• M l . Warszawa, d. 3 Stycznia 1892 r. T o m X I .
Światło żarowe. »
Jeżeli przeniesiem y się m yślą do czasów stosunkow o niezbyt od nas od ległych , na- przykład pi-zed lat trzydzieści kilka, uderzy nas różnica w sądach ludzi na potrzebną dla nich ilość św iatła. Zamiast dzisiejszych gęsto po W arszaw ie rossianych latarni ga
zow ych ujrzelibyśm y w ysokie stupy zagięte u góry, z których zwieszają, się lam py olej
ne i to w pow ażnśj od ległości jed en od drugiego. W m ieszkaniach lam pa olejna, św ieca łojow a, a w najlepszym razie w osk o
wa, łub stearynow a zaspokajały potrzeby sp ołeczeń stw a pod w zględ em sztucznego ośw ietlenia. W szystk ie te rodzaje o św ie
tlen ia należą ju ż dzisiaj do przeszłości: po
stępy nauki i przem ysłu i pod tym w zg lę
dem zrob iły sw oje tak dalece, że to co da- wniój nazyw ano w idnością, m y dziś m ianu
jem y pom roką. Jedne tylk o św iece stea
ryn ow e tułają się jeszcze po św iecie, ale produkcyja ich w w ielu krajach znacznie zm alała. N a m iejsce oleju i św iec w stąpiła do m ieszkań tania nafta, spalająca się w pal
nikach z guzikiem , p ó ł i błyskaw icznych, a,na ulicach i po sklepach rospanoszył się w szechpotężnie gaz. Zdawało się, że na tem będzie koniec.
Od lat kilku na ulicach W arszaw y w m iej
scach uczęszczanych przez publiczność, a może dla jćj ściągnięcia, spostrzegam y duże k u le m leczne rzucające ze szczytu w y n iosłego słupa potężny snop św iatła n ieb ie
skawo - białego, w ielce przypom inającego księżycow e. Św iatło to zasadniczo różnią
ce się od gazow ego w ytw arzane jest w tak zwanym „łuku W o lty ” przez prąd elek try czny i z tego pow odu zw ie się łukow em . G dzieindziej znow u, w k ilk u sklepach, jak Ż yrardow ski na K rakow skiem P rzed m ie
ściu, dystylarnia F u ch sa na placu św . A le ksandra,' w kilku browarach, a w reszcie w tearze W ielk im spotykam y św iatło, k olo
rem m ało różniące się od gazow ego, pozba
wione jed n ak jeg o żyw ości, spokojne, mia
row e, jak b y m artw e, nie grzejące i, estety
cznie biorąc, piękne; w ytw arzane jest, po
dobnie ja k łu k o w e, przez prąd elektryczny, a m iano nosi żarow ego. W łaśnie o tym ostatnim rodzaju ośw ietlenia pom ów ię w y łączn ie w tym artykule, bowiem łu k ow e b y ło ju ż dostatecznie w yczerpująco opisano
TYGO DNIK POPULARNY, POŚW IĘCONY NAUKOM PRZYR O D N IC ZY M .
PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".
W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z p rze s y łk ą p o c z to w ą : rocznie „ 10 p ółrocznie „ ó
Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata i we w szystkich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicą.
-A-dres lEBed-a^cyi: ZKrał^c^T-słŁie-ZE^rzed.rn.ieście, H>Tr ©S.
Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie:
i Aleksandrowicz J., Deike K., Dickstein S., Hoyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk 8.,
Natanson J., Prauss St. i W róblewski W .
„W szech św iat1* przyjm u je o g łoszen ia, k tó ry ch treść ma ja k ik o lw iek zw iązek z nauką, na n astęp u jących warunkach: Z a 1 w iersz z w y k łeg o druku w szpalcie albo jeg o m iejsce p ob iera się za pierw szy raz kop. 7*/2»
za sześć n astęp n ych r a zy kop. 6, za dalsze kop. 5.
2 W SZ E C H ŚW IA T. JN’r 1.
przez ś. p. E u g. D ziew u lsk ieg o w tom ie II W szechśw iata.
Ś w ia tło żarow e p ow staje od rozgrzania cia ła , p rzedstaw iającego w ie lk i opór elek try czn y dla prądu p rzezeń p rzeb iegającego.
W o g ó le podczas p rzeb iegu prądu przez przew od n ik w ytw arza się c iep ło . Ilość te
go ciep ła , w e d łu g p raw a J o u lea , jest tem w ięk sza, im w iększą je st praca w ykonana przez prąd, praca ta zaś j e s t iloczyn em z kw adratu siły prądu (w am perach), z o p o ru (w om ach) i z czasu p rzeb iegu (w sek u n dach), czyli H = i2ivt •). D zielą c to w y r a żenie dla energii prądu przez m echaniczny rów now ażnik ciepła 423,55 k ilogram m etrów (pod an y przez J o u lea 2) oraz przez p rzy
sp ieszen ie ciężk ości g dla danego m iejsca, otrzym am y dla ciep ła w ytw arzającego się podczas p rzeb iegu prądu w przew odniku w yrażenie J o u lea C = ^ -- " g w kaloryjach.
C ałe w ięc zadanie o św ietlen ia elek try cz
nego p olegać m usi na doprow adzeniu p r z e w odnika do takiego stop n ia rozgrzania, że poczyna św iec ić. P o n ie w a ż ilość ciep ła w y tw arzającego się przytem na zasadzie praw a Jou lea, zw ięk sza się w m iarę w zrastania oporu przew odnika, potrzeba w ięc w obw ód w trącać p rzew od n ik i bardzo cienkie, zatem przedstaw iające prądow i w ielk i opór, a za- razem obdarzone znacznym stopniem w y trzym ałości na d ziałan ie bardzo w ysokich tem peratur.
O k oło 525° w e d łu g D rap era ciała stałe zaczynają się żarzyć i przy tźj tem peraturze n ajp ierw ma się p ok azyw ać część w idm a przypadająca w czerw ien i m ięd zy linijam i F raunhofera B i b , a w m iarę w zrastan ia tem peratury w idm o staje się z u p ełn iejsze, św ia tło zaś coraz bielsze. A to li ze św ie
żych prac H . F . W ebera 3) w yn ik a, że ciała w ydają p rom ien ie je sz c z e przed dojściem do fa zy ża rzen ia . W id m o tych prom ieni b lad ych i m glistych , które poprzedzają j a sne św iatło sk ład a się z paska jed n o sta jn ie
>) In n e w y r a ż e n ie te g o ż sa m e g o znajdu je się w N r 28 z r. z. W sz ech św ia ta w a rty k u le „O kład m iar elek try czn y ch "
2) O tem sam em N r 38 z r. z. W szech św ia ta . 3) E lek tro te ch n isc h e Z e its c lir ift A u g u sth eft 1887 (W szech św ia t z 1889 str. 2 3 9 )
szarego, pow iększającego się jed n ak ow o w obie stron y w m iarę podw yższenia tem peratury. W eber zauw ażył, że m inim um tem peratury, przy którem ciała w ysyłają prom ienie w idoczne, zm ienia się dla rozm ai
tych substancyj: dla złota je st 417° C, dla żelaza 377° i dla platyny 390°. W łók n o w ę
g lo w e, które p rzy 100 w oltach i prądzie 0,55 am perów daje 15 św iec, w dośw iadczeniach W eb era zaczęło w ydaw ać szaraw o-m gliste św iatło przy prądzie o sile 0,051 ampera i ciśn ien iu 13.07 wolt.
P oczynając od ch w ili ukazania się św ia tła, jeg o natężenie rośnie o w iele pręJzćj niż tem peratura. N astępujące w yniki zd o
byte przez E. B ecąuerela, badającego w pływ tem peratury na blask b laszki platynow ćj są przekonyw ającym dow odem tego tw ierdze
nia. N atężenie św iatła, odpow iadające tem peraturze 916°, przy którój topi się srebro, w zięte tu zostało za jed n o stk ę porównawczą:
S top n ie N atężen ie Sto- N atężen ie św iatła św ia tła p n ie
916 to p ien ie się srebra 10 0 0
1000 43 7 4
1037 to p ien ie się złota 8388
1100 25410
1157 to p ien ie s>ę m ied zi 09 264
1200 146 920
B ecąu erel nie prow ad ził sw oich badań powyżój 1 2 0 0 stopni, lecz to co otrzym ał poniżćj tćj tem peratury w skazuje jasn o, ja kie ma znaczenie tem peratura w zjawiskach św ietln ych .
Z początku do otrzym ania lam p opartych na żarzeniu się albo ja rzen iu , ja k chcą n ie
którzy, przew odnika staw iającego duży opór prądowi, używ ano p latyn y, późnićj dopiero w ęgla. S tosow an ie tego ostatniego ciała przew ażyło, a naw et dzięki je m u now'y sy stem o św ietlen ia tak znakom icie się rospo- w szech n ił we w szystkich krajach. P r z y to czym y tu w zg lęd y przem aw iające za u ży
ciem w ęg la w danym razie.
W ę g ie l jest n ieto p liw y ‘), podczas gd y platyna stosunkow o łatw o się topi, g d y ma postać cien k iego druciku; w ęgiel p rzedsta
w ia o w iele w ięk szy opór w łaściw y dla prą
du, niż platyna, a skutkiem tego m ając te sam e w ym iary co platyna i pod działaniem
’) Z m iękczenie go do sto p n ia ciała ciastow ate- go obserwow ano w tem p eratu rze łu k u W olty.
500 0
600 3
700 21
800 129
900 752
M ,. 1 W SZ E C H ŚW IA T . 3
tego sam ego prądu otrzym uje się w ięk szą ilość ciepła; ciepło w łaściw e w ęgla je s t m niejsze niż p latyny, czyli, że ta sama ilość kaloryj podnosi w yżćj jeg o tem peraturę;
w reszcie przy tej samej tem peraturze w ę g ie l ma w iększą zdolność prom ieniow ania niż platyna.
Zam iast platyny próbow ano też użycia irydu, lecz rezultaty n ie b yły bardziej za daw alające n iż dla niój '). W ęgle używ ane obecnie do fabrykacyi lam p żarow ych p o chodzą p raw ie w yłączn ie ze zw ęglon ych w łókien roślinnych; składają się z w ęgla mniej lub w ięcej czystego pod postacią k o k su lub grafitu k rystaliczn ego. T ow arzystw o B erliń sk ie A U g. E lek tricitats-G esellsch aft w yrabia podobno sw oje w ęg le z czystej celu lo zy i w łókna takie mają się odznaczać nadzw yczajną trw ałością.
P rzy g o to w a n ie w łók ien w ogóle m ałym u lega zmianom: zaczyna się od nadania w łó kn u w ym iarów i k ształtu odpow iedniego, następnie układa się je w form ie w yp eł
nionej p yłem w ęglow ym i um ieszcza setk a mi w retorcie bardzo siln ie ogrzanój, gdzie pozostają aż do zu pełnego skarbonizow ania.
N ić w ęglow a w ten sposób przygotow ana je st bardzo trw ała i elastyczna; palność jej jest nader słaba, opiera się bow iem p ło m ie
niow i palnika B unsena a naw et dm uchawki pow ietrznej; na to, aby ją spalić potrzeba w ysokiej tem peratury w ytw orzonej przez prąd elek try czn y .
D ośw iad czen ia A ron a 2) przekonyw ają,
żepapier a nawret wata po zw ęglen iu , takiem jak poprzednio, stają się praw ie niepalnem i.
A ron odróżnia
wczasie procesu
z w ę g la n i awłókna trzy w yraźne fazy: po przebyciu pierw szej
su b 3 ta n c y jeroślinne łatw o się za palają ale nie przew odzą elektryczności;
druga faza, odpow iadająca w yższśj tem pe
raturze nadaje w łóknom w łasności p rzew o
dnictw a, lecz nie odbiera im jeszcze p a ln o
ści;następuje dopiero trzecia faza w
wyż- sz e mjeszcze gorącu, g d y w łókna pozostają przew odnikam i ale stają się trudnopalnem i;
w ów czas są ju ż zu p ełn ie zgrafitow ane.
') P atrz o u życiu k rzem u zam iast w ęgla Nr 50 W szech św iat z r. z.
2) E c la ir a g e a 1’e le ctr icite par H ip p o ly te Fon- ta iu e 1888 r.
Grafitując sadzę można otrzym ać sub- stancyją, która zachow uje się całkiem jak grafit, chociaż n ie posiada je g o budow y krystalicznej. N iezb yt też daw no W arre
now i udało się otrzym ać w ęg iel grafitow y przepuszczając szereg iskier elektrycznych przez strum ień gazu ośw ietlającego i w ę g iel ten doskonale się nadaw ał do użycia w lam pce żarow ej.
Z jaw iska św ietln e w ytw arzane przez prąd elek tryczn y, przebiegający w przew odniku o w ielkim oporze, dadzą się otrzym ać w at
m osferze pow ietrza lub gazu obojętnego, nie podfrzym ującego palenia, albo w próżni.
P rzy dostępie p ow ietrza jarzący w ęgiel spala się nader prędko, co zm usza do użycia pręcików dość grubych i długich, jeśli ch ce
my, aby św iecen ie trw ało przez kilka godzin bez odnaw iania m ateryjału. Spalanie się jed n ak prędkie w pow ietrzu było tą prze
szkodą, o którą rozbijały się w szelkie p ier
w otne pom ysły.
Ż arzenie się pręcików w ęglow ych w a t
m osferze gazu obojętnego w praktyce nie dało dobrych rezultatów '). Taką obojętną atm osferę ła tw o je st otrzym ać zam ykając szczeln ie klosz szklany, w którym zn ajd u je się przew odnik m ający się żarzyć i spa
lając tam pewną ilość w ęgla dla p o ch ło n ię
cia całego tlenu. P ręcik i żarzą się w takiej atm osferze dość długo, ale cząsteczki w ęgla uprzednio spalonego czernią ścianki w e w n ę trzne klosza, co znow u pochłania znaczną część prom ieni św ietlnych. Zarzucono w ięc natychm iast ten sposób fabrykow ania lam pek żarow ych, gdy znaleziono dobry sposób w ytw arzania próżni w naczyniach sz k la nych.
L am pki z próżnią, w których w ęgiel um ieszczony jest w małej am pułce szklan- nśj z dwom a nazew nątrz w ychodzącem i elektrodam i, pozw alającem i p ołączyć je z prądem, są n iew ątpliw ie najlepsze, s z c z e gólniej gdy próżnia dobrze została w ytwo rzona i gdy am pułki zam knięte zostały w ch w ili w łaściw ej nad lampką dm uchaw
kow ą.
') D o tak ich prób n a le ży naprzyklad za liczy ć n a p ełn ia n ie am pułki szklanej wodorem przez br.
S iem en s (patrz E lek lro t. Zt. 1886).
4 W SZ E C H ŚW IA T. N r 1.
D z iś w cale ju ż niem a lam p żarow ych , do których pow ietrze m iałob y p rzystęp , ani też działających w atm osferze azotu lub in n ego gazu besczynnego; je d y n ie u żyw anem i i bar
dzo rosp ow szech n iającem i się są lam py z rozrzed zon em p ow ietrzem .
Ś w ia tło w yd aw an e przez w łók n a skarbo- n izow an e obfituje w p rom ienie czerw on e i żółte i bardzo ubogiem je s t w n ieb iesk ie i fijoletowe; z tego pow odu w yd aje się ono czerw onaw ożółtem , mniej jed n a k czerwonem niźli gazow e, przecież w yraźn ie j e s t czer- w ień sze od łu k ow ego.
Stosując badania w id m o w e w celu porów nania rozm aitych św ia teł sztu czn y ch ze sło - necznem i osłab iając to ostatn ie tak, aby natężen ie barw y
żó łte jw e w szystkich w y padkach było jed n ak ow e, M eyer otrzym ał liczb y następujące ’).
Z ŻYCIA
S ło ń ce św . łu k o w e św . żarow e gaz
Czerwień 1 2,09 1,48 4.07
Ż ółte 1 1 1,00 1,00
Z ielo n e 1 0,99 0,62 0,47
N ie b iesk ie 1 0,87 0,21 0,23
F ijo le to w e 1 1,03 0,17 0,15
U ltrafijoletow e 1 1,21 — —
P o w ier zch n ia przecięcia n ici w ęglow ój b yw a bardzo rozm aita, zależy ona od oporu w ła ściw eg o su b sta n cy i skarbonizow anśj i od n atężenia św iatła, ja k ie ma być o trzy m ane zapom ocą d an ego prądu. D łu g o ść w prostym zn ajd u je się stosu n k u do spadku p oten cyjału na końcach nici; ob licza się ją tak, aby w łók n o p o sia d a ło dostateczną p o w ierzch n ię prom ieniującą. M ożna m ieć j e dn ak ow e natężenie św ia tła zm ien iając od
p ow ied n io p rzecięcia i d łu g o ść w łó k ien , p ozostaw iając jed n a k ż e w ielk o ść p o w ie r z chni prom ieniującej bez zm iany.
W ę g le cien k ie i d łu g ie ła tw ie j są n arażo
ne na p rzerw an ie od w strząśnień i u d erzeń podczas przenoszenia; zarazem gru b sza n ić w o g ó le w ytrzym ać m oże siln ie jsz e ro zgrza
nie od cien k iej.
(c. a. n a st.).
S te fa n S tetkiew icz.
*) F o n ta in e E cla ira g e a 1’e le c tr ic ite , str. 151.
o w a d ó w w o m c H :
P o w szech n ie w iadom o, że owady są to zw ierzęta m ałych rozm iarów, opatrzone sześciom a nóżkam i staw ow atem i, o p o k ry ciu ciała m niej, lub więcej twardem , rogo
wej (ch ityn ow ej) natury, oddychające zapo
mocą rurek pow ietrznych, rozgałęzion ych po całem ich ciele i zw y k le posiadające, w w ieku dojrzałym , skrzydła. W ten sp o sób uorganizow ane istoty tw orzą n a jlicz
niejszą i jed n ę z najw ażniejszych grup pań
stw a zw ierzęceg o , posiadają bardzo w ielką liczbę gatu n k ów i są n adzw yczajnie rospo- w szechnione. O w ady przew yższają w szy
stkie inne grom ady zw ierząt niezm ierną rozm aitością w arunków sw ego życia; w o g ó le, jedne przebyw ają na ziem i, inne latają w po
w ietrzu, inne pływ ają w w odzie. W ysm u - kłość ich k ształtów , zw inność oraz w y tr z y m ałość pokrycia ciała pozw alają im w k o p yw ać się w ziem ię, w gryzać w tkanki roślinne, lub w pijać w cia ło różnych zw ie rząt.
P e w n a liczb a ow adów m oże żyć w wo
dzie, ale zaw sze w ten tylko sposób, że muszą pozostaw ać przew ażnie na pow ierzchni w o
dy, lu b często na nią powracać, ażeb y za
czerpnąć p ow ietrza atm osferycznego; prze
ciw nie, niektóre ow ady ciągle praw ie zostają zanurzone pod w odą, tak ja k ryby. W ar
tyk u le n iniejszym zw rócim y uw agę w y łą cz
n ie na ow ady żyjące w w odzie,
U zd o ln ien ie ow adów do życia w odnego jest niezm iern ie zadziw iające, zw ierzęta te bow iem w o g ó le oddychają pow ietrzem at- m osferycznem zapom ocą przyrządów odpo
w iednio zbudow anych, zw anych rurkam i pow ietrznem i, c z y li dychaw kam i. O w e d y cha wki (tracheae), są to rurki rozgałęzione po całem ciele owadu, przenikające do n aj
') N a pod staw ie p ra cy „Q aelques difficu ltes da l ’existen oe des in se c te s aqu atiq ues. L . 0 . M iall (C oram unication a la B ritish A ssociatioD , Cardiff, 1891). R evue Scien tifiąu e, toin 48, N r 16 (II seryja) 1891.
Nr 1. W SZEC H ŚW IA T.
Pciskig Towarzystwo p'?vredników
im . f ’ c ;> e r m !:a
1 o T E K A
delikatniejszych je g o części i otw ierające się nazew nąrz otworam i oddechow em i czyli przetchlinkam i. R urki oddechow e są w e wnątrz pokryte tw ardą błoną chitynow ą, różnie zgrubiałą, często w postaci nitki spiralnie skręconćj, w skutek czego utrzy
mują się cią g le otw arte i dostarczają p o w ietrza w szystkim tkankom całego o rg a nizmu (fig. 1).
Jeszcze dziw niejszem je st zjaw isko, że niektóre ow ady, rodzą się pod w odą i pra
w ie cale życie tam przepędzają; zjaw isko to w yw ołu je rozm aite zm iany w budow ie, dotyczące w szystkich części organizm u.—
P rzystosow an ie się ow adów do życia w o
dnego nastąpić m usiało stopniow o, długą drogą i z bardzo złożonych przyczyn. W iele g ą sien ic ow adów dw uskrzydłych (D ip tera) m ieszka pod ziem ią, niektóre z nich żyją w ziem i w ilgotnój, w bliskości koryta rzek
1. U kład d ych aw ek czy li r u rek od d ech ow ych u p ło szczy cy (Nepa).
położonćj, inne nareszcie przebyw ają w z ie mi tak m okrśj, że m ożna ją śm iało nazw ać błotem , m ułem , lub szlam em . G ąsienice te dla podtrzym ania oddychania w ydostają się od czasu do czasu na pow ierzchnię ziem i, lub błota, ab y zaczerpnąć tlenu z p o w ie
trza atm osferycznego. A le są gatunki tego sam ego rzędu ow adów je sz cze bardzićj w y osobnione, których gąsien ice mieszkają w m ule, n a w et na dnie staw ów , jezior, lub rzek i oddychają ty lk o tlenem , ja k i je st w w od zie rospuszczony. P r zy czy n ą tego d ziw n ego przystosow ania się, zdaje się być ta ok oliczn ość, że tym sposobem tylk o g ą sienica m ogła zdobyć substancyje roślinne, roskładające się na dnie wód stojących, lub rzek o pow olnym b iegu i dnie mulastem;
chociaż niektóre z tych gąsienic są m ięso
żerne przy zdarzonój sposobności. Inne zn ów ow ady w odne zanurzają się od czasu
do czasu w wodzie i potem powracają na jój pow ierzchnię dla zaczerpnięcia św ieżego powietrza; inne w reszcie pozostają ciągle na pow ierzchni w ody i naw et chodzą po niój.
P ra w ie każdy rzęd ow adów posiada for
my wodne, tak, że ogólna liczba ow adów żyjących w w odzie jest bardzo znaczna;
w szystkie one są zapew ne zm ienionem i for
mami ziem nem i i przypuszczać należy, że osobniki różnych grup p rzysw ajały sobie stopniow o w łaściw ości życia w odnego, n ie zależnie jed n e od drugich. T rudne w arun
ki życia, ja k ie spotykają ow ady w odne, za
czynają się z ch w ilą zniesien ia jajek . Jajka niektórych owadów w ykluw ają się, g d y są wprost rzucone na dno w ody, jak ziarnka piasku; inne jednak m uszą być utrzym yw a
ne na p ow ierzch n i w ody, ażeby zostaw ały w bespośredniem zetknięciu z pow ietrzem . Jeżeli w oda je st stojąca, w ystarcza, ażeby jajko p ły w a ło po jćj pow ierzchni, tak, ja k jajk a kom arów, które tw orzą na w odzie jakby rodzaj tratew . N ie może to samo mieć m iejsca na w odach bieżących, które porw ałyby lekkie pływ ające jajk a i m ogłyby je naw et unieść do m orza. O bok tego ja jk a są jeszcze w ystaw ion e na tysiące innych niebespieczeństw , m ogą być np. zjedzone przez ptaki, lub gąsien ice m ięsożerne.
W iele ow adów zapobiega tym niebespie- czeństwom i spaja jajk a w form ie łań cu sz
ka, lub m asy zbitój, przytw ierdzonej na po
w ierzchni w ody do roślin, lub innych przed
m iotów, albo też mocno zlepionych razem.
Jajka w tedy są otoczone substancyją g a la retow atą, która p ęcznieje w w odzie i za
m ienia się na m asę śluzow atą, kleistą i prze
zroczystą. U rząd zen ie podobne ma różne cele, przed ew szystk iem śluz ten czyni jajka tak śliskiem i, że ani ptaki, ani ow ady p o chw ycić ich nie m ogą, co w ięcój, tworzą się przestrzen ie pom iędzy pojedyńczem i jajkam i, przez co każde jajk o otrzym uje p o
trzebną ilość św iatła i powietrza. Ta ga la retow ata substancyja, zdaje się, że posiada w łasności przeciw zakaźne, które bronią jaj
ka od pleśni; n aw et po w yk lu ciu się g ą sie
nic z jajek , pow łoka przezroczysta długo
jeszcze pozostaje bez zm iany. Niektóre
ow ady składają także jajk a sw oje w postaci
wstążek pływ ających; w innych w ypadkach
jajka połączone paciorkow ato, są p rzym o
6 WSZECHSWIAT. N r 1.
cow ane do brzegu liścia cieńszym szn u recz
kiem , n iek ied y znów każde od d zieln e jajk o przym ocow ane je st do listk a, gałązk i, lub łod yżk i roślin w odnych.
C hironom us, ochotka, ow ad d w u sk rzy- dły, n ad zw yczajn ie p o sp o lity , składa jajka w postaci sznurów cylin d ry czn y ch , p rzezro
czystych, p ływ ających na p ow ierzchni w o dy. W ciągu letn ich m iesięcy łatw o zna- leść te m asy zb ite jajek , które dochodzą n iek ied y dw u cen tym etrów d łu g o ści, znaj
dują się na brzegu różnych zb iorn ik ów w o
dy. S zn u ry te ja je k są p o zgin an e kolejno to napraw o, to n a lew o w postaci pukli;
każda taka grupa ja je k je s t p rzy tw ierd zo na do brzegu zbiornika w ody zapom ocą n it ki, która przebiega p rzez środ ek sznura j a jek , od jed n eg o z g ię c ia do d ru g ieg o , na p o d obieństw o ścieg ó w p rzy szy ciu . N itk a w spom niana je s t do te g o stop n ia m ocna, że m ożna j ą w y cią g n ą ć bez przerw ania; nitki też, k rzyżu jąc się ze sobą, nadają trw ałość m asie ślu zow atej.
J e ż e li u m ieścić grupę ja je k w w od zie w rącśj, n itk i stoją się w id oczn e, w stanie bowiem natu raln ym z pow od u p rzejrzysto
ści są n iew id zialn em u M ożna też za gięcia p u k low ate m asy ja je k w yp rostow ać, w cale nieuszkadzając ich i tym sposobem p o d w oić d łu g o ść sznurka jajek; je ż e li rosciągaó sznurek jajek z pew ną g w a łto w n o ścią , n itk i się rosciągają i n ie p ow racają ju ż w cale do p ierw o tn eg o stanu, chociaż j e sw obodnie puścić. D zię k i to tym n itk o m , poplątanym w m asie ślu zu , grupa ja je k utw orzona n aj
m niej ze stu jajek , je s t tak siln ie zw iązana, że p ły w a sw obodnie, w zn o szą c się i obniża
ją c pod p ow ierzch n ią w ody; przytem jajk a otrzym ują ty le p o w ietrza i św iatła, ile im potrzeba. N adto nie są narażane na napaść ow ad ów , lub ptaków , ani też na w p ływ pleśni, a przytem są zab esp ieczon e od zbyt g w a łto w n y ch ru ch ów w ody.
Jajka in n ych ow adów d w u sk rzy d ly ch , tw orzą w ięk sze n agrom ad zen ia, które u p e w nych gatu n k ów p rzed staw iają w id ok n ie zm iern ie ponętny, dzięki śliczn ej, zielonej b arw ie jajek . G rupy ja je k połączonych razem w k szta łcie tratew , a k tóre sp o ty k a ć się dają u kom arów , d oskonale są u zd o ln io ne do p ły w a n ia po p ow ierzch n i wód stoją
cych. Są one sw ob od n ie w y sta w io n e na
pow ietrze, co w tym przypadku ma specy- jaln ie don iosłe znaczenie, poniew aż ow ady te zdają się we w szystkich stadyjach sw o
jeg o rozw oju potrzebow ać udziału bardzo żyw ej czynności oddychania; z drugiej znów strony woda, po której p ływ ają jajk a, je st najczęściej w ątp liw ej czystości. Część dol
na każdego jajka, czy li zanurzona w w o
dzie, otw iera się m ałym otw orkiem , przez który gąsienica w ychodzi. Jajka ow adów w odnych są bardzo podatne do prow adze
nia obserwacyj em bryjologicznych, tak np.
jajk a Chironom us, które łatw o zebrać w po
rze letn iej, z pow odu swój przezroczystości, nadają się w ybornie do obserw acyi różnych stopni rozw oju, tem w ięcej, że obejrzane w stanie św ieżym , m ogą znów być w łożon e do w ody i pow tórnie, po pew nym czasie obserw ow ane.
G dy gąsienice już się w ylęgn ą i dostaną do w ody, napotykają na n ow e tru d n o ści; niektóre z n ich muszą na p ow ierz
chni w ody szukać dla sieb ie p ożyw ien ia, chociaż m ogą żyć tylk o zanurzone w wo
dzie; inne znów szukają p ożyw ien ia, które mogą znaleść ty lk o w wodzie szybko p ły nącej i przez to narażają się na porw anie i u niesienie przez siln y pęd w ody. "Wszy
stkie potrzebują tlenu i m uszą go czerpać albo z pow ietrza na p o w ierzch n i w ody, albo też w yciągać go sobie z w ody przy pom ocy sp ecyjaln ych organów . T rudności życia jeszcze się zw ięk szają, gd y gąsienica szuka p ożyw ien ia na dnie w ód gnijących;
takie w łaśnie są losy n iek tórych ow adów d w u sk rzyd łych . G ąsienica np. Chironom us żyw i się substanoyjam i roślinnem i, rosk ła- dającem i się, które znajduje w m ule na dnie w ód stojących. W y żła b ia ona sobie w m ule kanały, które je j służą za schronie
nie, nadaje trw ałość ściankom swej k ry jó w ki, w y ścieła ją c j e w yd zielin am i sw oich g ru czołów ślin ow ych , z których tw orzy nitki cien k ie jed w ab iste. T e galery je, w których żyje gąsienica, stanow ią dla niej sch ron ie
nie obronne przed rybam i, lub innem i n ie
p rzyjaciółm i, ale zato pow iększają trudno
ści otrzym ania tlen u w dostatecznej ilości.
G ąsien ica też często opuszcza sw oję k ry
jów k ę, szczególniej w nocy, żeby w ypływ ać
ku pow ierzchni w ody, w tedy zgina ciało n a
prawo i nalew o, przyjm uje ruch w ężow aty
N r 1. W SZECH ŚW IAT. 7
czy fa lo w y i tyra sposobem podnosi się ku górze. W arstwy wody bliżej pow ierzchni położone, jak o zaw ierające więcej p o w ie
trza rospuszczonego, dostarczają, jój obfit
szego zapasu tlenu, k tóry się dostaje do krwi gąsien icy. O g ó ln ie przyjm ują, że krew znajdująca się w ostatnim pierścieniu, czyli odcinku ciała, przeznaczona jest do zaopatryw ania ciała w zapas tlenu. System rurek oddechow ych, czyli dychaw ek u g ą sien ic m ieszkających i całk ow icie ciągle za
nurzonych w w odzie, je st szczelnie zam knięty (jak nas o tem przekonyw a fig. 2)
i pow ietrze atm osfery
czne (gazow e) nie ma ' w cale przystępu do
organizm u. U gąsie
nicy Chironom us rur
ki oddechow e są bar- o dzo szczątkow e, naj
zupełniej zam knięte, tak, że tylko tlen ros- f puszczony w w odzie
dostaje się do krw i.
T l e n rospuszczony, który zw ierzę zdobywa t z takim trudem i nie
bez ni ebespieczeństwa, m usi być nagrom a
dzony w ciele i z naj-
’ w iększą oszczędnością używ any. Z tego po
w odu Chironom us po
siada oddzielny barw nik krw i czerw ony, który ma takie samo
t i g . 2. U k ład rurek odd e- z n a c z e n i e j a k h e i n o - chow ych czyli d y ch a w ek . . . , , u ważki (L ib eilula). I. w ar- g l o b i n a u k r ę g o w ’COw;ga
dolna r u ch o m a ,y.
oczy,hem oglobina Chiro- p.
nogi, t. d ych aw k i.o. ko- , . ,,n it c k iszk i (od b yt),
nomusa zabiera tlen rospuszczony w w a
dzie, grom adzi go i następnie rozdziela w rów nych częściach pom iędzy w szystkie tkanki ciała.
Z asłu gu je tutaj na zaznaczenie, że ów barw nik k rw i spotyka się ty lk o u tych (g a tunków ) gąsienic Chironom usa, które żyją na dnie wód i zagrzebują. się w mule; te zaś ! gatunki gąsienic, które m ieszkają na po
w ierzchni w ody, łub w bliskości jój po
w ierzchni, mają krew bezbarwną, a system dych aw ek doskonalszy, chociaż zam knięty. I
G ąsienica nipiórka, T anypus, m ięsożerna, która się spotyka w tych sam ych wodach, ale nie zagrzebuje się w m ule, posiada s y stem rurek oddechow ych o w iele doskonal
szy, bardziój złożony i tyle tylko hem oglo
biny, że zaledw ie nadaje ciału barwę b lad o
różową. N akoniec gąsienica koipara, k tó rej rurki oddechow e są otw’arte i bardzo stosunkow o złożone, oddycha we w szy st
kich fazach sw ojego rozw oju pow ietrzem atm osferycznem i hem oglobiny w cale już nie posiada. W ogóle przegląd zwierząt, których krew zaw iera w sobie hem oglobinę, w ykazałby, że w iele z nich dla rozm aitych przyczyn musi u żyw ać tlenu z pew ną oszczędnością. U jed n ych skóra je st g ru ba, a pow ierzchnia oddechow a ograniczona, inne są zam knięte w skorupce, lub też zw ie
rzę zagrzebuje się w m ule, albo w ziem i.
Jednak istnieje w iele zw ierząt, u których w ym iana oddechow a jest utrudniona, a k t ó re jednak hem oglobiny nie posiadają.
W celu objaśnienia tego zjaw iska należy przypuścić, że w iele organizm ów podo
bnych, um ieszczonych praw ie w takich sa mych warunkach, obyw a się bez h em o g lo biny, sposoby bow iem dostarczania tlenu i nagrom adzania go w organizm ie u z w ie rząt naw et bardzo b liskich, są nader różne.
O gąsienicach Chironom usa rów n ież należy przypuścić, że albo posiadają zdolność g r o m adzenia w ielkich zapasów tlenu, albo też pochłaniają a raczej zużyw ają go pow olnie, zw ierzę bow iem może bardzo d łu go żyć bez odnaw iania zapasów tlenu. P rzekonano się o tem na podstaw ie następującego d o św iadczenia, że do wody gotow anej przez 45 m inut w butelce i następnie, po zatkaniu szczelnie korkiem kauczukow ym , ostudzo
nej, w prow adzono kilka żyw ych gąsienic
| Chironom usa, poczem w ypełniono prze
strzeń nad wodą pozostałą dw utlenkiem w ęgla i zatkano butelkę szczeln ie. C odzien
nie obserw ow ano gąsien ice w ten sposób um ieszczone, cztery z nich p rzeżyły tylko
! 48 godzin, jedna dożyła 5 dni, dw ie zaś przeobraziły się w poczwarki; jed n ak wodę, do którój b y ły w puszczone gąsienice, moż
na uw ażać jako zupełnie pozbaw ioną tlenu,
(c. d . n a s t . )A . S.
8 W S Z E C H ŚW IA T . N r 1 .
WYPRAWY
DO AZYI ŚRODKOWEJ *0
i i i
.
W rzędnie n ajzn ak om itszych p od różn i
k ów po A z y i środkow ój m usim y p ostaw ić p. Grabryjela B onvalota, k tó ry zach ęcon y u ła tw ien ia m i, ja k ie zap ew n ia podróżnikom zajęcie T u rk iestan u przez rossyjan, wraz z p. C apusem z w ie d z ił T u rk iesta n , a stąd przez P am ir d ostał się do K afirystanu, k r a i
ny dotąd niem al m itycznój. W roku 1889 p. B o n v a lo t stan ął na czele n ow ćj w yp raw y, którćj in icyjatorem b y ł ks. H en ry k O rlea ń ski. Z adaniem podróży b y ło dostanie się z P aryża do T o n k in u drogą lądow ą, to je s t p rzecięcie A z y i po p rzek ątn i z P n Z . na P d W . P o drodze le ż a ły M on golija i T y b et.
J a k k o lw ie k B on valota m u sim y uw ażać j a ko n aczeln ik a w yp raw y, część jed n a k sła w y przypada w u d z ia le i ks. O rlea ń sk iem u , który d ał n iem ały dow ód o d w a g i i w y tr w a łości ja k w sam em początkow aniu w y p r a w y, tak i p odczas ca łeg o jój trw ania.
P ie r w sz a część podróży z P ary ża p rzez M osk w ę, D o ln y N o w o g r ó d aż do S em ip a - łatyń sk a a naw et do C zerk ien tu , p o łożon ego w o k o lic y jezio r a B ałk asz, od b yła się s z y b ko i ła tw o .
W C z e r k ie n c ie dokonano p rzy g o to w a ń do dalszój, g łów n ój części p od róży. C zyn n ość ta je st rzeczą n iezm iernie w ażn ą, gd y ż c z a sem drobna napozór ok o liczn o ść m oże sta now ić o lo sie w y p ra w y . W iad om o, że C a- rey m usiał porzu cić bagaże d la braku sz n u rów. D o św ia d czo n y podróżnik P r z e w a lsk i w swojój czwartój pod róży p ośw ięca parę rozd ziałów op isow i ty ch p rzy g o to w a ń i r a dom dla podróżników . K ażda taka w y p ra wa, oprócz zadań gieografiezn ych , ma na celu badania p rzyrod n icze i etn ograficzn e, a tem sam em zb ieran ie o k azów . Z bieran ie, preparow anie i p ak o w a n ie tych ok azów w ym aga rozm aitych naczyń, pak, alk o-
') Patrz W szech św ia t N r 38 i 52 z r. z.
holu i t. p.,. o w szystkiem tem trzeba na
przód pam iętać.
N iem ałą trudność stanow i w yżyw ien ie w ypraw y, nieraz po kilkanaście dni i w ię
cej niem a m ożności nabycia zapasów' ż y w ności i żyć trzeba w ziętem i ze sobą. Z a
pasy pod w zględem jakościow ym b yły bar-
J
dzo skrom ne, nie w zięto ani konserw , ani w ina, lecz g łó w n ie herbatę cegiełkow ą, m ąkę, chleb, tłuszcz i cukier. W stepach i p u styn i podstaw ę p ożyw ien ia stanow i herbata ceg iełk o w a , zagotow an a z dodat
kiem soli, m asła i m leka. W ed łu g zapew nień rozm aitych podróżnych, szezególniój P rzew a lsk ieg o , do takiój herbaty przy wyka się prędko i staje się ona nieodbicie potrze
bną. Często dodają do niój prażoną mąkę pszenną, ryżow ą, lub jęczm ien ną, znaną u ch iń czy k ó w pod nazw ą dzam ba. Czasem rodzaj ch iń sk iego m akaronu, fintiauza.
Z w ierzyna, a czasem baranina dopełniają tę listę,
D n ia 1 W rześn ia ruszono w drogę, p ra w d ziw a jed n ak podróż zaczęła się od K u ld ży, g d zie znajduje się k on su lat rossyjski. R os- sy ja n ie w ogóle w ątpili o pow odzeniu w y
praw y. S k ład ało ją 15 osób; oprócz ks.
O rleań sk iego i p. B o n valota p rzy łą czy ł się do ni^j ojciec D ódókens, m isyjonarz b elg ij
ski, od lat 10-u zam ieszkały w Chinach i w racający do sw ych o w ieczek , T on g-ch a, ch iń czyk , ch rześcijanin, sługa O. D ódśkensa, R ahm ed, daw n y tow arzysz B onvalota, tłu m acz A b d u lla h , Tarancza *), daw ny tow a
rzy sz P rzew a lsk ieg o , um iejący cztery ję z y ki: turecki, rossyjsk i, m ongolski i chiński, ci trzój odbyli całą podróż, reszta rossyjan i taranczów to w a rzy szy ła w yp raw ie tylko do L ob Noru.
D ro g a do L ob N oru znana, tędy przecho
d ził ju ż P rzew a lsk i w r. 1884 a w części C arey w r. 1885. P o za żyzną d oliną Ili za
czyn ają się p ierw sze przedgórza T ian-Szańu i p ierw si m on gołow ie z ich jurtam i, stada
m i i brudem: potom kow ie D żen gis Chana zw yrod n ien i pod w p ły w em ch iń czyk ów i ich
*) T aranozi zam ieszku ją c zę ść d oliny rzek i Illi, w ok olicach K uldży, je s tto lud roln iczy tureck o- ta ta rsk i, z dom ięszką, elem en tu aryjsk iego. Jak k o lw iek m u zu łm an ie zachow ują w ie le zw yczajów d a w n y ch z ep o k i przed m ah om etań sk iej.
Nr 1.
cy w iliza c y i. W m iarę posuw ania się ku P d . d o lin y zwężają, się, przedgórza rosną, i od strony P n . pokryw ają się lasem , p oto
ki płyną bystrzej, tem peratura spada, z w ie rzyny coraz w iększa obfitość. O jciec D ó- dókens m iał naw et n iem iłą przygodę z n ied ź
w iedziem , którego napotkał, polując na p ta ki ze zw yczajną fuzyją, nabitą śrótem. T iań- Szań przebyto przez dw ie przełęcze w zn ie
sione na 4 0 0 0 m nad poz. morza i w ypraw a zeszła w zlew isko jeziora K ara Szar. Tu ju ż panow ał mróz 1 8 -stopniow y.
P rzeb y w szy k ilk a ramion Jułduzu, d. 5 P aźd ziern ik a w ypraw a stanęła w oazie Korla.. O aza liczy 2 000 m ieszkańców, upra
wiają tu kukurydzę, ryż i baw ełnę. Przez K orlę p ły n ie K arsi D aryja 20 m szeroka i dosyć głęboka, odtąd napotykają się las
ki top oli różnolistnej (P o p u lu s d iversifolia) 0 liściach najrozm aitszych k ształtów , drżą
cych ja k na osinie, zabarw ionych jaskraw o żółto. G ałęzie tój topoli są pokręcone 1 splątane od sam ego dołu. L aski takie, pojedyńcze drzewa, lub zarośla napotykają się aż do sam ego L ob N oru. Na całej tej przestrzen i krajobraz nie zm ienia się. G runt stanow i piasek g o ły , lub p ok ryty karłow a- temi krzaczkam i saksaułu i tam aryszku, około których w iatr nagrom adza stożki piasku, a w miarę w zrostu stożka krzak rośnie coraz w yżój. P iasek zaw iera n ie w ielk ą dom ięszkę soli i w skutek tego pod stopam i w ydaje szm er. G d zien iegd zie na-
w p ół w yschłe kałuże słonej wody.
Obfitość jed n ak m uszli wód słodkich w skazuje, że w ody te n iezaw sze b y ły sło - nem i. Znaczne przestrzen ie pokryw a C an- na arenaria, lub topole często obum arłe.
W o g ó le niebo ja sn e i cisza zupełna, w nocy 8 —12° m rozu, w dzień na słońcu + 3 3 ° . D n ia 28 Października, t. j . w e 47 dni po opuszczeniu K u ld ży, wypraw a stanęła w K a ra Buran, u Z. końca L ob N oru, a nastę
p nie na dłuższy odpoczynek obrano leżącą śród słonej pustyni oazę C zarkałyk. B liższa znajom ość z jeziorem Lob N or zu p ełn ie zm ien iła panujące o niera pojęcia.
P od różn i dwa dni p ły n ęli Tarim em , rze- ka coraz m alała, coraz w iększe obszary b łót zarosłych trzciną, gd zien iegd zie tylko p łaty w ody — oto L ob N or. Tarim coraz mniej przynosi w od y, piaski coraz w ięcej
zasypują kraj i z czasem w szystko to zn ik n ie.
Od L ob Noru skład karaw any zm ienił się, rossyjanie i taranczi p ow rócili, a ich m iejsce zajęli muzułm anie z K urii i z nad L ob N oru, rozm aici aw anturnicy, p o szu k i
wacze złota, lub pasterze, B onvalot b y ł j e dnak w ciągu dalszój podróży bardzo z nich zadow olony. W C zarkałyku przygotow a
no zapasy na dalszą drogę, 2 000 funtów chleba, t. j. zapas na sześć m iesięcy, chleb ten b y ł p ieczon y z tłuszczem i solą, je st on bardzo pożyw ny i dobrze się konserw uje.
R esztę zapasów stan ow iły tłuszcz w bara
nich żołądkach, k ilk a baryłek herbaty, m ą
ka dla w ielb łąd ów i jęczm ień dla koni.
Jako najbliższy cel podróży oznaczono tak zw. niezam arzające jezioro, położone na w y ży n ie tybetańskiej, a oddzielone od C zar
k ałyk u góram i A lty n T ag i Szim an T ag, cz. góry K olum ba. P rzew odnicy po przej
ściu A łty n T agu starali się skierow ać w y
prawę ku W . do Tsajdam u, części w yżyny zam kniętój z Pn. górami Nań Szań, z p o łu dnia przedłużeniem Szim an T agu i ła ń cu cha P rzew alsk iego, a zakończonej na W . doliną rzeki B uchain G ol i jeziorem K uku Nor. P . B onyalot nie dał się jednak n a m ów ić do zm iany kierunku drogi i dążył dalój ku P d . przez Szim an T ag, czyli góry K olum ba. G óry te są niepodobne do in nych, są to w yn iosłe masy całk ow icie piasz
czyste, śród których tam i ow dzie wznoszą się sk ały ze zw ietrzałego łupku; jed yn ą ro
ślinność składają karłow ate k rzew y, śniegu praw ie niem a.
T rzy przełęcze prow adzą przez ten ła ń cuch: K um D aw an (przeł. piaszczysta), d o stępna tylko dla koni i m ułów , niedostępna dla w ielbłądów , dla których trzeba było w ynaleść inną drogę, miarą trudów p rzy
tem m oże służyć okoliczność, że jed n eg o dnia wyprawa zd ołała zrobić drogi tylk o 600 m . P rzełęcz T asz D aw an (kam ienista) uchodziła za nieprzebytą, na przestrzeni 1 ‘/a dnia drogi trzeba było u lżyć w ielb łą dom i ciężary przenosić częściow o. Tu za
częła dręczyć podróżnych choroba górska;
przypadłościam i jej są: ból głow y, nudności, krw otok z nosa i ogólne osłabienie, w nocy bessenność, przytem w szelkie okrycie spra
wia wrażenie duszności i pozostaje do w y
W SZECH ŚW IAT. 9
10 W SZE C H ŚW IA T .
S r 1.
boru albo zrzucić okrycia i drżeć z zimna, albo dusić się, po k ilk u jed n ak dniach p o dróżni p rzyw yk li do n ow ych w arunków i pow yższe przypadłości u sta ły .
(c. d. n a st.).
W . W r.
I N S T Y T U T
30 LVAYA W BRUKSELLI
i s ł ó w k o
0 ELEKTRYCZNOŚCI ZW IEBZĘCEJ.
W ie lu ludzi n ie wie z u p ełn ie, co za cel mają, pracow nie fizyjologiczn e: są, naw et ta cy, którzy wyobrażają, sob ie, że fizyjologo- wie tracą czas na zabijaniu żab, św in ek m orskich, k rólik ów i t. d. N iejed n ok rotn ie zdarza się sły szeć z tego p ow odu p rzycin k i, przypom inające żarty A ry sto fa n esa . A je dnakże zagadnienia, ja k ie rosstrzygają się w tych przybytkach nauki, należą do ow ych w ysok ich zadań, które zajm ują u m ysł lu d z
ki od n ajd aw n iejszych początków rozw oju wiedzy; przez d łu gi szereg stu leci n iem o ż
na najkrótszej choćby w skazać epoki, pod
czas którćj osłab łob y śród badaczów przy
rody i filozofów zajęcie, z jakiem po w szy stkie czasy oddaw ano się pracy nad z g łę bieniem istoty zjaw isk życiow ych .
W początku n in iejszego stu lecia w E u r o pie niezn an e b y ły jeszcze zu p ełn ie pracow nie naukow e, w których zajm ow anoby się studyjam i fizyjologicznem i. W p raw d zie ju ż od czaeów założenia p ierw szych u n iw ersy tetów istn ia ły „am fiteatry”, sale sekcyjne oraz od d zieln e gabinety, p rzezn aczon e do dośw iadczeń, lecz dopiero J an M uller, pro
fesor w B onn, następnie w B erlin ie, p ierw szy zorgan izow ał pracę zbiorow ą, którój przew o d n iczy ła m yśl jasn o i lo g iczn ie w y tknięta. D ość pow ied zieć, że dok oła tego m istrza zgru p ow ali się lu d zie tacy, ja k P u r- kinje, S ch w an n , D u B ois-R eym on d , H elm - holtz, B riicke, aby d ow ieść, że instytucy- ja pracow ni fizy jo lo g iczn y ch płodną była w n a jśw ietn iejsze następstw a; każde z tych
! im ion wiąże się z w ielkiem i zdobyczam i na polu fizyjologii; każdy z tych uczonych g o r
liw ie upraw iał n iw ę w iedzy o życiu. Pod I w pływ em tych potężnych bodźców w zrosła liczba laboratoryjów , pom nożyła się ilość I adeptów fizyjologii w całym świecie: od U p sa li, gd zie naucza sędziw y H olm gren, do R zym u, gd zie żyje dotąd M oleschott; od B oston u , gd zie w u n iw ersy tecie, założonym przez jed n eg o p ryw atnego człow iek a, B row - ditch pracuje nad fizyjologiją nerw ów , do P aryża, L on d yn u , B erlin a i L ipska.
B ogacz b elgijsk i, p. S o lv a y , od lat prze
szło d ziesięciu zajm uje się ustaw icznie stu dyjam i elektrofizyjologicznem i, a doszedł
szy do prześw iadczenia, że prace w tym kierunku pow ołane są do w y św ietlen ia naj
zaw ilszych i dotąd nader jeszcze dla nas ciem nych zagadnień życia, kosztem własnym ufundow ał w B ru k selli in sty tu t fizyjolo- g iczn y, którego kierow n ik iem je st znany profesor P a w eł H eger. P raca w tym in stytu cie trwa już przeszło od dwu lat, lecz dopiero przed kilku m iesiącam i prof. H eger w ystąp ił z publicznym w ykładem , w k tó
rym streścił program zadań, podając je d n o cześnie krótki rzut oka na stan obecnych w iadom ości naszych o istocie elek try czn o ści zw ierzęcej i szkicując nader orygin aln e teoryje, które stanow ią m yśl przew odnią fundatora, Solvaya. Z treścią w ykładu prof.
H egera ') warto
b liżejsię zapoznać.
P rzedew szystkiem posłuchajm y, co po
wiada S olvay.
Zapytujem y, do czego doprow adziła nas pięćdziesiąt lat przeszło trwająca praca nad sprawą elek tryczn ości zw ierzęcej, co w iem y o tej s ile i o zw ią zk u , zachodzącym p om ię
dzy nią a tak zw anym „fluidem ” nerw o
wym , życiow ym ? P ierw sze w tym w zg lę
dzie nadzieje du Bois R eym onda, który po
czy ty w a ł p ły n nerw ow y za identyczny z elek tryczn ością, rosproszyły się bardzo szybko i w idzieliśm y, ja k w trzyd zieści lat po ich w ygłoszen iu sam autor się ich w y rzekł. W ięk szość fizyjologów i dziś jeszcze odrzuca identyczność siły nerw ow ej z elek -
') L e program m e de 1’in stitu t S olvay. Confe- ren ce d o n n ee a T u n w ersite de B ru xelles par le Dr Paul H eger, professeur de p h y sio lo g ie .
N r 1. W SZE CH ŚW IAT. 11
trycznością jed yn ie z tdj racyi, że „fluid”
przebiegający ze słabą, szybkością 30 m e
trów na sekundę n ie m oże być id en tyczn y z ruchem , udzielającym się całem u obw odo
wi globu ziem skiego w ciągu ułamka se
kundy. W następstw ie du B ois-R eym ond w y rze k ł się innych jeszcze sw ych hipotez, dotyczących siły nerw ow ćj, tak, że dziś w łaściw ie cały gm ach naszych faktów do
św iad czaln ych , zdobytych w zakresie elek- trofizyjologii nie spoczyw a na żadnym trw a łym gruncie, nie daje się objąć żadną o g ó l
ną teoryją o istocie samćj siły, która tu rządzi; w szystko w łaściw ie pozostaje jeszcze do zrobienia.
Z w ierzę j e s t organizm em w ykonyw ają- cym ruchy, jest motorem: pochłania, zu ży wa w ęg iel, w ytw arza zaś pracę i ciepło.
T ak np. czło w iek dzien n ie konsum uje k il
kaset gram ów ciał pokarm ow ych, w k tó rych znajduje dla sieb ie conajmniój 300 do 400 g w ęg la i ja k ie 12 g w odoru, które mogą być u tlenione. To spalanie w ęgla i w odoru w ytw arza ciepło, przypuśćm y, w przybliżeniu 3 0 0 0 — 4 0 0 0 ciepłostek, z których najm niej 200 idzie na ruchy s e r ca, na k rążenie soków w całem ciele, na rosszerzanie piersi do celów oddychania.
R eszta ciep łostek słu ży do ogrzania ciała i do w ykonyw ania pracy zew nętrznej. Z do
konanych obliczeń w ypada, że ze 100 w y tw orzon ych ciep ło stek napew no przeszło 50 przeobraża się w pracę w najrozm aitszy sposób. W n ajlepszych naszych sztucznych motorach spożyt.kow ujem y niew ięcój jak około 10% ciepła spalania w ęgla, a to samo już naprow adza na m yśl, że m achina lu d z
ka je s t m otorem elektrycznym . P rzy obec
nym stan ie wiadom ości naszych zm uszeni jesteśm y do takiego w niosku w obec tego, że prócz m otorów elek tryczn ych n ie znam y żadnych in n ych , w których w ydajność pra
cy b yłab y tak znaczną. A podobne o b li
czenia dla innych zw ierząt do podobnych prow adzą w niosków ; tak np. okaże się n ie
zaw odnie, że ptak je s t motorem jeszcze do
skonalszym od człow ieka, m otorem bardziej ekonom icznym .
Z k olei zastanow ić się trzeba nad pyta
niem , ja k ieg o rodzaju m otorem je s t machi
na zw ierzęca, w jakiej kategoryi znanych nam m otorów um ieścić ją wypada? W ied za
dzisiejsza każe nam tu zw rócić uw agę na trzy rodzaje motorów: hidrauliczne, te r m iczne we w łaściw em znaczeniu i ele k tr y czne. L ecz nie m ożemy żyw ych motorów zaliczyć ani do hidraulicznych, ani do ter
micznych; siła ich bow iem nie w ytw arza się ani skutkiem różnicy poziom ów w dw u zbiornikach cieczy, ani też ciepło nie w y twarza tu żadnój pary, ani gazu, zapom ocą których przeobrażałoby się w pracę. P r z e to raz jeszcze dochodzim y do w niosku, że zw ierzę je s t m otorem elektrycznym , że przyczyną ruchową w czynnościach ż y c io w ych je st elektryczność. L ec z w takim razie zm uszeni jesteśm y posunąć się o krok dalej i szukać p rzew od n ik ów niezbędnych w m otorze elektrycznym , ow ych drutów , w zdłuż których siła elektryczności rozbiega się w ciele zw ierzęcia. A pierw szą n asu wającą się tu m yślą je s t przypuszczenie, że nerw y są tem i przew odnikam i elek try czn o ści. G dy zaś w rozważaniach naszych na tym punkcie poprzestać nie m ożem y, p y ta my w dalszym ciągu: gdzie je st źródło ele k tryczności w ekonom ii zw ierzęcój, w ja k i sposób elektryczność się tu wytwarza? C zy pochodzi z ciepła, czy też tw orzy się bespo- średnio skutkiem zjaw isk chem icznych, ja kie zachodzą w zwierzętach? T ylk o jedna z tych d w u hipotez m oże być praw dziw ą, nie znam y innych sposobów , którem i m o
głab y elek tryczn ość pow staw ać w motorach zw ierzęcych . N ic wszakże nie pozwala nam przypuszczać, że może istnieć ja k ik o lw iek sposób przem iany ciepła na elektryczność w organizm ie zw ierzęcym ; potrzebaby na to urządzeń, jak iem i żaden n ie rosporządza organ. N atom iast w iem y doskonale, że z ja w isko chem iczne zaw sze m oże być źródłem elektryczności, dotyczy zaś to w szczeg ó l
ności zjaw iska u tleniania, ja k to w id zi
my w ogniw ach elek tryczn ych używ anych w przem yśle.
Z praw dopodobieństw em przeto tak w iel- kiem , ja k ie w ogóle w w iedzy naszej w sp ół
czesnej pozyskać m ożem y, mamy prawo w ygłosić w niosek, że elektryczność zw ie
rzęca pochodzi bespośrednio z reakcyj ch e
m icznych odbyw ających się w ciele z w ie rząt. W utlenianiu zaś, zachodzącem bez
ustannie w tkankach organizm u naszego,
zm uszeni jesteśm y w idzieć tę reakcyją, któ-
12
ra w znacznój części, a m oże naw et w y łączn ie je s t źródłem elek try czn o ści z w ie rzęcej.
N ie będziem y tu w dalszym ciągu sz li szlakiem rozum ow ań p. Solvaya. P o w ie m y ty lk o , że rozw ażania, którym n ależałob y znacznie w ięcój pośw ięcić m iejsca, p ro w a dzą go do wniosku, że sied lisk iem u tlen ia
nia zw ierz ęce g o , a zatem i elek tryczn ości zw ierzęcej je st tkanka mięs aa.
N atom iast interesuj ącem i są w y w o d y prof.
H eg era , który stara się w y św ie tlić p ow yższe p ogląd y i ukazać j e w e w łaściw ej ich d o niosłości.
„W czasach n aszych — pow iada prof. H e - g e r — m nożą się prace naukow e, szybko po sobie w ychodzą na św ia t rozm aite m ono- grafije, cod zien n ie ukazują się rezu ltaty n ow ych dociekań, now ych dośw iadczeń.
L ecz m niej je s t dzisiaj a n iżeli daw niej, lu dzi tw orzących h ip otezy, teoryje, mniej lu d zi poszukujących n o w y ch , ogóln ych praw . L u d zie tacy zresztą n igd y nie byli zbyt liczni: zdolność tw órcza, grupująca fak ty w sposób system atyczn y, je s t i będzie zaw sze w łaściw ością u m ysłu osobistą, w ro
dzoną, n ie zaś nabytą. G dy w szakże zd o l
ność taką sp otyk am y, n ie m am y prawa jój lekcew ażyć; b y ło b y n iesp ra w ied liw o ścią w y dalenie jój poza g ran icę w ied zy , poniew aż jój to zaw dzięczam y nader w ażne odkrycia;
ona to p o zw o liła m ędrcom starożytnym , zw łaszcza zaś A r y sto te le so w i p rzew id zieć ow ę jedność ży cia , która ob ecn ie tak jest dla nas o czy w istą .”
A w czasach n ow szych chem ik, D um as, czyż nie p rzep ow ied ział sk rop len ia i zestale
nia w odoru? A K ek u ló czyż n ie p o sia d a ł—
ja k pow iada M eyer—„zm ysłu ch em iczn ego,”
który p o zw o lił mu od gadnąć praw a ko*mbi- nacyj cia ł chem icznych.
„W ied za— pow iada T y n d a ll— ma swoich k on serw atystów , k tórzy siłę w yobraźni po
czytują za zdolność u m ysłow ą, którćj raczej obaw iać się i unikać n ależy, a n iżeli w y z y skiw ać. W id ząc, ja k ta siła pracow ała w słab ych um ysłach, przesadzono z łe sk u t
ki, które ona sp row ad zić m oże. L ecz r ó w n ież b yłob y n iesp raw ied liw em zabronić używ ania pary w odnej d latego, że zdarzają się ek sp lo zy je k o tłó w .”
P om yślm y dobrze; czy b yło ja k ie k o lw ie k
Nr 1.
1 w ielk ie odkrycie, które n ie kiełk ow ałob y w m ózgu m yśliciela, zanim zostało d o w ie dzione przez doświadczenie?
P ierw szy m punktem , na który p. S olvay nacisk kładzie, je st to, że nie mamy powodu poczytyw ać s iły nerw ow ej za coś różnego od elek tryczn ości dlatego tylk o, że s iły te z różnem i przebiegają prędkościam i.
H elm h oltz w ykazał, że szybkość, z jaką przenoszą się w rażenia w zdłuż nerw ów , w yn osi 3 0 —50 m na sekundę. Znaczy to, że g d y ukłócie, oparzenie lub w ogóle ja k i
k olw iek bodziec zew nętrzny dotknie końca naszego palca, nie zostanie on natychm iast odczuty w m ózgu, lecz zapomocą n erw u ręki przebiegać będzie z szybkością 3 0 — 50 m.
U p ły n ie przeto p ew ien dający się w ym ie
rzyć przeciąg czasu, pew ien ułam ek sek u n dy pom iędzy m om entem ukłócia a m om en
tem, w którym w rażenie od p ow ied n ie p o w stanie w m ózgu. Zasada dośw iadczenia, które p o zw o liło H elm h o ltzo w i oznaczyć tę szybkość, jest tak prostą, że może ją po
w tórzyć każdy uczący się fizyjologii, p o słu gując się dyjapazonem , znaczącym tysiączne części sekundy.
D ubois-R eym ond używ a następującego porów nania, chcąc uczniom sw ym na w y kładzie uprzytom nić szybkość przenoszenia się „fluidu” n erw ow ego. „W yobraźcie so
bie— p ow iada, —ż e m aszynista, prow adzący pociąg z szybkością 3 0 — 50 m na sekundę, w yciągnąw szy rękę ku k o tło w i na lok om o
tyw ie, sp arzył się; w ów czas w rażenie, j a kiego doznaje, pozostaje w p rzestrzen i n ie- ruchomem . W istocie, w rażenie bólu w zd łu ż n e m u ram ienia b iegn ie w ty ł z tą samą szybkością, z jak ą pociąg przenosi m a szy n i
stę naprzód”.
S zybkość dźw ięku w pow ietrzu w ynosi 340 m na sekundę, c z y li je st dziesięć razy w iększą, niż prędkość w rażeń nerw ow ych.
Szyb k ość fal św iatła i in d u k cyi elek tr y cznej przenosi nas w sferę zu p ełn ie innych liczb, w yn osi bow iem 308000 km na s e kundę.
M ożna wobec tego zrozum ieć d oniosłość zarzutu, ja k i uczyniono tym , którzy zam ie
rzali identyfikow ać siłę nerw ow ą z e le k tr y cznością. Jak że— p ytan o— p ogod zić ze sobą te dw ie siły , które tak odm ienne posiadają szybkości?
w s z e c h ś w i a t.