• Nie Znaleziono Wyników

Cyklista : z powodu otwarcia nowego toru cyklowego na „Dynasach” : z kalendarzem na rok 1893

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Cyklista : z powodu otwarcia nowego toru cyklowego na „Dynasach” : z kalendarzem na rok 1893"

Copied!
100
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

W A R S Z A W A , S E N A T O R S K A 27.

C E N N I K I F R A N K O I G R A T I S . Reprezentanci domu handlowego J . BŁOCK

S E N A T O R S K A 27.

U W A G A . N a welocypedach „S w ift" „W itw ort" „W en liam "

zdobyto na wyścigach europejskich liczne nagrody. Oprócz te­

g o na naszych torach następujące odznaczenia:

N a welocypedzie „S w ift" zdobyto w wielkim ioo-w iorstow ym wyścigu 1891 r. W ielki z ło ty m edal i trzy m edale b ron zow e.

N a welocypedzie „W itw o rt" zdobyto w wielkim 10 0 w iorst wyścigu 1892 r. Duży m edal b ron zow y i N a wyścigow ym w elo­

cypedzie „W en h am " zdobyto na wyścigach torowych w K a l i ­ szu: Dw ie g łó w n e w y gra n e — m edal z ło ty i sre b rn y i jedną

d ru g ą n a g ro d ę — m e d al srebrny.

WEEOCYPEDY ROŻNYCH TYPÓW

N A J L E P S Z Y C H

ANGIELSKICH I NIEMIECKICH

FABRYK

polecaj:j

KRZYSZTOF BRUN I SYN

WIELKI WYBÓRWELOCYPEDÓWRÓŻNYCHTYPÓW

WzMtWYBÓRWELOCYPEDÓWRÓŻNYCHTYPÓW.

(3)

C Y K L I S T A

Rocznik I.

Z P O W O D U O T W A R C I A N O W E G O T O R U C Y K L O W E G O

ИА „EYHASACH"

z kalendarzem

na rok 1 8 9 3 .

WARSZAWA.

S T A R A N I E M I N A K Ł A D E M

W. C z a je w sk ie go , ul. O b oźn a 7.

1 8 9 2.

(4)

Redakcja

„CYKLISTY**

Oboźna 7.

w W a r s z a w ie .

Дозволено Ц ензурою, В а р ш а в а 9 Сентября 1892 Druk Р . Szym anowskiego, D aniłow iczow ska N r . 6.

(5)

O ukochany z hartownej stali Bicyklu n asz!

W około siebie dziarskich ryw ali Aż tylu masz;

K ażdy z nich na swem kole u mety Chce pierwszym być, B y dostać kwiatek z ręki kobiety,

B y o niej śnić.

Hej, dalej-ż cyklu nieś, bo pierś pala, Więc medal dasz!

A ona powie: „Cześć ci i chwała O mistrzu nasz! “

Wincenty Skowroński (Skowronek) .

Pieśń Pwyeięsey!

(6)

S p i s r z e c z y .

Ocl W ydaw cy

P ieśń zwycięzcy . . . . . .

O twarcie N ow ej Siedziby.

D ynasy . . . .

Dzieje W arszawskiego Tow arzystw a Cyklistów . H istorja i rozwój welocypedu . . . . Sto w iorst na cyklu . . . . . W praw a ( Tr ai ni ng) . . . . . . R a d y dla początkujących . . Odzież

Obuwie. . . . . . .

Pożyw ienie i dyeta . . . .

D zienny rozkład . . . . .

T raining . . . . . .

W yścig i w K aliszu . . . . . . N ajszybsza jazda Slepliane . . . .

W yścigi w A n g lii . . . . . .

,, w Niemczech . . . . .

w W arszaw ie . . . . .

Z Prow incyi . . . . . . .

B ic y k l . . . . . . . .

Stopa i pedał . . . . . . .

Leczenie mechaniczne— welocyped

K ro n ik a . . . . . . .

Piśm iennictw o sportowe . . . . . Pierw sze k o nkursa łyżw iarskie z 1888 i 1889 r.

K alen d arz . . . . . . .

T ablice do zapisyw ania przebytej drogi . Inform acje

S w i f t ...

Ogłoszenia . . . . . .

S ir.

3 5 9

15

22 29 36 36

38 39 40

41 44 48 5 3

55 56

5 7 58 62 65

66

70 71 73

79

82

(7)

E D W A R D br. C H R A P O W I C K I Prezes Warszaw. Tow arzystw a Cyklistów .

(8)

„Ohrareie Iłowej Siedziby.w

Niebo zasłane czarnemi obłokami, ocł czasu do czasu przebiega szybko chmura, niosąc deszcz drobny, ale rzęsisty, słońca nie widać wcale, powietrze jednak dosyć ciepłe, parne nawet. Oto Niedziela 18 Września, dzień otwarcia nowej siedziby Towarzystwa Cyklistów.

Pogoda nie dopisała zupełnie, -mimo to w lokalu To­

warzystwa już o 11-ej godzinie gwarno. Dużo twarzy znajomych, cała prasa w komplecie, świat artystyczny i muzyczny reprezentowany również licznie, nawet hy-

gjena w ysłała tu wielu swoich zwolćnników.

Przebiegamy liczne salony, po schodkach wcho­

dzimy na górę, ztąd na najwyższą galeryjkę. Pod nami w głębi co najmniej 80 stóp rozłożona piękna sadzawka, na niej trzy malownicze w yspy, a dokoła czarną wstęgą zarysowuje się tór wydłużony, ja k elipsa. Do godziny 12| czekamy, przechadzając się, jeśli, deszcz nie przeszkadza, po ogrodzie lub po sali, na ks. biskupa Euszkiewicza.

Powóz jego nadjeżdża, i przesuwa się wolno wśród żywych szpalerów. Prezes wprowadza księdza biskupa w towarzystwie jego kapelana ks. E. Brze- ziewicza wśród śpiewów, które w ykonały chóry tea­

tralne. Uroczystość rozpoczętą została. I znów uro­

czy chór męzki rozlega się pod sklepieniami sali, a na­

stępnie odzywa się muzyka het gdzieś z dołu ogrodu.

To nowy marsz skomponowany przez p. Pianow- skiego.

Po nim daje się słyszeć rożek cyklistów. To sygnał do wymarszu. W sali szczęk rowerów i bicykli.

Jeden za drugim w yjeżdżają cykliści i pod wodzą ka-

(9)

pitanap. St. Lepperta stają w trójkach na torze. Kostka i Mulert dokonywa zdjęć fotograficznych.

Stanisław Leppert.

Znów odzywa się rożek i korowód rusza. Na czele jedzie p. Leppert, potem dwóch wice-kapitanów na bicyklach, a następnie korowód prowadzi pani Wur- cel, dzielna sportsmenka. W elocypedy mkną coraz prędzej, coraz szybciej—jeden za drugim...

Deszcz zmusza publiczność schronić się do dużej sali, gdzie wśród dźwięków orkiestry odbyła się w yż­

sza jazd a na bicyklach i rowerach.

Największe oklaski otrzymali: p. Białkowski, p.

Bocąuet i p. Bulikowski. Rzeczywiście wyższa jazda wprowadzała w zachwyt zebraną publiczność. Znako-

(10)

mite kołysanie się na bicyklu pana Bocąueta, świetna gimnastyka pana Białkowskiego, w ykazuje ja k ą zrę­

czność można rozwinąć w tym kierunku.

Bocąuet.

Komitet Towarzystwa przyj mował swoich ygości w górnym lokalu, gdzie redaktor St. Lesznowski za­

znaczył postęp towarzystw sportowych, a p. Olędzki wręczył pukar, ofiarowany przez redakcję „K urjera Codziennego “ .

Wiele stowarzyszeń nadesłało swoich delegatów, (Łódź, Kalisz), inne zaś złożyły swe życzenia w licz­

nych depeszach z Kalisza, Łodzi, Zgierza, Lwowa, Krakowa, Wrocławia, Pragi i in.

(11)

n D Y U s T - A - S Y .

W arszawa leży na płaskowzgórzu ostro spadają- cera ku Wiśle. Płaskowzgórze to strome ciągnie się od najdalszego północnego punktu miasta, po nad sa­

mą rzeką, lekko podnosząc się w stronie południowej, a zarazem i odbiegając od obecnego koryta W isły w kierunku zachodnim, pod Mokotów, gdzie nieznacznie przechodzi w równinę. Stok tej góry po nad Wisłą w mieście stanowi jedno pasmo ogrodów dobrze urzą­

dzonych lub też w dzikim jeszcze znajdujących się stanie i bardzo upiększa gród syreni. Zręczny ogro­

dnik miałby możność stworzyć tu cały szereg uro­

czych wiszących ogrodów, piękniejszych nad sztuczne ogrody Semiramidy, bo naturalnie zawisłych na 100 stóp wyniosłym wzgórzu, u którego podnóży toczy się szeroka,- szara Wisła, a ze szczytów roztacza się malowniczy widok daleko het za Pragę na rozłożyste żyzne pola, usłane polnemi kwiatami, krasnym ma­

kiem, który się rozsypał, ja k b y kroplami krwawemi po łąkach i zagonach, wreszcie na bujne, czerniejące la ­ sy jodłowe, wśród których kłęby białej pary, niby obłoki zbłąkane, spędzone z nieba unoszą się długim, wąskim pasem.

Św isty łekkomotyw i statków parowych; turkot, światła porozrzucane na olbrzymiej przestrzeni oży­

w iają to nadwiślańskie wybrzeże W arszawy.

Obecne „D yn asy“ , które zajęło Warszawskie Towarzystwo Cyklistów, są jedną cząstką tego olbrzy­

miego stoku wzgórza, cząstką może najpiękniejszą, po­

(12)

łożoną w środku miasta, na najwyższym niezawodnie punkcie. Kilkanaście kroków zaledwie dzieli D ynasy od najruchliwszej ulicy Krakowskiego-Przedmieścia i po­

siadają one te wszystkie przywileje, z których można arcydzieło sztuki ogrodniczej utworzyć. K ilka lat mie­

szkam naprzeciwko tego wzgórza i niejednokrotnie dziwiłem się niezapohiegliwości kapitalistów Warszaw­

skich, którzy nic skorzystali dotąd z Dynasów, nie urządzili tu pysznego ogrodu, w którymby zmęczony dzienną pracą przemysłowiec, kupiec lub urzędnik mógł szukać w lecie miłego wieczornego chłodu.

I oto znaleźli się, energiczni cykliści, którzy myśli moje zamienili w rzeczywistość i D ynasy są te­

raz ogrodem uporządkowanym, siedliskiem Tow arzy­

stwa.

Opuszczone przez tyle lat Dynasy zostały za swoję skromność sucie wynagrodzone. Przerobiono je na ogród jeden z ładniejszych w naszem mieście i prze­

znaczono jako siedzibę dla Warsz. To w. Cyklistów.

( Dzieje tego kaw ałka ziemi bardzo dawne pa­

miętają czasy. W X III wieku był tu dworek i fol­

wark. który ciągnął się aż do Solca zkąd zaczynały się gęste bory pełne wówczas dzikiego zwierza. Dwór stał na miejscu dzisiejszej biblioteki i był tylko zw y­

kłym domkiem drewnianym, dopiero w X V II wieku przebudowano go zupełnie i zrobiono z niego rezy- deneyę królewską Potem pałac i ogród dziś Dyna- samy zwrany przeszedł w prywatne ręce. I cały ten plac rozpadł się na dwie części hypoteczne przedzie­

lone ul. Oboźną.

Obecne Dynasy mieściły w sobie zwierzyniec, a wyżej nieco psiarnię zwaną Obożuią Królewską.

Duże, wyniosłe dęby, jesiony i buki zaciemniały ten cały obszar aż do W isły. Tuż u prawego stoku u podnóża góry rozłożyła się nie duża sadzawka. Po­

(13)

wstała ona wprost z glinianek po wybranym mate- ryale na cegłę, a potem służyła jak o woda do poje­

nia zwierząt domowych i wpół dzikich mieszkańców zwierzyńca. Książęta i królowie odbywali tu łowy, strzelali jelenie, dziki, sarny, czasami i grubszą z biało- wiejskich puszcz przywiedzioną zwierzynę, a na wiosnę kiedy wody w y lały na dzikie polowano kaczki. L e ­ genda niesie, że razu pewnego kiedy w głębokiej przeszłości chodził po lesie strzelec dostojny, ujrzał sto kaczek złotych, od których blask bił tak ja k od słońca.

Zdziwiony tem zjawiskiem puścił sokołów, które j e ­ dnak ani jednej sztuki nie zdobyły i powróciły na ziemię oślepieni niezwykłem blaskiem; wówczas on strzelił sam i spadła jedna złota kaczka na sadzawkę przy Oboźni Królewskiej. Posłano w^yżła żeby podał kaczkę, ale daremnie, kaczka tak pływ ała dobrze, że zawsze się psu wymknęła. Wtedy jeden z dworzan, chcąc się przypodobać królowi spuścił czółno i chciał ją dobyć z wody żywą, ale skoro przypłynął do kaczki, kaczka dawała nurka i w ypływ ała w drugim końcu stawu. Nadludzkie niemal usiłowania nie po­

mogły, aby kaczkę złapać i dostojny strzelec musiał dać za wygranę. Szwedzi w czasie najazdu zrabowali W ar­

szawę i wywieźli, co tylko mogli wywieźć. Nie było już nic do zabrania. Choroba grasowała wielka, bieda była straszna, aż jedna kobieta biedna, której męża zabrali, chcąc jakim kolwiek sposobem wydobyć go z rąk szwedzkich, powiedziała, że wie jeszcze o złotej kaczce i, że gdy je j wypuszczą męża, to ona im ją pokaże. Chciwi Szwedzi zgodzili się na ową propo- zycyą, a kobieta zaprowadziła ich do stawu na ulicę Oboźną.

Złota kaczka zachwyciła wszystkich, ale da­

remnie. Nikt je j złapać nie mógł. Król Szwedzki spędził całe swoje wojsko, które uplotło sieci, aby

(14)

kaczka nurkiem nie chodziła i tym sposobem postano­

wili j ą złowić. Lecz kiedy pięć tysięcy wojska na łódkach okoliło kaczkę, ta wzbiła się i odleciała.

Odtąd kaczki codziennie nie widywano już w Oboźni królewskiej.

Kiedy cyklistom podniesiono komorne na Koszy­

kach, nie mając się gdzie podziać, mieli w ynająć ogród przy Alei Jerozolimskiej, wtedy podobno zle­

ciała złota kaczka i wprowadziła ich na „D y n a sy“ . Dla czego „D yn asy” ?... I tę nazwę lud na Po­

wiślu urobił.

W końcu przeszłego wieku osiadł w Warszawie książę de Nassau Siegen, awanturnik rycerski. Dla niego wystawiono tu pałac, w którym czas dłuższy przemieszkiwał. Lubując się malowniczem położeniem, często chodził wieczorami po stoku stromych gór przy sadzawce. Lud domniemywał się, źe czyhał na złotą kaczkę, której jednak nigdy nie widział.

W ostatnich czasach ,,D ynasy“ należały do hr.

Uruskiego, od którego drogą spadku przeszły na ks.

Czetwertyńskich. Od nich to Towarzystwo Cyklistów wydzierżawiło „D ynasy“ na lat 15. Przekształcając zaniedbany ogród do niepoznania.

Pracowano przez rok cały wożąc ziemię do w y ­ równania dołów i nizin. Z niesłychanym gustem in­

żynier Huss dokonał niwelacyi i zaprojektował urzą­

dzenie toru. Niewielką sadzawkę rozszerzono znacznie, ma bowiem obecnie obwodu 400 metrów. Do koła tej sadzawki usypano tór owalny, porozrzucano wiszą­

ce drogi, słowem przekształcono to dzikie ustronie na cudowną siedzibę. P ałacyk cały wznosi się o kilka­

dziesiąt stóp nad poziomem toru. Wykończono go podług planów budowniczego Szyllera. Składa się on z ogromnej sali do jazd y i gimnastyki i z kilku sal bocznych przeznaczonych na biura i czytelnię.

(15)

Pałac W. Т. C. na Dynasacli(podług fotografiidawnej Kostki i Mulerta).

(16)

Ogród w którym pozostało wiele drzew dawnych, pamiętających odwieczne czasy, osadzono nowemi latoroślami, porobiono fontanny, pourządzano uro­

cze ustronia osadzone bluszczem, krzewami jaśminu i bzu. Jeszcze kilkanaście lat a nie będzie milszego ustronia w Warszawie. Jest to przestrzeń olbrzymia;

już sam tor liczący 400 metrów obwodu daje o tem najlepsze pojęcie, a jeżeli w dodatku powiemy, że tor nie zajmuje nawet połowy tego ogrodu, to czytelnik łatwo wyniesie ztąd pojęcie ja k i obszar zajmują „D y- nasy“ . Sadzawka rozszerzona bardzo uroczo wygląda, a na niej nieduża kępa z altanką dla Komitetu osło­

nięta starą lipą. Do sadzawki wlewa się woda ze źró­

dła przy ul. Ohoźnej.

Od dziś ogród ten stanie się siedliskiem życia towarzyskiego, areną popisową sił wyrobionych i czę­

stych przyjemnych zabaw.

W. Cz.

(17)

Dzieje Warszawskiego Towarzystwa

P ie rw sze w e lo c y p e d y system u M ich au x sp ro ­ w adził do W a rsz a w y w krótce po w y staw ie p a­

rysk iej fab ryk an t pow ozów p. W. R o m an o w ski.

B y ły to ciężkie drew niane m aszyny dw ukołow e, które mimo to znalazły n ab yw có w i w k ró tce po­

tem W arszaw a ujrzała pierw szych pionerów sp o r­

tu k o łow ego .

W e lo c y p e d ten taki podziw w zbudzał, że je ź ­ dźcom trudno b y ło przesunąć się w śród ogrom ne­

go natłoku ciek aw ych . K o rz y sta ją c z tego zain­

teresow ania się ogółu, za in ic yjatyw ą p. R o m an o ­ w skiego b y ły urządzone pierw sze w W arszaw ie w y ­ ścigi cyk listó w w 1869 roku na cel dobroczynny.

W y ś c ig i te o d b y ły się w ogrodzie K rasiń sk im z udziałem panów G rotkow .skiego, J . P ietru sze w sk ie­

go, A . Briihla, A . Sierzputo w skiego , L. H offm ana i innych, zeb rały do ogTodu liczną publiczność.

Jed n ak że ciężkie, drew niane m aszyny nie m o g ły zbyt w ielu zachęcić do tego sportu i dopiero w początkach 1880 roku, k ie d y pan Herżm an, tutej­

szy fab ryk an t, sp ro w ad ził całe żelazne, a n g ielsk ie, z gum ow em i obręczam i b icy k le i rozpoczął d aw ać lek cje jazd y, sport w e lo c y p e d o w y rozw inął się znacznie i w zrastał szybko, zwłaszcza g d y d o b ry jeździec tutejszy p. Em il Schultz, przybyw szy z za­

Cyklistów.

(18)

g ra n ic y , w y k az ał w sw ojej jazdzie n iezw yk łą ja k na ówczas szybkości.

A m ato ró w p rzyb yw ało co ro k sporo i szybko rozm nażał się zastęp cyklistów , ta k dalece, źe w 1885 r., za staraniem D yrek cji w y śc ig ó w kon­

nych, m ogły b yć urządzone na placu U jazdow skim w czasie w y staw y rolniczej, d rugie z rzędu u nas w y śc ig i na w elo cyp ed ach , na cel rów nież filantro­

pijny, w których przyjęli udział pp.: br. Jom ini, Schultz, K in d le r, Służew ski, D oleżal, D utkiew icz i Slcorniakow . R o zw ó j konstrukcji w elo cyp ed u oraz rezultaty, ja k ie d a ły owe w y śc ig i stały się w ie l­

kim bodźcem do rozwoju sportu, k tó ry też począł zyskiw ać coraz to liczniejszych i stałych zw olenni­

ków . W ich to szczupłem gro n ie znalazł się i E d w ard hr. C hrapow icki, za k tórego in icjatyw ą p o w stał projekt założenia w W arszaw ie T o w a rz y ­ stw a C yklistów , dnia 6 K w ie tn ia 1886 r., w którym to dniu odbyło się pierw sze posiedzenie. W dniu 13 tegoż m iesiąca odczytano już projekt u sta w y i ukonstytuow ano tym czasow y kom itet, k tó re g o p re­

zesem został hr. A u g u st P o to ck i, a w ice-prezesem hr. E d w a rd C h rapow icki, kapitanem b ar. Jom in i, w icekapitanam i M. S k o rn iak o w i A . Jen k in s, k a s­

jerem E . Schultz, gospodarzem B . K a e tz le r i se­

kretarzem J. Służew ski.

D nia 16 M aja 1886 r. nastąpiło uroczyste o- tw arcie now ego klubu i T o w arz ystw a na K o s z y ­ kach, a w 2 m iesiące potem t. j. 21 Czerw ca 1886 urządzono trzecie w W arszaw ie, a i-sze klubow e w y śc ig i na placu U jazdow skim .

D nia 18 grudnia, na rocznem ogólnem zg ro ­ madzeniu T o w arz ystw a przyjęto d otychczasow y kom itet, tylko w m iejsce ustępującego Jen k in sa zo­

sta ł w ice-kapitanem E . Schultz, kasjerem Brunon

(19)

K a e tz le r, gospodarzem W łodzim ierz B o g u sław sk i, sekretarzem E d w a rd K o n ra d z k i i głó w n ym konsu­

lem W łodzim ierz B ieliń sk i.

R o zw ó j i działalność T o w arz ystw a w letnim sezonie ow ego roku zaakcentow ane zostały św ie­

tnym konkursem na w elo cyp ed ach i w yścigam i na polu M okotow skiem .

P ierw szą zimę tow arzystw o przepędziło w lo ­ kalu te atrzyk a B elle-vu e, ale k ie d y na d rugą zimę gospod arz żądał zbyt w ygó row an ej ceny, w ów czas postanow iono wznieść w łasn y budynek na K o s z y ­ kach, w ed łu g planu bezinteresow nie dostarczonego przez budow niczego E d w ard a G o ld b erga. Dom dzięki en ergii kom isji budow lanej w dw a m iesią­

ce b y ł gotów . O tw arcie i pośw ięcen ie tego b u ­ dynku nastąpiło dnia п -go grudn ia 1887 r.

N a o tw arcie n adesłano w iele depesz od k lu ­ bów z W iedn ia, Lon d yn u („C y k list’s T ou rin g C lub ") K ra k o w a i L w o w a, oraz od stow arzyszeń cyk listó w prow incjonalnych z Łodzi, P io trk o w a, R ad o m ia, P u łtu sk a i t. d. P rz y wspólnej w ieczerzy ochoczo spędzono w ieczór, ciesząc się w kółku swoim , że sport w elo cyp e d o w y rozw ija się tak pom yślnie.

W 1888 roku utw orzył się n ow y kom itet.

P rezes i w ice-prezes pozostali dawni, kapitanem został E d w ard Skorn iakow , w ice-kapitanam i: A n ­ toni N ipanicz i Jó z e f Sk w ierczyń sk i gospod arz (dawny), w ice gospodarz B o le sła w G o łęb io w ski, k asjer (dawny), b uchalter W in cen ty A rn d, głó w n y konsul (dawny), lekarz A d o lf R u c k e r, sekretarz pozostał daw ny.

K o m ite t bardzo g o rliw ie zajął się spraw am i to w arzystw a. N aprzód urządzony został konkurs na w elo cyp ed ach i trzecie z rzę,dii w y śc ig i, urządzo­

ne przez to w arzystw o. N adto nie p o p rzestającn asp o r-

(20)

cie w elocyp edow ym , ogólne Zebranie 14 kw ietnia 1888 r. postan ow iło urządzić w klubie gim nastykę, którą też kosztem kilkuset rubli nabyto i zbudo­

w ano pod nadzorem specjtjalisty czł. T ow . р. M.

O lszew skiego. O ddział gim nastyczny został otw a­

rtym dnia 8-go grudn ia 1888 r.

W prow adzone g r y to w arzyskie lawn-tenis, krokiet i t. p. p rzyjęły się również bardzo dobrze, a w oznaczone dni n igd y nie brakło pań i panów, u żyw ających tak przyjem nych zabaw, pełnych ru ­ chu.

W tym roku W arsz. T ow arzystw o C yklistów przyjęło udział w m iędzynarodow ym k on gresie C yk listó w w W iedniu. R eprezentantam i zostali hr.

C hrapow icki, K iersn o w sld , K a e tz le r, K o n rad zki, O staszew ski, H irsch, D ąb row ski, oraz H artm ans- gru ber, k tó ry całą d rogę do W iedn ia przeb ył na w elocyp edzie.

W 1889 roku prezesem T o w arz ystw a został hr. C hrapow icki, w iceprezesem A ntoni K iersn o - w ski, kapitanem N ipanicz — w ice-kapitan am i W a ­ cław Babczyński i A u g u st G ross, k asyjer, g o sp o ­ darz, w ice-gospodarz i buchalter (dawni). L e k a ­ rzem obrano D -ra F ran ciszk a N eygeb au era, sek re­

tarzem został A n ton i F ertn er. D o kom isji re w i­

zyjnej weszli R e in e k e L udw ik, Pu ppe W ilhelm , K o n rad zki E d w ard . R o k ten już bardzo dodatnio zapisuje się w rozwoju W arsz. T o w arz ystw a C y­

klistów . Z 28 członków założycieli w 1886 r. liczba ta podnosi się z końcem 1888 roku do 146, k ied y w 1887 b yło ich zaledw ie 72. Stan m ajątkow y to ­ w arzystw a w y p ad a uważać za pom yślny. R o z w ó j sportu także bardzo dobrze zarysow ał się w tym czasie. L iczb a czynnych członków znakom icie w zrosła. O gólna c y fra w ycieczek d o sięg ła 637,

(21)

reprezentujących przeszło 20 000 w io rst drogi p rze­

bytej na m aszynach.

W y śc ig i mimo dosyć pobudzającej ry w a liz a ­ cji z klubam i z Łodzi i Zgierza d ały rezultat w zględnie bardzo pom yślny, gdyż n agrodę, m edal zloty, w głów nym biegu na szybkość, zd obyli W a r ­ szaw iacy.

B y ła to. pierw sza w iększa n agro d a w ygran a przez Członków W arsz. Io w . C yklistów od 1888 r., k ied y do nas zaczęli zjeżdżać licznie najlepsi jeźdźcy innych klubów . N a w yścigach urządzo­

nych dnia 24 Czerw ca 1888 r. na Polu M okotow - skiem Łodzianie zw yciężyli członków W arsz. K lu b u C yk listó w i pierw sze n ag ro d y w y w ieźli z W arsza­

w y. G łó w n ą n agrod ę m edal złoty i paterę p a­

m iątkow ą, przeznaczoną ja k o n agrod ę dla tego ze zw ycięzców , k tóry najw iększą liczbę razy prze- jedzie pierw szym przed startem , zd obył F . D rech sler Czł. K lu b u Łódz., d rugą w ziął rów nież Czł. Łódz.

Tow arz. C yk l. A . Stren g er.

Szczęśliw szym okazał się rok 1889, bo przy­

najmniej jed en m edal złoty został w W arszaw ie.

R o zw ijając e się m łode tow arzystw o coraz za­

gorzalszych liczyło zwolenników . Ju ż nie jednostki, ale cale korp o racje uznaw ały je g o żyw otność i działalność, a chcąc tem w ięcej zachęcić do n ie­

ustannego rozwoju, grono Członków W arsz. Tow . W io śla rsk ieg o ofiarow ało w dow ód sym p atyi cenny przedm iot, puhar sreb rn y, ja k o n agrod ę przezna­

czoną dla zw ycięzcy w biegu konkurencyjnym b i­

cyk li z row eram i.

O dtąd te dw a to w arzystw a sym patyzując z so­

b ą b iorą udział w uroczystościach urządzanych wzajemnie, a C yk liści zw ykle stroją najpiękniejszy

„w ia n e k ” na obchód S-to Ja ń sk i, organizow any

(22)

z takiem powodzeniem przez klub W arszaw skich W io śla rz y.

Ż ycie w łon ie to w arzystw a C yklistów coraz w siln iejszych pędach p racy objaw ia się nie po- m iernie. L iczn y wzrost członków, znaczne fundusze, k tóre z łatw o ścią przyszły im na urządzenie tak w ytw orn ego lokalu, może pod względnm m alowni- czości i położenia jed yn eg o w całej E uropie, ja k i so bie C yk liści stw orzyli, oto dowod)'- tej p racy i zapobiegliw ości.

R o k 1889 przyspo rzył i pod względem adm i­

nistracyjn ym w iele rzeczy now ych i bardzo poży­

tecznych, k tóre w p łyn ęły niezm iernie na rozwój klubu, a m ianow icie: ustanowiono posadę m echa­

nika k lu b ow ego z p łacą 250 rs., opracow ano in- strukcye dla dyżurnych członków i przeznaczono dla nich specyaln e odznaki, zaprowadzono księgę, wyjazdów, inform ującą chcących się udać na w y ­ cieczkę dłuższą w którą stronę inni cyk liści pod ą­

żają, utworzono księgę zalaleń, za pośrednictw em której, w szelkie osobiste uw agi z całą sw obodą Zarządow i kom unikowane b yć m ogą i w m yśl 1 artykułu U staw y W arszaw sk ieg o T ow arzystw a C y­

klistów , w ydrukow ano kw itaryusz z rocznem i b ile ­ tami w olnego w ejścia do lokalu T o w arzystw a oraz na w szelkie przez T ow arzystw o urządzane uroczy­

stości. B ile ty te rozesłano przedstaw icielom p ra­

cy, m iejscow ych k o rp o racyi tow arzyskich i t. d.

Od tego czasu też uchwalono w yw ieszanie w lokalu m iesięcznych w ykazów kasow ych, aby członkow ie o stanie funduszów zawsze b y li poin­

form ow ani. Od roku 1886 na torze w yścigo w ym na K o sz y k a c h urządzano sztuczną ślizgaw kę, ab y członkowie jeszcze jed n ą w ięcej m ieli rozryw kę, a zarazem sposobność do w yrab ian ia zręczności

(23)

i siły. D otąd baw iono się na łodzie tylko w dzień, od 1889 roku, bacząc na to, źe w ielu członków za­

jęty ch jest przez dzień cały, T ow arzystw o p o sta­

now iło ośw iecać tor w ieczoram i aparatem pneuma- tyczno-naftow ym system u D a fy . A p a ra t ten w zu­

pełności okazał się odpowiednim .

Z am ykając nasze spraw ozdanie w inniśm y nad­

mienić, że w 1891 roku T ow arzystw o urządziło pierw szy 100 w io rsto w y w y śc ig d ro g o w y, p rzy w ią­

zując do pierw szej n agro d y honorow y tytu ł m istrza ja zd y w elo cyp ed o w ej na K ró le stw o P o lsk ie.

M iecrysław H orodyński.

(24)

C ykliści, stanęli do w y ścig u na zw ykłych d rogo ­ w ych lub sp acero w ych row erach. Z w ycięzcą został p. M ieczysław H orodyński. On to zdobył pierw szy m edal złoty za ioo w io rsto w y, drog-owy w y śc ig i został pierw szym mistrzem jazd y w elo cyp edo w ej ,na K ró le stw o P o lsk ie .

HISTORIA I ROZWÓJ WELOCYPEDU.

W elo cyp ed , na k tó ry dziś patrzym y, ma sw o­

ją h isto ryją w dalekiej przeszłości, bo około dwóch i pół w ieków temu stara norym berska kronika zaznacza w 1633 roku, że zegarm istrz S tefan F a r- fler, zam ieszkały w A ltdorfie, chrom y od urodze­

nia zbudow ał sobie sztuczny w ózek na którym bez w szelkiej pom ocy jeździł do k ościoła i po m ieś­

cie B y ł to jed n ak rodzaj drezyny, k tóra do dziś dnia szczjmi się tak znakomitem zastosow aniem na d rogach żelaznych. W ózek F a rfle ra poruszał się za pom ocą korb i b y ł pobudow any na czte­

rech kołach . T o samo można pow iedzieć o w óz­

ku zrobionym w N orym berdze w 1649 r - Przez H ansa H autsch’a, od któreg'o nabyto przyrząd ten do Sztokholm u dla K a r o la G ustaw a. K ro n ik arze przekazali nam k ilk a opisów takich wózków. Czło­

nek akadem i francuzkiej niejaki р. M. R ich a rd le ­ karz w L a R o c h e lle , zbudow ał w ózek na czterech kołach , k tó ry za pom ocą pedałów b y ł w pro w ad za­

ny w ruch dosyć w olny. N ie pozostali i an glicy w tyle. Joh n Y e w e rs urządził w 1769 r. podróżny

(25)

wózek, k tó ry poruszał służący depcząc p ed ały.

Pan zaś za pom ocą sznurków k iero w ał nim d o ­ wolnie. W szystk ie te usiło w an ia nie d a ły r e ­ zultatów dodatnich. W ózki b y ły ciężkie i w ym a­

g a ły w ielk iej p racy do w prow adzania ich w ruch.

O koło 1808 roku p okazała się w P aryżu m a­

szyna o dwóch drew nianych kołach, połączonych drew nianą belką, na której urządzono siedzenie.

F o rm a tej m aszyny b y ła zbliżoną zupełnie do dzi­

siejszego „ rozoeru“ , w yró żn iała się tem tylko , że brak jej b y ło pedałów i że pierw sze koło nie b yło ruchom e, dlatego m aszyna ta m ogła się po- I uwać po prostej linji. R u ch nadaw ano jej za p o ­ m ocą odbijania od ziemi nogam i. W dziew ięć lat potem, to jest w 1817 r. baron W ilhelm von D rais

M aszyna barona W . von Drais.

(26)

z Manhejmu otrzym ał w e F ra n c y i p rzyw ilej na m a­

szynę bardzo zbliżonego typu do poprzedniej, z tą jednak różnicą, że koło piewsze m iało już ldero- wnik i m ogło b yć dow olnie poruszane. M aszynę tę nazwano w Niem czech „L au fm asch in e“ , w A n ­ g lii „ped estrian -h obb y-h o rse", lub „d an d y-h o rse“ , w e F ran cji otrzym ała miano ,,V elo cip ed e“ k tóra to nazwa trzym a się dotąd jeszcze. W 1818 roku Clarkson ze Stan ów zjednoczonych p o ro bił w tym przyrządzie m ałe popraw ki, ale nieznaczne; daleko w ięcej pod tym w zględem uzupełnił ją L u d w ik Gom pertz (z Su rrey), an glik. On to zastosow ał w niej zębaty lew ar, zakończony półkolem zęba- tem, ja k to w idzim y na rysun ku załączonym . Za pociągnięciem ku sobie ręko jeści, try b y poruszały koło przednie, nad ając mu w ten sposób ruch nie-

W elocyped L u dw ik a Gompertz.

(27)

zbędny. M aszyna ta okazała się ty le n iep rak ty­

czną że za kaźdem poruszeniem trzeba b yło tryb przestaw iać. Ja k k o lw ie k form a m aszyny bardzo się zbliża do obecnego row eru, nie uznano jed n ak i tę próbę za udatną i w krótce m aszyna w yco fan ą zo­

stała z użycia. Mimo znacznych niepowodzeń ja ­ kie napotkały pierw sze ty p y w elo cyp ed ó w , ludzie nie zrażając się, pracow ali dalej nie w iele p o p ra­

w iając ow e m aszyny. N aw et szkot H ew in D al- ssel (f w 1863 r.), d o rabiając p e d a ły do sw ojej ma-

tWelocyped H . D alssela.

szyny, nie stw o rzył tego popraw n ego typu w e- locyp edu , ja k i następnie zaw dzięczam y m echani­

kow i P io tro w i Laliem ent, gd yż m aszyna D alssela zrobiona z drzew a i podobna do dam skiego ro ­ w eru m iała innej konstrukcji w ahadło, ja k to w i­

dzim y na rysunku. W ah ad ła te nie o b racały się, ja k u dzisiejszych row erów , ale w prost k o ły s a ły się ja k b iegun y. W ieść o takim postępie szybko rozeszła się w A n g lii. „ K o ń szotlandzki“ , ja k go zwano pow szechnie zain teresow ał ogół, a b rat w y ­ n alazcy inżynier, rozniósł tę w ieść po E u ro pie, gdzie Sprytniejsi m ajstrow ie poczęli pod rab iać p o ­ dobne m aszyny. D op iero w początkach 1860 roku

3

(28)

pow stał w e F ran cji w elo cyp ed z pedałam i umo- cowanem i do przedniego k oła; ja k m ów iliśm y w y ­ żej w yn alazcą jeg o b y ł P io tr L allem en t w ed ług J . B ło ck a; gdyż w spraw ozdaniu W arszaw sk iego T ow arz. C yklistów powdedziano, że w ynalazł typ b i­

cyk la, raczej pierw szy w elo cyp ed M ichaut fa b ry ­ kant paryzki, k tó ry ną w szechśw iatow ej w ystaw ie w P aryżu przedstaw ił swój w ynalazek. W e lo c y ­ ped ten, ja k przedstaw ia nasz rysunek, b y ł bardzo zbliżony do najnow szego typ u ro w eru i obudził ogólne zajęcie. . P rzyjęto go jed n ogło śn ie i w An- glji, gdzie jednak otrzym ał niepochlebną nazwę

„B o n e S h a k e r“ , to je st kościotłuk. Mimo to po w ystaw ie paryskiej w 1867 roku, ów kościotłuk, w y ra b ian y z drzewa,

szybko zaczął się ro z ­ pow szechniać nie t y l­

ko w e F ran cji i A n- glji, ale naw et w A m eryce. Jeżdżono tak na kościotłuku do 1868 roku, w k tó ­ rym to czasie Mr.

B ro o d fo rd w A m e ry ­ ce otrzym ał p rzy w i­

lej na pierw szą obręcz gum ową, an glik M a­

dison zastosow ał po raz pierw szy stalow e szprych y, a L . R i ­ wier w A n g lji p o ­ czął przy w yrob ie

w elocyp edów zna- B icyk l M ichaut’ a.

c z n i e pow iększać

przednie koło; za nim poszli inni i w ten sposób

(29)

pow stał pierw szy ,,B ic y k l” . Jed n ak że do 1875 roku w szystkie k o ła b y ły w yrab ian e z drzew a i dopiero po 1875 roku zastosowano do nich m etalow ą obręcz i pręty. Zapew nia J . B ło ck w sw ojej m on ogra­

fii .,W elo siped “ , że pierw sza fa b ry k a C onventry M achinists Co. zrobiła w elo cyp ed now ego typu,, Gentleman’s B icycle” , odznaczający się lek k ością chodu, k tó ry pow itano w A n g lji jak o szczyt r o ­ zwoju w elocypedu *). Mimo to n ow y b icy k l m iał jed n ą niepraktyczną stronę. OtrzymawTsz3r w y so ­

kie koło i punkt ciężkości n ieopodal środka, przed­

staw iał w iele niebezpieczeństw a, szczególniej przy szybkiej jeździe z góry, w którym to w yp ad ku ła- łw o można 'było zsunąć się przez koło g ło w ą na ziem ię. W obec tego szybko fab ryk ań ci po w ró ci­

li do dawneg‘0 typu dw ukołow ego, gdzie dwa ró ­ wne k o ła o śred nicy 30 calow ej, są połączone ram ą żelazną, d ały n ow y zupełnie ro w er, a m echanik Dżem s S tarlej zastosow ał w 1877 r. odpow iednią przekładnią. R ów nocześnie też bo w 1876 r. roz­

poczęto w y ra b iać zupełnie bezpieczny trycykl, któ- r jr w późni ej sz}rch czasach zastosow ano do jazd y dla dam i osób starszych. Stw orzono też i inne ty p y w elocypedu , ja k trzykołowdec „ S o c ia b l“ prze­

znaczony dla dwóch jeźdźców , siedzących obok i ,,T an dem “ również try c y k l przeznaczony dla dwóch' jeźdźców, sied zących jeden za drugim ; zastosow ano do dw ukołow ca, (roweru) reso ry i gum y dęte, k tó ­ re następnie zam ieniły się na napełniane pow ie­

trzem za pom ocą odpow iedniej pom pki. G um y te

*) Dane wzięte ze Sprawozdania kom itetu Tow arzystw a C ykli­

stów za rok 1889.

J . B ło ck w swojej książce „W elosiped" podaje za pierw ­ szego wynalazcę w ózka Blanscharda. M yli się w tem jednak.

(30)

nazwano pneumatycznemi. Znakom ite w ykończenie w elocypedu , b ie g lekki i nie m ęczący jeźdźca następnie w ielk ie przyw ileje szybkości, ja k ie mo­

żna o sięgnąć na dobrych m aszynach, tania, h y g ie - niczna i szybka lolckomocja, coraz to nowe po la o d k ryw ają dla w elocypedu. N ajw iększy kon ser­

w atysta, zdecydow any sceptyk uznać musi o g ro ­ mne znaczenie tej m aszyny i zgodzić się na to, że w elo cyp ed ludzkości odda ważne, usługi i w k ró ­ tce stanie się rzeczą niezbędną w zw y k łych na­

szych stosunkach..

Ju ż dziś w A n g lji, a w szczególności w L o n ­ dynie doznał on szerszego zastosow ania. N a pocz­

cie i w red akcyjach pism zaopatrzono się w try- cyk le z skrzynki w k tórych z łatw ością można przewozić listy, g a zety i p rzesyłki, a robotnik lon­

dyński, p ła c ą cy duże pieniądze za kom orne w d ro ­ gich środkow ych dzielnicach Londynu, dziś m ie­

szka sobie daleko po za jeg o obwodem i z m ałą stratą czasu zawsze znajduje się na m iejscu. O sią­

gn ął przeto człow iek p racu jący przez zastosow anie row eru tańszy i w ięcej higien iczn y lo k al w śród pól i ogrod ów za miastem, a ja k dla płuc narażo­

nych na ciężkie w yziew y fabryczne, to bardzo ważne i pożądane.

Zdaje się nam, że w elo cyp ed w p łyn ie z czasem i na c a ły ustrój m iast naszych, które p rzyb io rą zu­

pełnie inny charakter, gd yż w m iejsce ścieśn io­

nych ulic po za m iastem utworzą się całe szeregi w illi w śród lasów i ogrodów , gdzie po biurow ej p racy lekko, bez zmęczenia będzie m ógł pow rócić każdy ojciec rodziny. W szak ja d ą c w olno, 3 m i­

nuty w iorstę, tyleż stracim y czasu na przejazd do

(31)

Czerniakow a, co przechodząc z placu Zygm un­

ta na P la c T rzech K rz y ż y .

T rzeba w ięc przyznać, że w elo cyp ed ma ra ­ cją bytu i w k ró tce stanie się niezbędną potrzebą każdego u cyw ilizo w an eg o człow ieka.

100 w iorst na Cyklu.

R e z u lta ty w y ścig u 100 w io rsto w ego, urządzo­

nego 14 S ierp n ia na K rak o w sk im trakcie przez na­

sze T ow arzystw o C yklistów , są dotąd przedm iotem cią g łych dyskusji zarówno w śród ludzi, interesują­

cych się tym sportem dla sam ego sportu, jak o też w śró d tych, którzy stan zdrow otny i. rozw ój sił fizycznych m łodzieży żywo do serca biorą.

S k łan ia to nas do przedstaw ienia przebiegu i rezultatów w yścigu tego nieco dokładniej i szczegó­

łow iej niż to dotąd spraw ozdania dziennikarskie uczyniły, zwłaszcza zaś, że w spraw ozdaniach tych znalazły się błędne inform acje, które obecnie na pod staw ie raportów kontrolerów , rozstaw ionych wzdłuż przebytej drogi,sprostow ać jesteśm y w stanie.

W y śc ig o d b y ł się, ja k w iadom o, na przestrzeni o k rąg ły ch 100 w iorst, od 8-ej za ro g a tk ą do 12-ej w B ro n iszew ie za G rójcem . Stan ęło jeźdźców 21, wypuszczono ich o godzinie 7 m. 54 selc. 49, ja k zaś w rócili o tem z m ałem i błędam i, nieunilcnione- mi w naszych dziennikarskich wzm iankach, już do­

kładnie poinform ow ani jesteśm y. P o w ied zm y w ięc

(32)

tylko , że p ierw szy dojechał do m ety o g-. 12 m. 40 sek. 37 (w godzin 4 m. 45 s. 48), ostatni o g. 3 m. 14 (W godzin 7 m. 19),

Przodow nictw o w biegu, w b rew tw ierdzeniu spraw ozdaw ców , kilkakrotnym ulegało zmianom.

Zaraz na pierw szej kontroli notują jak o pierw szego p. S tan isław a L ep p erta, k tó ry pod Sękocinem ustę­

puje m iejsca p. Skrodzkiem u. Ten przoduje na przestrzeni 14 w iorst aż pod T arczyn. T u w ysu ­ nął się naprzód p. P a w e ł Holtz i prowadził bieg bez przerwy na przestrzeni 12 wiorst. Przez ten cały czas usiło w ał go sforso w ać na rzecz następnego jeźdźca p. Żem liczka, czego jed n ak dopiąć nie po­

trafił i ostatecznie daw szy za w ygran ę w T arcz y ­ nie pozostał w ty le o kilkan aście minut. Od 2Ł-ej wiorsty biegu począwszy przez całą drogę, tam 1 z po­

wrotem wszystkie kontrole notują p . Hcltza na pierw - szem m iejscu i dopiero na fatalnym bruku raszyń- skim daje on się w yprzedzić drugiem u z kolei.

P rz y dojeżdżaniu do m ety, na tak zwanym „finish’u” , w szystko zależy od um iejętności tak zw anego u nas

„spu rto w an ia“ .(? po fran. ,,enłevage“ ), p o legającego na pew nym sposobie szybkiego zarabiania nog-ami, k tó reg o na odpowiednich przyrządach „trainin g- m aszynach“ specjalnie uczyć się trzeba. Jeź d ź cy po w yścigach europejskich jeżdżący, sztukę tę do w ielkiej doskonałości doprow adzają: w naszym am a­

torskim klubie nikt jej nie umie. T o też na krótkim dystansie oddzielającym pierw szych dwóch jeźdź­

ców od m ety p. Holtz, nie posiad ając tej sztuki, straconego m iejsca odzyskać już nie m ógł. D ojeż­

dża do m ety o 102 sekundy po pierw szym , co stanow i na 100 w iorstach różnicę szybkości je d n e j sekundy na wiorście !

R ó w n ież błędnem jest tw ierdzenie sp raw o z­

(33)

d aw cy, że rezu ltaty w y śc ig u „sp raw d ziły w zupeł­

ności p rz e w id y w a n ia sportsm enów “ .

Śm iem tw ierdzić stanowczo, źe przew id yw ać coś podobnego m o g ły ch yb a te tylko o sob y (nb.

nie z k atego rji sportsm enów bynajm niej), które znały i w y p ró b o w ały uprzednio zalety konstrukcji m aszyn przyjezdnych jeźdźców i na tej znajom ości pew ność naszej przegranej o p ierały. D la innych zaś rezultat b y ł niespodzianką. I bynajm niej nie przecenianie sił w łasnych lub zaściankow a zarozu­

m iałość b y ły przyczyn ą tego zawodu. Przeciw n ie, ja k to zaraz zobaczym y, m ieliśm y i m am y jeźdź­

ców w ybo rn ych , s iły dobre, na które w każdym w y śc ig u am atorskim liczyć można.

P rzyjrzyjm y się szczegółow o jeździe pojedyń- czych jeźdźców:

T a k przedew szystkiem , w ybo rn ie, znakom icie jec h ał p . Franciszek Ciecliómski. D laczego b y ł u m ety czwartym , odpow ie łatw o każd y cyk lista z różnemi typam i m aszyn obeznany, k tó ry dnia tego b yt na szosie w y śc ig o w e j. P . Ciechom sld m iał b icy k l w ysoki, o śred n icy 48 cali, a przy n iesłych an ie silnym w ietrze południow ym , w prost jeźdźcom przeciw nym , to jedno tłóm aczy je g o opóźnienie. Opór w iatru je s t przedew szystkiem w stosunku prostym do po­

w ierzchni, k tórą przedstaw ia jeździec: to raz. Po- w tóre, m niejsza lub w iększa siła oporu zależy, w e ­ dług- praw m echaniki elem entarnej, od d ługości ra ­ m ienia d rąga, na k tó ry działa. Otóż z obu tych w zględów w yso k i b icy k l przy w ietrze silnym jest stanowczo i dotkliw ie upośledzonym w porów na­

niu z innym i typam i maszyn. Ju ż w zeszłorocznym w y śc ig u naszym , szosow ym zw racano na tę oko­

liczność uwag-ę sędziów . Pom im o to p. Ciechom ski, w yjech aw szy z pół m ety o godzinie 10 min. 56

(34)

staje u startu o g. 12 m. 59 ja d ą c o 2 min. 27 sek.

mniej od pierw szego jeźdźca. P rzejech ał 011 zatem 50 wiorst w 2 godziny m inut trzy, czyli z szybkością przeciętną 2 m. 27 sek. w iorstę. Je s t to na tej prze­

strzeni szybkość największa ja k iej nie o siągn ął ża­

den inny jeździec (p. Holtz na 100 w io rstach w y ­ k azał szybkość 2 m. 52,5 sek. a na 50—2 m. 32 sek.).

Czas p. C iechom skiego możem y śm iało uznać jako nasz 50-wiorstówy rekord. T o też m ija on w po­

w ro cie dwóch najlepszych jeźdźców i nie w iedząc o tem najeżdża .p raw ie na p. Zem liczkę.

N iefortunne odezw anie się k tó reg o ś z kon­

trolerów , k tó ry mu oznajm ia fałszyw ie, że pozostaje o 18 minut w ty le za poprzednim jeźdźcem , znie­

chęca go już przy końcu i to w chw ili g d y p. Żemlicz- ka odpoczyw’a w aptece tarczyńskiej. P o trzeb a w idzieć w jakim stanie psychicznym znajdują się jeźdźcy na szosie, ażeby zrozumieć doniosłość każ­

dego dobrego słow a w porę w ypow iedzian ego.

N aodw rót zaś każde zniechęcenie zaszkodzić w iele może tam, gdzie w szystko na sile nerw ow ej jeźdźca polega.

W rezultacie p. Ciechom ski dojeżdża pomimo to tylko o 89 sekund po poprzednim jeźdźcu, w y je ­ chawszy po nim z pół m ety praw ie o pół godziny później i to pomimo n iesłych an ie um iejętnego,

„e n le v a g e ’u “ p. Zem iiczki przy starcie.

N ie m ów iąc już o p. Holtzu, k tóry dał dowód już n ietylko siły fizycznej, ale poprostu n iesłych a­

nej w ytrw ało ści nerw ow ej, w ytrzym aw szy i zw ycię­

żyw szy na takiej przestrzeni natarczyw e fo rso w a­

nie jeźdźca, z innych naszych jeźdźców w spom nij­

m y jeszcze o pp. M ieczysław ie H orodyńskim i Zajdlu.

P . H orodyński je c h a ł równo i spokojnie, jak

(35)

na w ytraw n ego jeźdźca przystało. Z w y g lą d u jeg o na półm ecie dobrześm y sobie w różyli. T eraz do­

piero, m ówiono, pokaże i rozw inie sw oje s iły . B y ł tam piątym o 10,45, ^ecz spokój i b ra k w szelkich oznak zmęczenia korzystnie go w y ró ż n ia ły od zde­

n erw ow an ych poprzedników . S ta ł minutę, zarzą­

dzając czyszczeniem i opatrunkiem m aszyny.

P . H orodyńskiem u czyściłem łańcuch na 50 w io rście. T u dopiero przekonać się można b yło o w ielk iej doniosłości przy takiej pogodzie ow ych pudeł z oliw ą, w które zam knięte b y ły łańcuchy jeźdźców przyjezdnych. P rz y silnym w ietrze, łań­

cuchy zalepione i zasypane kurzem, w y sy c h a ły ja k atram ent pod piaskiem . D od ajm y do teg o , dość znaczny ciężar m aszyny, nieodpow iedni do w y ścig u system o b ręczy gum ow ych (b y ły to C lin ch ery — w ybo rn e dla turystów , lecz nie na w y śc ig szoso­

w y) — a zrozum iem y dlaczego nasz najlepszy jeź­

dziec zeszłoroczny stanął piątym u m ety. Sw oją d ro g ą zrobił sw oje 100 w io rst w godzin 5 min. 8 sek. 10, b ijąc o 38 minut swój w łasn y reko rd zeszło­

roczny.

P . W ła d y sła w Zajdel b y ł czw artym na p ó ł­

m ecie. W yjech a w szy o godz. 10 m. 39 w ziął trze­

ciego (Żem liczkę) pod Tarczynem . N a przestrzeni 11 w iorst (od 32 do 21) je st trzecim z kolei, trzy­

m ając tem po w yborn e. D opiero pod Sękocinem w skutek najechania na szklankę rzuconą przez k o ­ go ś na szosę, psuje gum ę w m aszynie i z pękniętą obręczą dojeżdża 6-tym do m ety w godzin 5 min.

15 sek. 19.

A ż e b y nie m yślano, źe jakim ś szczególnym fa ­ talizm em pragn iem y w ytłó m aczyć niepow odzenie naszych jeźdźców , przejdźm y w reszcie do faktów ujętych w cyfro w e w yrazy.

(36)

C ie k a w e m je s t, n a p r z y k ł a d , p o r ó w n a n i e j a z d y t y c h ś c i g a ją c y c h się, k t ó r z y i w r o k u ze sz ły m i o b e c n ie d o b i e g u s ta w a li. P o m i m o , iż d y s t a n s ze s z ło ro c z n y o 3 w io rs ty o d o b e c n e g o b y ł k ró ts z y (od W a w r a do G a r w o l i n a ę ó f w i o r s t y ) czas p r z e ­ ja z d u w s z y s tk ic h b y ł o w i e le dłuższy. T a k , m i a ­ n o w ic ie , je c h a li:

w r. 1891 W r. Ii892 R ó ż n i c a .

g- ra. s . g- m. s. g- m. s.

H o r o d y ń s k i 5 46 30 5 8 10 38 20 T c h i n k e l 5 47 10 5 32 1 2 . 14 58 Z ajd e l 6 7 37 5 15 19 52 18 C i e c h o m s k i 6 8 18 5 4 1 1 1 4 9 L e p p e r t 6 41 56 5 42 41 — 59 15 P u c h a l s k i 6 54 24 6 40 — — 14 24 S k u lsk i 8 48 — 5 57 — 2 51 •—

d e L a v e a u x 8 23 — 5 24 49 2 58 1 1 G r a b o w s k i nie dojechał 7 10 ■

U w s z y s tk i c h w ię c j e ź d ź c ó w ró ż n ic e , j a k w i­

d zim y, znaczne n a k o r z y ś ć t e g o r o c z n e g o b i e g u . L e c z p r o w a d ź m y p o r ó w n a n i e dalej:

Z 21 jeźdźców , s ta ją c y c h do w y ś c ig u w r o k u zeszłym , t r z e c h z a le d w i e d o je ż d ż a w cz asie m n ie j­

szym o d 6 g o d zin (H o ro d y ń s k i, T c h in k e l, P i e t r u ­ szew ski), o b e c n i e p r z y tej sam ej liczb ie d o je ż d ż a w t y m cz asie 14-stu, i w tej liczbie z n a s z y c h człon­

k ó w p p . C ie c h o m s k i, H o r o d y ń s k i , H o ltz , L e p p e r t , de L a v e a u x , R o d z i e w i c z , S k ro d z k i, S o m m e r, S u li­

k o w sk i, T c h i n k e l, Z a jd e l o ra z p. Teofil S k u lsk i z l ic z b y n ie c z ło n k ó w z W a r s z a w y .

O tóż czas t e n u w a ż a n y j e s t w e F r a n c ji, n a ­ p rz y k ła d , za n o r m ę d o b re j j a z d y a m a t o r s k i e j, a U n io n Y ó l o c i p e d i ą u e d e F r a n c e w y d a j e sp e c ja ł-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Prostownikami są nazywane układy energoelektroniczne, służące do przekształcania napięd przemiennych w napięcia stałe (jednokierunkowe). Z reguły są zasilane

potwierdzającego jego tożsamośd i obywatelstwo. Wniosek o wpis do ewidencji podlega opłacie w wysokości 100 złotych, a jeżeli wniosek dotyczy zmiany wpisu opłata wynosi 50

Ponieważ trudno jest podad długości fal zawartych w przebiegu impulsowym, wygodniejsze jest przyjęcie zależności od czasu. Jeżeli czas rozchodzenia się fali napięcia

O zmiany złych ustaw się dopominają, Pod zielone sztandary się zaciągają.. Nie stałem na uboczu potoku tego Co zmywał brudy i ciągnął

O co poprosił pilota Mały Książę, gdy spotkali się po raz pierwszyb. ,,Proszę cię, narysuj

Oznaczenie składa się z symbolu IP oraz dwóch cyfr, z których pierwsza dotyczy ochrony ludzi przed dotknięciem części pod napięciem i części ruchomych, a druga ochrony

Globocnik był po prostuj gorliwym wykonawcą dążeń Himmlera, który wbrew intencjom Franka uważał, że siły policyjne nie powinny podlegać administracji,

Jeśli chcesz się podzielić swoją opinią, to napisz mi i wyślij ją na adres jerzysowa.jr@gmail.com Nie jest to jednak obowiązkowe. KONSULTACJE: Jeśli chcesz porozmawiać na