M 22. Warszawa, d. 31 Maja 1891 r. T o m X
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".
W W arszaw ie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztow ą: rocznie „ 10 półrocznie „ 6
P renum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata i we w szystkich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny W szechświata stanowią panowie:
Aleksandrowicz J., Deike K„ Pickstein S., Hoyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Krarosztyk S.,
Natanson J., Prauss St. i Wróblewski W.
„W szechśw iat 11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, n a następujących w arunkach: Za 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpaloie albo jego m iejsce pobiera sig za pierw szy ra z kop. 7*/«>
za sześć następnych razy kop. 6 , za dalsze kop. 5.
i l d r e s IfSedałccyl: IKIrsilrc-wslrie-IE^rzed.m.ieście, 3>Tr ©©.
GŁUSZEC, CIETRZEW
X I C H M I Ę S Z A M C Y .
W rzędzie ptaków kurow atych w ybitne stanow isko zajm uje rodzina głuszców (T e-
traonidae), obejm ująca oprócz niektórych rodzajów egzotycznych, dobrze nam znane cztery ptaki krajow e, to je st głuszca, cie
trzewia, jarząbka i pardwę. W spólną ich cechą je st ciało krępe, mocno zbudow ane, dziób krótki, gruby a przez to silny, nogi mniój lub więcćj upierzone, skrzydła krót
G ł u s z e c .
338 W SZECH SW IA T. Nr 22.
k ie i m ocno zaokrąglone oraz brodaw ko- wate korale, pokryw ające księżycow ato przestrzeń ponad okiem . O zdoba ta, roz
wijająca się szczególniej w porze godów w iosennych, naj w ybitniej w ystępuje u c ie trzewia, mniej u głuszca; u jarząbka i par- d w y ogranicza się do małej obnażonej prze
strzeni ponad okiem . W yb itn ą też cechą głu szców w ogólności są g rzeb yk ow ate w y
rostki rogow e, okalające po obu stronach w szystkie cztery palce. N iek tórzy o r n ito lo g o w ie uw ażają je za pióra szczątkow e.
P ard w a, m ając palce obrośnięte pióram i aż po same paznogcie, grzeb yk ów tych n ie po
siada.
N ajw spanialszym p rzedstaw icielem będą
cego w m ow ie zgrom adzenia je s t głuszec (T atrao u rogallu s), jed en z najw iększych i najpiękniejszych ptaków fauny europej
skiej. Jestto ptak w ielk o ści indyka o szyi w ysm ukłej, siln ym , hakow atym dziobie, pod którym zw iesza się w k ształcie brody pęk piór w yd łużonych. G ło w ę i szyję ma c ie m no - popielate, p lecy i sk rzyd ła ciem no- rdzaw o-brunatne, w ole p ok ryte zielonem i, m etalicznie połyskującem i pióram i. Spód cały je s t praw ie czarny, upstrzony na brzu
chu plam am i białem i. Sterów ki są czarne, urozm aicone białem i plam am i, które tw o
rzą przeryw aną pręgę w jednej czwartej d ługości, licząc od końca ogona.
Sam ica, znacznie od samca m niejsza, po
siada ubarw ienie pstre; tylk o bardzo stare sam ice, które ju ż p łod n ość straciły, przy
bierają częściow o a n iek ied y zup ełn ie ubar
w ien ie samca. Z najdujący się w gabinecie zo o lo g iczn y m u n iw ersy teck im okaz sam icy, p rzysłan y z Petersburga, posiada k o m p le
tne ubarw ienie sam ca i ty lk o po w ielk ości dom yślić się m ożna, że je stto sam ica. Inny znów okaz będący w posiadaniu m uzeum hr. B ranickich posiada szyję popielatą ja k u samca, a pierś zaczyna się już czernić.
P ta k ten rów nież z P etersb u rga zo sta ł n a desłan y. Preparator p. B ilk iew icz zam iesz
kujący przez d łu gi czas w P etersb u rgu m ó
w ił m i, że tego rodzaju w yjałow ion e samice nieraz spotkać m ożna na rynkach p eters
burskich. B adanie w ew nętrznych organów w yk azało u nich zu p ełn y zanik jajników .
O n g i zam ieszk iw ał g łu szec w szy stk ie la sy E uropy środkow ej i p ó łn o cn ej, d ziś j e
dnak wskutek w ycięcia lasów a więcej mo
że w skutek lekkom yślnego tępienia zg in ą ł ju ż w w ielu m iejscow ościach. W granicach K rólestw a kongresow ego jed yn e pew ne wia
dom ości o je g o przebyw aniu mamy z lasów K oneckich, gub. piotrkow skiej oraz z a u g ustow skiego, trzyma się też w niew ielkiej ilości w lasach ordynacyi zamojskiej; T a czan ow sk i wspom ina o znajdow aniu się j e go w lubelskiem , Sandomierskiem i w lasach L ubocheńskich; wiem tylko o nieudanćjs próbie zaprow adzenia głuszców w lasach S taszow skich, powiatu sandom ierskiego, do
kąd w łaściciel przed laty dziesięciu spro
w adził 22 głu szców aż z N orw egii, w szyst
k ie te ptaki w y g in ę ły w ciągu jed n eg o c z y dw u lat. M ów ią także, że głuszec trzyma się w górach S -to K rzyskich.
D zisiaj g łu szec spotyka się jeszcze dość obficie w K arpatach, A lpach austryjackich i szw ajcarskich, w H arcu i górach T u ryn gii; mówią o nim w W ogiezach i Pirenejach.
P o sp olitszym znacznie jest na L itw ie i W o ły n iu , na półw yspie Skandynaw skim ’ oraz w Rossyi środkowej i północnej, gdzie sięga aż po 60° szerokości północnej. O d miana jeg o zam ieszkuje także Syberyją, gdzie nadto znajduje się drugi gatunek od
d zielon y przez M iddendorfa pod nazwą T etrao urogalloides- W górach U ralskich trzym a się odm iana zw y k łeg o głuszca, od
dzielona pod nazw ą T etrao uralensis.
O byczaje głuszca dobrze są znane dzięki m yśliw ym , którzy, ciągle go śledząc w c e lach łow ieck ich , m ogli dokładnie przyjrzeć się je g o życiu na swobodzie. G łuszec trzy
ma się przew ażnie lasów i, ja k się zdaje, przekłada lasy szp ilk ow e nad liściaste.—
W ięk szość czasu spędza na ziem i, gd zie się karm i jagod am i, pędam i m łodych drzew, owadam i i szpilkam i drzew iglastych. P a nuje przekonanie, że sam iec w porze god o
wej w yłącznie to ostatnie pożyw ienie przyj
m uje, w skutek czego m ięso jeg o je st tw ar
de i łyk ow ate, gdy przeciw nie sam ica kar
miąca się delikatniejszą strawą posiada m ię
so stosunkow o smaczne i m iękkie. G łu szec po ziem i biega szybko, nie posiada jednak ruchów tak bystrych ja k kuropatwa lub j a rząbek.
Za przykładem w ielu innych ptaków k u -
row atych głuszec, je st w ielożennym , a stare-
Ni- 22. W SZECHŚW IAT. 339 sam ce znieść n ie mogą sąsiedztw a sw ych
ryw alów , z którem i staczają, często zacięte w alk i, kończące się nieraz śm iercią jednego z zapaśników. W ojow nicza natura tego ptaka w ystępuje w całój pełni podczas w io
sennych zapałów m iłosnych, które rospo- czynają się zw y k le z końcem Marca, gdy śnieg jeszcza n iek ied y ziem ię zalega. W ó w czas to stary sam iec o św icie samym przy
latuje zaw sze na jed n o i to samo drzewo i tam rospoczyna to, co w języ k u m yśliw skim „grą” nazyw ają, a co zw yk le, choć może n iezu p ełn ie słusznie za wabienie sa
m icy je st uważanem . P tak siada na dużym zw y k le poziom ym konarze i w yciągnąw szy szyję, z odchylonem i i opuszczonem i nieco skrzydłam i rospoczyna swój śpiew orygi
nalny, którego niczem dotychczas n ie zdo
łano naśladow ać. P ierw sza część tego śpie
w u składa się z kilkunastu sylab coraz szyb- ciój pow tarzanych, a które m yśliw i starają się nieudolnie naśladow ać klaskaniem ję z y ka; potem następuje druga część, składają
ca się także z szeregu nieokreślonych d źw ię
ków , które jed y n ie przyrów nać można do szm eru, ja k i słyszym y przy ostrzeniu kosy lub noża na osełce. T a druga część w e
dłu g G eyera trw a 3 '/2 do 4 sekund, lecz n igd y więcej nad cztery. I dziw na rzecz, ptak ten ostrożny zazwyczaj do najw yższe
go stopnia, traci w ciągu tych k ilku sekund przytom ność tak zupełnie, że naw et strzał spłoszyć go nie może. P anuje ogólne prze
konanie, że zatokow any g łu szec traci w szel
kie zm ysły, że ślepnie i glu ch n ie pod w p ły wem najw yższej ekscytacyi; próby jednak, dokonane na chow anych głuszcach przez Gadam era, w yk azały, że przeciw nie ptak słyszy w tedy i w idzi doskonale, jed yn ie w ięc przypuszczać można, że m iłosny zapał głu szy w nim w rodzoną bojaźliw ość, każąc zapom inać o grożącem niebespieczeństw ie.
Potw ierdzają to m niem anie obserwacyje W ild u n gen a i pastora Brehm a, którzy cy tują kilkakrotne w ypadki napaści, jakich się dopuściły rostokow ane g łu szc e na ludzi, przechodzących w pobliżu ich tokow iska.
G ra głuszca trw a do w schodu słońca i wtedy dosięga najw iększego napięcia, po
czerń samce zlatują z drzew i kryją się po gąszczach wraz z sam icam i. T oki takie trwają trzy do czterech tygodni, a po skoń
C i e t r z e w .
mica wodzi je za sobą aż do całkow itego wyrośnięcia.
G łuszec licznych ma nieprzyjaciół; oprócz najstraszniejszego z nich, to je st czło w iek a , czyha nań lis, żbik, ksnia i puhacz. Stary sam iec dzięki swój niezw ykłój ostrożności i w części drzew nym obyczajom łatw iej ujść m oże zagłady, lecz zato jaja i pisklęta na c ią g łe niebespieczeństw o muszą być w y
staw ione. T o też liczba głu szców zm niej
sza się stopniowo i przyjdzie zapewne czas, gdy ptak ten zu p ełn ie zniknie z powierzchni E uropy. P róby sztucznego rospowszech- niania głuszców , na sposób hodowli bażan-
czeniu ich sam ica buduje proste gniazdo na ziem i, zw ykle w bliskości jakiój polany lub łąki, często w bespośredniem sąsiedztw ie dróg leśnych. G niazdo takie jestto małe zagłębienie w ziem i zrobione i led w ie zlek- ka chróstem w ysłane. Tutaj samica niesie 6 — 12 jaj biało-rudawych z ciem niejszem i plamami różnój wielkości na całój po
w ierzchni. W ysiadyw anie trw a około 3-ch
tygodni. P isk lęta szybko pokryw ają się
piórami i w krótce zdolne są do lotu. Sa-
3 4 0
tów , rozbiły się o w rodzoną dzikość i tru
dność w y karm ienia w n iew oli tych pta
ków.
O bok głu szca w ybitne m iejsce zajm uje cietrzew (T etrao tetrix). P ta k to w ielk ości k u ry dom ow ej. Sam iec posiada ubarw ie
n ie całk ow icie czarne, z silnym granato
w ym połyskiem na szyi oraz na piersiach.
W poprzek złożon ego sk rzyd ła przebiega biała, dość szeroka pręga. P od ogon ie je st czysto białe, u bardzo starych sam ców g r u bo na niektórych piórach czarno p op lam io
ne. Ponad oczam i siln ie rozw in ięte bro- daw kow ate korale, ja sk ra w eg o cyn ob row e
go koloru. O gon składa się ze sterów ek nierów nój d łu gości, a m ianow icie: środ k o
w e są najkrótsze a skrajne najdłuższe, przy- ezem cztery skrajne z każdćj strony zakrę
cone są siln ie na boki tw orząc razem rodzaj liry, od którćj też nadano mu rodzajow ą nazw ę L yrurus.
Sam ica je s t znacznie m niejsza, rudawo, czarno i biało pstra. O gon ma znacznie k rótszy od sam ca i z ło żo n y z piór prostych n ietw orzących liry , zlek k a tylk o w w id ły ustopniow anych. T ak jed n a k , ja k to w i
dzieliśm y u g łu szcó w , stare bardzo sam ice przybierają cechy sam cze. W posiadaniu m uzeum hr. B ranickich znajdują się trzy okazy sam ic, przedstaw iających w różnym stopniu rozwój tych cech sam czych; dwa z n ich pochodzą z P etersb u rga, je d e n zaś i to n ajciek aw szy b ył kupionym na targu w arszaw skim i p rzyp u szczaln ie p ochodził z R ossyi.
Jed n a z tych sam ic posiada je sz c z e pra
w ie kom pletne u b arw ien ie zw yk łój kury cietrzew ia z w yjątk iem dolnój części piersi i brzucha, k tóre ju ż się siln ie w y czern iły . Cecha samca w ystęp u je u niój w bardzo ro zw in iętym ogonie, który stanow i k o m pletną lirę, ja k u starego koguta. D ru ga z nich, starsza w id oczn ie, posiada lirę je s z cze bardzićj rozw in iętą, a k olor ezarny p o ły sk u ją cy w ystępuje dość siln ie na całem ciele, osobliw ie zaś na piersi. T rzecia w r esz
cie je s t całk ow icie czarna, z siln ym gran a
tow ym p ołysk iem na g ło w ie , szyi oraz k u prze. P ierś, brzuch i boki ciała są grubo upstrzone białem i plam am i, które na pier
siach stanow ią n aw et tło ubarw ienia. L ira u tój sam icy je s t tak siln ie rozw inięta, ja k
N r 22.
u najstarszego samca i wrogóle, gdyby nie brak korali i gd yb y nie dw ie pośrednie for- m y, wyżój opisane, łatw ob y m ożna w ziąć ten okaz za starego koguta. W atlasie, w y
danym przez dra M eyera przy je g o m on o
grafii głuszców *), znajdujem y figury anor
m alnych kur cietrzew ia, podobne do p ierw szych dwu tylk o co opisanych form; tak j e dnak staraj kury, ja k trzecia, w idocznie drezdeński uczony nie posiadał.
C ietrzew posiada mnićj więcćj to samo rozm ieszczenie gieograficzne co i głuszec, to je st zam ieszkuje całą Europę środkow ą, poczynając od W ogiezów , ciągnie się przez Szw ajcaryją, N iem cy, A ustryją, K rólestw o P o lsk ie i Rossyją, aż do Syberyi w sch o
dniej. N igd zie nie przedstaw ia w ybitnych ras lokalnych, z w yjątkiem K aukazu, gdzie go zastępuje doskonale scharakteryzow any gatunek (T etrao M łok osiew iczii), opisany przez T aczanow skiego w 1874 r. z egzem - plarzów , przysłanych przez p. L u d w ik a M łokosiew icza z Łagodach.
C ietrzew je st ptakiem leśnym , trzym a się jed n ak przew ażnie p ob rzeży pól, polan lub łąk; lu b i zaś najbardziój wyniszczone lasy, lub zagajniki, gdzie na sapow atym gruncie porastają w rzosy i czernice. Pokarm jego stanowią przew ażnie pączki roślin, jagod y, ow ady, drobne m ięczaki i robaki; ig ie ł so
snow ych i św ierkow ych n igd y n ie jada, skąd i m ięso jeg o sm aczniejsze jest a n i
żeli głuszca. P tak to nadzw yczaj ostrożny i z w yjątkiem pory zim ow ćj, kiedy zbija się w liczn e stada, złożone przew ażnie z kogu
tów , zejść cietrzew ia na dobry strzał należy z pew nością do najtrudniejszych zadań.—
W porze zim owćj w szelako traci w znacz
nym stopniu tę sw oję dzikość wrodzoną i w tedy niejednokrotnie zbliżyć się daje człow iek ow i na n iew ielk ą odległość.
P odobnie ja k głu szec, cietrzew odbyw a toki w iosenne, będące dlań zapasam i mi- łosn em i. Ż aden ptak europejski n ie jest w stanie dostarczyć w idzow i ty le przyje
m ności, co cietrzew na toku: jeg o tańce, je g o pozy, g ło s jeg o tak są n iezw yk łe, że ja k słu szn ie Brehm zauw aża, zdaw ałoby się
ł) U nser A uer, R ackel—und B irkw ild u n d seine A b arten von D r A. B. Meyer. W iedeń. 1887.
W S Z E C H Ś W I A T .
Nr 22.
w s z e c h ś w i a t. 3 41 m ieć przed sobą. ptaka, który dostał pom ię-
szania zm ysłów . U spraw iedliw ionem też jest nasze w yrażenie „zacietrzewić się ”, które oznacza stan najw yższego podnie
cenia.
(c. d. nast.).
J a n Sztolcm an.
0 ZASTOSOWANIU BARWNIKÓW
D O B A D A Ń
FIIYJOLOGIOTCU U lVIEM tT.
I.
W p ierw szym artykule ‘) postaraliśm y się zapoznać czyteln ik ów W szechśw iata z rezultatam i, ja k ie m orfologija zwierząt, czy li nauka o sk ład zie ustroju zw ierzęcego z części ukształtow anych, osięgnęła przy pom ocy m etody barwienia. Niem niej do
niosłe spostrzeżenia zebrała w now szym czasie rów nież i fizyjologija przy stosow a
niu barw ników u zw ierząt żyjących w ce
lu rozjaśnienia różnych spraw życiow ych.
W iększość faktów zdobytych tą drogą w cie
lona została do arsenału ścisłej nauki i do
starcza ważnych środków do w ytłum aczenia różnych zjaw isk nietylko praw idłow ych, ale i patologicznych, t. j . w ystępujących przy pew nych sprawach chorobowych.
W artykułach drukow anych we W szech- św iecie spotykam y nieraz wzm ianki o w spo
m nianych faktach, lecz tak pobieżnie przed
staw ione, jak gd yb y w iększość czytelników była w zupełności z niem i oswojona; jako przykład przytoczę tu tylko zjaw isko t. zw . fagocytozy. W samej rzeczy jednak odpo
w iednie wiadom ości dopiero obecnie zaczy1 nają się szerzej rospow szechniać, przew aż
nie w zw iązku z nauką o chorobotwórczych własnościach m ikrobów i o środkach do ich zw alczania i dlatego sądzę, że treściw e zestaw ienie tych wiadom ości w szpaltach
J) Z o b . Tsr 14 i 15 W s z e c h ś w i a t a z r . b .
n in iejszego pisma dla w ielu czytelników będzie wcale pożądanem.
Ju ż przy pierw szych doświadczeniach dokonanych w celu zabarw ienia drobnych istot żyjących i św ieżych tkanek przy po
mocy zw ykłych barw ników histologicznych, badacze nabrali przekonania, że tw ory ży
we odm iennie się zachow ują od części mar
tw ych. P ierw sze okazują zw y k le odpor
ność względem działania barw ników , gd y tym czasem drugie łatw o przyjm ują charak
terystyczne zabarw ienie, szczególnie gdy zapom ocą środków , ścinających białko pro- toplazm y, zostały pozbaw ione w łasności żyw otnych. N ietrudno też w ykazać, że tw ory, okazujące pierw sze ślady zabarw ie
nia, utracają zarazem swą żywotność, a to po większej części pod niszczącym w p ły
wem samego barwnika. T ak np. rostw ór karm inu w am onijaku działa szkodliw ie na żyjące wym oczki i pierw iastki tkankow e przy obecności choćby nieznacznej tylko ilości sw obodnego amonijaku. U żyw any zw y k le w celach histologicznych rostw ór hem atoksyliny zaw iera znaczną ilość ałunu, który powoduje kwaśne oddziaływ anie bar
w nika i zabójczy je g o w p ływ na protoplaz- mę. N iektóre barw niki sm ołow e odznacza
ją się siln ie zabójczem działaniem na tw ory żyjące i dlatego też mogą być zastosowane do bespośredniego ich zabarw ienia, gdy tym czasem inne zachow ują się mniej więcej obojętnie, podobnie ja k rostw ór karminu zupełnie zobojętniony, t. j . niezaw ierający ani śladu w olnego amonijaku. Ż ółty barw
nik nazw any auraminą (chlorek im idotetra- m etylodw uam idobenzofenonu) i fijolet m e
ty lo w y (heksam etylopararozanilina) przed
staw iają przetw ory, które siln ie zabarwia
ją n^ywe bakteryje, w samej zaś rzeczy uprzednio je zabijają. Na tćj zasadzie dr S tillin g w Strasburgu zalecił przed rokiem zastosowanie tych przetw orów w praktyce chirurgicznej w celach przeciw gnilnych (a n ty sep ty czn y ch ) w m iejsce jadow itego dw uchlorku rtęci (sublim atu), lub stosun
kow o słabiej działającego fenolu (kwasu karbolow ego), lecz now e te środki dotąd n ie zjednały sobie licznych zw olenników .
W każdym razie okazuje się ze w spo
m nianych doświadczeń, że protoplazma i ją
dra komórek przyjmują zabarw ienie prze
342 W SZECH ŚW IAT. Nr 22.
w ażn ie tylk o w stanie m artw ym . W y stę - , puje tu w ięc istotna różnica pom iędzy sub- stancyją żyw ą i m artwą, różnica w zach o
w yw an iu się w zględem od czyn n ik ów , czyli różnica składu ch em icznego (k on stytu cyi), zapew ne znaczn iejsza, aniżeli istn ieje po
m iędzy białkiem rospuszczonem i sk rze
płem . F akt ten naprow adza w raz z innem i fizycznem i zm ianam i tkanek obum arłych (np. z w ystępującem i w m ięśniach przy stę
żeniu pośm iertnem ) na ślad isto ty zjaw iska śm ierci w ogólności. N asuw ają się przy tój sposobności także w n iosk i, d otyczące ob u marcia pojedynczych części sk ład ow ych z ło żonego organizm u w p rzeciw staw ien iu do śm ierci całej jed n ostk i, do którćj należą.
L ecz bliższy rozbiór tych pytań odprow a
d z iłb y nas zb y t daleko od g łó w n eg o zada
nia. W spom nę tu d latego tylk o o znanym fakcie, że po śm ierci zw ierzęcia ciep ło k rw i- stego p ierw iastk i różnych tkanek zacho
w ują swą ży w o tn o ść do k ilk u d ziesięciu m i
nut, u zim nokrw istych naw et do k ilk u dni, a przez ten czas opierają się też zw yk łem u działaniu barw ników .
Zabarw ienie p ierw iastk ów organicznych nie w ystępuje jednak w yłącznie tylk o po ich śm ierci, ow szem przekonam y się p on i
żej, że różne części ciała przyjm ują ochoczo barw niki także w organizm ie żyjącym . K . B ran d tow i udało się uskutecznić słabe za barw ienie jąd er w w ym oczkach p rzez d o danie słab ego rostw oru hem atok sylin y na k ilk a m inut do w ody zaw ierającej w ym ocz
ki i następne usunięcie barw nika, po czem zw ierzątka przez k ilk a god zin zach ow yw a
ły swą ruchliw ość. P rzez dodanie do p łyn u zaw ierającego w ym oczki lub ciałk a lim fa- tyczne (leu k ocyty) słab ego rostw oru cyja- n in y (b łę k itn e g o barw nika otrzym anego z m ięszaniny ch in o lin y z lep id yn ą) udało się p. Certes zabarw ić w nich siln ie kropelki tłuszczow e. B runatne zabarw ienie tych kro
p elek otrzym ał B ran d tzap om ocą trójam ido- benzolu (barw nika znanego pod nazw ą we- zu w in y lub „B ism arck”). P ozostaw iając przez k ilk an aście god zin do k ilk u dni k i
ja n k i różnych gadów (żab, trytonów , aksolo- tló w i t. p.) w w odzie zaw ierającej odrobinę błękitu m etylen ow ego (chlorku tetram etylo dw uam idotiodw ufenilijaku ) otrzym am y siln e zabarw ienie p ew nych giMidek ziarnistych
w różnych tkankach, ja k rów nież i zabar w ien ie nerw ów podobne do tego, o którem poniżej szczegółow iej będzie mowa.
O statnie p rzyk ład y wskazują w praw dzie, że u żyjących zw ierząt barw niki nie p o zo stają zup ełn ie besskutecznem i, ale zabar
w ien ie pojaw ia się przew ażnie tylk o w p e
w nych cząstkach z w łaściw ym składem che*
m icznym , np. w kroplach tłuszczow ych, g d y tym czasem najistotniejsze pierw iastki ukształtow ane, jak np. jądra, albo w cale się n ie barwią, albo przyjm ują tylk o blade i rozlane zabarw ienie. Taki ujem ny r e z u l
tat pierw szych usiłow ań zastosow ania bar
w ników do żyjącego organizm u nieb afd zo zach ęcał do dalszych dośw iadczeń w tym kierunku, tem bardziój, że w iększość bar
w n ik ów działa mniej więcej trująco na sam organizm . Zwrócono się w tedy przew ażnie do m etody, która już oddawna znalazła za stosow an ie przy badaniu najniższych z w ie rząt, m ianow icie do w prow adzania w ciało ziarnistych nierospuszczalnych w wodzie barw ników , ja k np. sproszkow anego cy n o bru, indyga, tuszu czarnego, karm inu czy
stego (bez am onijaku) i błękitu a n ilin o w e
go, rospuszczającego się tylk o w wyskoku.
Sposób ten słu ż y ł pierw otnie do w ykazania dróg, po których pokarm dostaje się do w nętrza w ym oczków . Jeżeli do wody, m ie
szczącej w sobie w ym oczki żyjące, dodano znaczniejszą ilość n ieszkodliw ych barwnych ziarenek, można było w tedy pod m ikrosko
pem w prost zauw ażyć, ja k te ostatnie d zia łaniem w irow ego ruchu rzęs m igaw kow ych zostały zapędzone do otw orów gębow ych i stamtąd dalej przedostaw ały się przez p rzełyk aż do miąszu ciała.
U innych p ierw otniaków (P r o to z o a ) z prostszą jeszcze organizacyją, a m ianow i
cie u korzenionóżek (R hizopoda) i u p e ł
zaków (A m oebae), zm ieniających bezustan
nie sw ą postać zew nętrzną, dostrzeżono ró
w n ież przyjm ow anie pokarmu do wnętrza ciała, pomimo, że oddzielnego otw oru, prze
znaczonego na przeprow adzenie cząstek sta łeg o pokarmu (drobnych zabarw ionych w od orostów ), nie m ożna było odnaleść.
M iękkie, protoplazm atyczne i prawie p ó ł
p łyn n e ciało zw ierzątka oblew a poniekąd stykającą się z niem w jak iem k olw iek m iej
scu bryłkę pokarmu ze w szystkich stron
N r 22. W SZECH ŚW IAT. 343 i wciąga ją tym sposobem do sam ego mią
szu, tam przetraw ia jej części pożyw ne, nie- rospuszczalną zaś pozostałość wyrzuca znów na zew nątrz w m iejscu rów nież niestale oznaczonem . L e cz nietylko pokarm zostaje tą drogą w prow adzony do miąszu ciała, ale także inne obojętne i niestraw ne cząstki, przypadkow o stykające się z powierzchnią zw ierzęcia, a zatem i ziarenka barwnika n au m yśln ie dom ięszane do płynu, w którym się m ieszczą obserw ow ane istoty. G dy tedy dalej dostrzeżono, że ciałka k rw i zwierząt b esk ręgow ych i tak zw ane ciałka lim fatycz- ne lub bezbarwne (leu k ocyty) we krwi krę
gow ców okazują podobne ruchy, jak wspo- m nione pełzaki (L ieberkiihn), zaczęto te tw ory kom órkow e rów nież „karmić” ziaren
kami barw ników nierospuszczalnych i prze
konano się przytem , że i u nich te ziarnka zostają w ciągn ięte do miąszu ciała. Tak np. H a eck el stw ierd ził dośw iadczeniam i ta
kie przenikanie barw ników w ciałka krwi u raków i m ięczaków , P reyer u żab, a M.
S ch u ltze u zw ierząt ciepłokrw istych, bada
ją c krew pod m ikroskopem przy pomocy t. zw . stolik a ogrzew anego. R ecklinghau- sen w prow adzał barw niki do w orków lim- fatycznych pod skórą u żab i przekonał się, że ziarenka zostają tam pochłonięte przez leu k ocyty i w raz z niem i przedostają się do ob iegu krw i. T enże sam badacz pierw szy d o strzeg ł kom órki pełzające jak ameby {t. zw . kom órki w ędrujące) także zewnątrz naczyń krw ionośnych pośród tkanek, szcze
góln ie w szparach pom iędzy pęczkam i tk an ki łącznej. G dy dalej spostrzeżono, że róż
ne inne kom órki okazują podobne ruchy
„am ebow e”, m ianow icie komórki w dzielą
cych się jajkach i wogóle w tkankach zarodkow ych, uznano nietylko te ruchy za charakterystyczną oznakę protoplazm y w ogólności, ale wspom niane spostrzeżenia J
sp ow od ow ały przew rót w poglądach na isto
tę kom órki w ogólności. G dy dawniej przyj
m ow ano błonę za niezbędną i w łaściwą część składow ą kom órki, obejm ującą jądro i p łyn n ą jćj zaw artość, to w następstw ie uznano błonę za produkt wtórny i niestały, protoplazm atyczne k u rczliw e zaś ciało wraz z jądrem za najistotniejsze części składow e p ierw iastk ow ego (elem entarnego) organiz
m u czyli kom órki. T ym sposobem spostrze
żenia napozór m ałow ażne przyczyniły s i ę do uskutecznienia nader doniosłego p r z e wrotu w m orfologii istot organicznych, a l
bowiem i poglądy na istotny sk ład komórki roślinnej u leg ły rów nież odpow iednim prze
mianom.
D ośw iadczenia, przy których zastrzyknię- to zw ierzętom nierospuszczalny ziarnisty barw nik do krwi, sp ow od ow ały zapytanie, co się dalej dzieje z tym barwnikiem , gd zie się podziew a, czy może przez dłuższy czas w organizm ie przebyw ać bez szkody dla zdrow ia i t. d.? D la rosstrzygnięcia tych pytań urządzono całe szeregi now ych sto sow nych doświadczeń, przy których z w ie rzęta pozostaw iono przez krótszy lub d łuż
szy przeciąg czasu przy życiu. (U sk u tecz
niając podobne dośw iadczenia tu na m iej
scu w pracowni histologicznej uniw ersytetu na królikach i psach, zabijaliśm y zwierzęta w 2, 4, 24 godziny, w kilka dni, tygodni, m iesięcy, naw et w rok po zastrzyknięciu barw nika do żył). Ziarenka barwnika bes- pośrednio po zastrzyknięciu sw obodnie za
w ieszone w p łyn ie krw i (t. zw . osoczu czyli plazm ie) pom iędzy ciałkam i czerw onem i, już po u p ły w ie kilku godzin znikają z o g ó l
nego krw i obiegu, grom adząc się w p e w nych organach, a m ianow icie w śledzionie, w ątrobie i w czerw onym szpiku kostnym . W razie u życia cynobru do zastrzykiw ań narządy te przyjm ują zu p ełn ie ceglaste za-
! barwienie. M ikroskopow e badanie części, w których barwnik się nagrom adził, w yka-
| żuje, że jeg o ziarenka znajdują się w praw -
| dzie jeszcze w św ietle naczyń, ale ju ż nie w stanie swobodnym , lecz w ypełniając c ia ł
ka bezbarw ne, które je „pożarły”. J e d y nie śledziona odrazu nagrom adza barwnik w swym miąszu, a to wskutek szczególnego układu naczyń krw ionośnych, albow iem jój naczynia w łoskow ate, zakończające najdro
bniejsze tętniczki, nie łączą się wprost z ży łam i, jak to bywa we w szystkich innych częściach organizmu,!ale otw ierają się jakby odrazu przerwanejjw oczka (lacunae) tkanki miąszowćj (p u lp a), przedstawiającej budo-
| w ę gęsto siatkow atą. K rew przelew a się i w ięc z naczyń w łosko watych do owój n ie
określonej (lakunarnej) przestrzeni, pozo-
| stałej pom iędzy nitkam igsiatki, w yp ełn io-
! nej jednocześnie licznem i ciałkam i lim fa-
344 W S Z E C H Ś W I A T Nr 22.
tyczn em i, a z niej dopiero w nika w rurko
w ate w ydrążenia (sinus) licznie przerzyn a
ją ce m iąszową tkankę i łączące się bespo
średnio z początkam i praw dziw ych ż y ł śle
d zion ow ych . T ym sposobem m iąsz śledzio>
n y stanowi rodzaj sączka czyli filtru, przez który krew bezustannie się przeciska. N or
m alne jśj ciałk a czerw one, odznaczające się w ielk ą giętkością i sprężystością, z ła tw o ścią zdołają przew inąć się przez oczka siat
ki, w szystkie zaś obce ciała, ja k rów nież i chorobowo zm ienione ciałk a k rw i grom a
dzą się w ow ym filtrze i zostają tam pożarte przez ciałka lim fatyczn e (leu k o c y ty ) śle dziony. O pisane tu urządzenie tłum aczy dostatecznie zatrzym anie ziarenek barw ni
ka w miąszu śled zion y. W w ątrobie zaś i szp ik u kostnym nagrom adzenie barw nika pow staje w n astęp stw ie zn aczn ego zw o l
nienia obiegu krw i w naczyniach w łosk o- w atych, spow odow anego przez szczególn y roskład naczyń, którego bliższy opis od p ro
w ad ziłb y nas jed n ak zb y t daleko od w łaści
w ego przedm iotu n in iejszego artykułu.
W kilka dni po zastrzyk n ięciu barwnika dostrzegam y jeg o dalsze p rzenikanie z na
czyń w łoskow atych do m iąszu wątroby i szpiku kostnego. Z w ątroby ziarenka p rze
chodzą do jój naczyń lim fatycznych i odpo
w iednich gru czołów lim fatycznych, a w czę
ści także do żółci. O statnia przelew ając się do kanału pokarm ow ego daje tym sposo
bem m ożność w yd alen ia części barw nika z organizm u wraz z w ypróżnieniam i. W ię k sza część barw nika pozostaje jed n a k w ko
m órkach m iąszu śled zion y, szp ik u k ostn e
go, a naw et i w ątroby, gdzieśm y go obficie sp otyk ali jeszcze po u p ływ ie całego roku.
Z w ierzęta w pierw szych tygodniach po w prow adzeniu barw nika zdaw ały się być zupełnie zdrow em i, lecz p ow oli zaczęły chudnąć i m izernieć, co nas sk ło n iło do ich zabicia. P rócz obecności ziarenek barw ni
ka n ie dostrzegliśm y w organach żadnych w ybitniejszych zmian.
P od ob n e zjaw iska, ja k w śled zion ie, w y
stępują także w gruczołach lim fatycznych, g d y barwnik ziarn isty dostaje się do m iejsc, w których biorą początek naczynia lim fa ty czn e, t. j . do tkanki łącznej różnych narzą
dów . G ru czoły te składają się z podobnej sia tk i ja k m iąsz śled zion y, lecz barw nik p o
ch łon ięty przez leukocyty, zaniesiony tu zo
staje nie w naczyniach krw ionośnych, ale w naczyniach lim fatycznych doprow adzają
cych lim fę do g ru czołów . Część barwnika przechodzi wpraw dzie dalej do naczyń w y prowadzających lim fę, druga zaś i, zdaje sięr przew ażająca część zostaje jednak zatrzy
maną w sam ych gruczołach przez czas n ieo
graniczony. T ak np. część barw nika, w cie
ranego w nakłutą igłam i skórę człow ieka przy t. zw. tatuowaniu, przedostaje się tą drogą do gruczołów zbierających lim fę z za
barwionej okolicy ciała. Zdrow e płuca czło wieka dorosłego i starszych zw ierząt dom o
w ych zawsze bywają obsypane drobtiemi czarnem i i szaraw em i plamkami. Milcror skop w ykazuje w tych miejscach okrągła we kom órki (leu k o cy ty ) w ypełnione ciem nym barw nikiem czyli „pigm entem .” N ie je st to jed n ak naturalny barwnik, jak i p raw id ło
wo się w ytw arza w pew nych częściach ustroju, np. we w łosach, w błonach oka, w skórze niższych zw ierząt, ale popi*ostu p ozostałość z w dychanych z pow ietrzem cząstek p y łu i sadzy. O stre ig iełk i w ęgla, krzem ionki i inne przenikają w samę tkan
kę płuc, w części tam się zatrzym ują, w czę
ści zaś przechodzą dalój z lim fą do gruczo-
! łó w lim fatycznych, pom ieszczonych przy w iększych oskrzelach, czyli kanałach po
w ietrznych, przed ich w niknięciem do mią
szu płuc. P od ob n e zjaw iska można także sztu czn ie w yw ołać, zniew alając zapomocą stosow nego urządzenia m łode zw ierzęta do w dychania przez dłuższy czas m iałko spro
szkow anego w ęgla.
O dkrycie kom órek w ędrujących spow o
dowało także w ielk i przew rót w poglądach na pew ne zjaw iska chorobow e, a m ianow i
cie zm ieniło pojęcia o istocie procesu zapal
nego. Z badań anatom iczno-patologicznych b yło w iadom em , że przy stanach zapalnych w różnych częściach ciała zbiera się w do- tkniętem m iejscu w ielka ilość kom órek c zy li t. zw . ciałek ropnych, niezm iernie p o dobnych do bezbarw nych ciałek krw i czyli cia łek lim fatycznych. P r z y nader silnem i dłużój trwającem zapaleniu nagrom adze
nie tych ciałek niezm iernie wzrasta, a po
śród tkanki łącznej, ulegającej rospadow i,
pow staje jam a w ypełniona gęstaw ym żó łto -
1 szarawym płynem czyli tak zw any ropień
Nr 22 W SZECHŚW IAT. 345 (abscessus). Ropa w yciekająca z przecięte
go ropnia składa się ze sam ych praw ie cia
łe k ropnych, zaw ieszonych w nieznacznej ilości surow icznego płynu. W ed le poglądów R okitańskiego, ciałka ropne m iały powsta wać przez rodzaj sam orództw a w „organi
zującym się ” zapalnym w ysięku. Y irchow opierając się na zasadzie „omnis cellula e cellu la ” utrzym yw ał, że ciałka ropne po
wstają z kom órek tkanki łącznej, dotkniętej procesem zapalnym , które pod w pływ em
„bodźca zapalnego” niezm iernie żyw o m iały się rozmnażać. G dy zaś uczeń Y irchow a R ecklinghausen od k rył w zupełnie zdrowej tkance łącznój w spom niane wyżej „wędru
jące kom órki”, przedstawiające w ielkie po
dobieństw o tak do bezbarwnych ciałek krw i, ja k i do kom órek ropnych, można ju ż było przypuścić, że w szystkie te tw ory mają jed n ak ow e pochodzenie. W samej rzeczy drugi uczeń Y irchow a, Cohnheim , wkrótce w ykazał, że przy sprawach zapalnych bez
barwne ciałka krw i grom adzą się w n aczy
niach w łoskow atych i przenikając zapom o
cą w łaściw ych sw ych ruchów przez cienkie ścianki tych naczyń, rosprzestrzeniają się w otaczającej tkance łącznej, gromadzą się
Jtam w w iększych ilościach i m ogą naw et
w ytw orzyć ropnie. Ze ciałka ropne pocho- | dzą z naczyń krw ionośnych, Cohnheim w y k azał n ietylk o zapomocą bespośredniego badania przezroczystych błon pod m ikro- | skopem , ale także w sposób następujący:
P o zastrzyknięciu do naczyń krw ionośnych żyjącego zw ierzęcia pewnej ilości drobno- j ziarnistego, nierospuszczalnego barwnika,
w y w o ła ł w stosow nem miejscu proces zapal
ny, rozdrażniając np. azotanem srebra („ka
m ieniem p iek ieln y m ”) środkową część p r z e zroczystej b łony rogowej oka. W odpow ie dnio przygotow anych skrawkach z części dotkniętej zapaleniem znalazł wtedy liczne ciałka „ropne”, w ypełnione ziarnistym bar
wnikiem . P oniew aż naczynia krwionośne znajdują się tylk o na samym obw odzie b ło ny rogow ej, w ięc ciałka ropne m usiały, za
pełnione ziarenkam i, przewędrować z na
czyń aż do środka błony.
(c. d . n ast.)
D r H . Jloyer.
O OGRZEWANIU
C E N T R A L N E M .
P isząc niedaw no o now ych zadaniach ośw ietlania gazow ego (W szechśw iat z r. b.
str. 129), w spom nieliśm y, ja k korzystnie w yzyskiw ać się dają m ateryjały opałow e, je ż e li je poprzednio drogą suchej dystylacyi przeprow adzam y w stan lotny. Jeżeli je dnak substancyje stałe, obecnie na opał nam służące: drzew o, w ęgiel, torf, zastąpić mamy gazami palnem i, tlenkiem węgla lub w ęglow odoram i, cały system obecnego ogrze
wania m ieszkań naszych uledzby m usiał zu
pełnem u przeobrażeniu. Zobaczm y więc, w jak im kierunku, w ed łu g zdania tech n i
ków , zmiana ta ma się dokonać, a to na podstaw ie pracy, zam ieszczonej w piśmie niem ieckiem „Prom etheus”.
J est rzeczą aż nadto znaną, że m etody, którem i chroni się m ieszkaniec stron um iar
kow anych i zim nych od dolegliw ości ch ło du, są. bardzo niedołężne. N ie brakło w pra
w dzie usiłow ań zaradzenia tem u, a m nóstw o pom ysłów zn alazło urzeczyw istnienie; da
leko też odbiegliśm y od pierw otnych kom i
nów, które dozw alały korzystać jed y n ie z bespośredniego ciepła prom ienistego ogn i
ska, pomimo to ogrzew anie m ieszkań na
szych ustępuje znacznie metodom zaopa
tryw ania ich w wodę i w środki ośw ietla
jące.
N ajw ażniejszą n iew ątp liw ie wadę w szel
k ich urządzeń, do ogrzew ania służących, stanow i znaczne m arnotraw stw o m ateryja- łów opałowych; najlepsze k o tły parowe do-
j
zw alają zużytkow yw ać zaledw ie dziesiątą
! część zasobu ciepła, zaw artego w w ęglu, a piece w m ieszkaniach zw yk łych działają daleko jeszcze gorzej. D o tego dodać należy stratę ubocznych produktów d ystylacyi w ę
g la , na co w ostatnich dopiero czasach na
leżytą zwrócono uw agę. P rzy wyrobie mia
now icie gazu pozostaje koks, smoła, woda am onijakalna, a sprzedaż tych materyjałów w znacznej m ierze pokryw a koszty fabry-
j