Naród ma jedynie prawu być, jako państwo.
Wyspiański: Wyzwolenie.
Ku realizacji.
Zbliża się dla nas tych wszystkich, którzy jeszcze nie byli pod bronią chwila upragniona, gdy włożymy mun
dur żołnierza polskiego. Dotychczas poszli w pole naj
lepsi wśród nas i stworzyli cudną epopeję, której na imię — Legjony Piłsudskiego. Ale nie wszyscy w pole iść mogli. Ustawą zacieśnione szranki Legjonów nie po
zwalały pomieścić w nich czynu zbrojnego narodu, zmu
szały do wywalczania i przygotowania podstaw dla sa
modzielności wojskowej Polaków. Na nas więc, którzy zo
stali w domu spad! obowiązek bronienia ich dobrego imienia, szarpanego przez własnych rodaków, oślepłych w długim mroku niewoli, tłumaczenia tej wielkiej idei, pod której znakiem wyruszyli tamci w pole, przygotowa
nia. przerobienia całego narodu, by mógł pójść ich śladem.
Jeżeli im, najlepszym, przypadło swoją krwią i ży
ciem świadczyć wobec obcych, że nie wszyscy w Pol
sce śpią gnuśnym snem niewolników, to na nas pozo
stających w domu spadł obowiązek budzenia tych śpią
cych. Hlstorja osądzi czyśmy wiele uczynili. Ze swej
strony jedno możemy z czystem sumieniem powiedzieć, iż zrobiliśmy wszystko co było w naszych siłach. Siły nasze wytężaliśmy, by cały naród od góry do dołu ogar
nęło zrozumienie, iż jeśli nie chcemy zatracić naszej zbiorowej duszy narodowej, musimy dążyć do jedynego celu, do którego przez walkę zbrojną dążyły wszystkie pokolenia minione, do Niepodległości.
C ałąfduszą pragnęliśmy utorować drogę do każdej wsi polskiej, do każdego przedmieścia wielkim ideom i programom działania Kościuszki, Dąbrowskiego, Łuka
sińskiego, Traugutta i tych wszystkich, którzy pod ich przewodem walczyli, aby sumienia wszystkich w Pol
sce obarczone zostały tym surowym nakazem, który pro
wadził tamtych, by wszyscy musieli iść — tą samą cier
nistą, trudną drogą walki, którą oni szli.
Wielu jeszcze śpi, wielu jeszcze się ociąga, wiele jeszcze zostało do zrobienia, ale wiele już zrobiono, i myśl o tern dodaje nowych sil do pracy 1 wytrwania.
Przedewszystkiem w łonie samego narodu obudziła się
godność. Dziś już hasło Niepodległości stało się wła-
2 RZĄD I WOJSKO Ns 9 snością całego ogółu; dziś przed nim muszą kornie chy
lić czoła z największym szacunkiem, ci wszyscy, którzy ośmielali się dawniej szarpać je i poniewierać.
I to jest nasze wielkie zwycięstwo. Przyszło i drugie zwycięstwo, które było nagrodą za ten nasz upór, z któ
rym prowadziliśmy naszą pracę nie zrażając się wszy- stkiemi przeszkodami, spotykanemi na naszej drodze nie tylko w okresie pierwszym ze strony rządu rosyjskiego, lecz i ze strony państw centralnych. Zwycięstwem na
szym był akt 5 listopada. W tym dniu rządy dwuch państw, które wzięły udział w rozbioraah Polski, schy
liły wobec całego świata z szacunkiem głowy przed mo
cą ducha polskiego, przyznając tym aktem, iż sto lat niewoli, sto lat strasznego ucisku'i, wynarodowienia nie zabiły jądra polskiego narodu — jego ludu, nie zabiły dążeń do niepodległości.
Państwa centralne' .wiedziały, że dla przyszłych po
koleń będzie drogowskazem nie obecna bierna masa, lecz niepodległościowcy skupiający się przy Legjonach, przy idei usamodzielnienia ich w wojsko polskie, przy dąże
niu do samodzielnego państwa. Państwa centralne wie
działy, że hąragan wojny rozkolysze duszę polską, spę
dzi z jej powierzchni wszystkie pieśni i brudne piany, i że nigdy ona już do stanu rezygnacji i pogodzenia się z ciężkim losem nie wróci. Państwa centralne spojrza
ły w. przyszłość i uznały, że lepiej taki naród jakim bę
dzie wówczas naród polski mieć po swej stronie, aniżeli przeciwko sobie.
Umiejąc patrzeć w przyszłość nie potrafiły jednak państwa centralne głębiej zajrzeć w dzisiejszą Polskę.
Chciały widzieć tylko bierność, by z nią się tylko li
czyć, — a raczej nie liczyć. Nie patrzyły głębiej, nie potrafiły wyczuć dość wyraźnie naszej w głębiach naro
du prowadzonej pracy. Ogłaszając akt 5 listopada uwa
żały za możliwe w swoich rękach zatrzymać kierowni- i ctwo nowego państwa, mniemając, że naród obojętnie i a może nawet z wdzięcznością będzie patrzał jak gene- rał-gubernatorowie obu okupacji sprawować będą władzę jednocześnie regenta państwa polskiego, ministrów pol
skiej oświaty, polskiego sądownictwa i wodzów polskiej armji.
Dlatego wystąpiliśmy z takiem energicznem żąda
niem, aby jaknajprędzej została powołana do życia wła
dza polska, dlatego tak energicznie zaprotestowaliśmy przeciwko próbom tworzenia armji polskiej na własną rę kę przez władze okupacyjne. Nie mogliśmy bowiem się zgodzić na to, by naród swych synów oddawał do woj
ska, które pozbawione będzie polskiej władzy politycz
nej i z jej sankcji ustanowionego dowództwa, do wojska opłacanego ze skarbu obcego. Chcemy stworzenia wła
snej, silnej, na zasadach samodzielności ufundowanej armji, któraby wzięła czynny udział w wojnie z Rosją i zaważyła na szali wypadków. Taką zaś armję może powołać do życia, i utrzymać tylko własny polski Rząd.
Dlatego żądanie Rządu i Wojska stało się naszym postulatem naczelnym, dlatego splotły się te dwa żądania w jedną nierozerwalną całość.
Państwa centralne po dokonaniu całego szeregu nieudanych prób z Zawadzkim, Sikorskim i innymi mu
szą ustąpić. Powstała obecnie i już funkcjonuje Rada Stanu, w której widzimy prawowity Rząd Polski i któ
remu oddajemy się pod rozkazy.
Rada Stanu w swej proklamacji zapowiada, iż stwo
rzenie aimji będzie jednym z najważniejszych jej zadań.
Musimy więc być gotowi, że w każdej chwili padnie z jej strony wezwanie stawania pod broń. Staniemy my, niepodległościowcy wówczas pierwsi.
A nim rozkaz padnie, spada na nas jeszcze jeden obowiązek: wyrobić należyty posłuch dla Rady Stanu w społeczeństwie. Musimy wytężyć wszystkie nasze siły, musimy przełamać resztki bierności i chwiejności, by naród poczuł, że nie jest już bezpańskim, że w każ
dej kwestji udawać się już ma prawo i obowiązek do swejjo rządu, a przedewszystkiem ma wobec niego obo
wiązek karności i posłuchu.
Musimy nie tylko sami pójść, lecz porwać za sobą każdy jeszcze dziesięciu nowych, w dziesięciu innych obudzić wstyd za ich bierność i chwiejność, wtedy gdy można stworzyć siłę, która będzie groźną dla Wrogów, zmusi do szacunku i liczenia się z nami naszych sprzy
mierzeńców. Wytężmy wszystkie siły na ten krótki czas
— który nam pozostał.
ezEse.
(pieśń ż o ln i e is k a ).
I.
Gdy rozwinięty „na baczność" front W wodza oczyma się wpije,
Rozkaz zapala serca ja k lont, A *z oczów płomień aż bije.
Nas będzie rozkaz ja k wicher nieść, Bo we czci wodza — żołnierza cześć.
IV codzientiem życia dobro od zła Cześć nasza skrzętnie odmierza,—
2 innego ognia jest oczów skra, Wzniecona w serca żołnierza-.
W rozkazie naszej siły jest treść I we czci wodza — żołnierza cześć.
Poza szeregiem zostawiam sąd, A zło i dobro—za wojną-.
Odpowiedzialność wziął wódz za błąd, A my — za śmierć niespokojną-, Myśmy tak chcieli ślubem się spleść I w wodza witać tę ślubu cześć.
II.
Stąd żołnierz twardy, jak jego broń, Że śmierci chłód go otacza.
IV przekleństwo wojny zakał swą skroń;
Armia — rodziną tułacza.
Lecz wolny żołnierz zna serca straż:
Inny jest żołdak, a inny — nasz.
N» 9 RZĄD Bo myśmy — wiara, rycerska brać
Pod twardym wojny pancerzem, IV przyjaźni wiernie umiemy trwać / żołnierz nasz jest rycerzem.
Bo wolny żołnierz zna serca straż'.
Inny jest żołdak, a inny — nasz.
W O JSK O
/ choć go srogi potrzeby znój Na stal bagnetu wykuwa,
Goręcej bije mu uczuć zdrój, Goręcej ludzkość odczuwa.
Bo wolny żołnierz zna serca straż:
Inny jest żołdak, a inny nasz.
3
Z frontu legjonowego.
Z nad Stochodu.
i i i
.
M iędzy dwa sąsiednie tra w e rsy w plecione są dziw ne, niepow rotne dla przeżycia chw ile, k tó ry ch nie zazna cyw il, ani nie dom yśli się najczulsza naw et dusza, nie biorąca w wojnie bezpośredniego udziału. Pisać o nich je s t trudno, jak i przeżyw ać je je s t tru d n o i nie zawsze
dobrze.
Poczucia, graniczące w swej nieuchw ytności ze snem, ja k sen dziwaczno, lotne i mało pow tarzalne.
Je ste m sam. P rzed em n ą wkopana w bagna linja nieprzyjacielska, w y ciąg n ięta w d łu g i, długi sznur od morza B ałtyckiego gdzieś aż po d alek ą Bukow inę. Ja sam jestem m alutkiem ogniwem takiejźe linji obronnej, d ro b n iu tk ą cząstką potężnej spraw y. N iem a tu, zda się, m iejsca na indyw idualność, a własna osobowość naw et jakby się zatracała wśród m iljonów takichże osobowości po obu stronach w alczących.
Z atraca się poczucie, że walczą z sobą ludzie, za
tra c a się pojęcie swego i wroga. Staje się tw arzą w tw arz z groźnem widm em , ze straszliw ym bogiem w ojny, k tó r y w ludzkiej walce się iści, w atak ach i obronie, w śm iercionośnym polocie kul, w krw aw ej walce na b a g n e ty , w m ordow aniu się w zajem nem bez m iło sier
dzia, w rzężeniu um ierających i zasty g ły m spokoju za
bitych, — ale k tó ry je s t jeszcze czeraś innem . N ie
ludzka je s t ta rzecz, k tó rą ludzkie ręce ro zp ętały z m i
sternej sieci dyplom acji europejskiej. Czuje się nad sobą żelazne praw o w alki, władne niszczyć w szystko, co ludzka skrzętna zabiegliw ość zdołała stw orzyć. Chcia- łoby się zrozum ieć sens praw dziw y: uspraw iedliw ienie.
I zdarzy się, że żołnierz, p ełn iący głuchą, ciem ną nocą swoją sam otną służbę w okopie, zapragnie całą m o
cą duszy, całą po tęg ą woli pojąć, zobaczyć: za co?
w im ię czego?
Z d arzy się czasem, że m iędzy dwom a traw ersam i, któ re bezkształtnem i bryłam i zam ykają świat do małej przestrzeni d z e w ię c iu kroków , olśni żołnierza nagle coś jaśniejszego od blasku stu rak ie t i w szystkich re fle k to rów na linji, że o d k ry ją się przed nim św iaty nowe i w ielkie, w k tó ry c h dusza się gubi a moc rozum ienia rozprasza.
I ja k b y pytał on sam, czy iego praw dziw sza isto ta — i ja k b y m u coś z tego blasku odpow iadało...
I tak ciągnie się ten m ilczący djalog, nim strzał pla
cówki snu nie obudzi, św iateł przedziw nych nie zagasi i wróci zachw yconego jogo żołnierskim obow iązkom .
— B oję się Ciebie. Jesteś g ro źn y i straszny, a nie rozum iem , po co jesteś. Jesteś m ściw y i bez litości, a przecież w spółczucie je s t może uspraw iedliw ieniem życia...
— P oszed łeś je d n a k w moją służbę?
— Poszedłem w Tw oją służbę, bo w ierzę, że tego o jczyzna moja ma praw o w ym agać odo m nie. Poszedłem w Twoją służbę, to znaczy, że w Twoje ręc e złożyłem wszystko, co posiadam : życie moje. Ale nie rozum iem , zrozum ieć nie mogę...
— K tóż jesteś, abyś m iał praw o rozum ieć?
— Jestem drobny p ył ziem i, ale we m nie je s t n a
ród. Jestem k ro p lą wody, w której się całe słońce od
bija. Prawo do zrozum ionia daje mi wlasnowolna ofiara żołnierza. O dpow iedzieć mi musisz.
— Ja nie odpow iadam . J a sp raw y, sobie pow ie
rzone, tw orzę, z n ieb y tu tw orzę i ze śm ierci w skrze
szam. W szystko, co jest, istn ieje przezem nie. Ongi stw orzyłem w ciężkiej pracy, w pocie czoła m ego to, co doty ch czas je s t na ziem i najpraw dziw sze: narody.
Dziś upadlo w yw yższyć mam, zepsute poniżyć, ponacią- gać i nastroić na nowo stru n y tej je d y n e j lu tn i, która zdolna je s t w najcudniejszej harm onji uw yraźnić myśl [ bożą.
Jeżeli w tobio odbija się naród, jesteś uczestnikiem wieczności i krw aw a praca moja sta n ie się tw oją m i
łością.
— Ale człow iek? szarpane przez Tw oje pociski ty siące ciał ludzkich?
— I cóż je s t człov,iek? Czy istn ieje sam odzielnie?
Zastanów się, czy to ty istniejesz, czy też przez ciebie coś poza tobą, w iększego od ciebie, częściow o się w y zwala i do świadom ości dochodzi? Cóż mi może na to bie zależeć? Cóż tobie może na tw em życiu zależeć?
Jeśliś na chw ilę poczuł się narodem , to wiesz, w iedzieć musisz, jak a je s t cena każdej kropli k rw i tw ojej i potu tw ego.
— Jesteś bezw zględny.
—- Je ste m żywą P ra w d ą , tw orzącą losy i p rzezn a
czenia narodów . K ażda P raw d a jest o k ru tn ą i od w y
znawców sw ych żąda całkow itej ofiary. G d y b y ś był sum ieniem tw ego narodu, nie w idziałbyś w wojnie rzeczy strasznej i o k ru tn e j, sle rozum iałbyś p racę d z ie jów , tw o rzący się Czyn, ten czyn w ojenny, k tó ry stw a
rza nowe rzeczy i now ych ludzi, a śm ierć, naw et w ła
sna śm ierć twoja, stałaby ci się ty lk o ohw ilow ym odpo-
4 RZĄD I W O JSK O Na 9 ezy n k iem bojowej jed n o stk i, gotow ej ju ż w następnej
chw ili do nowego czynu, w in n y c h ju ż w arunkach w y pracow anego.
P o z n a j m nie w sobie. Z rozum , ile w tobie je s t z ak lęteg o ze m nie, z h isto rji tw ego narodu, k tó rą ja w je j n ajśw iętszy ch m om entach tw orzyłem . Twej woli zadość nie uczynię: nie w yttóm aczę ci siebie, gdyż P raw d ę m ożna ty lk o zobaczyć. P a trz na m nie i naucz się m nie kochać.
I zd arzy się, że duchow e oczy żołnierza ujrzą — i u k ochają na śm ierć i życie, na zawsze i płom iennie o lbrzym ie w idm o, k tó re w czarną i pustą noc, w tru d n ą i m ęczącą służbę, ukazało się m iędzy dw om a tra w e rsa mi okopu.
W staje św it. P rz e d d ru tam i, w rozbrzasku ledw ie dopiero szarym , w idnieją jak niew yraźne m ajaki posta
cie żołnierzy, id ący ch długim szeregiem na zm ianę p la
ców ek. P ad ła rosa i zaćm iła b łyszczące bag n ety . Cza
sem dźw ięknie łopatka, czasem m an ie rk a o klam rę uderzy.
P lu to n idzie na w schód, ku swojej w ysuniętej p la cówce, nim dzień nie uniem ożliw i do niej dostępu.
Na odcinku 1. pp. sie rp ie ń 1916.
Żołnierz polski w Warszawie.
W drodze do Brześcia L itew sk ieg o i W arszaw y.
W pociągu żo łn ierz ma czas zam knąć i przem yśleć okres m iniony, ogarnąć odcinek, ja k i się coraz bardziej oddala
igin ie — i usiłuje rozw iązać zagadnienie ju tra . W yrw a
n y z rzeczyw istości dw u odcinków , stareg o i nowego żo łn ierz w m rocznym wozie p rz y p iecy k u zapada w za
dumę.
Dziś pociąg niesie nas na niezn an y zg oła teren, ku chw ilom zaiste osobliw ym . P ę d z im y p rze strz e n ią k ilk u dziesięciogodzinną, ścianam i wozów oddzieleni od świa
ta. R z u c iliśm y starą form ę: L egjony — ku nowej zdą
żam y.
Po obu stronach krajobraz poleski jednostajny i nudny. U gory od la t nieu p raw n e, badylam i zielska i ostów porosłe, ogrom ne bagniska torfiaste i po w zgó
rzach lasy sosnowe. Z rudziałe łąki i pola, stalow em i [ jen o taflam i rze k i bagien okraszono.
P o z a nami obóz. Jed ziem y do ojczyzny. Pojutrze p u łk 3-ci i 4-ty piech o ty , 2-gi ułanów, kom panja saper
ska
ite c h n ic z n a p rze jd ą uroczyście przez W arszawę.
O tern się m arzyło tak gorąco przed rokiem po drogach i gościńcach lubelskich, przed dwom a la ty w czas j e sienny pod R adom iem i D ęblinem . O innym jed n ak wejś- ciu do sto lic y śn ił żołnierz, g d y śnić można było m ię dzy jed n ą a d ru g ą bitw ą, w pogoni za w rogiem czy w okopach. Złudzenie to potęgow ało siły, na nogach nieraz trzym ało.
Ot, jeden ze snów na jaw ie żołnierskiej...
P o wozach cicho. N ie sły c h a ć pieśni, to w arzy szą
cej nam zawsze w drodze. Spoglądam y na siebie i każ- ; d y z d ziw io n y wm awia w p rzy ja ció ł, iż pow inna być wesołość, en tu zjazm ... U spraw iedliw iam y się nawzajem , składając w inę na nieodpow iedzialne w y czerpanie fiz y czne i duchow e. I to praw da. P od o b n ie w dniu p ro klam acji Polski N iepodległej. O statnie m iesiące z a cię ż y ły nad nam i i nazbyt długie oczekiw anie kresu. Lecz j
praw da i p rz y c z y n a najgłębsza ta, że rola, w jakiej m ie
liśm y w kroczyć do stolicy, zaginęła. Z w ycięstw a nie odnieśliśm y ani z narodem , ani nad narodem .
P o ju trz e w ejdziem y w A leje Jerozolim skie, na N ow y Św iat i na Plac Saski dzięki w ypadkom . To czujem y podobnie, jak znużenie i w yczerpanie.
Idea, jak a nas w w ir zdarzeń rzuciła i ja k ą m yśm y po Polsce obnosili, zw ycięży — jeśli nie dziś — to j u tro w całym kraju! Lecz żołnierz nau czy ł się wiele w ciągu d łu g ic h , dwu lat. P rz ed e w sz y stk ie m sum iennej oceny zjaw isk i poszanow ania rzeczyw istości. N a u czy liśm y się także sk ru p u latn ie odliczać, co nasze, a co obce.
S tanęliśm y w A lejach Jerozolim skich, czekając znaku. Po praw ej 4-ty p u łk , po lewej kom pania te c h n i
czna, za nią pu łk 3-ci. U łani przejeżdżali to w przód ku dw orcow i w iedeńskiem u, to w ty ł, świecąc czerw one- mi rabatam i. C hw ilam i zjaw iał się jakiś sztab na ko
niach: K om endy legjonów , lub pułk. H allera.
Za nam i na tro tu a rz e publiczność. N ajw ięcej k o biet. G d y nas m ijali ułani, jegom ość jakiś do starszej pani przem ów ił.
— U łani, ładne wojsko! Pam ięta pani... Jakby w tem samem m iejscu, także przed dw orcem , dwa lata tem u... Także legjony... za Polskę... Tak samo ładnie błyszczały szable i konie rżały. Ł adne wojsko...
— A k tó ry rodzaj broni najniebezpieczniejszy, p ro szę pana? — p y tała panienka o śliczn y m w arkoczu.
— B iedacy... Ja k wy tam na w ojnie żyjecie? — Tą kaw ą czarną...
— Dzieci, same dzieci, p a trz pani! — pokazyw ała jejm ość czarno ubrana kom panję jed n ą 4-go pułku, z sa
m ych praw ie dzieciuchów złożona.
Coś nas je d n a k dzieliło. Ż ołnierz stał pow ażny, na znak uw ażający i kom endę, n iesk o ry do pogaw ędki.
P ubliczność p atrzy ła nie dow ierzając, z odległości, jak nie na swoich. Za nami ciem na k ilk u p iętro w a k am ieni
ca, odśw iętnie w ystrojona orłam i i proporcam i. D yw any zw ieszały się z balkonów . W rękach p rzechodzących dziew cząt kw iaty. D zień chłodny, czarny, g ru dniow y bez jed n e g o uśm iechu.
P a d ł znak. P rz e je c h a ła w dw urzędach p lu tono
w ych kaw alerja, gdzieś na p rze d z ie trzeci pułk ru szy ł za G alicą m ajorem , za nim c z w a rty . I w końcu na nas kolej.
— W czw órki w praw o zw rot! — padła kom enda.
Ruszyliśm y w g lu ch em m ilczeniu z obu stro n ulicy.
Tam i sam jen o na tro tu a rz e lub wysoko na balkonie zryw ały się odosobnione oklaski. Szeroką ciem ną aleją bez p e rsp e k ty w y we mgle...
Nagle o k rzy k i głośne z obu stron w zleciały: N iech żyje wojsko polskie! — D reszcz p rzeb ieg ł po kolum nie.
C hłopcy jeszcze bardziej w y p rę ż y li się na to pow itanie.
I k ro k ie m tw ard y m , dum nym przez bram ę tryum falną na inną, jaśniejszą i lepszą stronę. Znów się okrzyki porw ały. Po obu stronach zbite w kordonach m ło d zie
ży tłu m y . — N iech żyje P iłsu d sk i! — Niech żyje żoł
nierz polski! — i tak raz w raz. U d e rz y ły w nas z na
gła, oślepiły.
Spojrzeliśm y w bok. G rono m ężów pow ażnych w czarnych ubraniach. Szczera radość w oczach i na tw arzach, gest bratn ieg o pow itania w ram ionach. D ani
łow ski —- Sieroszew ski — Rada S tolicy... Na żółtym
piasku pod nogam i kw iaty białe, czerw one, złote —
Nó 9 RZĄD I W O JSK O 5 w pow ietrzu, w ręk a c h kw iaty... Już ten i ów ustro jo n y — Niech ż y je pierw sza brygada! — o k rzy k za z rozjaśnioną szczęściem tw arzą k ro c z y dum nie a gło- okrzy k iem w zdłuż kordonów leciał i w itał. Tak —myś-
wę zadziera. , my dziś b y li je d y n ą kom panją z pierw szej b ry g a d y
Ł z y się w oczach zak ręciły . Spojrzałem : i u po- w S tolicy, rucznika M oraczew skiego łzy i u podpor. B oernera
i u podpor. K in ty —Możdżenia...
Dalsza droga.
O dbyliśm y już szm at drogi... Od czasów, g dy ro z darci byliśm y na orjentacje, któro w różny sposób w y obrażały sobie budow ę P o lsk i, a w szystkie pozbawione b y ły realizacji politycznej — jedna tylko miała realiza
cję wojskową o bolesnych dziejach właśnie z powodu braku politycznej, — doszliśm y do m om entu przełom o
wego, w k tó ry m pow stanie rządu własnego tw o rzy p u n k t c e n tra ln y dla w szystkich sił naszych społecznych i p o lity czn y ch , zmusza je w szy stk ie do k o o rd y n ac ji, od niej uzależnia dalszy ich w zrost. Tw orzy więc z nich jedno ciało. Od dołu pow staje teraz Polska niepodległa... A lbo
wiem dziś każda cząstkowa siła, każd y cząstkow y in te res nie w abstrakcji, lecz realnie zaw isł od wzrostu nowej całości, k tó rą staliśm y się przez pow stanio rządu p o l
skiego, zaw isł do jeg o w zrostu.
Z dajm y sobie spraw ę z tego, że stara, praw da gło
sząca: w zrost potęgi narodu na w szystkich jego człon
kach się o d b ija,—dziś zaczyna dla nas tę tn ić k rw ią we w szystkich n a jre aln iejsz y ch spraw ach dnia codziennego, je s t praw dą dla każdej kom órki społecznej, odnosi się do w szystkich klas i stanów . Długo jeszcze, a najsilniej w czasie budow y fundam entów , in teresy wspólne g ó ro wać będą na udzielnym i. A w yrazem w spólnych in te resów jest rząd. Stąd staje się dziś jasnym w ko n k ret- nem życiu zw iązek m iędzy bardzo dalekiem i spraw am i...
Los n iety lk o p rzem y słu naszego, szkolnictw a, sądow ni
ctwa, czy in n y c h dziedzin w całokształcie w ziętych, ; le każdej istniejącej dziś organizacji społecznej, in sty tu cji ekonom icznej, najm niejszego stow arzyszenia robotników , czy zrzeszenia chłopskiego je s t w zależności od tego, jak pręd k o rząd nasz tak wzrośnie w siły, by m ógł je na najdalsze kom órki narodu rozsyłać... W szystkie n a
sze siły społeczne n ajrozm aitszych rodzajów i funkcji z y sk ały dziś w rządzie nową, w spólną, od stu lat praw ie nieistniejącą dźw ignię polityczną. A g d y ten związek jest jasny, jasuym je s t też zw iązek m iędzy w zrostem naszych sił społecznych a spraw ą a im ji. Ta znów jest najsilniejszą dźw ignią p o lity k i zew nętrznej, dyplom acji.
T ak więc skróconą jest dziś droga, dla tego kto chce patrzeć, m iędzy spraw am i pozornie bardzo dalekiem i od siebie... W codziennem życiu w idocznym dziś jest zw ią
zek m iędzy spraw am i takiem i, ja k niedola ro botnika i c h ło pa. któ rą w y c ie rp ieć musi z powodu braku g o sp o d a r
stwa narodow ego i m ałych dziś sił rządu własnego, a spraw am i europejskiej wagi... J e st to dziś spraw ą p il
ną zw iązek ten na p rzy k ład ach aktu aln y ch w szeregu dziedzin w ykazyw ać. W ykaże go najlepiej zdecydow ana walka rząd u o rea liz a c ję w in te resie pow szechnym p r o wadzona. A by żywą praw dą stało się dla w szystkich, że nie ty lk o rząd polski bez ludu, bez rzeteln ej dem okracji, ale i lud bez rządu, bez w zrostu sił państw ow ych pol
skich naprzód iść nie może. W te d y dopiero stanie się m ożliwa obrona interesów narodow ych, naw et najdal
szych, przez lud, jak o in teresó w swoich. Obrona ta
w dniu dzisiejszym ma trz y drogi, trzy uzupełniające się kierunki przed sobą. P ie rw sz y i d ecy d u jący to tw o rzenie arm ji i to tw orzenie w zależności od rządu p o l
skiego. D rugi to podporządkow anie w szystkich czy n n i
ków siły społecznej, w szystkich organizacji, w szystkich
! kom órek życia narodow ego — rządow i. Trzeci jest, k on
sekw encją d rugiego i staw ia dziś na porządku dziennym spraw ę niezm iernej w agi, a tern ak tualniejszą i rea ln ie j
szą, im bardziej Polska od dołu narasta i ciałem się staje. J e st to spraw a — polskości p o lity k i polskiej.
1 w tej spraw ie in te res narodu i mas Imb w ych je s t j e den. Na znaczenie tej spraw y w dobie bieżącej zwraca uwagę b ra tn i nasz organ „Notatki polityczne" w n-rze (i-ym, z k tó ry ch przy to czy m y tu ustęp następujący: „B u
dowa państw a polskiego dopiero się rozpoczyna z nie- słychanem i trudnościam i i w ew nętrznem i i zow nętrzno- i mi. Budow ać się to państw o musi z pom ocą obydwóch państw c e n tra ln y c h , dla k tó ry c h pow inno ono b y ć — we w łasnym i w ich in teresie — pożądanym sojusznikiem . Ale nigdzie, pod żadnym w zględem , w żadnym k ie ru n ku in te res narodow o-państw ow y polski nie może być na szwank narażony skutkiem ty c h czy innych ustępstw dla interesów’ m ocarstw obcych. Tym czasem partje pru- so i austro filsk ie — skutkiem swój w zględnej zależności od Prus i A u strji — bardzo często są narzędziem w rę ku p o lity k ó w obcych, działających na obydw u okupa
cjach. Da się to zwłaszcza pow iedzieć o L. P . P., która zb y t otw arcie i konsekw entnie angażuje się po stronie interesów , niezaw sze będących w zgodzie z znsadniczem i dążnościam i Polski, jak o całkiem odrębnej całości. Nie- dziw więc, że obóz polski, k tó ry musi wzrastać na siłach w m iarę przen ik an ia do coraz szerszych w arstw idei b u dow y i u trw alania sam odzielności państw ą własnego, musi coraz ostrzej zw alczać ek spozytury obcych in te re sów p o litycznych na polskim gruncie. W m iarę u trw a
lania się własnej państw ow ości i jej funkcji, ek sp o zy tu ry te będą sp o ty k a ły się z coraz e n e rg icz n ie jsz y m opo
rom obozu polskiego, w którym skupiać się muszą coraz szersze koła. Obóz po lski nie ścierpi, aby stosunki z mocarstwami ościcnnemi, będące jedną z atrybucji najw yższei legalne) władzy p o lskiej— rządu polskiego, mogły się stać źródłem wpływów i znaczenia pewnych partji, czy grup politycznych. Dalszy rozwój stosunków musi prow adzić w sposób n ieu n ik n io n y do rozrostu obo
zu polskiego kosztem w szystkich innych — aż do z u p eł
nego ich zaniku. 1 funkcje ■wypływające ze stosunku do państw o ściennych, muszą przejść całkow icie i w zupeł
ności w ręce rządu polskiego, g d y ż g d y b y się tak nie stało i g d y b y w niepodległern państw ie polskiem nie za n ik ły p a rtje — rosyjska, pruska i au stryjacka, m ogło
by mu to grozić wielkiom niebezpieczeństw em w p rz y szłości".
R osnące dziś ciało Polski w interesie swego w z ro stu, w in teresie tak spraw pow szechnej w agi, jak i p o szczególnych dziedzin i kom órek, będzie m usialo rychło
^odtrącić od siebie, ja k k ręp u ją cy i niebezpieczny łach-
I tman niew oli, te k ieru n k i po lity czn e, któ re w chw ilach
6 RZĄD I W O JSK O M 9 dziejow ej wagi wzrost sił je d n o lity i org an iczn y u tr u
dniają... N azw ie je obcym i, choćby wśród n ich znaleźli 'ię ludzie osobiście uczciw i i nie pozbaw ieni uczuć pa- ( ry jo ty c z n y c h .
Rada stanu a wojsko.
(Nadesłane z Legjonow).
Ogłoszenie R ad y Stanu pow itano w wojsku słowem:
Nareszcie!
P rzez półtrzecia roku żyl żołnierz polski bez swej w ładzy p o lity czn ej. T ylko w I B rygadzie był tak szczę
śliw y, że przynajm niej swoją bezpośrednią w ładzę w oj
skową uważał za praw ow itą. P rzez p ó łtrz ec ia roku n i
kogo nie w idział, ktoby dbał, by krew i śm ie rć b y ły realizow ane. „Czy też choć to w szystko zda się na co?“ — w yryw ało się żołnierzow i po tru d ach śm iertel
nych walk. N ikogo nie m iał tam na ty ła c h , k tó ry b y o tę krew rze teln ie się zatroskał.
W szystko, co było dotychczas, było ty lk o suroga- tem (ej w ładzy.
N. K. N. nie p o tra fił w ystaw ić p ro g ram u przem ia
ny L egjonów na wojsko polskie, co w ięcej nie m iał od
wagi w spółdziałania z tem i dążeniam i w L egjonach sa
m ych, które z m ierzały do usam odzielnienia. W ydaw ało mu się to rzeczą z b y t ryzykow ną. Ż ołnierz nie ujm ow ał tego w form uły rozum owe. C zuł jed n ak , że N K N . nie posiada a u to ry te tu rządu, ani czynnej am bicji w y tw o rzenia z Legjonów wojska polskiego, że w dyplom aćji swej jest słaby i tch ó rzliw y .
K rólestw o do ostatniej chw ili nie stw orzyło żadnej organizacji, k tó ra b y za to, co się dzieje z w ojskiem , brała odpow iedzialność.
Tę odpow iedzialność za wojsko, za jeg o k ad ry ja- kiem i są w obecnej c h w ili L eg jo n y , musi na siebie wziąć R ada Stanu. N ie ty lk o dlatego, że niem a p ań stwa bez wojska, że w czasie w ojny ilość karabinów ma moc i wagę, ale p rzedew szystkiem d latego że idzie tu o samodzielność wojska, od którego sam odzielność, pań
stwa zacznie być budowaną.
Dotą ' ' agjony ciągle zależne są od A u strji. Żołd w ypłacany je s t z kasy rządowej a u stry jack iej. Nom ina
cje, przeniesienia i t. d. założą od w ładz a u strja c k ic h , przy sięg ę nie dawno ponaw iali żołnierze na im ię nowego au strjackiego cesarza.
K ardynalnem i postulatam i usam odzielnienia L e gjonów, t. j. zw iązania ich z państw em polskiem jest przedew szystkiem : oddanie ich R adzie Stanu, by stała się ona w ładzą polityczną dla nich i w przyszłości dla wojska całego, pow tóre, w zięcie L egjonów na e ta t s k a r
bu państw a polskiego. W reszcie ustanow ienie przez R adę Stanu k om endy nad wojskiem.
Ż ołnierz wie, ża pom yślne załatw ienie ty c h spraw zależy od stanow iska społeczeństw a. Ale niech nie w yobrażają sobie pp. p o lity cy , że je s t to kw estja, k tó rą załatw ić m ożna takim lub innym kom prom isom , — sfor
m ułow aniem jakiem ś, któreby nikogo nie raziło, a do
raźnie u łatw iło drażliw ą sytuację. N iech jasno spojrzą w oczy tej spraw ie, że załatw ienie ty c h rze c z y stanow i o podstaw ie życia m oralnego żołnierzy. Z a ła t
w ienie więc musi być jasno i uczciw e.
Może być, że długie p rz e ta rg i z okupantam i i z nie- k tó re m i polskiem i partjam i w yczerpują cierpliw ość i nerw y; — może być, że tęsknota do realizacji każę kom uś pow iedzieć: niechże załatw ia się spraw a, choćby
nie całkiem jasno i czysto — ale niechże się już raz w reszcie załatw ia. A le pam iętać trzeba, że stokroć cięższą niż droga p o lityków b y ła dotychczasow a droga- żołnierza, k tó ry orzełka nosił — ale był c. i k. legjo- nistą, polską kom endę i ję z y k służbow y m iał — ale brał żołd au strjack i, czuł że za P olskę w alczy — ale p rz y się gał obcem u m onarsze. Pam iętać trzeba, że załatw ienie połow iczne spraw y w ładzy politycznej nad w ojskiem , k om endy sam odzielnej i żołdu, p o lity k o m dalej żyć i działać pozwoli — bo oni m ają i inne w ażne kwe- stje,—ale żołnierzow i—tę najw ażniejszą, je d y n ą spraw ę jego obyw atelsko-żołnierskiego sumienia zabagni—i życie dopraw dy uczyni już nie do zniesienia. P a m ię ta ć trzeb a, że żołnierz, g d y b y rząd polski spraw jeg o sum ienia nie rozw iązał, stanie wobec nich b ezradny, subordynacyjną postaw ą rozłam swej duszy pokryw ając — i pójdzie da
lej w alczyć i ginąć, bo tak ie surow e jeg o żołnierskie praw o; a z nim pójdą i ci now i, od dawna do wojska się gotujący. Bo g d y rząd jest, to nie do nich ju ż na
leży o po lity czn y ch podstaw ach wojska rozum ować. I dla tego bezw zględnym obow iązkiem jest społeczeństw a tak oddziałać na swój rząd, takie dać m u p o dstaw y i opar
cie, by on na swoje barki w ziął odpow iedzialność za zdrow ie dusz i sum ień n a jlep szy ch synów narodu, i pod brzem ieniem tej odpow iedzialności się nie ugiął.
Zadanie sam odzielności wojska w ysunie p rz e d e w szystkiem kw estję dowództwa. R ada Stanu przyjąć stanu fak ty c zn e g o , jaki dziś jest w L eg jo n ach , nie m o
że. D zisiejsze dow ództw o to kom enda lik w id u jący ch się c. i k. Legjonów . U stanow ić kom endę nad w ojskiem polskiem może ty lk o rząd polski—R ada Stanu. Inaczej w szelkie „poddaw anie się pod jej rozkazy" pułk. S zep
tyckiego, k tóry przecie de facto ciągle je s t służbowo za
leżny od Austrji, będzie bałam uceniem opinji. R ada Stanu może uznać lir. S zeptyckiego za kom endta kadr wojska polskiego, albo nie uznać, ale m usi ona to zdecydow ać.
J e st to zupełnie jasne, ale w łaśnie dlateg o może być n ajg o rliw iej zaciem niane. Z w olennicy m niejszej lub większej bierności, czy będą oni w R adzie Stanu, czy poza nią, m ogą ogłosić w tej spraw ie swoją bezintere- 1 sowność. P rz y jd ą oni mimo swej woli w sukurs tym , k tó
rzy ich najbardziej dem onstracyjnie dziś zw alczają.
C zynniki bowiem, k tó re dziś pełne mają usta słów jak ie zadanie czeka R adę S tanu w spraw ie wojska, kom petencję jej w te j w łaśnie spraw ie rów nocześnie ścieśnić usiłują.
P ro je k t reg u lam in u R a d y Stanu, ogłoszony w pism ach galicy jsk ich , nie określa jaki będzie stosunek R ad y S ta
nu do kom endy w ojska polskiego, kto tem u wojsku da kom endę, natom iast, p ro je k tu ją c zw rócenie się m arszałka koronnego do kom endy L egjonów z żądaniem w ydele
gow anie trz e ch w yższych oficerów do kom itetu w ojsko
wego, z g ó ry uznaje c. i k. Komendę L egjonów za p ra wowitą władzę wojska polskiego. R obi to wrażenie, jak- gdyby ty m czynnikom p o trzeba było ltady Stanu w spraw ach w ojskow ych ty lk o do w ydania odezw y werbunkow ej!
Co za pow ody istnieją, by na czele wojska p o lsk ie
go pozostaw iać tę in sty tu cję, k tó ra jako c. i k. władza została L egjonom narzucona? Zapew ne istn ieją ludzie związani z c. k. K om endą L egjonów i chodzić im może o jej zatrzym anie, by b yła d rab in ą dla nich do stan o wisk. Ale to chyba nie może uchodzić za w ystarczają
cy m otyw . C zynnikom a u strjack im oczyw iście m usi cho
dzić o to, by c. i k. K om enda L egjonów została kom en
dą w ojska polskiego, bo to zw iększa^ich sferę wpływów;
ale co to ma w spólnego z polską ra c ją \s ta n u ?
L egjony n ig d y nie poczuw ały się ’do żadnego p o
w inow actw a duchow ego z A u strją, wojsko polskie tem
m niej.
.Ni y RZĄD 1 WOJSKO 7 Oddanie kom endy w ręce austrjack ie nie będzie
przeciw w agą wobec N iem iec. Owszem w yzbycie się am bicji posiadania polskiej kom endy nad wojskiem, u ła t
wia p rzy zm ianie układu sił zam ianę austrjack iej.k o m en - d y na niem iecką. A tym czasem , najsłuszniejsze naw et zam ierzenia ze stro n y K om endy L egjonów m ogą na
trafiać na podejrzenie N iem ców , że teg o chce, nie k o m endant wojsk polskich, ale lir. S zep ty ck i, pułkow nik au strjackiego sztabu generalnego, m ianow any kom endan tern przez A ustrję.
Czy nie dość m am y isto tn y ch tru d n o śc i, by stw a
rzać sobie jesz c ze fik cy jn e?
A przedew szystkiem K om enda Legjonów dosłow nie żadnego a u to ry te tu m oralnego w w ojsku nie posiada.
Od czerw ca 1916 r. ma c. i k. K om enda cic h y bu n t przeciw sobie w olb rzy m iej w iększości L egjonów , bunt, k tó ry w skutek in stru k cji K om ęndanta po 5 listopada przeszedł w stadjum zawieszenia broni, ale nie ustał.
K om enda Legjonów nakładająca opaski czarno-żółte, niw elująca L egjony do jed n e g o z oddziałów wojska au- strjackiego, kom enda walcząca z Piłsudskim w szystkim i środkam i, jako z przedstaw icielem idei sam odzielności wojska polskiego, kom enda niszcząca w szelkie sam odziel
ne czynniki wojskow e polskie, czy b y ły nim i kom isa- rja ły wojskowe w okresie kieleckim , czy iu sty tu cje w erbunkow e D. W . w pierw szej połowie 1915 r., k o m enda, k tó ra szła naw et przeciw postulatow i korpusu posiłkow ego, i sądziła, że załatw i go m askaradą z m acie
jów kam i, kom enda z całym swoim czynicznym system em p ro te k c y jn y m , zasłużyła na sm utny los i nie należy tego losu od niej odw racać.
W ojsko polskie i tak będzie z musu pod wielu w zględam i uzależnione od okupantów . Je d y n ą g w a ra n cję jego sam odzielności stanow ią c h a ra k te ry . N arzucona L egjonom c. i k. K om enda, w której osoby ty le razy się zm ieniały, nie posiadająca w pływ u wśród społeczeństw a ani oparcia w w ojsku, bo istn ieją ca nie w iadom o z c z y jej sankcji, będzie zawsze podobną do ludzi, k tó rz y
drżą o posady. W śród ludzi takich bardzo trudno o... niezłom ność.
Od Rady S ta n u oczekiw ać musi żołnierz jako od swej p o lity czn ej w ładzy, by nie p rze d łu ża ła jeg o naj
w iększej tra g e d ji, braku zaufania do dow ództw a.
Ż ołnierz chce m ieć swój rząd. R ząd ten musi brać odpow iedzialność za wojsko. B rać odpow iedzial
ność za wojsko to, naznaczać kom endę i być dla niej w ładzą p o lity czn ą.
Z CAŁEJ POLSKI.
Życie polityczne Polski skupia się w chwili obecnej okol°
tego naczelnego faktu: ogłoszenie Tymczasowej Rady Stanu. Fak1 ten epokowego znaczenia wszędzie przyjęty został jako zawiąza- nie się pierwszego po wielu latach Rządu Polskiego, który repre
zentować będzie państwo polskie, systematycznie tworzyć jego budowę: Wojsko, skarb, administrację, szkolnictwo, sądownictwo, wreszcie sejm, jako konstytucyjny organ woli narodu. ‘Ze Wszyst
kich stron kraju napływają coraz liczniejsze adresy od rad miej
skich i gminnych, instytucji społecznych i organizacji politycznych, wyrażające radość z powodu powstania Rządu polskiego, oraz poddanie się jego rozkazom. Cały szereg 'spraw konkretnych, gospodarczych i społecznych zgłoszono już do Rady Stanu, doma
gając się od niej ich załatwienia.
Rada Stanu przystąpiła już do pracy wybierając marszałka koronnego, jego zastępcę i sekretarza, oraz wydział wykonawczy.
Wybraną została nadto komisja wojskowa, opracowująca Warunki
tworzenia wojska, oraz komisja sejmowa, która przygotuje zwo
łanie sejmu.
Z zadań, które przed Radą Stanu się otwierają tiapilniejszetu i najważniejszem jest stworzenie podstaw pod organizację wojsko, Warunkiem powodzenia tych prac jest przedewszystkiem bezzwło
czne przejście Legjonów polskich, które dla przyszłego Wojska stanowić mają kadry, pod władzę polityczną i na etat Rady Stanu.
Sprawa ta, na którą Austrja już dawno W zasadzie się zgodziła, ulega obecnie niczem nie wytłumaczonej zwłoce. Stwarza się w ten sposób niejasna sytuacja, że Wojsko państwa posiadającego już swój rząd tymczasowy ma komendę mianowaną i służbowo zależną od państwa obcego, a żołnierzy i oficerów zaprzysiężonych mo
narsze tego państwa i opłacanych z kasy rządowej obcej. Prze
wlekanie tej sprawy Wskazuje niezbicie, że obstrukcja Austrji w sprawie realizacji aktu 5 listopada trwa w dalszym ciągu, mimo ostatecznej zgody na ustanowienie Rady Stanu.
L e g jo n y p o ls k ie ,
Wszystkie ich palki i brygady, przysłały na ręce marszałka koronnego adresy, wyrażające radość żołnierzy z powodu powstania Rządu narodowego, oraz nadzieję, że ich sto
sunek do Rady Stanu ułożony zostanie w taki sposób, iż stanie się ona dla nich Władzą polityczną. Komenda Legjonów załączając te adresy, deklaruje W swoim bezwzględne posłuszeństwo Rządowi polskiemu. Ma to niestety, jak dotąd, teoretyczne tylko znaczenie, gdyż — jak rzeklo się Wj’żej — komenda ta, mianowana przez Austrję faktycznie ciągle od niej jest zależna, a pułkownik Szep
tycki nie przestał być oficerem austryjackiego sztabu generalnego.
P o ls k a O r g a n i z a c ja W o js k o w a
poddała się 17 b.
i ii.bezwzględnie pod Władzę Rady Stanu, a komendant jej, przedsta
wiwszy się wraz z najbliższymi współpracownikami swymi marszał
kowi koronnemu, wręczył mu umotywowany akt, w którym oddaje się wraz z organizacją pod rozkazy pierwszego Rządu polskiego.
W ten sposób Wkracza ta organizacja na nowe tory. Po pracy przygotowawczej zbliża się dla niej okres realizacji Rozkaz po- I Wota ją niewątpliwie wkrótce w szeregi Wojska, a dorobek jej
W dziedzinie uwojskowienia społeczeństwa przysłuży się zna- J komicie przyszłemu Departamentowi wojny, będzie czynnikiem przyspieszającym jego pracę, gdy przystąpi on do czynności organi- 1 zacyjno-wojskowych,
Z o b w o d u p io t r k o w s k ie g o
donoszą o strejku nauczy
cielstwa ludowego, wywołanym fatahiymi warunkami niaterjalnymi (50—80 koron miesięcznej płacy!). Strzejk rozszerza się na obwo
dy sąsiednie. Nauczyciele zwrócili się z odpowiednim meinorjalem do Rady Stanu przedkładając do jej rozstrzygnięcia swą sprawę.,
W o k u p a c j i a u s t r y j a c k i e j
powstały parę dni temu po powiatach komisje aprowizacyjne, złożone z przedstawicieli spo
łeczeństwu (rolników, przemysłowców, handlu, oraz konsumentów) i reprezentantów administracji. Komisje te mają prawo decydo-
; wania w sprawach aprowizacyjnych, a władze okupacyjne wykonu
ją w swym zakresie ich decyzję. Krótka działalność dala już cały szereg znakomitych rozultatów. Sprawa ta łączy się niewątpliwie z powstaniem Rady Stanu.
W n ie d z ie l ę d . 21 r . b .
odbyła się z inicjatywy C.K.N. Wielka manifestacja ludu warszawskiego na cześć Rady Stanu. Od rana na rogach ulic ukazały się plakaty, mówiące o prawach i obowiązkach wynikających z faktu powstania niepodległej Polski, a Wśród pu
bliczności krążyły kartki wzywające na manifestację, oraz odezwa C. K. N„ która stwierdziwszy, że: „Powstał pierwszy od półwiecza 1 Rząd polski" wola:
„Na twojej jeno mocy może się oprzeć Rząd polski, Ludu polski, ule też Twoją największą bronią stać się może!...
Co dziś musi uczynić Rząd polski?
Musi bronić granic własnego gospodarstwa, Twego gospo
darstwa, Ludu polski! Musi otoczyć opieką pracę narodu polskie- I go. Musi zwołać budowniczych nowego Domu, zwołać przedsta
wicieli ludu polskiego na Sejm polski, przygotować fundamenty nowego gmachu!
Im większego poparcia dozna w tych pracach, tern prędzej I wzrośnie W silę. Im groźniejszą stanie się mocą na wroga rosyj- l skiego, im prędzej sam potrafi rządzić i bronić własnego domu,
jem prędze) sam W nim gospodarstwo obejmie!
Wiele Ci Winien Rząd polski, Ludu polski!
A coś Ty winien Rządowi polskiemu, Ludu polski?
Winieneś być źródłem, z którego Rząd polski moc sWa czer- ' pie! Wtedy będzie Rządem silnym, Wtedy będzie Rządem Twoim!
Dla pruw, które dziś zdobyć masz dla siebie i dalekich po- ) koleń Winieneś Rządowi polskiemu gotowość twardego obowiązku,
gotowość krwawego wysiłku, gotowość karnego posłuchu!"
Mimo siarczystego mrozu zebrały się liczne tysiące o godz.
12-ej W Alei 5-go Maja. Przybyły organizacje i partje polityczne
i ze sztandarami, organizacje . zawodowe, stowarzyszenia nauk <we
8 RZĄD I WOJSKO M 9 i społeczne, młodzież akademji i szkół średnich, Liga kobiet i Koło 1
pomocy dła Legjonistów, a wreszcie liczne zastępy P. O. W. Po | wysłuchaniu przemówień ruszyły długie szeregi pochodu przez i Aleje Jerozolimskie, ul. Marszałkowską i Królewską pod pałac Kronenberga. Deputacie Centralnego Komitetu Narodowego, Partji Niezawisłości Narodowej i Ligi Kobiet udały się do gmachu złożyć i adresy hołdownicze Radzie Stanu. Grupy manifestantów rozstawi
ły się ciasno po całym placu przed gmachem. Nad tłumem powie
wały sztandary i transparenty -z napisami: „Na ? wojnę z Rosją", !
„Rząd i Wojsko to siła narodu", „Niech żyje wolna Litwa z wolną Polską" i t. d. Wznoszono okrzyki na cześć Niepodległego pań
stwa, Rządu i Armji narodowej. Na balkonie ukazali się członko
wie Rady Stanu z marszałkiem i Komendantem Piłsudskim, przy- Witani burzą okrzyków. Marszalek wzniósł rękę i uciszywszy tłu
my Wzniósł okrzyk: „Niech żyje Polska wolna i potężna! Nieci:
żyie Warszawa, serce Polski!,,. Pochwycony przez usta ludu i mło
dzieży rozebrzmiał ten okrzyk rozległem echem wśród murów-mia
sta. Odjstrony ulicy Mazowieckiej ruszyły w kolumnie marszowej dwa bataljony reprezentacyjne ' Polskiej Organizacji Wojskowej.
Defilowały sprawnie sformowane szeregi przed Radą Stanu; jutrzej
si żołnierze patrzyli w surowe oczy twórcy polskiego ruchu woj
skowego.
- - i - i
Ze świata.
Stanowisko koalicji wobec sprawy polskiej zaznaczyło się wyraźnie ostatnimi czasy
Wdwucli notach dyplomatycznych. Wy raża je odpowiedź na notę Wilsona, . wprawdzie tylko
Wjednem : zdaniu, ale zato z pożądaną jasnością i dobitnością: „...zamiary ce
sarza rosyjskiego co rlo Polski są jasne..." Mimo Więc szeregu gło- ' sów prasy koalicyjnej domagającej się traktowania sprawy polskiej, tak jak ona z biegiem wojny stanęła, to znaczy jako europejskiej, a nie rosyjskiej, koalicja nie wyszła -powiedzielibyśmy: mimo woli swej, wyjść nie może — poza stanowisko dotychczasowe: sprawa ! polska to sprawa wewnętrzna Rosji. Stanowisko to zajęte dziś, ! kiedy koalicji ze wszech miar, choćby dla szachowania polityki niemieckiej
Wsprawie polskiej zależeć musi na tern, aby się
Wtej sprawie nie spóźniać, świadczy najlepiej o głęboko tkwiących ko- niecznościach, które nikomu stojącemu po stronie Rosji nie po
zwalają na postawienie sprawy polskiej jako sprawy samoistnej.
W odpowiedzi Anglji na notę niemiecką, wystosowaną do państw neutralnych, znajdujemy następujące zdanie pośrednio nas się tyczące: „...Co dotyczy Rosji, to jest jednak szczególne, że
W
kraju, o którym Niemcy mówią, że uciska obce narodowości, cały naród jednomyślnie wystąpił przeciwko wspólnemu wrogowi..."
A Więc dla Anglji dotąd w Rosyi jeden tylko istnieje naród, dla którego Walczą nawet obce „narodowości". Ale jest w tym zda
niu i myśl ważniejsza: tylko brak jednomyślności wojennej obja
wionej czynem byłby dla Anglji rzeczywistym dowodem, że w Ro
sji istnieją sprawy, które poza obręo rosyjski wychodzą, które mo
gą i inne państwa europejskie zmusić do interwencji. (Jest fak
tem, że tak bywało w przeszłości). Do tego czasu sprawy dzieją- ce się na obszarach imperjum' rosyjskiego, a Więc i sprawa polska, mimo kolei wojny, nie przestaje być sprawą rosyjską.
Czyż tu Anglja sama nie Wskazuje — mimowoli — drogi Po
lakom? Czyn Wojenny polski przeciw Rosji zmusiłby dopiero ko
alicję do traktowania sprawy polskiej jako kwestji europejskiej, nie rosyjskiej — nawet W razie wygranej ze strony'koalicji.
Znowu o słuszności tego rozumowania świadczą dzieje.
Przecież z czynu wojennego przeciw Rosji powstało — po prze
granej — na kongresie wiedeńskim Królestwo Kongresowe.
Tak więc w notach ostatnich koalicji głęboki sens dlasiebie znaleść możemy i dla polityki, która sprawę polską na własnym czynie pragnie oprzeć, a nie tylko na—zwycięstwach niemieckich.
Przeciwnicy tego czynu tracą w ostatnich czasach jeszcze jeden argument. Coraz wyraźniejsze są oznaki rozkładu w Rosji.
Do Wiadomości o dezorganizacji ekonomicznej dołączają się wia
domości polityczne, niejasne wprawdzie i niezupełne, które jed lak pojawiają się w takiej ilości i w tak różnych dziedzinach, że skon
statować już można głębokie wstrząśnienia wewnętrzne. Tyczą się one tak społeczeństwa rosyjskiego, organizującego się do wal ki z rządem, zamieszek, a nawet rozruchów, jak i rządu, W którym
z błyskawiczną szybkością zmieniają się ministrowie, jak wreszcie kamaryli dworskiej i jej intryg, z których na światło dzienne wy
szła w ostatnich czasach jedna zakończona mordem Rasputina.
1 on w prasie przypomina przedednie rewolucji. Charakterystycz
ną jest -uwaga jednego publicysty rosyjskiego, że Rosji grozi anarchja i powrót do czasów Dymitra Samozwańca...
B IC Z .
Dyskusja dnia dzisiejszego.
Duch narodu:
Czy słyszysz bęben? Trąbka gra! Baczność! To Glos mój dzwoni.
Mądrość dziś jedna: Stawaj w rząd! To dziś! Już czas! Do broni!
Bierni:
Coś ty za jeden? Budzić śmiesz! Nie znamy twego nazwiska!
Z góry już podejrzany jest, kto ze snu budzi ludziska!
Duch narodu:
Nazwisko moje: Jasny Miecz! Oto dziś słowo mądrości!
Bez stów dziś będą brali ją Wraz z bronią ludzie prości!
Bierni:
Zaraz, mój duchu, zważmy wprzód racje i orjentacje!
Po co się spieszyć, chodźmy wprzód pogadać, na koiację!
Duch narodu:
Kogo się tknę, ten wie bez słów: Miecz dziś jedyna droga!
Bierni:
Ach, coby na to „tata" rzeki! Co dzieje się, dla Boga!
Duch narodu:
Cokolwiek będzie, będziem żyć, gdy naród będzje w zbroi!
Bierni:
Jakto, więc koalicji też pan Duch się nic nie boi?
Duch narodu:
Los Wali męże i podnosi, lecz z góry gubi niewolnika!
Bierni:
Ojej! ojej! Rozwaga gdzie? Rozum się każę bać ryzyka!
Duch narodu:
Rozumkiem twym towary mierz, losu narodu się nie tykaj!
Bierni (do siebie):
To prusko-żydowski, widzę, duch, bo moje serce mówi: zmykaj!
Duch narodu:
Długom szedł do was poprzez mur zmartwiałych dusz w niewoli!
Bierni:
Mówiłem: To przybłęda jest! Nasz naród cichy spokój woli!
Duch narodu:
Lecz dzisiaj jestem! Widzi mnie już dziś, kto żyw w narodzie!
Bierni:
Ach, co za czasy! Jakiś duch w mój brzuch, W mój brzuch mnie [bodzie!
Duch narodu:
We własne ręce biorą broń! Skończone wieków dziś lamenty!
Bierni:
Źle! Trza odezwę puścić W świat, wydać fałszywe dokumenty!
Kraj uspokoić: Wielki cel; każdy tu środek zda się święty!
W P. Cena 20 groszy.