klejnotów i pieniędzy) pomijając drażliwą sprawę cudzołóstwa. Czy pow strzym anie się przed zgła dzeniem zuchwalca w lochu wyw ołane było, jak sugeruje Seredyka za Jaremą M a c i s z e w s k i m („Szlachta polska i jej państwo”, W arszawa 1969, s. 158-159) lękiem przed sądem sejm ow ym czy raczej obaw ą przed publicznym przyznaniem się do utraty czci wskutek w iarołom stw a żony? Jaką rolę grała ow a cześć w życiu społeczno-politycznym tej epoki w R zeczypospolitej (na Zachodzie jak w iem y ogromną)? Te i temu podobne pytania powstają przy lekturze interesującej książki Seredyki. N ie sposób jednak na nie odpow iedzieć bez dalszych badań.
Jan Seredyka zalicza afekt Zofii i Stanisława do m iłości renesansowej a nie barokowej, gdyż w ed le n iego w epoce baroku panowała ideologia „w strzem ięźliw ości i w stydu” (s. 4 6 -4 7 ). Mam pew ne obiekcje co do tak kategorycznej i jednoznacznej kwalifikacji baroku. Całą aferę rzuca Sere dyka, i słusznie, na szerokie tło prawodawstwa europejskiego i je g o stosunku do w ystępku cudzo łóstwa (s. 54 i nast.). Szkoda tylko, że opiera się tu nie na bogatej literaturze przedmiotu (zw łaszcza niem iecka jest obfita i warta przestudiowania), ale na z k on ieczn ości bardzo skrótowej i schem a tycznej „Wielkiej Encyklopedii Ilustrowanej”. R ów nież prace polskie, zw łaszcza Marcina K a m i e - r a i Andrzeja K a r p i ń s k i e g o , warto by z tego punktu w idzenia w ykorzystać. N iezw yk le ważna jest konstatacja o tolerancji sądów polskich i niechęci do procesów o cudzołóstw o panującej w społeczeństw ie staropolskim (s. 60-61). A nalizy z punktu w idzenia g en d er rela tio n s domagałyby się warunki pokuty Zofii — jej upokarzające uw ięzienie w Gdańsku i następnie w B rzostow icy, od danie pod nadzór służby uprawnionej do karcenia pani, odcięcie od kontaktów z kobietami z jej sfery (w yraźn ie w ystępuje tu m izoginizm Dorohostajskiego). Książka dorzuca sporo danych ze sfery ob yczajow ości staropolskiej, choć niektóre konstatacje budzą obiekcje (np. wbrew twierdzeniom K uchow icza oddzielne sypialnie m ałżonków w sferach magnackich nie b yły rzadkością, s. 39, 88). Warte uwagi jest familiaryzowanie się państwa ze służbą, nie budzące n iczyjego zdziw ienia (praczka Paw łow a jako powiernica i przyjaciółka Z ofii!). Impotencja D orohostajskiego zasługiwałaby na w nikliw ą analizę, nie tylko na podstawie „Małej Encyklopedii Zdrowia” (s. 87).
W szystkie zastrzeżenia i uwagi nie pomniejszają mojej bardzo pozytyw nej ocen y książki Sere dyki. Jest to pozycja pionierska, ważna i należy tylko m ieć nadzieję, że zainspiruje dalsze badania.
M aria Bogucka
Bogdan R o k , C złow iek w obec śm ierci w kulturze staropolskiej, Acta Universitatis W ratislavienis N o 1673, Historia CXIX, W ydaw nictw o Uniw ersytetu W rocław skiego, W rocław 1995, s. 123.
T ytuł książki Bogdana R о к a nawiązuje do znanych dzieł P hilipe’a A r i è s a i M ichela V о V e 11 e ’ a, i zapowiada rozprawę o uniwersalnym charakterze, mającą przedstawić w szystkie aspekty stosunku dawnych Polaków do śmierci. Temat ważny nie tylko z punktu w idzenia historii mentalności i historii kultury, ale także historii społecznej. Potrzeba jeg o opracowania jest oczywista. H istorycy zachodnioeuropejscy piszący o tanatologii nie interesowali się bow iem zupełnie kulturą staropolską, a m ożna przypuszczać, że „śmierć po polsku” w yglądała jednak inaczej niż w krajach śródziemnomorskich czy w Europie Zachodniej ze w zględu na różną tradycję historyczną i znaczną odm ienność kultury.
Recenzowana tu książka jest poszerzoną chronologicznie do trzech stuleci (X V I, X V II i XVIII) w ersją w cześniejszej pracy R oka pt. „Zagadnienie śmierci w kulturze R zeczypospolitej czasów sa skich” (W rocław 1991). Identyczny jest kwestionariusz badawczy, podobna jest konstrukcja, nawet
tytuły rozdziałów i podrozdziałów zostały tylko nieco zm odyfikow ane. Jednak to co było dobre w rozprawie pośw ięconej jednem u tylko, i to niezbyt długiem u ani nie bardzo skom plikowanem u, okresow i, niezupełnie się sprawdza w opracowaniu obejmującym całą epokę staropolską, długą i złożoną, bardzo dynamiczną.
M onografia o czasach saskich została oparta na solidnej, choć nie wyczerpującej w szystkich kategorii źródeł kwerendzie. W wypadku recenzowanej książki autor kwerendy źródłowej nie po szerzył, nie wzbogacił jej o pominięte uprzednio rodzaje świadectw przeszłości. W obu sw ych książ kach R ok w yeksploatow ał przede wszystkim poradniki artis bene m orien di, kazania i m ow y po grzebowe oraz piśm iennictw o funeralne. Natomiast podstaw ow y dla francuskich badaczy (V ovelle) stosunku człow iek a do śmierci typ źródeł — testamenty, om ów ił tylko w pracy o czasach saskich, natomiast w recenzowanej tu rozprawie ograniczył się do odnotowania publikacji testamentów przez Ottona H e d e m a n n a , Małgorzatę B o r k o w s k ą i U rszulę A u g u s t y n i a k , nie zajął się ich analizą, nie sięgnął naw et do artykułu Katarzyny Z i e l i ń s k i e j o X V II-w iecznych testa m entach m azow ieckich („Przegląd H istoryczny” t. LX X V II, 1986, nr 1). C zyżby uznał temat za w yczerpany? N ie sądzę, aby b yło to stanowisko słuszne, pozbaw iło bow iem om awianą tu książkę bardzo ważnego wątku. Podobnie m ożna żałow ać, że autor zrezygnow ał z przedstawienia problemu bractw religijnych — om ów ionych w książce o czasach saskich.
Z uznaniem pisze Rok o wielkim przedsięwzięciu edytorskim, jakim jest „Corpus Inscriptionum Poloniae” (s. 25), nie poddał jednak analizie żadnego z napisów nagrobnych. N ie w spom niał nawet nazw iska prekursora epigrafiki w P olsce w X V II w., Szym ona Starow olskiego i jeg o „Monumenta Sarmatarum”. Absolutnie nie m ogę się zgodzić z autorem co do niewielkiej wartości źródłowej epigrafiki (B. Rok, „Zagadnienie śmierci”, s. 26). R zeczyw iście, napisy nagrobkow e powtarzały pew n e schematy, ale czy to znaczy, że nie były zauważane i czytane, że nie oddziaływ ały na sp o łeczeństw o? W szak były um ieszczane w miejscach publicznych i ogólnie dostępnych, stale rzucały się w oczy, ich schem atyzm łatwo docierał do św iadom ości. Czyżby autor nic nie słyszał o skutecz ności wizualnej reklamy i propagandy? Z socjologii i psychologii społecznej w iem y, że stereotypy są jednym z najsilniej kształtujących społeczną m entalność czynników . A z drugiej strony wśród staro polsk ich napisów nagrobnych nie brak tekstów o bardzo indywidualnych cechach, przepełnionych emocją. Św iadczą o tym także perypetie tow arzyszące niekiedy ich redagow aniu1.
Jeśli idzie o zabytki sztuki, Rok ograniczył się do zasygnalizow ania, „że tematy umierania, przemijania, marności życia znajdują odzwierciedlenie w wielu now ożytnych dziełach sztuki”, i dalej że: „Penetracją historyka w inny być oczyw iście objęte w szelkiego rodzaju nagrobki” (s. 25-26), ale sam nie zajął się w ogóle tą grupą źródeł, a nawet nie skorzystał z istniejących opracowań historyków sztuki. Rozpraw o polskiej renesansowej i barokowej rzeźbie nagrobnej, a także o architekturze funeralnej, jest m nóstwo. Prawda, że przeważnie rozpatrują one w yłączn ie artystyczne walory tych zabytków . A le w łaśnie dlatego historyk pow inien zw rócić uw agę na ich w ym ow ę ideow ą i na ich kom petencje jako źródeł do historii m entalności, w tym stosunku człow iek a do zmarłych i śmierci. U m knęły w ięc uw adze autora renesansow e nagrobki d ziecięce, a także dramatyczne inskrypcje nagrobne dedykow ane dzieciom — źródła w iele m ów iące o stosunku dawnych Polaków do śmierci dziecka. N ie znajdziemy też w książce Roka ani słowa o portretach trumiennych, fenom enie przecież w yłącznie polskim, o którym ostatnio tak interesująco pisał Mariusz K a r p o w i c z . O dwołanie się do zabytków sztuki jako źródeł b yło w szczególn ości niezbędne tam, gdzie autor om awia w izje eschatologiczne (s. 77 -9 2 ). Autor w ykorzystał w yłącznie przekazy pisane, podczas gdy malarstwo, grafika, rzeźba są w tym wypadku równie ważne, a m oże nawet ważniejsze. W iadom o przecież, że sp ołeczeństw o staropolskie nie składało się w yłącznie z ludzi piśm iennych, a z ostatnich szcze gółow ych badań (Andrzej W y c z a ń s k i , Wacław U r b a n ) w iem y, że nawet wśród jego uprzy w ilejow anych warstw, a zw łaszcza wśród kobiet, odsetek analfabetów ulegał w ciągu X V II wieku zw iększen iu . A nawet ci, którzy byli piśm ienni (co oznaczało często tylko umiejętność nakreślenia k ośla w eg o podpisu) nie p ośw ięcali zbyt w iele czasu lekturze. O w iele skuteczniej przemawiały do tego społeczeństw a środki wizualne, dostępne dla w szystkich obrazy w kościołach, krużgankach
1 Np. M. V o r b e k - L e t t o w , Skarbnica pam ięci. Pam iętnik lekarza króla W ładysław a IV, wyd. E. G a 1 o s, F. M i n c e r , W. C z a p l i ń s k i , W rocław 1968, s. 65-66.
klasztornych, miejscach odpustowych, w siedzibach bractw, a nawet w domach prywatnych. K ościół potrydencki w iedział o tym doskonale, chętnie też posługiw ał się środkami w izualnego przekazu. W ydana ostatnio książka Krystyny M o i s a n - J a b ł o ń s k i e j pt. „Obraz czyśćca w sztuce p olsk iego baroku” (W arszawa 1995) pokazuje, jak w ielkie b yło bogactw o tego rodzaju prze kaźników. Ich pom inięcie ogromnie zubożyło podstawę źródłow ą książki Roka. N ie da się utrzymać podziału na zabytki sztuki jako domenę badań historyków sztuki i zabytki piśm iennictw a jako przed m iot studiów historyków i historyków literatury, zw łaszcza gdy w grę w chodzi nie tylko formalna analiza źródeł czy rozpatrywanie ich artystycznych lub literackich wartości, lecz ich treści i w ym ow a ideow a. N aw et tak fascynującym źródłom , jakimi są staropolskie wersje „tańców śm ierci” autor p ośw ięcił zaledw ie dw uzdaniow ą wzm iankę (s. 57; chociaż w swej w cześniejszej pracy pisał na ten temat trochę więcej, s. 147-148) wspartą tylko dwiema polskimi pozycjami bibliograficznymi (jest ich przecież więcej). D o idei „tańców śm ierci” nawiązują brązowe drzwi zamykające w aw elską kaplicę W azów z wyobrażeniam i szkieletów -śm ierci depczących insygnia różnych stanów, jedno z naj bardziej przejmujących przedstawień triumfu śmierci w sztuce polskiej, dzieło gdańszczanina M ichała W einholda z 1673 r.2 — zabytek ten nie zainteresował autora. N ie przyciągnęła je g o uw agi dekoracja stiukowa w kaplicy Pana Jezusa przy kościele w Tarłowie, chociaż cytuje artykuł Marii L e ś n i a - к o w s к i e j i wspom inał o niej w książce o czasach saskich (nota bene zdum iewające, że ten św ietny artystycznie i fascynujący ik on ologicznie zabytek nie doczekał się dotąd wyczerpującej m onografii).
M im o że autor najwięcej uwagi pośw ięcił przekazom literackim, nie wym ienił ani razu nazwiska M ikołaja Sępa Szarzyńskiego, choć poeta ten wręcz obsesyjnie nawracał do problem ów śmierci. C zyżb y autor uznał temat ten za w yczerpany przez A linę N o w i c k ą - J e ż o w ą i Jana B ł o ń s k i e g o (nota bene fundamentalnego studium o Sępie Szarzyńskim pióra tego ostatniego autora w o g ó le nie ma w przypisach)? Pamiętnikarstwo staropolskie Rok zw ięźle charakteryzuje w rozdziale źródłoznaw czym , odsyłając do kilku ważnych opracowań teoretycznych (s. 24; n ota bene bib liografia M a l i s z e w s k i e g o jest w odniesieniu do pamiętników staropolskich dziś już zupełnie nieprzydatna; należy posługiw ać się raczej N ow ym Korbutem), ale zaledw ie kilkakrotnie odw ołuje się do niego w przypisach, nie zaw sze zresztą cytując najcelniejsze przykłady.
A le nie tylko źródła nie zostały w pełni wykorzystane, braki są w idoczne rów nież w bibliografii opracowań. O prócz wspom nianych już w yżej (zw łaszcza dotkliwe pom inięcie literatury z zakresu historii sztuki) wskazać trzeba na nieobecn ość rozpraw m.in. Marii B o g u c k i e j , Elżbiety К o w e с к i e j, Stanisława T o m k o w i c z a , Andrzeja W y r o b i s z a, Hanny Ż a r e m - s к i e j...3 Brak też istotnych dla tematu opracowań autorów obcych. Cytow ane są dzieła Arièsa, V ovelle’a, v a n D ü l m e n a (ale też nie w szystkie ważne ich publikacje), pom inięto obie książki Alberto T e n e n t i e g o (jedna z nich znalazła się incydentalnie w książce o czasach saskich) oraz specjalny zeszyt „Quademi Storici” zatytułowany „I vivi e i morti” (nr 50, 1982, fasc. 2).
Autor pamięta, że Rzeczpospolita XVI-XVIII w. była wieloetniczna i w ielow yznaniow a (s. 8-9). N azbyt kategorycznie jednak stwierdza, że: „Najsilniejszą grupą w yznaniow ą b yli przez c a ł y o k r e s [podkreślenie moje — A .W .] trwania Rzeczypospolitej katolicy” (s. 9), pow ołując się na ob liczenia Stanisława L i t а к a, według którego w 1789 r. katolicy stanowili ponad 53% sp ołe czeństw a. Ostrożniej w ypow iadał się na ten temat sam Litak, a także Rok w sw ojej wcześniejszej pracy. O bliczenia Litaka dotyczą wszak okresu już po I rozbiorze, który zm ienił nie tylko granice państwa, ale również relacje m iędzy różnymi etnosami i wspólnotam i religijnymi, b yło to też po dwu wiekach kontrreformacji i rekatolicyzacji kraju. Liczb tych w ięc w żadnym razie nie m ożna odnosić do X V I lub X V II wieku, kiedy katolików m ogło być nawet znacznie mniej. Pojawiający się od lat trzydziestych XVII w. stereotyp „Polak — katolik” był wyrazem narastającej nietolerancji religijnej,
2 K a ta lo g zabytków sztuki w P olsce t. IV, cz. 1, s. 84, ryc. 331 ; J. S a m e k , P olskie rzem iosło artystyczne. C za sy now ożytne, W arszawa 1984, s. 234; M. K a r p o w i c z , B arok w P olsce, War szaw a 1988, s. 313.
3 Św iadom ie unikam tu i w innych miejscach podawania pełnych opisów bibliograficznych, g d y ż n ie wydaje mi się sensow ne zam ieszczanie takich „uzupełnień bibliograficznych” w recenzji. P ełne informacje bibliograficzne podaję tylko w ów czas, gdy sam się pow ołuję na jakiegoś autora.
a nie rzeczywistej dominacji katolicyzmu. N ie m ożna też sytuacji w yznaniow ej w R zeczypospolitej w ciągu trzech stuleci traktować jako stabilnej. N ależy przy tym zw rócić uw agę, że dodawanie do rzymskich katolików liczby greko-katolików czyli unitów — jak to czynią niektórzy historycy prag nący wykazać, iż Rzeczpospolita była krajem o przewadze katolików — jest zupełnie nieuprawnione. Unia brzeska oznaczała przecież tylko podporządkowanie kościoła wschodniego na obszarze R zeczy pospolitej papiestwu, zachowała natomiast jeg o słowiańską liturgię, w ewnętrzne przepisy; nie ozna czała latynizacji prawosławia, lecz pozostawiała jego historyczną tradycję i obyczajow ość. Trzeba też pam iętać, że wprow adzenie w życie unii napotykało na opory i początkow o przynosiło rezultaty czysto formalne. W instrukcji dla w ysyłanego do Polski w 1622 r. nuncjusza Lancellottiego napisano w R zym ie: „gdy mało duchow nych a mniej jeszcze ludzi chciało przystać do u n ii Są tedy wprawdzie biskupi i pasterze, ale prawie bez trzody”4. U nia nie zmieniała faktu w ielow yzn aniow ości R zeczypospolitej, a w szczególn ości nie prowadziła do unifikacji mentalności rzym skich i greckich katolików. Dopiero w XVIII w. procesy integracyjne stały się silniejsze. Jeżeli w ięc w edle szacunków Litaka tych pierw szych b yło w 1789 r. 53%, drugich zaś 30% — to liczby te św iadczą o zróżni cowaniu religijnym ów czesnego społeczeństwa. Wynikają z tego dalsze wnioski. Stosunek do śmierci i spraw ostatecznych w społeczeństw ie staropolskim nie ograniczał się tylko do postawy katolików (ta zresztą też była zróżnicowana). Otóż o obyczajach pogrzebowych i stosunku do śmierci innych niż katolicyzm grup w yznaniow ych autor pisze bardzo mało (s. 75-76). R óżne religie i wyznania — chrześcijańskie i niechrześcijańskie — występujące na obszarze R zeczypospolitej przedrozbiorowej łączyło jedno: wiara w życie pozagrobowe. Rytuały pogrzebow e, kult zmarłych, pam ięć o nich były bardzo zróżnicow ane5. W grę w chod ziły także problemy tolerancji. W ypadki profanacji niekato lickich cmentarzy, napady na niekatolickie orszaki pogrzebowe zdarzały się w X V II i XV III w., a ich ofiarami byw ali nie tylko — jak sądzi autor (s. 64) — protestanci, ale także prawosławni6.
W yobrażenia o śmierci i stosunek do niej były zróżnicow ane nie tylko w zależności od w yzna wanej religii, ale także od pozycji społecznej. W szak inaczej grzebano zmarłych m onarchów, inaczej m agnatów , szlachtę, duchow nych, plebejuszy... O społecznym zróżnicow aniu miejsc pochów ków i miejsc wystawiania nagrobków pisał Jan H a r a s i m o w i c z 7 i dzięki pracom historyków sztuki sporo już na ten temat wiadom o.
Stosunek do śmierci ulegał też w ciągu trzech stuleci zm ianom w obrębie każdej z grup w yzna niow ych. R óżnice m iędzy kulturą renesansu i baroku są w tej dziedzinie jaskrawo w idoczne i znaj dowały wyraz m.in. w sztuce. Mariusz Karpowicz sygnalizow ał obecność sym boliki śmierci w rzeź bie barokow ej, przy jej prawie całkow itym braku w sztuce p olsk iego renesansu8. K onieczne w ięc wydaje się zróżnicowanie okresu staropolskiego, wyodrębnienie różnych faz kształtowania się stosun ku człow ieka do śmierci. V o v elle i inni autorzy zwracali uw agę na zależność tych poglądów od sytuacji demograficznej, przedłużania się lub skracania średniej długości życia, okresów wzm ożonej śmiertelności powodowanej wojnami, epidemiami9. W pływ ow i zaraz na m entalność ludzi i ich
stosu-4 R elacje nuncjuszów apostolskich i innych osób o P olsce o d roku 15 stosu-4 8 do 16 9 0 t. II, Berlin — Poznań 1864, s. 165.
5 D o cytowanej na s. 76 literatury warto dodać dw ie najnowsze publikacje, których autor już nie m ógł uw zględnić: E. К i z i k, M ennonici w G dańsku, E lblągu i na Ż uław ach W iślanych w dru giej p o ło w ie X VII i w XVIII wieku, Gdańsk 1994, s. 149-154; G. P e ł c z y ń s k i , N ajm niejsza m niej szość. R zecz o K araim ach p olskich . W arszawa 1995, s. 40-42.
6 Np. napad augustiańskich m nichów pod w odzą D om inika Ihnatowicza na uczestników p o grzebu prawosław nego D em ka Jackiew icza w Brześciu Litew skim w 1678 r., A rch eograficzeskij sbornik dokum ientow otnosjaszczichsia к istorii siew iero -za p a d n o j Rusi t. XI, W ilna 1890, nr 2 9-32, s. 33-36.
7 J. H a r a s i m o w i c z , M o rs jan u a vitae. Śląskie epitafia i nagrobki wieku reform acji, W rocław 1992, s. 33-39.
8 M. K a r p o w i c z , R zeźba około roku 1 6 0 0-1630, [w:] Sztuka około roku 1600, W arszawa 1974, s. 69.
9 Literaturę na ten temat cytuję w przyp. 2 w m oim artykule: P om niki nagrobn e m ieszczan w P o lsce w XVI-XVIII wieku, „Kwartalnik HKM ” t. X X X V III, 1990, nr 1-2, s. 37.
nek do śm ierci warto by p ośw ięcić osob ne rozważania. M im o że groźne epidem ie w interesującym nas tutaj okresie zdarzały się często, b yły niem al elem entem codzienności, to jednak każdorazowo w yb uch zarazy zm ieniał dramatycznie stosunki m iędzyludzkie, w tym także stosunek do ludzi umierających, do zmarłych. W obliczu zagrożenia chorobą, w obec której ów czesn a m edycyna była bezsilna, obowiązujące w normalnych warunkach zasady moralne przestawały działać, ludzie stawali się w ob ec bliźnich okrutni i bezw zględni, przy czym nie spotykało się to z potępieniem .
A czy coś m ożna pow iedzieć o stosunku ludzi X V I-X V III w. do kary śmierci? Spektakularne p u b liczn e egzekucje i udział w nich ludności (w P olsce zresztą rzadsze niż w e w spółczesnej H isz panii, A nglii czy Francji) m ogą coś o tym pow iedzieć, jeśli brak w yp ow ied zi bardziej bezpośrednich. C zy hum anistyczny renesans albo racjonalistyczne O św iecenie coś tu zm ieniło? A problem sam o bójstw ? C zy dostrzegano problem eutanazji? A sprawa kapitalna— choć zw yk le w stydliw ie prze m ilczana— wszystkich kościołów chrześcijańskich: zakaz grzebania na cmentarzach osób nieochrz- czo n y ch , a w ięc m.in. martwo urodzonych lub przedw cześnie zmarłych dzieci, a u niektórych w yznań, np. m ennonitów , osób zmarłych aż do wieku dwudziestu paru lat.
Z przykrością wypada zauważyć, że korekta książki Bogdana R oka pozostaw ia w iele do życze nia, a redakcja merytoryczna i opracowanie edytorskie są niestaranne. Rezultatem tego jest w iele zbędnych powtórzeń, zarówno w tekście, jak w przypisach i opisach bibliograficznych. Także rażące błędy. Znany i ceniony w okresie m iędzyw ojennym historyk, pionier badań nad daw nym i testamen tami, Otto Hedemann, jest konsekw entnie przedstawiany jako Hademann (s. 24, 25, 38, także w in deksie), co tym bardziej zasmuca, że to on w łaśnie jest autorem trafnego i pięknego poglądu o testa m entach staropolskich (cytow anego przez Roka na s. 24): testament pisany był przez człow iek a „w szczególnym nastroju, gdy spływa zeń cała doczesność, w szystkie nam iętności, nienaw iści, troski i drobiazgi, które mu c z ę s t o t a k p r z e s ł a n i a ł y p i ę k n o ż y c i a , ż e g o n a w e t n i e d o s t r z e g l”10. Początek tytułu artykułu Waldemara K o w a l s k i e g o brzmi: „Via universae cam is...”, a pojawia się w przypisach raz jako „Vis cam is” (s. 25, przyp. 40), kiedy indziej jako „Via ca m is” (s. 75, przyp. 49). Cytując relację Albrychta Stanisława Radziw iłła o zgonie Zygm unta III W azy, zdanie pamiętnikarza: „W m ieście długo bito w e w szystkie d zw on y” R ok nie w iadom o czem u opatruje komentarzem, że działo się to w Krakowie (s. 94), chociaż ewidentnie chodziło o W arszawę, gdzie zmarł król.
Lektura now ej książki Bogdana R oka przynosi w sumie rozczarowanie. O dnosi się wrażenie, że książka została napisana w pośpiechu i w ydana naprędce. A nauka pośpiechu nie lubi...
S zk od a w ięc, że w ysiłek i kom petencje autora nie zostały spożytkow ane lepiej, że ważny i interesujący temat nie został opracowany naprawdę w szechstronnie i wyczerpująco.
A n d rzej W yrobisz
Michael T w a d d l e , Kakungułu an d the creation ofB u gan da, Villers Publications, London 1993.
A fryka W schodnia była ostatnim regionem świata kolonizow anym w edług reguł obow iązują cych w X IX wieku, kiedy to przewaga techniczna i organizacyjna krajów europejskich nad tubyl czym i państwami nie podlegała dyskusji, zaś często przytaczaną m otywacją kolonizatorów była chęć niesienia Czarnym oświaty oraz prawdziwej wiary chrześcijańskiej. W latach sześćdziesiątych
ubieg-10 O. H e d e m a n n , Testam enty brasław sko-dziśnieńskie XVII-XVIII wieku ja k o źró d ło histo ryczne, W ilno 1935, s. 6.