• Nie Znaleziono Wyników

O konstytucję dla nowoczesnej antropologji

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "O konstytucję dla nowoczesnej antropologji"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

' \ i

■ I

ii

-

O KONSTYTUCJĘ

DLA NOWOCZESNEJ ANTROPOLOGJI

WARSZAW A 1935

(2)

Luty 1935 r.

K ' i fhM

ój ytjr f§\){

( s a .{c r-{£' 2

D rukarnia M azow iecka. W arszaw a, S zp ita ln a 1. T elefo n 649-04

(3)

"Je d li d z ia ło , 3 stuk i vy.voluj3 #ial»

ka roźfeiażnośc zdaa posiada ono ja w n o ś c ią dasą wartość a r t y s t y c z -

n ą . ,,

usoar Wilaa

A ntropologja, jako :nauka sam odzielna, w yłoniła się dopiero w pierw szej połowie zeszłego stulecia. J e s t to więc nauka m ło­

da, z ledwo zarysowanem i ramami, tem samem o dużych jesz­

cze ciągle możliwościach i ambicjach. Skutkiem wielkiego n a ­ grom adzenia m aterjałów , stało się dziś spraw ą wielce a k tu a l­

ną w ypełnienie ram tych treścią, uporządkow aną wedle wymo­

gów współczesnego stanu wiedzy. Stało się to tem bardziej spraw ą palącą, że pewne uogólnienia i obserw acje antropolo­

giczne rozm yślnie lub i nierozm yślnie bądź źle zrozumiano, bądź fałszywie interpretow ano, bądź też podkładano pod nie swoje własne sugestje i myśli. W reakcji przeciwko wybujałościom tłum aczenia wszystkiego czynnikami strukturalnem i, rasowemi, począł budzić się ruch, który za A m erykanam i został nazw a­

ny e n w i; r o m e n t a 1 i z m e m ( environ — „środow isko").

N a kogo stawiać, na śfodo\tfisko czy na rasę ? Co kształtu je decydująco człowieka i $rupy społeczne, czynniki w e w n ę t r z- n e, dziedzicznie przekazyw ane z pokolenia na pokolenie, czy też atm osfera i ciśnienie warunków—zi e w in ę t r z, n y c h, wśród k tó ­ rych bytuje owo1 indywiduum lub grupa społeczna? Jakiego r o ­ dzaju będą reakcje na dany bodziec 1) w w ypadku, kiedy b ę ­ dziemy mieć do czynienia z dwoma osobnikami t e g o s a ­ m e g o habitusu konstytucyjnego, lecz znajdujących się w o d m i e n n y c h w arunkach środowiskowych, i 2) w w y­

padku dwu r o ż n y c h typów, lecz przebyw ających w i d e n t y c z n y c h okolicznościach?

Że jest to zagadnienie łatw e i proste, m iędzy innemi może

świadczyć niezam knięta wciąż jeszcze dyskusja nad tłem przy-

czyinowem p r y m a t u Europy północno-zachodniej nad resztą

nasizego kontynentu, a doniedaw na nieom al i nad całym światem.

(4)

R asista — term inem tym posługujem y się tu ta j nie w znacze­

niu popularno-politycznem , lecz w braku innego lepszego, na oznaczenie przeciw ieństw a do „enw irom entalizm u" — prym at ten zwiąże z przew ażającym tu składnikiem rasowym, znanym pod nazw ą „typu nordyeznego", m ającego isię odznaczać pew ­ nym, właściwym sobie zespołem cech i właściwości, co pozw o­

liło mu stw orzyć w Europie ów blok państw „konia parow ego"1).

„Środowiskowiec“ natom iast zwróci uwagę, że w chodzą tu w r a ­ chubę ludy, w yznające protestantyzm . Dzięki swemu nastaw ie­

niu surowemu i purytańskiem u propagow ał protestantyzm zmysł oszczędności i surowych obyczajów, kład ąc w ten sposób fun­

dam enty pod rozwój współczesnego kapitalizm u i industrjaliz- mu. Te zaś form y ustrojow e stały się główną bodaj przyczyną przesunięcia się centrum światowego znad Śródziemnomorza do basenu m orza Północnego i nad północny A tlantyk.

Ja k o inny jeszcze przykład, może służyć spraw a geograficz­

nego rozprzestrzenienia się raka. Jeżeli weźmiemy m apę śm ier­

telności spowodowanej rakiem we W łoszech2), to p rzy ten d en ­ cji do m yślenia kategorjam i „rasistycznem i" odrazu nam się narzuci związek m iędzy śródziem nom orskiem południem a m ałą stosunkowo ilością wypadków zachorowań na raka, natom iast, sk łan iając się do tezy o om nipotencji środowiska, a nie raisy, również z łatw ością dostrzeżem y k o relację m iędzy przem ysło­

wą i urbanistyczną północą a dużą śm iertelnością rakow atych.

Nowsza antropologja próbuje odrobić te zaniedbania s ta r­

szej antropolog j i zbyt w yłącznie rozpatrującej c z ł o w i e k a w o d e r w a n i u , jakby zawieszonego w jakiejś idealnej próżni.

Jednym z pierw szych, k tóry zwrócił na to uwagę, był J . C z e - k a n o w s k i . On to k azał pam iętać, że, nim dotrze do czło­

wieka prom ień słońca, baccillus tuberculosm , chleb czy opieka lekarska, najpierw musi p rze jść przez f i (Lit r s p o ł e o z m y. W y­

razem takiego podejścia do człowieka jest jego definicja antro- pologji, po raz pierw szy o p arta nie na jednym, jak choćby k la­

syczna definicja Broca, elemencie przyrodniczo-rasistycznym ,

1) F r, D e 1 a i s i: L es d e u x Europes, P ay o t, P ary ż, 1929.

2) A. N i c e f o r o i E. P i t t a r d: C onsiderations sur les

rapports presum es entre le cartcer et la race... (Liga N arodów , Genewa, 1926).

(5)

lecz na dwu, bo uw zględniająca i elem ent socjologiczny, środo­

wiskowy.

Spraw a rozw ikłania bądź co bądź bardzo skom plikow ane­

go zawęźlenia rasistyczno-środowiskowego, którego wypadkow ą jest człowiek, jesit dziś rzeczą ak tualną choćby ze względu na coraz bardziej zyskujące na sile ideje p r o f i l a k t y c z n e nie- tylko w m edycynie stosow anej, lecz i w dziedzinie m etod o r g a- n i z a c j i s p o ł e c z n e j . I tak, niejedno zdaje isię już w skazy­

wać, że cały nasz system peniten cjarn y obrony p rze d elem enta­

mi aspołecznem i zaczyna płynąć pod b an d erą profiilaktyzimu. In ­ ne postępow anie trzeba będzie zastosować w wypadku, jeżeli się okaże, że zabójca sta je się zabójcą dzięki okolicznościom w yłącz­

nie z e w n ę t r z n y m , a inne, gdyby się okazało, że każdy z a ­ bójca rodzi się zabójcą, z góry p r e d e s t y n o w a n y m do p o ­ dobnej reakcji, s p o ł e c z n i e niepożądanej. W pierwszym w y­

pad k u cały ciężar reform położyć trzeba będzie na odpowied- niem usanow aniu organizacji i u stro ju ispołeczinego, jak i całego kom pleksu okoliczności środowiskowych, w drugim natom iast trzeba będzie dążyć do takiego u k ład u stosunków, by w ten lub inny sposób uniemożliwić wogóle powstawanie, drogą dziedzi­

czenia, kombinacyj cech i właściwości, dających w rezultacie owe formy aspołeczne. J e d n ą z takich metody, już gdzieniegdzie w życie w prowadzanych, jest sterylizow anie osobników dzie­

dzicznie obciążonych,

Z tego ro dzaju problem am i będziemy spotykać się coraz częściej, I coraz również natarczyw iej żądać będą odpowiedzi na nie od antropologji rozmaici teoretycy i praktycy życiowi.

K lasyczna antropologja, nastawioina raczej r a s i s t y c z n i e , czego dobrym w ykładnikiem jest jej zbarbaryzow ane oblicze, j a ­ kie przeziera zpod rasizm u politycznego i teorji Lombrosa, nie była w stanie dać jasnej i zadaw alniającej odpowiedzi. Z tego, co zaczyna dziać się w nowej antropologji, m am y praw o wnio­

skować, że stosunki zmienią się n a lepsze.

Jeszcze jest jeden moment, przyczyniający się do zachow a­

nia rezerw y wobec rasizm u przyrodoznawczego. J e s t on gatun­

ku bardziej ogólnego, o znaczeniu rączej dla naszego nastaw ie­

nia emocjonalnego wobec życia, W skrajnym bowiem i konsek­

w entnym rasiźm ie u spodu tkwić zawsze będzie d e t e r ­

(6)

m i n i z m i f a t a l i z m . Św iatopoglądy zaś te siłą rzeczy nieść mogą z . sobą p a s y w n e nastaw ienie życio­

we i prow adzić do filozoficznego i życiowego p e s y m i ­ z m u . W praw dzie Schopenhauer, u nas M arjan Zdzie- ohowski bynajm niej nie chcą uw ażać pesym izm u za p a ­ sywny i nieprodukcyjny, w ątpić jednak można śmiało, by ta k był on pojm ow any powszechnie, Z drugiej strony św iatopoglą­

dy te źródłem być mogą apoteozy i kultu siły, aż do brutalności i okrucieństw a włącznie, w przekonaniu, że m a się do tego abso­

lutne praw o z rac ji biologicznego faktu urodzenia się takim, a nie innym. Toteż nie będą one odpow iadać ani naturom b a r­

dziej wrażliwym, ani bardziej społecznie skonstruowanym . Przesączenie się m yślenia kategorjam i rasistycznem i także i do życia politycznego, jakie dziś obserwujemy, ująćby można było, jako reak cję na m a r ik s i s t y c z n ą koncepcję świata, uznającą wyłącznie ś r o d o w i s k o za jedyny czynnik form ujący i organizujący, Twarizą do czynników tego ro d zaju zwrócony jest również i e w o 1 u c j o n i z m, ściślej d a r w i n i z, m. Ze w zględu ina to wiek XIX mogli­

byśmy nazw ać w i e k i e m e n w i r o m e t a 1 i z m u, trium fu idei o decydującym wpływie czynników zewnętrznych, środo­

wiskowych tak w świecie przyrodniczym {ewolucjonizm), jak i w dziedzinie zagadnień socjologicznych (marksizm). Obecnie z d a ją się zwyciężać i w socjologji i w przyrodoznaw stw ie te n ­ dencje o podkładzie indeterm inistycznym , więc w pew nej m ie­

rze i irracjonalnym , przenosząc cały ciężar problem u na czyn­

niki strukturalne, zgóry dziedzicznie zdefiinjowane. Chodzi o to, byj nie presadzić w tej reakcji i nie znaleźć się w uliczce bez wyjścia, lufo z ciasnem i ryzykow nem tylko wejściem, bo irt absurdum. M amy podstaw y do m niemania, że się to nie p rz y ­ trafi nowej antropologji, w dużym stopniu odpowiedzialnej za przew ażenie się szali na tę lub tam tą stronę.

Nieco dużo może czasu poświęciliśmy tym rozważaniom

nad środowiskiem i rasą. J e s t to jednak rzeczywiście kwest ja

bardzo w ażna i podstaw ow a nietylko dla antropologji; m a ona

także ogólniejsze znaczenie. Co się tyczy antropologów, to z sa ­

(7)

mego faktu, że są antropologam i, skłonni będą oni zawsze do ujm ow ania św iata „rasistycznie". Tem bardziej więc powinni się p rzesad y wystrzegać.

J a k już powiedzieliśmy, jednym z pierwszych, który w zy­

wa do baczności, jest J a n C z e k a n o w s k i. Jem u też, o tak czujnym zawsze i żywym umyśle, zawdzięczam y pierw szy w łaściw y a k t k o n s t y t u c y j n y , nadany antropologji1) . J e s t on tak oryginalnie i w duchu czasu ujęty, że napróżno szukali­

byśmy innej analogicznej publikacji. A trzeba zaznaczyć, że dzięki jakiemuś trafow i aż dwie jeszcze publikacje ukazały się o podobnych am bicjach w ostatnim roku. Zestaw ienie ich z książką naszego antropologa jaskraw o uw ydatnia całą ory- ignalność i nowoczesność Czekanowskiego.

J a k się łatw o domyślić, najw iększą i najefektow niej wy­

daną jest publikacja (niemiecka v o n E i c k s t e d t a, p ro ­ fesora antropologji w W rocław iu3). G rube to tomisko liczy p rz e ­ szło 936 stron druku, na co złożyła się ogromna moc zebranych obserwacyj, oraz po benedyktyńsku nagrom adzonego m aterjału, zilustrowanego całym szeregiem pięknych zdjęć i fotografij. J a ­ kościowo jednak, ze względu na swą konstrukcję i ideje p rz e ­ wodnie, niewiele nowego ta książka d aje. S tąd praca ta robi czasami wrażenie, jakgdyby przeznaczoną była nie ty le do bi- bljotek i pracow ni, ile do hallu lub poczekalni wziętego i inte­

ligentnego lekarza, obdarzonego przytem pew ną dozą snobizmu antropologicznego.

M niejszą objętościowo i bardziej w sobie zwięzłą jest p u ­ blikacja francuskiego antropologa M o m t a n d o n a 3) . A utor ten jest o tyle interesujący, że przejąw szy się idejam i biologa w ło­

skiego De Rosy, teorję ologenezy przystosow ał także i do czło­

wieka. Ta ostatnia jego p rac a jest właściwie streszczeniem p o ­ ważnego dzieła, ogłoszonego kilka lat temu, które m iało w y rą­

*) J a n C z e k a m o w s k i: C zło w iek w czasie i przestrzeni. Z 7 ta ­ blicami, 81 ilu stracjam i i m apam i oraz p o rtre te m autora. Str. 272. T rzaska, E vert i M ichalski, 1934, B ib ljo tek a W iedzy. Tom 9.

2) E. F r. v. E i c k s t e d t : R a ssen ku n d e u nd Rassengeschichte der M enschheit. S tu ttg a rt, 1934, 613 rycin, 3 tab lice i 8 maip.

3) G. M o n t a n d o n: La race, les races. P ay o t, P aryż, 1933,

str. 299:, 8 w ykresów , 20 rycin, 21 m apy i 24 plansz.

(8)

człowieka.

Doszukując się różnicy, jaka uderza p rzy zestawieniu Cze- kanowskiego z francuskim i niemieckim uczonym, da się ona ująć i sprow adzić do trzech f u n d a m e n t a l n y c h z a ­ ł o ż ę ń, na których spoczywa cała konstrukcja system u Cze- kanowskiego: m e n d e 1 i tz m u, b i o m e t r y z1 m u i a n t r o p o 1 o g i z m u.

Czekanowski jest m endelistą. Zbyt może m ało uśw iadam ia­

my sobie jednak fakt, że m endelizm to nie jest tylko dział bio- logji, zajm ujący się procesam i dziedziczności. J e s t to nowy ś w i a t o p o g l ą d p r z y r o d o z n a w c z y, zupeł­

nie różny od ewolucjonizm u wszystko jedno czy w w ydaniu darwinistycznem, poszukującem m otoru zmienności w świecie otaczającym , czy też w w ydaniu m utacjonistycznem , apelują- cem do czynników wew nętrznych. M endelizm przeciw staw ia się wogóle pojęciu z m i e n n o ś c i f o r m , stojąc na gruncie stałości i niezmienności raz wytworzonego gatun­

ku. Liczne próby stw orzenia drzew a genealogicznego dla św iata żyjącego pozostały z tego w zględu nieziszczonem, mimo wszystko, m arzeniem ewolucjoni'styctznem, W myśl idej meradelistycznych, różnorodność krajobrazu i geologicznego i paleoantropologicznego interpretujem y sobie dziś nie jako r o z- w ó j z form ,,tniżs'zych do „wyższych", lecz jako rez u lta t n a k ł a- d a n i a s i ę coraz nowych form. Te zaś p ow stają dzięki procesom k r z y ż o w a n i a w sposób zupełnie m echaniczny. Pew ne kom bi­

nacje, tą drogą pow stałe, mogą bądź odrazu z urodzenia bądź po odpowiedniem zgraniu się elem entów krzyżujących odznaczać się właściwościami stabilizacyjnem i, d ając w ten sposób p oczą­

tek nowym odmianom i gatunkom, selekcjonow anym następnie przez środowisko, M endelizm więc w m iejsce m yślenia ew olu­

cyjnego, opartego na w a r i a b i 1 i ź m i e, w prow adza k o n s t a n t y z m i ściśle z nim zw iązany s ti r a t y g r a- f i z m, t. j. m yślenie kategorjam i warstwicowemi, geolo- gicznemi.

T akże i z punktu o b j e k t y w i z a c j i nauki m en­

delizm znaczy wielki postęp. Ewolucjonizm bowiem, staw iając

człowieka na szczycie hipotetycznego drzew a biologicznego, był

(9)

poglądem naw skroś jeszcze a n t r o p o c e n t r y c ż n y m.

M endelizm zaś zwrócił uwagę, że pojęcie doskonałości jest pojęciem , zaczerpniętem z h u m a n i s t y k i, i d la ­ tego nie może ono mieć żadnego zastosow ania w p rz y ­ rodoznaw stwie, gdzie w szystko jest w swoim ro d zaju do­

skonałe. K opernik protestow ał swego czasu przeciw ko ilu­

zjom geocentrycznym , ks. M endel, ten K opernik biologji, przeciw staw ił się antropocentryzm ow i.

Do osłabienia pozycji ewolucjonizm u walnie przyczyniła się również i b i o m e t r j a, k tó ra nauczyła orjentow ać się w r o z m a i t e g o r o d z a j u z m i e in n o ś c i a c h i w yróżniać zmienność w ew nętrzną od poza typowej. A są to spraw y niem ałej wagi, jakoże chodziło o rzecz, która jest spiritus movens całego ewolucjonizmu.

Czekanowski jest zdeklarow anym i konsekwentnym men- delistą. Bacznemu czytelnikowi nie ujdzie uwagi, że w książce jego raz tylko czy dwa znajdzie słowo ewolucjonizm. Zmuszo­

ny do jego użycia, wymówi je z całą odrazą i niechęcią. Temu światopoglądowi m endełistycznem u zawdzięczać należy ład, po­

rządek, logikę i konsekwencję, tak charakterystyczne dla kon- cepcyj antropologicznych naszego badacza. M endelizm bowiem, jako system naw skroś m e c h a n i s t y c z n y , w pozorny nieład św iata żyjącego pozw ala w prow adzić inżynierski ład i porządek. Toteż pro testu je Czekanowski całym swoim gorą­

cym tem peram entem przeciwko antym endelistycznym i p rz e sta ­ rzałym mniemaniom o jakiemś bezhołowiu w procesach dzie­

dziczenia, a w wyniku tego i w strukturze populacyjnej czło­

wieka.

Przykładem tego ład u inżynierskiego.; a zarazem prostoty i jasności jest sław ny już m agiczny ów c z w o r o b o k t y ­ p ó w e u r o p e j s k i c h . C ztery e l e m e n t a r n e t y p y r a s o w e są oznaczone jako narożniki kw adratu.

Są to typy podstawowe, oddaw na ustabilizow ane i mendeli-

stycznie niezmienne. Że i w świecie ludzkim nie jest to iluzją,

przekonać się możemy m iędzy innemi i z zestaw ienia habitusów

antropom etrycznych współczesnego ty p u nordycznego i jego

dalekiego przodka z epoki wczesnego neolitu skandynawskiego-

(10)

Sześć t y p ó w m i e s z a n y c h , o szerokiej skali wahań i podległych praw om dom inacji i reeesywizmu w yczerpuje m oż­

liwą ilość dopuszczalnych kombinacyj krzyżówkowych tam tych czterech elem entarnych typów rasowych. O ile rzeczywiście z tylom a tylko rasam i będziemy mieć do czynienia w Europie właściwej, za czem w ielu się opowiada, to ta ilość dziesięciu typów antropologicznych bez reszty opisze nam każdą po p u la­

cję europejską. Różnice m iędzy niemi tkwić będą w i l o ś c i o- w e m tylko nasileniu poszczególnego składnika rasowego na danem terytorjum . Zaznaczyć należy, że tezę c z t e r e c h e l e m e n t a r n y c h t y p ó w , czyli ras w Europie przy ­ jęli ostatnio także i Niemcy, jak wolno wnioskować z niedawno opublikowanej p rzez instytut m onachijski ściennej tabeli ras europejskich.

Szukając analogji dla typów elem entarnych, znaleźlibyśm y ją może w pierw iastkach chemicznych. M arzy więc Czekanow­

ski o stw orzeniu jakiegoś odpow iednika m i e n d i e l e j e - w o w s k i e j tabeli pierw iastków chemicznych.

W iedziony tą szlachetną ambicją, rzuca on jeszcze jedną koncepcję do przetraw ienia tak ,,specom“, jak i szarym ludziom.

J e s t to pierw sza tego ro d zaju próba ujęcia system atyki czło­

wieka j e d n y m s c h e m a t e m , na podobnych p o d sta ­ wach, jak to zostało zrobione dla ludności europejskiej, a więc m endelistycznie i po inżyniersku. Schem at ten p rzy ją ł formę tró jk ąta, którego wierzchołkam i s ą typy, m ające być n a jb a r­

dziej specyficznemi dla t r z e c h wyjściowych o d m i a n c z ł o w i e k a , czarnej, białej i żółtej. Niewątpliwie z n a j­

dą się tam rzeczy, które budzić m uszą nasze zastrzeżenia, jak nadanie typowi laponoidalnem u ch arakteru składnika n a jb a r­

dziej żółtego, jak nieuw zględnienie ty p u pigmejskiego, o któ­

rym jest mowa w innych częściach książki, jak potraktow anie na tym samym poziomie klasyfikacyjnym mieszańców europej­

skich z typam i eiem entarnem i, więc nie rozkrzyżow ującem i się, w Afryce. C ały zato tam szereg rzeczy śmiałych, intrygujących i oryginalnych, by wymienić naw iązania arm enoidalne ty p u p a ­ cyficznego, nordyczne typu australijskiego i ainoskiego, eskimo- idalne dla typu specyficznego buszmenom z A fryki południo­

wej i t. d. D la am atorów system atycznych zagadnień człowieka

(11)

schem at Czekanowskiego — to kopalnia rozm yślań i refleksyj na całe godziny.

W artość i znaczenie tego schem atu nie tyle więc jednak leżeć będzie w m e r i t u m , gdyż bynajm niej nie został je ­ szcze zbadany w sposób zadaw alniający cały konieczny do tego rodzaju syntez m ate rja ł ludzki, analizow any przytem przew aż­

nie pod kątem w idzenia kraniologicznym, co swoje piętno w y­

biło na tym schemacie, ile na w skazaniu d r o g i , po jakiej przyszłe badania antropologiczne mogą i powinny pójść. Nie pom ylimy się w edle wszelkiego praw dopodobieństw a, jeżeli powiemy, że przyszłość będzie te (schematy m o d y f i k o w a ć tylko i r o z s z e r z a ć , aż wyłoni się ostatecznie coś a la znana tablica M iendielejew a pierw iastków -typów ludzkich, u p la­

sowanych każd y na swojem miejscu, w edle morfologicznego p o ­ winowactwa i genetycznego pochodzenia. Kto jak kto, ale Cze­

kanowski w łaśnie nie jest chyba za siódm ą górą i rzeką od roli antropologicznego M iendielejew a,

Próżno będzie m arzył o tego ro d zaju zwartości, logice i konsekwencji ew olucjonista. Swoje koncepcje buduje on bo­

wiem zawsze na grząskim gruncie z m i e n n o ś c i gatun­

ków i typów, toteż zawsze poprzez palce przeciekać mu będzie płynna g a la reta ewolucjonistyczna. Tem wytłum aczyć można to tak charakterystyczne dla niego ustaw iczne apelow anie do p ra- i protoform , których jedyną ra c ją bytu jest to, że się urodziły w głowie takiego biednego ewolucjonisty, zmuszonego siłą rze ­ czy do podobnych poronień.

Ew olucjonistam i są von E ickstedt i M ontandon. To nieprze­

zwyciężone jeszcze m yślenie ew olucjonistyczne zaciążyło nad ich systemami i antropologicznym ich dorobkiem. O ryginalniej­

szym od niemieckiego uczonego i kolegi jest francuski badacz.

J e s t on wyznawcą teorji ologenezy, t, j. p o l i g e n i c z n e - g o i d y c h o t o m i c z n e g o pow staw ania gatunków.

Ja k o jedna z odmian ewolucjonizmu, tem samem z góry obcią­

żona jest balastem , skazującym ją na niepowodzenie. Broniąc

się przed tem, pogłębia się autor jeszcze więcej, bo aż roi się

w jego książce od rozm aitych protoras i protoform , nie z n a jd u ­

jących odpowiednika w żadnem muzeum św iata ani w żadnej

w arstw ie ziemi.

(12)

Światopogląd m endelistyczny i m etodyka m yślenia kate- gorjam i m endelistycznem i byłyby tą a t m o s f e r ą , bez której niesposób wyobrazić sobie Czekanowskiego i która jest istotą i warunkiem bytu całego jego systemu. Pozostałe dwie inne właściwości — biometryzm i antropologizm są już tylko dopełnieniem i uzupełnieniem, składającem się na w ew nętrzną treść całej twórczości i działalności oraz ruchu, jaki zdołał on koło siebie stworzyć,

M aterjał antropom etryczny jest m ater jąłem m a s o ­ w y m , Ja k o taki, powinien być opracow any m etodam i i 1 o- ś c i o w e m i. To, zdaw ałoby się, tak jasne i proste stw ier­

dzenie faktu nie wszędzie i nie zawsze było i jest należycie uświadomione i zrozumiane.

Rozgrzeszanie się powiedzeniem Rechego, że m etody sta ­ tystyczne — to eine zeitraubende Zahlenspielerei, lub koncep­

tem ekscelencji Dzieduszyckiego, że pierw szym stopniem kłam ­ stw a jest pochlebstwo, drugim oszustwo, a trzecim i najw ięk­

szym — statystyka, pachnie wielką łatw izną lub upraw ianiem strusiej polityki chowania głowy w piasek wobec rzeczywistości i pewnych rezultatów , otrzym anych dzięki m etodom statystycz­

nym czy biometrycznym. Bądź co bądź, obserw acja zjaw isk b i o l o g i c z n y c h z punktu widzenia m asy otw orzyła zu­

pełnie nowe perspektyw y i spowodow ała pow stanie nowej nauki, zwanej w łaśnie b i o m e t r j ą.

Jednym z tych, który zrozum iał należycie znaczenie tej nauki dla antropologji i um iał ją odpowiednio wyzyskać, był Czekanowski. Zawdzięczać to należy szczęśliwemu przy p ad k o ­ wi, że poza wszystkiem innem odznaczał się on jeszcze i nie­

przeciętnie rozwiniętem i zdolnościami m atem atycznem i, oo także m usiało mu ułatw ić ilościowe podejście do zjaw isk antropolo­

gicznych. Zwrócono na to uwagę jeszcze w uniw ersytecie zu- rychskim, i to było pewnego ro d zaju przedm iotem zazdrości, n a­

wet ze strony tak znakomitego antropom etry, jakim był M ar­

tin, wówczas tam w łaśnie profesor.

N aprzód analizow ano w antropom etrji k a ż d ą cechę z o- s o b n a, in absłracło, czem dzisiaj jeszcze zadaw alnia się nie­

jeden antropolog. Potem nauczono się statystycznie określać

stopień w s p ó ł z a l e ż n o ś c i d w u c e c h między

(13)

sobą. Rozmaicie z tem bywało, raz dobrze, a raz nie, gdy ż ą d a ­ no zadużo. I tak np. w spółzależność m iędzy wskaźnikiem głowy a kształtem tw arzy może przedstaw iać pew ną w artość tylko wtedy, gdy m am y do czynienia z p o p u lacją możliwie czystą, złożoną z jednego lub dwu składników elem entarnych. Im w ię­

cej zaś populacja jakaś jest przem ieszana, tem bardziej w spół­

czynnik ten będzie się zbliżał do zera. Z głowami bowiem krót- kiemi raz idą tw arze k ró tk ie (laponoidzi), raz długie (arm enoi- dzi). Podobnie rzecz będzie się m iała w w ypadku głów w ydłużo­

nych, — w zależności od wpływów inordycznych lub śródziem ­ nomorskich.

W tym stanie rzeczy nie pozostaw ało nic innego, jak przejść na system korelow ania m iędzy sobą odrazu w i ę k s z e j i l o ś c i c e c h , m ając przy tem ciągle na względzie fakt, że człowiek nie jest przecież niczem, innem, jak tylko z e s p o- ł e m w i e l u c e c h . R ozpatryw anie więc każdej cechy zosobna mogło być tylko uspraw iedliw ione nieporadnością i ni­

skim stanem techniki naukowej, I znowu Czekanowskiemu w ła ­ śnie udało się dojść do sposobów w i e l o c e c h o w e g o k o r e l o w a n i a (m etoda różnic i m etoda podobieństw a), W ten sposób zostało umożliwione w ydzielanie z populacji grup osobników o p o d o b n y m h a b i t u s i e c e c h a n- t r o p o m e t r y c z n y c h . A naliza tych typów, które s a m e p r z e z s i ę w y d z i e l a j ą s i ę z m aterjału bez nakładania jakiegokolwiek wyimaginowanego schematu, do­

prow adziła później Czekanowskiego do ustalenia ich w zajem ­ nych stosunków, a więc w rezultacie i do owego magicznego czworoboku europejskich typów antropologicznych.

W yzyskaw szy upraszczające przeliczenia, na m endeliźm ie oparte, jakie do serolog j i w prow adził Bernstein, umożliwił Cze­

kanowski po raz pierw szy w antropologji przekładanie w spo­

sób bezpośredni, t. zn. z cyfr przez cyfry do cyfr zjaw isk a n ­ tropom etrycznych na antropologiczne.

Jeżeli weźmiemy ogromną większość prac zpoza szkoły

Czekanowskiego, uderzy nas niew spółm ierność w opracow aniu

strony antropom etrycznej, t. j. cech antropom etrycznych, a stro ­

ny antropologicznej t, j. a n a l i z y t y p ó w i i c h

c h a r a k t e r u , w każdym bądź razie jedynego przecież

(14)

i istotnego celu wszelkiego badania antropologicznego. A ntro­

pom etr ja jest tylko m a t e r j a ł e m, ś r o d k i e m i p o ­ m o c ą , ale nie celem samym w sobie. Pozatem napróżno szu­

kalibyśm y tam wewnętrznego i bezpośredniego pow iązania czę­

ści antropom etrycznej z antropologiczną, o ile taka istnieje. Po skończeniu bowiem opisu antropologicznego, autor rzuca n a j­

częściej kilka im presyj z wolnej ręki na tem at praw dopodob­

nych tu typów antropologicznych, nie pozostających w żadnym r z e c z o w y m ani b e z p o ś r e d n i m stosunku do tak pracow icie zebranego i analizow anego m ate rja łu antropo­

metrycznego, By mieć satysfakcję w ypow iedzenia kilku mniej lub więcej udanych podobnych autopsyj, w ystarczy dobrze obserwować, nie trzeba m ierzyć i następnie czas tracić n a bez­

skuteczne i nudne przerzucanie cyframi.

M etody i ideje Czekanowskiego, oparte, jak widzimy, na najnow szych zdobyczach przyrodoznaw stw a, pozwoliły odpo­

wiednio wyzyskać m ate rja ły i p rzekładać w prost antropom etrję na antropologję. I dlatego książka jego jest łatw a i prosta, do­

stępna każdem u laikowi, bo przem aw iająca do nieigo językiem jasnym i zrozum iałym, w ilościowych kw estjach — plastycznym językiem stosunków procentowych. Takiego1 ujęcia nie spotka­

m y ani u Eickstedta, ani u M ontandona, nie upraw iających co- p raw da antropom etrji, bo w tedyby nikt ich książki do ręki nie wziął, lecz zato bez końca e t n o Ig r a f i z u j! ą c y c h, t. j. o p i s u j ą c y c h a la etnograf każdą badaną grupę.

Jeżeli są jeszcze m aruderzy, dla których zagadnienie kore­

lacji dwu cech leży w krainie z tysiąca i jednej nocy, to czyż można żądać, by m etody i ideje Czekanowskiego znalazły p e ł­

ny oddźwięk w tych sferach? N a obojętność nic lub niewiele się poradzi. Z opozycją można walczyć, choć to czasam i bywa w alka z w iatrakam i.

Zawodność m etod tych usiłuje się nieraz wykazać n a fik­

cyjnych przykładach lub indyw idualnych w ypadkach, zapom i­

n ając o tem, że, jako m etody i 1 o ś c i o w e, opisują nam

w i ę k s z o ś ć wypadków, nie m uszą więc one obejmować

ekstrem na krzyw ej zmienności. Tego ro d zaju zarzut wychodzić

może chyba tylko ze strony ludzi, organicznie pozbawionych

zmysłu ilościowego i obycia statystycznego. Tem niemniej nie

(15)

można m etod tych uw ażać za idealnie doskonałe i w yostrzone do ostateczności. W p raktyce jednak chyba w ystarczy tym cza­

sem zupełnie, jeżeli d a ją one w 80 % w ypadków , albo i więcej rez u lta t dobry. Bezwzględna zaś opozycja, tak jak każda opo­

zycja tego rodzaju, prow adzić może tylko w ciemny i zam knię­

ty zaułek, bo życie przejd zie zawsze nad nią do porządku dzien­

nego. P rz y tej sposobności w arto podnieść, że m etodam i Czeka­

nowskiego p racuje dziś nietylko m łoda antropologja, lecz ta k ­ że zootechnicy, zoologowie,, psychom etrycy, językoznawcy, etno­

grafowie i geografowie, P rzydatnem i bowiem one zawsze będą w w ypadku analizow ania jakiegokolwiek splotu korelacyjnego.

J e s t wreszcie Czekanowski par excellence antropologiem.

Punkt ten silnie jest uw spółzależniony od tam tych, wynika z nich i im zawdzięcza swoje istnienie,

(Nieumiejętność uporania się z często obfitym m aterjałem , a w szczególności nieum iejętność bezpośredniego powiązania zjaw isk antropom etrycznych z charakterem antropologicznym badanej ludności jest główną przyczyną, jak o tem już mówi­

liśmy, dla której, tak Eickstedt, jak i M ontandon zmuszeni są do e t n o g r a f i z o w a n i a. N ietylko w m etodzie pracy, ale i w swojej system atyce człowieka z d a ją się oni więcej opie­

rać na zjaw iskach e t n i c z n y c h , e t n o g r a f i c z ­ n y c h i l i n g w i s t y c z n y c h , ni ż a n t r o p o ­ l o g i c z n y c h . System natom iast Czekanowskiego, jak i wogóle sposób przedstaw iania i analizow ania odnośnych ma- terjałó w jest naw skroś antropologiczny, fakta bowiem antropo­

logiczne, czy antropom etryczne lub ikraniologiczne bierze za w y- ł ą c z n y p u n k t w yjścia. Stanowisko to m ożnaby określić jako pewnego ro d zaju ,,n a c j o n a 1 i z m “ a n t r o p o- l o g i c z n y , Bądź co bądź stać dziś na ty le antropologa, by m iał coś konkretnego do pow iedzenia o m aterjałach, wobec których d o c z e g o ś s i ę z o b o w i ą z a ł. Dziś p o ­ trafi już on chodzić o w łasnych nogach, obchodząc się bez cu­

dzych szczudeł. Nie wolno więc antropologow i odwoływać się o pomoc do mniej łub więcej (dalekich krew nych i sąsiadów, do­

póki nie wyciśnie z przedstaw ionego sobie m a te rja łu ostatniej

kropli życiodajnego soku, W ten tylko sposób może pozyskać

sobie zaufanie i szacunek tam tych panów.

(16)

Mimochodem zwrócić tu należy uwagę i przestrzec przed dość często popełnianym błędem , z czego potem w ynikają zbyt pośpieszne wnioski, a na tem tle i nieporozum ienia. Chodzi tu 0 um iejętne odczytyw anie tabel składów rasow ych Czekanow­

skiego i czekanowszczyków.

Procent jakiegoś składnika elem entarnego w składzie an ­ tropologicznym bynajm niej nie oznacza ilości osobników dane­

go typu. O bejm uje on bowiem tak osobników typu elem entar­

nego, jak i jego mieszańców. I tak, 50% e 1 e m e n t u nor- dycznego w składzie mówi nam, że w danej populacji sp o tk a­

my się w 25% w ypadków z osobnikami tego t y p u , a w d ru ­ gich 25 % z\ jego trzem a m i e ś z a ń c a m i, w których p ły ­ nie krew nordyczna. By otrzym ać więc ilość czystego biome­

trycznie danego typu rasowego, należy skw adratow ać odpow ied­

nią cyfrę składu elem entarnego (a2). M ieszańców zaś otrzym uje się przez podw ojenie iloczynu dwu odnośnych składników ele­

m entarnych (np. typ subnordyczny = 2 al.). Skład bowiem d a ­ je tylko u p r o s z c z o n y obraz stosunków, jaki o trz y ­ m uje się n a podstaw ie pewnych założeń i kalkulacyj, o jakich bliższe znajdziem y wiadomości w Zarysie antropologji i innych publikacjach naszego uczonego. To na m arginesie dla czytelni­

ków Czekanowskiego.

*

W spółczesne przyrodoznaw stw o przechodzi głębokie p rz e ­ m iany i w strząsy. J u ż w zesżłem stuleciu zaczęły się pierw sze ruchy rew olucyjne, kiedy to stworzono geom etrję nieeuklideso­

wą. Obecnie świadkam i jesteśm y podobnych ruchów w fizyce 1 biologji.

K lasyczna fizyka Newtonowska okazała się nazbyt p ro stac­

ką i zawodną w w ypadku in terp retacji zjawisk, zachodzących w świecie atomowym. D opiero w świetle teorji względności i te- orji kwantów z n a jd u ją one jakie takie wytłum aczenie. Ściśle wiąże się z tem nie byle co, bo podw ażenie naczelnej zasady dotychczasowego św iatopoglądu przyrodoznawczego — praw a przyczynowości i determinizm u,

W biologji te o rja ewolucji, tak, zdaw ało się, wykończona

i m ocna w sobie, pod naporem rezultatów , nowszych badań i po

(17)

uderzeniach genetyków i m endelistów w najsłabszy punkt — zmienność typów, zaczęła pow ażnie trzeszczeć w swoich w iąza­

niach. K ilka lat tem u J . N. M iller pisał o „broniących się M au­

rach" n a okopach indyw idualizm u i rom antyzm u tradycjonalnie i burżuazyjnie ujmowanego, z powodzeniem zdobywanych przez uniwersalistów, i o „zarazie w G renadzie". O wiele słuszniej analogiczną diagnozę możemy postaw ić i współczesnemu p rz y ­ rodoznaw stwu.

Te p rą d y rew olucyjne, czy m odyfikacyjne nie mogły omi­

nąć również i antropologji, jako wcale zasadniczego działu bio­

logji, szczególnie wyczulonego na wyniki badań n ad dziedzicz­

nością.

Podstaw y, tezy i sugestje rasizm u politycznego są nam dość dobrze znane tak z lite ra tu ry pow ażniejszej, jak i publicystyki.

J e s t to jedna ekstrem a, staw iająca na sk ra jn y rasizm p rzy ro d ­ niczy w antropologji. D rugą — rep re z en tu ją sowieccy antropo­

logowie.

Ideologja m arksistyczna wymaga, jak o tem już mówiliśmy, nastaw ienia p i bez reszty, jako ruch religijno-dogm atyczny, na środowisko, w szczególności n a socjologiczną jego stronę. To też ostatniem i słowami b e szta ją b u rżuazyjną antropologję jej sowieccy adherenci za oglądanie człowieka z punktu tylko zoo­

logicznego i zupełne ignorowanie „zasadniczej różnicy, dzielą­

cej człowieka od zwierzęcia — więzi społecznej". J a k najostrzej więc należy walczyć z wszelkim zoologizmem w antropologji, nie widzącym różnicy — naw et jakościowej, m iędzy człowiekiem a zwierzęciem, choć z wynalezieniem narzędzi pracy zasadni­

czej zmianie uległy właściwości i h istorja ras. O dtąd bowiem rozprzestrzenianie się, stykanie i los ich zostały podporządko­

wane praw om społecznego ustroju.

Z m aterjalistycznego punktu widzenia w rozpatryw aniu procesów pow staw ania ras przyznać należy czynnikom społecz­

nym decydującą rolę, conajm niej w ukształtow aniu się fizjo- lomji współczesnej ludzkości. Zapewne „przez biologję nie mo­

żna przeskoczyć", decydujący jednak wpływ na rozwój czło­

wieka w yw ierają tylko czynniki socjalne. „Żadne wskaźniki gło­

w y czy wogóle cechy rasowe nie przeszkodzą najbardziej zaco­

fanym kulturalnie narodom przejść do wyższych kulturalno -

(18)

politycznych form, jeżeli będą do tego odpowiednie w arunki społeczno - ekonomiczne".

W program owych tych artykułach odnowionego i odm ło­

dzonego czasopisma A ntropołogiezeskij Żurnał znajdujem y po kilka razy n a każdej stronie wymienionych M ark­

sa, Engelsa, Lenina, Stalina — nigdy Trockiego — po- zatem D arw ina i innych ewolucjonistów XIX wieku, napróż- no zaś szukalibyśm y tam imienia M endla, m endelistów i w spół­

czesnych przyrodników . W tym panteonie wielkości znalazł się Darwin, bo odkrył praw a t e c h n o 1 o g j i n a t u r a 1- n e j rozw oju św iata organicznego, podczas gdy M arks odkrył technologję s z t u c z n ą , pozw alającą zrozumieć historycz­

ne procesy, przeżyw ane przez społeczeństw a ludzkie. „Tylko stopniowe stosowanie głębokiej i bogatej treścią koncepcji ewo­

lucji, danej przez m arksizm -łenm izm (!), odkryw a przed a n tro ­ pologiem i w tej n ajtrudniejszej dziedzinie szeroką drogę owoc­

nej p ra c y “. C zytając te bojowe artykuły, ma się czasam i w ra ­ żenie, jakgdyfoy jadło się odgrzew ane k o tlety n a w ypraw ie w y­

sokogórskiej p rzy w ietrze mroźnym, świeżym i orzeźwiającym . J e s t to ta druga ekstrem a, staw iająca n a skrajny enwiro- m entalizm w antropologji, do czego zmuszeni zostali ludzie, którzy zmieścić się usiłują w oficjalnie obow iązującej ideologji i tw ardej doktrynie.

I w jednym, i w drugim w ypadku tkw ią pierw iastki istot­

ne i zasadnicze, nad jakiemi nie wolno przejść antropologji do porządku dziennego. Taką próbę syntetycznego ich uw zględnie­

nia, p rzy oparciu się o wyniki współczesnego przyrodoznaw stw a i dzięki wyczuciu prądów , nurtujących w niem obecnie, jest sy­

stem Czekanowskiego, J e s t to zarazem pierw sza próba p rzebu­

dowy antropologji z nauki o p i s o w e j , takiej jak ana- tomja, fizjologja lub etnografja, na naukę ś c i s ł ą w ro ­ dzaju chemji czy fizyki, Tem bardziej jest to godna uwagi p ró ­ ba, o znaczeniu bardziej ogólnem, że dzieje się to i na taką m iarę i na taki sposób bodaj po raz pierw szy n a odcinku! biolo­

gicznym przyrodoznaw stw a. System ten nie m a preten sji do rzeczy zam kniętej i ukończonej. J e s t to etap w naszej pracy badaw czej. W ten jednak sposób zostały dane ram y konsty­

tucyjne, pozw alające na pracę bardziej celową i efektywną.

(19)

Być może, okaże się w przyszłości dalszej czy bliższej, na skutek i szczegółowszych badań, i ogólnych tendencyj w p rz y ­ rodoznaw stwie, że ram y te są zaciasne, talk że antropologja nie będzie w nich m ogła się zmieścić, jak m arsz. P iłsudski w r a ­ m ach konstytucyjnych — wedle znanej k a ry k a tu ry Czerm ań- skiego. W yjście w tedy będzie jedno i pro ste — stw orzyć nowe ram y, odpow iadające bardziej nowym faktom i potrzebom.

W tej chwili jednak kwest ja ta nie jest zupełnie aktualna.

Owszem, niem ało trzeba będzie jeszcze w łożyć tru d u i pracy, nim w ypełni się je w całości odpow iednią treścią. P ra cu je nad tem w spółczesna antropologja, i leży to w szczególnych am bi­

cjach szkoły, jaką zdołał stw orzyć Czekanowski, co niewielu

się udaje. Łatwo jest bowiem o uczniów, ale tru d n o o szkołę

naukową.

Cytaty

Powiązane dokumenty

(produkty mleczne), soja (produkty sojowe i pochodne), sezam (i pochodne), jaja (i pochodne), orzechy (orzechy ziemne migdały) seler gorczyca łubin lub zawierające siarczany,

- rozwiązuje zadania znacznie wykraczające poza wymagania na ocenę bardzo dobrą stopniem trudności i tematyką... Dział programowy :

brak lokalizacji do uwagi W sytuacji gdy wyznaczenie miejsc postojowych nie było możliwe ze względu na niewystarczające parametry drogi, ale możliwy jest legalny postój pojazdu

Niewygodne jak diabli, najmniejszy kamyk do nich wpadał, nogi były czarne i do tego śmierdzące, jak pochodziło się w nich dłużej. Ale w sumie, jakie to

Tegoroczny, jednodniowy festiwal, któremu przyglądał się burmisztrz, odbył się na stadionie.7. K ażdy palacz co najm niej trzy razy w ży ­ ciu próbow ał zerw ać

Zaczynając praktyki być może będziesz się przewracać a nieumiejętne przejście w pozycję zwykłej krowiej mordki (swoją drogą urocza nazwa) czy syrenki (a

ketchup, tomato paste, cured meats etc.) may contain trace levels of allergens: gluten, milk (including lactose), eggs, soy, nuts, celeriac and

Dla realizacji Umowy Zespół zobowiązuje się do dołożenia wszelkich starań by zapewnić Przyjmującemu zamówienie pełny i nieodpłatny dostęp do środków i aparatury