani m edalem „Z acny Zabrzański R ód” - oczyw iście osobiście przez „pierw szego” w m ieście, w pisano ich do „K sięgi Zacnych Z abrzań­ skich R od ó w ” w ręczono im m.in. pam iątkow y portret rodzinny (była to duża, pod- kolorow ana fotka w ozdobnej ram ie), a je g o kopia m iała zapoczątkow ać w M uzeum W ęglow ym „G alerię Z acnych Zabrzańskich R od ó w ” . P onadto kop. ,Z a b rz e ” ufundo­ w ała Łucji i E rykow i now e m ieszkanie. Stare, w fam iloku sprzed pierw szej w ojny św iatow ej w P aw łow ie, było ju ż w stanie opłakanym . W ym agania, czyli kryteria sele­ kcji. były takie, ja k poprzednio, niezm ienne. W szystko m usiało być przesiane, prze­ czyszczone, w ypucow ane...

Z tym i „rodzinam i” , to się w tedy ja k iś szał rozpętał w Z abrzu. Jeszcze nie prze­ brzm iały fanfary ku czci K adłubskich, a ju ż urażony w sw ojej am bicji N epora, nie- chcąc być gorszym od P iszczka, ustanow ił w łasny, kopalniany tytuł! N o, i niech ktoś pow ie, że system kom unistyczny nie stał na strukturze feudalnej.

„31 m aja br. (1980 - SA W ) w Sali Tradycji i Perspektyw kop. „Z abrze” , po raz pierw szy w jej historii nadany został zaszczytny tytuł „Z asłużona górnicza rodzina K W K Z abrze” . T ytuł ten, ustanow iony przez K onferencję Sam orządu R obotniczego, je st pierw szą tego typu w kraju i godną rozpow szechnienia form ą w yrażenia szacunku dla rodzin rzetelnych i pracow itych...” itd., itp., zostało szum nie ogłoszone „urbi et orbi” . O trzym ała go rodzina A delajdy i H enryka Szlachtów . W szyscy ci ludzie, te ro ­ dziny, byli przyzw oici, napraw dę porządni, ale zostali bezw iednie w plątani w takiego w łaśnie autoram entu polityczne m anipulacje. N ależy o tym pam iętać, choćby z tej ra­ cji, iż był to konkretny, acz charakterystyczny dła czasu kiedy pow stał, epizod w h i­ storii Ś ląska i m iasta Z abrza.

I tak, w łaściw ie na tym w yczerpała się w m ieście ideologiczna ofensyw a „tow a­ rzyszy” . O taczające nas na każdym kroku fałsz i obłuda, czyniły atm osferę nad w yraz duszną, w ręcz nie do w ytrzym ania. Typow y czas przed burzą. W łaściw ie nic się nie działo szczególnie godnego uw agi, m oże poza dyskretną aktyw nością esbecji i jakim iś m anew ram i w ew nętrznym i w ORM O.

* * *

„S olidarność” w ybuchła w m ieście tak gw ałtow nie, ja k pożar w suchym lesie. N a ­ przód elektryzujące w iadom ości z G dańska. Z now u w iatr od morza! O ficjalne środki m asow ego przekazu m ąciły ja k należy, „poczta p antoflow a” przynosiła inform acje bom bastyczne i sprzeczne. Jedynie „W olna E uropa” , m im o potężnego zagłuszania, b y ­ ła źródłem konkretnych inform acji. S zczególnie na początku, zanim nie została zor­ ganizow ana łączność m iędzy Śląskiem a W ybrzeżem . P otem m ieliśm y ju ż w Zabrzu w iadom ości z pierw szej ręki. M ury na m ieście pokryły się politycznym graffiti. N a pierw szy plan w ysunęły się dw a hasła: „T elew izja kłam ie!!!” i „N iech żyją stoczniow ­ cy!” .

W kopalni ,Z a b r z e ” w ybuchł strajk popierający stoczniow ców . N epora był zszoko­ w any. Z a c z ą ł p rzy c h o d z ić do pracy z pisto letem . W tedy d o w ied z ia łem się, że k aż­ dy I sekretarz partii w zakładzie pracy był też dow ódcą O R M O i na w ypadek stanów nadzw yczajnych m iał praw o posłużyć się tą organizacją param ilitarną.

N a przełom ie sierpnia i w rześnia pow stał N iezależny Sam orządny Z w iązek Z aw o ­ dowy „Solidarność” . Oddzielnie na Ruchu „Poręba” (czyli w Zabrzu), oddzielnie w Biel- szow icach, z tym , że zachow ane było m iędzy nim i ścisłe w spółdziałanie. P oczątkow o pełna nazw a now ego Z w iązku nie była używ ana. D ziałały tzw. Z akładow e K om isje R obotnicze w ybrane w trakcie strajku. P ow szechny entuzjazm ! Z ust do ust podaw ano

(9)

sobie nadzw yczaj aktualny i krzepiący serca bon mot: „W ałęsa rządzi, a rząd się w a­ łęsa!” . D ezorientacja „tow arzyszy” była niepraw dopodobna. P artyjniaków i ich fagasów praw ie nie było w idać. Jeszcze próbow ali kleić stary m odel postępow ania, jeszcze we w rześniu przyznano kolejny tytuł ,Z a c n y Z abrzański R ó d ” rodzinie A nny i Jerzego M inkow skich z kop. „Z abrze” .

T ym czasem trw a budow a struktur organizacyjnych now ego zw iązku zaw odow ego. To je s t zupełna now ość. L udzie nie w yobrażają sobie jak i ostatecznie m iałby m ieć on kształt, a raczej strukturę organizacyjną, a tym bardziej całokształtu kom petencji. S zczególnie aktyw na je s t w tym działaniu strona bielszow icka. N a terenie kop. „Z a­ brze” trw ało w ypełnianie deklaracji członkow skich now ego zw iązku i przejm ow anie składek od starego Z ZG . O czekiw ano, zresztą ja k w całym kraju, na rejestrację „S o li­ darności” . S praw a była przedłużana przez różne m atactw a form alno-polityczne, napię­ cie społeczne rosło. W m iędzyczasie załatw iano postulaty zgłoszone w czasie strajku. Ó w cześnie szczególnie nabrzm iałym społecznie problem em była likw idacja fikcyjnych zatrudnień na stanow iskach produkcyjnych w kopalni. W ykryw ano dużo rozm aitych szw indli elity partyjnej i czerw onych „książąt” w ęglow ych w m ieście. Jedną z na­ gm innych praktyk w Z abrzu (zresztą nie tylko tutaj) było budow anie sobie „dom ków je d n o ro d zin n y ch ” , czyli luksusow ych w illi, z w ykorzystaniem „gratis” ekip budow la­

nych kopalń i innych zakładów produkcyjnych. M ateriały rów nież były „w ygospoda­ row yw ane” przy realizacji inw estycji oficjalnych. P am iętam , ja k w tedy w szystkich na G órnym Śląsku, ale też i w kraju zbulw ersow ała w iadom ość, że na B rynow ie (dziel­ nica K atow ic zam ieszkała w yłącznie przez przedstaw icieli czerw onej elity w ładzy, gdzie stoi słynna w illa G ierka, parterow a, z w indą w dół - trzy poziom y - i z tune­ lem łączącym j ą z lotniskiem na M uchow cu) w ille notabli w ykładane są najdroższym i odm ianam i m arm uru, którego płyty łączone były srebrem .

* * *

W listopadow ym num erze 1980 roku „G órniczego S łow a” opublikow ałem w yw iad z przew odniczącym - S ebastianem K ostoniem i je g o zastępcą - Januszem B uchtą - Z akładow ej K om isji R obotniczej na R uchu B ielszow ickim kop. „Z abrze” . B ył to p ier­ w szy, autoryzow any i uczciw y m ateriał prezentujący ludzi z rodzącej się „S olidarno­ ści” w prasie śląskiej. W redakcji panow ał popłoch i zam ieszanie z pow odu braku dyrektyw politycznych. R edaktor naczelny bał się ja k ognia podejm ow ania decyzji, tym bardziej, ja k m ów ił, że nie w iadom o ja k się rozw inie sytuacja. P oniew aż zgłosi­ łem akces do „S olidarności” w swojej kopalni i zostałem chętnie przyjęty, uznał, że na w szelki w ypadek będę reprezentow ał, ja k to określił - „obecny trend solidarnościo­ w y” . B ardzo m nie to rozbaw iło, ale faktem jest, że w ten sposób staliśm y się p ier­ w szą „zrew oltow aną” zakładów ką na G órnym Śląsku.

W dniu 17 stycznia 1981 roku w Zakładow ym Dom u Kultury kop. „Z abrze” w Biel- szow icach odbyła się pierw sza konferencja w yborcza N SZ Z „S olidarność” . N astrój był p o d n io sły i radosny. P o zo sta w io n o sp e cja ln ie sy lw e stro w o -k arn a w a ło w y w ystrój sa ­ li. Z sufitu zw isały festony, kolorow e girlandy z papieru, serpentyny i bańki, a także gałęzie pobielone polinitem . N a ścianie zam ykającej horyzont estrady, za stołem p re­ zydialnym , w izerunek U krzyżow anego, O rzeł B iały i em blem at N SZ Z „S olidarność” umieszczony pośrodku między nimi. Pod nim zwisała upięta w łuk flaga biało-czerwona.

B yła to pierw sza konferencja w yborcza „S olidarności” w Zabrzu. W ybrano na niej Z akładow ą K om isję P racow niczą w składzie: W alerian T yszko - przew odniczący, S e­ bastian K ostoń - w iceprzew odniczący, Franciszek M adeja - mąż zaufania. W skład

(10)

„Solidarność” wybuchła w Zabrzu, ja k pożar.. 253

prezydium Z K P w eszli ponadto: M arian L ubszczyk, C zesław S enderkiew icz, R om an S kuta, J a n in a W ieru sze w sk a i R om an K ansy. W trak c ie o b rad rez y g n ację na p i­ śm ie z pełnienia funkcji partyjnych złożyli Sebastian K ostoń i Jerzy Pilch. W śród za­ proszonych gości byli m .in. Jerzy N epora i dyrektor kopalni E dw ard Paw lica. Pośród m nogości w niosków , po latach w arto przypom nieć dwa: chodziło o zaprzestanie pra­ ktyki przenoszenia na ruch bielszow icki ludzi skom prom itow anych na ruchu „P oręba” i chronienia ich przed odpow iedzialnością za popełnione nadużycia oraz rozdzielenie kopalń. K onferencja trw ała od 9 rano do 1 po północy, czyli 16 godzin z krótką przerw ą obiadow ą.

Tak rozpoczęła się m .in. długa i ciężka batalia o rozdzielenie kopalń. Istota pole­ gała na tym , że ruch „P oręba” m ógł się je d y n ie utrzym ać w oparciu o węgiel bielszo­ w icki. Tu ju ż nie było co fedrow ać. W 1981 roku m inęło 190 lat istnienia kop. „Z a­ brze” , której ciek aw ą historię przedstaw iłem na łam ach czołow ych tygodników w P ol­ sce.

W lutym rozpoczął się atak N epory na mnie. O trzym ałem fikcyjnie um otyw ow ane zw olnienie z pracy. Sąd, odw ołania. W czasie pierw szych m iesięcy 1981 roku „G órni­ cze S łow o” , podobnie ja k inne zakładów ki, przechodzi do koncernu R S W „R uch - P rasa” ! B yło to spełnienie postulatów robotniczych, by dziennikarzy nie zatrudniać na fikcyjnych etatach w zakładach produkcyjnych. W staw ili się za m ną ludzie z kopalnia­ nej „S olidarności” , w alczył o m nie rów nież Jan H ierow ski. Z w olnienie zostało anulo­ w ane i przekazano m nie do RSW . Teraz etat m iałem tam , w K atow icach, ale pracę nadal w Zabrzu.

Ż ycie toczyło się w artko, w ręcz z zaw rotną szybkością. W ychodzą na w ierzch róż­ ne m achloje, choćby fałszow anie statystyk w ypadków przy pracy w kopalniach. Z d o ­ byw am m ateriały, publikuję. S pory szum , bardzo w ielu ludzi zostało przez ten p ro ce­ der pokrzyw dzonych, pozbaw ionych odpow iednich rent pow ypadkow ych. M am w ielu w rogów w adm inistracji kopalni i dozorze technicznym . T akże w śród lekarzy. To oni w szyscy razem byli autoram i tych fałszerstw . C hodziło oczyw iście o pieniądze, czyli prem ie za n isk ą w ypadkow ość w kopalni. N ie dotyczyło to w yłącznie .Z a b rz a ” . To były praktyki pow szechne w peerelow skim górnictw ie. M oje publikacje na ten tem at m iały przedruki w „D zienniku Z achodnim ” .

W ydarzeniem , które w strząsnęło m iastem , był srom otny upadek Jerzego N epory. Stało się to na K onferencji Spraw ozdaw czo-W yborczej Zakładow ej O rganizacji P arty j­ nej kop. ,Z a b r z e ” . O brady były dram atyczne, trw ały 11 godzin. N ow ym pierw szym sekretarzem K Z został w ybrany Edw ard M ieczkow ski, człow iek z głębi partyjnego tłu­ mu. M iało to m iejsce 22 m aja 1981 roku.

* * *

G dzieś tak od m arca przekonyw ałem ludzi z „S olidarności” , w tym W aleriana T y ­ szkę, aby przejęli gazetę „G órnicze S łow o” . P rzecież to „S olidarność” stała się fakty­ cznym sam orządem robotniczym w tej kopalni, a nie fikcyjna w sum ie przybudów ka, ja k ą było K SR . N iestety, uw ikłani w w iele prozaicznych problem ów , nie rozum ieli wagi tego zagadnienia. U w ażali, że to, co czynię w starym układzie form alno-pra­ w nym , je s t w ystarczające. W tedy była ogrom na szansa przejęcia w ielu takich gazet, ale nie została w ykorzystana. N iedośw iadczeni działacze „S olidarności” nie rozum ieli, co to znaczy m ieć sw oją, regionalną prasę.

W osiedlu Z aborze, przed budynkiem Szkoły P odstaw ow ej nr 19 odbyła się pod­ niosła uroczystość, która d la w ielu ludzi w m ieście stała się ogrom nym przeżyciem .

(11)

B yło to uroczyste pośw ięcenie sztandaru zw iązkow ego N SZ Z „S olidarność” R uchu „P oręba” kopalni ,,Z a b rz e ” ’. M szę św iętą odpraw ił w uroczystej asyście biskup diece­ zji opolskiej ks. A ntoni A dam iuk, a działo się to w szystko 18 lipca 1981 roku. N a uroczystość tę przybyły specjalne delegacje gdańskich stoczniow ców , portow ców i M a­ rynarki W ojennej. W szystkim szczególną satysfakcję spraw iła obecność w iceprze­ w odniczącego A ndrzeja G w iazdy i sekretarza K K P - Jadw igi M rów czyńskiej.

M nie o so b iśc ie m ocno p o ru szy ła ta uro czy sto ść, byłem b ard z o w zruszony i to w stopniu, jak i zdarza się w życiu najw yżej kilka razy. T o było coś niepraw dopo­ dobnego, do „w czoraj” zupełnie niem ożliw ego: ołtarz połow y, publiczna koncelebracja m szy św iętej, w ielkie zgrom adzenie ludzi i gdzieś po bokach, ja k b y chyłkiem , stojący tu i ów dzie co poniektórzy aparatczycy średniego i niższego szczebla. N o i p ośw ięce­ nie sztandaru... D ziś to spow szedniało, ale w tedy m ożna pow iedzieć, że na skrzydłach aniołów ulatyw aliśm y do nieba!

Pisząc te w spom nienia przypom niałem sobie piękny aforyzm z października 1956 roku:

G dy w ieje w iatr historii

L udziom skrzydła rosną, ja k ptakom a p o rtk i sią cząsą pątakom .

A ndrzej G w iazda w ygłosił krótkie przem ów ienie, które porw ało w szystkich. D obit­ nie i logicznie ustosunkow ał się do zasadniczych zaw iłości ów czesnej sytuacji gospo- darczo-pol i tycznej w kraju. P odkreślił, że cała siła zw iązku je s t nie w je g o przyw ód­ cach, lecz w m asach członkow skich. Jaka będzie w ola członków , tak postępow ać bę­ dzie kierow nictw o „S olidarności” . M ów ił, że Z w iązek w stąpił na żm udną i usianą trudnościam i drogę norm alizow ania w szystkich spraw zw iązanych ze zw ykłym i spra­ w am i ludzkim i, nierozw iązanym i uprzednio w zakładach pracy przez długie lata. M ó­ wił, że nie m ożna się godzić z fetyszem produkcji w w arunkach zagrażających zdro­ w iu i życiu ludzkiem u, nie m ożna efektów gospodarczych opłacać haraczem inw ali­ dów i kalek, zatruciem środow iska naturalnego. P odkreślił także, że hierarchia adm ini­ stracyjna i partyjna tylko pozornie je s t za odnow ą, a w rzeczyw istości pragnie j ą stor­ pedow ać. (Boże! Jak dobrze m ieć zachow ane notatki i niegdysiejsze publikacje). U sto­ sunkow ując się do totalnego bałaganu w tzw. gospodarce planow ej PR L , m ów ca przy­ kładow o podał, iż nikt w kraju nie w ie ile w łaściw ie było w ydobyw anego w ęgla. Inne dane posiadał K C P Z P R , inne G U S, a jeszcze inne M inisterstw o G órnictw a i E nerge­ tyki. K iedy skończył - aplauz, ja k b y to było spotkanie z w ielkim i popularnym akto­ rem.

T ego sam ego dnia, o godz. 15 w am fiteatrze obok obiektów sportow ych „P ogoni” odbyło się spotkanie A ndrzeja G w iazdy z m ieszkańcam i Z abrza. M iało ono charakter bezpośredniej i luźnej dyskusji. W iele też było próśb i petycji o charakterze interw en­ cyjnym , w iele nadziei na załatw ienie tą drogą spraw m oże drobnych w w ym iarze ogólnym , lecz ludzkich i bardzo dokuczliw ych. Przyjęła je do załatw ienia K om isja Z a ­ kładow a „S olidarności” na R uchu „P oręba” . K orzystając z przerw y m iędzy m ityngiem pod szkolą, a spotkaniem w am fiteatrze, zam ien iłem kilka słów z panem A ndrzejem i uzyskałem au to g raf dla C zytelników „G órniczego S łow a” , G w iazda poprosił m nie w ów czas, aby naszą gazetę w ysyłać do K K P, do G dańska, co czyniłem do ogłoszenia stanu w ojennego.

R zecz zabaw na, acz charakterystyczna dla zachow ań J. H ierow skiego: obszerną re­ lację z uroczystości, w raz ze zdjęciem pośw ięcenia sztandaru, zam ieścił, ba, dał na pierw szą stronę, ale autografu G w iazdy nie dał. Załączam go do tego tekstu po 25

(12)

„Solidarność" wybuchła w Zabrzu, ja k pożar.. 255

latach. K iedy przyszło do pośw ięcenia sztandaru N SZ Z „S olidarności” w kop. „P stro­ w ski” , m im o iż zgodnie z podziałem obow iązków należała ona do H ierow skiego, za­ p roszenie do redakcji przyszło im iennie dla mnie. C zułem się tym zaszczycony. U ro­ czystość odbyła się 15 sierpnia 1981 roku o godz. 9 na placu kościelnym przy ko ­ ściele św. W aw rzyńca w Z abrzu-M ikulczycach, m szę św iętą koncelebrow ał rów nież ks. biskup A ntoni A dam iuk. W uroczystości uczestniczyły poczty sztandarow e i dele­ g ac je „ S o lid a rn o ś c i” z z a b rz a ń s k ic h za k ła d ó w p racy i g o śc ie z ró ż n y c h stro n k ra ju , a w śród nich kom batanci II w ojny św iatow ej i grupa bojow ników harcerskich Szarych Szeregów . W ładze zw iązkow e reprezentow ali: członek prezydium Sekcji G ór­ niczej K rajow ej K om isji K oordynacyjnej - Z dzisław W ojtczak oraz przedstaw iciel Z a­ rządu R egionu Ś ląsko-D ąbrow skiego N SZ Z „S olidarność” w K atow icach - K azim ierz Św itoń. F unkcję przew odniczącego N SZ Z „S olidarność” w kop. „P strow ski” pełnił w ów czas E rw in D renda.

* * *

N a terenie kop. ,Z a b r z e ” uw agę w szystkich zaprzątała w yłącznie spraw a decyzji - raz em cz y o s o b n o ? R u c h B ie lsz o w ic k i k o n s e k w e n tn ie d ą ż y ł d o o d d z ie le n ia się. W dniu 7 listopada 1981 roku odbyło się I W alne Z ebranie Sam orządu P racow nicze­ go R uchu „B ielszow ice” . Z akończyło ono blisko trzym iesięczny okres organizow ania się now ego organu przedstaw icielskiego załogi. U chw ała nr 1, ja k ą podjęto na tym zebraniu była jednoznaczna: z dniem I stycznia 1982 roku następuje rozdzielenie na dw ie odrębne jed n o stk i gospodarcze obydw u dotychczasow ych ruchów kop. ,Z a b rz e ” . W konsekw encji podjętej decyzji zm ieniono nazw ę na Sam orząd Pracow niczy K opalni „B ielszow ice” . U chw ała ta oznaczała w praktyce dość szybką agonię kop. ,Z a b rz e ” . N ależy przypom nieć, że podjęta została w brew oficjalnem u stanow isku w ładz resorto­ w y ch , k tó re p rz e z c a ły c z a s m ą ciły i sta ra ły się b lo k o w a ć ro z d z ie le n ie k o p alń . W sobotę 21 listopada 1981 roku na roboczym zebraniu solidarnościow ego Sam orządu P racow niczego w B ielszow icach dyrektor D epartam entu G órnictw a W ęglow ego M G iE dr inż. R u d o lf O strihanski został zm uszony do podjęcia jednoznacznej decyzji. Z ap o ­ w iedział zw ołanie w trybie pilnym resortow ej kom isji kom petentnej do adm inistra­ cyjnego i technicznego rozdzielenia kopalń. M im o zablokow ania tych działań w stanie w ojennym , w w arunkach gospodarki rynkow ej III R P nastąpił ekonom iczny upadek kop. „Z abrze” , a kop. „B ielszow ice” ma się dobrze. Od kilku ju ż lat na Z aborzu nie ma naw et śladu po szybach w yciągow ych i budynkach gospodarczo-adm inistracyjnych daw nego, tzw. R uchu „P oręba” .

* * *

G dzieś pod koniec października pojaw ił się w kopalni ,Z a b rz e ” dziw ny człow iek. Przyjechał z W arszaw y, ja k się przedstaw iał i w im ieniu KC PZPR pytał o nastroje społeczne, o postaw ę członków partii i o w iele „dziw nych” rzeczy. M .in. w ypytyw ał, czy „klasa ro botnicza” nie je st ju ż zm ęczona „ekscesam i w yw oływ anym i przez pro w o ­ dyrów solidarnościowych” , tymi ciągłymi strajkami i brakiem stabilizacji sytuacji w kraju? Jak to w ygląda w ocenie „tow arzyszy” tutaj, w Z abrzu?

S pecjalnie zorganizow ane z nim spotkanie odbyło się na R uchu „P oręba” , w sali należącej do K Z PZP R . B yłem tam z tytułu obow iązków służbow ych, a poza tym traktow ano m nie ja k o ew entualne źródło inform acji. W ynikło to ew identnie w trakcie rozm ow y. T o, co pow iedziałem , nie przypadło do gustu tajem niczem u gościow i, który

(13)

na zakończenie spotkania stw ierdził enigm atycznie, że „P artia przygotow uje się do z a ­ prow adzenia ładu i porządku w socjalistycznej P olsce” .

U w agę m oją przykuło to, iż człow iek ten był dziw nie ubrany. W łaściw ie dw a ele­ m enty ubioru były „nie tak” i dekom ponow ały całość. D o szarego, cyw ilnego garnitu­ ru i białej koszuli m iał w ojskow y, m undurow y kraw at oficerski, z takiej charakterysty­ cznej, zielonej plecionki. T akże buty pełne, a nie półbuty, były typow e dla w ojskow e­ go w yposażenia m undurow ego. N astępnego dnia H ierow ski otrzym ał telefon, aby spot­ kanie to potraktow ać ja k o m ało w ażne i nic o nim nie pisać. Z apom niałem o nim dość szybko i dopiero po dłuższym czasie, ju ż w stanie w ojennym uśw iadom iłem so­ bie, że u cz estn icz y łe m w p ró b ie sondażu c z y n io n e g o w o b ręb ie p artii, ja k o je d n e ­ go z elem entów przygotow yw ania w ojskow ego zam achu stanu.

W sobotę 12 grudnia 1981 roku uczestniczyłem w uroczystości w Bielszow icach. P rzyjechało kilka tirów z daram i od katolickich organizacji charytatyw nych w N iem ­ czech. B yło bardzo sym patycznie, w ystępy zespołów z Z akładow ego D om u K ultury, klim at pew nej beztroski. M yślam i zaczynaliśm y być pow oli gdzieś w okolicy nadcho­ dzących św iąt. W racałem do K atow ic w ieczorem . B yły ja k ie ś anorm alne zakłócenia kom unikacyjne. D ostałem się z trudem do C horzow a, a stam tąd p iechotką na sw oje „T ysiąclecie” . R ano, 13 grudnia, w niedzielę pojechałem je szc ze do W ojew ódzkiego O środka K ultury, bo m iałem , ja k o ju ro r uczestniczyć w przeglądzie kabaretów , gdzieś w Żorach. Już nigdzie nie w yjechaliśm y. Jaruzelski ogłosił stan w ojenny. Na ulicach zaw isły stosow ne, ponure, w ręcz porażające form ą i treścią obw ieszczenia, których k il­ ka chw il tem u je sz c z e nie było.

* * *

W eryfikację ideologiczną - ja k o dziennikarz - srom otnie oblałem , czym zaw sze się szczyciłem . R elegow ano m nie z pracy w RSW „Prasa - K siążka - R uch” z jakichś absurdalnie w ym yślonych pow odów . Jeszcze trochę się droczyłem z m oim i prześla­ dow cam i w sądzie pracy, m ając św iadom ość, że w szystko je s t tu fikcją. O dziwo! S praw ę w ygrałem . B ronił m nie „praw y kom unista” , ale uczciw y człow iek, Jan H iero­ w ski, który, ja k o mój bezpośredni przełożony, w yśm iał w yssane z palca zarzuty RSW . D o pracy nie w róciłem , zresztą nie m ogłem , bo oznaczałoby to w ysługiw anie się W R O N -ie. O trzym ałem kilkum iesięczną odpraw ę na zasadzie cichej um ow y, iż to sam im w ypow iem pracę. T ak też zrobiłem ...

W tym czasie M uzeum M iejskie w Z abrzu przygotow yw ało w ystaw ę na stulecie polskiego ruchu robotniczego. Jej realizację osobiście nadzorow ał „tow .” W itold N a­ w rocki w yw odzący się z W ydziału N auk P olitycznych U niw ersytetu Ś ląskiego w K a­ tow icach, sz e f W ydziału P racy Ideow o-W ychow aw czej KC PZPR . „D zieło” ekspozy­ cyjne zrealizow ała z pełnym „zaangażow aniem społecznym i politycznym ” kustosz te ­ goż M u z eu m - Ja d w ig a P aw las-K o s. M iało o n o tytuł „R o b o tn ic z e w id zen ie św iata w kręgu śląskiej plastyki nieprofesjonalnej” . T rzeba przypom nieć, że M uzeum M iej­ skie w Z abrzu, gdzieś tak do 1986 roku zajm ow ało się zgodnie z w olą „tow arzyszy” z K W P Z P R w K atow icach, grom adzeniem tw órczości plastycznej „górnośląskiej klasy robotniczej” , w edług określonego przez politycznych decydentów w yboru, tak, aby ko­ lekcja m uzealna stanow iła „odbicie socjalistycznej św iadom ości narodu” , a szczególnie „klasy ro botniczej” . Z adanie to realizow ała od początku p rzydzielenia tej „specjaliza­ cji” m uzeum zabrzańskiem u, Jadw iga P aw las-K os. N ie dziw ota, że w 1982 roku m og­ ła podołać „id eo lo g iczn em u ” ’ obstalunkow i „tow .” N aw rockiego, opierając się w yłącz­ nie na stw orzonej przez siebie, „w łaściw ie” zm anipulow anej kolekcji.

(14)

„Solidarność" wybuchła w Zabrzu, ja k pożar.. 257

O tw arcie odbyio się w sw oiście uroczysty sposób, za w ojskow ym i przepustkam i, w e w rześniu 1982 roku. Potem w ystaw a ta, „w dow ód uznania” tow arzyszyła w listo­ padzie 1983 roku w Ł odzi, konferencji „popularno-naukow ej” - „K ultura klasy robot­ niczej” . W tym czasie cala czołów ka w spółczesnego, autentycznego ruchu robotnicze­ go była „zapudłow ana” , a naród znajdow ał się pod „czułą” o p iek ą czołgistów , Z O M O i SB.

Takim akcentem został zamknięty w Zabrzu pierwszy rozdział „Solidarności” . W szki­ cu tym , z oczyw istych w zględów w ybiórczym , przyw ołałem niektórych, w ażniejszych na tam tej, lok aln ej sc en ie aktorów ó w czesn eg o h isto ry c zn e g o spektaklu. O cz y w iście z obu stron „barykady” . I tych uczciw ych, odw ażnych, pełnych pośw ięcenia dla pu b ­ licznego dobra, dla P olski, ja k i zw yczajne szw arc charaktery. P om inąłem zupełnie zw yczajne kanalie, czyli kapusi...

Tekst ten je s t obszernym rozw inięciem , przy w ykorzystaniu m ojego pryw atnego ar­ chiw um , krótkiego m ateriału pt. „B urzliw y czas nadziei” zam ieszczonego w zbiorow ej publikacji książkow ej - „M oje Z abrze” , Z abrze 2002 r.

* * *

D w ór Bella Vita, W ola Z ręczycka 7 listopada 2004 r.

(15)

Cytaty

Powiązane dokumenty

W wyniku pożaru zawalił się dach nad prezbiterium i nawą, runął hełm wieży, spłonęło wnętrze budynku wraz z wypo- sażeniem. Przyczyna – zaprószenie ognia w

Zespół powołany przez ministra zdrowia zaproponował jeden organ tworzący i podział szpitali na cztery grupy w zależności od ich kondycji finansowej?. Z ujednolicenia szybko

i uczestnikami tegorocznego Hospital Management wy- brałem tylko jedną z trzech części regionalnej mapy potrzeb zdrowotnych, dotyczącą analizy stanu i wy- korzystania

Ma t€n srEk!a.kl swoią klasę' choć, po mojemu' zubaża treść lit€rackie8o pier.. wowzoru' Jakoś mar8iMlnym

Zachęcanie daje jednak większy przyrost prawidłowych zachowań z uwagi na to, że przymus nie na wszystkich działa jednakowo – egzostatycy będą krnąbrni dla popisu,

P(SARS|T⊕)=P(T⊕|SARS)P(SARS) P(T⊕) brakujenamwartościP(T⊕),którąmożemywyliczyćzwzoru(5,str.14):

tinua - dziejowy proces, w którym Lud Boży, uczestnicząc aż do końca czasów w Triduum Sacrum i Nocy Paschalnej, wkracza „w czas ostateczny, w czas oczekiwania na

Między innymi nie były obsadzone gminy takie jak: Michów, Kamionka i tak dalej, gdzie trzeba było koniecznie patrzeć komisji na ręce. Zadzwoniłem wtedy do