RZĄD I WOJSKO
liyiy>NllllllffWI>IH ITHlUUf hilH h uiinlilNIHh
Warszawa, 25 lutego 1917 r. Ns 11,
., P rty stło ić macie wielką i kwietną, ale ufa jcie tylko tantum fobie i budujcie tylko na włatnej »ile.“
'Z testamentu gen. H. Dąbrowskiego.
Armja Narodowa.
Stoimy już dziś niewątpliwie w przededniu tworze
nia armji polskiej. Te trudności, które stały na prze
szkodzie realizowaniu dzieła, różnice zasadnicze między nami a okupantami i różnice okupantów między sobą—zo
staną lada dzień usunięte, — o tyle przynajmniej, że Rada Stanu będzie mogła przystąpić do dzieła.
Rozwiązanie dzieła pomyślne w naszych spocznie rękach. Zabrać się do niego będziemy musieli z całą świadomością ogromu odpowiedzialności, bo to, co teraz w ciągu najbliższych kilku miesięcy zdziałamy, zdecydu
je na długie lata o podstawach, o zdrowiu armji, o kie
runku dalszego jej rozwoju.
Stworzyć mamy armję narodową.
W rzeczywistości skrystalizować się ma to, co by
ło tęsknotą i usiłowaniem Legjonów, łamiących w cięż
kiej — cięższej niż W polu — walce moralnej te szran
ki zamykające je w obcej armji, a przegradzające im zdrowy normalny stosunek z ojczyzną. Urzeczywistnio
nym musi byćften program, który'całą działalnością swą przed oczy stawia społeczeństwu Józef Piłsudski, tak jak
go sformułował w mowie wypowiedzianej 19 lutego na zjeździe Pomocniczych Komitetów Wojskowych.
Armja narodowa musi w sposób jasny i niedwu
znaczny poddana być pod władzę najwyższej władzy państwowej, jaką w naszych warunkach jest Rada Stanu.
To jest naczelna zasada, na, straży której naród czujnie stać musi, której przeprowadzenia strzedz ma we wszyst
kich szczegółach.
A le nie wyczerpuje to sprawy bynajmniej; druga jej strona tein ważniejsza jest i teni odpowiedzialniej- sza zarazem, że nie jest to już zasada tylko, abstrakcyj
na nieomal. To zadanie, które każdy obywatel kraju codziennym czynem i słowem spełniać musi, by realizo
wać narodowość armji.
Bo nie dość jest ogólną zasadę wyznawać i głosić, że od Rady Stanu wojsko ma być zależne, że ona tylko naród pod broń powołać i armję zorganizować ma pra
wo, — a gdy zasada ta zrealizowaną zostanie, na Radę Stanu wszystko zdać, od niej tylko wyglądać inicjatywy
2 RZĄD I WOJSKO Na 11 i na nią z bark swych złożyć całą odpowiedzialność za
rozwój sprawy.
Przyzwyczailiśm y się, [w bardzo ciężkim co pra
wda losie niewoli, do oglądania wojska i żołnierza, jak rzeczy jakiejś obcej i dalekiej. Jedni, ciemni, żołnierza traktują wciąż jeszcze jako przybysza jakiegoś z oddali, z którym, dziwią się, że się po polsku rozmówić można.
Drudzy, niechętni i podejrzliwi, widzieć w nim mogą tyl
ko najemnika czy sługę obcego. Inni wreszcie —- o, ci najbardziej nieraz przykrzy lekkiego serca entuzjaści!
— koniecznie widzą w żołnierzu nadziemskiego jakie
goś bohatera. — W szyscy w tern właśnie jednem do sie
bie podobni, że nie rozeznają w żołnierzu blizkiego, wrośniętego w naród, a dziesiątkiem silnych codziennych węzłów złączonego z nimi człowieka. Nie malowanką bowiem jest żołnierz, ani koniecznie nadludzkim olbrzy
mem, ani wartością jakąś oderwaną, o której tylko ogól- nemi zasadami myśli się i mówi. Toś ty sam, obywate
lu — jutro; to brat lub syn lub przyjaciel i sąsiad twój, to tenże człowiek codzienny, ze wszystkiemi wadami i zaletami, ze wszystkiemi sprawami, wiążącemi go z ży
ciem społeczeństwa, wsi i miasta, domu, rodziny i za
wodu.
I dlatego nie dość jest — zasad pilnując — czekać na realizację sprawy wojska przez Radę Stanu. Czekać, aż ona aparat administracyjny utworzy dla werbunku, jakby siecią jaką kraj nim pokryje — i patrzeć, ile re
kruta w sieć tę wpadnie.
Społeczeństwo powinno akcji Rady Stanu wyjść na
przeciw. Zorganizować się musi w każdym mieście, powiecie i wsi, tak jak to zapoczątkowane już zostało w dużym stopniu w Pomocniczych Komitetach W ojsko
wych. „Ideję" wojska wziąć musi w ręce ze wszystkie
mi źyciowem i sprawami w niej się mieszczącemi i urzą
dzić z niej codzienną, każdego obywatela obowiązującą sprawę życia.
Bo moc pozytywnych zadań jest tu do spełnienia.
W ięc najpierw werbunek i agitacja werbunkowa.
Rada Stanu stworzy urzędy, które będą przyjmowały do wojska; oprze je niewątpliwie na godnych zaufania czyn
nikach obywatelskich.
A le agitację, ale nastrój stworzyć musi społeczeń
stwo własną inicjatywą. I nie tylko przez pisma, zebra
nia i wiece. Czyta się i słucha to i owo, — ale nieraz dla ważnej decyzji nie może to wystarczyć. Potrzeba czegoś jeszcze, co na moralnym wpływie, na zaufaniu jest oparte. — Ot, powiedzcie tak, krótko a mądrze obywatelu, gospodarzu, księże proboszczu, zacnyście i mądry człowiek i Polak dobry: — iść do tego wojska czy nie? — Odpowiedź na takie pytanie więcej nieraz znaczy, niż kilka mów wysłuchanych i przeczytanych broszur.
Albo spra.va materjalnych potrzeb rodziców, żony, dzieci czy ro d zń stw a . Musi pracownik, decydując się,
że idzie do wojaka, mieć tę moralną pewność, że swych najbliższych na biedę przez to nie narazi; że zapewni im byt czy to racodawca jego, który do Komitetu na
leżąc do tego się zobowiązał, czy też Komitet, który zebrał na to fundusze. Ogólną ustawą sprawy takie nie
wątpliwie załatwione będą, ale z konieczności, szablo
nowo; w szczegółach nieraz wymagać to będzie uzupeł
nienia przez miejscowych.
Albo inne sprawy. Zobowiązania najrozliczniejsze;
czy to prywatne, rodzinne: wychowanie dzieci, opieka nad rodzeństwem lub starymi rodzicami, — czy to spo
łeczne. Czasem pomoc zorganizowana, czasem porada prawna czy praktyczna wiele tu znaczy. A wszystko szablonowo, z góry, ustawą trudno, albo zgoła wcale za- łatwionem być nie może. Dalej sprawy opieki nad żoł
nierzami chorymi, leczącymi się, albo już inwalidami, da
nie im zarobku lub możności kształcenia się w zawodzie takim, w którymby ich kalectwo nie było przeszkodą,
— wszystko to sprawy, które obok państwowej i pry
watnej inicjatywy wymagają. W reszcie sprawy przyjem
ności dla żołnierzy, czy to w formie posyłek do obozu, czy to odpowiedniego przyjęcia, gdy zjawią się Wśród swoich w czasie urlopu. Nakoniec opieka nad wdowami i sierotami po poległych wymaga także inicjatywy same
go społeczeństwa.
To kilka przykładów tylko. Pomnoży je praktyka i na realny język rzeczywistych stosunków lokalnych i osobniczych przetłumaczy. W skaże drogi inicjatywy, system i podział pracy, pomnoży jej dziedziny w miarę, jak wojsko tworzyć się i wzrastać będzie, jak rozwijać się będzie ofiarność społeczna.•
Do tego wszystkiego więc potrzebna jest zorgani
zowana inicjatywa społeczeństwa, potrzebne są Pom ocni
cze Komitety Wojskowe, które kraj cały objąć winny, a wszystkich obywateli do współpracy i ofiarności po
winny wciągnąć.
I to jest właśnie droga do uczynienia armji armją narodową.
Społeczeństwo będzie nie tylko wiedziało, ale na każdym kroku czuło, że ta armja to nie coś darowane
go, co przyszło z zewnątrz i coś dalekiego. Będzie z żołnierzem związane nierozerwalną przędzą trosk i sta
rań codziennych, uczuć i realnych prac. — A żołnierz nie tylko sercem i uczuciem całego kraju będzie bogatszy, gdy namacalnie czuć będzie te życiowe więzy. W zbo
gaconym się stanie przedewszystkiem o tę bezcenną rzecz, która rdzeń jego moralności żołnierskiej stanowi.—
Nie będzie się czuł samotnie rzuconym w zaciętym swym uporze w boje i wysiłki. Lecz wiedzieć będzie, że wzamian za cale współdziałanie społeczeństwa z jego sprawami — on bierze na siebie reprezentację honoru nie tylko swego, ale honoru całego narodu i niesie go w blasku bagnetów na pole zwycięstwa.
M 11 R Z £D j W O JSK O 3
Z frontu legjonowego.
Delegat z baterji haubic.
n.
Na niedzielnem zgrom adzeniu pow stała m ięd zy p u ł- kow a R ada Ż ołnierska. T w orzyć ją m ieli delegaci wszy
stkich oddziałów , bio rący ch ud ział w ak cji naszej — po jednym z każdego bataljonu p ie c h o ty , 'dyw izjonu kawa- Ierji i a rty le rji. W skład R ady wejść m ieli także: d e le g a t z kom panji saperskiej i z baterji haubic. R ada brała w swe ręce losy żołnierza, kierow nictw o jeg o akcją
— staw ała się jego organom .
B atałjo n y by ły rozrzucone. Je d n e w linji po od
cinkach, inno tuż poza nią w rezerw ie. K aw alerja kwa tero w ała w Piaseeznej, baterje na stanow iskach po la
sach. Każdej chw ili m ogli nas całkiem rozbić w celu łatw iejszego zduszenia p ro te stu i uratow ania resz ty p ra w ow iernej, jak a z dniem każdym topniała. T rzeba więc by ło złożyć kierow nictw o w jed n e ręce.
Od dw u dni ż o łn ie rz —naszej b ry g a d y przedew szy- stkiem , gdzie w szyscy oficerow ie w nieśli dym isję — sta
nął nad przepaścią. Za kilka, kilkanaście godzin m ogli go w szyscy swoi opuścić. A z żołnierzem można było w tedy w szystko zrobić. Na zgrom adzeniu niedzielnem wyrosła Rada, któ ra m iała bez p rz e rw y już czuwać nad spraw ą naszą.
Do zadań i obowiązków R ady należało: w yznacza
nie term inów i sposobu staw ania do rap o rtó w , inform o
wanie bataljonów o sytuacji i w ydaw anie d y sp o zy cji.
W o sta tn ic h dniach p aźd ziernika w B aranow iczach zapadła uchw ała w ydaw ania pism a obozowego, któ reg o celem by ło ośw ietlenie i uzasadnienie postaw y naszej, odpow iedź p o lity k o m ty ło w y m — „opiekunom ", naw ołu
jącym do „w ytrw ania", do ocalenia za wszelką cenę L e
gionów od rozbicia — i przedstaw ienie św iadom ego i ce
low ego czy n u naszego opinji społeczeństw a. Zabrano się już do przepisyw ania dwóch tęg ich artykułów o b y w atela M. R. szeregow ca z 1-go bataljonu p.t. — Nasze d r o g i—i —„O piekunom ". N um er pierw szy „G łosu żołnie
rza" m iał się ukazać w poniedziałek 6-go, g dy w n ie
dzielę 5-go listopada nastąpiła proklam acja N iep o d le
głości. W obec tego aktu politycznego „G łos żołnierza"
ju ż się nie ukazał.
P rezesem R a d y Żołnierskiej w ybrano d eleg ata z ba
te rji haubic. W pierw szą niedzielę październikow ą w y
c h y lił się z rzeszy, stanął na najw yższym szczeblu i ujął w ręce w ładzę try b u n a żołnierskiego. Zdaje mi się, że stopień ten w karjerze w ojennej b y ł poza jeg o zam ysła
mi czy m arzeniem . B y ł to jed en z najp ięk n iejszy ch dni w je g o życiu.
Z jaw iał się nieraz w B aranow iczach, by p rzew odni
czyć na posiedzeniach R ady w te k rótkie, o sta tn ie dni nasze na L itw ie, w ciem ne, zm ierzchow e godziny. F u r t ką w chodził w b ezlistny ju ż ogród, staw ał na klom bie, na k tó ry m badyle je n o sterczały, plam y zrudziałego t r a
wnika i kilk a ostatnich dużych stokroci. Z klom bu spo
glądał ku willi, badając sytuację i rozkład domu.
— Żóraw! — w y k rz y k n ą ł raz d o któr z nad talerza.
Odtąd Żóraw iem zw aliśm y D elegata z haubic, lecz n a zwa nowa nie p rzy jęła się i nie w yrugow ała pseudonim u czy też nazwiska cudzoziem skiego.
Tak niespodzianie wpadł do nas w ieczorem w dniu 5-ym listopada po uroczystości. Z agościł także w tę noc T.F., k tó ry od kilku ty g o d n i sie rż an tc w a ł w 5-ym p u ł
ku. Ze Słoni mia z pogrzebu maj. S aty ra-F leszara wró-
! ciii dwaj nasi delegaci. P rz y p ad k o w o — ja k zw ykle i w obozie — w ypadła odśw iętna zgoła kolacja z gośćmi zacnym i, z mniej zacną siw uchą niem iecką, z k ilk u ser
decznym i toastam i i z w zrastającem podnieceniem , z ja kiem poczęliśm y om aw iać dawno i niedaw ne w ypadki i zdarzenia. W spom nienia w staw ały.
P r z y którem ś z rzędu trą c en iu się kieliszkiem sie r
żant F. spoglądając na D elegata, zauw ażył z uśm iechem .
— Że też m y się w pow ażnych chw ilach musi- my gdzieś na świecie spotkać... Pam iętacie — w r o ku 1904?
Z am yślił się D elegat. Dłonią całą zg a rn ą ł w iechy wąsów, p rz y g ry z ł — nagle w ykrzyknął.
— Tokio!... Z Dm owskim szedłem k u poczcie. N agle spostrzegam dwie dorożki, w nich znajom ych: was i Ko
m endanta. N a ty c h m iast zw racam uw agę Dm ow skiego na najbliższe okno wystaw ow e i z najw iększem zainteresow a
niem oglądam jakieś jm isy, dzbanki i garnki. Spostrzegł jednak, że zatrzy m aliście się i w zyw acie mię do siebie.
T rzeba było rzucić jap o ń sk ą ceram ikę i postąpić ku d o ro ż kom. D m ow ski—krótkow idz —z m ru ż y ł oczy. G d y poznał K om endanta, podbiegł, p rz y w ita ł się i bez ogródek w y znał, w jak im celu aż tu przy jech ał. Na d ru g i dzień konferow ali obaj od rana do nocy.
Dmowski zdążył już przed p rzy ja zd e m P iłsu d sk ieg o wnieść do rządu japońskiego m em orjał, przedstaw iający sytuację p o lity czn ą w K rólestw ie i nastrój, przyczem p rzestrzeg ał przed liczeniem na pow stanie polskie i a n gażow aniem się Japonji w tej egzotycznej spraw ie. Za
p y ta n y wręcz, w yznał, że o istnieniu P o lsk ie j P a r tji Socjalistycznej i dążeniach do n iep o dległości nie w spo
m niał. — Zam ilczał.
K om endant p rzy je ch a ł z określo n em i’propozycjam i:
karabiny, in stru k to rz y w ojskow i, poruszenie spraw y p o l
skiej na kongresie pokojow ym . W k ró tce nadeszły te le graficzne wieści o w ypadkach w W arszawie.
I I I .
Poznałem go w czasie wojny. Ile ż przedziw nych, niew iaro g o d n y ch spotkań przeżyliśm y w tym czasie w polu, w obozie czy w jakiejś polskiej m ieścinio na kw aterze...
W pierw szy ch zwłaszcza ty g o d n ia c h i m iesią
cach, śród je d y n e g o na półw iecze całe Tła i nastroju, w w arunkach napraw dę rom an ty czn y ch ! T w arze i oczy dawno niew idziane, jak ie życie na dalek ie krań ce ziem i rozrzuciło, w przeróżne środow iska i stosunki. Postaci znajom ych w szarych strz e le c k ic h m undurach, znów ja k ' k ied y ś—p rz y broni... I niezapom niana radość, ja k odblask
4 RZĄD I W O JSK O N» 11 słońca i broni w oczach w szystkich — żywej now iny
b ły sk i żyw ota nowego urok.
Poznanie o k tó re jś z w ażnych godzin żo łn ierskich i - od pierw szej zaraz chw ili naw iązyw ała się nić se rd e cznej p rzyjaźni, ja k b y nie nowa, lecz niedaw no p rz y p a d kiem zerw ana.
Było to w g ru d n iu pierw szego ro k u w ojny, W N o
wym T argu w kaw iarni. P rz y sąsiednim stole siedzieli przedstaw iciele a ry sto k raty czn ej broni — oficerow ie n a
szej a rty le rji, k tó ra świeżo odznaczyła się w lim anow- szczyźnie, g d zie na blizką odległość zasypyw ała w roga, strzelając do o statn ieg o ładunku. M ieli w łaśnie zm ienić mało swe a rm a tk i na bardziej w spółczesne.—Pożal się Boże, ja k m arnie i śm iesznie w y g ląd ały te szczekające pieski...— A rty le rzy śc i w yróżniali się z pośród oficerów naszych uniform em bez skazy, m inam i i w ytw ornym i g e stam i. Oni je d n i m undurem i postaw ą p rzypom inali ofi
cerów a rm ji reg u la rn e j. R ecenzow ali z ożyw ieniem su
kcesy niedaw no odniesione.
D elegat z b a te rji haubic — m arzeniem w tedy były dopiero połow ę szy b k o strzeln e — p rzy szły try b u n żoł- nierstw a, nienagannie ubrany, ogolony i o strz y ż o n y — szczegóły w yw ołujące w tedy sensację — uskarżał się na swą dolę. L osy zagnały go do służby pozafrontow ej.
Objął i pełnił obowiązki ko m en d an ta in te n d e n tu ry bata- ljonu uzupełniającego kap. B erbeckiego. Zorganizow ał m agazyny, kuchnię i — pom ysł i czyn niepow szedni! — pralnię żołnierską. S k arży ł się na trud Syzyfowy. Kom- panje nie ro zum iały ideji. W chłaniały w siebie tr a n sp o rty czystej b ielizny, nie odsyłając,? z 'pow rotem brudnej.
Pam iętam , jak p rzy czarnej w zdychał D elegat m e
lan ch o lijn ie do służby linjow ej, do ro m an ty k i, przygód i walki. Miał dość pran ia b rudnych i zawszonych koszul naszych i in n y ch części bohaterskiej garderoby....
Po kilku słonecznych m iesiącach ofenzyw y wiosen
nej. K om panja w linji ty ra lje rs k ie j, p ły tk o wkopana śród dojrzew ających łanów zboża. N ajcudniejsza w ż y ciu północ księżycowa... Złocista pośw iata i fale św ia
tła łunam i n ied alek ich pożarów zióźow ione. Po cało- dziennem podczołgiw aniu się, na najbliższej odległości szturm ow ej pod zasiekam i red u ty .
B iegłem w zdłuż linji i budziłem chłopców , p rz y p o m inając, że lada chw ila u d erzym y na las. Po wściekłej kanonadzie nastała upiorna cisza, w k tó re j serc p rze m ę czonych i rozdzw onionych bicie s ły czałeś. B udzę kogoś, silnie za ram ię targając.
— Nie śpijcie, ob y w atelu —niedługo ataki...
N ach y lam się, przyglądam pilnie tw arzy. Znajo
ma broda, wąsiska, oczy.
— W y tu skąd, D elegat?
— A — to wy? W pierw szym bataljonie, k tó ry przed chw ilą waszą linję zgęścił...
— P rzed ziw n e, jak w śnie...
Ju ż poza rżeczyw istem i nierzeczyw istem — tam, gdzie ju ż ty lk o ta pożoga księżycow a, czarne widm o la
su zam arłego po całodziennem bom bardow aniu i śmiech z pow agi. Po tam tej stronie — ju ż w śnie.
N iebaw em dźw ięki trą b k i z daleka p rz y p ły n ę ły , po
ry w a ją c linję naszą do szturm u na red u tę leśną pod Tarłow em ...
Nastroje prowincji.
Ja k ciężki k am ień rzu co n y z w ysokiej g ó ry im dalej tem szybciej leci, ta k i ak t 5 listopada z dniem każdym w y w iera coraz głębsze, coraz pew niejsze zm ia
ny w psychice szero k ich mas; zwłaszcza na prow incji stał się on punktem zw ro tn y m . Isto tn ie , ta sama p ro wincja, k tó ra p rzy ję ła akt 5 listopada obojętnie, popro- stu nie rozum iejąc w pierw szej chw ili jego znaczenia, dziś znacznie głębiej go odczuw a, aniżeli W arszawa. P r o w incja nie zna ty c h p a rty jek i k o te ry je k , które są isto
tn ą plagą W arszawy, nie zna ty c h zm iennych a p ły tk ich nastrojów , p rzez k tó re stolica nasza wciąż przechodzi.
P ro w in cja żyje znacznie prostszem , lecz przez to i zdro- wszem życiem aniżeli W arszawa.
I oto, g d y w masy, dotychczas tak obojętne, p r z e nika świadom ość, że a k t 5 listopada niesie zapowiedź wolnej O jczyzny, n a ty c h m ia st rodzi się pow ażny nastrój, gotowość pracy nad budową gm achu własnej państw o
wości. Na prow incji niem a tego idjotycznego ty p u po
lity k ó w „ n e u tra listó w “, k tó rz y uważają, że i nadal nale
ży nic nie robić, a ty lk o czekać, bo w tedy coś nam do
rzuci Rosja, a później F ra n cja i A nglja, a może i Am e
ry k a, aż wreszcie kongres podaruje nam w nagrodę za naszą bezczynność „zjednoczoną" i niepodległą Polskę.
Na p row incji albo są ludzie zupełnie obojętni, k tó rz y słuchają d y re k ty w Koła m ię d z y p a rty jn e g o ty lk o dlatego, że one zalecają nie robić nic, albo zupełnie cie m ne żyw ioły, k tó re poza swój o p łotek lub sklepik nie w ybiegają, — albo coraz liczniejsze m asy ty c h , k tó rz y chcą isto tn ie i c z y n n ie N iepodległej P o lsk i,
Ci zaś ostatni, jako n a tu ry zdrow e, poprostu nie
mogą zrozum ieć, jak można jeszcze na coś czekać, jak m ożna m arnow ać czas, kiedy ju ż trzeba przy stąp ić do naty ch m iasto w ej budow y w łasnego państw a. U św iado
m iona prow incja do tej chw ili tra k to w a ła ak t 5 listo p a da nieufnie, dopóki nie w idziała ze stro n y w ładz okupa
cy jn y c h chęci przy stąp ien ia do jeg o realizacji.
Pow ołanie R ady Stanu było dla pro w in cji w y m o w nym znakiem , że realizacja aktu 5 listopada ro z p o c z y na się. Na tle stosunku prow incji do R ady S tanu w y stę p u je w całym św ietle beznadziejność p o lity k i K oła m ięd zy p arty jn eg o . N apraw dę, ze zdum ieniem radosnem , ci, k tó rz y m ają wciąż do czynienia z prow incją, widzą, z jak iem zaufaniem pow itała ona R adę Stanu. N a ty c h m iast, poprostu w iedziona zdrow ym instynktem , bez żad
n y c h wahań i niedow ierzań ułożyła ona swój stosunek do R ady Stanu, jak o do własnego praw ow itego rządu.
A kcję, k tó rą N.-D em okracja rozpoczęła przeciw ko R a dzie S tanu, spotkało całkow ite i srom otne fiasko. N .-D e
m okracja przedstaw iała R adę Stanu, jako grono osób, k tó re oddało się Niem com i A ustryjakom na usługi, że R ada S tanu będzie tym paraw anem , osłaniającym ich i p o lity k ę , k tó ry p rzedew szystkiem dopom oże im w ycią
gnąć z Polski żołnierza. A oto m ija m iesiąc ciszy, a Ra-
■ da S tan u nie zw raca się do społeczeństw a z żadnem i rozkazam i i żądaniam i. D laczego— p y ta zdziw iona p ro w incja. I o trz y m u je odpow iedź, że R ada Stanu prow a- ( dzi ciężką akcję w stosunku do w ładz państw c e n tral
ny ch o a rm ję polską, o oddanie L egjonów , o przy sięg ę j i żołd przyszłego żołnierza polskiego. A więc o to } w szystko, co najbardziej każdego P olaka bolało, co naj
bardziej upokarzało. R ada S tanu wykazała tą swoją po
lity k ą dobitnia, że chce arm ji narodow ej, k tó ra b y słu
żyła w yłącznie interesom narodow ym , że w każdym ra-
jVo 11 RZĄD I WOJSKO 5 zie takiej „arm ji polskiej", jak ą obiecyw ali Beseler i K uk
w swoich sław etn y ch „przepisach", nie p rzyjm ie i zgody na tw orzenie je j na takich podstaw ach n ig d y nie da. I. to ostatecznie przekonało prow incję.
Życie p o lity czn e zaczyna rozw ijać się na p ro wincji z żyw iołow ą siłą, w ciągając w swój wir coraz szersze koła. Prow incja tak długo tłum iona przez ucisk m oskiew ski, dziś coraz bardziej rozkoszuje się w swo
bodzie życia politycznego, w możności urządzania w ie
ców, zebrań, jaw nego organizow ania się w stronnictw ach p o lity cz n y c h , w y syłania delegatów na zjazdy do W a r
szawy. P ro w incja polska od 5 listopada zm ieniła się nie do poznania — robi w rażenie rzeki na wiosnę, g dy p ę ka lód i woda wciąż p rz y b ie ra i przybiera.
P ro w in c ja chce dziś k o n k retn ej p racy, nie chce ograniczać siebie w żadnej dziedzinie życia narodow ego
— bo może m ieć m iejsce jed y n ie przy budowie własnego państw a. Czuje to prow incja i dlatego R ada Stanu jest jej tak p o trz e b n ą .— Rada S tanu będzie dawać jej w ska
zówki, R ada Stanu będzie staw iać przed nią zadania, które ona w ykonać będzie m usiała.
I w ykona. Kto dziś bliżej p rzy g lą d a się naszej prow incji, ten śmiało powie, że dziś każdy rozkaz R ady S tanu ona w ykona. Dawniej były uzasadnione obawy, że spraw a tw orzenia arm ji pójdzie źle. Dziś i tej obawy niem a. P row incja bowiem rozum uje, jak rozum ować wi
nien zdrow y człow iek: Jeśli „R ada Stanu je s t naszym rządem —to rzecz jasna, że każdy rząd musi mieć w ła
sną arm ję, inaczej n ik t z nim się liczyć nie będzie" — takie zdanie usłyszycie na prow incji wszędzie. W iele do tego p rzy c z y n ia się, iż Rada Stanu spraw ę organizo
wania arm ji od d ała w ręce K o m en d an ta P iłsudskiego, k tó ry ma ogrom ne zaufanie i szacunek naw et w kołach przeciw ników p o lity cz n y c h .
D użą 1 rolę odgryw ają, niech się to nie w ydaje paradoksalnem , rek w izy cje, które N iem cy upraw iają na wielką skalę. U lubionym arg u m en tem przeciw ników arm ji było, że kraj tak je s t w yniszczony i w ycień
czony, że nie będzie m ógł u trzy m ać własnej arm ji.
N iem cy tym czasem upraw iają bezw zględną p o lity k ę re- kw izycyjną.
I dziś każdy chłop, każdy m ieszczanin, każdy o b y w atel, czy to płacąc Niemcom i zkustrjakom podatki, czy oddając im zboże lub bydło — m yśli z żalem , czy nie lepiej b y ło b y to w szystko oddać na p o trz e b y własnej arm ji. Ludność czuje, że władzo o k upacyjne potrafią stopniow o w szystko w ydusić, że swoją biernością p r z y czyniam y się ty lk o do m ocniejszego ich wrośnięcia w nasz g ru n t — że dziś je d y n y jest ra tu n e k , aby służyć to mogło w ładzy sw ojej, na potrzebę własnego żołnierza.
I stąd rodzi się to na pozór dziw ne, a tak często sp o ty kane na prow incji zjaw isko, że o b y w atel ziem ski, endek z przekonań, p iorunuje na Radę Stanu, żo zwleka ona z organizow aniem a rm ji, g d y tym czasem na karku sie
dzą mu N iem cy i gnębią o zboże, któreby on na złość im w ołał oddać na potrzebę własnej arm ji, chociaż-uw a- ża ją za „po lity czn e szaleństw o".
To pogodzenie się prow incji z m yślą własnej arm ji i udziału w w ojnie z R osją jest zasługą obozu n iep o dległościow ego, a przedew szystkiem P.O.W. Sam tak t istnienia w każdej okolicy, w każdej najm niejszej m ie
ścinie oddziału P.O. W., świadomość, że ci ludzie na roz
kaz, każdej chw ili staną pod broń, m iał niezw y k le do
datn i w ychow aw czy w pływ na szeroki ogół. P.O.W.
położyła w ielkie zasługi dla zm ilitaryzow ania psychiki społeczeństw a polskiego, przebiła skorupę obojętności i nieufności i dziś coraz bardziej zaczyna skupiać przy sobie starsze społeczeństw o. Zjazd Pom ocniczych Komi-
1 tetów W ojskow ych, k tó ry odbył się w W arszawie, był św ietnym , im ponującym tego dowodem .
To w szystko zapew nia spraw ie arm ji polskiej cał
kow ite pow odzenie.
Państw a ce n traln e w inny to zrozum ieć i w ycią
g nąć konsekw encje. Życie p o lity czn e na prow incji na
biera, ja k ju ż w spom niałem , coraz w iększego rozm achu.
A kt 5 listopada jest przyczyną tego ferm entu p o lity czn e
go. P ro w in c ja dziś coraz natarczyw iej p ragnie realnej państw ow o-tw órczej pracy i każdy dzień zwłoki zw ię
ksza niecierpliw ość, k tó ra w yładow yw ać się poczyna pod adresem władz o k u p acyjnych. W ładze te muszą uśw ia
dom ić sobie, że g rę rozpoczęły, że nie można z jednej stro n y w ydać a k t 5 listopada, a z d ru g iej chciw ie tr z y mać się w ładzy. K onsekw encją aktu 5 listopada jest konieczność stopniow ego, na to my się zgadzam y, ale i naty ch m iast rozpoczętego, na to muszą się zgodzić i władze okupacyjne, przelew ania w ładzy w ręce społe
czeństw a polskiego. Dziś są zbyt już rozkołysane n a
dzieje i prag n ien ia prow incji, aby m ożna było dalej zwlekać.
P rzen ik liw o ść polityczna winna wskazać, że czas ju ż rozpocząć oddaw anie w ładzy w ręce R ady Stanu, bo społeczeństw o zaczyna, togo ż ą d a ć — społeczeństw o to znaczy szerokie m asy ludow e. R epresje zaś to dro-
; ga bardzo niebezpieczna przedew szystkiem d la sam ych władz oku p acy jn y ch . Dziś ju ż nie m iejsce ani czas na i represje i tłuinionie życia p o litycznego w Polsce.
Zbliża się wiosna, chw ila krw aw ych ostatecznych wysiłków . Sw oboda organizow ania życia państw ow ego siłą rzeczy zsum uje w ysiłek en ergji narodu polskiego, z e n e rg ją w szystkich narodów E uropy środkow ej. P r z e lew anie w ładzy w ręce R ad y Stanu, uznanie jej za Rząd P olsk i i przez w ładze o k u p a c y jn e jest nieodzow nym w arunkiem po tem u.
W ładze o kupacyjne w inny zwłaszcza zaniechać tej orgji rek w izy cji, k tó rą upraw iają dziś, g d y ż m ogą w y
niknąć z tego sm utne kom plikacje i zatargi m iędzy wlo- i ścianami a urzędam i, jak ie zw iększają naprężenie 'p rz e z swoją bezw zględność i brutalność. R ozum iem y, że r e kw izycjo są niezbędne — ale społeczeństw o chętnioj bę
dzie im podlegać, g d y będą je czynić władzo o k u p a c y j
ne w porozum ieniu z władzam i polskiem i, któro potrafią rów nom iernie i spraw iedliw ie ciężar rozłożyć. A je sz cze cierpliw iej będzie społeczeństw o znosić te cię ż a ry wojenne, gdy będzie w idziało i realne zdobyczo.
T aką najistotniejszą zdobyczą będzie tw orzenie w ła
snej arm ji. W ezwanie pod broń, któro padnie z ust R ady Stanu, stanie się istotnie chw ilą przełom ow ą w p sy ch ice narodu polskiego. T w orzenie arm ji będzie tą w ielką pozytyw ną pracą, k tó rej będzie m usiał doko
nać n a ró d —i dokona je j, jeśli władze okupncyjuo dadzą swobodę organizow ania, w niczem nie będą nas k r ę pować i g dy jednocześnie będą oddane w ręce Rady Stanu w sz y stk ie te gałęzie a d m in istracy jn e, k tó re każda arm ja m usi m ieć w swoich rękach. Istotnie będzie m a
lał zakres w ładzy urzędów o k u p acyjnych. Ale w tej chw ili, g dy naród polski p rzy stą p i do tw orzenia arm ji pod znakiem wojny z Rosją, państw a ce n traln e odniosą i w ielkie polityczne i m oralne zw ycięstw o nad Rosją. — S tan ie przeciw ko niej w czorajszy jej „priw islanskij kraj"
a dziś n iepodległe państw o polskie — rów ny z ró w n y mi, w olny z w olnym i w w ielkim sojuszu narodów } środkow ej E u ro p y .
P ań stw a cen traln e winny zrozum ieć, że;po wydaniu ak tu 5 listopada, należy konsekw entnie tą drogą iść, jeśli chcą mieć w przyszłości państw o polskie po swojej stronie, nie tylko na m ocy m ilitarn y ch i p o lity cz n y c h um ów, jak to było n .p rz . z W łocham i, lecz także psychicznej p rz y c h y l-
6 RZĄD I W O JSK O Ks 11 ności. Dadzą tem jasny dowód, że chcą m ieć w nas nie n a
rzędzie, lecz isto tn y c h sojuszników .—Obóz n iep o d leg ło ściow y był bezsilny, póki nie było jasnem , że stoją za nim m asy, — dziś są one po naszej stronie, dziś R ada Stanu jest już dla olbrzym iej większości społeczeństwa jeg o praw ow itym Rządem. I niech w ładze okupacyjne wierzą, że R ada Stanu dziś ma p o p a rc ie całego społe
czeństwa. A w opitiji mas społeczeństw a stajem y się siłą — my, obóz niepodległościow y. N ie chcem y i nie b ęd ziem y zużyw ać en erg ji narodu w k ieru n k u n e g a ty w nym , w k ie ru n k u oporu; chcem y skierow ać ją na d ro gę pozytyw nego, tw órczego w ysiłku. I w ładze okupa
cy jn e nie pow inny nam w tem przeszkadzać — p o w in ny we w łasnym in teresie dać nam sw obodę działania do budow y w łasnej polskiej siły.
J a k w ielka będzie ta siła, my sami P o la c y nie wiem y; któż potrafi ocenić ten rozm iar potencjalnej e n e rg ji, k tó ra tai się w naszym ludzie, k tó ry dziś za
czyna się budzić i z żyw iołow ym pędem dążyć do swo
bodnego, w olnego życia.
N ależy jednak stw ierdzić, że p row incja polska o bu
dziła się. — Tą błyskaw icą, która ją postaw iła na nogi, był akt 5 listopada, My m ożem y ze swej stro n y dodać, że ten dla nas zbaw ienny proces w szystkiem i siłam i bę
d z ie m y potęgow ać.
Podstawy moralne polityki.
G dy p a trz y m y dziś na różnice i sp o ry polityczne w Polsce, tak dziw ne często dostrzegam y zbieżności i po
krew ieństw a, że zaw odnem okazuje się ocenianie po
szczególnych g ru p i ich ta k ty k i, ro zp a tru ją c rozum owe przesłanki program ów i zasad.
W śród przeciw ników a k tu niepodległości w idzim y p a rtję p o lity k i realnej, m ającej swych zw olenników prze- dew szystkiem wśród bogatego ziem iaństw a... i socjalną dem okrację; endecję, naw ołującą w czoraj do bojkotu ży
dów... i nacjonalistów żydow skich. W śród zw olenników taniej p o lity k i wobec okupantów , gotow ej poprzeć w er
bunek do wojska, nie m ającego ściśle określonych p od
staw praw no-państw ow ej zależności od rządu polskiego, stan ęli obok siebie zgodnie w yznaw cy n ieokreślonych idei liberalizm u i ogólno ludzkiego postępu, ja k p. R a dzi wilłow icz lub C h m ielew sk i—oraz zacięci przeciw nicy tego św iatopoglądu p.p, S tu d n ic k i i G rużew ski.
Co w ięcej: m iędzy dwom a, zda się, przeciw staw ne- mi dziś grupam i poglądów p o lity cz n y c h dziw ne istnieją oscylacje i zbieżności p o lityczne. Z nam y pew nego w y bitnego p o lity k a i ideologa „ leg alisty czn eg o ", k tó ry z początkiem w ojny, po m anifeście W. Ks. M ikołaja Mi- kołajew icza, z W arszaw y do K ielc w y sy łał do P iłs u d skiego wiadomość, że naród stoi przeciw , jeg o pow stań
czej akcji, że w ięc pow inien on się cofnąć. Dziś należy ów p o lity k do L.P.P. i także zwalcza P iłsudskiego, ale z zupełnie ju ż innego stanow iska program ow ego. P r z y kładów takich jakże wiele w idzi się na każdym kroku...
Albo: ap a ra t w erbunkow y p. S ikorskiego zajm ował się, jak wiadomo, kolportow aniem odezw y „Starozarzew ia- ków “, k tórej’ sens b ył „ n e u tra listy c z n y ". W ostatnio w ydanym falsyfikacie „B iu lety n u 67“, kolportow anym także gdzien ieg d zie przez te n aparat, -oskarżono P.O.W . o stanow isko przeciw ne wojsku, a jednocześnie skom po
now ano g ro te sk o w y djalog w R adzie S tanu, ośm ieszający tę in sty tu c ję .
D om yślają się niek tó rzy ludzie z pow odu ty c h zbież
ności zw iązków fak ty czn y ch , o rg an izacy jn y ch . S nują
dom ysły o tajem niczej m asonerji, k tó re j jedno skrzydło stanow i rdzeń L .P.P ., a d ru g ie tk w i w narodow ej dem o
kracji. A le czyż szukać trzeb a ta k daleko?
Ja k ż e n a tu ra ln e m je s t pokrew ieństw o tak ich p o g lą dów, k tó re szukały oparcia w „gw arancjach" W. Księ
cia, lub oczekują go od kongresu pokojow ego, od d ale
kiej A nglji, F ran cji i A m e ry k i,— i ty c h z d ru g iej strony, uzależniających p o lity k ę polską od w skazań m inister- ja ln y c h urzędników au strjackich czy niem ieckich. P ie rw si np. nie chcą wojska w cale, uw ażają jeg o tw orzenie za z b y t angażujące wobec Rosji i za rzecz uto p ijn ą, n ie w ykonalną. D rudzy w tej kw estji chcą opierać w szyst
ko o in ic ja ty w ę i k iero w n ictw o obce.
Na dnie pokrew ieństw ty c h nie podobieństw o pro gram ów , nie związki o rg anizacyjne, ani naw et pow ino
wactwa psychiczne leżą. Ten jed en w spólny dostrzedz trzeba g ru n t, w dzisiejszych przeło m o w y ch czasach w y siłku i wojny tak ważny i decydujący: brak czy n n ik a m oralnego, brak wiary \v naród, jego żyw otność i zdol
ność w ydobycia w łasnych sił.
Na tym pierw iastku m oralnym oparta dziś je s t pod
stawa zszeregow ania się w P olsce czynników tw órczej p o lity k i, dążącej do bud o w y sam odzielności państw ow ej.
W alka ze słabością duchow ą, z brakiem w iary w siły narodu i w ykluczaniem teg o czynnika poza obręb p rac i planow ań p o lity cz n y c h , jest dziś isto tą w alki p o lity cz nej w Polsce.
Sztuczne narodziny nowej grupy ludowej
„Zjednoczenie Ludowe” .
Z in ic ja ty w y stronników p. Z aw adzkiego, a za po parciem p. Z. C hm ielew skiego, dnia 18 b. m. zorganizo wano Zjazd ch ło p sk i w W arszaw ie, celem założenia no
wej g ru p y ludow ej.
Pom im o w ysiłków sprow adzenia w łościan przez p o ste ru n k i w erbunkow e, kierow ane przez p. Sikorskiego, na Zjazd ten p rzy b y ło zaledw ie 40 chłopów i g a rs tk a in telig en cji.
N a zebraniu w stępnem d. 17 b. m. okazało się, że o rganizatorow ie now ych g ru p ludow ych są bardzo sprzecz
nych zdań. Znaleźli się tam i przedstaw iciele Koła Mię
d z y p a rty jn e g o . (G rupa ta w ycofała się następnie z obrad.) Z aznaczono w ięc, że nowa p a rtja ludow a nie może być używ ana do agitacji na rzecz wojska polskiego, form o
wanego przez R adę S tanu i t. p. — I rzecz ciekaw a: p.
Z. C hm ielew ski zaznaczył, że na przew odniczącego lub w ice-przew odniczacego musi być w yb ran y człow iek, k tó ry będzie „zdecydow anym " przeciw n ik iem pew nego p o w szechnie znanego i szanow anego w całym kraju czło n ka Rady Stanu. P rz y k ła d ten dostatecznie tło m aczy in tencję p. Z. C hm ielew skiego i wskazuje, że kieru je się on nie p o trz e b am i dobra narodow ego, a je d y n ie austro- filskiej L .P P .
Na zebraniu dnia n astępnego (18 b. m. o godz. 4 pp.) w lokalu L igi P .P . okazało się, że w iększość w ło
ścian o b ecnych na sali należy do P o lsk ie g o S tro n n ictw a Ludow ego. To też w bardzo ostrej form ie sk ry ty k o w a li oni p róby tw o rzen ia nowej g ru p y ludow ej, w yjaśnili in icjato ro m zebrania, że są rozbijaczam i jedności l u dowej.
P. Z. C hm ielew ski i stro n n icy Z aw adzkiego nie u m ieli w yjaśnić p o trzeb y założenia nowej p a rtji ludow ej.
M otyw acja ich polegała głów nie na bezpodstaw nych n a
paściach na P .S .L . Mówiono Dp., że P .S .L . je s t stron-
Ne 11 RZĄD I WOJSKO 7 nictw em socjalistycznem . Ci w ielcy działacze p o lity c z n i
nie w iedzą o tem , że P.P.S. ma w łasny program a g ra r
ny i szerzy agitację na wsi na własną rękę.
O statecznie zebrani włościanie rozjechali się w p rz e konaniu, że chciano ich w ciągnąć w n iezupełnie uczciw ą robotę polityczną.
Na zebraniu nie przeprowadzono żadnych wnio
sków.
W ytrw ały p. C hm ielew ski, pom im o takiego obrotu rzeczy, następnego dnia, t. j. 19 b. m. z pozostałą g a rs t
ką m iejskiej in te lig e n c ji i paru księżm i z prow incji, za
łożył nowe ugrupow anie ludow e. W ten sposób, bez lu du, odbyły się sztuczne n aro d zin y , szum nie nazw anego
„Z jednoczenia L udow ego".
N ależy przypuszczać, że dwaj księża, k tó rz y p rz y stąp ili do tej p rac y w dobrej w ierze, w k rótce sp o strze
gą, że za p. C hm ielow skim stoi L .P .P . i p. A. Zawadzki.
Z CAŁEJ POLSKI.
S p r a w a w o j s k a p o ls k ie g o . Ze źródła najzupełniej kompetentnego, dowiadujemy się że podług zapewnień czynników mia
rodajnych sprawa wojska polskiego została rozwiązana w zasadzie zupełnie pomyślnie i zgodnie z życzeniami społeczeństwa polskiego, sformułowanemi przez Radę Stanu. W najbliższej przyszłości prawno państwowe stanowisko Legjonów zostanie ustalone przez oddanie ich Radzie Stanu, której odezwa, wzywająca pod broń, bezzwłocznie potem nastąpi. Żywioły niepodległościowe i P. O. W.
W pierwszym rzędzie powołane Więc będą do urzeczywistnienia tak długo najważniejszym przedmiotem pracy i Walki narodu bę
dącej idei armji narodowej.
Z ja z d P o m o c n ic z y c h K o m it e t ó w W o js k o w y c h odbył się dnia 19 b. m. w Warszawie. Wzięli W nim udział, delegaci przysłani przez 55 organizacji powiatowych P. K. W., stworzonych W ciągu ostatnich kilku miesięcy przez komendę naczelną Pol
skiej Organizacji Wojskowej, dalej liczni obywatele z prowincji i Warszawy. Ogólna ilość uczestników przekroczyła liczbę 50U osób ze Wszystkich stron kraju, wszystkich stanów, zawodów i kierunków politycznych.
Prezesem honorowym wybrał zjazd Komendanta Piłsudskiego, przewodniczącym p. Kamińskiego z Radomia, asesorami p p Libic
kiego i St. Śliwińskiego z Warszawy, Nocznickiego z Grójeckiego, Abczyńskiego z ziemi Dobrzyńskiej, Jarosińskiego i Kornillowicza z Radzymina, Rachubę z Dzieśnina.
Zjazd rozpoczął się obszernem przemówieniem Komendanta Piłsudskiego Zobrazował on stan Polski przed i w czasie wojny W stosunku do sprawy wojska, kiedy niewolą nauczone społeczeń
stwo tak dalece przywykło żołnierza uważać za kogoś obcęgo, że nawet legjonistów chłopi w Chełmszczyźnie nazywali „polskimi moskalami". Na takiem tle rozpoczęła się owocna praca organi
zacji strzeleckich W Galicji, spotykająca się zrazu z poWszechnem niedowierzaniem, jako niepotrzebna zabawa — która jednak do prowadziła do tego, że z niej wyszedł jedyny dotąd czyn zbrojny Polaków w czasie wojny —- Legjony Z podobnemi trudnościami spotykała się W Królestwie praca P. O. w, w czasie Wojny i po
dobne musi wydać rezultaty. Przedstawiając następnie zebranym, że główne zadanie stworzenia armji narodowej leży w rękach spo- 1 łeczeństwa i polega na nawiązaniu jak najszerszego kontaktu mię
dzy żołnierzami a społeczeństwem, wskazał, w jakich dziedzinach i jakiemi metodami kontakt ten nawiązany być może — i jakie fak
tyczne i moralne wyda rezultaty.
Po przemówieniu Piłsudskiego zabrał głos p. Libicki i omó
wił zasługi, jakie w rozbudzeniu i budowie wojskowości położył Piłsudski.
Zgromadzeni stojąc Wznieśli okrzyk na cześć Komendanta. ( Po południu przybyli na zjazd zaproszeni członkowie Rady Stanu p.p. Łempicki i Paweł Jankowski. Pierwszy z nich Wszedł do prezydjum zjazdu i przemawiał na temat możliwości zniesienia granicy między obu okupacjami.
Następnie obywatel Miedziński zdał sprawę z dotychczaso
wej działalności P. K. W., a obywatel Zdanowuz nakreślił program dalszej, rozszerzonej działalności.
Wynikiem zjazdu stały się następujące rezolucje:
1. Ogólnokrajowy Zjazd Pomocniczych Komitetów Wojsko
wych, organizujących pomoc społeczeństwa przy tworzeniu armii polskiej, oddaje się całkowicie do rozporządzenia Tymczasowej Rady Stanu, obecne', o Rządu Polskiego, jedynie powołanego do szafowania życiem i krwią obywateli Polski Niepodległej.
2 Zjazd P. K. W., oddając do rozporządzenia Rady Stanu rezultaty dotychczasowej swej pracy -- w łączności z Polską Or- ganizacyą Wojskową dokonanej — uznaje za konieczny dalszy współudział społeczeństwa w tworzeniu armji narodowej. Zjazd P.
K. W. oświadcza pełną gotowość podjęcia akcji werbunkowej, w zakresie przez Radę Stanu wskazanym.
3. Ogólnokrajowy Zjazd P. K. W . składa wyrazy głębokie
go hołdu wskrzesicielowi wojskowości polskiej, Józefowi Pilsuds-
| kiemu i wyraża radość, iż Jemu powierzyła Rada Stanu tworzenie armji Polskiej.
Podejmując prace stworzenia W społeczeństwie oparcia dla Woska polskiego, Zjazd P. K. W. zwraca się do Komendanta Pił
sudskiego z prośbą, aby zechcial pracy tej patronować.
(Przyjęto przez aklamację).
4. Zjazd Delegatów P. K. W. wyraża Naczelnej Komendzie, i P. O. W. uznanie za pracę przez nią uskutecznioną dla sprawy or
ganizacji wojskowej społeczeństwa i zwraca się z gorącym ape
lem o jaknajsilniejsze poparcie tych prac.
Zjazd uznaje za konieczne jaknajwiększe rozszerzanie organizacji P, K. W.
5. Zanim P. O. W. zostanie przez Radę Stanu wcieloną w szeregi wojska polskiego, należy usilnie i wydatnie popierać Polski Skarb Wojskowy, utworzony przy P O, W. i mający na ce
lu finansowanie wszystkich jej prac.
Fundusze składane lub deklarowane w wielu miejscowoś- i ciach kraju na cele mobilizacji P. O. W. należy deponować w miejscowych Komitetach Popierania Wojskowości Polskiej, któ
re winny meldować Radzie Stanu o postępach »wej akcyi, oraz przedstawić jej ostateczne rachunki w sprawozdaniach.
Wszelkie fundusze, które pozostaną po likwidacyi P. K. W.
należy przelać na cele wojskowości polskiej, na ręce Dyrektora Departamentu Wojny, Józefa Piłsudskiego.
6 Zjazd uchwala zakładanie po całym kraju organizacji i Komitatów Popierania Wojskowości Polskiej i zgłaszanie ich T.
Radzie Stanu do rozporządzenia.
Zjazd poleca P. K. \v . powiatowym przystąpić do tworzenia tych Komitetów. Dążyć należy do objęcia akcyi tych Komitetów osób i grup, dotychczas w P. K. W. niezorganizowanych.
Zjazd poleca Głównemu Wydziałowi Wykonawczemu P. K. W
przef rowadzenie akcji W kierunku do uzgodnienia działalności Wszystkich czynników niepodległościowych W sprawie popierania Wojskowości polskiej
7, Zjazd Wita z radością akcję Rady Stanu zmierzającą do zniesienia linji okupacyjnej. Podejmujemy bowiem tworzenie Armji Narodowej, jako wewnętrznie jednolity krai, nie zaś jako sztuczne 1 okupacje.
Zniesienie granicy okupacyjnej będzie dla szerokich mas widomym znakiem realizowania aktu 5 listopada.
8. Ogólnokrajowy Zjazd P. K. W., odbyty dnia 19.11.17. u- chwala wysłać delegację do tymczasowej Rady Stanu, w celu złoże- 1 niu jej hołdu i zapewnienia o gotowości podjęcia wyznaczonej
przez nią pracy.
Nakoniec wybrał zjazd Centralny Wydział Wokonawczy złożony z p.p. mecenasa Supińskiego, d-ra Łuczyńskiego, inż. Ro- gowicza, inż. Med. Downarowicza i inż. Jana Jankowskiego.
Nazajutrz delegaci z 55 powiatów wraz z pozostałymi w sto
licy uczestnikami zjazdu udali się do Rady Stanu, gdzie przedsta
wieni zostali przez Komendanta Piłsudskiego wicemarszałkowi.
Przemówił imieniem delegacji p. Korniłłowicz, poddając całą orga nizację pod rozkazy Rady Stanu. Odpowiedział w zastępstwie chorego marszałka wicemarszałek, podkreślając konieczność sa
modzielnej inicjatywy społeczeństwa przy tworzeniu armji.
Z j a z d C e n t r a ln e g o K o m ite t u N a r o d o w e g o , o którym Wrogą ruchowi niepodległościowemu prasę obiegły plotki, że' ma być zjazdem likwidacyjnym, odbył się dnia 17 i 18 b, m i stał się nowym etapem rozwoju tej instytucji oraz działalności partji, w skład jej wchodzących. Jest rzeczą zupełnie naturalną, że ugrupowa
nie, zawiązane pod naczelnem hasłem uzyskania niepodległości, ulegać musi przekształceniom i reorganizacji, gdy po akcie 5 listo
pada realizacja niepodległości wysuwa cały szereg zagadnień kon
kretnych. Że Więc w miarę tego stronnictwa różne pod Względem społecznych pro< ramów rozchodzić się muszą pod niejednym wzglę
dem. Nie mniej jednak faktem jest, że program C. K. N. polegający na budowaniu państwowości polskiej na drodze jaknajwiększej sa
modzielności i opieraniu budowy o siły najszerszych mas narodu—
długo jeszcze bardzo będzie żywotnym i grupować będzie koło siebie
RZĄD I WOJSKO Nł 11
te wszystkie stronnictwa i organizacje polityczne, które w Polsce po tej drodze idą.
Na zjeździe ostatnim wystąpi! z C. K. N. Narodowy Zwią
zek Robotniczy, deklarując przy tein dalszą gotowość do współdzia
łania W kwestji organizacji wojska; rozluźniła swój związek P. P. S.
pozosta wiając swym członkom możność należenia do C. K. N. oraz deklarując stałe współdziałanie w kwestjach politycznych ze sprawą budowy państwa polskiego związanych, przedewszystkiem w kwestji wojska.
C. K. N. uchwalił ześrodkować działalność swą polityczną na najżywotniejszej dziś akcji w sprawie organizacji armji, w in
nych kwestjach pozostawiając partjom, oraz organizacjom miejsco
wym Wolną rękę.
Charakterystyczną rzeczą na zjeździe było stanowisko orga
nizacji prowincjonalnych, które podkreślały konieczność dalszego rozwoju działalności C. K. N. oraz stwierdzały ogromny rozrost jego wpływów i znaczenia w kraju.
R ad a N a ro d o w a zebrała się 18 b. m. na plenarne posie
dzenie, na którem uchwaliła oprzeć swą organizację na wyborach delegatów.
Uchwalony regulamin przewiduje następujące urzędy i insty
tucje:
Mężowie zaufania na poszczególne powiaty i większe miasta;
zebrania zwoływane w swych powiatach przez mężów zaufania ze wszystkich grup politycznych stojących na gruncie R. N. a repre
zentujące wszystkie stany; wybrani przez te zebrania delegaci W liczbie określonej na każdy powiat i miasto, dającej sumę 316 z. całego Królestwa. Projekt deklaracji politycznej R. N., opiera
jąc zasady jej na akcie 5 listopada, określa dążenie do wydobycia z kraju największego zasobu sił dla realizacji budowy państwa, zaznacza, że najpilniejszem zadaniem jest utworzenie armji naro
dowej oraz rządu, którego zawiązkiem jest Tymczasowa Rada Stanu, Samą siebie określa Rada Narodowa jako zwierzchni organ opiniodawczy dla odradzającej się Polski.
Po wysłuchaniu przemówienia Komendanta Piłsudskiego u- chwaliła Rada Narodowa następujący wniosek:
„R. N. uznaje za konieczne tworzenie prowincjonalnych ko
mitetów Pomocy Wojskowości Polskiej w celu Współdziałania przy tworzeniu armji polskiej. Komitety te winny oddawać się do dyspozycji Rady Stanu".
' ’ * ’ to «'
P r a s a b liz k a N. K. N -u i L. P. P. zamieszcza W ostat
nich czasach niewiadomo skąd czerpane wiadomości o zakuliso
wych sprawach Rady Stanu, takich, które nie są wcale ogłaszane w jej oficjalnych komunikatach. Ostatnio Nowa Reforma krakow
ska po raz drugi pisze o różnicy zdań, jaka jakoby istniała W Radzie Stanu w sprawie organizacji wojska i o tern, jak dopiero projekt., pułk. Sikorskiego, w całości przyjęty,'sprawę wyjaśnił i za
łatwił. Zasięgnąwszy w tej sprawie u kompetentnego źródła in
formacji, dowiedzieliśmy się, że wiadomość ta wcale zgodną nie jest z prawdą. Nie o to jednak idzie. Ale bardzo dziwnem jest postępowanie tych żywiołów, które zawsze za „legalistyczne" się podają, gdy przez dziurkę od klucza podsłuchują, co dzieje się na tajnych posiedzeniach R. St. i plotki o tein w narodzie szerzą.
Bardzo to nielojalna robota w stosunku do autorytetu Rady Stanu
Ze świata.
Stany Zjednoczone dotychczas nie zerwały stosunków dy
plomatycznych z Austro-Węgrami. Pierwszy raz objawia się tu ze strony państwa, stojącego dziś wyraźnie po stronie koalicji stosunek odmienny do Austro-Węgier, niż do Niemiec. Prezy
dent Wilson w akcji swej dotychczasowej zahaczył o dwa kierun
ki polityczne działające W Polsce. Pierwszy, oczekujący Polski z gwarancji międzynarodowej, a bez własnej akcji i to Polski zje
dnoczonej z trzech zaborów, drugi opierający swój program trya- listyczny, austrofilski na poparciu Austro Węgier przez koalicję.
Oba występują przeciw aktowi 5 go listopada, oba hamują nasz czyn własny i budowanie państwa W dzisiejszej chwili.
Im więcej zbliżać się będzie chwila utworzenia własnej ar
mji, im szybciej postępować będzie budowa państwa polskiego na
akcie 5-go listopada oparta i im Większe stąd będzie grozić nie
bezpieczeństwo koalicji, tern silniejszych prób z jej strony należy się spodziewać, które mogłyby opinję polską zamącić i już mącące ją kierunki Wzmocnić, a przez to zahamować budowę niepodległej Polski. Najpiękniejsza niepodległość obiecana W przyszłości, ma tu służyć do uniemożliwienia dzisiejszej jej budowy. O wykonaniu zaś obietnicy w przyszłości rozstrzygnąłby w takim razie ówczes
ny układ sił, w którym z powodu braku czynnika siły polskiej możnaby z łatwością przebierać między najrozmaitszymi progra
mami koalicji W sprawie polskiej. W programach tych, jak wia
domo różne stopnie i odcienie autonomji rosyjskiej grają decydu
jącą rolę, znajdą się tam wedle potrzeby projekty od oszukań
czych aż do zabarwionych niepodległościowo — w każdym razie obietnicom formalnie stałoby się zadość.
Reprezentantem tej polityki W sprawie polskiej stał się w ostatnich czasach prezydent Wilson (przyczem w niczem nie chcemy ujmować znaczenia dyplomatycznego jego enuncjacji w sprawie polskiej, znaczenia rosnącego w razie wzrostu naszych sił, malejącego w razie ich zahamowania). Być może, że z powo
dów wyżej Wspomnianych, koalicja i na innym terenie popróbuje teraz kroków dalszych dla powstrzymania rozwoju naszej armji.
aż d o —urzędowego ogłoszenia niepodległości Polski przez Rosję
B IC Z .
Bajka.
Był człek, co daleką mając odbyć drogę, Mówił: nogi mam martwe, ruszyć się nie mogę!
Więc obsiedli go wkoło zacni przyjaciele, By chorego pocieszyć, dobrych rad dać wiele.
Jeden prawi: żeś chory, Bogu trza dziękować, Bo chodząc, łatwo można nogi swe popsować!
A tak dobrzy sąsiedzi wózek sprawią nowy 1 lepiej na tern wyjdziesz, niżeli człek zdrowy!
—A któż pchać wózek będzie? — Sąsiad litościwy, Widząc, że sam jest zdrowy, a tyś ledwo żywy.
Już jak jeden cię popchnie, a drugi poprawi, Niedługo W jednem miejscu Wózek twój zabawi! — Na to drugi przyjaciel: Waszmość głupstwa plecie!
Coś i Własnej zasługi musi w tein być. przecie!
Kiedy chodzić nie może, niech go nosi drugi, A za to zdrowe ręce będą do wysługi.
Znam takiego, co chętnie takich chorych niesie I pośredniczyć mogę W takim interesie! — Wtem drzwi się otworzyły, padło słowo nowe:
Wstań i chodź!... Twoje nogi zdrowe!
Wstań, a zginie niemoc, która wzrok twój mroczy;
Świat masz zdobyć dla siebie, ujrzą go twe oczy!
Wstań, a uszanuje cię ręka, co Wspiera, Zadrży, która do życia twego się dobiera!
. . .T u wol.io dalsze słowo płynie, Albowiem bajka o tej dzieje się godzinie!
Znacie dobrze glos pierwszy, znacie i głos drugi, Który do obcej naród prowadzi wysługi,
W tej godzinie głos trzeci po Polsce zadzwoni, Kiedy narodu moc zawoła: Do broni!
W. P. Cena 20 groszy.