Socjotechnika - socjologiczny paradoks
Socjotechnika. Kontrowersje, rozwój, perspektywy. Pod redakcją Jerzego K ubina i Jerzego Kwaśniewskiego. Warszawa, Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego, Polskie Towarzystwo Socjologi
czne - Sekcja Socjotechniki, 2000, 305 s.
Rzadko spotkać można równie urozmaicone (w formie i treści) opracowa
nie naukowe. Łączenie w jednym zbiorze krótkich artykułów; a) poświęconych pamięci Adama Podgóreckiego i innych autorów, b) tekstów poruszających ogólną problematykę socjotechniki oraz c) diagnozujących szczegółowo wy
brane problemy życia społecznego było ryzykowne. Łatwo bowiem wyobrazić sobie dzieło, które żadnych z tych celów nie realizuje dobrze, a całość zostawia wrażenie wykorzystania okazji „wypchnięcia” zaległych publikacji. Tak na szczęście się nie stało.
Jerzy Kubin we wstępie zaznacza, że wydawnictwo jest „zaproszeniem do refleksji i dyskusji [... ] wokół prób rozwiązywania problemów społecznych, reformowania instytucji publicznych i usuwania niezamierzonych następstw projektowania zmian”. Zaproszenie to sprawdzona, ale i mało ambitna formuła intelektualna, szczególnie w kontekście socjotechniki oraz ostatnio w różnych mediach nadużywana. Podtytuł książki Kontrowersje, rozwój, perspektywy pozwala oczekiwać, że dyskusja będzie ciekawa i owocna. Tymczasem książka konsekwentnie owe zaproszenie realizuje głównie w wymiarze refleksji, a jeśli chodzi o konkretne rozwiązania omawianych problemów, to zbyt wielu ich nie zawiera, co nota bene potwierdza pogląd jednego z autorów zbioru (Jerzy Mikułowski Pomorski), że polska socjotechnika m a tendencję do teoretyzowa
nia.
Dobrym pomysłem edytorskim było włączenie do książki fragmentów inspirujących przypowieści Si-tiena, autorstwa Adama Podgóreckiego, ze względu na zawarte w nich paradoksy, podobne do tych, które tkwią w samej socjotechnice. Całość koncepcji edytorskiej dopełnia załączenie streszczeń artykułów wraz z adresami kontaktowymi do autorów (także elektronicz
nymi).
Przedstawione teoretyczne rozważania nad stanem socjotechniki wpisują się w trzy główne nurty, które rozwijają się nieregularnie w wielu miejscach książki. Pierwszy nurt wiąże się z powrotem do dyskusji na temat znaczenia i roli terminu socjotechnika w praktyce społecznej. N a przykład Kazimierz Frieske podkreśla instytucjonalny przedmiot zainteresowania socjotechniki.
Według niego, nauka ta winna badać głównie przyjęte rozwiązania instytuc
jonalne pod kątem ich efektywności, preferowanych wartości i realizacji funkcji społecznych. Jerzy Kojder (i inni) rozważa przyczyny powszechnego utoż
samiania socjotechniki z manipulacją.
D ragi nurt książki to problematyka społecznej roli osoby zwanej so- cjotechnikiem. Jerzy Mikułowski Pomorski zaobserwował na przełomie zmia
ny systemowej w Polsce pewne paradoksalne zjawisko, które opisuje z per
spektywy własnych doświadczeń. Chodzi o to, że socjotechnicy akademiccy, gdy stali się decydentami, nie skorzystali z dorobku swej dyscypliny. Trudno wyobrazić sobie psychologa, który specjalizując się w określonej szkole tera
peutycznej nie stosowałby jej wskazówek w praktyce! W tym też nurcie Sławomir M agala podnosi metodyczno-moralny problem, któremu stawić czoło musi każdy, kto próbuje dokonywać skutecznej zmiany w formacjach społecznych.
Wreszcie trzeci, najszerszej reprezentowany nurt, to aksjologiczne podstawy socjotechniki. Główny artykuł na ten temat napisała W anda Kaczyńska.
A utorka rozważa trzy podstawowe relacje wartości do przedmiotu zaintereso
wania socjotechniki; 1) oparte na neopozytywistycznym paradygmacie (in- strumentalizm), 2) oparte na autotelicznym systemie kulturowym (relatywizm) oraz 3) oparte na założeniach megasocjologii Adama Podgóreckiego (uniwer
salizm).
Czytelnik znajdzie w książce jeszcze inne interesujące nurty teoretyczne (m. in. ciekawy problem ewaluacji programów społecznych, przedstawiony przez Leszka Korporowicza), ale nie znajdzie jednego, moim zdaniem, bardzo pożądanego nurtu. Oprócz przedstawiania różnych bliskoznacznych pojęć z danej dziedziny, zadaniem naukowca jest także zająć stanowisko i uzasad
nić, dlaczego decyduje się na taki, a nie inny, wybór terminologiczny. Brakuje w zbiorze tekstu, który podjąłby próbę krytycznej analizy stosowanej przez badaczy terminologii i spróbował uporządkować chaos pojęciowy związany z używaniem określeń takich jak socjologia stosowana, prakseologia, in
żynieria społeczna, socjologia organizacji i inne. Szkoda, że tytułowe kont
rowersje budzą jedynie opisywane patologie społeczne, a nie budzą ich w ogóle przedstawiane założenia teoretyczne, może poza faktem, że trudno odróżnić socjotechnikę od bardziej empirycznie nastawionych badań so
cjologicznych.
Druga część książki m a bardziej publicystyczny charakter, ale przecież trudno, żeby mogło być inaczej, gdy mowa o ocenach działania społecznego.
Najważniejsze, że formułowane oceny (w wielu miejscach bardzo ostre i kryty
czne) poparte są rzetelnymi danymi i konstruktywnymi argumentami. Lektura tej części książki nasuwa pytanie, jak dalece dobór artykułów podyktowany był zabiegiem celowym, mającym poruszyć opinię społeczną (może także ukazać użyteczność socjotechniki), a jak bardzo wynikiem „prawidłowości”, że so
cjologowie preferują negatywne tematy. Z teoretycznego punktu widzenia pozytywny przypadek skutecznego działania społecznego jest przecież tak samo cenny dla naukowej analizy, np. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jerzego Owsiaka.
Obraz naszej rzeczywistości, jaki wyłania się po lekturze, może zasmucić, ale mało kogo pewnie zdziwi. O zjawiskach korupcji politycznej (Antoni Z.
Kamiński), patologii reformy administracyjnej (Witold Kieżun), reformy służby zdrowia (Andrzej Boczkowski), o braku myślenia strategicznego (Aleksander M atejko), i myślenia w ogóle oraz o innych zjawiskach słyszymy prawie codziennie w mediach. Teksty te nie ukazują jakiś nowych mechanizmów powstawania wypaczeń na styku administracji, polityki i biznesu, ani nie proponują praktycznych rozwiązań. Chyba, że rozwiązaniem mają być postula
ty, tezy i wolne wnioski skierowane do bliżej nieokreślonego adresata.
Część praktyczna książki jest po prostu za mało praktyczna. Żaden z autorów nie stawia sobie konkretnych pytań typu: jakie działania należy podjąć, jakim instytucjom przypisać odpowiedzialność za ich realizację, co doradzić by były one efektywne, jakie realne i skuteczne wskaźniki działania można określić. Trudno nie zgodzić się dyrektywą, że wdrażanie reform wymaga „bezwzględnego profesjonalizmu oraz powinno być wolne od politycz
nych rywalizacji” (Stanisława Golinowska), ale jak - chociażby teoretycznie - taki postulat wprowadzić w życie. Nawiasem mówiąc, mówienie politykom, aby nie rywalizowali, to jak zabronić dzieciom jeść cukierki. Chodzi więc bardziej o stworzenie takich zabezpieczeń, które skutecznie eliminowałyby wpływ interesów partyjnych na podejmowane działania administracyjne i gos
podarcze.
Mimo to, część praktyczna książki stanowi cenny zbiór tekstów ze względu na swoje wspomniane krytyczne podejście oraz świeży pogląd na zjawiska, jakie dosłownie dzieją się na naszych oczach (na przykład dyskusja nad reklamą alkoholu w mediach w kontekście artykułu Eugeniusza Moczuka „Socjotech- nika reklamy alkoholu adresowanej do młodzieży”). Z tego też względu teksty te nabiorą za kilka lat dodatkowej wartości historycznej.
Refleksja socjotechniczna to wyzwanie dla każdego, kto obcuje z ideami funkcjonowania życia społecznego i jego antropologicznych wymiarów. Zmu
sza ona do weryfikacji reprezentowanych modeli teoretycznych oraz do szuka
nia praktycznych implikacji. W arto jednak przypomnieć, być może trywialną prawdę, że nie każde pytanie, jakie stawia sobie osoba zamierzająca ingerować, bądź oceniać ingerencje innych, w system społeczny (zarówno ten na poziomie analizy makro i mikrosocjologicznej), jest pytaniem socjologicznym, mimo iż zawiera w sobie bardzo ważne aspekty społeczne. A więc, nie każde pytanie może być także przedmiotem zainteresowania socjotechniki (pomijam pewne skrzywienia środowiska naukowego). Prawa i rygory wiedzy zwanej naukową (a socjotechnika m a ambicje pozostania w obszarze nauki), wyznaczają jasne kryteria, co może być przedmiotem badania socjotechnicznego. Na przykład pytanie: „jak dać trwałe utrzymanie czterdziestomilionowemu narodowi”
(Aleksander J. Matejko), mimo swej społecznej wagi, na gruncie socjologii, przy jej obecnym dorobku, nie jest rozstrzygalne. W tym tkwi paradoks socjologii
i w ogóle nauk społecznych, że stosunkowo łatwo jest zakreślić obszar problemu socjologicznego (zawierającego w sobie elementy etyki, pedagogiki, psychologii, prawa i innych dziedzin), ale już znacznie trudniej jest zredagować pytanie spełniające kryteria tych nauk.
W powyższym paradoksie tkwi źródło nieporozumień związanych z ocze
kiwaniami wobec socjologii i socjotechniki. Oczekiwania te, formułowane przez dziennikarzy, polityków i decydentów różnych instytucji, oscylują mniej lub bardziej wokół wskazówek prakseologicznych, które same w sobie stanowią gotową do kupienia i zastosowania „technologię”. Takie pozytywis
tyczne myślenie jest w pewnym stopniu mechanizmem obronnym zwal
niającym od odpowiedzialności decydentów za podejmowane przez siebie działania, a ponadto - co pośrednio pokazuje artykuł Witolda Kieżuna o reformie administracji - może ułatwiać łączenie działania z jego ideologicz
nym kontekstem.
Wspomniane już oczekiwania świetnie realizują różnego rodzaju „zawo
dowi producenci wiedzy”, czyli firmy konsultingowe, odnosząc wymierne sukcesy ekonomiczne (wyniki merytoryczne znacznie trudniej ocenić). Główne przyczyny tego sukcesu to: 1) operowanie w większej mierze teorią psycho
logiczną, która bardziej opiera się na obserwowanych interakcjach między
ludzkich, przez co łatwiej implikuje rozwiązania praktyczne, 2) umiejętności sprzedania wiedzy jako „technologii” (np. jak skutecznie negocjować, wpro
wadzać zmiany w firmie itp. ), 3) umiejętności wykorzystania informacji zwrotnej od instytucji dla których pracują, 4) elastyczne (czasami eklektycz
ne) korzystanie z dorobku innych dziedzin naukowych. Otwartym pozo
stawiam pytanie, co przeszkadza polskim ośrodkom wiedzy socjotechnicznej (tej postulowanej m. in. przez Adama Podgóreckiego) podążać w podobnym kierunku?
Jest zastanawiającym fakt, że socjotechnika - jako nauka - rozwija swoje własne poglądy równolegle obok socjologii, nie czekając aż teorie „czysto”
socjologiczne nabiorą mocy eksplanacyjnej. Fakt ten powoduje, że socjotech
nika jest odrębnym i interesującym bytem, ale w konsekwencji przyczynia się także do chaosu pojęciowego i merytorycznego. Nauka, która m a ambicje usuwania niezamierzonych następstw zmian społecznych, staje się niewiarygod
na, jeśli nie może rozwiązać niezamierzonych skutków własnego istnienia w naukach społecznych.
„Socjotechnika” (zarówno ta konkretna książka, jak i dziedzina naukowa), mimo iż nie wnosi wiele nowego do dorobku nauk społecznych, to jednak samym faktem swojego istnienia tworzy interesujący poznawczo kontekst dla dotychczasowych ustaleń teoretycznych. Kontekst ten nabiera specjalnego znaczenia dla takich państw jak Polska, gdzie zmiany przebiegają bardzo dynamicznie i równolegle w wielu kierunkach (często sprzecznych wzajemnie, por. artykuł Sławomira Magali w omawianym tomie).
Rozwój socjotechniki mógłby - korzystając z dalszej perspektywy - kroczyć drogą wyznaczoną m . in. przez megasocjologię Adama Podgóreckiego. Zada
niem tego kierunku byłoby analizowanie głównych sił, mających wpływ na kształt życia społecznego oraz konstytuujących je zasad. Drugi kierunek - przyglądając się blisko poszczególnym faktom życia społecznego - mógłby świadomie angażować się w badaną problematykę, dostarczając zaleceń i wska
zówek tzw. szerokim kręgom odbiorców, nieprzygotowanych do czytania skomplikowanych socjologicznych analiz. Moim zdaniem, taki podział po
zwoliłby zachować socjotechnice swą sensowną odrębność oraz sprawiłby, że nauka ta byłaby łatwiej identyfikowalna dla grup zainteresowanych praktycz
nym wykorzystaniem badań socjologicznych.
Omawianą tu książka wydaje się także słabym głosem (Sławomir Magala, Jerzy Kwaśniewski) podnoszącym kwestię, jak bardzo „oficjalna” socjotech- nika może ignorować doświadczenia różnego rodzaju „zawodowych producen
tów wiedzy”. Wydaje się, że połączenie dorobku teoretycznego socjotechniki z doświadczeniem wynikłym ze stosowania kontekstowej „wiedzy roboczej”
mogłoby być interesującym przedsięwzięciem. Mam nadzieję, że wkrótce ukaże się książka, która poruszy tę kwestię bardziej zdecydowanie.
Paweł Błaszkiewicz
Zrozumieć biednego. O dawnej i obecnej biedzie w Polsce. Pod redakcją Elżbiety Tarkowskiej. Warszawa: Typografika, 2000, 275 s.
Książka jest podsumowaniem badań w ramach projektu KBN: „Dawne i nowe formy ubóstwa - styl życia biednych rodzin”, przeprowadzonych przez zespół badawczy kierowany przez Elżbietę Tarkowską, w skład którego wchodziły następujące osoby: Justyna Laskowska-Otwinowska, Krystyna Lu- tyńska, H anna Palska i Joanna Sikorska. Badania te stanowią kontynuację międzynarodowego projektu „Social History of Poverty in Central Europe”, który powstał w 1995 roku w Budapeszcie z inicjatywy Julii Szalai. I choć w latach 90. w Polsce ukazały się liczne publikacje na temat biedy (np.: Beskid 1999, Frieske 1999, Golinowska 1996, Warzywoda-Kruszyńska 1999), faktem jest, że recenzowana książka zajmuje wśród nich miejsce szczególne, głównie za sprawą języka opisu - trafiającego do każdego czytelnika.
Praca składa się z sześciu części. Część pierwsza: Wprowadzenie, zawiera dwa artykuły Elżbiety Tarkowskiej: „Bieda, historia i kultura” i „Styl życia biednych rodzin w przeszłości i w teraźniejszości: charakterystyka badania” . W części drugiej zatytułowanej Bieda dawna i obecna znajdują się cztery artykuły: Elżbiety Tarkowskiej „O dawnej i obecnej biedzie w Polsce”; „Bieda dawna i nowa: historie rodzin”; „Bieda popegeerowska” oraz Justyny Lasków-